Wnętrze kawalerki
AutorWiadomość
Błądzę myślami daleko stąd zaś dłonie nerwowo mi się trzęsą. Spoglądam za siebie jakbym tam pragnęła znaleźć ratunek. Uśmiecha się do mnie nieznajomy. Prawie odwzajemniam ów gest. Przeczesuję dłońmi swoje blond włosy. Biorę głęboki oddech. Zmierzam przez siebie. Wmawiam sobie masę rzeczy. Moje serce jednak nie chce się uspokoić. Próbuję oddychać coraz głębiej, wolniej. Stawiam powoli kroki. Dźwięk uderzanych obcasów o chodnik odbija się echem w mojej głowie.
Stanęłam przed wejściem do mieszkania Padraiga. Podnoszę zaciśniętą pięść do góry. Uderzam nią w niezbyt ładne jak na mój gust drzwi. Później powtarzam czynność dwukrotnie. Chcę mieć to wszystko za sobą. Nie wiem, czy mnie wpuścisz do mieszkania, więc sama na wstępie to czynię. Rozglądam się po kawalerce, która napawa mnie obrzydzeniem.
- Tu chcesz wychowywać nasze dziecko? – pytam kpiąco, rzucając ciężką torbę na podłogę. Właśnie wyrzucili mnie z mojego pięknego mieszkania na Wyspie Man. Zalegam z czynszem od trzech miesięcy. Cezar już mi nie chce dawać podarków, które mogę sprzedawać za jedną czwartą ceny w magicznych lombardach. Może zorientował się, co z nimi robiłam? Sumienie mnie wcale nie gryzie. Może trochę teraz. Przywykłam do życia ponad stan faktyczny moich finansów. - Rozpakujesz moje rzeczy? – patrzę na młodzieńca wcale nieuradowana perspektywą spędzenia choć tygodnia w ruderze zwanej przez Pata jego mieszkaniem. W głowie swojej płaczę, a kiedy tylko wyjdziesz do pracy to wiedz, że cały ten czas spędzę na wylewaniu swoich łez. Musiałam bardzo nagrzeszyć w poprzednim życiu. Obecne mnie kara od najmłodszych lat. Powoli zaczynam mieć dość.
Podchodzę do okna. Patrzę na ludzi, spieszących się dokądś. Ja już nie muszę śpieszyć się nigdzie. Przez ciążę zaraz stracę pracę, a jeśli mnie nie poślubisz stracę nie tylko to.
- Herbatą również nie pogardzę - w przeciwieństwie do moich odczuć w stosunku do tego mieszkania jak i młodzieńca, którego moje dziecko ma nazywać ojcem.
Stanęłam przed wejściem do mieszkania Padraiga. Podnoszę zaciśniętą pięść do góry. Uderzam nią w niezbyt ładne jak na mój gust drzwi. Później powtarzam czynność dwukrotnie. Chcę mieć to wszystko za sobą. Nie wiem, czy mnie wpuścisz do mieszkania, więc sama na wstępie to czynię. Rozglądam się po kawalerce, która napawa mnie obrzydzeniem.
- Tu chcesz wychowywać nasze dziecko? – pytam kpiąco, rzucając ciężką torbę na podłogę. Właśnie wyrzucili mnie z mojego pięknego mieszkania na Wyspie Man. Zalegam z czynszem od trzech miesięcy. Cezar już mi nie chce dawać podarków, które mogę sprzedawać za jedną czwartą ceny w magicznych lombardach. Może zorientował się, co z nimi robiłam? Sumienie mnie wcale nie gryzie. Może trochę teraz. Przywykłam do życia ponad stan faktyczny moich finansów. - Rozpakujesz moje rzeczy? – patrzę na młodzieńca wcale nieuradowana perspektywą spędzenia choć tygodnia w ruderze zwanej przez Pata jego mieszkaniem. W głowie swojej płaczę, a kiedy tylko wyjdziesz do pracy to wiedz, że cały ten czas spędzę na wylewaniu swoich łez. Musiałam bardzo nagrzeszyć w poprzednim życiu. Obecne mnie kara od najmłodszych lat. Powoli zaczynam mieć dość.
Podchodzę do okna. Patrzę na ludzi, spieszących się dokądś. Ja już nie muszę śpieszyć się nigdzie. Przez ciążę zaraz stracę pracę, a jeśli mnie nie poślubisz stracę nie tylko to.
- Herbatą również nie pogardzę - w przeciwieństwie do moich odczuć w stosunku do tego mieszkania jak i młodzieńca, którego moje dziecko ma nazywać ojcem.
Gość
Gość
Okres najgorszych zawirowań w swoim życiu, odkreślił grubą kreską od tego, co działo się obecnie. Doskonale pamiętał, jak dzień w dzień lądował za drzwiami podłych tawern, bezpardonowo wykopany na zimny, wilgotny londyński bruk z przekleństwami na krwawiących ustach i otarciami na pięściach od prowokowania bójek z mężczyznami daleko od niego silniejszymi. Ciągle wyraźne były wspomnienia nocy, kiedy płukał żołądek hektolitrami absyntu oraz tanich win, nierzadko brudząc nimi swoją jedną, jedyną koszulę. Nie dbał wtedy o siebie w ogóle, zniechęcony do świata, do ludzi, pragnący jedynie słodkiego oczyszczenia, jakie mogło mu zapewnić tylko unicestwienie. Pędził w ramiona autodestrukcji, niczym popychany przez swojego demona. Przyjmującego postać najsłodszej osóbki pod słońcem, która przecież niczemu nie zawiniła.
Paddy jednak zdołał otrząsnąć się z melancholii, wyleczyć z marazmu, a także przezwyciężyć nałóg. Ciężko było wyrwać się ze szponów alkoholizmu, a także przestać poszukiwać spełnienia w oparach opium i haszyszu. Począł czynić to zatem z większą rozwagą, nie wykluczając całkowicie narkotyzowania się – czasami bez tego nie potrafiłby sprostać wyzwaniom pracy w Wenus – jednak ograniczając do stopnia, pozwalającego mu na trzeźwo brać się z życiem za bary. Dotychczas ze strać wychodził zwycięsko, bądź z drobnymi uszczerbkami: na zdrowiu, dumie bądź honorze. Widząc zaś w drzwiach swoją byłą partnerkę jednej upojnej nocy, kompletnie go zamurowało i pozwolił na zaszachowanie go jednym ruchem. Nasze dziecko. Cały czas stał w progu, nawet nie zamykając drzwi, po prostu patrząc na Franziskę szeroko otwartymi oczami, kiedy ona stawiała torbę na podłodze i wyraźnie życzyła sobie herbaty. Nie potrafił wykrztusić ani słowa, jakby wciąż przetwarzał rzucone mu w twarz informacje. Proste, jasne, komunikatywne. Oraz obraźliwe, lecz w tym momencie Padraig nawet nie słyszał kpiny w głosie kobiety. Cały czas w jego głowie odbijał się głośnym echem zaimek nasze. Czy to… czy to było w ogóle możliwe? Spędzili razem zaledwie jedną noc, jedną noc, blisko dwa miesiące temu. Zabezpieczali się, Fitzgerald zawsze o to dbał, nie chcąc niespodzianki w postaci przypadkowego zapoczątkowania nowego istnienia. Jak widać mimo środków ostrożności, nie udało mu się to – mógł wierzyć Franzisce na słowo?
-Nasze? – powtórzył w końcu głucho, kompletnie roztrzęsiony, wręcz niezdolny do żadnej innej reakcji. Ani stanowczego wyparcia, ani uległego wykonania wszystkich próśb kobiety. Nadal stał w miejscu, intensywnym, rozpaczliwym wzrokiem wpatrując się w blondynkę, jakby liczył, iż nagle uspokoi go i zapewni, iż był to jedynie głupi żart.
Paddy jednak zdołał otrząsnąć się z melancholii, wyleczyć z marazmu, a także przezwyciężyć nałóg. Ciężko było wyrwać się ze szponów alkoholizmu, a także przestać poszukiwać spełnienia w oparach opium i haszyszu. Począł czynić to zatem z większą rozwagą, nie wykluczając całkowicie narkotyzowania się – czasami bez tego nie potrafiłby sprostać wyzwaniom pracy w Wenus – jednak ograniczając do stopnia, pozwalającego mu na trzeźwo brać się z życiem za bary. Dotychczas ze strać wychodził zwycięsko, bądź z drobnymi uszczerbkami: na zdrowiu, dumie bądź honorze. Widząc zaś w drzwiach swoją byłą partnerkę jednej upojnej nocy, kompletnie go zamurowało i pozwolił na zaszachowanie go jednym ruchem. Nasze dziecko. Cały czas stał w progu, nawet nie zamykając drzwi, po prostu patrząc na Franziskę szeroko otwartymi oczami, kiedy ona stawiała torbę na podłodze i wyraźnie życzyła sobie herbaty. Nie potrafił wykrztusić ani słowa, jakby wciąż przetwarzał rzucone mu w twarz informacje. Proste, jasne, komunikatywne. Oraz obraźliwe, lecz w tym momencie Padraig nawet nie słyszał kpiny w głosie kobiety. Cały czas w jego głowie odbijał się głośnym echem zaimek nasze. Czy to… czy to było w ogóle możliwe? Spędzili razem zaledwie jedną noc, jedną noc, blisko dwa miesiące temu. Zabezpieczali się, Fitzgerald zawsze o to dbał, nie chcąc niespodzianki w postaci przypadkowego zapoczątkowania nowego istnienia. Jak widać mimo środków ostrożności, nie udało mu się to – mógł wierzyć Franzisce na słowo?
-Nasze? – powtórzył w końcu głucho, kompletnie roztrzęsiony, wręcz niezdolny do żadnej innej reakcji. Ani stanowczego wyparcia, ani uległego wykonania wszystkich próśb kobiety. Nadal stał w miejscu, intensywnym, rozpaczliwym wzrokiem wpatrując się w blondynkę, jakby liczył, iż nagle uspokoi go i zapewni, iż był to jedynie głupi żart.
Gość
Gość
Biorę głęboki wdech. Liczę w myślach do dziesięciu. Obracam się napięcie, aby spojrzeć w jego oczy. Mam nadzieję, że w moich strachu nie dostrzeże.
- Nasze – mówię wyraźnie, mierząc wzrokiem młodzieńca. Ściągam swój płaszcz. - Co z moją herbatą? – unoszę brew do góry. Rozglądam się ponownie po niewielkim lokum. Podchodzę do stolika, odsuwam jedno z krzeseł, a następnie na nim siadam. - Masz zamiar wychowywać tu n a s z e dziecko? – ponawiam, wyczekując odpowiedzi. Stukam paznokciami o blat. Irytuje mnie powtarzanie pytań czy zwykłych poleceń. - I co z moimi rzeczami? – łudzę się jeszcze, że mi powie o pięknej kawalerce w centrum, którą ukrywa przed światem. Naprawdę nie chcę tu zostać na długo. Przywykłam do luksusów, a odpryskująca farba ze ścian, poniszczone łóżko czy meble z zeszłej epoki wcale mi nie pomagają przełknąć goryczy życiowej porażki. Czym sobie zasłużyłam, aby jedyne, co posiadać to potomka familii Lestrange wewnątrz siebie? Nie mam poza tym nic, choć bez wątpienia mogę coś na niezaplanowanym poczęciu wskórać. Chcę się obsypywać bogactwem. Chcę żyć jak królowa. Chcę całymi dniami pić gin z tonikiem. Chcę móc tańczyć. Chcę zatapiać się w nowych smakach i doznaniach. Wiem, że Pat nie może mi tego zapewnić, ale z pewnością może być moją przykrywką i drogą, aby dojść do tego, czego pragnę.
- Nasze – mówię wyraźnie, mierząc wzrokiem młodzieńca. Ściągam swój płaszcz. - Co z moją herbatą? – unoszę brew do góry. Rozglądam się ponownie po niewielkim lokum. Podchodzę do stolika, odsuwam jedno z krzeseł, a następnie na nim siadam. - Masz zamiar wychowywać tu n a s z e dziecko? – ponawiam, wyczekując odpowiedzi. Stukam paznokciami o blat. Irytuje mnie powtarzanie pytań czy zwykłych poleceń. - I co z moimi rzeczami? – łudzę się jeszcze, że mi powie o pięknej kawalerce w centrum, którą ukrywa przed światem. Naprawdę nie chcę tu zostać na długo. Przywykłam do luksusów, a odpryskująca farba ze ścian, poniszczone łóżko czy meble z zeszłej epoki wcale mi nie pomagają przełknąć goryczy życiowej porażki. Czym sobie zasłużyłam, aby jedyne, co posiadać to potomka familii Lestrange wewnątrz siebie? Nie mam poza tym nic, choć bez wątpienia mogę coś na niezaplanowanym poczęciu wskórać. Chcę się obsypywać bogactwem. Chcę żyć jak królowa. Chcę całymi dniami pić gin z tonikiem. Chcę móc tańczyć. Chcę zatapiać się w nowych smakach i doznaniach. Wiem, że Pat nie może mi tego zapewnić, ale z pewnością może być moją przykrywką i drogą, aby dojść do tego, czego pragnę.
Gość
Gość
Miał wrażenie, jakby cały świat z hukiem rozpadał się na jego oczach, tryskając szklanymi odłamkami, kłującymi w serce i raniącymi twarz, która spływała krwawymi strugami, choć Pat nie uronił ani jednej łzy. Zawieszony gdzieś między czuciem a rozumieniem, przetwarzał kolejne słowa, rujnujące wszystko. Rozrywające czułostki Padraiga, jego marzenia, nagle ogniskując się na jednym punkcie, przedziwnej zmiennej, która nie powinna się pojawić. Fitzgerald instynktownie zerknął na brzuch Franziski, by po chwili, autentycznie przerażony, spojrzeć jej w oczy. Jego twarz wykrzywił grymas bezsilności, kiedy mimowolnie poruszał ustami, nie potrafiąc wydobyć z nich żadnych słów. Był całkowicie skonfundowany, pełen żałosnej niemocy, skutecznie hamującej nieszczęsne próby podjęcia sensownego dialogu. Podrygiwał zawieszony nad przepaścią, gdzie z jednej strony czekała go konfrontacja z matką jego dziecka, a z drugiej nieprzyjemna niewiadoma, mogąca mieć swój finał w ciasnej, drewnianej skrzyneczce. Nie potrafił się zdecydować, w myślach wciąż uciekając i desperacko milcząc, jakby to zatrzymywało ekspansję Franziski. Podbijającej jego mieszkanie bez najmniejszego zażenowania – faktycznie jej się to należało? Paddy nie próbował nawet jej w tym przeszkadzać, przypominając raczej bierną kukłę. Kompletnie oddarty od realności, prześwitującej między kolejnymi frazami, jakie do niego wypowiadała. Szaleńczym echem rozkazów, które stanowiły wynik owej nieszczęsnej upojnej nocy. Był wówczas zdesperowany, a ona wykazała się chłodnym zrozumieniem oraz chęcią. Nie opierał się zatem dłużej, cały czas myśląc o Evandrze, a po wszystkim niemal natychmiast zniknął z taniego motelu, nie zamierzając więcej dopuścić Franziski do swojego życia. Okrutne? Prawdopodobnie za to teraz musiał odpokutować.
-Ale my przecież…my… – zaczął chaotycznie, zanim zdołał ugryźć się w język, uświadomiwszy sobie, że plecie bezsensowne bzdury. Mogło im się to zdarzyć – szansa jedna na milion, zupełnie jak zaobserwowanie prawdziwego upadku gwiazdy.
-Ale my przecież…my… – zaczął chaotycznie, zanim zdołał ugryźć się w język, uświadomiwszy sobie, że plecie bezsensowne bzdury. Mogło im się to zdarzyć – szansa jedna na milion, zupełnie jak zaobserwowanie prawdziwego upadku gwiazdy.
Gość
Gość
Wstrzymuję na chwilę oddech. Wolałabym, aby nie zachowywał się w ten sposób, czyniąc trudniejszym odgrywanie przedstawienia. Ciekawa jestem, czy zdaje sobie sprawę z tego, że burleska również polega na aktorstwie.
Oplatam ręką swój brzuch. Zasłaniam jego widok przed nim. Mam go dobić innymi słowami czy może dać mu przetrawić moje słowa?
Patrzę na niego i w gardle czuję gulę, która nie pozwala mi nawet przełknąć śliny. Powtarzam w myślach wciąż, że nie może się dowiedzieć prawdy. Nigdy. Zanim tu przyszłam wszystko wydawało się prostsze. Plan, tak wiele razy powtarzany na głos do Caesara, ojca mojego dziecka, brzmiał pięknie tylko w zaciszu mieszkania na Wyspie Man. Ono jednak było daleko, a ta tu rudera w niczym nie przypominała lokum w Douglas. Nie oszukuję się. Doskonalę zdaję sobie sprawę, że to nie za sprawą mieszkania, a własnego sumienia tak trudno mi przychodzi wypowiedzenie kolejnych kłamstw.
- Mam ci wytłumaczyć skąd się biorą dzieci? – prycham pogardliwie. Wciąż gram swoją rolę. Mam ogromną ochotę na papierosa, ale zamiast tego wciąż stukam paznokciami o blat stołu. - Mam powtórzyć trzeci raz czego oczekuję? Herbata, moje ubrania – wzdycham ciężko. - Chyba nie sądzisz, że ciężarna kobieta, matka t o j e g o dziecka zrobi to wszystko sama? – unoszę brew do góry. Jestem zmęczona. Chcę odpocząć. Ale nie tu. Tu jest okropnie. Pragnę wszystkiego więcej, bardziej.
Oplatam ręką swój brzuch. Zasłaniam jego widok przed nim. Mam go dobić innymi słowami czy może dać mu przetrawić moje słowa?
Patrzę na niego i w gardle czuję gulę, która nie pozwala mi nawet przełknąć śliny. Powtarzam w myślach wciąż, że nie może się dowiedzieć prawdy. Nigdy. Zanim tu przyszłam wszystko wydawało się prostsze. Plan, tak wiele razy powtarzany na głos do Caesara, ojca mojego dziecka, brzmiał pięknie tylko w zaciszu mieszkania na Wyspie Man. Ono jednak było daleko, a ta tu rudera w niczym nie przypominała lokum w Douglas. Nie oszukuję się. Doskonalę zdaję sobie sprawę, że to nie za sprawą mieszkania, a własnego sumienia tak trudno mi przychodzi wypowiedzenie kolejnych kłamstw.
- Mam ci wytłumaczyć skąd się biorą dzieci? – prycham pogardliwie. Wciąż gram swoją rolę. Mam ogromną ochotę na papierosa, ale zamiast tego wciąż stukam paznokciami o blat stołu. - Mam powtórzyć trzeci raz czego oczekuję? Herbata, moje ubrania – wzdycham ciężko. - Chyba nie sądzisz, że ciężarna kobieta, matka t o j e g o dziecka zrobi to wszystko sama? – unoszę brew do góry. Jestem zmęczona. Chcę odpocząć. Ale nie tu. Tu jest okropnie. Pragnę wszystkiego więcej, bardziej.
Gość
Gość
Galopujące myśli nie pozwalały Padraigowi na racjonalne wytłumaczenie, na przyjęcie zdecydowanego stanowiska i wykonanie kroku w przód. Nie powinien tkwić w impasie, a postawić się przed Franziską jako prawdziwy mężczyzna, który nie waha się przed wypowiedzeniem kilku twardych słów i jasnym ustanowieniu prawa, panującego w jego własnym domu. Czemu nie potrafił zbyć jej komunikatu krótkim, drwiącym śmiechem i lekceważącym ruchem dłoni wskazać jej drzwi? Godziło w niego zszokowanie, a przede wszystkim – wrażliwość, przez którą rumienił się, niemalże dziewczęco, zawstydzany przez nią cały czas od nowa. Miał ogromną ochotę wyrzucić ją z mieszkania, zatrzasnąć się w nim na cztery spusty i udawać, że nigdy nic takiego nie nastąpiło. Z obecnej perspektywy, przygoda z Franziską wydawała mu się nierzeczywistym snem – czy raczej marą, okropnym koszmarem, powodującym, iż wzdragał się, jakby nagle przebiegło go przejmujące zimno. I nagle podejmował decyzję, podpisywał cyrograf wiążący go już na wieczność – ale nie z tą kobietą, wpatrującą się w niego palącym wzrokiem. Pat nie miał najmniejszego zamiaru pozwolić się stłamsić Franzisce, która była mu całkowicie obojętna. W akcie największego cynizmu mógłby nazwać ją pojemnikiem, przechowującym nowe życie – na jakim szczerze mu zależało. Od paru chwil zaledwie, lecz powziął silne postanowienie, iż wychowa swoje dziecko i nie ucieknie, tak jak zrobił to jego ojciec, zostawiając go na pastwę losu. Zacisnął usta i podszedł do kobiety, stojąc przed nią wyprostowany niczym struna z dumnie uniesionym podbródkiem. Przez moment wciąż milcząc i jedynie mierząc ją zdegustowanym wzrokiem i zastanawiając się, czemu padło akurat na nią – czyż nie mógł wraz z Rosierem zadowolić się urokami jednej z wenusjańskich panien do towarzystwa?
- Zostaniesz tu aż urodzisz dziecko. Dam mu nazwisko i zapewnię wszystko, co tylko będzie mu potrzebne – powiedział zdecydowanym tonem – ale na nic więcej z mojej strony liczyć nie możesz – dodał oschle, nawet nie próbując niczego udawać. Nie będzie tańcował, w rytm muzyki tej wrednej siksy, która przecież nie zmusi go do małżeństwa i nie usidli w klatce tylko ze względu na dziecko.
- Zostaniesz tu aż urodzisz dziecko. Dam mu nazwisko i zapewnię wszystko, co tylko będzie mu potrzebne – powiedział zdecydowanym tonem – ale na nic więcej z mojej strony liczyć nie możesz – dodał oschle, nawet nie próbując niczego udawać. Nie będzie tańcował, w rytm muzyki tej wrednej siksy, która przecież nie zmusi go do małżeństwa i nie usidli w klatce tylko ze względu na dziecko.
Gość
Gość
Może zaczniemy deliberować na temat odpowiedzialności, przewidywania konsekwencji swoich działań lub kiedy one nastąpią, podejmowania ich? Nie uważałam nigdy i wciąż nie uważam siebie za jednostkę, która potrafi podjąć się następstw swoich czynów, lecz rzeczywiście potrafię być dobrą aktorką, dlatego dziś tu stoję przed Fitzgeraldem, niszcząc mu dalszą egzystencję. Nie pozwolę jednak, aby i on zniszczył moją poprzez plany dalszego życia beze mnie.
- Wychowałam się bez ojca, a później i również bez matki – zaczynam niemalże szantaż emocjonalny. Mam nadzieję, że ma nieskamieniałe serce oraz sumienie. - Nie pozwolę, aby n a s z e dziecko również musiało to przeżywać – prycham, patrząc na Pata z miną pełną fałszywego załamania. - Nie oczekuję pierścionka, wystawnego wesela. Chcę tylko, by nasze dziecko dorastało w pełnej rodzinie – kończę swój wywód, pociągając nosem. Mam nadzieję, że uwierzy w moją rozpacz, która w niewielkim stopniu rzeczywiście jest realna. Tak samo jak on znajduję się teraz w sytuacji bez wyjścia. Posunęłabym się nawet dalej, mówiąc, że w przeciwieństwie do Fitzgeralda mam jeszcze gorzej. Na dobrą sprawę mógł mnie zostawić bez dachu nad głową, samą w Londynie. Przecież to nie on nosi w sobie przyszłego potomka. Mężczyźni od zawsze mieli łatwiej. To nie ich spotykał społeczny ostracyzm, gdy nie będąc w związku małżeńskim spodziewali się bękarta lub zdradzali własne żony za dnia, aby w nocy szeptać im czułe słówka. Nie dostrzegam w tym krzty sprawiedliwości, ale nie należę do person uskarżających się na swój los lub jawnie przeciwstawiających się panującym zachowaniom czy nawet konwenansom.
- Wychowałam się bez ojca, a później i również bez matki – zaczynam niemalże szantaż emocjonalny. Mam nadzieję, że ma nieskamieniałe serce oraz sumienie. - Nie pozwolę, aby n a s z e dziecko również musiało to przeżywać – prycham, patrząc na Pata z miną pełną fałszywego załamania. - Nie oczekuję pierścionka, wystawnego wesela. Chcę tylko, by nasze dziecko dorastało w pełnej rodzinie – kończę swój wywód, pociągając nosem. Mam nadzieję, że uwierzy w moją rozpacz, która w niewielkim stopniu rzeczywiście jest realna. Tak samo jak on znajduję się teraz w sytuacji bez wyjścia. Posunęłabym się nawet dalej, mówiąc, że w przeciwieństwie do Fitzgeralda mam jeszcze gorzej. Na dobrą sprawę mógł mnie zostawić bez dachu nad głową, samą w Londynie. Przecież to nie on nosi w sobie przyszłego potomka. Mężczyźni od zawsze mieli łatwiej. To nie ich spotykał społeczny ostracyzm, gdy nie będąc w związku małżeńskim spodziewali się bękarta lub zdradzali własne żony za dnia, aby w nocy szeptać im czułe słówka. Nie dostrzegam w tym krzty sprawiedliwości, ale nie należę do person uskarżających się na swój los lub jawnie przeciwstawiających się panującym zachowaniom czy nawet konwenansom.
Gość
Gość
Nieomal nie zazgrzytał zębami ze złości, kiedy usłyszał nędzne tłumaczenie Franziski. Dorastała bez ojca? Bez matki? Jego twarzy wykrzywił szpetny grymas, kiedy pomniał na lata swej młodości spędzone w mugolskim sierocińcu. Jak niewiele wiedziała o nim kobieta, z którą miał wspólnie wychowywać dziecko… Byli sobie zupełnie obcymi ludźmi, których połączył ze sobą przypadek. Jedna noc, jaka stała się gwoździem do trumny, spowodowała, iż Pat miał ochotę dobrowolnie ułożyć się w pudełku w kształcie serca, zamknąć oczy, ulotnić się wśród dymu i zapachu płomieni. Nie zamierzał się licytować, przekonywać Franziski, że z ich dwójki to właśnie jego życie doświadczyło bardziej. Nie dostrzegał w tym absolutnie żadnego sensu, nigdy nie uskarżał się na swój los i teraz również nie widział potrzeby wylewania swych skrywanych żali, jadów i trucizn zalewających jego umysł. Wątpił, aby dziewczyna przyznała mu rację i nie chciał marnować na nią swego oddechu. Może i w jej łonie rozwijało się życie, któremu właśnie on dał początek, ale… nie chciał spędzić z nią reszty swoich dni. Wybuchnął drwiącym, gorzkim śmiechem, słysząc piękne słowa i obserwując teatrzyk łez kręcących się w kącikach oczu. Pierścionek? Wesele? Padraig nie snuł planów matrymonialnych, a jedyna kobieta, z jaką pragnął stanąć na ślubnym kobiercu była dla niego równie niedostępna i równie ulotna, jak tęcza na londyńskim niebie, wątłymi kolorami spozierająca znad gęstej mgły. Zaoferował Franzisce naprawdę dużo, podczas kiedy mógł się jej zwyczajnie wyprzeć. Trzykrotnie, poddając wątpliwości każde jej słowo, oszczerstwo padające pod jego adresem. Czyż nie zachował się szlachetnie, mimo braku środków, decydując się na zaakceptowanie dziecka? Mógł zareagować jak bezduszny potwór lub bez słowa wręczyć kilka sztuk złota i skierować ją na Nokturn po odpowiedni eliksir… Nie zrobił jednak tego, gotów wychować swoje dziecko. Wspólnie z jego matką, ale jednocześnie osobno.
-W jakiej rodzinie? – spytał drwiąco, unosząc ironicznie brew. Brzmiał stanowczo i bardziej nieprzyjemnie niż zamierzał, lecz nie żałował, mając przed sobą podciągającą nosem Franziskę. Zniesie jej obecność pod swoim dachem, ale nie dłużej niż kilka miesięcy. Nie dłużej.
-W jakiej rodzinie? – spytał drwiąco, unosząc ironicznie brew. Brzmiał stanowczo i bardziej nieprzyjemnie niż zamierzał, lecz nie żałował, mając przed sobą podciągającą nosem Franziskę. Zniesie jej obecność pod swoim dachem, ale nie dłużej niż kilka miesięcy. Nie dłużej.
Gość
Gość
Dlaczego nie nabiera się na mój teatr? Czy mam pójść naskarżyć do Ceasara na mego niegodnego nie-przyszłego męża? Patrzę w jego kierunku, otaczając rękoma brzuch podchodzę do niego. Wzrok swój kieruję na jego oczy, niech zobaczy ile mam w nich łez.
- Przepraszam, bawi cię to w jakiś sposób? – też prycham, ale chcę dać ci złudne poczucie wyższości nade mną. Mam nadzieję, że się nią przekarmi, zostanie u mojego boku oraz naszego dziecka. Brakuje mi argumentów, dlatego dziś pozwolę mu być tu królem. Królem niczego. Może poczuć się jak to być w mojej skórze, gdzie jedyne, co się posiada to siebie samego. Dawno, dawno temu miałam jeszcze dziadka i babcię, oni jednak umarli, a plotki głoszą, że mama i tata zamieszkują Wyspy Brytyjskie. Nie wydaje mi się, aby on cokolwiek wiedział o nagminnym odrzuceniu, porzuceniu. Takie jednostki nie kończą w takim syfie jak to. Skąd to wiem? Opuszczenie pięknego, drogie apartamentu nie wiązało się z byciem wzgardzoną, a chęcią zostania przy Ceasarze. Pat nigdy nie dowie się, że moje kieszenie będą wypchane sakwami złota. Nagminne odrzucenie hartuje, pozwala się ustawić. On nie ma nic. - Jesteś na tyle niedojrzały, by nie potrafić zrozumieć, że t w o j e dziecko powinno wychowywać się w pełnej rodzinie? – Uwieszam się na jego szyi, zaczynając płakać niczym niemowlę. Młodzieniec powinien przyzwyczajać się do ów dźwięku. Jeśli chce może mnie odepchnąć. Nie poczuję żalu. One nie są prawdziwe.
- Przepraszam, bawi cię to w jakiś sposób? – też prycham, ale chcę dać ci złudne poczucie wyższości nade mną. Mam nadzieję, że się nią przekarmi, zostanie u mojego boku oraz naszego dziecka. Brakuje mi argumentów, dlatego dziś pozwolę mu być tu królem. Królem niczego. Może poczuć się jak to być w mojej skórze, gdzie jedyne, co się posiada to siebie samego. Dawno, dawno temu miałam jeszcze dziadka i babcię, oni jednak umarli, a plotki głoszą, że mama i tata zamieszkują Wyspy Brytyjskie. Nie wydaje mi się, aby on cokolwiek wiedział o nagminnym odrzuceniu, porzuceniu. Takie jednostki nie kończą w takim syfie jak to. Skąd to wiem? Opuszczenie pięknego, drogie apartamentu nie wiązało się z byciem wzgardzoną, a chęcią zostania przy Ceasarze. Pat nigdy nie dowie się, że moje kieszenie będą wypchane sakwami złota. Nagminne odrzucenie hartuje, pozwala się ustawić. On nie ma nic. - Jesteś na tyle niedojrzały, by nie potrafić zrozumieć, że t w o j e dziecko powinno wychowywać się w pełnej rodzinie? – Uwieszam się na jego szyi, zaczynając płakać niczym niemowlę. Młodzieniec powinien przyzwyczajać się do ów dźwięku. Jeśli chce może mnie odepchnąć. Nie poczuję żalu. One nie są prawdziwe.
Gość
Gość
Po wstrząsające wieści o dziecku, spodziewał się wszystkiego. Dzikiego napadu szału, krzyków, tupania, wrzasków, najazdu Jeźdźców Apokalipsy. Zamiast tego widział strumień łez płynący z oczu Franziski i… jakoś ciężko było mu je zignorować. Miał ochotę odwrócić się, udawać, że tego nie dostrzega, że to tylko gra świateł na jej drobnej twarzy, złudzenie. Efekty specjalne stworzone specjalnie po to, by wywołać w nim żal. Nienawidził tego uczucia, okazywanego tak jemu, jak i przez niego, więc momentalnie cały się spiął, a przez padraigowe oblicze przebiegł jakiś krótki spazm cichego bólu.
- Rodzina to miłość. A ja cię nie kocham – wyrzucił z siebie słowa, palące szczerą trucizną. Dziewczyna była dal niego nikim. Zupełnie przypadkową kochanką, którą mógł zastąpić każdą inną, największym błędem, jaki popełnił w życiu. I przekleństwem, jakie miało się za nim ciągnąć już do końca życia. W głowie Paddiego rozbrzmiewało wyłącznie echo jej słów, wzbogacone jadem oraz obrazem łkającej matki. Czemu wyobraźnia podsuwała mu wizje Franziski z maleńkim zawiniątkiem na rękach? Problem, niewyobrażalny kłopot, ale… podświadomie zapragnął tego dziecka. Chciał mu dać miłość i nigdy, przenigdy nie dać mu do zrozumienia, iż urodziło się niechciane, niepotrzebne. Pat dorastał z taką świadomością i nie zamierzał dopuścić, aby i jego potomka spotkało coś podobnego. Zesztywniał, kiedy Franziska uwiesiła się jego ramienia, plamiąc mokrymi łzami koszulę. Przez chwilę nie reagował, walcząc ze sobą, czy jednak nie powinien jej objąć i pocieszyć, ale tylko stał bez ruchu, odmierzając czas kroplami jej łez.
-Wygrałaś. Tylko ze względu na dziecko – warknął w końcu, odpychając ją od siebie. Wyciągnął zza pazuchy paczkę papierosów i zapalił jednego, nie dbając, że tuż obok niego znajduje się ciężarna kobieta. Byłoby najlepiej, gdyby wyszła, Padraig nie chciał jej oglądać.
Gość
Gość
Nie poczułabym bólu rozdzierającego serca, usłyszawszy słowa mnie określające – kim jestem dla Padraiga. Skłamałaby mówiąc, że on dla mnie również był przypadkowych kochankiem. Taką historią jednak będę karmić naiwną naturę młodego mężczyzny, by z czasem również sama w nią uwierzyć, czyniąc wszystko prostszym.
Zostawszy odrzuconą przy jednoczesnym zaakceptowaniu, podchodzę do okna, patrząc na ludzi, których życie wciąż obraca się wokół pośpiechu. Nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć, witając poranki słodkim drinkiem o porze podwieczorkowej, by pożegnać dzień po drugim pianiu koguta. W międzyczasie tkwiłam w kokieteryjnych uśmiechach, szeptaniach czule do uszów bogatych młodzieńców, wyrwanych spod maminej spódnicy, lub tych dojrzalszych, co właśnie postawili swoje pociechy na ślubnych kobiercach, ciesząc się nową wolnością, albo rychło planują ich zaręczyny. Czasem dawałam im poczuć swoje perfumy na ich skórze, rzadko jednak umożliwiając więcej niż pocałunki. Musiałam mieć w tym swój interes, zyskać niemałe profity, abym dała przekroczyć granicę w grze namiętności, opierającą się na staniu się jednym ciałem.
- To dla mnie również ciężka sytuacja – odzywam się po dłuższej chwili milczenia, wciąż wpatrując się w widoki za oknem. Nie bardzo będzie mi go brakowało, kiedy wyprowadzę się stąd z Fitzgeraldem, aby wychować nasze dziecko w bardziej przyjaznych warunkach. - Mogę jednego? – odwracam się, czuję dym i pytam, żyjąc wciąż w latach, gdzie papierosy są zdrowe. Słyszałam kilka razy o szkodliwości ich działania od mądrych mężczyzn, ale za kulisami śmiałyśmy się rześko z pseudonaukowego bełkotu.
Zostawszy odrzuconą przy jednoczesnym zaakceptowaniu, podchodzę do okna, patrząc na ludzi, których życie wciąż obraca się wokół pośpiechu. Nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć, witając poranki słodkim drinkiem o porze podwieczorkowej, by pożegnać dzień po drugim pianiu koguta. W międzyczasie tkwiłam w kokieteryjnych uśmiechach, szeptaniach czule do uszów bogatych młodzieńców, wyrwanych spod maminej spódnicy, lub tych dojrzalszych, co właśnie postawili swoje pociechy na ślubnych kobiercach, ciesząc się nową wolnością, albo rychło planują ich zaręczyny. Czasem dawałam im poczuć swoje perfumy na ich skórze, rzadko jednak umożliwiając więcej niż pocałunki. Musiałam mieć w tym swój interes, zyskać niemałe profity, abym dała przekroczyć granicę w grze namiętności, opierającą się na staniu się jednym ciałem.
- To dla mnie również ciężka sytuacja – odzywam się po dłuższej chwili milczenia, wciąż wpatrując się w widoki za oknem. Nie bardzo będzie mi go brakowało, kiedy wyprowadzę się stąd z Fitzgeraldem, aby wychować nasze dziecko w bardziej przyjaznych warunkach. - Mogę jednego? – odwracam się, czuję dym i pytam, żyjąc wciąż w latach, gdzie papierosy są zdrowe. Słyszałam kilka razy o szkodliwości ich działania od mądrych mężczyzn, ale za kulisami śmiałyśmy się rześko z pseudonaukowego bełkotu.
Gość
Gość
Kiedy gryzący dym gwałtownie wdzierał się w jego płuca, wraz z każdym wydechem, Padraig stawał się spokojniejszy. Nie wiedział, czy powinien to przypisać na karb rozluźniającego działania tytoniu, czy też raczej autosugestii – w każdym razie uchodziło z niego zarówno napięcia, jak i niepohamowana złość. Już nie odczuwał potrzeby zdemolowania mieszkania oraz choćby krzyknięcia na Franziskę. Należało jej się, owszem, może w innych okolicznościach przywołałby ją do porządku, ale opuściła go wszelka motywacja. Aby uczynić cokolwiek. Opadł na krzesło i kurzył papierosa, odpłynąwszy w rozmyślania o niedalekiej rzeczywistości i wszystkimi problemami, z jakimi przyjdzie mu się zmagać. Prawdopodobnie samodzielnie – już teraz był stuprocentowo pewny, iż Franziska nie dołoży grosza i poza wykarmieniem dziecka za wiele przy nim nie zrobi. Nie irytował się już jednak, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę, iż i tak nie przyniesie to rezultatów. Nie wątpił wszakże w jej ostatnie słowa. Trudna sytuacja. Mówiła o ciąży, pozbawiającej ją godziwych zarobków (brudnych pieniędzy), o pojawieniu się dziecka, czy o konieczności zamieszkania z nim pod jednym dachem? Śmiało, niech narzeka – Paddy dokładnie znał granicę swej nadwątlonej cierpliwości i niezwykłą precyzyjnością potrafił wyznaczyć, kiedy miarka w końcu się przebierze, a ona wyląduje na ulicy. Wtedy zaś, nic go nie przekona, aby ofiarował dziewczynie drugą szansę.
- Nie – odparł, nawet na nią nie patrząc i w końcu podrywając się z miejsca. Znowu poczuł narastającą wściekłość oraz frustrację z powodu bezsilności. I naglącą ochotę porozbijaniu kilku łbów bądź upiciu się do nieprzytomności w pobliskim szynkwasie. Bez słowa trzasnął drzwiami, zostawiając Franziskę samą w mieszkaniu. Nie zasługiwała na wyjaśnienia.
/zt
- Nie – odparł, nawet na nią nie patrząc i w końcu podrywając się z miejsca. Znowu poczuł narastającą wściekłość oraz frustrację z powodu bezsilności. I naglącą ochotę porozbijaniu kilku łbów bądź upiciu się do nieprzytomności w pobliskim szynkwasie. Bez słowa trzasnął drzwiami, zostawiając Franziskę samą w mieszkaniu. Nie zasługiwała na wyjaśnienia.
/zt
Gość
Gość
Wnętrze kawalerki
Szybka odpowiedź