Baldric Rowle
Nazwisko matki: Black
Miejsce zamieszkania: Beeston Castle
Czystość krwi: szlachetnie czysta
Status majątkowy: bogaty
Zawód: rodowy rachmistrz, zarządca kasyna
Wzrost: sto siedemdziesiąt osiem centymetrów
Waga: siedemdziesiąt pięć kilogramów
Kolor włosów: czarny
Kolor oczu: piwny
Znaki szczególne: rozłożona po całych plecach sieć blizn nabytych przed wkroczeniem w dorosłość
9 cali, zitanowe drewno, rdzeń z łuski kappy
Slytherin
-
moje ciało zamarłe niczym kamienny posąg
duszną wonią palonych ziół idealnie komponującą się z lekkimi perfumami o różanej nucie
stosy złotych galeonów, które wypełniają rodową skrytkę
ciągami liczb, finansowymi zależnościami
tylko sobie
jeżdżę konno, chwytam za szpadę, karty lub kości
muzyki klasycznej
Milo Ventimiglia
I was born to make the world shatter
and shake at my fingertips.
Pierwszy jego oddech został przypłacony ostatnim tchnieniem matki. Te narodziny, jak i złączona z nimi ściśle śmierć obciążonej chorobą genetyczną lady, były nieuniknione, bo podyktowane żelazną zasadą spełnienia szlachetnej powinności. Wydanie na świat kolejnego potomka Rowle’ów pozostawało sprawą wielkiej wagi, zaś ewentualna strata wżenionej w ród damy była akceptowalna, a nawet wyczekiwana z racji jej słabego zdrowia. Dochowano wierności rodowym tradycjom, dobro kobiety zostało poświęcone, aby powołany do życia syn wielkiego rodu mógł zacząć obcować ze śmiercią tak jak inni jego krewniacy. Marcus Rowle przywitał pierworodnego na świecie imieniem Baldric, niechętnie biorąc go na ręce i niezbyt przejmując się faktem, że trzyma w nich własnego dziedzica. Wcale nie opłakiwał zmarłej żony, prawdopodobnie nie poświęcił jej ani jednej myśli, jak również nie zamierzał przez kilka najbliższych lat zaprzątać sobie głowy synem. Oddany do wychowania piastunce Baldric nie zaznał zbyt wiele ciepła, jednakże nie był całkowicie pozbawiony rodzicielskiej opieki. Duch matki krążył przy nim zawsze wtedy, gdy w pobliżu nie było nikogo innego, dlatego wszystkie rozmowy prowadzili w zaciszu dziecięcej sypialni. Czułym głosem szeptała mu o gwiazdach, zapisanej w niej przeszłości i przyszłości, o historiach tak dawnych, że aż prawie całkiem zapomnianych. Tylko jej blada sylwetka przybywała, kiedy ze snu wyrywały go dziwne sny i to ona jedna dociekała ich znaczenia. Za jej radą nie mówił o nich nikomu innemu, jak i nie wyjawił prawdy o jej nienamacalnej obecności.
Narzucona izolacja nie mogła trwać wiecznie, a ojcowskie spojrzenie musiało wreszcie go dosięgnąć. Zainteresowanie rodziny wzbudził w chwili, gdy po raz pierwszy zamanifestował własną magię. Gniew narastał w nim stopniowo, przybierał z każdym dociekliwym pytaniem opiekunki o to co lubi robić podczas jej nieobecności, lecz eksplodował wówczas, gdy ośmieliła się spytać z kim zdarza mu się rozmawiać wieczorami. Dziecięcy umysł uznał tę ingerencję nie za dowód troski o jego poczytalność, lecz za próbę odebrania mu tego, co było dla niego najbardziej cenne. Nagły zryw niewidzialnej siły odrzucił od Baldrica wszystkie przedmioty oraz jego opiekunkę, która z impetem uderzyła w ścianę. Od tego momentu zaczęto organizować mu pierwsze lekcje etykiety i literatury, do których z czasem dołączyły kolejne – jazda konna, szermierka, łucznictwo. To była najwyższa pora, aby wyrosnąć z niezrozumiałych snów, choć nie potrafił ich od siebie w żaden sposób przepędzić.
Był dzieckiem cichym i wycofanym. Utrzymywanie odpowiedniego dystansu zdawało się najbardziej adekwatną strategią wobec żywiołowego rodzica. Gołym okiem widać było odmienność ich temperamentów. Marcus Rowle był ognistym wirem, Baldric z kolei zdawał się lodową bryłą. Zbyt cichy, zbyt spokojny, lecz przynajmniej nietchórzliwy i bystry. Sumienność przy naciąganiu cięciwy i trzymaniu szpady nie była jednak wystarczająca dla niecierpliwego ojca. Każdy upadek z grzbietu rozjuszonego wierzchowca czy nieprecyzyjne wyprowadzenie ciosu karane było przynajmniej kilkoma uderzeniami rózgi. Wymierzona kara nigdy jednak nie wyrywała z gardła krzyku i z rzadka wyciskała bezdźwięczne łzy. Opanowanie Baldrica czyniło go posłusznym, lecz paradoksalnie to właśnie ono uznane zostało za jego największą przywarę, ponieważ ojcowski wzrok poszukiwał w synu znamion podobnego narwania, jakim sam się cechował. Być może właśnie ta potrzeba zadecydowała o tym, iż wziął sobie kolejną żonę i znów padło na damę zbyt delikatną, aby długo wytrwała w surowym zamczysku. Macochę powitał z dużą rezerwą, zmuszony spoglądać na nią podczas posiłków dzielonych przy jednym stole. Ani razu jej nie uchybił, choć nie było to łatwe, gdy po powrocie do swojej komnaty komentarze matczynego widma na temat nowej lady Rowle nie ustawały. Jej blada poświata przestała nieść ukojenie, stała się tylko kolejnym źródłem frustracji. Nie potrafił jednak z niej zrezygnować, bo była jedynym, co grzało jego serce.
{ 1 February; beginning of spring }
everything must be put through the fire and purifide with the water
Miał niecałe siedem lat, gdy po raz pierwszy zezwolono mu przyglądać się magicznej celebracji na cześć nadchodzącej wiosny. Cztery ogromne stosy zapłonęły wokół zamku, owalny ołtarz z granitu stanął na środku wewnętrznego dziedzińca, a wszyscy zawiązujący rodzinny kowen przyodziani byli w tuniki, których śnieżnobiałą biel przecinały zielone hafty układające się w roślinne wzory, a w nich ukryte zostały runiczne symbole. Drewniana misa z lodowatą wodą krążyła pomiędzy zgromadzonymi, a Baldric za przykładem ojca obmył twarz i ręce, by potem chwycić jedną z lewitujących świec. Te najważniejsze płomienie pozostawały ułożone na ołtarzu, pięć mniejszych świec tworzyło pentagram, dwie większe znajdowały się w środku pięcioramiennej gwiazdy. Światło Wenus, Merkurego, Marsa, Jowisza i Saturna, moc Księżyca i Słońca. Choć wiele pytań kotłowało się w jego głowie, nie śmiał wypowiedzieć żadnego, bezrozumnie spoglądając na wypełnione symboliką poczynania samego nestora. Okalające nadgarstki biało-zielone wstęgi ostatecznie zostały pożarte przez ogień, gdy po jego języku wciąż spływał słodkawo-orzechowy smak owczego mleka. Jego życie wreszcie miało obracać się wraz z kołem roku.
Wiosna przywiodła z sobą natarczywy sen. Przez wiele nocy śnił o srebrnym mieczu z rękojeścią w kształcie wilka, którego oczy błyskały ku niemu ametystowym blaskiem. Broni pochwycić nie mógł, ale nie musiał się jej lękać, bo ostrze nigdy nie kierowało się przeciw niemu. Zaczął wielce żałować, że opowiedział o tym śnie matce, gdy tylko po Beeston rozeszła się wieść o poczęciu kolejnego potomka Marcusa. Wiedział, że urodzi się chłopiec, jego rodzicielka też to wiedziała i wówczas jej duch stał się najgorszym upiorem. Próbował przemówić rodzicielce do rozsądku, zniechęcić ją do jakichkolwiek poczynań, kiedy to ona sama nauczyła go niegdyś dochowania za wszelką cenę dyskrecji odnośnie jej bytu. Na próżno, pewnego dnia w porywie emocji zaatakowała drugą żonę, rzekomo próbując ją opętać i skłonić do samobójstwa. Jej zatajana przez lata obecność wyszła na jaw, a Baldric po serii dwudziestu batów spędził tydzień w lochach, aby w ten sposób wyzbył się resztek ckliwości zasianych w jego duszy przez tą kobietę. Nigdy nie dowiedział się jak duch jego matki został odprawiony na drugą stronę. Musiał długi czas kajać się przed prawowitą małżonką swego ojca, lecz problem rozwiązał się sam. Dzień narodzin jego brata okazał się także dniem śmierci drugiej żony. To jedno zrządzenie losu sprawiło, że nowy potomek Marcusa stał się Baldricowi bliższy niż ktokolwiek. Garstkę ciepłych uczuć przelał na kruche stworzenie, co ledwo ściskało w swojej piąstce jego palec. Złożył obietnicę, że dołoży wszelkich starań, aby jego brat mógł być głośny i nieokrzesany bez budzenia tym zgorszenia u ojca.
Bawienie brata pod okiem piastunki było mu miłe, lecz nie mógł zapomnieć o swych powinnościach. Uczestniczył w polowaniach urządzanych przez ojca, wciąż pobierał od niego kolejne nauki dotyczące wypuszczania z łuku strzał czy trzymania szpady. Błędy były karane, lecz Baldric miał świadomość, że w większej mierze płaci cenę za haniebny czyn ducha i ta niesprawiedliwość sprawiała, że pragnął jak najszybciej rozpocząć należytą edukację w Hogwarcie. Czas odmierzał kolejnymi rodowymi zlotami, choć uczestniczyć mógł tylko w niektórych. Zmienić to się miało dopiero po jego dziesiątych urodzinach.
{ 1 May; beginning of summer }
when you walk through fire you shall not be burned, and the flame shall not consume you
Lasy Cheshire były mu już znane, lecz tej jednej nocy odkrywał je na nowo. Wierzchowce mknęły pomiędzy drzewami w całkowitych mrokach, póki oczom pędzących czarodziejów nie objawiła się szeroka polana. Wokół jednego z ognisk krąg tworzyły damy, ich dłonie pozostawały splecione solidarnie, zwiewne suknie tańczyły blisko płomieni, a słodkie głosy niosły pieśń ku Księżycowi, aby szybko ustąpił miejsca coraz bardziej rosnącemu w siłę Słońcu. Doświadczeni jeźdźcy przeskakiwali na wierzchowcach największy ze stosów, bardziej zuchwali dokonywali pokazu skoczności nad tymi mniejszymi. W powietrzu unosił się zapach palonych ziół, gdy splecione kobiecymi dłońmi wianki rzucane były w ogień wraz z białymi i czerwonymi wstążkami. Drewniane kielichy wypełnione były słodkim winem, dogasające ogniska przeskakiwały damy, lordowie wdawali się w szermiercze pojedynki. Przed nastaniem ranka cały korowód ruszył pieszo z powrotem do cichego zamczyska.
Partycypujący pierwszy raz w obchodach święta płodności Baldric był urzeczony kolejnym rodzajem uroczystości kowenu Rowle'ów, lecz o wiele większą fascynację musiał poczuć jego ojciec, który po zaledwie kilku tygodniach zaręczył się ponownie. Marcus Rowle już całkiem zyskał reputację lorda, który bez większych oporów przyjmuje pod swą opiekę damy o kiepskich widokach na korzystniejsze małżeństwo. Trzecia żona osiadła w Beeston pół roku później, nie czując się ani trochę zatrwożoną o własną przyszłość. Śmiało stawiała kroki, rozdawała otwarcie uśmiechy pozbawione krzty sympatii, czym bardzo bawiła swojego małżonka. Dobrze wiedziała, że to właśnie jego przychylność musi sobie zaskarbić. Nie kłopotała jednak żadnego z jego synów swoją osobą, lecz to tylko z początku było wygodne, Baldric obawiał się tego, jakież to myśli mogą krążyć w umyśle tej niewiasty. Niewiele miał okazji do tego, żeby sprawdzić intencje kolejnej damy skazanej na towarzystwo wybuchowego Marcusa., bo chwila rozpoczęcia edukacji zbliżała się coraz większymi krokami.
Samo pojawienie się listu nie było wybawieniem, ale stanowiło słodką obietnicę czerpania lżejszych oddechów z dala od surowych spojrzeń. Zakupioną dwa miesiące przed wyjazdem różdżkę traktował z wszelką ostrożnością, ucząc się od ojca rzucania podstawowych zaklęć – i w tym przypadku każde niepowodzenie podlegało karze. Tuż przed samą podróżą wyśnił sen, w którym wielki wąż oplótł zachłannie jego ciało. Gdy inni synowie czystokrwistych rodzin mogli wyrażać pewne obawy odnośnie tego, do jakiego domu zostaną przydzieleni, Baldric milczeniem podkreślał swój spokój. Przekroczenie szkolnych murów nie wywołało u niego aż tyle ekscytacji co u innych, pozostawał bardzo mocno skupiony na czekającej go ceremonii przydziału. Jego pewność siebie nie była bezpodstawna, nawet Tiara Przydziału nie ośmieliła się igrać z przeznaczeniem. Werdykt był tylko jeden i został wykrzyczany, gdy tylko stary materiał dotknął jego skroni. Slytherin! Przy akompaniamencie oklasków zasiadł przy stole Ślizgonów z dumnie uniesionym czołem, ostrożnym spojrzeniem wyszukując mniej lub bardziej znajomych twarzy. Już pierwszego dnia szkoły odnalazł odpowiednie dla siebie towarzystwo pomiędzy innymi młodymi lordami. Odpowiadało mu nawet to, że pokój wspólny i dormitoria Slytherinu znajdowały się w lochach, bo do takich przestrzeni był już przyzwyczajony.
Niewiele otrzymywał listów z domu i sam słał je rzadko, traktując je bardziej jako comiesięczne raporty, w których pozostawał bardzo konkretny. Od ojca otrzymywał krótkie i suche odpowiedzi, z których nigdy nie wypływała duma, a jedynie surowość podszyta groźbą ciężkiej kary w przypadku okrycia nazwiska Rowle wstydem. Baldric nie potrzebował podobnego przypomnienia, pozostawał niezwykle ostrożny wobec innych uczniów oraz nauczycieli, doskonale dbając o swoją prezencję i maniery. Odniósł wrażenie, iż wszyscy spodziewali się po nim, że jako nieokrzesany Rowle będzie otwarcie tępił mugolaków, jednak Baldric swoje opinie wyrażał tylko w odpowiednim gronie. Nauka nie sprawiała mu przyjemności. Jedne przedmioty rzecz jasna były ciekawsze od innych, ale żaden go nie zafascynował. Z eliksirami radził sobie przeciętnie, zielarstwa szczerze nie znosił z powodu brudzenia rąk, transmutacji nie rozumiał. Polubił jednak praktyczne podejście do nauki, dlatego całkiem nieźle radził sobie na zaklęciach i urokach oraz obronie przed czarną magią. Historia magii była nudna, zapamiętanie wielu dat nie było wielce wymagające, jeśli wiedzę przyswajało się systematycznie. Opieka nad magicznymi stworzeniami także nie przynosiła mu większych trudności. Prawdziwy głód wiedzy rozbudziła w nim dopiero na trzecim roku numerologia, która wydała się bardzo praktycznym podejściem do przewidywania przyszłości. Astronomia nie była aż tak zajmująca, kiedy nie wiedział jak odnaleźć zapiski o przyszłych wydarzeniach pomiędzy gwiazdami, w czego sens mocno powątpiewał. Wybór starożytnych run podyktowany został wolą ojca, ale gotowy był rozwijać się w tym kierunku. Z premedytacją nie wybrał wróżbiarstwa na dodatkowy przedmiot, nie chciał ujawniać swojego daru, a podstawową wiedzę o nadawaniu wyrazistości wizjom starał się czerpać z książek zgromadzonych w bibliotece. Wielki problem stanowiło dla niego przełożenie teoretycznych rozważań na praktykę – jego senne proroctwa wciąż pozostawały w większej mierze czymś mocno przypadkowym i intuicyjnym.
Podczas trzeciego roku nauki Baldrica, poza doborem dodatkowych przedmiotów, wydarzyło się coś jeszcze. Nie czuł się dotknięty faktem, że o błogosławionym stanie trzeciej żony dowiedział się z medialnych doniesień, uczuciowe życie ojca niezbyt go obchodziło, póki ich pozycje wewnątrz rodu pozostawały stabilne. Kolejny powrót do domu był jednak inny od pozostałych. Dostrzegł jak lady Rowle spoglądała na niego, gdy leniwymi ruchami dłoni gładziła swój brzuch. Najstarszy syn, pierworodny, prawowity dziedzic spuścizny ojca. Baldric nie miał okazji przyglądać się uważnie jej poczynaniom, kiedy wakacje, tak jak poprzednie, spędzał z ojcem na polowaniach, konnych wyścigach, szermierczych potyczkach, a niektóre letnie noce w lochach. Stopniowo zaczął przyjmować od ojca poważniejsze nauki dotyczące istnienia duchów i technik ich skutecznego pętania, spośród których te bardziej zaawansowane wymagały odprawienia rytuałów wspieranych mocą run. Niewiele miał wolnych chwil, wszystkie za to oddawał młodszemu bratu, beznamiętnie przyglądając się jego radościom i dąsom.
Pod koniec wakacji trzecia żona Marcusa zdołała nie tyle wydać na świat bliźnięta, co również przeżyć poród. Od tamtej pory do Baldrica powracał sen o skomlącym agonalnie wilczym szczenięciu, którego futro lepiło się od krwi. Nie potrafił dobrze zinterpretować tej wizji, ale przede wszystkim nie był w stanie jej zignorować. Przerwa świąteczna spędzona w rodowej rezydencji pozwoliła mu zweryfikować czy jest się czego obawiać. Jego brat wciąż pozostawał energicznym dzieckiem, bliźnięta rozwijały się odpowiednio w swych kołyskach, a troskliwa macocha dzieliła cenną uwagę pomiędzy własne potomstwo, a to z poprzednich małżeństw jej lorda. Zdawała się tylko obserwować, nie wykonała żadnego podejrzanego ruchu. Tylko w jej spojrzeniu wciąż tkwiła bezkresna zawiść, z której wybijał błysk chorej ambicji, aby to jej syn i córka otrzymali najwyższe zaszczyty. Czuł, że z trzeciej żony wypłynie podobne szaleństwo, które niegdyś spętało ducha jego matki. Sama zresztą sprowadziła na siebie nieszczęście, gdy podczas jednej ze świątecznych uczt postanowiła otruć obu starszych synów. Sny Baldrica zdemaskowały ją wcześniej niż mogła przewidzieć, a zeznanie przerażonej służki pogrążyło damę całkowicie. Wystarczyło podmienić puchary, aby kobiece ciało runęło pierwsze. Późniejsze lamenty bliźniąt nie obchodziły go wcale, już zawsze miał w ich oczach dostrzegać skazę pozostawioną przez ich matkę.
{ 1 August; beginning of the harvest season }
take care of the land, and the land will take care of you
Kolejne lata edukacji zweryfikowały siłę szkolnych przyjaźni, tak jak egzaminy określiły poziom posiadanej przez niego wiedzy w różnych dziedzinach. SUMy napisane w piątej klasie wykazały, że dobrze pojmuje astronomię, numerologię, opiekę nad magicznymi stworzeniami oraz starożytne runy, z kolei praktyczne podejście wobec stosowania magii także nie sprawiało mu większych trudności. Rzucanie uroków i zaklęć obronnych nie było wielką sztuką, jedynie czary transmutacyjne wymykały mu się czasem spod kontroli, a warzonym przez niego eliksirom daleko było do ideału. Siódmy rok nie był dla niego czasem bardzo nerwowym, Owutemy potwierdziły to, gdzie tkwi jego potencjał, jednocześnie wyniki testów pozostawały mu obojętne. Nikt nie planował dla niego politycznej czy uzdrowicielskiej kariery, a prawdziwa wiedza miała mu zostać wtłoczona do głowy w murach zamku Beeston. Po opuszczeniu Hogwartu naturalnie powrócił do ojcowskich nauk, unikając już kar jak na pełnoprawnego czarodzieja przystało. Trudno mu było jednak pojąć wszystkie tajniki trudnej sztuki pętania duchów, którą przez wieki opracowali przodkowie. Surowy rodzic nie mógł znieść takiej porażki, lecz za to szanowny wuj docenił młodego lorda za jego podejście do liczb oraz ostrożność w wydawaniu sądów, o jaką było trudno pośród wielu urodzonych gwałtowników. Wzięty pod skrzydła starszego krewnego Baldric zamienił wiekowe pisma o duchach na grube tomiszcza traktujące o prowadzeniu ksiąg rachunkowych dla gospodarstw domowych i wielkich manufaktur. Pod czujnym okiem notował w tabelach sumy kolejnych wydatków oraz przychodów, zapoznając się z prowadzonymi przez ród inwestycjami. W letnie wieczory cierpliwie kalkulował jaką ilość zapasów muszą zgromadzić przez jesień w spichlerzach, aby przetrwać całą zimę i wczesną wiosnę. Marcus wciąż jednak brał ze sobą syna na polowania, w międzyczasie przybliżając mu czym jest czarna magia, aby mogli wspólnie nurzać się w innych tajemnych arkanach. Nowe mroczne zaklęcia testowali na mugolach, jeśli takowych napotykali w swoich uświęconych celebracjami lasach.
Doglądanie żniw było czymś, co pozwalało mu udowodnić swą wartość, ale stanowiło także preludium do kolejnego rodowego zlotu. Pierwsze plony wypełniły częściowo zamkowe spiżarnie, a wykonane z nich dania zagościły na stole w trakcie pierwszego sierpniowego wieczora. W rodzinnym gronie przełamywali się chlebem, kosztowali wina i sycili koziną. Zakończenie uczty zwiastowało poprawianie ochronnych zaklęć na wszystkich komnatach aż do bladego świtu. W świetle rzucanym przez płomienie pochodni od nowa rysowali kredami runy wokół zamku, a ruchami różdżek umacniali bariery zgodnie z rodową maksymą. Nikt obcy nie miał wejść pomiędzy przedstawicieli dumnego rodu nieproszony, a praktykowanie magii ochronnej miało im to zapewnić.
Liczenie po raz kolejny wydatków dotyczących przygotowań do zimy było zajęciem bardzo wymagającym, zwłaszcza w czasach wojny, którą rozpoczęli mugole. Baldric robił wiele, aby zabezpieczyć uprawy i hodowle, wraz z wujem realizując politykę zaciskania pasa, gdy nikt jeszcze nie miał pewności, jak długo całe zamieszanie będzie trwać. To był niepokojący okres, lecz nie na tyle, aby w międzyczasie nie można było planować innych przedsięwzięć. Baldric potrzebował odskoczni, chciał także przyczynić się do poszerzenia strefy wpływów rodu Rowle. Choć za ich wielkością przemawiała tradycja, to jednak swą siłę opierać musieli także na innych filarach, a jednym z takowych okazały się pieniądze. Na pomysł przejęcia części udziałów w renomowanym londyńskim kasynie wpadł pewnego dnia, gdy wraz z przyjacielem zasiedli do jednej z karcianych gier. W pierwszej kolejności rozmówił się z wujem, od którego dowiedział się tak wiele o finansach, a gdy ten poparł jego koncepcję, zaczął starać się o zgodę nestora. Otrzymał nie tylko przyzwolenie, lecz również odpowiednie środki, aby przejąć zarząd nad kasynem, w którym gromadziła się śmietanka towarzyska czarodziejskiej socjety. Utrata galeonów jednym niszczyła żywot, innym go polepszała, jednak znakomita większość klienteli rozstawała się z nimi bez większych oporów, świadoma mnogości rodowych bogactw.
To właśnie w kasynie, ledwie kilka miesięcy od przejęcia nad nim kontroli, usłyszał po raz pierwszy plotki o swoim nadchodzącym ożenku. Podchodził do nich mocno sceptycznie, dopóki jedna z młodych dam nie pojawiła się przed nim z mocno zatrwożoną miną. Rozjaśniła mu sytuację dość szybko, wyznając jakież to plany ma wobec niej jej własny ród. Jej powinnością było zostać żoną dżentelmena, lecz nie spodziewała się, że wydana zostanie tak szybko i, o zgrozo, za o wiele starszego lorda. Ośmieliła się błagać Baldrica o to, aby wstawił się za nią i zażądał jej ręki zamiast jego ojca, lecz ten nie zamierzał się narażać. Nieczule odegnał od siebie kolejną obciążoną chorobą genetyczną lady, rzucając ją na pastwę wprawionego w odbywanie żałoby wdowca. Bliski był żałować tej decyzji o nieingerencji, gdy tuż po ślubie w snach nawiedzać go zaczęła kobieca sylwetka, której twarz pozostawała rozmazana. Delikatne dłonie sięgały po niego z drżeniem i czułością, ostrożnie odgarniały włosy z czoła. Minęło dziewięć miesięcy od nocy poślubnej, gdy doczekał się kolejnej siostry, a kilka tygodni po narodzinach najmłodszej latorośli Marcusa ponure zamczysko żegnało jego czwartą żonę w pogrzebowej uroczystości. Baldric niespodziewanie resztki sennych pragnień dostrzegł w oczach dziecięcia, którego nikt nie mógł mu odebrać.
{ 1 November; gatherings and feasts for souls }
the dust returns to the ground from which it came
Każdego roku w pewną noc śmierć zdaje się być jeszcze bardziej wyczuwalna, jej chłód i mrok wkrada się wszędzie niezależnie od ilości rozpalonych ognisk. W płomienie rzuca się zwierzęce kości i resztki jedzenia, proste potrawy wystawia na drewnianych tacach poza domostwem, aby dusze mogły zaspokoić swój głód. Rzeźbienie w kościach pozwala wywróżyć przyszłość. Tej jednej nocy Baldric zawsze staje się szczególnie wrażliwy, czuje jakby lodowate dłonie opadały na jego ramiona, a sny przychodzące na jawie stawały się dłuższe, wyrazistsze, zdecydowanie bardziej męczące. Ród Rowle od zawsze szczególnie celebruje tę mroczną noc, bo duchy stają się wrażliwsze, a śmierć nabiera mistycyzmu, choć zawsze stanowi naturalną kolej rzeczy. Każdy musi wpełznąć pod wieczne posłanie trawy. Obcowanie z nieuniknionym końcem w pewnym wieku staje się oczywistością, a doprowadzanie do tegoż końca innych wyższą koniecznością. W imię wyższego dobra życie stracił Dumbledore, a władzę nad czarodziejską Wielką Brytanią przejął Grindelwald. Wobec tych zmian ród Rowle pozostał niewzruszony, kiedy jasnym było to, że nowe rządy nie zagrażają szlachetnie czystej krwi.
Nigdy nie pytał o to, dlaczego tak wiele kobiet musiało zwiędnąć przy boku jego ojca, lecz zaczął rozumieć ten fenomen, gdy to na niego przyszła wreszcie pora, aby złączyć swój los z córką innego szlachetnego rodu. Zbyt dobrze wiedział, że wyznaczona mu lady nie jest mu tak naprawdę przeznaczona, lecz nie wypowiedział ani słowa skargi, przyjmując na swoje barki ciężar odpowiedzialności za życie młodej damy. Mildred Yaxley pomagała mu zresztą posłuszną postawą, świadoma tego, jak bardzo będzie zależna od swojego męża, gdy stanie się częścią rodziny, której tradycją od wieków była izolacja. Baldric po ceremonii zawiązania węzła małżeńskiego dał nowej lady Rowle wiele przestrzeni, pozwalając jej w ciszy zaszyć się w komnatach, do których sprowadzano wszystko, czego sobie życzyła. Więcej czasu zaczął spędzać w kasynie i na patrolowaniu całego hrabstwa wzdłuż i wszerz, w ten sposób pilnując porządku i doglądając interesów. Gdy pozostawał jednak w rodowej rezydencji, o wiele więcej uwagi poświęcał najbardziej zbliżonemu wiekiem bratu oraz najmłodszej siostrze, której lubił doglądać i w tajemnicy przed guwernantką opowiadać o polowaniach i czarach. Bliskość w jego małżeństwie miała miejsce niezwykle rzadko, co przez lata pozwalało mu odwlekać wizję ojcostwa. W końcu jednak jego małżonka urodziła mu córkę, której nadała imię Aspasia. To było dla niego dużym rozczarowaniem, ponieważ po narodzinach chłopca nie musiałby z żoną utrzymywać żadnych kontaktów, a bardzo chciał, aby żyli obok siebie bez zbędnych słów i niepotrzebnego dotyku. Samotność z czasem zaczęła doskwierać kobiecemu sercu, a odseparowanie jej od córki wywołało histerię, którą troskliwy mąż z pomocą służby tłumił uspokajającymi eliksirami.
Życie toczyło się dalej, odliczane kolejnymi rodowymi zlotami, póki kraju nie opanowały niszczycielskie anomalie. Grindelwald przepadł, gazety zaczęły wspominać o działalności zwolenników Lorda Voldemorta, Ministerstwo Magii co chwila przechodziło z jednych rąk do drugich, aż w końcu wybuchła kolejna czarodziejska wojna. Na krajowe zawirowania nałożyły się także osobiste tragedie rodu Rowle. W trakcie jednego z jesiennych polowań zginął młody lord Rowle. Baldric jak zwykle przyjął cios od losu niewzruszony, podczas gdy bliźniacza siostra zmarłego nie potrafiła zapanować nad emocjami. Przebieg zdarzeń, który doprowadził do tragicznej śmierci, nie był wcale skomplikowany. Spłoszony wierzchowiec zrzucił jeźdźca tak bardzo nieszczęśliwie, że ten przy upadku natychmiast roztrzaskał czaszkę i połamał kilka kręgów szyjnych, co uniemożliwiło choćby próbę ratunku. Wszyscy pozostawali zgodni w tym, że Marcus nie był na tyle szalony, by zabić własnego syna, dlatego w zamkowych murach zaczęto szeptać, że mogła to być chłodno wykalkulowana zbrodnia. Podejrzliwie spojrzenia padały na Baldrica, ponieważ tylko on uczestniczył tego dnia w tym samym polowaniu i miał też powody darzyć niechęcią brata, którego zawsze postrzegał tylko jako syna tej kobiety, co planowała śmiercią starszego rodzeństwa utorować drogę własnemu potomstwu. Nikt jednak nie zamierzał otwarcie rzucać oskarżeń, ani rozpoczynać śledztwa, wszak wypadki się zdarzają. Nieszczęśliwym wypadkiem nie była jednak śmierć jego żony. Cała sceneria w jej sypialni została upozorowana tak, aby każdy pomyślał, że sama przedawkowała eliksiry lecznicze, z desperacji mieszając ze sobą aż kilka takowych w dużej ilości. Baldric nie dał się zaślepić, nagły zgon małżonki uznając za plugawe zabójstwo, lecz nikomu nie mógł przedstawić tego zarzutu, gdy przez długie lata sam był tym, co dodawał do jedzenia drogiej lady mikstury uspokajające. Podejrzewał jednak, że nikt nie ośmieliłby się posunąć do takiego kroku bez choćby niemego przyzwolenia nestora. Przykry incydent zaczął nabierać klarowności, gdy wspaniałomyślny ojciec napomknął pierworodnemu, że po zakończeniu żałoby po pierwszej żonie powinien wziąć sobie kolejną, najlepiej to już mu znaną, wdowę po jego zmarłym bracie.
Los zakpił sobie z niego ponownie kilka tygodni później, gdy podczas jednego z długich wieczorów zesztywniały mu palce prawej dłoni. Niezdolny przez dwie godziny do ich zgięcia udał się po uzdrowicielską pomoc. Zdiagnozowana u niego choroba genetyczna stała się kolejną problematyczną kwestią, która spadła na niego niespodziewanie. Dotyk meduzy po latach zaatakował jego ciało, jednakże Baldric postanowił dać odpór schorzeniu, nie godząc się na zostanie posągiem. Aktywność fizyczna nie była mu nigdy obca, zaczął za to wprowadzać do swojego życia terapeutyczne sesje skoncentrowane na gorących kąpielach oraz przyjmowaniu odpowiednich specyfików. Życie bywa zbyt intrygujące, aby miał z niego dobrowolnie rezygnować.
I am learning to love myself there.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 10 | +2 (różdżka) |
Uroki: | 5 | Brak |
Czarna magia: | 15 | +3 (różdżka) |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 0 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 10 | +5 (aktywność) |
Zwinność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
francuski | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Astronomia | I | 2 |
Historia magii | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Numerologia | II | 10 |
ONMS | II | 10 |
Perswazja | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Starożytne runy | I | 2 |
Zastraszanie | I | 2 |
Zielarstwo | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Ekonomia | II | 10 |
Savoir-vivre | II | 0 |
Wytrzymałość fizyczna | II | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rozpoznawalność | II | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 0,5 |
Malarstwo (wiedza) | I | 0,5 |
Muzyka (wiedza) | I | 0,5 |
Wróżbiarstwo | I | 0,5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Jazda konna | II | 7 |
Łucznictwo | II | 7 |
Pływanie | I | 0,5 |
Szermierka | I | 0,5 |
Taniec balowy | I | 0,5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Jasnowidz | - | 1,5 (+2,5) |
Reszta: 2 |
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Baldric Rowle dnia 21.03.21 20:17, w całości zmieniany 11 razy
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber