Antresola nad salonikiem
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
Antresola nad salonikiem
Na antresolę umiejscowioną tuż nad salonikiem prowadzą kręte schody z kutą poręczą. Podobnie jak salonik jest to miejsce, w którym spotyka się rodzina i jej najbliżsi przyjaciele. Utrzymana w kolorze bordowym lub też czerwonego wina przyozdobiona jest rodzinnymi pamiątkami oraz można znaleźć tutaj ślady bytności innych członków rodu w postaci odłożonej gazety czy notatnika ze szkicami kreślonymi dłonią kogoś z domowników. Stojąca pośrodku pufa otoczona miękkimi fotelami zachęcała aby wyciągnąć na niej zmęczone stopy. Poduszki kusiły aby się w niej zanurzyć i oddać błogiej chwili nic nie robienia. W powietrzu unosił się słodkawy zapach mieszaniny perfum i cygara lub ziela fajkowego. W małym kominku trzaskał przyjemnie ogień, a światło odbijało się w lustrze nad nim powieszonym. Otoczenie otulało i zachęcało do odpoczynku, jakby samo mówiło, że troski i problemy zostawiamy na krętych schodach.
13.10.1957
Dawno nie miała okazji rozmawiać z Rigelem, czasami zdawało się jej, że jest tym niedocenianym dzieckiem wśród Blacków. Jego bracia Alphard i Cygnus byli znani, wybijali się na arenie politycznej, zaś Rigel stał w ich cieniu. Pamiętała zawsze, że należał do tych cichych ludzi, był typem mózgowca, człowieka, który pochyla się nad księgami tak jak Charon. Nie otaczał się aurą człowieka, który porywa tłumy za sobą, a takiego który cicho i w spokoju zmienia świat, kształtuje go nie rzucając się w oczy. W czasach szkolnych lubiła spędzać z nim czas, a potrafili godzinami przesiadywać w pokoju wspólnym i snuć dywagacje na temat różnych dziedzin nauki. Znaleźli wspólny język i tak nawiązała się prawdziwa przyjaźń. Kiedy opuścił szkołę ich relacja się rozluźniła i jakiś czas upłynął nim znów udało się im odzyskać kontakt. Ostatnio w liście pisał o tym jak potrzebuje się wyrwać z Londynu, jak ma dość patrzenia na ponure kamienice. Durham nie należało do najweselszych miejsc, ale na pewno było odmienne od stolicy, a nawet małą zmiana otoczenia mogła na niego pozytywnie wpłynąć. Ona sama zaś starała się za często nie opuszczać domu, chyba, że udawała się do sklepu, ale to też ostatnio rzadziej niż zwykle. Nie chciała drażnić i tak dość poirytowanego brata. Pisała w liście do Aquili, ze czuje się wiecznym rozczarowaniem dla nestora, z czym było jej bardzo ciężko. Nie chciała teraz aby oskarżył ją o złe prowadzenie się. Wystarczy, że poszła do Wenus aby rozmówić się z Francisem a rozmowa nadal tkwiła w jej głowie, a ona biła się z myślami, co ma z tym wszystkim zrobić.
Poleciła Smarkowi aby przygotował herbatę oraz poczęstunek na antresoli nad salonikiem. Była to część prywatna domowników i dla ich przyjaciół. W wielkim salonie przychodzili najczęściej ci, którzy mieli do załatwienia sprawy z nestorem rodu i spotkanie miało charakter oficjalny. Tutaj zaś czuło się atmosferę domu, widoczny był charakter jego mieszkańców. Powitała Rigela ubrana w wełniane, czarne spodnie w kant na szelkach, do tego koronkowa koszula zdobiona kameą w kształcie czaszki z kokardą z małym brylancikiem, który mienił się lekko w świetle. Czarne włosy zebrane w luźny kok dopełniały całego, lekko nonszalanckiego wyglądu lady Burke. Uśmiechnęła się ciepło na powitanie przyjaciela.
-Cieszę się, ze ciebie widzę – powiedziała miękko ujmując go pod ramię. – Zapraszam.
Poprowadziła go do saloniku, a następnie krętymi kutymi schodami na antresolę gdzie wśród poduszek oraz w cieple kominka mógł zasiąść. Wykonała lekki ruch nadgarstka trzymając w jasnej dłoni różdżkę, a czajnik zaczął polewać herbatę do filiżanek. W miseczce zaś pyszniły się migdały w marcepanie.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Ostatnio zmieniony przez Primrose Burke dnia 19.05.21 17:28, w całości zmieniany 1 raz
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Dzisiejsza wizyta w Durham Castle diametralnie różniła się od wszystkich wcześniejszych, mimo że Rigel robił wszystko, żeby czuć, że jest inaczej. Przecież w jego zwyczaju było spędzać długie minuty, uważnie analizując zawartość swojej szafy i zastanawiając się, co na siebie włożyć. Nawet jeśli dzisiaj te zwyczajowe trzydzieści minut zmieniło się w dwie godziny.
Wszystko dobrze, nic nadzwyczajnego.
Efekty jednak nie były zadowalające. Może to kwestia czarnego koloru, który wywracał do góry nogami wszystkie zwyczaje ubraniowe lorda Blacka? Przez narzucone żałobne ograniczenia w doborze kolorów nie był w stanie wykreować odpowiedniego zestawu, który, z jednej strony, byłby elegancki i świetnie dopasowany jak zawsze, a z drugiej - nadal mieścił się w kanonach codziennych wyborów odzieżowych. Wszystko po to, żeby bracia Primrose nie zarzucili mu, że wygląda tak, jakby mu nie zależało... a sama Laby Burke nie speszyła i nie pomyślała, że teraz między nimi będzie wszystko zupełnie inaczej i przyjaźń się zakończy. Ostatecznie Rigel uznał, że chyba najlepsza i najbezpieczniejsza opcja to dopasowana czarna kamizelka z wytłoczonymi podłużnymi pasami, proste spodnie i czarna jedwabna koszula z bufiastymi rękawami, oddająca hołd przodkom z XVIII wieku.
To będzie katastrofa.
W myślach już przeżywał te sekundy zażenowania, z jakimi będzie musiał się dziś mierzyć.
Da rade. Musi dać. Nie zrobi z siebie idioty.
Przynajmniej tym razem.
Stając na progu rodzinnego gniazda rodu Burke, szybko poprawił jeden z kosmyków, który jakimś cudem wyślizgnął się z kucyka, przewiązanego czarną jedwabną wstążką, zrobił głęboki wdech i wydech, jakby miał zamiar zanurkować do lodowatej wody, po czym wszedł do środka. Oddał służbie swój płaszcz i zanim zdążył jeszcze bardziej się zestresować, pojawiła się Primrose.
W spodniach.
Black chwilę zamrugał, jakby układając sobie coś w głowie. Jej widok tradycyjnym stroju domowym sprawił, że czarodziej poczuł prawdziwą ulgę. No tak. Nic się nie zmieniło i wszystko było jak zawsze. Na szczęście.
-Witaj, Prim. Ciebie też dobrze widzieć. Piękna kreacja!- uśmiechnął się do niej pogodnie i pozwolił zaprowadzić się na antresolę, przy okazji po drodze mimowolnie modląc się do nieistniejących pogańskich bogów, aby przypadkiem nie spotkać któregoś z Lordów Burke. Byłoby to na tyle niezręczne, że chyba uciekłby oknem.
Ułożył się wygodnie między poduszkami i odruchowo chwycił za filiżankę. Potrzebował zająć czymś dłonie, podczas tej krępującej rozmowy.
-Wybacz, za ten list. - zaczął powoli i cicho. Poczuł, jak zaczyna się czerwienić. Jak dzieciak. - Wiem, że wasza rodzina miała już ustalenia z rodem Carrow. Po prostu…
Zamknął oczy i westchnął.
Na Merlina, niech mnie ktoś zabije.
-Przed pogrzebem mój ojciec zaczął poruszać tematy… ożenku. Wiesz, że ten temat nie leży specjalnie wysoko na liście moich zainteresowań… Ale musiałem uspokoić tatę w jakiś sposób. Śmierć Alpharda mocno go uderzyła i nie chciałem dokładać mu zmartwień. Dlatego zapewniłem go, że się rozglądam za żoną. No… i wymieniłem też ciebie. Myślałem, że ojcu wystarczą moje słowa… jednak stało się inaczej. No i musiałem wysłać oficjalne listy.
Ostatnie zdanie wypowiedział lekko zduszonym głosem. Było mu tak głupio, że nawet nie był w stanie podnieść wzroku na swoją przyjaciółkę.
-Wybacz za to zamieszanie.
Wszystko dobrze, nic nadzwyczajnego.
Efekty jednak nie były zadowalające. Może to kwestia czarnego koloru, który wywracał do góry nogami wszystkie zwyczaje ubraniowe lorda Blacka? Przez narzucone żałobne ograniczenia w doborze kolorów nie był w stanie wykreować odpowiedniego zestawu, który, z jednej strony, byłby elegancki i świetnie dopasowany jak zawsze, a z drugiej - nadal mieścił się w kanonach codziennych wyborów odzieżowych. Wszystko po to, żeby bracia Primrose nie zarzucili mu, że wygląda tak, jakby mu nie zależało... a sama Laby Burke nie speszyła i nie pomyślała, że teraz między nimi będzie wszystko zupełnie inaczej i przyjaźń się zakończy. Ostatecznie Rigel uznał, że chyba najlepsza i najbezpieczniejsza opcja to dopasowana czarna kamizelka z wytłoczonymi podłużnymi pasami, proste spodnie i czarna jedwabna koszula z bufiastymi rękawami, oddająca hołd przodkom z XVIII wieku.
To będzie katastrofa.
W myślach już przeżywał te sekundy zażenowania, z jakimi będzie musiał się dziś mierzyć.
Da rade. Musi dać. Nie zrobi z siebie idioty.
Przynajmniej tym razem.
Stając na progu rodzinnego gniazda rodu Burke, szybko poprawił jeden z kosmyków, który jakimś cudem wyślizgnął się z kucyka, przewiązanego czarną jedwabną wstążką, zrobił głęboki wdech i wydech, jakby miał zamiar zanurkować do lodowatej wody, po czym wszedł do środka. Oddał służbie swój płaszcz i zanim zdążył jeszcze bardziej się zestresować, pojawiła się Primrose.
W spodniach.
Black chwilę zamrugał, jakby układając sobie coś w głowie. Jej widok tradycyjnym stroju domowym sprawił, że czarodziej poczuł prawdziwą ulgę. No tak. Nic się nie zmieniło i wszystko było jak zawsze. Na szczęście.
-Witaj, Prim. Ciebie też dobrze widzieć. Piękna kreacja!- uśmiechnął się do niej pogodnie i pozwolił zaprowadzić się na antresolę, przy okazji po drodze mimowolnie modląc się do nieistniejących pogańskich bogów, aby przypadkiem nie spotkać któregoś z Lordów Burke. Byłoby to na tyle niezręczne, że chyba uciekłby oknem.
Ułożył się wygodnie między poduszkami i odruchowo chwycił za filiżankę. Potrzebował zająć czymś dłonie, podczas tej krępującej rozmowy.
-Wybacz, za ten list. - zaczął powoli i cicho. Poczuł, jak zaczyna się czerwienić. Jak dzieciak. - Wiem, że wasza rodzina miała już ustalenia z rodem Carrow. Po prostu…
Zamknął oczy i westchnął.
Na Merlina, niech mnie ktoś zabije.
-Przed pogrzebem mój ojciec zaczął poruszać tematy… ożenku. Wiesz, że ten temat nie leży specjalnie wysoko na liście moich zainteresowań… Ale musiałem uspokoić tatę w jakiś sposób. Śmierć Alpharda mocno go uderzyła i nie chciałem dokładać mu zmartwień. Dlatego zapewniłem go, że się rozglądam za żoną. No… i wymieniłem też ciebie. Myślałem, że ojcu wystarczą moje słowa… jednak stało się inaczej. No i musiałem wysłać oficjalne listy.
Ostatnie zdanie wypowiedział lekko zduszonym głosem. Było mu tak głupio, że nawet nie był w stanie podnieść wzroku na swoją przyjaciółkę.
-Wybacz za to zamieszanie.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Nie chciała ponaglać przyjaciela, ale zżerała ją ogromna ciekawość i chciała poznać podłoże tego listu, który Rigel wysłał do jej brata. Było przecież tyle piękniejszych od niej panien, tyle bardziej pożądanych kobiet w ich towarzystwie. Lady Burke na pewno nie znajdowała się w czołówce. Obstawiała też, że dla rodziny Carrow była jedną z opcji i to na dalszej pozycji wyboru. Nie chciała też aby przyjaciel czuł się źle i skrępowany w jej towarzystwie, bo choć informacja była dla niej zaskoczeniem tak wiedziała, że Rigel Black pozostanie jej przyjacielem na dobre i na złe. Ufała mu i wierzyła w niego oraz kochała jak brata.
-Dziękuję - uśmiechnęła się ciepło słysząc komplement z jego ust. Przy nim mogła pokazać się w spodniach, wiedziała, że nie będzie go to szokować. Co było dla niej śmieszną sprawą, ponieważ nikogo nie oburzały spodnie do jazdy konnej, ale te luźne i wyprasowane w kant były obrazoburcze. A tak ładnie podkreślają sylwetkę i były do tego wygodne. Dlaczego mężczyźni zabraniali kobietom tej wygody i swobody? Tego pojąć już nie potrafiła, ale zapewne takie samo pytanie zadawała sobie Octavia Lestrange. Nim zdążyła opaść pomiędzy miękkie poduszki z ust młodego Blacka poszedł potok słów. Widziała przejęciem odmalowujące się na jego twarzy, troskę, zmieszanie i chyba też wstyd. Podniosła się ze swojego miejsca by zaraz usiąść obok niego ramię w ramię. Sięgnął po filiżankę herbaty dla siebie.
-Jestem ci bardzo wdzięczna - powiedziała kiedy Rigel zakończył swój wywód, w jej głosie słychać było jedynie ciepłą nutę, która nie była łamana twardym dźwiękiem tak charakterystycznym dla rodu Burke. - Twój list sprawił, że mój brat zobaczy, że są inne opcje, że ród Carrow to nie jedyna możliwa.
Upiła łyk ciepłej herbaty, której przyjemny aromat już się rozchodził po antresoli, a następnie ledwo widocznym ruchem różdżki przywołała do nich migdały w marcepanie. Ich smak idealnie komponował się z ciepłym napojem. -Poza tym, szpila jest piękna - Wskazała na swoje upięte włosy, których misterna konstrukcja była podtrzymywana przez podarek jaki wysłał jej dzień wcześniej Black. Widać było po niej, że wizja zamążpójścia za Aresa Carrow nie napawa ją ekscytacją i szczęściem jakie powinna czuć kobieta wychodząca wkrótce za mąż.-Wiesz, uświadomiłam sobie, że zachłysnęłam się wolnością i poczuciem swobody. Dwa tygodnie temu brat wyprowadził mnie z błędu. Zrobił to stanowczo, chłodno i dość brutalnie, ale… sądzę, że tego potrzebowałam. Powrotu na ziemię, do rzeczywistości. Co nie oznacza, że się z nim zgadzam.
-Dziękuję - uśmiechnęła się ciepło słysząc komplement z jego ust. Przy nim mogła pokazać się w spodniach, wiedziała, że nie będzie go to szokować. Co było dla niej śmieszną sprawą, ponieważ nikogo nie oburzały spodnie do jazdy konnej, ale te luźne i wyprasowane w kant były obrazoburcze. A tak ładnie podkreślają sylwetkę i były do tego wygodne. Dlaczego mężczyźni zabraniali kobietom tej wygody i swobody? Tego pojąć już nie potrafiła, ale zapewne takie samo pytanie zadawała sobie Octavia Lestrange. Nim zdążyła opaść pomiędzy miękkie poduszki z ust młodego Blacka poszedł potok słów. Widziała przejęciem odmalowujące się na jego twarzy, troskę, zmieszanie i chyba też wstyd. Podniosła się ze swojego miejsca by zaraz usiąść obok niego ramię w ramię. Sięgnął po filiżankę herbaty dla siebie.
-Jestem ci bardzo wdzięczna - powiedziała kiedy Rigel zakończył swój wywód, w jej głosie słychać było jedynie ciepłą nutę, która nie była łamana twardym dźwiękiem tak charakterystycznym dla rodu Burke. - Twój list sprawił, że mój brat zobaczy, że są inne opcje, że ród Carrow to nie jedyna możliwa.
Upiła łyk ciepłej herbaty, której przyjemny aromat już się rozchodził po antresoli, a następnie ledwo widocznym ruchem różdżki przywołała do nich migdały w marcepanie. Ich smak idealnie komponował się z ciepłym napojem. -Poza tym, szpila jest piękna - Wskazała na swoje upięte włosy, których misterna konstrukcja była podtrzymywana przez podarek jaki wysłał jej dzień wcześniej Black. Widać było po niej, że wizja zamążpójścia za Aresa Carrow nie napawa ją ekscytacją i szczęściem jakie powinna czuć kobieta wychodząca wkrótce za mąż.-Wiesz, uświadomiłam sobie, że zachłysnęłam się wolnością i poczuciem swobody. Dwa tygodnie temu brat wyprowadził mnie z błędu. Zrobił to stanowczo, chłodno i dość brutalnie, ale… sądzę, że tego potrzebowałam. Powrotu na ziemię, do rzeczywistości. Co nie oznacza, że się z nim zgadzam.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Wraz z odpowiedzią Prim i jej ciepłym tonem Rigel poczuł, jakby ktoś zdjął z jego pleców wyjątkowo ciężki tobół, wypchany kamieniami. Oddychanie przestało sprawiać już aż tak nadludzki wysiłek, a organizm, który zaczął powoli się uspokajać, wyraźnie zaznaczył, że nie miałby nic przeciwko, gdyby jego właściciel dał mu coś do zjedzenia. Przez stres lord Black nie zjadł nic od wczorajszego dnia.
-Jeśli list w jakiś sposób sprawił ci przyjemność, to bardzo się cieszę. - uśmiechnął się do niej. Znowu było normalnie, na szczęście.
-Szpile podobno są zdrowsze dla włosów, bo ich tak nie niszczą i nie wycierają jak wstążki. Nie wiem, ile jest w tym prawdy, z przyczyn wiadomych sam nie próbowałem ich nosić… - kłamstwo. Oczywiście, że próbował, ale jego czarne loki były stanowczo za krótkie, żeby szpila mogła się utrzymać w odpowiedni sposób. - Ale później opowiesz, jak u ciebie się to sprawdza. Jestem niesamowicie ciekaw, czy plotki nie kłamią.
Upił łyk herbaty z filiżanki, którą nadal kurczowo trzymał w dłoniach.
-Jak byłem ostatnio w jednym z moich ulubionych antykwariatów i ja zobaczyłem, to od razu pomyślałem o tobie. Nawet do tej czarnej sukienki, która znaleźliśmy latem, pasowałaby idealnie!
Poprzez rozmowę o ubraniach w pewien sposób chciał rozładować atmosferę, która już powoli zaczynała się zagęszczać.
Black chciał zapytać przyjaciółkę o Aresa i całą sytuację. Sam za wiele nie mógł o nim powiedzieć. Nie mieli możliwości poznać się jakoś specjalnie blisko podczas Sabatów a ostatni raz, kiedy się widzieli - w dzień pogrzebu Alpharda, myśli Rigela były zajęte czymś kompletnie innym niż lustracja przyszłego i prawdopodobnego męża Primrose.
-Masz wątpliwości, czy Lord Ares Carrow to dobra partia? - zapytał wprost, nawet nie próbując ukryć lekkiego zaciekawienia, które prześlizgnęło się w jego głosie.
Sięgnął po jeden z migdałów, który kusił go z talerzyka samym swoim wyglądem, i wpakował go sobie do ust. Słodycz deseru dodała mu więcej energii i wyrwała z otępienia, w którym się znajdował.
-Chodzi o zamążpójście, czy stało się coś jeszcze? - ostrożnie podpytał. Słowa przyjaciółki sprawiły, że jego problemy, troski i obawy odeszły na drugi plan.
Sam wiedział, że kotwice są ważne, jednak oboje gdzieś w głębi duszy byli orłami. A orzeł, żeby żyć, musiał unosić się w przestworza.
-Jeśli list w jakiś sposób sprawił ci przyjemność, to bardzo się cieszę. - uśmiechnął się do niej. Znowu było normalnie, na szczęście.
-Szpile podobno są zdrowsze dla włosów, bo ich tak nie niszczą i nie wycierają jak wstążki. Nie wiem, ile jest w tym prawdy, z przyczyn wiadomych sam nie próbowałem ich nosić… - kłamstwo. Oczywiście, że próbował, ale jego czarne loki były stanowczo za krótkie, żeby szpila mogła się utrzymać w odpowiedni sposób. - Ale później opowiesz, jak u ciebie się to sprawdza. Jestem niesamowicie ciekaw, czy plotki nie kłamią.
Upił łyk herbaty z filiżanki, którą nadal kurczowo trzymał w dłoniach.
-Jak byłem ostatnio w jednym z moich ulubionych antykwariatów i ja zobaczyłem, to od razu pomyślałem o tobie. Nawet do tej czarnej sukienki, która znaleźliśmy latem, pasowałaby idealnie!
Poprzez rozmowę o ubraniach w pewien sposób chciał rozładować atmosferę, która już powoli zaczynała się zagęszczać.
Black chciał zapytać przyjaciółkę o Aresa i całą sytuację. Sam za wiele nie mógł o nim powiedzieć. Nie mieli możliwości poznać się jakoś specjalnie blisko podczas Sabatów a ostatni raz, kiedy się widzieli - w dzień pogrzebu Alpharda, myśli Rigela były zajęte czymś kompletnie innym niż lustracja przyszłego i prawdopodobnego męża Primrose.
-Masz wątpliwości, czy Lord Ares Carrow to dobra partia? - zapytał wprost, nawet nie próbując ukryć lekkiego zaciekawienia, które prześlizgnęło się w jego głosie.
Sięgnął po jeden z migdałów, który kusił go z talerzyka samym swoim wyglądem, i wpakował go sobie do ust. Słodycz deseru dodała mu więcej energii i wyrwała z otępienia, w którym się znajdował.
-Chodzi o zamążpójście, czy stało się coś jeszcze? - ostrożnie podpytał. Słowa przyjaciółki sprawiły, że jego problemy, troski i obawy odeszły na drugi plan.
Sam wiedział, że kotwice są ważne, jednak oboje gdzieś w głębi duszy byli orłami. A orzeł, żeby żyć, musiał unosić się w przestworza.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Śmierć Alpharda była ciosem dla rodziny Black. Miał przewodzić rodzinie, być tym który nadaje kierunek i prowadzi za sobą resztę rodu. Rigel nigdy nie chciał grać pierwszych skrzypiec i jako najmłodszy z braci cieszył się większymi swobodami, ale teraz gdy Alphard spoczął w zimnej krypcie oczy socjety zwróciły się na niego. Najgorsze i najcięższe były jednak oczekiwania rodziny, zawód w oczach bliskich bolał bardziej niż najostrzejszy sztylet wbity w serce. Chciała pomóc Rigelowi, ulżyć mu więc najzwyczajniej w świecie była obok. Powinien wiedzieć, że ma w jej osobie wsparcie. Sięgnęła dłonią do szpili kiedy mówił o prezencie, zawsze miał dar do dobierania odpowiednich detali i drobiazgów. Potrafił na półce wypatrzeć coś, na co ona nie zwróciła by najmniejszej uwagi. Rigel miał w sobie coś ulotnego, kruchego nad czym chciała się pochylić i chronić przed złem tego świata.
-Ares Carrow to świetna partia, w tym problem. - Westchnęła i sięgnęła po filiżankę herbaty. -Jedna z lepszych. Spójrz na ich ziemie, majątek, hodowlę i historię. Stać się lady Carrow to zaszczyt. - Każda młoda dama by się dała posiekać za możliwość wżenienia się do tego rodu. Ares należał też do mężczyzn przystojnych, na których z przyjemnością się patrzyło. A jednak nie potrafiła się cieszyć ani skakać z radości. Chciałaby cokolwiek czuć do przyszłego męża. Sympatię albo nawet nić przyjaźni, a do Aresa nie czuła całkowicie nic. Był jej obcy, tak jak obcy są ludzie, których mijasz na ulicy. -Mam obowiązki wobec rodu. Wiem czego się ode mnie oczekuje, ale jednocześnie chciałabym móc pokochać męża. Tak jak Evandra szalała za Tristanem, pamiętasz?
Wspomnienie przeszłości, wtedy przyjaciółka drażniła ją swoim wzdychaniem i szczebiotaniem na temat tego jaki lord Rosier jest wspaniały. Dziś zazdrościła jej tego. Spojrzała na Rigela z troską w oczach. -Wiem, że nie jest łatwo. Musisz czuć ogromny ciężar, ale czy ojciec dał ci sztywny termin na znalezienie żony? Masz już kogoś na oku?
Miała nadzieję, że kobieta, z którą zwiąże się kiedyś Rigel będzie należała do tych delikatnych, czułych i wspierających. Takich, która będzie czuwać nad mężem, będzie jego ostoją i siłą jednocześnie.
-Ares Carrow to świetna partia, w tym problem. - Westchnęła i sięgnęła po filiżankę herbaty. -Jedna z lepszych. Spójrz na ich ziemie, majątek, hodowlę i historię. Stać się lady Carrow to zaszczyt. - Każda młoda dama by się dała posiekać za możliwość wżenienia się do tego rodu. Ares należał też do mężczyzn przystojnych, na których z przyjemnością się patrzyło. A jednak nie potrafiła się cieszyć ani skakać z radości. Chciałaby cokolwiek czuć do przyszłego męża. Sympatię albo nawet nić przyjaźni, a do Aresa nie czuła całkowicie nic. Był jej obcy, tak jak obcy są ludzie, których mijasz na ulicy. -Mam obowiązki wobec rodu. Wiem czego się ode mnie oczekuje, ale jednocześnie chciałabym móc pokochać męża. Tak jak Evandra szalała za Tristanem, pamiętasz?
Wspomnienie przeszłości, wtedy przyjaciółka drażniła ją swoim wzdychaniem i szczebiotaniem na temat tego jaki lord Rosier jest wspaniały. Dziś zazdrościła jej tego. Spojrzała na Rigela z troską w oczach. -Wiem, że nie jest łatwo. Musisz czuć ogromny ciężar, ale czy ojciec dał ci sztywny termin na znalezienie żony? Masz już kogoś na oku?
Miała nadzieję, że kobieta, z którą zwiąże się kiedyś Rigel będzie należała do tych delikatnych, czułych i wspierających. Takich, która będzie czuwać nad mężem, będzie jego ostoją i siłą jednocześnie.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Rigel mógł się kłócić ze stwierdzeniem, że wielkie połacie ziemi czy hodowle skrzydlatych koni są lepsze niż mieszkanie w samym sercu świata Londynie i te wszystkie wpływy w Ministerstwie, jakie ich rodzina zdobyła i pielęgnowała przez dziesiątki lat. Ale każdy ród miał swoje podejście do planowania sojuszy i swoją ścieżkę, aby zapewnić przyszłym pokoleniom jak najlepszą przyszłość, a rodzinie chwałę.
-Mógłbym ci powiedzieć, że prawdopodobnie pokochasz z czasem… ale to by były tylko moje spekulacje, a nie fakt. Czasami mi się wydaję, że te słowa… są jak takie jak… - zamyślił się na chwilę, próbując dobrać odpowiednie słowa. - Przekonywanie siebie do czegoś na siłę. Chociaż, jak wiadomo - kłamstwo powtarzane wielokrotnie staje się w pewnym momencie prawdą. Trudno powiedzieć, czy to dobrze, czy źle.
Chciał pocieszyć przyjaciółkę, ale w głębi duszy przeczuwał, że powtarzanie jej tego, co już prawdopodobnie wielokrotnie słyszała z ust innych, nie pomoże wcale. Kolejne słodkie kłamstwa nie sprawią, że poczuje się lepiej.
-Wyobraziłem sobie, jak czytasz takie wręcz ociekające słodyczą wiersze na głos. Oh, to by było tak bardzo… hm, nietypowe. No, chyba że byś chciała? Ale chyba Lord Ares Carrow nie jest typem poety? - Black uznał, że obierze inną strategię. Może śmiech ukoi, choć odrobinę jej smutki. - Ale chyba rozumiem, co masz na myśli. Moja matka również miała to szczęście, że poślubiła mężczyznę, którego naprawdę kochała… więc takie sytuacje się zdarzają. Szkoda, że tak nieczęsto.
Ostatnie zdanie dodał ciszej.
-Cóż… w pewnym sensie dał. Mam również konkretne wytyczne, kto to ma być. - poczuł w ustach gorycz, którą spróbował natychmiast zniwelować łykiem ciepłej herbaty. - Melisande Rosier.
Imię - trucizna. Imię - przekleństwo. Fatum i ciężar.
-Ale również kazał mi napisać list i do twojego szlachetnego brata. - usta czarodzieja zmieniły się w wąską linię, jak zawsze, kiedy się złościł. Aż w końcu pękł. - Nie rozumiem, dlaczego to mnie wybrał do zawarcia sojuszu. Przecież Cygnus jest jego ulubieńcem. Jest najstarszy. Osiągnął już sukcesy w pracy.
Mężczyzna mocniej zacisnął palce na delikatnej porcelanie, a wzrok wbił gdzieś w podłogę.
-Jest zdrowy.
-Mógłbym ci powiedzieć, że prawdopodobnie pokochasz z czasem… ale to by były tylko moje spekulacje, a nie fakt. Czasami mi się wydaję, że te słowa… są jak takie jak… - zamyślił się na chwilę, próbując dobrać odpowiednie słowa. - Przekonywanie siebie do czegoś na siłę. Chociaż, jak wiadomo - kłamstwo powtarzane wielokrotnie staje się w pewnym momencie prawdą. Trudno powiedzieć, czy to dobrze, czy źle.
Chciał pocieszyć przyjaciółkę, ale w głębi duszy przeczuwał, że powtarzanie jej tego, co już prawdopodobnie wielokrotnie słyszała z ust innych, nie pomoże wcale. Kolejne słodkie kłamstwa nie sprawią, że poczuje się lepiej.
-Wyobraziłem sobie, jak czytasz takie wręcz ociekające słodyczą wiersze na głos. Oh, to by było tak bardzo… hm, nietypowe. No, chyba że byś chciała? Ale chyba Lord Ares Carrow nie jest typem poety? - Black uznał, że obierze inną strategię. Może śmiech ukoi, choć odrobinę jej smutki. - Ale chyba rozumiem, co masz na myśli. Moja matka również miała to szczęście, że poślubiła mężczyznę, którego naprawdę kochała… więc takie sytuacje się zdarzają. Szkoda, że tak nieczęsto.
Ostatnie zdanie dodał ciszej.
-Cóż… w pewnym sensie dał. Mam również konkretne wytyczne, kto to ma być. - poczuł w ustach gorycz, którą spróbował natychmiast zniwelować łykiem ciepłej herbaty. - Melisande Rosier.
Imię - trucizna. Imię - przekleństwo. Fatum i ciężar.
-Ale również kazał mi napisać list i do twojego szlachetnego brata. - usta czarodzieja zmieniły się w wąską linię, jak zawsze, kiedy się złościł. Aż w końcu pękł. - Nie rozumiem, dlaczego to mnie wybrał do zawarcia sojuszu. Przecież Cygnus jest jego ulubieńcem. Jest najstarszy. Osiągnął już sukcesy w pracy.
Mężczyzna mocniej zacisnął palce na delikatnej porcelanie, a wzrok wbił gdzieś w podłogę.
-Jest zdrowy.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Uśmiechnęła się smutno w stronę przyjaciela; siedzieli ramię w ramię, razem tak jak kiedyś w szkole. Tylko problemy były innego rodzaju i wielkości.
-Kłamstwo, nigdy nim nie przestaje być, niezależnie w jak piękne kwiaty jest ubrane. - Odpowiedziała, a słowa, które mówił Rigel słyszała wielokrotnie. Podawane jej były przykłady par, które znalazły ze sobą spokój. Było to jednak wierutne kłamstwo, zwyczajnie żyli obok siebie każde zajmując się swoimi sprawami, ale dbając o dobro nazwiska, które obydwoje nosili. Czysty biznes, w którym każdy miał swoją część do wykonania. Taki sam los czekał właśnie nią i wzięła sobie za punkt honoru, że połączenie Primrose Carrow, lady Yorku w Sandal Castle będzie budziło szacunek i respekt, będzie to nazwisko rozpoznawalne. -Lepiej siebie nie oszukiwać. Tylko wykorzystać to co daje nam los.- Ona miała taki zamiar. Była Burkiem i nawet kiedy przychodziła chwila zwątpienia z pełną determinacją przeobrażała to w siłę. Nie miała w zwyczaju robić z siebie ofiary i lubować się we własnych porażkach, chociaż tak było łatwiej i prościej dla większości ludzi. Kochać się w skargach, nie leżało w jej naturze. Trąciła go z rozbawieniem w ramię.
-Nie, ckliwa poezja nie dla mnie. Ale już ciekawe listy opisujące wydarzenia, podzielenie się spostrzeżeniami na temat świata, tego co nas otacza. To by było coś. - Upiła kolejny łyk herbaty wyciągając przed siebie nogi na miękkich poduszkach. -Być może powinnam go zachęcić, wskazać, że… - Westchnęła cicho, ponieważ sama nie wiedziała jak ugryźć ten temat. Niby prosty, a jednak tak bardzo trudny do rozgryzienia i przełknięcia. Wytyczne od ojca, sama nie wiedziała co lepsze; informacja podana przy obiedzie czy otrzymanie iluzorycznej samodzielności.
Melisande Rosier - imię i nazwisko wypowiedziane z ogromną goryczą w głosie, jakby słowa niosły realny, fizyczny ból. Czekała na wybuch, wyczuwała go już od jakiegoś czasu i wiedziała, że nadchodzi. Na barki Rigela nagle spadły obowiązki, jakich się nie spodziewał otrzymać. Odstawiła filiżankę na bok i objęła przyjaciela ramionami aby dodać mu otuchy i wsparcia. Jeszcze szepty po pogrzebie nie opadły, a oni musieli brnąć dalej.
-Być może widzi w tobie ogromny potencjał aby kierować dalej rodem? A może najzwyczajniej chce mieć wszystko pod kontrolą. Pionki ustawione na szachownicy. - Mogła go pocieszać, że ojciec widzi w nim swojego następcę, że ma zaistnieć jako TEN Black. Jednak już wcześniej powiedziała, że kłamstwo na zawsze pozostanie kłamstwem, a dziś nie grali w grę pozorów. -Jesteście wpływową rodziną, ta, która rozdaje karty w Londynie. I do tego ranną. - Spojrzała na niego poważnie. Mówiła wprost, to co myślała, a nie to co chciałby usłyszeć. -Wrogowie czyhają się wszędzie, a śmierć Alpharda odbije się szerokim echem, zwłaszcza po drugiej stronie barykady. A w stanie wojny utrata ważnego generała jest ogromnym ciosem. Twój ojciec zabezpiecza tyły i wybrał do tego ciebie.
Zaskoczyła sama siebie tą chłodną analizą, a czy wobec siebie nie stosowała takiej samej? Czy jeżeli nie mieli na coś w pełni wpływu nie pozostało im nic innego płynąć z prądem? A może mogli wykorzystać okazję i wyznaczyć nowy bieg rzeki?
-Wykorzystaj to dla siebie. - Nie rozumiała za bardzo co miał na myśli mówiąc, że Cygnus jest zdrowy, ale wyczuła nutę rezygnacji i rozżalenia. Rigel był inteligentnym człowiekiem, ale zdawał się zagubiony i porzucony. Nie był tak rzutki jak jego bracia, ale miał w sobie spokój oraz potrafił wyczuć ludzi, należało z tego umiejętnie skorzystać.
-Kłamstwo, nigdy nim nie przestaje być, niezależnie w jak piękne kwiaty jest ubrane. - Odpowiedziała, a słowa, które mówił Rigel słyszała wielokrotnie. Podawane jej były przykłady par, które znalazły ze sobą spokój. Było to jednak wierutne kłamstwo, zwyczajnie żyli obok siebie każde zajmując się swoimi sprawami, ale dbając o dobro nazwiska, które obydwoje nosili. Czysty biznes, w którym każdy miał swoją część do wykonania. Taki sam los czekał właśnie nią i wzięła sobie za punkt honoru, że połączenie Primrose Carrow, lady Yorku w Sandal Castle będzie budziło szacunek i respekt, będzie to nazwisko rozpoznawalne. -Lepiej siebie nie oszukiwać. Tylko wykorzystać to co daje nam los.- Ona miała taki zamiar. Była Burkiem i nawet kiedy przychodziła chwila zwątpienia z pełną determinacją przeobrażała to w siłę. Nie miała w zwyczaju robić z siebie ofiary i lubować się we własnych porażkach, chociaż tak było łatwiej i prościej dla większości ludzi. Kochać się w skargach, nie leżało w jej naturze. Trąciła go z rozbawieniem w ramię.
-Nie, ckliwa poezja nie dla mnie. Ale już ciekawe listy opisujące wydarzenia, podzielenie się spostrzeżeniami na temat świata, tego co nas otacza. To by było coś. - Upiła kolejny łyk herbaty wyciągając przed siebie nogi na miękkich poduszkach. -Być może powinnam go zachęcić, wskazać, że… - Westchnęła cicho, ponieważ sama nie wiedziała jak ugryźć ten temat. Niby prosty, a jednak tak bardzo trudny do rozgryzienia i przełknięcia. Wytyczne od ojca, sama nie wiedziała co lepsze; informacja podana przy obiedzie czy otrzymanie iluzorycznej samodzielności.
Melisande Rosier - imię i nazwisko wypowiedziane z ogromną goryczą w głosie, jakby słowa niosły realny, fizyczny ból. Czekała na wybuch, wyczuwała go już od jakiegoś czasu i wiedziała, że nadchodzi. Na barki Rigela nagle spadły obowiązki, jakich się nie spodziewał otrzymać. Odstawiła filiżankę na bok i objęła przyjaciela ramionami aby dodać mu otuchy i wsparcia. Jeszcze szepty po pogrzebie nie opadły, a oni musieli brnąć dalej.
-Być może widzi w tobie ogromny potencjał aby kierować dalej rodem? A może najzwyczajniej chce mieć wszystko pod kontrolą. Pionki ustawione na szachownicy. - Mogła go pocieszać, że ojciec widzi w nim swojego następcę, że ma zaistnieć jako TEN Black. Jednak już wcześniej powiedziała, że kłamstwo na zawsze pozostanie kłamstwem, a dziś nie grali w grę pozorów. -Jesteście wpływową rodziną, ta, która rozdaje karty w Londynie. I do tego ranną. - Spojrzała na niego poważnie. Mówiła wprost, to co myślała, a nie to co chciałby usłyszeć. -Wrogowie czyhają się wszędzie, a śmierć Alpharda odbije się szerokim echem, zwłaszcza po drugiej stronie barykady. A w stanie wojny utrata ważnego generała jest ogromnym ciosem. Twój ojciec zabezpiecza tyły i wybrał do tego ciebie.
Zaskoczyła sama siebie tą chłodną analizą, a czy wobec siebie nie stosowała takiej samej? Czy jeżeli nie mieli na coś w pełni wpływu nie pozostało im nic innego płynąć z prądem? A może mogli wykorzystać okazję i wyznaczyć nowy bieg rzeki?
-Wykorzystaj to dla siebie. - Nie rozumiała za bardzo co miał na myśli mówiąc, że Cygnus jest zdrowy, ale wyczuła nutę rezygnacji i rozżalenia. Rigel był inteligentnym człowiekiem, ale zdawał się zagubiony i porzucony. Nie był tak rzutki jak jego bracia, ale miał w sobie spokój oraz potrafił wyczuć ludzi, należało z tego umiejętnie skorzystać.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Słowa Prim o kłamstwie były ciężkie i gorzkie. Miała rację - kłamstwo to kłamstwo, nawet jeśli jest czynione w dobrej wierze, a okłamywanie siebie było o wiele bardziej okrutne... nawet gorsze niż okłamywanie innych. Niestety, jako przedstawiciele klasy wyższej musieli się z tymi mierzyć już teraz i do końca swoich dni. Tyle wynosiła cena za przywilej bycia strażnikami historii i tradycji przodków, przykładem dla innych - gorzej urodzonych. Rigel chciał zgodzić się z przyjaciółką, że najlepsze, co osoba na ich miejscu mogłaby zrobić, to wykorzystać sytuację, aby uzyskać maksimum korzyści.
Niestety, sytuacja panny Burke i jego były kompletnie różne, mimo iż dotyczyły podobnych kwestii.
-To mądre słowa. - pokiwał z uznaniem. - Masz już na to jakiś plan?
Blackowi trudno było wyobrazić sobie Primrose jako żonę jakiegoś lorda - nawet siebie, że zmieniłaby nazwisko, zamieszkałaby gdzieś indziej. A jeśli dla niego ta zmiana była trudna do przetworzenia, to prawdopodobnie, tym bardziej dla samej jeszcze panny Burke. Rigel wierzył w nią, była w końcu bardzo silna… tylko czy mimo tej siły nie złamie się pod wpływem nadciągających zmian? O to martwił się najbardziej, ale wiedział, że co by się nie działo, zawsze może na niego liczyć.
-Spróbuj. - uśmiechnął się do niej. - Wiesz co… Może trzeba mu też jakoś tak bardziej wprost powiedzieć, że chciałbyś go lepiej poznać. Sama wiesz, jacy potrafią być mężczyźni - nie zawsze rozumiemy aluzje i trzeba czasem mówić do nas wprost. W towarzystwie patrzy się na to krzywo, ale sama doskonale umiesz naginać zasady w taki sposób, że nadal trzymasz się wyznaczonych ram.
Lekkim skinieniem głowy wskazał w jej stronę, sugerując ubiór. Póki Primrose chodziła w spodniach w domu, nikt nie mógł powiedzieć o niej nawet złego słowa. Dotychczas Black miał podobnie ze swoim ulubionym szlafrokiem, niestety obecnie mógł chodzić w nim już wyłącznie w swoim pokoju.
Młody czarodziej zgarbił się, jak gdyby ktoś zarzucił wyjątkowo ciężki worek. Lekko przymknął oczy, czując na swoich ramionach rękę przyjaciółki.
-Oczywiście, że chce wszystko mieć pod swoją kontrolą, jak zawsze. - wypowiedział jadowicie, słowa wybrzmiały ostrzej, niż planował. Przed oczami znowu miał twarz ojca, zimną i bezduszną. Wtedy, podczas rozmowy w bibliotece, zepchnął te emocje gdzieś w głąb umysłu - jak robił to zawsze, żeby trzymać fason. Tylko że teraz nagromadzony gniew dawał o sobie znać, palił, ranił dusze ostrymi pazurami. Powinien czuć dumę, że zostało mu powierzone tak odpowiedzialne zadanie. Powinien…
-Czy byłabyś wdzięczna swojemu ojcu, gdyby powiedział, że nie jesteś i nigdy nie byłaś jego ulubioną córką? - powiedział nagle, zimnym, cichym głosem, tak bardzo do niego niepasującym.
Był wdzięczny Primrose, że pomaga mu szukać wyjścia z sytuacji, spojrzeć na świat inaczej, niestety obecnie Rigel nie był w stanie myśleć trzeźwo. Chciał tylko, żeby świat zapłonął i obrócił się w nicość.
Niestety, sytuacja panny Burke i jego były kompletnie różne, mimo iż dotyczyły podobnych kwestii.
-To mądre słowa. - pokiwał z uznaniem. - Masz już na to jakiś plan?
Blackowi trudno było wyobrazić sobie Primrose jako żonę jakiegoś lorda - nawet siebie, że zmieniłaby nazwisko, zamieszkałaby gdzieś indziej. A jeśli dla niego ta zmiana była trudna do przetworzenia, to prawdopodobnie, tym bardziej dla samej jeszcze panny Burke. Rigel wierzył w nią, była w końcu bardzo silna… tylko czy mimo tej siły nie złamie się pod wpływem nadciągających zmian? O to martwił się najbardziej, ale wiedział, że co by się nie działo, zawsze może na niego liczyć.
-Spróbuj. - uśmiechnął się do niej. - Wiesz co… Może trzeba mu też jakoś tak bardziej wprost powiedzieć, że chciałbyś go lepiej poznać. Sama wiesz, jacy potrafią być mężczyźni - nie zawsze rozumiemy aluzje i trzeba czasem mówić do nas wprost. W towarzystwie patrzy się na to krzywo, ale sama doskonale umiesz naginać zasady w taki sposób, że nadal trzymasz się wyznaczonych ram.
Lekkim skinieniem głowy wskazał w jej stronę, sugerując ubiór. Póki Primrose chodziła w spodniach w domu, nikt nie mógł powiedzieć o niej nawet złego słowa. Dotychczas Black miał podobnie ze swoim ulubionym szlafrokiem, niestety obecnie mógł chodzić w nim już wyłącznie w swoim pokoju.
Młody czarodziej zgarbił się, jak gdyby ktoś zarzucił wyjątkowo ciężki worek. Lekko przymknął oczy, czując na swoich ramionach rękę przyjaciółki.
-Oczywiście, że chce wszystko mieć pod swoją kontrolą, jak zawsze. - wypowiedział jadowicie, słowa wybrzmiały ostrzej, niż planował. Przed oczami znowu miał twarz ojca, zimną i bezduszną. Wtedy, podczas rozmowy w bibliotece, zepchnął te emocje gdzieś w głąb umysłu - jak robił to zawsze, żeby trzymać fason. Tylko że teraz nagromadzony gniew dawał o sobie znać, palił, ranił dusze ostrymi pazurami. Powinien czuć dumę, że zostało mu powierzone tak odpowiedzialne zadanie. Powinien…
-Czy byłabyś wdzięczna swojemu ojcu, gdyby powiedział, że nie jesteś i nigdy nie byłaś jego ulubioną córką? - powiedział nagle, zimnym, cichym głosem, tak bardzo do niego niepasującym.
Był wdzięczny Primrose, że pomaga mu szukać wyjścia z sytuacji, spojrzeć na świat inaczej, niestety obecnie Rigel nie był w stanie myśleć trzeźwo. Chciał tylko, żeby świat zapłonął i obrócił się w nicość.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Odchyliła lekko głowę do tyłu patrząc na sufit jakby szukając właśnie tam odpowiedzi na pytanie Rigela. Miała wiele pomysłów, nie wiedziała jednak, które z nich uda się jej zrealizować.
-Ród Carrow ma ostatnio pecha, chociażby biedna Isabella, którą wysłali do Francji zdaje się. - Powiedziała po przedłużającej się ciszy. -Należy podkreślić, że się nie złamali. Chciałabym aby za mojego życia nazwisko to odbiło się szerokim echem, a sojusz Burke - Carrow oparty był nie tylko na małżeństwie, ale wzajemnej współpracy i działaniu. Carrowowie mają ogromny teren, łącząc razem siły z nami mamy dużą połać terenu, na której można pracować. - Upiła łyk herbaty pozwalając aby myśli zostały zebrane, a kołatały się w jej głowie jak szalone. -Nie mam zamiaru być jedynie dodatkiem do Aresa Carrow. Figurą, która za nim stoi i nie osiągając nic w życiu poza rodzeniem dziedziców. Pragnę czegoś więcej… - Choć jeszcze nie wiedziała czym jest to pragnienie i do czego ją doprowadzi w kolejnych miesiącach. Nie wiedziała co szykuje dla niej przyszłość, nie zdawała sobie sprawy gdzie ciekawość ją zapędzi. A tymi zapędami jej przyszły mąż będzie przestraszony co ostatecznie doprowadzi do ich poróżnienia. Jednak tego dnia, pijąc herbatę z przyjacielem nie wiedziała tego. Czy będąc uzbrojoną w takową informację podjęłaby inne kroki i inne decyzje? Nigdy się tego nie dowie.
-Możesz mieć trochę racji, choć zdawało mi się, że ostatnio dość wyraźnie podkreśliłam co mnie fascynuje i że nie chcę być traktowana jak delikatny paczek róży w ogrodach Sandal Castle. - Wydęła lekko wargi lekko rozczarowana, że Ares Carrow nie wyłapał tak oczywistych informacji kiedy ostatnio rozmawiali. Spojrzała na swoje spodnie i zaśmiała się krótko. -Gdybyś tylko widział minę Edgara jak pierwszy raz mu się w nich pokazałam. Jednak w miarę szybko przyjął to, że w domu będę je nakładać częściej. Są bardzo wygodne, luźne i nie ograniczają w ruchu. Nie wiem dlaczego tak się inni na nie obruszają. - Pewnych rzeczy zwyczajnie nie chciała zrozumieć. Ktoś kiedyś powiedział, że spodnie to wymysł mugoli i jak czarodzieje mogą w nich chodzić. Tak samo jak pewne modele spódnic i płaszczy. Mugole nosili podobne więc kto od kogo coś skopiował? Może jakiś mugol zobaczył przez przypadek ubranego inaczej czarodzieja i stworzył coś własnego? Może inspiracją był dla niego ktoś z ich świata? Łatwiej jednak było się oburzać na coś nowego niż zobaczyć korzyści z tego płynące. Primrose jednak liczyła, że dożyje dnia, w którym kobiety będą mogły swobodnie wybierać to w czym chcą chodzić ubrane, bez tłumaczenia się z tego co mają na sobie.
Emocje malujące się na twarzy przyjaciela sprawiły że zamarła, obserwując jak wściekłość, rezygnacja i rozgoryczenie mieszają się razem. Wręcz zdawało się jej, że ta kumulacja wylewa się falami z czarodzieja. Zadane pytanie, zimnym i martwym głosem odsłaniało inne oblicze Rigela. Byli wytworami własnych rodzin, on i ona. Nie każdemu udawało się wyjść z tego bez szwanku.
- Nie - Odpowiedziała zgodnie z prawdą. -Tylko co ty z tym zrobisz?
Ojciec mógł traktować Rigela gorzej, wywierać na nim pewne decyzje i słowa, sprawa jednak rozbijała się jedynie o to, co sam Black w związku z tym zrobi. Czy podejmie jakieś kroki czy ulegnie ojcu przeklinać go w duchu.
-Ród Carrow ma ostatnio pecha, chociażby biedna Isabella, którą wysłali do Francji zdaje się. - Powiedziała po przedłużającej się ciszy. -Należy podkreślić, że się nie złamali. Chciałabym aby za mojego życia nazwisko to odbiło się szerokim echem, a sojusz Burke - Carrow oparty był nie tylko na małżeństwie, ale wzajemnej współpracy i działaniu. Carrowowie mają ogromny teren, łącząc razem siły z nami mamy dużą połać terenu, na której można pracować. - Upiła łyk herbaty pozwalając aby myśli zostały zebrane, a kołatały się w jej głowie jak szalone. -Nie mam zamiaru być jedynie dodatkiem do Aresa Carrow. Figurą, która za nim stoi i nie osiągając nic w życiu poza rodzeniem dziedziców. Pragnę czegoś więcej… - Choć jeszcze nie wiedziała czym jest to pragnienie i do czego ją doprowadzi w kolejnych miesiącach. Nie wiedziała co szykuje dla niej przyszłość, nie zdawała sobie sprawy gdzie ciekawość ją zapędzi. A tymi zapędami jej przyszły mąż będzie przestraszony co ostatecznie doprowadzi do ich poróżnienia. Jednak tego dnia, pijąc herbatę z przyjacielem nie wiedziała tego. Czy będąc uzbrojoną w takową informację podjęłaby inne kroki i inne decyzje? Nigdy się tego nie dowie.
-Możesz mieć trochę racji, choć zdawało mi się, że ostatnio dość wyraźnie podkreśliłam co mnie fascynuje i że nie chcę być traktowana jak delikatny paczek róży w ogrodach Sandal Castle. - Wydęła lekko wargi lekko rozczarowana, że Ares Carrow nie wyłapał tak oczywistych informacji kiedy ostatnio rozmawiali. Spojrzała na swoje spodnie i zaśmiała się krótko. -Gdybyś tylko widział minę Edgara jak pierwszy raz mu się w nich pokazałam. Jednak w miarę szybko przyjął to, że w domu będę je nakładać częściej. Są bardzo wygodne, luźne i nie ograniczają w ruchu. Nie wiem dlaczego tak się inni na nie obruszają. - Pewnych rzeczy zwyczajnie nie chciała zrozumieć. Ktoś kiedyś powiedział, że spodnie to wymysł mugoli i jak czarodzieje mogą w nich chodzić. Tak samo jak pewne modele spódnic i płaszczy. Mugole nosili podobne więc kto od kogo coś skopiował? Może jakiś mugol zobaczył przez przypadek ubranego inaczej czarodzieja i stworzył coś własnego? Może inspiracją był dla niego ktoś z ich świata? Łatwiej jednak było się oburzać na coś nowego niż zobaczyć korzyści z tego płynące. Primrose jednak liczyła, że dożyje dnia, w którym kobiety będą mogły swobodnie wybierać to w czym chcą chodzić ubrane, bez tłumaczenia się z tego co mają na sobie.
Emocje malujące się na twarzy przyjaciela sprawiły że zamarła, obserwując jak wściekłość, rezygnacja i rozgoryczenie mieszają się razem. Wręcz zdawało się jej, że ta kumulacja wylewa się falami z czarodzieja. Zadane pytanie, zimnym i martwym głosem odsłaniało inne oblicze Rigela. Byli wytworami własnych rodzin, on i ona. Nie każdemu udawało się wyjść z tego bez szwanku.
- Nie - Odpowiedziała zgodnie z prawdą. -Tylko co ty z tym zrobisz?
Ojciec mógł traktować Rigela gorzej, wywierać na nim pewne decyzje i słowa, sprawa jednak rozbijała się jedynie o to, co sam Black w związku z tym zrobi. Czy podejmie jakieś kroki czy ulegnie ojcu przeklinać go w duchu.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Lekko uniósł brwi.
-To… Naprawdę imponujące. Ale mam nadzieje, że nie rzucisz tworzenia talizmanów i badań. Dla świata nauki to by była ogromna strata. - upił łyk herbaty, po czym dodał pogodnie. - Założę się, że w tym wypadku to Ares będzie dodatkiem do ciebie. Szkoda tylko, że nie można przełożyć na niego odpowiedzialności rodzenia potomków.
Rigel nie wyobrażał sobie Primrose w roli kury domowej, ograniczonej tylko i wyłącznie do nudnych towarzyskich spotkań, sabatów, plotek wciąż o tym samym. Te wszystkie rzeczy były tak obrzydliwie przyziemne. A Primrose była na to zbyt inteligentna, zbyt ambitna, mierzyła wyżej niż inne panny z towarzystwa. Siedzenie w domu, z dala od pracy i badań prawdopodobnie by ją mocno wyniszczyło. Zabiłoby tę iskrę ciekawości, która miała w sobie… Dla artystów i twórców wszelkiego rodzaju taka strata byłaby porównywalna do śmierci.
-Istnieje też taka możliwość… że on cię słucha, ale nie chce usłyszeć. - westchnął. - Zauważ, że to częste w naszym towarzystwie. Gdyby tak każdy mężczyzna miał tak cudowne stado przyjaciółek, jak wy, to by może i spojrzał na relacje damsko-męskie w inny sposób.
Uśmiechnął się na jej wywód o spodniach, ale dość szybko spoważniał.
-Zawsze mnie to zastanawiało. Jak to jest, że mimo tylu potężnych, odważnych i niezwykłych czarownic, które tworzyły historię naszego społeczeństwa, nadal czymś normalnym jest, traktowanie was jak… wybacz, powiem to bezpośrednio - jak dzieci. Słabsze, mniej rozgarnięte. To jak splunięcie w twarz tym wszystkim czarownicom, które były palone na stosach, bo mugole bali się ich wiedzy i siły.
Wiele było na świecie rzeczy, których nie rozumiał. Próbował je sobie tłumaczyć, licząc, że zrozumienie przyniesie ulgę… niestety tak się nie działo. Rozum starał się jak mógł, jednak emocje wcześniej czy później brały górę. Nie był dobrym synem. Zawsze będzie tym gorszym. Co by nie robił, zawsze będzie źle i za mało. Nigdy nie padnie w jego kierunku dobre słowo. Nigdy. Chyba że… na kolejnym pogrzebie.
Niedoczekanie.
-Ja… - wydusił, czując jak zaczyna go boleć kark. - Poczekam. W tym wypadku czas jest po mojej stronie.
|ztx2
-To… Naprawdę imponujące. Ale mam nadzieje, że nie rzucisz tworzenia talizmanów i badań. Dla świata nauki to by była ogromna strata. - upił łyk herbaty, po czym dodał pogodnie. - Założę się, że w tym wypadku to Ares będzie dodatkiem do ciebie. Szkoda tylko, że nie można przełożyć na niego odpowiedzialności rodzenia potomków.
Rigel nie wyobrażał sobie Primrose w roli kury domowej, ograniczonej tylko i wyłącznie do nudnych towarzyskich spotkań, sabatów, plotek wciąż o tym samym. Te wszystkie rzeczy były tak obrzydliwie przyziemne. A Primrose była na to zbyt inteligentna, zbyt ambitna, mierzyła wyżej niż inne panny z towarzystwa. Siedzenie w domu, z dala od pracy i badań prawdopodobnie by ją mocno wyniszczyło. Zabiłoby tę iskrę ciekawości, która miała w sobie… Dla artystów i twórców wszelkiego rodzaju taka strata byłaby porównywalna do śmierci.
-Istnieje też taka możliwość… że on cię słucha, ale nie chce usłyszeć. - westchnął. - Zauważ, że to częste w naszym towarzystwie. Gdyby tak każdy mężczyzna miał tak cudowne stado przyjaciółek, jak wy, to by może i spojrzał na relacje damsko-męskie w inny sposób.
Uśmiechnął się na jej wywód o spodniach, ale dość szybko spoważniał.
-Zawsze mnie to zastanawiało. Jak to jest, że mimo tylu potężnych, odważnych i niezwykłych czarownic, które tworzyły historię naszego społeczeństwa, nadal czymś normalnym jest, traktowanie was jak… wybacz, powiem to bezpośrednio - jak dzieci. Słabsze, mniej rozgarnięte. To jak splunięcie w twarz tym wszystkim czarownicom, które były palone na stosach, bo mugole bali się ich wiedzy i siły.
Wiele było na świecie rzeczy, których nie rozumiał. Próbował je sobie tłumaczyć, licząc, że zrozumienie przyniesie ulgę… niestety tak się nie działo. Rozum starał się jak mógł, jednak emocje wcześniej czy później brały górę. Nie był dobrym synem. Zawsze będzie tym gorszym. Co by nie robił, zawsze będzie źle i za mało. Nigdy nie padnie w jego kierunku dobre słowo. Nigdy. Chyba że… na kolejnym pogrzebie.
Niedoczekanie.
-Ja… - wydusił, czując jak zaczyna go boleć kark. - Poczekam. W tym wypadku czas jest po mojej stronie.
|ztx2
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
|7.01.1958
Opary z opium unosiły się delikatnie nad głowami zebranymi na antresoli osobami. Niczym z czasów szkolnych czwórka przyjaciół siedziała razem, ale tym razem nie na błoniach Hogwartu w otoczeniu zieleni, a w Durham Castle, zimową porą szukając choć na chwilę ucieczki od ostatnich trosk. A te zbierały się nad ich głowami niczym gradowa chmura. Zdawało się, że skorzystanie ze zbawczych działań opium pozwoli poukładać sobie pewne sprawy.
Mogli pójść do palarni opium, w końcu od tego była, ale chcieli uniknąć zbyt wielu plotek, a w bezpiecznych murach posiadłości rodu Burke mogli oddać się czynności palenia bez wścibskich oczu wokół.
Zresztą, Primrose zdając sobie sprawę co ta używka robi z ludźmi przyniosła jej niewielką ilość. Na tyle dużą aby odczuli jej działanie ale na tyle mało by nie wyrządziło im krzywdy, a spożywający mieli świadomość co się z nimi dzieje.
Oprócz tego pośród puf i poduszek znajdowały się kieliszki, butelki z alkoholem, wiśnie w czekoladzie i pieczone kasztany.
Primrose ubrana w wełniane, prasowane w kant spodnie na szelkach, jedwabną, szarą koszulę z bufiastymi rękawami pociągnęła z lufki i wypuściła dym w górę, a słodkawy zapach poniósł się po pomieszczeniu. Następnie ruchem różdżki sprawiła, że do kieliszków zostało rozlane wino; każdy mógł pić dalej. Zdawało się, że Evandra, Rigel i Aquila są już tutaj od paru godzin, a przecież ledwo pół godziny temu przyszli zdejmując okrycia wierzchnie, którym zajął się wierny i służący od lat rodzinie Burke, skrzat imieniem Maczek. Sama siostra nestora nie pamiętała już kto mu nadał takie imię, tak nie pasujące swoim wydźwiękiem do chłodnych murów Durham, a jednak się przyjęło.
Czarownica rozsiadła się wygodnie w miękkim i wysłużonym fotelu, odrzucając do tyłu ciemne włosy. Pozwoliła sobie aby tego dnia puścić je luzem, nie spinając żadna ozdobą, więc ciemna kaskada spływała aż do pasa. Wciąż w pamięci miała wydarzenia dnia poprzedniego; kłótnia z Mathieu nadal brzmiała w jej głowie, zawód jaki poczuł trochę zelżał, ale nadal palił i drażnił umysł ambitnej kobiety. Następnie czkawka teleportacyjna, która sprawiła, że trafiła do osób, których nigdy wcześniej nie spotkała. Chwała, że na samym końcu był lord Bulstrode, a kolejnego spotkania z buntownikiem by chyba nie przeżyła. Zmęczenie więc odcisnęło swoje piętno na jej jasnej twarzy w postaci cieni pod oczami i w bardziej leniwych ruchach. Zapalenie opium wydawało się jedną z lepszych opcji aby pozwolić zmęczonemu umysłowi odpocząć i odpłynąć. Okazało się, że przyjaciele również tego potrzebowali. Dekadencja – tak by określili ich wrogowie, którzy zapewne w głębi duszy chcieli by teraz znaleźć się na miejscu tych młodych ludzi na antresoli w Durham Castle.
-Czy macie też ostatnio poczucie, że próbujecie złapać dym gołymi rękoma? – Zapytała lekko zamroczona oparami opium, patrząc jak kłębek, który sama wypuściła zaczyna się rozpływać.
|Z zaopatrzenia: bombonierka wiśnie w czekoladzie, jadalne kasztany oraz 3x Toujour Pur (0,75l)
Opary z opium unosiły się delikatnie nad głowami zebranymi na antresoli osobami. Niczym z czasów szkolnych czwórka przyjaciół siedziała razem, ale tym razem nie na błoniach Hogwartu w otoczeniu zieleni, a w Durham Castle, zimową porą szukając choć na chwilę ucieczki od ostatnich trosk. A te zbierały się nad ich głowami niczym gradowa chmura. Zdawało się, że skorzystanie ze zbawczych działań opium pozwoli poukładać sobie pewne sprawy.
Mogli pójść do palarni opium, w końcu od tego była, ale chcieli uniknąć zbyt wielu plotek, a w bezpiecznych murach posiadłości rodu Burke mogli oddać się czynności palenia bez wścibskich oczu wokół.
Zresztą, Primrose zdając sobie sprawę co ta używka robi z ludźmi przyniosła jej niewielką ilość. Na tyle dużą aby odczuli jej działanie ale na tyle mało by nie wyrządziło im krzywdy, a spożywający mieli świadomość co się z nimi dzieje.
Oprócz tego pośród puf i poduszek znajdowały się kieliszki, butelki z alkoholem, wiśnie w czekoladzie i pieczone kasztany.
Primrose ubrana w wełniane, prasowane w kant spodnie na szelkach, jedwabną, szarą koszulę z bufiastymi rękawami pociągnęła z lufki i wypuściła dym w górę, a słodkawy zapach poniósł się po pomieszczeniu. Następnie ruchem różdżki sprawiła, że do kieliszków zostało rozlane wino; każdy mógł pić dalej. Zdawało się, że Evandra, Rigel i Aquila są już tutaj od paru godzin, a przecież ledwo pół godziny temu przyszli zdejmując okrycia wierzchnie, którym zajął się wierny i służący od lat rodzinie Burke, skrzat imieniem Maczek. Sama siostra nestora nie pamiętała już kto mu nadał takie imię, tak nie pasujące swoim wydźwiękiem do chłodnych murów Durham, a jednak się przyjęło.
Czarownica rozsiadła się wygodnie w miękkim i wysłużonym fotelu, odrzucając do tyłu ciemne włosy. Pozwoliła sobie aby tego dnia puścić je luzem, nie spinając żadna ozdobą, więc ciemna kaskada spływała aż do pasa. Wciąż w pamięci miała wydarzenia dnia poprzedniego; kłótnia z Mathieu nadal brzmiała w jej głowie, zawód jaki poczuł trochę zelżał, ale nadal palił i drażnił umysł ambitnej kobiety. Następnie czkawka teleportacyjna, która sprawiła, że trafiła do osób, których nigdy wcześniej nie spotkała. Chwała, że na samym końcu był lord Bulstrode, a kolejnego spotkania z buntownikiem by chyba nie przeżyła. Zmęczenie więc odcisnęło swoje piętno na jej jasnej twarzy w postaci cieni pod oczami i w bardziej leniwych ruchach. Zapalenie opium wydawało się jedną z lepszych opcji aby pozwolić zmęczonemu umysłowi odpocząć i odpłynąć. Okazało się, że przyjaciele również tego potrzebowali. Dekadencja – tak by określili ich wrogowie, którzy zapewne w głębi duszy chcieli by teraz znaleźć się na miejscu tych młodych ludzi na antresoli w Durham Castle.
-Czy macie też ostatnio poczucie, że próbujecie złapać dym gołymi rękoma? – Zapytała lekko zamroczona oparami opium, patrząc jak kłębek, który sama wypuściła zaczyna się rozpływać.
|Z zaopatrzenia: bombonierka wiśnie w czekoladzie, jadalne kasztany oraz 3x Toujour Pur (0,75l)
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Ostatnie noce Evandry nie były zbyt dobrze przespane, także na własne życzenie. Najpierw wydarzenia na Stoke-on-Trent, później przedłużone spotkanie z Aquilą, użyczenie ramienia Octavii i jeszcze dziś wieczorna rozmowa z Mathieu. To jego słowa wprawiły półwilę w konsternację, zwłaszcza gdy wskazał na swoją nową wybrankę tą wstrętną Calypso Carrow. Choć wprawdzie w ostatnich latach nie miała zbyt wielu okazji, by pomówić z dawną rywalką, to dziś, mimo nowej sytuacji, wciąż nie potrafiła się do niej przekonać. Tym bardziej nie potrafiła przywołać uśmiechu na twarz, mając w świadomości ledwie dostrzegalnie czerwieniącą się Primrose, kiedy z zapałem opowiadała o lekcjach czarnej magii. Co się za nimi kryło? Szwagier rzadko kiedy okazywał swoje emocje, raczej się nie unosząc, nie była więc w stanie wyczytać z jego twarzy nastawienia. Przed dwoma miesiącami po rozstaniu z Callistą zarzekał się, że nie wierzy już w żadne uczucia, a dziś określił się największym przekleństwem Calypso. Evandra z wolna zaczynała zastanawiać się czy nowe zainteresowanie nie jest wywołane nękającymi go koszmarami, a może nawet i obecnością bytu, jaki męczył także Tristana. Spoglądając na twarz Mathieu nie była w stanie spytać go o to wprost, nie chcąc zadręczać zmęczonego umysłu kolejnymi rozważaniami, od których trudno było odsunąć emocje.
Potrzebowała dziś odpoczynku, więc zaproszenie do Durham Castle przyjęła z przyjemnością. To prawda, że w obecnym gronie dawno nie mieli okazji do spokojnej rozmowy. Wciąż targani ponurą, jak i burzliwą rzeczywistością, każde z nich brnęło przez swe troski samodzielnie, nie dzieląc się nawzajem szczegółami. Evandra nie oczekiwała potoku słów, ale dobrze wiedziała jakie działanie miało opium. Fajkę nabitą kruszonym opium dostała po raz pierwszy z ręki Francisa, który nie chcąc stale odmawiać siostrze wspólnych wypraw do lokali publicznych, zorganizował jej małe przyjęcie w domu. Na samą myśl o tamtych nieprzesłoniętych smutkami chwilach poczuła ścisk w żołądku, który nie opuszczał jej aż do momentu wdrapania się na szczyt schodów antresoli nad salonikiem. Fałdy długiej, granatowej sukni rozlały się po miękkich poduszkach fotela, w którym zasiadała Evandra z podwiniętymi pod sobą stopami. Pod wpływem wciągającego błogostanu zapięte dotąd szczelnie guziki zwężanych rękawów podwinięte były niemal do łokci, jasne dłonie o szczupłych palcach spoczęły na podłokietnikach, zaraz po tym jak splotły złociste włosy półwili w długi warkocz. Kilka niesfornych kosmyków okalało jej twarz, spotykając się z przypiętą do piersi broszką z morskim motywem. Powiodła leniwym spojrzeniem za ulatującym pod sufit kłębem dymu.
- Czy warto gonić za czymś, co nie chce dać się złapać? - zwróciła się do wystrojonej w spodnie Primrose. Rosier musiała przyznać, że ta świetnie wygląda w tym nowoczesnym fasonie i choć sama miała wątpliwości by zdecydować się na podobny model, tak zdążyła już obdarzyć przyjaciółkę komplementem. Sięgnęła po swój kieliszek i zakołysała, oglądając ja szkarłatny płyn oblewa ścianki kryształu. - Dlaczego nie zostawić go własnemu biegowi, krocząc nienakreśloną przez innych ścieżką? - Upiła łyk, pozwalając by cierpki płyn rozlał się po przełyku.
Potrzebowała dziś odpoczynku, więc zaproszenie do Durham Castle przyjęła z przyjemnością. To prawda, że w obecnym gronie dawno nie mieli okazji do spokojnej rozmowy. Wciąż targani ponurą, jak i burzliwą rzeczywistością, każde z nich brnęło przez swe troski samodzielnie, nie dzieląc się nawzajem szczegółami. Evandra nie oczekiwała potoku słów, ale dobrze wiedziała jakie działanie miało opium. Fajkę nabitą kruszonym opium dostała po raz pierwszy z ręki Francisa, który nie chcąc stale odmawiać siostrze wspólnych wypraw do lokali publicznych, zorganizował jej małe przyjęcie w domu. Na samą myśl o tamtych nieprzesłoniętych smutkami chwilach poczuła ścisk w żołądku, który nie opuszczał jej aż do momentu wdrapania się na szczyt schodów antresoli nad salonikiem. Fałdy długiej, granatowej sukni rozlały się po miękkich poduszkach fotela, w którym zasiadała Evandra z podwiniętymi pod sobą stopami. Pod wpływem wciągającego błogostanu zapięte dotąd szczelnie guziki zwężanych rękawów podwinięte były niemal do łokci, jasne dłonie o szczupłych palcach spoczęły na podłokietnikach, zaraz po tym jak splotły złociste włosy półwili w długi warkocz. Kilka niesfornych kosmyków okalało jej twarz, spotykając się z przypiętą do piersi broszką z morskim motywem. Powiodła leniwym spojrzeniem za ulatującym pod sufit kłębem dymu.
- Czy warto gonić za czymś, co nie chce dać się złapać? - zwróciła się do wystrojonej w spodnie Primrose. Rosier musiała przyznać, że ta świetnie wygląda w tym nowoczesnym fasonie i choć sama miała wątpliwości by zdecydować się na podobny model, tak zdążyła już obdarzyć przyjaciółkę komplementem. Sięgnęła po swój kieliszek i zakołysała, oglądając ja szkarłatny płyn oblewa ścianki kryształu. - Dlaczego nie zostawić go własnemu biegowi, krocząc nienakreśloną przez innych ścieżką? - Upiła łyk, pozwalając by cierpki płyn rozlał się po przełyku.
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Primrose patrzyła jak dym powoli unosi się w górę i rozkłada pod sufitem tworząc chmurę nad ich głowami o ciężkawym i słodkim zapachu. Kieliszek wina znalazł się w dłoni młodej kobiety, a ta upiła łyk ciesząc się posmakiem trunku jaki został na języku.
-Gorzej, że myślałam iż da się złapać. - Odpowiedziała kręcąc lekko nadgarstkiem dłoni, w której wciąż trzymała kieliszek.-Naiwności…
Zaśmiała się z samej siebie. Rumieńce, które chciała skrzętnie skrywać występowały na jasne oblicze ilekroć pomyślała o szwagrze przyjaciółki. Nie wiedziała co ten jej powiedział, a ona jeszcze na głos też nie powiedziała tego co od jakiegoś czasu pojawiało się w jej głowie. Nawet pomimo ich kłótni nadal czuła lekki niepokój połączony ze zmieszaniem na samą myśl o Mathieu. Osunęła się mocniej w miękkich poduszkach powoli czując, że opium zaczyna mieć ją w swoim władaniu. Zerknęła na Evandrę, która nawet w niedbałej pozie wyglądała niczym królowa wróżek, która właśnie wypoczywa w cieniu kwiecia i liści na polanie, którą włada. Wiedziała, że przyjaciółka nigdy nie użyła na niej swoich zdolności, ale nawet bez nich uroda lady Rosier powalała.
-Na chwilę pozwoliłam aby dziecięce marzenia znów się uaktywniły, a zderzenie z rzeczywistością zrobiło swoje. - Kolejny łyk wina w połączeniu z opium zapowiadało potężny ból głowy dnia następnego, ale teraz się tym nie martwiła. Jeszcze do końca nie przetrawiła tego co się dnia wczorajszego wydarzyło, a ilość spotkań jakie odbyła zrobiły swoje. Słowa wciąż były żywe i głośne, niektóre pamiętała bardzo dokładnie, inne zdążyły się rozmyć i rozwiać ja opary opium.
-Staram się wyznaczyć swoją własną ścieżkę, ale nadal inni mają co do tego obiekcje. - Przeciągnęła się delikatnie i podciągnęła nogi pod siebie, aby zwinąć się wśród poduszek niczym kot Craiga. Zapaliła znów opium, a dym uleciał z jej ust. Chciała wykrzyczeć światu co leży jej na duszy, ale nie miała jeszcze odwagi by mówić o tym otwarcie, zwłaszcza, że nie chodziło o byle kogo, ale szwagra Evandry i przyjaciela Xaviera.
-Gorzej, że myślałam iż da się złapać. - Odpowiedziała kręcąc lekko nadgarstkiem dłoni, w której wciąż trzymała kieliszek.-Naiwności…
Zaśmiała się z samej siebie. Rumieńce, które chciała skrzętnie skrywać występowały na jasne oblicze ilekroć pomyślała o szwagrze przyjaciółki. Nie wiedziała co ten jej powiedział, a ona jeszcze na głos też nie powiedziała tego co od jakiegoś czasu pojawiało się w jej głowie. Nawet pomimo ich kłótni nadal czuła lekki niepokój połączony ze zmieszaniem na samą myśl o Mathieu. Osunęła się mocniej w miękkich poduszkach powoli czując, że opium zaczyna mieć ją w swoim władaniu. Zerknęła na Evandrę, która nawet w niedbałej pozie wyglądała niczym królowa wróżek, która właśnie wypoczywa w cieniu kwiecia i liści na polanie, którą włada. Wiedziała, że przyjaciółka nigdy nie użyła na niej swoich zdolności, ale nawet bez nich uroda lady Rosier powalała.
-Na chwilę pozwoliłam aby dziecięce marzenia znów się uaktywniły, a zderzenie z rzeczywistością zrobiło swoje. - Kolejny łyk wina w połączeniu z opium zapowiadało potężny ból głowy dnia następnego, ale teraz się tym nie martwiła. Jeszcze do końca nie przetrawiła tego co się dnia wczorajszego wydarzyło, a ilość spotkań jakie odbyła zrobiły swoje. Słowa wciąż były żywe i głośne, niektóre pamiętała bardzo dokładnie, inne zdążyły się rozmyć i rozwiać ja opary opium.
-Staram się wyznaczyć swoją własną ścieżkę, ale nadal inni mają co do tego obiekcje. - Przeciągnęła się delikatnie i podciągnęła nogi pod siebie, aby zwinąć się wśród poduszek niczym kot Craiga. Zapaliła znów opium, a dym uleciał z jej ust. Chciała wykrzyczeć światu co leży jej na duszy, ale nie miała jeszcze odwagi by mówić o tym otwarcie, zwłaszcza, że nie chodziło o byle kogo, ale szwagra Evandry i przyjaciela Xaviera.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Cierpkość wina rozpłynęła się po przełyku, rozchodząc się mrowieniem wzdłuż rąk, do wnętrza dłoni aż po opuszki palców. Rozmarzone spojrzenie wodziło po rozmywających się pod sufitem smugach narkotycznego dymu.
- Dziecięce marzenia? Sądziłam, że nigdy nie przestałaś za nimi podążać. - Od kiedy poznała pannę Burke była przekonana co do zdecydowania względem raz obranego kierunku. Od zawsze zafascynowana wiedzą i możliwościami jej wykorzystania. Nawet w ostatnich miesiącach, nawet jeśli zamartwiała się bieżącymi zajęciami, wciąż przyświecał jej jeden cel. Czyżby miała odejść od magii starożytnych run, jakiej poświęciła się przed laty? Ten obraz nie pasował do Primrose, gryzł się z całą mistyczną otoczką, jaką zapewne bezwiednie wokół siebie roztaczała. Czy mogło jednak chodzić o inną sferę życia młodej zaklinaczki, do jakiej do tej pory nie otrzymała wstępu?
- Bo pewnie oczekujesz rewolucji - zachichotała, jakby był to najprzedniejszy żart i nachyliła się, by sięgnąć po wiśnię w czekoladzie. Mimo chwilowych problemów z utrzymaniem równowagi, udało jej się z gracją powrócić do wcześniejszej pozycji bez lądowania na podłodze. Gorzka czekolada w połączeniu z kwaskowatą słodyczą owocu przywiodła na Evandrową twarz błogi uśmiech. - Trudno jest ją przeprowadzić, kiedy nikt za tobą nie nadąża. - Największy z problemów idealistów, w którym otaczający ich świat nie rozumiał innowacyjnego toku myślenia, uznając go za zbyt inwazyjny, odważny, niewspółgrający ze znaną im rzeczywistością. Próby zmieniania innych na siłę nigdy nie przynosiły oczekiwanych rezultatów, kiedy podejmowane metody stały w sprzeczności z postrzeganiem świata.
- Inni zawsze będą mieli obiekcje, lubią mieć pewność, że mają nad tobą kontrolę. - Wywróciła oczami, wzdychając przy tym ciężko, jakby poruszały wytarty już temat. Sama przez pewien czas miała problem ze zrozumieniem czego się od niej oczekuje. Mimo iż zdawać by się mogło, że zasady są jasne, względem szlachetnie urodzonych, pełnienia roli córki, żony i matki, to każdy miał przecież własną interpretację co do tego jak należy to robić. - Co do czego mają wątpliwości? - spytała, opierając brodę na dłoni i nachylając się do Primrose. Umysł napędzany mieszanką hipnotycznego opium i wzburzającej krew w żyłach alkoholu był ciekawy zagmatwanych przeżyć przyjaciółki, w których nie potrafiła się dziś odnaleźć. Wieczorne spotkanie w Durham Castle miało rzucić nań nowe światło, tylko czy przyjemne otępienie, jakie następnego dnia przyniesie potężny ból głowy, otworzy ich umysły na nowe rozwiązania?
- Dziecięce marzenia? Sądziłam, że nigdy nie przestałaś za nimi podążać. - Od kiedy poznała pannę Burke była przekonana co do zdecydowania względem raz obranego kierunku. Od zawsze zafascynowana wiedzą i możliwościami jej wykorzystania. Nawet w ostatnich miesiącach, nawet jeśli zamartwiała się bieżącymi zajęciami, wciąż przyświecał jej jeden cel. Czyżby miała odejść od magii starożytnych run, jakiej poświęciła się przed laty? Ten obraz nie pasował do Primrose, gryzł się z całą mistyczną otoczką, jaką zapewne bezwiednie wokół siebie roztaczała. Czy mogło jednak chodzić o inną sferę życia młodej zaklinaczki, do jakiej do tej pory nie otrzymała wstępu?
- Bo pewnie oczekujesz rewolucji - zachichotała, jakby był to najprzedniejszy żart i nachyliła się, by sięgnąć po wiśnię w czekoladzie. Mimo chwilowych problemów z utrzymaniem równowagi, udało jej się z gracją powrócić do wcześniejszej pozycji bez lądowania na podłodze. Gorzka czekolada w połączeniu z kwaskowatą słodyczą owocu przywiodła na Evandrową twarz błogi uśmiech. - Trudno jest ją przeprowadzić, kiedy nikt za tobą nie nadąża. - Największy z problemów idealistów, w którym otaczający ich świat nie rozumiał innowacyjnego toku myślenia, uznając go za zbyt inwazyjny, odważny, niewspółgrający ze znaną im rzeczywistością. Próby zmieniania innych na siłę nigdy nie przynosiły oczekiwanych rezultatów, kiedy podejmowane metody stały w sprzeczności z postrzeganiem świata.
- Inni zawsze będą mieli obiekcje, lubią mieć pewność, że mają nad tobą kontrolę. - Wywróciła oczami, wzdychając przy tym ciężko, jakby poruszały wytarty już temat. Sama przez pewien czas miała problem ze zrozumieniem czego się od niej oczekuje. Mimo iż zdawać by się mogło, że zasady są jasne, względem szlachetnie urodzonych, pełnienia roli córki, żony i matki, to każdy miał przecież własną interpretację co do tego jak należy to robić. - Co do czego mają wątpliwości? - spytała, opierając brodę na dłoni i nachylając się do Primrose. Umysł napędzany mieszanką hipnotycznego opium i wzburzającej krew w żyłach alkoholu był ciekawy zagmatwanych przeżyć przyjaciółki, w których nie potrafiła się dziś odnaleźć. Wieczorne spotkanie w Durham Castle miało rzucić nań nowe światło, tylko czy przyjemne otępienie, jakie następnego dnia przyniesie potężny ból głowy, otworzy ich umysły na nowe rozwiązania?
show me your thorns
and i'll show you
hands ready to
bleed
and i'll show you
hands ready to
bleed
Evandra Rosier
Zawód : Arystokratka, filantropka
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I am blooming from the wound where I once bled.
OPCM : 0
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 16 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Półwila
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Antresola nad salonikiem
Szybka odpowiedź