Aidan Eliott Moore
Nazwisko matki: Carter
Miejsce zamieszkania: Irlandia, Góry Derryveagh
Czystość krwi: Mugolak
Status majątkowy: Ubogi
Zawód: Robi co może
Wzrost: 176 cm, a wciąż rośnie
Waga: 67 kg
Kolor włosów: Blond, w słońcu przybierają rudawy odcień
Kolor oczu: Błękitne
Znaki szczególne: Niezliczona ilość piegów, wysoki wzrost, dołeczki w policzkach.
12 cali, dość sztywna, Kempas, Łuska hipokampusa
Hufflepuff
Żaba
Siebie chorego, przykutego do łóżka
lasem, sierścią, ziemią, cynamonem i herbatą
Cała jego rodzina siedząca przy jednym stole
Zwierzęta, te magiczne i te mniej, zielarstwo, transmutacja, rzeźbienie w drewnie
Jastrzębie z Falmouth
Pomaga, buduje, remontuje, zajmuje się zwierzętami, włóczy się po lasach
Wszystko co wpadnie mu w ucho
Lucas Lynggaard Tønnesen
Wieści o tym, że na świecie pojawi się kolejny Moore zaskoczyły wszystkich, łącznie z głównie zainteresowanymi. W końcu Aidana oraz jego siostrę, jeszcze do niedawna będącą najmłodszym członkiem rodziny, miała dzielić przepaść aż dziewięciu lat. Początkowy szok został jednak szybko zastąpiony przez szczerą radość, a dzień jego narodzin, tak samo jak jego starszego rodzeństwa, wyczekiwano z ogromnym zniecierpliwieniem. Był bardzo spokojnym dzieckiem, aż za spokojnym. Niemal w ogóle nie płakał, większość czasu spał robiąc sobie tylko krótkie przerwy na jedzenie. Z czasem, gdy zaczął już poznawać świat na swoją własną rękę, jak każde dziecko wykazywał się niezwykłą dozą ciekawości. Znakomicie sam potrafił sobie zaaranżować czas na zabawę nie potrzebując żadnego towarzystwa. Był jednak jeden problem, który w pewnym momencie zaczął naprawdę niepokoić Państwa Moore. Aidan praktycznie nie mówił. Używał pojedynczych słów, jednak i to rzadko. Mało wiedzieli, że chłopak miał w pełni nadrobić utracone na małomówność lata i to z nawiązką. Z cichego, grzecznego brzdąca przepotwarzył się on bowiem w istny wulkan energii, któremu usta nigdy się nie zamykały. Był wszędzie, był odkrywcą, wędrowcem. Nie straszne mu były rzeki, polany, korony drzew. Gdy jego rodzeństwo spędzało czas na naukę w Hogwarcie, a rodzice byli zajęci swoimi obowiązkami, jego towarzyszem przygód był ciepły wiatr, promienie słońca, szum drzew, czy śpiew ptaków. Przyroda zawsze go fascynowała, to wśród niej potrafił się całkowicie wyciszyć. Zamiast tracić czas na gadanie i rozrabianie skupiał się wtedy na rechocie żab plotkujących o tym co działo się w stawie, na sarnie wpatrzonej w niego swoimi wielkimi oczyma, gdy spotkała go w drodze na herbatkę u znajomej, na zdziwionych bobrach, które niedowierzały widokowi Aidana znoszącego im drewno do budowy tamy, na wiewiórce, która ćwiczyła skoki w dal. Zielone zagajniki skrywały jednak również i inne tajemnice - stworzenia przepełnione magią, która płynęła również w nim, jak i w jego rodzeństwie, czy mamie. Wtedy nie pojmował jeszcze ich wyjątkowości, nie widział żadnej różnicy między nimi, a ich tatą, w końcu ten musiał być czarodziejem potrafiąc wszystko naprawić, czy zawsze dobrze doradzić. Był cierpliwy, musiał być jako mugol z piątką uzdolnionych magicznie dzieci. Zawsze go podziwiał, zawsze stawiał jako wzór. Nie odziedziczył po nim tej cierpliwości, nauczył się jej dopiero z biegiem lat obserwując rosnące rośliny, czy klujące się pisklęta. Tata nauczył go też, aby nie bać się pracy. Od najmłodszych lat pomagał mu przy i w domu. Mogło to być zwykłe pomalowanie płotu, czy wbicie gwoździa, dla niego jednak były to najprawdziwsze magiczne sztuczki. Mama też była czarodziejką i to w każdym możliwym aspekcie, ale przede wszystkim była bohaterem. Odstraszała potwory z szafy, piekła najlepsze ciasteczka, jej pocałunki potrafiły leczyć, no i była najmądrzejszą osobą na świecie. Ciepłe dłonie, ciepły uśmiech, ciepłe spojrzenie i uściski - tak ją właśnie zapamiętał. Jeśli chodzi zaś o jego rodzeństwo, to nie jest pewien czy to on bardziej ich przyprawiał o bóle głowy, czy oni jego. Bycie najmłodszym miało więcej negatywnych aspektów niż pozytywnych. Nigdy nie miał racji, bo przecież był dzieckiem. Zawsze chcieli trzymać go pod kloszem. Gdyby ktoś mu dawał sykla za każdym razem, gdy usłyszał, że nie może czegoś zrobić bo jest za młody, to dziś byłby właścicielem wytwórni czekoladowych żab. Jak chyba każde rodzeństwo nieraz się kłócili, jednak tych dobrych chwil było znacznie więcej. Wiedział, że zawsze może na nich liczyć, wiedział, że skoczyliby wzajemnie za sobą w ogień, mogli na sobie polegać, nawet jeśli zdarzyło im się posprzeczać o ostatni kawałek ciasta.
Gdy on zaczynał naukę w Hogwarcie Lydia ukończyła ją już kilka lat wcześniej. Został Puchonem dumnie, choć nieporadnie wiążąc na swojej szyi żółto-czarny krawat. Zdecydowanie nie był najpilniejszym uczniem. Często spóźniał się na zajęcia, na których zdarzało mu się przysnąć. Nauka nie była jego mocną stroną, musiał poświęcić sporo czasu, żeby poradzić sobie zadowalająco z testami, bo jak się okazało praktyka szła mu dużo lepiej niż teoria. No może nie w każdym przypadku, bo na przykład ilość takich kociołków, które wybuchły przy jego pomocy jest niezliczona. Nie wszystkie przedmioty jednak sprawiały mu takie problemy. Całkowicie pochłonęły go zajęcia z transmutacji, OPCM, czy zielarstwa, to jednak ONMS było tym przedmiotem, dla którego gotów był nawet opuścić śniadanie byleby na nie zdążyć. Nie był w drużynie Quidditcha. Nie chciał podążać utartymi szlakami swojego rodzeństwa, wolał wyznaczać swoje własne, choć latanie niezaprzeczalnie lubił oraz był gorliwym kibicem. Zresztą, znając siebie jeszcze zacząłby zdobywać punkty dla przeciwnej drużyny myląc strony boiska. To w Hogwarcie po raz pierwszy został nazwany szlamą. Nie rozumiał. Nie słowa, a okrucieństwa jakie się za nim skrywało. Nie godziło ono wyłącznie w niego, ale całą jego rodzinę, rodziców, którzy nie zasługiwali na takie traktowanie. Jego ojciec był dobrym człowiekiem, jak więc mógł splugawić ich krew? Czym? Aidan nie uniósł wtedy na nikogo głosu, ni różdżki, czy pięści. Nie miało to nic wspólnego z jego nieśmiałością, czy drobną niezręcznością w kontaktach międzyludzkich. Wbrew możliwym pozorom daleko było mu również do bycia tchórzem. Pamiętał jednak słowa matki o tym, że bycie dobrym nie oznacza wcale bycia słabym, o tym, że nie można traktować kogoś w sposób, w który samemu nie chciałoby się być potraktowanym, o tym, że słowa innych go nie kreują, a jedyną osobą, która ma taką moc jest on sam. Nie chciał jej zawieść. Nie mógł. Nie jej. Musiał też przyznać jej racje. Słowa tych ludzi nie miały znaczenia bez względu na to jak gorzki zostawiały one za sobą posmak. Nie pojmował tego strachu przed nieznanym, tej nietolerancji, która z roku na rok tylko przybierała na sile. Okrutne słowa zaczęły przemieniać się w czyny. Ciemne chmury nad Anglią zgęstniały obejmując teraz już całe niebo, z którego w końcu miał spaść deszcz. Powietrze zrobiło się ciężkie, zapadła cisza, zupełnie jak przed burzą. Wszyscy wstrzymali oddech w oczekiwaniu na pierwszą zimną, mokrą kroplę na policzku. A słońce, słońce mogło już nigdy więcej nie pojawić się na niebie zastąpione mrokiem nowych, wcale nie lepszych, przynajmniej nie dla niego samego i jego najbliższych czasów.
Śmierć mamy była ciosem, na który nigdy nie byłby w stanie się wcześniej przygotować. Chorowała, wiedział o tym. Udawał, że nie słyszy przyciszonych rozmów w pokoju obok, czy że nie widzi pitych przez nią eliksirów, które miały uśmierzyć jej ból. Cieszył się, że był w domu kiedy odeszła, że te ostatnie miesiące mógł spędzić z nią, że gdy było już naprawdę źle to mógł ją karmić, ocierać pot z czoła, próbować rozśmieszyć, czy trzymać ją za rękę. Uśmiechał się cały czas powtarzając, że nic jej nie będzie, że wyzdrowieje. Nie wiedział kogo bardziej okłamywał - siebie, czy ją. Odeszła zabierając część jego samego ze sobą. Był wściekły. Wściekły na tą niesprawiedliwość, wściekły na bezradnego ojca, na braci, którzy byli zajęci swoim własnym życiem, na Lydię, którą przepełnił ten sam żal co jego, ale przede wszystkim był wściekły na siebie. Zawiódł ją. Nie zachował się tak jakby tego od niego oczekiwała. Zbuntował się, zamknął w sobie, powiedział wiele rzeczy, których teraz żałuje. Może i był tylko nastolatkiem, ale to nie usprawiedliwiało jego niedojrzałego zachowania. Nie usprawiedliwiało to tego, że chciał, aby jego najbliżsi czuli się źle, aby wzbudzić w nich poczucie winy do tego stopnia, że chcieli mu to wszystko jakoś wynagrodzić, a on i tak to odtrącał. Wolał zostać sam wykonując swoje obowiązki, zajmując się zwierzętami, czy po prostu przesiadując na dachu i wpatrując się w niebo jakby z nadzieją, ale też i rosnącym w jego sercu wstydem. Pogodzili się. Przeprosił wszystkich, których skrzywdził zrozumiawszy, że jego żałoba nie może wpływać na jego zachowanie wobec innych. Oni też cierpieli, zupełnie tak jak on. Musieli trzymać się razem, a już szczególnie podczas nadchodzącej burzy. Nie dane mu było udać się na swój ostatni rok w Hogwarcie. Wojna odmieniła los ich wszystkich. Zamieszkał wraz z Billym i Amelką w Oazie - miejscu, gdzie tacy jak oni byli bezpieczni, przynajmniej na razie. Tym razem nie zbuntował się zdając sobie sprawę jak poważna jest to sytuacja, jak w wielkim są oni niebezpieczeństwie. Chciał pomóc. Zaangażował się w działania Zakonu, co oczywiście spotkało się ze sprzeciwem Billego. Aidan jednak nie chciał bezczynnie siedzieć i czekać na najgorsze. Był już dorosłym czarodziejem. Miał takie samo prawo jak brat, aby bronić swoich przekonań, swojej rodziny oraz wszystkich tych, którzy tejże ochrony potrzebowali. Zaczął pomagać w rozbudowie Oazy oraz doglądać zwierzęta w zagrodzie. Wstawanie wraz ze wschodzącym słońcem nie było mu już straszne. Wysiłek i ciężka praca stały się codziennością. Chciał być pożyteczny. Być mężczyzną, z którego jego rodzice byliby dumni. Teraz spogląda w niebo z determinacją, aby następnie zamknąć oczy, wsłuchać się w dźwięk grzmotów i przemoknąć do suchej nitki.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 8 | +2 (różdżka) |
Uroki: | 5 | 0 |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Uzdrawianie: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 7 | +3 (różdżka) |
Alchemia: | 0 | 0 |
Sprawność: | 13 | Brak |
Zwinność: | 12 | Brak |
Reszta: 5 | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia Magii | I | 2 |
ONMS | II | 10 |
Perswazja | I | 2 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Zielarstwo | II | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Mugoloznawstwo | II | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Zakon Feniksa | 0 | 1 |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Magiczne budownictwo | I | 0.5 |
Rzeźba (tworzenie) | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | II | 7 |
Pływanie | II | 7 |
Wspinaczka | II | 7 |
Quidditch | I | 0.5 |
Jazda na rowerze | I | 0.5 |
Jeździectwo | I | 0.5 |
Pozostałe | Wartość | Wydane punkty |
Majsterkowanie | I | 0.5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 12,5 |
[bylobrzydkobedzieladnie]
turn the life around
Ostatnio zmieniony przez Aidan Moore dnia 05.04.21 18:11, w całości zmieniany 3 razy
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: William Moore
[09.04.21] Październik/grudzień
[18.04.22] Kwiecień/czerwiec
[02.02.22] Wsiąkiewka (styczeń-marzec): +0,5 PB
[01.11.21] Wykonywanie zawodu {styczeń - marzec}; +15 PD
[04.11.21] Zakup: skóra wsiąkiewki, -10 PD
[02.02.22] Wsiąkiewka (styczeń-marzec): +30 PD
[21.02.22] Zakup: Smocza kość; - 55 PD
[17.03.22] Organizacja wydarzenia: Gdy wybije północ +30PD
[17.03.22] Wykonywanie zawodu (styczeń-marzec): +15 PD
[20.03.22] Spokojnie jak na wojnie: +50 PD; +1 PB organizacji
[25.03.22] Zakup: smocza kość, ołów x2; - 95 PD
[18.04.22] Osiągnięcia (Do wyboru do koloru, Virtus); +35 PD