Pracownia
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
- skóra kelpii
- skóra garboroga
- pióra świergotnika
- futro demimoza
- skóra wsiąkiewki
- wełna kudłonia
- wełna lunaballi x2
- tkanina z włókien sierści przyczajacza x2
- skóra widłowęża
- czaroprzędza x2
Pracownia
Krawiecka pracownia Tessy to właściwie niewielki pokoik upchnięty na poddaszu, do którego można się dostać wyłącznie przez klapę w suficie, ulokowaną w wąskim korytarzyku na piętrze. Zamknięta, pozostaje praktycznie niewidoczna - dopiero po rzuceniu zaklęcia otwiera się, a ze środka wysuwa się drewniana drabinka, po której można wspiąć się na górę. Pomieszczenie znajduje się bezpośrednio pod dachem, przez co strop jest miejscami niski, a latem robi się tu dosyć duszno; sytuację ratuje umieszczone w dachu okno, dzięki któremu pracownia jest niemal przez cały dzień zalana jasnym światłem. Na jej wyposażenie składa się stolik na metalowych nogach, na którym stoi maszyna do szycia, wygodne krzesło i nieco wysłużona kanapa. Pod ścianami i na półkach piętrzą się materiały, zarówno te czarodziejskie, jak i zwyczajne, z których Tessa szyje proste koszule, czapki i płaszcze; te gotowe czekają na zapakowanie na specjalnie do tego przeznaczonym, niskim stoliku w kącie, gdzie czasami znaleźć można też już przygotowane do przekazania paczki, owinięte starannie w brązowy papier.
Zaopatrzenie pracowni
- skóra kelpii
- skóra garboroga
- pióra świergotnika
- futro demimoza
- skóra wsiąkiewki
- wełna kudłonia
- wełna lunaballi x2
- tkanina z włókien sierści przyczajacza x2
- skóra widłowęża
- czaroprzędza x2
she's still here fighting
better know there's life in her yet
better know there's life in her yet
{...........................}
Ostatnio zmieniony przez Tessa Skamander dnia 07.11.21 14:09, w całości zmieniany 3 razy
Ostatnio zmieniony przez Tessa Skamander dnia 07.11.21 14:09, w całości zmieniany 3 razy
{ styczeń 1958 }
Kolejne centymetry miękkiej włóczki przesuwały się lekko pod moimi palcami, kiedy – słuchając spokojnego, prawie melodyjnego głosu mamy – liczyłam w milczeniu oczka swetra, powoli zbliżając się do miejsca pod szyją, w którym ścieg powinien przejść w grubszy, wyginając się w łagodne półkole. Zadanie, zajmujące moje myśli od kilku tygodni, z pozoru wydawało się znacznie mozolniejsze niż tkanie szat, które tworzyłam zazwyczaj – skórzanych płaszczy i wzmacnianych magicznie peleryn – ale było w nim też coś kojącego, powtarzalnego; sprawiającego, że nawet nie zdawałam sobie sprawy z malującego się na moich wargach uśmiechu, dopóki w maleńkiej pracowni nie zapadła nagle cisza, skłaniając mnie do uniesienia spojrzenia na mamę.
Siedziała w fotelu naprzeciwko, z najnowszym wydaniem Proroka Codziennego rozłożonym na kolanach; ze swojego miejsca widziałam poruszające się na otwartej stronie fotografie, postać nieznajomego mi mężczyzny wskazującego na jakiś punkt na niebie i unoszący się wysoko ponad dachy domów dym; obrazy, do oglądania których częściowo przywykłam, ale które mimo wszystko nie przestawały budzić we mnie przemieszanego z gniewem niepokoju. – Czytaj dalej – poprosiłam, wysuwając do przodu podbródek i wskazując na gazetę; przerwała artykuł w połowie, nie docierając do końca.
Kiedy jej głos rozległ się ponownie, ja również wróciłam do pracy, kończąc ozdobne wykończenie pod szyją i zabierając się za rękawy; do ich wykonania wykorzystując dokładnie ten sam zestaw włóczek, które posłużyły mi do wykonania głównej części. Miałam trzy, najciemniejszą – z wełny rogatej czarowcy, o ciepłej, ciemnobrązowej barwie; rudawą, wykonaną z wełny kudłonia; i jasnobeżową, pochodzącą od górskiego abraksana. Połączone ze sobą, tworzyły pasujące do siebie wzory z niewielkich rombów i łamanych linii, pełniących nie tylko funkcję estetyczną, ale ukrywających dyskretnie mocniejsze, wzmacniane włókna i magiczne kieszenie, obszyte dodatkowo ciemniejszą włóczką. Tą samą, którą wykorzystałam do obszycia rękawów przy nadgarstkach i dołu swetra, z minuty na minutę coraz cięższego, cieplejszego, nabierającego właściwego kształtu – w miarę, jak jeden artykuł przeszedł w drugi, a rosnąca warstwa śniegu zaczęła sięgać połowy umieszczonego w skośnym dachu okna. Poruszałam palcami, starając się przywrócić krążenie do drętwiejących dłoni; przez moment mając ochotę odłożyć pracę na później, ale jednocześnie – nie mogąc doczekać się efektu końcowego.
– I co myślisz? – zapytałam, odkładając na bok druty i unosząc wyżej gotowy sweter, a później uśmiechając się na widok zadowolonego kiwnięcia.
– Pomóc ci go zapakować? – zapytała mama, pokręciłam jednak głową. Chciałam nakreślić jeszcze kilka słów, a ona chyba domyślała się, że wolałam zrobić to w samotności, bo zerknąwszy na rozłożony na stoliku pergamin, podniosła się z fotela, starannie zwijając gazetę. – Nie siedź długo – powiedziała tylko. Obiecałam, że nie będę, po czym zabrałam się za staranne zabezpieczenie paczki, którą miałam później wysłać do Cilliana, sweter owijając chroniącą przed wilgocią warstwą pergaminu, a całość obwiązując ostrożnie sznurkiem. Do Irlandii było daleko, Chaos nie powinien jednak mieć problemu z dostarczeniem jej na miejsce; koniec końców, miał już za sobą znacznie dłuższe i bardziej wymagające trasy.
| robię sweter z wełny rogatej czarowcy, wełny kudłonia i wełny górskiego abraksana;
rzuty:
1) wykonanie - ST 120 (bonus do rzutu 120);
2) 1k6 - bonus do żywotności;
3) 1k6 - redukcja otrzymywanych obrażeń tłuczonych
she's still here fighting
better know there's life in her yet
better know there's life in her yet
{...........................}
The member 'Tessa Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'k6' : 4
--------------------------------
#3 'k6' : 6
#1 'k100' : 9
--------------------------------
#2 'k6' : 4
--------------------------------
#3 'k6' : 6
{ luty 1958 }
Wyjątkowo rzadko zdarzało mi się tworzyć coś innego niż magiczne szaty – oprócz wzmocnionych płaszczy i kurtek, butów i rękawiczek, przerabiałam głównie sukienki, cerowałam spodnie i koszule, czasami szyjąc też praktyczne torby o powiększonym zaklęciem wnętrzu – ale stanąwszy przed zadaniem wykonania skórzanego, domowego kufra, musiałam postarać się bardziej; poświęciłam więc kilka dobrych dni na przygotowania, zaznajamiając się z materiałem, na którym miałam pracować, i upewniając się, że posiadałam wszystkie potrzebne narzędzia. Zanim zabrałam się do pracy, skreśliłam też na pergaminie wszystkie swoje wątpliwości i w liście wysłałam do ciotki, prosząc ją o wskazówki; na odpowiedź czekałam niemal tydzień, pod koniec zaczynając już martwić się o to, czy nie stało się jej przypadkiem coś złego, Chaos jednak wrócił – niosąc ze sobą grubą paczkę, która okazała się zawierać całe naręcze szkiców i schematów. Zapoznałam się ze wszystkimi; pod światłem rzucanym przez starą lampkę studiowałam je do późnych godzin nocnych, aż boląca szyja i ciężkie powieki odmówiły mi posłuszeństwa, z takim wsparciem udało mi się jednak stworzyć pierwszy projekt, który przypięłam na samym środku wiszącej ponad roboczym stolikiem tablicy.
W pracowni spędziłam cały następny ranek, w pierwszej kolejności wycinając z grubej tektury formę, od której zamierzałam odrysować na skórze poszczególne fragmenty kufra. Samą skórę rozłożyłam na płasko na uprzątniętej dokładnie podłodze, najpierw odrysowując na niej wszystkie kształty, a później – gdy już miałam pewność, że rozmieściłam je tak, żeby materiału wystarczyło – za pomocą magicznego nożyka je wycinając. Skóra wsiąkiewki była lekka, ale wytrzymała, szczęśliwie – mało rozciągliwa, nie musiałam więc martwić się, że odkształci się pod moimi palcami, kiedy gotowe fragmenty przenosiłam na stolik, żeby przygotować do szycia dłuższe, pozostawione specjalnie w tym celu boki. Spoglądając dla pewności na rozrysowany projekt, ponumerowałam każdy z kawałków, żeby później – w zaznaczonych na schemacie miejscach – przygotować maleńkie otwory, w które w trakcie szycia miała trafić igła. Oprócz tego ostrożnie posmarowałam je również krawieckim klejem, przezroczystym i po sklejeniu wyparowującym w magiczny sposób, ale pozostawiającym fragmenty połączone ze sobą jak po rzuceniu zaklęcia trwałego przylepca. Już posmarowane, zaczęłam łączyć je ze sobą w całość, za każdym razem wstrzymując oddech i pilnując, by nie drżały mi ręce; dopiero gdy elementy częściowo się trzymały, nawlekłam na igłę wytrzymałą nić i zaczęłam przewlekać ją przez przygotowane otwory – wykonując szwy na krawędziach, wraz z każdym kolejnym widząc, że kufer zaczął nabierać kształtów.
Przygotowany w ten sposób korpus wywróciłam następnie na drugą stronę, tak, by zszyte krawędzie znalazły się wewnątrz, nie na zewnątrz; dodatkowymi, wyciętymi kawałkami skóry, wzmocniłam wszystkie rogi kuferka, tak, żeby zachowywał on pierwotny kształt bez względu na przemieszczanie, czas, czy znajdującą się w środku zawartość. Wzmocniłam też dno, na wewnętrzne boki naszywając dodatkową, wierzchnią warstwę skóry, dzięki czemu kufer stał się elegantszy. Górną część, która służyła jako wieko, dodatkowo ozdobiłam jaśniejszymi paskami, do których doszyłam pasy z klamrami, za pomocą których można było go zamknąć; po zaklęciu, miał co prawda i tak otwierać się tylko przed właścicielem, nie oznaczało to jednak, że nie mógł ładnie wyglądać.
Kiedy udało mi się skończyć ostatnie wykończenia, podniosłam ostrożnie kufer, oglądając go ze wszystkich stron, a później rzucając na niego kilka zaklęć – pomniejszając go, tak, żeby dało się go wygodnie przetransportować, a później jeszcze zmniejszając jego wagę. Przed podróżą zapakowałam go i zabezpieczyłam, obwiązując sznurkiem, do którego przyczepiłam też list do Cilliana; dopiero tak przygotowaną paczkę przywiązałam do nóżki Chaosu, przy okazji przestrzegając go, by tym razem szczególnie uważał. Byłam pewna, że zrozumiał.
| wykonuję skórzany kufer domowy z 3 fragmentów skóry wsiąkiewki (ST 120; bonus do rzutu: 120)
she's still here fighting
better know there's life in her yet
better know there's life in her yet
{...........................}
The member 'Tessa Skamander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pracownia
Szybka odpowiedź