Sypialnia Rosalie
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Sypialnia Rosalie
Prywatne pomieszczenie Rosalie, do którego może wejść tylko rodzina, służba i zaproszeni goście. Sypialnia udekorowana jest w dosyć dziewczęcym stylu. Znajduje się tu duże łóżko, dużo szafek, biurko oraz toaletka, przy której panienka spędza chyba najwięcej czasu. Rosalie uwielbia swój miękki dywan na podłodze. Do pomieszczenia wchodzi się z korytarza na piętrze, dziewczyna ma też swoją prywatną toaletę. Dziewczyna starała się utrzymać zieloną kolorystykę, taką jaka jest w rodzinnej barwie. W swoim pokoju czuje się jak prawdziwa szlachecka czarodziejka.
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Zaczynałam w pewien sposób współczuć lordowi Bulstrode jego położenia. Obrywało mu się za coś, na co właściwie nie miał żadnego wpływu. Chociaż rozumiałam Darcy i stałam za nią murem, to w pewnym sensie było mi przykro z tego, jak się musi jej narzeczony męczyć w tej sytuacji. Oczywiście, mógł zerwać zaręczyny, ale jak by to wyglądało? I jakby tu teraz przekonać Darcy do siebie? To bardzo trudne, sama wiem o tym najlepiej.
- To bardzo przykre, że tak to odczuwasz, wiesz? Naprawdę ci współczuje i nie mam pojęcia co mogłybyśmy zrobić w tej sytuacji. Chciałabym byś była szczęśliwa, naprawdę - zapewniłam ją.
Zdziwienie jakie u niej wywołałam swoimi słowami, trochę zbiło mnie z tropu. Czyli mężczyźni powinni mnie pociągać nawet jeśli mi na nich nie zależy? Nie wiem czy jestem z tych osób, którzy tak traktują mężczyzn. A może ja po prostu jakoś tego nie zauważam?
- Pamiętam go, ale jak był młodszy. On zapewne w ogóle mnie nie kojarzy - uśmiechnęłam się lekko. - Aż tak wyprzystojniał, że aż zacznie mnie pociągać? Nie mów, że jest przystojniejszy od drogiego Tristiana, bo ci nie uwierzę. Nie wiem czy na tym świecie mogą chodzić dwa takie bóstwa.
Zaśmiałam się lekko. Fakt, Tristian był chyba jedynym mężczyznom, który w jakiś sposób ciągnął mnie inaczej niż inni, ale nigdy nie przyznałabym się do tego przed sobą ani przed jego siostrą. Jeszcze to nasze ostatnie spotkanie, kiedy wpadł do nas w nocy i widział mnie w samej lekkiej koszuli nocnej i narzutce. Poczułam, jak moje policzki zaczynają mnie piec, ale w myślach zastanawiałam się bardziej nad tym, czy ta kula znajduje się nadal u nas w domu.
Poczułam lekki zawód kiedy Darcy się ode mnie odsunęła. Chciałam czuć jej bliskość, ta krótka chwila sprawiła mi tyle przyjemności. Czy ja wiem, czyi pocałunek był lepszy? Tutaj panowała inna atmosfera, to był zdecydowanie inny poziom relacji, niż między mną a mężczyznami. Więc pocałunek był też inny. Delikatniejszy, mniej zaborczy, ale równie przyjemny. Zawinęłam tak nad twarzą przyjaciółki, wtulając lekko policzek w jej dłoń, a słysząc jej ostatnie słowa, zaśmiałam się lekko.
- Oh, Darcy, ale ja przecież nie jestem mężczyzną - stwierdziłam rozbawiona. - Tylko kobietą, nie możesz czuć do mnie pociągu jak do mężczyzny.
Chociaż wiedziałam o co jej chodzi, to lubiłam się z nią trochę podroczyć. Długo jeszcze dzisiejszego wieczora rozmawialiśmy, pewnie gdyby nie zmógł nas sen, leżałybyśmy tak całą noc. Ale gwiazdy nad głową, ciemność w pokoju i bardzo przyjemna atmosfera sprawiła, że zechciałyśmy się w końcu położyć. Późno w nocy ułożyłyśmy się wspólnie do łóżka i wtulone w siebie zasnęłyśmy.
zt
- To bardzo przykre, że tak to odczuwasz, wiesz? Naprawdę ci współczuje i nie mam pojęcia co mogłybyśmy zrobić w tej sytuacji. Chciałabym byś była szczęśliwa, naprawdę - zapewniłam ją.
Zdziwienie jakie u niej wywołałam swoimi słowami, trochę zbiło mnie z tropu. Czyli mężczyźni powinni mnie pociągać nawet jeśli mi na nich nie zależy? Nie wiem czy jestem z tych osób, którzy tak traktują mężczyzn. A może ja po prostu jakoś tego nie zauważam?
- Pamiętam go, ale jak był młodszy. On zapewne w ogóle mnie nie kojarzy - uśmiechnęłam się lekko. - Aż tak wyprzystojniał, że aż zacznie mnie pociągać? Nie mów, że jest przystojniejszy od drogiego Tristiana, bo ci nie uwierzę. Nie wiem czy na tym świecie mogą chodzić dwa takie bóstwa.
Zaśmiałam się lekko. Fakt, Tristian był chyba jedynym mężczyznom, który w jakiś sposób ciągnął mnie inaczej niż inni, ale nigdy nie przyznałabym się do tego przed sobą ani przed jego siostrą. Jeszcze to nasze ostatnie spotkanie, kiedy wpadł do nas w nocy i widział mnie w samej lekkiej koszuli nocnej i narzutce. Poczułam, jak moje policzki zaczynają mnie piec, ale w myślach zastanawiałam się bardziej nad tym, czy ta kula znajduje się nadal u nas w domu.
Poczułam lekki zawód kiedy Darcy się ode mnie odsunęła. Chciałam czuć jej bliskość, ta krótka chwila sprawiła mi tyle przyjemności. Czy ja wiem, czyi pocałunek był lepszy? Tutaj panowała inna atmosfera, to był zdecydowanie inny poziom relacji, niż między mną a mężczyznami. Więc pocałunek był też inny. Delikatniejszy, mniej zaborczy, ale równie przyjemny. Zawinęłam tak nad twarzą przyjaciółki, wtulając lekko policzek w jej dłoń, a słysząc jej ostatnie słowa, zaśmiałam się lekko.
- Oh, Darcy, ale ja przecież nie jestem mężczyzną - stwierdziłam rozbawiona. - Tylko kobietą, nie możesz czuć do mnie pociągu jak do mężczyzny.
Chociaż wiedziałam o co jej chodzi, to lubiłam się z nią trochę podroczyć. Długo jeszcze dzisiejszego wieczora rozmawialiśmy, pewnie gdyby nie zmógł nas sen, leżałybyśmy tak całą noc. Ale gwiazdy nad głową, ciemność w pokoju i bardzo przyjemna atmosfera sprawiła, że zechciałyśmy się w końcu położyć. Późno w nocy ułożyłyśmy się wspólnie do łóżka i wtulone w siebie zasnęłyśmy.
zt
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
|5 marca
Był poniedziałek i tego dnia wyjątkowo długo zostałam w Ministerstwie. Na początku jeszcze pamiętałam o urodzinach siostry i myślałam, że powinnam wrócić do domu chociaż trochę wcześniej niż zazwyczaj, ale ostatecznie zupełnie pochłonął mnie nawał obowiązków. Nim się obejrzałam, za oknem zrobiło się szaro, co musiało oznaczać godziny raczej późne, a na pewno takie, kiedy nie wypadło siedzieć w biurze. Kominek w atrium pozwolił mi szybko znaleźć się w domu, gdzie tylko na chwilę zaszłam do swojego pokoju. Ubranie, które miałam na sobie cały dzień zmieniłam na jasno-różową suknię z długimi rękawami, która była o wiele wygodniejsza, kiedy już nie musiałam wyglądać tak bardzo formalnie.
Nie miałam pojęcia co robiła Rosalie - nie wiedziałam czy ostatnio bywała w rezerwacie, ani czy ma na dzisiaj jakieś plany. Nie zdziwiłabym się, gdyby wybrała się gdzieś z Darcy, czy może razem przebywały w posiadłości. Chciałam jednak spróbować, a gdyby była zajęta, nie miałam zamiaru się narzucać. Zapukałam więc do jej pokoju i bez względu na to czy otrzymałam odpowiedź, czy też nie, popchnęłam drzwi, żeby sprawdzić, czy jest w środku. Tak dawno tutaj nie byłam, że czułam się nieswojo. Ostatnio (a może i wcale nie takie ostatnio - to było całkiem dawno temu) to Rosalie przyszła do mnie i teraz miała być moja kolej.
W środku było przytulnie, a lampy delikatnie rozświetlały wnętrze. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że mogłoby tutaj być pusto i chociaż wiedziałam jak tragiczne były dla mojej siostry ostatnie wydarzenia, to jednak nie mogłam chociaż trochę nie cieszyć się, że nadal tutaj jest. Wstyd mi było przed samą sobą za takie okropne myśli, ale nie mogłam się wyzbyć tego uczucia. A może tak właśnie miało być? Niespecjalnie wierzyłam we wróżby, woląc się kierować rozsądkiem, niż polegać na mglistych przypuszczeniach, ale czasem dobrze było mieć nadzieję. Nie rozmawiałyśmy odkąd wróciła do domu, podobnie jak w szpitalu nie mogłyśmy sobie pozwolić na więcej prywatności (zresztą to miejsce nie wydawało się ku temu odpowiednie) i miałam nadzieję, że jej stosunek do mnie się nie zmienił.
Był poniedziałek i tego dnia wyjątkowo długo zostałam w Ministerstwie. Na początku jeszcze pamiętałam o urodzinach siostry i myślałam, że powinnam wrócić do domu chociaż trochę wcześniej niż zazwyczaj, ale ostatecznie zupełnie pochłonął mnie nawał obowiązków. Nim się obejrzałam, za oknem zrobiło się szaro, co musiało oznaczać godziny raczej późne, a na pewno takie, kiedy nie wypadło siedzieć w biurze. Kominek w atrium pozwolił mi szybko znaleźć się w domu, gdzie tylko na chwilę zaszłam do swojego pokoju. Ubranie, które miałam na sobie cały dzień zmieniłam na jasno-różową suknię z długimi rękawami, która była o wiele wygodniejsza, kiedy już nie musiałam wyglądać tak bardzo formalnie.
Nie miałam pojęcia co robiła Rosalie - nie wiedziałam czy ostatnio bywała w rezerwacie, ani czy ma na dzisiaj jakieś plany. Nie zdziwiłabym się, gdyby wybrała się gdzieś z Darcy, czy może razem przebywały w posiadłości. Chciałam jednak spróbować, a gdyby była zajęta, nie miałam zamiaru się narzucać. Zapukałam więc do jej pokoju i bez względu na to czy otrzymałam odpowiedź, czy też nie, popchnęłam drzwi, żeby sprawdzić, czy jest w środku. Tak dawno tutaj nie byłam, że czułam się nieswojo. Ostatnio (a może i wcale nie takie ostatnio - to było całkiem dawno temu) to Rosalie przyszła do mnie i teraz miała być moja kolej.
W środku było przytulnie, a lampy delikatnie rozświetlały wnętrze. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że mogłoby tutaj być pusto i chociaż wiedziałam jak tragiczne były dla mojej siostry ostatnie wydarzenia, to jednak nie mogłam chociaż trochę nie cieszyć się, że nadal tutaj jest. Wstyd mi było przed samą sobą za takie okropne myśli, ale nie mogłam się wyzbyć tego uczucia. A może tak właśnie miało być? Niespecjalnie wierzyłam we wróżby, woląc się kierować rozsądkiem, niż polegać na mglistych przypuszczeniach, ale czasem dobrze było mieć nadzieję. Nie rozmawiałyśmy odkąd wróciła do domu, podobnie jak w szpitalu nie mogłyśmy sobie pozwolić na więcej prywatności (zresztą to miejsce nie wydawało się ku temu odpowiednie) i miałam nadzieję, że jej stosunek do mnie się nie zmienił.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Spędziłam bardzo miły dzień wraz z Cynericiem, byliśmy na spacerze, zjedliśmy wspólnie posiłek. W międzyczasie dostałam listy od kuzynów. Jak się okazało, tylko oni pamiętali o moich urodzinach i chcieli je, w jakikolwiek sposób, ze mną celebrować. Prezent od Morgotha leżał już złożony w szafie i czekał na swój najlepszy moment, a róża z ogrodów w Dover, którą wysłał mi Tristan, stała w wazonie. Ja natomiast stałam przy swoim oknie, obserwując jak moja sowa powoli oddala się, aby dostarczyć list z podziękowaniami. Nie wiem ile tak stałam, ale gdy rozległo się pukanie do drzwi, sowy już dawno nie było na horyzoncie.
Odwróciłam się lekko zdziwiona, nie wiedząc kogo mogło przysłać do mnie o tej godzinie. Nadal miałam na sobie to samo ubranie co z rana, bluzka zapinana na guziki i długa spódnica, która odrobinę pomiętoliła się od dzisiejszych wycieczek po lesie. Moja dłoń automatycznie poleciała ku górze, chwytając za nowy wisiorek, mając nadzieję, że może Cyneric zdecydował się jeszcze umilić mi dalszą część wieczoru, jednak zamiast niego w drzwiach stała Liliana. Ucieszyłam się na jej widok, jakiś czas temu miałyśmy bardzo poważną rozmowę, po której miały poprawić się nasze relacje. Przez ostatnie wydarzenia nie miałyśmy okazji, aby ze sobą pobyć, ale skoro do mnie przyszła, to chyba oznacza, że nadal chciała tego samego, co ja.
- Wejdź - zaprosiłam ją, odzywając się ciepłym głosem.
Podeszłam na środek pokoju, usiadłam na kanapie, która stała tuż przed moim łóżkiem i delikatnym ruchem, zaprosiłam ją, aby usiadła obok mnie. A gdy już tak się stało, zacisnęłam mocniej usta, nie bardzo wiedząc od czego mam rozpocząć rozmowę. Było mi naprawdę miło, że zdecydowała się do mnie przyjść, akurat w jej przypadku nie miałam absolutnie za złe, że dopiero pod koniec dnia. Rozumiałam przecież, że ma pracę i swoje obowiązki. Szkoda, że nie udało jej się wyrwać wcześniej, ale przyszła i to było najważniejsze. A ja przecież miałam towarzystwo swojego kuzyna i absolutnie mi się nie nudziło.
- Długo byłaś dzisiaj w pracy - zauważyłam. - Działo się coś ważnego?
Chciałam ją w jakiś sposób zagadnąć, abyśmy znowu nie siedziały w ciszy nie wiedząc od czego zacząć. Byłyśmy dopiero na początku swojej długiej drogi i przez ostatnie wydarzenia, dla mnie dość tragiczne, wybiłyśmy się z rytmu. Musiałyśmy na nowo nauczyć się ze sobą rozmawiać i przebywać, tak jak siostry, którymi w końcu chciałyśmy się dla siebie stać. Tak naprawdę stać.
Odwróciłam się lekko zdziwiona, nie wiedząc kogo mogło przysłać do mnie o tej godzinie. Nadal miałam na sobie to samo ubranie co z rana, bluzka zapinana na guziki i długa spódnica, która odrobinę pomiętoliła się od dzisiejszych wycieczek po lesie. Moja dłoń automatycznie poleciała ku górze, chwytając za nowy wisiorek, mając nadzieję, że może Cyneric zdecydował się jeszcze umilić mi dalszą część wieczoru, jednak zamiast niego w drzwiach stała Liliana. Ucieszyłam się na jej widok, jakiś czas temu miałyśmy bardzo poważną rozmowę, po której miały poprawić się nasze relacje. Przez ostatnie wydarzenia nie miałyśmy okazji, aby ze sobą pobyć, ale skoro do mnie przyszła, to chyba oznacza, że nadal chciała tego samego, co ja.
- Wejdź - zaprosiłam ją, odzywając się ciepłym głosem.
Podeszłam na środek pokoju, usiadłam na kanapie, która stała tuż przed moim łóżkiem i delikatnym ruchem, zaprosiłam ją, aby usiadła obok mnie. A gdy już tak się stało, zacisnęłam mocniej usta, nie bardzo wiedząc od czego mam rozpocząć rozmowę. Było mi naprawdę miło, że zdecydowała się do mnie przyjść, akurat w jej przypadku nie miałam absolutnie za złe, że dopiero pod koniec dnia. Rozumiałam przecież, że ma pracę i swoje obowiązki. Szkoda, że nie udało jej się wyrwać wcześniej, ale przyszła i to było najważniejsze. A ja przecież miałam towarzystwo swojego kuzyna i absolutnie mi się nie nudziło.
- Długo byłaś dzisiaj w pracy - zauważyłam. - Działo się coś ważnego?
Chciałam ją w jakiś sposób zagadnąć, abyśmy znowu nie siedziały w ciszy nie wiedząc od czego zacząć. Byłyśmy dopiero na początku swojej długiej drogi i przez ostatnie wydarzenia, dla mnie dość tragiczne, wybiłyśmy się z rytmu. Musiałyśmy na nowo nauczyć się ze sobą rozmawiać i przebywać, tak jak siostry, którymi w końcu chciałyśmy się dla siebie stać. Tak naprawdę stać.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Nie umiałam dokładnie określić co czułam kiedy zobaczyłam, że Rosalie siedziała sama w pokoju. Z jednej strony mogłyśmy swobodnie porozmawiać (ciężko mi było, kiedy byłyśmy tylko we dwójkę, a co dopiero mówić w przypadku jakiegoś dodatkowego towarzystwa), a z drugiej wyobrażałam sobie jak smutno było tak w swoje urodziny. Nie miałam przecież pojęcia o wcześniejszym towarzystwie Cynerica.
- Jesteś sama? - spytałam, chociaż oczywiście widziałam, że tak było. Chciałam, żeby wyjaśniła, żebym nie czuła się dziwnie winna. Jeszcze do niedawna żadne urodzinowe niespodzianki nie były moim obowiązkiem, ograniczałam się co najwyżej do suchych życzeń, bo tak wypadało. A przyjęcie i przyjemny czas z ukochanymi osobami? Cóż, tym przeważnie zajmowali się przyjaciele. Dzisiaj - po raz pierwszy - miałam prezent. Niewielki pakunek mieścił mi się na dłoni, ozdobiony zielony, połyskującym papierem. To i sama moja obecność była wielką zmianą, jednak atmosfera niezręczności wcale nie zamierzała ustąpić.
Usiadłam obok na kanapie i nie wiedziałam jak przerwać ciszę. Dobrze, że Rosalie zrobiła to za mnie, nawet jeśli temat mojej pracy ciężko było uznać za najlepszy. O czym rozmawiały siostry?
- Tak... długo dzisiaj się zeszło. Nic specjalnego, chociaż wydaje się, że ostatnio cały czas dzieje się coś ważnego - odparłam, mówiąc przez większość czasu do swoich dłoni, na koniec dopiero podnosząc wzrok, żeby spróbować się uśmiechnąć do Rosalie.
- Robiłaś coś dzisiaj? - spytałam, mając na myśli raczej dzień urodzin, ale uświadomiłam sobie, że nie wiedziałam nawet czy wróciła już do pracy w rezerwacie. Ciekawa byłam - czy cieszyła się, że nadal mogła pracować z jednorożcami? Było tyle spraw o które mogłabym spytać, ale miałam wrażenie, że nie wypadało, bo nigdy wcześniej tego nie robiłam, a wiele rzeczy na temat własnej siostry dowiadywałam się od znajomych, zamiast od niej samej...
- Jesteś sama? - spytałam, chociaż oczywiście widziałam, że tak było. Chciałam, żeby wyjaśniła, żebym nie czuła się dziwnie winna. Jeszcze do niedawna żadne urodzinowe niespodzianki nie były moim obowiązkiem, ograniczałam się co najwyżej do suchych życzeń, bo tak wypadało. A przyjęcie i przyjemny czas z ukochanymi osobami? Cóż, tym przeważnie zajmowali się przyjaciele. Dzisiaj - po raz pierwszy - miałam prezent. Niewielki pakunek mieścił mi się na dłoni, ozdobiony zielony, połyskującym papierem. To i sama moja obecność była wielką zmianą, jednak atmosfera niezręczności wcale nie zamierzała ustąpić.
Usiadłam obok na kanapie i nie wiedziałam jak przerwać ciszę. Dobrze, że Rosalie zrobiła to za mnie, nawet jeśli temat mojej pracy ciężko było uznać za najlepszy. O czym rozmawiały siostry?
- Tak... długo dzisiaj się zeszło. Nic specjalnego, chociaż wydaje się, że ostatnio cały czas dzieje się coś ważnego - odparłam, mówiąc przez większość czasu do swoich dłoni, na koniec dopiero podnosząc wzrok, żeby spróbować się uśmiechnąć do Rosalie.
- Robiłaś coś dzisiaj? - spytałam, mając na myśli raczej dzień urodzin, ale uświadomiłam sobie, że nie wiedziałam nawet czy wróciła już do pracy w rezerwacie. Ciekawa byłam - czy cieszyła się, że nadal mogła pracować z jednorożcami? Było tyle spraw o które mogłabym spytać, ale miałam wrażenie, że nie wypadało, bo nigdy wcześniej tego nie robiłam, a wiele rzeczy na temat własnej siostry dowiadywałam się od znajomych, zamiast od niej samej...
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Kiwnęłam głową. Byłam już sama i nie sądziłam, że cokolwiek lub ktokolwiek jeszcze dzisiejszego dnia to zmieni. Nie powiem, bardzo ucieszyłam się z tego obrotu sprawy, jednak zapytanie Liliany delikatnie mnie zdziwiło. Chociaż w sumie, ona nigdy wcześniej zbytnio nie interesowała się moimi urodzinami, może myślała, że cały dzień mam wtedy towarzystwo? W sumie, to tak było Zawsze wtedy była przy mnie Darcy, a dzisiaj… dzisiaj dla odmiany byłam sama. No to fakt, jej zdziwienie wcale nie było takie dziwne.
Nasze relacje nadal były na dziwnym poziomie. Dopiero uczyłyśmy się ze sobą rozmawiać, poznawałyśmy się, a przez ostatnie wydarzenia obawiam się, że cofnęłyśmy się lekko ze swoimi postępami. Musiałyśmy rozpocząć od nowa, a moje urodziny wydawały być się do tego odpowiednim momentem.
- Rozumiem, w Ministerstwie zapewne trwają przygotowania do referendum. Czytałam o nim kilka dni temu w Proroku Codziennym - przyznałam, wyjaśniając swoją wypowiedź.
Nie wiem, czy rozmowa o pracy była dobrym pomysłem. Chociaż na pewno stanowiła dobry początek do dalszych rozmów. Od czegoś trzeba było w końcu zacząć. Również się do niej uśmiechnęłam, lekko kiwając głową.
- Spędziłam dzień z Cynericiem. Zgodził się dotrzymać mi dzisiaj towarzystwa. Pojawił się nagle w domu, wystrojony, jakby wybierał się co najmniej na sabat, trochę mnie to zdziwiło, bo to przecież Cyneric i on się zazwyczaj nie stroi. Dał mi to - uniosłam delikatnie wisiorek, który nadal spoczywał na mojej szyi. - Oprócz tego byliśmy na spacerze w lesie, odpisałam na list od Morgotha i Tristiana, oprócz tego nie działo się nic godnego opowiedzenia.
Mogłam wspomnieć Lilianie o tym gdzie zabrał mnie Cyneric, jednak stwierdziłam, że było to tak prywatne miejsce, że ze względu na szacunek dla niego i dla tego miejsca, postanowiłam z nikim się tym nie dzielić, nawet jeśli była to Liliana.
Nasze relacje nadal były na dziwnym poziomie. Dopiero uczyłyśmy się ze sobą rozmawiać, poznawałyśmy się, a przez ostatnie wydarzenia obawiam się, że cofnęłyśmy się lekko ze swoimi postępami. Musiałyśmy rozpocząć od nowa, a moje urodziny wydawały być się do tego odpowiednim momentem.
- Rozumiem, w Ministerstwie zapewne trwają przygotowania do referendum. Czytałam o nim kilka dni temu w Proroku Codziennym - przyznałam, wyjaśniając swoją wypowiedź.
Nie wiem, czy rozmowa o pracy była dobrym pomysłem. Chociaż na pewno stanowiła dobry początek do dalszych rozmów. Od czegoś trzeba było w końcu zacząć. Również się do niej uśmiechnęłam, lekko kiwając głową.
- Spędziłam dzień z Cynericiem. Zgodził się dotrzymać mi dzisiaj towarzystwa. Pojawił się nagle w domu, wystrojony, jakby wybierał się co najmniej na sabat, trochę mnie to zdziwiło, bo to przecież Cyneric i on się zazwyczaj nie stroi. Dał mi to - uniosłam delikatnie wisiorek, który nadal spoczywał na mojej szyi. - Oprócz tego byliśmy na spacerze w lesie, odpisałam na list od Morgotha i Tristiana, oprócz tego nie działo się nic godnego opowiedzenia.
Mogłam wspomnieć Lilianie o tym gdzie zabrał mnie Cyneric, jednak stwierdziłam, że było to tak prywatne miejsce, że ze względu na szacunek dla niego i dla tego miejsca, postanowiłam z nikim się tym nie dzielić, nawet jeśli była to Liliana.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Było tutaj bardzo cicho i pusto, chyba jak zawsze w Yaxley's Hall, co jednak bardzo nie pasowało do tak wesołej okazji, jaką powinien być ten dzień.
- To prawda, nastroje są albo bardzo nerwowe, albo podekscytowane... I mam wrażenie, jakby wszystkie departamenty zajmowały się ostatnio tą jedną rzeczą - westchnęłam cicho, bo wolałabym robić ciekawsze rzeczy niż takie głupoty jak sprawdzanie czy na każdym arkuszu są odpowiednie trzy pytania, a taka praca też się zdarzała.
- Cyneric? Kto by się spodziewał... - powiedziałam, mając na myśli jego wystrojenie się a nie samo przyjście do Rosalie. To miło z jego strony, że jako jedyny pomyślał, aby zarezerwować sobie cały dzień, żeby spędzić go z moją siostrą. Moje relacje z naszym kuzynem były chyba zupełnie inne, najchętniej w kółko upominałby czego mi nie wolno. - Więc chyba spędziłaś przyjemny dzień? - Mimo wszystko - chociaż nie było mnóstwa gości czy gór prezentów. Mogłam sobie jednak wyobrazić, że więcej radości sprawiały te szczere życzenia, niż gdyby wszyscy znajomi szlachcice przysyłali byle podarunek.
- Nie przyszli? - No tak, brakowało tylko, żeby wszyscy kuzyni się pojawili i świętowali, a żadna kuzynka czy koleżanka się nie pojawiła. - Czy Morgoth ostatnio nie zachowuje się... inaczej? - spytałam, mając oczywiście na myśli negatywne "inaczej", jednocześnie nie wiedząc o jego i Rosalie ociepleniu kontaktów.
Przyjrzałam się z dalej wisiorkowi na szyi siostry, który był naprawdę śliczny i delikatny, bardzo pasował do jej urody. Zaczęłam się teraz zastanawiać czy spodoba jej się mój prezent. Broszka również miała kształt lilii, ale kolory posiadała zdecydowanie mocniejsze - delikatny róż i głęboką zieleń. Już zapomniałam jak nazywały się te kamienie, pamiętałam tylko o ich wyjątkowych właściwościach - jeden z nich był idealny dla wrażliwych na piękno, a drugi miał uspokajać osoby cierpiące na Klątwę Ondyny. Tak mówił Asterion, a ja na razie nie zamierzałam zdradzać Rosalie, że poza błyszczącymi kamieniami, coś jeszcze ta błyskotka ma w sobie specjalnego.
- Mam dla ciebie prezent - zdradziłam, jakby mogła do tej pory nie zauważyć pudełeczka. Wyciągnęłam rękę, żeby mogła je ode mnie wziąć, po czym trochę zdenerwowana przygładziłam materiał sukni na kolanach. Kto by pomyślał, że obdarowywanie mogło być tak stresujące.
- To prawda, nastroje są albo bardzo nerwowe, albo podekscytowane... I mam wrażenie, jakby wszystkie departamenty zajmowały się ostatnio tą jedną rzeczą - westchnęłam cicho, bo wolałabym robić ciekawsze rzeczy niż takie głupoty jak sprawdzanie czy na każdym arkuszu są odpowiednie trzy pytania, a taka praca też się zdarzała.
- Cyneric? Kto by się spodziewał... - powiedziałam, mając na myśli jego wystrojenie się a nie samo przyjście do Rosalie. To miło z jego strony, że jako jedyny pomyślał, aby zarezerwować sobie cały dzień, żeby spędzić go z moją siostrą. Moje relacje z naszym kuzynem były chyba zupełnie inne, najchętniej w kółko upominałby czego mi nie wolno. - Więc chyba spędziłaś przyjemny dzień? - Mimo wszystko - chociaż nie było mnóstwa gości czy gór prezentów. Mogłam sobie jednak wyobrazić, że więcej radości sprawiały te szczere życzenia, niż gdyby wszyscy znajomi szlachcice przysyłali byle podarunek.
- Nie przyszli? - No tak, brakowało tylko, żeby wszyscy kuzyni się pojawili i świętowali, a żadna kuzynka czy koleżanka się nie pojawiła. - Czy Morgoth ostatnio nie zachowuje się... inaczej? - spytałam, mając oczywiście na myśli negatywne "inaczej", jednocześnie nie wiedząc o jego i Rosalie ociepleniu kontaktów.
Przyjrzałam się z dalej wisiorkowi na szyi siostry, który był naprawdę śliczny i delikatny, bardzo pasował do jej urody. Zaczęłam się teraz zastanawiać czy spodoba jej się mój prezent. Broszka również miała kształt lilii, ale kolory posiadała zdecydowanie mocniejsze - delikatny róż i głęboką zieleń. Już zapomniałam jak nazywały się te kamienie, pamiętałam tylko o ich wyjątkowych właściwościach - jeden z nich był idealny dla wrażliwych na piękno, a drugi miał uspokajać osoby cierpiące na Klątwę Ondyny. Tak mówił Asterion, a ja na razie nie zamierzałam zdradzać Rosalie, że poza błyszczącymi kamieniami, coś jeszcze ta błyskotka ma w sobie specjalnego.
- Mam dla ciebie prezent - zdradziłam, jakby mogła do tej pory nie zauważyć pudełeczka. Wyciągnęłam rękę, żeby mogła je ode mnie wziąć, po czym trochę zdenerwowana przygładziłam materiał sukni na kolanach. Kto by pomyślał, że obdarowywanie mogło być tak stresujące.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Wpatrywałam się w siostrę gdy opowiadała mi o tym co dzieje się w ministerstwie i nie dziwiłam się im. Działy się ważne rzeczy i nie można było temu zaprzeczyć. Sądziłam, że Liliana musi mieć dużo pracy, dlatego też pewnie wróciła dzisiaj później i nie miałam jej za co winić.
- Mam nadzieję, że nie obarczają cię zbyt dużą ilością pracy? - zapytałam.
Pamiętam, jak byłam jeszcze w Hogwarcie, jak sama chciałam pracować w Ministerstwie. Ojciec się nie zgodził, dbając o moje zdrowie, teraz też miał pewne wątpliwości, czy moja praca w zarządzie i większe obowiązki nie odbiją się na moim zdrowiu. Aby zachować pracę, musiałam bardzo na siebie uważać.
- Też się zdziwiłam, gdy go zobaczyłam - przytaknęłam. - Tak, bardzo przyjemny. Było mi bardzo miło, że Cyneric poświęcił mi swój czas.
Pokręciłam głową, bo nie było sensu, abym to ukrywała. Nikt inny się nie pojawił, w tym roku moje urodziny nie były hucznie obchodzone, ale i okoliczności nie były zbyt przychylne aby świętować. Z tego co wiedziałam, urodziny Morgoth’a już wyglądały lepiej, szkoda tylko, że nie odpisał mi na mój list.
- Morgoth? Ostatni raz jak z nim rozmawiałam, było wszystko w porządku - odpowiedziałam. - Ostatni raz się z nim widziałam, gdy odwiedził mnie w Mungu. A co masz na myśli?
Dopytałam, bo zmartwiły mnie trochę słowa mojej siostry. Nie widziałam innego zachowania kuzyna, ale może po prostu nie byłam w stanie tego dostrzec. Jednak moje myśli od Morgoth’a odciągnęła sama Liliana, informując, że ma dla mnie prezent. Dopiero teraz spojrzałam na jej dłonie i zobaczyłam, że trzyma jakieś pudełeczko. Podała mi je, a ja chętnie je od niej przyjęłam. Nie pamiętam kiedy ostatni raz dostałam od niej cokolwiek. Prawdopodobnie nawet gdyby to było coś, co w ogóle mi się nie przyda, ale od Liliany, to i tak bym się cieszyła. Otworzyłam pudełeczko delikatnie i zajrzałam do środka.
- Oh - wyrwało się z moich ust. - Jaka piękna, dziękuje.
Wyciągnęłam broszkę z opakowania, po czym przypięłam ją sobie do piersi. Spojrzałam w dół, prezentowała się naprawdę elegancko i gustownie, w dodatku była w moich ulubionych kolorach. Szybko odłożyłam pudełeczko na bok, a sama chwyciłam Lilianę za dłonie, mocno je ściskając.
- Dziękuje - powiedziałam jeszcze raz, było mi naprawdę miło, że o mnie pomyślała.
- Mam nadzieję, że nie obarczają cię zbyt dużą ilością pracy? - zapytałam.
Pamiętam, jak byłam jeszcze w Hogwarcie, jak sama chciałam pracować w Ministerstwie. Ojciec się nie zgodził, dbając o moje zdrowie, teraz też miał pewne wątpliwości, czy moja praca w zarządzie i większe obowiązki nie odbiją się na moim zdrowiu. Aby zachować pracę, musiałam bardzo na siebie uważać.
- Też się zdziwiłam, gdy go zobaczyłam - przytaknęłam. - Tak, bardzo przyjemny. Było mi bardzo miło, że Cyneric poświęcił mi swój czas.
Pokręciłam głową, bo nie było sensu, abym to ukrywała. Nikt inny się nie pojawił, w tym roku moje urodziny nie były hucznie obchodzone, ale i okoliczności nie były zbyt przychylne aby świętować. Z tego co wiedziałam, urodziny Morgoth’a już wyglądały lepiej, szkoda tylko, że nie odpisał mi na mój list.
- Morgoth? Ostatni raz jak z nim rozmawiałam, było wszystko w porządku - odpowiedziałam. - Ostatni raz się z nim widziałam, gdy odwiedził mnie w Mungu. A co masz na myśli?
Dopytałam, bo zmartwiły mnie trochę słowa mojej siostry. Nie widziałam innego zachowania kuzyna, ale może po prostu nie byłam w stanie tego dostrzec. Jednak moje myśli od Morgoth’a odciągnęła sama Liliana, informując, że ma dla mnie prezent. Dopiero teraz spojrzałam na jej dłonie i zobaczyłam, że trzyma jakieś pudełeczko. Podała mi je, a ja chętnie je od niej przyjęłam. Nie pamiętam kiedy ostatni raz dostałam od niej cokolwiek. Prawdopodobnie nawet gdyby to było coś, co w ogóle mi się nie przyda, ale od Liliany, to i tak bym się cieszyła. Otworzyłam pudełeczko delikatnie i zajrzałam do środka.
- Oh - wyrwało się z moich ust. - Jaka piękna, dziękuje.
Wyciągnęłam broszkę z opakowania, po czym przypięłam ją sobie do piersi. Spojrzałam w dół, prezentowała się naprawdę elegancko i gustownie, w dodatku była w moich ulubionych kolorach. Szybko odłożyłam pudełeczko na bok, a sama chwyciłam Lilianę za dłonie, mocno je ściskając.
- Dziękuje - powiedziałam jeszcze raz, było mi naprawdę miło, że o mnie pomyślała.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Niespecjalnie czułam, żebym pracowała za dużo. Właściwie, lubiłam to, chociaż czasem trochę denerwowałam się kiedy wydawało mi się, że dają mi do robienia zbyt trywialne rzeczy, nie do końca pasujące do moich umiejętności, a już na pewno ambicji.
- Jest dobrze - odparłam z lekkim uśmiechem. Napięcie powoli ze mnie ulatywało i siedzenie tutaj, ze swoją siostrą, wydawało się trochę mniej straszne. - Pracując tam mam wrażenie bycia częścią tego wszystkiego i jestem mniej odsuwana od istotnych informacji. Wiesz przecież jak to jest z naszym ojcem i kuzynami, najchętniej nie chcieliby, żebyśmy wiedziały, że dzieje się coś złego - powiedziałam, mimo wszystko myśląc o nich ciepło, nawet jeśli sprzeciwiałam się takiemu traktowaniu.
- A ty? Byłaś ostatnio w rezerwacie? - spytałam nie tylko dlatego, że wypadało zadać pytanie w drugą stronę, ale też chciałam wiedzieć. Obiło mi się jedynie o uszy, że Rosalie dostała posadę w zarządzie rezerwatu, ale nikt mi nie powiedział czy od czasu powrotu z Munga tam była.
Wzruszyłam ramionami, wbrew temu co czułam. Co miałam na myśli?
- Nie wiem właściwie - odpowiedziałam bardzo szczerze. To chyba był kolejny krok w polepszaniu naszych siostrzanych relacji. Niedawno wcale ze sobą nie rozmawiałyśmy, a teraz próbowałam się podzielić czymś więcej niż suchą wymianą informacji. - Ostatnio wcale się nie odzywa. Rozmawialiśmy prawie dwa miesiące temu, a teraz wydaje się być bardzo zajęty. - Zaczęłam się zastanawiać czy aby nie przesadzam i czy Rosalie zaraz nie utwierdzi mnie w tym przekonaniu. Moje myślenie było dosyć egoistyczne ale ta świadomość nie sprawiała, że znikało.
Przyglądałam się jak rozpakowywała prezent, wyczekując jej reakcji i to było bardzo miłe uczucie, kiedy była taka pozytywna. Uniosłam kąciki ust lekko do góry, nie dając po sobie poznać, jak bardzo mnie to cieszyło.
- Na tobie wygląda jeszcze ładniej - zauważyłam, odwzajemniając uścisk. Wciąż nie mogłam się do tego przyzwyczaić, chociaż to nie był pierwszy raz kiedy tak po prostu się dotykałyśmy. - To amulet - zdradziłam trochę, ale nadal nie za dużo. Mogła po prostu czuć się lepiej, kiedy będzie go mieć przy sobie. Nie chciałam przecież, żeby zaraz pomyślałam, że za bardzo się starałam i szukałam nie wiadomo jakiego prezentu. - Poprawi samopoczucie, kiedy będziesz go nosić - powiedziałam więc tylko.
- Jest dobrze - odparłam z lekkim uśmiechem. Napięcie powoli ze mnie ulatywało i siedzenie tutaj, ze swoją siostrą, wydawało się trochę mniej straszne. - Pracując tam mam wrażenie bycia częścią tego wszystkiego i jestem mniej odsuwana od istotnych informacji. Wiesz przecież jak to jest z naszym ojcem i kuzynami, najchętniej nie chcieliby, żebyśmy wiedziały, że dzieje się coś złego - powiedziałam, mimo wszystko myśląc o nich ciepło, nawet jeśli sprzeciwiałam się takiemu traktowaniu.
- A ty? Byłaś ostatnio w rezerwacie? - spytałam nie tylko dlatego, że wypadało zadać pytanie w drugą stronę, ale też chciałam wiedzieć. Obiło mi się jedynie o uszy, że Rosalie dostała posadę w zarządzie rezerwatu, ale nikt mi nie powiedział czy od czasu powrotu z Munga tam była.
Wzruszyłam ramionami, wbrew temu co czułam. Co miałam na myśli?
- Nie wiem właściwie - odpowiedziałam bardzo szczerze. To chyba był kolejny krok w polepszaniu naszych siostrzanych relacji. Niedawno wcale ze sobą nie rozmawiałyśmy, a teraz próbowałam się podzielić czymś więcej niż suchą wymianą informacji. - Ostatnio wcale się nie odzywa. Rozmawialiśmy prawie dwa miesiące temu, a teraz wydaje się być bardzo zajęty. - Zaczęłam się zastanawiać czy aby nie przesadzam i czy Rosalie zaraz nie utwierdzi mnie w tym przekonaniu. Moje myślenie było dosyć egoistyczne ale ta świadomość nie sprawiała, że znikało.
Przyglądałam się jak rozpakowywała prezent, wyczekując jej reakcji i to było bardzo miłe uczucie, kiedy była taka pozytywna. Uniosłam kąciki ust lekko do góry, nie dając po sobie poznać, jak bardzo mnie to cieszyło.
- Na tobie wygląda jeszcze ładniej - zauważyłam, odwzajemniając uścisk. Wciąż nie mogłam się do tego przyzwyczaić, chociaż to nie był pierwszy raz kiedy tak po prostu się dotykałyśmy. - To amulet - zdradziłam trochę, ale nadal nie za dużo. Mogła po prostu czuć się lepiej, kiedy będzie go mieć przy sobie. Nie chciałam przecież, żeby zaraz pomyślałam, że za bardzo się starałam i szukałam nie wiadomo jakiego prezentu. - Poprawi samopoczucie, kiedy będziesz go nosić - powiedziałam więc tylko.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Słuchałam siostry uważnie, doskonale zdając sobie sprawy o czym mówi. Gdyby nie jej kontakty w Ministerstwie, zapewne o wielu rzeczach byśmy się nie dowiedziały. A tak miałyśmy informacje niemal z pierwszej ręki.
- Ale czy mamy się czemu dziwić? Nadeszły dość nieprzyjemne czasy, ojciec po prostu chce nas chronić - powiedziałam.
Chociaż obie dobrze o tym wiedziałyśmy, to sądzę, że tak jak i ja, Liliana również czuła się tak, jakby była zamknięta pod niewidzialnym kloszem i ktoś odgraniczał ją od świata zewnętrznego. Na pierwszy rzut oka nie było to tak widoczne, my też byłyśmy do tego przyzwyczajone, jednak były okres, kiedy było to zdecydowanie mniej odczuwalne. A już na pewno przed śmiercią naszego poprzedniego nestora.
- Byłam, musiałam załatwić wszystkie sprawy związane z awansem, nadal nie mogę uwierzyć, że ojciec się na to zgodził - dodałam, chociaż głos miałam niepewny. - Ciągle mam wrażenie, że nie jest zadowolony z tego, że pozwoliłam sobie na niezgodzenie się z jego zdaniem i postawieniem na swoim, ale chyba nie mam się czemu dziwić. Mam wrażenie, że wystarczy jeden incydent, by kazał mi zrezygnować, to dopiero kilka dni, a nawet nie wiesz jak bardzo staram się pilnować by nie wynikło nic, co mogłoby na niego wpłynąć w taki sposób.
Nadal byłam pełna szoku po tej rozmowie. Pierwszy raz powiedziałam ojcu “nie” i jego wzrok niemal zmusił mnie do automatycznej zmiany zdania. Nigdy nie chciałam sprawić mu przykrości, zawsze się go słuchałam, nawet wtedy gdy łamało mi się serce, ale teraz poczułam wiatr w żaglach, zauważyłam okienko, które torowało mi drogę do zdobycia nowego doświadczenia tak bardzo związanego z moimi przyszłymi planami, że nie mogłam sobie pozwolić na rezygnację. Nadal było mi jednak smutno, że musiałam się aż do tego posunąć.
- Sądzę, że nasz kuzyn może mieć po prostu dużo pracy. Wuj po zostaniu nestorem ściągnął też na barki Morgotha nowe obowiązki, być może potrzebuje więcej czasu, a my powinnyśmy go wspierać i nie naciskać go. Nie martw się, wszystko będzie z nim dobrze - zapewniłam ją.
Spojrzałam na broszkę, która przypięta była teraz do mojej piersi. Wyglądała naprawdę ładnie i cieszyłam się, że Liliana sprawiła mi tak śliczny prezent. Uniosłam wzrok, gdy usłyszałam słowo amulet i trochę się zdziwiłam. Chciała mnie chronić?
- Już czuję się lepiej - odpowiedziałam lekko ściszonym głosem. - Twoja obecność sprawia, że czuję się lepiej.
Odłożyłam puste pudełeczko na bok, a ja znowu chwyciłam ją za dłoń. Nagle poczułam ogromną chęć bliskości drugiego człowieka, a że Liliana była najbliżej, to padło na nią i w sumie bardzo dobrze, że akurat na nią.
- Nawet cię nie zapytałam, co robiłaś gdy mnie nie było? Działo się coś ciekawego? - zapytałam.
- Ale czy mamy się czemu dziwić? Nadeszły dość nieprzyjemne czasy, ojciec po prostu chce nas chronić - powiedziałam.
Chociaż obie dobrze o tym wiedziałyśmy, to sądzę, że tak jak i ja, Liliana również czuła się tak, jakby była zamknięta pod niewidzialnym kloszem i ktoś odgraniczał ją od świata zewnętrznego. Na pierwszy rzut oka nie było to tak widoczne, my też byłyśmy do tego przyzwyczajone, jednak były okres, kiedy było to zdecydowanie mniej odczuwalne. A już na pewno przed śmiercią naszego poprzedniego nestora.
- Byłam, musiałam załatwić wszystkie sprawy związane z awansem, nadal nie mogę uwierzyć, że ojciec się na to zgodził - dodałam, chociaż głos miałam niepewny. - Ciągle mam wrażenie, że nie jest zadowolony z tego, że pozwoliłam sobie na niezgodzenie się z jego zdaniem i postawieniem na swoim, ale chyba nie mam się czemu dziwić. Mam wrażenie, że wystarczy jeden incydent, by kazał mi zrezygnować, to dopiero kilka dni, a nawet nie wiesz jak bardzo staram się pilnować by nie wynikło nic, co mogłoby na niego wpłynąć w taki sposób.
Nadal byłam pełna szoku po tej rozmowie. Pierwszy raz powiedziałam ojcu “nie” i jego wzrok niemal zmusił mnie do automatycznej zmiany zdania. Nigdy nie chciałam sprawić mu przykrości, zawsze się go słuchałam, nawet wtedy gdy łamało mi się serce, ale teraz poczułam wiatr w żaglach, zauważyłam okienko, które torowało mi drogę do zdobycia nowego doświadczenia tak bardzo związanego z moimi przyszłymi planami, że nie mogłam sobie pozwolić na rezygnację. Nadal było mi jednak smutno, że musiałam się aż do tego posunąć.
- Sądzę, że nasz kuzyn może mieć po prostu dużo pracy. Wuj po zostaniu nestorem ściągnął też na barki Morgotha nowe obowiązki, być może potrzebuje więcej czasu, a my powinnyśmy go wspierać i nie naciskać go. Nie martw się, wszystko będzie z nim dobrze - zapewniłam ją.
Spojrzałam na broszkę, która przypięta była teraz do mojej piersi. Wyglądała naprawdę ładnie i cieszyłam się, że Liliana sprawiła mi tak śliczny prezent. Uniosłam wzrok, gdy usłyszałam słowo amulet i trochę się zdziwiłam. Chciała mnie chronić?
- Już czuję się lepiej - odpowiedziałam lekko ściszonym głosem. - Twoja obecność sprawia, że czuję się lepiej.
Odłożyłam puste pudełeczko na bok, a ja znowu chwyciłam ją za dłoń. Nagle poczułam ogromną chęć bliskości drugiego człowieka, a że Liliana była najbliżej, to padło na nią i w sumie bardzo dobrze, że akurat na nią.
- Nawet cię nie zapytałam, co robiłaś gdy mnie nie było? Działo się coś ciekawego? - zapytałam.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Cieszyłam się bardzo z tych nie takich znowu licznych informacji. Potem musiałam decydować, które są odpowiednie dla czyich uszu, chociaż przecież to nie były żadne poufne rzeczy, a w większości zwyczajne opinie.
- Niespecjalnie. Ale czasem mógłby trochę mniej się starać - powiedziałam mimo wszystko z lekkim uśmiechem, bo to było tylko takie gdybanie "miło by było, gdyby..." i nigdy miało się nie zdarzyć.
O tym, że ojciec nie chciał się zgodzić na awans Rosalie nie słyszałam wcale. Ale czemu się dziwić, skoro zapewne byłamo w Ministerstwie, albo w swoich pokojach, po przeciwnej stronie domu niż odgrywała się cała sytuacja.
- Naprawdę? I mimo go przekonałaś? - Nie potrafiłam ukryć zaskoczenia, chociaż ta praca nie była bardziej niebezpieczna niż moja w Ministerstwie... o ile przy którejkolwiek można było mówić o najmniejszym chociaż niebezpieczeństwie. Najchętniej chciałby, żebyśmy nie ruszały się z domu. - Bardzo się cieszę. Mocno się różni to co robisz teraz? - spytałam, wiedząc oczywiście, że bycie w zarządzie to zupełnie co innego - ważniejszego i bardziej odpowiedzialnego. - Widujesz jednorożce? - uściśliłam o co mi dokładnie chodziło, chociaż nie mogłam sobie wyobrazić, żeby Rosalie nagle przestała je odwiedzać, nawet gdyby nie na tym teraz polegały jej zadania.
Kiedy siostra podzieliła się ze mną tymi wydarzeniami i ja poczułam, że mogę pytać więcej. Naprawdę miałam nadzieję, że naszemu ojcu nagle nie odwidzi wcześniejsza zgoda. Ja w tej kwestii czułam się nieco pewniej, od dawna nie kontrolował mnie tak samo mocno.
- Pewnie masz rację. - Wzruszyłam prawie niezauważalnie ramionami. Chyba nawet o tym nie pomyślałam, ale teraz zrozumiałam, że być może rzeczywiście część obowiązków należy teraz też do niego.
To co mówiła Rosalie było strasznie miłe. Uśmiechnęłam się i zamrugałam szybko powiekami, bo zrobiło mi się też jakoś tak dziwnie smutno - tylko na chwilę.
- Nie działo się nic specjalnego - zaczęłam, pozwalając się trzymać za dłoń i czując, że ta bliskość była przyjemna. - Brałam udział w wyścigach konnych. - Uśmiechnęłam się lekko, bo Rosalie wiedziała jak lubię tego typu rzeczy rzeczy. Jeszcze w dzieciństwie opowiadałam jej czego to ja nie robiłam, bo wiedziałam, że ona ze względu na swoje zdrowie nie mogła mi towarzyszyć, jednak teraz nie o to chodziło. - Ale prawdę mówiąc, chyba już wyszłam z wprawy - dodałam. Nie chciałam przecież mówić o moim krótkim pobycie w szpitalu, tylko by się martwiła.
- Niespecjalnie. Ale czasem mógłby trochę mniej się starać - powiedziałam mimo wszystko z lekkim uśmiechem, bo to było tylko takie gdybanie "miło by było, gdyby..." i nigdy miało się nie zdarzyć.
O tym, że ojciec nie chciał się zgodzić na awans Rosalie nie słyszałam wcale. Ale czemu się dziwić, skoro zapewne byłamo w Ministerstwie, albo w swoich pokojach, po przeciwnej stronie domu niż odgrywała się cała sytuacja.
- Naprawdę? I mimo go przekonałaś? - Nie potrafiłam ukryć zaskoczenia, chociaż ta praca nie była bardziej niebezpieczna niż moja w Ministerstwie... o ile przy którejkolwiek można było mówić o najmniejszym chociaż niebezpieczeństwie. Najchętniej chciałby, żebyśmy nie ruszały się z domu. - Bardzo się cieszę. Mocno się różni to co robisz teraz? - spytałam, wiedząc oczywiście, że bycie w zarządzie to zupełnie co innego - ważniejszego i bardziej odpowiedzialnego. - Widujesz jednorożce? - uściśliłam o co mi dokładnie chodziło, chociaż nie mogłam sobie wyobrazić, żeby Rosalie nagle przestała je odwiedzać, nawet gdyby nie na tym teraz polegały jej zadania.
Kiedy siostra podzieliła się ze mną tymi wydarzeniami i ja poczułam, że mogę pytać więcej. Naprawdę miałam nadzieję, że naszemu ojcu nagle nie odwidzi wcześniejsza zgoda. Ja w tej kwestii czułam się nieco pewniej, od dawna nie kontrolował mnie tak samo mocno.
- Pewnie masz rację. - Wzruszyłam prawie niezauważalnie ramionami. Chyba nawet o tym nie pomyślałam, ale teraz zrozumiałam, że być może rzeczywiście część obowiązków należy teraz też do niego.
To co mówiła Rosalie było strasznie miłe. Uśmiechnęłam się i zamrugałam szybko powiekami, bo zrobiło mi się też jakoś tak dziwnie smutno - tylko na chwilę.
- Nie działo się nic specjalnego - zaczęłam, pozwalając się trzymać za dłoń i czując, że ta bliskość była przyjemna. - Brałam udział w wyścigach konnych. - Uśmiechnęłam się lekko, bo Rosalie wiedziała jak lubię tego typu rzeczy rzeczy. Jeszcze w dzieciństwie opowiadałam jej czego to ja nie robiłam, bo wiedziałam, że ona ze względu na swoje zdrowie nie mogła mi towarzyszyć, jednak teraz nie o to chodziło. - Ale prawdę mówiąc, chyba już wyszłam z wprawy - dodałam. Nie chciałam przecież mówić o moim krótkim pobycie w szpitalu, tylko by się martwiła.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Zaśmiałam się lekko, słysząc opinię Liliany na ten temat i spojrzałam na nią lekko pobłażliwym wzrokiem. Chociaż i mnie, bywały momenty, że te trzymanie pod kloszem męczyło, to jednak wiedziałam po co to jest robione i z jakiego powodu.
- Ciesz się, że tak o nas dba i się martwi, bo to znaczy, że nas kocha - przyznałam ciepłym głosem. - Może ci to bardziej doskwiera, bo zawsze miałaś więcej swobody niż ja i nagle takie ograniczenia ci przeszkadzają. Ale to wszystko dla naszego dobra…
Oh, jak ja bardzo Lilianie zawsze zazdrościłam, że jej wolno iść pojeździć konno, pobiegać po bagnach, pobawić się tak jak chciała, gdy mi nie wolno było zbytnio ruszać się z domu, a o bieganiu czy zabawie nawet nie mówiąc. Dlatego ja przeczytałam niemal całą bibliotekę w naszym domu i nauczyłam się grać na fortepianie, gdy Liliana rozwijała swoje umiejętności jeździeckie oraz szermierskie, czego zazdrościłam jej jeszcze bardziej. Ale miałam swój fortepian, miałam swoje zwierzęta. Po prostu poszłyśmy dwoma różnymi drogami.
- Sama nie wiem jak mi się to udało - przyznałam. - Może zauważył jak bardzo tego pragnę? Ale tak jak mówiłam, mam warunek. Moja praca nie może odbić się na moim zdrowiu, inaczej będę musiała od razu zrezygnować.
Bałam się tego momentu, gdy ojciec będzie kazał odejść mi z pracy, a ja, mimo bólu serca, będę musiała na to przystać. W głębi duszy liczyłam na to, że ojciec wstrzyma się z taką decyzją dopóki nie wyjdę za mąż, aby to mój mąż mógł zdecydować o tym fakcie.
- Tak, całkiem często. Nie potrafię póki co zrezygnować z przebywania z nimi, ostatnia próba pożegnania się przed… tym feralnym ślubem dała mi do zrozumienia, jak wiele dla mnie znaczą - przyznałam, spoglądając w jej oczy.
Słuchałam uważnie, gdy dość szczątkowo opowiadała mi o tym, co działo się w jej życiu, gdy mnie nie było. Ale rozumiałam, być może potrzebowała więcej czasu, aby umieć się przede mną otworzyć i pozwolić sobie na takie gesty jak to, chociażby, trzymanie się za dłoń. Starałam się jej nie popędzać, ostatnio nie miałyśmy okazji, aby się sobą zająć więc miałam nadzieję, że teraz będzie lepiej, a nasze relacje ponownie pchniemy do przodu. Podjęcie decyzji o pojednaniu z Lilianą, było najlepszą rzeczą, jaką mogłam ostatnio zrobić.
- Nie martw się, chwilę poćwiczysz i na pewno wrócisz do wprawy, ja ci nie potowarzyszę podczas jazdy, chociaż bardzo bym chciała, ale na pewno kogoś znajdziesz - pocieszyłam ją, starając się brzmieć jak najbardziej radośnie. - Zawsze możesz pójść z Cynerickiem. On przecież potrafi jeździć konno.
- Ciesz się, że tak o nas dba i się martwi, bo to znaczy, że nas kocha - przyznałam ciepłym głosem. - Może ci to bardziej doskwiera, bo zawsze miałaś więcej swobody niż ja i nagle takie ograniczenia ci przeszkadzają. Ale to wszystko dla naszego dobra…
Oh, jak ja bardzo Lilianie zawsze zazdrościłam, że jej wolno iść pojeździć konno, pobiegać po bagnach, pobawić się tak jak chciała, gdy mi nie wolno było zbytnio ruszać się z domu, a o bieganiu czy zabawie nawet nie mówiąc. Dlatego ja przeczytałam niemal całą bibliotekę w naszym domu i nauczyłam się grać na fortepianie, gdy Liliana rozwijała swoje umiejętności jeździeckie oraz szermierskie, czego zazdrościłam jej jeszcze bardziej. Ale miałam swój fortepian, miałam swoje zwierzęta. Po prostu poszłyśmy dwoma różnymi drogami.
- Sama nie wiem jak mi się to udało - przyznałam. - Może zauważył jak bardzo tego pragnę? Ale tak jak mówiłam, mam warunek. Moja praca nie może odbić się na moim zdrowiu, inaczej będę musiała od razu zrezygnować.
Bałam się tego momentu, gdy ojciec będzie kazał odejść mi z pracy, a ja, mimo bólu serca, będę musiała na to przystać. W głębi duszy liczyłam na to, że ojciec wstrzyma się z taką decyzją dopóki nie wyjdę za mąż, aby to mój mąż mógł zdecydować o tym fakcie.
- Tak, całkiem często. Nie potrafię póki co zrezygnować z przebywania z nimi, ostatnia próba pożegnania się przed… tym feralnym ślubem dała mi do zrozumienia, jak wiele dla mnie znaczą - przyznałam, spoglądając w jej oczy.
Słuchałam uważnie, gdy dość szczątkowo opowiadała mi o tym, co działo się w jej życiu, gdy mnie nie było. Ale rozumiałam, być może potrzebowała więcej czasu, aby umieć się przede mną otworzyć i pozwolić sobie na takie gesty jak to, chociażby, trzymanie się za dłoń. Starałam się jej nie popędzać, ostatnio nie miałyśmy okazji, aby się sobą zająć więc miałam nadzieję, że teraz będzie lepiej, a nasze relacje ponownie pchniemy do przodu. Podjęcie decyzji o pojednaniu z Lilianą, było najlepszą rzeczą, jaką mogłam ostatnio zrobić.
- Nie martw się, chwilę poćwiczysz i na pewno wrócisz do wprawy, ja ci nie potowarzyszę podczas jazdy, chociaż bardzo bym chciała, ale na pewno kogoś znajdziesz - pocieszyłam ją, starając się brzmieć jak najbardziej radośnie. - Zawsze możesz pójść z Cynerickiem. On przecież potrafi jeździć konno.
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Uśmiechnęłam się bardziej w odpowiedzi na śmiech Rosalie. Tak właśnie miało być, że ja będę mówiła jak to bym chciała, żeby więcej mi można było, podczas gdy nie będzie to możliwe. Wiedziałam, że ojciec nas kocha i troszczy się najbardziej jak może, równocześnie postępując zgodnie z zasadami dawno temu ustalonymi przez arystokrację. Nie zawsze mi się one podobały, ale mogłam je naciągać małymi kroczkami, o ile obecnie już nie osiągnęłam swojej granicy. Wyobrażałam sobie, że niedługo zaczną się rozmowy o tym, że powinnam już mieć narzeczonego.
- Wiem - odparłam, bo tak było. Czasem potrzebowałam przypomnienia, bo ta ojcowska miłość na pewno była jedyna w swoimi rodzaju. Pokiwałam głową, ograniczenia ostatecznie musiałam i tak przemilczeć i znaleźć sposób, żeby cieszyć się tym co robiłam. - Ale ostatecznie, chyba wcale nie jest tak źle? - spytałam, odnosząc się do swobody o której mówiła. Chociaż kiedyś wydawało się, że bardzo mi zazdrościła gdy opowiadałam o swoich zajęciach, to z biegiem czasu kiedy dorastałyśmy, a nasze relacje mocno się rozluźniły, rzeczywiście każda z nas poszła w inną stronę. I wyglądało na to, że obydwie robiłyśmy to co lubiłyśmy.
- To cudownie. - Uśmiechnęłam się, dobrze, że ojciec nie sprzeciwiał się podążaniu za marzeniami. W takiej sytuacji łatwiej było uwierzyć, że rzeczywiście chce dla nas jak najlepiej, skoro nie zabraniał... cóż, właściwie wszystkiego. - Ta praca nie może być chyba bardzo męcząca? - Chciałam wiedzieć. Bycie doradcą polegało chyba na doradzaniu, co na pewno nie było wyczerpujące w sensie fizycznym, jednak mogło stresować kiedy trzeba było zajmować się wieloma ważnymi sprawami na raz.
- Chyba dobrze było móc do nich wrócić? - spytałam co było dosyć krępujące, bo poruszało tym samym temat ślub Rosalie. Jednak jak tak na nią patrzyłam, wydawała się nie przeżywać go już tak bardzo. Może nawet cieszyła się, że zamiast męża Blacka miała jednorożce?
Moja siostra brzmiała bardzo radośnie gdy tak mówiła, że chciałaby ze mną pojeździć ale nie może. Nie wiedziała co prawda ile było w tym prawdy, ale zrobiło mi się trochę smutno.
- Może chciałabyś przejść się jutro na spacer? - zaproponowałam. Co prawda nie mogło się tu równać konnej przejażdżce, ale bagna z poziomu ziemi były równie piękne. Na dworze jeszcze było dosyć zimno, ale przyroda budziła się już do życia i krótki spacer był przyjemną perspektywą.
- To prawda, ale nie wiem czy by chciał - stwierdziłam, wiedząc, że Cyneric wolał kiedy kobiety zajmowały się bardziej dla nich przeznaczonymi zajęciami. Nie byłam pewna czy w ogóle chcę go o ty pytać, chociaż gdyby się zgodził, na pewno miło spędzilibyśmy czas.
- Wiem - odparłam, bo tak było. Czasem potrzebowałam przypomnienia, bo ta ojcowska miłość na pewno była jedyna w swoimi rodzaju. Pokiwałam głową, ograniczenia ostatecznie musiałam i tak przemilczeć i znaleźć sposób, żeby cieszyć się tym co robiłam. - Ale ostatecznie, chyba wcale nie jest tak źle? - spytałam, odnosząc się do swobody o której mówiła. Chociaż kiedyś wydawało się, że bardzo mi zazdrościła gdy opowiadałam o swoich zajęciach, to z biegiem czasu kiedy dorastałyśmy, a nasze relacje mocno się rozluźniły, rzeczywiście każda z nas poszła w inną stronę. I wyglądało na to, że obydwie robiłyśmy to co lubiłyśmy.
- To cudownie. - Uśmiechnęłam się, dobrze, że ojciec nie sprzeciwiał się podążaniu za marzeniami. W takiej sytuacji łatwiej było uwierzyć, że rzeczywiście chce dla nas jak najlepiej, skoro nie zabraniał... cóż, właściwie wszystkiego. - Ta praca nie może być chyba bardzo męcząca? - Chciałam wiedzieć. Bycie doradcą polegało chyba na doradzaniu, co na pewno nie było wyczerpujące w sensie fizycznym, jednak mogło stresować kiedy trzeba było zajmować się wieloma ważnymi sprawami na raz.
- Chyba dobrze było móc do nich wrócić? - spytałam co było dosyć krępujące, bo poruszało tym samym temat ślub Rosalie. Jednak jak tak na nią patrzyłam, wydawała się nie przeżywać go już tak bardzo. Może nawet cieszyła się, że zamiast męża Blacka miała jednorożce?
Moja siostra brzmiała bardzo radośnie gdy tak mówiła, że chciałaby ze mną pojeździć ale nie może. Nie wiedziała co prawda ile było w tym prawdy, ale zrobiło mi się trochę smutno.
- Może chciałabyś przejść się jutro na spacer? - zaproponowałam. Co prawda nie mogło się tu równać konnej przejażdżce, ale bagna z poziomu ziemi były równie piękne. Na dworze jeszcze było dosyć zimno, ale przyroda budziła się już do życia i krótki spacer był przyjemną perspektywą.
- To prawda, ale nie wiem czy by chciał - stwierdziłam, wiedząc, że Cyneric wolał kiedy kobiety zajmowały się bardziej dla nich przeznaczonymi zajęciami. Nie byłam pewna czy w ogóle chcę go o ty pytać, chociaż gdyby się zgodził, na pewno miło spędzilibyśmy czas.
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią. Dla mnie ograniczenia i zakazy były na porządku dziennym i sama nie wiedziałam, czy było mi z tym źle, czy nie. W końcu nigdy nie mogłam więcej niż Liliana. Prawdę mówiąc nigdy nie mogłam tyle samo co ona. Nadal, w nocy, kiedy jeszcze nie śpię, ale leże już w łóżku, to słyszę, jak ojciec zagląda do mojej sypialni, aby sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku.
Uśmiechnęłam się tylko szerzej.
- Nie jest źle, jest tak jak być powinno, a do większej kontroli sądzę, że można się przyzwyczaić - zapewniłam siostrę.
Temat jednorożców był dla mnie wygodniejszy, mogłam rozmawiać o tym godzinami i nigdy mi się nie nudziło. Prawdę mówiąc nie pamiętałam czy kiedykolwiek Liliana interesowała się moimi zainteresowaniami i było mi naprawdę miło, że pytała.
- Tak, ostatni wydarzenia dały mi sporo do myślenia - przyznałam. - Nie jest wyczerpująca fizycznie, bardziej czuje to psychicznie, to jednak większa odpowiedzialność, za więcej teraz odpowiadam i muszę się bardzo starać. Mogli dać tą funkcję każdemu, a dali ją mi, kobiecie. To naprawdę ogromne wyróżnienie.
Z biegiem czasu faktycznie zaczęłam się cieszyć, że mam jednorożce, a nie Black’a za męża. Nie wiedziałam na ile (i chyba póki co nie spodziewałam się, że na krócej niż bym pomyślała), ale było mi z tym naprawdę dobrze, że mogłam wrócić do swojej pasji, rozwinąć się i zebrać doświadczenie, które było mi tak bardzo potrzebne, a związane to było z moimi planami, o których póki co nie chciałam nikomu mówić, a jedyną poinformowaną osobą był Perseus.
Widząc malujący się smutek na twarzy siostry, zacisnęłam usta. Poczułam ogromną potrzebę wyjaśnienia jej mojego zdania.
- Nigdy tak naprawdę nie jeździłam konno, może raz albo dwa i po prostym, kompletnie nie wymagającym terenie, gdzie nawet skręcać nie musiałam. Fenland jest wymagającym terenem, potrzebowałabym doświadczenia i siły, a wiesz dobrze, że nie mogę się wysilać - wytłumaczyłam jej. - Chyba, że usiądziemy na jednego konia... nawet nie wiem czy tak można.
Zaśmiałam się lekko. Miałam nadzieję, że moje stwierdzenie poprawi jej trochę humor. Przynajmniej nie zrezygnowała z próby spędzenia ze mną większej ilości czasu, zaraz proponując spacer na jutrzejszy dzień. Od razu przytaknęłam.
- Oczywiście, że tak. Chętnie pójdę z tobą na spacer - odpowiedziałam. - A Cyneric zgodzi się na pewno, jeśli nie, to ja już sobie z nim porozmawiam.
Pogroziłam, oczywiście w żartach.
Resztę wieczoru spędziłyśmy w bardzo miły sposób, rozmawiając i pijąc herbatę. Czułam, że w końcu mam siostrę. Chyba obie, póki co, bałyśmy się jeszcze sobie w stu procentach zaufać, ale jestem pewna, że wystarczy nam jeszcze trochę czasu, abyśmy się zaprzyjaźniły ze sobą i były w stanie mówić sobie nawzajem wszystko.
zt obie
Uśmiechnęłam się tylko szerzej.
- Nie jest źle, jest tak jak być powinno, a do większej kontroli sądzę, że można się przyzwyczaić - zapewniłam siostrę.
Temat jednorożców był dla mnie wygodniejszy, mogłam rozmawiać o tym godzinami i nigdy mi się nie nudziło. Prawdę mówiąc nie pamiętałam czy kiedykolwiek Liliana interesowała się moimi zainteresowaniami i było mi naprawdę miło, że pytała.
- Tak, ostatni wydarzenia dały mi sporo do myślenia - przyznałam. - Nie jest wyczerpująca fizycznie, bardziej czuje to psychicznie, to jednak większa odpowiedzialność, za więcej teraz odpowiadam i muszę się bardzo starać. Mogli dać tą funkcję każdemu, a dali ją mi, kobiecie. To naprawdę ogromne wyróżnienie.
Z biegiem czasu faktycznie zaczęłam się cieszyć, że mam jednorożce, a nie Black’a za męża. Nie wiedziałam na ile (i chyba póki co nie spodziewałam się, że na krócej niż bym pomyślała), ale było mi z tym naprawdę dobrze, że mogłam wrócić do swojej pasji, rozwinąć się i zebrać doświadczenie, które było mi tak bardzo potrzebne, a związane to było z moimi planami, o których póki co nie chciałam nikomu mówić, a jedyną poinformowaną osobą był Perseus.
Widząc malujący się smutek na twarzy siostry, zacisnęłam usta. Poczułam ogromną potrzebę wyjaśnienia jej mojego zdania.
- Nigdy tak naprawdę nie jeździłam konno, może raz albo dwa i po prostym, kompletnie nie wymagającym terenie, gdzie nawet skręcać nie musiałam. Fenland jest wymagającym terenem, potrzebowałabym doświadczenia i siły, a wiesz dobrze, że nie mogę się wysilać - wytłumaczyłam jej. - Chyba, że usiądziemy na jednego konia... nawet nie wiem czy tak można.
Zaśmiałam się lekko. Miałam nadzieję, że moje stwierdzenie poprawi jej trochę humor. Przynajmniej nie zrezygnowała z próby spędzenia ze mną większej ilości czasu, zaraz proponując spacer na jutrzejszy dzień. Od razu przytaknęłam.
- Oczywiście, że tak. Chętnie pójdę z tobą na spacer - odpowiedziałam. - A Cyneric zgodzi się na pewno, jeśli nie, to ja już sobie z nim porozmawiam.
Pogroziłam, oczywiście w żartach.
Resztę wieczoru spędziłyśmy w bardzo miły sposób, rozmawiając i pijąc herbatę. Czułam, że w końcu mam siostrę. Chyba obie, póki co, bałyśmy się jeszcze sobie w stu procentach zaufać, ale jestem pewna, że wystarczy nam jeszcze trochę czasu, abyśmy się zaprzyjaźniły ze sobą i były w stanie mówić sobie nawzajem wszystko.
zt obie
Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamieńRozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Strona 2 z 2 • 1, 2
Sypialnia Rosalie
Szybka odpowiedź