Cillian Moore
Nazwisko matki: Carter
Miejsce zamieszkania: Irlandia, Góry Derryveagh
Czystość krwi: Mugolak
Status majątkowy: Ubogi
Zawód: Były pisarz, obecnie bezrobotny gotowy do podjęcia każdej pracy
Wzrost: 178
Waga: 76
Kolor włosów: Ciemnobrązowe
Kolor oczu: Niebieskie
Znaki szczególne: Nerwowo przeczesuje włosy palcami; Ma na ciele liczne rozstępy
12 cali Kempas Łuska smoka
Hogwart, Hufflepuff
rudzik
Williama z zakrwawionymi dłońmi i nieobecnym spojrzeniem. Mamrocze coś o Azkabanie i staje się agresywny, kiedy się do niego zbliżam
piwem, słodkimi perfumami, atramentem, czekoladą i migdałami
czarodziejów i mugoli żyjących w harmonii i przyjaźni
organoleptyką
Płazom z Oazy
grywam w szachy czarodziejów
jazzu
Harry Lloyd
Dzieciństwo kojarzy mu się z ogniem trzaskającym w kominku, rodziną siedzącą na kanapie i fotelach, i nim opowiadającym żywiołowo o tym, co rzekomo spotkało go przy okolicznym stawie. Później zajadają się ciastem z migdałami, które przygotowała ich matka.
Urodził się w domostwie państwa Moore, miejscu ciepłym i pełnym miłości. Kolejny syn z krwi mugola i czarodziejki, która rzuciła dla niego magiczny świat - Cillian Moore, trzeci z kolei, obserwujący swoich braci z pewną dozą niepewności odnośnie tego kim jest i jakie miejsce wśród nich zajmuje. Jeden latał za zniczem, drugi latał za nim, kompletnie w niego zapatrzony. A Cillian? Wciskał się między nich, uświadamiając im, że jest tutaj i również oddycha. Tak często jak tylko potrafił.
Nigdy nie mógł wysiedzieć na miejscu, biadolił tyle, ile wlazło i zawsze musiał mieć ostatnie słowo. Często mówił, nie zważając na innych, wcinał im się w wypowiedzi i ubarwiał dziecięce opowieści tak, aby zawsze, ale to zawsze być w centrum uwagi i aby puenta kończyła się wśród zebranych wybuchem śmiechu, łzami szczęścia lub widocznym na zewnątrz oczarowaniem - uwielbiał wywoływać u innych pozytywne emocje i szczerze wierzył w to, że dzięki tym historiom każdy będzie wspominał go dobrze.
Daleko mu było do sprawiania problemów wychowawczych - wszystko co robił, robił z rozwagą. Od dziecka potrafił uczyć się na błędach braci i miał niezwykły talent do przewidywania tego, co stanie się kilka kroków w przód. Ojciec wróżył mu przez to karierę szachową. Często grali w nie razem, szczególnie w zimie, kiedy niewiele było do roboty na dworze. Cillian szybko zaczął w nie z ojcem wygrywać, ale nigdy się w tych zwycięstwach nie pławił. Czasami nawet potykał się celowo, aby wygrywał jego przeciwnik - tak dla ubarwienia historii, zawarcia w niej więcej radości i uśmiechu. Nie czuł bowiem nigdy potrzeby rywalizacji. Wolał inspirować, poruszać tłumy, przeżywać przygody, które później mógł uwiecznić na zapisywanych czarnym tuszem kartkach. Pisał, psocił i zmyślał od dziecka, aż po dorosłość. Nigdy nie był przywódcą grupy, ale zawsze potrafił zaskarbić sobie serca rodziny i znajomych, których kochał niemożebnie. Był tym typem dziecka, które pstryknięte w nos od razu rozpoczyna swoją grę - chwieje się i upada, robiąc komiczne miny, a później pławi się w tym, że wszyscy wokół chichoczą.
William kojarzy mu się z bliskością i ciepłem jego dłoni, kiedy ciągali się nawzajem w różne miejsca i uczyli wspólnie nowych rzeczy, a także z czekoladą, którą częstowali się zawsze, kiedy działo się coś złego.
Najbliższy sercu Cilliana był, jest i będzie starszy brat, z którym, jak to żartobliwie mówił, dzielił niemal imię i duszę. Ciężko było mówić tutaj o szeregu podobieństw, a wręcz przeciwnie - działali i zachowywali się zupełnie inaczej, ale oboje obdarzali się niemożliwie wręcz wielkimi pokładami zrozumienia i uzupełniali wzajemnie.
Posiadaczowi tej zawsze ciepłej dłoni Cillian zawdzięcza wiele rzeczy, które niejednokrotnie uratowały mu tyłek - to właśnie on przełamał jego strach przed wodą i nauczył pływać, a w późniejszych latach podszkalał w lataniu na miotle, udowadniając tym samym, że mimo wątłej budowy ciała, był w stanie te rzeczy opanować bez problemu. To dodawało delikatnemu, zawsze najniższemu w klasie chłopakowi sporo odwagi, a odwagę tę przelewał w słowa - każdy kto śmiał wspomnieć Willowi o tym, że był jąkałą, musiał liczyć się z tym, że jego młodszy brat zaleje go gradobiciem obelg i gróźb (często bez pokrycia - takie życie konusa, który talent magiczny odkrył stosunkowo późno). Można było powiedzieć, że przez okres dorastania dzielili życie, aby swoje wady wyrównać - William był rękoma, a Cillian oczami i ustami. Potrzebowali nawzajem swojego oparcia, aby czuć się bezpiecznie.
Z wiekiem takie rzeczy się zacierają. Oboje przecież poszli w swoje strony. Cillian wystrzelił w powietrze, nabawiając się przy okazji licznych rozstępów i zaczął górować nad głowami części śmiejących się z niego wcześniej kolegów. William stał się gwiazdą unikającą reporterów i człowiekiem podziwianym. Trochę się od siebie oddalili, skupiając się na innych celach, dążąc do innych rzeczy. Zbliżyła ich do siebie ponownie śmierć matki, nieoczekiwana i okrutnie bolesna, przywołała ich znów do rodzinnego domu, gdzie młodszy Moore popłakał się na widok leżących w kuchni migdałów i zrozumiał, że powinien był spisywać pewne opowieści. Zanim zostaną zapomniane, przykryje je kurz i zmizernieją pod jego pierzyną. To właśnie wtedy, kiedy jedli czekoladę, wpatrując się ze łzami w oczach w miejsce, gdzie zawsze przesiadywała, Cillian postanawia napisać książkę, której dzisiaj drukować już nie wolno.
Młodość kojarzy mu się ze zrozumieniem tego, że świat nie zawsze jest sprawiedliwy i dobry, ale nie można się poddawać. Dobre opowieści nabrały dla niego jeszcze większego znaczenia - podtrzymywały na duchu i potrafiły zdziałać cuda.
Wygadany brat jąkały, który zamiast na pięści i różdżki próbował bić się z przeciwnikami piórem i słowem szybko stawał się popularny zarówno w mugolskiej jak i czarodziejskiej szkole, a później i dorosłym życiu. Był rozsądny i sprytny, ale nigdy nie okazał się wyróżniać na tyle, aby nauczyciele kiedykolwiek nazwali go geniuszem. Szybko zauważono jednak jego zdolność do jednania sobie ludzi. Ceniono go za dowcipność i żywiołowość, chętnie zapraszano go na różne wydarzenia i zabawy, łatwo było mu zaufać. W Hogwarcie przywarła więc do niego łatka błazna, któremu w głowie tkwiły żarty a nie nauka, ale nigdy nie miał problemów z zaliczaniem przedmiotów.
Chociaż w praktyce nie radził sobie tak dobrze jak w teorii, to potrafił niejedną osobę zaskoczyć. Dużo czytał, bo to lubił. Badaczem może nie został, bo część informacji wpadała jednym uchem i wypadała drugim, ale trochę wiadomości w głowie osiadło. Potrafił dzielić się nagle ciekawostkami na losowe tematy. Najciekawsze wydawało mu się być zawsze społeczeństwo, toteż najłatwiej przyszły mu zajęcia teoretyczne takie jak historia magii, a najgorzej dziwy wymagające cierpliwości i dokładności takie jak eliksiry i zielarstwo - rośliny to on potrafił co najwyżej zwijać w bibułkę w łazience w lochach, a nie przycinać i czekać na nie wiadomo co. Zwierzętami zajmował się miernie, były jednak na tyle interesujące, aby chciał poznać je bliżej chociaż z książek. I chociaż kompletnie poległ na zajęciach z transmutacji, udało mu się na poziomie przyzwoitym zaliczyć zaklęcia i obronę przed czarną magią. Stało się to za sprawą starszego brata, który uświadomił go o istnieniu klubu pojedynków, w którym i on spędzał czas, głównie dla towarzystwa.
Hogwart kojarzy mu się głównie ze smakiem piwa kremowego, bo więcej tam przyjaźni zawarł, niż się nauczył o czymkolwiek. Stuknięcia kufli, roześmiane twarze, ale i czasami (niestety) gorsze momenty, bo Hogwart to też miejsce, w którym Cillian dowiedział się o dokładnej definicji słowa mugol, następnie mugolak, a na samym końcu szlama. Poznał tam też osoby, które nie śmiały się z nim, a z niego. Musiał nauczyć się kłamać i grać, aby nie okazywać swojej słabości i nie dawać się gnębić, bo ciosy zadane magią bolały o wiele bardziej od tych pięścią, których udało mu się z głupich powodów zasmakować w szkole mugolskiej. A więc czarodzieje nie różnili się od nich tak bardzo? Kto by pomyślał… Tylko dlaczego mieli się za lepszych od nich?
Wejście w dorosłość kojarzy mu się z jazzowymi potańcówkami, drinkami, długimi rozmowami i kobietami pachnącymi i smakującymi słodziej niż tarta owocowa.
Mający dużo przyjaciół i znajomości mężczyzna kierował swoim życiem tak, aby jak najwięcej doświadczać. Mało było go w domu, szybko przeniósł się do mieszkania w Londynie, które wynajmował wraz ze znajomymi i skupił się na tym, aby doznawać, chłonąć i rozumieć coraz więcej. Blisko się miał z środowiskiem teatralnym, gdzie poznał wiele osób podobnych jemu - kreatywnych, chcących przelać tworzące się w głowie historie na papier lub teatralne deski. Zarabiał tyle, aby mu wystarczyło na zabawy i podróże, nie udało mu się oszczędzić ani grosza z prac dorywczych, do których się zaciągał w przerwach pomiędzy kolejnymi nocami spędzonymi w kasynie. Czy opamiętałby się, gdyby jego matka nie umarła? Nie wiadomo. Wiadomo za to, że ten pogrzeb i te łzy wylane za tym co utracił, pozwoliły mu oprzytomnieć zanim się zatracił. Po żałobie wrócił do tego samego pokoju, ale był inny. Roztargniony, zagubiony, pogrążony w melancholijnym nastroju zaczął stukać w klawisze maszyny próbując zawrzeć w płynących literami słowach całe piękno swoich wspomnień. Tych, które go uczyniły człowiekiem nieco ekscentrycznym i szalonym, ale jednocześnie wolnym, szczęśliwym i empatycznym.
Wydanie opowiadania okazało się nie być tak proste jak niegdyś myślał. Nie posiadając zaplecza finansowego, które pozwoliłoby mu na pokrycie wszystkich kosztów, musiał ubiegać się o pożyczki i zdobywać cudze zaufanie. Dopiero drugi zeszyt, będący ilustrowaną przez jego ówczesną partnerkę opowieścią dla dzieci, okazała się być sukcesem na tyle, aby włożone w niego fundusze się zwróciły i tym sposobem, wreszcie, wysłał do braci komiczny list, którego treść do dzisiaj wypominana mu jest na rodzinnych spotkaniach: nie uwierzycie, wyszedłem na zero! Pisał dalej, tworzył, zdobywał popularność głównie wśród osób młodszych. Uczył się więcej o zarządzaniu zgromadzonym majątkiem i sam zaczął zagłębiać tajemnice ilustrowania, aby zwracać na swoje dzieła więcej uwagi. Tworzył materiały promocyjne takie jak plakaty i ulotki, które samodzielnie rozwieszał. Ciężka praca przynosiła owoce - na początku rozwieszał te plakaty w ciszy i samotnie, później mieszkające w okolicy osoby cieszyły się na jego widok i pozdrawiały go. Coraz więcej osób zachwycało się wesołymi, przynoszącymi spokój duszy historiami o dorastaniu, mierzeniu się z dorosłością i miłości tak silnej, że potrafiła przełamać schematy. Nic jednak nie trwało wiecznie. Tak szybko jak wzniósł się w górę, po jakimś czasie pikował w dół. Szlama. Od tego słowa się zaczęło. Zapisane czerwoną farbą na witrynie księgarni, która wystawiała na niej jego książki. Później pojawiły się kamienie, zbite szyby. Na samym końcu pojawił się ogień.
Ostatnie lata kojarzą mu się z zapachem atramentu, stukaniem w klawisze maszyny i uśmiechami osób, które zebrały się nad lekturą aby powspominać.
Najwięcej radości i jednocześnie najwięcej kłopotów przyniosła mu ostatnia wydana książka: „Migdały”, będąca zbiorem opowiadań inspirowanych wspomnieniami z poznania się i życia jego rodziców. Pozbawił ją nazwisk, ubarwił mocno, przelał w nią wiele własnych przemyśleń i marzeń, ale nigdy nie zatracił meritum - miłość znajdowała się ponad sztywnymi podziałami, miłość niszczyła bezsensowne zasady i łączyła dwójkę ludzi w coś niezwykle pięknego. Kwiecisty język i przesłanie zdobyły uznanie dotychczasowych czytelników, ale im więcej ich przybywało, tym więcej pojawiało się niepochlebnych opinii. Cillian Moore, syn mugola, mugolak, szlama. Jak dobrze, że zdążył już zapoznać się z tymi słowami. Oszczędziło mu to wertowania słownika w chwilach, kiedy kolejna gazeta nie omieszkała dużymi literami wspomnieć o jego pochodzeniu.
Kiełkujące od lat przyjaźnie usychają, coraz mniej osób chce mieć coś wspólnego z kontrowersyjnym autorem. I chociaż szum sprawił, że więcej osób kupowało „Migdały”, bo każdy chciał poznać historię, która tak mocno wstrząsnęła tłumem, właściciel drukarni na dodruk się nie zgadza. Wydawnictwo przez jakiś czas szuka innej, ostatecznie poddaje się pod naciskiem tłumu. Plakaty, które Moore tak dzielnie rozwieszał zostają zrywane. Ci sami ludzie, którzy niegdyś machali mu przez okno, zasuwają szybko firanki i kryją się w ich cieniu, obserwując w ciszy to, co robi pod ich domem. Mimo łez cisnących się do oczu Moore rozumie, że nie może ich winić. Czarodzieje, którzy nie wpisywali się w schematy wybierali milczenie nie dlatego, że go nienawidzili. Wszystkich po prostu opętał strach.
Smród spalenizny. Widok płomieni trawiących wszystko co posiadał. „Migdałów” się już w Londynie nie czyta. Mieszkańcy miasta duszą się nowymi zasadami tak samo, jak Cillian dymem płonącego pokoju.
Najpierw pojawił się napis na szybie. SZLAMA. Dużymi, czerwonymi literami. Nie mógł ich zetrzeć, chociaż spędził nad tym kilka dobrych godzin. Zabezpieczył pomazane okna, zamykał drzwi na gruby łańcuch, uważniej rozglądał się na ulicy. Zauważał te ukradkowe spojrzenia, nie umykały mu już splunięcia na chodnik. Kiedy stukał palcami w klawisze maszyny zauważył, że trzęsą mu się ręce. „Boję się”, pisze załamany, próbuje szukać pomocy u bliskich. Dociera do niego, że nie ma tu czego szukać. Jego egzystencja staje się samotna, odkładane pieniądze topnieją, a mieszkanie wydaje coraz mniej bezpieczne. Cillian zaczyna szkolić się mocniej w zaklęciach i obronie, odnalazłszy w sobie motywację większą niż pretekst do spotkania się ze znajomymi z klubu pojedynkowego lub starszym bratem. Powinien uciekać już wtedy, szkoda wielka, że tego nie zrobił od razu przenosząc dobytek, ale jakoś nie potrafił tego wszystkiego porzucić. Chciał walczyć. Na zmianę pakował się i rozpakowywał, płakał nad kuflem piwa i śmiał się do lustra. Obiady jadł w ciszy. Wreszcie ktoś zapukał do drzwi i nie czekał na to, aż pisarz mu otworzy. Następne sceny pamięta jak przez mgłę. Ktoś go kopał, w plecy i w brzuch, nie pamięta ich twarzy. Kiedy cudem im się wyrwał, kiedy uciekał ulicą nie wiedział czy to łzy mu lecą po twarzy czy krew. Pamięta stronnice książek latające w powietrzu, pamięta ogień trawiący drewniane meble. Czasami wraca tam w snach. Do tego jak leży na podłodze i myśli: „a więc tak przyszło mi umrzeć”. Ogień w kominku zaczął kojarzyć mu się z tym momentem, w którym myślał, że to koniec. Na jego widok zdarza mu się płakać. Do Londynu nigdy nie wrócił. Nawet gdyby chciał, to nie miał po co i jak tego zrobić - miasto zostało zamknięte dla „takich jak on”. Cillian nigdy jednak nie uwierzył w to, że osobom, które zamieniły jego życie w piekło udało się postawić ostatnią kropkę.
Aktualnie zatrzymuje się w domu swojego brata i próbuje ułożyć życie na nowo. Nadal prężnie rozwija swoje czarodziejskie umiejętności, bo po tragicznych wydarzeniach z Londynu jest bardzo świadomy tego, iż przyszło mu urodzić się w czasach wojny. Kiedy William przedstawił mu sytuację Zakonu, opowiedział się po stronie Harolda Longbottoma bez cienia zawahania i postanowił dołączyć w ich szeregi. Może umrzeć mu przyjdzie, ale dla niektórych idei warto - taka myśl mu towarzyszy. Nie ucieknie. Niech mu ta ziemia będzie grobem albo zbawieniem. Młodszy Moore wierzy, że umiejętności, które udało mu się nabyć mogą Zakonowi pomóc. Nie jest wśród swoich najlepszy w mierzeniu się na różdżki, ale bardzo dobrze atakuje słowem. Sugeruje więc otwarcie: niech to słowo się niesie, niech inspiruje innych dalej. Niech ci ludzie, którzy stają naprzeciw oprawcy wiedzą, że nie walczą sami. Marzy o świecie, w którym on i jego rodzina mogą zasypiać spokojnie.
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 20 | 5 (różdżka) |
Uroki: | 15 | 0 |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Uzdrawianie: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 0 | 0 |
Alchemia: | 0 | 0 |
Sprawność: | 5 | Brak |
Zwinność: | 8 | Brak |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
Angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia Magii | II | 10 |
Kłamstwo | I | 2 |
ONMS | I | 2 |
Perswazja | II | 10 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Ekonomia | I | 2 |
Mugoloznawstwo | II | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Zakon Feniksa | 0 | 1 |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (tworzenie prozy) | III | 25 |
Literatura (wiedza) | II | 7 |
Ilustracja (tworzenie) | I | 0.5 |
Gotowanie (tworzenie) | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 0.5 |
Pływanie | I | 0.5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 3 |
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Cillian Moore dnia 30.03.21 11:50, w całości zmieniany 13 razy
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzała: Deirdre Mericourt
[12.08.21] Styczeń/marzec
[17.04.21] Październik/grudzień
[12.07.21] Wykonywanie zawodu (październik-grudzień): +20 PD
[23.07.21] Spokojnie jak na wojnie: +30 PD, +1 PB organizacji
[23.07.21] Konkurs plastyczny: +30 PD
[29.07.21] Osiągnięcie: Do wyboru, do koloru, +30 PD
[08.08.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień): +120PD
[15.08.21] Rozwój postaci; kot; - 10 PD
[15.08.21] Osiągnięcia (Wór pełen ziół): +30 PD
[26.09.21] Zakup: Skóra wsiąkiewki; -15 PD
[31.10.21] Osiągnięcie (Złoty Myśliciel I); +30 PD
[24.11.21] Rozwój postaci; + 3 pkt sprawności; - 240 PD