Atticus Blythe
Nazwisko matki: Prince
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: jubiler w rodzinnym interesie, twórca talizmanów
Wzrost: 185 cm
Waga: 80 kg
Kolor włosów: ciemny blond
Kolor oczu: brązowe
Znaki szczególne: Lekki zarost, charakterystyczny pieprzyk na lewym policzku. Wysoki wzrost, zawsze wyprostowana sylwetka. Blizna po oparzeniu wielkości pomarańczy na wysokości prawej łopatki.
16 cali, pekan, łuska kappy, sztywna
Slytherin
Dog niemiecki
Szyszymorę
woń świeżej mięty, czekolady i lekki zapach dymu tytoniowego
Siebie samego jako osobę docenioną w społeczeństwie, bogacza
złotem i wszystkim, co się świeci; okazjonalnie gram na fortepianie
Tajfuny z Tutshill
pływam, jeżdżę konno, biegam
muzyki klasycznej, czasem jazzu
Andrey Zkharov
Przyszedł na świat wczesnym, majowym rankiem, gdy słońce niespiesznie wpadało przez okna domostwa rodziny Blythe - i w ramach powitania nie spełnił rodzicielskich oczekiwań.
Victor i Daniela mieli już przecież syna, pierworodne dziecko płci męskiej, dumę każdego ojca i radość każdej matki; teraz, w 1927 roku, marzyli o córeczce, która pasowałaby do obrazka idealnej rodziny. Nawet, jeśli Blythe'owie byli dalecy do osiągnięcia wyśnionej perfekcji, nic nie przeszkadzało w tworzeniu iluzji; w tkaniu misternej sieci ułudy, którą wszyscy pozostali oglądali z zachwytem i zadowoleniem czającymi się na dnie spojrzenia.
Byli szczęśliwi, ale jednak czegoś brakowało; tego, czego drugi syn - nazwany Atticusem po dziadku - nie mógł im ofiarować.
Tak przynajmniej sądzono, i on dorastał w takim przekonaniu; przewrotny los pokazał rodzinie po raz kolejny, że ma wobec rodu Blythe zupełnie inne plany.
Pierwsze wspomnienia to ledwie plama, zamazane tło świadomości dziecka; krótkie momenty wypełnione śmiechem, beztroską i towarzystwem rodzeństwa. Starszy brat wiódł prym w dziecinnych zabawach, a mała Belvina - urodzona cztery lata po Atticusie, wnosząca ogrom szczęścia do rodzinnego ogniska - próbowała dotrzymać im kroku. On sam podążał utartym śladem najstarszego z ich trójki, nieświadomie naśladując go we wszystkim. Najwyraźniej pamiętał jednak, że ich mała siostrzyczka zawsze kręciła się obok, nieustannie poszukując ich uwagi, a oni oboje czuli się wtedy tacy ważni; w słodkich czasach, gdy jedynym problemem była wczesna pora na spanie i zakończenie wygłupów. Każde z latorośli państwa Blythe wykazywało zdolności magiczne od najmłodszych lat; Atticus czuł magię przemykającą między drobnymi palcami i budzącą pełen zachwyt - pierwszy z dowodów na to, że był wystarczająco dobry, by nazywać się Blythe.
W domu rodzinnym najwięcej czasu poświęcał mu dziadek, Atticus senior; pamiętał, że zawsze okazywał żywe zainteresowanie wobec szarej codzienności wnuka. Czuł się wówczas wyjątkowy, bo słynący z milczenia i ponurego spojrzenia mężczyzna rzadko przejawiał cokolwiek na kształt pozytywnego uczucia. Bywały dni, gdy Atticus opuszczał starszego brata i Belvinę, znikając na kilka godzin, które dłużyły się w nieskończoność; dni, gdy dostąpywał zaszczytu towarzyszenia dziadkowi w pracy. Nie mógł nadziwić się cudom, które wychodziły spod starczych, lecz nadal niezawodnie sprawnych rąk; każda sztuka biżuterii wystawionej na sprzedaż w rodzinnym sklepie zachwycała kunsztem i okazywała się bez skazy. Myśli przenoszone na papier - pospieszne rysunki zajmujące całe zwoje pergaminów - walały się po pracowni dziadka i zdradzały młodemu umysłowi tajniki sztuki jubilerskiej. Gdy w zwykły przedmiot tchnęło się magię, ten nagle wydawał się o stokroć piękniejszy. Dziadek nazywał to duszą; to jedno słowo niosło przesłanie, którego Atticus miał nie zapomnieć do końca swoich dni.
"Jeśli dasz im duszę, podarujesz również życie dla martwej rzeczy; nagle okaże się, że tworzysz dzieła sztuki, które nigdy nie zostaną wymazane z ludzkiej pamięci."
Gdy nadszedł list z Hogwartu, pewien etap życia - ten szczenięcy, beztroski - został na zawsze zamknięty. Nauka w szkole budziła słuszną ekscytację, trafienie do Slytherinu ogromną dumę. Wśród Ślizgonów był dokładnie wśród ludzi, którzy rozumieli; wśród takich, którzy zostali wychowani według podobnych zasad, i którym od najmłodszych lat został wpojony konkretny światopogląd. Urodził się jednak za późno, by pamiętać pierwszą wojnę, która wstrząsnęła światem mugoli - i jednocześnie w sam raz, by rozumieć dostatecznie wiele z drugiej. Liczył jedenaście lat i wyruszył do Hogwartu, gdzie informacje napływały zaskakująco wezbraną falą; grono nauczycielskie oszczędzało podopiecznym szczegółów, ale wówczas spory odsetek uczniów stanowili ci z mugolskich rodzin - i oni faktycznie mieli się o co martwić. Atticus wykazywał się ogromem ignorancji na krzywdę, która spotykała ich najbliższych - ilekroć ktoś wspominał o dramatach drugiej wojny, przestawał nasłuchiwać rozmowy. Nie interesowały go kwestie związane z mugolakami; uznawał ich głupotę za wystarczająco wielką, by samodzielnie doprowadzali się do zagłady. Temat uznał wówczas za zamknięty, niegodny komentowania - i nawet, jeśli czasem poczuł ukłucie nieuzasadnionego niepokoju, nigdy nie okazał tego wprost. Atticus był lepszy od uczniów z Ravenclaw, Gryffindoru i Hufflepuff z prostego względu; jego krew była czysta, a magiczne korzenie rodziny sięgały wielu lat wstecz. Wartości przekazane w rodzinnym domu znalazły lustrzane odbicie z tymi, które spotkał wśród nowych przyjaciół. Było ich wielu, bo drugi syn państwa Blythe lubił otaczać się ludźmi; bardzo wcześnie pojął, że im dłużej im się przygląda, tym trafniej potrafi odgadnąć ich reakcje. Uśmiech goszczący często na ustach był uprzejmy; słowa wypowiadane ze spokojem odnosiły lepszy rezultat niż te wykrzyczane w gniewie. Wystarczyło obserwować i uczyć się od najlepszych - a nie było lepszego od tego, który wówczas był znany jako Tom Riddle. Atticus trzymał się blisko, lecz nigdy nie był wystarczający; ochłapy uwagi skierowane w swoją stronę odbierał jako największy zaszczyt i nagrodę. W eliksirach osiągnął status niemalże wybitny, zapamiętywał ważne daty z historii magii; obronę przed czarną magią uważał za przedmiot wyjątkowo zbędny, więc nie przykładał do niego większej wagi - bo sam chciał poznać tajniki tego, co zostało odgórnie zakazane. Najpewniej czuł się w dziedzinie starożytnych run, żyjąc w przekonaniu, że ta wiedza okaże się niezbędna w przyszłości. Im więcej się uczył, tym więcej wobec niego wymagano - a on od początku wiedział, że nie stał się wystarczająco dobry, by zaklinać magiczne peleryny. Nie każdy Blythe to potrafił; świadomość, że nie wybił się ponad rodzinną przeciętność, wywołała gorzkie poczucie zawodu. Był dobrym uczniem, lecz nie idealnym - od samego początku wiedział, że pewnego dnia przejmie rodzinny interes, pozbawiając starszego brata możliwości odziedziczenia spuścizny. Gdy wrócił do domu w pewne wakacje, wyjawił obawy dziadkowi - i idąc za otrzymaną wówczas poradą, wszelkie siły przełożył na naukę run i eliksirów, które w przyszłości miały ożywić biżuterię wychodzącą spod jego palców; jakby faktycznie, za pomocą magii, mógł podarować talizmanom duszę.
Wpojone idee wkrótce zaczęły kiełkować w młodym umyśle; były niezbędną częścią planu, by pewnego dnia znaleźć się po zwycięskiej - i jedynej słusznej - stronie.
Pamiętał jej uśmiech, zawsze szczery. Ilekroć zamykał oczy, widział; długie włosy rozwiane przez zimowy wiatr, lekkość każdego kroku i prawdziwą, niezmąconą radość życia tkwiącą na dnie źrenic. Jeśli kiedykolwiek poczuł coś na kształt zakochania, to tylko wobec niej. Tkwiła jednak boleśnie daleko, oddzielona jakby woalem konwenansów i złożonych od dawna obietnic; zawsze odległa, zawsze nieobecna w życiu tego, który podarowałby jej cały świat - gdyby tylko zechciała wziąć go z jego cierpliwych, spracowanych dłoni. Pozornie wydawała się szczęśliwa, a on nigdy nie pytał; gdy ostatni rok nauki w Hogwarcie dobiegł końca, pozwolił jej odejść - i nigdy nie wyznał prawdy.
Wrócił do jedynego miejsca, które mogło powitać go z otwartymi ramionami - do domu.
Najstarszy z rodzeństwa obrał swoją drogę i sam skapitulował ze stanowiska, które winien piastować. Być może wiedział, że nie podoła, i w tą wersję Atticus chciał zawierzyć - bo świadomość, że mógł uczynić to z litości, była nie do zniesienia. Pozornie w Blythburghu nie zmieniło się nic, i jedynie czujny obserwator dostrzegłby niezaprzeczalne zmiany. Atticusa seniora pokonywał czas; niegdyś niezawodna pamięć, która pozwalała mu tworzyć najpiękniejsze sztuki biżuterii, wymykała się prędko spod władzy mężczyzny. Gdy jego wnuk wrócił do domu, podjął dalsze szkolenie u boku dziadka, obserwując z niepokojem zachodzące w nim zmiany. Bywały dni, gdy staruszek nie wiedział, gdzie był; bywały i takie, w których mylił Atticusa i wypowiadał imiona niegdyś znanych mu ludzi, szukając odpowiedzi, których wnuk nie potrafił mu udzielić. Najgorszy nadszedł pewnego jesiennego wieczoru, podczas którego Atticus ślęczał mozolnie nad jedną z kolejnych sztuk biżuterii i otwartą księgą, w skupieniu próbując złożyć skomplikowany talizman. Nie udawało się to każdemu, ale gdy pierwszy raz ujrzał szczerą dumę w spojrzeniu rodziców, już wiedział; spełnił wszystkie oczekiwania i nareszcie nie był tylko drugim synem.
Lubił nazywać sam siebie dziedzicem; za pychę musiał zapłacić okrutną cenę.
Miał już dwadzieścia lat, gdy za oknami pracowni zapadł zmrok, a on nie ustawał w próbach zaczarowania naszyjnika; na zewnątrz szalała ulewa, i tylko krople deszczu uderzające wściekle w budynek przerywały narastającą ciszę. Smętne bulgotanie dobiegające z kociołka nie przykuło zainteresowania drugiego syna państwa Blythe. Uśpiona czujność, skupiona w pełni na zadaniu, nie zaalarmowała go nawet wtedy, gdy drzwi skrzypnęły cicho i do środka wleciała mocna woń deszczu. Nie odwrócił się nawet i nie przerwał zaklęcia - i to był ogromny błąd.
Bo dziadek go nie poznał.
I zaatakował.
Ból rozlał się wrzeszczącym echem po ciele, kumulując się na wysokości prawej łopatki; wówczas woń deszczu została zastąpiona smrodem palonego ubrania i skóry. Jego własnych. Nie obronił się i nie zaatakował, bo nagła zmiana w oczach staruszka uświadomiła go, że w końcu sobie przypomniał - a wyrzuty sumienia miały męczyć go do ostatnich chwil życia. Nie powiedział już nic; ani jednego słowa, aż do kresu jego istnienia, który nastąpił niecały rok po tym wydarzeniu. Jeden Atticus zostawił drugiego z brzydką blizną na plecach i całą wiedzą o rodzinnych tworach. Czasem zastanawiał się, czy to nie była cena, którą najstarszy z rodziny zapłacił za perfekcję; czasem pytał sam siebie, czy kiedyś skończy podobnie.
Wrodzony dystans i cierpliwość nie nakazywały zbytniego entuzjazmu w temacie wydarzeń, które wstrząsnęły światem magicznym. Potężny Grindelwald przejął władzę w Hogwarcie, gdzie - w końcu! - zaczęto nauczać czarnej magii. Pod tym względem mógł poczuć zazdrość, bo jego własne próby nauki opierały się głównie na zakazanych księgach, które osiągały horrendalne kwoty na czarnym rynku. Nie ustawał jednak w próbach pogłębienia wiedzy w tym zakresie magii, chcąc być gotowym na wszelkie ewentualności. Mugole zaczynali ginąć, Ministerstwo wpadło w szytą grubymi nićmi siatkę manipulacji; świat czarodziejów zmieniał się na oczach Atticusa, lecz ten czekał cierpliwie - na odpowiedni moment, na dobrą chwilę, by w końcu wychylić się z szeregu. Wiedział od dawna, czyje idee przemawiają do niego głośnej; czuł, że tylko tam tak naprawdę mógłby pasować. Coraz częstsze słuchy o Rycerzach Walpurgii - poplecznikach Toma Riddle'a - zaczynały wzbudzać słuszne nadzieje. W rodzinnym mieście nie działo się zbyt wiele i plotki docierały z opóźnieniem, ale czekał, nadal czekał - na znak, na zaproszenie, na cokolwiek by w końcu zrobić krok do przodu i wyjść poza szereg.
Życie toczyło się jednak dalej, stałym i utartym rytmem; było ciągiem nieustannej walki o rozpoznawalność i wybicie się z nagle ciasnego Blythburghu. Został tu tylko ze względu na rodziców, przynajmniej z pozoru będąc troskliwym synem - rzeczywistość okazywała się znacznie bardziej wyrachowana. Nie zamierzał odchodzić, by nie zaprzepaścić możliwości dalszego szlifowania umiejętności - tym razem u boku zmęczonego ojca. Nie potrzebował dużo czasu, by uczeń prześcignął mistrza; wkrótce większość zamówień dla znamienitych członków rodzin szlacheckich wykonywał sam, bez nadzoru. Powoli docierał do celu, lecz nadal blokował go Blythburhg. Bywały chwile, gdy rodzice sądzili, że syn w końcu się ustatkuje, bo ostatecznie widywali go często w towarzystwie pięknych kobiet; nie wiedzieli nawet o połowie, ale nie miał zamiaru kruszyć złudzenia. Był idealny; zawsze chętny do pracy, niezwykle uprzejmy i spokojny - obraz tkany pieczołowicie przez lata udoskonalał konkretny wizerunek, który w przyszłości miał pomóc w realizacji dalszych celów. Odsunął się od rodzeństwa, zaprzestając kontaktów z bratem - bo tak było wygodniej - i chowając urazę do młodszej siostry, bo ta wbrew wszystkiemu i wszystkim obrała własną drogę. Przełom nastąpił z momentem tajemniczej śmierci rodziców, która spadła na całą trójkę jak grom z jasnego nieba. Anomalie, które wstrząsnęły znanym światem na niewyobrażalną skalę, z hukiem i okropnością uderzyły w rodzinę Blythe. Nikt nie był w stanie tego przewidzieć ani zdziałać cudu - nieznana dotąd siła finalnie zaprosiła śmierć do sennego Blythburghu. Wcześniej sądził, że coś podobnego nigdy się nie ziści i ich nie spotka - bo jakby mogło? Było to wydarzenie, które brutalnie zniszczyło utarte ramy rutyny i wprowadziło chaos do życia rodzeństwa. Gdy się zjawili - niebywale łaskawie, jak wówczas pomyślał - doszło do pierwszej konfrontacji. Druga nastąpiła już po pożegnaniu Victora i Danieli, w momencie, w którym Belvina straciła panowanie nad sobą. Atticus również nie okazał się lepszy; padło wiele słów, złych i paskudnych, które ostatecznie urwały jego kontakt z młodszą siostrą.
Pozornie zyskana wolność dała okazję do przeniesienia interesu do tętniącego życiem Londynu. W rodzinnej rezydencji nadal zamieszkiwali ciotki, wujkowie i kuzynostwo, chociaż nie zaglądał tam zbyt często; w znajomych niegdyś kątach czaiły się jedynie wspomnienia - tego, co było kiedyś, i nigdy nie miało się powtórzyć. Mieszkając i pracując w mieście, nie musił martwić się o kolejne podróże i ewentualne problemy; o wiele łatwiej mógł też utrzymywać kontakt z konkretnymi ludźmi i zyskiwać stałych klientów. Nie musiał też rozmyślać nad rozłamem rodziny - wygodnie udając przed samym sobą, że najzwyczajniej w świecie już jej nie posiada. Miasto potrafiło oczarować nawet tych najbardziej opornych, a czystość krwi pozwalała cieszyć się swobodą w miejscu, w którym do tej pory mieszkały też szlamy. Uznał to za długo wyczekiwany znak, by ruszyć do działania - i odnowić kilka kontaktów, które mogłyby pomóc w kwestiach wejścia do zwycięskiej strony. Londyn hojnie ofiarowywał to, co wcześniej wydawało się nieosiągalne - dawni przyjaciele stali po stronie Rycerzy, i sam Atticus, dzięki ich pomocy, wkrótce zaczął wprowadzać plany w życie. Gdy tylko dowiadywał się o czymś istotnym - najczęściej podczas mozolnej pracy - dopilnowywał, by wiadomości trafiały do odpowiednich uszu. Pieniądze też nie stanowiły większego problemu - dzięki wyuczonemu fachowi mógł bez zbędnych przeszkód utrzymać się na powierzchni i wspomóc działania tych, którzy stali po stronie Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Już od dawna wiedział, w którym kierunku pragnie podążać; nieliczne momenty czasu wolnego poświęcał więc, by podejmować konkretne działania w imieniu najpotężniejszego z czarnoksiężników. Był gotów - by zdziałać więcej i nie okazywać fałszywego wahania, którego w nim nie było.
Żył, oddychał i mówił jako Blythe, nie pozwalając rodzinnym tradycjom i interesom na zniknięcie z kart historii.
Żył, oddychał i mówił jako Atticus, który pewnego dnia miał stanąć u boku Czarnego Pana.
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 5 | 2 (rożdżka) |
Uroki: | 0 | 0 |
Czarna magia: | 10 | 1 (rożdżka) |
Magia lecznicza: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 5 | 0 |
Eliksiry: | 15 | 2 (rożdżka) |
Sprawność: | 5 | Brak |
Zwinność: | 5 | Brak |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia Magii | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Numerologia | I | 2 |
Perswazja | II | 10 |
Starożytne Runy | III | 25 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Ekonomia | II | 10 |
Wytrzymałość Fizyczna | I | 2 |
Savoir-vivre | I | 2 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Rycerze Walpurgii | 0 | 0 |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 |
Malarstwo (tworzenie) | I | 0.5 |
Jubilerstwo | II | 7 |
Muzyka (gra na fortepianie) | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 0.5 |
Pływanie | I | 0.5 |
Taniec balowy | I | 0.5 |
Walka wręcz | I | 0.5 |
Jazda konna | I | 0.5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 2 |
Ostatnio zmieniony przez Atticus Blythe dnia 07.05.21 19:33, w całości zmieniany 7 razy
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Tristan
[11.05.21] Rejestracja różdżki