Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]31.05.21 13:02

Kuchnia

Przez okno można dostrzec o każdej porze dnia uroki życia w portowej dzielnicy - od dzieciaków biegających i krzyczących, po panów załatwiających swoje potrzeby fizjologiczne, szczególnie o tych późniejszych porach już. Sama kuchnia wymiarami jest w sam raz dla rodziny Doe nauczonej życia w jednym taborze. Z pewnością kłótnie o miejsce przy stole czy ostatnie resztki ciastek to norma w tym pomieszczeniu. Stół, każde siedzisko nie do pary - a w szafkach identyczna sytuacja z talerzami i innymi kubkami, które wyglądają jak zbiór przypadku.


Kuchnia EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Kuchnia [odnośnik]03.06.21 9:54
stąd, 7 listopada

Spacer z bratem stanowczo był czymś, za czym tęsknił. Może ból w oku nieco doskwierał, ale nie chciał narzekać i marudzić, nawet by nie śmiał tego robić! Tym bardziej, że wiedział, że zasłużył na taki ruch ze strony młodszego - stchórzył, zjebał wszystko. I wiedział o tym doskonale, ale teraz wolał się dopytywać o prostsze rzeczy. Jak długo James był już w Londynie, jak sobie radził? Czy czegoś konkretnego potrzebował, czy utrzymywał kontakt z jakimiś ich znajomymi z Hogwartu - a może znalazł jakąś pracę? Cóż, te wszystkie proste rzeczy i pytania gromadziły się przez dwa lata. Chciał po prostu wiedzieć znów, co się działo u jego brata i tak jak kiedyś być z tym wszystkim na bieżąco....
Klatka schodowa, wspinaczka po schodach i smród portu - cóż, nic go za bardzo nie dziwiło z tego. Chociaż no, może fakt, że wchodzili aż na strych do jakiegoś magimedyka, czy gdzie też go brat prowadził. Trochę podejrzane miejsce, chociaż kto tam wiedział czy jego brat nie zaczął się angażować w wojnę? Wolałby chyba, żeby James się trzymał od tego z dala, ale na to mógł jeszcze przyjść czas, żeby porozmawiać...
Wchodząc do mieszkania, spokojnie zdjął kaszkiet, zerkając na młodszego. - No wygląda to raczej jak mieszka... - mówił, urywając jednak już po chwili. Przewidziało mu się? Przecież James powiedział...
Wbił wzrok w młodszą siostrę, która na otwarcie drzwi wcale nie bardzo przejęła się przerywaniem sprzątania. Nie wydawało mu się? Nie była to jakaś fatamorgana, przewidzenie spowodowane przez uszkodzenie oka?
Moment tak stał kiedy jeszcze obrócił się do Jamesa i zdzielił go swoim kaszkietem przez głowę. On już doskonale wiedział za co, za to nie powiedzenie mu o tym, że ich siostra żyła! Chociaż mimo, że był zły o ten drobny fakt na brata to wciąż się szczerzył ja dureń, mimo wszystko jednocześnie nie potrafiąc się ruszyć do dziewczyny. Był... chyba wystraszony i przerażony tym, że i Sheila mogła być na niego zła? Ona wtedy nie rozumiała do końca, o co z Jamesem się pokłócili... Chyba żaden z nich nie wpadł na to, żeby ją w to wszystko wprowadzić, żeby wyjaśnić co się działo, bo byli zbyt mocno zajęci zachowywaniem się jak palanci.
- Hej, Sheila - rzucił w końcu, chyba nieco się obawiając tej reakcji. Oczywiście, że chciał ją tu i teraz wyściskać, ale jednocześnie chyba bał się, że będzie w tym mieszkaniu niechciany jak tylko wejdzie bardziej, więc stał jak ten kołek, niedaleko drzwi.


Kuchnia EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Kuchnia [odnośnik]06.06.21 15:29
Odnalezienie Jamesa i spotkanie z Eve sprawiło, że chociaż początkowo wszystko wydawało się wypełnione chaosem i niezrozumieniem, tak wkrótce Sheila powróciła do nieco pseudo normalnego jej stylu życia. Oczywiście, dalej pracowała, bo wciąż potrzebowali pieniędzy na utrzymanie, nawet jeżeli mieszkanie zdecydowanie nie było wynajmowane, wróciły jednak jej normalne obowiązki domowe co przyjęła z dość ciekawą jak na nią samą ulgą. Rytm dnia stawiał się nagle taki, jak dawniej, a ona sama wstawała wcześnie, by przyszykować dom i kładła się późno, aby wszystko dopięte było na ostatni guzik. Póki co robiła wszystko w miarę samodzielnie – nie ze złośliwości czy z chęci wykazania swojej wielkiej niezależności, ale dla komfortu Eve. Wiedziała, że jej szwagierka była dość zdenerwowana i zdezorientowana całą sytuacją, dlatego nie chciała w żaden sposób nalegać na to, aby zajmowała się teraz pracami domowymi.
A do zrobienia było nieco, bo nawet jeżeli James próbowałby zaprzeczać, bałaganiarzem był strasznym. Parsknęła cicho, kiedy mówił, jak to dawał sobie radę, a gdzieś na krześle smętnie wisiały jego dziurawe skarpetki. Udało jej się w pierwszym rzucie wyprać i zacerować wszystkie ubrania, potem też wytrzepała wszystkie posłania i wyprała pościel. Było tego sporo, ale przynajmniej tak mogła też wykorzystać swoje siły z poirytowania na Jamesa i za jego zniknięcie, zarówno jak zmartwienie kiedy śpiąc w nocy rzucał się niespokojnie, tak jakby nagle miał próbować wyrwać się z koszmaru. Teraz zaś Sheila zmywała podłogę, przerzucając się pomiędzy szczotą a szmatką, tak aby drewno nie napęczniało zbytnio.
Usłyszała kroki i słowa, zakładała więc, że Jamie właśnie wrócił tutaj z jakimś przyjacielem, nie poczuwała więc, aby nagle właśnie musiała się rzucić wszystko. Pewnie zaraz powinna, bo przynajmniej przydałoby się jej podnieść z kolan i przygotować chociaż przegotowaną wodę. Może znalazłaby coś innego, ale to wszystko zależało od gościa. Póki co zdecydowanie miała nadzieję, że to nie mężczyzna, bo nawet jeżeli była u siebie, to nie wypadało niezamężną świecić tak kostkami przed obcymi i pokazywać się publicznie nagle bo tak.
- Mam nadzieję, że wytarliście buty, bo jeżeli znowu wpadłeś w jakieś świństwo przy mojej świeżo umytej podłodze, to nie ręczę za siebie, obiecuję że- Słowa w języku romskim nagle urwały się, gdy uniosła spojrzenie. Podniosła się z kolan, będąc pewna, że właśnie oto ma przywidzenia. Przecież to nie mogło być tak, że właśnie stali przed nią bracia. Obydwaj. Widziała ich wcześniej, ale nigdy tak, nigdy po dwóch latach rozłąki, kiedy to nagła radość ze spotkania z Jamesem powoli mijała, za to wulkan emocji znów się w niej rozpalił, a ona sama gotowa była w tej chwili chyba roznieść cały świat.
- THOMASIE DOE, SKĄD TY SIĘ TU WZIĄŁEŚ?! JAMESIE DOE, CZY TY OD POCZĄTKU WIEDZIAŁEŚ, GDZIE ON SIĘ ZNAJDUJE? I CZY WY ZNÓW SIĘ POBILIŚCIE? – Rzuciła na ziemię szczotkę, którą właśnie trzymała, podchodząc do Jamesa i Thomasa, obydwu łapiąc za uszy i ciągnąc ich na tyle, aby ich zabolało. Nie zamierzała dawać im chwili wytchnienia, niech się tłumaczą.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Kuchnia [odnośnik]11.06.21 17:52
Jeszcze nie był do końca pewien, co sądził o spotkaniu Thomasa. Emocje wciąż z niego całkowicie nie opadły, nawet jeśli skubał od czasu do czasu wargę albo paznokcie po drodze, próbując się czymś zająć i nie spoglądać zbyt często w jego stronę. Wzrok uciekał tam sam, jakby chciał upewnić się, że Tommy nie jest marą, przywidzeniem. Złym duchem, który postanowił go nawiedzić. Oglądał się dookoła, zachowując pozory czujności. Badając teren, otoczenie, upewniając się, że nikt i nic im nie zagraża, ale powód częstego obracania głowy we wszystkie strony był znacznie bardziej prozaiczny — zerkał na niego, oceniając zmiany jakie mogły w nim zajść przez te dwa lata. Nie chciał przyglądać mu się w sposób, który dałby starszemu bratu potwierdzenie, co do tęsknoty za nim, którą nosił i ukrywał w sobie. Nie chciał dawać mu żadnych argumentów, a wciąż nie był pewien, jakie wnioski mógł wyciągnąć z tego spotkania. Thomas nigdy się nie żalił, nigdy nie okazywał słabości, wszystko obracał w żart. Nie chciał by wziął go za mięczaka, który rozckliwiał się nad tym spotkaniem. Udawał więc uparcie, że nie brał sobie tego do siebie już, było minęło, odeszło wraz z wymierzonymi ciosami.
Ale to nie była prawda. To wciąż w nim siedziało, jak pająk w ciemnym kącie.
Nie prowadził go do uzdrowiciela, siostra, którą odnalazł niewiele wcześniej powinna móc ocenić jego stan. Egoistycznie, nie chciał też by wszedł do mieszkania jak gdyby nigdy nic; bez cienia kary, na którą zasługiwał, a która on na mocy tymczasowego upoważnienia wymierzył jako starszy brat. Niech Sheila wie, że dostał za swoje. Teraz starszy brat mógł wrócić i robić znów swoje.
Puścił go przodem, na pierwszy strzał. Uniósł na niego spojrzenie, kiedy się odezwał.
— Wow, gratulacje, geniuszu. To rzeczywiście mieszkanie...— mruknął pod nosem, unosząc ciemne brwi i przewracając oczami. Może naprawdę Tommy dostał za mocno i miał problemy ze skupieniem się. Zamknął drzwi za sobą, gdy zaginiony-odnaleziony stanął jak wryty. Znów dostał kaszkietem, nie zdołał się obronić. Zasłonił się rękami za późno. Zdjął swój, posyłając Thomasowi mordercze, ale jednocześnie pełne satysfakcji spojrzenie.
Miałeś trochę nasrane w gaciach przez chwilę, co nie, Tommy?
Głos siostry, który przeciął już i tak gęste powietrze między nimi jak ostry nóż sprawił, że na jego karku pojawiła się gęsia skórka. Zerknął na swoje buty — właściwie nie było mowy o czystych podeszwach, dopiero co gnali ulicami Londynu, pogoda była kapryśna, chlupa i ciapa nie odpuszczała. Zaklął cicho, spuszczając głowę skruszony, robiąc krok w tył z nadzieją, że jeszcze zdoła zawrócić i wytrzeć buty, a wszystkie przewiny zbierze Thomas. W końcu to jego nie było dwa lata, podłoga mogła poczekać... Nie zdążył. Siostra, chociaż przysiągłby, że wyglądała jakby siły miała tyle, co świerszcz i sięgała im wciąż do pasa, jak na dziewczynkę przystało, niebywale szybko i sprawnie doskoczyła do nich. Poczuł siłę na wykręcanym uchu, zachwiał się w jej stronę, poddając pociągnięciu. Nie zamierzał walczyć i siłować się z nią, ból mógłby być nie do zniesienia.
— Au, puszczaj!— jęknął krzywiąc się. Nie odważył się odepchnąć jej ręki. Zamknął na chwilę oczy, potem znów otworzył by na nią zerknąć przepraszająco, choć twarz wciąż wykrzywiał mu grymas. — Przepraszam! Nie zauważyłem, już je wytrę! Au!— zawył znów i spojrzał na Thomasa. Gnida na szczęście nie był w lepszej sytuacji. — Co? Nie! Skąd te przypuszczenia?! — zadrwił, wiedząc, że podbite oko Thomasa wyglądało już jak rozgnieciona śliwka z kompotu. — Dobra! Przepraszam! Tak! — poprawił się, próbując znów do niej zbliżyć, byle tylko go puściła. — Nie miałem pojęcia! Stał sobie na Fleet Street, tak po prostu, jak gdyby nigdy nic i grał na tej swojej harmonijce!— wytłumaczył się, a może zrzucił winę na starszego brata, licząc, że maślane oczy do siostry w końcu zadziałają. — Możesz mnie puścić?



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Kuchnia [odnośnik]12.06.21 19:00
Był zły, i szczęśliwy, i przerażony, ale tylko przez moment. Tylko i wyłącznie przez moment, bo dość szybko zapomniał o tej złości na brata - o ile w ogóle można było tak to nazwać, bo nie był zły! Był szczęśliwy, ale może i jedynie odrobinę podirytowany, że ten pozwolił mu myśleć, że Sheila nie żyje. To było zbyt okrutne! Chociaż z drugiej strony to był w stanie znosić takie okrutności, szczególnie jeśli miały kończyć się takim zaskoczeniem. W końcu nikt nie powiedział, ze nie mogli sobie jeszcze wypominać, że musieli sobie wszystko na starcie wybaczyć… Do tego punktu jeszcze dotrą.
Nie zdążył nawet zabrać się za zdejmowanie butów, nie zdążył nawet poczuć bólu przy ciągnięciu za uszy, bo zaraz szeroko się wyszczerzyła, jak najbardziej pozwalając się ciągnąc, nawet jeśli wymagało to od niego schylanie się nieco, aby i młodsza siostra miała łatwiejszy dostęp do jego ucha. Nawet nie śmiał się uskarżać, że bolało. No i oczywiście, że pozwolił Jamesowi się tłumaczyć! A niech ma za swoje, że go pobił.
Zresztą, czy cokolwiek z tego było teraz ważne? Thomas bardziej zajął się niezbyt umiejętnym zdejmowaniem butów, aby nie nabrudzić na dopiero co umytej podłodze, ale absolutnie mu to szło średnio. A nie chciał być w buciorach tak ciągnięty, więc zdecydował się na wyciągnięcie ciężkich dział i wykorzystanie tego, ze ma jednak jakąś fizyczną przewagę nad Sheilą.
Zaraz wyciągnął do niej rękę, żeby ją objąć w pasie jedną, a skoro i James był blisko to jego również nie oszczędził, bo już po chwili przewracał ich na podłogę. Musiał się trochę do nich poprzytulać, potrzebował tego! I nawet mimo tego drobnego bólu przy targaniu za uszy, czy wciąż odczuwalnego bólu oka, po prostu się szczerzył jak największy idiota świata - chociaż tego tytułu jednak nie można było mu odmówić. Ciężko na niego pracował i mimo, że prawdopodobnie mógł mieć dość silną konkurencję, to na pewno trzymał się w czołówce o pogoń za nim.
- Pobił mnie, bolało! I nie wiedziałem, że jesteście w Londynie - powiedział, czy raczej wymamrotał, wtulając się na podłodze w młodszą siostrę. Może i było to dla niej niezbyt wygodne, patrząc na tym, że Thomas stanowczo nie chciał się teraz odkleić. Ani od Sheili, ani od Jamesa. Zaraz się mógł tłumaczyć, przepraszać i robić wszystko co tylko mógł, ale teraz potrzebował momentu, żeby się nacieszyć, że są żywi, i cali, i wyraźnie zdrowi. No i jak leżeli na podłodze to przynajmniej po niej nie chodzili brudnymi buciorami! A to, że po prostu przygniótł rodzeństwo to już absolutnie inna sprawa. - Ale ja go nie pobiłem, i grałem, i mnie nastraszył, i tęskniłem za wami - zaczął mówić, nie mając ochoty puszczać teraz rodzeństwa, chociaż prawdopodobnie prędzej czy później musiał to zrobić. I wytłumaczyć się, co robił przez ostatnie dwa lata, i że nie uciekł wtedy… I może wytłumaczyć Sheili, co dokładnie zaszło te dwa lata temu, dlaczego to wszystko potoczyło się tak jak się potoczyło… Bo chociaż pytała, nigdy jej wtedy nie odpowiedział. Był zbyt zapatrzony w złość na Jamesa, a pewnie James i w złość na niego.
Chociaż teraz już nie pamiętał, na co w ogóle się na niego złościł. Ważniejsze było, że byli tu pod nim i robili za dobry materac, w który mógł się wtulić i udawać, że wcale się nie rozpłakał.


Kuchnia EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Kuchnia [odnośnik]13.06.21 13:19
Wszystkie wydarzenia ostatnio wydawały się dość przytłaczające. Miała wrażenie, że tak wiele się dzieje, że ponownie przestaje mieć kontrolę nad tym, co dzieje się w jej życiu. Czy to miało być aż tak straszne, to odnalezienie całego jej rodzeństwa. Kochała ich i chciała mieć ich ze sobą, ale tak jak nagle się wszyscy odnajdowali, a jednocześnie jeszcze była Eve, tak Sheila miała wrażenie, że jeżeli zrobi coś nie tak, nagle nie sprosta zadaniu bycia dobrą siostrą i opiekunką rozsypie się i znów nie będzie idealna. Czy będzie w stanie ugotować im wszystkim posiłki, sprzątać wszystko i jednocześnie pracować? Martwiła się tym, a teraz jeszcze przed jej oczyma zjawił się Thomas. Tak, jakby nagle nie było go ledwie dzień, a wróciłby z zakupami i nadzieją na to, że przecież wszystko było w porządku.
Zadziałała więc impulsywnie – dłonie jej wyciągnęły się w ich kierunku, łapiąc ich za uszy i ściągając w dół. Niestety musiała się liczyć z tym, że jej bracia byli od niej wyżsi, dlatego musieli się zniżać do niej, co nie mogło być wygodne. I dobrze, przecież wiedzieli, że nie cierpiała, kiedy się bili ze sobą i z innymi, a teraz jeszcze musiała spróbować wyleczyć brata i ten jego paskudny siniak. Nie musiała, ale wiedział przecież, że nie zostawiłaby go w tej sytuacji. Był jej bratem, kochała go nad wyraz i nie zostawiłaby w ogóle. A teraz kryła to za tym, gdy krzyczała na nich za to, że wchodzili w ubłoconych butach.
Puściła ich dopiero po chwili, pozwalając im aby sięgnęli do swoich butów i odłożyli je gdzieś indziej. Złość i irytacja wciąż odbijały się na jej twarzy, a brwi marszczyły się tak, że wyglądem zdecydowanie przypominała teraz babcię. Mieli chwilę taryfy ulgowej, a przynajmniej dopóki silna ręka Thomasa nie owinęła się dookoła jej talii. Spodziewała się, że będzie ją podnosił, tak jak robił to za dzieciństwa, ale zrobił coś wręcz przeciwnego – nie wiedziała nawet kiedy, ale całą trójką wylądowali na ziemi, a ona sama jęknęła z bólu kiedy poczuła jak ląduje na ziemi, na sobie mając ciężar obydwu mężczyzn.
- Złaźcie ze mnie! – Była zła w tym momencie, dłońmi bijąc Jamesa i Thomasa po ramieniu. Miała szczerą ochotę rzucić się na nich, dalej zła. Ale nie mogła potraktować tego najzupełniej poważnie. Nie, kiedy czuła, jak Thomas szlochał. Sama poczuła, jak jej oczy ją pieką i nie mogła powstrzymać się przed tym, by ręce owinąć dookoła nich, przyciągając ich bliżej, nawet jak nie byli najlżejsi. Złapała się ich tak mocno, jakby czuła, że wypuszczenie ich sprawi, że znów zniknąć.
- Nie cierpię was teraz! – Stwierdziła z rozżaleniem, niemal krzycząc na nich, ale jednocześnie samej czując, jak łzy napływają jej do oczu. – Usiądźcie normalnie! Muszę wam coś do jedzenia zrobić! I zerknąć na twoje oko, Thomas, matole. James, ty nic sobie nie zrobiłeś?


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Kuchnia [odnośnik]16.06.21 13:10
Nie skłamał. Nigdzie nie powiedział ani nawet nie zasugerował, że ich siostra była martwa, nigdy też sam w to nie wierzył. Nie dlatego, że potrafił przewidywać przyszłość. Nie potrafił, był w to beznadziejny. Trzymała go nadzieja, wiara, że jakimś cudem udało jej się przetrwać, uciec, a wszystko to, czego nauczyła ich cygańska rodzina to jak o siebie zadbać i przeżyć. Kiedy zarzucał bratu egoizm mógł użyć słów, które ten zinterpretował po swojemu. Nie znał prawdy, nie wiedział, że pozostawiona na śmierć uniknęła jej szczęśliwie. Ocalała. Tym właśnie dla niego była. Ocalałą uciekinierką. I dziękował każdego dnia, odkąd tylko się odnaleźli, że udało jej się zniknąć nim promień jakiegoś zaklęcia jej dosięgnął. Widział w Thomasie mieszankę emocji, nie zareagował, skupiony na bólu wykręcanego ucha, dopóki siostra ich nie puściła, ale tylko po to, by mogli zdjąć buty i nie niszczyć jej ciężkiej pracy. Kiedyś jej nie doceniał. Dawniej, gdy był młodszy. Porządek, przygotowane jedzenie, czyste ubranie było dla niego normą, stanem oczywistym. Po prostu był ktoś i ktoś o to dbał. Jak nie babcia, to młodsza siostra. Jak nie one, to skrzaty w Hogwarcie. Dopiero ostatni czas uzmysłowił mu, jak wiele pracy i wysiłku kosztowało to wszystko — i jak bardzo zajmujące było dbanie w ten sposób nie tylko o siebie, ale także o innych. Bez wahania przydepnął piętę lewego buta i wyciągnął z niego nogę, to samo robiąc z prawym, nie dbając już, że zmoczy sobie w ten sposób skarpetkę. Nie schylał się, zwinnie i szybko wyswobodził się z własnych butów, gromiąc od razu skarżypytę spojrzeniem.
— Przestań grać niewiniątko, należało ci się, gnojku— fuknął na niego, jakby złość, którą na nim już wyładował znowu go dopadła. Ale zaraz potem przewrócił oczami i pokręcił głową wzdychając głośno. To sprawiło, że stracił czujność, dając się złapać i porwać na ziemię. W pierwszej chwili próbował się wyrwać, wyswobodzić. W naturalnym odruchu uciec od tego złego chwytu — tak jak człowiek, który nie chce dać się pociągnąć w przepaść, gdy dla drugiego nie ma już żadnego ratunku. Dlaczego mieliby umierać obaj? Nie był w stanie przewidzieć tego, runął na siostrę, po raz drugi ze strachu próbując jakoś się ratować. I ją przede wszystkim, wiedział, że jeśli na nią obaj wpadną połamią jej wszystkie kości. Ale to działo się za szybko, stało się to, czego próbował uniknąć — prawie jak zawsze.
— Puszczaj, grubasie! — warknął, potem nagle się zaśmiał, kiedy zdał sobie sprawę, że siostra jednak to wszystko przeżyła i jakby jej na złość, wtedy gdy chciała, by z niej zeszli sam się do niej przytulił, wykorzystując okazję. Nie widział płaczącego brata, ale zdawało mu się, że czuł, jak w lekkich ruchach jego ciało podrywa się w lekkich, spazmatycznych wdechach. Zerknął na Sheilę, opierając dłoń o świeżo umytą podłogę i podniósł się, dając jej trochę przestrzeni, ale wciąż Thomas go trzymał, jego złażenie skończyło się na uniesieniu klatki piersiowej. — Nieznośny jest, co nie? — Uśmiechnął się do niej porozumiewawczo i westchnął cicho. Cokolwiek czuł i cokolwiek myślał sam, wiedział, że wszystko wróciło na swoje miejsce. Każdy jeden element. Byli wszyscy razem, Sheila miała znów swojego brata przy sobie. Byli rodziną. Paczką, watahą. — Nie, ja sobie nic nie zrobiłem. Dlaczego miałbym sobie coś zrobić?— spytał głupio, unosząc brwi wysoko, a piwnozbelone tęczówki skupiając na załzawionych oczach siostry. — Bierz łapę — rzucił na Thomasa butnie, ale pokazowo. Ani on ani sam jego uścisk wcale mu nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie, był czymś, czego sam przecież potrzebował.
Spróbował usiąść, a później wstać, o ile brat go nie powstrzymał.
— Powinnaś go obejrzeć. On... nie bronił się, a ja... — urwał, wzruszając ramionami. Postanowił szybko zmienić temat. — Gdzie Eve?



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Kuchnia [odnośnik]16.06.21 22:32
Nie był w stanie zachowywać się inaczej. Oczywiście, że czuł poczucie winy, że widział jak ciężko było mu bez rodziny przez te dwa ostatnie lata, a jednocześnie… W jaki inny sposób miał się przywitać jeśli nie tak, jakby po prostu wrócił..? Bo chciał wrócić. Chciał naprawić to, że go nie było - chociaż do końca jeszcze nie wiedział jak miałby tego dokonać, ale na pewno coś wymyśli z czasem. A chyba wszyscy potrzebowali tak prostego zapewnienia w tym, że był obok i chciał być obok, chociażby przez jego zachowanie jak za dawnych lat. Powinien się zachowywać jak brat! Jak rodzina… Nawet jeśli zawinił im tak wiele.
- Oczywiście, że tak, szczylu - odpowiedział bratu, bo nie miał zamiaru tego ukrywać. A mówił z uśmiechem, który nie schodził mu z usta. Ba, przecież rzadko kiedy się nie uśmiechał! Spychał wszystkie zmartwienia przy obcych, przy znajomych, przy rodzinie, bo nie powinien dawać im okazji do pomyślenia, że z czymś sobie nie radził i że coś go przerastało! Musiał zwyczajnie w świecie zachowywać pozory tak długo jak tylko się dało.
A kiedy tak leżeli, cieszył się ich bliskością. Potrzebował jej, potrzebował móc się przytulić do rodzeństwa za którym tęsknił, a które czuł że odzyskał po dwóch długich latach! Nawet jeśli podczas podróży spotkał wiele osób, poznał wiele osób to nie było możliwości, aby w jakikolwiek sposób ktokolwiek mógłby zastąpić mu młodsze rodzeństwo. To, ile razem przeszli, i ile posiadali wspomnień… Łączyły ich więzy krwi, kultura, przeżycia… Tak naprawdę wszystko! Niezależnie jak bardzo się od siebie różnili i o ile rzeczy mogli się kłócić, stanowczo potrzebowali mieć się przy sobie, gdzieś w pobliżu i niedaleko.
- Nie bardziej od ciebie! - odpowiedział po romsku, wciąż wtulony twarzą w siostrę, nie chcąc się pokazać zapłakanym. A romskiego… nie pamiętał, kiedy ostatni raz używał. W końcu rzadko z kim miał okazję rozmawiać, a teraz z rodzeństwem, mógł to kontynuować… Mogli mówić w jakim chcieli języku, bo wszystko mogli zrozumieć!
Słysząc o tym, że ma zabrać łapę, zaraz przeniósł rękę na głowę Jamesa, tarmosząc mu włosy. W końcu obiecał mu, że ma dwa lata bycia starszym bratem do nadrobienia! Oczywiście, że musiał się nad nim znęcać! Jednak nie protestował dużo bardziej, kiedy ten się chciał podnieść. A wiedząc, że i Sheila też chciała się podnieść, powoli i nieśpiesznie pozwolił na to, pierwszemu siadając na podłodze.
Cóż, z pewnością też od razu pokazał rodzeństwu rzadki widok, kiedy był nieco zapłakany. Ile razy przy nich się rozpłakał po tym jak opuścili Birmingham? Chyba można było to policzyć na palcach jednej ręki…
- Oko mnie wciąż boli… - uskarżył się, jednocześnie chcąc podkreślić, że absolutnie jego płacz miał inne źródło niż jakieś tam uczucia i tęsknotę. Zaraz też zabrał się do zdjęcia swoich butów, choć część podłogi i tak już zdążyli z Jamesem ubrudzić. W końcu Sheila nie dała im szansy na zmianę. - Nieważne, wypadki się zdarzają. Wiesz, że byśmy sobie krzywdy nie zrobili poważnej, prawda? Czasem się poprzepychamy… Ale to tyle - powiedział z uśmiechem, chcąc też obronić w ten sposób Jamesa i zapewnić go, że nic poważnego mu się nie stało. A to, że tylko raz dużo poważniej próbowali się pobić… to już zupełnie co innego.
Spojrzał jednak zaskoczony nieco na Jamesa. Czy… czy Eve też żyła? Na to wychodziło. I aż na samą myśli nieco go ścisnęło. Jak mógłby się jej pokazać? O ile on i Sheila, i James nie mieli wielu więcej bliskich osób, tak przecież Eve…
- Ktoś… ktoś jeszcze przeżył? - zapytał, wpatrując się nieco zbity. Nie myślał o tym, co się wtedy wydarzyło… oczywiście, że się bał tego tematu! - Rodzeństwo, rodzice Eve..? - dopytał ciszej, jakby chcąc podkreślić, że pytał konkretnie o jej rodzinę. Co miałby jej powiedzieć, kiedy ją zobaczy?
Przesunął jednak też wzrok na Sheilę, wyciągając do niej rękę i mierzwiąc jej włosy. Tak dawno tego nie robił. Tęsknił za tak prostym kontaktem z rodzeństwem.


Kuchnia EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Kuchnia [odnośnik]18.06.21 11:21
W pewnym sensie dzieliła z Jamesem żywiołowość – nie do końca jednak, bo jej gniew pojawiał się szybko i szybko gasł. Jeżeli jego uczucia rozpalały się jak płomień, jej przypominały raczej iskrę w nagłych zrywach pojawiając się i znikając. Dlatego wyskoczyła na braci z agresją szczerzącego zęby drapieżnika, gotowa rozstawiać ich po kątach tylko za samą myśl, że mogliby znów się pokłócić. Nie mówiąc już o Thomasie, który w progu zjawił się z uśmiechem tak niewinnym, jakby wyszedł tylko na chwilę i wrócił z łakociami. Powinien się cieszyć, że póki co skupiła się na ich bójce, nie każąc najstarszemu z rodzeństwa tłumaczyć się ze wszystkiego tu oto i teraz. Wkrótce jednak jej gniew miał się wypalić, pozostawiając zimną kalkulację, niezbyt korzystną w tym momencie dla kogokolwiek, nawet jeżeli był rodziną. To zdecydowanie ich chroniło, ale nie polepszało sytuacji w jej ogóle.
Cieszyła się natomiast, że zdjęli buty, chociaż powodów aby ich za to głośno chwalić nie miała żadnych. Może powinna, tak aby potem uczyli się przez pozytywne skojarzania, ale ciężko by było robić to za każdym razem. Była po prostu zbyt zmęczona jak na takie fanaberie. Wstawała wcześnie, by zająć się posiłkami zanim wychodziła do pracy, w ciągu dnia jeszcze na chwilę wracając do domu aby upewnić się, że James ma obiad i nie pojawił się żaden palący problem. Po pracy zaś sprzątała wszystko zajmowała się praniem, cerowaniem i czymkolwiek, co potrzebne było do zajęcia się mieszkaniem, nawet jeżeli nie było wielkie. Czuła się coraz bardziej zmęczona, ale nie chciała narzekać. To były rzeczy, które w końcu powinna robić. No, poza pracą, ale pieniądze w tych czasach były dla nich cenniejsze niż kiedykolwiek.
- Ile wy macie lat, że naskakujecie na siebie na ulicy jak dwa dzikie psy? – Warknęła, brzmiąc w takich chwilach niemal identycznie jak babcia. Nie obchodziło ją, komu się należało, komu się nie należało, co kogo boli i kto jęczał, że to on zaczął. Mieli się teraz zachowywać i tyle. Chociaż to ostatnie nie było takie oczywiste, bo czuła przecież ból obijanych o ziemię pleców oraz wbijane w jej żebra łokcie. Na pewno nie była zachwycona, zacisnęła jednak zęby, żadnego jęku ani pisku z siebie nie wydając. Była w trakcie pouczania, musiała zachować chociaż odrobinę twarzy i szacunku…no, cóż, powiedzmy szacunku.
Sarknęła jeszcze, kiedy wyczuła, jak James również się w nią wczepia i już w ogóle nie miała jak się wysunąć z objęć. Romski język popłynął, a ona odetchnęła lekko, wsuwając swój podbródek pomiędzy ich ramiona, dłońmi lekko klepiąc ich po plecach. Jej kochani chłopcy. Jej rodzina. Byli razem, jak dawniej. Paręnaście lat temu pozostawili za sobą ponure miasto pełne przemocy, a dziś się w jednym z nich odnaleźli. Historia chyba powoli zataczała koło.
- To nie znaczy, że powinniście się bić! Moi chłopcy, kochani chłopcy… - Westchnęła cicho, podnosząc się raz z innymi i ciesząc się, że mogła odetchnąć już pełną piersią, nieprzygniatana przez ciężar i w końcu w siadzie nie na mokrej podłodze, która to sprawiała, że sukienka na jej plecach przyklejała się teraz do jej skóry. Złapała jednak Thomasa za podbródek, wyciągając różdżkę i przyglądając się jego obrażeniom.
- Zrobiłbyś coś sobie, James, bo jak się bijesz w szale to nie oglądasz się co i jak. A Eve wyszła na chwilę, niebawem wróci. – Najstarszy z rodzeństwa widać nie był do końca zorientowany w sytuacji, ale Sheila postanowiła pozostawić wytłumaczenia Jamesowi. Miała jeszcze trochę do zrobienia i musiała się najpierw skupić na bracie. – Episkey - rzuciła, obserwując jak oko Thomasa ładnie się goi.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Kuchnia [odnośnik]22.06.21 0:33
Udawało mu się to. Całe to powracanie. Thomas miał w sobie coś, co sprawiało, że nie potrafiło się żywić do niego wiecznie urazy. Właściwie to trwało ledwie moment, choć może ten dar polegał na czymś zupełnie innym — nie wewnętrznym uroku, ale w byciu po prostu starszym bratem. Niewiele starszym, a jednocześnie zawsze uważanym za wzór, za przyjaciela, opiekuna, twórcę najlepszych pomysłów i najodważniejszych wyzwań. Być może był w tej roli tak dobry i tak beznadziejny jednocześnie, że to musiało tak wyglądać. I powtarzać się w nieskończoność. I dlatego, kiedy go wyzwał, zamiast się zirytować i sprzedać mu cios w ramię, James zaśmiał się do siebie — czując rozdzierające serce wzruszenie i szczęście. Bo przez te dwa lata bardzo chciał, by zjawił się obok, chociażby na chwilę i wyzwał go od szczyli. Wytarmoszone włosy poprawił machinalnie, próbując je jakoś na ślepo ułożyć. Te niesfornie się kręciły, wywijały, były zmorą. Nigdy nie chciały się układać gładko i elegancko, przez co najcześciej wyglądał jakby był nieuczesany.
— Bujaj się, frajerze — odgryzł się krótko po romsku i zsunął całkiem z siostry. Odwrócił wzrok, widząc go płaczącego. Nie chciał na to patrzeć. Nie potrafił przyglądać mu się i nie czuć tej parszywej chęci uczynienia tego samego. Dziś płakałby ze szczęścia. Znaleźli się. Byli w komplecie. Wszyscy najważniejsi, znów razem. — Chyba coś wpadło ci do tego oka — mruknął, odchrząkając, ratując braterski honor przed małą siostrą. Nie wiedział, po co to zrobił. Jakby nie widziała tego samego, co on. Jakby nie była w stanie się domyślić, że naprawdę płakał. Tak po prostu było, tak robili bracia. Musiał sonie znów przypomnieć, jak to jest.
— Daj spokój, nie było go dwa lata. Nie dał znać, nie napisał ani słowa! Miałem go powitać z otwartymi ramionami?— spytał zdezorientowany, dopiero po chwili orientując się, że Sheila nie wiedziała o co się właściwie pokłócili. I nie wiedziała — przynajmniej tak sądził — że to Thomas okradł ludzi, którzy postanowili się na nim zemścić.
Uniósł brew, gdy wspomniała o jego biciu, a potem zaczął ją chwilę przedrzeźniać, robiąc głupie miny, kiedy nie patrzyła.
Pytanie oo pozostałych spowiło jego twarz zmartwieniem ii smutkiem. Pojawiło się także coś pokroju bezradności. Jakby chciał ją ukryć, a jednocześnie usprawiedliwić się jej obecnością. Spuścił oczy na dłonie. Kiedyś na nadgarstku nosił plecioną bransoletkę zrobioną mu przez siostrę, ale ta nie przetrwała próby czasu. Pokręcił głową. Zaprzeczył.
— Nie wiem — wyznał jednak, unosząc na chwilę wzrok na Thomasa i wstał, podpierając się ręką o podłogę. — Nie wiem, nie widziałem wszystkich... ciał. Dziadkowie nie żyją, rodzina Eve, poza siostrą. Rodzina Lee, bracia Lovell, Hollandowie. Myślę, że części mogło... udać się uciec. I rozpierzchli się po Anglii.— Kiedy to mówił nie patrzył już na nich. Spoglądał w stronę okna przysłoniętego kolorowym materiałem. — Zaparzę czaj— zaproponował, właściwie tylko po to, by uniknąć bliskiej konfrontacji z tym tematem po raz kolejny. Sheila musiała obejrzeć jego oko, sprawdzić, czy nie będzie konieczna wizyta u uzdrowiciela. Znał jednego. W porcie. Złotą, wspaniałą kobietę. Wiedział, że jeśli będzie taka potrzeba, pomoże mu.
Ruszył do części kuchennej, szybko odnajdując wzrokiem czajnik, który postawił na ciężkiej płycie. Tuż pod nią, dzięki różdżce, rozpalił ogień, który zagrzeje wodę na mocną, czarną herbatę.
Wiedział, że najtrudniej przyjdzie mu zmierzyć się właśnie z Eve. Wiedział, bo czuł to samo. Niepohamowany wodospad wyrzutów sumienia. I współczuł mu trochę. Zapatrzony w okno zdawał się nie słyszeć świstu czajnika. Zreflektował się po czasie, parząc się przy okazji o gorący piec.
— Szlag!— zaklął, przystawiając palce do ust, jakby ten naturalny odruch miał sprawić, że prócz chwilowym uśnieżeniem bólu ślina w magiczny sposób zregeneruje oparzone miejsca. — Zrobiłaś coś do jedzenia? Umieram z głodu...— spytał siostrę głośniej, sypiąc herbaty, którą udało mu się szczęśliwie zdobyć.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Kuchnia [odnośnik]23.06.21 17:21
- Tak, twoja pięść… - odpowiedział z westchnięciem, ale uśmiechnął się już po chwili wesoło, bo to było to, czego właśnie potrzebowali. Odpocząć, nie martwić się i po prostu cieszyć się towarzystwem, prawda? Co złego mogło się wydarzyć, kiedy w końcu się znaleźli. Może i Thomas nie myślał o zostawaniu na dłużej w Londynie początkowo, ale teraz… cóż, teraz nie miał wyjścia. Przecież nie wyjedzie, nie zniknie, nie zostawi rodziny! A skoro już ją znalazł, wypadałoby się również i postarać, żeby znaleźć kontakty w mieście… Pracował w końcu w stoczni, może i tutaj udałoby mu się znaleźć coś stałego? Nawet jeśli miałoby to być tylko na okres świąteczny, bo kiedy przychodził styczeń mogłoby być nieco ciężej…
Choć tym miał zamiar pozwolić się Tomkowi z przyszłości. Zawsze tak robił, zrzucał odpowiedzialność i przymus naprawiania swoich decyzji na przyszłego Tomka, bo dlaczego miałby się przejmować czymś, co jeszcze nie odbijało się na jego życiu? To by było bez sensu! A niektóre sprawy same się prostowały.
Nie powstrzymywał chichotu na to jak James przedrzeźniał ich siostrę. Brzmiała zupełnie jak babcia… Ale to dobrze. Chyba mogli się jedynie cieszyć, ze nie pamiętała Birmingham, że nie wdała się bardziej w rodziców niż w dziadków - bo z pewnością dla jej braci były to ciężkie momenty, w których potrafili zauważyć w sobie to podobieństwo. Thomas nie chciał o tym myśleć i jak najczęściej to oddalał od siebie, chociaż rzeczywiście bał się, że kiedyś popełni podobne błędy… Z drugiej strony, czy już ich nie popełnił? Chociaż w przeciwieństwie do ich matki, on wrócił. Nawet jeśli przypadkiem i nieplanowanie, miał zamiar wykorzystać tę drugą szansę i być bratem.
- Och, no dobrze Jimmy, skoro tęskniłeś za moimi liścikami to będę ci teraz co rano zostawiał takie troskliwe. „Smacznego śniadania dziubasku” - powiedział, szczerząc się jak błazen. Chociaż uśmiech mu nieco zrzedł, kiedy brat zaczął mówić o tym, że… cóż, liczba taboru jednak nie była porażająca już.
Żałował, że zapytał. Spuścił wzrok bardziej na podłogę, kiwając lekko głową. No tak, czego się spodziewał? Ale po prostu… nie wiedział, nie pamiętał wiele, a później nie miał odwagi wrócić do miejsca obozowiska. W jakim stanie były wozy? Spłonęły doszczętnie, dało się z nich coś uratować? Były później rozkradzione? A może wciąż to wszystko tam po prostu leży i zalega…
- Hej, spokojnie, pilnowałem go to nie zrobił sobie krzywdy, prawda? Zresztą, nie rozumiesz… Musimy się czasem pobić. Tak pożytkujemy energię. Biegając, bijąc się. Musimy być gotowi do obrony! A swoją drogą… może też powinniśmy cię nauczyć trochę jak się bić? Skoro już jesteśmy w Londynie, mogłoby to być dla ciebie bezpieczniejsze… - zauważył, marszcząc przez moment brwi. A na razie chciał też odciągnąć swoje myśli od tematu dziadków, taboru, Eve… ach, no tak, ona go chyba zamorduje. Nie był pewny czego miał się spodziewać po niej, ile wiedziała na temat jego i Jamesa sprzeczki, na temat całej tej kradzieży. Może nie będzie aż tak źle? Może go oszczędzi?
Grzecznie dał się opatrzeć siostrze, czując że zaklęcie działa. Chociaż przez to nie miał już wymówki, dlaczego zebrało mu się na płacz. Cóż, po prostu musiał się zebrać w takim wypadku… Nie mógł pozwolić sobie na takie słabostki! Nie jako ten starszy.
- Dziękuję! - powiedział z uśmiechem, kiedy zaklęcie już zrobiło to co musiało, a słysząc zaraz przekleństwo brata, spojrzał w jego stronę i westchnął, kręcąc delikatnie głową. Cóż, chyba właśnie po to potrzebowali mieć w okolicy siebie kobiety, bo Tomek sam doskonale wiedział, ile razy się czymś poparzył, ile razy coś przypalił, coś popsuł podczas gotowania… No nie szło mu to stanowczo najlepiej.
- Oj taaak… Coś pysznego do jedzenie od Sheili to coś, czego mi brakowało przez ostatnie dwa lata! - zawołał zaraz podekscytowany, kiedy usłyszał zapytanie brata o obiedzie. Absolutnie była to rzecz, za którą tęsknił i której potrzebował, podnosząc się zaraz z podłogi i odkładając też swoje buty w odpowiednie miejsce, tak żeby więcej błota i innych świństw z tych ulic Londynu nie roznosić.
Tuż po tym skierował się do stołu, żeby zaraz wygodnie sobie przy nim usiąść.
- To… Co robiłaś przez te ostatnie dwa lata? - zapytał, zerkając na siostrę, bo aż go paliła ciekawość! Bo to co on robił… to nie było aż tak interesujące. Zwykłe włóczenie się po Szkocji, a później po Anglii - podawanie się za kogoś kim nie był, co tak naprawdę nie miało chyba większego znaczenia. Tym bardziej nie chciałby znów wspominać o Jeanie.


Kuchnia EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Kuchnia [odnośnik]26.06.21 9:10
- Jak zamierzacie się dalej kłócić ze sobą, to ostrzegam, że mam jeszcze pod ręką szczotkę i szmatkę i zaraz podbite oko Thomasa będzie waszym najmniejszym problemem. – Oczywiście, że zagroziła im bo byli niegrzeczni. Robiła tak od zawsze, wiedząc, że mieli tendencje do tego, żeby sarkać na siebie jakby kiedykolwiek ktoś miał ich pod tym względem za poważnych. Czasem naprawdę obrywali, chociaż wtedy było to głównie od babci. Teraz ona przejęła tę rolę, gotowa ganiać i ganić, ale również kochać ich nad wyraz. Byli w końcu w czwórkę, a chociaż nie znaczyło to tego samego co wcześniej, kiedy dookoła był tabor, jego rdzeń, bliska rodzina, była właśnie tutaj.
- Na początek mógłbyś porozmawiać, Jimmy. Wiesz, jak ludzie. – Sarknęła. Nie do końca rozumiała jego wymówkę – przecież oni też nie utrzymywali kontaktu, nie widzieli się dwa lata, nie wymienili ze sobą listów. James obwiniał się za wcześniejsze wydarzenia, że mógł coś zrobić, czy obwiniał za to również Thomasa? Najpewniej wiedzieli o tym oboje zainteresowani, dlatego musiała z nimi porozmawiać na ten temat, ale na pewno wiedziała, że to nie czas. Teraz była chwila na powitania, na spokój, na odetchnięcie i nacieszenie się swoim towarzystwem. – Oczywiście, zostawiaj urocze liściki, Tomuś. Razem z tym samodzielnie zrobionym śniadaniem. Może za parę lat uda ci się zrobić kanapki, to kto wie, co będzie za dekadę. Usmażysz rybę?
Sprawdziła jeszcze, jak zaleczył się siniak, a kiedy efekt ją zadowolił, schowała różdżkę i podniosła się ze swojego miejsca, otrzepując dłonie i próbując znaleźć zajęcie dla siebie. Czuła się, jakby wciąż było za dużo wszystkiego dookoła, a jednocześnie stała przez chwilę nic nie robiąc. Czy powinna teraz przenieść się w inne miejsce? Może uszyje dla siebie siennik? Powinna wziąć jakąś dodatkową pracę, aby móc teraz zarobić na jedzenie dla wszystkich. Czy James miał pracę? Wiedziała, ze wychodził, potrafił nawet znikać na całe dnie, ale nie odczuwała, aby pracował na pełen etat. Czy Thomas miał  jakieś zajęcie? Jeżeli ktoś na tym świecie w Thomasa wierzył, to na pewno ona, ale wątpiła, że skoro stał na ulicy i grał na harmonijce, to sam najpewniej nie pracował tak jak inni. Eve znikała na całe dni…potrzebowała jeszcze czasu aby oswoić się z sytuacją.
Nie rozmawiała o taborze, pozostawiając im to do omówienia. Lepiej im to szło niż osobie, która te informacje wiedziała z drugiej ręki, bo wiedziała o tym tylko od Jamesa. Powędrowała do kuchni, ostrożnie łapiąc za dłoń brata i spoglądając na nią, zaraz podchodząc z nim do zlewu i lejąc chłodną wodę na jego oparzenie.
- Uważaj, Jamie. – Pozostawiła go samego, aby zdjąć czajnik z kuchenki, zaraz też sprawdzając stojący niedaleko garnek. Unosząc pokrywkę, ostrożnie sprawdziła jak tam posiłek, zanim nie odwróciła się do Jamesa. Korzystając z krótkiej chwili, ostrożnie poprawiła kosmyk jego włosów, przytulając go krótko. – Będzie dobrze, damy radę – szepnęła, chcąc dodać mu jakoś otuchy.
Odsunęła się, sięgając po talerze i kierując się w stronę głównego pomieszczenia. Stół nie był wielki, ale pomieści całą czwórkę. Miała nadzieję, że Eve zaraz wróci, bo wolała, aby zjedli wszyscy razem.
- Dziś na obiad kura i buraczki. – Co prawda zdobycie drobiu było całkiem sporą okazją, ale odnalezienie się całej rodziny było większą. Mogli poświętować. – Przez dwa lata siedziałam tutaj. Znalazłam dobrą osobę, która mnie przygarnęła i teraz pracuję jako krawcowa. Ale nie martwcie się, dam radę zajmować się domem i pracować jednocześnie.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: Kuchnia [odnośnik]06.07.21 1:42
— Chciałem, ale...— zawahał się, w ostatniej chwili gryząc w język. Co pomyśli She, jak powie, że Thomas na jego widok po prostu zaczął uciekać. Co pomyśli młodsza siostra o najstarszym bracie, kiedy powie, że na jego widok po prostu zaczął biec w drugą stronę? Że się wystraszył, zrozumie go? Czy może uzna tak jak on, że nie chciał mieć z nimi nic wspólnego? — ...to było silniejsze ode mnie— zakończył, uśmiechając się lekko. Chciał jej tego oszczędzić. Tego, co sam czuł, tej niepewności, że może Thomas wcale nie chciał ich odnaleźć, do nich nigdy wrócić.
Teraz to już nie było ważne, dorwał drania i zmusił do powrotu.
Wszystko magicznie wskoczyło na swoje miejsce, karuzela znów zaczęła się kręcić, bez przykrego trzeszczenia żelastwa o żelastwo. Najważniejszy byli obok, wszyscy w kupie, w komplecie. Ci, którzy przeżyli. Brakowało siostry Eve, ale i ją znajdą, przekonają do tego, że powinni trzymać się razem. Nie dopuszczał do siebie myśli, że mogła chcieć innego życia, innej przyszłości niż ich wspólna, przyszłości bez rodziny, która jej pozostała. Złość odpuściła, zamiast niej pojawiła się niezdrowa radość, błogie uczucie szczęścia. Było dziwnie ciężkie. Jak kamienie w brzuchu, przez które czuł się kilka kilogramów cięższy, powolniejszy. Raz po raz przemykała mu przez głowę myśl, że nie powinien tego czuć — powoli ogarniającej go radości; że to nie było dobre, odpowiednie. Stracili rodzinę, wciąż mogli mieć kłopoty, a do tego wszystkiego żyli w kraju coraz silniej pogrążającym się w wojnie. Ilość problemów dookoła i wszystkich niebezpieczeństw była zatrważająca, ale nie potrafił się temu przeciwstawić, to było silniejsze od niego. Dwa lata czekał na ten dzień. Dwa lata, dzień po dniu, zastanawiał się, jak będzie wyglądać chwila, w której wszyscy usiądą razem do jednego stołu.
— Pieprz się — żachnął się, poważniejąc, na samą myśl, że Tommy byłby naprawdę zdolny do podsyłania mu tak kretyńskich wiadomości. Wiedział o co mi chodziło, ale jak zawsze, robił swoje. Pokręcił więc głową, spoglądając na brata. Przyglądał mu się chwilę — lepiej mógł w tej sytuacji, kiedy byli we trójkę i uwaga mogła skupiać się na młodszej siostrze. Z niechęcią przyznał przed samym sobą, że naprawdę mu go brakowało. Jako brata, oparcia, jako kogoś, kto zawsze wyznaczał drogę i kierunek. Jakikolwiek nie był. W jego spuszczonym wzroku widział smutek, cichą żałobę. Żałował. To przypomniało mu o Jeanie, o tym, co się stało i także spoważniał, nagle podzielając jego odczucia.
— No, dalej, She, zgódź się. — W innych okolicznościach uznawał to za głupie. Bijące się kobiety, ale dzisiaj nie mógł sobie odpuścić. — Pokażę ci jak spuścić mu manto, a on się nie będzie bronił — podjudzał ją, zerkając to na jedno to na drugie ze swojego rodzeństwa. — A tak poważnie...— Mogłaby pouczyć się magii, wiedział, że była zdolna, że potrafiłaby opanować te wszystkie arcytrudne zaklęcia i dzięki temu być bezpieczna. Może powinien kogoś jej znaleźć? — Steffen pracuje w banku, zna się na zabezpieczeniach, więc mógłby cię podszkolić w magii obronnej — zaproponował, zerkając na nią, gdy odchodził do kuchni.
Oparzenie nie było tak rozległe i uciążliwe, ale siostra od zawsze stała na straży. Ujęła jego dłoń i wstawiła pod zimną wodę, a chłód płynący z kranu przyniósł mu natychmiastową ulgę. Spojrzał na nią z boku, kątem oka, kiedy się odezwała. Uśmiechnął się, gdy z taką czułością sięgnęła do jego włosów.
—Wiem. Teraz już wiem. — Teraz już tylko musieli zadbać o to, by Eve nie tylko ciałem, ale i duchem odnalazła między nimi znów swój dom. CHciał odegnać jej złe sny, wspomnienia, myśli o tym, że ludzie, których kochała leżeli martwi. I nawet nikt ich nie pochował — ciała pewnie później i tak spłonęły wraz z kolorowymi wozami i całym ich przybytkiem. Wszystkim, co mieli.
Teraz mieli siebie. I tylko to.
Wyjął spod wody dłoń, zakręcił kurek i ruszył w stronę stołu, siadając naprzeciw brata. Zerknął na niego, ale o nic nie spytał. Nie spytał, czy jej powie, co się stało z Jeanie. Tylko patrzył.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Kuchnia [odnośnik]06.07.21 14:42
- Próbował, to ja się wystraszyłem - odpowiedział spokojnie Thomas, bo nie widział powodów, żeby to akurat ukrywać przed siostrą. Cóż, rzadziej wiedziała, że w kryzysowych sytuacjach reagował… różnie. A przede wszystkim ucieczką. Uśmiechnął się do niej zaraz przepraszająco. - Powiedzmy, że nie byłem pewny czy to James, czy nie… I nie wiem, co do końca myślałem, ale wolałem nie ryzykować - wyjaśnił nieco bardziej ogólnikowo. Bo taka była prawda. Skąd miał wiedzieć, że po dwóch latach spotkał właśnie młodszego brata, a nie… kogoś kto się podszywa?
Chyba dopiero dzisiaj zauważył jak wiele miał lęków przez te ostatnie dwa lata. Bał się jeszcze bardziej niż kiedykolwiek w życiu - bo z jednej strony znalazł rodzinę, z drugiej nie wiedział jak na niego zareagują (a raczej jak zareaguje na niego Eve!), a teraz… Sheila przecież nie wiedziała o niczym, co się wtedy wydało. Czy zareagowałaby inaczej, gdyby wiedziała? Gdyby jej powiedział, że to było wszystko jego winą? Mógł zrzucać wtedy winę na Jamesa, mógł wyrzucać mu, że gdyby uciekli… Gdyby zabrali dziewczyny i uciekli, może dzisiaj…
- Och, wiem doskonale, że chciałbyś dostawać takie liściki. Popracuję nad czymś takim - powiedział z uśmiechem, a młodszy brat powinien doskonale wiedzieć, że kto jak kto, ale Thomas był do tego zdolny. Wszystko, żeby dokuczyć, podrażnić się - ale z drugiej strony, za kilka tygodni byłoby to coś, z czego się wspólnie śmieją. Dużo rzeczy tak działało. Ciężko było się gniewać, kiedy Thomas sam wydawał się długo nie trzymać zawiści. Zapominał o złości bardzo szybko, o tym że ktoś mu wyrządził krzywdę. Bardziej miał za złe, kiedy to jemu rodzinie wyrządzono.
- Mogę go żywić i mu gotować, ale nie obiecuję, że przeżyje na mojej diecie dłużej niż tydzień - od razu odpowiedział do siostry z szerokim uśmiechem. - No i jednak szkoda byłoby nie móc jeść czegoś przygotowanego od ciebie… Więc może to na razie odpuścimy? - rzucił z uśmiechem, chociaż… gdyby się zaparł… Może by się nauczył gotować? Z drugiej strony, po co miał to robić, jeśli Sheila i Eve były w domu.
Chociaż słysząc o spuszczeniu manta, zaraz się uśmiechnął.
- No chodź, no pokaż co tam się nauczyłeś. Chcesz się bić, młody? - mówił z uśmiechem, chociaż zaraz zrobił minę niewiniątka, widząc wzrok Sheili. Nie lubiła, kiedy się bili i przedrzeźniali… Ale przecież nie robili sobie krzywdy! Po prostu… potrzebowali takiej bliskości. Przepychanki, bójki - od tego byli bracia, żeby czasem uderzyć się po pyskach i po tym roześmiać.
- W czwórkę łatwiej niż samemu, prawda? Mam trochę pieniędzy też, nie jest to dużo, ale zawsze coś. Swoją drogą… - zaczął niepewnie, zerkając to na Jamesa, to na Sheilę. No tak, on skończył Hogwart… Ale… pozbawił ich tej możliwości chyba, prawda? - Paprotko, jak ze szkołą? Nie wróciliście wtedy.. po tym, prawda? Nie chcesz, żebyśmy ci poszukali nauczyciela tutaj w Londynie? Wiem, że to nie będzie to samo, ale możemy coś spróbować… Jimmy, ciebie to samo dotyczy. Jeśli chcecie skończyć Hogwart to teraz może być trochę za późno, ale możemy spróbować nadrobić dla was materiał - zaproponował, nie mając pojęcia czy któreś z jego rodzeństwa dokończyło edukację. Zresztą, Eve powinien zaproponować dokładnie to samo, prawda?
Nawet jeśli to by sprowadziło na niego więcej pracy, bo jednak kiedy ktoś się uczył, ciężej było o jego pracę, a była wojna. Jednak jakoś sobie poradzą. Nie byli sami, byli we czwórkę. Coś wymyślą.
Uśmiechnął się na zapachy, no i na widok posiłku przygotowanego przez młodszą siostrę.
Chociaż... Może przed tym… Może powinien…
- Paprotko… Ja… Przepraszam za to, co miało miejsce. To była moja wina - zaczął, nie zabierając się jeszcze do jedzenia. Zerknął też niepewnie na siostrę. Nigdy nie powiedzieli jej tak naprawdę, co się wtedy wydarzyło, prawda? Nie wpadli na to. Mogła się tylko domyślać…
- Jeśli będziesz chciała, wszystko ci wyjaśnię i opowiem, dlaczego do tego w ogóle doszło… do tego wszystkiego w taborze. Wiem, że James… Ja już mówiłem. Nie uciekłem wtedy… Po prostu dostałem zaklęciem, niewiele pamiętam… - mówił, spuszczając też wzrok na stół. Wciąż czuł się źle. Powinien wtedy ich szukać, ale stchórzył po tym wszystkim. Po prostu nie chciał myśleć o tym, że wszyscy mogli przez niego zginąć! Czy gdyby wrócił wtedy do obozowiska, chociaż spróbował, czy spotkałby Jamesa? Czy udałoby im się szybciej znaleźć Eve i Sheilę, gdyby podróżowali wspólnie? A może jeszcze innych…


Kuchnia EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Kuchnia AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Kuchnia [odnośnik]10.07.21 21:09
Spoglądała to na jednego, to na drugiego, ostatecznie jedynie kręcąc głową i odkładając wiadro z wodą gdzieś pod ścianę, ścierkę wyżynając i odwieszając ją na popękane drzwi drewnianej szafy. Przestrzeni nie mieli zbyt wiele, dlatego musiała korzystać z tego, co było dostępne, wykorzystując każdy dostępny kawałek pokoju aby móc swobodnie tworzyć przejście. Z taką ilością osób było to niezbędne – opuściła mniejszy pokój, aby dać szansę Eve i Jamesowi, nocując teraz na kanapie w większym pokoju. Mając nadzieję, że teraz, kiedy wszyscy są razem, uda im się dobrze zagospodarować to, co mieli. Szkoda, że dodatkowe miejsce zawsze było problematyczne w tych czasach.
- Mam nadzieję, że przynajmniej na dzisiaj wyjaśniliście sobie mniej więcej rzeczy, że nie będziecie rzucać się na siebie? Mam wiele do zrobienia i nie chcę sprzątać po was, bo akurat w tym momencie mogliście rzucić się na siebie i znów porozwalać to co posprzątałam. Jak się dowiem, że coś popsuliście i nie zrobiliście nic, aby to naprawić, to przysięgam, sami będziecie prać i cerować własne gacie przez najbliższy tydzień.
Mogła brzmieć na zdenerwowaną i upartą, ale kochała swoich braci, a wszystkie emocje z poczucia tego, że są teraz wszyscy razem. Całą rodziną. Mogli mieć problem, mogli nie lubić sytuacji, w której byli dookoła, zwłaszcza biorąc pod uwagę Londyn i rozrywaną przez wojnę Wielką Brytanię, ale byli teraz razem. Rodzina w końcu wspierała się, tym bardziej cygańska rodzina, bo mieli tylko siebie przeciwko całemu światu. Wspierać mogli się nawzajem, bo potrzebowali siebie tak jak jedzenia, snu czy pracy.
Wywróciła znów oczyma, na słowa odnośnie gotowania odwracając się i zakładając dłonie na biodra. Uniosła brwi, przechylając lekko głowę i przypatrując mu się całkowicie, potrząsając też głową aby westchnąć.
- Mógłbyś się chociaż trochę nauczyć. Minimum. Ale jesteś za leniwy i nie chcesz. Zaraz też pogonię cię do pracy w mieszkaniu, abyś nie myślał, że masz za dobrze. Zaraz pewnie zaplanujesz milion wyjazdów, miłośniku gadziów. – Niemal rzuciła w niego czymś, co miała pod ręką, zamiast tego jednak potrząsając głową i poprawiła ciemne kosmyki, zakładając je za ucho i spoglądając na Thomasa tym razem o wiele łagodniej. – Cieszę się, że trafiliście na siebie.
Odwróciła jeszcze głowę w kierunku Jamesa, prychając lekko, chociaż po chwili milknąć, zastanawiając się nad tymi słowami.
- Wiem, że to dziwne, ale…chyba bym się pouczyła? Tak wszystkiego. Miałam dziwną sytuację w październiku, że gonił mnie jeden mężczyzna i nie udało mi się wyczarować porządnej tarczy, a wcześniej jakoś nie miewałam z tym problemów. Może więc warto zainwestować w dodatkowe lekcje. – Zwłaszcza, że widziała się ze Steffenem i to nie była jedyna rzecz, którą mógłby jej nauczyć. Miała nadzieję, że uda się z nim poduczyć nieco więcej.
- Ja mam pracę. Mogę też dobrać coś jeszcze, to nie problem, wiecie, że nie. Co do edukacji, skończyłam ją na domowym zadaniu, sama też udałam się na kurs teleportacji, moja…opiekunka go opłaciła. Więc w razie czego możesz mnie spokojnie skreślić z listy zmartwień edukacyjnych, bo nawet jeżeli było to niekoniecznie tak dobrze, to na nauczaniu domowym udało mi się skończyć…szkołę? Powiedzmy.
Przeczuwała, że James nie będzie chciał kontynuować nauki, chociaż było jej tego szkoda. Miała nadzieję, że ten będzie miał chociaż odrobinę chęci aby się podszkolić. Może mogła porozmawiać o tym ze Steffkiem? Nie wiedziała, czy będzie mogła porozmawiać z nim o tym w tym miesiącu, ale miała nadzieję, że tak. Póki co jednak mieli siedzieć nad obiadem, a jeszcze parująca kura jak i starte buraczki wylądowały na stole.
Thomas zebrał się jednak na wyznanie, sprawiając, że po jego powiedzeniu w pomieszczeniu zapadła cisza. Sheila również potrzebowała zebrać w sobie słowa, zastanawiając się, jak najlepiej powiedzieć co siedziało jej na sercu.
- Myślałam nad tym, co się stało. Już wcześniej, podejrzewałam, że zrobiliście coś poważniejszego. I te nagłe pieniądze na wesele…jak przyszli po ciebie, wiedziałam, że od razu było to coś nieprzyjaznego. Kiedy odjechałam, byłam zła. Pewnie odjeżdżałam z przekonaniem że to przez ciebie straciłam właśnie rodzinę i szansę na małżeństwo. Sama jednak rozważałam to, a dwa lata to spory czas na rozmyślania. Problem w tym, że nigdy nie wiadomo, jak człowiek by się zachował i co by zrobił, gdyby on był w tej sytuacji. Nie wiem, co bym zrobiła, gdybym mogła zyskać nagle sporą sumę pieniędzy, która mogłaby pomóc mojej rodzinie, nawet jeżeli nie lubię kradzieży. Wiem jednak, że każde z nas przeszło piekło przez ostatnie dwa lata, a sama nie zrobię nic, ani nie zareaguję gorzej niż ten czas, kiedy myślałeś, że jestem martwa. Że wszyscy jesteśmy martwi. Życie się jeszcze o nas upomni, a otaczają nas obcy ludzie, którzy nie są nam przyjaźni. Nie mamy czasu na rozdrapywanie dawnych ran, kiedy ludzie dookoła użyliby nas jako mięsa armatniego. Dlatego myślę, że jakiekolwiek niechęcie czy zmartwienia nie mają teraz prawa bytu. Jesteśmy razem i musimy postarać się, aby nasza kultura w nas nie zgasła i starać się odbudować i przetrwać. I cieszę się, że się wszyscy odnaleźliśmy.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach