Rita Runcorn
AutorWiadomość
woreczek ze skóry wsiakiewki
Wartość żywotności postaci: 222
żywotność | zabronione | kara | wartość |
81-90% | brak | -5 | 179 - 199 |
71-80% | brak | -10 | 157 - 178 |
61-70% | brak | -15 | 135 - 156 |
51-60% | potężne ciosy w walce wręcz | -20 | 113 - 134 |
41-50% | silne ciosy w walce wręcz | -30 | 91 - 112 |
31-40% | kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz | -40 | 68 - 90 |
21-30% | uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 | -50 | 46 - 67 |
≤ 20% | teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz | -60 | ≤ 45 |
10 PŻ | Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). | -70 | 1 - 10 |
0 | Utrata przytomności |
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Rita Runcorn dnia 02.11.21 10:52, w całości zmieniany 19 razy
Ostatnio zmieniony przez Rita Runcorn dnia 14.09.21 0:21, w całości zmieniany 3 razy
jesien 1957
1 października, rano | sama | Dom
[S]
Nakładanie zabezpieczeń nie było moim hobby czy najmocniejszą stroną, ale znałam małe sztuczki, w końcu byłam w Wiedźmiej Straży nie od wczoraj. Na teraz będą musiały wystarczyć, jedynie na wszelki wypadek...
Nakładanie zabezpieczeń nie było moim hobby czy najmocniejszą stroną, ale znałam małe sztuczki, w końcu byłam w Wiedźmiej Straży nie od wczoraj. Na teraz będą musiały wystarczyć, jedynie na wszelki wypadek...
15 października | Augustus Rookwood | Pokój Rity
Deszcz stukał w szybę bez opamiętania, a ja leżałam na łóżku nieco zbyt zmęczona, by myśleć o czymkolwiek. Już dawno powinnam je wymienić na coś większego i wygodniejszego, miałam przecież pieniądze, praca w Ministerstwie miała swoje korzyści, a jednak nie potrafiłam. Tak samo jak nie potrafiłam zadbać o ogród, wynieść starego fotela po ojczymie, czy wymienić krzesła w jadalni, które bujało się na boki, gdy się na nim siadało.
17 października | Maghnus Bulstrode | Ferrels Wood
Patrolowałam teren Ferrels Wood z góry, utrzymując się na mojej Komecie. Chociaż październikowy wiatr już dawno postrącał liście z drzew, to jednak odnalezienie człowieka pośród gąszczy starych drzew w środku nocy, było absolutnie niewykonalne. Musiałam zejść znacznie niżej, ale wtedy mogłabym pozostać zauważona. Zdecydowałam się więc zejść z miotły i przebrnąć przez powoli znikającą mgłę, w poszukiwaniu tropu. Z początku jedynym co zauważyłam, była czerwona nitka, która zaczepiła się o drzewo.
20 października | Wren Chang | Ławka w ogrodzie
Rozchyliłam drzwi naburmuszona, doskonale zdając sobie z tego sprawę, nawet nie patrzyłam w stronę kobiety, wczytana w książkę na szarym pergaminie. - Wchodź - powiedziałam tylko, otwierając szczerzej przejście i przesuwając się na bok, by wpuścić Wren głębiej do domu. - Masz - powiedziałam tylko krótko wskazując palcem na stół w jadalni, bo akurat kończyłam rozdział poradnika na temat zaklęć ofensywnych. Na stole stał talerz, a w nim leżał gotowany ryż, wraz z kawałkami brokuła w środku.
21 października | Hannibal Rookwood | Most oszustów
Wróciłam tu, ale nie sama. Wren była dobrym kompanem do ćwiczeń, ale nie nadawała się do większych akcji, które wymagały sporo skupienia oraz, przede wszystkim, umiejętności. Od kiedy wczoraj, przegrzebując umysł tamtego idioty, dowiedziałam się, że ograbiali mugolską wioskę, która to jeszcze chroniła wilkołaka... To nie mogło się tak skończyć.
27 października | Drew Macnair | Kamienny wiatrak
Informacje, jakie dostałam w liście od Drew Macnaira były właściwie żadne. Wątpliwa tożsamość, brak informacji na temat wyglądu, jakichkolwiek znaków szczególnych, czy nawet kontaktów, stanowiły poważną przeszkodę w śledztwie. Cassandra powiedziała, że był śmierciożercą i sługą Czarnego Pana, a ja przecież doskonale wiedziałam, że tacy ludzie nie są niczym puszki pigmejskie, których słodkie różowe futerko zadowala nastolatki. Przyjaciółka ostrzegała mnie przecież, abym była ostrożna w kontaktach z nich i dokładnie tak zamierzałam się zachowywać.
30 października, przedpołudnie | sama | Ławki
[S]
To była czysta formalność, którą miałam załatwić, żeby zostać przykładnym pracownikiem Ministerstwa Magii. Miałam pewne obawy, moja różdżka i to, co nią robiłam służyło Malfoyowi przez osiem godzin dziennie, po godzinach pracy chciałam liczyć na trochę więcej prywatności.
To była czysta formalność, którą miałam załatwić, żeby zostać przykładnym pracownikiem Ministerstwa Magii. Miałam pewne obawy, moja różdżka i to, co nią robiłam służyło Malfoyowi przez osiem godzin dziennie, po godzinach pracy chciałam liczyć na trochę więcej prywatności.
30 października, przedpołudnie | Eve Doe | Kącik prasowy
Byłam wściekła. Dosłownie na chwilę... Dosłownie na pieprzoną chwilę odwróciłam wzrok, odeszłam od biurka urzędniczki... Szalonej Cathy, która wciąż przytłaczała mnie swoimi różowymi włosami i grubymi oprawkami okularów. Wyglądała jak szaleniec, wiec tak też na nią mówili. Była jednak czystokrwistą czarownicą i jedną z najbardziej szczerych osób w tym całym Ministerstwie Magii.
14 listopada | sama | Pole Maków
[S]
Zjawiłam się w Durham o świcie, wiedząc, że czeka mnie cały dzień pracy. Oczywiście wolne mogłam poświęcić na odpoczynek, ale dzisiaj była sytuacja wyjątkowa. Zostałam poproszona przez nestora tej ziemi o założenie pułapek wzdłuż granicy i to też zamierzałam wykonać. Przyleciałam na miotle, z której zresztą korzystałam w większości swoich podróży.
Zjawiłam się w Durham o świcie, wiedząc, że czeka mnie cały dzień pracy. Oczywiście wolne mogłam poświęcić na odpoczynek, ale dzisiaj była sytuacja wyjątkowa. Zostałam poproszona przez nestora tej ziemi o założenie pułapek wzdłuż granicy i to też zamierzałam wykonać. Przyleciałam na miotle, z której zresztą korzystałam w większości swoich podróży.
15 listopada | Kerstin Tonks | Pub Rozbrykany Hipogryf
W pośpiechu zapisany na drzwiach napis jakoś mnie rozczarował. Naprawdę liczyłam, że właściciel zechce odpowiedzieć na parę pytań po dobroci, a tak musiałam go jeszcze znaleźć. Nie miałam ochoty narzekać na pracę, przecież była przyjemna, a swoboda, którą uzyskałam od kiedy Malfoy został Ministrem, sprawiała, że tym chętniej wstawałam codziennie rano albo brałam nocne zmiany.
20 listopada | Craig Burke | Zapomniane schody
Zastanawiałam się czasem, czemu wielki lord Burke decydował się współpracować ze mną na misjach tego typu? Ich rodzina była wpływowa, a sam Craig był przecież oddany Czarnemu Panu jako Śmierciożerca. Ta potęga fascynowała mnie, chociaż o wiele bardziej interesującym, póki co wydawał się fakt, że mogłam bezkarnie pobawić się tą zwierzyną.
21 listopada | Craig Burke | Gospoda "Złoty Dąb"
Zmęczona, ale zadowolona. Pamiętam, jak zawsze ten frazes powtarzała mi mama, gdy biegałam w kółko, próbując wyrzucić z siebie całą skumulowaną energię. Dzieciństwo nie było proste, chociaż zapewne taki Burke nie mógł o tym wiedzieć. Lordowie chowani byli na zamkach i w pałacach, a nie w utrzymywanym przez jednego złego człowieka domu przy Chase Side 21.
10 grudnia | Craig Burke | Laboratorium w lesie
Trzymałam się blisko pana lorda. Nie, żeby szczególnie mnie obchodziły te jego wszystkie tytuły, ale skoro był śmierciożercą, to co miałam robić? Przerzuciłam kucyk na drugą stronę, wciskając jeszcze dłonie do kieszeni płaszcza w kolorze butelkowej zieleni. Prawą dłoń zacisnęłam na różdżce i wyjęłam ją, gdy tylko zbliżaliśmy do laboratorium w lesie. Z Burkiem wiele mnie nie łączyło, tyle, co kilka lat temu sprzedałam mu parę informacji za dobrą kwotę.
13 grudnia | Reggie Weasley | Elkstone
[P]
Przemierzałam Anglię na miotle przez grudniowe popołudnie, które doskwierało mi zimnem. Czarny płaszcz ze skóry był już nieco zniszczony przez lata, ale dobrze chronił przed zimnem. Podszewka przedarła się jakiś czas temu w okolicach biodra, ale nie miałam jeszcze czasu, aby dać to do zszycia. Zresztą, w niczym to nie przeszkadzało. Pochyliłam się do przodu, aby miotła przyspieszyła.
Przemierzałam Anglię na miotle przez grudniowe popołudnie, które doskwierało mi zimnem. Czarny płaszcz ze skóry był już nieco zniszczony przez lata, ale dobrze chronił przed zimnem. Podszewka przedarła się jakiś czas temu w okolicach biodra, ale nie miałam jeszcze czasu, aby dać to do zszycia. Zresztą, w niczym to nie przeszkadzało. Pochyliłam się do przodu, aby miotła przyspieszyła.
14 grudnia | Augustus Rookwood | Kuchnia
Leciałam długo, sama nie wiem już ile. Wściekła, zmęczona i pełna triumfu po wygranym pojedynku. Było zimno, ale mróz nie działał dziś na mnie źle. Był kojący, orzeźwiający, pozwalał wracać na ziemię, nawet gdy wznosiłam się wysoko w chmurach, pędząc przez połowę Anglii na swojej Metce.
24 grudnia | Elvira Multon | Bedford Square
Była wigilia. Stałam przy jednej z bogatszych uliczek i obserwowałam, jak zwykle zresztą. Czas mijał nieubłaganie, a zimno, jakie spadło na miasto, pokryło je śnieżnobiałym puchem, który teraz odbijał światło okolicznych latarni, czyniąc ten wieczór niemalże urokliwym. Mroźne powietrze wchodziło mi do nosa, gdy poprawiłam skórzaną rękawiczkę na lewej dłoni, a zaraz potem na prawej, w której wciąż trzymałam różdżkę. Nie spóźniała się, po prostu ja chciałam przyjść trochę wcześniej, poobserwować, sprawdzić teren.
KIEDY? | KTO? | GDZIE?
OPIS
[bylobrzydkobedzieladnie]
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Ostatnio zmieniony przez Rita Runcorn dnia 19.10.21 15:16, w całości zmieniany 1 raz
zima 1958
Zjawiłam się w Hampton Court, bo tak mi wypadało. Zaproszenie od Leandra Notta było zaskakujące, nie chciałam dopytywać, skąd mnie zna, domyślałam się, że to ze względu na moje ostatnie działania. Tu wolałam pozostać anonimowa. Tylko nowych twarzy miało skrywać się pod maskami, tak więc i ja zadbałam o to, by taką przywdziać. To nic nowego, robiłam to dzień w dzień, gdy tylko rozpoczynałam pracę, albo prywatne zlecenia.
Stałam w spokoju niedaleko rzeźb poruszających się powoli, majestatycznie i odlegle od otaczającego je świata. Obserwowałam więc ten obrazek, który był w mojej opinii o wiele piękniejszy niż bogato zdobione suknie kobiet, które wirowały teraz w tańcu w sali balowej. Najpierw dostrzegłam lwa, którego grzywa falowała na niewidzialnym wietrze. Na skórze nie poczułam ani powiewu, tak więc wiedziałam, że to jedynie iluzja.
31 grudnia | Kieran Rineheart | Pub "Stepujący Leprokonus"
Być może nie było to szczególnie kulturalne, a być może nawet złamałam jakąś pisaną zasadę, ale ostatecznie postanowiłam, że opuszczę Hampton Court na niemal godzinę przed północą. Uważałam, że było to nawet baśniowe zjawisko. Dziewczyna uciekająca w szklanych pantofelkach po setkach schodów, zanim zegar wybije dwanaście razy, a ona z księżniczki przemieni się w kopciuszka. Tak właśnie czułam się, gdy chwyciłam moją miotłę i po prostu ruszyłam przed siebie, w bezpiecznej odległości teleportując się stamtąd do pierwszego miejsca, jakie tylko przyszło mi do głowy. Jak kopciuszek...
✓ | 5 stycznia | Cillian i Drew Macnair| Rzeka w Dolinie
Szlam powoli po obrzeżach miasta. Stroke on Trent... Miasta... Ciężko w ogóle nazwać to miejsce w ten sposób. Kilka domów na krzyż, niewielki placyk i przemykający, jak gdyby nigdy nic mugole. Obserwowałam ich z ukrycia, czekając aż zjawi się Cillian Macnair. Zdawało się, że psy szczekały tu dupami, a wszędzie było więcej ptaków, niż ludzi, jednak teren miał znaczenie, a przynajmniej tak mi powiedziano.
Wolałam pozostać z tyłu. Po przeniesieniu związanych ciał, przygotowanych na egzekucję, wycofałam się, nie brałam udziału w powitalnym obiedzie w restauracji. Przemknęłam tylnymi uliczkami, upewniając się jeszcze, że nikt mnie nie widzi, a potem weszłam do jednej z kamienic, prześlizgując się pomiędzy uchylonymi i skrzypiącymi drzwiami. Powoli wchodziłam po schodach, obserwując obdrapane ściany, które zdobiły potężne kleksy atramentu i napisy obrażające albo Malfoya, albo szlamy.
✓ | 10 stycznia | sama | Miasto Watford
[OP]
Wschód słońca nad miastem Watford w Hertfordshire obserwowałam z pewną nostalgią, wisząc na miotle na wysokości czwartego piętra. Wszędzie było spokojnie, jedynie drobinki białego puchu, które osiadły na tych terenech odbijały jasność budzącego się słońca. Wylądowałam miękko na śniegu, w nieznacznej odległości od ratusza, na kamiennej ulicy oświetlonej żółtym światłem wiekowych latarni. Drogę przebiegł mi wtedy pies, przemarznięty kundel, który pognał zapewne za innym również przemarzniętym zwierzęciem, prosto do jednej z uchylonych bram.
Wschód słońca nad miastem Watford w Hertfordshire obserwowałam z pewną nostalgią, wisząc na miotle na wysokości czwartego piętra. Wszędzie było spokojnie, jedynie drobinki białego puchu, które osiadły na tych terenech odbijały jasność budzącego się słońca. Wylądowałam miękko na śniegu, w nieznacznej odległości od ratusza, na kamiennej ulicy oświetlonej żółtym światłem wiekowych latarni. Drogę przebiegł mi wtedy pies, przemarznięty kundel, który pognał zapewne za innym również przemarzniętym zwierzęciem, prosto do jednej z uchylonych bram.
✓ | 15 stycznia | Deirdre Mericourt | Biała willa
Aby dotrzeć w to miejsce bez szwanku, trzeba było mieć nie tylko zaproszenie, ale też odwagę i stalowe nerwy. Fale lodowatej wody uderzające o skały przyprawiały mnie o mdłości, gdy tylko wspomniałam o własnym wypadku, spowodowanym anomaliami magicznymi. Od tamtej pory na zawsze myśl o moich płucach zalanych morzem, wywoływała we mnie niepokój tak szczególny i silny, że ciężko było mi się skupić. Wciąż jednak pokonywałam własne słabości, a ta była największa.
✓ | 18 stycznia | Jackie Rineheart | Stadion Harpii
Mknęłam przez walijską krainę, wracając właśnie ze sprawdzenia jednego z terenów, na których ktoś dokonał mordu na czarodziejach. Zwykle poruszałam się po terenach tylko angielskich, ale czasem praca wymagała nieco dalszych podróży, często w nieznane. Korzystałam wtedy z miotły, a już na pewno zawsze miałam ją przy sobie. Teleportacja stanowiła jeden z codziennych elementów mojego życia, ale jednak to pęd wiatru i szum w uszach dodawał mi energii, nawet gdy zimne powietrze szarpało włosy.
21 stycznia | Maghnus Bulstrode | Ruiny Delapre Abbey
W ruinach Delapré Abbey zjawiłam się bladym świtem, wlatując pomiędzy chaszcze i zimne mury porośnięte przeschniętym mchem. Moja miotła była cicha i rzadko kiedy odmawiała mi posłuszeństwa, tak również było i tym razem. Wciąż ćwiczyłam swoje umiejętności lotnika, a na to przekładało się również ciągłe przesuwanie granic możliwości mojego ciała. Wylądowałam daleko od obozu mugoli, który to miałam dzisiaj odwiedzić, a Metkę schowałam w krzakach, zabezpieczając ją jeszcze tak, aby na pewno pozostała tam bezpieczna.
29 stycznia | Hannibal Rookwood | Biała Wywerna
Usiadłam w samym końcu sali przy jednym z mniejszych drewnianych stolików, przy którym stały tylko dwa krzesła. Niewiele się tu zmieniło od kiedy przestałam pracować w tym miejscu, wciąż jednak byłam regularnym gościem, nawet jeśli nie częstym. Wchodziłam do środka gdy półmrok spowijał Nokturn, a kilka starych wiedźm rozpaczało na jednej z ławek. Minęłam je szybko, nie przyglądałam się ich twarzą. Nie dzisiaj, dzisiaj potrzebowałam relaksu, chociaż własne instynkty kierowały mną, bo gdy tylko usiadłam, od razu mój słuch wytężał się, przysłuchując rozmowom dziejącym się w okolicy.
30 stycznia | Revna Bagman | Wenlock Edge
Tego dnia akurat leciałam nad hrabstwami Parkinsonów, aby wytropić jednego z uciekinierów z Tower. Nie był groźnym przestępcą, z tego co wiedziałam, ukradł skrzynkę jabłek z targu sierpniowego poranka, lecz miał służyć za przykład. Nie próbowałam zastanawiać się nad tym, robiłam to, za co mi płacili, aczkolwiek te misja, którą mi powierzono wydawała się być zwyczajnie nudna. Gdy więc na mojej miotle nagle usiadła sowa, nieco zdębiałam, zatrzymując ją gwałtownie w powietrzu i wpatrując się w ślepia zwierzęcia.
✓ | 2 lutego | Drew Macnair i Mathieu Rosier | Niebieski Las
Pojawiłam się w Niebieskim Lesie, wiedząc, że mam spotkać Drew Macnaira, z którym już zresztą przyszło mi pracować wcześniej i Mathieu Rosiera. Jego nazwisko było mi szczególnie znane, ale nie obracałam się w szlacheckim kręgu, nie licząc oczywiście ostatniego balu u lady Nott, który zapadł mi w pamięć. Minęło od niego kilka długich tygodni, a świat jak wyglądał wcześniej, tak samo i teraz.
✓ | 4 lutego | Demelza Fancourt | Pracownia
Zjawiłam się w pracowni skoro świt, zawsze bardziej preferowałam poranne pory, nawet jeszcze przed śniadaniem, niż te popołudniowe. Gdy wstawało słońce, świat był cichszy, a pierwsze światło dnia odsłaniało zbrodnie nocy, na te zaś spoglądałam z ciekawością, a czasem i zachwytem, jak osłona gwiazd potrafiła wyzwolić w człowieku najsłodsze instynkty. Księżycowy blask oślepiał naiwnych, ale nie mnie. Porankiem trenowałam własne ciało, teraz biorąc na priorytet to, co dała mi matka i Pan Sekret.
Zjawienie się w Białej Wywernie tego dnia na spotkanie Rycerzy Walpurgii wywoływało we mnie niemal atak paniki. Długo stałam przed lustrem w domu, wpatrując się w swoje własne oblicze, do ostatniej sekundy wahając się, czy na pewno powinnam się tam dzisiaj zjawić. Oznaczać to miało powiązanie mojej twarzy ze sprawą, czego nie wstydziłam się w żadnym stopniu, ale obawiałam się, że mój największy atut, jakim była anonimowość, właśnie dziś miał uciec.
5 lutego | Augustus Rookwood | Drewniana kładka
Do tej pory zresztą nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiłam i zamiast pozwolić mu zwyczajnie iść przed siebie, tak gdy po prawicy znalazła się drewniana kładka, zatrzymałam go słowem. Nie wyciągnęłam jednak w jego kierunku dłoni. Nie byłam poruszona naszym wcześniejszym spotkaniem, nie to było problemem. Ciężko zresztą było w tym wypadku mówić o jakiś drastycznych emocjach, bo owe mną nie rządziły.
6 lutego | sama | Stary młyn we Faltford
[S]
Do Flatford przyleciałam na miotle, którą następnie zabezpieczyłam, aby nie zbliżać się na niej do młyna. Informacje, które udało mi się wcześniej pozyskać, nie były wystarczające, a na pewno nie dla mnie. Planowałam przeszukać ten teren i dodatkowo dowiedzieć się więcej na temat samej rodziny. Pytanie o nią w okolicach było ryzykowne, nie do końca wiedziałam, jacy byli, dlatego też uznałam, że najpierw przyjrzę się im z dali.
Do Flatford przyleciałam na miotle, którą następnie zabezpieczyłam, aby nie zbliżać się na niej do młyna. Informacje, które udało mi się wcześniej pozyskać, nie były wystarczające, a na pewno nie dla mnie. Planowałam przeszukać ten teren i dodatkowo dowiedzieć się więcej na temat samej rodziny. Pytanie o nią w okolicach było ryzykowne, nie do końca wiedziałam, jacy byli, dlatego też uznałam, że najpierw przyjrzę się im z dali.
✓ | 11 lutego | Manannan Travers | Southwold Pier
Spotkanie w Białej Wywernie, które odbyło się kilka dni temu, nakazywało mi działać możliwie najszybciej. Z tego też powodu razem z lordem Traversem postanowiliśmy udać się do Southwold Pier tego dnia, pomimo niesprzyjającej pogody. Luty na angielskiej ziemi nigdy nie rozpieszczał swoich obywateli, ale cel, jaki nam przyświecał, był ważniejszy od pogody, szczerze wątpiłam, żeby mężczyzna marzył teraz o ciepłym kocu i herbacie. Udało mi się dowiedzieć, że był marynarzem, żeglarzem, który zapewne noce spędzał w sztormach, a dnie w warunkach bliskich śmierci.
12 lutego | Augustus Rookwood i Cillian Macnair | Most w Moulton
Nie chwytałam się brzytwy, bo nie tonęłam. Jedyne co, to kryłam się wśród drzew, obserwując z odpowiedniej odległości ludzi, którzy wcale zauważeni zostać nie chcieli. Szabrownicy z traktu Moulton gotowali się właśnie do objęcia kursu na inną grupę, która tym szlakiem przemykała równie szybko. Przemytnicy, handlarze — to wszystko nie był mój świat, ale potrafiłam ich obserwować, wysnuwać wnioski, a także rozumieć co nimi rządziło i co planowali. Tutaj widziałam zbieraninę czterech rosłych mężczyzn, z których każdy miał różdżkę i niewyparzoną mordę, a opowiadali sobie o bogactwach, które ponoć leżały tuż pod ich nogami.
16 lutego | Hannibal i Sigrun Rookwood | Opuszczony port Hartshill
Znalazłam się w tym miejscu we wczesnych godzinach wieczornych, obserwując dokładnie teren. Wcześniej poszukałam w starych gazetach i lokalnych aktach informacji o tym miejscu. Hartshill było małą wioską w głąb lądu tuż przy rzece i to ona stanowiła największy problem i dobro tej ziemi. Udało mi się dowiedzieć, że przed laty to miejsce stanowiło główną gałąź gospodarczą regionu, z racji czterech kanałów, które łączył jeden opuszczony port.
KIEDY | KTO | MIEJSCE
OPIS
dobranoc panowie
Teacher says that I've been naughty, I must learn to concentrate. But the girls they pull my hair and with the boys, I can't relate. Daddy says I'm good for nothing, mama says that it's from him.
Rita Runcorn
Szybka odpowiedź