Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Buckinghamshire
Las Bernwood
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Las Bernwood
Przez wieki las służył mugolskiej szlachcie, na czele z ichniejszym królem, do polowań na zwierzynę łowną. Narastające wokół tego miejsca legendy o potworach, doprowadziły jednak do zaniechania podróży w jego głąb. W rzeczywistości głęboki środek lasu został odgrodzony potężną barierą magiczną, gdzie służył do polowań dla czarodziejskiej szlachty. W 1957 roku bariera została zdjęta, a miejsce zostało udostępnione dla wszystkich czarodziejów o odpowiednim statusie krwi i poglądach. Oprócz żyjących tam dziko kudłoni oraz szpiczaków, w lasach można spotkać jeszcze dzikie trolle lub motyle paziowate.
Cały ten dzień bliższy był farsie niż ułudzie normalności. Przynajmniej jednak wyrwała się z pnączy promugolskiego lorda, wierzyciela terrorysty, człowieka, który zapewne z zimną krwią i bez skrupułów mógłby zrobić jej krzywdę w imię swoich chorych idei. Oh, jaki piękny byłby świat, gdyby ich zabrakło. Chwytając za dłoń panny Chang poczuła, chociaż odrobinę bezpieczeństwa, na pozór wystarczającego, szczególnie spragnionego. Sekundy niczym pojedynczo uderzane klawisze fortepianu dzwoniły w uszach, bo chociaż towarzystwo, na jakim spoczywały ciemne oczy szlachcianki, było znacznie bardziej sprzyjające spokojowi niżeli trzech poprzednich towarzyszy, sceneria zaś jednak... Ta pozostawiała dużo do życzenia, bo choć kąpiele w krwi młódek nie stanowiły problemu dla lady Black, tak pierwszy raz dzisiaj dostrzegając wątłe ciała mugolek powiązała we własnej głowie specyfik, jakim było istne serum piękna i młodości, z ich osobami i ludzkimi powłokami. Nie odwracała więc głowy, gdy Chang wygłaszała kolejne frazesy mające uspokoić poszarpane nerwami serce Aquili. Powieka zatrzęsła się na wspomnienie cienkiej i delikatnej skóry kobiety, wzdrygnęła się nieprzyjemnie w dziwnej ciarce biegnącej od karku aż po palce nóg. Ciepła łza, słony nektar wyciekający ze zmęczonych i czerwonych oczu, spoczęła teraz na policzku damy. Doświadczyła już przecież widoku palącego się ciała, krwi rozbryzgującej na scenę, jasnej czaszki wiszącej nad wszystkim tym, czego dokonały słowa i dłonie Czarnego Pana z pomocą jego sług. Teraz zaś była bezpośrednim świadkiem, bliskim obserwatorem, przez chwilę jedynym w tym pomieszczeniu. Nie było tam tłumów popleczników Lorda Voldemorta, nie było mieszkańców Stroke-on-Trent, była tylko ona.
- Rozumiem - wypowiedziała głucho na wieść, że ofiara Wren Chang dokonała żywota. Zwykle rozgadana, teraz zaś milcząca, a w uszach ten sam pisk, co wtedy. - Jeśli pani może, to proszę mnie stąd zabrać - powiedziała w końcu na tyle twardo o ile potrafiła. Przypomnij sobie, Aquilo, wszelkie lekcje pobierane od lordów Black, zachowaj kamienną twarz i jeśli musisz, to stój tu i kłam.
- Tak, poproszę - dodała wyciągając nos w górę, a następnie kiwając lekko głową w geście podziękowania, w końcu była tu w gości... Gorąca woda nie brzmiała niczym nektar bogów, ale skoro musiała wystarczyć, to wystarczy.
- Proszę nie dziwić się, że jestem wstrząśnięta - dodała ocierając z policzka pojedynczą łzę, zaraz jednak potem wymuszając na sobie odsłonięcie zębów w uśmiechu, szczególnie nieszczerym, ale odpowiednim do sytuacji, o ile w ogóle można było jakikolwiek uśmiech takim nazwać. - Jadam baraninę, lecz nie wchodzę do rzeźni bez potrzeby - próbowała tłumaczyć swoje zachowanie. Nie chciała już dotykać tego mugolskiego ciała, szlamiej powłoki. - Czy ta... Ta u góry... Jest niebezpieczna? - zaufanie opłacane galeonami miało swoje granice, ale nie spodziewała się, aby Wren Chang wprowadziła ją dziś w pułapkę. Resztki trzeźwego mieszkania nakazywały jednak opuścić piwnicę, znaleźć się piętro wyżej, dostrzec blask gwiazd i odnaleźć drogę do domu.
- Rozumiem - wypowiedziała głucho na wieść, że ofiara Wren Chang dokonała żywota. Zwykle rozgadana, teraz zaś milcząca, a w uszach ten sam pisk, co wtedy. - Jeśli pani może, to proszę mnie stąd zabrać - powiedziała w końcu na tyle twardo o ile potrafiła. Przypomnij sobie, Aquilo, wszelkie lekcje pobierane od lordów Black, zachowaj kamienną twarz i jeśli musisz, to stój tu i kłam.
- Tak, poproszę - dodała wyciągając nos w górę, a następnie kiwając lekko głową w geście podziękowania, w końcu była tu w gości... Gorąca woda nie brzmiała niczym nektar bogów, ale skoro musiała wystarczyć, to wystarczy.
- Proszę nie dziwić się, że jestem wstrząśnięta - dodała ocierając z policzka pojedynczą łzę, zaraz jednak potem wymuszając na sobie odsłonięcie zębów w uśmiechu, szczególnie nieszczerym, ale odpowiednim do sytuacji, o ile w ogóle można było jakikolwiek uśmiech takim nazwać. - Jadam baraninę, lecz nie wchodzę do rzeźni bez potrzeby - próbowała tłumaczyć swoje zachowanie. Nie chciała już dotykać tego mugolskiego ciała, szlamiej powłoki. - Czy ta... Ta u góry... Jest niebezpieczna? - zaufanie opłacane galeonami miało swoje granice, ale nie spodziewała się, aby Wren Chang wprowadziła ją dziś w pułapkę. Resztki trzeźwego mieszkania nakazywały jednak opuścić piwnicę, znaleźć się piętro wyżej, dostrzec blask gwiazd i odnaleźć drogę do domu.
Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Pewne słowa Aquili przyjemnie zaskakiwały. Mimo widoku krwawiącego do misy truchła, niczym prawdziwa siostra swego nieodżałowanego brata potrafiła zachować rezon, przejąć nad sobą kontrolę i decydować o następnych ruchach pionów na wielkiej, czarno-białej planszy. Kąciki ust Azjatki uniosły się w pełnym satysfakcji uśmiechu, lekkim, niemal niedostrzegalnym, zupełnie jakby spoglądała na młodszą siostrę, która pierwszy raz cisnęła potężnym urokiem w klęczącą w przerażeniu szlamę. Wspaniale, milady, przez krótką chwilę zdawało się mówić jej oblicze.
- Oczywiście - odpowiedziała gładko, splatając palce z drobną dłonią arystokratki, nim pociągnęła ją delikatnie w kierunku drewnianej klatki schodowej prowadzącej na parter chatki. Stopnie były dość strome, dlatego też poruszała się wolno i uważnie, raz po raz spoglądając za siebie na kroczącą niżej szlachciankę, której ręki nie puściła ani na moment, w ten sposób zapewniwszy jej poczucie pewnego komfortu w obcym środowisku. - Proszę mi uwierzyć, milady, zdumiewa mnie tylko jak silna okazałaś się w starciu z czymś, co wiele młodych dam skwitowałoby omdleniem. Nawet szlamia śmierć jest trudna do zaakceptowania, gdy widzi się ją pierwszy raz. Ale oswojenie się z tym przekuwa skórę w zbroję, lady Aquilo - sugerowała jej miękko, pewnie, wprowadziwszy wreszcie młódkę do wypełnionej myśliwskimi reliktami sali. Na podłodze zalegała zakurzona skóra upolowanego jelenia, ze ścian spoglądały poroża przytwierdzone do bladych czaszek w drewnianych ornamentalnych ramach, a pod jedną z nich niedaleko kominka stała ciemnozielona kanapa pokryta kocem, przy której oczekiwał nieduży stolik. - Tamta dziewczyna jest nieprzytomna. Spętana - zapewniła od razu. Oszczędzało to konieczności gonienia za następną ofiarą rozjuszoną objawieniem przyjaciółki przemieniającej się w kata; ach, żałowała, że nie mogła pokazać ów zjawiska Blackównie. Było doprawdy pasjonujące. To, jak dotychczas pełne zaufania oczy rozszerzały się w przerażeniu, usta otwierały w niemym szoku, a serce błagało, by zdrada była kłamstwem. Tak czy inaczej Wren mogła jedynie zaprowadzić Aquilę do siedziska, po czym zwróciła swą uwagę w kierunku czajnika, pod którym palnik rozpaliła niewypowiedzianym na głos zaklęciem. - Czy ktoś skrzywdził lady przy okazji tej niefortunnej czkawki teleportacyjnej? - zapytała potem poważnie i wyprostowała plecy, by z góry spojrzeć na ciemnowłosą kobietę. Godne urodzenie zachęcało do bestialskich zapędów, czy to w imię pieniądza, czy w imię spełniania marzeń zrodzonych z żądz, a to należało karać najpotężniejszym wyrokiem. Azjatka byłaby gotowa wymierzyć sprawiedliwość własnoręcznie. - Odeskortuję lady na Grimmauld Place, ale najpierw odpocznij, złap oddech. Jesteś blada jak rolka pergaminu mojego wypracowania na historię magii - Wren pozwoliła sobie na miałki żart, by odrobinę podnieść niewiastę na duchu; w tym czasie woda w czajniku zaczynała się gotować, a temperatura niedługo stała się zdatna do picia, wobec czego czarownica przelała ją do oczyszczonego magią kubka, który następnie podała Aquili. - Wybacz mi brak stosownej porcelany, milady. Nieczęsto miewam tu podobnych tobie gości - uśmiechnęła się nieco krzywo.
- Oczywiście - odpowiedziała gładko, splatając palce z drobną dłonią arystokratki, nim pociągnęła ją delikatnie w kierunku drewnianej klatki schodowej prowadzącej na parter chatki. Stopnie były dość strome, dlatego też poruszała się wolno i uważnie, raz po raz spoglądając za siebie na kroczącą niżej szlachciankę, której ręki nie puściła ani na moment, w ten sposób zapewniwszy jej poczucie pewnego komfortu w obcym środowisku. - Proszę mi uwierzyć, milady, zdumiewa mnie tylko jak silna okazałaś się w starciu z czymś, co wiele młodych dam skwitowałoby omdleniem. Nawet szlamia śmierć jest trudna do zaakceptowania, gdy widzi się ją pierwszy raz. Ale oswojenie się z tym przekuwa skórę w zbroję, lady Aquilo - sugerowała jej miękko, pewnie, wprowadziwszy wreszcie młódkę do wypełnionej myśliwskimi reliktami sali. Na podłodze zalegała zakurzona skóra upolowanego jelenia, ze ścian spoglądały poroża przytwierdzone do bladych czaszek w drewnianych ornamentalnych ramach, a pod jedną z nich niedaleko kominka stała ciemnozielona kanapa pokryta kocem, przy której oczekiwał nieduży stolik. - Tamta dziewczyna jest nieprzytomna. Spętana - zapewniła od razu. Oszczędzało to konieczności gonienia za następną ofiarą rozjuszoną objawieniem przyjaciółki przemieniającej się w kata; ach, żałowała, że nie mogła pokazać ów zjawiska Blackównie. Było doprawdy pasjonujące. To, jak dotychczas pełne zaufania oczy rozszerzały się w przerażeniu, usta otwierały w niemym szoku, a serce błagało, by zdrada była kłamstwem. Tak czy inaczej Wren mogła jedynie zaprowadzić Aquilę do siedziska, po czym zwróciła swą uwagę w kierunku czajnika, pod którym palnik rozpaliła niewypowiedzianym na głos zaklęciem. - Czy ktoś skrzywdził lady przy okazji tej niefortunnej czkawki teleportacyjnej? - zapytała potem poważnie i wyprostowała plecy, by z góry spojrzeć na ciemnowłosą kobietę. Godne urodzenie zachęcało do bestialskich zapędów, czy to w imię pieniądza, czy w imię spełniania marzeń zrodzonych z żądz, a to należało karać najpotężniejszym wyrokiem. Azjatka byłaby gotowa wymierzyć sprawiedliwość własnoręcznie. - Odeskortuję lady na Grimmauld Place, ale najpierw odpocznij, złap oddech. Jesteś blada jak rolka pergaminu mojego wypracowania na historię magii - Wren pozwoliła sobie na miałki żart, by odrobinę podnieść niewiastę na duchu; w tym czasie woda w czajniku zaczynała się gotować, a temperatura niedługo stała się zdatna do picia, wobec czego czarownica przelała ją do oczyszczonego magią kubka, który następnie podała Aquili. - Wybacz mi brak stosownej porcelany, milady. Nieczęsto miewam tu podobnych tobie gości - uśmiechnęła się nieco krzywo.
it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Strona 2 z 2 • 1, 2
Las Bernwood
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Buckinghamshire