Wydarzenia


Ekipa forum
Box Hill
AutorWiadomość
Box Hill [odnośnik]26.04.21 21:48

Box Hill

Box Hill to szczyt North Downs, znajdujący się na południowy zachód od Londynu, będący miejscem niezwykle przyjemnym dla oka oraz zmęczonych umysłów. Wzgórze przyciąga wielbicieli przyrody, swoją nazwę zawdzięczając porastającym jego zbocza okazałym bukszpanom. Box Hill przepełnione jest spokojem, ciszą oraz dziką naturą, co spowodowało ustanowienie zakazu wstępu na tereny wzgórza dla szyszymor. Różnorodna roślinność przyciąga w te strony zielarzy poszukujących rzadkich okazów, a rozciągający się od jego szczytu gęsty las jest domem dla kilkunastu różnych gatunków leśnej zwierzyny.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Box Hill Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Box Hill [odnośnik]23.05.21 4:33
27.11
Hodowla akonitu niedaleko Box Hill


O hodowli akonitu na granicy County of London i Surrey, Tonks dowiedział się niedługo po listopadowej pełni. Wszystko drożało, tojad zawsze był kosztowny i ciężki do zdobycia, a sprzymierzeni z Zakonem Feniksa likantropi się martwili. "Martwili", delikatnie powiedziane. Michaelowi sprawa akonitu spędzała sen z powiek odkąd w kwietniu odcięto go od ministerialnych zapasów. Nawet nie wyobrażał sobie, co przeżywają czarodzieje, którzy nigdy nie mogli liczyć na oficjalne dostawy i zdobywali każdą dawkę z niezwykłym trudem.
Asbjorn i inni sprzymierzeni z Zakonem alchemicy potrafili przyrządzić trudny wywar tojadowy - brakowało jedynie samego akonitu. W wojennej rzeczywistości kupowanie cennej rośliny było i będzie coraz trudniejsze. Gdyby można było zdobyć kilka sadzonek, hodować tojad samemu... Tonks oczywiście nie potrafiłby wyhodować żadnej rośliny, ale w Zakonie Feniksa nie brakowało uzdolnionych hodowców. Na myśl przychodził mu choćby sam nestor Archibald Prewett, ale ostatnio sam Michael kupił tojad ze szklarni Halberta. Od razu zauważył, że mogłoby się tam zmieścić więcej.

Plan klarował się powoli. Po wydobyciu ze znajomego wilkołaka wszystkich posiadanych przez niego informacji (niegdyś uczciwi ludzie, ale wspierjaą Ministerstwo, nie pomogą już żadnemu wilkołakowi jeśli dowiedzą się o naszych kontaktach z Zakonem, nie będą mogli i nie będą chcieli...) od połowy listopada Michael zaczął odwiedzać Surrey, czasem pod zaklęciem Kameleona, czasem z fryzurą zmienioną Capillusem, często spoglądając na hodowlę z miotły, z bezpiecznej wysokości i z lotu ptaka. Z natury spostrzegawczy, zdołał zauważyć, gdzie znajdują się szklarnie, jak duża jest posesja i że oprócz gospodarzy często kręci się tam ministerialna ochrona. Co najmniej jeden czarodziej bywał tam stale, czasem Tonks widywał nawet dwóch. Choć właściciel hodowli wydawał się podstarzały, Michael nie zamierzał lekceważyć także jego. Z wyprawą postanowił poczekać do końca listopada, aż samemu będzie w pełni sił po minionej pełni, a wpływ grudniowego księżyca nie zdąży go jeszcze zirytować ani rozproszyć. Nie wątpił, że jako auror da radę pokonać lub zastraszyć zgromadzonych na miejscu ludzi. Zupełnie nie radził sobie z perspektywą kradzieży zdobycia sadzonek - wiedział, jak wygląda tojad, ale aby go bezpiecznie przetransportować, będzie potrzebował klarownych instrukcji doświadczonego zielarza.
Najpierw trochę się wahał odnośnie Greya, choć w teorii był pewien jego poglądów - Halbert pracował w końcu u poszukiwanego Archibalda Prewetta. Wspólna wyprawa na trzęsawisko utwierdziła Tonksa w przekonaniu, że dadzą radę pracować - a w razie konieczności walczyć - ramię w ramię. I że temat Justine, jeśli starannie omijany, nie jest nazbyt niezręczny. Rozsądnie postanawiając zostawić problematyczne detale na sam koniec, zaprosił Greya do współpracy, licząc, że ten nie będzie mu miał za złe przemilczenia paru faktów.

Z Halbertem umówił się na wzgórzu, w miejscu, w którym mogli się skryć za krzewami i z którego mieli widok na hodowlę. Tonks zmienił fryzurę zaklęciem Capillus, wydłużając i przyciemniając włosy. Doskonale wiedział, że wygląda tak niekorzystnie, zwłaszcza po wyhodowaniu dwutygodniowego zarostu. Taki był plan, miał być dzisiaj obdartym intruzem i nikim kojarzonym z dawnym Biurem Aurorów. Michael przyleciał na miejsce na miotle i powitał Greya krótkim skinieniem głowy.
-Ukryjmy się tutaj na chwilę i miej oczy z tyłu głowy. Przedstawię ci plan i ruszamy. - zarządził, skupiony na zadaniu. Wziął głęboki oddech, powagą maskując pewien niepokój. -Potrzebujemy sadzonek tojadu z tamtej szklarni. Tak wielu, jak zdołamy przetransportować. Wiem, że dasz radę przesadzić i przetransportować je bezpiecznie. Na razie do Ciebie, chyba że wolałbyś nie hodować akonitu samemu. - uśmiechnął się blado. -Ja w tym czasie... zajmę czymś właścicieli i... cóż, wygląda na to, że mają ochroniarza z Ministerstwa. Z nimi spróbuję ponegocjować, ale jeśli dojdzie do walki z funkcjonariuszem, ale jeśli dojdzie do walki, kryjesz się za mną, załatwię to i osłonię nas. - przygryzł lekko wargę, zastanawiając się, jak to wszystko brzmi i czy Grey zrozumiał już, o co konkretnie go prosi. -Nie wyobrażasz sobie nawet, jak wielu ludziom pomożesz... - Dopiero teraz jego głos złagodniał, a w cieplejszym tonie zadźwięczał smutek. Nie wyobrażasz sobie nawet ile wilkołaków chodzi - i cierpi - wśród nas. -...ale jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości, znajdę kogoś innego. - zaproponował bezpośrednio. Doświadczenie nauczyło go, że w podobnych akcjach nie ma miejsca na żadne wahanie. Grey nie był zresztą jego jedyną opcją, Vincent znał się na akonicie (jakkolwiek niezręczne nie byłoby angażowanie byłego i obecnego adoratora własnej siostry…).
Chcąc dać Halbertowi moment do namysłu i na ewentualne pytania, Michael utkwił wzrok w hodowli. Byli już na tyle blisko, że zaklęcie powinno zadziałać...
-Homenum Revelio.


ekwipunek:
Na sobie płaszcz ze skóry smoka (1) i wełny kudłonia (1): 2 dodatkowe miejsca w ekwipunku, +7 do żywotności, redukcja obrażeń od ognia 6%
W kieszeniach płaszcza: magiczny kompas,  kryształ 1 & kryształ 2
1. Miotła
2. Płócienna torba na sadzonki
3. Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 0)
4. Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 46, moc +10)

rzut:
k100. Homenum Revelio
k3: ile osób zastaniemy przy wejściu? (do rozpatrzenia po kostce zdarzenie; 1 - ochroniarz z MM (właścicieli przyjdzie dopiero później), 2 - ochroniarz i właściciel 3 - dwóch ochroniarzy i właściciel



Can I not save one
from the pitiless wave?



Ostatnio zmieniony przez Michael Tonks dnia 05.07.21 15:07, w całości zmieniany 1 raz
Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Box Hill 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Box Hill [odnośnik]23.05.21 4:33
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 88

--------------------------------

#2 'k3' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Box Hill Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Box Hill [odnośnik]08.06.21 21:38
List od Michaela zdziwił go nieco, ze ściągniętymi brwiami czytał kreślone przez niego litery, zastanawiając się w jak wielkiej desperacji musiał być Tonks, by zwracać się do niego ponownie po pomoc. Był święcie przekonany, że po ich wypadzie na trzęsawisko Michael odsunie się od niego, ograniczając potencjalne ryzyko zadawania niewygodnych pytań. Jako były auror nie zwykł raczej uciekać przed konfrontacją, lecz ich kwestia była znacznie bardziej delikatna. Poruszony przez niego w liście temat był jednak poważniejszy, niż niechęć i niepokój, jakie wzbudzały niedopowiedzenia.
Od razu wiedział, że chodzi o akonit, nie był jednak pewien czy podobają mu się zawarte zwroty typu ”jeśli nie boisz się ryzyka”. Dokąd mieli się udać, skąd pochodziły sadzonki? Wiele pytań pozostawionych bez odpowiedzi, które zepchnąwszy na dalszy plan, Halbert odpisał Michaelowi, deklarując gotowość. Przygotował wydzielone miejsce w szklarni, spora połać czekała już na te drogocenne rośliny. Na zaniepokojone spojrzenie matki wyjaśnił, że to tylko czasowe i że przyczyniają się większemu dobru. Nie w smak było jej przechowywanie pod ich własnym dachem tylu trujących szczepek, co Halbert rozumiał, lecz zbyt długo czekał na swoją szansę, by teraz odmówić pomocy, tak zwyczajnie należało zrobić.
Na wzgórzu pojawił się w towarzystwie Michaela, badawczo rozglądając się wokół, chcąc rozpoznać budynki i to wspomniane potencjalne zagrożenie. Ubrał się wygodnie, starając się by kolorystycznie nie wybijać się spomiędzy wieczornej szarości drzew. Nisko osadzony księżyc rozświetlał blado okoliczne budynki. Typowe dla listopada deszczowe chmury nie gościły na dzisiejszym niebie, przymrozkom towarzyszyła susza, także w Dorset, gdzie niektóre rośliny wciąż domagały się wody. Przykucnął obok Michaela i wysłuchał jego planu, marszcząc brwi w zastanowieniu. Halbert odniósł wrażenie, że natłok informacji miał zakamuflować kolejne haczyki, na które wybałuszył oczy.
- Z Ministerstwa? Nie mówiłeś, że… - urwał nagle, nie chcąc by mimo wszystko jego wpół ściszony ton został usłyszany przez kogokolwiek poza Tonksem. Pokręcił głową z niedowierzaniem, krótką tylko chwilę kipiąc wewnętrznie. Nie wiedział skąd ta irytacja, przecież doskonale domyślał się, że właśnie o nich może chodzić. Wizerunek Michaela nie widniał na listach gończych, ale jego młodsza siostra, niedoszła narzeczona Grey’a, wiodła prym wśród zaangażowanych w walkę rebeliantów, poza tym on sam posłał mu znaczące spojrzenia, gdy ostatnim razem użył zaklęcia Patronusa w innym, niż standardowym celu.
Czarodziej westchnął, pierwsza fala napięcia odpuściła.
- Słuchaj, trochę myślałem… to, co się wtedy wydarzyło... - zaczął znów powoli, chcąc przestać myśleć o wdawaniu się w walkę z przedstawicielami Ministerstwa. - Możesz nie chcieć mi nic mówić, nie musisz, rozumiem. Po prostu… chcę, żebyś wiedział, że zdaję sobie sprawę z powagi sytuacji, i że mimo wątpliwości chcę pomóc. I nie traktuję tego jako przysługi. - Nie wymagał od niego potwierdzenia, żadnych deklaracji, chciał w ten sposób uspokoić Michaela, zagwarantować, że choćby miały pojawić się komplikacje, to może na niego liczyć. Tonks nie musiał go także przekonywać, że pomagają wielu osobom. Już wcześniej zgłaszał lordowi Prewettowi gotowość do działania, a pomoc drugiemu człowiekowi zdawała mu się być dziś bliższą, niż walka wręcz. Przez lata pracy w szpitalu, a później i w ogrodach, stracił nieco na zwinności. Zerknął w kierunku szklarni, zastanawiając się kogo przyjdzie im po drodze spotkać. Szczęśliwie Mike zapowiedział, że zajmie się ludźmi, ale to potencjalne zabezpieczenia wewnątrz szklarni zastanawiały Halberta najbardziej.

Ekwipunek:
1. miotła
2. plecak z potrzebnym sprzętem zielarskim
3. płócienna torba na sadzonki
4. grube rękawice
5. dwa cebularze


may the flowers remind us
why the rain was necessary

Halbert Grey
Halbert Grey
Zawód : toksykolog, ogrodnik Prewettów
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
to plant a garden
is to believe in tomorrow
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9087-halbert-grey https://www.morsmordre.net/t9093-lobuz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t9099-skrytka-bankowa-nr-2133 https://www.morsmordre.net/t9091-halbert-grey#274380
Re: Box Hill [odnośnik]08.06.21 21:38
The member 'Halbert Grey' has done the following action : Rzut kością


'Zdarzenia' :
Box Hill QquN5nb
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Box Hill Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Box Hill [odnośnik]09.06.21 22:13
Zacisnął lekko usta, usiłując puścić mimo uszu zirytowany ton Halberta i nie poddać się własnej irytacji. Nie, nie mówiłem. Mam na nazwisko T o n k s, udajemy się do Surrey, ja nic nie mówiłem, ale co Ty sobie myślałeś?
Wziął głębszy wdech.
-Nie mówiłem, przepraszam. - wymamrotał, choć zabrzmiało to bardziej warkliwie niż planował. -Widzę ich. Dwie sylwetki, jedna niższa, to pewnie właściciel, czyli ochroniarz jest pewnie jeden. Kojarzę ich, patrolowałem te okolice. Zajmę się nim, ciebie proszę tylko o pomoc przy sadzonkach. - podkreślił raz jeszcze, choć już to przecież mówił, usilnie nie patrząc w oczy Halberta. Przynajmniej miał wymówkę, by wbić wzrok gdzie indziej - skorzystał z magii Homenum Revelio i szybko streścił Greyowi, co widzi w dole wzgórza.
Ton towarzysza zmienił się nagle, a Mike posłał mu szybkie spojrzenie. Dopiero teraz, rozluźniając nieco mięśnie, zdał sobie sprawę, jaki był do tej pory spięty. Tak, jakby w głębi ducha liczył się z odmową, a przecież… przecież Halbert to równy gość.
-Rozumiem. - uśmiechnął się, wreszcie, a ton wyraźnie mu złagodniał. -Czasem bezpieczniej jest mniej wiedzieć, ale… jeśli chcesz o czymś wiedzieć, opowiem. Tyle, ile będę mógł. - dodał, zniżając głos. -Jak już weźmiemy ten tojad. - zaznaczył przytomnie, ponieważ krzaki na wzgórzu w Surrey to mało bezpieczne miejsce do rozmowy o sprawach poważnych i w zasadzie tajnych.
Oderwał wzrok od źrenic Halberta, aby rozglądać się dalej - korzystając z ostatnich sekund Homenum Revelio. I wtedy zobaczył kolejną sylwetkę, zbliżającą się z lewej strony. Ktoś biegł.
Nie słyszał ich, nie mógł, ale Mike i tak położył palec na ustach i wskazał Halbertowi intruza. Wstał, powoli, sięgając po różdżkę. Nie było sensu się ukrywać, lepiej spetryfi…
-Pomocy, pomocy! - rozpaczliwy krzyk dotarł do uszu obojga mężczyzn, a Mike zawahał się na moment.
Wychudzony mężczyzna dobiegł do Tonksa i Greya, zasapany i wyraźnie przerażony. Na jego ubraniu widać było plamy krwi.
-O…oni… pobili D..dariena, teraz n…nikt nie chce już s..stawić im cz..czoła… - mamrotał, trochę do siebie, trochę do mężczyzn. Tonks zerknął na Halberta, potem znowu na nieznajomego. Na koszulę nieznajomego.
-Ktoś jest ranny? - zapytał trzeźwo, bezskutecznie próbując oderwać wzrok od plam krwi.
-N…nie, znaczy t.tak, ale zajmuje się nim moja ż…żona, ale…jedzenie, jeśli nie odzyskamy jedzenia, o…ni znowu wszystko w…wywiozą, mieliśmy tam iść, dzisiaj, ukradkiem, ale p…obili Dariena i… - bełkotał mężczyzna i przez moment trudno było powiedzieć, czy po prostu chce się komuś zwierzyć, aż… Spojrzał na potężnie zbudowanego Tonksa o sztucznie czarnych włosach i specjalnie wyhodowanym na misję zaroście, a potem wbił desperackie spojrzenie w Halberta - wyglądającego na kogoś równie silnego i lepiej odżywionego od mieszkańców wioski.
-Ja…p..panowie, ja nie wiem… nie interesuje mnie, kim jesteście, ale zapłacę, dobrze zapłacę, jeśli… wiem, gdzie jest ich kryjówka, wiem, że nie wyglądam, ale umiem walczyć, p…po prostu potrzebowałbym tam iść, w dwójkę lub trójkę, pokazać im, że nie mogą nas tak okradać, a wszyscy stchórzyli… To niedaleko, myślałem, że może pójdę tam sam, ale… - poprosił, szukając w tych nieznajomych ostatniej deski ratunku.
Michael zmarszczył lekko brwi. Wyglądało na to, że nieznajomy - w przypływie samobójczej desperacji - faktycznie chce samemu walczyć z jakimiś łupieżcami. Tonks przypomniał sobie bandę z Kumbrii, podobnie zdesperowanego Nathana. Ten człowiek… to mogła być pułapka, ale nikt tak wychudzony nie kłamałby tak przekonująco. Tyle, że Halbert nie przybył tutaj, by walczyć. Mike przygryzł wargę, zostawiając decyzję Greyowi.
Hodowla nie ucieknie, mieli całą noc.



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Box Hill 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Box Hill [odnośnik]17.06.21 23:23
”Tylko pomoc przy sadzonkach”, Grey westchnął cicho, spodziewając się, że na tym nie poprzestanie. Oczywiście wierzył w powodzenie ich misji, ale był przygotowany na każdą ewentualność. Pokiwał głową na suchy acz przekonujący raport. Michael musiał spędzić sporo czasu na obserwacji, zdecydował o przydziale zadań, będąc pewnym własnej opinii. Nie było powodu, by mu nie wierzyć.
Dochodzący zza ich pleców głos dotarł do uszu Halberta, źrenice jego oczu rozszerzyły się gwałtownie w przestrachu, że nie tyle, że zostali zaatakowani, co mogli zostać usłyszeni przez ochronę szklarni. Zaklął w duchu i w ślad za Michaelem odwrócił się, by powieść wzrokiem do zziajanego mężczyzny.
Wystarczyła krótka wymiana zdań, by spostrzegł, że Tonks waha się. Sam przez moment nie wiedział jak zareagować. Czy od teraz tak to miało już wyglądać? Stosy ciał w porcie w Cromer, spalony dom przy trzęsawisku w Gloucestershire, a teraz złodzieje i pobity mieszkaniec Surrey. Coraz częściej stawał się świadkiem strasznych realiów wojny, jakie dotychczas działy się poza jego zasięgiem. Pomyślał o matce, którą starał się chronić, a do której drzwi w każdym momencie mógł zapukać jeden z nich. Okrutnych, bez knuta szacunku czy przyzwoitości. Grey złapał spojrzenie Tonksa i tylko skinął mu głową. Obaj dobrze wiedzieli, co należało zrobić.
Dwadzieścia minut milczącego spaceru, pełnego wyłącznie odgłosów natury, pohukujących gołębi i trzaskających pod butami gałązek. W umyśle Halberta przewijały się obrazy, snując różne, potencjalne scenariusze, do jakich mogłoby dojść na miejscu. Podczas ich ostatniego wspólnego starcia z bagnowyjem mieli sporo szczęścia, a przecież magiczne stworzenie nie może równać się z siłą kilku czarodziei, z jakimi mieli się dziś zmierzyć. W pewnym momencie John uniósł dłoń i zwolnił kroku, lekko przygarbiony kryjąc się za pobliskim drzewem, po czym wskazał dom.
Pod piętrowym budynkiem o niskim, spadzistym dachu, tuż obok szeroko otwartych drzwi stał Benny. Łypał na nich mężczyzna średniego wzrostu, przysadzisty, o gęstych, kruczoczarnych włosach, zaczesanych na łoju w tył. Tikiem nerwowym unosił kącik ust, odsłaniając jeden ze złotych zębów, który nadawał mu iście łotrowskiego charakteru. Długi płaszcz miał przybrudzone błotem poły, ciężkie buty z wysoką cholewą nosiły ślady niejednej trudnej przeprawy. Tuż obok ćmiący papierosa Chris siedział w szerokich spodniach i krótkiej, skórzanej kurtce. Policzki smagnięte ostrym, nadmorskim słońcem dodawały mu lat, a przydługie, nieco przerzedzone włosy sprawiały, że wyglądał na o wiele starszego od swoich kompanów. Podniósł się właśnie z wystawionej przed domem drewnianej ławy i wolnym krokiem podszedł do trzeciego, który właśnie zabrał głos.
- No proszę, proszę, kogo my tu mamy? Przyprowadziłeś kolegów, John? - Alan, wysoki mężczyzna o zapadniętych policzkach, w którego oczach skrzył się czerwienią głód. Rozpięta, elegancka szata wisiała na wychudzonym ciele niczym na wieszaku, a jej stan wskazywał na to, że nie był jej pierwszym właścicielem. Zachowując wyprostowaną postawę zrobił krok w kierunku przybyszów. - Twoja żona powiedziała, że chętnie nas znowu ugości. Nie mogliśmy jej odmówić.
John, który przez całą drogę milczał i truchlał w przestrachu, teraz stanął wraz z nimi w jednej linii i pewnie uniósł swoją różdżkę. Na jego twarzy malowała się złość, która dotychczas się w nim gromadziła.
- Deserpes! - wykrzyczał zaklęcie w kierunku Chrisa.
Widząc to Halbert ponownie zaklął w duchu, spełniały się najgorsze przypuszczenia. Ilu ich tu jeszcze było? Czy naprawdę powinni ściągać na siebie uwagę donośnymi okrzykami? Do dalszych rozmyślań brakowało jednak warunków, więc Grey wycelował różdżkę w stojącego najbliżej niego Benny’ego. - Obscuro!

1. Deserpes
2. Obscuro


may the flowers remind us
why the rain was necessary

Halbert Grey
Halbert Grey
Zawód : toksykolog, ogrodnik Prewettów
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
to plant a garden
is to believe in tomorrow
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9087-halbert-grey https://www.morsmordre.net/t9093-lobuz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t9099-skrytka-bankowa-nr-2133 https://www.morsmordre.net/t9091-halbert-grey#274380
Re: Box Hill [odnośnik]17.06.21 23:23
The member 'Halbert Grey' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 91

--------------------------------

#2 'k100' : 92
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Box Hill Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Box Hill [odnośnik]28.06.21 19:57
wracamy z szafki z tarczą

Przed domem leżała trójka związanych szabrowników. Dwaj byli spetryfikowani, ale nawet jeśli wybudzą się spod działania zaklęcia, to w kajdanach i bez różdżek niewiele będą mogli zrobić. Trzeci, również rozbrojony i związany, krwawił z wielu ran po Lamino. Pomoc uzdrowiciela mogłaby zapobiec wykrwawieniu, ale John jedynie patrzył na mężczyznę posępnie, a Michael nie zamierzał się wtrącać do jego prywatnej wendetty.
-Sprawdźmy środek. - zaproponował Johnowi. Zerknął kontrolnie na Hala, który chyba uzdrowił sobie rękę. W oczach aurora odmalował się mimowolny podziw - zazdrościł mu trochę znajomości magii leczniczej. -Postoisz na czatach? - zapytał Greya, trochę strategicznie. Chciał zamienić parę słów z Johnem.
Wszedł do chaty z różdżką wyciągniętą przed siebie, na wszelki wypadek. W środku jednak nikogo nie było. Wzdłuż ścian były za to poustawiane worki, a na półkach piętrzyły się - chaotycznie poukładane, niektóre nadjedzone - przetwory.
-Czy to pańskie zapasy? - upewnił się Mike, zaglądając do jednego worka. W środku była mąka.
-Tak, tak... nie wierzę! - John drżącymi rękami dotykał konfitur przygotowanych przez swoją żonę, zaglądał do worów z warzywami, a w jego oczach lśniły łzy. -Nie wierzę, że jeszcze tego nie wywieźli, że tak dużo tu zostało... przybyliśmy w samą porę! Nie wiem, jak panom dziękować, to pomoże nam przetrwać zimę... Proszę, niech pan weźmie te jabłka! A gdy wrócimy do mojej rodzinym, podzielę się chlebem, nalegam... - rozgorączkowany John wskazał na worek z owocami, ale Michael - choć zaburczało mu w brzuchu na samą myśl o świeżych owocach - pokręcił tylko głową.
-Poczęstuję się jednym jabłkiem jeśli pan nalega, ale prawdę mówiąc... - spojrzał prosto w oczy mężczyzny, zawieszając głos. Kilkakrotnie uratował go dzisiaj przed czarnomagicznymi klątwami, John widział zaś jak Michael bez skrupułów rzuca potencjalnie śmiertelne w skutkach uroki. Czy mogli sobie ufać? Po tym wszystkim - chyba musieli. -...bardziej pomogłyby mi informacje. O tej hodowli, pod Box Hill. - John przyłapał ich, gdy obserwowali tamto miejsce. Będzie wiedział, o co chodzi. Mike wstrzymał oddech, bowiem od reakcji mężczyzny wiele zależało - a ten, ku jego uldze, parsknął pod nosem, nie kryjąc złości.
-Farma Prince'ów? Co mogę panu powiedzieć? Dzięki kolaboracji z Ministerstwem mają pod dostatkiem jedzenia, gdy my głodowaliśmy. Prosiłem ich o pomoc, o wstawiennictwo, cokolwiek, zanim zdecydowałem się samemu rozprawić z tymi szabrownikami, nie kiwnęli nawet palcem. Bez pańskiej pomocy bym tutaj zginął, więc nie obchodzi mnie czego pan od nich chce... - zmarszczył lekko brwi, przypominając sobie, co głównie hodowali Prince'owie i spoglądając na rozmówcę nieco uważniej. -...o farmie też nie wiem zbyt wiele, ale mają ministerialną ochronę. Z tyłu jest jedno wejście, powinno być mniej strzeżone. Na pewno mają tam pułapki, choć pewnie niezbyt skomplikowane. Zawsze byli skąpi, polegają pewnie głównie na swoim człowieku z Ministerstwa. O tej porze powinien być tam tylko jeden, to spokojna okolica, a odkąd Prince'owie mają chody w Londynie, złodzieje chyba się ich boją. - zdradził. -Proszę być ostrożnym, pan i pana towarzysz.
-Mój towarzysz nie ma z tym nic wspólnego, pytam dla siebie. Zresztą, mnie też nigdy tu nie było. - sprostował szybko Mike, chcąc kryć Halberta. -Może... może pana też złodzieje będą się teraz bać. Pomóc panu z nimi, czy... - spojrzał prosto w oczy mężczyzny, porozumiewawczo.
John pokręcił głową i zacisnął mocniej palce na różdżce.
-Załatwię to sam. Proszę iść w swoją stronę, skoro ich nie m... skoro oni są unieszkodliwieni, zapasy będą bezpieczne. Skrzyknę tutaj chłopów z wioski. Jeśli po wszystkim będą panowie jednak gotowi przyjąć te jabłka, moja rodzina mieszka w bielonej chacie z czerwonym dachem, w pobliskiej wsi. - zapowiedział. Michael nie zamierzał pytać, co John zrobi z szabrownikami i co tamci zrobili jego żonie. John nie pytał zaś o powody zainteresowania farmą tojadu.

Tonks wyszedł z chaty z ulgą - mężczyzna zdradził mu przydatne informacje. Dzięki obserwacji farmy, Michael wiedział o ochronie z Ministerstwa, ale nie o pułapkach. Nigdy nie zbliżył się tam na tyle, by rzucić Carpiene. Obojętnie zerknął na szabrowników, choć z pewnym trudem oderwał wzrok od kałuży krwi pod Alanem.
-Jak twoja ręka? - rzucił do Halberta. -Jak ty się masz, jesteś w stanie nadal tam iść? - w ogóle tam iść? Brzmiał poważnie, ale spoglądał na Greya badawczo, z troską. Czy to pierwszy raz, gdy widział na żywo walkę, gdy zderzył się z czarną magią?
-To czarnoksiężnicy. - dodał, odchodząc dalej od chaty, by spetryfikowani szabrownicy nie mogli już ich usłyszeć. Brzmiał, jakby próbował się usprawiedliwić. -Widać teraz przerzucili się na kradzież, ale używali tego samego rodzaju magii co ludzie, których aresztowałem. - nigdy nie dało się być zupełnie niewrażliwym na walkę i śmierć, choć aurorzy byli pod tym względem odporniejsi niż zielarze. Halbert miał głowę na karku, Michael nie zamierzał mu wmawiać, że John oszczędzi tych ludzi. Miał chyba nadzieję, że Grey nie będzie dopytywał. -Ten tojad... wiesz, że nie robię tego dla siebie, prawda? - rzucił jeszcze, ale tym razem wcale nie brzmiał, jakby się tłumaczył. Wręcz przeciwnie, spoglądał na Halberta bardzo znacząco, wręcz oczekująco. Widziałeś patronusa i plakaty z Justine. Domyślasz się już...?

Poprowadził Halberta pod farmę. Zdążyło się już ściemnić, strażnik z Ministerstwa może być bardziej czujny, ale mrok działał na ich korzyść. Zakradli się na tyły budynku, a Mike dał gestem ręki znać Greyowi, by poczekał.
-Spróbuję zdjąć pułapki i zająć się strażnikiem. Właściciel też powinien tu być, rzucę na niego Oblivate. Tam jest szklarnia, po lewej - idź po sadzonki, gdy będzie już czysto. - nie zamierzał wymagać od Halberta udziału w kolejnej walce, o ile kompan nie wciągnie się w nią sam.
-Carpiene. - szepnął, a gdy magia nic nie wykryła, powtórzył zaklęcie. John w końcu ostrzegał, że farma jest zabezpieczona. -Carpiene. - tym razem wykrył dwie wiązki magii. Znał się na pułapkach na tyle, by wyczuć ich naturę - domyślał się, że mają ostrzec ochroniarza przed intruzami i utrudnić im wejście do szklarni i budynków. Skierował różdżkę w stronę pierwszej z pułapek, skupiając się na białej magii i próbując wyciszyć zabezpieczenie. Gdy deaktywował Cave Inimicum, zajął się w podobny sposób drugą pułapką - i tą wyciszył bez trudu.
Położył palec na ustach i ostrożnie pchnął furtkę. Dzięki zdjęciu Małej Twierdzy, dostali się z Halbertem na teren farmy bez żadnych dalszych czarów i akrobacji, zyskali też pewną przewagę. Cave Inimicum nie zdołało zaalarmować strażnika. Wytężając wzrok w ciemności, Michael rozpoznał w końcu jego sylwetkę - ochroniarz z Ministerstwa stał przy wejściu do szklarni.
Muszą się nim zająć, zanim Halbert tam wejdzie.
Petryficus Totalus - starannie wycelował w mężczyznę i spróbował zaatakować go niewerbalnie, zanim tamten ich dostrzeże.



zastraszanie II (nie zastraszam Johna, ale domyśla się, że lepiej ze mną nie zadzierać)/perswazja I

rzuty do posta - Carpiene nieudane, Carpiene udane, 2 x udane rozbrojenie

mam spostrzegawczość III (widzę strażnika) i rzucam na niewerbalne Petryficus Totalus w strażnika



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Box Hill 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Box Hill [odnośnik]28.06.21 19:57
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 55

--------------------------------

#2 'k8' : 3, 6, 5, 5, 3, 4, 2, 1, 6
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Box Hill Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Box Hill [odnośnik]30.06.21 9:03
Został na placu sam, jeśli nie liczyć milczącego towarzystwa leżących na ziemi szabrowników. Głucha cisza mieszała się z dochodzącymi z wnętrza nocnego lasu odgłosami. Pierwsza fala adrenaliny zaczęła schodzić, Halbert czuł jak miękną mu kolana, a szumiące w głowie ciśnienie ustępuje niepokojowi. Niechętnie patrzył na spętanych mężczyzn, sączącą się w ziemię krew. To nie widok ran go odpychał, a lekkość, z jaką przeszli do dalszych, niezbędnych wszak działań.
- Lepiej - mruknął w odpowiedzi kiedy Michael do niego dołączył, bo choć w ramieniu wciąż pulsował ból, nie był w stanie powstrzymać go przed ruszeniem dalej. Wciąż był w lekkim szoku. Nie pierwszy raz ktoś mierzył do niego różdżką, miotając zaklęcia, nie pierwszy raz byli to czarnoksiężnicy. Poprzednim razem wszedł przypadkiem w sam środek zaostrzonego konfliktu, wychodząc z tego cało wyłącznie dzięki pomocy Zlaty. Dziś sam się o to prosił, zgadzając się na pomoc Johnowi, ale czy miał wybór? Jak mógł nazywać się obrońcą słabszych i bojownikiem o wolność, kiedy odmówiłby pomocy? - Po to tu przyszliśmy. - Uśmiechnął się blado, chcąc robić dobrą minę do złej gry. Spodziewał się walki, ciągłej adrenaliny i zagrożenia życia, lecz rzeczywistość okazała się być w praktyce o wiele trudniejsza. Było ich zaledwie trzech, nie mieli pewności czy nie wezwą wsparcia, czy nie okażą się tak silni, jak byli widziani w oczach niechętnych do buntu wieśniaków. Czy tak będzie już zawsze? Słuchał dalszych słów wyjaśnień Tonksa, rozumiejąc już, że kiedy dla innych była to codzienność, dla niego był to dopiero początek.
- Wiem, Mike - odparł od razu, unosząc na niego wzrok. Dotychczas tylko się domyślał, a teraz miał pewność, mimo iż nie padły żadne dodatkowe wyjaśnienia. Oczywiście, że chciał dopytywać, wiedzieć więcej, tylko czy był to najlepszy moment? Przyjaciel udowodnił już, że nie ucieka przed prawdą, postanowił mu zaufać i zaczekać na lepszą chwilę. - Nie traćmy czasu.
Nie oglądał się już na dom pełen zapasów, ani na Johna pozostawionego z czarnoksiężnikami. Świadom był skrajnych działań, do jakich posuwali się ludzie popychani zemstą. Halbert nie był dumny z udzielenia tego niemego przyzwolenia. Widziana na własne oczy śmierć nie była niczym nowym, ale po raz pierwszy sam czuł się jej bezpośrednim sprawcą.

Wchodząc na teren farmy pod osłoną nocy szedł za Michaelem, słuchając jego planu. Nie zamierzał się wychylać, kiedy każą zostać w miejscu, ale nie zamierzał też się chować, jeśli przyjaciel będzie potrzebował pomocy. Otrzymane od Johna informacje pozwoliły nieco szerzej nakreślić panującą tu sytuację, choć wiedza ta nie do końca wystarczała, by uspokoić nerwy Grey’a.
- Jasne, pójdę na lewo do szklarni - powtórzył za aurorem, kiedy ten zaczął sprawdzać zabezpieczenia posesji. Oglądał go latem w podobnej sytuacji, kiedy nakładał zabezpieczenia na Greengrove Farm. Grey zupełnie nie znał się na takich klątwach, zerkał na niego w milczeniu z pewnym uznaniem. Gdyby był tu sam, nieświadomie aktywowałby wszystkie pułapki. Ruszył w milczeniu uchyloną furtką, dostrzegł sylwetkę strażnika, ściskając już w pogotowiu własną różdżkę. Nauczony otrzymanym godzinę wcześniej doświadczeniem wiedział już, że najskuteczniej działa się w zespole. Zobaczył jak Mike unosi swoją różdżkę, sam zrobił to samo.
- Expelliarmus - wypowiedział inkantację, celując w strażnika.


may the flowers remind us
why the rain was necessary

Halbert Grey
Halbert Grey
Zawód : toksykolog, ogrodnik Prewettów
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
to plant a garden
is to believe in tomorrow
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9087-halbert-grey https://www.morsmordre.net/t9093-lobuz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t9099-skrytka-bankowa-nr-2133 https://www.morsmordre.net/t9091-halbert-grey#274380
Re: Box Hill [odnośnik]30.06.21 9:03
The member 'Halbert Grey' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 7
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Box Hill Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Box Hill [odnośnik]30.06.21 17:49
ciąg dalszy pojedynku Michaela z npc odbył się w szafce (całość narracji i rzutów w linku, streszczam poniżej) - zostali pokonani, wychodzę z szafki

Zadziałali z Halbertem instynktownie, unosząc różdżki w dobrej i taktycznej pracy zespołowej. Zaklęcie Greya chybiło jednak celu, a strażnik zdążył się obronić.
-Do szklarni, szybko. Zatrzymam go. - ponaglił Michael Greya. Jako człowiek, nie chciał wciągać kolegi w kolejny trudny pojedynek. Przyglądał mu się przecież kątem oka w trakcie drogi z kryjówki łupieżców do farmy tojadu. Halbert zachował zimną krew, godne podziwu, ale spostrzegawczemu oku Michaela nie mogło umknąć, że jest poruszony. Jako auror i mózg ich małej operacji myślał jednak strategicznie. Musieli się śpieszyć, Tonks nie miał co prawda doświadczenia w kradzieżach, ale czas to klucz. Halbert był mu potrzebny do fachowego wykopania sadzonek i zabezpieczenia ich na czas transportu. Grey nie mógł ani tracić czasu na walkę ani ryzykować swoim zdrowiem.
Michael wyprowadził kolejny atak, skupiając na sobie uwagę strażnika - co pozwoliło Halbertowi wbiec szklarni. Zbiegowisko zaalarmowało właściciela szklarni, który najwyraźniej czuwał w domu - mężczyzna wybiegł na podwórze i dołączył do pojedynku. Dwóch na jednego to nigdy nie jest wyrównana walka, ale Michael przewyższał doświadczeniem w pojedynkach zarówno właściciela (który całe życie zajmował się hodowlą tojadu), jak i strażnika (który radził sobie w walce lepiej, szczególnie wyrywając się dwukrotnie spod Petryficusów, ale był tylko ministerialnym funkcjonariuszem przysłanym do ochrony jednej farmy, a nie aurorem). Po chwili mężczyźni zostali rozbrojeni, spetryfikowani i skuci, a Tonks wymazał im pamięć. Oblivate oszołomiło właściciela, Confundus wymazało strażnikowi wspomnienia z ostatniej godziny. Kradzieży nie będzie dało się ukryć, ale mężczyźni nie zapamiętają ich twarzy, a o ich motywacjach nie mogli wiedzieć. Tojad był cenną ingrediencją, używaną (o czym Halbert dobitnie przypomniał Tonksowi we wrześniu) również do tworzenia trucizn - skojarzenie z likantropami nie będzie oczywiste, szczególnie, że w okolicy grasowała również szajka szabrowników. Zdaniem Johna pokonani złodzieje nie atakowali nigdy tej farmy i trwali w jakimś milczącym porozumieniu, ale dzisiaj przecież zniknęli z tej okolicy. John wydawał się zaradny, pewnie dobrze ukryje ciała jeśli zdecyduje się na wendettę, a ta niewiadoma działała tylko na korzyść Michaela i Halberta. Dobrze, że mu pomogli.
Omiótł spetryfikowanych mężczyzn wzrokiem, stojąc już poza zasięgiem ich wzroku. Zważył w lewej dłoni odebrane im różdżki, a potem wyrzucił je jak najdalej. Nie zamierzał ich niszczyć ani zabierać, za duże ryzyko. Trochę będą ich szukać w trawie, gdy już ktoś - może żona właściciela, może ktoś nad ranem? - uwolni ich z Esposas.
Gdyby chodziło o jakąkolwiek inną kradzież lub farmę, Michael podpaliłby po wszystkim budynek aby jeszcze bardziej zatrzeć ślady - ale tojad postanowił zostawić w spokoju. Nie wszystkie wilkołaki walczyły dla Zakonu, ale wszystkie były mniej niebezpieczne po eliksirze tojadowym. Nie zamierzał pozbawiać nikogo tych cennych roślin, a dla Zakonników bardziej groźne były pojedynki niż trucizny.
Nie miał tu już więcej nic do załatwienia - pozostawało pomóc Halbertowi i się stąd ewakuować. Zdjął z pleców miotłę i wszedł do szklarni.
-Gotowe. Są spetryfikowani, wymazałem im pamięć. - obwieścił konkretnie, ale spróbował podchwycić spojrzenie Halberta i milcząco go uspokoić. Nie przelewałem już dziś krwi, a ciebie - nikt nie zapamięta.
-Jak ci idzie? Gotowy? Pokaż mi, co wziąć i jak to zabezpieczyć i odlatujemy stąd. Teleportujemy się w bezpieczniejszym miejscu. - adrenalina wciąż krążyła w jego żyłach, nie zamierzał ryzykować teleportacji dopóki nie ochłoną. Grey może polecieć z nim na jego miotle, Tonks manewrował nią wystarczająco dobrze, aby ewakuować stąd ich oboje - i sadzonki.




Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Box Hill 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks
Re: Box Hill [odnośnik]02.07.21 21:51
Zaklęcie chybiło celu i strażnik obronił się przed zaklęciem. Dostrzegł ich, teraz miała zacząć się kolejna walka. Halbert już przygotował się do kolejnego ataku, kiedy Michael przypomniał mu o planie. Grey skinął głową i ruszył we wskazanym kierunku, idąc do szklarni. Rozglądał się wciąż uważnie, trzymając różdżkę w pogotowiu. Pognał korytarzem dalej, słysząc jak dochodzą go coraz cichsze odgłosy walki, aż dotarł do przestronnej szklarni. W powietrzu unosił się zapach się charakterystyczny zapach zbliżony do chrzanu. Całe długości grzęd porastał tojad na różnych stadiach wzrostu. Pod jedną ze ścian ciągnęły się rzędem krzewy pełne fioletowych kwiatów o delikatnych płatkach. Zakołysały się hipnotycznie, zupełnie jakby były świadome nagłego ataku. Halbert ruszył wzdłuż grzęd w poszukiwaniu okazów w średnim etapie wzrostu - odpowiednio mała, by dała obfite zbiory i była podatna na kształtowanie, ale i wystarczająco duża, by przetrwać transport i przesadzenie do nowej ziemi. Przykucnął w skupieniu, uspokajając swój oddech. Sięgnął do kieszeni, z których wyjął grube rękawice i nałożył na dłonie. Zrywanie akonitu nagą skóra zawsze kończyło się tragicznie dla nieświadomych ze strony pięknie kuszących kwiatów zagrożenia amatorów. Przyjrzał się czujniej, obracając listki w dłoniach, sprawdzając czy okoliczne rośliny nie noszą śladów robactwa ani chorób, tylko tego brakowało, by choć jedna z nich zarażona mszycą, przyniosła zgubę całej jego hodowli. Z oddechem ulgi stwierdził, że tutejszy ogrodnik znał się na swoim fachu, dobrze pielęgnował wszystkie okazy. Krótkie poczucie żalu zdławił w zarodku, choć gdyby ktoś napadł na jego zbiory, łatwo straciłby nad sobą panowanie.
Znalazłszy idealnie pasujące sadzonki wyprostował się i wycelował różdżką w jedną z grządek, by wypowiadane zaklęcie objęło dokładnie swoim zasięgiem korzenie roślin, nie raniąc żadnej z nich. - Mihiado. - Natychmiastowe błyśnięcie jasnego światła wymierzonego w tojad wzburzyło ziemię. Okoliczne łodygi wystrzeliły z miejsca, opadając zaraz na bok. Halbert przesunął się dalej i inkantując kolejne zaklęcie. - Mihiado! - Na moment zapomniał o panujących wokół stresowych warunkach. Kolejny głębszy oddech, następny rząd roślin. - Mihiado. - Chybione. Zaklął znów w duchu, niezadowolony z marnowanego czasu i ponowił zaklęcie. - Mihiado. - Ostatni potrzebny mu sukces, by zebrać wyznaczoną liczbę roślin. Pospiesznie wypakował przygotowane wcześniej płachty lnu, rozkładając je ścieżkach, by ułatwić sobie pakowanie. Każdą z łodyg układał samodzielnie, nie ryzykując nadłamania którejś. Akonit był zbyt cenny, by na tej szalonej eskapadzie ucierpiała którakolwiek z nich. Dokładał wszelkich starań, by przeżyły transport, jednocześnie próbując spieszyć się, by być gotowym na Michaela, kiedy ten przyjdzie.
W żadnym momencie nie dopuszczał do siebie myśli, że się im nie uda. Wiedziony dziwną, szczenięcą ufnością i przeświadczeniem o ich przygotowaniu, stracił nieco na czujności i wzdrygnął się z zaskoczenia, kiedy usłyszał dochodzące z korytarza kroki.
- Weź tą torbę i spakuj resztę. Ostrożnie, uważaj, by ich nie połamać. - Wskazał na stosy owiniętych w bielone płótna roślin, gdy uniósł na niego wzrok. Halbert przewieszając torby przez ramię, omiótł jeszcze wzrokiem szklarnię, sprawdzając czy nie zostawił żadnej sadzonki luzem. Choć w ten sposób chciał nieco zmniejszyć skutki tego wandalizmu. Czy to wciąż był atak bandycki, kiedy działali w słusznej sprawie?
Wsiadł wraz z Tonksem na miotłę i pospiesznie opuścili szklarnię, umknęli przed wzrokiem obezwładnionych właścicieli odlatując na pobliskie wzgórze. Wylądowali tam miękko, Halbertowe serce wciąż łomotało jak szalone, powoli nabierał kolejny oddech.
- Czy wszystko poszło zgodnie z planem? - spytał nieco niepewnym tonem, gdy wyprostował się wreszcie, poprawiając plecak na ramionach. - Zabieramy to do mnie, tak? Powiększyłem trochę teren, przygotowałem na nie miejsce, nie będzie więc problemu. - Od kiedy dostał od Michaela ostatni lat, przyspieszył planowaną wcześniej przebudowę szklarni. Docelowo miały w nich rosnąć nowe okazy przywiezione przez Herberta z zagranicy, jakie w przyszłym roku chcieli zasadzić, lecz tymczasowo ziemia mogła posłużyć innemu celowi.


may the flowers remind us
why the rain was necessary

Halbert Grey
Halbert Grey
Zawód : toksykolog, ogrodnik Prewettów
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
to plant a garden
is to believe in tomorrow
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9087-halbert-grey https://www.morsmordre.net/t9093-lobuz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t9099-skrytka-bankowa-nr-2133 https://www.morsmordre.net/t9091-halbert-grey#274380
Re: Box Hill [odnośnik]02.07.21 22:35
Rośliny wyglądały na wykopane bardzo fachowo, wydawały się całe i nienaruszone. Michael nie znał się na zielarstwie, a wiedza o akonicie ograniczała się do umiejętności jego rozpoznania - nie byłby w stanie okraść tej szklarni bez Halberta i poczuł w sercu ukłucie ulgi i wdzięczności. To ten element, bezpieczny przewóz sadzonek, był kluczowy - a niedoświadczony Tonks mógłby je przecież uszkodzić. Spoglądając uważnie na działania Halberta, pomógł mu pakować sadzonki. Naśladował przy tym ruchy zielarza, uważając by nie połamać gałązek i by zapakować je bezpiecznie.
-Tak? - upewnił się, że zapakował wszystko dobrze, a potem ostatni raz pomknął spojrzeniem w stronę spetryfikowanych mężczyzn. Chciał się przekonać, że leżą tak, jak ich zostawił. Zwróceni twarzami w stronę domu, a nie szklarni, niezdolni do zobaczenia ich twarzy. Wsiadł na miotłę, poczekał na Halberta i bezpiecznie doleciał na przeciwległą stronę wzgórza. Znał już te tereny, była tutaj niewielka polanka między krzewami bukszpanów. Przystanek w tym miejscu ukryje ich od cudzego wzroku, pozwoli na zebranie myśli przed teleportacją do Somerset. -
Homenum Revelio
.
- szepnął zaraz po wylądowaniu i rozejrzał się uważnie, by mieć pewność, że są sami. Magia pokazała jedynie sylwetkę Halberta, więc - zniżonymi głosami - mogli mówić swobodnie.
-Wszystko zgodnie z planem. Są spetryfikowani, do rana ktoś pewnie im pomoże - podchwycił spojrzenie Halberta, zastanawiając się, czy właśnie o to pytał -i wymazałem im pamięć. Odkryją kradzież sadzonek, ale zniknięcie stąd okolicznej bandy złodziei jest dość fortunne, może rozmyje tropy. - pomogli Johnowi z dobrego serca, ale teraz, gdy myślał o tym na spokojnie, był rad ze strategicznego znaczenia wyeliminowania bandy grabieżców.
Uśmiechnął się blado, gdy Halbert opowiedział o miejscu na sadzonki. Z każdym spotkaniem Grey zaskakiwał Tonksa coraz pozytywniej. Nie spodziewał się, że przygotuje wszystko tak szybko. Był konkretny, rzeczowy, można było na nim polegać. Na jego poglądach i tym, że jest godny zaufania tym bardziej, Halbert pracował w końcu u poszukiwanego lorda Prewetta. U boku Michaela dwukrotnie dowiódł, że zachowuje zimną krew w sytuacji zagrożenia i dostosowuje się nawet do niewygodnych rozkazów. Tonks nosił się z pewnym zamiarem już od wspólnej wyprawy na trzęsawisko i pomocy tamtej mugolskiej parze, ale powodzenie dzisiejszej misji dało mu pewność. Pewność, że Grey sprawdza się nawet w sytuacjach niebezpiecznych i ambiwalentnych w nie-wojennej moralności, jak pojedynek i kradzież.
Nie miał zamiaru prosić go o niebezpieczne przysługi więcej, o ile nie zaistnieje taka konieczność, ale zdawał sobie sprawę, że wojenna rzeczywistość i niebezpieczeństwo dotykały wszystkich. List gończy za Charlene udowodnił to z niezbitą pewnością.
-Dziękuję. - odezwał się szeptem, spoglądając na Halberta przenikliwie. Na pewno już się domyślał, ale pewne słowa musiały zostać wypowiedziane. Ryzyko przedstawione. Decyzje podjęte. -Swoją... nową hodowlą tojadu wspomógłbyś Zakon Feniksa, Halbercie. Zanim ostatecznie się na to zdecydujesz, chciałbym abyś wiedział więcej o nas. O ryzyku. Mam miejsce dla sadzonek jeśli wolałbyś się w to nie mieszać, choć najprawdopodobniej trafiłyby wtedy do twojego poszukiwanego listem gończym pracodawcy. - na początku zachowywał absolutną powagę, ale przy wspomnieniu lorda Prewetta uśmiechnął się blado. Halbert już i tak był w to wszystko zamieszany - pytanie na ile jawnie i na ile świadomie chciał ryzykować.
-Chciałbym powiedzieć, że pułapki, które u Ciebie nałożyłem zapewnią ci bezpieczeństwo, ale na pewno zdajesz sobie sprawę, że działalność dla Zakonu Feniksa to ryzyko. Twoje umiejętności jako zielarza i uzdrowiciela są bezcenne, ale nawet oni są poszukiwani za kontakty z nami, a dzisiaj sam zobaczyłeś, że na czarnoksiężników można natknąć się nawet w wiosce pod Surrey. Nikt nie wie o twoim udziale w dzisiejszej sprawie i - jeśli tak wolisz - możemy o niej zapomnieć. - zrozumiem, jeśli wybierzesz bezpieczeństwo, Halbercie. Spojrzał prosto w oczy Greya, chcąc aby wszystko było jasne. Dawał mu wybór, nie chciał go stawiać w niezręcznym położeniu. Prosił go teraz o jeszcze więcej niż praca dla "niebezpiecznego członka Zakonu Feniksa."
Własne zaangażowanie Michaela było pewnie dla Halberta oczywiste - był Tonksem i aurorem - ale po raz pierwszy przyznał się do tego wprost.
-Walczymy, jako Zakon, o tych, którzy nie mogą obronić się sami. Ja czynnie, ale potrzebujemy sojuszników wśród takich osób jak ty. Nie ukradłbym tego tojadu bez ciebie, a wśród nas są... ci, którzy go potrzebują. - przełknął ślinę, dając do zrozumienia - choć nie wprost - o innych wilkołakach. -I ci, którzy będą potrzebować ziół, leczenia, czegokolwiek. Twoja pomoc bardzo by się przydała, a choć na początku nie mogę ci powiedzieć więcej o innych członkach organizacji - to udzielę, udzielimy ci wsparcia, jeśli będziesz go potrzebował. Chciałbym móc ci obiecać, że byłbyś potrzebny głównie w Somserset, ale dzisiaj... cóż, nie dałbymr rady przeprowadzić dzisiejszej akcji bez ciebie. Dziękuję. Za pomoc i zaufanie. I za to, jak długo wytrzymywałeś bez zadawanie pytań. - urwał niezręcznym żartem (zarazem dając rozmówcy do zrozumienia, że właśnie mają moment na zadanie jakichkolwiek pytań), powiedziawszy, co miał do powiedzenia. Poznał Greya na tyle, by domyślać się, jakie słowa może usłyszeć w odpowiedzi - ale wyraz jego twarzy zdradzał, że zrozumie każdą decyzję.

latanie na miotle II



Can I not save one
from the pitiless wave?

Michael Tonks
Michael Tonks
Zawód : Starszy auror, rebeliant
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
You want it darker
We kill the flame
OPCM : 43 +4
UROKI : 34 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Wilkołak
Box Hill 7f6edca3a6f0f363d163c63d8a811d78
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7124-michael-tonks https://www.morsmordre.net/t7131-do-michaela https://www.morsmordre.net/t12118-michael-tonks#373099 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t7132-skrytka-bankowa-nr-1759#189352 https://www.morsmordre.net/t7130-michael-tonks

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Box Hill
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach