Pokój dzienny
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pokój dzienny
Poddasze jest przestronnym miejscem, często zagraconym przez braci Doe pomimo usilnych starań żeńskiej części rodziny. W jego największej części znajduje się dość obszerna przestrzeń do życia, w której też ułożone są czy fotele, czy już zużyta rozkładana kanapa, która służy za posłanie, nadgryziony już czasem i wojną stolik, pierdolety w postaci wieszaków i stojaków, czy drewnianych skrzyń znalezionych gdzieś jako niczyje, albo zbite nieporadnie, materiałów i części odzieży, a może i jakiś suszonych dla ozdoby - lub do zastosowań zielarskich - kwiatów polnych. Niewiele jest tutaj drogocennych przedmiotów, bo i mieszkańcy nie posiadają wiele. Przedmioty codziennego użytku, pudełka i schowki, czasem bardziej, a czasem mniej, ale zawsze już dobrze wysłużone. Z tej części można znaleźć się jeszcze w otwartej części kuchni, lub przejść do drugiego, znacznie mniejszego pokoiku robiącego za sypialnię.
Początkowo się zestresował - jakiś miesiąc temu w końcu taki jeden Black losowo teleportował mu się do mieszkania, a dzisiaj ktoś znowu wchodził jak do siebie. Serce momentalnie podeszło mu do gardła, nie zdążył się jeszcze zresztą pozbierać po dopiero co wysłanym liście. Oczywiście, ze płakał. Gdyby był w stanie o tym mówić, co się wydarzyło, nie okłamałby Steffena! Ale... Nie był. Było to dla niego po prostu za dużo.
Od razu zaczął wycierać w rękaw zaszklone oczy, próbując ukryć to, przez co musiał przejść, żeby napisać list - żeby przeczytać list napisany przez Steffena.
Ale nie. Przyjaciel musiał znaleźć się w mieszkaniu. Musiał tutaj przyjść. Tu i teraz, niemalże od razu.
Thomas wbił w niego zaskoczone spojrzenie, a kociak od razu wystraszony pobiegł szukać schronienia przed nagłym gościem.
- Jakie... Jakie pułapki? - wydukał, licząc na to, że... że może to był temat tak palący, że Steffen musiał przybiec... Tak, na pewno to. Przecież nie list, prawda? Na pewno nie.
Chociaż widząc jego minę, jego reakcje - wiedział, że to nie kwestia pułapek go tak nagliła. Wiedział i to chyba jeszcze bardziej go przerażało.
- Em.. Tak... Ja... O co pytasz? - rzucił, czując jak zaschło mu w gardle, jak znów plącze mu się język. Uśmiechnął się nerwowo, wręcz nienaturalnie dla siebie. Zawsze przecież był spokojny i radosny, ale teraz nie potrafił przywołać tego. Nie był w stanie.
Zaraz zaczął się wycofywać plecami do okna. Powoli, spokojnie... Nie byli przecież tak wysoko, prawda? Może skakać do rzeki, może przynajmniej próbować. Na chodnik mogłoby być trochę ciężej z tym w jakim stanie znajdywało się teraz jego kolano... Ale do rzeki to nie był wcale taki zły pomysł.
Odwrócił się do Steffena tyłem, zaczynając otwierać okno, chociaż dłonie niemiłosiernie mu się trzęsły. Do tego znów się zablokowało! Nie potrafił zdobyć się na otwarcie go, na silniejsze pchnięcie. Bał się. Znowu musiał o tym mówić, znowu musiał się do wszystkiego przyznawać. Jak miał to wyjaśnić?
- Napisałem ci, tak..? Ja... Ona... Tak. Czytać nie potrafisz? - rzucił nie będąc pewnym czy jest zły, czy smutny, czy co innego próbował w tym momencie osiągnąć. Przede wszystkim bał się. To nie była ta adrenalina, na którą czekał z podekscytowania - to był ten rodzaj emocji, które kazały mu brać nogi za pas w tym momencie. Potrzebował uciec. W mieszkaniu było tak duszno przecież.
Od razu zaczął wycierać w rękaw zaszklone oczy, próbując ukryć to, przez co musiał przejść, żeby napisać list - żeby przeczytać list napisany przez Steffena.
Ale nie. Przyjaciel musiał znaleźć się w mieszkaniu. Musiał tutaj przyjść. Tu i teraz, niemalże od razu.
Thomas wbił w niego zaskoczone spojrzenie, a kociak od razu wystraszony pobiegł szukać schronienia przed nagłym gościem.
- Jakie... Jakie pułapki? - wydukał, licząc na to, że... że może to był temat tak palący, że Steffen musiał przybiec... Tak, na pewno to. Przecież nie list, prawda? Na pewno nie.
Chociaż widząc jego minę, jego reakcje - wiedział, że to nie kwestia pułapek go tak nagliła. Wiedział i to chyba jeszcze bardziej go przerażało.
- Em.. Tak... Ja... O co pytasz? - rzucił, czując jak zaschło mu w gardle, jak znów plącze mu się język. Uśmiechnął się nerwowo, wręcz nienaturalnie dla siebie. Zawsze przecież był spokojny i radosny, ale teraz nie potrafił przywołać tego. Nie był w stanie.
Zaraz zaczął się wycofywać plecami do okna. Powoli, spokojnie... Nie byli przecież tak wysoko, prawda? Może skakać do rzeki, może przynajmniej próbować. Na chodnik mogłoby być trochę ciężej z tym w jakim stanie znajdywało się teraz jego kolano... Ale do rzeki to nie był wcale taki zły pomysł.
Odwrócił się do Steffena tyłem, zaczynając otwierać okno, chociaż dłonie niemiłosiernie mu się trzęsły. Do tego znów się zablokowało! Nie potrafił zdobyć się na otwarcie go, na silniejsze pchnięcie. Bał się. Znowu musiał o tym mówić, znowu musiał się do wszystkiego przyznawać. Jak miał to wyjaśnić?
- Napisałem ci, tak..? Ja... Ona... Tak. Czytać nie potrafisz? - rzucił nie będąc pewnym czy jest zły, czy smutny, czy co innego próbował w tym momencie osiągnąć. Przede wszystkim bał się. To nie była ta adrenalina, na którą czekał z podekscytowania - to był ten rodzaj emocji, które kazały mu brać nogi za pas w tym momencie. Potrzebował uciec. W mieszkaniu było tak duszno przecież.
-Pisałem Jamesowi, że powinniście założyć pułapki! - żachnął się Steff. Rozpraszał się w chwilach emocji, a złość na przyjaciół i troska o ich bezpieczeństwo na moment odciągnęły jego uwagę od kwestii Jeanie. -Jestem młodszym specjalistą od zabezpieczeń, a nawet przyjaciele nie biorą mnie na poważnie… - westchnął ze smutkiem. Czemu w ogóle dziwiło go, że gobliny nim pomiatają, skoro nawet James go nie słuchał…?
Wyrzucił z siebie te słowa z frustracją i wtedy dostrzegł, że Tomek płacze.
Jak to o co…? -zmarszczył gniewnie brwi, zirytowany, że Doe unika tematu. -Co ty robisz….? - Thomas zaczął coś majstrować z oknem, a Steff znał przyjaciela na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy ten coś kombinuje.
-Zostaw to!- nagle uderzyło go straszne podejrzenie. Może irracjonalne, ale Tomek naprawdę wyglądał bardzo źle! Kto wie, co mu strzeli do głowy?, Wiedział, że nie ma szans odciągnąć go od okna i nie chciał wdawać się w szarpaninę, ale przecież musieli porozmawiać…
Sięgnął zatem po różdżkę i, gdy Tomek stał tak tyłem i się szarpał, wycelował w okno. Spróbował niewerbalnie rzucić zaklęcie Trwałego Przylepca na mechanizm otwierający okno, co powinno skutecznie utrudnić Tomkowi tą jego szarpaninę.
A potem wsunął różdżkę do kieszeni płaszcza, podbiegł do przyjaciela i szarpnął go za ramię.
-Umiem czytać, to ty nie umiesz pisać konkretów! - oskarżył bruneta drżącym głosem, bo nadal miał przecież tyle pytań. Co się stało? Jak to - Jeanie nie żyła? Co on zrobił dwa lata temu? Dlaczego wcześniej nic mu nie powiedział? Ile zamierzał to ukrywać? Co powiedział reszcie rodziny? Co właściwie było prawdą, a co nie?
-SPÓJRZ NA MNIE! - wybuchnął, szarpiąc Tomkiem mocniej - a gdy ich spojrzenia się w końcu spotkały, Thomas mógł zobaczyć łzy płynące strugami po policzkach Steffena. Cattermole już od dawna ich nie hamował, odkąd wszedł do mieszkania.
Zapomniał o oknie, o zwierzętach obserwujących go nieufnie, o wszystkim. Spoglądał tylko bez słowa na Tomka, przez krótką chwilę (która mogła zdać się Doe upiornie długa), aż wreszcie przyciągnął go do siebie i mocno przytulił.
-Tak mi przykro, Tomek.- szepnął i już o nic nie pytał.
Już nie chciał pytać, chciał po prostu tu dla niego być. Choćby teraz, skoro dwa lata temu nie mógł, a niedawno o niczym nie wiedział.
1. Rzucam na przylepca
2. Sprawnosc? Na szarpanie i tulenie
Wyrzucił z siebie te słowa z frustracją i wtedy dostrzegł, że Tomek płacze.
Jak to o co…? -zmarszczył gniewnie brwi, zirytowany, że Doe unika tematu. -Co ty robisz….? - Thomas zaczął coś majstrować z oknem, a Steff znał przyjaciela na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy ten coś kombinuje.
-Zostaw to!- nagle uderzyło go straszne podejrzenie. Może irracjonalne, ale Tomek naprawdę wyglądał bardzo źle! Kto wie, co mu strzeli do głowy?, Wiedział, że nie ma szans odciągnąć go od okna i nie chciał wdawać się w szarpaninę, ale przecież musieli porozmawiać…
Sięgnął zatem po różdżkę i, gdy Tomek stał tak tyłem i się szarpał, wycelował w okno. Spróbował niewerbalnie rzucić zaklęcie Trwałego Przylepca na mechanizm otwierający okno, co powinno skutecznie utrudnić Tomkowi tą jego szarpaninę.
A potem wsunął różdżkę do kieszeni płaszcza, podbiegł do przyjaciela i szarpnął go za ramię.
-Umiem czytać, to ty nie umiesz pisać konkretów! - oskarżył bruneta drżącym głosem, bo nadal miał przecież tyle pytań. Co się stało? Jak to - Jeanie nie żyła? Co on zrobił dwa lata temu? Dlaczego wcześniej nic mu nie powiedział? Ile zamierzał to ukrywać? Co powiedział reszcie rodziny? Co właściwie było prawdą, a co nie?
-SPÓJRZ NA MNIE! - wybuchnął, szarpiąc Tomkiem mocniej - a gdy ich spojrzenia się w końcu spotkały, Thomas mógł zobaczyć łzy płynące strugami po policzkach Steffena. Cattermole już od dawna ich nie hamował, odkąd wszedł do mieszkania.
Zapomniał o oknie, o zwierzętach obserwujących go nieufnie, o wszystkim. Spoglądał tylko bez słowa na Tomka, przez krótką chwilę (która mogła zdać się Doe upiornie długa), aż wreszcie przyciągnął go do siebie i mocno przytulił.
-Tak mi przykro, Tomek.- szepnął i już o nic nie pytał.
Już nie chciał pytać, chciał po prostu tu dla niego być. Choćby teraz, skoro dwa lata temu nie mógł, a niedawno o niczym nie wiedział.
1. Rzucam na przylepca
2. Sprawnosc? Na szarpanie i tulenie
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'k100' : 37
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'k100' : 37
- Nie umiemy, James też o niczym takim nie wspominał. Może zapomniał, zresztą co dadzą pułapki? Steff, rozejrzyj się. To rudera. Jak ktoś będzie chciał wejść to i tak wejdzie - mówił, starając się uspokoić, mając nadzieję, że przyjaciel po prostu podłapie zmieniony temat. Przynajmniej tak mu się mogło wydawać… Chyba całą grupą zawsze łatwo się rozpraszali i niewiele mogli na to zrobić. Ale teraz… potrzebował, żeby Steff się skupił na tej swojej pracy i pułapkach, a nie na nim - nie potrzebował współczucia, nie potrzebował tłumaczyć się przed nim. Nie potrzebował znów tego wszystkiego przywoływać!
- Przecież napisałem konkrety! - zaraz się żachnął, bo może to rzeczywiście była kwestia tego, że były to same konkretne słowa klucze, a nie wyjaśnienia, do czego dwa lata temu doszło. Ale wszystko działo się tak szybko wtedy! Szczególnie, kiedy oni przyszli…
Nie chciał na niego patrzeć. Nienawidził tego! Kolejny mu będzie robił wyrzuty? Jakby sam ich sobie nie robił przez ostatnie dwa lata!
Stanowczo im Steffen głośniej się zachowywał, tym głośniej i Mars szczekał, Dynia chowając się gdzieś w kącie pod jednym z mebli. Kociak był równie tchórzliwy co jego właściciel, jeśli nie bardziej…
Spojrzał w końcu na Steffka, kiedy ten zaczął go szarpać, a otwarcie okna się nie powiodło. Co miał zrobić? Czego od niego wymagał? Miał znowu się przyznawać do tego wszystkiego? Nie chciał, chciał o tym zapomnieć! Dlaczego nie mogli mu tego odpuścić?! Nie chciał tego zrobić, nie chciał do tego doprowadzić!
Chociaż przytulenie stanowczo go zaskoczyło. Przez moment nawet nie wiedział jak sie zachować. Cóż, stanowczo się nauczył, że raczej i James, i Marcel rzucali się na niego z pięściami. Steffka by podejrzewał bardziej o rzucanie jakiś zaklęć…
- Mi też… Powinienem powiedzieć o tym wcześniej… - powiedział cicho, przytulając też przyjaciela. Chociaż nie powinien pozwolić, żeby teraz tak stał i płakał. Co by Bella powiedziała, widząc jak tak płacze? Miał być mężczyzną, a nie się mazać!
- Już, nie becz. Chcesz się czegoś napić? Herbata, zbożowa… laudanum? - rzucił, nie wiedząc na co przyjaciel ma ochotę, a tym bardziej czy nie potrzebował teraz czegoś mocniejszego. Klepał go po plecach, korzystając z tego że go przytulał, rozglądając się po kuchni czy nie mieli czegoś więcej, chociaż było to mało prawdopodobne. Ich zapasy w końcu były dość ograniczone…
Sam też był wciąż jeszcze nieco roztrzęsiony, ale nie mógł przecież tego pokazywać, wiec odsunął się w końcu od przyjaciela, sadzając go jednak przy stole w kuchni i podając mu coś do wytarcia łez. Cieszył sie, że sam nie płakał tu i teraz… byłoby mu ciężko zastopować łzy, chociaż emocje w nim buzowały, a gula tym bardziej rosła, widząc w jakiej rozsypce był Steffen. Ale nie było chyba dobrego miejsca, ani sposobu na przekazanie takich wieści. Chociaż czy wojna nie powinna tego wszystkiego ułatwić?
- Dałeś radę przeczytać tę książkę od Blacka? Nie jestem pewny czy to na pewno od Blacka… Ale wygląda całkiem interesująco, można byłoby coś z tym zrobić. Wiesz, kolejne plotki… - rzucił, rozglądając się za czystymi kubkami po kuchni.
- Przecież napisałem konkrety! - zaraz się żachnął, bo może to rzeczywiście była kwestia tego, że były to same konkretne słowa klucze, a nie wyjaśnienia, do czego dwa lata temu doszło. Ale wszystko działo się tak szybko wtedy! Szczególnie, kiedy oni przyszli…
Nie chciał na niego patrzeć. Nienawidził tego! Kolejny mu będzie robił wyrzuty? Jakby sam ich sobie nie robił przez ostatnie dwa lata!
Stanowczo im Steffen głośniej się zachowywał, tym głośniej i Mars szczekał, Dynia chowając się gdzieś w kącie pod jednym z mebli. Kociak był równie tchórzliwy co jego właściciel, jeśli nie bardziej…
Spojrzał w końcu na Steffka, kiedy ten zaczął go szarpać, a otwarcie okna się nie powiodło. Co miał zrobić? Czego od niego wymagał? Miał znowu się przyznawać do tego wszystkiego? Nie chciał, chciał o tym zapomnieć! Dlaczego nie mogli mu tego odpuścić?! Nie chciał tego zrobić, nie chciał do tego doprowadzić!
Chociaż przytulenie stanowczo go zaskoczyło. Przez moment nawet nie wiedział jak sie zachować. Cóż, stanowczo się nauczył, że raczej i James, i Marcel rzucali się na niego z pięściami. Steffka by podejrzewał bardziej o rzucanie jakiś zaklęć…
- Mi też… Powinienem powiedzieć o tym wcześniej… - powiedział cicho, przytulając też przyjaciela. Chociaż nie powinien pozwolić, żeby teraz tak stał i płakał. Co by Bella powiedziała, widząc jak tak płacze? Miał być mężczyzną, a nie się mazać!
- Już, nie becz. Chcesz się czegoś napić? Herbata, zbożowa… laudanum? - rzucił, nie wiedząc na co przyjaciel ma ochotę, a tym bardziej czy nie potrzebował teraz czegoś mocniejszego. Klepał go po plecach, korzystając z tego że go przytulał, rozglądając się po kuchni czy nie mieli czegoś więcej, chociaż było to mało prawdopodobne. Ich zapasy w końcu były dość ograniczone…
Sam też był wciąż jeszcze nieco roztrzęsiony, ale nie mógł przecież tego pokazywać, wiec odsunął się w końcu od przyjaciela, sadzając go jednak przy stole w kuchni i podając mu coś do wytarcia łez. Cieszył sie, że sam nie płakał tu i teraz… byłoby mu ciężko zastopować łzy, chociaż emocje w nim buzowały, a gula tym bardziej rosła, widząc w jakiej rozsypce był Steffen. Ale nie było chyba dobrego miejsca, ani sposobu na przekazanie takich wieści. Chociaż czy wojna nie powinna tego wszystkiego ułatwić?
- Dałeś radę przeczytać tę książkę od Blacka? Nie jestem pewny czy to na pewno od Blacka… Ale wygląda całkiem interesująco, można byłoby coś z tym zrobić. Wiesz, kolejne plotki… - rzucił, rozglądając się za czystymi kubkami po kuchni.
-Ja umiem! - westchnął, nie rozumiejąc, czemu nikt go o to nie poprosi. -Wiesz, że bym pomógł. - dodał z rozżaleniem tak wielkim, że chyba nie chodziło do końca o pułapki. Przełknął ślinę i nerwowo przeczesał palcami burzę włosów. Wbił wzrok w podłogę, bo nie dało się tego powiedzieć w łatwy sposób i...
-Wiesz, że w..cześniej tobie też bym pomógł, prawda? I...Jeanie, albo jeszcze wcześniej, albo tobie po jej... - śmierci, wydusił, ze łzami w oczach.
Dlaczego tego nie wiesz? Byłem dla was aż tak złym przyjacielem? Wiedział, że bywał roztrzepany i że czasem pochłaniały go własne sprawy, że miał przed przyjaciółmi sporo tajemnic, z animagią na czele. Potem, po dołączeniu do Zakonu, zaczął nawet odsuwać od siebie znajomych w imię tych tajemnic. Ale nigdy tych najbliższych - a gdy Tomek zniknął, nawet nie był w Zakonie.
Przytulił mocno zapłakanego Tomka, nie mając serca czynić mu dalszych wyrzutów - ile ten biedak to wszystko w sobie dusił? W liście nie napisał żadnych konkretów, ale Steffen ugryzł się w język. Zamknął oczy i pozwolił sobie i Tomkowi się wypłakać. Potrzebowali tego. Potrzebował tego. Klepał lekko przyjaciela po plecach, próbując go uspokoić i chyba podświadomie odwzajemniając gest samego Tomka. Jemu też zrobiło się trochę lepiej, choć przed oczyma miał nadal twarz Jeanie i w najczarniejszych snach nie podejrzewał, że jego dobre rady (jasne, że moglibyście zamieszkać w Szkocji, tam jest tak pięknie i ciągle bym was odwiedzał!) mogły przyczynić się do tej tragedii.
-Dlaczego zniknąłeś? Co ma do tego reszta rodziny? - wyszeptał w końcu, jak najłagodniej się dało. Cofnął się o krok i podniósł na Tomka łagodne spojrzenie. -N..nie chcę dopytywać, po prostu... - przykro mi, a chciałbym pomóc, pomyślał. Usłyszał już w banku wersję o powrocie wszystkich do życia. -To było zaraz po napaści na tabor, już po ty jak się rozbiegliście...? - dodał z błogą naiwnością, wciąż traktując to wszystko jako dwie osobne tragedie.
-Może laudanum? Ale tylko jeśli nie potrzebujecie... - wymamrotał, bo głupio mu było objadać Cyganów, ale z wrażenia nie przyniósł nic od siebie, a chyba potrzebowali czegoś mocniejszego.
Wytarł łzy, a Tomek trochę zmienił temat, ale...
-Przepraszam, że nie odpisałem od razu, ja... - przeczytałem tą książkę i zacząłem pisać szkic artykułu dla naczelnej -...też muszę ci coś powiedzieć, Tomek. - odchrząknął i nerwowo splótł palce. -Pamiętasz, jak Jeanie lubiła w szkole "Czarownicę"? - nie chciał przywoływać jej imienia tak szybko, ale chyba tylko tak mógł wyjaśnić Tomkowi skąd może kojarzyć tą gazetę. -N..nie śmiej się, ale trochę zaraziła mnie czytaniem tego czasopisma, oczywiście ironicznie i dla celów badawczych - i z pełną fascynacją, ale głupio mu było się do tego przyznać koledze. -Imożetakbyćżejaterazdlanichpracuję. Jako reporter, no wiesz. Nikt nie podejrzewa o to dwudziestodwulatka, można usłyzeć ciekawe plotki. TYLKOBŁAGAMNIEMÓWJAMESOWIIMARCELOWI! - dodał na jednym wydechu. -Więc no, myślałem jak wykorzystać ten harlekin właśnie tam. Nie pozwolą mi ich obsmarować wprost, ale można by to zrobić jakoś sprytnie, pokazać jaki śmieszny mają gust i...mogę w końcu spytać, co Black robił u was na mieszkaniu?
-Wiesz, że w..cześniej tobie też bym pomógł, prawda? I...Jeanie, albo jeszcze wcześniej, albo tobie po jej... - śmierci, wydusił, ze łzami w oczach.
Dlaczego tego nie wiesz? Byłem dla was aż tak złym przyjacielem? Wiedział, że bywał roztrzepany i że czasem pochłaniały go własne sprawy, że miał przed przyjaciółmi sporo tajemnic, z animagią na czele. Potem, po dołączeniu do Zakonu, zaczął nawet odsuwać od siebie znajomych w imię tych tajemnic. Ale nigdy tych najbliższych - a gdy Tomek zniknął, nawet nie był w Zakonie.
Przytulił mocno zapłakanego Tomka, nie mając serca czynić mu dalszych wyrzutów - ile ten biedak to wszystko w sobie dusił? W liście nie napisał żadnych konkretów, ale Steffen ugryzł się w język. Zamknął oczy i pozwolił sobie i Tomkowi się wypłakać. Potrzebowali tego. Potrzebował tego. Klepał lekko przyjaciela po plecach, próbując go uspokoić i chyba podświadomie odwzajemniając gest samego Tomka. Jemu też zrobiło się trochę lepiej, choć przed oczyma miał nadal twarz Jeanie i w najczarniejszych snach nie podejrzewał, że jego dobre rady (jasne, że moglibyście zamieszkać w Szkocji, tam jest tak pięknie i ciągle bym was odwiedzał!) mogły przyczynić się do tej tragedii.
-Dlaczego zniknąłeś? Co ma do tego reszta rodziny? - wyszeptał w końcu, jak najłagodniej się dało. Cofnął się o krok i podniósł na Tomka łagodne spojrzenie. -N..nie chcę dopytywać, po prostu... - przykro mi, a chciałbym pomóc, pomyślał. Usłyszał już w banku wersję o powrocie wszystkich do życia. -To było zaraz po napaści na tabor, już po ty jak się rozbiegliście...? - dodał z błogą naiwnością, wciąż traktując to wszystko jako dwie osobne tragedie.
-Może laudanum? Ale tylko jeśli nie potrzebujecie... - wymamrotał, bo głupio mu było objadać Cyganów, ale z wrażenia nie przyniósł nic od siebie, a chyba potrzebowali czegoś mocniejszego.
Wytarł łzy, a Tomek trochę zmienił temat, ale...
-Przepraszam, że nie odpisałem od razu, ja... - przeczytałem tą książkę i zacząłem pisać szkic artykułu dla naczelnej -...też muszę ci coś powiedzieć, Tomek. - odchrząknął i nerwowo splótł palce. -Pamiętasz, jak Jeanie lubiła w szkole "Czarownicę"? - nie chciał przywoływać jej imienia tak szybko, ale chyba tylko tak mógł wyjaśnić Tomkowi skąd może kojarzyć tą gazetę. -N..nie śmiej się, ale trochę zaraziła mnie czytaniem tego czasopisma, oczywiście ironicznie i dla celów badawczych - i z pełną fascynacją, ale głupio mu było się do tego przyznać koledze. -Imożetakbyćżejaterazdlanichpracuję. Jako reporter, no wiesz. Nikt nie podejrzewa o to dwudziestodwulatka, można usłyzeć ciekawe plotki. TYLKOBŁAGAMNIEMÓWJAMESOWIIMARCELOWI! - dodał na jednym wydechu. -Więc no, myślałem jak wykorzystać ten harlekin właśnie tam. Nie pozwolą mi ich obsmarować wprost, ale można by to zrobić jakoś sprytnie, pokazać jaki śmieszny mają gust i...mogę w końcu spytać, co Black robił u was na mieszkaniu?
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czy wiedział? Chyba nie, chyba nie wierzył w to do końca. To było ciężkie i dla niego, i dla rodzeństwa - komu mofli ufać i do kogos udać się po poradę i pomoc, a do kogo nie. Byli Cyganami, a Steff był gadziem. Udało im się z Jamesem i jego, i Marcela zaprosić na ich śluby, ale to nie było wcale takie łatwe! Oczywiście, że musieli za nich poręczyć, fakt że również Jeanie i Eve znali się ze szkoły z tymi gadziami dużo na to wpływał. Ale to był wyjątek, któremu również podlegali jako czarodzieje - mieli nieme przyzwolenie na utrzymywanie kontaktów , niektórymi z gadziów. Już było to widać przecież, kiedy byli mali! Nikt Tomka nie odganiał od obcych od razu. Po prostu pozwalano mu ich zaczepiać i z nimi rozmawiać.
- To nie tak, Steff... Ja wiem, ale... Nie myślałem o tym wtedy - wyjaśnił, wzdychając. Nie potrafił tego ubrać w słowa. Dla niego było to oczywiste, że nie poszedłby z tym wszystkim do gadzia - może też dlatego był nieco zły na Jamesa, że on poszedł ze wszystkim do Marcela? Nie powinien tego zrobić! Nie powinien w to wciągać obcego... A jednak to zrobił. Z drugiej strony, wiedział że to nie tak, że wciągał losowego gadzia. No i powinni wiedzieć o tym.
Wbił wzrok w ziemię, słysząc to pytanie. Dlaczego do tego doszło?
- Bo jestem debilem. To była moja wina, co stało się w taborze - powiedział, zaraz szukając też po szafkach w kuchni laundanum. Wiedział, że mieli go dwie butelki... I w końcu je znalazł. Otworzył jedną z nich i zaczął nalewać do kubków.
- Tak, to było po tym. Po prostu... Nie chciałem wiedzieć, że inni nie przeżyli. Przeżyłem wtedy, bo Jeanie mnie teleportowała... Ale byłem wtedy nieprzytomny. Jak się obudziłem... Wtedy było już za późno. Teleportacja w takim miejscu, rozszczepienie... Wiesz doskonale, nie muszę ci chyba tłumaczyć... - westchnął, nie chcąc patrzeć na przyjaciela. Tak było łatwiej. To w końcu on sam był za to winny. Powinien wtedy się po prostu oddać tym ludziom, a nie jak tchórz..!
- Po prostu się bałem. Też przed tym pokłóciłem się z Jamesem... No i co mówisz komuś po czymś takim? - rzucił, wzruszając lekko ramionami i po chwili już odwracając się do Steffka, stawiając mu przed nosem jeden z kubków z laudanum. Nie lał do pełna, więc wciąż mieli jeszcze coś w butelce, gdyby potrzebowali więcej.
- To alkohol. Nie używamy go do gotowania... Raczej. To Sheila i Eve gotują, nie jestem pewny czy wiedzą że przyniosłem laudanum nawet... - powiedział, siadając przy stole. Pokiwał lekko głową, słuchając Steffka.
- Eee... Chyba tak. To była jakaś gazeta? - rzucił, bo chyba nawet dziewczyna mu to pokazywała, ale... No był ciężkim przylądkiem w kwestii czytania czegokolwiek, tym bardziej jeśli miało to wychodzić regularnie. Zmarszczył jednak też po chwili brwi, nie rozumiejąc z czego miałby się naśmiewać jeśli ten to czytał. Oczywiste, że jakbym się zastanowić nad tym głębiej to... Taki magazyn mógłby być dobrym źródłem wiedzy na temat pań! Może powinienem sam spróbować przeczytać kilka numerów? Może czegoś by się dowiedział...
- Czekaj, co. Pracujesz tam? A nie pracujesz w banku? - zapytał szczerze zaskoczony tym faktem. W końcu chyba praca w banku była bardziej zajmująca? Przynajmniej tak mi się wydawało...
- James i Marcel nawet pewnie nie wiedzą co to Czarownica - rzucił, machnąwszy po tym ręką i upijając nieco ze swojego kubka. Ale jeśli mieli dostęp teraz do czegoś tego rodzaju...
- Oni są zamknięci we własnych kręgach, prawda? Znaczy, szlachta. Nie dopuszczają innych... Może... Możesz napisać do tej gazety sugestywnie, że jeden z lordów czyta taką książkę? Albo dorzucić kilka podobnych tytułów na sam koniec artykułu.. czekaj. Czekaj! Coś w rodzaju Nie każdy lord czytuje odpowiednie lektury, podobno niektórzy gustują w romansach i historiach o życiu, którego sami mieć nie mogą - a może nawet planują wcielić jedną z tych historii w życie? - rzucił, zaraz nieco bardziej się ekscytując. Stworzenie ulotki dało mu mnóstwo frajdy, a teraz miał możliwość pomocy w stworzeniu czegoś jeszcze! - Rzucić ich do jednego wora, niech się domyślają i snują domysły, co się dzieje... A w tym czasie... Może moglibyśmy rozkleić więcej ulotek... Znaczy, nie tych z zupą... Wiesz, mam na myśli... Inne napisać? - zaproponował, zastanawiając się nad tym, co mogliby zrobić z tym wszystkim. - Czarownica pozwoli w ogóle opublikować coś takiego? Znaczy, jeśli byśmy to rzeczywiście napisali jako domysł czy plotkę... Na pewno nie możemy... A tego to sam nie wiem. Po prostu się teleportował i rozwalił harfę Sheili... Już jest naprawiona, ale coś mówił o jakimś świstokliku chyba? - rzucił na końcu, niekoniecznie pewny tego co lord mógłby od nich chcieć, jakim cudem mógł się tu znaleźć, tym bardziej że sam wtedy był równie zaskoczony tym faktem co Thomas.
- To nie tak, Steff... Ja wiem, ale... Nie myślałem o tym wtedy - wyjaśnił, wzdychając. Nie potrafił tego ubrać w słowa. Dla niego było to oczywiste, że nie poszedłby z tym wszystkim do gadzia - może też dlatego był nieco zły na Jamesa, że on poszedł ze wszystkim do Marcela? Nie powinien tego zrobić! Nie powinien w to wciągać obcego... A jednak to zrobił. Z drugiej strony, wiedział że to nie tak, że wciągał losowego gadzia. No i powinni wiedzieć o tym.
Wbił wzrok w ziemię, słysząc to pytanie. Dlaczego do tego doszło?
- Bo jestem debilem. To była moja wina, co stało się w taborze - powiedział, zaraz szukając też po szafkach w kuchni laundanum. Wiedział, że mieli go dwie butelki... I w końcu je znalazł. Otworzył jedną z nich i zaczął nalewać do kubków.
- Tak, to było po tym. Po prostu... Nie chciałem wiedzieć, że inni nie przeżyli. Przeżyłem wtedy, bo Jeanie mnie teleportowała... Ale byłem wtedy nieprzytomny. Jak się obudziłem... Wtedy było już za późno. Teleportacja w takim miejscu, rozszczepienie... Wiesz doskonale, nie muszę ci chyba tłumaczyć... - westchnął, nie chcąc patrzeć na przyjaciela. Tak było łatwiej. To w końcu on sam był za to winny. Powinien wtedy się po prostu oddać tym ludziom, a nie jak tchórz..!
- Po prostu się bałem. Też przed tym pokłóciłem się z Jamesem... No i co mówisz komuś po czymś takim? - rzucił, wzruszając lekko ramionami i po chwili już odwracając się do Steffka, stawiając mu przed nosem jeden z kubków z laudanum. Nie lał do pełna, więc wciąż mieli jeszcze coś w butelce, gdyby potrzebowali więcej.
- To alkohol. Nie używamy go do gotowania... Raczej. To Sheila i Eve gotują, nie jestem pewny czy wiedzą że przyniosłem laudanum nawet... - powiedział, siadając przy stole. Pokiwał lekko głową, słuchając Steffka.
- Eee... Chyba tak. To była jakaś gazeta? - rzucił, bo chyba nawet dziewczyna mu to pokazywała, ale... No był ciężkim przylądkiem w kwestii czytania czegokolwiek, tym bardziej jeśli miało to wychodzić regularnie. Zmarszczył jednak też po chwili brwi, nie rozumiejąc z czego miałby się naśmiewać jeśli ten to czytał. Oczywiste, że jakbym się zastanowić nad tym głębiej to... Taki magazyn mógłby być dobrym źródłem wiedzy na temat pań! Może powinienem sam spróbować przeczytać kilka numerów? Może czegoś by się dowiedział...
- Czekaj, co. Pracujesz tam? A nie pracujesz w banku? - zapytał szczerze zaskoczony tym faktem. W końcu chyba praca w banku była bardziej zajmująca? Przynajmniej tak mi się wydawało...
- James i Marcel nawet pewnie nie wiedzą co to Czarownica - rzucił, machnąwszy po tym ręką i upijając nieco ze swojego kubka. Ale jeśli mieli dostęp teraz do czegoś tego rodzaju...
- Oni są zamknięci we własnych kręgach, prawda? Znaczy, szlachta. Nie dopuszczają innych... Może... Możesz napisać do tej gazety sugestywnie, że jeden z lordów czyta taką książkę? Albo dorzucić kilka podobnych tytułów na sam koniec artykułu.. czekaj. Czekaj! Coś w rodzaju Nie każdy lord czytuje odpowiednie lektury, podobno niektórzy gustują w romansach i historiach o życiu, którego sami mieć nie mogą - a może nawet planują wcielić jedną z tych historii w życie? - rzucił, zaraz nieco bardziej się ekscytując. Stworzenie ulotki dało mu mnóstwo frajdy, a teraz miał możliwość pomocy w stworzeniu czegoś jeszcze! - Rzucić ich do jednego wora, niech się domyślają i snują domysły, co się dzieje... A w tym czasie... Może moglibyśmy rozkleić więcej ulotek... Znaczy, nie tych z zupą... Wiesz, mam na myśli... Inne napisać? - zaproponował, zastanawiając się nad tym, co mogliby zrobić z tym wszystkim. - Czarownica pozwoli w ogóle opublikować coś takiego? Znaczy, jeśli byśmy to rzeczywiście napisali jako domysł czy plotkę... Na pewno nie możemy... A tego to sam nie wiem. Po prostu się teleportował i rozwalił harfę Sheili... Już jest naprawiona, ale coś mówił o jakimś świstokliku chyba? - rzucił na końcu, niekoniecznie pewny tego co lord mógłby od nich chcieć, jakim cudem mógł się tu znaleźć, tym bardziej że sam wtedy był równie zaskoczony tym faktem co Thomas.
-To co się stało w taborze... - powtórzył jak echo za Tomkiem, marszcząc lekko brwi. Nagle rozszerzył lekko oczy, tak jakby sens tych słów dopiero do niego docierał. Pisał w liście, że zrobił coś głupiego, wtedy...
...a potem...
Steffen poczuł gulę w gardle. Byli dla niego jak rodzina, nawet jeśli on był dla nich tylko gadziem, obcym. Znalazł wśród przyjaciół więcej miłości i otwartości niż u starszego brata, a Doe byli dla niego jedną wielką paczką, choć poznał ich w sumie osobno. Najpierw zaprzyjaźnił się w końcu z Tomkiem, a dopiero potem - w okolicznościach nie do końca dla starszego Doe zrozumiałych - stał się nierozłącznym kompanem Jamesa. A gdzieś obok trwała Sheila, tak szalenie ciepła, mądra i śliczna. Zakochałby się w niej na amen na weselu Jamesa, gdyby nie był tak pijany. I oczywiście Jeanie, "obca" niczym Steffen, Jeanie z marzeniami o chatce w górach, które sam niechcący rozbudzał, dyskutując z nią o literaturze pięknej romansowej.
A potem stracił ich wszystkich, oprócz Jamesa. Na dwa długie lata, lata będące niczym przepaść - bo teraz szalała w końcu wojna i o tylu sprawach nie mógł im powiedzieć. O animagii, o Zakonie, o własnych nieszczęściach i sukcesach. Nawet o Isabelli bał się mówić całą prawdę - o tym, że była szlachcianką i że jej ciotka przeklęła jej kuzyna, lorda Prewetta.
-...Co się stało w taborze? Co ty zrobiłeś, Tomek? - jęknął, gdy elementy układanki dopasowały się jeszcze w całość, a strata zapiekła ponownie, żywym ogniem. W głosie na moment zadźwięczała pretensja, aż...
...Tomek opowiedział o śmierci Jeanie i Steff nie mógł już się gniewać. Zatkał po prostu usta dłonią i zacisnął mocno oczy, żeby nie rozpłakać się raz jeszcze.
Nie mógł się gniewać, bo ona by się nie gniewała.
W końcu umarła, ratując Tomka.
Jak w romansach, które tak lubiła.
Zanim powiedział o jedno słowo za dużo, zanim podniósł głos już na dobre, zanim wygarnął Tomkowi, że zawsze był nieodpowiedzialny - zdołał wziąć głęboki, urywany wdech i spytać siebie, czego chciałaby Jeanie.
Chciałaby, żeby Tomek był szczęśliwy i może trochę odpowiedzialniejszy. I chciałaby być otoczona pięknem.
No, szczęśliwy nie będzie, jak Steff go teraz ochrzani. Cattermole spytałby zresztą, o co pokłócił się z Jamesem, ale oni chyba cały czas się kłócili.
Odpowiedzialny nie będzie, dopóki nie znajdzie pracy.
A co do piękna, to...
...w sumie na wszystko mógłby coś zaradzić.
Łyknął potężny łyk laudanum i sięgnął do kieszeni, po przygotowaną sakiewkę.
-To dla Ciebie. No... wiesz. - wcisnął galeony do ręki Tomkowi. -Nie przepieprz tego na nic innego! - dodał ostrzegawczo. Splótł ramiona na piersiach i zerknął za okno.
-Gdzie ją pochowałeś...? - dodał cichutko.
Potem przeniósł na Tomka wzrok, badawczy, roziskrzony. Im więcej Doe mówił, tym bardziej płonęły oczy Steffena.
-Tomek, nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale ty... masz dryg dziennikarski. Zawsze miałeś, nosa do plotek i lekkie pióro, a odkąd wysłałeś mi ten list, to zacząłem się zastanawiać, bo... widzisz, ja pracuję w "Czarownicy", jako reporter, po godzinach. Nikt nie spodziewa się, że taki młody chłopak jak ja zbiera plotki, co nie? - szczególnie, gdy był szczurem, no ale mniejsza. Jako człowiek też był w stanie zdziałać dużo! -Ale odkąd dostałem tą pracę w Gringottcie, to mam na to coraz mniej czasu. W Ministerstwie łatwo było mi to godzić, tam można było się czasem obijać, ale robota dla goblinów wyczerpuje, a potem muszę jeszcze zbierać materiały dla naczelnej, no i mam... - jeszcze znaleźć czas na planowanie ślubu, ale tego Tomkowi nie powie, to okrutne mówić to wdowcowi. -...mniej czasu, no i ten twój pomysł o książkach jest całkiem niezły. W sumie, świetny. Co ty na to, żebyś... pomógł mi z tym trochę? Z tym artykułem o książkach wśród arystokracji, no a jak dobrze pójdzie to kto wie, może wkręciłbym cię do redakcji na stałe? Tylko, i tak stąpam na kruchym lodzie u naczelnej, więc jeśli pozwoliłaby mi na asystenta, albo w ogóle Tobie na cały etat to wiesz, wszystko musi być tip top! - odpowiedzialnie.
przekazuję Tomkowi 100 PM na grób Jeanie
...a potem...
Steffen poczuł gulę w gardle. Byli dla niego jak rodzina, nawet jeśli on był dla nich tylko gadziem, obcym. Znalazł wśród przyjaciół więcej miłości i otwartości niż u starszego brata, a Doe byli dla niego jedną wielką paczką, choć poznał ich w sumie osobno. Najpierw zaprzyjaźnił się w końcu z Tomkiem, a dopiero potem - w okolicznościach nie do końca dla starszego Doe zrozumiałych - stał się nierozłącznym kompanem Jamesa. A gdzieś obok trwała Sheila, tak szalenie ciepła, mądra i śliczna. Zakochałby się w niej na amen na weselu Jamesa, gdyby nie był tak pijany. I oczywiście Jeanie, "obca" niczym Steffen, Jeanie z marzeniami o chatce w górach, które sam niechcący rozbudzał, dyskutując z nią o literaturze pięknej romansowej.
A potem stracił ich wszystkich, oprócz Jamesa. Na dwa długie lata, lata będące niczym przepaść - bo teraz szalała w końcu wojna i o tylu sprawach nie mógł im powiedzieć. O animagii, o Zakonie, o własnych nieszczęściach i sukcesach. Nawet o Isabelli bał się mówić całą prawdę - o tym, że była szlachcianką i że jej ciotka przeklęła jej kuzyna, lorda Prewetta.
-...Co się stało w taborze? Co ty zrobiłeś, Tomek? - jęknął, gdy elementy układanki dopasowały się jeszcze w całość, a strata zapiekła ponownie, żywym ogniem. W głosie na moment zadźwięczała pretensja, aż...
...Tomek opowiedział o śmierci Jeanie i Steff nie mógł już się gniewać. Zatkał po prostu usta dłonią i zacisnął mocno oczy, żeby nie rozpłakać się raz jeszcze.
Nie mógł się gniewać, bo ona by się nie gniewała.
W końcu umarła, ratując Tomka.
Jak w romansach, które tak lubiła.
Zanim powiedział o jedno słowo za dużo, zanim podniósł głos już na dobre, zanim wygarnął Tomkowi, że zawsze był nieodpowiedzialny - zdołał wziąć głęboki, urywany wdech i spytać siebie, czego chciałaby Jeanie.
Chciałaby, żeby Tomek był szczęśliwy i może trochę odpowiedzialniejszy. I chciałaby być otoczona pięknem.
No, szczęśliwy nie będzie, jak Steff go teraz ochrzani. Cattermole spytałby zresztą, o co pokłócił się z Jamesem, ale oni chyba cały czas się kłócili.
Odpowiedzialny nie będzie, dopóki nie znajdzie pracy.
A co do piękna, to...
...w sumie na wszystko mógłby coś zaradzić.
Łyknął potężny łyk laudanum i sięgnął do kieszeni, po przygotowaną sakiewkę.
-To dla Ciebie. No... wiesz. - wcisnął galeony do ręki Tomkowi. -Nie przepieprz tego na nic innego! - dodał ostrzegawczo. Splótł ramiona na piersiach i zerknął za okno.
-Gdzie ją pochowałeś...? - dodał cichutko.
Potem przeniósł na Tomka wzrok, badawczy, roziskrzony. Im więcej Doe mówił, tym bardziej płonęły oczy Steffena.
-Tomek, nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale ty... masz dryg dziennikarski. Zawsze miałeś, nosa do plotek i lekkie pióro, a odkąd wysłałeś mi ten list, to zacząłem się zastanawiać, bo... widzisz, ja pracuję w "Czarownicy", jako reporter, po godzinach. Nikt nie spodziewa się, że taki młody chłopak jak ja zbiera plotki, co nie? - szczególnie, gdy był szczurem, no ale mniejsza. Jako człowiek też był w stanie zdziałać dużo! -Ale odkąd dostałem tą pracę w Gringottcie, to mam na to coraz mniej czasu. W Ministerstwie łatwo było mi to godzić, tam można było się czasem obijać, ale robota dla goblinów wyczerpuje, a potem muszę jeszcze zbierać materiały dla naczelnej, no i mam... - jeszcze znaleźć czas na planowanie ślubu, ale tego Tomkowi nie powie, to okrutne mówić to wdowcowi. -...mniej czasu, no i ten twój pomysł o książkach jest całkiem niezły. W sumie, świetny. Co ty na to, żebyś... pomógł mi z tym trochę? Z tym artykułem o książkach wśród arystokracji, no a jak dobrze pójdzie to kto wie, może wkręciłbym cię do redakcji na stałe? Tylko, i tak stąpam na kruchym lodzie u naczelnej, więc jeśli pozwoliłaby mi na asystenta, albo w ogóle Tobie na cały etat to wiesz, wszystko musi być tip top! - odpowiedzialnie.
przekazuję Tomkowi 100 PM na grób Jeanie
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Milczał na to pytanie. Nie był w stanie, nie chciał… Co miał powiedzieć? Że okradł ludzi, że ci ludzie przyszli po niego wtedy? Tak zupełnie, tak w pełni… To on zjebał przecież!
Przez niego nie żyje rodzina Eve, nie żyją ich dziadkowie - i rodzina, i przyjaciele. Konie pewnie się spłoszyły, może część została zabita, a może niektóre zabrali? Wozy spłonęły, zostały roztrzaskane. To wszystko na co pracowali pokoleniami - instrumenty, piękne i kolorowe tkaniny, sukienki i koszule przekazywane z pokolenia na pokolenie. Nie mieli przecież wiele, ale wszystkim się dzielili i dbali o siebie wzajemnie. Zawsze byli oni kontra obcy, którzy często ich nienawidzili i przeganiali.
Ta wojna… w pewnym sensie odciągało od nich uwagę. Może dlatego Thomas tak bardzo nie chciał o niej myśleć? Kto wygra, kto przegra - to nie jego interes i sprawa. W trakcie wojny czy po wojnie nic się nie zmieni, bo zawsze będą oni kontra reszta. Ale teraz miał Sheilę i Jamesa, a James miał Eve… Powinno być lepiej niż było.
Wbił wzrok w podłogę, chwilę się zastanawiając nad tym… Powinien powiedzieć Steffenowi co się wtedy wydarzyło? Czym zawinił? Nie był tego pewny… Może im mniej wiedział tym łatwiej było mu zasnąć.
- Coś… Głupiego - odpowiedział cicho. Nie powinien mu opowiadać o tym, jeszcze nie potrafił… Może za jakiś czas?
Chociaż spojrzał zaskoczony na pieniądze, które Steffen mu wręczył, a później na niego. Lekko sie do niego uśmiechnął.
- Zabiorę was tam, może na wiosnę bardziej? Może… luty albo marzec? - stwierdził, zaraz chowając galeony do kieszeni. Cóż… zasługiwała na to, żeby upamiętnić w jakiś sposób to miejsce. Szczególnie, że teraz miał kto ją odwiedzać… zasługiwali przecież na to, żeby wiedzieć, gdzie leży.
Chociaż już po chwili zaczął obrastać w piórka, słysząc pochwały. Zawsze był zbyt skory do ich słuchania i zachwalania samego siebie. Dawał komplementy innym, ale kiedy jego praca była chwalona z uśmiechem zawsze słuchał. No w końcu to było oczywiste, że był naturalnym pisarzem. Czy Steffen zapomniał o jego pierwszych grafomańskich romansach, które tak pisał chętnie po lekturach tych pożyczonych od mamy Steffka?
- W sumie to… Mógłbym wciąż sporo jeździć. Na prace, wiesz… Ostatnio odnowiłem kontakt z Octavią, wiesz tą Lestrange… Czasem w porcie coś usłyszę, jak byłem ostatnio w Devon to też ludzie chętnie plotkowali. Też o szlachcie… No i to byłby zarobek jakiś… - rzucił, zastanawiając się pod nosem, marszcząc brwi. Bo w końcu to brzmiało bardzo dobrze. Musiałby po prostu pisać, prawda? A to lubił robić…
Wszystko musi być tip top.
- Ech… Ale musiałbym mieć… wiesz, jakieś książki? W sensie słownik… I może trochę nadrobić artykuły, które pisaliście… - powiedział, zastanawiając się nad tym. Gdyby mógł siedzieć w domu i po prostu pisać… to brzmiało jak coś co wcale nie zabierało tak dużo czasu, prawda? W końcu Steffen sam to mówił - miał mnóstwo czasu na drugą pracę nawet!
Pokiwał po chwili głową lekko, uśmiechając się od ucha do ucha i upijając laudanum z kubka.
- Brzmi dobrze. Mogę to napisać… W sumie tak. Mogę jeszcze napisać do kilku lady z zapytaniem o to, co czytają… Chociaż mogę nieskromnie powiedzieć, że lady Abbott czytuje moje bajki - powiedział z uśmiechem, nie chcąc zdradzać koledze jeszcze, jakim sposobem się wydarzyło, że taka lady czytuje coś, co spisuje cygan.
- To będę musiał iść się zobaczyć z nią… czy… no wiesz, jakoś mnie wkręcisz? Chociaż nie wiem czy to dobry pomysł… w sensie, może powinienem zmienić wygląd jak tam pójdę trochę? Jakbym miał być poszukiwany czy coś.. znaczy, wiesz, mam trochę problemy z tym Tower… - rzucił, marszcząc na moment brwi, ale już po chwili machnął lekko ręką. - Ale nie przejmuj się tym, to tylko tymczasowe i zaraz ogarnę sytuację - zapewnił z uśmiechem. - W sumie dlaczego nie pracujesz tam na stałe? Reporterzy nie zarabiają dużo? W sensie, wydawało mi się zawsze, że jak jesteś sławny i pisujesz w takim piśmie to dużo zarabiasz? - powiedział, zastanawiając sie nad tym, chociaż chyba nie wpadł na to, że sam często nie pamiętał i nie zwracał uwagi na autorów tego co czytał. Redaktorów, pisarzy czy innych. Prawdopodobnie nie byłby w stanie rozpoznać na ulicy autora ulubionego romansu czy chociażby podać jego nazwisko.
Przez niego nie żyje rodzina Eve, nie żyją ich dziadkowie - i rodzina, i przyjaciele. Konie pewnie się spłoszyły, może część została zabita, a może niektóre zabrali? Wozy spłonęły, zostały roztrzaskane. To wszystko na co pracowali pokoleniami - instrumenty, piękne i kolorowe tkaniny, sukienki i koszule przekazywane z pokolenia na pokolenie. Nie mieli przecież wiele, ale wszystkim się dzielili i dbali o siebie wzajemnie. Zawsze byli oni kontra obcy, którzy często ich nienawidzili i przeganiali.
Ta wojna… w pewnym sensie odciągało od nich uwagę. Może dlatego Thomas tak bardzo nie chciał o niej myśleć? Kto wygra, kto przegra - to nie jego interes i sprawa. W trakcie wojny czy po wojnie nic się nie zmieni, bo zawsze będą oni kontra reszta. Ale teraz miał Sheilę i Jamesa, a James miał Eve… Powinno być lepiej niż było.
Wbił wzrok w podłogę, chwilę się zastanawiając nad tym… Powinien powiedzieć Steffenowi co się wtedy wydarzyło? Czym zawinił? Nie był tego pewny… Może im mniej wiedział tym łatwiej było mu zasnąć.
- Coś… Głupiego - odpowiedział cicho. Nie powinien mu opowiadać o tym, jeszcze nie potrafił… Może za jakiś czas?
Chociaż spojrzał zaskoczony na pieniądze, które Steffen mu wręczył, a później na niego. Lekko sie do niego uśmiechnął.
- Zabiorę was tam, może na wiosnę bardziej? Może… luty albo marzec? - stwierdził, zaraz chowając galeony do kieszeni. Cóż… zasługiwała na to, żeby upamiętnić w jakiś sposób to miejsce. Szczególnie, że teraz miał kto ją odwiedzać… zasługiwali przecież na to, żeby wiedzieć, gdzie leży.
Chociaż już po chwili zaczął obrastać w piórka, słysząc pochwały. Zawsze był zbyt skory do ich słuchania i zachwalania samego siebie. Dawał komplementy innym, ale kiedy jego praca była chwalona z uśmiechem zawsze słuchał. No w końcu to było oczywiste, że był naturalnym pisarzem. Czy Steffen zapomniał o jego pierwszych grafomańskich romansach, które tak pisał chętnie po lekturach tych pożyczonych od mamy Steffka?
- W sumie to… Mógłbym wciąż sporo jeździć. Na prace, wiesz… Ostatnio odnowiłem kontakt z Octavią, wiesz tą Lestrange… Czasem w porcie coś usłyszę, jak byłem ostatnio w Devon to też ludzie chętnie plotkowali. Też o szlachcie… No i to byłby zarobek jakiś… - rzucił, zastanawiając się pod nosem, marszcząc brwi. Bo w końcu to brzmiało bardzo dobrze. Musiałby po prostu pisać, prawda? A to lubił robić…
Wszystko musi być tip top.
- Ech… Ale musiałbym mieć… wiesz, jakieś książki? W sensie słownik… I może trochę nadrobić artykuły, które pisaliście… - powiedział, zastanawiając się nad tym. Gdyby mógł siedzieć w domu i po prostu pisać… to brzmiało jak coś co wcale nie zabierało tak dużo czasu, prawda? W końcu Steffen sam to mówił - miał mnóstwo czasu na drugą pracę nawet!
Pokiwał po chwili głową lekko, uśmiechając się od ucha do ucha i upijając laudanum z kubka.
- Brzmi dobrze. Mogę to napisać… W sumie tak. Mogę jeszcze napisać do kilku lady z zapytaniem o to, co czytają… Chociaż mogę nieskromnie powiedzieć, że lady Abbott czytuje moje bajki - powiedział z uśmiechem, nie chcąc zdradzać koledze jeszcze, jakim sposobem się wydarzyło, że taka lady czytuje coś, co spisuje cygan.
- To będę musiał iść się zobaczyć z nią… czy… no wiesz, jakoś mnie wkręcisz? Chociaż nie wiem czy to dobry pomysł… w sensie, może powinienem zmienić wygląd jak tam pójdę trochę? Jakbym miał być poszukiwany czy coś.. znaczy, wiesz, mam trochę problemy z tym Tower… - rzucił, marszcząc na moment brwi, ale już po chwili machnął lekko ręką. - Ale nie przejmuj się tym, to tylko tymczasowe i zaraz ogarnę sytuację - zapewnił z uśmiechem. - W sumie dlaczego nie pracujesz tam na stałe? Reporterzy nie zarabiają dużo? W sensie, wydawało mi się zawsze, że jak jesteś sławny i pisujesz w takim piśmie to dużo zarabiasz? - powiedział, zastanawiając sie nad tym, chociaż chyba nie wpadł na to, że sam często nie pamiętał i nie zwracał uwagi na autorów tego co czytał. Redaktorów, pisarzy czy innych. Prawdopodobnie nie byłby w stanie rozpoznać na ulicy autora ulubionego romansu czy chociażby podać jego nazwisko.
-Tomek... - westchnął, trochę karcąco, a trochę prosząco, ale nie pytał. Jeśli nie chce, i tak mu nie powie.
Może mógłby spytać Jamesa, czy coś.
Albo Marcela, James jakoś bardziej się czasem gniewał.
Pokiwał głową, słysząc o wycieczce na grób.
A potem przeszli do interesów. Steffen uśmiechnął się mimowolnie w odpowiedzi na weselszy wyraz twarzy Tomka, na znajomy błysk w jego oczach. Wiedział, gdy przyjaciel się do czegoś zapalał - do rzucania łajnobombami na przykład. Widział, że i teraz trafił na podatny grunt. W dodatku Tomek nawet nie śmiał się z pracy dla babskiego pisemka, tak jak zrobiliby to Marcel i James!
Zresztą, spróbowałby tylko. Teraz sam będzie pracował dla "Czarownicy"!
-Doskonale! Umiesz wtopić się w tłum - bo bywasz złodziejem i wyglądasz... no... -a w innych lepszych ubraniach mógłbyś w ogóle zbudować drugą tożsamość, ja czasem tak działam! - zapalał się coraz bardziej, a Tomek zdawał się czytać mu w myślach, Steff uśmiechał się coraz szerzej słysząc o lady Lestrange i lady Abbott i kiwał gorliwie głową i...
...zmarszczył lekko brwi.
-Problemy po Tower? Tomek, jeśli byłeś tam tylko kilka dni, to nikt cię przecież nie zapamięta... czy zapamięta? - uniósł lekko brwi. Po plecach przebiegł mu zimny dreszcz.
Czy Doe ściemniał, znowu?
-Słuchaj, Tomek. Jeśli mamy współpracować, to muszę wiedzieć co się tam stało i czego się boisz. Jako przyjaciel też muszę, ale z tą "Czarownicą" to już w ogóle. Inaczej nawet nie będę wiedział, jak ci pomóc! A... no, sam już wiesz, by nie wplątywać się w nic... głupiego. Czemu w ogóle miałbyś być poszukiwany? - zaczął, najpierw stanowczo, potem płomiennie, ale na koniec ciszej i trochę smutno. Nie chciał wygarniać tego Tomkowi, czegokolwiek nie zrobił, że Jeanie umarła, ale... zbyt długo ignorował swoje przeczucia i niepokój, a teraz miał wrażenie, że coś mu umyka. Ostatnio, gdy zignorował podszepty intuicji, umarła mama Marcela. Teraz postanowił więc mówić wprost, jakkolwiek niezręczna nie byłaby szczerość. Może Tomek naprawdę trafił do tego Tower za byle pierdołę, ale... Steff naprawdę się zmartwił.
Wzruszył lekko ramionami, zapytany o zarobki.
-Ech, no jednak marzyłem, że będę łamaczem klątw i Gringott płaci trochę lepiej. "Czarownica" bardziej dorywczo, ale nie mogę narzekać, też są dość hojni! No i nie piszę tam jako ja, mam babski pseudonim.
Może mógłby spytać Jamesa, czy coś.
Albo Marcela, James jakoś bardziej się czasem gniewał.
Pokiwał głową, słysząc o wycieczce na grób.
A potem przeszli do interesów. Steffen uśmiechnął się mimowolnie w odpowiedzi na weselszy wyraz twarzy Tomka, na znajomy błysk w jego oczach. Wiedział, gdy przyjaciel się do czegoś zapalał - do rzucania łajnobombami na przykład. Widział, że i teraz trafił na podatny grunt. W dodatku Tomek nawet nie śmiał się z pracy dla babskiego pisemka, tak jak zrobiliby to Marcel i James!
Zresztą, spróbowałby tylko. Teraz sam będzie pracował dla "Czarownicy"!
-Doskonale! Umiesz wtopić się w tłum - bo bywasz złodziejem i wyglądasz... no... -a w innych lepszych ubraniach mógłbyś w ogóle zbudować drugą tożsamość, ja czasem tak działam! - zapalał się coraz bardziej, a Tomek zdawał się czytać mu w myślach, Steff uśmiechał się coraz szerzej słysząc o lady Lestrange i lady Abbott i kiwał gorliwie głową i...
...zmarszczył lekko brwi.
-Problemy po Tower? Tomek, jeśli byłeś tam tylko kilka dni, to nikt cię przecież nie zapamięta... czy zapamięta? - uniósł lekko brwi. Po plecach przebiegł mu zimny dreszcz.
Czy Doe ściemniał, znowu?
-Słuchaj, Tomek. Jeśli mamy współpracować, to muszę wiedzieć co się tam stało i czego się boisz. Jako przyjaciel też muszę, ale z tą "Czarownicą" to już w ogóle. Inaczej nawet nie będę wiedział, jak ci pomóc! A... no, sam już wiesz, by nie wplątywać się w nic... głupiego. Czemu w ogóle miałbyś być poszukiwany? - zaczął, najpierw stanowczo, potem płomiennie, ale na koniec ciszej i trochę smutno. Nie chciał wygarniać tego Tomkowi, czegokolwiek nie zrobił, że Jeanie umarła, ale... zbyt długo ignorował swoje przeczucia i niepokój, a teraz miał wrażenie, że coś mu umyka. Ostatnio, gdy zignorował podszepty intuicji, umarła mama Marcela. Teraz postanowił więc mówić wprost, jakkolwiek niezręczna nie byłaby szczerość. Może Tomek naprawdę trafił do tego Tower za byle pierdołę, ale... Steff naprawdę się zmartwił.
Wzruszył lekko ramionami, zapytany o zarobki.
-Ech, no jednak marzyłem, że będę łamaczem klątw i Gringott płaci trochę lepiej. "Czarownica" bardziej dorywczo, ale nie mogę narzekać, też są dość hojni! No i nie piszę tam jako ja, mam babski pseudonim.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Oczywiście, że knucie i planowanie, przebieranie i podsłuchiwanie było czymś co mu odpowiadało - przecież to tak bardzo przypominało ich szkolne lata, kiedy pakowali się w kłopoty. Może było to bardziej beztroskie i nie dostawali za to pieniędzy, ale... Może to było coś, przy czym Thomas mógłby przystać na dłużej?
No i potrafił kłamać, potrafił udawać. Mógł się podszywać pod kogoś! Może nigdy nie był specjalnie utalentowany w sztukach magicznych, ale tak naprawdę to co mu szkodziło pobawić się bardziej po mugolsku? Okulary, kosmetyki, może zaklęciem zmieni fryzurę... Nora też mogłaby mu w tym pomóc, choć obiecał jej, że przestanie się pakować w kłopoty, ale z drugiej strony to to nie były kłopoty, a praca.
No i co było bardziej odpowiedzialnego niż dobre zabezpieczenie się przed potencjalnym zagrożeniem?
Już chciał się odezwać, wspomnieć o tym, że skądś musi pierw te lepsze ubrania wziąć, bo jednak Steffen Sam mógł zobaczyć w jakich warunkach żyli - nie mówiąc już nawet o tym, że skąd by mieli wziąć pieniądze czy materiał, z którego Sheila mogłaby może coś uszyć, jednak zanim to, usłyszał kolejne pytanie i to równie nieprzyjemne co to na temat Jeanie.
Wiedział, że Steff dopiero co o tym zapewniał. Ale... Przecież to by było niebezpieczne i dla niego! Może w ogóle nie powinien podejmować się w takim razie pracy w Czarownicy... Może Steff byłby bezpieczniejszy? No i Izabella... Nie chciałby, żeby skończyła jak Jeanie - nie chciał tego dla przyjaciela, żeby jego serce zostało tak rozstrzaskane. Tak samo musiał zadbać, żeby Eve była bezpieczna, bo nie chciałby podobnego losu dla Jamesa, przecież on również kochał swoją żonę...
Wpatrywał się dłuższy moment w kubek z alkoholem. Co miał mu powiedzieć? Trochę liczył, że temat minie, że Steff odpuści... Ale to chyba była ta jedna rzecz, której nie mógł odpuścić.
- To.. to nie takie proste, Steff. To nie jest rzucenie zaklęcia, porozmawianie z kimś. Nie chcę, żeby przeze mnie coś się wam stało. Wiesz, tobie i Belli... - rzucił, chociaż z drugiej strony chyba dla własnego bezpieczeństwa powinni wiedzieć?
Zagryzł wargę, wciąż błądząc wzrokiem to po kubku, po stole, a po chwili już i spoglądając na twarz przyjaciela i westchnął, znów odwracając spojrzenie w dal mieszkania i upijając zawartość kubka.
- Okej. Ale nie przerywaj... - podkreślił, nie chcąc żeby Steff mu nie dał dokończyć. - Poszedłem zarejestrować różdżkę... - na fałszywe dane, ale tego nie musisz wiedzieć - i zostałem pomylony z kimś. Znaczy... W ministerstwie myśleli, że współpracuję z rebeliantami. Wyprowadzili mnie z ministerstwa, przetransportowali do Tower i... - urwał na moment, nie chcąc o tym mówić- nie chcąc nawet wspominać. Było przecież po nim widać, co przeszedł, po co miał pokazywać że go to ruszało? Wielkie mu rzeczy, dostał wpierdol! Nie widział, był skuty i do tego prowadzony i po prostu dostał wpierdol, zupełnie jakby to było coś nowego w jego życiu. - Powiedzmy, że strażnicy chcieli mi pokazać jak oni się bawią - rzucił, uśmiechając się po chwili wesoło i zamykając oczy. Oczywiście, że kłamał, bo nie było to takie łatwe, żeby znosić pobicie. Lepiej i łatwiej było to wyprzeć. - No i po wszystkim... Wrzucili mnie do celi, i zabrali w końcu na... Przesłuchanie? I... W sensie, Steff, po prostu... - zaczął, marszcząc brwi i zerkając na przyjaciela. Jak miał mu to powiedzieć, że mogło go już tutaj nie być? Że gdyby nie poszedł na układ to już nigdy by ich nie zobaczył? Rodzeństwa, przyjaciół, nikogo. I nawet pewnie by się nie dowiedzieli, co się stało.
- Bardzo uprzejmy czarodziej w Tower piers zapewnił mi rozrywkę, a później zaproponował zostanie atrakcją, bo mieli mieć pewne wydarzenie... Wiesz, takie jak na Connaught Square... I Nie mam na myśli tutaj zupy - powiedział, upijając znów alkohol i odwracając wzrok od Steffka.
- Muszę wrócić do Tower w styczniu, dostarczyć informacji na temat rebeliantów, całego Zakonu czegoś tam... Nie wiem jeszcze jak się z tego wyłgam. Coś nazmyślałem i wydałem się im przydatny... Więc mi dali warunek i wypuścili... I ... To chyba tyle - powiedział, przymykając oczy. Oczywiście, że starał się nie myśleć na ten temat, przynajmniej nie dopóki nie wpadnie co ma zrobić z tą całą styczniową sytuacją.
No i potrafił kłamać, potrafił udawać. Mógł się podszywać pod kogoś! Może nigdy nie był specjalnie utalentowany w sztukach magicznych, ale tak naprawdę to co mu szkodziło pobawić się bardziej po mugolsku? Okulary, kosmetyki, może zaklęciem zmieni fryzurę... Nora też mogłaby mu w tym pomóc, choć obiecał jej, że przestanie się pakować w kłopoty, ale z drugiej strony to to nie były kłopoty, a praca.
No i co było bardziej odpowiedzialnego niż dobre zabezpieczenie się przed potencjalnym zagrożeniem?
Już chciał się odezwać, wspomnieć o tym, że skądś musi pierw te lepsze ubrania wziąć, bo jednak Steffen Sam mógł zobaczyć w jakich warunkach żyli - nie mówiąc już nawet o tym, że skąd by mieli wziąć pieniądze czy materiał, z którego Sheila mogłaby może coś uszyć, jednak zanim to, usłyszał kolejne pytanie i to równie nieprzyjemne co to na temat Jeanie.
Wiedział, że Steff dopiero co o tym zapewniał. Ale... Przecież to by było niebezpieczne i dla niego! Może w ogóle nie powinien podejmować się w takim razie pracy w Czarownicy... Może Steff byłby bezpieczniejszy? No i Izabella... Nie chciałby, żeby skończyła jak Jeanie - nie chciał tego dla przyjaciela, żeby jego serce zostało tak rozstrzaskane. Tak samo musiał zadbać, żeby Eve była bezpieczna, bo nie chciałby podobnego losu dla Jamesa, przecież on również kochał swoją żonę...
Wpatrywał się dłuższy moment w kubek z alkoholem. Co miał mu powiedzieć? Trochę liczył, że temat minie, że Steff odpuści... Ale to chyba była ta jedna rzecz, której nie mógł odpuścić.
- To.. to nie takie proste, Steff. To nie jest rzucenie zaklęcia, porozmawianie z kimś. Nie chcę, żeby przeze mnie coś się wam stało. Wiesz, tobie i Belli... - rzucił, chociaż z drugiej strony chyba dla własnego bezpieczeństwa powinni wiedzieć?
Zagryzł wargę, wciąż błądząc wzrokiem to po kubku, po stole, a po chwili już i spoglądając na twarz przyjaciela i westchnął, znów odwracając spojrzenie w dal mieszkania i upijając zawartość kubka.
- Okej. Ale nie przerywaj... - podkreślił, nie chcąc żeby Steff mu nie dał dokończyć. - Poszedłem zarejestrować różdżkę... - na fałszywe dane, ale tego nie musisz wiedzieć - i zostałem pomylony z kimś. Znaczy... W ministerstwie myśleli, że współpracuję z rebeliantami. Wyprowadzili mnie z ministerstwa, przetransportowali do Tower i... - urwał na moment, nie chcąc o tym mówić- nie chcąc nawet wspominać. Było przecież po nim widać, co przeszedł, po co miał pokazywać że go to ruszało? Wielkie mu rzeczy, dostał wpierdol! Nie widział, był skuty i do tego prowadzony i po prostu dostał wpierdol, zupełnie jakby to było coś nowego w jego życiu. - Powiedzmy, że strażnicy chcieli mi pokazać jak oni się bawią - rzucił, uśmiechając się po chwili wesoło i zamykając oczy. Oczywiście, że kłamał, bo nie było to takie łatwe, żeby znosić pobicie. Lepiej i łatwiej było to wyprzeć. - No i po wszystkim... Wrzucili mnie do celi, i zabrali w końcu na... Przesłuchanie? I... W sensie, Steff, po prostu... - zaczął, marszcząc brwi i zerkając na przyjaciela. Jak miał mu to powiedzieć, że mogło go już tutaj nie być? Że gdyby nie poszedł na układ to już nigdy by ich nie zobaczył? Rodzeństwa, przyjaciół, nikogo. I nawet pewnie by się nie dowiedzieli, co się stało.
- Bardzo uprzejmy czarodziej w Tower piers zapewnił mi rozrywkę, a później zaproponował zostanie atrakcją, bo mieli mieć pewne wydarzenie... Wiesz, takie jak na Connaught Square... I Nie mam na myśli tutaj zupy - powiedział, upijając znów alkohol i odwracając wzrok od Steffka.
- Muszę wrócić do Tower w styczniu, dostarczyć informacji na temat rebeliantów, całego Zakonu czegoś tam... Nie wiem jeszcze jak się z tego wyłgam. Coś nazmyślałem i wydałem się im przydatny... Więc mi dali warunek i wypuścili... I ... To chyba tyle - powiedział, przymykając oczy. Oczywiście, że starał się nie myśleć na ten temat, przynajmniej nie dopóki nie wpadnie co ma zrobić z tą całą styczniową sytuacją.
Już uśmiechał się radośnie i z ekscytacją kombinował nad zbudowaniem drugiej tożsamości Tomka, gdy zaniepokojony głos przyjaciela sprowadził go na ziemię.
Trwała wojna.
Jeanie nie żyła. Rodzina Thomasa nie żyła. A...
-...Co ma się stać mnie i Belli? - powtórzył po nim, a uśmiech spełzł z jego twarzy. To brzmiało jak... przestroga? Bardzo niepodobnie do Tomka. I bardzo trafnie, bo Steffen - w odróżnieniu od swojego przyjaciela - doskonale wiedział, jak wielkie niebezpieczeństwo groziłoby jemu i Belli, gdyby ktoś dowiedział się o jego działalności dla Zakonu Feniksa albo postanowił donieść jej dawnej rodzinie, że w Dolinie Godryka ukrywa się zbiegła z domu arystokratka. Ale... ale przecież Tomek nie mógł o tym wiedzieć. Marcel nie byłby przecież na tyle... Marcel by mu nie powiedział!
-Nie będę przerywał. - obiecał solennie i wytrwał w tej obietnicy przez kilkadziesiąt sekund. Słuchał Tomka z wypiekami na twarzy, aż...
-Jakimi rebeliantami?! - wypalił, choć tylko jedni przychodzili mu na myśl. Chyba jakąś desperacką częścią duszy łudził się, że chodzi o... coś innego, choć przecież to nieprawda, choć nawet dzieciaki roznoszące Proroka Codziennego pakowały się w straszne niebezpieczeństwo. -T..twoje zęby, to oni...? - wydusił, domyślając się jeszcze gorszych rzeczy. Współczucie i poczucie niesprawiedliwości (to ja powinienem i mógłbym być na jego miejscu...) ścisnęły go za gardło, wreszcie zmuszając do milczenia i wysłuchania Thomasa.
Gniew na władzę szybko ustąpił miejsca gniewowi po prostu.
-Nazmyślałeś i wydałeś się przydatny?! I co, Thomas, oni wypuścili cię za kłamstwa?! Nie są przecież aż tak naiwni, co ty i o kim im powiedziałeś? Nie doniosłeś chyba na jakiś niewinnych ludzi? - rozszerzył oczy z naiwnym zdumieniem, chwytając Tomka za poły koszuli* i spoglądając na niego ze smutkiem, z desperacją, z żalem.
-Jak to, dostarczyć informacji na temat rebeliantów i Zakonu? Co ty w ogóle wiesz o rebelii i Zakonie?! - parsknął, powątpiewaniem chcąc zamaskować przerażenie. Wiesz, że masz przed sobą członka Zakonu, przyjacielu? Że spędziłem zeszły miesiąc naprawiając szkody, które mogły wydać niewinnych ludzi za czytanie g a z e t y? Że Marcel też w tym siedzi, po uszy?! Że zerwałem już kontakt z równie bliskimi przyjaciółmi jak ty, by nie narażać ich, ale przede wszystkim siebie i niewinnych istnień ukrywających się w całej Anglii, by nie wydać kryjówek których znam i móc nadal działać w Londynie? Forsythia, pozostawił jej listy bez odpowiedzi. Rigel zaczął mu się kojarzyć jedynie z krwią i swoim bratem-mordercą. Thomas nie był półBlackiem ani czarodziejem czystej krwi, Thomas wydawał się bezpieczny, Thomas był mu nieporównywalnie bliższy, Tomka nigdy by nie zostawił...
...aż do teraz, gdy ten wplątał się w coś bardzo, bardzo niedobrego. A Steffen miał w głowie mętlik i choć jakaś jego część bardzo chciała mu pomóc, to druga próbowała myśleć odpowiedzialnie. Nie tylko o przyjacielu, a o całej rebelii.
-I co, zamierzasz tam wrócić? Co, jeśli nigdy nie wyjdziesz? - rzucił, wbijając spojrzenie w podłogę.
Co, jeśil odpowiesz twierdząco i to ja nigdy tu nie wrócę?
*sprawność, trzymam Tomka za koszulę... >C
Trwała wojna.
Jeanie nie żyła. Rodzina Thomasa nie żyła. A...
-...Co ma się stać mnie i Belli? - powtórzył po nim, a uśmiech spełzł z jego twarzy. To brzmiało jak... przestroga? Bardzo niepodobnie do Tomka. I bardzo trafnie, bo Steffen - w odróżnieniu od swojego przyjaciela - doskonale wiedział, jak wielkie niebezpieczeństwo groziłoby jemu i Belli, gdyby ktoś dowiedział się o jego działalności dla Zakonu Feniksa albo postanowił donieść jej dawnej rodzinie, że w Dolinie Godryka ukrywa się zbiegła z domu arystokratka. Ale... ale przecież Tomek nie mógł o tym wiedzieć. Marcel nie byłby przecież na tyle... Marcel by mu nie powiedział!
-Nie będę przerywał. - obiecał solennie i wytrwał w tej obietnicy przez kilkadziesiąt sekund. Słuchał Tomka z wypiekami na twarzy, aż...
-Jakimi rebeliantami?! - wypalił, choć tylko jedni przychodzili mu na myśl. Chyba jakąś desperacką częścią duszy łudził się, że chodzi o... coś innego, choć przecież to nieprawda, choć nawet dzieciaki roznoszące Proroka Codziennego pakowały się w straszne niebezpieczeństwo. -T..twoje zęby, to oni...? - wydusił, domyślając się jeszcze gorszych rzeczy. Współczucie i poczucie niesprawiedliwości (to ja powinienem i mógłbym być na jego miejscu...) ścisnęły go za gardło, wreszcie zmuszając do milczenia i wysłuchania Thomasa.
Gniew na władzę szybko ustąpił miejsca gniewowi po prostu.
-Nazmyślałeś i wydałeś się przydatny?! I co, Thomas, oni wypuścili cię za kłamstwa?! Nie są przecież aż tak naiwni, co ty i o kim im powiedziałeś? Nie doniosłeś chyba na jakiś niewinnych ludzi? - rozszerzył oczy z naiwnym zdumieniem, chwytając Tomka za poły koszuli* i spoglądając na niego ze smutkiem, z desperacją, z żalem.
-Jak to, dostarczyć informacji na temat rebeliantów i Zakonu? Co ty w ogóle wiesz o rebelii i Zakonie?! - parsknął, powątpiewaniem chcąc zamaskować przerażenie. Wiesz, że masz przed sobą członka Zakonu, przyjacielu? Że spędziłem zeszły miesiąc naprawiając szkody, które mogły wydać niewinnych ludzi za czytanie g a z e t y? Że Marcel też w tym siedzi, po uszy?! Że zerwałem już kontakt z równie bliskimi przyjaciółmi jak ty, by nie narażać ich, ale przede wszystkim siebie i niewinnych istnień ukrywających się w całej Anglii, by nie wydać kryjówek których znam i móc nadal działać w Londynie? Forsythia, pozostawił jej listy bez odpowiedzi. Rigel zaczął mu się kojarzyć jedynie z krwią i swoim bratem-mordercą. Thomas nie był półBlackiem ani czarodziejem czystej krwi, Thomas wydawał się bezpieczny, Thomas był mu nieporównywalnie bliższy, Tomka nigdy by nie zostawił...
...aż do teraz, gdy ten wplątał się w coś bardzo, bardzo niedobrego. A Steffen miał w głowie mętlik i choć jakaś jego część bardzo chciała mu pomóc, to druga próbowała myśleć odpowiedzialnie. Nie tylko o przyjacielu, a o całej rebelii.
-I co, zamierzasz tam wrócić? Co, jeśli nigdy nie wyjdziesz? - rzucił, wbijając spojrzenie w podłogę.
Co, jeśil odpowiesz twierdząco i to ja nigdy tu nie wrócę?
*sprawność, trzymam Tomka za koszulę... >C
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 37
'k100' : 37
Tak naprawdę było to przestrogą - może Thomas chciał mu przekazać w tym momencie, żeby trzymał się od niego dalej niżby chciał? W końcu to on ściągał takie kłopoty na swoją rodzinę i nie chciał, żeby odbiło się to w jakikolwiek sposób na Steffku i jego rodzinie.
Westchnął cicho, słysząc jak przyjaciel mu wręcz od razu przerywa. Ale nie odpowiedział, nie od razu. Chciał mu pierw powiedzieć i wyjaśnić to po swojemu, a później mógł mu odpowiedzieć na pytania, które tej odpowiedzi potrzebowały. Pytanie o zęby - czy to było tak ciężkie do odgadnięcia? Był nikim w oczach tych ludzi przecież. Robili z nim to co chcieli w tamtym miejscu.
Szarpnięty, spojrzał zaskoczony na Steffka, bo chyba tak poruszonego i... Złego? Nie miał okazji go jeszcze widzieć, a na pewno nie w stosunku do siebie. W końcu to Marcela bardziej posądzał o podobną reakcję na siebie, a nie...
- Tak... Uciekłem egzekucji, bo skłamałem, że mam jakieś informacje i zacząłem wymyślać nazwiska i fakty - powiedział cicho, bo dla niego to nie był wielki wyczyn - on nie miał takiej moralnosci jaką mieli ich koledzy. Dla niego była ważniejsza rodzina od tego czy obcy ludzie byli bezpieczni. Obcy już nie raz i nie dwa go zawiedli.
- Steff, w tym cały problem! - jęknął żałośnie zaraz, nie wiedząc co miałby innego zrobić. - Nie wiem niczego. Kompletnie niczego. Ani o zakonie, ani o innych rebeliantach! Oni nie zdawali my pytań czy coś wiem tylko chcieli informacji, a jeśli by moje informacje im się nie spodobały... To by się mnie pozbyli. Nie wyszedłbym już wtedy Steff, i nie wiedzielibyście nawet o tym.. . Naprawdę mam głęboko gdzieś tę całą wojnę i czy, i gdzie się skończy. Wiesz jak skończy się dla nas? Ludzie zaczną rzucać w nas znów kamieniami za samo egzystowanie wśród nich.. - mówił, zaraz próbując się wyrwać przyjacielowi, nie rozumiejąc, co w niego wstąpiło.
- Nie... Tak? Nie wiem, Steff! Jeśli tam wrócę to mnie zabiją. Nie wrócę stamtąd. Albo uznają, że jestem nieprzydatny i mnie skatują, albo uznają że za dużo już wiem i mnie skatują... - rzucił, nie wiedząc co miał do końca zrobić. Przecież nie interesowała go żadna wojna. Westchnął jednak. - Marcel coś obiecał mi dostarczyć jakieś nazwiska... Ale wciąż nie rozumiem dlaczego. To nie w jego stylu, żeby wydawać losowych ludzi no i skąd on by mógł mieć jakieś nazwiska na wydanie, więc Chyba... Chyba będziemy w styczniu uciekać z Londynu? Nie wiem jeszcze, jeszcze o tym nie rozmawialiśmy - wyznał, choć prawdopodobnie gdyby ktokolwiek mu szepnął przez ostatnie dwa tygodnie, kiedy odnalazł i przyjaciół, i rodzinę, że część tych przyjaciół angażuje się w rebelię... Może nigdy by się nie wpakował w takie kłamstwa, w jakie się wpakował? Przecież nie ryzykowałby bezpieczeństwem bliskich mu osób!
|Wyrywam się...
Westchnął cicho, słysząc jak przyjaciel mu wręcz od razu przerywa. Ale nie odpowiedział, nie od razu. Chciał mu pierw powiedzieć i wyjaśnić to po swojemu, a później mógł mu odpowiedzieć na pytania, które tej odpowiedzi potrzebowały. Pytanie o zęby - czy to było tak ciężkie do odgadnięcia? Był nikim w oczach tych ludzi przecież. Robili z nim to co chcieli w tamtym miejscu.
Szarpnięty, spojrzał zaskoczony na Steffka, bo chyba tak poruszonego i... Złego? Nie miał okazji go jeszcze widzieć, a na pewno nie w stosunku do siebie. W końcu to Marcela bardziej posądzał o podobną reakcję na siebie, a nie...
- Tak... Uciekłem egzekucji, bo skłamałem, że mam jakieś informacje i zacząłem wymyślać nazwiska i fakty - powiedział cicho, bo dla niego to nie był wielki wyczyn - on nie miał takiej moralnosci jaką mieli ich koledzy. Dla niego była ważniejsza rodzina od tego czy obcy ludzie byli bezpieczni. Obcy już nie raz i nie dwa go zawiedli.
- Steff, w tym cały problem! - jęknął żałośnie zaraz, nie wiedząc co miałby innego zrobić. - Nie wiem niczego. Kompletnie niczego. Ani o zakonie, ani o innych rebeliantach! Oni nie zdawali my pytań czy coś wiem tylko chcieli informacji, a jeśli by moje informacje im się nie spodobały... To by się mnie pozbyli. Nie wyszedłbym już wtedy Steff, i nie wiedzielibyście nawet o tym.. . Naprawdę mam głęboko gdzieś tę całą wojnę i czy, i gdzie się skończy. Wiesz jak skończy się dla nas? Ludzie zaczną rzucać w nas znów kamieniami za samo egzystowanie wśród nich.. - mówił, zaraz próbując się wyrwać przyjacielowi, nie rozumiejąc, co w niego wstąpiło.
- Nie... Tak? Nie wiem, Steff! Jeśli tam wrócę to mnie zabiją. Nie wrócę stamtąd. Albo uznają, że jestem nieprzydatny i mnie skatują, albo uznają że za dużo już wiem i mnie skatują... - rzucił, nie wiedząc co miał do końca zrobić. Przecież nie interesowała go żadna wojna. Westchnął jednak. - Marcel coś obiecał mi dostarczyć jakieś nazwiska... Ale wciąż nie rozumiem dlaczego. To nie w jego stylu, żeby wydawać losowych ludzi no i skąd on by mógł mieć jakieś nazwiska na wydanie, więc Chyba... Chyba będziemy w styczniu uciekać z Londynu? Nie wiem jeszcze, jeszcze o tym nie rozmawialiśmy - wyznał, choć prawdopodobnie gdyby ktokolwiek mu szepnął przez ostatnie dwa tygodnie, kiedy odnalazł i przyjaciół, i rodzinę, że część tych przyjaciół angażuje się w rebelię... Może nigdy by się nie wpakował w takie kłamstwa, w jakie się wpakował? Przecież nie ryzykowałby bezpieczeństwem bliskich mu osób!
|Wyrywam się...
The member 'Thomas Doe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 41
'k100' : 41
Dlaczego życie się tak zmieniło? Przez cały wiek nastoletni i wczesną młodość podchodził do innych z zaufaniem - a to mogło okazać się teraz zabójcze. Nie tylko dlatego, że był w Zakonie i że Isabella uciekła z domu, nie. Wtedy przyjąłby odpowiedzialność za własne czyny, zrozumiał. Ale na ulicach ginęli niewinni ludzie. Widział Bezksiężycową Noc z okna, spędził rzeź jako szczur pod własnym łóżkiem, rano - w pośpiechu się wyprowadzając - widział plamę krwi pod drzwiami sąsiadki-mugolaczki. Widział też trupa, gdy nie odpowiadała na pukanie i gdy wślizgnął się do jej mieszkania jako gryzoń. A teraz... teraz złapali też Tomka.
Wiedział niby, na co się pisze. Przeżył już kilka pojedynków, obserwował Alexandra i bardziej doświadczonych żołnierzy, brał udział w naradach Zakonu, słuchał o śmierci mamy Marcela, opłakał Bertiego. To powinno go zahartować - ale nadal był poruszony. Nadal troszczył się o Tomka, przyjaciela, którego zdążył już opłakać i odzyskać i którego wojna znów chciała mu wydrzeć.
-W Tower robią teraz egzekucje? Jak na Connaught? Jak duże, widziałeś? - skojarzył wreszcie, puszczając z wrażenia koszulę Tomka. Znaczy, Doe wyrwał mu się całkiem skutecznie, więc Steffen nie miał w tej kwestii wielkiego wyboru - ale próbował się łudzić.
Może przy Tomku zawsze próbował się łudzić.
-Uciekłeś, bo skłamałeś. - powtórzył powoli, dziwnie martwym głosem. Wreszcie coś do niego docierało. Powoli, ale lepiej późno niż później. -A co zrobiłeś, że Jeanie nie żyje? Też kogoś okłamałeś? Kogoś, kogo nie powinieneś? - zapytał wreszcie, podnosząc na Tomka smutne spojrzenie. To podłe, tak mu to wytykać, ale złość minęła - a on, myśląc trzeźwiej, musiał jednak wiedzieć. Gdy Thomas pisał i mówił mu, że śmierć żony to jego wina, Steffen po prostu mu nie uwierzył. Teraz zaczynał wierzyć.
-W kogo kamieniami? - zamrugał, przez chwilę nie kojarząc. -W was... Cyganów? - olśniło go, choć - po zobaczeniu rzezi mugoli - musiał przez kilka sekund myśleć, zanim zrozumiał punkt widzenia Tomka. -Na razie zabijają mugoli za samo egzystowanie wśród nich. Nie było cię wtedy w Londynie, ale ja widziałem... służby Ministerstwa zabijały wszystkich na ulicach, w kamienicach, moją sąsiadkę staruszkę, to nie było rzucanie kamieniami, to rzeź. I... masz rację, jak wyrżną już mugoli to może przyjdą po Was. A może po czarodziejów półkrwi, może po nas wszystkich. Jakiś szmalcownik zabił mamę Marcela na jego oczach, wiedziałeś o tym? - cofnął się o krok, kręcąc lekko głową, w oczach znów miał łzy. Marcel stracił mamę, Steffen jednego z najbliższych przyjaciół (nawet ci nie powiem o Bertiem Tomek, jego pewnie widziałeś na plakacie...), Thomas całą rodzinę. Tyle strat, tyle traum.
-Będzie tylko gorzej, jeśli ta wojna się nie skończy, a podsuwanie Ministerstwu kolejnych ofiar... Co im nazmyślałeś, może można ich jakoś ostrzec? I... ty boisz się o swoje życie w Tower, nie powiedziałeś mi nic, a te ulotki i łajnobomba, przecież... - pokręcił lekko głową, z wyraźnym przerażeniem. Nie wciągnąłby Thomasa w to wszystko, Marcel by go nie wciągnął, gdyby wiedzieli, że Doe jest na celowniku!
Bo Marcel by go nie wciągnął... prawda?
Nieprawda.
-Marcel... o tym wie? I ci obiecał? Nazwiska? - wybąkał, wyraźnie skonsternowany.
Co?
Przyłożył dłonie do pulsujących skroni, usiłując jakoś poskładać to w całość. Pamiętał rozpacz Marcela po śmierci mamy, pamiętał nienawiść i determinację w spojrzeniu przyjaciela ilekroć rozmawiali o wrogach, jeśli mógł być czegoś pewien, to oddania Carringtona. Sam wychwalał go do Williama, licząc, że i na górze dowiedzą się o zasługach Marcela.
Przygryzł lekko wargę.
Marcel... nie wykorzystałby Thomasa tak cynicznie, prawda?
Musiał mieć jakiś plan. Dobry plan.
Muszą o tym porozmawiać.
-Ha, mój przyjaciel dał radę okłamać policję. - skwitował, uśmiechając się w końcu z dużym przymusem.* Tak, jakby jakoś pogodził się z tą myślą i nie miał tego Tomkowi za złe - ale udawał. Udawał, bo sam nie wiedział, co czuć. Udawał, bo musiał porozmawiać z Sallowem i zastanowić się, co dalej.
Udawał, bo chciał się przekonać, jak Thomas zareaguje na wieści o rzezi mugoli - czy zrobi to na nim jakieś wrażenie, czy dbał tylko o siebie, o swoich? Steffen nigdy nie dostrzegał innych podziałów w społeczeństwie niż te czystości krwi (których, przyjaźniąc się z Rigelem, też szczerze mówiąc bardzo długo nie dostrzegał), ale zaczął je zauważać gdy zaprzyjaźnił się z Cyganami. Na moment zapomniał, ale teraz Tomek otworzył mu oczy.
Teraz wszyscy jesteśmy tak samo w dupie, ale nie wiem, czy już to do ciebie dotarło, przyjacieu.
*kłamstwo II
Wiedział niby, na co się pisze. Przeżył już kilka pojedynków, obserwował Alexandra i bardziej doświadczonych żołnierzy, brał udział w naradach Zakonu, słuchał o śmierci mamy Marcela, opłakał Bertiego. To powinno go zahartować - ale nadal był poruszony. Nadal troszczył się o Tomka, przyjaciela, którego zdążył już opłakać i odzyskać i którego wojna znów chciała mu wydrzeć.
-W Tower robią teraz egzekucje? Jak na Connaught? Jak duże, widziałeś? - skojarzył wreszcie, puszczając z wrażenia koszulę Tomka. Znaczy, Doe wyrwał mu się całkiem skutecznie, więc Steffen nie miał w tej kwestii wielkiego wyboru - ale próbował się łudzić.
Może przy Tomku zawsze próbował się łudzić.
-Uciekłeś, bo skłamałeś. - powtórzył powoli, dziwnie martwym głosem. Wreszcie coś do niego docierało. Powoli, ale lepiej późno niż później. -A co zrobiłeś, że Jeanie nie żyje? Też kogoś okłamałeś? Kogoś, kogo nie powinieneś? - zapytał wreszcie, podnosząc na Tomka smutne spojrzenie. To podłe, tak mu to wytykać, ale złość minęła - a on, myśląc trzeźwiej, musiał jednak wiedzieć. Gdy Thomas pisał i mówił mu, że śmierć żony to jego wina, Steffen po prostu mu nie uwierzył. Teraz zaczynał wierzyć.
-W kogo kamieniami? - zamrugał, przez chwilę nie kojarząc. -W was... Cyganów? - olśniło go, choć - po zobaczeniu rzezi mugoli - musiał przez kilka sekund myśleć, zanim zrozumiał punkt widzenia Tomka. -Na razie zabijają mugoli za samo egzystowanie wśród nich. Nie było cię wtedy w Londynie, ale ja widziałem... służby Ministerstwa zabijały wszystkich na ulicach, w kamienicach, moją sąsiadkę staruszkę, to nie było rzucanie kamieniami, to rzeź. I... masz rację, jak wyrżną już mugoli to może przyjdą po Was. A może po czarodziejów półkrwi, może po nas wszystkich. Jakiś szmalcownik zabił mamę Marcela na jego oczach, wiedziałeś o tym? - cofnął się o krok, kręcąc lekko głową, w oczach znów miał łzy. Marcel stracił mamę, Steffen jednego z najbliższych przyjaciół (nawet ci nie powiem o Bertiem Tomek, jego pewnie widziałeś na plakacie...), Thomas całą rodzinę. Tyle strat, tyle traum.
-Będzie tylko gorzej, jeśli ta wojna się nie skończy, a podsuwanie Ministerstwu kolejnych ofiar... Co im nazmyślałeś, może można ich jakoś ostrzec? I... ty boisz się o swoje życie w Tower, nie powiedziałeś mi nic, a te ulotki i łajnobomba, przecież... - pokręcił lekko głową, z wyraźnym przerażeniem. Nie wciągnąłby Thomasa w to wszystko, Marcel by go nie wciągnął, gdyby wiedzieli, że Doe jest na celowniku!
Bo Marcel by go nie wciągnął... prawda?
Nieprawda.
-Marcel... o tym wie? I ci obiecał? Nazwiska? - wybąkał, wyraźnie skonsternowany.
Co?
Przyłożył dłonie do pulsujących skroni, usiłując jakoś poskładać to w całość. Pamiętał rozpacz Marcela po śmierci mamy, pamiętał nienawiść i determinację w spojrzeniu przyjaciela ilekroć rozmawiali o wrogach, jeśli mógł być czegoś pewien, to oddania Carringtona. Sam wychwalał go do Williama, licząc, że i na górze dowiedzą się o zasługach Marcela.
Przygryzł lekko wargę.
Marcel... nie wykorzystałby Thomasa tak cynicznie, prawda?
Musiał mieć jakiś plan. Dobry plan.
Muszą o tym porozmawiać.
-Ha, mój przyjaciel dał radę okłamać policję. - skwitował, uśmiechając się w końcu z dużym przymusem.* Tak, jakby jakoś pogodził się z tą myślą i nie miał tego Tomkowi za złe - ale udawał. Udawał, bo sam nie wiedział, co czuć. Udawał, bo musiał porozmawiać z Sallowem i zastanowić się, co dalej.
Udawał, bo chciał się przekonać, jak Thomas zareaguje na wieści o rzezi mugoli - czy zrobi to na nim jakieś wrażenie, czy dbał tylko o siebie, o swoich? Steffen nigdy nie dostrzegał innych podziałów w społeczeństwie niż te czystości krwi (których, przyjaźniąc się z Rigelem, też szczerze mówiąc bardzo długo nie dostrzegał), ale zaczął je zauważać gdy zaprzyjaźnił się z Cyganami. Na moment zapomniał, ale teraz Tomek otworzył mu oczy.
Teraz wszyscy jesteśmy tak samo w dupie, ale nie wiem, czy już to do ciebie dotarło, przyjacieu.
*kłamstwo II
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pokój dzienny
Szybka odpowiedź