Oriana Adeline Theodora Burke
Nazwisko matki: Crouch
Miejsce zamieszkania: Durham Castle, Durham
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Wzrost: 128 cm
Waga: 25 kg
Kolor włosów: Ciemny brąz
Kolor oczu: Ciemny niebieski
Znaki szczególne: Wiecznie zmęczone, burzowe spojrzenie; fioletowe cienie rozlewające się pod oczami; nieodłączny gruby, czekoladowy warkocz.
Jeszcze nie czas
Jeszcze nie czas
Jeszcze nie ma
Świnię
Świeżo upieczonym makowcem, starymi woluminami, gumą balonową
Siebie, siostrę, malutkiego brata i rodziców — zdrowych, radosnych, beztroskich.
Szeptami noszącymi się po Durham, tym co za zamkniętymi drzwiami
Tylko rodzinie
Zawracam chmury, wodę w rzece i głowy
Dobrych rad stryjostwa i ciotki; cierpliwych uwag rodziców; słodkich szczebiotów rodzeństwa
N/N
Dzieci zawsze rodzą się takie same.
Zakrwawione. Różowe. Prześmiewczo bezbronne.
A to właśnie w nich zamyka się przyszła potęga. Gdy jednej, grudniowej nocy na świat przychodzi ich dwójka, ostrożny entuzjazm podpowiada, że los rozrastającego się rodu wreszcie zmienia się na lepsze.
Pierwsza zaczęła kwilić Oriana. Obmyta, zawinięta w miękkość kocyka, ciążyła w smukłych ramionach matki, ściągała dumne spojrzenia wszystkich mieszkańców Durham. Pierworodna. Krew z krwi Edgara Burke, choć później miało się okazać, że w równym stopniu przypominała pięknolicą matkę. Tuż obok — drugie zawiniątko, a w nim młodsza siostra. Młodsza, choć nie mniej ważna. A z pewnością nie dla niej. Złożone w jednej kołysce trzymały się za ręce, nierozłączne przed narodzinami, nierozłączne też po.
Oriana Adelina Theodora. Pierwsze imię — wschód słońca. Nowe życie, nowy początek i nowa przyszłość, którą przyjdzie jej tworzyć pod czujnym okiem ojca i matki. Drugie — szlachetna. Nadane na cześć rodzicielki, która sama była uosobieniem najlepszych cech córki, żony i matki. Trzecie — dar od boga. Kimkolwiek był bóg, do którego wznoszono modły w Durham, wierzono, że na tym prezencie nie oszczędzał.
Była dzieckiem grzecznym. Poza grzeszkami dzielonymi przez wszystkie małe dzieci od zarania dziejów. Zdarzały się więc nieprzespane noce, kwilenie ze wspólnej kołyski, najpierw na jeden, potem na dwa głosy. Milkło niemal zawsze, gdy brano ją na ręce. Ramiona matki zawsze dawały spokój. Łaskoczące rumiane policzki pasma srebrzystych włosów już do końca życia Oriany pozostaną zakwalifikowane jako pierwsze wspomnienie. Coś tak ulotnego, zamkniętego w ludzką pamięć, przecież nawet bardziej niż zawodną, a wciąż przywołujące uśmiech, przyjemne ciepło w klatce piersiowej, gdy tylko się o tym pomyśli.
Stawiała czoła chłodowi rozchodzącemu się wśród murów Durham.
Niektórzy zdolni byli pomyśleć, że w radosnym, dziecięcym usposobieniu zamknęła się rodowa przekora. Burkliwi — o słodka ironio — i raczej niepasujący do pozbawionego trosk dziecięcego świata Burkowie zostali w niego wciągnięci siłą. Bo któż zdolny był oprzeć się pierwszym, często nierozważnie formułowanym pytaniom?
— Czy niedźwiedzie jedzą śledzie? — pytanie wycelowane w czujną osobę ojca otrzymało odpowiedź w formie zrezygnowanego westchnienia. Nim jednak Edgar Burke zdążył otworzyć usta, padło kolejne. — A jeżyki smakołyki?
Tylko Merlin miał głowę na tyle pojemną, by znać odpowiedź na tak postawione pytanie.
Guwernantki nie miały z nią lekko. Naturalna ciekawość Oriany dawała o sobie znać w najmniej spodziewanych momentach i gdy tylko mogła — zasypywała pytaniami każdego, kto posiadał parę uszu zdolnych do słuchania. To właśnie wśród oparów dociekliwości narodził się pierwszy okaz drzemiącej w małym ciałku magii. Schowana pod biurkiem ojca trzylatka ściskała w paluszkach kartkę zapisaną starymi runami. Do tej pory w jej umyśle rysowały się wyłącznie jako przedziwne obrazki. Wyciągnięcie sensu z zapisu nie leżało nawet w zasięgu jej zainteresowań, ot chciała wyłącznie przekonać się, czy od usilnego wpatrywania się w nie — wzorem ojca — coś się zmieni. I nagle, zupełnie nieoczekiwanie, spod biurka wydobyło się dukanie. Minęło jeszcze trochę czasu nim przeszło w pełnoprawne czytanie, niemniej bez żadnych wątpliwości, Oriana Burke przechwyciła zapiski ojca przygotowującego się do zaklinania kolejnego przedmiotu. Ojciec, zorientowawszy się, co ma właśnie miejsce przed jego oczami, w ostatniej chwili przejął pergamin, chowając go w miejsce zdecydowanie bezpieczniejsze od własnego biurka. Czy wytłumaczył córce, że nie powinna chwytać wszystkiego, co znajdowało się w zasięgu ręki? Oczywiście, że nie. Czy spowodowałoby to lawinę pytań? Pewnie tak.
Czy w jego spojrzeniu dostrzegła iskierki dumy? Owszem.
Sytuacja powtórzyła się kilka dni później, gdy zakradła się za plecy grającej na fortepianie matki. Od katastrofy niezgranych akordów uratowała Adeline jedynie jej własna wiedza. Utwór był jej bowiem dobrze znany, przynajmniej na tyle, że mogła zagrać fragment bez pomocy zapisu nutowego. Przez krótką chwilę burzowe spojrzenie najstarszej córki studiowało malujące się przed nią partyturę, a niedługo później do dźwięków fortepianu doszedł śpiew małego słowika. Dokładnie według wskazówek zamkniętych w ramach pergaminu. Było to szczególnie zaskakujące, gdyż dziewczynka nie zdradzała wielkiego zainteresowania muzyką ani nigdy nie zastano jej śpiewającej. Tymczasem wydawało się, jakby w jej ciało wstąpił co najmniej duch najbardziej zbratanej z muzyką panią Burke w historii.
Takie drobne przejawy przebudzenia dziecięcej magii cieszyły oko, choć nie były one znowu takie decydujące. Ot, może to zwykły przypadek dotykał co chwilę Oriany, rozpalając nadzieje na kolejne umagicznione pokolenie. Szepty tych, którzy starali się podważyć dziedzictwo dziewczynki, umilkły dopiero wtedy, gdy znaleziono ją w rodowej bibliotece, wyraźnie uradowaną, gdy lewitujące wokół niej książki samoistnie zdradzały swoje sekrety. Chwilowy brak bliźniaczki w okolicy dowodził jedynie, że cała sytuacja była wyłącznie jej sprawką. Wieść rozniosła się po korytarzach rodowej rezydencji w niezwykle szybkim czasie. W typowej dla Burke’ów stylu uciszając wszystkie głosy próbujące zasiać ziarno wątpliwości w szlachectwo płynące w żyłach Oriany.
Pierwsze poważne zmiany dotknęły ją, dopiero gdy miała cztery lata. Pojawienie się malutkiego braciszka zatrzęsło dziecięcym światem w posadach, lecz trudno było szukać w niej niezadowolenia. Pojawienie się dziedzica cieszyło wszystkich — Oriana nie była wyjątkiem. Z ciekawością zaglądała do dziecięcej kołyski, trzymając siostrę za rękę i pytając mamy, czemu malutki braciszek leży sam, skoro ona zawsze ma przy sobie siostrę. A co jeżeli jest mu smutno, gdy leży tak samemu? Adelina tłumaczyła, że nie wszystkie dzieci rodzą się z siostrami lub braciszkami, że nawet ona sama nie miała takiej okazji. Odpowiedź prosta w swej formie obudziła w pierworodnej wyjątkową wdzięczność. W końcu mama mogła urodzić tylko ją, a od razu dała jeszcze cudowną siostrzyczkę!
Wstępowała w wiek, w którym wymagano od niej coraz więcej. Począwszy od nauki francuskich słówek, przez rwące wody szlacheckiej etykiety, której początki chyba zawsze rodziły się w bólach, na nauce latania na miotle kończąc. Z jednej strony kształtowano ją na młodą damę, godna nazwiska nie tylko ojca, ale i matki. Nauki te przyjmowała bez cienia sprzeciwu, choć serce wciąż pchało ją w kierunku aktywności fizycznej. Latała więc na dziecięcej miotełce, ścigała się z siostrą po korytarzach zamku, czasami pędem wpadała do komnat ciotki Primrose tylko po to, by poprosić ją, by była jej kolejną partnerką do tańca. Nieugięty na co dzień stryjek Craig nie stawiał oporu jej błaganiom, by dziś to on ścigał się z nią na miotle. Uważała, że pływa i jeździ konno nawet równie dobrze, co stryj Charon, choć nigdy nie zdobyła się na odwagę, by powiedzieć mu to wprost. Ojciec stał się niezastąpionym partnerem do szermierki, przekazując córce wiedzę przez ten moment, gdy braciszek nie był jeszcze w stanie utrzymać broni w dobrej rączce.
Zawierucha wojenna omijała Durham, omijała też wyjątkowo chłonny umysł Oriany Burke.
Miała szczęście. Wyjątkowe szczęście spędzania pierwszych lat życia wśród tych, którzy zdolni byli sięgnąć po najbardziej niekonwencjonalne środki, by zapewnić bliźniaczkom możliwie najpiękniejsze dzieciństwo.
Jednakże nic nie przychodzi bez odpowiedniej ceny.
Maj 1956 roku zapisał się w pamięci czarodziejów na długo. Będąca dotychczas okazem zdrowia Oriana nagle zaczęła słabnąć. Nagła senność, nieustępliwe bóle głowy wskazywały, że z jej organizmem zaczynało dziać się coś nie tak. Gdy do objawów dołączyły siniejące usta i skóra dłoni, nie można było dłużej liczyć wyłącznie na cud. Niewydolność oddechowa była wyłącznie objawem — w dodatku pierwszym. Gdy dziewczynka nie była w stanie utrzymać pokarmu, należało działać bezzwłocznie.
Diagnoza, choć w swej naturze okropna, bo nakładająca na wątłe, dziecięce barki ciężar, którego nie sposób się pozbyć, przyniosła ukojenie. To nie efekt magicznych anomalii, magii, która wylewała się z niej niemal na każdym kroku i nad którą nie potrafiła zapanować. Transmutacyjne zaniki organowe, które utrudniały żywot jej ojca, stały się częścią także i jej codzienności. W przypadku Oriany zaniki dotykały płuc i nerek — w pierwszej kolejności objawiając się nagłą bladością i krwotokami z nosa, później przechodząc w kolejne, jeszcze mniej zrozumiałe dla siedmioletniego umysłu. To właśnie w tamtym czasie Oriana stała się zdecydowanie bardziej wycofana. Żyjąc w ciągłym strachu przed bólem spowodowanym kolejnym atakiem choroby, jeszcze bardziej przywiązała się do rodziny. Szczególnie do matki, która zawsze była dlań symbolem bezpieczeństwa. Niewzruszonym pomnikiem matczynego poświęcenia, choć bezradnym wobec dolegliwości córki.
Przycichły niesione echem dziecięce chichoty. Pierwsza lekcja życia, zdecydowanie zbyt gorzka, by przemknęła przez gardło bez strwożonego wzdrygnięcia, została odebrana.
Odzyskiwała siły pod czujną opieką uzdrowicieli. Ciało samo pchało się do dalszego wysiłku, ku uciesze wszystkich, którym bliski był los pierworodnej córki nestrora. Jednak dziewczynka wciąż nie mogła pozbyć się wiecznie schowanego w zakamarkach pamięci strachu. Oczywiście — w tej chwili nie bolało. A co, jeżeli zaraz zacznie? Zachęcana pokrzepiającymi słowami ojca — (jemu przecież dolegało to samo, a był taki mądry i silny! i nigdy nie pozwoliłby, by stała jej się krzywda!) — próbowała wszystkiego raz jeszcze. I szermierki. I jeździectwa. I pływania (dalej lepiej od stryja Charona). Tańca oraz latania na miotle. Małymi kroczkami nabierała coraz większej pewności siebie. To, że była chora, nie oznaczało, że nie była w stanie osiągnąć tego, o czym marzyła. Mając większą świadomość własnych ograniczeń była o tyle mądrzejsza, by (oczywiście w granicach dziecięcej kognicji) nie pchać się w sytuacje mogące skończyć się… źle. Powściągliwość przed wpadaniem w kłopoty przyjęto oczywiście pozytywnie — czegoż innego bowiem należy wymagać od małych lady w pierwszej kolejności niż roztropności?
Czas, który mogła spędzić na psotach, poświęcała na karmienie własnej ciekawości. Żyjąc wśród umysłów wyjątkowo lotnych, nietrudno było znaleźć sobie coraz to nowe ciekawostki do odkrycia. I tak zaczytywała się w literaturze magicznej, począwszy od „Opowieści spod muchomora” przez trylogię Roddy’ego Doyle’a, na „Gdzie różdżka, tam rozwiązanie” kończąc. Najczęściej jednak widywano ją, gdy snuła się po zamku w swej czarnej sukience, pod pachą dźwigającą “Sylabiariusz Spellmana”. Sylabiariusz czytany był przy każdej okazji — przed snem, po obiedzie, znudzonej siostrzyczce, płaczącemu bratu. Znała wszystkie wgłębienia skórzanej obwoluty, a papier znaczony kolejnymi runami stał się jej ulubionym towarzyszem w każdej wolnej chwili.
Kim będziesz chciała zostać, jak dorośniesz?
Pytanie zawisło w przestrzeni, przywołując na usta dziewczynki szeroki, szczęśliwy uśmiech. Pomimo cieni malujących się pod oczami, w jej spojrzeniu widać było determinację. W tej chwili odpowiedź mogła być tylko jedna. Oriana Burke zbliżała się do swych ósmych urodzin, za trzy lata wybierze się w towarzystwie rodziców na zakupy na Pokątną. Otrzyma swą pierwszą różdżkę, szkolne szaty, buziaka w czoło przed wejściem do Hogwart Expressu. Złapie swą siostrę za rękę — mocno i pewnie, jak zawsze — zniknie za zamkniętymi drzwiami w pociągu, z głową pełną marzeń. A odpowiedź na tak zadane pytanie zostanie z nią jeszcze na długie lata.
— Będę tak piękna jak mama i tak dzielna jak tata!
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 0 | 0 |
Uroki: | 0 | 0 |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Magia lecznicza: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 0 | 0 |
Eliksiry: | 0 | 0 |
Sprawność: | 4 | Brak |
Zwinność: | 7 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
angielski | II | 0 |
francuski | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Starożytne Runy | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Savoir-vivre | I | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Neutralny | - | - |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 |
Muzyka (śpiew) | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 0.5 |
Pływanie | I | 0.5 |
Taniec balowy | I | 0.5 |
Szermierka | I | 0.5 |
Jeździectwo | I | 0.5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 7 |
Emocja | k10 | Efekt | |
Ciekawość | |||
C I E K A W O Ś Ć | |||
1-3 | Magia się nie przebudziła. | ||
4 | To dzięki swojej magii dziecko zapamiętuje niezwykle zawiłe informacje, nawet takie, których jeszcze nie jest w stanie w pełni zrozumieć. U dziecka objawia się pamięć ejdetyczna, trwa do końca wątku. | ||
5 | Dzięki umysłowi rozjaśnionemu magią dziecko wykona w głowie nawet wybitnie skomplikowane obliczenia, przykładowo podając rachunek prawdopodobieństwa dowolnego zdarzenia. | ||
6 | Dziecko przypomina sobie zapamiętaną niegdyś niespotykaną i rzadką ciekawostkę dotyczącą tematu, odnośnie którego toczy się rozmowa lub o którym właśnie rozmyśla albo będącą odpowiedzią na sytuację dziejącą się na oczach dziecka. | ||
7 | Dziecko jest w stanie porozumieć się w języku, którego nigdy wcześniej nie słyszało ani nie widziało; efekt utrzymuje się zarówno w mowie, jak i w piśmie i dotyczy języków narodowych, w tym wymarłych, magicznych, run oraz nut. | ||
8 | Jeśli w pobliżu znajdują się książki, zaczynają lewitować i sunąć w kierunku dziecka, by mu pomóc; mogą zacząć same odczytywać swoją treść, by je zabawić lub pouczyć, ułożyć się pod jego nogami, by pomóc mu dosięgnąć czegoś znajdującego się poza jego zasięgiem, zasłonić je przed niebezpieczeństwem, uchronić przed upadkiem, etc. | ||
9 | Wyostrzają się zmysły dziecka, działają z nadnaturalną siłą, dziecko może podsłuchać wydarzenia z pokoju obok (chyba, że pokój ochroniony jest odpowiednim zaklęciem), wypatrzeć coś niedostrzegalnego dla innych lub wyczuć w smaku choćby odrobinę zaskakującej substancji -np. nielubianego produktu. Na okres tury dziecko otrzymuje +100 do rzutu na spostrzegawczość. | ||
10 | W pobliżu dziecka otwierają się nawet magicznie zamknięte zamki, kłódki, również klamki, których dziecko nie było w stanie wcześniej dosięgnąć, otwierając mu drogę do świata sekretów i nowych doznań. |
you better run
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzała: Deirdre Mericourt
[10.04.22] Wsiąkiewka (styczeń-marzec); +0,5 PB
[07.08.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień): +60 PD
[10.04.22] Wsiąkiewka (styczeń-marzec); +30 PD, +0,5 PB