Szklarnia i oranżeria
AutorWiadomość
Szklarnia i oranżeria
Na tyłach domu zbudowane zostały dwie szklane budowle - jedną z nich jest oranżeria. Przeznaczona dla najegzotyczniejszych roślin, którym nie sprzyja angielski klimat. Sprowadzane z całego świata są dumą i chlubą Flintów, którzy uwielbiają spacery kamiennymi ścieżkami pośród interesującej flory. Gdzieś w oddali słychać szum skapującej wody z ozdobnej fontanny, a dla zmęczonych zbudowane zostały niewielkie ławeczki, idealne do odpoczynku po długich spacerach.
W szklarni posadzono rośliny hodowlane, głównie na ingrediencje do eliksirów czy kosmetyków. Jest ogromna, bo to w tym miejscu członkowie rodziny dbają o swój towar eksportowy. W ten sposób posiadają dostęp do wszystkiego, nawet podczas mroźnych zim.
W szklarni posadzono rośliny hodowlane, głównie na ingrediencje do eliksirów czy kosmetyków. Jest ogromna, bo to w tym miejscu członkowie rodziny dbają o swój towar eksportowy. W ten sposób posiadają dostęp do wszystkiego, nawet podczas mroźnych zim.
w zdrowiu i chorobie
trzynasty września pięćdziesiątego ósmego
Mrok spowił Anglię, brakło powietrza i odwagi, by niekiedy spojrzeć tej prawdzie prosto w głębię oczu. Minął miesiąc, wydawałoby się, że każda sekunda zbliżała ich do ratunku, ale nie było widać końca zniszczenia. Gdy Corbenic strategicznie z pomocą Ministerstwa walczył z różnorakimi siłami — od pożarów, przez gejzery i duszący pył — Charnwood spotkało się z wprost mrożącym krew w żyłach scenariuszem, w którym uderzenie przygniotło niemalże całą wioskę, nie pozwalając ujść sucho ani jednej, skromnej, żywej duszy. Tutaj, gdzie nabierały chwili odpoczynku, mogła sobie pozwolić na swobodę. Z twarzy uciekło zapracowanie i wściekłość, którą niosła na myśl o utracie możliwości poślubienia ukochanej osoby, coraz bliższa była jej myśl, że zbiegi okoliczności zbyt często przybierają natomiast postać lorda Yaxleya. Swoista obojętność gościła na kobiecych ramionach, uśmiech złagodzenia obejmował twarzy lady Flint, której przyglądała się z zaciekawieniem. Jak ona, jako matka, przeżywała ten czas? Jak bardzo jej drobne ciało musiało objąć przerażenie, w którym nie los jej, ale los jej i latorośli odgrywał główną rolę? Czy było cokolwiek boleśniejszego, a jednocześnie silniejszego, niż chęć walki o dobro potomstwa? Z jednej strony nie była w stanie tego zrozumieć, daleka wizji zostania matką; druga strona medalu ukazywała głębokie zrozumienie, wprost czułość wypisaną na twarzy blondynki. Rozmawiały tu już od kilku dobrych godzin, damom jednak nigdy nie brakło tematów do rozmów. Były godnymi towarzyszkami, bo choć były wpisywane w archetyp żon i matek (obecnych i przyszłych) to jednocześnie niosły na ramionach bagaż zainteresowań i wiedzy, którymi mogły wspierać cały mechanizm budowania stelażu rodziny. Nie tylko jako szyja, co wręcz niczym cały rdzeń kręgowy skryty w kostnych strukturach kręgosłupa.
— Jak się czujesz, Connie? Byłaś wtedy bezpieczna? — Tej nocy, trzynastego sierpnia, gdy ich świat runął. Gdzie wtedy była? Co wtedy czuła? Wspomnienia Elfiego Szlaku dobrały się do myśli półwili i wepchnęły ją w coraz to głębsze obawy. Do teraz pamiętałą ból upadku, nagłą ciemność i uczucie najróżniejszych robaków, które wędrowały po jasnej skórze. Pamiętała lęk, pamiętała poczucie, że jest bliżej tego, co nieuchronne w żywocie każdego czarodzieja. Pamiętała łzy, ból, krew spływającą z ubrudzonej ziemią rany, tęsknotę za domem i to, o czym myślała tuż przed nocą spadających gwiazd.
Zemsta. Czy właśnie wizja katorgi, jaką sprowadziłaby na ponoć zmarłego oprawcę, była powodem losu, który ją spotkał? Doprawdy, czy właśnie to sprawiło, że poznała smak ziemi po raz drugi? Zgorzknienie opadło na pełne usta młodej czarownicy, na chwilę zmarszczyła brwi w poszukiwaniu odpowiednich słów.
— Mam nadzieję, że byliście bezpieczni... nie wyobrażam sobie, by twój syn musiał to przeżywać. — Był przecież ledwie dzieckiem, a Constance była młodą kobietą, której ramiona obciążono odpowiedzialnością. Dłoń, którą trzymała splecioną z ramieniem bliskiej damy, lekko ścisnęła fragment jej ręki. W spokojnym spacerze po oranżerii upatrzeć mogły chwilę na nostalgię.
— Wybacz, jeśli nie chcesz o tym rozmawiać, zmienimy temat...
ogień, morze i kobieta - trzy nieszczęścia.
Imogen Yaxley
Zawód : dama, poliglotka, tłumaczka języka rosyjskiego
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
rozpalasz ogień, niech płonie
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
nie mógłby żaden z nich temu
zapobiec
OPCM : 2
UROKI : 2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 9 +8
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Półwila
Neutralni
Ciemność ogarnęła Charnwood , ciemność, która w coraz brutalniejszy sposób zaciskała swoją macki zarówno na jej umyśle jak i na sercu. Całe ciało krzyczało "Dlaczego nas nie ostrzyżono! Po co ta wieczna troska o dobre relacje z centaurami skoro zawiedli nas w tak ważnej chwili! ". Mieszanina gniewu, strachu i cierpienia jeszcze nie pozwoliły zrozumieć, że pewnych rzeczy po prostu nie da się przewidzieć i nie da się uniknąć. Zamykając oczy wciąż widziała tę okropną scenę gdy na środku jednej z wielkich rodowych sal, stworzono wysepkę dziecięcych łóżek. Małe postacie kuliły się pod kołdrami, próbując za wszelką cenę uciec w dobrze znaną krainę snów. Wokół tej iluzorycznej, bezpiecznej przystani stały one, matki z rodu Flint. Długie białe palce ozdobione lodowymi klejnotami zaciskały się na różdżkach gotowe stanąć w obronie tego co było najważniejsze. Mężczyźni ruszyli do wiosek i miast próbując ratować co się da, a one miały jedno zadanie stać i chronić przyszłość z rodu. Kolejne wstrząs, kolejny błysk, który przedzierał się nawet za zasłoniętych kotar. Mimowolnie każda z nich zaciskała pierścień tworzący tarczę, która przecież i tak nie była w stanie ochronić ich przed tym co działo się na zewnątrz. Po wielu godzinach nastała cisza a one trwały na swoich stanowiskach bojąc się że jeżeli zrobią choć krok, to opadną na ziemię i już nie będą w stanie się podnieść. W końcu nastał nowy dzień, potężny dwór stał nienaruszony, mogły odetchnąć. Dzieci odesłano do komnat, próbując stworzyć dla nich namiastkę normalnego codziennego życia. Mimo to Constans wciąż budziła się gdy tylko usłyszała drobny szmer na korytarzu. Obawiała się, że to jedno z jej dzieci wybudzone przez koszmary minionych dni w ciemnościach szuka ratunku. W końcu i one nie wytrzymała. Żal ściska jej serce gdy tylko pomyślała, że jej mały chłopiec musiał wybiec ze swojego pokoju krzycząc, że trzeba ratować jego matkę bo ta leżała na ziemi nie będąc w stanie się podnieść, nie będąc w stanie nawet na niego spojrzeć. Po tym co przeszła, potem co stało się w całym hrabstwie nikt nie miał do niej pretensji, że uległa chorobie. Pomimo to Constans czuła, że zawiodła, okazała się słaba. Właśnie dlatego gdy tylko było to względnie bezpieczne ruszyła na ulicę zniszczonych miast, do wielkich rozstawionych namiotów gdzie krzyczący z bólu i rozpaczy ludzie prosili o pomoc, o to, by ich uleczyć ale częściej o to by po prostu skrócić ich męki. Biegała pomiędzy prowizorycznie stworzonymi łóżkami pozwalając by jej białe dłonie i piękne stroje zniknęły pod plamami krwi i brudu. Trudno powiedzieć czy to nierówna walka z rzeczywistością pozwoliła jej przetrwać, czy może jedynie pogłębiała złe stany zdrowia. Jedno wydawało się oczywiste jeśli sytuacja się nie uspokoi to nawet najlepsze eliksiry w niczym tu nie pomogą. Dowodem była wciąż utrzymująca się bladość i zmęczenie, które nie zawsze była w stanie ukryć. Dlaczego więc nie zrezygnowała z wizyty młodej lady Travers? Nie chciała przecież dopuścić do sytuacji, w której ta dobra dusza by się o nią martwiła. Ale ich rozmowa przebiegała w tak piękny, delikatny i niewymuszony sposób. Przez chwilę Constance czuła się tak jakby okropieństwa ostatnich dni nie miały miejsca. Może ten okruch normalności zadziała lepiej niż kolejny eliksir. Nawet gdy Imogen nawiązała do ostatnich wydarzeń Constans przyjęła to bardzo spokojnie. Wiedziała, co należy zrobić wiedziała , że informacje o zniszczeniach w Leicestershire dość szybko rozprzestrzeniły się po całym kraju i prędzej czy później mogą zostać wykorzystane przeciwko Filntom. Ujęła dłoń młodej przyjaciółki i delikatnie pogładziła ją opuszkami palców. – Jestem wdzięczna za twoją troskę moja droga. Jak widzisz mam się dobrze. Charnwood przetrwało w nienaruszonym stanie. – W jej głosie pojawiła się autentyczna czułość wobec starych murów. Już od wielu lat był to przecież jej dom i nawet jeśli to York ją wychował to właśnie tutaj miała już na zawsze zostawić swoje serce. – Mało kto tak dobrze jak Flintowie wie, jak okrutna potrafi być natura. Przetrwamy, jak zawsze.- Choć umysłem Connie wciąż targała niepewność zmieszana ze strachem to wbrew jej naturze byłoby okazywanie tego w sposób jawny. Nawet przed kimś, kto byłby jej równie bliski jak Imogen. Zresztą Constance od zawsze, choć nieco mylnie była określana optymistką. Wszystko po to, by wprowadzić drobną iskierkę światła, która w końcu zmieniłaby się w blask, któremu nic nie było w stanie zagrozić.
- Był bardzo dzielny. - Kiwnęła potakująco głową dla podkreślenia swoich słów. - Starał się zajmować zarówno mną jak i siostrą i swoimi kuzynami. - Lekko uniesiony kącik ust jasno wskazywał na dumę z pierworodnego dziecka.
- Był bardzo dzielny. - Kiwnęła potakująco głową dla podkreślenia swoich słów. - Starał się zajmować zarówno mną jak i siostrą i swoimi kuzynami. - Lekko uniesiony kącik ust jasno wskazywał na dumę z pierworodnego dziecka.
Szklarnia i oranżeria
Szybka odpowiedź