Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Surrey
Frensham Ponds
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Frensham Ponds
Frensham Ponds to nic innego jak dwa, całkiem spore zbiorniki wodne położone w sielskiej okolicy miasteczka Frensham. Otoczone niewielkim lasem stawy są regularnie zarybiane, co przyciąga do nich miłośników wędkarstwa. Większy ze stawów posiada piaszczysty brzeg, w letnich miesiącach przyciągając mieszkańców Surrey. Okolica sprzyja rodzinnym piknikom oraz letniemu plażowaniu, podczas którego czarodzieje mogą schłodzić się w wodzie. Zimą zaś władze Frensham przeobrażają mniejszy ze zbiorników w publiczne lodowisko.
Prudence wczołgała się do lodowatej wody, która to osłonić ją miała przed trzęsieniem ziemi, jakie wywoływał każdy krok olbrzyma. Ta nie przywodziła na myśl letniej kąpieli. Ciarki, które rozchodziły się po całym ciele dziewczyny, w końcu doprowadzając do odrętwienia. Herbert nie przestawał walczyć, licząc, że ocali nie tylko lady Macmillan, ale i porwaną wcześniej przez olbrzyma mugolkę. Wciąż mierzył różdżką w olbrzyma i wypowiadał kolejne zaklęcia, jednak te zdawały się nie mieć rezultatu. Stworzenie było po prostu zbyt potężne. Chowane pomiędzy podobnymi jemu nauczyło się nie tylko ignorować wszelkie ataki, które nie miały większego wpływu na jego samopoczucie, jak i rozgniatać takich rzezimieszków i zjadać na śniadanie. Los Herberta wydawał się być przesądzony, ciężko było mówić o szansach na pokonanie stwora. Teraz olbrzym kierował się instynktem, musiał wsłuchać się w otoczenie, będąc kompletnie oślepionym. Nie nasłuchiwał ptaszków, a małych istot, które chciały go zaatakować i z pewnością nie były mu przyjazne. Bez oporów zamachnął się pięścią w stronę z której słyszał głos. Przerażona mugolka wydawała się być sparaliżowana strachem, wpatrywała się tylko w Herberta, błagając wzrokiem o pomoc. Łapa leciała jednak w jego stronę i musiał zdecydować się jak zareagować. Mugolka pozostawała zresztą w głębokim szoku, rozmyślając jedynie na temat skutków tego spotkania. Miała rodzinę, była młoda i chciała przeżyć życie w spokoju, a tymczasem wciąż nie było pewne czy będzie w stanie uniknąć rychłej śmierci z rąk potwora, bo tym było dla niej to stworzenie. Jedyna nadzieja pozostawała w Herbercie, aby ten wyswobodził ją od potwornego losu, któremu zresztą już niemal uciekła. Pozostało wykonać parę ostatnich ruchów, ale zdawało się, że nie może się na nie zdecydować i trwa w dziwnym przerażeniu, sparaliżowana własnym strachem. Jej ruchy nie były tak szybkie, jak mogłyby być, ale nie wynikało to z braku strachu, a z potężnego przerażenia, które czułby zapewne każdy na miejscu tej biednej kobiety.
przepraszam za obsuwę, poganiajcie mnie jak coś następnym razem
Herbert, z racji tego, że olbrzym zaczął nasłuchiwać wroga, a Ty wypowiedziałeś na głos zaklęcie, rzucam k3 na trafienie w Ciebie pięścią. Oczywiście obronić można się rzutem na skradanie ST: 60.
Prudence, jesteś w lodowatej wodzie, która z każdą turą będzie zmrażać Ci ciało i odbierać po 5 pż.
Prudence: 147/219 (-15 do kości; 5pż za każdą turę w lodowatej wodzie, 67pż rana I stopnia tłuczona: -50 do rzutów na sprawność/zwinność, złamana prawa rzepka, brak dwóch zębów; [minusy do kości się sumują])
Herbert: 225/230 (5pż tłuczone)
Olbrzym: 600/600 (Luminis virtute 3/3)
Mugolka: 80/80
1. k3 na trafienie w Herberta pięścią (oślepiony olbrzym)
k1-k2 trafia
k3 pudłuje
jeśli trafia:
2. cios potężny w całe ciało
3. k8*10
przepraszam za obsuwę, poganiajcie mnie jak coś następnym razem
Herbert, z racji tego, że olbrzym zaczął nasłuchiwać wroga, a Ty wypowiedziałeś na głos zaklęcie, rzucam k3 na trafienie w Ciebie pięścią. Oczywiście obronić można się rzutem na skradanie ST: 60.
Prudence, jesteś w lodowatej wodzie, która z każdą turą będzie zmrażać Ci ciało i odbierać po 5 pż.
Prudence: 147/219 (-15 do kości; 5pż za każdą turę w lodowatej wodzie, 67pż rana I stopnia tłuczona: -50 do rzutów na sprawność/zwinność, złamana prawa rzepka, brak dwóch zębów; [minusy do kości się sumują])
Herbert: 225/230 (5pż tłuczone)
Olbrzym: 600/600 (Luminis virtute 3/3)
Mugolka: 80/80
1. k3 na trafienie w Herberta pięścią (oślepiony olbrzym)
k1-k2 trafia
k3 pudłuje
jeśli trafia:
2. cios potężny w całe ciało
3. k8*10
- mapka:
I show not your face but your heart's desire
The member 'Ain Eingarp' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'k100' : 16
--------------------------------
#3 'k8' : 4, 8, 3, 6, 2, 2, 1, 8, 5, 5
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'k100' : 16
--------------------------------
#3 'k8' : 4, 8, 3, 6, 2, 2, 1, 8, 5, 5
Prudence udało się osiągnąć jej cel. Dotarła do wody. Miejsca, w którym zawsze czuła się bezpiecznie. Nawet, gdy jej temperatura pozostawiała wiele do życzenia. Musiała oddalić się od olbrzyma, który to pozostał na brzegu. Nie miała zamiaru się poddawać. Mimo tego, że czuła, że nie był to najlepszy pomysł, nic innego nie była w stanie teraz wymyślić. Wiedziała, że prędzej, czy później opadnie z sił. Oby ten na brzegu miał jakiś lepszy pomysł. Może uda jej się dryfować na wodzie do tego czasu. Jak nie.. to cóż. Najwyżej utonie. Zniknie w głębinach. Nie bała się tego specjalnie, woda była w końcu jej żywiołem, to to kochała najbardziej.
Dla osoby jak ona była to może i nawet wymarzona śmierć. Pochłonie ją to, co kochała. Oczywiście, że wolałaby przeżyć, jednak w tym momencie już widziała, jak jej ciało znika pod wodą. Wydawało się jej, że koniec jest bliski. W zasadzie to nigdy, jak do tej pory nie była chyba tak blisko śmierci. Ciekawe uczucie, chociaż myślała, że boli nieco bardziej. Sama ta świadomość, że już niedługo wszystko się skończy, ona po prostu czekała na to, aż to się skończy.
Płynęła.. może to zbyt dużo powiedziane, unosiła się na wodzie, by oddalić się od brzegu, aby olbrzym nie mógł jej złapać. Musiała wypłynąć, jak najdalej. Przeczekać te najgorsze momenty, może akurat ten czarodziej na brzegu będzie miał więcej szczęścia i zdoła pokonać olbrzyma, może nawet zdąży i ją wyciągnąć? Musiała wierzyć, że mu się uda. Pozostawał jej ostatnią deską ratunku.
Robiło jej się coraz chłodniej, jej usta były sine, drżały z zimna. Nie zamierzała jednak wyjść na brzeg, żeby olbrzym mógł ją zmiażdżyć. Musiała przeczekać, wmawiała sobie, że jeszcze kilka chwil i to wszystko się skończy. Zapominała o bólu kolana, o zębach, które straciła, ten chłód ją wypełniał i to aktualnie było jej największym problemem. Może powinna ratować się w inny sposób? Teraz było za późno na gdybanie.
Dla osoby jak ona była to może i nawet wymarzona śmierć. Pochłonie ją to, co kochała. Oczywiście, że wolałaby przeżyć, jednak w tym momencie już widziała, jak jej ciało znika pod wodą. Wydawało się jej, że koniec jest bliski. W zasadzie to nigdy, jak do tej pory nie była chyba tak blisko śmierci. Ciekawe uczucie, chociaż myślała, że boli nieco bardziej. Sama ta świadomość, że już niedługo wszystko się skończy, ona po prostu czekała na to, aż to się skończy.
Płynęła.. może to zbyt dużo powiedziane, unosiła się na wodzie, by oddalić się od brzegu, aby olbrzym nie mógł jej złapać. Musiała wypłynąć, jak najdalej. Przeczekać te najgorsze momenty, może akurat ten czarodziej na brzegu będzie miał więcej szczęścia i zdoła pokonać olbrzyma, może nawet zdąży i ją wyciągnąć? Musiała wierzyć, że mu się uda. Pozostawał jej ostatnią deską ratunku.
Robiło jej się coraz chłodniej, jej usta były sine, drżały z zimna. Nie zamierzała jednak wyjść na brzeg, żeby olbrzym mógł ją zmiażdżyć. Musiała przeczekać, wmawiała sobie, że jeszcze kilka chwil i to wszystko się skończy. Zapominała o bólu kolana, o zębach, które straciła, ten chłód ją wypełniał i to aktualnie było jej największym problemem. Może powinna ratować się w inny sposób? Teraz było za późno na gdybanie.
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Sytuacja nie przedstawiała się kolorowo i najgorsze było to, że miał dwie osoby, które były zależne od niego i liczyły na pomoc. Nie miał szans w starciu z olbrzymem. Jedyne co mógł zrobić to jakoś go spowolnić, sprawić, że odciągnie je od obydwu kobiet, dając im tym samym czas na ucieczkę. Kątem oka widział jak Prudence czołga się w stronę wody. O tyle dobrze, że olbrzym był jeszcze oślepiony więc nie mógł jej namierzyć wzrokiem. Miał tylko słuch i to miał zamiar wykorzystać Grey, choć ten czar długo się nie utrzyma.
-Uciekaj! Schowaj się! - Wołał do mugolki, chcąc ją wyrwać z przerażenia, które najprawdopodobniej sprawiło, że nie mogła się ruszyć ze swojego miejsca. Machnął dłonią w jej stronę, a potem wykonał gest ucieczki. Widziała olbrzyma, widziała magię, ale który mugol teraz nie widział. Samozwańczy lord i posłuszni mu ludzie z Ministerstwa Magii ujawnili się jakiś czas temu mordując mugoli. Tylko czekać aż pojawią się stosy. Nie to było jednak teraz jego zmartwieniem. Prudence dotarła do wody, ale prawda była taka, że długo tam nie wytrzyma. Była końcówa listopada, jezioro musiało być lodowate i odbierać siły, których kobieta nie miała za dużo. Miał nadzieję, że pomimo obrażeń jakich doznała po prostu odpłynie kawałek, następnie znajdzie bezpieczne, suche miejsce. Raczej teleportacja w tym stanie była ciężka do wykonania, ale może dałaby radę? On w tym czasie zająłby olbrzyma swoją osobą. Miał to szczęście jak na razie, że jego wielkie łapy go nie dosięgnęły. Widział jak ten zamachuje się ramionami, ale poczuł jedynie pęd powietrza i to dość silny, ale uderzenie go minęło. Mógł ten czas wykorzystać aby znów unieruchomić olbrzyma albo skupić jego gniew na sobie. Musiał stać się upierdliwą muchą, natrętną od której każdy chce się uwolnić ale ta nie ustępuje tylko lata uparcie wokół głowy drażniąc i irytując. Właśnie to musiał zrobić, być muchą i miał zamiar to właśnie uczynić.
-Hej! Ty! Zwalisty! Tak ty! Do ciebie mówię! - Zawołał w stronę olbrzyma i zaklaskał w dłonie. Skup się na mnie ty kupo mięcha.
|Śmigamy do szafki zniknięć
-Uciekaj! Schowaj się! - Wołał do mugolki, chcąc ją wyrwać z przerażenia, które najprawdopodobniej sprawiło, że nie mogła się ruszyć ze swojego miejsca. Machnął dłonią w jej stronę, a potem wykonał gest ucieczki. Widziała olbrzyma, widziała magię, ale który mugol teraz nie widział. Samozwańczy lord i posłuszni mu ludzie z Ministerstwa Magii ujawnili się jakiś czas temu mordując mugoli. Tylko czekać aż pojawią się stosy. Nie to było jednak teraz jego zmartwieniem. Prudence dotarła do wody, ale prawda była taka, że długo tam nie wytrzyma. Była końcówa listopada, jezioro musiało być lodowate i odbierać siły, których kobieta nie miała za dużo. Miał nadzieję, że pomimo obrażeń jakich doznała po prostu odpłynie kawałek, następnie znajdzie bezpieczne, suche miejsce. Raczej teleportacja w tym stanie była ciężka do wykonania, ale może dałaby radę? On w tym czasie zająłby olbrzyma swoją osobą. Miał to szczęście jak na razie, że jego wielkie łapy go nie dosięgnęły. Widział jak ten zamachuje się ramionami, ale poczuł jedynie pęd powietrza i to dość silny, ale uderzenie go minęło. Mógł ten czas wykorzystać aby znów unieruchomić olbrzyma albo skupić jego gniew na sobie. Musiał stać się upierdliwą muchą, natrętną od której każdy chce się uwolnić ale ta nie ustępuje tylko lata uparcie wokół głowy drażniąc i irytując. Właśnie to musiał zrobić, być muchą i miał zamiar to właśnie uczynić.
-Hej! Ty! Zwalisty! Tak ty! Do ciebie mówię! - Zawołał w stronę olbrzyma i zaklaskał w dłonie. Skup się na mnie ty kupo mięcha.
|Śmigamy do szafki zniknięć
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
| Wracamy z szafki
Prudence doczołgała się jakimś cudem na brzeg. Leżała dłuższą chwilę na plecach nieruchomo i łapała powietrze, nie czuła się najlepiej, była wyczerpana. Zrobiło jej się okropnie zimno, trzęsła się cała. Nie miała siły by się podnieść jednak nie mgła tak leżeć bezczynnie w nieskończoność. Musiała zobaczyć, czy zagrożenie jeszcze jest gdzieś obok. Powoli się podniosła, splunęła na ziemię, bolała ją szczęka, przejechała językiem po miejscach na brakujące zębach, nie był to najlepszy dzień jej życia. Nie mogła również do końca utrzymać się na nogach, kulała, kolano nie przestawało boleć, ledwie utrzymywała się na nogach.
Do tego wszystkiego byłą wyczerpana, chyba nigdy nie pływała o tej porze roku w jeziorze, wiedziała, że ta umiejętność jest bardzo przydatna. Jak widać uratowała jej życie, inaczej pewnie olbrzym by ją zabił.
Szukała wzrokiem mężczyzny, który towarzyszył jej w niedoli. Zauważyła z daleka, że udało mu się unieruchomić stworzenie, jednak i jemu nie udało się wyjść z tej sytuacji bez szwanku, dostrzegła bowiem, że wylądował na glebie. Miała nadzieję, że nic mu nie jest. Zastanawiała się również, co stało się z mugolką, chyba udało jej się uciec. Chociaż tyle dobrego. Nie zamierzała ponownie pchać się w okolice olbrzyma, chyba na dzisiaj wystarczy jej już atrakcji.
- Nie przejmuj się mną, poradzę sobie, uciekaj! - najważniejsze dla niej było, by każde z nich miało możliwość uciec stąd w miarę w jednym kawałku. Może straciła zęby, ale liczyła na to, że ktoś będzie w staniej jej wyhodować nowe. Antek na pewno się nad nią zlituje, nie pozwoliłby by Lady wyglądała jak kloszard. Przynajmniej taką miała nadzieję, nie zrobiłby jej przecież aż tak bardzo na złość.. Bała się momentu, w którym przekroczy próg domu, musiała jednak już się tam teleportować, no bo gdzie indziej miałaby się udać? Nie potrafiła znaleźć w tej chwili innej możliwości, a i rodzina będzie się martwiła, że nie wróciła na noc. Skupiła się, aby bezpiecznie teleportować się do domu, po chwili już jej nie było.
// zt
Prudence doczołgała się jakimś cudem na brzeg. Leżała dłuższą chwilę na plecach nieruchomo i łapała powietrze, nie czuła się najlepiej, była wyczerpana. Zrobiło jej się okropnie zimno, trzęsła się cała. Nie miała siły by się podnieść jednak nie mgła tak leżeć bezczynnie w nieskończoność. Musiała zobaczyć, czy zagrożenie jeszcze jest gdzieś obok. Powoli się podniosła, splunęła na ziemię, bolała ją szczęka, przejechała językiem po miejscach na brakujące zębach, nie był to najlepszy dzień jej życia. Nie mogła również do końca utrzymać się na nogach, kulała, kolano nie przestawało boleć, ledwie utrzymywała się na nogach.
Do tego wszystkiego byłą wyczerpana, chyba nigdy nie pływała o tej porze roku w jeziorze, wiedziała, że ta umiejętność jest bardzo przydatna. Jak widać uratowała jej życie, inaczej pewnie olbrzym by ją zabił.
Szukała wzrokiem mężczyzny, który towarzyszył jej w niedoli. Zauważyła z daleka, że udało mu się unieruchomić stworzenie, jednak i jemu nie udało się wyjść z tej sytuacji bez szwanku, dostrzegła bowiem, że wylądował na glebie. Miała nadzieję, że nic mu nie jest. Zastanawiała się również, co stało się z mugolką, chyba udało jej się uciec. Chociaż tyle dobrego. Nie zamierzała ponownie pchać się w okolice olbrzyma, chyba na dzisiaj wystarczy jej już atrakcji.
- Nie przejmuj się mną, poradzę sobie, uciekaj! - najważniejsze dla niej było, by każde z nich miało możliwość uciec stąd w miarę w jednym kawałku. Może straciła zęby, ale liczyła na to, że ktoś będzie w staniej jej wyhodować nowe. Antek na pewno się nad nią zlituje, nie pozwoliłby by Lady wyglądała jak kloszard. Przynajmniej taką miała nadzieję, nie zrobiłby jej przecież aż tak bardzo na złość.. Bała się momentu, w którym przekroczy próg domu, musiała jednak już się tam teleportować, no bo gdzie indziej miałaby się udać? Nie potrafiła znaleźć w tej chwili innej możliwości, a i rodzina będzie się martwiła, że nie wróciła na noc. Skupiła się, aby bezpiecznie teleportować się do domu, po chwili już jej nie było.
// zt
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Walkę wygrał olbrzym. Chociaż atakujący go czarodzieje mogliby oszukiwać się, że było inaczej, to zdawało się, że nie mają ku temu powodów. Poobijani, zmęczeni i połamani, musieli wracać do domów, zostawiając przerażającego stwora w oddali. Ten jęczał pod piaskami Duny, próbując wyszarpać ręce i nogi z przerażającej ziemi. Transmutowana okolica wykraczała ponad jego umysł półgłówka, wiedział tylko tyle, że jeśli zaraz się z niej nie wyszarpie - zaboli. Robił więc co w jego mocy, raz na jakiś czas spoglądać jeszcze na ciemnowłosego mężczyznę, któremu przed chwilą przywalił. Wroga kobieta odpłynęła, więc nie zajmował się już nią, ale coś musiał dzisiaj zjeść. Tylko niech uwolni się z tych piasków. Wcale nie podobały mu się takie jakie były, nie wyobrażał sobie szczeknąć w nich, czekało go jeszcze zbyt wiele pożywnych mugoli.
Herbert był połamany i miał pełne prawo być złym na cały świat, jednak do radości pozostało to, że żył, że dzięki sprawnie założonym piaskom - mógł uciec, o ile oczywiście z tej okazji chciał skorzystać. Nawet połamane kości nie mogły mu przeszkodzić w ratowaniu własnego życia. Zadzieranie z tak potężnym stworem było wyjątkowo trudnym zadaniem, niewielu udałoby się go pokonać. Co prawda olbrzymy były głupie, ale ich siła była zbyt potężna. Prudence już uciekła, teraz bezpiecznie znajdując się na drugim brzegu jeziora, daleko od potwora mogła załapać oddech i uspokoić nerwy. Hebert nie mógł do niej tak prosto dołączyć, mógł za to uciekać gdzieś daleko w gęsty las, gdzie poruszać się olbrzymowi byłoby wyjątkowo trudno, o ile w ogóle zdołałby to zrobić z ukruszoną kończyną w piaskach Duny. Szybka kalkulacja pozwalała przekonać się, że to właściwie niemożliwe. Tam Herbert byłby bezpieczny.
Mugolka biegła przed siebie i nie dostrzegała już ani Herberta, ani olbrzyma. Zadowolona, że udaje jej się uciec rozmyślała o swoim życiu. Brakowało tylko, aby niczym rusałka zaczęła skakać po tej zamarzniętej już łące. Powstrzymała się, po prostu uciekała, po prostu mknęła w przód.
Herbert, jeśli chcesz wyjść z pojedynku, możesz to zrobić w następnym poście.
Prudence: 58/219: -50 do kości (-35pż odmrożenia; -67pż rana I stopnia tłuczona: -50 do rzutów na sprawność/zwinność, złamana prawa rzepka, brak dwóch zębów; -59pż rana I stopnia tłuczona: -50 do rzutów na sprawność/zwinność [minusy do kości się sumują])
Herbert: 124/230 -20 do kości (-30pż tłuczone, -76pż rana II stopnia tłuczona: -50 do rzutów na sprawność/zwinność [minusy do kości się sumują])
Olbrzym: 586/600 (4pż osłabienie, 10pż tłuczone), Duna (2/3)
Mugolka: 55/80 -15 do kości (25pż tłuczone)
1. rzut na wyjście z Duny. ST: 136 (tylko krytyczny sukces ratuje)
Herbert był połamany i miał pełne prawo być złym na cały świat, jednak do radości pozostało to, że żył, że dzięki sprawnie założonym piaskom - mógł uciec, o ile oczywiście z tej okazji chciał skorzystać. Nawet połamane kości nie mogły mu przeszkodzić w ratowaniu własnego życia. Zadzieranie z tak potężnym stworem było wyjątkowo trudnym zadaniem, niewielu udałoby się go pokonać. Co prawda olbrzymy były głupie, ale ich siła była zbyt potężna. Prudence już uciekła, teraz bezpiecznie znajdując się na drugim brzegu jeziora, daleko od potwora mogła załapać oddech i uspokoić nerwy. Hebert nie mógł do niej tak prosto dołączyć, mógł za to uciekać gdzieś daleko w gęsty las, gdzie poruszać się olbrzymowi byłoby wyjątkowo trudno, o ile w ogóle zdołałby to zrobić z ukruszoną kończyną w piaskach Duny. Szybka kalkulacja pozwalała przekonać się, że to właściwie niemożliwe. Tam Herbert byłby bezpieczny.
Mugolka biegła przed siebie i nie dostrzegała już ani Herberta, ani olbrzyma. Zadowolona, że udaje jej się uciec rozmyślała o swoim życiu. Brakowało tylko, aby niczym rusałka zaczęła skakać po tej zamarzniętej już łące. Powstrzymała się, po prostu uciekała, po prostu mknęła w przód.
Herbert, jeśli chcesz wyjść z pojedynku, możesz to zrobić w następnym poście.
Prudence: 58/219: -50 do kości (-35pż odmrożenia; -67pż rana I stopnia tłuczona: -50 do rzutów na sprawność/zwinność, złamana prawa rzepka, brak dwóch zębów; -59pż rana I stopnia tłuczona: -50 do rzutów na sprawność/zwinność [minusy do kości się sumują])
Herbert: 124/230 -20 do kości (-30pż tłuczone, -76pż rana II stopnia tłuczona: -50 do rzutów na sprawność/zwinność [minusy do kości się sumują])
Olbrzym: 586/600 (4pż osłabienie, 10pż tłuczone), Duna (2/3)
Mugolka: 55/80 -15 do kości (25pż tłuczone)
1. rzut na wyjście z Duny. ST: 136 (tylko krytyczny sukces ratuje)
I show not your face but your heart's desire
The member 'Ain Eingarp' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 59
'k100' : 59
Nie tym razem Herb, nie tym razem – taka myśl kołatała się w jego głowie sprawiając, że marzył jedynie o ucieczce. Połamane żebra kuły w bok niemiłosierne, w głowie huczało, a jej ból w niczym mu nie ułatwiał. Obite płuca piekły przy każdym wdechu, a mocny kaszel rozsadzał gardło. Olbrzym go pokonał i choć nie było w tym żadnego wstydu on czuł, że zawiódł. Nie wykonał swojego zadania; kobieta przeżyła, ale on musi sam uciekać bez zrobienia dobrego rozeznania w terenie.
-Zaraza – mruknął pod nosem trzymając się za obolały bok i zaczął wycofywać w stronę lasu gdzie miał zamiar umknąć przeciwnikowi i teleportować się do domu albo może do Aurory. Obiecywała, że będzie ich składać, że chce pomagać. Jak brat zobaczy go w takim stanie to rozpocznie swoje kazanie, jak zwykle zresztą. Wiedzieli w co się pakują, na co się godzą, a mimo wszystko obydwaj dalej w to brnęli i dalej działali na rzecz Zakonu. Nie dało się inaczej.
Mierząc cały czas różdżką w stronę przeciwnika umknął między drzewa. Słyszał jak poobijana czarownica dała radę się teleportować. Wiedział już, że jest bezpieczna, a to oznaczało, że mógł przestać robić z siebie bohatera i samemu umknąć.
Chodzenie nie było łatwe, przy każdym ruchu wszystkie mięśnie paliły żywym ogniem i nie pozwalały na bieganie. Schował różdżkę kiedy znalazł się między drzewami. Złapał głębszy oddech i skupił myśli na Dolinie Godryka, tam gdzie mieszkała kuzynka, tam gdzie wiedział, że może prosić o pomoc i wsparcie. Musiał szybko się poskładać, ponieważ praca czekała, a każdy dzień leżenia i odpoczynku był wielką stratą dla Greya. Zapasy się kurczyły, a pieniędzy brakowało. Pracy w ogrodach będzie miał więcej na wiosnę kiedy ruszy z projektem dla rezerwatu Greengrassów, teraz łapał wszystko co mógł. Praca w porcie przynosiła dochody i pozwalała przetrwać kolejny miesiąc. Jeżeli nie pojawi się na rozładunku kolejny raz bosman przestanie go brać do roboty, a potrzebował kontaktów. Te pomogą mu w realizacji planów na rzecz mugoli i mugolaków. Upewnił się, że olbrzym go nie goni, że wielka łapa znów nie powali na ziemię i teleportował się w bezpieczne miejsce.
|zt
-Zaraza – mruknął pod nosem trzymając się za obolały bok i zaczął wycofywać w stronę lasu gdzie miał zamiar umknąć przeciwnikowi i teleportować się do domu albo może do Aurory. Obiecywała, że będzie ich składać, że chce pomagać. Jak brat zobaczy go w takim stanie to rozpocznie swoje kazanie, jak zwykle zresztą. Wiedzieli w co się pakują, na co się godzą, a mimo wszystko obydwaj dalej w to brnęli i dalej działali na rzecz Zakonu. Nie dało się inaczej.
Mierząc cały czas różdżką w stronę przeciwnika umknął między drzewa. Słyszał jak poobijana czarownica dała radę się teleportować. Wiedział już, że jest bezpieczna, a to oznaczało, że mógł przestać robić z siebie bohatera i samemu umknąć.
Chodzenie nie było łatwe, przy każdym ruchu wszystkie mięśnie paliły żywym ogniem i nie pozwalały na bieganie. Schował różdżkę kiedy znalazł się między drzewami. Złapał głębszy oddech i skupił myśli na Dolinie Godryka, tam gdzie mieszkała kuzynka, tam gdzie wiedział, że może prosić o pomoc i wsparcie. Musiał szybko się poskładać, ponieważ praca czekała, a każdy dzień leżenia i odpoczynku był wielką stratą dla Greya. Zapasy się kurczyły, a pieniędzy brakowało. Pracy w ogrodach będzie miał więcej na wiosnę kiedy ruszy z projektem dla rezerwatu Greengrassów, teraz łapał wszystko co mógł. Praca w porcie przynosiła dochody i pozwalała przetrwać kolejny miesiąc. Jeżeli nie pojawi się na rozładunku kolejny raz bosman przestanie go brać do roboty, a potrzebował kontaktów. Te pomogą mu w realizacji planów na rzecz mugoli i mugolaków. Upewnił się, że olbrzym go nie goni, że wielka łapa znów nie powali na ziemię i teleportował się w bezpieczne miejsce.
|zt
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
10.09.1958 r.
Ile znaczą słowa otuchy w obliczu katastrofy? Bólu, który wypełnia całe jestwo, tworzy nowy byt, człowieka-nieczłowieka. Strata, która śni się po nocach, jakby własna ręką została utracona. Niby niewiele, znikoma była ich waga, ale zarazem ich brak był nawet bardziej uderzający. Minęło już prawie miesiąc od wydarzeń sierpniowych, lecz jej echo nadal było między nimi. Poczucie osamotnienia w cierpieniu, porzucenia przez ludzi i instytucje. Samemu wśród trosk i żałości, pozbawiony przywództwa, który wskaże drogę i ratunek. Właśnie teraz gdy cierpieli najbardziej potrzebowali wsparcia ministerstwa, państwa i szeroko pojętych elit. Bartemius wiedział, że słowa mają moc, choć stanowią tylko szczyptę możliwości czynów w ich sytuacji. Trzeba było jednak wyjść do ludzi, stanąć przed nimi, spojrzeć im w oczu i przemówić prosto do ich dusz. Uspokoić, ulżyć i nakierować ich złość i cierpienie na inne cele. Czekały ich trudne miesiące, wiedział, że najbliższy miesiąc będzie wyjątkowy trudny, a przyszłość pozostawała nieobliczalna.
Nie byłby sobą, gdyby nie dostrzegał w tej sytuacji również szansy. Młody panicz pomagający cierpiących i głodnym - był to wyjątkowo atrakcyjny obraz. Łączył pożyteczne z potrzebnym, pomagał i tworzył aurę, która miała podążać za nim na każdym kroku. Dlatego mimo początkowej niechęci, zdecydował się pomóc w działaniach ministerstwa osiemnastego sierpnia. Wskazane było, żeby pojawić się takim miejscu i służyć jako wzór młodego obywatela. Nawet jeśli jego talenty były marnowane, a uczestnictwo w amputacji kończyny zmusiło go do ugaszenia myśli wieczornym kieliszkiem. Na propozycje Corneliusa zgodził się o wiele chętniej, zdecydowanie leżała bliżej jego umiejętności i możliwości. Ubrał się odpowiednio do zadań, które zostały mu powierzone, jak zawsze eleganckie i szykowne czarne szaty, ale zarazem podkreślające praktyczność i skromność odzienia. Młody panicz na swoich włościach, każdy sygnet na palcu mógł poznaczyć o jego prawach i zobowiązaniach. Wyruszyli z ministerstwa idealnie w czas, wszystko było pod kontrolą.
– Szlag! – przeklął pod nosem, gdy jego oczy ujrzały zieleń terenu i pobliskie jeziora, które przebijało się przed okoliczne korony drzew. To zdecydowanie nie było Chiddingfold, do którego mieli się udać. Katastrofy wpłynęły na magie, na równowagę która istniała w świecie. Wiele osób podkreślało trudności z teleportacją od kiedy meteoryty znalazły się na ich niebie. Byli kolejnymi ofiarami tego procederu.
– Będziemy musieli się przejść, nie jesteśmy daleko – poinformował towarzyszy, jak na mieszkańca ziem przystało (choć przecież był rodowitym Londyńczykiem). Kojarzył okolicę, swego czasu była to jedno z urokliwszych miejsc Surrey. Ruszyli przed siebie, świadomi, że żywność, którą mieli hucznie dostarczyć i zrobić z tego swoiste przedstawienie było już na miejscu. Zrównał się krokiem z mentorem, w odpowiedniej odległości od otaczających ich towarzyszy. – Czy po tym czasie jesteśmy bliżej odkrycia, co wywołało wydarzenia z trzynastego sierpnia? Krąży wiele teorii spiskowych między ludźmi.
Wszelkie możliwe opowieści, wyobraźnia zdecydowanie nie umarła wśród mieszkańców wysp. Od astrologów po czarną magie aż po karę od nieznanych bogów – wszystko pozostawało możliwe. Usłyszał trzask, który spowodował, że odwrócił się w prawą stronę, lecz nie ujrzał nic poza serią krzaków. Nie spodziewał się zwierząt w tej okolicy, lecz może kolejne katastrofy miały ich sięgnąć. Jeśli nie wiadomo co stało się miesiąc temu, to i nie było pewności, że się nie powtórzy.
Nie byłby sobą, gdyby nie dostrzegał w tej sytuacji również szansy. Młody panicz pomagający cierpiących i głodnym - był to wyjątkowo atrakcyjny obraz. Łączył pożyteczne z potrzebnym, pomagał i tworzył aurę, która miała podążać za nim na każdym kroku. Dlatego mimo początkowej niechęci, zdecydował się pomóc w działaniach ministerstwa osiemnastego sierpnia. Wskazane było, żeby pojawić się takim miejscu i służyć jako wzór młodego obywatela. Nawet jeśli jego talenty były marnowane, a uczestnictwo w amputacji kończyny zmusiło go do ugaszenia myśli wieczornym kieliszkiem. Na propozycje Corneliusa zgodził się o wiele chętniej, zdecydowanie leżała bliżej jego umiejętności i możliwości. Ubrał się odpowiednio do zadań, które zostały mu powierzone, jak zawsze eleganckie i szykowne czarne szaty, ale zarazem podkreślające praktyczność i skromność odzienia. Młody panicz na swoich włościach, każdy sygnet na palcu mógł poznaczyć o jego prawach i zobowiązaniach. Wyruszyli z ministerstwa idealnie w czas, wszystko było pod kontrolą.
– Szlag! – przeklął pod nosem, gdy jego oczy ujrzały zieleń terenu i pobliskie jeziora, które przebijało się przed okoliczne korony drzew. To zdecydowanie nie było Chiddingfold, do którego mieli się udać. Katastrofy wpłynęły na magie, na równowagę która istniała w świecie. Wiele osób podkreślało trudności z teleportacją od kiedy meteoryty znalazły się na ich niebie. Byli kolejnymi ofiarami tego procederu.
– Będziemy musieli się przejść, nie jesteśmy daleko – poinformował towarzyszy, jak na mieszkańca ziem przystało (choć przecież był rodowitym Londyńczykiem). Kojarzył okolicę, swego czasu była to jedno z urokliwszych miejsc Surrey. Ruszyli przed siebie, świadomi, że żywność, którą mieli hucznie dostarczyć i zrobić z tego swoiste przedstawienie było już na miejscu. Zrównał się krokiem z mentorem, w odpowiedniej odległości od otaczających ich towarzyszy. – Czy po tym czasie jesteśmy bliżej odkrycia, co wywołało wydarzenia z trzynastego sierpnia? Krąży wiele teorii spiskowych między ludźmi.
Wszelkie możliwe opowieści, wyobraźnia zdecydowanie nie umarła wśród mieszkańców wysp. Od astrologów po czarną magie aż po karę od nieznanych bogów – wszystko pozostawało możliwe. Usłyszał trzask, który spowodował, że odwrócił się w prawą stronę, lecz nie ujrzał nic poza serią krzaków. Nie spodziewał się zwierząt w tej okolicy, lecz może kolejne katastrofy miały ich sięgnąć. Jeśli nie wiadomo co stało się miesiąc temu, to i nie było pewności, że się nie powtórzy.
Bartemius Crouch
Zawód : Aspirujący filozof, przyszły znawca prawa, stażysta w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
To uśmiech młodego mężczyzny, który wiedział, że niezależnie od jej prawdy, jego własna była ważniejsza.
OPCM : 10
UROKI : 12 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 8 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Frensham Ponds
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Surrey