Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]21.03.21 20:49

Kuchnia

Do kuchni prowadzą drzwi na lewo zaraz po wejściu do holu. Jej okna wychodzą na ogród przed domem i ścieżkę, na północny-wschód, dlatego najjaśniej jest tu rano, później brakuje światła, wszędzie więc stoją świece. To średniej wielkości pomieszczenie podzielone na dwie części - pokrytą białą kafelkami kuchenną oraz jadalną, gdzie jasne ściany i dębowe deski nadają kuchni przytulnego klimatu. Część kuchenna nie jest duża - to głównie duży piec, kilka szafek z ciemnego drewna, zlew oraz palenisko na kociołek. Demelza, jako antytalent w dziedzinie eliksirów, niezwykle rzadko go jednak używa.


Let me see you

Stripped down to the bone

Demelza Fancourt
Demelza Fancourt
Zawód : tancerka w Piórku Feniksa, wschodząca gwiazdka burleski
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

I have to believe that sin
can make a better man


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9417-demelza-fancourt#286301 https://www.morsmordre.net/t9592-belle#291686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f355-brighton-whitehawk-way-389 https://www.morsmordre.net/t9591-skrytka-bankowa-nr-2177#291683 https://www.morsmordre.net/t9593-demelza-e-fancourt#291728
Re: Kuchnia [odnośnik]25.10.21 14:59
10 I '58

Zimowy wiatr huczał cicho, kiedy dreptała w pośpiechu za swoją towarzyszką; spotkanie w umówionym miejscu potraktowała priorytetowo, zjawiając się o ustalonej porze, by prędko obdarować pannę Fancourt drobnym uściskiem; później było jej nieco głupio, ale ów speszenie i tak prędko zakrył niepokój.
Bo on sam w sobie był głównym celem ich spotkania – choć słowa Demelzy zapadły Anne w pamięci, nie do końca dopuszczała do myśli chęć spotkania, zabaw czy słodkich podwieczorków, kiedy dotarły do niej wieści.
Rozróba na placu, jakaś łapanka, w końcu cisza płynąca Marcela – jak wiele jeszcze miało być takich incydentów? Jak długo miała przeciągać się niewiedza i okropna nerwowość w dole brzucha, wypatrywanie sowy z listem, który wciąż i wciąż nie wracał?
Coś było nie tak.
Wyraźna na buzi konsternacja i zbyt długie milczenie nie pasowało do niej; ograniczała słowa do krótkich odpowiedzi na pytania, wzrokiem otaczając okolicę niźli samą Fancourt, paradoksalnie chcąc porozmawiać z nią jak najszybciej.
Dopiero kiedy kroki dobiły do odpowiedniego miejsca, podniosła na nią spojrzenie.
– Na pewno w niczym nie przeszkadzam? – zapytała znów, skubiąc zębami dolną wargę. Być może była zajęta, być może miała cały ogrom pracy, jakąś kreację do uszycia? Beddow rozglądała się po domostwie nieco niepewnie, nawet jeśli Demelza wtedy i wciąż zapewniała ją, że jest tutaj mile widziana. Weszły do środka, a wraz z tym młodsza z dwójki dziewcząt zdjęła z szyi wełniany szalik w bordowych i złotych barwach, niedługo później rozpinając także wysłużony płaszcz. Jasne włosy posypały się wzdłuż ciepłego swetra, okalając także zaróżowiałe od mrozu policzki. Zima zdecydowanie nie rozpieszczała ich w tym roku; nie rozpieszczała też tych, którzy o nadmiar ubrań w szafie raczej się nie martwili.
Wspólnie przeszły przez hol, by niedługo potem znaleźć się w kolejnym pomieszczeniu; Annie podreptała wzdłuż kuchni, w końcu zajmując jedno z krzeseł przy stole.
– Bardzo ładny dom – powiedziała, bo tak chyba wypadało; ale nawet mimo nerwowego stukania o siebie palcami, była szczera. Domostwo wyglądało przytulnie, przyjemnie, gdzieś w tym wszystkim pasując do wyobrażenia, jakie miała o pannie Fancourt.
– Mieszkasz tutaj sama?


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Kuchnia [odnośnik]01.11.21 20:52
Czekała na Anne w ustalonym miejscu kwadrans wcześniej, niż napisała to w liście, tak na wszelki wypadek, gdyby dziewczyna pojawiła się szybciej. Ona sama nie lubiła się spóźniać, niekiedy na miejsce przybywała po prostu wcześniej, a nie chciała, aby blondynka na nią czekała na tym mrozie. Dlatego zrobiła to sama. Krążyła po chodniku, dreptała w miejscu, by się rozgrzać. Zimowa zamieć dawała w kość mimo grubego płaszcza podszytego futrem jaki Demelza miała na sobie. Z ulgą przyjęła trzask teleportacji i pojawienie się drobnej, szczupłej sylwetki dziewczyny, którą poznała niecałe dwa tygodnie wcześniej. Anne Beddow, tak się nazywała, znajoma Marcelliusa Carringtona i Neali Weasley. Wystarczył jednak jeden wieczór, by nabrała do niej sympatii.
- Chodź, chodź, kochana, to niedaleko - zachęciła ją, po czym żwawym krokiem ruszyła ulicą Whitehawk Way, by wreszcie przejść przez furtkę prowadzącą do domu o numerze 389. Był to jeden z wielu szeregowych budynków zbudowanych z czerwonej cegły, kryty czarną dachówką. Dzielnica ta nie wyglądała na szczególnie prestiżową, raczej bardzo zwyczajną z tendencją do lekko poniżej średniej.
- Ależ oczywiście, że nie przeszkadzasz, Annie, wchodź zanim się przeziębisz - żachnęła się Demelza łagodnym tonem, kręcąc przy tym głową, jakby młódka palnęła jakąś głupotę. Gdyby nie miała czasu, to by jej nie zapraszała do siebie.
Otworzyła drzwi i zaprosiła dziewczynę gestem do środka jako pierwszą. W niedługim korytarzu było raczej skromnie. Jedne drzwi prowadziły do pracowni krawieckiej, drugie do saloniku, trzecie do kuchni, czwarte zaś do niewielkiej łazienki. Demelza zaprowadziła Annie do kuchni, gdzie w kominku wciąż trzaskał ogień i było naprawdę ciepło. W przedpokoju odwiesiła ich płaszcze na wieszak, została więc w samej, jasnozielonej sukience o lekko rozkloszowanej spódnicy do kostek i białym kołnierzykiem pod szyją. Ciemnobrązowe włosy miała splecione w warkocz.
- Och, przestań, właściwie jest bardzo skromny, na nic innego mnie jednak nie stać - zaśmiała się Demelza. To i tak cud, że teraz mogła mieć tyle kątów dla samej siebie, zamiast gnieździć się w jakimś obskurnym, wynajętym pokoju na poddaszu jak dawniej, bo nie miała za co żyć. Przynajmniej wynagrodzenie jakie otrzymywała w Piórku Feniksa było warte tego wszystkiego, co musiała tam robić, by przetrwać. Czasami myślała, że mogłaby się przeprowadzić, ale wolała odkładać każdy galeon na spłatę swoich długów. - Tak, sama, to niekiedy frustrujące, gdy nikt na ciebie nie czeka - odpowiedziała z żalem. Wolałaby, by w domu czekał na nią kochający mąż, lecz nie można było mieć wszystkiego. - Zaparzę nam herbaty, dobrze? Zjesz coś? Nie mów, że nie. Przygotowałam kanapki z twarożkiem i żurawiną. Lubisz?


Let me see you

Stripped down to the bone

Demelza Fancourt
Demelza Fancourt
Zawód : tancerka w Piórku Feniksa, wschodząca gwiazdka burleski
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

I have to believe that sin
can make a better man


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9417-demelza-fancourt#286301 https://www.morsmordre.net/t9592-belle#291686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f355-brighton-whitehawk-way-389 https://www.morsmordre.net/t9591-skrytka-bankowa-nr-2177#291683 https://www.morsmordre.net/t9593-demelza-e-fancourt#291728
Re: Kuchnia [odnośnik]03.11.21 18:46
Wciąż nie czuła się zbyt pewnie z listem i sprawą, jakie sprowadziły ją w te miejsce; dziewczyna imieniem Demelza onieśmielała, roztaczała wokół siebie specyficzną aurę, którą chciało się bez przerwy podziwiać, niemalże jak w zaczarowanym transie; ale była też starsza, miała swoje obowiązki i pracę, a poza tym znały się tak krótko... drepcząc z nią ramię w ramię, Annie czuła nutę wstydu wygrywaną gdzieś z tyłu głowy, która raz po raz dochodziła do głosu, zrzucając na bok zwyczajny niepokój i desperację.
Widziały się zaledwie dwa tygodnie temu; i tylko tyle wystarczyło, by znów wojna doszła do głosu. Strzępki rozmów i plotki niesione od stolicy wzdłuż i wszerz Anglii dotarły także i do jej uszu, i choć starała się, naprawdę, ile sił faktycznie miała, nie myśleć o złych scenariuszach, cisza ze strony Marcela, tak doń niepodobna, naprawdę wygrywała nieprzyjemne melodie stresu w dole żołądka.
Kiedy znalazły się w kuchni, Beddow usadowiła się na jednym z krzeseł, przenosząc spojrzenie na żywo tlące się palenisko; trzaskający ogień dopełniał wrażenia przytulności tego miejsca, roznosząc w każdy kąt przyjemne ciepło. Ściągając z własnej szyi szal, podniosła wzrok na Demelzę.
– Jest naprawdę ślicznie – powtórzyła własne słowa, przytakując głową, jak gdyby chciała je przypieczętować. W jej mniemaniu nieduża chatka była naprawdę urokliwym domostwem, a krzątająca się po pomieszczeniach panienka w ładnej sukni dopełniała ten miły dla oka obrazek.
– Jestem pewna, że to się zmieni – powiedziała z przekonaniem, posyłając jej uśmiech; nie chciała zachodzić dalej i czegokolwiek zakładać. Czasy, w których przyszło im żyć były niespokojne i skłonne wywrócić życie z dnia na dzień – nie mogła wiedzieć, czy na pannę Fancourt nie czekał ktoś wcześniej, czy może miała narzeczonego, a może nawet męża. Ktoś taki jak ona na pewno nie mógł odpędzić się od zainteresowania młodych mężczyzn.
– Och, oczywiście, dobrze... – wypowiedziała, a w zgłoskach na moment zawibrowało zakłopotanie – Nie musiałaś... dziękuję – dodała zaraz potem, przytakując głową i wciąż z zainteresowaniem przyglądając się ruchom kobiety – Już nie pamiętam kiedy byłam tak blisko stolicy... – głos bardziej przypominał pomruk, jak gdyby mówiła sama do siebie, choć Demelza mogła ją doskonale usłyszeć – Jak sobie radzisz? No wiesz, i z zimą, i...z tym wszystkim.



chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Kuchnia [odnośnik]09.11.21 12:18
Demelza nie zawsze zdawała sobie sprawę z tego jak jej zachowanie oddziałuje na innych, że ich onieśmiela, zwłaszcza, że nie robiła tego specjalnie. Zwłaszcza przy innych kobietach i dziewczętach. Jako tancerka burleski, oczywiście, wiedziała jak uroda, wdzięk i kołysanie biodrami wpływa na mężczyzn, że byli wzrokowcami i drapieżnikami, łasymi na kobiece wdzięki, wykorzystywała to podczas tańca burleskowego, gdy na scenie Piórka Feniksa kusiła i zwodziła, grała rolę uwodzicielki. To była jednak tylko rola, czuła się wtedy jak aktorka. Ona jak Demelza Fancourt czuła się kimś innym.
- Starałam się jak mogłam, żeby to jakoś wyglądało. Kiedy się tu wprowadzałam, to było zupełnie inaczej. Trzeba było odmalować ściany, coś zrobić z podłogą... Dobrze, że trochę umiem w transmutację i chyba mam niezłe oko do dekoracji - wyrzekła Demi, starając się zabrzmieć przy tym entuzjastycznie. Napracowała się, żeby doprowadzić ten dom do stanu używalności. Wcześniej była to wręcz rudera, tylko dlatego mogła sobie na nią pozwolić... Teraz dało się tu mieszkać i właściwie czuła się dumna ze stanu, do jakiego doprowadziła ten dom. Każda firanka, koc, obrus i serwetka wyszły spod jej igły. Samodzielnie transmutowała wiele rzeczy, aby je upiększyć. Nie była bardzo powierzchowna, czuła się jednak estetką, lubiła miłe dla oka rzeczy, po prostu.
- A ja nie. Teraz nikt nie może być pewien jutra... A mi lata lecą. Niebawem zaczną mnie nazywać starą panną - zaśmiała się nerwowo Fancourt.
Poczuła ukłucie bólu na myśl o tym. Za dwa miesiące skończy dwadzieścia trzy lata. Powinna mieć męża, dom i co najmniej jedno dziecko. Tak niegdyś widziała swoją przyszłość. Tymczasem była zdana wyłącznie na samą siebie i co wieczór zaprzepaszczała swoją szansę na podobne życie w Piórku Feniksa, obnażając się przed każdym, kto miał wystarczająco wiele monet w sakiewce, by kupić bilet do klubu. O tym jednak Anne jeszcze nie wiedziała i Demelza nie chciała, aby dowiedziała się za szybko. Zawsze miała wówczas wrażenie, że stosunek innych, kiedy wiedzieli, do niej się zmienia. Szczególnie kobiet.
- Nie musiałam, lecz chciałam. Jedz, Annie, a ja zaparzę nam herbaty. Mam tylko kwiatową, ale lepszy rydz, niż nic, prawda? - zachęciła dziewczynę Demelza, po czym postawiła na stół talerz z wcześniej przygotowanymi kanapkami z twarożkiem. Skromny to posiłek, szczególnie w porze obiadowej, nie mogła jednak sobie pozwolić na wiele więcej i wierzyła, że blondynka to zrozumie.
Różową różdżką stuknęła w czajnik, aby nastawić wodę.
- W stolicy nie ma już nic, co mogłoby cię tam zainteresować. Nie jest tam bezpiecznie. Bywam tam tylko dlatego, że muszę. Mam zarejestrowaną różdżkę, ale ciągle mnie kontrolują. Najchętniej nie ruszałabym się z Brighton - westchnęła ciężko Demelza, wyciągając z szafki dwie proste filiżanki. - Jakoś to idzie. Zima jest paskudna, to prawda. Masz odpowiednio gruby płaszcz na nią? Takiej zimy to jeszcze nie było. Czym się właściwie teraz zajmujesz? - spytała, spoglądając co chwila na Annie przez ramię, kiedy sypała herbaty do czajniczka.


Let me see you

Stripped down to the bone

Demelza Fancourt
Demelza Fancourt
Zawód : tancerka w Piórku Feniksa, wschodząca gwiazdka burleski
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

I have to believe that sin
can make a better man


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9417-demelza-fancourt#286301 https://www.morsmordre.net/t9592-belle#291686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f355-brighton-whitehawk-way-389 https://www.morsmordre.net/t9591-skrytka-bankowa-nr-2177#291683 https://www.morsmordre.net/t9593-demelza-e-fancourt#291728
Re: Kuchnia [odnośnik]09.11.21 15:33
Widziała w niej kobiety, które lubiła obserwować z wysokich okien sierocińca; te, które charakteryzował elegancki chód i piękna suknia. Obszerny płaszcz i ekstrawagancki kapelusz, urokliwe rękawiczki na dłoniach, które oplatały męskie ramię. Wychodziły z kin, teatrów, restauracji na drugim piętrze kamienicy, którą widziała doskonale z okna swojej sypialni, uśmiechnięte, wyzwolone, jednocześnie z korzeniami jasno określonymi i przyświecającym celem.
Nie wiedziała jaka jest przeszłość panny Fancourt ani jak tak naprawdę wygląda jej teraźniejszość; jej praca, aspiracje, najbliższe otoczenie. Ale kiedy ogień w palenisku trzaskał przyjemnie, roztaczając w przytulnym pomieszczeniu przyjemną woń, do której prędko dołączyła kojąca nuta zaparzanej herbaty, poczuła się tak, jakby była w jakimś pięknym miejscu.
– Och, nie mów tak – żachnęła się od razu, prędzej przytakując z entuzjazmem głową na słowa Demelzy odnośnie urządzania wnętrza. Czas co prawda płynął nieubłaganie, ale ona wciąż była młoda – młoda, piękna i zdolna – To nie jest najlepszy moment na zakładanie rodziny, ale nie znaczy to że jesteś starą panną! – zawyrokowała, posyłając kobiecie pocieszający uśmiech. Sama nie zaczęła nawet... myśleć o czymś takim. Myśleć o przyszłości, o rodzinie, której całe życie pragnęła tak bardzo; o mężu, o wspólnym domu. Zupełnie tak, jak gdyby wciąż była zawieszona nad okresem dzieciństwa i nie mogła przejść dalej, choć świat w jakim musiała się w pewnym momencie obudził kazał jej dojrzeć zdecydowanie zbyt prędko.
– Oczywiście, dziękuję – zgodziła się uprzejmie, niedługo później smakując specjałów Demelzy; nie przeszło jej nawet przez myśl, że posiłek jest skromny; zwykle żywiła się kaszą, warzywami, czasem sucharami i tak naprawdę wszystkim, co można było łatwo przyrządzić. Kanapki z twarożkiem były niemalże jak wykwintne danie. Zaczekała chwilę, by nie mówić z pełną buzią.
– Jest aż tak źle? – podjęła temat, marszcząc nieco brwi. Doskonale wiedziała, że Londyn nie był już tym samym miejscem; ale zaakceptować ten stan rzeczy i ruszyć dalej... z tym było jej trudniej – Wiem, wiem doskonale, tylko że.... To tam był mój dom, tam się wychowałam – wyznała, podnosząc spojrzenie na młodą kobietę – Trochę dziwnie jest pogrzebać jedyne miejsce, które tak naprawdę się zna – stwierdziła, a ciche westchnienie uleciało spomiędzy jej ust – Och, coś tam mam, tak – miała płaszcz z zeszłego roku, miała też kilka ubrań, które uszyła jej Trixie; wzruszając krótko ramionami urwała temat zimowej garderoby, odkładając na moment nadgryzioną kanapkę na talerzyk. Czym się teraz zajmowała? Trudno powiedzieć.
– Nie mam jako tako pracy – wyznała, nieco ciszej, jakby niechętnie – Wiem, że to głupie, powinnam znaleźć coś stałego... Ale coś mi wciąż nie pozwala. Mieszkam w Dolinie, pomieszkuję, znaczy się... Tam jest teraz względnie bezpiecznie – wyznała, przegryzając wargę – Czasem pomagam w lecznicy, czasem sąsiadom z drobnymi obowiązkami. Wiesz, to może naiwne, ale wciąż gdzieś w środku czuję, że mój brat się zjawi... Niedługo.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Kuchnia [odnośnik]09.11.21 16:17
Może właśnie tak wyglądałaby teraźniejszość Demelzy, gdyby nie Silas. Jeśli nie zakochałaby się bez pamięci w nieodpowiednim człowieku, nie zakochała tak bardzo, że straciła rozum i zaczęła mu udowadniać swe uczucia w najgłupszy możliwy sposób, oddając się przed ślubem, to byłaby właśnie taką kobietą. Elegancką, w kapeluszu i rękawiczkach, spacerującą pod ramię z mężem, którego wybrałby dla niej ojciec. Wychowała się wszak w porządnej rodzinie czarodziejów, miała dobre maniery, odebrała porządne wyksztalcenie, do tego była urodziwa. Pan Fancourt z łatwością znalazłby dla niej dobrego męża, zaaranżowałby porządny mariaż; praca w Domu Mody Parkinson była kobiecym zajęciem, zadziałałaby jedynie na plus. Stało się jednak inaczej - z winy Silasa i jej własnej. Uczucie do niego przekreśliło całą tę przyszłość, którą mogła mieć. Była więc tutaj, w Brighton, w obdrapanym, starym domu, który nadawał się wciąż do remontu. Ze zszarganą reputacją, bez przyszłości i szans na szczęście.
- Myślisz, że kiedyś będzie lepszy? - spytała z powątpiewaniem. Czy kiedykolwiek nastaną jeszcze lepsze, jaśniejsze czasy? Nastanie spokój, a te burzowe, mroczne dni odejdą w niepamięć? Demelza bardzo chciała w to wierzyć. Z każdym dniem, z każdą wiadomością o kolejnych atakach, śmierciach, zaginięciach, pogrzebach... traciła w to wiarę. Nie wierzyła w to, że będzie jak dawniej. To nie było możliwe. - Zresztą... Nie tylko o to chodzi - bąknęła zawstydzona. Kto by ją teraz zechciał? Jaki porządny mężczyzna związałby swój los z taką lafiryndą jak ona? - Ty masz jeszcze sporo czasu. Ja nie - stwierdziła Demelza, zmieniając temat; Annie ledwie stała się pełnoletnia, miało minąć jeszcze wiele lat nim ktokolwiek nazwie ją starą panną. Dla Fancourt zegar biologiczny już tykał, ot co, myślała o tym obsesyjnie niekiedy.
- Mhm... Pełno magicznej policji, patroli egzekucyjnych... Nie ma już tylu walk na ulicach co przed kilkoma miesiącami, wciąż jednak nie jest tam bezpiecznie. Boję się sama chodzić po ulicach - przyznała szczerze Demelza. Może nieco wyolbrzymiała, ale to dla dobra Anne. Lepiej byłoby dla niej, gdyby nie odwiedzała stolicy. Demi zmiękło jednak serce na wieść, że blondynka właśnie tam się wychowała, że to jej rodzinne strony. - Och... Przykro mi zatem. Mam nadzieję, że będziesz mogła kiedyś jeszcze do niego wrócić... - powiedziała cicho czarownica, spoglądając na Beddow ze współczuciem. - Wiem jak to jest, kiedy nie można wrócić do prawdziwego domu - przyznała cicho, nagle, odwracając się do niej plecami. Sama nie wiedziała dlaczego to teraz powiedziała, czemu zdobyła się przy nastolatce na taką szczerość.
- Ojej... - mruknęła współczująco. Miała nadzieję usłyszeć lepsze wieści. - To niegłupie, kochanie, teraz ciężko o pracę. - Szczególnie dla kogoś w twoim wieku, bez doświadczenia i kursów zawodowych. - Pomieszkujesz... u kogoś? Wiesz, jeśli chcesz, to mogłabyś zostać u mnie. Mnie i tak często nie ma. Sądzę, że jest tu dość bezpieczne... Nie mogę ci zaoferować pracy, na pewno nie w Londynie, ale mogłabym popytać w sklepach z materiałami... - zaproponowała nieśmiało. Nie mogła jej nic obiecać, mogła jednak spróbować. - Co z twoim bratem?


Let me see you

Stripped down to the bone

Demelza Fancourt
Demelza Fancourt
Zawód : tancerka w Piórku Feniksa, wschodząca gwiazdka burleski
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

I have to believe that sin
can make a better man


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9417-demelza-fancourt#286301 https://www.morsmordre.net/t9592-belle#291686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f355-brighton-whitehawk-way-389 https://www.morsmordre.net/t9591-skrytka-bankowa-nr-2177#291683 https://www.morsmordre.net/t9593-demelza-e-fancourt#291728
Re: Kuchnia [odnośnik]09.11.21 16:39
Nie była świadoma tego wszystkiego; zaledwie kilka tygodni upłynęło, kiedy widziały się po raz pierwszy i wymieniły kilka zdań, później przemienionych na strzępki dłuższej rozmowy. Nie wiedziała też kim była – i teraz i kiedyś – panna Fancourt, ani jak wyglądało jej codzienne życie. Sama zwykle nie lubiła o sobie opowiadać, zwłaszcza o czasach dzieciństwa, które trwały niemalże do ostatniego lata, kiedy zdecydowała się porzucić szkołę.
Z momentów, gdzie miała zaledwie kilka lat pamiętała niewiele – strzępki wspomnień, pojedyncze obrazy, słowa i wyobrażenia. Później był tylko ten sam, duży, szary i ciemny budynek, który stanowił niemalże całe jej życie; ubarwiło go dopiero pojawienie się w jej życiu Hogwartu.
Ale teraz nie miała też tego; nie miała ani szkoły, ani Petera, który miał zawsze trwać u jej boku. Jak można było planować przyszłość bez najważniejszych podstaw?
– Czas nie jest w tym istotny – chciała ją pocieszyć, choć sama nie wiedziała wiele; nie zdawała sobie sprawy, jak żyje się w społeczeństwie, jak wielkie oczekiwania ma socjeta klasy średniej, jak długo trzeba planować takie rzeczy jak dobre zamążpójście i poukładane życie – Jestem pewna, że gdy spotkasz kogoś odpowiedniego, nieważne będzie to ile masz lat, gdzie mieszkasz i co masz za sobą – dodała, podnosząc spojrzenie na kobietę, posyłając w jej stronę lekki uśmiech. Sama chciała w to wierzyć – musiała w to wierzyć.
Sama nie posiadała niczego, nie uzyskała nawet odpowiedniego wykształcenia, nie skończyła edukacji, nie znała się na prowadzeniu domu; musiała wierzyć, że miłość jest ponad to wszystko.
Słuchała słów o Londynie, a niepokój kiełkował gdzieś w dole żołądka, kiedy grymas powoli wchodził na spokojne rysy twarzy; starała się skupić na kanapce, na pięknej kuchni, na tym, że miały możliwość się spotkać – ale po raz kolejny wizja ruin była przytłaczająca. Wżerała się wewnątrz głowy, zupełnie jak gdyby chciała odcisnąć tam piętno – miejsca, w których jej rodzice stworzyli dom, później jej sierociniec – wszystko było teraz tylko smętnym gruzowiskiem.
– Zgadza się. U przyjaciela, już jakiś czas... – wyjaśniła krótko, uśmiechając się nieco – To dom jego rodziny, ale praktycznie skazany na zapomnienie. Pomagam mu go...doglądać – dodała, pamiętając o słowach Juliena o jego rodzinie. Byli daleko, on był tutaj; z tym też nie potrafiła sobie do końca poradzić, zrozumieć, że bliskich dzieli tak ogromny dystans. Ale widocznie tak musiało być.
– Och, Demelzo... to bardzo, bardzo miłe z twojej strony – westchnienie, które z siebie wypuściła miało w sobie zakłopotanie, co dopełnił rumieniec na twarzy – Dziękuję, ale ja naprawdę nie chciałabym sprawiać ci jakiegokolwiek kłopotu... – mruknęła, odkładając kanapkę na talerzyk – Powinnam zająć się... sobą. Tym, żeby ruszyć do przodu. Nie skończyłam nawet Hogwartu – końcówkę wypowiedziała ciszej, niemalże instynktownie; zamilkła potem na jakiś czas, jak gdyby zdała sobie sprawę, że nie jest to coś, czym wypada się chwalić.
– Mój brat zniknął w zeszłe lato. Bez słowa, a on tak nie robi – wyjaśniła krótko, wbijając spojrzenie w blat stołu – Szukam go od... tamtego czasu. Ale niedawno dostałam informację, że kręcił się w okolicy. Ma pewne sprawy do załatwienia. To tylko kwestia czasu...chyba – nim się odnajdą i wspólnie ruszą do przodu.
Cisza na moment zagościła pomiędzy nimi, przerywana jedynie cichym pogwizdywaniem czajnika; w końcu Anne uniosła wzrok znów na pannę Fancourt – Och, a swoją drogą... widziałaś ostatnio Marcela?


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Kuchnia [odnośnik]12.11.21 16:54
Obie jeszcze tak wiele o sobie nie wiedziały. Kierowały się głównie odniesionymi wrażeniami jakie wywierały na innych. Demelza od razu poczuła do Anne sympatię, polubiła blondynkę już pierwszego wieczoru, gdy się poznały - a to miało miejsce niecałe dwa tygodnie wcześniej, podczas sylwestrowej zabawy. Panna Fancourt zawsze była dziewczyną otwartą na nowe znajomości, uchodziła za osobę łatwo zjednującą sobie innych i wzbudzających sympatię, niekiedy też i zaufanie. Dawniej chętniej dzieliła się własną historią, przeżyciami i uczuciami z innymi, nie była szczególnie skryta i zamknięta w sobie, ale też nie miała wiele do ukrycia. Teraz było inaczej. Czasy, w jakich przyszło im żyć, zmuszały do stosowania zasady ograniczonego zaufania. Naiwna i ufna Demelza miała jednak inny powód, aby nie otwierać się od razu i nie opowiadać za szybko historii własnego życia - wstydziła się, to po pierwsze, po drugie zaś nie chciała obarczać swoimi problemami innych. Każdy dźwigał teraz już i tak ogromny ciężar. Teraz Demelza czuła, że i tak powiedziała za dużo, ugryzła się więc w język.
- Oby tak było... - mruknęła z powątpiewaniem, by nie narzekać i nie rozckliwiać się nad własnym poczuciem krzywdy, beznadziei i brakiem wiary w lepszą przyszłość przy Anne. Szczególnie, kiedy ona wyjawiła w jakiej sama znalazła się sytuacji, którą Demi mogłaby określić łagodnie mianem nieciekawej. Aż zrobiło się jej głupio, że zaczęła narzekać na brak męża i dziecka, kiedy blondynka musiała mierzyć się z brakiem pracy, własnego kąta i zaginięciem brata.
- Dobrze, że masz takich przyjaciół. Czasami pomagają bardziej niż własna rodzina - wyrzekła Demelza, a w tonie jej głosu pojawiła się nuta goryczy. W najgorszych chwilach swojego życia to właśnie na przyjaciół, a nie własną rodzinę, mogła liczyć. To Castor Sprout wyciągnął do niej pomocną dłoń, kiedy znalazła się na dnie, rodzice się jej wyparli. Demelza zrozumiała wówczas, że nie liczą się tylko więzy krwi.
- Ależ to żaden kłopot, Anne. Mieszkam sama, we dwie zawsze to raźniej, w salonie jest wygodna kanapa - zaprzeczyła łagodnym tonem, kręcąc przy tym głową w zaprzeczeniu; nawet ucieszyłaby się z towarzystwa, czuła się potwornie samotna. - Nie wiem co ci doradzić... Masz różdżkę i możesz się nią posługiwać, to najważniejsze, nie wiem, czy ktoś teraz będzie przywiązywał taką wagę do tego, czy masz zdane OWUTEMy, czy nie - powiedziała Fancourt. Nie oceniała nikogo przez pryzmat wykształcenia, bądź jego braku. Liczyło się wszak to co człowiek miał w środku. W pracy zaś to, czy pracować chciał i mógł.
- To brzmi strasznie. Niewiedza musi być taka frustrująca... Nie napisał ci nawet listu? Nie odpisuje na listy? - dopytywała z troską brunetka. - Mam nadzieję, że wróci szybciej, niż się spodziewasz... Powinniście trzymać się teraz razem - wyrzekła ze współczuciem, po czym napełniła czajniczek i postawiła go na stole razem z dwoma filiżankami. Napełniła je, kiedy herbata się zaparzyła. Na pytanie o wspólnego przyjaciela, za sprawą którego w ogóle się poznały Demelza zareagowała uniesieniem brwi i zdziwioną miną.
- Nie, od sylwestra go nie widziałam. Nic też nie pisał, ja też byłam trochę zajęta... - powiedziała, nagle czując się winna; może powinna była napisać? - A czemu pytasz? Myślisz, że coś się mogło stać?


Let me see you

Stripped down to the bone

Demelza Fancourt
Demelza Fancourt
Zawód : tancerka w Piórku Feniksa, wschodząca gwiazdka burleski
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

I have to believe that sin
can make a better man


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9417-demelza-fancourt#286301 https://www.morsmordre.net/t9592-belle#291686 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f355-brighton-whitehawk-way-389 https://www.morsmordre.net/t9591-skrytka-bankowa-nr-2177#291683 https://www.morsmordre.net/t9593-demelza-e-fancourt#291728
Re: Kuchnia [odnośnik]18.01.22 20:46
Zmiany w ludziach przerażały ją najbardziej.
Przerażało ją to, jak sama się zmieniała; jak zaledwie po upływie kilku miesięcy jedni stawali się dla niej obcy, innych potrafiła się bać. Wspomnienie Frances i jej zdrady wciąż było żywe; wyrzuty sumienia odbijały się cierpką czkawką, a ta była w stanie przyprawić o ból brzucha, ilekroć Beddow powracała do tego, co nieświadomie wyjawiała kobiecie. Kobiecie, która niegdyś była jej znajomą, uchodziła za jedną z najbardziej uczynnych osób w jej otoczeniu, odznaczała się życzliwością i mądrością.
Wojna zmieniała wszystkich; jakie zmiany czekały na nią?
– Będę pamiętać, Demelzo, naprawdę – odrzekła, kiedy kobieta zapewniła ją o posiadaniu wystarczającej ilości miejsca, by przyjąć gości na czas bliżej nieokreślony.
Sama zastanawiała się, jakim cudem spotkało ją takie szczęście – ostatnie miesiące spędziła bez domu; nigdy go nie miała, ale kiedy mury sierocińca runęły, nie miała już niczego. Tułała się od hrabstwa do hrabstwa, wioski do wioski, nocując u mniej lub bardziej przypadkowych ludzi. To była prawdziwa łaska, że ci, którzy byli chętni przyjąć ją pod swój dach, wciąż pojawiali się na jej drodze.
Nadzieja doprawdy umierała ostatnia.
Wzrok utkwiony w krawędzi stołu wydawał się nieobecny, kiedy panna Fancourt podjęła temat jej brata; Anne nie miała pojęcia, gdzie jest Peter. Jak daleko, jak długo, przede wszystkim – dlaczego. Jedynie krótka informacja przekazana przez Marcela pozwoliła jej na nowo rozpalić wiarę, że w końcu się odnajdą.
I chyba tylko to wciąż pozwalało jej zasypiać i wstawiać; myśl, że niedługo znów go zobaczy.
– Wiem... To do niego niepodobne. Zniknął bez słowa, ale... – zawahała się na moment, wyraźnie urywając. Informacja o Zakonie Feniksa nie powinna paść; nawet jeśli wszystkie znaki na niebie i ziemi podpowiadały jej, że Demelza zrozumie; po ludzku, najzwyczajniej, być może nawet poprze – nie mogła.
Nie mogła znów popełnić tego samego błędu i mówić za dużo. Nie mogła go narazić.
– Nieważne – rzuciła, zaraz potem sięgając raz jeszcze do filiżanki, by dopić jej zawartość. Ciężkie westchnienie poprzedziło spojrzenie skierowane w stronę okna; za jego ramami słońce chyliło się ku zachodowi, barwiąc okoliczne dachówki krwawo-złotą poświatą. Miała coraz mniej czasu.
A słowa, które padły z ust Demelzy dobitnie ją w tym utwierdziły.
– Martwię się o niego, mam jakieś złe przeczucie – rzuciła wprost; to, że się nie odzywał nie świadczyło o niczym dobrym i obudziło kolejną wstęgę niepokoju w jej żołądku – Demi, ja.... muszę już iść – wyrzuciła z siebie nagle, podnosząc się z miejsca.
Musiała wrócić nim zmrok całkowicie zaścieli ziemie, a ryzyko stanie się zbyt wysokie.
– Dziękuję ci bardzo... i za herbatę, i za kanapki, i... i za wszystko – rzuciła pospiesznie, prędko porywając swój szalik i płaszcz, które prędko zaczęła zakładać, w międzyczasie nachylając się, by ucałować policzek panny Fancourt – Napiszę gdy się czegoś dowiem, obiecuję.
Zostawiła po sobie szczery, choć zatroskany uśmiech i śpiewne do widzenia, nim drzwi frontowe zamknęły się.

zt <3


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach