Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Surrey
Box Hill
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Box Hill
Box Hill to szczyt North Downs, znajdujący się na południowy zachód od Londynu, będący miejscem niezwykle przyjemnym dla oka oraz zmęczonych umysłów. Wzgórze przyciąga wielbicieli przyrody, swoją nazwę zawdzięczając porastającym jego zbocza okazałym bukszpanom. Box Hill przepełnione jest spokojem, ciszą oraz dziką naturą, co spowodowało ustanowienie zakazu wstępu na tereny wzgórza dla szyszymor. Różnorodna roślinność przyciąga w te strony zielarzy poszukujących rzadkich okazów, a rozciągający się od jego szczytu gęsty las jest domem dla kilkunastu różnych gatunków leśnej zwierzyny.
Odetchnął z ulgą, słysząc ponowne zapewnienie, że wszystko poszło według planu. Tyle mu wystarczało, opinii osoby doświadczonej, że udało im się zrobić dziś coś dobrego.
- Czyli mieliśmy szczęście z tymi złodziejami. - Los miał ponure poczucie humoru, rzucał im pod nogi kłody, patrząc czy się potkną czy też obrócą je na swoją korzyść. Celowe użycie przez Michaela słów o “zniknięciu” okolicznej bandy, nie było przypadkowe i o tym także Grey myślał chwilę wcześniej. John może i został w tej całej akcji ranny, ale kiedy znikał mu z pola widzenia, dostrzegał w nim płonącą wciąż złość. Zadanych mu krzywd nie naprawił odwet, ani odzyskanie skradzionych zapasów. Jak wielki musiał być wzburzony w nim żal? Czy i on będzie musiał kiedyś stanąć tak w obronie własnej rodziny? Na samą myśl przebiegł go zimny, nieprzyjemny dreszcz.
Uniósł kąciki ust w uśmiechu, kiedy Tonks wspomniał o Archibaldzie. Jemu także deklarował gotowość do działania, już kilka miesięcy temu chcąc w jakiś sposób wspomóc działania Zakonu Feniksa. Czy lord Prewett wiedział, że wybrał się dziś z Michaelem do szklarni w Surrey? Czy był może jednym z tych, którzy wskazali go Tonksowi jako potencjalną w pomocy osobę? W głowie Greya zbierały się kolejne myśli, coraz więcej pytań podsycanych adrenaliną oczekiwało odpowiedzi. Czarodziej poprawił pasek przewieszonej przez ramię torby i przestąpił w utrzymującym się w nim wciąż zdenerwowaniu z jednej nogi na drugą.
- Wiesz, trochę o tym myślałem - zaczął powoli, nie wybuchając od razu emocjami. Starał się poukładać myśli, teraz, kiedy mieli rzeczywiście chwilę oddechu. - Te kilka naszych ostatnich spotkań pokazały mi, że... tego mi właśnie brakowało. Udzielenia się, jakiejś reakcji. Pokazania, przypomnienia sobie, że poza moją farmą jest reszta świata, na której mi zależy. - Nie wiedział czy mają na tyle czasu i mogą czuć się aż tak swobodnie, by rozwlekać się na tak istotne tematy. Gdzieś w tle wciąż przewijał się ten nieokreślony niepokój, utrzymując ich w ciągłej niepewności, nie pozwalając otworzyć się w pełni. Halbert nie chciał naciskać, zasypywać Michaela pytaniami, podczas gdy zdawał sobie sprawę z wiążących go tajemnic, które teraz tylko dodatkowo potwierdził. Pewne rzeczy musiały jednak zostać powiedziane, zanim przejdą w swoim działaniu dalej.
- Zdaję sobie sprawę z ryzyka, oczywiście, że boję się o rodzinę, ale nie chcę, żeby zatrzymało mnie to przed walką o nią. - Już wcześniej rozmawiał z Hebertem o stanie kraju, podzielał jego opinie o potrzebie otoczenia opieką zarówno siebie, jak i najbliższych. Hattie nie była ślepa, także wyczuwała narastający w domu niepokój, z nią także musieli porozmawiać, ale Halbert chciał zdobyć dla niej najpierw jakiekolwiek informacje. Blokowanie każdej rozmowy słowami “nie wiem”, mogły tylko zrazić ją do podejmowanych przez synów działań, a przecież było to ostatnim, czego chcieli.
- Chcę wiedzieć jak mogę jeszcze pomóc. Czego potrzebujecie, jakichś pilnych zapasów, maści lub eliksirów? - spytał, chcąc móc już sobie w głowie poukładać plan najbliższych działań. Dzisiejszy wieczór i starcie z bandytami udowodniło mu, że ludzka niegodziwość czaiła się za najbliższym rogiem, że należało już dziś stawić temu kres. Wciąż czuł ścisk w brzuchu i spocone dłonie. Świeże wspomnienie bolesnych klątw i zapachu sączącej się z licznych ran krwi na placu przed domem czarnoksiężników nie odpuszczało i z pewnością na długo zapadnie Halbertowi w pamięć. Rozumiał natomiast, że są rzeczy ważniejsze od jego własnego strachu, uniósł wzrok na Michaela i posłał mu poważne, pytające spojrzenie.
- Czyli mieliśmy szczęście z tymi złodziejami. - Los miał ponure poczucie humoru, rzucał im pod nogi kłody, patrząc czy się potkną czy też obrócą je na swoją korzyść. Celowe użycie przez Michaela słów o “zniknięciu” okolicznej bandy, nie było przypadkowe i o tym także Grey myślał chwilę wcześniej. John może i został w tej całej akcji ranny, ale kiedy znikał mu z pola widzenia, dostrzegał w nim płonącą wciąż złość. Zadanych mu krzywd nie naprawił odwet, ani odzyskanie skradzionych zapasów. Jak wielki musiał być wzburzony w nim żal? Czy i on będzie musiał kiedyś stanąć tak w obronie własnej rodziny? Na samą myśl przebiegł go zimny, nieprzyjemny dreszcz.
Uniósł kąciki ust w uśmiechu, kiedy Tonks wspomniał o Archibaldzie. Jemu także deklarował gotowość do działania, już kilka miesięcy temu chcąc w jakiś sposób wspomóc działania Zakonu Feniksa. Czy lord Prewett wiedział, że wybrał się dziś z Michaelem do szklarni w Surrey? Czy był może jednym z tych, którzy wskazali go Tonksowi jako potencjalną w pomocy osobę? W głowie Greya zbierały się kolejne myśli, coraz więcej pytań podsycanych adrenaliną oczekiwało odpowiedzi. Czarodziej poprawił pasek przewieszonej przez ramię torby i przestąpił w utrzymującym się w nim wciąż zdenerwowaniu z jednej nogi na drugą.
- Wiesz, trochę o tym myślałem - zaczął powoli, nie wybuchając od razu emocjami. Starał się poukładać myśli, teraz, kiedy mieli rzeczywiście chwilę oddechu. - Te kilka naszych ostatnich spotkań pokazały mi, że... tego mi właśnie brakowało. Udzielenia się, jakiejś reakcji. Pokazania, przypomnienia sobie, że poza moją farmą jest reszta świata, na której mi zależy. - Nie wiedział czy mają na tyle czasu i mogą czuć się aż tak swobodnie, by rozwlekać się na tak istotne tematy. Gdzieś w tle wciąż przewijał się ten nieokreślony niepokój, utrzymując ich w ciągłej niepewności, nie pozwalając otworzyć się w pełni. Halbert nie chciał naciskać, zasypywać Michaela pytaniami, podczas gdy zdawał sobie sprawę z wiążących go tajemnic, które teraz tylko dodatkowo potwierdził. Pewne rzeczy musiały jednak zostać powiedziane, zanim przejdą w swoim działaniu dalej.
- Zdaję sobie sprawę z ryzyka, oczywiście, że boję się o rodzinę, ale nie chcę, żeby zatrzymało mnie to przed walką o nią. - Już wcześniej rozmawiał z Hebertem o stanie kraju, podzielał jego opinie o potrzebie otoczenia opieką zarówno siebie, jak i najbliższych. Hattie nie była ślepa, także wyczuwała narastający w domu niepokój, z nią także musieli porozmawiać, ale Halbert chciał zdobyć dla niej najpierw jakiekolwiek informacje. Blokowanie każdej rozmowy słowami “nie wiem”, mogły tylko zrazić ją do podejmowanych przez synów działań, a przecież było to ostatnim, czego chcieli.
- Chcę wiedzieć jak mogę jeszcze pomóc. Czego potrzebujecie, jakichś pilnych zapasów, maści lub eliksirów? - spytał, chcąc móc już sobie w głowie poukładać plan najbliższych działań. Dzisiejszy wieczór i starcie z bandytami udowodniło mu, że ludzka niegodziwość czaiła się za najbliższym rogiem, że należało już dziś stawić temu kres. Wciąż czuł ścisk w brzuchu i spocone dłonie. Świeże wspomnienie bolesnych klątw i zapachu sączącej się z licznych ran krwi na placu przed domem czarnoksiężników nie odpuszczało i z pewnością na długo zapadnie Halbertowi w pamięć. Rozumiał natomiast, że są rzeczy ważniejsze od jego własnego strachu, uniósł wzrok na Michaela i posłał mu poważne, pytające spojrzenie.
may the flowers remind us
why the rain was necessary
why the rain was necessary
Wzruszył lekko ramionami.
-Szczęście w nieszczęściu. Jak twoja ręka...? - skwitował trochę ponuro, pytając o zdrowie Greya z autentyczną troską. Chciał go przecież wplątać tylko w kradzież tojadu, nie w pojedynek. Czarna magia zostawiała ślady na ciele i duszy, a poza tym z niesprawną dłonią Halbert nie mógłby zająć się sadzonkami. Dobrze, że potrafił samemu się podleczyć i wszystko dobrze się skończyło, ale Michael i tak miał do siebie pretensje o to, że nie zdołał go w porę ochronić. Wtedy wszak Halbert nie pisał się jeszcze na tak duże ryzyko - dopiero teraz podejmował tą decyzję całkiem świadomie, zgadzając się na kolejne niebezpieczeństwa.
Odwzajemnił lekki uśmiech, choć szybko spoważniał i obserwował Halberta uważnie, choć nienatarczywie. Decyzja powinna być przemyślana, więc ucieszyło go, że Grey ostrożnie ważył słowa.
-W trakcie naszych spotkań pokazałeś, że ci zależy. - wśród aurorów nauczył się być oszczędny w pochwałach, ale wola Halberta do walki i umiejętność podchodzenia do ludzi - z ciepłem i spokojem, których niejednokrotnie brakowało Michaelowi - mu zaimponowały. Nie wspomniał Halbertowi - choć może kiedyś przyjdzie na to czas - że o jego kandydaturze pozytywnie wypowiadało się też wielu innych zebranych na spotkaniu Zakonu Feniksa. Nie chciał nakładać dodatkowej presji.
-Nie mogę ci obiecać bezpieczeństwa rodziny, ale naraża ich - i Ciebie - samo powiązanie z - rozejrzał się odruchowo, a choć wokół nie było żywego ducha, to i tak odruchowo zastąpił "lord Prewett" prostym synonimem -twoim pracodawcą. Wielu z nas działa zresztą potajemnie, dlatego nie poznasz od razu nazwisk wszystkich członków organizacji - ale w razie potrzeby, skieruję ich do Ciebie. Dzięki dyskrecji próbujemy uniknąć dalszych listów gończych, a nawet stworzyć warunki, w których niektórzy bezpiecznie mogą udać się nawet do Londynu. Jeśli zarejestrowałeś różdżkę, możliwe, że potrzebowalibyśmy twojego wsparcia choćby w sprawie wizyty w stolicy, choć - zdając sobie sprawę z ryzyka - nie wysyłamy tam nikogo bez potrzeby. Powinieneś też być świadom, że na zarejestrowane różdżki nałożony jest rodzaj zaklęć tropiących, choć nie jesteśmy do końca pewni jak działają. Zdają się aktywować w miejscach uznawanych za... niebezpieczne, typu Ministerstwo, ale to tylko hipoteza. - zawahał się, zastanawiając się, ile informacji powinien Halbert zyskać na samym wstępie. -Wiele osób używa teraz czarnej magii, ale najniebezpieczniejsi z naszych wrogów potrafią zmieniać się w czarną mgłę, a ich przywódcy noszą na twarzach żelazne maski. Biorąc pod uwagę twoje doświadczenie w walce - sporo mniejsze od mojego, próbował ująć jak najbardziej dyplomatycznie powinieneś uciekać ilekroć zobaczysz kogoś takiego. Niektórzy z nas, ci którzy byli dłużej w organizacji, potrafią przekazywać wiadomości patronusem. Już to widziałeś, niewykluczone, że będę się z tobą tak kontaktował w razie nagłej potrzeby - ale najrozsądniejsze są na razie listy, palone od razu po przeczytaniu.
Zawahał się, gdy został zapytany o eliksiry. Nie znał się na nich, ale przynajmniej wiedział, jakich używa najczęściej.
-Wszelkie eliksiry lecznicze bardzo nam się przydadzą, jak również takie, których można używać choćby w walce lub tuż po niej: wzmacniające, niezłomności, antidota i tym podobne. Kameleony też bardzo się przydają, a nam obydwu pomógłby na tym przeklętym trzęsawisku Czuwający Strażnik... tak to się nazywa? Wiem też, że przyda nam się więcej alchemików. Eliksirów, nawet tych podstawowych, zawsze brakuje. Słyszałem, że kadzidła pomagają w rekonwalescencji, ale zupełnie się na tym nie znam - twój pracodawca chyba będzie wiedział najlepiej, czego nam potrzeba. - szczególnie, że to lord Prewett wspierał Zakon jako uzdrowiciel. Michael zanotował sobie w głowie, by skontaktować Halberta z zakonnymi alchemikami, ale na wszystko przyjdzie czas. Na razie - porozmawiali o najważniejszym.
-Cieszę się z twojego wsparcia. - uśmiechnął się szeroko, szczerze. Niegdyś widział w Greyu jedynie kandydata na może-kiedyś-potencjalnego-szwagra, ale dzięki ostatnim wydarzeniom zaczął myśleć o nim w oderwaniu od Just. Jako o cennym sojuszniku Zakonu i, być może, o własnym przyjacielu.
Spojrzał na torby z sadzonkami, z radością myśląc o sprzymierzonych z Zakonem wilkołakach i o Castorze.
-Resztę omówmy u ciebie. A jutro... jutro może wpadnę do Johna po te jabłka. - i dowiedzieć się, co zrobił z szabrownikami, zaproponował, a potem zniknęli z cichym trzaskiem teleportacji. W Somerset, Michael pomógł Halbertowi wyładować sadzonki, z uznaniem obejrzał miejsce przeznaczone na hodowlę, a potem dał Greyowi pracować.
/zt x 2
-Szczęście w nieszczęściu. Jak twoja ręka...? - skwitował trochę ponuro, pytając o zdrowie Greya z autentyczną troską. Chciał go przecież wplątać tylko w kradzież tojadu, nie w pojedynek. Czarna magia zostawiała ślady na ciele i duszy, a poza tym z niesprawną dłonią Halbert nie mógłby zająć się sadzonkami. Dobrze, że potrafił samemu się podleczyć i wszystko dobrze się skończyło, ale Michael i tak miał do siebie pretensje o to, że nie zdołał go w porę ochronić. Wtedy wszak Halbert nie pisał się jeszcze na tak duże ryzyko - dopiero teraz podejmował tą decyzję całkiem świadomie, zgadzając się na kolejne niebezpieczeństwa.
Odwzajemnił lekki uśmiech, choć szybko spoważniał i obserwował Halberta uważnie, choć nienatarczywie. Decyzja powinna być przemyślana, więc ucieszyło go, że Grey ostrożnie ważył słowa.
-W trakcie naszych spotkań pokazałeś, że ci zależy. - wśród aurorów nauczył się być oszczędny w pochwałach, ale wola Halberta do walki i umiejętność podchodzenia do ludzi - z ciepłem i spokojem, których niejednokrotnie brakowało Michaelowi - mu zaimponowały. Nie wspomniał Halbertowi - choć może kiedyś przyjdzie na to czas - że o jego kandydaturze pozytywnie wypowiadało się też wielu innych zebranych na spotkaniu Zakonu Feniksa. Nie chciał nakładać dodatkowej presji.
-Nie mogę ci obiecać bezpieczeństwa rodziny, ale naraża ich - i Ciebie - samo powiązanie z - rozejrzał się odruchowo, a choć wokół nie było żywego ducha, to i tak odruchowo zastąpił "lord Prewett" prostym synonimem -twoim pracodawcą. Wielu z nas działa zresztą potajemnie, dlatego nie poznasz od razu nazwisk wszystkich członków organizacji - ale w razie potrzeby, skieruję ich do Ciebie. Dzięki dyskrecji próbujemy uniknąć dalszych listów gończych, a nawet stworzyć warunki, w których niektórzy bezpiecznie mogą udać się nawet do Londynu. Jeśli zarejestrowałeś różdżkę, możliwe, że potrzebowalibyśmy twojego wsparcia choćby w sprawie wizyty w stolicy, choć - zdając sobie sprawę z ryzyka - nie wysyłamy tam nikogo bez potrzeby. Powinieneś też być świadom, że na zarejestrowane różdżki nałożony jest rodzaj zaklęć tropiących, choć nie jesteśmy do końca pewni jak działają. Zdają się aktywować w miejscach uznawanych za... niebezpieczne, typu Ministerstwo, ale to tylko hipoteza. - zawahał się, zastanawiając się, ile informacji powinien Halbert zyskać na samym wstępie. -Wiele osób używa teraz czarnej magii, ale najniebezpieczniejsi z naszych wrogów potrafią zmieniać się w czarną mgłę, a ich przywódcy noszą na twarzach żelazne maski. Biorąc pod uwagę twoje doświadczenie w walce - sporo mniejsze od mojego, próbował ująć jak najbardziej dyplomatycznie powinieneś uciekać ilekroć zobaczysz kogoś takiego. Niektórzy z nas, ci którzy byli dłużej w organizacji, potrafią przekazywać wiadomości patronusem. Już to widziałeś, niewykluczone, że będę się z tobą tak kontaktował w razie nagłej potrzeby - ale najrozsądniejsze są na razie listy, palone od razu po przeczytaniu.
Zawahał się, gdy został zapytany o eliksiry. Nie znał się na nich, ale przynajmniej wiedział, jakich używa najczęściej.
-Wszelkie eliksiry lecznicze bardzo nam się przydadzą, jak również takie, których można używać choćby w walce lub tuż po niej: wzmacniające, niezłomności, antidota i tym podobne. Kameleony też bardzo się przydają, a nam obydwu pomógłby na tym przeklętym trzęsawisku Czuwający Strażnik... tak to się nazywa? Wiem też, że przyda nam się więcej alchemików. Eliksirów, nawet tych podstawowych, zawsze brakuje. Słyszałem, że kadzidła pomagają w rekonwalescencji, ale zupełnie się na tym nie znam - twój pracodawca chyba będzie wiedział najlepiej, czego nam potrzeba. - szczególnie, że to lord Prewett wspierał Zakon jako uzdrowiciel. Michael zanotował sobie w głowie, by skontaktować Halberta z zakonnymi alchemikami, ale na wszystko przyjdzie czas. Na razie - porozmawiali o najważniejszym.
-Cieszę się z twojego wsparcia. - uśmiechnął się szeroko, szczerze. Niegdyś widział w Greyu jedynie kandydata na może-kiedyś-potencjalnego-szwagra, ale dzięki ostatnim wydarzeniom zaczął myśleć o nim w oderwaniu od Just. Jako o cennym sojuszniku Zakonu i, być może, o własnym przyjacielu.
Spojrzał na torby z sadzonkami, z radością myśląc o sprzymierzonych z Zakonem wilkołakach i o Castorze.
-Resztę omówmy u ciebie. A jutro... jutro może wpadnę do Johna po te jabłka. - i dowiedzieć się, co zrobił z szabrownikami, zaproponował, a potem zniknęli z cichym trzaskiem teleportacji. W Somerset, Michael pomógł Halbertowi wyładować sadzonki, z uznaniem obejrzał miejsce przeznaczone na hodowlę, a potem dał Greyowi pracować.
/zt x 2
Can I not save one
from the pitiless wave?
Strona 2 z 2 • 1, 2
Box Hill
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Surrey