Beckett
Korzenie:
W naszej historii nie odnajdziesz wzmianek o walecznych czarodziejach czy pięknych czarownicach zdolnych podbić świat samym powabem. Nie mamy z nimi nic wspólnego, choć nie wykluczamy, że gdzieś w wędrówce dziejów tu i tam zaplątał się członek naszych rodzin naznaczony magicznymi umiejętnościami - tych jednak z pewnością nie było wielu, by zdominować nasze wspomnienia o przeszłości.
Poskąpiono nam tego talentu, ale za to, jakby w imię wszechobecnej równowagi, wśród naszych krewnych odnaleźć można wielu wspaniałych przedstawicieli mugolskich społeczności. Tam, gdzie twórczość wszelkiego rodzaju, rzemiosło i ciężka, uczciwa praca, tam przewijamy się my, dumni z owoców naszych rąk Beckettowie.
Mówią, że pochodzimy w prostej linii od samego Isaaca Becketta, ale to nieprawda. Gałąź łączącego nas drzewa genealogicznego zapoczątkował niepozorny mężczyzna żyjący w czasach tak dawnych, że nie pamiętamy jego imienia - bo nie pamięta go nawet historyczna kronika. To on na łące ustawił kilkadziesiąt uli zbudowanych własnymi rękoma, w pocie czoła, metodą nieustannych prób i błędów, nieustępliwy aż do pierwszego plastra słodyczy. To on sprowadził tam pszczoły. I to właśnie on uratował swoją wioskę przed żywnościową zagładą, wymieniając miód za dobrodziejstwo zaopatrzenia z okolicznych, bogatszych miejscowości. Pracował w pocie czoła dzień i noc, by ocalić swoją tę ojczyznę, a kiedy już odniósł sukces, stając się jednym z najbardziej szanowanych obywateli miasteczka, zyskał też kochającą żonę i gromadkę pucołowatych, uśmiechniętych dzieci.
Cenimy wartości rodzinne. Nie istnieje dla nas granica mówiąca kiedy należy poddać walkę: tak jak niegdyś on, i my będziemy pracować tak długo, dopóki nie osiągniemy sukcesu... Albo dopóki nie padniemy z wycieńczenia, ani razu nie zająknąwszy się przy tym o jakichkolwiek niedogodnościach. Nieważne są dla nas także tytuły. Liczy się to, co człowiek ma w sercu, liczy się owoc pracy jego rąk, uczciwość w dążeniu do wyznaczonych sobie celów. Doceniamy ciężką pracę i jej rezultaty, to je widzimy pierwsze, zanim zwrócimy uwagę na kwieciste przemowy je zachwalające.
Nasza kolebka jest tutaj, na ziemiach brytyjskich, chociaż wielu z naszych krewnych na przestrzeni lat wyemigrowało do Irlandii, nieliczni z nas wytyczyli też szlak w kierunku nowego lądu, Ameryki - ale znakomita większość pozostała właśnie w miejscu, w którym się urodziliśmy, czując do wysp dziwne przywiązanie, choć te nie zawsze traktowały nas rozpieszczająco. Mamy w sobie tendencję do przyciągania katastrof. Mimo ogromnych starań potrafimy ściągnąć nad własną czuprynę kataklizm, wypełniając głowy depresyjnym postrzeganiem nadchodzącego jutra, co odpychamy od siebie jedynie dzięki dobrodziejstwu pracy. Paramy się nią od zawsze. Daje nam poczucie wytchnienia i wewnętrznej stabilizacji, a przede wszystkim także spełnienie, myśl, że jesteśmy komuś na tym świecie potrzebni chociaż za pomocą naszych wyrobów. Doceniamy wynalazki własnych rąk i umysłów. Jesteśmy twórcami - uwielbiamy czuć pod palcami solidny materiał, który możemy obrócić w coś niepowtarzalnego, użytecznego, wykorzystując przy tym potęgę ludzkiego mózgu do wymyślania nowatorskich schematów i rozwiązań. Nie osiadamy na laurach ani tym bardziej nie pozwalamy sobie podążać wytyczoną przez kogoś drogą, szukając własnych ulepszeń, próbując do klasyki - którą mimo wszystko bardzo szanujemy - przemycić cząstkę swojej kreatywności. Ale czy w ulu, na który składa się tysiąc pszczół, będziesz w stanie dostrzec tę jedną? Zapamiętać jej imię? Niezależnie od tego jak szaleńczo rzucamy się w objęcia krwawicy naszego rzemiosła, gdzieś z tyłu głowy w każdym z nas tli się obawa przed tym, że pewnego dnia po prostu... Znikniemy. Może tak musi być, przecież natura nie bez powodu zdecydowała, że ula nie tworzy jedna pszczoła.
Choć zdarzają się niechlubne wyjątki, jesteśmy dobrymi ludźmi. Cenimy sobie praworządność i uprzejmość, staramy się za to tępić przejawy okrucieństwa - zarówno na człowieku, jak i na zwierzętach. Jesteśmy przy tym dość sprytni i przedsiębiorczy, wiemy jak zrobić z siebie użytek w imię większego dobra, a do tego nie w naszej naturze jest uchylanie się od koniecznych konfrontacji... Nawet mimo to, że nie jesteśmy zbyt waleczni, lepiej czując się wśród naszych wynalazków i warsztatów: ale do tchórzy również nam daleka droga. Nie zawahamy się zaoferować pomocy potrzebującym, przyjąć pod nasze dachy rannych, odmówić sobie ostatniej kromki chleba, by nakarmić tych, którzy głodują od dawna.
W tej wierze staramy się również wychować nasze dzieci. Od najmłodszych lat uczymy je szacunku do drugiego człowieka oraz jego bezpieczeństwa, pokazujemy jak rozróżnić dobro od zła, wpajamy zasady uczynności, a także zachęcamy do rozwijania pasji, jakie klują się wraz z nimi z metaforycznego jajka. Pielęgnujemy w nich także spryt. Muszą umieć sobie radzić w trudnych warunkach współczesnego świata, chcemy, by prędko odnalazły w sobie smykałkę do wybranego zawodu, dlatego bardzo często oferujemy im wachlarz wyborów, ciekawi decyzji. Wiemy przecież, że dzieci to nasza przyszłość, dlatego poświęcamy im tyle miłości, ile tylko jesteśmy w stanie z siebie wykrzesać, mając nadzieję, że małe latorośle wyrosną kiedyś na ludzi, z których będziemy mogli być dumni. O których pomyślimy z wysoko uniesioną głową, mówiąc: to mój syn, to moja córka. Zwracamy przy tym szczególną uwagę na zaszczepienie w nich fascynacji naukami ścisłymi oraz dobrodziejstwem drzemiącym w dłoniach każdego z Beckettów - dzięki wszelakim zabawom przykładamy wagę do zręczności rąk już od najmłodszych lat, by kiedyś były w stanie bez naszej pomocy dzierżyć dłuto, młotek czy klucz.
I chociaż większość z nas nie rozumie magicznych talentów tych nielicznych jednostek, które w ostatnim czasie rozkwitają na naszych rodzinnych łąkach, ci z nas, którzy w swoich pociechach odkryli magię są zazwyczaj na tyle tolerancyjni i wyrozumiali, by pozwolić jej kwitnąć dalej.
Przecież ul zawsze musi się rozwijać.
Stosunki pozytywne:
Stosunki negatywne:
Członkowie:Stevie Trixie
flames come alive.