Wydarzenia


Ekipa forum
Towtown
AutorWiadomość
Towtown [odnośnik]29.03.21 22:08

Towtown

Towton to niewielka wioska na południu hrabstwa Yorkshire, którą dziś zamieszkuję po części mugole, po części czarodzieje. Pozornie niczym nie różni się od wielu innych w Anglii. To kilkadziesiąt domów - niektóre są naprawdę bardzo stare - otoczone przez malownicze pola uprawne. Yorkshire słynie z żyznych gleb, nie brakuje tu więc gospodarstw rolnych. W samym środku wsi wciąż funkcjonuje dawna karczma, obecnie pub "Pod Dwiema Różami", nawiązująca do wydarzenia, z którego słynie Towton - w 1461 roku doszło tu do jednego z najbardziej krwawych i brutalnych starć średniowiecza, decydująca bitwa pierwszego etapu Wojny Dwóch Róż. Niektórzy mówią, że na rozległych polach pod wioską nocą wciąż słychać zawodzenie poległych.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Towtown Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Towtown [odnośnik]26.05.21 9:57
| 8 grudnia

Edmund Quinley nie był zbyt przystojny. Orli nos doskonale pasował do ptasiej aury, jaka wręcz biła z wąskiej, pociągłej twarzy o niewielkich oczach i zaciśniętych ustach, wyglądających w kontraście do imponujących nozdrzy niczym wąskie szparki. Zdecydowanie, zdjęcie, na które patrzyła Deirdre, stojąc oparta o bok studni na rynku w Towtown, nie wywoływało miłych skojarzeń ani właściwie nie przyciągało uwagi, pomimo wykaligrafowanego krwistoczerwoną farbą podpisu, informującego, że Ministerstwo Magii poszukuje tego niebezpiecznego wichrzyciela w celu złożenia wyjaśnień. Uroczy eufemizm, ukrywający po prostu tortury prowadzące do równie widowiskowego usunięcia Eda z tego świata, by więcej nie podburzał podatnych mieszkańców Yorkshire do buntu. Służby nie radziły sobie z tym wyzwaniem, mijały długie miesiące poszukiwań, lecz nikt nie zdołał choćby o cal przybliżyć się do schwytania Quinleya. A ten – działał, nieustannie, coraz bardziej efektywnie, stając się w tych stronach kimś w rodzaju ikony, wzoru do naśladowania, nieoficjalnego przywódcy ruchu oporu wobec rządowych działań. Podobnego jego czarowi ulegali nawet niegdyś konserwatywni czarodzieje, dając się zwieść opowieściom o okrucieństwach, jakich dopuszczała się magiczna policja oraz poplecznicy Czarnego Pana. Apelował do ich moralności, wyrzutów sumienia; do przyszłości ich dzieci, umiejętnie manipulując poszczególnymi grupami społecznymi, które mniej lub bardziej jawnie zaczynały się aktywizować przeciwko dekretom Ministerstwa. Początkowo akcje mające miejsce w Yorkshire nie przyciągały uwagi, ale gdy zamiast w miarę mało szkodliwych zbiórek żywności dla mugolskich wiosek, łatwych do wyśledzenia i zakończenia, rozpoczęto regularną akcję ochronną dla szlamu, w tym bezpośrednie działania wojenne, czujne oczy Deirdre szybko zwróciły się w stronę Towtown. Należało uciąć głowę zdradzieckiej hydrze nim zrodzi kolejne, kto wie, może jeszcze bardziej charyzmatyczne i wpływowe. Hrabstwo było ważne taktycznie i politycznie, nie mogli pozwolić sobie na rozpalenie zarzewia buntu akurat tutaj, niemalże tuż pod okiem konserwatywnej arystokracji. Mającej swoje obowiązki i problemy, Mericourt wiedziała więc, że powinna działać sama, zresztą, miała ku temu lepsze warunki, bowiem nazwisko poszukiwanego nie było jej obce. Pamiętała Ramonę Quinley, jedną z opiekujących się nią urzędniczek starszego stopnia, która poświęciła całe swoje życie służbie w Ministerstwie Magii. Zdołała dowiedzieć się, że Ramona do niedawna dalej pracowała na stanowisku głównej księgowej działu dyplomacji i oficjalnie pokornie opowiadała się za poglądami obecnego rządu, odcinając się od kontaktów z krewnym. Kilka tygodni temu złożyła jednak wypowiedzenie, przechodząc na emeryturę – bez związku z poglądami władzy. Przynajmniej oficjalnie, bo Deirdre znała jej przywiązanie do rodziny i była pewna, że pod maską profesjonalizmu kryje się coś…zdradzieckiego.
Zamierzała to wykorzystać. Zdobycie adresu zamieszkania Ramony – na przedmieściach Towtown – nie było trudne, ta nie zmieniała miejsca pobytu od lat; stara panna z dwoma kotami, wielką wiedzą oraz silnym charakterem. Mericourt przeczuwała, że rozmowa może nie potoczyć się tak gładko, jakby chciała, potrzebowała więc pomocy: zdolności Corneliusa w zakresie zdobywania informacji wydawały się niezbędne. Quinley była harda, nieustępliwa, bystra nawet w kwestiach oficjalnych, a co dopiero, gdy chodziło o życie jej krewnego, ukrywającego się gdzieś na rozległych terenach należących do Carrowów. Gdyby pogawędka nie poszła po ich myśli, miała w zapasie charyzmę Sallowa, którego Quinley niezwykle lubiła.
Deirdre – wręcz przeciwnie, ale nie wahała się prosić go o pomoc, choć ujmowała to raczej w formę dyspozycji lub rozkazu. Wypełnionego niezawodnie, nie musiała czekać, polityk pojawił się jeszcze przed czasem. Od razu rozpoznała elegancki chód i smukłą sylwetkę; mierzyła uważnym wzrokiem każdy jego krok, aż przystanął tuż przed nią. – Odwiedzimy Ramonę Quinley. Pamiętasz ją, kierowniczka księgowości dyplomacji. Posiada cenne informacje o miejscu pobytu swego kuzyna – rozpoczęła od razu od konkretów, bez zbędnych powitań, komplementów i innych uprzejmości. Kiwnięciem głowy wskazała na wiszący niedaleko plakat mężczyzny o ptasim wyglądzie. – Zaczynamy łagodnie, ale jeśli nie będzie współpracować, musimy wydobyć informacje o Edmundzie za wszelką cenę – kontynuowała beznamiętnie, wymijając Corneliusa, by ruszyć w stronę bocznej uliczki, prowadzącej do Victoria Road, przy której w małym domku mieszkała Ramona, nie spodziewająca się ani gości, ani tego, że to popołudnie okaże się jednym z najważniejszych w jej życiu. A możliwe że – także ostatnim. – Jakieś pytania? – zerknęła na mężczyznę z ukosa, poprawiając kołnierz drogiego płaszcza wykończonego naturalnym futrem. Śnieg skrzypiał pod ich nogami, lecz nie czuła zimna, ubrana ciepło i z klasą, o jaką nikt by jej wcześniej nie podejrzewał. Zrobi Ramonie miłą niespodziankę. Ta zawsze radziła, by panna Tsagairt przykładała większą wagę do prezencji, zbyt zgrzebnej jak na gusta starszej czarownicy.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Towtown [odnośnik]01.06.21 19:01
8 grudnia

W trakcie spaceru poza granice Londynu (brak możliwości deportacji z własnego domu był irytującym, lecz niezbędnym poświęceniem dla wyższego domu), Cornelius nerwowo bawił się nową różdżką. Leżała w dłoni idealnie, Gregorowicz osobiście zapewniał Sallowa, że rezonuje z jego magią prawidłowo, będzie pan nawet bardziej zadowolony niż z poprzedniej - ale cóż innego miał powiedzieć, poprzednią Sallow nabył przecież u jego konkurencji. Wyeliminowanej z powodów politycznych, a nie praktycznych. Cornelius miał szczerą, gorzką nadzieję, że Gregorowicz godnie zastąpi Ollivanderów, którzy pozbawili świat swoich różdżek i swojego talentu w imię błędnych przekonań. Sallow stracił szacunek do ludzi, którzy nie potrafili nawet wybrać wygranej strony wojny, ale gdy Lancashire spłonie będą musieli się pilnować, by nie spalić ich lasów. Gregorowicz zrobi z nich dobry użytek.
Zacisnął palce na obcym, egzotycznym drewnie. Pau ferro. Wciąż wydawało się nieznajome, ale trzymając nową różdżkę czuł się nawet spokojniejszy niż z poprzednią. Rozgorączkowane myśli uspokajały się, nie tracił z oczu celu.

List od Tsa Mericourt wywołał, rzecz jasna, lekkie rozgorączkowanie. Minęło już kilka tygodni od ich ponownego spotkania i Sallow żałował już zarówno gwałtownej reakcji na wtargnięcie do własnej sypialni, jak i irracjonalnej zazdrości na pogrzebie. Deirdre powinna być zamkniętym rozdziałem. Nie rozumiał, dlaczego jej powrót do jego życia wzbudził w nim tak silne, sprzeczne emocje. Był rozsądny, wiedział, że między nimi wszystko skończone. Nie chciał jej widzieć na oczy częściej, niż to konieczne. Nie chciał czegokolwiek wspominać, czegokolwiek czuć. Męska duma wzbraniała się przed tym, że teraz to Deirdre wydawała mu rozkazy, ale polityczna ambicja kazała te rozkazy spełniać i spisać się jak najlepiej. Zrobić to, co ona. Stać się potężnym, niezastąpionym, rozpłynąć w czarnej mgle - o którą musiał zresztą spytać, choć póki co brakowało mu odwagi.
Rozkazy jednak nie nadchodziły, nie w październiku ani w listopadzie. Powinien czuć ulgę - perspektywa pracy dla Deirdre nieco przerażała, i tak miał ręce pełne roboty, a służbowe prośby od lorda Rosiera o wiele milej łechtały jego dumę.
A jednak czekał - czekał na jakiekolwiek słowo od niej, z niepokojącą nadgorliwością, a kopertę ze znajomym charakterem pisma rozdarł niecierpliwie, jak narkoman, jak legilimenta tuż przed zanurzeniem się w najciekawsze i najnamiętniejsze wspomnienia. List był chłodny, tak jak powinien i Cornelius szybko przywrócił się do porządku. Względnego. Spędził przed lustrem o wiele za dużo czasu, zastanawiając się, czy lata odcisnęły na nim widoczne piętno, nerwowo wypatrując śladów siwizny na skroniach i dobierając najlepszą szatę.

Deportował się spod granic Londynu i stawił w Towntown punktualnie, odrobinę przed czasem, ale nie nazbyt wcześnie. Szybko odnalazł wzrokiem znajomą sylwetkę, choć sama Deirdre zdawała się obca. Dawna Deirdre nigdy nie pomijała niezbędnych uprzejmości i nie przemawiała tak władczo. Dawna Deirdre nosiła drogie futra z nieco mniejszą pewnością siebie, uroczo zakłopotana pierwszym prezentem od niego. Ten płaszcz wyglądał nawet bardziej elegancko od tego, który kupił jej zakochany Cornelius.
-Dzień dobry. Jesteśmy na "ty"? - upewnił się grzecznie, on bowiem nie miał w zwyczaju zapominać o savoire-vivre, nawet teraz, nawet przy niej. Zdawała się jednak narzucić konkretne, nieco zbyt intymne ramy tej relacji i nadal być Deirdre, a nie panią Mericourt. No dobrze. Chyba, że miał się do niej zwracać bezosobowo, jak sobie życzy.
-Oczywiście, że pamiętam. Zawsze miło odwiedzać dawnych mentorów, nieprawdaż? - uśmiechnął się pod nosem, pytając nieco zbyt kąśliwie. Ramona nie była jego mentorką, rzecz jasna - pamiętał za to, że pomagała samej Deirdre, zanim jeszcze ją poznał, zanim stała się jego narzeczoną.
Wszystko pamiętał, taki już był.
-Zdradziła ci jakieś swoje słabości? Zaobserwowałaś coś sama, gdy współpracowałyście? - oczywiście, że miał pytania. Musiał wiedzieć, o czym porozmawiać z panią Quinley - i czego lub kogo, poza nieszczęsnym Edmundem, szukać w jej głowie.


Słowa palą,

więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.

Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Towtown Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Towtown [odnośnik]04.06.21 13:09
Wyglądał dobrze. Elegancko, z klasą, profesjonalnie. Odpowiedni człowiek na odpowiednim stanowisku; męski gwarant jej reprezentacyjnego sukcesu, droga ewakuacyjna, gdyby uprzejmość nie otworzyła stalowych drzwi w niezłomnym charakterze Ramony. Deirdre zawsze rozważała wszelkie ewentualności, opracowywała plany b, dbała w najmniejszych szczegółach o to, by powierzone zadanie wykonać co do joty. Tak miało być i tym razem, musieli - jako Rycerze Walpurgii - pozbyć się siejącego zamęt terrorysty, samozwańczego króla serc tego rejonu Yorkshire. Im szybciej, tym lepiej. Tego wieczoru Mericourt zamierzała rozwiązać ten problem raz na zawsze, nie istniała inna opcja, dlatego też znosiła towarzystwo Sallowa, wiedząc, że jest w pewien sposób gwarantem pomyślnego zakończenia pertraktacji, niezależnie od tego, jak krwawe się staną.
Miała tylko nadzieję, że krew popłynie z żył krnąbrnej informatorki, a nie z równie aroganckiego sojusznika Rycerzy, który szedł obok niej, pewny siebie, cwany i śliski, od razu serwując parę kąśliwych uwag. Musiała nad sobą panować, powrót z zaświatów Corneliusa mierził ją momentami dość silnie, lecz na szczęście Locus Nihil wydarło z niej większość emocji, zamieniając lodowy posąg na pustą w środku rzeźbę. Już nie musiała udawać, że coś jest dla niej obojętne: o ile nie doświadczała ataku furii, naprawdę kompletnie pozbawiono ją uczuć. Dla postronnego obserwatora nie zmieniło się wiele, pozostawała tak samo wyniosła, opanowana i sarkastyczna jak zwykle, dla Sallowa była to jednak pewnie nowość. Tak samo jak droga biżuteria, błyszcząca w zimowym świetle niczym niedorzecznie drogi płatek śniegu. Chciała zrobić na Ramonie dobre wrażenie.
- Możesz mówić mi madame, jeśli chcesz, ewentualnie moja pani, ale nie pozwolę ci całować się w dłonie. Ani po stopach. Nie licz na to - odparła z wystudiowaną gracją na specyficzne powitanie dawnego narzeczonego, po czym, nie zwlekając ruszyli razem w krótką drogę. - Nie wiem, czy będzie to miłe spotkanie. Mam nadzieję, że Quinley zrozumie, w jakiej jest sytuacji, ale jeśli nie, zajmę się nią, a ty wyciągniesz z niej interesujące nas informacje - przedstawiła zarys negocjacji, wiedząc, że może się on zmienić całkowicie: wiele zależało od niewiadomych, od zacietrzewienia Ramony, od jej nastroju, od stanu, w jakim ją odnajdą. - Rodzina jest jej słabością i siłą zarazem. Zawsze broniła swoich, za wszelką cenę. Jej więź z najbliższymi już wtedy mnie dziwiła. Naprawdę byli ze sobą zżyci, niezależnie od stopnia pokrewieństwa czy powinowactwa. Nie będzie łatwo przekonać ją do zdradzenia miejsca pobytu Edmunda - wyliczyła wszystkie ważne informacje, chcąc przygotować Corneliusa na to, co zastaną na miejscu.
Miejscu zadziwiająco zadbanym. Uroczy domek na końcu ulicy od razu rzucał się w oczy: wyglądał jak żywcem wyjęty z baśni Barda Beedle, przysypany śniegiem, z pięknie ozdobionym ogrodzeniem i wieńcem na drzwiach. Z komina unosiła się wąska smuga dymu, a zza oszronionych szyb przebłyskiwało ciepłe światło. Deirdre powoli podeszła do furtki, zaciskając palce na różdżce ukrytej w rękawie drogiego futra: nic nie wskazywało na to, by dom był chroniony zaklęciami, zresztą, nie było takiej potrzeby. Quinleyowie byli czystej krwi, pracowali dla Ministerstwa i tylko jedno diabelskie nasienie zanieczyściło ich nazwisko. Szkoda, że Ramonie nie zależało na tym, by się go pozbyć.
Czarownica powitała ich zza wpół uchylonych drzwi. Postarzała się, bardzo. Siwe włosy spinała w ten sam gruby warkocz, a błękitne oczy spoglądały na nich zza grubych szkieł, podkreślających tylko przeszywające spojrzenie. - Pani Quinley, wspaniale panią widzieć. Nie wiem, czy mnie pani pamięta: to ja, Deirdre Tsagairt. A to: Cornelius Sallow. Pracowaliśmy razem w Ministerstwie. Nie widzieliśmy się przez długie lata, ale wie pani, zbliżają się święta a czasy są niespokojne, więc... - powitała kobietę, zupełnie zmieniając już głos. Na ciepły, kokieteryjny wręcz, uprzejmy, prawie pokorny. Chciała kontynuować i wyjaśnić powód ich przybycia, ale oczy kobiety zmieniły swą aurę z podejrzliwości i zdziwienia, na zadowolenie, zwłaszcza, gdy ujrzała w wyciągniętej ręce Deirdre pięknie opakowane bombonierki o smaku czereśni. Jej ulubione.
- Ależ oczywiście, wchodźcie, wchodźcie, panie Sallow, to zaszczyt gościć pana w mych progach! Dei, pięknie wyglądasz, ale nie poznałabym cię na ulicy - zapewniła szybko kobieta, zapraszając ich do środka. Wydawała się odrobinę skonsternowana, ale zachowywała się według protokołu, komplementując oraz prowadząc do wystawnego salonu. Deirdre uśmiechała się dalej, pozwalając Sallowowi zdjąć z siebie płaszcz ozdobiony futrem, ale w ferworze powitań nie puściła różdżki, skupiając się na próbie rzucenia zaklęcia niewerbalnego. Homenum Revelio; chciała, by objęło swym działaniem cały niewielki domek: dobrze byłoby upewnić się, że są w budynku tylko we troje.

konsekwencje locus, niżej rzut na niewerbalne homenum revelio


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Towtown [odnośnik]04.06.21 13:09
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 29
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Towtown Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Towtown [odnośnik]09.06.21 17:58
Chyba nawet by mu pochlebiło, że Deirdre myśli jeszcze o jego krwi, że myśli o nim w ogóle. Panowała nad emocjami lepiej niż młoda kobieta, którą pamiętał. Tamtą Deirdre czytał nawet bez legilimencji, a ta - była zagadką, z posągową maską na obojętnej twarzy. Może to właśnie ta obojętność tak zabolała go na pogrzebie. Spędził w cudzych głowach zbyt wiele czasu, by nie wiedzieć, że to obojętność zabija wspomnienia - a nienawiść je podsyca.
Próbował zresztą sprawić, by Deirdre stała się mu całkowicie obojętna. Jak widać, bez powodzenia.
-Albo obydwoje jesteśmy na „ty”, albo będziesz nazywać mnie panem Sallow, madame. - odparował, niesiony na fali urażonej dumy, korzystając z sekund, w których ego było silniejsze od strachu przed Mrocznym Znakiem na jej przedramieniu. Zacisnął lekko usta, a potem wziął głęboki oddech. Musiał się pilnować, ale… -Jestem ci poddany, ale mam swoją dumę, Deirdre. - przypomniał jej spokojniej. Trudno powiedzieć, czy cień smutku w jego tonie był zamierzony. Może znowu próbował grać na jej emocjach, łagodząc wydźwięk własnych słów, a może naprawdę opłakiwał w sercu to, co się z nimi stało.
Z Corneliusem Sallow zawsze trudno było mieć pewność, szczególnie, gdy nie widziało się go tyle lat. Sam nie miał zresztą pewności, czy umiałby okłamać Deirdre, w końcu - nie licząc tamtych kłamstw na samym końcu, wypowiedzianych by wyciągnąć prawdę z jej głowy - zawsze stawiał w ich relacji na szczerość.
Na szczęście, dzisiaj musiał okłamać jedynie Ramonę Quingley, a z tym doskonale sobie poradzi. Nie była dla niego nikim, nawet dawną mentorką. Była jedynie narzędziem. Okazją do legilimencji doskonałej, jeśli jego pani sobie tego zażyczy.
-Więź zawsze można zerwać. Odpowiednią perswazją i… nie tylko. - powstrzymał odruch wywrócenia oczyma, w końcu słuchał się dzisiaj Deirdre. Uśmiechnął się więc jedynie lekko, porozumiewawczo, albowiem miał wiele pomysłów na odpowiednią perswazję, o ile tylko Deirdre zdecyduje się skorzystać z jego inwencji. Może miała własny plan.
Pomysły zaś przyćmiły jedną, cichą acz irytująco natrętną, myśl na pograniczu podświadomości. Rodzina faktycznie jest słabością. Słabością, której - pomimo upływu lat - najwyraźniej nie mógł się pozbyć.
No cóż, przynajmniej Deirdre nie mogła czytać mu w myślach. Spróbował pocieszyć się w duchu, wyprostował się dumnie i ruszył za madame Mericourt, nienawidząc w sercu kogoś, kto dał jej to nazwisko.
U progu drzwi Ramony przywdziali maski. Deirdre na moment stała się ciepłą, serdeczną narzeczoną, którą pamiętał. Nostalgia odezwała się echem w sercu, ale chłodny umysł szybko przejął dowodzenie i Cornelius przywdział na twarzy swój ministerialny uśmiech.
-Pani Quinley, tak się cieszę, że jest pani w dobrym zdrowiu. Nigdy nie zapomnę, jak wiele przysług wyświadczyła pani mojej narzeczonej - może Deirdre nie zabije go wzrokiem (zresztą nie mogła, nie mogli wypaść z roli), nie mógł odmówić sobie drobnego niedomówienia, które Ramona i tak zapomni i które załagodzi ewentualne zdziwienie wywołane ich widokiem, razem. Jeśli pamiętała, że zerwali, to niech dopowie sobie co chce - choćby to, że się zeszli. -Jako przedstawiciel Ministerstwa nie zapominam zaś o tak zasłużonych pracownikach. Czasy są w istocie ciężkie, czy ma pani wszystko, czego potrzeba pani i rodzinie na Święta? Proszę wybaczyć, nigdy nie rozmawialiśmy o rodzinie, ale mam nadzieję, że nie spędza ich pani sama? - kontynuował pewnym siebie i łagodnym tonem, nie dając Ramonie szansy na zadanie własnych pytań i nabranie wątpliwości. W rękach wciąż trzymał futro Deirdre, a konkretniej - w lewej ręce. Prawa dłoń ściskała różdżkę, chwilowo bezpiecznie skrytą pod materiałem - na tyle obszernym, by podnieść go nieco do góry, zostawiając odpowiednią przestrzeń na manewrowanie różdżką.
-Och, to bardzo miło, że pan pyta, ale… w istocie spędzam je sama. To nic takiego, w moim wieku traci się wielu bliskich. - uśmiechnęła się przepraszająco pani Quingley, wskazując Corneliusowi wieszak na płaszcze, a Sallow taktownie podążył spojrzeniem za gestem jej dłoni. Spróbował podchwycić wzrok Deirdre, albowiem na Ramonę nie musiał patrzeć aby próbować wykryć kłamstwo.

rzucam na wykrycie kłamstwa (ST 51), jeśli się uda to czuję, że Ramona kłamie i patrzę porozumiewawczo na Deirdre
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Towtown Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Towtown [odnośnik]09.06.21 17:58
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 68
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Towtown Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Towtown [odnośnik]10.06.21 14:40
Uśmiechnęła się kącikiem ust, sarkastycznie, na ostre słowa Corneliusa. Był słodki, gdy się złościł. Odwrócenie ról było satysfakcjonujące, to nie on był jej wiekowym przewodnikiem po świecie dyplomacji, to ona posiadała większą władzę i dominowała w tej nieoczywistej relacji, z czego zamierzała korzystać. Zbyt długo była pod męskim butem, by odmówić sobie przyjemności drażnienia wrażliwego, męskiego ego. – Stawiasz mi warunki, Corneliusie? Naprawdę? – zapytała rozbawiona, zerkając na niego z ukosa, z drapieżnym błyskiem w kocim oku, o nietypowym kształcie podkreślonym jeszcze czarną kreską makijażu.- Nie obchodzi mnie twoja duma. I nie mam czasu na szczeniackie przepychanki dotyczące nazewnictwa – ucięła zdecydowanie, już bez wesołości, zastanawiając się, dlaczego ciągle wzbudza w byłym narzeczonym tak silne emocje. Minęło wiele lat, ona zmieniła się niemal nie do poznania, podczas gdy on – wydawał się taki sam. Do bólu profesjonalny, sprytny i przewrażliwiony na swoim punkcie. Dziś potrzebowała tylko dwóch jego cech, licząc, że ta trzecia nie przekreśli wspólnych starań, mających na celu pochwycenie Edmunda.
Mieli do swojej dyspozycji pełne spektrum możliwości, o jakich nonszalancko wspominał Cornelius. Od perswazji po brutalność; dla Dei było to właściwie obojętne, lubiła jednak czystą robotę, bo przecież pastwienie się nad staruszką nie stanowiło wyzwania, a stara krew nie pachniała tak słodko, jak ta cieknąca z młodych ciał, pełnych niewykorzystanego potencjału magicznego.
Prawie rozmarzyła się wspomnieniami. Prawie, bo przecież nie musiała specjalnie się starać, by zachować stoicki spokój, skryty pod wymienianymi uprzejmościami, uśmiechami i całym tym powitalnym teatrem, pozwalającym bez wzbudzania powszechnej paniki znaleźć się w bezpiecznym domu dawnej pracownicy Ministerstwa Magii. Pamiętającej przeszłość, powracającą w krzywym zwierciadle, gdy Cornelius ośmielił się nazwać ją mianem dawno już nieaktualnym. Deirdre nawet nie mrugnęła, słysząc o narzeczeństwie, uśmiechała się dalej, łagodna i spokojna, tak, jakby takie nadużycie nie wywołało rozbłysku gniewu. Porozmawiają o tym potem, cel uświęcał środki, a Ramona niezwykle lubiła ich razem, mogli więc więcej ugrać wspólnymi siłami. Pozwoliła Sallowowi na przejęcie pałeczki konwersacji, wiedząc, że ten spróbuje wybadać grunt. Czy Ramona kłamała? Czy naprawdę z godnej urzędniczki stała się zdrajczynią? Szybkie spojrzenie czarodzieja mówiło więcej od słów. Nauczyła się rozpoznawać jego myśli, intencje, polecenia: tak działali przed laty, płynnie poruszając się na dyplomatycznych salonach, bez możliwości swobodnej rozmowy. Wystarczyło mrugnięcie, wcześniej zaplanowany gest, sięgnięcie po kieliszek w wystudiowany sposób, by porozumieć się niewerbalnie. Wyuczone przed laty gesty nie uległy zapomnieniu, ciągle wiedziała, co oznaczają i potrafiła odczytać intencje Corneliusa bez słów – przynajmniej, jeśli jej na to pozwalał, beztrosko zagadując Ramonę i pozwalają poprowadzić się jej do salonu. Dało to Dei kilkanaście sekund na to, by ponownie rzucić zaklęcie ukazujące zgromadzonych w małym domku ludzi. Dwie sylwetki w salonie, wiadomego pochodzenia – i jedna, poniżej ich stóp, nieco na wschód, w czymś w rodzaju…piwnicy? Dziwne, z zewnątrz domu nie było widać żadnych okienek ani zejścia niżej, chatka wyglądała na niewielką i ograniczoną tylko do parteru. Cóż, trzeba będzie się temu dokładniej przyjrzeć. Niedługo.
Na razie dalej sprawiali idealne pozory, gawędząc o pogodzie, o pracy i o nadchodzących świętach. Deirdre weszła do salonu chwilę później, zajmując miejsce na obitej pluszem sofie tuż obok Corneliusa, przelotnie kładąc mu dłoń na prawym ramieniu. Dla postronnego obserwatora był to czuły gest bliskości, dla nich jedna z ukrytych wiadomości, sugerująca, że w towarzystwie znajduje się ktoś, na kogo trzeba uważać. Miała nadzieje, że polityk zrozumie, że nie chodzi o siedzącą naprzeciw nich kobietę, a o kogoś jeszcze. Ten kod przydawał się na salonach, gdy do grupki rozmawiających zbliżał się ktoś jeszcze: pozwalało to w czas ukrócić wątki mogące zaburzyć konwersacyjną równowagę lub przyczynić się do skandalu. Dziś wykorzystywali swój własny język na znacznie skromniejszych pokojach dziennych.
- Przykro mi, samotne spędzenie świąt musi być ciężkim doświadczeniem. A propos bliskich – czy ma pani może kontakt ze swoim kuzynem, Edmundem? – zagadnęła w końcu, wygodniej rozsiadając się na kanapie. Założyła nogę na nogę, dbając o to, by spod drogiej sukni nie wydostała się okryta pończochami łydka. Deirdre dalej uśmiechała się wyrozumiale, cierpliwie, obserwując bez mrugnięcia twarz dawnej współpracowniczki. Księgowej. No, dalej, Ramono, czy naprawdę opłaca ci się ukrywać mordercę? – Proszę wybaczyć, jeśli poruszenie kwestii waszego pokrewieństwa budzi niechęć…Na pewno zerwałaś z nim kontakt, po tym wszystkim, czego się dopuścił. Podburzanie ludzi do buntu, pomoc w przemycie szlamu – no i bezpośrednie starcie z siłami rządowymi, w czasie którego zginęło dwoje szanowanych magicznych policjantów. Mieli małe dzieci. Jeden dwójkę, właśnie rozpoczęli naukę w Hogwarcie, drugi – niemowlę, małą Georgię– zawiesiła głos ze smutkiem, wzdychając ciężko. Chciała odmalować haniebne działania Edmunda w najpaskudniejszych barwach, natrafić na czuły punkt w Ramonie, sprawić, by pękła. – Znałeś oficera Hanksa, prawda, Corneliusie? – odwróciła się do towarzysza, pozwalając i mu oczarować kobietę brutalnością czynów kuzyna. Otrzymywała szansę, by przemyśleć swoje zachowanie: otwierali jej oczy na zbrodnie, jakich dopuścił się mężczyzna, najprawdopodobniej ukrywany przez nią w jej własnym domu. Powróciła wzrokiem do Ramony, czekając na jej reakcję. Czy była świadoma, że od niej właśnie zależy, jak zakończy się to spotkanie?
homenum revelio.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Towtown [odnośnik]14.06.21 16:14
Skrzywił się na moment pod naporem jej drapieżnego spojrzenia, wciąż trochę przytłoczony tym, że to ona wydawała tu rozkazy i chyba najzwyczajniej w świecie zagubiony. Zaraz jednak opanował własną mimikę i przybrał na twarz promienny, fałszywy i doskonale znany eks-narzeczonej uśmiech.
-Oczywiście, Deirdre. - odpowiedział uniżonym tonem, tak jak sobie życzyła. Skoro nie miała czasu to pozostanie Deirdre a nie żadną madame, proszę bardzo. On nie miał czasu na dreszcze złości ilekroć tytułuje ją tym nowym nazwiskiem. Może i podlegał teraz Śmierciożerczyni, ale jej duma nie miała nic wspólnego z wykonywanym zadaniem, a Czarny Pan na pewno nie byłby zadowolony z rozkojarzonego sługi.
Gdy jeszcze stali w centrum miasteczka, napięcie między parą eks-narzeczonych iskrzyło, a Cornelius miał wrażenie, że przeszłość oddziela ich od siebie grubym murem. Tak, jakby widział Deirdre jak przez szybę i jakby między nimi narósł dystans nie do pokonania. Gdy byli jeszcze ze sobą, byli przecież bardzo innymi ludźmi. I chyba każde z nich próbowało wtedy udawać kogoś lepszego, a przynajmniej on. Może Deirdre nie udawała nikogo i może to właśnie teraz stała się lepsza - ale o tym Cornelius nie mógł myśleć, to za bardzo bolało.
Za to gdy przestąpili już próg domu, mur rozpłynął się w powietrzu. Nagle, skupieni na Ramonie, a nie na sobie samych, bez problemu wślizgnęli się w ramy dawnej relacji. A może mu się wydawało? Nie, nie mogło mu się wydawać - w czarnych oczach zobaczył znajomy błysk w odpowiedzi na własne, porozumiewawcze spojrzenie. Zaś ręka na ramieniu... naprawdę pamiętała ich bankietowy kod?
Deirdre była sprytna, nic nie czyniła przypadkowo. Na wszelki wypadek, postanowił założyć, że nie są sami. Powstrzymał odruch rozejrzenia się po pomieszczeniu, świadom, że jego atutem są legilimencja i charyzma, a nie spostrzegawczość. Magia zaś mówiła mu, że Ramona kłamie - wcale nie miała zamiaru spędzić Świąt samotnie.
Miał zamiar przejść do dalszych pytań subtelnie, dyplomatycznie, ale Deirdre wystrzeliła z imieniem Edmunda prosto z mostu. Cornelius westchnął w duchu i spróbował nie patrzeć na Ramonę zbyt natarczywie, staruszka zaś nie okazała w żaden sposób speszenia. Jeszcze nie. Czy wiedziała już, po co tu byli? I że, choć sama była sprytna jak lis, jest teraz tylko owcą przy dwóch wygłodniałych wilkach?
-Deirdre, nie psujmy nastroju tak przykrymi tematami. Przecież to oczywiste, że pani Quingley nie ma nic wspólnego z kimś takim, a w każdej rodzinie może się trafić czarna owca. - parsknął, wchodząc w rolę odrobinę-lepszego policjanta i prędko odgarniając myśl o czarnej owcy wśród samych Sallowów. Deirdre pociągnęła jednak temat, a on zrozumiał.
W duchu uśmiechnął się szeroko, ale na Ramonę spojrzał z bezbrzeżnym smutkiem.
-Oczywiście, to niebywale smutne i niebywale szkodliwe, gdy ktoś taki trafi się w porządnej rodzinie, doskonale rozumiemy pani ból. - westchnął, wbijając w panią Quingley przenikliwe spojrzenie. Starsza pani uczyniła ruch, jakby chciał zerwać się z kanapy i - choćby - poczęstować gości herbatą, ale Cornelius powstrzymał ją stanowczym gestem dłoni. -Spokojnie, proszę sobie darować poczęstunek. Wiemy, jak ciężko o zapasy - szczególnie po tym, gdy mugole zaczęli napadać na czarodziejskie transporty. Właśnie dlatego buntownicy z dobrych rodzin szczególnie szkodzą. - westchnął teatralnie. -Sami mugole byliby zbyt słabi, by cokolwiek zrobić, a mugolacy są po pierwsze słabymi czarodziejami - co było nieprawdą, ale kłamstwo wielokrotnie powtarzane staje się przecież prawdą -A po drugie nie zdobyliby społecznego poparcia. Najgorsi są zdrajcy wojennej sprawy, czarodzieje czystej krwi, którzy wmawiają innym, że mugole nie są dla nas zagrożeniem, którzy zapominają o płonących wciąż stosach - ostatni artykuł Walczącego Maga przedstawiał wszak stosy jako teraźniejszy horror, a nie traumę z przeszłości -i przez których dzieci Hanksa nie mają co włożyć do ust. Jego żonie jest naprawdę ciężko wykarmić samej niemowlę, na szczęście pomagają jej dobrzy ludzie... - uśmiechnął się słodko, zupełnie jakby to on sam pomagał pani Honkes, choć własnych zapasów jedzenia przecież skrupulatnie pilnował. Kuguchara trudno wykarmić.
-Słyszały drogie panie o atakach w północnym Westmorland? - zmienił temat. Westmorland było na tyle daleko, by Ramona nie musiała o tym słyszeć, a zarazem na tyle blisko Yorkshire, by Edmund mógł potencjalnie maczać w tym palce. Herbatka w sumie naprawdę by się przydała, dla lepszego efektu, ale nie miał zamiaru wypuścić stąd Ramony. -Czarodziejską wioskę okradziono z zapasów na zimę, zabito wszystkich, nawet dzieci.

perswazja III (podpieram się kłamstwem II, ale czyny Edmunda to prawda)
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Towtown Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Towtown [odnośnik]18.06.21 10:03
Deirdre z ubolewaniem pokiwała głową, odgarniając za ucho kosmyk czarnych włosów. Tak, w każdej rodzinie mogły zdarzyć się przykre wyjątki potwierdzające regułę pokory wobec aktualnych rządów Cronusa Malfoya, lecz wszystkie zebrane informacje świadczyły o czymś przeciwnym. Ramona odeszła z Ministerstwa Magii, wśród znajomych wypowiadała się wręcz krytycznie na temat dekretów oraz decyzji politycznych, a teraz...Cóż, okłamywała ich prosto w twarz, próbując stworzyć fikcyjny obrazek samotnej czarownicy, która nie ma o niczym pojęcia, głupiej i naiwnej, obojętnej na fakt, że bliski siostrzeniec sieje krwawy zamęt w hrabstwie, w którym tylko przypadkiem mieszkała.
Wszystko układało się w całość, korzystną dla nich, dla samej (starej) panny Quinlej: wręcz przeciwnie. Deirdre uważnie obserwowała wyraz twarzy kobiety, kiedy ta skupiała się na prowadzeniu rozmowy z Corneliusem. Działali już tak w przeszłości, w duecie, uzupełniając wzajemnie luki, wyprzedzając przeciwnika o krok, rozkojarzając go podwójnym skupieniem lub odgrywaniem prastarych, retorycznych ról. Cornelius gładko wszedł w rolę dobrego aurora, wyrozumiałego, przejętego losem skrzywdzonych przez terrorystów, współczującego i tak doskonale gładkiego w deklamowanych słowach, brzmiących szczerze i prosto, że nie istniała żadna zadra, o której fałsz Ramona mogłaby się zaczepić, by uchronić się przed upadkiem. Metaforycznym, ciągle siedziała na wygodnej kanapie w ciepłym domu, lecz rozszerzone źrenice zdradzały przejęcie, a obrazowe słowa Sallowa trafiały na podatny grunt.
- Przyjdzie nam obchodzić święta w naprawdę smutnych okolicznościach. Wielu godnych obywateli zostało w ten sposób okradzionych nie tylko z jedzenia, ale i z poczucia bezpieczeństwa. I czarodziejskiej solidarności. Mugole nie byliby w stanie napaść na transport, pomagali im zdrajcy, plujący na nas, na swoich braci i siostry- weszła towarzyszącemu jej mężczyźnie w słowo, nostalgicznie, ze smutkiem, przenosząc spojrzenie na płonący za plecami Ramony kominek. Wolałaby, by czarownica uległa, by pojęła swoje błędy, by postawiona przed krwawymi przewinami siostrzeńca zdradziła miejsce jego pobytu, w innym wypadku skończy jako podpałka do drewna: a zapach palonego, ludzkiego mięsa trudno było wywabić z ciężkiego futra, wiszącego w przedpokoju.
- Tak, ten atak był szeroko opisywany w mediach. Potworna tragedia - mruknęła ze smutkiem Deirdre, reagując w ten sposób na wieść o masakrze w Westmorland. Tak naprawdę w wiosce mieszkali sami dobrze sytuowani czarodzieje czystej krwi, blokujący dostęp do dóbr ludziom z okolicznych wiosek, ale nie miało to znaczenia: każdy, kto podnosił rękę na obywateli popierających rządy Cronusa Malfoya, wykonującego wszak sugestie Czarnego Pana, zasługiwał na karę. Zwłaszcza, gdy pozostawiał po sobie zgliszcza. Mericourt słyszała plotki, że do masakry przyczynił się raczej pożar magicznych fajerwerków, składowanych przez bogatych mieszkańców, by hucznie celebrować nadchodzące święta, lecz ta drobna informacja nie mogła wybrzmieć. Musieli przekonać Ramonę do tego, by wyjawiła im miejsce pobytu Edmunda, albo po dobroci, albo siłą. - Przeraża mnie to, co dzieje się z zdrajcami krwi. Nie rozumiem ich motywacji, lękam się, że konflikt będzie tylko eskalował...A to, co dzieje się w Yorkshire pod przewodnictwem miejscowego watażki...Naprawdę, brak mi słów. Nigdy nie sądziłam, że znajdziemy się w takim momencie wojny, gdy nasi czarodziejscy bracia będą wbijać różdżki w nasze plecy i rozlewać krew niewinnych cywili, by osiągnąć własne cele - posmutniała, mówiąc szczerze, logicznie, ujmująco, w całej swej melancholii i przejęciu będąc wręcz kokieteryjną. Widziała blask w oczach Ramony, drżące kąciki ust: wyglądało na to, że czarownica była nieświadoma okrucieństw, do jakich zdolny był Edmund, a odmalowane przed nią konsekwencje trafiały na podatny grunt. - Chciałabym ich zrozumieć. Porozmawiać z nimi. Może udałoby się dojść do porozumienia? Zorganizować zawieszenie broni - chociaż na czas świąt? - zastanowiła się na głos, zmartwiona i posmutniała, spoglądając na Corneliusa, tak, jak kiedyś, za dawnych lat, gdy był dla niej wzorem. - Nie ukrywam, że też w takiej intencji spotkaliśmy się u pani. Zna nas pani dobrze, wie pani, że działaliśmy i działamy zawsze dla dobra obywateli. Nie chcemy dalszego rozlewu krwi, chcemy zapobiec eskalacji konfliktu. I...mam nadzieję, może naiwną, drogi Cornelius mówił, że to może wręcz głupie, ale...czy mogłaby pani zorganizować spotkanie z Edmundem? Ma może pani do niego jakikolwiek kontakt? Wierzę, że zdołałabym go przekonać, razem z Corneliusem. Lepiej, byśmy zrobili to my niż magiczna policja - dodała znacząco, spoglądając prosto w oczy Ramony. Znała ją, jej wierność zasadom oraz chęć pomocy petentom; miała nadzieję, że jej czar oraz szacunek, jaki czarownica żywiła do Corneliusa, sprawią, że ta zdradzi miejsce pobytu Quinleya.

| a działajmy losowo; biorąc pod uwagę nasze biegłości 70% procent szans na przekonanie; rzut za Ramonę: współpracuje, przekonana (1-69), nie współpracuje (70-100)


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Towtown [odnośnik]18.06.21 10:03
The member 'Deirdre Mericourt' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 15
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Towtown Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Towtown [odnośnik]21.06.21 17:59
Dzięki dekadom praktyki, utrzymywał dokładnie taką minę, jak chciał. Pohamował odruch uniesienia kącików ust do góry w lisim uśmiechu, kontrolując każde drgnienie mięśni i pozorując łagodną troskę. Jedynie w zielonych tęczówkach zalśnił błysk uznania dla gry aktorskiej Deirdre. Czy eks-narzeczona uwierzyła w starannie opisaną w mediach narrację rzezi w Westmorland, w jego narrację? Wątpił - w Londynie i w kręgach Czarnego Pana miała lepszy dostęp do prawdziwych informacji, zresztą nawet kilka lat temu Deirdre była na tyle błyskotliwa by przejrzeć większość politycznych kłamstw. Dlatego - jakże naiwnie - postanowił zresztą, że zawsze będzie z nią szczery. Dawne obietnice i dawna miłość rozpadły się w proch, ale teraz mogli wykorzystać strzępy (czyżby tylko strzępy? Współpracowali o wiele lepiej, niż Sallow się spodziewał, momentalnie odkładając na bok dawne animozje) zbudowanej przed laty więzi do przekonania Ramony do współpracy.
-Nikt nie pragnie rozlewu krwi. Wszyscy jesteśmy czarodziejami, magiczni nigdy nie będą i nie byli wrogami Ministerstwa. Nawet z największymi fanatykami udałoby się dojść do porozumienia. Nawet nieporównywalnie zbrodnie lordów z Półwyspu Kornwalijskiego nie zostały należycie ukarane, ponieważ wiązałoby się to z przelaniem krwi cennych członków naszego społeczeństwa. - albo dlatego, że nie zorganizowano obecnie środków by najechać na ten Półwysep a zdrajcy i zbrodniarze Macmillan i Prewett ukrywali się zbyt dobrze. -Ministerstwo jest miłosierne i zatroskane, doprawdy nie rozumiem, dlaczego tylu czarodziejów wierzy w fałszywą propagandę. - westchnął, kręcąc głową. -Zresztą, pani sam o tym wie. - nie, nie wiedziała. Odeszła na emeryturę, nie wiedziała jak radykalne stało się teraz Ministerstwo, a Cornelius grał umiejętnie na tej niewiedzy i na najzwyklejszej nadziei, że wydanie kuzyna nie będzie się wiązać z jego śmiercią. Łgał jak z nut, choć nie do końca - Malfoy nie skazałby przecież poszukiwanych listem gończym śmierć... a pewnie na powolne męki w Azkabanie. A co do samego Edmunda, Cornelius nie miał pojęcia, co zrobi z nim Deirdre. Podejrzewał, ale nie wiedział, jak bezwzględna stała się z biegiem lat kobieta, którą kochał. A niewiedza pomagała w kłamstwach.
Dopomógł argumentom Deirdre na tyle, na ile mógł - brunetka skrzyżowała wzrok z Ramoną, a Cornelius odchylił się lekko w tył, czekając na rozwój sytuacji.
Wtem zaskrzypiały drzwi. Sallow sięgnął po różdżkę i instynktownie odwrócił się w tamtą stronę, a Deirdre mogła ujrzeć w oczach Ramony najczystsze przerażenie.
-Dorzucić do kominka? O, masz gości...? - do salonu wszedł niemłody już, ale dużo młodszy od Ramony i nieco młodszy od Corneliusa brunet, w szarych spodniach i niedopiętej koszuli. Sallow uniósł brwi, wysoko, rozpoznając w nim... zapomniał nazwiska gościa, ale ewidentnie był sekretarzem albo stażystą w departamencie Ramony. Wtedy młodziutkim, ale chyba żonatym.
No proszę.
Gdyby spojrzenia mogły zabijać, pani Quingley spiorunowałaby wzrokiem swojego... towarzysza. Cornelius dostrzegł jednak na jej twarzy coś jeszcze. Troskę, strach?
-Proszę się nie krępować, nie chcieliśmy przeszkadzać. Chętnie zapomnimy o całej sytuacji... i Deirdre ma rację, faktycznie myślałem, że nasza prośba jest może głupia, że tak szanowana... - zerknął na znajomego-nieznajomego mężczyznę, zaciskając palce na różdżce i po raz pierwszy pozwolił sobie na złośilwy uśmiech. Dodatkowy powód do szantażu sam spadł im z nieba... -czarownica jak pani nie ma z Edmundem kontaktu, ale gdyby wiedziała o nim pani cokolwiek, bylibyśmy dozgonnie wdzięczni. - jeśli Ramona próbowała uciec spojrzeniem od wzroku Deirdre, to napotkała wbite w swoją twarz zimne, czujne tęczówki Corneliusa. Uśmiechał się nadal miło, ale już nie aż tak miło.
Towarzysz pani Quingley miał w ręce jedynie pogrzebacz, najwryaźniej nie był na tyle bystry, by wychodzić z sypialni z różdzką.
-Ja... nie utrzymuję z nim kontaktu, niewiele wiem, naprawdę... ale słyszałam, że ukrywa się w leśniczówce w lesie pod Towtown... - westchnęła ciężko Ramona, a pot skroplił jej czoło.
Cornelius zacisnął mocniej palce na różdżce, gotów wymownie skinąć Deirdre głową, na wypadek gdyby kłamała. A jeśli wyczuje prawdę - po prostu uśmiechnie się wdzięcznie do Ramony.

rzucam na wykrycie kłamstwa, st 51
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Towtown Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155
Re: Towtown [odnośnik]21.06.21 17:59
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 26
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Towtown Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Towtown [odnośnik]22.06.21 12:25
Przywykła do takiej roli: ozdoby, ładnego dodatku do salonowej konwersacji, estetycznego potwierdzenia słów mężczyzny, któremu towarzyszyła. Chwalono ją za bystrość i wiedzę, oczywiście, że tak, lecz zawsze było to podyktowane zdziwieniem, że tak młoda osoba, do tego płci pięknej, potrafi prowadzić pasjonującą rozmowę, popartą finezyjnymi argumentami. Dopiero Wenus nauczyło ją większej otwartości, działania w pojedynkę, w pewnym stopniu nawet arogancji: coraz częściej zdawała sobie sprawę z tego, jak cenne doświadczenie zdobyła w luksusowym przybytku. Nie był to tylko okres upokorzenia, potrafiła z najpodlejszego czasu wyciągnąć najlepsze lekcje, pozwalające działać skuteczniej. Płynniej, celniej, chociaż w tej sytuacji oddawała część przestrzeni Sallowowi, wiedząc o słabości Ramony do dojrzałego polityka. Czasem trzeba było usunąć się nieco w cień, by osiągnąć zaplanowany cel.
- Cornelius ma rację, jak zwykle – dodała ciszej, przesuwając spojrzenie z przejętej, pobladłej rozmówczyni na siedzącego obok niej polityka, starając się nadać swojemu spojrzeniu ujmującej mieszanki podziwu, dumy i trochę rozczulonego oddania. To nic, że nie czuła naprawdę żadnej z tych emocji, potrafiła je odegrać bez fałszu, kończąc króciutki spektakl smutnym westchnieniem. Miała tylko nadzieję, że Cornelius nie wyobrazi sobie za dużo. Grała, kłamała, kokietowała, a wszystkie gesty odkopujące ich przeszłą relację były wystudiowane. W odróżnieniu od poparcia, którego udzielała działaniom miłosiernego Ministerstwa Magii całkowicie szczerze. – Wiem, że i pani dobro magicznego społeczeństwa leży na sercu. Zawsze była pani dla mnie wzorem troski o petentów – dodała jeszcze ciszej, odnosząc się do dawnych czasów. Pociągnęłaby temat, ale w konwersacji pojawił się nagle ktoś niespodziewany. Skrzypnięcie drzwi wywołało bliźniaczą reakcję Corneliusa i Deirdre, również sięgnęła po różdżkę, mierząc w twarz starszego mężczyzny. Nie Edmunda, w niczym nie przypominał człowieka patrzącego posępnie z listów gończych. Czas odcisnął na nim swoje piętno, Mericourt jednak i tak rozpoznała w nim podksięgowego, pana Hallowaya. Szczęśliwie żonatego, dalej pracującego w Ministerstwie Magii, chwalącego się doskonałą rodziną i równie nienaganną reputacją.
Poważnie nadszarpniętą przez potencjalny skandal. A więc to jego sylwetkę wykryło wcześniej rzucone zaklęcie Homenum Revelio. Powoli opuściła różdżkę, uśmiechając się przepraszająco. Dei z jednej strony czuła żal, że to nie ukrywany w piwnicy Edmund, z drugiej – otrzymali w końcu wychrypianą informację o miejscu jego przebywania. Leśniczówka. Niedaleko. Cudownie; dziwne, że nie dotarli tam funkcjonariusze magicznej policji, ale może to miejsce było zbyt oczywiste? – Nie zostanie to pani zapomniane. Dziękujemy. Może właśnie uratowała pani setki żyć, w tym życie pani kuzyna – wygłosiła przejętym, pełnym ulgi, ale i nadziei tonem, spoglądając nie na skonsternowanego Hallowaya, a na równie zawstydzoną i zagubioną Ramonę. Kobieta uniosła wysoko brodę i zacisnęła wargi, a potem westchnęła ciężko. – Wierzę, że niedługo dotrą do pani dobre wieści, a Yorkshire stanie się bezpieczniejszym miejscem, dla wszystkich - dorzuciła jeszcze, z połowiczną szczerością. – Czy ta leśniczówka jest w jakiś sposób zabezpieczona? Nie chcemy wzbudzać alarmu ani wywołać agresji Edmunda: jeszcze zrobiłby coś, czego mógłby żałować… – dopytała jeszcze, przyglądając się przejętej czarownicy. Ta wahała się tylko chwilę, zdradzając, że z tego co słyszała – och, jakże naiwnie próbowała udawać, że nie kontaktuje się z kuzynem – do leśniczówki prowadzi ukryta droga. Przekazała detale dotyczące miejsca pobytu rzezimieszka, a stojący obok niej Holloway wyglądał na zadowolonego. Czyżby nie przepadał za rodziną swej kochanki? – Dziękujemy raz jeszcze, za wszystko. I…nie będziemy już państwu przeszkadzać – powiedziała Mericourt po chwili, gdy subtelnie uzyskali wszystkie niezbędne informacje. Przy pożegnaniu nie omieszkała pochylić się delikatnie ku Hallowayowi, by poprosić go o przekazanie pozdrowień dla małżonki i dzieci: musiał pojąć, w jak delikatnej sytuacji się znaleźli. Było to dodatkowe zabezpieczenie sprawy.
Dopiero, gdy wyszli z Corneliusem poza ogrodzenie, znów stawiając czoła mroźnemu wiatrowi, twarz Deirdre przybrała normalny, obojętny, pozbawiony ckliwej uprzejmości wyraz. Emocje, które udawała przy Ramonie spłynęły po rysach niczym gęsta maź, obnażająca sam szkielet. – Dobrze nam poszło. Nie czekałabym długo, kto wie, do kiedy ten szczur będzie chował się w leśniczówce. Przygotuję się i odwiedzę go dziś popołudniu – powiedziała obojętnym tonem, spoglądając bez emocji na towarzysza. Zostawiała mu otwartą furtkę do ewentualnego wspólnego działania, ale wiedziała, że poradzi sobie z tym zdrajcą sama – chociaż dla bezpieczeństwa powinna posiadać towarzystwo.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Towtown [odnośnik]23.06.21 4:18
Powstrzymał odruch zerknięcia na Deirdre, powstrzymał nawet - z najwyższym trudem - chęć przekucia ciekawości w magiczną energię i sprawdzenia jej kłamstwa. Nawet bez magii czuł przecież, że łgała - miał rację, jak zwykle? Zanim przestąpili próg tego domu, była gotowa zabić go wzrokiem. Kłamała dla Ramony, kłamała perfekcyjnie i wspaniale, kłamała aby podtrzymać jego wizerunek dobrego aurora (powinni zmienić to powiedzenie, pamięć o aurorach - zdrajcach - powinna umrzeć. Dobrego magipolicjanta? Dobrego komendanta? Coś się wymyśli). Dobrze, że kłamała.
Niedobrze, że kilka lat temu bez wahania uwierzyłby w jej słowa. Czy kłamała i wtedy, okraszając go komplementami i wyznaniami miłości? Nigdy nie sprawdził, a teraz żałował.
Spróbował odłożyć wspomnienia na bok i skupić się na zadaniu - niespodziewane przybycie towarzysza Ramony ułatwiło Corneliusowi zresztą powrót do rzeczywistości, wzmożyło czujność. Dawny Sallow śmiałby się z tego z Deirdre do rozpuku, obecny - ograniczył się jedynie do subtelnego zaszantażowania Ramony. Teraz na szali było nie tylko jej życie, co reputacja pana Holloway. Najwyraźniej ważniejsza, niż Edmund.
Rozumiem zbyt dobrze, jak namiętność potrafi ogłupiać ludzi - pomyślał. Był czas w jego życiu, że postawiłby Deirdre ponad własnym ojcem.
Na szczęście zmądrzał i nie troszczył się już ani o Deirdre ani o Sallowa Seniora - a przynajmniej tak sobie wmawiał.
Deirdre wspaniale zagadała Ramonę, wyciągając z niej kolejne detale - od razu pomyślała o pułapkach, czyżby szukała rzezimieszków już wcześniej? Dla Sallowa to pierwsza taka akcja, był pod wrażeniem tego, jak wprawiona jest w tym dawna narzeczona. Podchwycił porozumiewawczo spojrzenie Hollowaya - wydawał się inteligentnym mężczyzną, choć gust miał dziwny. Dopilnuj, by twoja Ramona miała odpowiednie poglądy - powiedziałby mu, gdyby rozumieli się bez słów. On sam przynajmniej dobrze wychował Deirdre, uczennica przerosła mistrza. Świadomość, że dawna narzeczona służy Czarnemu Panu, kłuła nieprzyjemnie w ambicję, ale była w jakiś sposób pocieszająca. Mieli nikomu nie mówić o swojej dawnej relacji, ale tak czy siak ten tragiczny związek był o wiele mniejszym błędem niż młodzieńcze i niewybaczalne przygody z mugolką.
Milczał z lisim uśmieszkiem na ustach, albowiem strategicznie wyważona cisza bywa czasem bardziej wymowna i przerażająca niż słowa. Żegnając się z Ramoną, usłyszał strzępy słów, ktore Deirdre wypowiedziała do Hollowaya. Doskonałe zagranie.
-Rozumie chyba pani, że nam wszystkim zależy na dyskrecji. - uśmiechnął się do Ramony promiennie. Jeśli nabiorą jakichkolwiek podejrzeń, że ostrzegła Edmunda, jej romans z pewnością wyjdzie na jaw - a to najmniejsza konsekwencja, jakiej mogła się spodziewać. Nie wiedział co prawda, jak okropnych rzeczy mogła się spodziewać Ramona ze strony Śmierciożerców, ale zimny błysk w oku Deirdre - i chłodna mina, przybrana gdy wyszli z domu - mówiły mu chyba więcej niż chciałby wiedzieć.
Nie, nieprawda.
Zawsze chciał wszystko wiedzieć.
Choćby to było bardzo trudne.
Dlatego, choć instynkt tchórza kazał mu pożegnać się z Deirdre, teleportować do Londynu i zachować same dobre i bezpieczne wspomnienia, Cornelius dumnie uniósł brodę do góry.
-Pójdę z tobą. Nie powinnaś tam iść sama. - zaproponował, zapowiedział, z pozoru jedynie jako gentleman. Wścibstwo starannie zdusił w sobie, ale gdy oddalali się od domu, Deirdre i tak mogła dostrzec znajomy, ciekawski błysk w jego oku.
Co zrobisz z Edmundem, moja droga? Co z nim z r o b i m y?

/zt x 2 :pwease:
Cornelius Sallow
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda

OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Towtown Tumblr_p5310i9EoI1v05izqo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8992-cornelius-sallow https://www.morsmordre.net/t9022-gaius https://www.morsmordre.net/t12143-cornelius-sallow#373480 https://www.morsmordre.net/f146-chelsea-mallord-street-31 https://www.morsmordre.net/t9021-skrytka-bankowa-nr-2119#271390 https://www.morsmordre.net/t9123-cornelius-sallow#275155

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Towtown
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach