Sypialnia Rosalie
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Sypialnia Rosalie
Prywatne pomieszczenie Rosalie, do którego może wejść tylko rodzina, służba i zaproszeni goście. Sypialnia udekorowana jest w dosyć dziewczęcym stylu. Znajduje się tu duże łóżko, dużo szafek, biurko oraz toaletka, przy której panienka spędza chyba najwięcej czasu. Rosalie uwielbia swój miękki dywan na podłodze. Do pomieszczenia wchodzi się z korytarza na piętrze, dziewczyna ma też swoją prywatną toaletę. Dziewczyna starała się utrzymać zieloną kolorystykę, taką jaka jest w rodzinnej barwie. W swoim pokoju czuje się jak prawdziwa szlachecka czarodziejka.
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
1 listopada
Wczoraj odbył się bal u Averych. Razem z Darcy postanowiłyśmy spędzić ze sobą kolejną noc, zaprosiłam ją więc do siebie już dzisiejszego wieczora. Jak się okazało, nikt nie miał żadnych przeciwwskazań, dlatego już od wczesnego popołudnia, kiedy tylko się wyspałam, oczekiwałam jej przybycia. Czas dłużył mi się strasznie, tak dawno nie spędziłam z nią aż tak długiego okresu czasu, że miałam ochotę tańczyć, na samą myśl. No i na pewno przyda mi się chwila rozluźnienia, bo jutro czekał mnie ciężki dzień, pełen stresu.
Poleciłam skrzatom, aby od razu doprowadziły moją słodką kuzynkę do mojego pokoju, gdy tylko się pojawi. Sama, od tegoż już wymienionego wyżej, wczesnego popołudnia, zajmowałam się przygotowaniami do przyjęcia gościa. Tu zleciłam upieczenie ciasta, tu przechadzałam się po całym domu, czy najmniejszy kurz z najmniejszego obrazu jest ściągnięty w całości. Sprawdziłam, czy aby na pewno czeka czysta pościel w pokoju gościnnym, a jeśli moja kuzynka będzie chciała spędzić w mojej komnacie całą noc, to poleciłam skrzatom wtedy od razu ją do mnie dostarczyć. Miałam nadzieję, że ojciec nie będzie miał nic przeciwko, wiem, że nie byłyśmy już małymi dziewczynkami i nie powinnyśmy wymyślać jakiegoś spania razem. Znałam ojca i w końcu wiedziałam, jakie ma poglądy na tego typu zabawy, ale… może nie zauważy?
Panna Rosier miała pojawić się u nas punktualnie o dwudziestej. Oczywiście korzystając z kominka, przybywając ze swoimi bagażami. Miałam nadzieję, że ten ich nowy lokaj w odpowiedni sposób jej pomógł. Jeśli nie, to sama pójdzie i go zganię. Jednak wiedziałam, że lady Rosier nie zatrudniłaby byle kogo, więc byłam o to mniej więcej spokojna.
Na kilka minut przed umówioną godziną, krzątałam się po swoim pokoju poprawiając ostatnie zagięcia na narzucie na łóżku, przysuwając krzesła i poprawiając suknię. Dzisiaj postawiłam na długą, zwiewną, ale delikatną pudrową kieckę z długimi rękawami. Do tego delikatna biżuteria i rozpuszczone włosy. Chciałam wyglądać bardzo ładnie, Darcy zawsze tak lśniła w towarzystwie. Była taką silną kobietą, która ceniła sobie niezależność. Czasami miałam wrażenie, że mimo willich genów i ich działania na otoczenie, to jednak mi, było daleko za nią.
Nagle wielki dzwon stojący na korytarzu wbił godzinę dwudziestą, nie minęła nawet minuta, kiedy usłyszałam cichy trzask. Przybył skrzat, informując, że moja kuzynka pojawiła się u nas w domu. A już po chwili słyszałam kroki po schodach na górę. Pośpiesznie otworzyłam jej drzwi do sypialni z szerokim uśmiechem.
Wczoraj odbył się bal u Averych. Razem z Darcy postanowiłyśmy spędzić ze sobą kolejną noc, zaprosiłam ją więc do siebie już dzisiejszego wieczora. Jak się okazało, nikt nie miał żadnych przeciwwskazań, dlatego już od wczesnego popołudnia, kiedy tylko się wyspałam, oczekiwałam jej przybycia. Czas dłużył mi się strasznie, tak dawno nie spędziłam z nią aż tak długiego okresu czasu, że miałam ochotę tańczyć, na samą myśl. No i na pewno przyda mi się chwila rozluźnienia, bo jutro czekał mnie ciężki dzień, pełen stresu.
Poleciłam skrzatom, aby od razu doprowadziły moją słodką kuzynkę do mojego pokoju, gdy tylko się pojawi. Sama, od tegoż już wymienionego wyżej, wczesnego popołudnia, zajmowałam się przygotowaniami do przyjęcia gościa. Tu zleciłam upieczenie ciasta, tu przechadzałam się po całym domu, czy najmniejszy kurz z najmniejszego obrazu jest ściągnięty w całości. Sprawdziłam, czy aby na pewno czeka czysta pościel w pokoju gościnnym, a jeśli moja kuzynka będzie chciała spędzić w mojej komnacie całą noc, to poleciłam skrzatom wtedy od razu ją do mnie dostarczyć. Miałam nadzieję, że ojciec nie będzie miał nic przeciwko, wiem, że nie byłyśmy już małymi dziewczynkami i nie powinnyśmy wymyślać jakiegoś spania razem. Znałam ojca i w końcu wiedziałam, jakie ma poglądy na tego typu zabawy, ale… może nie zauważy?
Panna Rosier miała pojawić się u nas punktualnie o dwudziestej. Oczywiście korzystając z kominka, przybywając ze swoimi bagażami. Miałam nadzieję, że ten ich nowy lokaj w odpowiedni sposób jej pomógł. Jeśli nie, to sama pójdzie i go zganię. Jednak wiedziałam, że lady Rosier nie zatrudniłaby byle kogo, więc byłam o to mniej więcej spokojna.
Na kilka minut przed umówioną godziną, krzątałam się po swoim pokoju poprawiając ostatnie zagięcia na narzucie na łóżku, przysuwając krzesła i poprawiając suknię. Dzisiaj postawiłam na długą, zwiewną, ale delikatną pudrową kieckę z długimi rękawami. Do tego delikatna biżuteria i rozpuszczone włosy. Chciałam wyglądać bardzo ładnie, Darcy zawsze tak lśniła w towarzystwie. Była taką silną kobietą, która ceniła sobie niezależność. Czasami miałam wrażenie, że mimo willich genów i ich działania na otoczenie, to jednak mi, było daleko za nią.
Nagle wielki dzwon stojący na korytarzu wbił godzinę dwudziestą, nie minęła nawet minuta, kiedy usłyszałam cichy trzask. Przybył skrzat, informując, że moja kuzynka pojawiła się u nas w domu. A już po chwili słyszałam kroki po schodach na górę. Pośpiesznie otworzyłam jej drzwi do sypialni z szerokim uśmiechem.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Darcy nie znosiła transportowania się za pomocą Sieci Fiuu. Pojawiła się w kominku posiadłości państwa Yaxley, czując wokół siebie woń siarki, ale ten jej nieprzyjemny rodzaj, którego nie znosiła. Uwielbiała już lekko wywiany zapach sadzy, kojarzący jej się z bratem wracającym do jej domu prosto z pracy, ale żywa woń, która teraz kręciła jej się wokół nozdrzy była zbyt intensywna. Przymknęła powieki, czując popiół na oczach, ale mimo, że kręciło ją w nosie, powstrzymała się od kichnięcia, wstrząsając głową, dumnie zrzucając popiół z puszczonych wolno na twarz przednich pasm włosów. Powitał ja skrzat domowy panienki Yaxley. W typowy dla siebie sposób zignorowała go, stawiając obok swoje walizki, a zaraz potem udała się w dobrze znanym sobie kierunku, wprost do pokoju Rosalie, próbując nie przyśpieszać kroku, mimo, ze bardzo ją do niej nagliło. Podciągnęła lekko suknię do góry, zadzierając ją ponad kostki, kiedy wchodziła po schodach. Dostrzegła tą blond czuprynę już z dalekiej odległości, posyłając Rosalie nieznaczny uśmiech zanim znalazła się przed nią i objęła ją lekko w progu. Zaraz potem machnęła głową, zachęcając ją do wejścia do środka, na moment przed tym, jak zatrzasnęła za nimi drzwi przed nosem Gębipiórka, czy innego Zgredka.
— Merinie, Rosalie! Myślałam, że ta podróż będzie trwać całe wieki. Ten cały Eagle się na mnie niedawno obraził, a przynajmniej mógłby, po tym co miało między nami miejsce w rozmowie, więc nie wiem czy robił to specjalnie, czy przypadkiem, ale wlekł się jak troll po bagnie.
W jej towarzystwie pozwoliła sobie na trochę więcej luzu, chwilę potem trochę rozdrażniona siadając na jej łóżku. Złość jej przeszła, kiedy przyjrzała się uważniej dziewczynie. Ten przyjazd mógł jej dobrze zrobić. Już sam widok przyjaciółki nastrajał ją pozytywniej.
— Mam wrażenie, że czuć ode mnie sadzą na kilometr — dorzuciła po momencie, przyzwyczajona jednak do kwiatowego zapachu własnych perfum.
— Merinie, Rosalie! Myślałam, że ta podróż będzie trwać całe wieki. Ten cały Eagle się na mnie niedawno obraził, a przynajmniej mógłby, po tym co miało między nami miejsce w rozmowie, więc nie wiem czy robił to specjalnie, czy przypadkiem, ale wlekł się jak troll po bagnie.
W jej towarzystwie pozwoliła sobie na trochę więcej luzu, chwilę potem trochę rozdrażniona siadając na jej łóżku. Złość jej przeszła, kiedy przyjrzała się uważniej dziewczynie. Ten przyjazd mógł jej dobrze zrobić. Już sam widok przyjaciółki nastrajał ją pozytywniej.
— Mam wrażenie, że czuć ode mnie sadzą na kilometr — dorzuciła po momencie, przyzwyczajona jednak do kwiatowego zapachu własnych perfum.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Brakowało mi tego świergotania. Od pierwszej chwili, kiedy Darcy weszła do mojego pokoju i zaczęła mi opowiadać, co się działo, już wiedziałam, że to będzie cudowny wieczór. Jeden z lepszych, jakie ostatnio miałam.Zmarszczyłam brwi spoglądając na nią zdziwiona.
- Czekaj, czekaj, dobrze zrozumiałam? Eagle, wasza domowa służba, się na ciebie obraziła? A co to za nowa polityka, żeby obrażać się na swojego pracodawcę? - usiadłam obok dziewczyny. - Darcy? Co ty mu powiedziałaś?
Wspomnienie o wlekących się trollach na bagnach bardzo mnie rozbawło. Bo tak właściwie, to trolle wcale nie były takie wolne. Ale nie ważne, przecież Darcy przebywała z nimi tyle co nic, więc skąd mogła wiedzieć takie rzeczy?
Pochyliłam się lekko nad kuzynką, przytykając lekko nos do jej czarnych włosów. Wzięłam kilka lekkich wdechów i zaśmiałam się lekko, odsuwając.
- Nie martw się, jesteś lekko przewrażliwiona. Nic nie czuje - zapewniłam ją.
Wstałam szybko i ruszyłam w stronę toaletki. Nie chciałam, by Darcy siedziała tu i marudziła, że brzydko pachnie siarką, dlatego zaraz podałam jej jeden z moich ulubionych flakoników z perfumami.
- Spróbuj tych, może ci się spodobają - podałam jej zadowolona.
Może to nie były jej cudowne, różane perfumy, i może moje delikatne, liliowe nie są tak intensywne, to przynajmniej według mnie są naprawdę ładne i chociaż na trochę powinny usatysfakcjonować kuzynkę. Posłałam jej lekki uśmiech.
- Moja droga, a może chciałabyś ciasteczko? Tyko nie mów mi nic o wadze, jak jednego wieczoru sobie pozwolimy, to nic się nie stanie - zapewniłam ją, zaczesując jej włosy za ucho. - I powiedz mi kochana, czego chciałabyś się napić. Wino, szampan, czy może herbatę póki co? Czy jadłaś już kolację?
Cóż, ja nawet o Darcy tak bardzo dbałam. Gdybym mogła, ściągnęłabym dla niej gwiazdkę z nieba, albo chociaż zapewnić jej wszystko co najlepsze, kiedy przebywała u mnie w domu. Zawsze chciałam być dobrą panią domu, przy Darcy bardzo się starałam. Każdy przecież wiedział, że ciocia Rosier przykładała do takich spraw dużo uwagi.
- Czekaj, czekaj, dobrze zrozumiałam? Eagle, wasza domowa służba, się na ciebie obraziła? A co to za nowa polityka, żeby obrażać się na swojego pracodawcę? - usiadłam obok dziewczyny. - Darcy? Co ty mu powiedziałaś?
Wspomnienie o wlekących się trollach na bagnach bardzo mnie rozbawło. Bo tak właściwie, to trolle wcale nie były takie wolne. Ale nie ważne, przecież Darcy przebywała z nimi tyle co nic, więc skąd mogła wiedzieć takie rzeczy?
Pochyliłam się lekko nad kuzynką, przytykając lekko nos do jej czarnych włosów. Wzięłam kilka lekkich wdechów i zaśmiałam się lekko, odsuwając.
- Nie martw się, jesteś lekko przewrażliwiona. Nic nie czuje - zapewniłam ją.
Wstałam szybko i ruszyłam w stronę toaletki. Nie chciałam, by Darcy siedziała tu i marudziła, że brzydko pachnie siarką, dlatego zaraz podałam jej jeden z moich ulubionych flakoników z perfumami.
- Spróbuj tych, może ci się spodobają - podałam jej zadowolona.
Może to nie były jej cudowne, różane perfumy, i może moje delikatne, liliowe nie są tak intensywne, to przynajmniej według mnie są naprawdę ładne i chociaż na trochę powinny usatysfakcjonować kuzynkę. Posłałam jej lekki uśmiech.
- Moja droga, a może chciałabyś ciasteczko? Tyko nie mów mi nic o wadze, jak jednego wieczoru sobie pozwolimy, to nic się nie stanie - zapewniłam ją, zaczesując jej włosy za ucho. - I powiedz mi kochana, czego chciałabyś się napić. Wino, szampan, czy może herbatę póki co? Czy jadłaś już kolację?
Cóż, ja nawet o Darcy tak bardzo dbałam. Gdybym mogła, ściągnęłabym dla niej gwiazdkę z nieba, albo chociaż zapewnić jej wszystko co najlepsze, kiedy przebywała u mnie w domu. Zawsze chciałam być dobrą panią domu, przy Darcy bardzo się starałam. Każdy przecież wiedział, że ciocia Rosier przykładała do takich spraw dużo uwagi.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Darcy nie planowała zaburzać tego wieczoru swoimi narzekaniami. Chciała raczej nawiązać kontakt w rozmowie, punkt zaczepienia do dyskusji, żeby w dalszym ciągu mogły pociągnąć ją w jakim kierunku tylko będą chciały. Zaczęcie konwersacji od tematu mężczyzn, od razu, nawet jeśli tych w służbie swojego domu, to dobry początek. Z tej kwestii gładko można było przeskoczyć do następnych. Rosier zrzuciła z siebie płaszcz, kładąc go złożonego na kanapę obok nich. Może powinny tam usiąść, ale miękki materac łoża był znacznie wygodniejszy.
— Eagle byłby się obraził, gdyby mu było wolno. Obraza to pojęcie względne, bardzo poważnie traktuje swoją pracę. Domyślam się tylko, że poczuł się urażony, bo kiedy mężczyźnie robi się, o tutaj… — uniosła dłoń do gładkiego czoła kuzynki, kładąc dwa palce lekko na jej skórze, kontynuując — … robi się taka paskudna bruzda to znaczy, że coś mu się nie podoba. Jemu fakt, że podważyłam jego godność i lojalność jako lokaja. Ty wiedziałaś, ze lokaje mają jakiś swój szczególny rodzaj godności?
Cofnęła dłoń, przechylając głowę na bok, rozrzucając drobnym gestem trochę włosy na boku jednego ramienia, kiedy Rose się nad jej kosmykami pochyliła. Chciała mieć pewność, że woń jaką rozsiewała to jednak nie była sadza. Wątpiła, żeby kiedyś mógł być to nowy modny trend — Właśnie najśmieszniejsze jest to, że obraził się za to, czego nie powiedziałam — zauważyła, chociaż brzmiało to dość absurdalnie. Chwilę potem obserwowała wnikliwie kuzynkę przemieszczającą się w stronę toaletki. Wstała z wdzięcznością przyjmując od niej perfumy. Chociaż rzeczywiście nie były to jej ulubione, różane, będące ikoną ich domu, te podobały jej się niemniej. Kojarzone z kuzynką zawsze nasuwały jej dobre myśli.
— Zawsze wiesz, czego mi trzeba, Rosie — okropiła się nimi lekko, chwile potem, po krótkim zastanowieniu, decydując się, że przy kim, jak przy kim, ale przy Yaxleyównie nie musi zachowywać powagi, opryskała perfumami twarz dziewczyny, uśmiechając się ciut wrednie. Na wspomnienie ciastek pokręciła z zrezygnowaniem głową. Nie to, że nie miała ochoty, ona po prostu wmawiała sobie, że ich nie lubi. Wtedy łatwiej jej było odmawiać sobie tej przyjemności w towarzystwie.
— Obawiam się, ze jedno ciastko dzisiaj skończy się tuzinem jutro — mruknęła rozbawiona, wpatrując się w piękne oczy kuzynki przy subtelnym geście zaczesania jej włosów do tyłu. Jak dobrze, że była odporna na gen willi, jako kobieta, albo przynajmniej tak jej się wydawało.
— Wino? Co się będziemy wstrzymywać. Tutaj nikt nam nie będzie liczył lampek.
— Eagle byłby się obraził, gdyby mu było wolno. Obraza to pojęcie względne, bardzo poważnie traktuje swoją pracę. Domyślam się tylko, że poczuł się urażony, bo kiedy mężczyźnie robi się, o tutaj… — uniosła dłoń do gładkiego czoła kuzynki, kładąc dwa palce lekko na jej skórze, kontynuując — … robi się taka paskudna bruzda to znaczy, że coś mu się nie podoba. Jemu fakt, że podważyłam jego godność i lojalność jako lokaja. Ty wiedziałaś, ze lokaje mają jakiś swój szczególny rodzaj godności?
Cofnęła dłoń, przechylając głowę na bok, rozrzucając drobnym gestem trochę włosy na boku jednego ramienia, kiedy Rose się nad jej kosmykami pochyliła. Chciała mieć pewność, że woń jaką rozsiewała to jednak nie była sadza. Wątpiła, żeby kiedyś mógł być to nowy modny trend — Właśnie najśmieszniejsze jest to, że obraził się za to, czego nie powiedziałam — zauważyła, chociaż brzmiało to dość absurdalnie. Chwilę potem obserwowała wnikliwie kuzynkę przemieszczającą się w stronę toaletki. Wstała z wdzięcznością przyjmując od niej perfumy. Chociaż rzeczywiście nie były to jej ulubione, różane, będące ikoną ich domu, te podobały jej się niemniej. Kojarzone z kuzynką zawsze nasuwały jej dobre myśli.
— Zawsze wiesz, czego mi trzeba, Rosie — okropiła się nimi lekko, chwile potem, po krótkim zastanowieniu, decydując się, że przy kim, jak przy kim, ale przy Yaxleyównie nie musi zachowywać powagi, opryskała perfumami twarz dziewczyny, uśmiechając się ciut wrednie. Na wspomnienie ciastek pokręciła z zrezygnowaniem głową. Nie to, że nie miała ochoty, ona po prostu wmawiała sobie, że ich nie lubi. Wtedy łatwiej jej było odmawiać sobie tej przyjemności w towarzystwie.
— Obawiam się, ze jedno ciastko dzisiaj skończy się tuzinem jutro — mruknęła rozbawiona, wpatrując się w piękne oczy kuzynki przy subtelnym geście zaczesania jej włosów do tyłu. Jak dobrze, że była odporna na gen willi, jako kobieta, albo przynajmniej tak jej się wydawało.
— Wino? Co się będziemy wstrzymywać. Tutaj nikt nam nie będzie liczył lampek.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Słuchałam jej uważnie, w odpowiednim momencie marszcząc lekko czoło, czując jej dotyk na swojej skórze. Fakt faktem, gdyby Eagle się obraził i pokazał to w jakiś sposób, to mógłby się pożegnać ze sobą pracą, a wątpię, aby o to mu chodziło. Uśmiechnęłam się, słysząc, co mu Darcy powiedziała. Mogłam się tego spodziewać.
- Nie miałam pojęcia, że mają jakieś tam swoje kodeksy. Dziwne, prawda? Że tak mało znaczący ludzie, posługują się czy przypisują sobie coś takiego jak godność i lojalność. To drugie jednak jest bardzo ważne u służby, szkoda jednak, że tak nie wielu to posiada - odpowiedziałam jej. - Dlaczego podważyłaś tę jego godność? Zrobił coś czy powiedział coś, co nie powinno mieć miejsca? Dobrze, że trzymasz go tak krótko, nie powinien sobie na za dużo pozwalać. A za te wleczenie się, powinien dostać ostrą reprymendę. To by go nauczyło, że obrażony czy nie, nie wolno mu się tak zachowywać.
Cóż, opinię na temat służby miałam taką jak cała reszta szlachty. Mają nam służyć, wykonywać nasze polecenia i nie wolno im podważyć naszego autorytetu i naszych słów, jak bardzo były by dla nich bolesne. Znaczy, mogą, ale niech nie myślą, że potem dostaną pracę gdziekolwiek w Anglii w jakiejkolwiek szlachetnej rodzinie.
Ostatnio myślałam o tym, że chciałabym mieć własną służkę, ale doszłam do wniosku, że poczekam z tym do swojego ślubu. Ktoś będzie mi musiał potem pomagać - dodałam, bo w planach, zaraz po wyjściu za mąż, miałam szybkie zajście w ciąże i urodzenie dziecka.
Patrzyłam uważnie, jak Darcy skrapia swoją skórę perfumami. W powietrzu od razu rozniósł się przyjemny zapach lilii, które zresztą były jednymi z moich ulubionych perfum. Lilia w herbie, Liliana za siostrę, trudno, aby w takich okolicznościach nie darzyć tego pięknego kwiatu tak wielkim uczuciem.
Nie spodziewałam się, że Darcy opryska mi twarz perfumem. Zacisnęłam mocno oczy i usta, robiąc przy tym zabawną minę, a potem spojrzałam na kuzynkę srogo, by zaraz się roześmiać.
- Osz ty, na zabawy ci się wzięło? - zapytałam rozbawiona. - Teraz obie jesteśmy cudownie pachnące.
Na wspomnienie o ciasteczkach, ułożyłam usta w prostą linię. Kiwnęła kilkakrotnie głową, absolutnie nie wierząc kuzynce. Ona również ograniczała słodkości, ale bywały wieczory, kiedy takie ograniczenia, po prostu nie wchodziły w grę. Podniosła jednak talerzyk i podsunęła pod nos Darcy z szerokim uśmiechem.
To zrobimy tak, zjesz ze mną po ciasteczku, w zamian za to jutro zjemy leciutkie śniadanie i zabiorę cię na długi spacer, żeby ci to ciasteczko zeszło z serca, co ty na to? - zapytałam.
Cóż, nie mogła się nie zgodzić. Jak będzie trzeba, to wepchnę jej to ciasteczko na siłę. Bo sama miałam na nie ochotę, a nie odważyłabym się go wziąć przy niej, nie dość, że byłoby to niegrzeczne, to potem miałabym wyrzuty sumienia, że ja jem, a ona nie. I wtedy Darcy będzie nadal piękna i szczupła, a ja przytyję.
- W takim razie wino - przytaknęłam.
Zawołałam skrzata, nakazałam mu przynieść wino i dwa kieliszki. Pojawił się po chwili, postawił na stole i już chciał rozlewać, kiedy go pogoniłam. Nie będzie nam tu jakiś skrzat przeszkadzał. Kuzynce nalałam cały kieliszek, sobie trochę mniej, odwracając się do niej z dość nie tęgą miną.
- Czy ty mi uwierzysz, jak ci powiem, że dostałam ostatnio reprymendę od własnego magomedyka? Myślałam, że jak powiem o tym ojcu, to ten mnie poprze, na brodę Merlina, poparł medyka - zaczęłam opowieść. - Przyszedł ostatnio mnie zbadać, sprawdzić jak się czuje i się mnie pyta ile pijam alkoholu. To ja mu mówię, że się specjalnie nie ograniczam, najczęściej szampan albo wino. Często są przecież różne bale, spotkania, czasami napiję się sama dla siebie. A on na mnie z takim poważnym tonem, że jako mój magomedyk zabrania mi za dużo pić, jedynie kilka lampek wina, nie więcej, bo jak nie będę przestrzegać jego poleceń, to zabroni pojawiać mi się na szlacheckich balach i spotkaniach. Rozumiesz, on mi zabroni!
Oburzyłam się lekko. Nie byłam przyzwyczajona do tego, że ktokolwiek kto nie jest moim ojcem albo kimś z rodziny, mi czegoś zabrania. A w dodatku ojciec go poparł i kazał mi się słuchać. Aż słabo mi się na samą myśl robiło, że miałabym się przestać pojawiać, ponieważ mój magomedyk ma jakieś przeciw wskazania.
- Więc niestety, ale nie dotrzymam ci równo kroku, bo jeśli ojciec się dowie, to nie pozwoli mi pójść na wernisaż. A właśnie, wybierasz się? Podobno mają pojawić się obrazy panny Weasley - przeskoczyłam zgrabnie do kolejnego tematu. - Podobno ma duży talent?
- Nie miałam pojęcia, że mają jakieś tam swoje kodeksy. Dziwne, prawda? Że tak mało znaczący ludzie, posługują się czy przypisują sobie coś takiego jak godność i lojalność. To drugie jednak jest bardzo ważne u służby, szkoda jednak, że tak nie wielu to posiada - odpowiedziałam jej. - Dlaczego podważyłaś tę jego godność? Zrobił coś czy powiedział coś, co nie powinno mieć miejsca? Dobrze, że trzymasz go tak krótko, nie powinien sobie na za dużo pozwalać. A za te wleczenie się, powinien dostać ostrą reprymendę. To by go nauczyło, że obrażony czy nie, nie wolno mu się tak zachowywać.
Cóż, opinię na temat służby miałam taką jak cała reszta szlachty. Mają nam służyć, wykonywać nasze polecenia i nie wolno im podważyć naszego autorytetu i naszych słów, jak bardzo były by dla nich bolesne. Znaczy, mogą, ale niech nie myślą, że potem dostaną pracę gdziekolwiek w Anglii w jakiejkolwiek szlachetnej rodzinie.
Ostatnio myślałam o tym, że chciałabym mieć własną służkę, ale doszłam do wniosku, że poczekam z tym do swojego ślubu. Ktoś będzie mi musiał potem pomagać - dodałam, bo w planach, zaraz po wyjściu za mąż, miałam szybkie zajście w ciąże i urodzenie dziecka.
Patrzyłam uważnie, jak Darcy skrapia swoją skórę perfumami. W powietrzu od razu rozniósł się przyjemny zapach lilii, które zresztą były jednymi z moich ulubionych perfum. Lilia w herbie, Liliana za siostrę, trudno, aby w takich okolicznościach nie darzyć tego pięknego kwiatu tak wielkim uczuciem.
Nie spodziewałam się, że Darcy opryska mi twarz perfumem. Zacisnęłam mocno oczy i usta, robiąc przy tym zabawną minę, a potem spojrzałam na kuzynkę srogo, by zaraz się roześmiać.
- Osz ty, na zabawy ci się wzięło? - zapytałam rozbawiona. - Teraz obie jesteśmy cudownie pachnące.
Na wspomnienie o ciasteczkach, ułożyłam usta w prostą linię. Kiwnęła kilkakrotnie głową, absolutnie nie wierząc kuzynce. Ona również ograniczała słodkości, ale bywały wieczory, kiedy takie ograniczenia, po prostu nie wchodziły w grę. Podniosła jednak talerzyk i podsunęła pod nos Darcy z szerokim uśmiechem.
To zrobimy tak, zjesz ze mną po ciasteczku, w zamian za to jutro zjemy leciutkie śniadanie i zabiorę cię na długi spacer, żeby ci to ciasteczko zeszło z serca, co ty na to? - zapytałam.
Cóż, nie mogła się nie zgodzić. Jak będzie trzeba, to wepchnę jej to ciasteczko na siłę. Bo sama miałam na nie ochotę, a nie odważyłabym się go wziąć przy niej, nie dość, że byłoby to niegrzeczne, to potem miałabym wyrzuty sumienia, że ja jem, a ona nie. I wtedy Darcy będzie nadal piękna i szczupła, a ja przytyję.
- W takim razie wino - przytaknęłam.
Zawołałam skrzata, nakazałam mu przynieść wino i dwa kieliszki. Pojawił się po chwili, postawił na stole i już chciał rozlewać, kiedy go pogoniłam. Nie będzie nam tu jakiś skrzat przeszkadzał. Kuzynce nalałam cały kieliszek, sobie trochę mniej, odwracając się do niej z dość nie tęgą miną.
- Czy ty mi uwierzysz, jak ci powiem, że dostałam ostatnio reprymendę od własnego magomedyka? Myślałam, że jak powiem o tym ojcu, to ten mnie poprze, na brodę Merlina, poparł medyka - zaczęłam opowieść. - Przyszedł ostatnio mnie zbadać, sprawdzić jak się czuje i się mnie pyta ile pijam alkoholu. To ja mu mówię, że się specjalnie nie ograniczam, najczęściej szampan albo wino. Często są przecież różne bale, spotkania, czasami napiję się sama dla siebie. A on na mnie z takim poważnym tonem, że jako mój magomedyk zabrania mi za dużo pić, jedynie kilka lampek wina, nie więcej, bo jak nie będę przestrzegać jego poleceń, to zabroni pojawiać mi się na szlacheckich balach i spotkaniach. Rozumiesz, on mi zabroni!
Oburzyłam się lekko. Nie byłam przyzwyczajona do tego, że ktokolwiek kto nie jest moim ojcem albo kimś z rodziny, mi czegoś zabrania. A w dodatku ojciec go poparł i kazał mi się słuchać. Aż słabo mi się na samą myśl robiło, że miałabym się przestać pojawiać, ponieważ mój magomedyk ma jakieś przeciw wskazania.
- Więc niestety, ale nie dotrzymam ci równo kroku, bo jeśli ojciec się dowie, to nie pozwoli mi pójść na wernisaż. A właśnie, wybierasz się? Podobno mają pojawić się obrazy panny Weasley - przeskoczyłam zgrabnie do kolejnego tematu. - Podobno ma duży talent?
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Darcy z pobłażaniem słuchała tego, co Rosalie miała jej do powiedzenia. Panienka Yaxley miała bardzo intensywny sposób bycia. Albo bardzo mocno czuło się jej szczęście, wręcz zarażało się tą jej pozytywna energią, być może miało to jakieś powiązanie z domieszką jej wilowatej krwi, poprzez którą oddawała ludziom tyle samo przyjemności ile odczuwało się patrząc na jej piękną twarz. Tak samo, kiedy była smutna, przybierała postać tak samo hipnotyczną, ale budzącą duży niepokój. Przynajmniej w sercu Darcy, która w dużym stopniu odbierała stany jakich Rosalie się znajdowała. Uniosła do niej wzrok, kręcąc lekko, ledwie dostrzegalnie, głową na boki i skinęła tylko głową w zgodzie na jej słowa prawiące o służbie. Obie chyba zajmowały podobne stanowisko w tej kwestii.
— Sprawdzałam go, Rosalie. Jeszcze mu nie ufam, nie wiem, kiedy będę w stanie, o ile, powiedzieć, że jestem w pełni zadowolona z jego usług. Czasami zależy mu na moim komforcie tak bardzo, że to aż podejrzane. Nikt nie powinien mieć w sobie tyle woli i zaparcia do wykonywania cudzych poleceń. To wbrew ludzkiej naturze. Podejrzewam, że Eagle ma jakieś ukryte zamiary, których po prostu jeszcze nie rozumiem, a sposób w jaki patrzy na kobiety w naszym domu… Rosalie… mam wrażenie, że on chowa w sobie więcej niż to pokazuje.
Nie wiedziała skąd to zdanie, ale prawda była taka, że charyzma jej lokaja w niektórych aspektach wydawała się wręcz budząca wątpliwości co do jego celów i myśli. Darcy miała czasem wrażenie, że Adam jest w tym domu… aż za mocno. Skrzaty umykały gdzieś tam niezauważone. Mężczyzna bardzo mocno upominał się o swojej obecności, choćby samym spojrzeniem, jakie posyłał młodej Rosier, czy lady Rosier.
Uśmiechając się lekko po skropieniu Rosalie perfumami, Darcy odłożyła je na toaletkę nie chcąc nadużywać gościnności Rosie i marnować jej pięknie pachnących specyfików. Wyprostowała się, obracając się w stronę kuzynki:
— Albo zjesz ciastko za mnie i za siebie, ja nie mam ochoty. A ja wypiję więcej wina…
Była ciekawa czy kuzynka pójdzie na taką umowę. Widziała, ze dziewczyna nie oszczędzała jej alkoholu, ale dolała sobie jeszcze odrobinkę, bo w końcu rzadko kiedy zdarzały się okazje by bezkarnie wypić więcej tego pieszczącego podniebienie trunku. Etykieta czasami bywała frustrująco ograniczająca. Rosier tym bardziej z zainteresowaniem słuchała w uzasadniony sposób rozżalonego tonu przyjaciółki. Upijając ze spokojem kilka łyków z kieliszka, oderwała usta od szkła, uchylając wargi lekko w zastanowieniu.
— Jak dobrze, że mnie jeszcze zdanie żadnego medyka nie ubezwłasnowolnia… — skomentowała — za to mój uroczy narzeczony mógłby wziąć u nich kilka rad. Widziałaś go ostatnio na balu? Ja już nie wiem, czy to jego zachowanie to skutek problemu z alkoholizmem czy jego zwykłe usposobienie.
W jakiś sposób odkąd byli zaręczeni, jego charakter zaczął Darcy w większym stopniu przeszkadzać niż kiedykolwiek wcześniej.
— Też wybierasz się na wernisaż. Wspaniale. Mi będzie towarzyszył Thibaud — skrzywiła się nieznacznie — Pamiętasz Thibauda? Mojego kuzyna, który jeszcze w szkole ciągle się ze mną droczył? Miejmy nadzieję, ze wyrósł z tych złośliwości. Wraca z Marsylii na nasze włości. Trudno będzie mi go unikać w jednym domu.
Zawiesiła ton, w lekkim ruchu rozlewając wino po ściankach naczynia, obserwując tą czynność. Zwyczajnie zajmowała sobie czas, w trakcie, kiedy rozmyślała nad pracami panienki Weasley. Cóż mogła powiedzieć?
— Wydaje mi się, że twarz ma wdzięczniejszą niż talent do malowania — skrytykowała otwarcie, bo w końcu z Rosalie mogła być szczera — sympatyczna, szczodra dziewczyna z pasją, aczkolwiek jeszcze dużo jej brakuje do cioci Laidan. Z tym dużym talentem bym nie przesadzała. Jak na razie jest on jeszcze przeciętny. Aczkolwiek obiecała namalować mi portret i nie mam wątpliwości, ze zrobi to najlepiej, jak umie. Myślisz, ze nada się na prezent dla Lorne? Z podpisem: „powies nad łóżkiem, będę wiedzieć z kim sypiasz”. Mam dziwne wrażenie, że nie powinnam mu w niczym ufać.
— Sprawdzałam go, Rosalie. Jeszcze mu nie ufam, nie wiem, kiedy będę w stanie, o ile, powiedzieć, że jestem w pełni zadowolona z jego usług. Czasami zależy mu na moim komforcie tak bardzo, że to aż podejrzane. Nikt nie powinien mieć w sobie tyle woli i zaparcia do wykonywania cudzych poleceń. To wbrew ludzkiej naturze. Podejrzewam, że Eagle ma jakieś ukryte zamiary, których po prostu jeszcze nie rozumiem, a sposób w jaki patrzy na kobiety w naszym domu… Rosalie… mam wrażenie, że on chowa w sobie więcej niż to pokazuje.
Nie wiedziała skąd to zdanie, ale prawda była taka, że charyzma jej lokaja w niektórych aspektach wydawała się wręcz budząca wątpliwości co do jego celów i myśli. Darcy miała czasem wrażenie, że Adam jest w tym domu… aż za mocno. Skrzaty umykały gdzieś tam niezauważone. Mężczyzna bardzo mocno upominał się o swojej obecności, choćby samym spojrzeniem, jakie posyłał młodej Rosier, czy lady Rosier.
Uśmiechając się lekko po skropieniu Rosalie perfumami, Darcy odłożyła je na toaletkę nie chcąc nadużywać gościnności Rosie i marnować jej pięknie pachnących specyfików. Wyprostowała się, obracając się w stronę kuzynki:
— Albo zjesz ciastko za mnie i za siebie, ja nie mam ochoty. A ja wypiję więcej wina…
Była ciekawa czy kuzynka pójdzie na taką umowę. Widziała, ze dziewczyna nie oszczędzała jej alkoholu, ale dolała sobie jeszcze odrobinkę, bo w końcu rzadko kiedy zdarzały się okazje by bezkarnie wypić więcej tego pieszczącego podniebienie trunku. Etykieta czasami bywała frustrująco ograniczająca. Rosier tym bardziej z zainteresowaniem słuchała w uzasadniony sposób rozżalonego tonu przyjaciółki. Upijając ze spokojem kilka łyków z kieliszka, oderwała usta od szkła, uchylając wargi lekko w zastanowieniu.
— Jak dobrze, że mnie jeszcze zdanie żadnego medyka nie ubezwłasnowolnia… — skomentowała — za to mój uroczy narzeczony mógłby wziąć u nich kilka rad. Widziałaś go ostatnio na balu? Ja już nie wiem, czy to jego zachowanie to skutek problemu z alkoholizmem czy jego zwykłe usposobienie.
W jakiś sposób odkąd byli zaręczeni, jego charakter zaczął Darcy w większym stopniu przeszkadzać niż kiedykolwiek wcześniej.
— Też wybierasz się na wernisaż. Wspaniale. Mi będzie towarzyszył Thibaud — skrzywiła się nieznacznie — Pamiętasz Thibauda? Mojego kuzyna, który jeszcze w szkole ciągle się ze mną droczył? Miejmy nadzieję, ze wyrósł z tych złośliwości. Wraca z Marsylii na nasze włości. Trudno będzie mi go unikać w jednym domu.
Zawiesiła ton, w lekkim ruchu rozlewając wino po ściankach naczynia, obserwując tą czynność. Zwyczajnie zajmowała sobie czas, w trakcie, kiedy rozmyślała nad pracami panienki Weasley. Cóż mogła powiedzieć?
— Wydaje mi się, że twarz ma wdzięczniejszą niż talent do malowania — skrytykowała otwarcie, bo w końcu z Rosalie mogła być szczera — sympatyczna, szczodra dziewczyna z pasją, aczkolwiek jeszcze dużo jej brakuje do cioci Laidan. Z tym dużym talentem bym nie przesadzała. Jak na razie jest on jeszcze przeciętny. Aczkolwiek obiecała namalować mi portret i nie mam wątpliwości, ze zrobi to najlepiej, jak umie. Myślisz, ze nada się na prezent dla Lorne? Z podpisem: „powies nad łóżkiem, będę wiedzieć z kim sypiasz”. Mam dziwne wrażenie, że nie powinnam mu w niczym ufać.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Ja bym się bała - skwitowałam. - A co jeśli on ma jakieś niecne zamiary? Albo was szpieguje? On w ogóle potrafi korzystać z magii?
Zaśmiałam się lekko. Perspektywa szpiegującego Adama wydała mi się niezwykle zabawna. Nie specjalnie w to wierzyłam, ale uwielbiałam droczyć się z kuzynką. Westchnęłam lekko, kręcąc głową. Ta całą ich nowa służba zdecydowanie miała coś na sumieniu, z tego co opowiadała Darcy, szkoda tylko, że jeszcze nie rozumiałyśmy obie co.
- Nie przejmuj się nim, póki co. Nie podskoczy wam przecież, a nawet jeśli, to w Anglii nie będzie miał życia i ja na jego miejscu bym nie ryzykowała - stwierdziłam w końcu. - Darcy… a może on się w tobie zakochał?
Zasłoniłam teatralnie usta dłonią, starając się pohamować śmiech. Cóż, to całkiem interesująca teoria. Wzięłam jedno ciasteczko, zjadając je sobie spokojnie, a słysząc propozycję kuzynki, znów westchnęłam. Kiwnęłam lekko głową, bo co miałam poradzić. Zostało mi jedzenie ciastek, skoro nie wolno było mi pić zbyt dużo alkoholu. Obserwowałam, jak zanurza swoje usta w winie i uśmiechnęłam się.
- O tak, zdecydowanie powinnaś się cieszyć - przytaknęłam. - Lord Bulstrode na pewno powinien się z kimś w tej sprawie skontaktować. Żeby potem nie było, że po waszym ślubie jedyne co będzie robił, to pił. To byłby taki wstyd…
Kuzyna Darcy zdecydowanie pamiętałam, dziewczyna zawsze o nim w wakacje opowiadała i skarżyła się na jego zachowanie. Mi również udało się go kiedyś poznać, ale wątpię, jakoby jakoś specjalnie mnie kojarzył.
- Naprawdę? - zdziwiłam się. - Nie martw się, to przecież twoja rodzina. Jest już starszy, na pewno z tego wyrósł. Zawsze jak będzie ci przeszkadzał, możesz przyjść do mnie.
Wysłuchałam opinii na temat lady Weasley. Dopóki Rosier nie zeszła na temat swojego narzeczonego, zachowywałam w miarę poważny wyraz twarzy, ale wtedy nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
- Darcy, chciałabym mieć takie problemy jak ty - powiedziałam szczerze rozbawiona. - Nie bądź tak bardzo krytyczna w stosunku do panny Weasley, sądzę, że gdyby nie miała talentu, to lady Avery nie zgodziłaby się, aby jej prace zawinęły u niej w galerii.
Podeszłam do przyjaciółki i chwyciłam ją za dłoń. Spojrzałam na jej twarz, wyglądała na zmartwioną zachowaniem lorda Bulstrode. Zacisnęłam mocno usta w prostą linię, chwilę się nad czymś zastanawiając.
- Rzadko się z nim spotykasz, prawda? Może gdybyś spędziła z nim więcej czasu, to wasze relacje się poprawią? - zapytałam. - Jeżeli zrobi coś co cię urazi, albo będzie próbował zniszczyć twoją opinię w społeczeństwie, to masz mi od razu powiedzieć. Cisnę w niego kulami ognia, wypale mu włosy na głowie i twarzy, a zdjęcie wyśle do Proroka, żeby cały czarodziejski świat śmiał się z jego wyglądu. Co ty na to?
Rozbawiona czekałam na reakcję przyjaciółki, podbijając jej trochę wina z kieliszka. Mój stał na stoliku, a to tak daleko!
Zaśmiałam się lekko. Perspektywa szpiegującego Adama wydała mi się niezwykle zabawna. Nie specjalnie w to wierzyłam, ale uwielbiałam droczyć się z kuzynką. Westchnęłam lekko, kręcąc głową. Ta całą ich nowa służba zdecydowanie miała coś na sumieniu, z tego co opowiadała Darcy, szkoda tylko, że jeszcze nie rozumiałyśmy obie co.
- Nie przejmuj się nim, póki co. Nie podskoczy wam przecież, a nawet jeśli, to w Anglii nie będzie miał życia i ja na jego miejscu bym nie ryzykowała - stwierdziłam w końcu. - Darcy… a może on się w tobie zakochał?
Zasłoniłam teatralnie usta dłonią, starając się pohamować śmiech. Cóż, to całkiem interesująca teoria. Wzięłam jedno ciasteczko, zjadając je sobie spokojnie, a słysząc propozycję kuzynki, znów westchnęłam. Kiwnęłam lekko głową, bo co miałam poradzić. Zostało mi jedzenie ciastek, skoro nie wolno było mi pić zbyt dużo alkoholu. Obserwowałam, jak zanurza swoje usta w winie i uśmiechnęłam się.
- O tak, zdecydowanie powinnaś się cieszyć - przytaknęłam. - Lord Bulstrode na pewno powinien się z kimś w tej sprawie skontaktować. Żeby potem nie było, że po waszym ślubie jedyne co będzie robił, to pił. To byłby taki wstyd…
Kuzyna Darcy zdecydowanie pamiętałam, dziewczyna zawsze o nim w wakacje opowiadała i skarżyła się na jego zachowanie. Mi również udało się go kiedyś poznać, ale wątpię, jakoby jakoś specjalnie mnie kojarzył.
- Naprawdę? - zdziwiłam się. - Nie martw się, to przecież twoja rodzina. Jest już starszy, na pewno z tego wyrósł. Zawsze jak będzie ci przeszkadzał, możesz przyjść do mnie.
Wysłuchałam opinii na temat lady Weasley. Dopóki Rosier nie zeszła na temat swojego narzeczonego, zachowywałam w miarę poważny wyraz twarzy, ale wtedy nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
- Darcy, chciałabym mieć takie problemy jak ty - powiedziałam szczerze rozbawiona. - Nie bądź tak bardzo krytyczna w stosunku do panny Weasley, sądzę, że gdyby nie miała talentu, to lady Avery nie zgodziłaby się, aby jej prace zawinęły u niej w galerii.
Podeszłam do przyjaciółki i chwyciłam ją za dłoń. Spojrzałam na jej twarz, wyglądała na zmartwioną zachowaniem lorda Bulstrode. Zacisnęłam mocno usta w prostą linię, chwilę się nad czymś zastanawiając.
- Rzadko się z nim spotykasz, prawda? Może gdybyś spędziła z nim więcej czasu, to wasze relacje się poprawią? - zapytałam. - Jeżeli zrobi coś co cię urazi, albo będzie próbował zniszczyć twoją opinię w społeczeństwie, to masz mi od razu powiedzieć. Cisnę w niego kulami ognia, wypale mu włosy na głowie i twarzy, a zdjęcie wyśle do Proroka, żeby cały czarodziejski świat śmiał się z jego wyglądu. Co ty na to?
Rozbawiona czekałam na reakcję przyjaciółki, podbijając jej trochę wina z kieliszka. Mój stał na stoliku, a to tak daleko!
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
— Eagle? Czemu w ogóle rozmawiamy o Eagle’u? To jakiś charłak na naszych usługach. Jak na razie niezawodny, ale charłak — wzruszyła ramionami — Nawet jeśli byłby zakochany, to i tak poświęciłyśmy mu w rozmowie za dużo czasu.
Chwilę potem kuzynka ją rozbawiła. Była Jeną z niewielu osób, które z taką lekkością mogły wspomnieć coś na temat lorda Bulstrode, okazać mu troskę, a jednocześnie wytknąć błędy, stając tym samym po stronie Darcy. Jej usta wygięły się w lekkim uśmiechu, który schowała za szkłem. Kąciki ust drgnęły, ale zaraz wargi przywarły do lampki z winem, maskując ten drobny gest. Słuchała kuzynki w niemym rozbawieniu, nie przerywając jej. Nie mogłaby tej sytuacji kwitować lepiej niż zrobiła to Rosalie.
— Twoja troska o mojego narzeczonego jest rozczulająca, może chciałabyś się nim zamienić, za Fawleya? Nauczę go mówić, a potem Ci go oddam — rzuciła odrobinę z przekąsem, wiedząc dobrze, jak Rosalie była mocno za mężczyzną i być może zbeszta Darcy za ten żart, albo go podłapie i pogłębi temat rozmowy, dodając jeszcze więcej dowcipnej, sarkastycznej nuty do rozmowy. Tematu Thibauda nie rozwinęła. Wzruszyła nieznacznie ramionami, jeszcze nieświadoma tego, że niedługo później miała powitać mężczyznę całkiem absorbującego jej uwagę, zupełnie innego niż go zapamiętała. Cóż… wtedy był dla niej tylko męczącym, nudnym chłopcem. Dziś nic w nim nie było nudne, albo ona zaczęła dostrzegać więcej, interesować się większą ilością rzeczy, a przede wszystkim, fizycznością, tą magnetyczną, która cechowała Rosierów, w tym, bez wyjątku, jej kuzyna.
— Rosalie, dobrze wiesz, że zawracam sobie głowę sprawami błahymi, żeby nie pamiętać o prawdziwych problemach — dorzuciła nagle poważniejąc, a jej ton stał się bardziej surowy, zdystansowany. Każdy miał własne problemy, nie należało ich wartościować. Rosierowie chyba już nigdy całkiem nie wydostaną się z tragedii śmierci ich siostry, czy choroby ich ojca. Nikt nie chciałby się z nią zamieniać na problemy. Rosier nie była pewna, czy chciałaby przejąć rozterki sercowe Rosalie, ale całkowicie zdecydowanie wiedziała, że nikomu nie życzyłaby tylu przykrości ile spotkało ich rodzinę na przestrzeni ostatnich lat.
— Nie chcę żeby nasze relacje się poprawiły, Rose — chciała wyzbyć się tego chłodu z tonu, ale chyba zbyt mocno ubodły ją słowa Yaxley, a przy niej mogła sobie pozwolić na wydobycie z siebie takich emocji jak rozdrażnienie — jestem też pewna, że sama sobie z nim poradzę. Właśnie na to liczę, aż zruga moje imię publicznie, złamie mi serce. Nie rozumiesz, Rosalie? Każdy powód, żeby zerwać to przyrzeczenie między nami dla mnie będzie dobry. Ale cieszy mnie Twoja lojalność wobec przyjaciół — dodała mimochodem oddając dziewczynie swój kieliszek.
— Naprawdę uważasz, ze lord Bulstrode to spełnienie moich marzeń i że ulegnę wpływowi otoczenia, sytuacji, opinii innych i będę żyć w związku, który mnie w ogóle nie przekonuje. I dla kogo? Wierz mi, moja matka, podobnie jak ja, uważa, że to nie jest mężczyzna dla mnie. Tylko trzeba tą kwestię delikatnie, właściwie rozwiązać. Zanim zwiąże mnie przysięga.
Chwilę potem kuzynka ją rozbawiła. Była Jeną z niewielu osób, które z taką lekkością mogły wspomnieć coś na temat lorda Bulstrode, okazać mu troskę, a jednocześnie wytknąć błędy, stając tym samym po stronie Darcy. Jej usta wygięły się w lekkim uśmiechu, który schowała za szkłem. Kąciki ust drgnęły, ale zaraz wargi przywarły do lampki z winem, maskując ten drobny gest. Słuchała kuzynki w niemym rozbawieniu, nie przerywając jej. Nie mogłaby tej sytuacji kwitować lepiej niż zrobiła to Rosalie.
— Twoja troska o mojego narzeczonego jest rozczulająca, może chciałabyś się nim zamienić, za Fawleya? Nauczę go mówić, a potem Ci go oddam — rzuciła odrobinę z przekąsem, wiedząc dobrze, jak Rosalie była mocno za mężczyzną i być może zbeszta Darcy za ten żart, albo go podłapie i pogłębi temat rozmowy, dodając jeszcze więcej dowcipnej, sarkastycznej nuty do rozmowy. Tematu Thibauda nie rozwinęła. Wzruszyła nieznacznie ramionami, jeszcze nieświadoma tego, że niedługo później miała powitać mężczyznę całkiem absorbującego jej uwagę, zupełnie innego niż go zapamiętała. Cóż… wtedy był dla niej tylko męczącym, nudnym chłopcem. Dziś nic w nim nie było nudne, albo ona zaczęła dostrzegać więcej, interesować się większą ilością rzeczy, a przede wszystkim, fizycznością, tą magnetyczną, która cechowała Rosierów, w tym, bez wyjątku, jej kuzyna.
— Rosalie, dobrze wiesz, że zawracam sobie głowę sprawami błahymi, żeby nie pamiętać o prawdziwych problemach — dorzuciła nagle poważniejąc, a jej ton stał się bardziej surowy, zdystansowany. Każdy miał własne problemy, nie należało ich wartościować. Rosierowie chyba już nigdy całkiem nie wydostaną się z tragedii śmierci ich siostry, czy choroby ich ojca. Nikt nie chciałby się z nią zamieniać na problemy. Rosier nie była pewna, czy chciałaby przejąć rozterki sercowe Rosalie, ale całkowicie zdecydowanie wiedziała, że nikomu nie życzyłaby tylu przykrości ile spotkało ich rodzinę na przestrzeni ostatnich lat.
— Nie chcę żeby nasze relacje się poprawiły, Rose — chciała wyzbyć się tego chłodu z tonu, ale chyba zbyt mocno ubodły ją słowa Yaxley, a przy niej mogła sobie pozwolić na wydobycie z siebie takich emocji jak rozdrażnienie — jestem też pewna, że sama sobie z nim poradzę. Właśnie na to liczę, aż zruga moje imię publicznie, złamie mi serce. Nie rozumiesz, Rosalie? Każdy powód, żeby zerwać to przyrzeczenie między nami dla mnie będzie dobry. Ale cieszy mnie Twoja lojalność wobec przyjaciół — dodała mimochodem oddając dziewczynie swój kieliszek.
— Naprawdę uważasz, ze lord Bulstrode to spełnienie moich marzeń i że ulegnę wpływowi otoczenia, sytuacji, opinii innych i będę żyć w związku, który mnie w ogóle nie przekonuje. I dla kogo? Wierz mi, moja matka, podobnie jak ja, uważa, że to nie jest mężczyzna dla mnie. Tylko trzeba tą kwestię delikatnie, właściwie rozwiązać. Zanim zwiąże mnie przysięga.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lubiłam rozbawiać Darcy. Przynajmniej wtedy na jej ustach pojawiał się prawdziwy uśmiech, a nie ten wymuszony, na masce dobrego wychowania i tych wszystkich pozorów, jakie wokół siebie roztaczaliśmy. Zachichotałam na jej słowa.
- O nie, nie, Fawley’a to ja ci nie oddam. Zdominowałabyś go za bardzo - stwierdziłam. - Nie troszczę się o niego, troszczę się o ciebie. Chciałabym, byś czuła się trochę lepiej w związku, który zgotowała ci rodzina.
Usiadłam obok przyjaciółki, starając się wyciągnąć z jej słów jak najwięcej. Byłam częścią rodziny Rosierów, ich problemy przeżywałam równie mocno, chociaż może nie było tego widać na pierwszy rzut oka. To nie tak, że nic nie rozumiałam i nie wiedziałam co się dzieje, co siedzi w głowie mojej Darcy.
- Nie wiem tylko czy jest na tyle głupi, aby zrobić coś takiego. Fakt faktem, rozumiem to on nie grzeszy, ale nie wiem, czy aż tak. Co jeśli żaden pretekst się nie nawinie? Co jeśli nie będziecie mieli powodu, aby zerwać te zaręczyny? - dopytywałam. - Wiem, że sobie z nim poradzisz. Nie jesteś osobą, która pozwoli siebie zdominować, ba! jestem pewna, że to ty będziesz stać na górze, ale… Skoro cioci również nie pasuje ten związek, to czemu w ogóle twoja rodzina się na to zgodziła? Wujek naprawdę myślał, że tak będzie dobrze?
Zarzuciłam włosy Darcy na drugie ramie, oddałam jej kieliszek i uśmiechnęłam się lekko. Chciałam skończyć temat naszych problemów, rozpocząć rozmowę o czymś innym, przyjemniejszym. Złożyłam jej lekki pocałunek na policzku.
- Dobrze kochana, nie spotkałyśmy się dzisiaj tutaj, aby rozmawiać o naszych problemach. Zastanowimy się jak to wszystko rozwiązać kiedy indziej, ale nie dzisiaj, kiedy mamy się dobrze bawić.
Wzięłam kieliszek w jej dłoni, co z tego, że przed chwilą go jej oddałam. W każdym razie odłożyłam go na bok, chwyciłam Darcy tak, aby wylądowała plecami na łóżku, a sama położyłam się tuż obok niej. Chwyciłam różdżkę i machnęłam ją zaczarowując górę mojego baldachimu tak, aby wyglądał jak prawdziwe, obsypane gwiazdami i zakryte kilkoma chmurami, które przesuwały się z wolna po niebie. Kolejnym ruchem różdżki zgasiłam część świateł, aby w pomieszczeniu zapanował półmrok.
- Pamiętasz, jak w wakacje kładłyśmy się późnym wieczorem na trawie u ciebie w ogrodzie i obserwowałyśmy gwiazdy? Jest trochę zbyt chłodno, by wyjść teraz na dwór i leżeć na ziemi, więc przyniosłam część nieba do pokoju. Jak ci się podoba? - zapytałam, nie spuszczając wzroku z gwiazd. - Na podobnej zasadzie było zaczarowane sklepienie w Hogwarcie, po niebie pływały chmury, gwiazdy mrugały do nas, jak prawdziwe. Gdy pierwszy raz poszłam do Hogwartu, myślałam, że mamy dziurę w suficie.
Zaśmiałam się lekko. Darcy nigdy nie była u mnie w szkole, a ja jej lubiłam opowiadać o dziwnych dziwactwach mojej uczelni, w zamian też bardzo lubiłam słuchać o jej Akademii Magii, która tak bardzo różniła się od tego co znałam.
- Pamiętasz, jak potrafiłyśmy przeplotkować pół nocy, aż nas nie wygonili do łóżek? - zachichotałam. - Albo jak ci opowiadałam o kolejnej powieści, jaką przeczytałam, a ty zawsze mówiłaś, że gadam głupoty.
Odwróciłam się na bok by spojrzeć na twarz przyjaciółki. Gdybym mogła, zatrzymałabym czas, abyśmy mogły spędzić tak wieczność. Byłoby tak pięknie. Żadnych problemów, żadnych obowiązków, żadnych sztucznych uśmieszków wymienianych z innymi pannami.
- O nie, nie, Fawley’a to ja ci nie oddam. Zdominowałabyś go za bardzo - stwierdziłam. - Nie troszczę się o niego, troszczę się o ciebie. Chciałabym, byś czuła się trochę lepiej w związku, który zgotowała ci rodzina.
Usiadłam obok przyjaciółki, starając się wyciągnąć z jej słów jak najwięcej. Byłam częścią rodziny Rosierów, ich problemy przeżywałam równie mocno, chociaż może nie było tego widać na pierwszy rzut oka. To nie tak, że nic nie rozumiałam i nie wiedziałam co się dzieje, co siedzi w głowie mojej Darcy.
- Nie wiem tylko czy jest na tyle głupi, aby zrobić coś takiego. Fakt faktem, rozumiem to on nie grzeszy, ale nie wiem, czy aż tak. Co jeśli żaden pretekst się nie nawinie? Co jeśli nie będziecie mieli powodu, aby zerwać te zaręczyny? - dopytywałam. - Wiem, że sobie z nim poradzisz. Nie jesteś osobą, która pozwoli siebie zdominować, ba! jestem pewna, że to ty będziesz stać na górze, ale… Skoro cioci również nie pasuje ten związek, to czemu w ogóle twoja rodzina się na to zgodziła? Wujek naprawdę myślał, że tak będzie dobrze?
Zarzuciłam włosy Darcy na drugie ramie, oddałam jej kieliszek i uśmiechnęłam się lekko. Chciałam skończyć temat naszych problemów, rozpocząć rozmowę o czymś innym, przyjemniejszym. Złożyłam jej lekki pocałunek na policzku.
- Dobrze kochana, nie spotkałyśmy się dzisiaj tutaj, aby rozmawiać o naszych problemach. Zastanowimy się jak to wszystko rozwiązać kiedy indziej, ale nie dzisiaj, kiedy mamy się dobrze bawić.
Wzięłam kieliszek w jej dłoni, co z tego, że przed chwilą go jej oddałam. W każdym razie odłożyłam go na bok, chwyciłam Darcy tak, aby wylądowała plecami na łóżku, a sama położyłam się tuż obok niej. Chwyciłam różdżkę i machnęłam ją zaczarowując górę mojego baldachimu tak, aby wyglądał jak prawdziwe, obsypane gwiazdami i zakryte kilkoma chmurami, które przesuwały się z wolna po niebie. Kolejnym ruchem różdżki zgasiłam część świateł, aby w pomieszczeniu zapanował półmrok.
- Pamiętasz, jak w wakacje kładłyśmy się późnym wieczorem na trawie u ciebie w ogrodzie i obserwowałyśmy gwiazdy? Jest trochę zbyt chłodno, by wyjść teraz na dwór i leżeć na ziemi, więc przyniosłam część nieba do pokoju. Jak ci się podoba? - zapytałam, nie spuszczając wzroku z gwiazd. - Na podobnej zasadzie było zaczarowane sklepienie w Hogwarcie, po niebie pływały chmury, gwiazdy mrugały do nas, jak prawdziwe. Gdy pierwszy raz poszłam do Hogwartu, myślałam, że mamy dziurę w suficie.
Zaśmiałam się lekko. Darcy nigdy nie była u mnie w szkole, a ja jej lubiłam opowiadać o dziwnych dziwactwach mojej uczelni, w zamian też bardzo lubiłam słuchać o jej Akademii Magii, która tak bardzo różniła się od tego co znałam.
- Pamiętasz, jak potrafiłyśmy przeplotkować pół nocy, aż nas nie wygonili do łóżek? - zachichotałam. - Albo jak ci opowiadałam o kolejnej powieści, jaką przeczytałam, a ty zawsze mówiłaś, że gadam głupoty.
Odwróciłam się na bok by spojrzeć na twarz przyjaciółki. Gdybym mogła, zatrzymałabym czas, abyśmy mogły spędzić tak wieczność. Byłoby tak pięknie. Żadnych problemów, żadnych obowiązków, żadnych sztucznych uśmieszków wymienianych z innymi pannami.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Obserwowała swoją kuzynkę uważnie, kiedy ta zaczesywała jej włosy za ucho. Zabawne, bo z żadnym mężczyzną nie była nigdy tak blisko, jak z nią. Być może niektórzy ich spoufalanie się potraktowaliby opacznie, kiedy chyba obie po prostu czuły w tych gestach swoją coraz bardziej narastającą z roku na rok więź. Nie wyobrażała sobie, gdyby ta znajomość miała kiedyś przepaść. Rosalie była prawdopodobnie jedyną osobą, przy której Darcy absolutnie traciła gardę. Tylko przy niej, czasami, pozwalała sobie być beztroską dziewczyną. W całej swej postawie poważnej, wyrachowanej kobiety, przy niej była po prostu jeszcze dziewczęciem i być może właśnie tylko ta znajomość jeszcze trzymała jej pozę w ryzach. Odetchnęła pchnięta na łóżko patrząc na jaśniejące nagle nad ich głowami niebo i przechyliła głowę na bok, wpatrując się w profil kuzynki. Migotające nad nimi punkciki odbijały się w jasnych oczach pół-wili. Milczała faktycznie przypominając sobie ten czas, w którym pozbawione były wszelkich trosk. Nic nie zaprzątało ich głów prócz problemów, które same sobie stwarzały na siłę, czując się wtedy bardziej dojrzałe. Dorosłe. Teraz nie tylko udawały dorosłe, a dorosłe były, a przynajmniej starały się być, doświadczając takich, a nie innych zmartwień.
Mimo to, przypominając sobie jeden z wieczorów w ogrodzie, kiedy ukryte między krzewami, odkrywały kolejne kroki do dorosłości, parsknęła krótko śmiechem na to wspomnienie.
— Tak. Pamiętam, Pamiętam też, jak któregoś dnia, po przeczytaniu tych głupstw — co do tego Darcy nie straciła wcale pewności, w istocie uważała te treści w dalszym ciągu za głupotki — zastanawiałaś się, jak to jest się całować i panikowałaś, że kiedy przyjdzie nam to sprawdzić, możemy nie zadowolić mężczyzny — uśmiechnęła się kpiąco na wspomnienie tych krótkich chwil. Mówiła jej wtedy, że dziewczyna czy kobieta urodziła się z potencjałem do wodzenia mężczyzn na pokuszenie i że jeśli same będą co do tego pewne, żaden mężczyzna się im nie uprze. Że ich każdy pocałunek, na pewno, nikogo nie zawiedzie, więcej, ściągnie na nie zainteresowanie płci przeciwnej, jeśli odpowiednio będą dawkować napięcie i będą pewne swoich czynów. Nie żeby młoda Darcy miała wtedy o takim zbliżeniu jakiekolwiek pojęcie.
— Upierałaś się, że to musi być spore wyzwanie, a ja, że to proste i wpisane w naszą kobiecą naturę. I wtedy, nie wiem, która z nas uznała to za dobrą lekcję, żeby spróbować tego na sobie, w ramach edukacji — prychnęła rozbawiona — pamiętasz? Miałaś wtedy rację, to nie było takie jasne i naturalne za pierwszym razem.
Dobrze było wrócić do tych wspomnień, wiedzieć, że gdzieś pomiędzy poważnym życiem i poważnymi dylematami były też dni beztroski i zabawy, a nawet dziewczęcych porywów i fascynacji, zaspokajanych lekkomyślnymi pomysłami.
— Nie całowałam się z żadnym mężczyzną od czasu naszych własnych nauk, Rosalie. Czymś to się różni? — spytała obojętnie, ale w gruncie rzeczy była po prostu ciekawa.
Mimo to, przypominając sobie jeden z wieczorów w ogrodzie, kiedy ukryte między krzewami, odkrywały kolejne kroki do dorosłości, parsknęła krótko śmiechem na to wspomnienie.
— Tak. Pamiętam, Pamiętam też, jak któregoś dnia, po przeczytaniu tych głupstw — co do tego Darcy nie straciła wcale pewności, w istocie uważała te treści w dalszym ciągu za głupotki — zastanawiałaś się, jak to jest się całować i panikowałaś, że kiedy przyjdzie nam to sprawdzić, możemy nie zadowolić mężczyzny — uśmiechnęła się kpiąco na wspomnienie tych krótkich chwil. Mówiła jej wtedy, że dziewczyna czy kobieta urodziła się z potencjałem do wodzenia mężczyzn na pokuszenie i że jeśli same będą co do tego pewne, żaden mężczyzna się im nie uprze. Że ich każdy pocałunek, na pewno, nikogo nie zawiedzie, więcej, ściągnie na nie zainteresowanie płci przeciwnej, jeśli odpowiednio będą dawkować napięcie i będą pewne swoich czynów. Nie żeby młoda Darcy miała wtedy o takim zbliżeniu jakiekolwiek pojęcie.
— Upierałaś się, że to musi być spore wyzwanie, a ja, że to proste i wpisane w naszą kobiecą naturę. I wtedy, nie wiem, która z nas uznała to za dobrą lekcję, żeby spróbować tego na sobie, w ramach edukacji — prychnęła rozbawiona — pamiętasz? Miałaś wtedy rację, to nie było takie jasne i naturalne za pierwszym razem.
Dobrze było wrócić do tych wspomnień, wiedzieć, że gdzieś pomiędzy poważnym życiem i poważnymi dylematami były też dni beztroski i zabawy, a nawet dziewczęcych porywów i fascynacji, zaspokajanych lekkomyślnymi pomysłami.
— Nie całowałam się z żadnym mężczyzną od czasu naszych własnych nauk, Rosalie. Czymś to się różni? — spytała obojętnie, ale w gruncie rzeczy była po prostu ciekawa.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Leżąc i wpatrując się w twarz Darcy nie mogłam oderwać od niej wzroku. Kruczoczarne włosy opadały na pościel, a jej oczy, wpatrzone w gwiazdy, mieniły się z tą samą siłą. Była piękna i naprawdę cieszyłam się, że natura nie poskąpiła jej urody. Nie powinna mieć żadnych kompleksów, ponieważ uważam, że mogłaby wygrać z nie jedną willą, może nawet i ze mną.
Słuchając jej słów, wspomnień o tym pamiętnym wieczorze, sama najpierw się roześmiałam, a potem lekko zarumieniłam. Dobrze, że w pokoju było ciemno, bo na pewno dałabym Darcy powód do lekkiego nabijania się ze mnie.
- Po pierwsze, to wcale nie głupstwa - odpowiedziałam jej rozbawiona. - I ja też pamiętam, byłyśmy wtedy takie młode…
Słuchałam ją uważnie, przypominając sobie jej ówczesne słowa i ze zdziwieniem dochodziłam do wniosku, że lady Rosier miała wtedy zaskakująco dużo racji. Jakby wiedziała o tym wszystko, mimo że dobrze wiedziałam, jakie miała doświadczenie w tych sprawach. W pewnym sensie było mi niezwykle wstyd, że pozwoliłam na to, aby całować się już z mężczyzną. Nigdy nie powinno się to zdarzyć, czasami jednak nie wychodzi, mimo że bardzo się stara.
- Widzisz, czasami miewam rację - uśmiechnęłam się do niej puszczając zalotnie oczko i zaraz parskając śmiechem. - Aczkolwiek ten pomysł… mogę się założyć, że to ty na to wpadłaś, żeby mi udowodnić, że to wcale nie jest takie trudne.
To było chyba jeszcze zanim pierwszy raz pocałowałam się z chłopcem, czyli jakoś w wakacje przed szóstą klasą? Jak sobie przypomnę jak zbliżałyśmy się do siebie powoli, takie niepewne jak właściwie się do tego zabrać, to chce mi się teraz śmiać. Byłyśmy takie niewinne, nie bardzo rozumiałyśmy wszystkie kwestie, a wszystko dookoła było dla nas wielką przygodą. Cóż, końcem końców zwieńczoną soczystą, słodką przyjemnością, jak usta mojej drogiej kuzynki. Mojej Darcy.
Gdy zadała mi pytanie, czy pocałunek z nią różni się czymś od pocałunku z mężczyzną, zastanowiłam się nad tym poważnie.
- Myślę, że tak - przyznałam. - Nie można tego porównywać w kwestii lepiej czy gorzej, ale towarzyszą temu inne emocje, wiesz? Wielkie podekscytowanie, kiedy mężczyzna się tak powoli zbliża, chwyta cię za podbródek i przysuwa swoje usta do twoich. I właściwie nie myśli się o tym jak się to powinno robić, wiesz? To jakoś tak samo wychodzi. A przynajmniej taką mam nadziej…
Spojrzałam na nią zaciskając mocno usta. Ciekawa byłam jak Darcy zareagowałaby, gdyby jakiś mężczyzna zechciałby pocałować? Chociaż nie, sądzę, że by go odtrąciła, zasłaniając się zasadami, a potem męczyło by ją to przez dłuższą chwilę.
Uniosłam dłoń, przytknęłam jej do policzka, robiąc uroczy dołeczek.
- Chciałabyś pocałować się z mężczyzną? Nie śpiesz się z tym, wiesz? Bo mi jest teraz głupio, że pozwoliłam, aby tak poniosły mnie emocję, ale tobie to chyba nie grozi - stwierdziłam wiercąc jej delikatnie dziurę w policzku. - Jesteś zawsze taka opanowana, pewna siebie, mężczyzna może ci co najwyżej buciki wytrzeć. Jestem pewna, że wielu chciało by być tym pierwszym panem, na których ustach złożysz swój pocałunek.
Odciągnęłam dłoń od jej twarzy i położyłam się na plecach. Wpatrywałam się w gwiazdy, milcząc przez chwilę. Co jakiś czas uśmiechałam się sama do siebie, pogrążona we własnych myślach. W końcu zwróciłam się ponownie do Darcy.
- Ale i tak zaszczytne miejsce tej pierwszej najpierwsiejszej zajmuję ja - stwierdziłam uradowana. - Chciałabym się czasami cofnąć do tego okresu, kiedy naszym największym zmartwieniem było to, czy założyć suknię z koronkową wstawką, czy bez, ja bez przerwy chodziłam z głową w chmurach pogrążona w lekturze, a ty wykładałaś mi, żebym zeszła na ziemie, bo dorosły świat na pewno wcale tak nie wygląda. Wtedy to ty miałaś rację, wcale tak nie wygląda. Nie wiem, kto wymyśla te tkliwe historie w książkach.
Zaśmiałam się przewracając na bok i przysuwając się bliżej przyjaciółki. Przybliżyłam się, składając na jej policzku lekkiego całusa.
- Chyba byśmy umarły z nudów bez siebie - dodałam jeszcze, zaczepiając ją lekko.
Słuchając jej słów, wspomnień o tym pamiętnym wieczorze, sama najpierw się roześmiałam, a potem lekko zarumieniłam. Dobrze, że w pokoju było ciemno, bo na pewno dałabym Darcy powód do lekkiego nabijania się ze mnie.
- Po pierwsze, to wcale nie głupstwa - odpowiedziałam jej rozbawiona. - I ja też pamiętam, byłyśmy wtedy takie młode…
Słuchałam ją uważnie, przypominając sobie jej ówczesne słowa i ze zdziwieniem dochodziłam do wniosku, że lady Rosier miała wtedy zaskakująco dużo racji. Jakby wiedziała o tym wszystko, mimo że dobrze wiedziałam, jakie miała doświadczenie w tych sprawach. W pewnym sensie było mi niezwykle wstyd, że pozwoliłam na to, aby całować się już z mężczyzną. Nigdy nie powinno się to zdarzyć, czasami jednak nie wychodzi, mimo że bardzo się stara.
- Widzisz, czasami miewam rację - uśmiechnęłam się do niej puszczając zalotnie oczko i zaraz parskając śmiechem. - Aczkolwiek ten pomysł… mogę się założyć, że to ty na to wpadłaś, żeby mi udowodnić, że to wcale nie jest takie trudne.
To było chyba jeszcze zanim pierwszy raz pocałowałam się z chłopcem, czyli jakoś w wakacje przed szóstą klasą? Jak sobie przypomnę jak zbliżałyśmy się do siebie powoli, takie niepewne jak właściwie się do tego zabrać, to chce mi się teraz śmiać. Byłyśmy takie niewinne, nie bardzo rozumiałyśmy wszystkie kwestie, a wszystko dookoła było dla nas wielką przygodą. Cóż, końcem końców zwieńczoną soczystą, słodką przyjemnością, jak usta mojej drogiej kuzynki. Mojej Darcy.
Gdy zadała mi pytanie, czy pocałunek z nią różni się czymś od pocałunku z mężczyzną, zastanowiłam się nad tym poważnie.
- Myślę, że tak - przyznałam. - Nie można tego porównywać w kwestii lepiej czy gorzej, ale towarzyszą temu inne emocje, wiesz? Wielkie podekscytowanie, kiedy mężczyzna się tak powoli zbliża, chwyta cię za podbródek i przysuwa swoje usta do twoich. I właściwie nie myśli się o tym jak się to powinno robić, wiesz? To jakoś tak samo wychodzi. A przynajmniej taką mam nadziej…
Spojrzałam na nią zaciskając mocno usta. Ciekawa byłam jak Darcy zareagowałaby, gdyby jakiś mężczyzna zechciałby pocałować? Chociaż nie, sądzę, że by go odtrąciła, zasłaniając się zasadami, a potem męczyło by ją to przez dłuższą chwilę.
Uniosłam dłoń, przytknęłam jej do policzka, robiąc uroczy dołeczek.
- Chciałabyś pocałować się z mężczyzną? Nie śpiesz się z tym, wiesz? Bo mi jest teraz głupio, że pozwoliłam, aby tak poniosły mnie emocję, ale tobie to chyba nie grozi - stwierdziłam wiercąc jej delikatnie dziurę w policzku. - Jesteś zawsze taka opanowana, pewna siebie, mężczyzna może ci co najwyżej buciki wytrzeć. Jestem pewna, że wielu chciało by być tym pierwszym panem, na których ustach złożysz swój pocałunek.
Odciągnęłam dłoń od jej twarzy i położyłam się na plecach. Wpatrywałam się w gwiazdy, milcząc przez chwilę. Co jakiś czas uśmiechałam się sama do siebie, pogrążona we własnych myślach. W końcu zwróciłam się ponownie do Darcy.
- Ale i tak zaszczytne miejsce tej pierwszej najpierwsiejszej zajmuję ja - stwierdziłam uradowana. - Chciałabym się czasami cofnąć do tego okresu, kiedy naszym największym zmartwieniem było to, czy założyć suknię z koronkową wstawką, czy bez, ja bez przerwy chodziłam z głową w chmurach pogrążona w lekturze, a ty wykładałaś mi, żebym zeszła na ziemie, bo dorosły świat na pewno wcale tak nie wygląda. Wtedy to ty miałaś rację, wcale tak nie wygląda. Nie wiem, kto wymyśla te tkliwe historie w książkach.
Zaśmiałam się przewracając na bok i przysuwając się bliżej przyjaciółki. Przybliżyłam się, składając na jej policzku lekkiego całusa.
- Chyba byśmy umarły z nudów bez siebie - dodałam jeszcze, zaczepiając ją lekko.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Próbowała nie okazywać zainteresowania zadaną do odpowiedzi kwestią, ale naprawdę ciekawiła ją odpowiedź kuzynki. Dlatego, mimo jej chęci, odrobina zaintrygowania przemknęła przez jej twarz, dając o sobie znać, kiedy nieświadomie zwróciła twarz w kierunku Rosie, jakby ten gest miał ją zbliżyć do odpowiedzi. Wpatrywała się w wargi pół-wili, dokładnie pamiętając ich smak i chyba tak już miało być zawsze, skoro był to obu ich pierwszy pocałunek. Kobiety są bardzo czułe w takich gestach, przynajmniej one były i zachowawcze, wręcz dziewiczo niewinne, więc kiedy Rosalie przyznała, że to wspomnienie rożni się od pocałunku z mężczyzną, Darcy trochę posępiała, wpatrując się w sufit nad ich głowami. Mimo starań Rosalie, nie tak piękny jak niebo obserwowane z różanego ogrodu.
— Więc nie czułaś podekscytowania przy naszym pocałunku? — Darcy złapała kuzynkę za słówko, dobrze wiedząc, ze nie to Rosie chciała powiedzieć. Jej samej wtedy towarzyszyła mieszanka emocji. Niepewności, mimo, że bardzo starała się jej wtedy nie okazywać, podniecenia i chęci zaspokojenia swojego zainteresowania. Nie sądziła, żeby Rosalie wiele się w tej kwestii od niej różniła. Wtedy. Dzisiaj być może obie doświadczałyby zupełnie innych odczuć.
— Rozumiem. A może to Colin całuje tak słabo, że nie chciałabyś tego powtarzać? — zasugerowała z ciut wrednym uśmiechem — wiesz, nie było Ci głupio kiedy całowałaś mnie. Możliwe, że po prostu nie spełnił Twoich oczekiwań, a ja tak — żartowała, oczywiście, ze żartowała, ale ton miała jak najbardziej poważny, ciekawa zresztą, czy Rosalie wychwyci tą dowcipną nutkę w jej wypowiedzi. Obróciła się na jeden bok, jednak chwilę później już naprawdę poważniej podchodząc do tego tematu. Milczała krótką chwilę, zanim zdecydowała się podzielić z kuzynką pewną informacją. W końcu traktowała ją niemalże jak siostrę. Z tym, że Druelli niektórych rzeczy nie wypadało jej mówić. Być może trochę ze wstydu przed tym, żeby za mocno nie odsłonić się ze swoim brakiem doświadczenia. Dru była mężatką i zawsze w oczach Darcy widziana była jako jeden ze wzorów do naśladowania. Czerpała z jej wiedzy i z jej przeżyć, ale nie zawsze zdradzała jej własne. Przynajmniej te, które wydawały się bardziej trywialne, błahe i które wiedziała, że Rosie przyjmie z większą dozą zainteresowania.
— Kiedyś wydawało się to mniej problematyczne. Tak naprawdę jeszcze nie byłam zainteresowana mężczyznami. Dalej mnie nie interesują. Żaden z nich nie ma w sobie inteligencji, wychowania i wielkiego serca Tristana, ani oddania, serdeczności i bezinteresownego ciepła w spojrzeniu mojego ojca. Czasem mam tylko wrażenie, że pociągają mnie fizycznie bardziej niż mi to jest potrzebne.
Opadła na pościel jednak znów patrząc na zaczarowany baldachim nad ich głowami. Zastanawiała się nad tym dłużej, rzucając już ciszej pod nosem:
— U mnie to nie kwestia emocji. Rozsądek wie, co mi podpowiadać, emocje też mnie do niczego nie rwą bez porozumienia z umysłem, tylko te drażniące pragnienia.
Westchnęła zrezygnowana i podniosła się do góry, uśmiechając się delikatnie po tym złożonym na jej policzku pocałunku. Opierała się jedną ręką za sobą i ułożyła się wygodnie, zanim spojrzała na Rosalie. Musiała znów poruszyć temat tabu:
— I właśnie tego iskrzącego podekscytowania brakuje mi przy Lorne. Co dziwne, bo uważam, ze serdecznością nie odstępuje wcale od ojca, a skoro przyjaźni się z Tristanem… no cóż… muszą chyba podzielać jakieś wspólne cechy czy idee. Więcej tych prądów czuję przy Tobie, niż przy nim, ale to chyba normalne, skoro jesteś wilą i moją przyjaciółką.
— Więc nie czułaś podekscytowania przy naszym pocałunku? — Darcy złapała kuzynkę za słówko, dobrze wiedząc, ze nie to Rosie chciała powiedzieć. Jej samej wtedy towarzyszyła mieszanka emocji. Niepewności, mimo, że bardzo starała się jej wtedy nie okazywać, podniecenia i chęci zaspokojenia swojego zainteresowania. Nie sądziła, żeby Rosalie wiele się w tej kwestii od niej różniła. Wtedy. Dzisiaj być może obie doświadczałyby zupełnie innych odczuć.
— Rozumiem. A może to Colin całuje tak słabo, że nie chciałabyś tego powtarzać? — zasugerowała z ciut wrednym uśmiechem — wiesz, nie było Ci głupio kiedy całowałaś mnie. Możliwe, że po prostu nie spełnił Twoich oczekiwań, a ja tak — żartowała, oczywiście, ze żartowała, ale ton miała jak najbardziej poważny, ciekawa zresztą, czy Rosalie wychwyci tą dowcipną nutkę w jej wypowiedzi. Obróciła się na jeden bok, jednak chwilę później już naprawdę poważniej podchodząc do tego tematu. Milczała krótką chwilę, zanim zdecydowała się podzielić z kuzynką pewną informacją. W końcu traktowała ją niemalże jak siostrę. Z tym, że Druelli niektórych rzeczy nie wypadało jej mówić. Być może trochę ze wstydu przed tym, żeby za mocno nie odsłonić się ze swoim brakiem doświadczenia. Dru była mężatką i zawsze w oczach Darcy widziana była jako jeden ze wzorów do naśladowania. Czerpała z jej wiedzy i z jej przeżyć, ale nie zawsze zdradzała jej własne. Przynajmniej te, które wydawały się bardziej trywialne, błahe i które wiedziała, że Rosie przyjmie z większą dozą zainteresowania.
— Kiedyś wydawało się to mniej problematyczne. Tak naprawdę jeszcze nie byłam zainteresowana mężczyznami. Dalej mnie nie interesują. Żaden z nich nie ma w sobie inteligencji, wychowania i wielkiego serca Tristana, ani oddania, serdeczności i bezinteresownego ciepła w spojrzeniu mojego ojca. Czasem mam tylko wrażenie, że pociągają mnie fizycznie bardziej niż mi to jest potrzebne.
Opadła na pościel jednak znów patrząc na zaczarowany baldachim nad ich głowami. Zastanawiała się nad tym dłużej, rzucając już ciszej pod nosem:
— U mnie to nie kwestia emocji. Rozsądek wie, co mi podpowiadać, emocje też mnie do niczego nie rwą bez porozumienia z umysłem, tylko te drażniące pragnienia.
Westchnęła zrezygnowana i podniosła się do góry, uśmiechając się delikatnie po tym złożonym na jej policzku pocałunku. Opierała się jedną ręką za sobą i ułożyła się wygodnie, zanim spojrzała na Rosalie. Musiała znów poruszyć temat tabu:
— I właśnie tego iskrzącego podekscytowania brakuje mi przy Lorne. Co dziwne, bo uważam, ze serdecznością nie odstępuje wcale od ojca, a skoro przyjaźni się z Tristanem… no cóż… muszą chyba podzielać jakieś wspólne cechy czy idee. Więcej tych prądów czuję przy Tobie, niż przy nim, ale to chyba normalne, skoro jesteś wilą i moją przyjaciółką.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Znałam Darcy tyle lat, a odkąd obie opuściłyśmy szkolne mury spotykałyśmy się niemal codziennie. Nie było więc sposobu, abym jej bardzo dobrze nie poznała. I wiedziałam, czasami nawet podświadomie, kiedy może być jej przykro, kiedy ją coś boli, a kiedy jest zainteresowana. I to był właśnie ten moment, kiedy delikatne iskierki zaświeciły jej w oczach, a głowę przechyliła w moja stronę prawie nieświadomie.
Uśmiechnęłam się, gdy złapała mnie za słówko.
- Naszego pocałunku nie można przyrównać do żadnego innego pocałunku, jakiego kiedykolwiek dano mi doświadczyć - powiedziałam pewnie. - Był wyjątkowy.
Bardzo dobrze wspominam tamten moment. Nie pamiętam dokładnie kto i jak to wymyślił, ale pamiętam jak się do siebie zbliżałyśmy, jak nasze usta się dotknęły i jak dziwne uczucie poczułam w brzuchu. Takie ukucie, które potem jednak nie było aż tak odczuwalne przy innych pocałunkach.
- Nie wiem czy całuje dobrze, czy źle - stwierdziłam - i chyba nie o to chodzi. Po prostu, wtedy byłyśmy młodsze, a teraz nie powinnam pozwalać mężczyzną tak bardzo się do mnie zbliżać, jeżeli nie jesteśmy ze sobą. Z tego powodu mi głupio.
Wiedziałam, że Darcy zrozumie o co mi chodzi. Nigdy nie powiedziała mi, żeby całowała się z innym mężczyzną. Po za tym to nie jest osoba, która pozwoli na takie coś pierwszemu lepszemu, musi być w stu procentach pewna swoich uczuć, uczuć mężczyzny w stosunku do niej i muszą być ze sobą związani. W tym aspekcie była zdecydowanie lepsza niż ja. Chciałabym mieć trochę jej logiki i samozaparcia.
Wysłuchiwałam jej uważnie, kiedy opowiadała o swoim stosunku do mężczyzn. Zgadzałam się, że to wszystko kiedyś było mniej problematyczne. Dla mnie również. Przecież jeszcze niedawno bardzo wierzyłam, że skończę Hogwart, zaręczę się z Perseuszem i będę szczęśliwa. A nic z tego nie wyszło.
Starałam się nie okazywać po sobie, jak wielkie zaskoczenie na mnie wywarła, gdy stwierdziła, że mężczyźni ją pociągają. Kto jak kto, ale po Darcy nie spodziewałam się takiego wyznania. Chociaż, czemu się dziwić. Była przecież młodą damą, tak jak ja. I rozumiałam o co jej chodzi.
- Każdą z nas mężczyźni pociągając bardziej niż powinni, bardziej niż nam wolno nawet o tym pomyśleć - powiedziałam cichutko. - Może co do lorda Bulstrode to przyjdzie z czasem? Sama przecież nie chcesz tego związku, więc jak masz czuć przy nim ekscytację? Musi cię to blokować, dlatego nie masz tych odczuć. Przecież przy obcych mężczyznach się tego nie czuje, a jak zaczyna ci zależeć, automatycznie zaczyna między wami iskrzyć.
Uśmiechnęłam się do niej, gdy stwierdziła, że bardziej ją ciągnie do mnie, niż do lorda Bulstrode. Przysunęłam się do niej lekko, tak że nasze twarze były bardzo blisko siebie. Uśmiechnęłam się zadziornie.
- A mówiąc o pociągu do mężczyzn, co miałaś na myśli? - dopytałam. - Nie wiem, czy geny willi mogą też działać na inne dziewczęta.
Przysunęłam się jeszcze bardziej i zagarniając włosy na bok, przytknęłam swoje usta do jej ust. Skoro żaden mężczyzna nie może teraz zapewnić jej tego, co potrzebuje, to co stoi na przeszkodzie, abym to ja, chociaż w minimalnym stopniu, sprawiła, że poczuje się lepiej?
Położyłam swoją dłoń na jej policzku i teraz to ja ją po nim delikatnym ruchem gładziłam.
Uśmiechnęłam się, gdy złapała mnie za słówko.
- Naszego pocałunku nie można przyrównać do żadnego innego pocałunku, jakiego kiedykolwiek dano mi doświadczyć - powiedziałam pewnie. - Był wyjątkowy.
Bardzo dobrze wspominam tamten moment. Nie pamiętam dokładnie kto i jak to wymyślił, ale pamiętam jak się do siebie zbliżałyśmy, jak nasze usta się dotknęły i jak dziwne uczucie poczułam w brzuchu. Takie ukucie, które potem jednak nie było aż tak odczuwalne przy innych pocałunkach.
- Nie wiem czy całuje dobrze, czy źle - stwierdziłam - i chyba nie o to chodzi. Po prostu, wtedy byłyśmy młodsze, a teraz nie powinnam pozwalać mężczyzną tak bardzo się do mnie zbliżać, jeżeli nie jesteśmy ze sobą. Z tego powodu mi głupio.
Wiedziałam, że Darcy zrozumie o co mi chodzi. Nigdy nie powiedziała mi, żeby całowała się z innym mężczyzną. Po za tym to nie jest osoba, która pozwoli na takie coś pierwszemu lepszemu, musi być w stu procentach pewna swoich uczuć, uczuć mężczyzny w stosunku do niej i muszą być ze sobą związani. W tym aspekcie była zdecydowanie lepsza niż ja. Chciałabym mieć trochę jej logiki i samozaparcia.
Wysłuchiwałam jej uważnie, kiedy opowiadała o swoim stosunku do mężczyzn. Zgadzałam się, że to wszystko kiedyś było mniej problematyczne. Dla mnie również. Przecież jeszcze niedawno bardzo wierzyłam, że skończę Hogwart, zaręczę się z Perseuszem i będę szczęśliwa. A nic z tego nie wyszło.
Starałam się nie okazywać po sobie, jak wielkie zaskoczenie na mnie wywarła, gdy stwierdziła, że mężczyźni ją pociągają. Kto jak kto, ale po Darcy nie spodziewałam się takiego wyznania. Chociaż, czemu się dziwić. Była przecież młodą damą, tak jak ja. I rozumiałam o co jej chodzi.
- Każdą z nas mężczyźni pociągając bardziej niż powinni, bardziej niż nam wolno nawet o tym pomyśleć - powiedziałam cichutko. - Może co do lorda Bulstrode to przyjdzie z czasem? Sama przecież nie chcesz tego związku, więc jak masz czuć przy nim ekscytację? Musi cię to blokować, dlatego nie masz tych odczuć. Przecież przy obcych mężczyznach się tego nie czuje, a jak zaczyna ci zależeć, automatycznie zaczyna między wami iskrzyć.
Uśmiechnęłam się do niej, gdy stwierdziła, że bardziej ją ciągnie do mnie, niż do lorda Bulstrode. Przysunęłam się do niej lekko, tak że nasze twarze były bardzo blisko siebie. Uśmiechnęłam się zadziornie.
- A mówiąc o pociągu do mężczyzn, co miałaś na myśli? - dopytałam. - Nie wiem, czy geny willi mogą też działać na inne dziewczęta.
Przysunęłam się jeszcze bardziej i zagarniając włosy na bok, przytknęłam swoje usta do jej ust. Skoro żaden mężczyzna nie może teraz zapewnić jej tego, co potrzebuje, to co stoi na przeszkodzie, abym to ja, chociaż w minimalnym stopniu, sprawiła, że poczuje się lepiej?
Położyłam swoją dłoń na jej policzku i teraz to ja ją po nim delikatnym ruchem gładziłam.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Jak zawsze słuchała Rosie uważnie, mimo, z już przy początku jej wypowiedzi była pewna, jak dziewczyna chciała ją zakończyć. Znały się chyba zbyt dobrze. Spędzały ze sobą możliwie każdą wolną chwilę, nawet te, które wolnymi nie były, ale wyszkoliły w sobie umiejętność egzekwowania w czasie momentów dla siebie, nawet w natłoku wszelkich innych zajęć. Były w stanie je łączyć, po to tylko, aby móc się spotkać, porozmawiać, nawet jeśli osiemdziesiąt procent ich rozmów oscylowało wokół rzeczy błahych. Czasami zdarzały się w ich konwersacjach perełki takie jak aktualna, kiedy naprawdę rozmawiały o czymś, czego nie zdradziłyby wielu innym osobom. Darcy co najwyżej rodzeństwu, gdyby miała pewność, ze im te zmartwienia nie wydadzą się zbyt… hmmm, cóż, trywialne. Mimo wszystko Rosalie pozostawała w niektórych kwestiach bardziej wyrozumiała. Być może z uwagi na swoje romantyczne zrywy i liryczną osobowość. Dlatego była jej wdzięczna za tą przyjaźń, nawet jeśli czasami tego nie okazywała w odpowiedni sposób, ale przecież były w stanie porozumieć się bez słów. Niektórych rzeczy nie musiały mówić głośno. Tak jak Rosalie teraz, ale Darcy wiedziała ile przyjemności sprawia jej rozmowa, dlatego lubiła ją słuchać, nawet jeśli to, co słyszała wcześniej była w stanie przewidzieć. Pozwalała jej prowadzić ten niezwykły monolog, nieczęsto czerpiąc satysfakcję z samej możliwości dać wygadać się kuzynce.
— Obawiam się, że Lorne tkwi w tym bardzo niefortunnym położeniu, w którym nie mogę patrzeć na niego inaczej niż jak na mężczyznę, który w przyszłości ma mnie ograniczyć. Wydaje mi się, że wizja odebrania mi mojej niezależności nie podoba mi się tak bardzo, że swoją frustrację wyładowuję na nim. Tej ekscytacji nie odczuję dopóki to wrażenie ograniczenia mojej wolności nie przestanie mnie prześladować. Wydaje mi się, że gdybyśmy nie byli zaręczeni, mogłabym wtedy tylko patrzeć na niego inaczej.
Wzruszyła ramionami. Nie użalała się nad tym losem. Jedynie analizowała sytuację i odnosiła wrażenie, że sama karze Lorne za coś, na co nie ma wcale wpływu. Szukała w nich wad i sabotowała ten związek, wmawiając sobie, że lord Bulstrode nie spełnia jej potrzeb, chociaż tak naprawdę nigdy nie dała mu się w tym sprawdzić. Ale czy to był problem? Raczej powód jej frustracji, ale dało się ją jakoś rozwiązać. Może niekoniecznie w sposób korzystny dla dobrego imienia Lorne.
— Nie czujesz ekscytacji przy obcych mężczyznach? — powtórzyła za Rosalie, czując się teraz niemalże nieprzyzwoicie, kiedy przypomniała sobie choćby spotkanego w bibliotece Samuela. Znała jego imię, więc chyba nie był jej całkiem obcy? — To ja Ci przedstawię kilku odpowiednich osobników. Poznałaś kiedyś mojego kuzyna, Thibauda?
Zastanawiała się nad kwestia działania genów wili na dziewczyny. Nie uważała, żeby były one całkiem bezużyteczne w stosunku do kobiet. Kobiety często czuły zazdrość, Darcy kiedyś też zazdrościła Rosalie jej naturalnego uroku. Z czasem jednak ta zazdrość ustąpiła miejsca ich więzi, a ta przerodziła się w silny pociąg do tej dziewczyny, która w tym samym stopniu pomogła panience Rosier ukształtować swoją osobowość co jej matka, czy siostry, Marienne i Druella.
Jej rozważania przerwały miękkie usta Rosalie na własnych wargach Darcy, która uśmiechnęła się kątem ust, oddając ten pocałunek. Dokładnie tak pamiętała tą miłą pieszczotę. Miękką fakturę warg pół-wili, czułość i subtelność tej chwili. Czy mężczyźni potrafili całować w ten sam, ponętny sposób? Za śladem Rosie, przyłożyła dłoń do jej policzka, odsuwając się bardziej z rozsądku niż z chęci.
— Właśnie to miałam na myśli mówiąc o pociągu — rzuciła rozbawiona i jeszcze raz cmoknęła wargi Rosalie. Zawsze utrzymywały wokół siebie bardzo wąską strefę intymności, dlatego ten drobny gest wcale jej nie krępował. Czuła się w ich położeniu całkiem błogo, czując jak spływają z niej zmartwienia, ale nie doszukiwała się w tych pocałunkach romantyzmu. Raczej dowodu przyjacielskiego wsparcia, a fakt, że łaknęła więcej takich zbliżeń to już była zasługa tej chwili i towarzyszących jej emocji.
— Obawiam się, że Lorne tkwi w tym bardzo niefortunnym położeniu, w którym nie mogę patrzeć na niego inaczej niż jak na mężczyznę, który w przyszłości ma mnie ograniczyć. Wydaje mi się, że wizja odebrania mi mojej niezależności nie podoba mi się tak bardzo, że swoją frustrację wyładowuję na nim. Tej ekscytacji nie odczuję dopóki to wrażenie ograniczenia mojej wolności nie przestanie mnie prześladować. Wydaje mi się, że gdybyśmy nie byli zaręczeni, mogłabym wtedy tylko patrzeć na niego inaczej.
Wzruszyła ramionami. Nie użalała się nad tym losem. Jedynie analizowała sytuację i odnosiła wrażenie, że sama karze Lorne za coś, na co nie ma wcale wpływu. Szukała w nich wad i sabotowała ten związek, wmawiając sobie, że lord Bulstrode nie spełnia jej potrzeb, chociaż tak naprawdę nigdy nie dała mu się w tym sprawdzić. Ale czy to był problem? Raczej powód jej frustracji, ale dało się ją jakoś rozwiązać. Może niekoniecznie w sposób korzystny dla dobrego imienia Lorne.
— Nie czujesz ekscytacji przy obcych mężczyznach? — powtórzyła za Rosalie, czując się teraz niemalże nieprzyzwoicie, kiedy przypomniała sobie choćby spotkanego w bibliotece Samuela. Znała jego imię, więc chyba nie był jej całkiem obcy? — To ja Ci przedstawię kilku odpowiednich osobników. Poznałaś kiedyś mojego kuzyna, Thibauda?
Zastanawiała się nad kwestia działania genów wili na dziewczyny. Nie uważała, żeby były one całkiem bezużyteczne w stosunku do kobiet. Kobiety często czuły zazdrość, Darcy kiedyś też zazdrościła Rosalie jej naturalnego uroku. Z czasem jednak ta zazdrość ustąpiła miejsca ich więzi, a ta przerodziła się w silny pociąg do tej dziewczyny, która w tym samym stopniu pomogła panience Rosier ukształtować swoją osobowość co jej matka, czy siostry, Marienne i Druella.
Jej rozważania przerwały miękkie usta Rosalie na własnych wargach Darcy, która uśmiechnęła się kątem ust, oddając ten pocałunek. Dokładnie tak pamiętała tą miłą pieszczotę. Miękką fakturę warg pół-wili, czułość i subtelność tej chwili. Czy mężczyźni potrafili całować w ten sam, ponętny sposób? Za śladem Rosie, przyłożyła dłoń do jej policzka, odsuwając się bardziej z rozsądku niż z chęci.
— Właśnie to miałam na myśli mówiąc o pociągu — rzuciła rozbawiona i jeszcze raz cmoknęła wargi Rosalie. Zawsze utrzymywały wokół siebie bardzo wąską strefę intymności, dlatego ten drobny gest wcale jej nie krępował. Czuła się w ich położeniu całkiem błogo, czując jak spływają z niej zmartwienia, ale nie doszukiwała się w tych pocałunkach romantyzmu. Raczej dowodu przyjacielskiego wsparcia, a fakt, że łaknęła więcej takich zbliżeń to już była zasługa tej chwili i towarzyszących jej emocji.
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 2 • 1, 2
Sypialnia Rosalie
Szybka odpowiedź