Niewielka pracowania
AutorWiadomość
Niewielka pracownia
Mieszkanie Nessy docelowo składało się z dwóch sypialni i salonu. Przy czym dla jednej kobiety dwie sypialnie to za dużo, dlatego jedną z nich, tę mniejszą, zaaranżowała na pracownię. Dużą, główną pracownię posiada w miejscu swojej pracy. Ale w domu również szyje i musi mieć do tego odpowiednie zaplecze. Wchodząc po pracowni pierwsze co się rzuca w oczy to półka z książkami, wszystko zapełnione literaturą dotyczącą krawiectwa. Kosze z materiałami, zaczarowaną maszyną do szycia, przyborniki leżące na biurku i pod nim. Nessa stara się utrzymywać względny porządek, ale w ferworze pracy nie zawsze jej się to udaje.
Nessa Macnair
Zawód : Szyję szaty dla zmarłych, płaczę na ich pogrzebach
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
| data?
Czasami zastanawiałam się, czy na pewno dobrze zrobiłam zgadzając się na swój przyjazd do Londynu. Miałam tyle pracy na głowie, tyle zajęć, że nawet nie poznałam jeszcze żadnego kawalera. Ale nie specjalnie miałam gdzie pójść. Tym bardziej z kim. Wszystkie moje najbliższe koleżanki pozostały w Szkocji, a tu nie zdążyłam jeszcze napisać do dawnych szkolnych znajomych. Przyznam szczerze, że momentami mi się nudziło. W końcu ile można było pracować. W domu pogrzebowym miałam swoją pracownię, udało mi się ją już odpowiednio wyposażyć i mogłam spokojnie pracować. W domu też miałam swoją małą pracownię, gdzie zajmowałam się swoimi projektami. Aktualnie głównie dla siebie.
Moje mieszanie coraz bardziej wyglądało na użytkowane. Nawet ostatnio zaczęłam korzystać ze swoich sprzętów kuchennych, aby nie zwalić sobie na głowę niezadowolonych patelni i garnków. Miałam jedzenie, sytuacja tutaj była trochę ciężka. Ale mi udało się zdobyć całkiem różnorodne składniki, chociaż słyszałam jak ludzie mówili na ulicy, że niektórym tak dobrze się nie powodziło. Wracając do tematu mojego mieszkania, to nawet nie specjalnie miałam okazję aby kogoś zaprosić. Zwyczaj mówił, że przy przeprowadzce do nowego lokum powinno się to jakoś uczcić. Ponoć przynosiło to szczęście. Czas mijał, a u mnie w domu nawet nie stanęła niczyja stopa. Nie żaliłam się jednak ani cioci, ani tym bardziej moim rodzicom. Bez powodu by mnie tutaj nie wysłali. Widoczniej jakiś był, tylko ja nie zdążyłam go jeszcze poznać. Gdy wyjeżdżałam, to ojciec prosił mnie, abym mu zaufała i podążała za głosem rodziny. Trzeba było zacisnąć zęby. Ponoć niedługo spotkamy się wszyscy przy wspólnym stole. Już nie mogłam się odczekać. Jeden z moich kuzynów mieszkał w tej samej kamienicy co ja, a jeszcze nie udało mi się go spotkać. Wszyscy byli tak bardzo zajęci.
Akurat zaczęłam kolejny projekt. Chciałam uszyć sobie suknię, miałam dość sporo materiału, który przywiozłam z rodzinnego domu. Chciałam coś eleganckiego, co będę mogła założyć na święta albo na wyjście towarzyskie do opery może? Miarę już zebrałam, teraz miałam zabrać się za przygotowywanie wykrojów. To zawsze trochę trwało, ale trzeba było być dokładnym. Jeżeli bym źle zrobiła wykrój, to źle zrobiłabym całą sukienkę. I musiałabym robić poprawki. Już wolałam raz a dobrze, a nie się z tym bawić kilka razy.
Zajęta wycinaniem na początku nie usłyszałam cichego pukania do drzwi wejściowych. Myślałam, że mi się wydawało, ale gdy usłyszałam pukanie jeszcze raz – uniosłam głowę.
- Już idę! – krzyknęłam.
Nożyczki dalej cięły materiał wzdłuż linii kiedy ja wyszłam z pracowni. Przeszłam przez pomieszczenia żeby dostać się do drzwi wejściowych. Już chciałam otworzyć, ale na chwilę się zatrzymałam. Nokturn był… specyficzny. Idąc jego ulicami nie czułam się najpewniej na świecie. Tam gdzie mieszkałam dotychczas, w mojej rodzinnej miejscowości, był zupełnie inny klimat. Do tego tutaj jeszcze nie zdążyłam się przyzwyczaić.
- Kto tam? – zapytałam.
Lepiej się upewnić niż wpuścić do domu jakąś starą wiedźmę, której potem nie będę mogła się pozbyć. To zawsze było bardzo nieprzyjemne, tym bardziej dla takich młodych panien jak ja.
Czasami zastanawiałam się, czy na pewno dobrze zrobiłam zgadzając się na swój przyjazd do Londynu. Miałam tyle pracy na głowie, tyle zajęć, że nawet nie poznałam jeszcze żadnego kawalera. Ale nie specjalnie miałam gdzie pójść. Tym bardziej z kim. Wszystkie moje najbliższe koleżanki pozostały w Szkocji, a tu nie zdążyłam jeszcze napisać do dawnych szkolnych znajomych. Przyznam szczerze, że momentami mi się nudziło. W końcu ile można było pracować. W domu pogrzebowym miałam swoją pracownię, udało mi się ją już odpowiednio wyposażyć i mogłam spokojnie pracować. W domu też miałam swoją małą pracownię, gdzie zajmowałam się swoimi projektami. Aktualnie głównie dla siebie.
Moje mieszanie coraz bardziej wyglądało na użytkowane. Nawet ostatnio zaczęłam korzystać ze swoich sprzętów kuchennych, aby nie zwalić sobie na głowę niezadowolonych patelni i garnków. Miałam jedzenie, sytuacja tutaj była trochę ciężka. Ale mi udało się zdobyć całkiem różnorodne składniki, chociaż słyszałam jak ludzie mówili na ulicy, że niektórym tak dobrze się nie powodziło. Wracając do tematu mojego mieszkania, to nawet nie specjalnie miałam okazję aby kogoś zaprosić. Zwyczaj mówił, że przy przeprowadzce do nowego lokum powinno się to jakoś uczcić. Ponoć przynosiło to szczęście. Czas mijał, a u mnie w domu nawet nie stanęła niczyja stopa. Nie żaliłam się jednak ani cioci, ani tym bardziej moim rodzicom. Bez powodu by mnie tutaj nie wysłali. Widoczniej jakiś był, tylko ja nie zdążyłam go jeszcze poznać. Gdy wyjeżdżałam, to ojciec prosił mnie, abym mu zaufała i podążała za głosem rodziny. Trzeba było zacisnąć zęby. Ponoć niedługo spotkamy się wszyscy przy wspólnym stole. Już nie mogłam się odczekać. Jeden z moich kuzynów mieszkał w tej samej kamienicy co ja, a jeszcze nie udało mi się go spotkać. Wszyscy byli tak bardzo zajęci.
Akurat zaczęłam kolejny projekt. Chciałam uszyć sobie suknię, miałam dość sporo materiału, który przywiozłam z rodzinnego domu. Chciałam coś eleganckiego, co będę mogła założyć na święta albo na wyjście towarzyskie do opery może? Miarę już zebrałam, teraz miałam zabrać się za przygotowywanie wykrojów. To zawsze trochę trwało, ale trzeba było być dokładnym. Jeżeli bym źle zrobiła wykrój, to źle zrobiłabym całą sukienkę. I musiałabym robić poprawki. Już wolałam raz a dobrze, a nie się z tym bawić kilka razy.
Zajęta wycinaniem na początku nie usłyszałam cichego pukania do drzwi wejściowych. Myślałam, że mi się wydawało, ale gdy usłyszałam pukanie jeszcze raz – uniosłam głowę.
- Już idę! – krzyknęłam.
Nożyczki dalej cięły materiał wzdłuż linii kiedy ja wyszłam z pracowni. Przeszłam przez pomieszczenia żeby dostać się do drzwi wejściowych. Już chciałam otworzyć, ale na chwilę się zatrzymałam. Nokturn był… specyficzny. Idąc jego ulicami nie czułam się najpewniej na świecie. Tam gdzie mieszkałam dotychczas, w mojej rodzinnej miejscowości, był zupełnie inny klimat. Do tego tutaj jeszcze nie zdążyłam się przyzwyczaić.
- Kto tam? – zapytałam.
Lepiej się upewnić niż wpuścić do domu jakąś starą wiedźmę, której potem nie będę mogła się pozbyć. To zawsze było bardzo nieprzyjemne, tym bardziej dla takich młodych panien jak ja.
Nessa Macnair
Zawód : Szyję szaty dla zmarłych, płaczę na ich pogrzebach
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
07.11
Co mogło najlepiej odegnać czarne myśli z głowy czarownicy? Gdyby urodziła się córką szlachetnego mężczyzny, jak to było przeznaczone, być może odpowiedziałaby, że fatałaszek. Sukienka. Halka. Prychnęła pod nosem, naciągając mocniej czarny kaptur na zaróżowione od chłodu czoło. Pędziła ulicami Śmiertelnego Nokturnu, powiewając długą peleryną z eleganckim, srebrnym zapięciem przy dekolcie, a zmierzała w kierunku dobrze sobie znanej kamienicy. Tym razem nie miała jednak na celu szukać ukojenia w niczyim towarzystwie, nie chciała wyjaśnień ani poważnych rozmów na temat przeszłości, przyszłości i stanu ich Rycerskich głów po niedawnym spotkaniu w Białej Wywernie. Wszyscy byli szaleni, to piętno miało pozostać z nimi na długo, a Elvira naprawdę chciała myśleć, że nie do końca życia. Musiało istnieć rozwiązanie, które ich wybawi; z dnia na dzień czuła się coraz słabiej ze świadomością, że zagrożenie czyhało za rogiem i mogło dopaść ją w niespodziewanym momencie. Czy to z ręki mitycznych demonów, czy własnego sojusznika. Przyjaciela. Wciąż pamiętała własną różdżkę, która uniosła się wbrew jej woli. Pamiętała także zdecydowaną odpowiedź. Dawno temu bez najmniejszych skrupułów podłożyła się pod torturę, ale dzisiaj nie wyobrażała sobie zmienić strony konfliktu i znaleźć się w tym położeniu. Co najwyżej podczas treningu, nigdzie indziej.
Zatarła dłonie skryte pod rękawiczkami. Nadal przyzwyczajała się do nowo odzyskanego przedramienia.
Co więc potrzebowała, aby listopadowy poranek stał się przyjemniejszy, aby zobaczyła sukces tam, gdzie czekała stagnacja?
Może jednak fatałaszek był rozwiązaniem, należało go tylko opleść magią, przydatną na polu bitwy. Księżniczka z Nokturnu. Lady na froncie. Och, jeżeli miała w sobie choć kroplę błękitnej krwi, to takiej - zawziętej, zdeterminowanej i nie poddającej się nikomu.
Usłyszała o Nessie Macnair od Iriny, kilkukrotnie wyminęły się w domu pogrzebowym, a teraz chciała zapoznać się z młodą dziewczyną bliżej i skorzystać z jej umiejętności, które ponoć przekraczały przeciętną. Były współpracownicami, powiązane niezbywalną nicią sojusznictwa. Szwaczka mogła przez to przyłożyć się bardziej, zejść z ceny. Okazać zaangażowanie.
Elvira zapukała do drzwi mocno, przebierając w miejscu płaskimi obcasami. Za ścianą czekał na nią słodki głos, któremu natychmiast odpowiedziała.
- Elvira Multon. Z domu pogrzebowego - wyjaśniła krótko, spodziewając się, że po tym drzwi otworzą się i stanie oko w oko z delikatną buzią płaczki. - Wybacz niezapowiedziane najście. W grudniu czeka mnie wiele pilnych spraw, potrzebuję porządnej spódnicy - Oparła dłoń na framudze, nachyliła się, jakby chciała cmoknąć Nessę w policzek, ale po prawdzie tylko musnęła ją nosem, jak kot obwąchujący innego kota. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - A jeśli nawet, nie chcę tego słyszeć.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Co mogło najlepiej odegnać czarne myśli z głowy czarownicy? Gdyby urodziła się córką szlachetnego mężczyzny, jak to było przeznaczone, być może odpowiedziałaby, że fatałaszek. Sukienka. Halka. Prychnęła pod nosem, naciągając mocniej czarny kaptur na zaróżowione od chłodu czoło. Pędziła ulicami Śmiertelnego Nokturnu, powiewając długą peleryną z eleganckim, srebrnym zapięciem przy dekolcie, a zmierzała w kierunku dobrze sobie znanej kamienicy. Tym razem nie miała jednak na celu szukać ukojenia w niczyim towarzystwie, nie chciała wyjaśnień ani poważnych rozmów na temat przeszłości, przyszłości i stanu ich Rycerskich głów po niedawnym spotkaniu w Białej Wywernie. Wszyscy byli szaleni, to piętno miało pozostać z nimi na długo, a Elvira naprawdę chciała myśleć, że nie do końca życia. Musiało istnieć rozwiązanie, które ich wybawi; z dnia na dzień czuła się coraz słabiej ze świadomością, że zagrożenie czyhało za rogiem i mogło dopaść ją w niespodziewanym momencie. Czy to z ręki mitycznych demonów, czy własnego sojusznika. Przyjaciela. Wciąż pamiętała własną różdżkę, która uniosła się wbrew jej woli. Pamiętała także zdecydowaną odpowiedź. Dawno temu bez najmniejszych skrupułów podłożyła się pod torturę, ale dzisiaj nie wyobrażała sobie zmienić strony konfliktu i znaleźć się w tym położeniu. Co najwyżej podczas treningu, nigdzie indziej.
Zatarła dłonie skryte pod rękawiczkami. Nadal przyzwyczajała się do nowo odzyskanego przedramienia.
Co więc potrzebowała, aby listopadowy poranek stał się przyjemniejszy, aby zobaczyła sukces tam, gdzie czekała stagnacja?
Może jednak fatałaszek był rozwiązaniem, należało go tylko opleść magią, przydatną na polu bitwy. Księżniczka z Nokturnu. Lady na froncie. Och, jeżeli miała w sobie choć kroplę błękitnej krwi, to takiej - zawziętej, zdeterminowanej i nie poddającej się nikomu.
Usłyszała o Nessie Macnair od Iriny, kilkukrotnie wyminęły się w domu pogrzebowym, a teraz chciała zapoznać się z młodą dziewczyną bliżej i skorzystać z jej umiejętności, które ponoć przekraczały przeciętną. Były współpracownicami, powiązane niezbywalną nicią sojusznictwa. Szwaczka mogła przez to przyłożyć się bardziej, zejść z ceny. Okazać zaangażowanie.
Elvira zapukała do drzwi mocno, przebierając w miejscu płaskimi obcasami. Za ścianą czekał na nią słodki głos, któremu natychmiast odpowiedziała.
- Elvira Multon. Z domu pogrzebowego - wyjaśniła krótko, spodziewając się, że po tym drzwi otworzą się i stanie oko w oko z delikatną buzią płaczki. - Wybacz niezapowiedziane najście. W grudniu czeka mnie wiele pilnych spraw, potrzebuję porządnej spódnicy - Oparła dłoń na framudze, nachyliła się, jakby chciała cmoknąć Nessę w policzek, ale po prawdzie tylko musnęła ją nosem, jak kot obwąchujący innego kota. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - A jeśli nawet, nie chcę tego słyszeć.
[bylobrzydkobedzieladnie]
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Nie powiedziała bym, że odetchnęłam z ulgą gdy okazało się, że po drugiej stronie drzwi nie stała stara wiedźma, tylko panna Multon, którą znałam od niedawna. Nie miałam zbytnio okazji, aby lepiej ją poznać i to najście mnie troszeczkę zdziwiło. Nie czekając jednak zbyt długo uchyliłam drzwi wejściowe i pozwoliłam, aby kobieta wsunęła się do środka. Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, a potok słów sam wypłynął z ust mojej współpracownicy. Znałam ją tylko z widzenia, uprzejmości związanych z pracą we wspólnym miejscu. Nic więcej. Co prawda nie było się czemu dziwić, ponieważ byłam tu od niedawna i jeszcze nie zdążyłam się wdrożyć do końca. Kobietę przysłały do mnie sprawy prywatne, nie związane z pracą. Uniosłam lekko kąciki ust ku górze.
- Absolutnie mi nie przeszkadzasz – odpowiedziała, gdy twarz Elviry odsunęła się na parę centymetrów. – Cieszę się, że przyszłaś. Jesteś moim pierwszym gościem, proszę, wejdź.
Matka zadbała, abym wyrosła na dobrze wychowaną pannę. Praca pracą, znajomości znajomościami, ale zawsze trzeba było umieć się zachować. W końcu nigdy nie wie się na kogo tak naprawdę się trafi i ile można zyskać dobrym wychowaniem.
Gdy Multon wchodziła do środka, obserwowałam ją uważnie. Była ciekawą osobą, chociaż nie miałam okazji porozmawiać z nią dłużej, to miałam wrażenie, że ma dużo do powiedzenia. Stanowcza, z wysoko uniesioną brodą. Tak mi się wydawało, czy było to słuszne, to już dowiem się z czasem, kiedy uda mi się ją lepiej poznać.
- Napijesz się czegoś? Jak pójdziesz tam prosto, to po prawej stronie będą uchylone drzwi do pracowni. Rozgość się – poprosiłam.
Pracownia była moim oczkiem w głowie. Sypialnia, salon czy kuchnia nie musiały być tak dopieszczone pod mój gust, jak właśnie pracownia. Wszystko tu musiało mieć swoje miejsce. Bawełna oddzielona od aksamitu, nożyce do materiału miały oddzielny stojaczek od nożyc do nici. W specjalnym pudełku ułożonym w kącie wystawały wełny, gdzie druty dziergały niewielką robótkę. Nie trudno było się domyśleć co było moim głównym zainteresowaniem i gdzie spędzałam większość swojego czasu. Elvira, po wejściu do środka, mogła zauważyć, że akurat nad czymś pracowałam. Nie było to jednak na tyle ważne, dlatego za jednym machnięciem różdżki wszystko ładnie się złożyło i odłożyło na bok, robiąc miejsce na kolejne dzieło.
- Przyznam, że nie spodziewałam się, że się u mnie pojawisz po spódnicę. W pracy nic nie wspominałaś, że chciałabyś, abym Ci coś uszyła – zauważyłam.
A może to dlatego, że to ja nie wiele się odzywałam? Cały czas przytłaczała mnie trochę powaga tego miejsca. W końcu pracowaliśmy ze zmarłymi czarodziejami, lordowie, którzy spoczywali w tamtym miejscu czekając na swoją szatę, zasługiwali na szacunek. Większości zmarłym się on należał, ale nasi klienci w szczególności. Myślę, że potrzebowałam jeszcze trochę czasu, aby oswoić się z nowościami. Nie lubiłam zmian, były nieprzewidywalne.
- W jakim kolorze spódnica? To będą sprawy wymagające kreacji eleganckiej czy bardziej praktycznej? – zapytałam.
- Absolutnie mi nie przeszkadzasz – odpowiedziała, gdy twarz Elviry odsunęła się na parę centymetrów. – Cieszę się, że przyszłaś. Jesteś moim pierwszym gościem, proszę, wejdź.
Matka zadbała, abym wyrosła na dobrze wychowaną pannę. Praca pracą, znajomości znajomościami, ale zawsze trzeba było umieć się zachować. W końcu nigdy nie wie się na kogo tak naprawdę się trafi i ile można zyskać dobrym wychowaniem.
Gdy Multon wchodziła do środka, obserwowałam ją uważnie. Była ciekawą osobą, chociaż nie miałam okazji porozmawiać z nią dłużej, to miałam wrażenie, że ma dużo do powiedzenia. Stanowcza, z wysoko uniesioną brodą. Tak mi się wydawało, czy było to słuszne, to już dowiem się z czasem, kiedy uda mi się ją lepiej poznać.
- Napijesz się czegoś? Jak pójdziesz tam prosto, to po prawej stronie będą uchylone drzwi do pracowni. Rozgość się – poprosiłam.
Pracownia była moim oczkiem w głowie. Sypialnia, salon czy kuchnia nie musiały być tak dopieszczone pod mój gust, jak właśnie pracownia. Wszystko tu musiało mieć swoje miejsce. Bawełna oddzielona od aksamitu, nożyce do materiału miały oddzielny stojaczek od nożyc do nici. W specjalnym pudełku ułożonym w kącie wystawały wełny, gdzie druty dziergały niewielką robótkę. Nie trudno było się domyśleć co było moim głównym zainteresowaniem i gdzie spędzałam większość swojego czasu. Elvira, po wejściu do środka, mogła zauważyć, że akurat nad czymś pracowałam. Nie było to jednak na tyle ważne, dlatego za jednym machnięciem różdżki wszystko ładnie się złożyło i odłożyło na bok, robiąc miejsce na kolejne dzieło.
- Przyznam, że nie spodziewałam się, że się u mnie pojawisz po spódnicę. W pracy nic nie wspominałaś, że chciałabyś, abym Ci coś uszyła – zauważyłam.
A może to dlatego, że to ja nie wiele się odzywałam? Cały czas przytłaczała mnie trochę powaga tego miejsca. W końcu pracowaliśmy ze zmarłymi czarodziejami, lordowie, którzy spoczywali w tamtym miejscu czekając na swoją szatę, zasługiwali na szacunek. Większości zmarłym się on należał, ale nasi klienci w szczególności. Myślę, że potrzebowałam jeszcze trochę czasu, aby oswoić się z nowościami. Nie lubiłam zmian, były nieprzewidywalne.
- W jakim kolorze spódnica? To będą sprawy wymagające kreacji eleganckiej czy bardziej praktycznej? – zapytałam.
Nessa Macnair
Zawód : Szyję szaty dla zmarłych, płaczę na ich pogrzebach
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie spodziewała się po Nettcie Macnair tak szybkiego przejawu zaufania; mówiono, że zawsze należy uważać na to, kogo zaprasza się za próg mieszkania, bo można łatwo wezwać do siebie wilkołaka w ludzkiej skórze. Być może jednak nić powiązań, łącząca Elvirę z Iriną, ciotką Netty, była dla młodej dziewczyny wystarczająco silna? W ostateczności tym razem nie popełniała błędu, bowiem Elvira znała dobrze większość członków jej rodziny i była im oddana. Miała jednak nadzieję, że czarownica nie zachowuje się w ten sposób za każdym razem, gdy ktoś zapuka do drzwi jej domu.
- To zaszczyt - powiedziała tonem balansującym na granicy zadowolenia i żartobliwości, wycierając buty z listopadowego błota. Ściągnęła je potem i odpięła zapinkę peleryny, aby odwiesić ją na wieszak. Pod spodem była ubrana skromnie w karminową szatę z brązowym paskiem i nieco rozkloszowanym trenem. Choć osobiście wolała luźniejsze ubrania, w gości wypadało prezentować się godnie. Zwłaszcza, przybywając w celu takim, jak ona. - Dziękuję. Jeśli masz kawę, chętnie, jeśli nie, wystarczy herbata - Uśmiechnęła się blado do własnego odbicia w lustrze. Wiedziała, że w czasach wojennego kryzysu nawet tak prominentne czarownice jak one musiały mierzyć się z brakami w zaopatrzeniu.
Skierowała swe kroki do pracowni, wskazanej przez Nettę, tam usiadła na jednym z krzeseł, z zainteresowaniem oglądając materiały, przyrządy krawieckie i poukładane gdzieniegdzie książki. Najwięcej uwagi poświęciła samodziergającej się robótce, zaciekawiona, czy wykonane w ten sposób ubranie było takiej samej jakości jak to, które czarodziejscy krawcy szyli własnymi rękoma.
- Wybacz, Netto, w pracy jestem często zbyt skupiona na zadaniach, aby przypomnieć sobie, że od jakiegoś czasu chciałam cię o to poprosić - skłamała gładko, w istocie bowiem spódnica przesiąknięta magią była jej świeżą zachcianką, której zapragnęła wkrótce po feralnym spotkaniu Rycerzy. - Zdecydowanie stawiam na aspekt praktyczny, jak wiesz dużo pracuję, często wychodzę też w teren, zależy mi więc, aby materiał był wytrzymały, a krój skromny i nie rzucający się w oczy. Najlepiej w ciemnych odcieniach, brąz, szarość, granat... - wymieniła, przyglądając się kobiecie uważnie. Nie była zbyt zaznajomiona z tajnikami krawiectwa, miała jednak nadzieję, że Netta podsunie jej kilka rozwiązań.
- To zaszczyt - powiedziała tonem balansującym na granicy zadowolenia i żartobliwości, wycierając buty z listopadowego błota. Ściągnęła je potem i odpięła zapinkę peleryny, aby odwiesić ją na wieszak. Pod spodem była ubrana skromnie w karminową szatę z brązowym paskiem i nieco rozkloszowanym trenem. Choć osobiście wolała luźniejsze ubrania, w gości wypadało prezentować się godnie. Zwłaszcza, przybywając w celu takim, jak ona. - Dziękuję. Jeśli masz kawę, chętnie, jeśli nie, wystarczy herbata - Uśmiechnęła się blado do własnego odbicia w lustrze. Wiedziała, że w czasach wojennego kryzysu nawet tak prominentne czarownice jak one musiały mierzyć się z brakami w zaopatrzeniu.
Skierowała swe kroki do pracowni, wskazanej przez Nettę, tam usiadła na jednym z krzeseł, z zainteresowaniem oglądając materiały, przyrządy krawieckie i poukładane gdzieniegdzie książki. Najwięcej uwagi poświęciła samodziergającej się robótce, zaciekawiona, czy wykonane w ten sposób ubranie było takiej samej jakości jak to, które czarodziejscy krawcy szyli własnymi rękoma.
- Wybacz, Netto, w pracy jestem często zbyt skupiona na zadaniach, aby przypomnieć sobie, że od jakiegoś czasu chciałam cię o to poprosić - skłamała gładko, w istocie bowiem spódnica przesiąknięta magią była jej świeżą zachcianką, której zapragnęła wkrótce po feralnym spotkaniu Rycerzy. - Zdecydowanie stawiam na aspekt praktyczny, jak wiesz dużo pracuję, często wychodzę też w teren, zależy mi więc, aby materiał był wytrzymały, a krój skromny i nie rzucający się w oczy. Najlepiej w ciemnych odcieniach, brąz, szarość, granat... - wymieniła, przyglądając się kobiecie uważnie. Nie była zbyt zaznajomiona z tajnikami krawiectwa, miała jednak nadzieję, że Netta podsunie jej kilka rozwiązań.
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Chciałabym zaproponować coś lepszego, ale mimo wszystko kryzys i mnie uderzył dość mocno. Nie powiedziałabym, że szafki świeciły pustkami, ale będąc pod matki i ojca dachem więcej produktów spożywczych znajdowało się w szafkach. Teraz musiałam sama o to zadbać, a wyjechałam do Londynu chyba w najgorszym momencie. Cóż jednak zrobić, musiałam sobie jakoś poradzić i radziłam najlepiej jak mogłam. Tak więc przyniosłam Elvirze ciepły napój licząc na to, że ją zadowoli. Nic specjalnego, najzwyklejsza herbata. Pozostałości jeszcze z tego co przywiozłam ze swojego domu. Za to przyniosłam również miseczkę z suszonymi owocami. Tak na osłodę.
- Rozumiem – przytaknęłam. – Zauważyłam właśnie, że jesteś bardzo małomówna w pracy. Ale nic dziwnego, każdy jest zajęty swoimi sprawami, a twoje obowiązki są z pewnością bardzo absorbujące. Ja też czasami zatracam się w swoich zadaniach i nie zwracam uwagi na nic innego.
Słuchałam ją uważnie, gdy opowiadała o spódnicy, która ją interesuje. Teraz kobiety pracujące stawiały na praktyczność. Ubiór miał być schludny i nieprzeszkadzający. Bogate szlachcianki mogły pozwolić sobie na to, by codziennie ubierać pięknie suknie z drogich materiałów, bo nie musiały brudzić sobie rąk pracą. Natomiast, kobiety takie jak my, w dodatku pracujące w takim miejscu, potrzebowały ubioru z lekka innego. Miałyśmy swoje wymagania, które nasze kreacje musiały spełnić, a Elvira zdawała się być zdecydowana i pewna tego, co chciała otrzymać. Nawet co do koloru. Od razu podeszłam do mojej skarbnicy materiałów i zaczęłam w niej szperać.
- Rozumiem, a co mi powiesz na temat kroju? Prosta czy może lekko w literę a? Zaraz pokażę ci parę próbek materiału, wybierzesz fakturę i kolor, który będzie ci odpowiadać. A widzisz może gdzieś tam na stole miarkę? Od razu byśmy zebrały też miarę, jeśli nie miałabyś nic przeciwko.
Gdy tak krzątałam się szukając odpowiednich partii materiałów, zaczęły po głowie krążyć mi różne pytania, które gdzieś kiedyś chciałam jej zadać, ale albo nigdy nie było czasu, albo mijałyśmy się bez słowa na korytarzu. Może teraz była okazja by się czegoś dowiedzieć? By oprócz spraw służbowych, bo jakby nie patrzeć, to Elvira przyszła do mnie w spawie usługi, poznać też bardziej prywatnie osobę, z którą pracuję?
- A jeśli mogę zapytać, długo pracujesz z ciocią? – zapytałam, wracając do kobiety. – Co powiesz na to?
Wyłożyłam na stoliku przed nią kilka sztuk próbek materiałów. Wytrzymałych tak jak chciała, każdy jednak o trochę innej fakturze, odczuciu ale w kolorach, które ją interesowały.
- Rozumiem – przytaknęłam. – Zauważyłam właśnie, że jesteś bardzo małomówna w pracy. Ale nic dziwnego, każdy jest zajęty swoimi sprawami, a twoje obowiązki są z pewnością bardzo absorbujące. Ja też czasami zatracam się w swoich zadaniach i nie zwracam uwagi na nic innego.
Słuchałam ją uważnie, gdy opowiadała o spódnicy, która ją interesuje. Teraz kobiety pracujące stawiały na praktyczność. Ubiór miał być schludny i nieprzeszkadzający. Bogate szlachcianki mogły pozwolić sobie na to, by codziennie ubierać pięknie suknie z drogich materiałów, bo nie musiały brudzić sobie rąk pracą. Natomiast, kobiety takie jak my, w dodatku pracujące w takim miejscu, potrzebowały ubioru z lekka innego. Miałyśmy swoje wymagania, które nasze kreacje musiały spełnić, a Elvira zdawała się być zdecydowana i pewna tego, co chciała otrzymać. Nawet co do koloru. Od razu podeszłam do mojej skarbnicy materiałów i zaczęłam w niej szperać.
- Rozumiem, a co mi powiesz na temat kroju? Prosta czy może lekko w literę a? Zaraz pokażę ci parę próbek materiału, wybierzesz fakturę i kolor, który będzie ci odpowiadać. A widzisz może gdzieś tam na stole miarkę? Od razu byśmy zebrały też miarę, jeśli nie miałabyś nic przeciwko.
Gdy tak krzątałam się szukając odpowiednich partii materiałów, zaczęły po głowie krążyć mi różne pytania, które gdzieś kiedyś chciałam jej zadać, ale albo nigdy nie było czasu, albo mijałyśmy się bez słowa na korytarzu. Może teraz była okazja by się czegoś dowiedzieć? By oprócz spraw służbowych, bo jakby nie patrzeć, to Elvira przyszła do mnie w spawie usługi, poznać też bardziej prywatnie osobę, z którą pracuję?
- A jeśli mogę zapytać, długo pracujesz z ciocią? – zapytałam, wracając do kobiety. – Co powiesz na to?
Wyłożyłam na stoliku przed nią kilka sztuk próbek materiałów. Wytrzymałych tak jak chciała, każdy jednak o trochę innej fakturze, odczuciu ale w kolorach, które ją interesowały.
Nessa Macnair
Zawód : Szyję szaty dla zmarłych, płaczę na ich pogrzebach
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Liczyła na kawę, nie pozwoliła sobie jednak na najmniejszy komentarz, gdy na stoliku miast tego znalazła się filiżanka parującej czarnej herbaty. Narzekanie byłoby bezczelne, biorąc pod uwagę, że intensywna potrzeba kofeiny wynikała z braku takowej w jej własnym mieszkaniu. Przesunęła paznokciem palca wskazującego wzdłuż ucha filiżanki, ale jeszcze jej nie uniosła. Napięty uśmiech na bladych ustach Elviry nie należał do najszczerszych, ale z pewnością nie był wrogi.
- Jestem małomówna na co dzień, chyba, że pozwolę sobie na kilka łyków czegoś mocniejszego - rzuciła bez większego wstydu, jakby przypadki upicia zdarzały jej się jedynie od święta, co, rzecz jasna, nie było ani trochę zgodne z prawdą. - Prawdą jednak pozostaje, że w pracy skupiam się głównie na obowiązkach. Nie jestem tam dla nawiązywania kontaktów, a biorąc pod uwagę chłodnych towarzyszy, śmiem twierdzić, że jest wręcz przeciwnie. - Niedbale odgarnęła jasne włosy na ramię i przechyliła głowę, zastanawiając się, czy Nessa zrozumie żartobliwą uwagę; a jeśli tak, jak na nią zareaguje. Wciąż wiedziały o sobie zatrważająco niewiele.
Nie miała wątpliwości, że jej prośby spotkają się ze zrozumieniem. W czasach wojny z politowaniem patrzyła na bogate kobiety spacerujące po jarmarku w niepraktycznych, falbaniastych sukniach. Choć port był relatywnie dobrze zabezpieczony - przynajmniej w swojej reprezentatywnej części - Elvira nie mogła powstrzymać się przed wyobrażaniem sobie nagłego ataku i tych wszystkich naiwnych kobiet potykających się o własne obcasy i szukających różdżek w połach jedwabiu, tiulu i z czego tam jeszcze robiono te wszystkie kolorowe suknie.
- Nie mam nic przeciwko. I preferuję prosty krój - powiedziała, zerkając na czarodziejską miarkę, która już lewitowała niedaleko, gotowa do pracy; udawała równocześnie, że wie dobrze, czym jest krój w literę a, choć nie miała bladego pojęcia i postawiła na to, co brzmiało mniej fantazyjnie.
Uniosła lekko ramiona, aby ułatwić zdjęcie miary, choć dokładnie w tym samym momencie Nessa wytrąciła ją ze skupienia pytaniem o pracę. Zgrabnie wplatała osobiste wstawki w biznesową rozmowę, tego nie dało się jej odmówić. Elvira jednak pozostawała świadoma i zamierzała zdradzić jedynie tyle, ile wydawało się rozsądne.
- Ponieważ jestem fascynatką anatomii. Znam się na tym, co robię i lubię to robić - podsumowała neutralnie, unikając wspominania o układzie, jaki przed miesiącami zawarła z Iriną na temat wynoszonych z prosektorium organów. - Hmm... co to za materiał? - zapytała, przesuwając dłonią po ciemnoszarej próbce, która zdawała się zarówno wytrzymała, gruba, jak i delikatna w dotyku.
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Jestem małomówna na co dzień, chyba, że pozwolę sobie na kilka łyków czegoś mocniejszego - rzuciła bez większego wstydu, jakby przypadki upicia zdarzały jej się jedynie od święta, co, rzecz jasna, nie było ani trochę zgodne z prawdą. - Prawdą jednak pozostaje, że w pracy skupiam się głównie na obowiązkach. Nie jestem tam dla nawiązywania kontaktów, a biorąc pod uwagę chłodnych towarzyszy, śmiem twierdzić, że jest wręcz przeciwnie. - Niedbale odgarnęła jasne włosy na ramię i przechyliła głowę, zastanawiając się, czy Nessa zrozumie żartobliwą uwagę; a jeśli tak, jak na nią zareaguje. Wciąż wiedziały o sobie zatrważająco niewiele.
Nie miała wątpliwości, że jej prośby spotkają się ze zrozumieniem. W czasach wojny z politowaniem patrzyła na bogate kobiety spacerujące po jarmarku w niepraktycznych, falbaniastych sukniach. Choć port był relatywnie dobrze zabezpieczony - przynajmniej w swojej reprezentatywnej części - Elvira nie mogła powstrzymać się przed wyobrażaniem sobie nagłego ataku i tych wszystkich naiwnych kobiet potykających się o własne obcasy i szukających różdżek w połach jedwabiu, tiulu i z czego tam jeszcze robiono te wszystkie kolorowe suknie.
- Nie mam nic przeciwko. I preferuję prosty krój - powiedziała, zerkając na czarodziejską miarkę, która już lewitowała niedaleko, gotowa do pracy; udawała równocześnie, że wie dobrze, czym jest krój w literę a, choć nie miała bladego pojęcia i postawiła na to, co brzmiało mniej fantazyjnie.
Uniosła lekko ramiona, aby ułatwić zdjęcie miary, choć dokładnie w tym samym momencie Nessa wytrąciła ją ze skupienia pytaniem o pracę. Zgrabnie wplatała osobiste wstawki w biznesową rozmowę, tego nie dało się jej odmówić. Elvira jednak pozostawała świadoma i zamierzała zdradzić jedynie tyle, ile wydawało się rozsądne.
- Ponieważ jestem fascynatką anatomii. Znam się na tym, co robię i lubię to robić - podsumowała neutralnie, unikając wspominania o układzie, jaki przed miesiącami zawarła z Iriną na temat wynoszonych z prosektorium organów. - Hmm... co to za materiał? - zapytała, przesuwając dłonią po ciemnoszarej próbce, która zdawała się zarówno wytrzymała, gruba, jak i delikatna w dotyku.
[bylobrzydkobedzieladnie]
you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Niewielka pracowania
Szybka odpowiedź