Rita Runcorn
AutorWiadomość
Rita Runcorn
Data urodzenia: 2 lutego 1930 r.
Nazwisko matki: Tsagairt
Nazwisko ojca: nieznane (Macnair)
Miejsce zamieszkania: London, Borough of Enfield
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: wiedźmi strażnik, szpieg do najęcia
Wzrost: 170 cm
Waga: 54 kg
Kolor włosów: kasztanowy, w słońcu odbijają się w nim czerwienie
Kolor oczu: lazurowo-szare
Znaki szczególne: mam odstające uszy i piegi, które oprószyły mi nos. Moje oczy potrafią zmieniać odcień w zależności od emocji. Gdy przeżywam silny smutek lub radość, bije od nich niebieskość. Gdy jestem zła lub poirytowana, stają się całkowicie szare i zimne. Nie kontroluję ich.
Nazwisko matki: Tsagairt
Nazwisko ojca: nieznane (Macnair)
Miejsce zamieszkania: London, Borough of Enfield
Czystość krwi: czysta ze skazą
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: wiedźmi strażnik, szpieg do najęcia
Wzrost: 170 cm
Waga: 54 kg
Kolor włosów: kasztanowy, w słońcu odbijają się w nim czerwienie
Kolor oczu: lazurowo-szare
Znaki szczególne: mam odstające uszy i piegi, które oprószyły mi nos. Moje oczy potrafią zmieniać odcień w zależności od emocji. Gdy przeżywam silny smutek lub radość, bije od nich niebieskość. Gdy jestem zła lub poirytowana, stają się całkowicie szare i zimne. Nie kontroluję ich.
12 cali, hikora, pióro bystroducha, sztywna
Slytherin
jastrząb czarwonooki
topielca
miodem gryczanym, gorzką czekoladą, rdzą
siebie wznoszącą się na miotle, gdy obok mnie leci Pan Sekret wraz z moją matką
grą na skrzypcach, quidditchem
Tajfunom z Tutshill
latam nocami nad Londynem, pomagam przy dzieciach
rock'n'rolla, skrzypiec
Lily Hutchinson
♩
wyczarowuje wokół przeciwnika krąg ognia,
a po upływie kilku minut, przeciwnik zaczyna się dusić
a po upływie kilku minut, przeciwnik zaczyna się dusić
circo igni
Narodziłam się w bólach i krzykach, z pępowiną obwiązaną mocno wokół mojej szyi. Purpura policzków i łapczywie chwytany oddech, stały się dla mnie symbolem walki o wszystko to, co miałam w życiu osiągnąć. Chociaż nie wróżono mi dobrze, przyjęłam wyzywanie i ruszyłam w nierówną walkę o własną godność. Nie żałuję niczego.
Kiedy zamyślam się i mówię o moich rodzicach, zawsze mam na myśli jedynie matkę. Nie imponowała mi jej siła, ani determinacja, bo nie miała żadnej z tych cech. Podziwiałam za to jak potrafi znosić kolejne upokorzenia, gdy wydawała się być niewzruszona niczym. Być może on złamał ją dużo wcześniej, a ja jedynie obserwowałam efekty jego wieloletnich działań. Janette Tsagairt, była czarownicą, która w życiu popełniła tylko jeden błąd, a było nim wyjście za czarodzieja, który nazywał się Earnest Runcorn. Był on człowiekiem złym do szpiku kości, którego żadne logiczne argumenty nie były w stanie przekonać do własnej omylności. Wracając do domu, siadał w swoim jagodowym fotelu i sączył tani alkohol z brudnego szkła. Całe życie pracował w strukturach rządowych jako urzędnik kancelarii naczelnika Azkabanu, z czego był bardziej niż dumny. W tamtym momencie nie miałam pojęcia, czym dokładnie się zajmuje, chociaż opowiadał o tym przy każdej rodzinnej kolacji, wychwalając własne działania. Dzisiaj z perspektywy czasu wiem, że był zwykłym śmieciem, który oprócz podpisywania papierów na przyjęcie więźniów, nie robił nic ponad tym. Wymyślał bajki, które miały postawić go w lepszym świetle, jednak zawsze żył ponad stan, otaczając się przedmiotami, na które normalnie nie byłoby go stać, gdyby nie wiecznie zaciągane pożyczki. Podejrzewałam, że chciał być kimś więcej niż tylko gryzipiórkiem, ale ostatecznie był nikim. Z najwcześniejszego dzieciństwa pamiętam jego popsute zęby, dzień w dzień wgryzające się w zielone kwaśne jabłka. Żałowałam jedynie, że nie jestem trucicielką, doświadczoną alchemiczką, której pokrętna mikstura wpuszczona w miąższ owocu, byłaby w stanie zatruć jego umysł i ciało. Earnest Runcorn nie był moim ojcem, o czym przypominał mi każdego dnia, łypiąc na mnie swoim świńskim spojrzeniem. Przy nim moje oczy zawsze były szare, pełne niezrozumienia i wstydu. Długie lata zastanawiałam się, skąd mógł wiedzieć, że go zdradziła. Myślałam, że może matka sama wyjawiła mu prawdę, ale nie mieściło się w głowie, po co miałaby to zrobić. Jeśli szantażował ją, podał veritaserum, to dlaczego miałby w ogóle ku temu powód? Czy podstawą dobrego małżeństwa nie powinno być zaufanie? Gdy na parę miesięcy przed moimi narodzinami państwo Runcorn ogłosili rodzinie ciążę Janette, Earnest nie mógł już publicznie się wycofać z tej informacji i narazić się na wieczne szyderstwa wujostwa. Odpłacił mi za to, wielokrotnie pokazując swoją wyższość i przypominając miejsce bękarta. Często chwytał mnie za ramię i przestawiał z kąta do kąta, w asyście moich dziecięcych krzyków. Siniaki na ramionach nigdy nie znikały, a ich purpurę pamiętam do tej pory. Gdy wyginałam wiotką szyję, aby dostrzec własne plecy, nie sądziłam, że kiedykolwiek mogłyby być bez skazy. Nigdy nie uderzył mnie własną otwartą dłonią lub pięścią, nie włożył w to więcej siły, niżeli wkłada się, w odsuniecie krzesła od stołu.
Earnest miał jedynego syna. Starszego i o wiele cenniejszego niż ja. Mój brat nie był dla mnie dobry. Chociaż płynęła w nim krew mojej matki, to dziedzictwo Runcornów zbyt głęboko się w nim zakorzeniło. Dzieliło nas zaledwie kilka lat, ale to on traktował mnie jak zwierze, na co zresztą miał przyzwolenie swojego ojca. Najbardziej lubiłam gdy wyjeżdżał do Hogwartu, wtedy był spokój, jednak jego powroty na wakacje i wszelkie przerwy świąteczne, zdawały się być istnym koszmarem. Matka odwracała wzrok, chociaż jej za to nie winię. Bała się. Mój brat lubił grać w grę, która nazywał "rzutka-wyrzutka". Gdy spotykał mnie na schodach, zwyczajnie spychał mnie z nich, tak często, aż w końcu udało mu się strącić moją głową wazon, który stał kilka metrów dalej. Zawsze byłam gibka, unikanie poważnego upadku weszło mi w krew, ale tak naprawdę miałam sporo szczęścia, że schody w korytarzu nie należały do najwyższych. Gdy dopiął swego, przyszła pora na większy cel, jakim był dla niego wyschniętą gęstwinę agrestu w naszym ogrodzie. Przychodził rano, gdy jeszcze spałam i chwytając mnie za ręce, wyciągał z łóżka, po czym wypychał z pierwszego piętra okna mojego pokoju. Lot był przyjemny, przez krótki ułamek sekundy mogłam poczuć dziwne kręcenie w żołądku, a potem upadałam miękko na krzew, chociaż kolce tej rośliny wbijały mi się w ciało. Matka tłumaczyła mu, że kiedyś niefortunnie może mnie zabić i nie wolno mu tak robić, na co pan Earnest śmiał się do rozpuku, twierdząc, że to tylko taka zabawa i widać, że mój brat zostanie kiedyś kimś ważnym i potężnym. Nie wiem do tej pory, co miało jedno do drugiego. Dla mnie był zwyczajnym dupkiem. Wolałam gdy byłyśmy z mamą całkowicie same. Wtedy uczyła mnie gry na skrzypcach i śpiewu, a potem zanurzała się w historiach i opowiadała, że gdy sama była tak młoda, chciała zostać śpiewaczką operową. Radował mnie jedynie fakt, że mogłam spędzić z nią więcej czasu. Tak pięknie nuciła mi do snu smutne melodie.
zaklęcie usypia ofiarę; efekt jest jednak bardzo delikatny
i każdy gwałtowniejszy ruch lub dotknięcie ofiary wybudzi ją z drzemki;
zaklęcie jest bezużyteczne w walce, nie skutkuje na osobę,
która jest czujna i spodziewa się ataku
i każdy gwałtowniejszy ruch lub dotknięcie ofiary wybudzi ją z drzemki;
zaklęcie jest bezużyteczne w walce, nie skutkuje na osobę,
która jest czujna i spodziewa się ataku
lentio somnia
Moja matka w życiu popełniła tylko jeden błąd, ale to romansu z moim prawdziwym ojcem żałowała najmocniej. Ja pamiętam go jedynie jak przez mgłę, jako człowieka, który zjawiał się pod osłoną nocy, sześć lub siedem ulic od domu, w którym mieszkałyśmy razem z panem Earnestem i moim bratem. Czasem przywoził nam drobne prezenty, ładne ubrania, zdarzało się, że nawet książki. Gdy częstował mnie gorzką czekoladą, moją matkę głaskał po włosach i szeptał do ucha, jak bardzo ją kocha. Wtedy opierał swoje ciało o jej sylwetkę, w ciemnym zaułku przy Kinnessburn Road i kazał mi pilnować czy nikt nie idzie. Myślałam sobie, że jeśli dobrze wykonam swoje zdanie to zabierze nas od pana Earnesta, ale tak nigdy się nie stało. Gdy żegnał się z nami, matka płakała, wylewając słone łzy na mój kołnierz, gdy zapinała własną bluzkę i układała włosy. Zabroniła mi o nim mówić, miał na zawsze pozostać sekretem. Pan Sekret, tak go sobie nazywałam. Zasypiając, planowałam w głowie scenariusze, gdzie on, niczym bohater, przylatuje do naszego domu i porywa nas od Runcornów. Tak jednak nigdy się nie stało. Też mi zaskoczenie...
Byłyśmy ciche, gdy wracałyśmy do domu, udając, że spędziłyśmy w nim całą noc. Szybko nauczyłam się, że czwarty stopień od góry skrzypi, chociaż gdy spadałam po tych schodach, skrzypnięcie zdawało się nie grać roli. Gdy wracałyśmy do domu, musiałam być jednak cicho, a to oznaczało, że należy go przeskoczyć. Raz zapomniałam. Mój brat znalazł mnie wtedy i wyskoczył na mnie, z samej góry schodów, znów popychając w dół. Tym razem nie dał sobie rady, byłam o wiele szybsza, czujniejsza, a mój talent magiczny po raz pierwszy się objawił. Uniosłam się nad schodami, zanim zdążył we mnie trafić, a sam, nie napotykając oporu na swoją siłę, spadł z pierwszego piętra, uderzając głową w ścianę, co spowodowało obfity krwotok. Krzyczał wtedy jak dziewczynka, jak zarzynana świnka, która żegnała się ze swoim życiem. To jednak zaalarmowało pana Earnesta, który niczym poparzony doskoczył do syna, następnie spoglądając na mnie spojrzeniem, którego nie zapomnę po dziś dzień. Przestałam unosić się nad ziemią, swobodnie i bezpiecznie opadając w dół, wprost w jego ręce. Zamknął mnie wtedy w komórce obok kuchni, wciskając tylko do środka kawałek starego koca. Krzyczał, że tam zdechnę i chociaż słyszałam krzyk i błagania matki, to i tak spędziłam tam niemal miesiąc, w całkowitej ciemności. Tylko za to, że nie poddałam się mojemu bratu. Płakałam i drapałam paznokciami w drzwi, by w końcu mnie wypuścili. Nieprzyzwyczajona do braku światła i kontaktu z ludźmi, w końcu czułam tam jakbym oszalała. To wtedy otworzył z hukiem drzwi, mówiąc, że przyszedł list z Hogwartu i, że zabierze mnie na Pokątną. Wdzięczna niczym pobity pies, wcisnęłam się twarzą w jego kolana, prosząc o wybaczenie. Już mnie nie zamykał, chyba uznał, że dostałam lekcje. Gdy opuściłam spiżarnie, Pan Sekret już nie przychodził, lub matka nie chciała mi o tym mówić. Bała się... Na pewno się bała.
sprawia, że miotła przestaje słuchać się jeźdźca,
stara się go zranić na różne sposoby
stara się go zranić na różne sposoby
dementiascopa
Hogwart był całkowicie nowym światem. Mojego brata widywałam czasem na korytarzu, ale tam unikał mnie jak mógł. Najbardziej lubiłam wtedy myśleć, że się mnie boi, dzisiaj jednak wiem, że po prostu się mnie wstydził, chociaż nie do końca rozumiem dlaczego. Tiara przydziału wykrzyknęła Slytherin!, a ja pobiegłam jak poparzona ze stołka na środku Wielkiej Sali, prosto do stołu Ślizgonów. Nie odnalazłam tam wielu przyjaciół, ale też ich nie potrzebowałam. Znacznie bardziej wolałam pozostać w cieniu, obserwując zza kolumny poczynania najpopularniejszych uczniów szkoły. Chciałam, aby się mnie bali, by nikt nie śmiał zrobić mi krzywdy, więc nie bałam się konfrontacji. Skoro byłam w stanie pokonać własnego brata na schodach, to nic nie mogło mi zagrażać. Skupiłam się na nauce uroków i obrony przed czarną magią, pewna, że pewnego dnia przyjdzie dzień, w którym zemszczę się za wszystkie krzywdy, jakie mi wyrządzono. Chciałam używać różdżki jak najczęściej, nie lubiłam przedmiotów, na których tego nie robiliśmy, najmniej irytujące były starożytne runy. Nie sądziłam, że mogą być przydatne, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Uwielbiałam latać, chociaż ojczym nigdy mi na to nie pozwalał. Dopiero w szkole na pierwszych lekcjach na miotle poczułam wolność i wiatr, który mierzwił moje włosy i plątał. Nic innego nie miało znaczenia, jedynie to, że nikt nie był w stanie mnie dogonić. Mój talent dostrzeżono, pozwalając przychodzić na treningi quidditcha i kręcić się gdzieś na dole, podając spadające w kafle. Zajęcie można było przyrównać do zwykłego wyzysku, ale byłam wtedy szczęśliwa. Na trzynaste urodziny dostałam w końcu własną, prywatną, wymarzoną, piękną, idealną miotłę. Już pierwszego dnia wsiadłam na nią, latając wokoło zamku tak długo, aż musiał łapać mnie jeden z profesorów, gdyż nie reagowałam na jego krzyki i rozkazy zejścia na ziemię. Dostałam wtedy szlaban, o czym oczywiście dowiedział się pan Earnest. Nie wysłał wyjca, chociaż dokładnie tego się spodziewałam. Nie odezwał się ani słowem. Dopiero gdy przyjechałam na przerwę wiosenną, zabrał moją miotłę, łamiąc ją w drzazgi za karę za moje zachowanie. Nie obchodziło go żadne tłumaczenie, liczyła się jedynie kara i przysięga, że już nigdy nie przyniosę wstydu jego rodzinie. Jego. Przecież ta rodzina nigdy nie była moja. Nie uroniłam przy nim łzy, zrobiłam to dopiero w nocy, gdzie ściskając szarą kołdrę, obiecywałam sobie, że w końcu go zniszczę. Byłam jeszcze dzieckiem.
ofiary otaczane są przez mgłę, która powoduje
silne zniechęcenie, poczucie niemocy oraz strach
silne zniechęcenie, poczucie niemocy oraz strach
pavor veneno
Po długim i smutnym lecie wróciłam do Hogwartu i wtedy ją spotkałam. Starszą ode mnie dziewczynę, której drgawki na całym ciele stały się obiektem śmiechów rówieśników. Doskonale znałam to uczucie upokorzenia, a żal i nienawiść do tamtych dzieci, aż wybuchała we mnie. Cisnęłam w nich pierwszymi lepszymi zaklęciami, jakie przyszły mi do głowy, każąc uciekać daleko stąd i zostawić ją w spokoju. Gdy nie posłuchali, cisnęłam w nich książką. Nazywała się Cassandra i okazała mi się być najbliższą, a ja nigdy nie zapomnę dnia, w którym po raz pierwszy na mnie spojrzała. Była w stanie przejrzeć mnie na wylot, ale w zupełnie inny sposób niż robił to pan Earnest. Jej oczy były ciepłe, mądre i dobre, nie grzebała w mojej głowie, ani nie chciała mnie atakować. Opowiadała o swoich wizjach, które potrafiły doprowadzać do rozpaczy lub radości. Zawsze wróżyła śmierć, jednak nie zawsze ta śmierć była dla mnie smutna. Mówiła wtedy, że moje oczy zmieniają się w zależności od nastroju, a ja nigdy wcześniej tego nie zauważyłam. Przy niej zawsze były lazurowe. Podążałam za Cassandrą, jak za starszą siostrą, której nigdy nie miałam, a o której wciąż marzyłam, nie przesypiając kolejnych nocy, w obawie, że ktoś mi ją zabierze.
Na trzecim roku przyjęli mnie do drużyny quidditcha. Koniec podawania kafla, w końcu mogłam pokazać, co naprawdę potrafię. Byłam szybka i potrafiłam dobrze się schować, przemknąć niezauważona. Zaczęłam grać jako ścigająca. Z początku niedoceniania, byłam za mała i za chuda. Po pierwszym meczu z puchonami zmienili zdanie. Wbiłam im sześć bramek!
Mój starszy brat w końcu skończył Hogwart, spędził z nami ostatnie wakacje i wyniósł się z domu, gdzie moja matka została sama z panem Runcornem. Pisała mi w listach, że wszystko u nich w porządku, że nie muszę się martwić, ale nigdy jej nie wierzyłam. W końcu zdobyłam się na odwagę i pokazałam korespondencje Cassandrze. Ta obiecała mi wtedy, że mój ojciec zginie z dłoni swego dziecka. Więc miało się spełnić, miałam zabić pana Earnesta. Dokładnie wtedy zaczęłam to planować. Przykładałam wagę do detali, ćwiczyłam ucieczkę, skradanie się i łganie jak z nut. W Hogwarcie nikogo poważnie nie skrzywdziłam, jedynie testowałam własne umiejętności zaskoczenia. Z początku nie udawało mi się to, pomimo doświadczenia w przemykaniu na palcach obok sypialni rodziców. Łapałam szlaban za szlabanem, a nauczyciele tracili do mnie nerwy, gdy po raz kolejny rzucałam się z rękami na wszystkich tych, którzy śmieli być niemili dla mnie lub dla Cassandry. W końcu mi się udało. Spotkałam tego chłopca w bibliotece, gdzie pomiędzy regałami byliśmy całkiem sami. Nie znałam go osobiście, nie miał okazji, by odezwać się do mnie słowem, jednak rozpoznawałam tył jego głowy. To był jeden z tych "lepiej urodzonych", który w domu był głaskany po głowie i wmawiano mu, że zostanie kimś. Tak samo zresztą jak mojemu bratu. Ciężką książką uderzyłam go w kark, a on upadł na podłogę i narobił hałasu. Musiałam uciekać. Dyszałam ciężko, przeciskając się przez korytarze, ale nikt mnie nie złapał. Kilka dni później na błoniach, usłyszałam plotkę o jego losie, o tym, że leży w skrzydle szpitalnym, o tym, że sprawca ataku jest poszukiwany, ale nikt nie wie, kim on jest, nikt go nie widział. Chichocząc jak idiotka, czułam, że rozpiera mnie energia. Już nikt nie mógł zrobić mi krzywdy. Byłam od nich wszystkich sprytniejsza i zwinniejsza.
Gdy wracałam do domu na wakacje lub przerwy świąteczne i wiosenne, testowałam własną szybkość i ukrywanie się, gdy wertowałam dziesiątki dokumentów w starych regałach pana Earnesta. Wiedziałam o nim już niemal wszystko. Gdzie pijał szkocką, skąd zamawiał atrament, a w końcu, jak korzystał z legilimencji na potrzeby swojej pracy i przyjemności. Czułam się gotowa by ziścić swój plan, ale musiałam jeszcze poczekać.
zaklęcie noży, powodujące wyczarowanie kilku sztyletów
lecących w kierunku przeciwnika; w przypadku nieskutecznej obrony
wbijają się w jego ciało
lecących w kierunku przeciwnika; w przypadku nieskutecznej obrony
wbijają się w jego ciało
lamino
Na moje wielkie nieszczęście Cassandra w końcu skończyła szkołę, a ja zostałam w niej sama. Oprócz quidditcha nie zostało tam nic, co kochałam i gdzie czułam się dobrze. Drużyna jednak potrzebowała kapitana po skończeniu szkoły przez Rookwood. Musiałam dać sobie z tym radę. Boisko, samotne loty na miotle w nocy, to mnie napędzało. Jednak to przy Cassandrze znajdywałam ukojenie. Skończył się najważniejszy dla mnie etap, ale dzięki temu mogłam planować, co powinno wydarzyć się dalej. Przecież mogłam jeszcze ocalić matkę, a może i nawet samą siebie. Cały wolny czas poświęciłam więc na naukę uroków, ostatecznie w VI klasie zostając jednym z championów klubu pojedynków. Ulotki z Ministerstwa, jakie walały się po całej szkole, mnie nie zainteresowały. Miałam inne marzenia. Zawsze wyobrażałam sobie, że gdy skończę Hogwart rozpocznę nowe życie, nigdy jednak nie poruszyłam się we własnych rozważaniach dalej niż do dnia, w którym stanę się wolna. Myślałam, że może wtedy zabiorę drogą przyjaciółkę i wyjedziemy gdzieś daleko poza Anglię. W szkolnej bibliotece, chociaż ta nie była moim ulubionym miejscem, dorwałam książki do nauki języków. Przypadek jedynie sprawił, że padło na niemiecki i rosyjski. Obydwa były cholernie trudne, ale jeśli miałam opuścić ten kraj na dobre, potrzebowałam je znać. Miałam zresztą więcej czasu, skoro nie spędzałyśmy go razem.
W końcu w pocie czoła napisałam ostatnie egzaminy i wróciłam do znienawidzonego mi domu z myślą, że już nigdy nie powrócę do Hogwartu. Tego dnia, stając przed drzwiami do piekła, wzięłam ostatni głęboki oddech i przeszłam przed próg, kierując się prosto do kuchni. Z kuchennego blatu porwałam nóż, wsadzając go w rękaw prawej dłoni. Na ten dzień szykowałam się tak długo... Przecież przepowiedziała mi go Cassandra. Pan Earnest siedział w swoim jagodowym fotelu, jak zwykle przeglądając gazetę i popijając mętny alkohol. Niczego nie podejrzewał, gdy wbijałam nóż w jego gardło. Nie pisnął ani słówka, zalewając się krwią i na zawsze zostawiając mnie w spokoju. Zakopałam jego ciało w ogródku, pod osłoną nocy. Moja matka spała i nic nie podejrzewała, gdy starałam się wywabić plamy krwi, która rozbryzgała się dookoła. Moje oczy były wtedy lazurowe. O siebie nie martwiłam się właściwie wcale. Bałam się, że tylko, że oskarżą moją matkę, to jej wolność się w końcu liczyła. Miałam jednak plan, przecież przygotowywałam się na ten moment o wielu lat. Earnest Runcorn na zawsze pozostał zaginionym, a sfałszowany list, który przygotowałam miesiące wcześniej, twierdził o jego opuszczeniu kraju, ze względu na długi, których nabrał. Pasowało, zawsze żył ponad stan. Mój brat nie był jednak głupi, szybko wrócił do kraju, dowiadując się o zaginięciu ojca, przekonany, że dałby mu znać. Na nic były kłamstwa i próby tłumaczeń, znów potraktował mnie jak śmiecia i przypierając do muru, wbijając różdżkę w gardło, zażądał wyjaśnień. Ani śnił przerwać. Skupiłam się wtedy, by próbować znaleźć jego wspomnienia, by dowiedzieć się, jakie kłamstwo mogę wymyślić, by dał nam spokój. Nie udało się, nie potrafiłam. Dlaczego zresztą miałabym umieć? Tego wieczora znalazłam się u Cassandry, błagając o pomoc. Obiecała mi, że znajdzie kogoś, kto mi pomoże. Tak jak przepowiedziała, niedługo później w progu naszego domu stanął mężczyzna, którego mi przysłała. Mulciber przegonił mojego brata raz na zawsze. Byłyśmy w końcu wolne. Poczułam, jakbym dopiero wtedy wypuściła z płuc oddech, który trzymałam aż od przekroczenia progu domu w tamtym pamiętnym dniu. Moja matka płakała za swoim mężem, ja próbowałam przekonać ją, by Pan Sekret do nas wrócił, by zabrał nas daleko. Nie słuchała mnie.
wywołuje magiczny impuls, który docierając do ofiary
wywołuje w jej uszach głośny piskliwy, zgrzytliwy dźwięk
wywołuje w jej uszach głośny piskliwy, zgrzytliwy dźwięk
impeta
Faktyczne pożyczki, normalnie regularnie przez niego spłacane, zaczęły w końcu ciążyć. Odzywali się do nas dziwni ludzie, a nawet bank Gringotta domagał się spłaty. Bezrobotna matka, wraz z nastoletnią jeszcze córką, nie były w stanie sobie z tym poradzić. Nie rozumieli nas, więc musiałam znaleźć pracę. Zaplątane w walizce stare ulotki Ministerstwa Magii, sugerowały, że mogłabym zostać policjantką. Pogniotłam je i wyrzuciłam przez okno, prosto na krzew agrestu pod oknem. Coś jednak musiałam znaleźć, a desperacja zaprowadziła mnie w końcu do znajomej z Klubu Pojedynków, która dostała się na szkolenie w Wiedźmiej Straży. Powiedziała, że nadawałabym się z moimi talentami. Z początku wydawało mi się to absolutnie idiotyczne, jednak im mocniej myślałam o ich wymaganiach i perspektywach na przyszłość, tym bardziej czułam, że jest to rola idealnie stworzona dla mnie. Potrafiłam przecież szpiegować, potrafiłam się ukrywać, kłamać i tropić, znałam już niemiecki, znałam rosyjski. Co prawda miałam wyjechać z kraju, ale jeszcze nie było ku temu szansy. To jednak nie rozwiązywało problemu pieniędzy. Na testy zgłosiłam się z samego rana, szybko dostając informacje, że moje umiejętności są na poziomie co najwyżej miernym, ale dadzą mi szansę. Nie spodziewałam się tego, w szkole byłam przecież najlepsza. Nie wypadało jednak udzielać sobie samej referencji, jednocześnie informując przyszłego szefa, że zabiłam ojczyma, chociaż ten fragment z pewnością nie umknąłby ich uwadze. Przez okres szkolenia nie zapłacili mi nic, chociaż nawet na stażu harowałam jak wół. Handlowałam informacjami z ulicy, zawsze znalazł się ktoś, kto chciał kupić sprawdzone wiadomości. Łapałam się drobnych prac, na które czas miałam tylko wieczoram lub w weekendy. W końcu podjęłam się też pracy za barem w Białej Wywernie. Każdy głupi potrafi w końcu rozlewać piwo, a za odpowiedni uśmiech dawali mi srogie napiwki. Podejrzani pijacy uwielbiali gadać, plotkowali i przekazywali informacje, których nigdzie indziej nie byłabym w stanie zdobyć. Chociaż szkolenie w Ministerstwie trwało cały dzień, a praca całą noc, ani śniło mi się przestać. Pracowałam więc niemal przez cały tydzień, sypiając krótko, racząc się eliksirami, które udało mi się wyprosić od Cassandry. Wszystkie weekendy i tak spędzałam u niej. Pomagałam w lecznicy, robiąc najprostsze rzeczy, tak by nie przeszkadzać jej. W zamian za to dużo się nauczyłam. Zresztą, pomogłabym jej zawsze. Oszczędzałam wszystko, a nawet pożyczyłam trochę pieniędzy od starych znajomych, niekoniecznie przyjacielsko nastawionych, oczywiście na procent. Część pieniędzy dała nam przyszywana ciotka. Moja matka nie chciała mówić nikomu ze swoje rodziny. Szkoda, może by nas wsparli... W końcu było nas stać na spłatę długów po ojczymie, mogłyśmy z matką raz na zawsze odciąć go grubą kreską.
Szkolenie do Wiedźmiej Straży bywało katorgą. Gdy kolejny dzień z rzędu byłam popychadłem dla starszych strażników, wróciłam do domu i ponownie zajrzałam w stare dokumenty ojczyma, odnajdując w nich nazwisko nauczyciela legilimencji sprzed lat. Wysłałam błagalny list, byłam w stanie wiele oddać. Najpierw chciał się spotkać, a gdy mnie zobaczył, zgodził się pod jednym warunkiem. Miałam mu się oddawać, a on chciał uczyć mnie za darmo. Zobaczył potencjał, który we mnie drzemał, a którego nigdy nie dostrzegał pan Earnest. Cena była wysoka, ale mogłam zagryźć zęby. Układ był prosty i na niego przystałam. Ćwiczyliśmy na mugolach, którym potem modyfikował pamięć. Tych było pod dostatkiem. Każdy z nich miał brudne myśli. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam, ale z nimi musiało być coś nie tak. Potem przyszła kolej na czarodziejów, nauczyciel wybierał dla mnie tych słabych, którzy ledwo co posługiwali się magią. Nie byli w stanie się bronić, a mi coraz bardziej podobała się ta władza. Chciało mi się wymiotować za każdym razem gdy dotykał mnie tymi swoimi starymi paluchami, ale wytrzymałam. Na pewno znał moje myśli na swój temat, widocznie mu to nie przeszkadzało. W końcu, powiedział, że niedługo będę gotowa, ale muszę poznać smak tego bólu, po czym bez ostrzeżenia wszedł mi do głowy, badał mój mózg, wertował go jak kartki papieru. W końcu dostał się też do bardzo starego wspomnienia, w którym to nóż w mojej ręce poderżnął gardło mężczyźnie, którego niegdyś znał i nauczał. Wycofał się wtedy, chwytając mocniej za różdżkę i kierując ją prosto w moje serce. Krzyczał i toczyła się z niego piana, opowiadał mi o przyjaźni, jaka ich łączyła. Kłamał... Runcorn nie miał przyjaciół. Chwyciłam za różdżkę i wymierzyłam mu sprawiedliwość za ten okropny atak na mnie, sprowadzając na niego dziesiątki noży, które wbijały się w jego ciało, ostatecznie sprawiając, że cała krew wypłynęła na perski dywan. Przerażona stałam w kącie pokoju, rozglądając się na boki. Zemsta na ojczymie była planem, jednorazową sytuacją, której nigdy w życiu nie żałowałam. To był jednak zupełny przypadek. Nie chciałam go wtedy zabić. Był potężnym czarodziejem, doskonale radził sobie z ofensywą. Nie zdążył..., po prostu byłam szybsza, a on nie potrafił się obronić. Miałam szczęście... Jego ciało zawinęłam w perski dywan i pod osłoną nocy wyrzuciłam go do pobliskiego jeziora, pozwalając, by na zawsze zatopił się w otchłani wód. Nikt nie wiedział o naszych lekcjach, byłam czysta jak łza, nie mogli mnie podejrzewać. Na wszelki wypadek usunęłam wszystkie ślady z jego domu, w którym ćwiczyliśmy. To nie było takie trudne. Nie byli w stanie powiązać ze mną tego zaginięcia.
Cassandra urodziła niedługo później córkę, małą Lyssandrę, której miałam być ciotką, chrzestną i powierniczką. Spędzałyśmy razem coraz więcej czasu, tamten okropny mężczyzna zniknął z jej życia, a ja mogłam skupić się na pomocy drogiej przyjaciółce. Gdy Lysa w końcu pokazała się na świecie, obiecałam sobie, że nigdy nie dopuszczę, by była niechciana, tak samo jak stary Runcorn nie chciał mnie. Wspierałam przyjaciółkę w wychowaniu dziecka, gdy ta poświęcała czas swojej własnej lecznicy. Nokturn nie słynął z najpiękniejszych widoków i perspektyw, jednak w pewnym sensie, stał się dla nich domem, a ja nie zamierzałam się spierać z jej decyzjami. Nie sądziłam, że mogła być jeszcze piękniejsza.
używane do usuwania wspomnień,
wspomnienia nie da się odzyskać
wspomnienia nie da się odzyskać
obliviate
Czułam się gotowa, by zostać kimś więcej. Trzyletnie szkolenie w Wiedźmiej Straży w końcu dobiegło końca, a ja, chociaż uczyłam się legilimentować, nie mogłam się tym pochwalić zbyt oficjalnie, nikt zapewniłby mi kontynuacji nieskończonej nauki. Takie praktyki pozostawały nielegalne, a przecież reprezentowałam Ministerstwo Magii. Razem ze mną było wielu animagów, metamorfomagów, żyłam w strachu, że czteroletnia praktyka mignie mi koło nosa. Jeśli tak by się stało to praca dla Cassandry wydawała się jakimś rozwiązaniem, tak samo zresztą jak ucieczka z Anglii, tak jak planowałam wcześniej.
Udało się. Uznali, że potrafię się ukrywać, przemykać tak jakbym była niezauważona, że widzę więcej niż inni i ufają mi podejrzane typy, i to może stanowić cenny skarb w walce z czarnoksiężnikami. Naprawdę miałam gdzieś, z kim chcieli, bym walczyła. Płacili w porządku, a ja spłaciłam stare długi. W końcu byłam czysta. Mogłam odpocząć, przestać łapać dorywcze brudne zlecenia, odejść z Białej Wywerny, chociaż nie spaliłam za sobą mostów.
Ministerstwo wciąż nie zgadzało się na korzystanie z legilimencji, ta sztuka pozostawała tematem tabu, a ja kręciłam się wokół własnej osi, jedynie przemycając pewne umiejętności, gdy przesłuchiwałam kolejnych czarodziejów, gdzieś w opuszczonych uliczkach portu. Usiłowałam w ten sposób samodzielnie się szkolić z tego tematu, ale wszelkie starania szły na nic. Nie byłam gotowa. Gdy musiałam trenować, to trenowałam na mugolach. Oni w końcu nawet nie wiedzieli, co się dzieje... Nigdy... Byłam wtedy taka pewna siebie, taka silna i butna. Wydawało mi się, że świat stoi otworem, a gdy tylko skończę praktykę i zostanę starszym strażnikiem, wtedy nikt legilimencji mi nie zabroni. Praca dla Ministerstwa to jedno, ale to zlecenia z Nokturnu bywały najbardziej pomocne, by utrzymać dom i zapewnić mamie godne życie. Pilnowałam, by mnie nie złapali i szukałam informacji, których chcieli moi chlebodawcy. Zawsze miałam jednak pewne skrupuły.
Przyszedł moment, gdy chciałam w końcu dowiedzieć się, kim dokładnie był Pan Sekret i dlaczego zniknął z naszego życia, czemu nigdy nam nie pomógł. Pytałam o to wielokrotnie matki, jednak ta, pochłonięta swoimi myślami, nigdy mi nie odpowiedziała. Nie chciałam jej skrzywdzić, jednak musiałam poznać prawdę, chociaż jego nazwisko, potrzebowałam w swoim życiu kogoś, kogo kreacja sprzed niemal 20 lat, pozostawiła mi wizję bohatera w głowie. Pytałam, prosiłam... Coraz drastyczniej i coraz mocniej, bo nie byłam w stanie już opanować tej ciekawości. Przecież na ulicy mogłam pozyskać każdą informację, jakim więc cudem własna matka nie chciała mi powiedzieć o kimś, kto był moim ojcem? W końcu się nie powstrzymałam. Próbowałam sprawdzać jej umysł, przeszukać wspomnienia, jednak te były zbyt odległe i wyblakłe, albo to ja byłam za słaba. Musiałam postarać się mocniej. Znów sprawdzić i przewertować ten czas, gdy byłam jeszcze dzieckiem, lub ten gdy w ogóle nie było mnie na świecie. Przecież znałam całą teorię... Miałam potrzebę wiedzy, lecz znów nic nie znalazłam. Moja matka zaczynała majaczeć. Nie miałam doświadczenia, nie wiedziałam, z czego to może wynikać, że mogłam zrobić jej zbyt potężną krzywdę. Teraz to wiem... Szybko rzucone Oblivite nic nie zmieniło, a było tylko gorzej. Ostatecznie trafiła do św. Munga, gdzie jest do tej pory. Mówią, że ześwirowała. Wiem, że to moja wina, ale nie chcę tego powiedzieć głośno. Nie potrafię... Nawet Cassandrze... Nawet samej sobie.
Dom Runcorna należał teraz tylko do mnie, a mój brat wciąż nie dawał znaku życia, o tym, że miałby wracać. Czułam się względnie bezpiecznie, choć brakowało mi mamy. Pracowałam dużo, poświęcałam się temu w całości. Moje talenty wykorzystywałam często, praca stała się częścią mojego życia taką samą jak moje nazwisko, które nawet nie należało do prawdziwego ojca. Była w tym jakaś chora satysfakcja. Bardzo rzadko brałam udział w akcjach i napadach, nie miałam na to czasu, było zbyt wiele informacji do pozyskania, wolałam działać sama i moi pracodawcy też tak woleli. Chociaż nie chodziłam po ulicach jako szary kot, nie zmieniałam twarzy na zawołanie, to jeśli ktoś miał poznać sekrety ludzi, których nikt nie znał - źródłem byłam ja, gdy chciałam, ciężko było mnie dostrzec. Potrafiłam przemknąć tam, gdzie inni nie umieli i korzystać z cienia. Wolałam działać cicho, obserwować otoczenie, a działać wtedy gdy i tak nie mieli szans ucieczki przed moją różdżką. Czasem nie miałam sił wracać do domu, czasem wolałam zostać na Nokturnie u Cassandry. Nasza bliskość była nie do zastąpienia, żaden mężczyzna nie mógł mi dać tego, co dała mi ona. Kilku próbowało, ale praca w Wiedźmiej Straży niesie za sobą ryzyko, a to tam głównie poznawałam mężczyzn (o pacjentach w lecznicy nawet nie wspominam). Wielu, z którymi coś mogłoby mnie łączyć, zginęło. Chociaż nie z mojej winy, to nie było mi żal. Przyjaciółka i tak to wywróżyła. Grzebałam w mózgach kompletnie porypanych czarodziejów. Wciąż trenowałam na mugolach, chciałam być coraz lepsza. Oni jednak coraz bardziej mnie obrzydzali. Parali się prymitywnymi zajęciami, byli dokładnie tacy jak pan Earnest. Zgubnie i bzdurnie rozmyślali nad własnymi karierami, podążali wciąż do przodu, nie bacząc na innych. Nie chciałam tak żyć, nie pośród ludzi, którzy cały świat byli w stanie sprzedać za rozwój dziwnych maszyn, które nie potrafiły zrobić nawet połowy tego co magia. Wtedy też dołączyłam do Rycerzy Walpurgii, obiecując sobie, że stworzę ten świat lepszym dla Lysy. Jej matka miała podobne zdanie. Wiedziałam, że będę musiała poświęcić temu kolejną energię i czas, jednak byłam zdeterminowaną, by swoimi umiejętnościami wesprzeć słuszne ideały. Po co mi sen?
sprowadza silną ulewę
pluviasso
Względne bezpieczeństwo w końcu miało jednak odejść i gdy przez Anglię przeszły anomalie magiczne, ja znajdowałam się akurat w dolinie, która na zawsze mogła pozostać doliną mojej śmierci. Zalała ją woda, potężna powódź przeszła przez pola, tworząc na nich głębokie jezioro, w którym ja znalazłam się, wiele metrów pod powierzchnią. Łaknęłam powietrza, ale ono ściągało mnie w dół. Pierwszy raz poczułam wtedy, że umieram. Magia mnie zawiodła, nie pociągnęła mnie w górę, a mój umysł wyciszał się, prześwietlając tylko obrazy z mych wspomnień. Dzisiaj nie jestem pewna czy wszystkie z nich były moimi wspomnieniami. Obudziłam się na ziemi, przemoczona, z wodą w płucach. Zmarznięta i wyczerpana. Cudem dotarłam do lecznicy, gdzie spędziłam kolejny tydzień, próbując dojść do siebie po tym wydarzeniu. Od tamtej pory nie zbliżam się za bardzo do oceanów, jezior albo mórz.
Struktury w Ministerstwie Magii w końcu zmieniły się, a moje wysiłki zostały docenione przez nowego szefa biura. Popierał on idee, które były mi bliskie. Na szczęście zaczął pozbywać się niepewnych ludzi, zostawiając jedynie tych, których intencje były czyste. Gdy z miasta wypędzono mugoli, ja stałam z różdżką i celowałam nią w moich sąsiadów. Krew spływała po ulicach, ale nie było mi ich żal. Dlaczego oni mieliby mieć lepiej ode mnie? Żaden nie reagował na moje krzyki, gdy spadałam ze schodów, żaden nie reagował na mój płacz gdy leżałam w ogródku po upadku z pierwszego piętra. To była zemsta, a ja byłam w tym zwyczajnie dobra. Gdy Ministerstwo chciało skorzystać z moich umiejętności do wytropienia mugoli, zrobiłam to z największą przyjemnością i oddaniem. W końcu świat mógł zacząć wyglądać normalnie.
Wciąż poszukuję mojego prawdziwego ojca, ale nie jest to takie proste. Wszelkie kontakty już dawno nie żyją, a z umysłu mojej matki nie potrafię wydobyć żadnej informacji. Nie zależy mi na awansach, nie interesuje mnie gromadzenie majątku. To wiedza jest prawdziwą walutą. Wciąż obawiam się, że mój brat jednak wróci, chociaż wydawało się, że Mulciber przekonał go do ucieczki z kraju już bezpowrotnie. Mężczyźni jednak bywają zbyt nieprzewidywalni. Nocami latam nad miastem, czasem zapuszczam się też dalej. Chłód nieba pobudza moje zmysły, a wiatr we włosach oznacza wolność. Kręcę się po porcie w poszukiwaniu informacji, to tam jest najwięcej pijaków, a to oni najwięcej gadają. Mam swoją siatkę kontaktów, z której korzystam na co dzień, to wyjątkowo przydatna rzecz. Różni ludzie znają mnie pod różnymi pseudonimami. Nie jestem tak głupia, by każdemu się przedstawiać. Nokturn odwiedzam głównie w weekendy... Nie przepadam za tym miejscem, ale jest tam ona. Moja Cassandra.
koniec
finite incantatem
Patronus: Pierwszy raz dostrzegłam jastrzębia, gdy leciałam na miotle nad błoniami Hogwartu, próbując zrzucić ze swoich barków wszystkie złe emocje. Moje oczy były wtedy zimne i szare, jednak dostrzegając to zwierze, które niczym nie przejęte sunęło pomiędzy chmurami, dostrzegłam jego wolność. Też chciałam się tak czuć.
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 16 | 3 (rożdżka) |
Uroki: | 31 | 2 (rożdżka) |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Uzdrawianie: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 0 | 0 |
Alchemia: | 0 | 0 |
Sprawność: | 5 | Brak |
Zwinność: | 12 | Brak |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
angielski | II | 0 |
niemiecki | I | 1 |
rosyjski | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Historia Magii | I | 2 |
Numerologia | I | 2 |
Kłamstwo | II | 10 |
Kokieteria | I | 2 |
Perswazja | I | 2 |
Zręczne ręce | I | 2 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Skradanie | III | 25 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Wytrzymałość Psychiczna | I | 5 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rycerze Walpurgii | I | 8 |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Gotowanie | I | 0.5 |
Muzyka (skrzypce) | I | 0.5 |
Muzyka (śpiew) | I | 0.5 |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | II | 7 |
Łucznictwo | I | 0.5 |
Quidditch | I | 0,5 |
Walka wręcz | I | 0.5 |
Wspinaczka | I | 0.5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 1 |
[bylobrzydkobedzieladnie]
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Ostatnio zmieniony przez Rita Runcorn dnia 03.05.21 14:28, w całości zmieniany 8 razy
Witamy wśród Morsów
Twoja karta została zaakceptowana
Kartę sprawdzał: Ramsey Mulciber
[04.05.21] Październik/grudzień
[26.07.21] Styczeń/marzec
[22.07.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień); +3 PB
[28.07.21] Rozwój biegłości: numerologia (0 -> I); -2 PB z reszty
[25.10.21] Wsiąkiewka (styczeń-marzec); + 3 PB
[02.11.21] Rozwój biegłości:zręczne ręce (0 -> I); -2 PB z reszty
[04.05.21] Rejestracja różdżki
[05.06.21] Wykonywanie zawodu (październik-grudzień): +20 PD
[17.07.21] Przekazanie Cassandrze świetlnego bursztynu
[22.07.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień); +120 PD
[23.07.21] Spokojnie jak na wojnie: +134 PD, +3 PB organizacji
[09.08.21] Aktualizacja umiejętności: +2 do zwinności
[18.08.21] Osiągnięcia (Wielki głód): +30 PD
[25.08.21] Osiągnięcia (Wór pełen ziół; Władca lochów; Mroczny znak I; Do wyboru, do koloru): +120 PD
[24.09.21] Aktualizacja postaci +600 PD
[26.09.21] Rozwój postaci: +6 OPCM, +1 Uroki; -560 PD
[27.09.21] Osiągnięcie: (Zbrojny); + 30 PD
[30.09.21] Zakup: ślaz 2x, barwnik; -150 PM
[30.09.21] Wykonywanie zawodu (styczeń-marzec); +15 PD
[22.10.21] Wykonywanie zawodu (styczeń-marzec); +15 PD
[22.10.21] Osiągnięcia (Mały pędzibimber, Architekt, Sędzia kalosz); +90 PD
[24.10.21] Lusterko: +13 PD
[25.10.21] Wsiąkiewka (styczeń-marzec); + 120 PD
[26.10.21] [G] Rozwój postaci: zakup miotły bardzo dobrej jakości, -300 PM
Rozwój postaci: +5 punktów statystyk do uroków, -400 PD
[13.11.21] Osiągnięcia (Mam tę moc); +30 PD
[28.02.22] Wydarzenie: Pan na włościach +100PD
[20.03.22] Spokojnie jak na wojnie: +150 PD; +3 PB organizacji
Rita Runcorn
Szybka odpowiedź