Gabinet Fancourt
AutorWiadomość
Gabinet
Odrzucając stereotypy przytłaczającego gabinetu, Ronja pomieszczenie zapełniła prostymi meblami i nienarzucającymi się wzorami. Przytłumione kolory nie rażą w oczy, a centralną część zajmuje ustawiona naprzeciwko biurka i wygodnego fotela, budząca strach u pierwszych odwiedzających - kozetka. Przyjmowani pacjenci, czy goście mogą liczyć zatem na wyjątkową wygodę podczas rozmowy pod czujnym okiem Fancourt.
[bylobrzydkobedzieladnie]
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ostatnio zmieniony przez Ronja Fancourt dnia 22.04.21 23:16, w całości zmieniany 2 razy
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
19 XI 1957
R&E
R&E
Jest tak samo silna jak wszyscy. Wspomnienia załamują się pod naporem upływających minut, kiedy z przesadną skrupulatnością porządkuje notatki ułożone na biurku. Choroba taka sama jak wszystkie. Zbyt gwałtownym ruchem prawie przewraca kałamarz, w ostatniej chwili przytrzymując szklaną fiolkę sztywnymi palcami. Nie bez powodu poprosiła o spotkanie kogoś, komu nie tyle mogła zaufać, ale kogo szanowała. Fancourt nie planowała wiele w swoim życiu, przyzwyczajona do natychmiastowych reakcji i odpowiedzi w stylu, którego wymagała od niej sytuacja, kiedy jednak przyszło do zarządzania Dotykiem, z całych sił pragnęła mieć nad nim kontrolę. Kontrolę nad samą sobą.
Wybór, u kogo zasięgnie porady, przyszedł do głowy natychmiastowo i bez większy rozterek, a postać Multon od zawsze jawiła się Ronji jako oczywisty uzdrowiciel do prowadzenia jej sprawy. Potrzebowała u swojego boku kogoś, kto nie będzie jej współczuł, ani się litował. Tego rodzaju uczucia zostawiała dla rodziny, od powiernika niechlubnego sekretu wymagając bezwzględnego skupienia i przede wszystkim wiedzy, która umożliwiłaby skuteczną walkę. Wbrew swoim zainteresowaniu w schorzeniach genetycznym i wszelkiego rodzaju dysfunkcji organizmu czarodziejów, wiedziała na temat swojej przypadłości znacznie mniej niż Elvira, co z kolei pozostawiało niesatysfakcjonującą pustkę w umyśle kobiety. Musiała znać swojego wroga, zanim nauczy się z nim żyć. Świeżo otworzona teczka na dokumenty została starannie opisana nazwą “Dotyk Meduzy”, a w środku prócz kilku zapisków spod jej ręki znajdowały się tylko wskazówki od pierwszego uzdrowiciela, który kilkanaście miesięcy temu zbadał ją na życzenie, a raczej rozkaz, Timulandy. Usłyszawszy diagnozę, przez dobre tygodnie konsekwentnie wypierała się rozmowy z kimkolwiek na temat stanu swojego zdrowia, do czasu przypadkowego momentu, przeczytania jednego ze starych wydań “Horyzontów zaklęć”.
Dlaczego miała traktować chorobę jak coś gorszego, lekceważyć jej siłę, skoro równie dobrze mogła spróbować zaczerpnąć z niej wszystko, co się da? W ramach tej realizacji przygotowała kilka wejściowych spisów do wstępnych badań, dogłębnie analizując wspomnienia pierwszych dni po ataku. Notowała swoje przemyślenia, uczucia, a także reakcję umysłu na niespodziewany ból kości i stawów. Na całe szczęście, nie znajdowała się w grupie wysokiego ryzyka, jako osoba wiodąca aktywny tryb życia, oraz uprawiająca stale sztuki walk, toteż możliwość przedłużenia, dosłownie, życia, wzrastała, zamiast maleć. Gdyby zebrała wystarczająco wiele danych na przestrzeni miesięcy, czy nawet lat, może byłaby w stanie wysnuć bezpośrednie wnioski, co pomaga nie tylko w terapii ciała, ale też głowy i jak bardzo jej nastawienie do leczenia wspomaga jego faktyczne skutki. Z tą myślą, pragnęła pełnić dzisiaj nie tylko rolę pacjenta, ale też koleżanki po fachu dla swojego gościa, w planach mając kilka nurtujących Fancourt pytań, które z pewnością rozjaśniłby jej zamysł, a także postrzeganie dalszej terapii. Rekonwalescencja, na tyle na ile była możliwa, zaczyna się w końcu zawsze w głowie, a akurat w takim rodzaju walki, Ronja miała wystarczająco wiele doświadczenia.
Pozostawiwszy biurko w zadowalającym stanie porządku, zwróciła się w stronę niewielkiego stolika przy kozetce, jednym ruchem różdżki zapalając utkwione w miseczce kadzidła zapachowe. Obok nich znajdowała się elegancka waza z bukietem dyskretnych kwiatów o delikatnym zapachu, a także taca ze zdobioną egzotycznymi wzorami porcelaną. Chwyciwszy imbryk, drugą dłonią przytrzymała parzące wieczko i kiedy kroki zbliżające się do drzwi, upewniły ją o przybyciu zaproszonej, płynnie nalała do obu filiżanek aromatycznej, ziołowej herbaty. Gabinet co prawda mieścił się w ich domu, ale obszerny hol od części domowników odgradzały masywne drzwi małego korytarza, z którego wąskie schodki prowadziły do gabinetu. Nie było zatem wątpliwości, że oto przy wejściu pojawiła się Elvira. Fancourt po raz ostatni zerkając na biurko, kilkoma krokami znalazła się przy klamce, otwierając łagodnie drzwi.
- Mam nadzieję, że nie miałaś problemu z trafieniem. Zapraszam do środka. - To mówiąc, zrobiła miejsce do przejścia dla jasnowłosej czarownicy.
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wspominała Ronję z czasów pracy w szpitalu, bez problemu przywołując twarz o charakterystycznej, orientalnej urodzie, skośnych oczach i atramentowej obwolucie perłowej skóry naciągniętej na kości. Obca, inna, zawsze wyróżniała się z tłumu, choć nie odznaczała się ani ponadczasowym pięknem ani - o ile pamięć jej nie myliła - sięgającym wyżyn geniuszem. Zwyczajnie inteligentna dziewczyna pełna pasji, cicha, przyjemna do towarzystwa. Dało się z nią porozmawiać, ponieważ wsłuchiwała się w treść i nie brała za priorytet formy. Nie były przyjaciółkami ani nie były wrogami. Elvira szanowała wiedzę Ronji, Ronja szanowała wiedzę Elviry, a ponad wszelką wątpliwość połączył je rozsądny zawodowy dystans do światka emocji. Nie każdy był zdania, że istotnym zadaniem uzdrowiciela jest zachować chłodną głowę w obliczu obcego cierpienia, niektóre marne jednostki kładły nacisk na empatyczną definicję medycyny.
Elvira nazywała to słabością. Sprawiało jej przyjemność, gdy ktoś potrafił dla odmiany docenić subtelną moc profesjonalizmu.
Zaproszenie na konsultację, które pojawiło się na jej parapecie późnego listopadowego wieczoru początkowo wzbudziło nieufność; w czasach wojny nigdy nie można było z marszu zaufać żadnej ofercie, zwłaszcza takiej, która obejmowała spotkanie. Krótka wymiana korespondencji zdawała się upewniać, że oto próbę odnowienia znajomości podjęła prawdziwa Ronja, znajdując się w niespodziewanej potrzebie. Dorosły uzdrowiciel tknięty genetyczną chorobą - interesujący przypadek późnego wystąpienia objawów. Że też wcześniej zespół nie został zdiagnozowany, przy ogromie czasu, jaki spędzali w Mungu, wydawało się to wręcz nieprawdopodobne. Zgodziła się pomóc, ponieważ potrzebowała pieniędzy. Poza tym - musiała przyznać sama przed sobą, że brakuje jej zajęć, którym poświęciła specjalizację.
Zawiłości dziedzicznych przekleństw zawsze wzbudzały w niej najwięcej fascynacji.
Ubrała się skromnie, właściwie do pracy, w wygładzoną granatową szatę i narzucony nań czarny płaszcz z wypolerowanymi guzikami. Mankiety miała starannie wyprasowane, kołnierz postawiony na sztorc, by chronił przed jesiennym wiatrem. Białe włosy splątała w warkocz, usta tknęła cieniem szkarłatu. Gdy wchodziła po stopniach, jej płaskie buty delikatnie postukiwały, wzbudzając w wyobraźni słuszny obraz zapracowanej kobiety.
Gabinet okazał się przytulny, bezpieczny. Wciąż zaciskała w kieszeni palce na rękojeści różdżki, gotowa do odparcia ewentualnego ataku, ale zewnętrzną postawą okazywała relaks.
- Najmniejszego - mruknęła, wodząc spojrzeniem po suficie i marszcząc nos z powodu wątłej woni stęchlizny, która dobiegła jej od strony stolika. Co to? Herbata? - Dobrze widzieć cię żywą, Fancourt. W tych czasach nic nie wiadomo... - odniosła się neutralnie, nie mając zamiaru podejmować politykowania. - Rozumiem, że zależy ci, abyśmy szybko przeszły do konkretów. - Rozpięła guziki płaszcza, ale go nie zdjęła. Po krótkim wahaniu zajęła miejsce w wygodnym fotelu. - Musisz opowiedzieć mi wszystko. - Jak się rozpoczęło, jak przebiegło. Z najdrobniejszymi szczegółami.
Elvira nazywała to słabością. Sprawiało jej przyjemność, gdy ktoś potrafił dla odmiany docenić subtelną moc profesjonalizmu.
Zaproszenie na konsultację, które pojawiło się na jej parapecie późnego listopadowego wieczoru początkowo wzbudziło nieufność; w czasach wojny nigdy nie można było z marszu zaufać żadnej ofercie, zwłaszcza takiej, która obejmowała spotkanie. Krótka wymiana korespondencji zdawała się upewniać, że oto próbę odnowienia znajomości podjęła prawdziwa Ronja, znajdując się w niespodziewanej potrzebie. Dorosły uzdrowiciel tknięty genetyczną chorobą - interesujący przypadek późnego wystąpienia objawów. Że też wcześniej zespół nie został zdiagnozowany, przy ogromie czasu, jaki spędzali w Mungu, wydawało się to wręcz nieprawdopodobne. Zgodziła się pomóc, ponieważ potrzebowała pieniędzy. Poza tym - musiała przyznać sama przed sobą, że brakuje jej zajęć, którym poświęciła specjalizację.
Zawiłości dziedzicznych przekleństw zawsze wzbudzały w niej najwięcej fascynacji.
Ubrała się skromnie, właściwie do pracy, w wygładzoną granatową szatę i narzucony nań czarny płaszcz z wypolerowanymi guzikami. Mankiety miała starannie wyprasowane, kołnierz postawiony na sztorc, by chronił przed jesiennym wiatrem. Białe włosy splątała w warkocz, usta tknęła cieniem szkarłatu. Gdy wchodziła po stopniach, jej płaskie buty delikatnie postukiwały, wzbudzając w wyobraźni słuszny obraz zapracowanej kobiety.
Gabinet okazał się przytulny, bezpieczny. Wciąż zaciskała w kieszeni palce na rękojeści różdżki, gotowa do odparcia ewentualnego ataku, ale zewnętrzną postawą okazywała relaks.
- Najmniejszego - mruknęła, wodząc spojrzeniem po suficie i marszcząc nos z powodu wątłej woni stęchlizny, która dobiegła jej od strony stolika. Co to? Herbata? - Dobrze widzieć cię żywą, Fancourt. W tych czasach nic nie wiadomo... - odniosła się neutralnie, nie mając zamiaru podejmować politykowania. - Rozumiem, że zależy ci, abyśmy szybko przeszły do konkretów. - Rozpięła guziki płaszcza, ale go nie zdjęła. Po krótkim wahaniu zajęła miejsce w wygodnym fotelu. - Musisz opowiedzieć mi wszystko. - Jak się rozpoczęło, jak przebiegło. Z najdrobniejszymi szczegółami.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Nie zależało jej na nagłym skracaniu dystansy relacji między nimi. Fancourt potrzebowała nie kogoś, komu samemu mogła ufać, ale kogo umiejętności mówiły bez potrzeby użycia słów. Wiele zmieniło się od czasów stażu w Mungu, większość zmian niedostrzegalnych gołym okiem. Ruszyła w stronę kozetki, wyjątkowo zajmując nietypową dla siebie pozycję, ale jednocześnie przybliżając nieco do siebie kawowy stolik.
- Ciebie również. Jeśli masz ochotę na herbatę, nie krępuj się. - Wskazała dłonią parującą filiżankę, z wolna zakładając nogę na nogę. Nie miała pojęcia, jakich informacji doświadczy jej Multon, ale wolała wierzyć, że pogodzi się z każdą nowiną na swój zwykły, naukowy sposób. Każda informacja w końcu, niezależnie od tego jak przyjęta przez Fancourt w danej chwili, na przyszłość mogła służyć wielu badaniom w zakresie magipsychiatrii i jej powiązania z poważnymi schorzeniami.
- Obawiam się, że wszystko w tym przypadku okazuje się być nieciekawie skąpe w szczegóły. - Zaczęła, skrzętnie porządkując wspomnienia powiązane z pierwszymi podejrzeniami swojej kondycji. Prawdopodobnie Ronja wiedziała wcześniej, czuła te niewytłumaczalną różnicę, ale dopiero wizyta w Egipcie i brutalnie szczera rozmowa z Timulandą pozwoliła jej po raz pierwszy niechętnie otworzyć na sprawę oczy. - Jak pisałam w liście, chodzi o dotyk meduzy. Pierwsze oznaki zaczęły się mniej więcej w 55 roku, około sierpnia. Lekkie bóle stawów kolanowych, nieregularne drętwienie palców dłoni i stóp. Byłam wtedy w częstych podróżach od ponad dwóch lat, więc zrzuciłam to na zmęczenie i mało sprzyjające zdrowemu trybowi życia warunki. Wróciłam do Londynu na stałe mniej więcej w kwietniu rok temu i odwiedziłam znajomego starszego uzdrowiciela. Zdiagnozował mnie, ale nie był specjalistą w dziedzinie genetyki. Wybuch magii w nocy z 30 kwietnia na 1 maja z jakiegoś powodu stał się zapalnikiem ataku. Nie wiem, czy miał na niego bezpośredni wpływ, czy po prostu organizm wrażliwszy na urazy, drastycznie obniżył odporność. W każdym razie kręgosłup odmówił posłuszeństwa, najgorzej w kręgach szyjnych i kości krzyżowej, dłuższy czas spędziłam, leżąc w bezruchu, dopiero kąpiele relaksacyjne na przestrzeni tygodnia pomogły. Od tamtej pory nie zdarzyło się już nic nawet podobnie poważnego. Prowadzę dosyć aktywny tryb życia, regularny wysiłek fizyczny przynajmniej cztery razy w tygodniu, zbalansowane na miarę obecnych możliwości posiłki.
Zakończyła swój wywód, sięgając po herbatę i biorąc kilka niewielkich łyków dla pobudzenia. Chwilę przerwy poświęciła na analizę postawy jasnowłosej, zgodnie z pamięcią Ronji, prezentującej się równie profesjonalnie co zawsze. Po tych kilku latach Fancourt dostrzegła jednak, że wiele rzeczy w Elvirze uległo mniej lub bardziej dyskretnym zmianom. Ronja nie zamierzała zadawać zbędnych pytań, ani marnować czasu żadnej z nich. Przeszywające spojrzenie, gustowny makijaż dobrze współgrający ze stonowanym ubiorem. Multon potrafiła stwarzać pozory, budować obronę i zachowywać czujność, której Ronja nie doszukiwała się u wielu innych ludzi w ich zawodzie.
- Ciebie również. Jeśli masz ochotę na herbatę, nie krępuj się. - Wskazała dłonią parującą filiżankę, z wolna zakładając nogę na nogę. Nie miała pojęcia, jakich informacji doświadczy jej Multon, ale wolała wierzyć, że pogodzi się z każdą nowiną na swój zwykły, naukowy sposób. Każda informacja w końcu, niezależnie od tego jak przyjęta przez Fancourt w danej chwili, na przyszłość mogła służyć wielu badaniom w zakresie magipsychiatrii i jej powiązania z poważnymi schorzeniami.
- Obawiam się, że wszystko w tym przypadku okazuje się być nieciekawie skąpe w szczegóły. - Zaczęła, skrzętnie porządkując wspomnienia powiązane z pierwszymi podejrzeniami swojej kondycji. Prawdopodobnie Ronja wiedziała wcześniej, czuła te niewytłumaczalną różnicę, ale dopiero wizyta w Egipcie i brutalnie szczera rozmowa z Timulandą pozwoliła jej po raz pierwszy niechętnie otworzyć na sprawę oczy. - Jak pisałam w liście, chodzi o dotyk meduzy. Pierwsze oznaki zaczęły się mniej więcej w 55 roku, około sierpnia. Lekkie bóle stawów kolanowych, nieregularne drętwienie palców dłoni i stóp. Byłam wtedy w częstych podróżach od ponad dwóch lat, więc zrzuciłam to na zmęczenie i mało sprzyjające zdrowemu trybowi życia warunki. Wróciłam do Londynu na stałe mniej więcej w kwietniu rok temu i odwiedziłam znajomego starszego uzdrowiciela. Zdiagnozował mnie, ale nie był specjalistą w dziedzinie genetyki. Wybuch magii w nocy z 30 kwietnia na 1 maja z jakiegoś powodu stał się zapalnikiem ataku. Nie wiem, czy miał na niego bezpośredni wpływ, czy po prostu organizm wrażliwszy na urazy, drastycznie obniżył odporność. W każdym razie kręgosłup odmówił posłuszeństwa, najgorzej w kręgach szyjnych i kości krzyżowej, dłuższy czas spędziłam, leżąc w bezruchu, dopiero kąpiele relaksacyjne na przestrzeni tygodnia pomogły. Od tamtej pory nie zdarzyło się już nic nawet podobnie poważnego. Prowadzę dosyć aktywny tryb życia, regularny wysiłek fizyczny przynajmniej cztery razy w tygodniu, zbalansowane na miarę obecnych możliwości posiłki.
Zakończyła swój wywód, sięgając po herbatę i biorąc kilka niewielkich łyków dla pobudzenia. Chwilę przerwy poświęciła na analizę postawy jasnowłosej, zgodnie z pamięcią Ronji, prezentującej się równie profesjonalnie co zawsze. Po tych kilku latach Fancourt dostrzegła jednak, że wiele rzeczy w Elvirze uległo mniej lub bardziej dyskretnym zmianom. Ronja nie zamierzała zadawać zbędnych pytań, ani marnować czasu żadnej z nich. Przeszywające spojrzenie, gustowny makijaż dobrze współgrający ze stonowanym ubiorem. Multon potrafiła stwarzać pozory, budować obronę i zachowywać czujność, której Ronja nie doszukiwała się u wielu innych ludzi w ich zawodzie.
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ostatnio zmieniony przez Ronja Fancourt dnia 26.04.21 20:36, w całości zmieniany 1 raz
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Jeżeli Fancourt oczekiwała od niej chłodnego, analitycznego spojrzenia na dręczące ją problemy, zwróciła się do właściwej osoby. W Świętym Mungu zawsze szanowano Elvirę przede wszystkim za jej spokój w obliczu dramatycznych zdarzeń oraz umiejętność szybkiego kojarzenia faktów i łączenia ich w diagnozę. To, że równoważnie nienawidzono jej za opryskliwość i wszechstronną pogardę, było tematem na inny dzień, inne towarzystwo. Dla Ronji nie miało znaczenia, czy powita ją ciepłym uśmiechem, klepnięciem po ramieniu i słodką anegdotką o życiu, czy raczej obojętnym spojrzeniem i natychmiastowym zajęciem miejsca. Uzdrowicielka była kobietą czynu, chętniejszą by słuchać niż mówić. W taki sposób działali magipsychiatrzy.
Elvira nie miała chęci na herbatę. Widmo Locus wciąż wisiało jej nad głową, przywołując cierpkie obrazy oraz najgorsze możliwe wrażenia węchowe. Słodki ziołowy zapach naparu odebrała z równym wstrętem co resztki wyciętych z trupa flaków w pierwszym stopniu rozkładu. Pokręciła głową i pokojowo uniosła dłoń, aby kobieta nie odebrała tej niechęci w granicach braku wychowania. Nie wypije herbaty teraz, zmachała się, zmęczyła długim spacerem - ale później może się skusi. Może węchowe halucynacje odpuszczą i nie będzie czuła się jak płaczka stojąca nad otwartą trumną.
Zamiast marnotrawić powietrze na wstępne rozmówki, poświęciła czas i skupienie na to, aby dokładnie wysłuchać sprawozdania Fancourt. Dla właściwie rozłożonego planu leczenia kluczowe były informacje, szczegóły, historia choroby.
- Wspomniałaś bóle stawów, nieregularne drętwienie... - Elvira przyłożyła dłoń do ust, przygryzając z zastanowieniem paznokieć kciuka. Dotyk Meduzy wyjątkowo łatwo było pomylić z innymi chorobami układu kostnego i mięśniowego, diagnoza musiała być postawiona ostrożnie, po wykonaniu wielu dodatkowych testów. - Masz może notatki i zlecenia swojego poprzedniego uzdrowiciela? Chciałabym zobaczyć, czego się dopatrzył, by tak po jednej wizycie wysnuć równie skomplikowaną diagnozę... - Pokręciła głową, marszcząc nos i brwi. - Wybuch magii po okresie, o którym wspomniałaś, mógł stanowić zapalnik ujawnienia się objawów genetycznych chorób, ale mógł też doprowadzić do licznych anomalii, dotykających ludzi zdrowych. - Oparła dłonie na podłokietnikach fotela, wystukując rytm na eleganckiej tapicerce. - Będę musiała cię zbadać, przeprowadzić wywiad, w którym mogą padać osobiste pytania. Jesteś na to gotowa? - Nie chciała w środku pracy wchodzić w polemikę, bez wątpienia wzbudziłoby to w niej olbrzymią irytację. Ronja była uzdrowicielem i powinna to zrozumieć, ale nie bez powodu mówiono, że uzdrowiciel jest najgorszym pacjentem. - Będę musiała ocenić pracę twojego serca oraz układu krążenia, sprawdzić, czy drętwienie nie ma przyczyny w zaburzeniach tętniczych. Przeprowadzić także ocenę neurologiczną w poszukiwaniu defektów. Dotyk Meduzy to ciężka choroba z bardzo rozbudowanym planem leczenia, stwierdza się ją dopiero wtedy, gdy odrzuci się wszystkie inne możliwości. Diagnostyka różnicowa - podsumowała, rozkładając dłonie. - Jeżeli upewnię się, że to naprawdę choroba, o której rozmawiamy, chętnie rozpiszę ci obszerną listę wszystkich reguł, do których winnaś się stosować, aby jak najdłużej zachować sprawność.
Wyglądało na to, że dzisiejsze spotkanie będzie w istocie przyjemnym wyzwaniem oraz realną okazją zarobienia pieniędzy.
Elvira nie miała chęci na herbatę. Widmo Locus wciąż wisiało jej nad głową, przywołując cierpkie obrazy oraz najgorsze możliwe wrażenia węchowe. Słodki ziołowy zapach naparu odebrała z równym wstrętem co resztki wyciętych z trupa flaków w pierwszym stopniu rozkładu. Pokręciła głową i pokojowo uniosła dłoń, aby kobieta nie odebrała tej niechęci w granicach braku wychowania. Nie wypije herbaty teraz, zmachała się, zmęczyła długim spacerem - ale później może się skusi. Może węchowe halucynacje odpuszczą i nie będzie czuła się jak płaczka stojąca nad otwartą trumną.
Zamiast marnotrawić powietrze na wstępne rozmówki, poświęciła czas i skupienie na to, aby dokładnie wysłuchać sprawozdania Fancourt. Dla właściwie rozłożonego planu leczenia kluczowe były informacje, szczegóły, historia choroby.
- Wspomniałaś bóle stawów, nieregularne drętwienie... - Elvira przyłożyła dłoń do ust, przygryzając z zastanowieniem paznokieć kciuka. Dotyk Meduzy wyjątkowo łatwo było pomylić z innymi chorobami układu kostnego i mięśniowego, diagnoza musiała być postawiona ostrożnie, po wykonaniu wielu dodatkowych testów. - Masz może notatki i zlecenia swojego poprzedniego uzdrowiciela? Chciałabym zobaczyć, czego się dopatrzył, by tak po jednej wizycie wysnuć równie skomplikowaną diagnozę... - Pokręciła głową, marszcząc nos i brwi. - Wybuch magii po okresie, o którym wspomniałaś, mógł stanowić zapalnik ujawnienia się objawów genetycznych chorób, ale mógł też doprowadzić do licznych anomalii, dotykających ludzi zdrowych. - Oparła dłonie na podłokietnikach fotela, wystukując rytm na eleganckiej tapicerce. - Będę musiała cię zbadać, przeprowadzić wywiad, w którym mogą padać osobiste pytania. Jesteś na to gotowa? - Nie chciała w środku pracy wchodzić w polemikę, bez wątpienia wzbudziłoby to w niej olbrzymią irytację. Ronja była uzdrowicielem i powinna to zrozumieć, ale nie bez powodu mówiono, że uzdrowiciel jest najgorszym pacjentem. - Będę musiała ocenić pracę twojego serca oraz układu krążenia, sprawdzić, czy drętwienie nie ma przyczyny w zaburzeniach tętniczych. Przeprowadzić także ocenę neurologiczną w poszukiwaniu defektów. Dotyk Meduzy to ciężka choroba z bardzo rozbudowanym planem leczenia, stwierdza się ją dopiero wtedy, gdy odrzuci się wszystkie inne możliwości. Diagnostyka różnicowa - podsumowała, rozkładając dłonie. - Jeżeli upewnię się, że to naprawdę choroba, o której rozmawiamy, chętnie rozpiszę ci obszerną listę wszystkich reguł, do których winnaś się stosować, aby jak najdłużej zachować sprawność.
Wyglądało na to, że dzisiejsze spotkanie będzie w istocie przyjemnym wyzwaniem oraz realną okazją zarobienia pieniędzy.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Cierpliwie oczekiwała opinii Multon, świadoma, że każde słowo będzie na miarę złota, jeśli planowała wysnuć również własne wnioski. Zgromadziła wstępne informacje i zasięgnęła porady, czy kiedykolwiek podobne badania były formułowane. Czarodziejska psychika stanowiła wciąż temat niezgłębiony w pełni, a już szczególnie wpływ wszelakich chorób genetycznych na magiczny potencjał pozostawał daleko poza sferą aktualnie prowadzonych poszukiwań. Instynktownie poruszyła lekko palcami u stóp skrytymi za skórzanymi lakierkami. Na szczęście czuła się równie dobrze co zazwyczaj, toteż kiwnęła twierdząco Elvirze i wstając płynnym ruchem, skierowała kroki ku szerokiemu biurku. Spod swoich własnych notatek wysunęła skromny spis z zajścia pierwszej konsultacji. Ciężko było nie przyznać jasnowłosej racji, Ronja musiała mieć ogromne szczęście, że tamten wyraził na tyle duże zainteresowanie jej przypadkiem, by wysilić się o dodatkowe zbadanie sprawy. Najpewniej zawdzięczała tak duże poświęcenie jego powiązaniu z Baline, ale nie zmieniało to faktu, iż wciąż łatwo było o pomyłkę. - Nie wiem, czy cokolwiek z tego okaże się dla ciebie pomocne, ale proszę. - Przesunęła filiżankę w bok, robiąc miejsce dla pliku kartek. Słowa czarownicy zapadały głęboko w pamięć, podczas gdy świadomość porządkowała kolejne wiadomości na te mniej i bardziej potrzebne. Czy faktycznie anomalie mogły mieć tak duży wpływ na ich organizmy? Co jeśli efekt ten dałoby się sztucznie odwzorować w warunkach pracowni, a metodę użyć właśnie do kontrolowanego leczenia tych samych chorób, które potencjalnie wywołuje. - Oczywiście, taka twoja rola i niczego innego nie oczekuję od tego spotkania. Pytaj, o co chcesz, postaram się dostarczyć możliwie jak najściślejszych odpowiedzi. - Przytaknęła na racjonalną propozycję Elviry, nieco zmieniając pozycję siedzenia. Obnażanie własnych słabości dla mało kogo stanowiło przyjemną czynność, ale w obecnych warunkach Ronja doskonale zdawała sobie sprawę, co było koniecznością. - Odnośnie leczenia, chciałam zapytać się, czy nie miałabyś nic przeciwko, gdybym zadała potem, bądź w trakcie, kilka pytań natury bardziej magipsychiatrycznej? Zależy mi na śledzeniu swojej choroby w sposób naukowy, zgromadzone informacje, jeśli okażą się przydatne, chciałabym w przyszłości użyć do swoich własnych badań powiązanych z wpływem różnorakich uwarunkowań genetycznych na potencjał magiczny czarodziejów. - Przesunęła ciężar ciała bliżej krawędzi leżanki, z zainteresowaniem wyczekując odpowiedzi rozmówczyni. Elvira była ambitną uzdrowicielką, której umiejętności nie podlegały dyskusji, toteż Fancourt pewnie wierzyła, że pozyskana diagnoza, tym razem będzie całkowicie trafna. Dodatkowej pewności dodawało również otoczenie. Znajome w swojej spokojnej atmosferze cichego szmeru sąsiadującego z oknem dębu, oraz potencjalnie najzwyczajniejszej rozmowy dwóch dawnych współpracownic, które spotkały się by nadgonić czas miniony od uzdrowicielskiego kursu. Fancourt żałowała, że nie wszystkie pozory spełniały się z równie dużą dokładnością, bowiem jakiekolwiek słowa nie usłysz dziś od tamtej, z pewnością daleko im będzie do uprzejmiej rozmowy o doświadczeniu zawodowym i pogodzie. Ponieważ jednak za cel postawiła sobie, nawet stopniowe, godzenie się z własną dolegliwością, determinacja natury naukowca, a także zdrowy rozsądek, podpowiadał, by niektóre wydarzenia przyjęła takie jakimi są.
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
W procesie diagnostyczno-leczniczym znaczenie miała każda informacja, nawet ta potencjalnie błaha i bezpośrednio niezwiązana z objawami, o których była mowa w przypadku schorzenia genetycznego. Choroby wewnętrzne miały do siebie to, że wiele z nich skazywało czarodzieja na kilka lat lub nawet dożywocie terapii; siłą rzeczy należało więc wziąć pod uwagę każdy czynnik, od tych fizykalnych i anatomicznych, po styl życia, osobowość, a nawet korelacje rodzinne pacjenta. Praca uzdrowiciela była pod wieloma względami pracą detektywa; Ronja powinna to zrozumieć, zapamiętała ją wszak jako kompetentnego uzdrowiciela. Co więcej - uzdrowiciela, który wybrał sobie na specjalizację jedną z trudniejszych i bardziej skomplikowanych dziedzin. Elvira nie wyobrażała sobie pracy w magipsychiatrii. Nie wyobrażała sobie nawet zasięgania porady u magipsychiatry, obawiając się zbyt mocno odsłonić przed obcym człowiekiem; obnażyć przed nim swoje słabe punkty i prześladujące ją od czasu Locus Nihil halucynacje. Czy Fancourt byłaby w ogóle w stanie stawić czoła tak potężnej magii jak ta, która śledziła Elvirę krok w krok po misji w podziemiach Gringotta? Co najmniej wątpliwe.
- Dziękuję - mruknęła bez emocji, z przyzwyczajenia, przyjmując notatki do rąk i sięgając drugą dłonią po filiżankę herbaty; jeszcze jej nie uniosła, jeszcze nie chciała pić, ale muskała palcami uchwyt, zarysowując ozdobne wzory czubkiem paznokcia.
W ciszy prześledziła wzrokiem uwagi poprzedniego uzdrowiciela, przerzucając stronę za stroną, a potem odłożyła je z westchnięciem. Kimkolwiek był, był bystry, ale zbyt mocno polegał na instynkcie i doświadczeniu, zapominając o podejściu empirycznym. Czy mogło się okazać, że Ronja w ogóle nie była chora? Jeden Merlin wiedział.
- W pierwszej kolejności, zanim przejdę do badania, chcę zapytać o twoją rodzinę. Czy ktokolwiek ze znanych ci członków rodu chorował na jakiekolwiek schorzenia genetyczne? Czy w linii wertykalnej masz czarodziejów o krwi szlachetnej lub pochodzących z długiej linii czystej krwi? To może być istotne. - Nie musiało, ale wywiad był podstawą do dalszego postępowania. - Wspomniałaś, że na ból kręgosłupa pomogły ci kąpiele relaksacyjne; co dokładnie się w nich znajdowało? Brałaś przy okazji inne specyfiki? Jakieś eliksiry, suplementy? - Podparła policzek na zaciśniętej pięści, kiedy Fancourt wyskoczyła z własną propozycją. Była specyficzna, nie wpasowywała się w normalny tryb pracy Elviry, ale dopóki nie dotykała bezpośrednio jej sfery prywatnej, nie miała nic przeciwko. Doceniała kobiety udzielające się w świecie naukowym, prowadzące własne badania i dążące do sukcesu. - Oczywiście, odpowiem według mojej najlepszej wiedzy - szepnęła gładko, wreszcie unosząc filiżankę do ust i upijając łyk, po którym z trudem zamaskowała skrzywienie ust. Czuła się tak, jakby połknęła wodę z mopa po wycieraniu podłogi w prosektorium.
- Dziękuję - mruknęła bez emocji, z przyzwyczajenia, przyjmując notatki do rąk i sięgając drugą dłonią po filiżankę herbaty; jeszcze jej nie uniosła, jeszcze nie chciała pić, ale muskała palcami uchwyt, zarysowując ozdobne wzory czubkiem paznokcia.
W ciszy prześledziła wzrokiem uwagi poprzedniego uzdrowiciela, przerzucając stronę za stroną, a potem odłożyła je z westchnięciem. Kimkolwiek był, był bystry, ale zbyt mocno polegał na instynkcie i doświadczeniu, zapominając o podejściu empirycznym. Czy mogło się okazać, że Ronja w ogóle nie była chora? Jeden Merlin wiedział.
- W pierwszej kolejności, zanim przejdę do badania, chcę zapytać o twoją rodzinę. Czy ktokolwiek ze znanych ci członków rodu chorował na jakiekolwiek schorzenia genetyczne? Czy w linii wertykalnej masz czarodziejów o krwi szlachetnej lub pochodzących z długiej linii czystej krwi? To może być istotne. - Nie musiało, ale wywiad był podstawą do dalszego postępowania. - Wspomniałaś, że na ból kręgosłupa pomogły ci kąpiele relaksacyjne; co dokładnie się w nich znajdowało? Brałaś przy okazji inne specyfiki? Jakieś eliksiry, suplementy? - Podparła policzek na zaciśniętej pięści, kiedy Fancourt wyskoczyła z własną propozycją. Była specyficzna, nie wpasowywała się w normalny tryb pracy Elviry, ale dopóki nie dotykała bezpośrednio jej sfery prywatnej, nie miała nic przeciwko. Doceniała kobiety udzielające się w świecie naukowym, prowadzące własne badania i dążące do sukcesu. - Oczywiście, odpowiem według mojej najlepszej wiedzy - szepnęła gładko, wreszcie unosząc filiżankę do ust i upijając łyk, po którym z trudem zamaskowała skrzywienie ust. Czuła się tak, jakby połknęła wodę z mopa po wycieraniu podłogi w prosektorium.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Brała pod uwagę każdą możliwość. Okruchy informacji, jakie zostały rozrzucone przez dawnego uzdrowiciela, teraz pozostawały w rękach ich obu, a spostrzeżenia Elviry mogły się okazać przełomowym krokiem. Cichy szmer przewracanych przez blondynkę kartek pozwolił Ronji na chwilę obserwacji swojej rozmówczyni. Chociaż była od niej kilka lat młodsza, coś w rysach Multon kazało sądzić Fancourt, że przebytymi doświadczeniami nadrabia różnicę wiekową. Wydawała się czuć niekomfortowo, chociaż czarownica nie potrafiła przyporządkować konkretnego problemu, jaki mógł spowodować taką reakcję. Sięgnęła po swoją filiżankę w tym samym czasie co druga z kobiet, ale w przeciwieństwie do niej od razu uniosła brzeg do ust i pozwoliła rozgrzać się aromatycznej cieczy. Być może w trakcie ich rozmowy znajdzie się czas na bardziej ogólne pytania, ale teraz całą koncentrację wolała skupić na swojej analizie. - Fancourtowie wywodzą się z Normandii na północy Francji, od kilkuset lat utrzymują czystość krwi w nieprzerwanej linii, szczególnie główna gałąź, która znajduje się tutaj w Anglii, a z niej właśnie pochodzi mój ojciec. - Wodziła palcami po zdobionym porcelanowym uchu, bez szczególnego zmieszania, wyjaśniając Elvirze historię swojej rodziny. Nie była znawcą dziejów magicznych, ale dość dobrze orientowała się we własnej geneaologii, umiejętność ta przyszła wraz z czasem, gdy pewne jednostki wyrażały niezadowolenie jej “egzotycznym”, jak to określali, wyglądem. - Jeśli chodzi o moją matkę, pochodzi z bocznej gałęzi dynastii Liu Song, a właściwie tego co pozostało z niej po wojnie domowej w Chinach. Nie nazwałabym tego szlachtą, ale z moich informacji wynika, że jest pierwszą czarownicą rodziny, która związała się z kimś spoza ojczyzny, wcześniej w rodzie aranżowano małżeństwa, wszystkie czystokrwiste. U kobiet Liu relatywnie często pojawiał się świniowstręt, ale prócz tego brak rzucających się w oczy niuansów. - Elvira nie była ślepa, potrafiła dostrzec ewidentne różnice w wyglądzie Ronji. Jasną skórę o żółtawym podtonie, łagodniej zarysowany nos i migdałowy obrys ciemnych oczu. Nigdy niedane będzie jej stać się częścią tego społeczeństwa w równym stopniu co inni, toteż i korzenie rodzinne ze strony matki Azjatyki, chociaż w na jej kontynencie z pewnością budzące respekt, tutaj miały niewielkie znaczenie. W rodzinach chińskich cesarzy choroby genetyczne nie były rzadkością, toteż chociaż póki co Ronja utrzymywała swoje obawy w tajemnicy przed rodziną, wiedziała, że informacja szczególnie zmartwi ojca.
- Tak, gorącą wodę mieszałam z samodzielnie wyhodowanymi ziołami, nic szczególnego, szałwia, rumianek, trochę aromatu. Raczej wolałam nie rozpoczynać terapii eliksirowej bez pewnej diagnozy, więc ograniczałam się do kilkukrotnego spożycia eliksiru znieczulającego przy największych bólach, a także używania kadzideł. - Ruchem głowy wskazała to tlące się mętnie na sąsiedniej etażerce. - Akurat to konkretne nie ma żadnych zastosowań, prócz zapachu, ale na swoje ataki używałam mieszanki z mirrą i żywicy drzewa balsamowca. - Każdego dnia uczyła się o alchemii coraz więcej, szczególnie skupiona na doskonaleniu swoich umiejętności powiązanych z medycyną wschodnią. Skinęła głową w podziękowaniu na zgodę Elviry, może ich współpraca mogła przełożyć się w przyszłość przy odpowiednich warunkach. - Co sądzisz o poprzedniej diagnozie? To wszystko wydaje się zbyt ułożone, by być czystym splotem przypadków. Nie jestem specjalistką w kwestii chorób genetycznych, ale z natury jedyne co możemy robić, to łagodzić objawy, czyż nie? Istnieje szansa, że wpłynie ona na moje umiejętności magiczne? - Spytała wreszcie, z zaskoczeniem orientując się, jak mało emocji wywołują w kobiecie podobne rozważania. Nie miała teraz energii na dogłębne przemyślenie swojej ewentualnej śmierci. Fakty powinny pomóc, nie w znalezieniu niewyobrażalnego leku, ale wyciągnięciu z sytuacji, tyle ile mogła.
- Tak, gorącą wodę mieszałam z samodzielnie wyhodowanymi ziołami, nic szczególnego, szałwia, rumianek, trochę aromatu. Raczej wolałam nie rozpoczynać terapii eliksirowej bez pewnej diagnozy, więc ograniczałam się do kilkukrotnego spożycia eliksiru znieczulającego przy największych bólach, a także używania kadzideł. - Ruchem głowy wskazała to tlące się mętnie na sąsiedniej etażerce. - Akurat to konkretne nie ma żadnych zastosowań, prócz zapachu, ale na swoje ataki używałam mieszanki z mirrą i żywicy drzewa balsamowca. - Każdego dnia uczyła się o alchemii coraz więcej, szczególnie skupiona na doskonaleniu swoich umiejętności powiązanych z medycyną wschodnią. Skinęła głową w podziękowaniu na zgodę Elviry, może ich współpraca mogła przełożyć się w przyszłość przy odpowiednich warunkach. - Co sądzisz o poprzedniej diagnozie? To wszystko wydaje się zbyt ułożone, by być czystym splotem przypadków. Nie jestem specjalistką w kwestii chorób genetycznych, ale z natury jedyne co możemy robić, to łagodzić objawy, czyż nie? Istnieje szansa, że wpłynie ona na moje umiejętności magiczne? - Spytała wreszcie, z zaskoczeniem orientując się, jak mało emocji wywołują w kobiecie podobne rozważania. Nie miała teraz energii na dogłębne przemyślenie swojej ewentualnej śmierci. Fakty powinny pomóc, nie w znalezieniu niewyobrażalnego leku, ale wyciągnięciu z sytuacji, tyle ile mogła.
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Dawno nie miała okazji do przeprowadzenia swobodnej dysputy medycznej; do zbadania pacjentki w komfortowym otoczeniu jej własnego gabinetu, bez pośpiechu, metodycznie, jak zwykła robić to dawniej na swoim oddziale, przyjmując przez lata tych samych genetycznych nieszczęśliwców. Mogłaby w pełni osiąść na laurach swojego doświadczenia, uśmiechnąć się leniwie i spojrzeć na Fancourt przychylniejszym okiem, gdyby jak cień nie podążało za nią złe przeczucie. Czuła ją, cały czas, śmierć pieszczącą ją czule po karku swoimi długimi, kościstymi paluchami. Dwa miesiące już prawie po feralnej wyprawie lepiej wychodziło Elvirze ukrywanie się z dziwactwami, wciąż jednak musiała mrugać zawzięcie i kręcić głową, aby odzyskać skupienie w chwilach gorszego odrętwienia.
- Długie rody czystokrwiste, dynastie, jest z czego być dumnym - wymamrotała wcale nie ironicznie, pochylając czoło i spoglądając na Ronję spod rzęs w wyrazie skromnego uznania. W obecnych czasach genealogia była ważna, niejednokrotnie umożliwiała oddzielenie ziarna od plew, stanowiła wyznacznik czarodziejskich umiejętności. Nieprzesadzonym byłoby rzec, że krew stała się wreszcie nadrzędną wartością. W przypadku Fancourt mogła jednak okazać się tak błogosławieństwem, jak przekleństwem. - Niestety, to właśnie rodziny takie jak twoja linia matczyna, gdzie małżeństwa aranżowano i unikano łączenia w pary czarodziejów z różnych krain i kultur, są czynnikiem ryzyka wystąpienia defektów odpowiadających za choroby genetyczne - dodała beznamiętnie; nie oceniała tradycji azjatyckich, nie próbowała wartościować zawierania małżeństw jedynie w ścisłych kręgach znakowanych nazwiskiem. Jako uzdrowiciel musiała mieć jednak świadomość, że to właśnie takie dzieci najczęściej umierały młodo z powodu nieopanowanych anomalii.
Widocznie obce pochodzenie Ronji również nie wzbudzało w Elvirze negatywnych uczuć, które dałoby się dostrzec w skrzywieniu ust lub chłodnym spojrzeniu. Nigdy nie przejawiała cech rasizmu kulturowego, znacznie większym przyczynkiem pogardy byli dla niej ludzie przemieszani z zarazą mugolską. Z Azjatkami miała natomiast do czynienia nader często. Taki już jej los.
Wysłuchała z uwagą opisu Fancourt, a potem zakołysała filiżanką trzymaną za kruche ucho.
- Zioła dobrałaś dobrze, podejrzewam, że zostałaś pokierowana. Jeżeli diagnoza się potwierdzi, wypiszę ci konieczną receptę na eliksiry wraz z dawkowaniem. Muszę jednak przyznać, że zaskoczyły mnie kadzidła. Nie sądziłam, że ich działanie może być tak... skuteczne - Spojrzała na tlące się drewienko z zastanowieniem, ale i trochę krytycznie. Od początku spotkania spowijała je lekka mgiełka, a Elvira nie mogła pozbyć się wrażenia, że to właśnie ona w największym stopniu odpowiadała za halucynacje węchowe. - Nie chcę wydawać wniosku zanim nie zbadam wszystkiego, na czym mi zależy. Rozwiewając jednak twoje wątpliwości, tak, choroby genetyczne są na chwilę obecną nieuleczalne, co nie oznacza, że pozostaną takie do końca naszych dni. - Uniosła się nieco w fotelu, ożywiona. - Przy odpowiedniej terapii chorzy mogą dożyć sędziwego wieku, nie każda choroba genetyczna jest wyrokiem śmierci. Dotyk meduzy, o którym rozmawiamy, przechodzi szczyt objawów u ludzi w wieku czterdziestu, pięćdziesięciu lat, rzadko są one piorunujące u osób młodszych. Wczesna diagnoza oraz właściwa rehabilitacja znacząco spowalniają procesy degeneracyjne stawów i kości. - Przechyliła głowę, na chwilę milknąc w zamyśleniu. - Ronjo, istnieją choroby wpływające na umiejętności magiczne, ale Dotyk Meduzy taką chorobą nie jest. W najgorszym wypadku doznasz trudności z wykonywaniem właściwych manewrów różdżką, ale to spostrzegałabym w kategoriach bardzo dalekiej przyszłości.
Z westchnieniem wstała z miejsca, zbliżając się do fotela Ronji powoli, po drodze odkładając filiżankę z niedopitą herbatą.
- Prosiłabym, abyś wysyłała do mnie comiesięczne listy z opisem bieżącego samopoczucia. Diagnoza chorób przewlekłych wymaga czasu i obserwacji. A teraz wstań. - Wyciągnęła różdżkę z kieszeni, kreśląc nią skomplikowane znaki przy stawach barkowych i kręgosłupie kobiety. - Diagno haemo - Najprostsze, a nieraz niezwykle pomocne.
- Długie rody czystokrwiste, dynastie, jest z czego być dumnym - wymamrotała wcale nie ironicznie, pochylając czoło i spoglądając na Ronję spod rzęs w wyrazie skromnego uznania. W obecnych czasach genealogia była ważna, niejednokrotnie umożliwiała oddzielenie ziarna od plew, stanowiła wyznacznik czarodziejskich umiejętności. Nieprzesadzonym byłoby rzec, że krew stała się wreszcie nadrzędną wartością. W przypadku Fancourt mogła jednak okazać się tak błogosławieństwem, jak przekleństwem. - Niestety, to właśnie rodziny takie jak twoja linia matczyna, gdzie małżeństwa aranżowano i unikano łączenia w pary czarodziejów z różnych krain i kultur, są czynnikiem ryzyka wystąpienia defektów odpowiadających za choroby genetyczne - dodała beznamiętnie; nie oceniała tradycji azjatyckich, nie próbowała wartościować zawierania małżeństw jedynie w ścisłych kręgach znakowanych nazwiskiem. Jako uzdrowiciel musiała mieć jednak świadomość, że to właśnie takie dzieci najczęściej umierały młodo z powodu nieopanowanych anomalii.
Widocznie obce pochodzenie Ronji również nie wzbudzało w Elvirze negatywnych uczuć, które dałoby się dostrzec w skrzywieniu ust lub chłodnym spojrzeniu. Nigdy nie przejawiała cech rasizmu kulturowego, znacznie większym przyczynkiem pogardy byli dla niej ludzie przemieszani z zarazą mugolską. Z Azjatkami miała natomiast do czynienia nader często. Taki już jej los.
Wysłuchała z uwagą opisu Fancourt, a potem zakołysała filiżanką trzymaną za kruche ucho.
- Zioła dobrałaś dobrze, podejrzewam, że zostałaś pokierowana. Jeżeli diagnoza się potwierdzi, wypiszę ci konieczną receptę na eliksiry wraz z dawkowaniem. Muszę jednak przyznać, że zaskoczyły mnie kadzidła. Nie sądziłam, że ich działanie może być tak... skuteczne - Spojrzała na tlące się drewienko z zastanowieniem, ale i trochę krytycznie. Od początku spotkania spowijała je lekka mgiełka, a Elvira nie mogła pozbyć się wrażenia, że to właśnie ona w największym stopniu odpowiadała za halucynacje węchowe. - Nie chcę wydawać wniosku zanim nie zbadam wszystkiego, na czym mi zależy. Rozwiewając jednak twoje wątpliwości, tak, choroby genetyczne są na chwilę obecną nieuleczalne, co nie oznacza, że pozostaną takie do końca naszych dni. - Uniosła się nieco w fotelu, ożywiona. - Przy odpowiedniej terapii chorzy mogą dożyć sędziwego wieku, nie każda choroba genetyczna jest wyrokiem śmierci. Dotyk meduzy, o którym rozmawiamy, przechodzi szczyt objawów u ludzi w wieku czterdziestu, pięćdziesięciu lat, rzadko są one piorunujące u osób młodszych. Wczesna diagnoza oraz właściwa rehabilitacja znacząco spowalniają procesy degeneracyjne stawów i kości. - Przechyliła głowę, na chwilę milknąc w zamyśleniu. - Ronjo, istnieją choroby wpływające na umiejętności magiczne, ale Dotyk Meduzy taką chorobą nie jest. W najgorszym wypadku doznasz trudności z wykonywaniem właściwych manewrów różdżką, ale to spostrzegałabym w kategoriach bardzo dalekiej przyszłości.
Z westchnieniem wstała z miejsca, zbliżając się do fotela Ronji powoli, po drodze odkładając filiżankę z niedopitą herbatą.
- Prosiłabym, abyś wysyłała do mnie comiesięczne listy z opisem bieżącego samopoczucia. Diagnoza chorób przewlekłych wymaga czasu i obserwacji. A teraz wstań. - Wyciągnęła różdżkę z kieszeni, kreśląc nią skomplikowane znaki przy stawach barkowych i kręgosłupie kobiety. - Diagno haemo - Najprostsze, a nieraz niezwykle pomocne.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
The member 'Elvira Multon' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 2
'k100' : 2
Przejście w rolę pacjenta odbyło się zaskakująco płynnie. Nie miała problemu z uznaniem wiedzy Multon jako obszerniejszej niż jej własna, zwłaszcza gdy dochodziło do szczegółowych kwestii genetycznych uwarunkowań. Być może odpowiadały za takie przekonania wspomnienia profesjonalnej, aczkolwiek mocno ukierunkowanej na efekty pracy Elviry w szpitalu, albo komfort własnego gabinetu Ronji, który zapewniał poczucie bezpieczeństwa w obliczu niepewnych wieści medycznych. Niestety najwyraźniej nie mogła tego samego powiedzieć o swojej rozmówczyni, która już od początku spotkania wydawała się poruszona sobie tylko znanymi problemami. Pochwałę rodu Ronja skwitowała zaledwie lekkim kiwnięciem głowy. Fancourtowie nigdy nie mieli wysokiej pozycji na dworach, zawsze oscylując gdzieś na granicy przydatnych członków społeczności czarodziejskich oligarchów, a nieco zbyt zaangażowanych we własne pomysły indywiduum. Jeśli zaś sprawa tyczyła się chińskim korzeni matki, to już całkowicie przybierały one kształt legend i im tylko znanych tradycji pozostawionych na innym kontynencie. W Azji byłaby “kimś”, tutaj mogła być “sobą”.
- Azja skrywa wartościowy kawałek historii świata czarodziejów, niestety wciąż rzadko zgłębiany na Wyspach. - Tutaj również pojawiał się kolejny problem wspomniany przez jasnowłosą. Długie dzieje rodzin niosły ze sobą geny nieprzygotowane na ewolucję ich organizmów, a to z kolei owocowało, w coraz liczniejsze, niepokojące odstępstwa od całkowitego zdrowia. Nie wykryła w komentarzu żadnej ironii, ani oceny sytuacji, a jedynie chłodną kalkulację profesjonalisty, z którą zresztą ciężko było się nie zgodzić. Ronja była pół Chinką i nigdy nie próbowała tego ukryć, bo też nie istniało rozwiązanie zbliżające ją do standardów rdzennych mieszkańców Anglii, mimo tego jednak kultywacja tradycji musiała prędzej czy później zderzyć się z realiami współczesnych czasów, dotykających jej problemów, a także surowej oceny samej Fancourt, która przecież równie intensywnie co w stare przypowieści, wierzyła w naukową wiedzę uzdrowicielską.
Na szczęście Elvira nie wydawała się szczególnie przejęta Azjatyckimi korzeniami Ronji, a wręcz podeszła do nich nad wyraz wyrozumiale, co z kolei skłaniało Fancourt do przemyśleń, czy Multon miała do czynienia z jej podobnymi osobami. Nie mogła wtopić się w tłum, ani udawać kogoś innego, a chociaż emigracja Azjatów rosła z każdym rokiem, to obecnie nie było ich wielu w spisach Ministerialnych. Na wspomnienie kadzideł, odwróciła głowę z lekkim uśmiechem zadowolenia na ustach.
- Wielu uzdrowicieli nie docenia naturalnych możliwości leczenia, sama żywo interesuję się ziołolecznictwem i chociaż na alchemii nie znam się prawie w ogóle, to kadzidła istotnie stanowią niezwykle ciekawą alternatywę dla standardowych środków uzdrowicielskich. - Odparła z lekkim podekscytowaniem interesującym ją tematem. Każda okazja do poruszenia ciekawych wątków z dziedzin leczniczych stanowiła okazję do nauczenia się czegoś nowego. Nawet jeśli chodziło o śmiertelną chorobę, która dotykała samą zainteresowaną.
- Rozumiem, dziękuję. Dobrze jest zasięgnąć opinii u kogoś obeznanego z tematem, rozwiałaś wiele moich wątpliwości i oczywiście będę informować cię na bieżąco. - Odparła, wstając z miejsca i ustawiając się tak by badanie było dla Elviry jak najprostsze. Po wypowiedzianym przez Multon zaklęciu Ronja zatrzymała na chwilę oddech w zastanowieniu. - Jeśli też mogłabym prosić się o dyskrecję... Wiem, że to nic wstydliwego, ale wieści w środowisku uzdrowicielskim podróżują szybko. Nie chciałabym, żeby traktowali mnie inaczej tylko ze względu na tę przypadłość. - Wytłumaczyła spokojnie, skupiając wzrok na niebieskich oczach swojej towarzyszki. Naturalnie, dyskrecja uzdrowiciela była czymś standardowym i chociaż Fancourt nie czuła szczególnego przywiązania do przekazania informacji dalej, wolała, by badacze, z którymi przyjdzie jej pracować w przyszłości, nie traktowali jej niczym delikatną porcelanę. Chińską w dodatku.
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Azja skrywa wartościowy kawałek historii świata czarodziejów, niestety wciąż rzadko zgłębiany na Wyspach. - Tutaj również pojawiał się kolejny problem wspomniany przez jasnowłosą. Długie dzieje rodzin niosły ze sobą geny nieprzygotowane na ewolucję ich organizmów, a to z kolei owocowało, w coraz liczniejsze, niepokojące odstępstwa od całkowitego zdrowia. Nie wykryła w komentarzu żadnej ironii, ani oceny sytuacji, a jedynie chłodną kalkulację profesjonalisty, z którą zresztą ciężko było się nie zgodzić. Ronja była pół Chinką i nigdy nie próbowała tego ukryć, bo też nie istniało rozwiązanie zbliżające ją do standardów rdzennych mieszkańców Anglii, mimo tego jednak kultywacja tradycji musiała prędzej czy później zderzyć się z realiami współczesnych czasów, dotykających jej problemów, a także surowej oceny samej Fancourt, która przecież równie intensywnie co w stare przypowieści, wierzyła w naukową wiedzę uzdrowicielską.
Na szczęście Elvira nie wydawała się szczególnie przejęta Azjatyckimi korzeniami Ronji, a wręcz podeszła do nich nad wyraz wyrozumiale, co z kolei skłaniało Fancourt do przemyśleń, czy Multon miała do czynienia z jej podobnymi osobami. Nie mogła wtopić się w tłum, ani udawać kogoś innego, a chociaż emigracja Azjatów rosła z każdym rokiem, to obecnie nie było ich wielu w spisach Ministerialnych. Na wspomnienie kadzideł, odwróciła głowę z lekkim uśmiechem zadowolenia na ustach.
- Wielu uzdrowicieli nie docenia naturalnych możliwości leczenia, sama żywo interesuję się ziołolecznictwem i chociaż na alchemii nie znam się prawie w ogóle, to kadzidła istotnie stanowią niezwykle ciekawą alternatywę dla standardowych środków uzdrowicielskich. - Odparła z lekkim podekscytowaniem interesującym ją tematem. Każda okazja do poruszenia ciekawych wątków z dziedzin leczniczych stanowiła okazję do nauczenia się czegoś nowego. Nawet jeśli chodziło o śmiertelną chorobę, która dotykała samą zainteresowaną.
- Rozumiem, dziękuję. Dobrze jest zasięgnąć opinii u kogoś obeznanego z tematem, rozwiałaś wiele moich wątpliwości i oczywiście będę informować cię na bieżąco. - Odparła, wstając z miejsca i ustawiając się tak by badanie było dla Elviry jak najprostsze. Po wypowiedzianym przez Multon zaklęciu Ronja zatrzymała na chwilę oddech w zastanowieniu. - Jeśli też mogłabym prosić się o dyskrecję... Wiem, że to nic wstydliwego, ale wieści w środowisku uzdrowicielskim podróżują szybko. Nie chciałabym, żeby traktowali mnie inaczej tylko ze względu na tę przypadłość. - Wytłumaczyła spokojnie, skupiając wzrok na niebieskich oczach swojej towarzyszki. Naturalnie, dyskrecja uzdrowiciela była czymś standardowym i chociaż Fancourt nie czuła szczególnego przywiązania do przekazania informacji dalej, wolała, by badacze, z którymi przyjdzie jej pracować w przyszłości, nie traktowali jej niczym delikatną porcelanę. Chińską w dodatku.
[bylobrzydkobedzieladnie]
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
W chwilach, takich jak ta, frustrowało Elvirę niezmiernie jak niewiele wie na temat kultur innych niż brytyjska. Wychowała się na tych ziemiach, przeszła cały proces edukacji, owszem, ale od kiedy skończyła staż minęło wiele lat, a ona nadal zwiedzała tylko kraje nie dalsze niż znajdująca się za morzem Irlandia. Obecnie trwała wojna, pochłaniająca całość jej skupienia i wysiłków. Czy pewnego dnia, gdy świat spowije wreszcie równowaga pod stabilnymi rządami magów, znajdzie czas, aby nadrobić braki i zwiedzić krainy, o których dotąd czytała wyłącznie w książkach? Głód nieznanego z każdym rokiem stawał się w Elvirze silniejszy. Tylko przyszłość mogła wiedzieć, gdzie poniosą ją kroki.
Nie spodziewała się, że z rozmowy z Fancourt może wynieść przydatną wiedzę dla siebie, nie podczas spotkania, które zostało zaplanowane, aby mogła wyznaczyć własną ekspertyzę. To tylko pokazywało jak dobrze oceniła Ronję, jaką miała wprawę w odsiewaniu jednostek wartościowych od przeciętnych. Uśmiechnęła się kątem ust, udając, że cień śmierci nie wisi jej, im obu, za plecami. Fancourt zasiała w niej ziarenko ciekawości; Elvira pisała już do Cassandry z prośbą o przygotowanie kadzideł, nigdy dotąd jednak nie brała na poważnie tezy, że mogą one stanowić ekwiwalent eliksiru lub zaklęcia. Jak silne tak naprawdę mogło być działanie dymu ze starannie wyselekcjonowanej mieszanki roślin?
- Możesz liczyć na moją pełną, uzdrowicielską dyskrecję - przyznała ze skinieniem głowy, ponieważ zachowanie tajemnicy medycznej było dla Elviry nadal rzeczą oczywistą; a przynajmniej tam, gdzie rozsiewanie plotek nie mogłoby zapewnić jej nic więcej jak tylko utratę społecznego zaufania. I tak zbyt często pozwalała sobie na nieprzemyślane ruchy w towarzystwie, nie zamierzała tracić renomy także jako uzdrowiciel. Swoich pacjentów, jeżeli ich czystość krwi i zachowania były godne, traktowała z szacunkiem, dobrze strzegąc ich spraw. - Ostatnie badanie pozwoli mi zapisać pierwszą receptę. Na razie preferowałabym, żebyś obserwowała siebie przy minimalnych dawkach eliksirów. Odnotuj różnice, wpływ, jaki środki mają na twój organizm i samopoczucie - zaznaczyła, zanim zbliżyła się do kobiety z różdżką.
Drewno w dłoni wydało się Elvirze dziwnie nieporęczne, nadgarstek wiotki, ale proste zaklęcie rzuciła z sukcesem, obserwując jak kolejne stawy rozpalają się czerwoną poświatą toczących się nań procesów zapalnych. Mniej lub bardziej utajonych. Zanotowała w myślach miejsca, gdzie czerwień była głębsza, bardziej bogata, zwróciła też szczególną uwagę na szkielet osiowy.
- Mam nadzieję, że zobaczymy się wkrótce - zasugerowała z pozornie obojętną miną, przyjmując zapłatę za wizytę.
Bycie uzdrowicielem na zlecenie wcale nie wydawało się tak nieopłacalne jak dawniej.
/zt x2 <3
Nie spodziewała się, że z rozmowy z Fancourt może wynieść przydatną wiedzę dla siebie, nie podczas spotkania, które zostało zaplanowane, aby mogła wyznaczyć własną ekspertyzę. To tylko pokazywało jak dobrze oceniła Ronję, jaką miała wprawę w odsiewaniu jednostek wartościowych od przeciętnych. Uśmiechnęła się kątem ust, udając, że cień śmierci nie wisi jej, im obu, za plecami. Fancourt zasiała w niej ziarenko ciekawości; Elvira pisała już do Cassandry z prośbą o przygotowanie kadzideł, nigdy dotąd jednak nie brała na poważnie tezy, że mogą one stanowić ekwiwalent eliksiru lub zaklęcia. Jak silne tak naprawdę mogło być działanie dymu ze starannie wyselekcjonowanej mieszanki roślin?
- Możesz liczyć na moją pełną, uzdrowicielską dyskrecję - przyznała ze skinieniem głowy, ponieważ zachowanie tajemnicy medycznej było dla Elviry nadal rzeczą oczywistą; a przynajmniej tam, gdzie rozsiewanie plotek nie mogłoby zapewnić jej nic więcej jak tylko utratę społecznego zaufania. I tak zbyt często pozwalała sobie na nieprzemyślane ruchy w towarzystwie, nie zamierzała tracić renomy także jako uzdrowiciel. Swoich pacjentów, jeżeli ich czystość krwi i zachowania były godne, traktowała z szacunkiem, dobrze strzegąc ich spraw. - Ostatnie badanie pozwoli mi zapisać pierwszą receptę. Na razie preferowałabym, żebyś obserwowała siebie przy minimalnych dawkach eliksirów. Odnotuj różnice, wpływ, jaki środki mają na twój organizm i samopoczucie - zaznaczyła, zanim zbliżyła się do kobiety z różdżką.
Drewno w dłoni wydało się Elvirze dziwnie nieporęczne, nadgarstek wiotki, ale proste zaklęcie rzuciła z sukcesem, obserwując jak kolejne stawy rozpalają się czerwoną poświatą toczących się nań procesów zapalnych. Mniej lub bardziej utajonych. Zanotowała w myślach miejsca, gdzie czerwień była głębsza, bardziej bogata, zwróciła też szczególną uwagę na szkielet osiowy.
- Mam nadzieję, że zobaczymy się wkrótce - zasugerowała z pozornie obojętną miną, przyjmując zapłatę za wizytę.
Bycie uzdrowicielem na zlecenie wcale nie wydawało się tak nieopłacalne jak dawniej.
/zt x2 <3
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
10.02.1958 r.
Ciężka, bordowa spódnica poruszała się rytmicznie na wietrze, wydawać się mogło, że pęd powietrza spowoduje zachwianie drobnej, kruczowłosej kobiety. Nic bardziej mylnego. Evelyn z dumnie uniesioną głową, nader pewnym krokiem przemierzała podwórze przed posiadłością panny Fancourt. Sprawiała wrażenie zdeterminowanej, jakby podróż tutaj była dla niej nie lada wydarzeniem, godnym najcięższych podróży, ale czy bardzo mijało się to z prawdą? Despenser musiała postawić na wiele wyrzeczeń, wytoczyć swojemu umysłowi niejedną wojnę, by móc się tu znaleźć i nie mieć wyrzutów sumienia. Z pozoru nie wyglądała na taką, która szukałaby gdziekolwiek pomocy, w końcu sama była sobie sterem, żeglarzem i okrętem, radziła sobie w najcięższych sytuacjach i pokonywała przeciwności losu, przeskakiwała kłody, które non stop były jej rzucane wprost pod stopy bez żadnego ostrzeżenia. Zaginięcie brata bliźniaka jedynie przelało szalę niepowodzeń i nieszczęść jej rodziny, potem było już tylko gorzej. Choroba jej ojca, śmierć rodziców, odziedziczenie hodowli, odkrycie prawdy o Sorenie, walka o życie, gdy własny brat ją skrzywdził i zakaził paskudztwem jakim była likantropia. Czy to było mało? Widocznie los nie był dla niej łaskawy, bądź wystawiał ją na próbę. Latami uczyła się żyć z trucizną, ukrywać swój sekret i zarazem funkcjonować w społeczeństwie. Nie udało jej się zrobić tego należycie, zdziczała, stała się cieniem własnej siebie, swoim najgorszym wrogiem, a wojna jedynie nasiliła jej gniew. Właśnie, wojna i wszelkie jej konsekwencje przyczyniły się do tego, że się tutaj znalazła. Nie dawała już rady, nie wierzyła we własne osądy, nie rozróżniała dobra od zła. Przestała topić się w marazmie, zamiast tego zaczynała odczuwać chęć odpłacenia się za własne krzywdy, za lata upokorzeń, kajania się i udawania kogoś, kim być nigdy nie chciała, a co robić musiała tylko po to, by świat się nie dowiedział o jej problemie. Irytacja była tak wielka, że zaczęła ranić innych, wbijać szpile przyjaciołom, zamykać się przed tymi, którzy chcieli jej pomóc. Wiedziała, że nie potrafi sama poukładać własnych myśli, że nie daje sobie rady we własnej klatce, barykadzie, którą zbudowała przed laty w obawie przed zagrożeniem ze strony postronnych osób. Ostatnio tyle się zmieniło, jej świat się zmienił, mury burzyły się po kawałku i obawiała się zatracenia, gdy opadnie ostatni z nich. Przez wiele dni wyobrażała sobie możliwy przebieg tej wizyty, szukała rozwiązań w których mogłaby wyjawić Ronji jak najwięcej, jednak bez zdradzania wprost wszystkich swoich bolączek – nie było bowiem możliwości, by zaufała kobiecie na tyle, żeby odsłonić się w pełni i miała nadzieję, że panna Fancourt, jako specjalistka, zrozumie sytuację w stopniu wystarczającym do nie zadawania niewygodnych pytań na które Evelyn nie będzie mogła udzielić odpowiedzi.
Zatrzymała się przed drzwiami z ciężkim westchnieniem, które na chwilę, zaledwie parę sekund, odsłoniło maskę perfekcyjnie udawanych uczuć, ukazując prawdę – zmęczoną, sfrustrowaną i zbolałą kobietę, która potrzebuje pomocy od dawna, ale dopiero dziś jej kręgosłup był w stanie się ugiąć na tyle, by o tę pomoc poprosić. Uniosła dłoń i zawahała się, jednak tylko na parę niezmierzonych chwil, po których potrząsnęła głową i z hardą miną wykonała ostateczny krok po którym nie było już odwrotu – zapukała do masywnych drzwi. Wiedziała, że teraz już nawet jej własny upór nie pozwoli jej się wycofać, pozostało wierzyć, że przyjście tu było słuszne i nie będzie jej dane żałować tej decyzji.
I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
My poor mother begged for a sheep but raised a wolf.
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Neutralni
W gabinecie londyńskim przebywała coraz rzadziej, aż w końcu gdy weszła do niego zawczasu, by przygotować się na spotkanie, wnętrze pomieszczenia prezentowało się chłodno i praktycznie nieznajomo. Zapaliła lampy oliwne i świece kilkoma machnięciami różdżki, a z kuchni przydomowej przyniosła tacę z gorącym imbrykiem oraz dwoma filiżankami. Kilka półek na książki wypełniały naukowe pisma, a wysoka szuflada przepełniona była schludnie uporządkowanymi aktami poprzednich pacjentów, jednak żadne z nich nie pozostawały na widoku. Zamiast tego wchodzący dostrzegał elegancko urządzone pomieszczenie z centralnym miejscem w postaci dwóch foteli, a także mieszczącej się niedaleko nich kozetki. Chłodne światło słońca w lutym oświetlało powierzchnię potężnego biurka, a w drobinkach kurzu tańczył przyjemny zapach naturalnego kadzidła. Komfortowe warunki pracy, znacznie różniące się od tego, do czego przywykła w Peak District skłoniły Ronję do rozluźnienia umysłu przed planowaną wizytą z pomocą analizy historiomagicznego tomiszcza, które wypożyczyła z rodowej biblioteki Greengrassów. Ostatnimi czasy częste spotkania z wojownikami rebelianckiej strony wywołały kobiety ciekawość wobec zgłębiania tematu etyki wojny, oraz prawidłowego obejścia się z sytuacjami konfliktowymi, czego często wymagały terapie z takimi jednostkami powiązane. Mocne zapukanie zastało więc Ronję pochyloną nad analizą pracy badawczej na temat Wielkiej Wojny Czarodziejów i jej wpływu na relacje dyplomatycznospołeczne. Przerzucenie kolejnej kartki przerwała realizacja nadejścia wyczekiwanego gościa. Ubrana w zabudowaną suknię w odcieniu lapis-lazuli, ozdobioną wyszywanymi postaciami białych czapli, ruszyła do wejścia po schodach prowadzących z gabinetu do korytarza.
— Panno Despenser, zapraszam do środka. — Skinęła kobiecie na powitanie i gestem dłoni zaprosiła do wkroczenia na jasno oświetlony i dobrze ogrzany korytarz. Aenor obecnie rezydowała w swoim domu w Dolinie, a młodsza z nich zajmowała się własnymi sprawunkami, podobnie zresztą jak zajęty pracą ojciec. Jedynie matka, zazwyczaj obecna w domostwie, tym razem udała się na spotkanie z grupą swych znajomych, pań żon, zostawiając parter w absolutnej ciszy i spokoju. — Następnym razem proszę się nie krępować i wejść od razu, klatka schodowa jest oddzielona od części mieszkalnej, można wejść do gabinetu bez oznajmiania się. — Rzekła, prowadząc czarownicę krętymi schodami na piętro, gdzie znajdywał się jej gabinet. Wreszcie wkroczyły obie, a prócz wskazania kobiecie miejsca spoczynku, Azjatka jednym zaklęciem rozłożyła na stoliku kawowym pokrojone na małe części pigwy.
Sama zajęła miejsce w jednym z foteli, uśmiechając się łagodnie do swojej towarzyszki, a dłonie splatając na kolanach. — Cieszę się, że udało się znaleźć pannie czas na spotkanie. Proszę się częstować herbatą, czy owocami, bez krępacji. — To mówiąc, nalała sobie czarnej herbaty i chociaż gorąca ciecz praktycznie parzyła język, w przyjemny sposób przywoływała Fancourt czasy, w których mogła sobie pozwolić na dolanie do niej cukru, czy miodu. — W liście mówiła panna, że miewa panna cięższe dni. Czy to jeden z nich? — Zagaiła po chwili, decydując się zaczerpnąć wieści na temat, który miały omawiać z możliwie jak najbardziej neutralnego początku konwersacji.
| pigwy, czarna herbata
[bylobrzydkobedzieladnie]
— Panno Despenser, zapraszam do środka. — Skinęła kobiecie na powitanie i gestem dłoni zaprosiła do wkroczenia na jasno oświetlony i dobrze ogrzany korytarz. Aenor obecnie rezydowała w swoim domu w Dolinie, a młodsza z nich zajmowała się własnymi sprawunkami, podobnie zresztą jak zajęty pracą ojciec. Jedynie matka, zazwyczaj obecna w domostwie, tym razem udała się na spotkanie z grupą swych znajomych, pań żon, zostawiając parter w absolutnej ciszy i spokoju. — Następnym razem proszę się nie krępować i wejść od razu, klatka schodowa jest oddzielona od części mieszkalnej, można wejść do gabinetu bez oznajmiania się. — Rzekła, prowadząc czarownicę krętymi schodami na piętro, gdzie znajdywał się jej gabinet. Wreszcie wkroczyły obie, a prócz wskazania kobiecie miejsca spoczynku, Azjatka jednym zaklęciem rozłożyła na stoliku kawowym pokrojone na małe części pigwy.
Sama zajęła miejsce w jednym z foteli, uśmiechając się łagodnie do swojej towarzyszki, a dłonie splatając na kolanach. — Cieszę się, że udało się znaleźć pannie czas na spotkanie. Proszę się częstować herbatą, czy owocami, bez krępacji. — To mówiąc, nalała sobie czarnej herbaty i chociaż gorąca ciecz praktycznie parzyła język, w przyjemny sposób przywoływała Fancourt czasy, w których mogła sobie pozwolić na dolanie do niej cukru, czy miodu. — W liście mówiła panna, że miewa panna cięższe dni. Czy to jeden z nich? — Zagaiła po chwili, decydując się zaczerpnąć wieści na temat, który miały omawiać z możliwie jak najbardziej neutralnego początku konwersacji.
| pigwy, czarna herbata
[bylobrzydkobedzieladnie]
quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
you will burn
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Niedługo musiała czekać na pojawienie się w drzwiach kobiety, odzianej w piękną suknię o fascynującym, przyciągającym wzrok odcieniu, a te hafty? Nawet laik wiedział, że nie jest to byle jaki ubiór, a niemal arcydzieło krawiectwa, przynajmniej oczami Despenser, która zwyczajowo nosiła się w jedynie dwóch barwach – czarnej i bordowej, bez żadnych udziwnień i ozdób na materiale. Wysiliła się na coś, co miało przypominać uśmiech, a co wyglądało bardziej jak skrzywienie ust. – Dzień dobry – przywitała się twardym, pewnym głosem, chowając za plecy trzęsącą się dłoń, jakby próbowała jedynie złapać materiał spódnicy, zamiast ukrywać coś niepowołanego. Przekroczyła próg, siląc się na spokój, a było to wyjątkowo ciężkie, jako że nie miała ostatnio wielu okazji do przebywania poza własną ziemią. Czuła się co najmniej niekomfortowo. - Zapamiętam na przyszłość, pojawiłam się jednak zdecydowanie za wcześnie i nie chciałam… Przeszkadzać. – Przyznała z niewzruszoną miną, jakby nie dopuszczając do siebie myśli, że jej słowa mogły zostać opatrznie odebrane. Podążyła za czarownicą na piętro, rozglądając się z zaciekawieniem, choć z boku mogło wydawać się, że kruczowłosa studiowała pomieszczenia tak, jakby uznawała, że jest w klatce lwa i musi znaleźć potencjalne wyjście, szansę na ucieczkę, a może naprawdę sprawiała jedynie takie złudne wrażenie?
Rozsiadła się wygodnie, poprawiając zmarszczony materiał grubej, bordowej spódnicy. Przyjrzała się poczęstunkowi z niechęcią, bo choć była wdzięczna, to ostatnio coraz mniej jadła, zapewne z powodu nadmiaru pracy i ogromnego stresu, który wywoływały jej koszmary i zawirowania psychiczne. Chciałaby coś przełknąć, jednak nie była pewna, czy jej organizm zaakceptuje jakąkolwiek formę żywności w treściach żołądka na dłużej niż kilka minut. – Dziękuję – powiedziała jednak, przejmując od kobiety naczynie z herbatą, którą zaraz zalała własną filiżankę. Pić mogła, więc przynajmniej nie zrobi z siebie ewidentnego dzikusa przy tym spotkaniu. Westchnęła cicho, niemal niesłyszalnie, reagując na zadane pytanie, a więc od razu przechodziły do sedna sprawy. Dobrze. – Proszę mówić mi po imieniu, naprawdę mam dość oficjalnych form, wystarczy Evelyn – rzekła zmęczonym głosem, jakby gnębiły ją wszystkie formalne zwroty. Zbyt często musiała poprawiać obcych i wżarło się w nią już poczucie frustracji z tegoż powodu. – Ale tak, mam ostatnio… Cięższe chwile. Mówiąc kolokwialnie wprost, mam wrażenie, że z chęcią spaliłabym cały świat i nie doznałabym wyrzutów sumienia. To, co się dzieje wokół sprawia, że zatracam się w bezsilnej złości, która z czasem przeradza się w apogeum gniewu i chęci… - zatrzymała się, nie mogąc dobrać odpowiednich słów. – Nie chcę po prostu stać już pośrodku walących się murów i otaczającej śmierci. Bezsilność mnie zabija. – Postanowiła postawić wszystko na jedną kartę, choć i tak przekazała zbyt mało, by rozwiązać problem, ale przecież nie miała zamiaru sama roztrząsać powodów, swojego dzieciństwa i swojej choroby. Po jej stalowoniebieskich oczach widać było, że nie jest z nią najlepiej, że jest rozdarta pomiędzy swoją zwyczajową ignorancją wobec wojny, a poczuciem, że również czuje się skrzywdzona i chce odwetu od tych, którzy ponoszą winę za to wszystko. Nie wiedziała jednak, czy strona, którą chciałaby wspierać jest tą, której powinna powierzyć swoją wierność. Nie podjęła jeszcze żadnej decyzji, była toć zupełnie kimś innym niż tylko zwykłym czarodziejem, któremu rozwikłanie tego problemu przyszłoby z łatwością. Ona ryzykowała więcej.
Rozsiadła się wygodnie, poprawiając zmarszczony materiał grubej, bordowej spódnicy. Przyjrzała się poczęstunkowi z niechęcią, bo choć była wdzięczna, to ostatnio coraz mniej jadła, zapewne z powodu nadmiaru pracy i ogromnego stresu, który wywoływały jej koszmary i zawirowania psychiczne. Chciałaby coś przełknąć, jednak nie była pewna, czy jej organizm zaakceptuje jakąkolwiek formę żywności w treściach żołądka na dłużej niż kilka minut. – Dziękuję – powiedziała jednak, przejmując od kobiety naczynie z herbatą, którą zaraz zalała własną filiżankę. Pić mogła, więc przynajmniej nie zrobi z siebie ewidentnego dzikusa przy tym spotkaniu. Westchnęła cicho, niemal niesłyszalnie, reagując na zadane pytanie, a więc od razu przechodziły do sedna sprawy. Dobrze. – Proszę mówić mi po imieniu, naprawdę mam dość oficjalnych form, wystarczy Evelyn – rzekła zmęczonym głosem, jakby gnębiły ją wszystkie formalne zwroty. Zbyt często musiała poprawiać obcych i wżarło się w nią już poczucie frustracji z tegoż powodu. – Ale tak, mam ostatnio… Cięższe chwile. Mówiąc kolokwialnie wprost, mam wrażenie, że z chęcią spaliłabym cały świat i nie doznałabym wyrzutów sumienia. To, co się dzieje wokół sprawia, że zatracam się w bezsilnej złości, która z czasem przeradza się w apogeum gniewu i chęci… - zatrzymała się, nie mogąc dobrać odpowiednich słów. – Nie chcę po prostu stać już pośrodku walących się murów i otaczającej śmierci. Bezsilność mnie zabija. – Postanowiła postawić wszystko na jedną kartę, choć i tak przekazała zbyt mało, by rozwiązać problem, ale przecież nie miała zamiaru sama roztrząsać powodów, swojego dzieciństwa i swojej choroby. Po jej stalowoniebieskich oczach widać było, że nie jest z nią najlepiej, że jest rozdarta pomiędzy swoją zwyczajową ignorancją wobec wojny, a poczuciem, że również czuje się skrzywdzona i chce odwetu od tych, którzy ponoszą winę za to wszystko. Nie wiedziała jednak, czy strona, którą chciałaby wspierać jest tą, której powinna powierzyć swoją wierność. Nie podjęła jeszcze żadnej decyzji, była toć zupełnie kimś innym niż tylko zwykłym czarodziejem, któremu rozwikłanie tego problemu przyszłoby z łatwością. Ona ryzykowała więcej.
I survived because the fire inside me burned brighter than the fire around me
Evelyn Despenser
Zawód : hodowca aetonanów, opiekun magicznych zwierząt
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
My poor mother begged for a sheep but raised a wolf.
OPCM : 11 +2
UROKI : 5 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 14
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Wilkołak
Neutralni
Gabinet Fancourt
Szybka odpowiedź