Wydarzenia


Ekipa forum
Kirill Kalashnikov
AutorWiadomość
Kirill Kalashnikov [odnośnik]03.05.21 23:08

Kirill Kalashnikov

Data urodzenia: 5 stycznia 1938
Nazwisko matki: Kalashnikov
Nazwisko ojca:: Dolohov
Miejsce zamieszkania: brak
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: ubogi
Zawód: alchemik
Wzrost: 186 cm
Waga: 65 kg
Kolor włosów: jasnobrązowe
Kolor oczu: zielononiebieskie
Znaki szczególne: ekspresyjna gestykulacja, brak kontaktu wzrokowego


Gdy pomyślę o dzieciństwie, nie przypominam sobie, tak jak bohaterowie powieści, zapachu domowego obiadu czy kwitnących bzów.

Pamiętam mrówki – małe, czarne kropeczki, przemierzające połacie ziemi, by sprostać surowym wymaganiom królowej. Traciłem poczucie czasu, leżąc na brzuchu z brodą podpartą dłońmi i obserwując niekończący się marsz ku centrum kopca. Fascynowała mnie powtarzalność oraz prostota ich zachowań, wyraźnie pokazująca, że doskonale rozumieją się bez słów, a wydawane im polecenia są proste, rozsądne. Pół miliona osobników w jednym naziemnym labiryncie, doskonała współpraca, efektywne gospodarowanie czasem. Nie ruszałem się z miejsca i patrzyłem, póki słońce nie zatoczyło łuku na widnokręgu. Nigdy nie widziałem, żeby zasypiały, a przecież czyniły to wielokrotnie w ciągu dnia, nie poświęcając temu więcej niż kilkadziesiąt sekund. Nie pokazywały po sobie zmęczenia ani nie uskarżały się na nadmiar pracy, dlatego jestem pewien, że gdyby tylko umiały mówić, nie marnowałyby tchu na wartościowe słowa. Gdyby umiały mówić! Nie lubiłem zaprzątać sobie głowy gdybaniem, bo do niczego ono nie prowadziło. Z tego względu marzyłem o tym, by ludzie trochę bardziej upodobnili się do mrówek, a nie żebym sam mógł stać się jedną z nich.

W wyprawach nieraz towarzyszył mi Konstantyn – czasem pogrążony w lekturze, kiedy indziej z ożywieniem rozprawiający o tym, co akurat zwróciło jego uwagę. Nie podobało mi się, gdy na naszą łąkę przychodzili inni chłopcy. Zazwyczaj ignorowali nas, sporadycznie coś krzyczeli, a gdy byłem sam, rzucali w moją stronę kamieniami. Zasłaniałem uszy, kiedy słyszałem ich śmiech, świadczący o kolejnej głupiej zabawie, którą sobie wymyślili. W jakim celu przypiekali pożyteczne insekty promieniami skupionymi przez soczewkę? Dlaczego miażdżyli je butami? Czemu podnosili wrzask na widok niegroźnego pająka lub produkującej słodki przysmak pszczoły? Nie zawsze potrafiłem pojąć, jaka motywacja, jakie procesy kierują ludzkimi zachowaniami. Więcej – już wkrótce zauważyłem, że im bardziej złożone jest zwierzę, tym mniej logiki można na pierwszy rzut oka dostrzec w jego postępowaniu. Zdałem sobie sprawę z tego, kiedy bezdomna kotka czmychnęła przed położoną przy niej miseczką, a zaciągnięta doń z powrotem – dotkliwie podrapała mnie po twarzy. Trochę podrosłem, zanim dowiedziałem się, że podobne zachowanie w rzeczywistości nacechowane było znamionami racjonalności. Z tego względu przestałem się dziwić, przestałem kwestionować i zaakceptowałem to, co robią ludzie.

Nie mógłbym czuć się szczęśliwszy, niż gdyby moje dzieciństwo, moje życie ograniczało się do śledzenia mrówek. Mrówki nie toczyły ze sobą wojen, mrówki nie strzelały do siebie z procy, mrówki nie rozumiały, do czego służy broń palna. Mrówki szanowały ciszę, harmonię oraz regularność godną szwajcarskiego zegarka. Kiedy dudniące nawoływanie lub stanowcze szarpnięcie za rękę odrywało mnie od ślęczenia na trawie, z miejsca traciłem grunt pod nogami. Dom, tamten dom kojarzy mi się z nieokiełznanym chaosem, niepojętymi regułami życia i dygocącą od wystrzałów ziemią. Z tęsknym wypatrywaniem ukochanej mamy przez okno we wspólnej kuchni. Z niespokojnym oczekiwaniem na ojca, z obawą, że zgodnie z jej wolą do nas powróci.

Powrócił, dlatego uciekłem... a może i razem uciekliśmy do matczynego antykwariatu.

Czytałem kiedyś powieść, grubą powieść o morskich podróżach. Wertowałem pożółkłe od starości, gdzieniegdzie przypalone papierosem kartki, póki nie usnąłem, a nieprzebrane, lodowate odmęty zlały się w jedno z bezkresnym chaosem, w którym przyszło mi dryfować. Strzaskany statek do złudzenia przypominał nasz dom. Tonąłem, czasem na moment tylko unosząc głowę ponad falującą powierzchnią, by za chwilę ojciec ponownie wepchnął ją pod wodę. Dłoń mojej matki ciągnęła mnie na dno, brat, wsparty na lichej desce, pomagał mi zaczerpnąć tchu. Wreszcie poczułem dotyk ciepłych palców, wyrywających mnie z uśpienia.

Kiedy nabyłem wprawy w rozpoznawaniu liter i zapamiętałem ich kolejność w alfabecie, książki stały się elementem mojej codzienności. Mimo to do niewielu zaglądałem z ciekawością. Bardziej niż czytanie pochłaniało mnie sortowanie dzieł po tytułach oraz autorach, także nie bez przyjemności pomagałem mamie w antykwariacie. Doskonale wiedziałem, gdzie znaleźć którą pozycję, lecz zapytany o jej treść – prawdopodobnie nie potrafiłbym odpowiedzieć i zwróciłbym się do Koki z prośbą o dodatowe informacje. Wśród chlubnych wyjątków znalazłoby się kilka historii przygodowych i podręczniki do nauki języka angielskiego, którymi zainteresowałem się przez wzmiankę o zamieszkałej na Wyspach rodzinie. Chętnie bawiłem stare gospodynie wplatanymi tu i ówdzie obcymi słówkami, a one rewanżowały się fantastycznym bajaniem o Babie Jadze czy Kościeju Nieśmiertelnym.

Dawałem wiarę snutym przez nie baśniom o czarach i niesamowitym opowieściom. Ponadto byłem nie tylko przygłupem, ale przede wszystkim małym dziwakiem, a otaczający mnie ludzie dokładali wszelkich starań, bym nigdy o tym nie zapominał. Cokolwiek robiłem, zasługiwało na miano cudactwa, śmieszności, dlatego nie widziałem niczego nadzwyczajnego w naszych magicznych zdolnościach i nie potrafię powiedzieć, kiedy ujawniły się one po raz pierwszy. Umiejętność wprawienia mrówki w lewitację nie stanowiła dla mnie apogeum osobliwości, lecz była czymś równie naturalnym, co budowanie fortecy z wypalonych zapałek. Nie dostrzegałem też sensu obietnicy złożonej bratu i mamie, gdy ta odkryła nasz dar. Nie pojmowałem kłamstw ani sekretów wiążących naszą rodzinę, kłamałem jednak i dochowywałem tajemnicy. Obietnica zaś była dla mnie świętością.

Zrozumienie przyszło z czasem.



Odziedziczony po kądzieli talent okazał się dla mnie błogosławieństwem i przekleństwem. Wyjazd do Durmstrangu oznaczał całkowite załamanie codziennej rutyny. Przez kilka kolejnych lat jadałem z nieswojego talerza i spałem w obcym łóżku, gubiłem się w bibliotecznym porządku i bezgłośnie tęskniłem za mamą. Obecność brata oraz kilka wysłanych z domu listów stanowiły jedyną pociechę.

Nie brakowało mi jedynie ojca.

Bardzo szybko nauczyłem się, że Durmstrang nie toleruje słabości. Aby nikomu się nie narażać, w przeciwieństwie do Koki unikałem innych uczniów jak ognia. Trzymanie się na uboczu nie sprawiało mi przykrości, a w dodatku wychodziło całkiem nieźle. Minęły miesiące, nim zacząłem doganiać oswojonego ze szkołą brata i zacząłem zauważać pozytywne konsekwencje pobytu w Skandynawii. Wreszcie byłem wolny! Z biegiem czasu mrówki przestały mnie interesować i w pełni oddałem się fascynacji eliksirami.

W Instytucie nie spotkałem wielu osób, które podzielałyby moje zainteresowania nauką i dopiero w trzeciej klasie pasja zbliżyła mnie do jednego z młodszych uczniów. Z przyjemnością wykładałem mu wszystko, czego sam zdołałem się dowiedzieć oraz towarzyszyłem w zdobywaniu nowych informacji na tematy pokrewne eliksirom, takie jak zielarstwo, astronomia czy anatomia. Żałuję, że splot okoliczności następujących po ukończeniu szkoły ukrócił nasz kontakt. Po raz pierwszy w życiu miałem przyjaciela.

Czy jednak obdarzyłem go pełnym zaufaniem, skoro nie dzieliłem z nim rodzinnych tajemnic? Jaki miałby z nich pożytek? Nie przeszło mi przez myśl, by napomknąć mu o liście, który odkrył przed bratem i przede mną meandry naszej genealogii. Liczyło się dla mnie wyłącznie to, co dla osób z zewnątrz byłoby całkowicie nieistotne. W zupełności wystarczało mi to, że on nie jest naszym ojcem. Nazwisko Dolohow nie niosło ze sobą takiej mocy jak nadzieja, niemal pewność, że odtąd nie będziemy zmuszeni dłużej oglądać pijanej gęby dawnego opiekuna i wysłuchiwać jego wrzasków. Wyjedziemy z Leningradu, by wraz z matką zamieszkać u biologicznego ojca, wiodąc spokojne, bezpieczne życie. Jak bardzo się myliłem!

Powrót do kraju zupełnie rozwiał moje wątpliwości oraz płonne nadzieje. Trudno powiedzieć, czy wolałbym zostać w rodzinnym mieście, czy raczej osiedlić się wśród zimnych murów Durmstrangu. Brakowało mi miejsca, które budziłoby słodką nostalgię czy przywoływało dobre wspomnienia, które mógłbym metaforycznie nazwać domem. Wiedziałem tylko, że chcę zostać blisko brata i nawet nie zastanawiałem się, czy on pragnął tego samego.



Eliksiry nadały mojemu życiu bieg. Gromadziłem książki, eksperymentowałem ze składnikami i wkrótce zacząłem prowadzić własne badania. Skoro już się wykształciliśmy, nie pozostało nam nic innego, jak wykorzystać nasze umiejętności i zorganizować przyszłość, zgoła inną od rzeczywistości, w której dorastaliśmy. Wiedza i pomoc ciotki, Zlaty, okazały się nieocenione, tak że wkrótce Koka kierował prawie wszystkim, a ja skrupulatnie warzyłem swoje mikstury. Nie interesowało mnie, kim są nasi klienci ani co zrobią z zakupionymi towarami. Liczył się zysk.

Jedynym, co zawdzięczam ojczymowi, jest wiedza na temat tworzenia oraz działania rozmaitych trucizn. Nie potrafiłem skonfrontować się z nim bezpośrednio, tak jak czynił to Koka, gdy sytuacja wymykała się spod kontroli, a przecież jak długo mogłem pozostawać tym słabszym, wiecznie potrzebującym braterskiej obrony? Dziwiło mnie, że drania interesował wyłącznie dostęp do alkoholu, kiedy pod jego dachem przebywali dwaj młodzi czarodzieje, na domiar złego zafascynowani klątwami oraz zabójczymi miksturami i życzący mu długiej, bolesnej śmierci. Nie wiedział, wyjaśniał Koka, ale czy to możliwe? Gdyby nie matka, ten człowiek zginąłby o wiele wcześniej, choćby przyszło mi ponieść za to najsurowsze konsekwencje.

Komukolwiek zawdzięczam ostateczne policzenie się z ojczymem, przeklinam go za pamięć o czynie, na który nigdy się nie zdobyłem. To powinienem być ja. Przedłożyłem idiotyczne uczucia matki nad zdrowy rozsądek, nakazujący pozbyć się robiącego burdy pijaka, z którym nie łączyły mnie nawet więzy pokrewieństwa. Powinienem był uwolnić ją, nas wszystkich dawno temu. Powinienem był... Ach, gdybanie!

Nie rozumiałem znaczenia łez mamy. Teraz, gdy ojczym zniknął z naszego życia, mogliśmy ułożyć je całkowicie inaczej. Wierzyłem, że za sprawą słów potrafię powstrzymać jej szloch i przynieść pocieszenie. Nie zdołałem przekonać jej do swojego punktu widzenia ani wytłumaczyć, że odtąd wszystkim nam będzie już tylko lepiej, a w zamian otrzymałem jedynie karczemną awanturę i ostry, piekący policzek. Po raz pierwszy i zarazem ostatni podniosła na mnie rękę. Potem bardzo długo płakała, ja zaś stałem obok, nie mając pojęcia, co powinienem ze sobą zrobić.

Konstantyn by wiedział.

Nie była to ostatnia spośród okoliczności, które w efekcie przywiodły nas do Anglii. Pewnego dnia Zlata po prostu zniknęła, pozostawiając po sobie puste miejsce przy wspólnym stole i wiele niewypowiedzianych pytań. Nie do mnie należało prowadzenie śledztwa, prawda? Niewykluczone, że podjąłbym inną decyzję, gdybym miał świadomość ciążącego nad mamą niebezpieczeństwa, lecz... tak jak wspominałem: gdybanie nie przynosi niczego pożytecznego.

Ona nie żyje, a my musimy uciekać. Dlaczego te słowa nie niosą ze sobą żadnej treści?

Ona nie żyje, a my musimy uciekać. To potoczyło się szybciej, niż zdołałem zorientować się w sytuacji. Stygnąca herbata, ostrzeżenie, niezrozumiałe głosy. Błysk lufy zmieszany ze snopem światła tryskającego z różdżki mojego brata. Ona nie żyje. Biegłem, nie znając celu ucieczki ani tożsamości ścigających, znów całkowicie zdając się na Kokę. Po raz kolejny pomyślał o wszystkim, biorąc, co potrzebne i decydując się na szukanie pomocy u dziadków. Ona nie żyje, a oni, pozbawieni władzy nad własnym losem, niewiele byli w stanie dla nas zrobić. Ona nie żyje. Te słowa nie niosą ze sobą żadnej treści, żadnego sensu, żadnego znaczenia. Jak to, ona nie żyje?

Londyn był wyborem czystego przypadku. Przyszłość pokaże, czy zdołamy jeszcze zacząć od nowa, korzystając z tego, co jeszcze nam pozostało. Zdolności magiczne, garstka ziół i parę kontaktów to wszystko, czego możemy się chwycić, by odzyskać kontrolę nad naszym życiem.


Patronus: Kirył nie potrafi wyczarować patronusa.

Statystyki
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 50
Uroki:11 (rożdżka)
Czarna magia:20
Magia lecznicza:00
Transmutacja:00
Eliksiry:20+6 (rożdżka, kociołek miedziany)
Sprawność:4Brak
Zwinność:1Brak
Reszta: 9
Biegłości
JęzykWartośćWydane punkty
rosyjskiII0
angielskiII2
norweskiII2
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AnatomiaII10
AstronomiaIII25
Historia MagiiI2
NumerologiaI2
ONMSI2
SpostrzegawczośćI2
ZielarstwoII10
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
EkonomiaI2
SzczęścieI5
MugoloznawstwoI0
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Neutralny--
RozpoznawalnośćI-
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
GotowanieI0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Brak--
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 6.5


Kirill Kalashnikov
Kirill Kalashnikov
Zawód : Alchemik
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
This is our life; there's no use in asking what if.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9819-kirill-kalashnikov https://www.morsmordre.net/t9829-poczta-kirilla#298019 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t9832-skrytka-bankowa-nr-21-084#298023 https://www.morsmordre.net/t9831-kirill-kalashnikov#298022
Re: Kirill Kalashnikov [odnośnik]05.05.21 21:52

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana

INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam PW lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!
 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
spektrum autyzmu
UMIEJĘTNOŚCI
Brak

Kartę sprawdzał: Tristan Rosier
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kirill Kalashnikov Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Kirill Kalashnikov [odnośnik]05.05.21 22:01


KOMPONENTY jaja widłowęża, bezoar, włosie akromantuli, czułki szczuroszczeta, kora drzewa wiggen x2, strączki wnykopieńki x4, pnącze diabelskiego sidła, skrzeloziele

[08.05.21] Październik/grudzień

BIEGŁOŚCI[08.08.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień): +1 PB

HISTORIA ROZWOJU[05.05.21] Rozwój początkowy
[08.08.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień): +60 PD
[08.08.21] Wykonywanie zawodu (październik-grudzień): +20 PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Kirill Kalashnikov Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Kirill Kalashnikov
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach