Dach
AutorWiadomość
Dach
Na dach wagonu prowadzi gruba linowa drabinka zwijana pod okapem na stalowym haku; lekko zaokrąglony nie daje dużej przestrzeni, ale pozwala zaznać chwili samotności, uwolnić się od zgiełku i odseparować od cyrkowej komuny. Lepiej widać z niego krajobraz Areny - a nocą też gwiazdy migoczące na niebie nad cyrkiem. Powierzchnia dachu jest drewniana, gdzieniegdzie lekko zamszona i podpróchniała, ale stabilna. Znacznie wygodniej jest wziąć ze sobą koc.
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Otworzył kompas, wpatrując się w jego igłę, obracała się wokół osi jak szalona, nie mogąc znaleźć właściwego bieguna. Znajdował się pod nim, w jego wagonie - igła wyraźnie to wskazywała, kiedy był na dole. Ale i teraz, kiedy przechylał jego drobną tarczę i ustawiał prostopadle do dachu, dostrzegał ten kierunek wyraźnie. Kompas znalazł się w jego rękach przypadkiem, parę dni temu wykradziony na rynku z cudzej kieszeni razem z kilkoma knutami. Wydawał się cenny, jego naturę zdradził mu czarodziej zajmujący się świstoklikami na Arenie - znał się na takich dziwnych mechanizmach. I nie tylko. Nie musiał zastanawiać się długo nad tym, co z nim zrobić, Marcel wciąż nie miał prezentu dla Jamesa. Zastanawiał się nad kradzieżą słodyczy albo słodkiego owocu, ale to było dużo lepsze. Pozwalało przynajmniej w części odkryć na nowo dawny, pogrzebany już świat.
Na kolanie nakreślił parę zdań. Trochę nie wiedział, jak się za to zabrać, pierwszy raz wysyłał mu list zamiast po prostu przyjść i po prostu być. Ale czasy się zmieniały, oni się zmieniali, a ten dzień James powinien spędzić z rodziną. Może dałby się wyciągnąć wieczorem na piwo? Pewnie chciał wypić je z Thomasem. Chciałby, żeby to wyglądało inaczej. Najbardziej, stary byku, chciałbym ci życzyć szczęścia. Takiego prawdziwego, nie udawanego, który budzi ten rodzaj szczęścia, co wygrany mecz w szkole. Czy myślisz, że jeszcze kiedyś będziemy się śmiać i cieszyć w ten sposób? Gdyby tylko potrafił ująć swoje myśli w słowa tak ładnie, zapisana na kolanie kartka zapełniała się nonsensem i zakreśleniami. Gotową wyciągnął przed siebie i parę razy nią powachlował, chcąc przyśpieszyć wyschnięcie atramentu. Dotknął go w jednym miejscu, rozmazując opuszkiem palców, by kilka chwil później powtórzyć ten gest upewniając się, że tym razem tusz był już zaschnięty. Nie złożył kartki ładnie, na jej środku położył kompas i zawinął go kilkakrotnie, na koniec przewiązując sznurkiem wędliniarskim skradzionym z kuchni. Tak przygotowaną paczuszkę uwiązał do nóżki kręcącej w pobliżu kozły sowy, wypuszczając ją w znajomą drogę.
Znajdź go, Żonglerze, pożegnał go smętną myślą, po czym otworzył leżącą obok butelke ognistej whisky i uniósł w toaście wzniesionym z samym sobą.
- Twoje zdrowie, Jim - rzucił w przestrzeń, pociągając łyk z gwinta.
kontynuacja tu
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
Dach
Szybka odpowiedź