Wydarzenia


Ekipa forum
Tower Bridge
AutorWiadomość
Tower Bridge [odnośnik]10.03.12 22:47
First topic message reminder :

Tower Bridge

Tower Bridge to most zwodzony przecinający Tamizę na wschodnim końcu Londynu, usytuowany w pobliżu Tower of London, od której bierze swą nazwę. W upalne dni można spotkać tu tłumy mugoli, korzystających z chłodnej, choć nie takiej czystej rzeki.
Jest to jeden z najbardziej znanych obiektów w Londynie, zbudowany w stylu wiktoriańskim, ze stalowym szkieletem obłożonym kamieniem w stylu neogotyckim. Charakterystycznym elementem mostu są dwie wieże główne, połączone u góry dwoma pomostami - kładkami dla pieszych, zawieszonymi ponad trzydzieści metrów nad jezdnią. Jest jednym z najchętniej odwiedzanych zabytków zaraz po Big Benie. Od roku tysiąc dziewięćset dziewiątego chodniki dla pieszych na Tower Bridge zostały zamknięte, gdyż most stał się, niestety, ulubionym miejscem samobójców, którzy rzucali się z niego w odmęty Tamizy.
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tower Bridge - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Tower Bridge [odnośnik]29.12.15 22:58
Nawet wizja własnego ślubu nie przerażała mnie bardziej niż to co właśnie przede mną postawiono. Miałam wrażenie, że kto skacze po mojej głowie robiąc z niej mokrą plamę. To wszystko nie miało najmniejszego sensu. W ramach reakcji na nową dawkę stresu mój organizm postanowił nie przyjmować tlenu co również w niczym nie pomagało.  Doszło już niemal do tego, że zastanawiałam się czy nie wycelować we własną głowę zaklęcia zapomnienia. Samuel mógłby wtedy udawać, że nic się nie stało i wszyscy bylibyśmy znowu szczęśliwi.  To słowo znowu jakoś nie brzmi zbyt przekonywująco. Zakon feniksa ta nazwa przedzierała się przez moje myśli tworząc jeszcze większy chaos. Gdzieś pomiędzy krzykiem jednej frakcji a drugiej przyznałam, że pasuje jak ulał do podobnej organizacji.  Piękne zwierze wciąż odradzające się z popiołów…bardzo poetyckie. Cisza!! przekrzyczałam wszystkie głosy w swojej głowie. Chciałam wysłuchać słów Sama w nadziei, że pomogą podjąć mi decyzji. Zupełnie tak jakbym wciąż się łudziła, że jeszcze jej nie wiem co należy zrobić. Słysząc, że mi ufa nie mogłam się powstrzymać od lekkiego uśmiechu.  Może to był właśnie jego największy błąd. Nigdy bym go nie zdradziła. Nigdy nie pozwoliłabym żeby z mojej winy coś mu się stało. Jednak istnieją sposoby by wyciągnąć z ludzi najskrytsze serety gdy wydają się podejrzani. Moja opinia…  Jęknęłam cicho nie kończąc własnych rozmyślań. Zamiast tego zakryłam twarz mokrymi dłońmi rozcierając po skórze zimne krople. Może to jakoś pomoże… Milczałam uważnie słuchając i analizując niemal każde słowo.  Na dźwięk nazwiska Dumbledora zadrżałam nieznacznie. Bez względu na to jakie zdanie miało się na temat zmarłego profesora nikt nie mógł mu odmówić niezwykłych zdolności magicznych i inteligencji. Jeśli, ktoś taki przyłożył do tego rękę…to to miało szansę się udać.  Ten ruch oporu…ten zakonu nie mógł być tylko zlepkiem ludzi zaślepionych walką o pogodniejsze jutro.  Niestety był też taki moment w, którym miałam ochotę zacząć się śmiać. Zgiąć się w pół i pozwoli prześmiewcze dźwięki po raz kolejny poraniły uszy Skamandera. Minęło już tyle lat o oni teraz chcą walczyć?! Teraz gdy tak wielu ludzi zaczęło się przyzwyczajać do nowego porządku?
- Zgadzam się- minęło dopiero kilka chwil zanim zrozumiałam co się właśnie stało. Dlaczego się zgodziłam? Czemu nie teleportowałam się o wszystkim donosząc odpowiednim służbą? Jestem Megara Malfoy i wiele lat temu postanowiłam, że nie przepuszczę okazji by zmienić coś na świecie.  Jestem Megara Malfoy i chce by moje imię zapisało się  w historii świata. Jestem Megara Malfoy i mam za dobre serce by patrzeć jak świat pogrąża się w chaosie. - Chce dołączyć do Zakonu Feniksa- jestem Megara Malfoy i właśnie podpisałam na siebie wyrok śmierci.
Megara Carrow
Megara Carrow
Zawód : stażystka w ministerstwie
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Once upon a time...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t634-megara-malfoy https://www.morsmordre.net/t663-mieta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-yorkshire-dworek-w-ravenscar https://www.morsmordre.net/t1706-megara-malfoy#18560
Re: Tower Bridge [odnośnik]03.01.16 12:34
W tej jednej krótkiej frazie Zgadzam się, kryło się więcej treści niż się spodziewał. Doskonale wiedział, że Megara odnajdzie się w szeregach Zakonu, ale...kiedy wypowiedziała te konkretne słowa, coś zimnego przemknęło przez serce Samuela. Narażał ją i zapewne bardziej niż kogokolwiek innego. I tej jednej chwili, zdał sobie tez sprawę, że będzie musiał odpowiadać sam przed sobą - jeśli stanie się jej jakakolwiek krzywda. A tego wybaczyć sobie nie będzie mógł. Kolejna na liście jego grzechów.
A jednak - nie cofnął swoich słów, nie zaprzeczył wszystkiemu, nie próbował w desperackim akcie rzucić na szlachciankę Obliviate. Przecież mógł, ale...czy miałoby to jakikolwiek seans? Megara nie była naiwną arystokratką z wyrysowanym w oczach pragnieniem znalezienia sobie męża i spokojnego życia w luksusie. Na jej i swoje szczęście.
Podszedł w końcu do dziewczyny, powoli, obserwując jej rozszerzone źrenice i z tą kłującą pewnością. Czy się wahała? Zapewne. Taka decyzja nie była niczym, co do tej pory robiła. Niczym, co tak mocno i niebezpiecznie mogło wpłynąć na jej życie. A Samuel będzie miał ją na liście osób, za które tak mocno będzie odpowiedzialny. Objął przyjaciółkę ramionami, zapominając na chwilę - że w ich przypadku, to była rzadkość. I prawdopodobnie dlatego, takie gesty miały większe znaczenie. Przynajmniej - w ich skomplikowanej relacji, po cichu nazywanej przyjaźnią.
- Witaj w drużynie - powiedział cicho z głosem wypełnionym ulgą i niepokojem. Własnie wciągnął przyjaciółkę w walkę, którą prowadził - ..mówiłem, że będziemy walczyć razem, prawda? - dodał nieco kpiąco, odsuwając się o krok. Zabawne było to, że choć nie darzył sympatia arystokratycznej tłuszczy, to wtajemniczył w plany przedstawicielkę jednego ze znamienitszych rodów, a niedługo, miał dotrzeć do drugiej postaci, równie szlacheckiej i podobnie uprzywilejowanej.
- Opowiem ci więcej, za chwilę, ale na razie - przyda nam się coś suchego - Samuel miał niemal całkowicie przemoczone..wszystko. I choć nie przejmował się chłodem, który wciskał się coraz mocniej pod skórę, wolał znaleźć się w czymś cieplejszym - a poza tym...i tak muszę zapalić, a tutaj ciężko załagodzić mój głód - zaśmiał się, bo był przyzwyczajony, że Megara nigdy nie pochwała jego nałogu i zawsze witała jego teksty z cierpiętniczym wzniesieniem oczu ku - teraz szaremu, pełnemu płynących kropel - niebu.

zt? i dziękuję Meg <3


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Tower Bridge - Page 3 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Tower Bridge [odnośnik]26.01.16 19:13
Koniec września, temperatura znacząco spadła, pozostawiając jedynie wspomnienie bo upalnym lecie. Siedziałam w swoim mieszkaniu, skrobiąc piórem po pergaminie. Z całych sił próbowałam się skupić na tym co robię, niestety mój czworonożny przyjaciel nie pozwolił mi dokończyć listu, co chwilę kładąc mi swoje wielkie łapska na kolanie, skomląc przy tym niemiłosiernie. - Dobrze, już dobrze. - Rzuciłam nieco zrezygnowana, odkładając pergamin i pióro. - Idziemy. - Dodałam nieco energiczniej podnosząc się z fotela i skierowałam się w stronę drzwi. Oczywiście najpierw musiałam nałożyć obrożę psu, dopiero potem samej się ubrać. Czasami zastanawiałam się czy kupno tej bestii było dobrym pomysłem, jednak jedno jego spojrzenie rozwiewało wszelkie moje wątpliwości. Zarzuciłam więc na siebie długi, czarny płaszcz i wyszłam z domu.
Swe kroki skierowałam w stronę Tower Bridge. Póki było jeszcze jasno, moglibyśmy zajrzeć na plażę, nie powinno być tam zbyt wiele osób. Za nim jednak zdecydowałam się zejść bliżej wody, postanowiłam przejść się samym mostem. Mijałam kolejne osoby a Jack grzecznie szedł po mojej lewej stronie by bez żadnego uprzedzenia zerwać się do galopu. - JACK! - Krzyknęłam i jak na prawdziwą damę przystało rzuciłam się pędem za zwierzęciem. Cóż mu strzeliło do tego łba. Obym tylko nie miała z tego powodu nieprzyjemności. Cała gonitwa nie trwała zbyt długo, kiedy do niego dobiegła zauważyłam, że "przywłaszczył" sobie jakiegoś mężczyznę, cóż, słowo przywłaszczył to delikatne określenie. Mój pies najzwyczajniej w świecie opierał się przednimi łapami o leżącego na ziemi nieszczęśnika, machając przy tym radośnie ogonem. Zrobiło mi się gorąco kiedy rozpoznałam ów ofiarę. Od kiedy rozpoczęłam swój kurs, spotkałam go kilka razy w Ministerstwie, może nawet raz wymieniłam parę zdań. - Na Merlina, Jack! Złaź z niego Ty niewychowana bestio! - Mówiąc to z pełnym oburzeniem, zepchnęłam pupila na bok. Nachyliłam się i wyciągnęłam rękę do Rogera  - bo tak miał na imię -  i pomogłam mu wstać. - Bardzo Pana przepraszam! - Rzuciłam wyciągając z kieszeni chusteczkę i delikatnie zaczęłam czyścić jego ubranie. - Naprawdę nie mam pojęcia co w niego wstąpiło, nigdy się tak nie zachowuje. - Dodałam niepewnie, chcąc się w jakiś sposób usprawiedliwić. Że też to bydle musiało się rzucić na nikogo innego jak na jednego z Aurorów. Świetnie, po prostu świetnie.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Tower Bridge [odnośnik]26.01.16 19:55
Tower Bridge. Ciemne fale usłały taflę rzeki szeregiem zmarszczek; kanałami wygięć, przez co wyglądała na pomarszczoną, układającą się wzdłuż tchnienia wiatru harmonijkę. Ciemną, mętną - i już zapewne dość zimną - w której wodzie mieniły się przebłyski padających promieni światła. Zmrużył oczy, czując jak ich drobne odnogi, niczym przepełnione jasnością igiełki, wdzierają się natarczywie przez źrenice. Słońce naznaczało jego twarz, oplatając złotawą maską; zanurzał się i tonął pośród osiadających na nim łun - ledwo zauważalnych, eterycznych ogników o złotawej barwie. Powiew wiatru był chłodny i przynosił zmęczonym twarzom orzeźwienie, muskając w nieustannym pędzie policzki. Wnikał również między włosy, rozrywał ułożone w całość kosmki na jeszcze mniejsze, bawił się nimi, igrał, zmieniał ułożenie, czesząc je wedle własnego uznania.
Było spokojnie. Tak zadziwiająco spokojnie, że nie zwykł nawet zwracać uwagi na przechodniów, którzy omijali go co jakiś czas z obojętnym wyrazem wymalowanym na spojrzeniu i ustach. Nie doszukiwał się wrogów, nie myślał o tym, co będzie musiał zrobić - ujmując najkrócej, zwyczajnie oddawał się doświadczanej aktualnie chwili. Liczyło się tylko
t e r a z, teraz odbierane w możliwie najbardziej bezpośrednim aspekcie, bez rozglądania się na boki, bez doszukiwania się szczegółów, bez myślenia na temat... CHOLERA JASNA WIELKIEGO PSA, KTÓRY WŁAŚNIE CHCIAŁ GO ZABIĆ. To nie tak, że go kompletnie nie zauważył. Ujmując ściślej, widział, ale nie zwrócił uwagi. Ot, biegnie sobie jakiś radosny zwierzak, zwyczajny sierściuch, a tutaj - w jednej, na litość Merlina, chwili, postanawia się pastwić na niewinnym człowieku. Tego jeszcze nie widział. Absolutnie, nie widział. W jednej chwili był niemal pewny, że z pewnością zarażony wścieklizną pies, spróbuje rozedrzeć go na strzępy. Chociaż nie wyglądał jak listonosz. Ani ksiądz.
Był najzwyklejszą osobą pod słońcem.
Zapewne leżałby tak w błogą nieskończoność, usiłując dobyć różdżki (ale, niech to, lada moment może wyskoczyć jakiś mugol), albo usiłując znaleźć coś pozytywnego w teraźniejszej sytuacji, choćby na przykład, że nie był w formie kota, przez co rozpoczęłaby się dzika gonitwa po całym Londynie i okolicach. Ktoś jednak postanowił przyjść mu z pomocą. Jakaś ofiarna dziewczyna, huh, czyżby właścicielka? Spojrzał na nią uważnie, wciąż zdezorientowany, bardziej głową w myślach niż w otaczającej go rzeczywistości.
- Żadnego pana, ECH - wytknął z samego początku; kiedy ci Brytyjczycy nauczą się, że nie ma sensu używać tej sztywniackiej formy? - Wyglądam aż tak staro? - zapytał, próbując to obrócić w żart, choć do sypania dowcipami, akurat miał średni nastrój. Odsunął się; starał się oczyścić sam, na ile tylko mógł. Niech to, znowu zostanie zmuszony do prania. Ale z drugiej strony, w tym wszystkim kryła się poważna lekcja.
- Bardzo dobrze. Twój pies mnie uświadomił, bo nie byłem uważny. - Wyprostował się, starając się powiedzieć jak najpoważniej swoje słowa. Cud, że pies a nie wróg! Musi być czujny, by nigdy nie dać się tak podejść. - A teraz...- zaczął, lustrując uważnie młodą kobietę wzrokiem. - Hej. Przecież my się znamy - wyparował zgodnie z pierwszą, przychodzącą mu na myśl uwagą.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tower Bridge [odnośnik]28.01.16 15:26
Cofnęłam rękę, pozwalając mu samemu ścierać ślady łap. Na dźwięk jego słów lekko zmarszczyłam brwi i przeniosłam swój wzrok na jego twarz. Odpowiedź w mojej głowie pojawiła się dość szybko : Oczywiście, że nie. Ale przecież nie wypadało zwracać się do wszystkich na Ty a już na pewno bez wcześniejszego przedstawienia się. Poza tym nigdy nie było do końca wiadomo, na kogo się trafi. Tak więc wolałam być przesadnie uprzejma niż uznana za niewychowaną. - Skądże! - Zaprotestowałam. - Po prostu nie chciałam być nieuprzejma. - Dodałam wbijając wzrok w mężczyznę, chyba nie był zdenerwowany, nawet zdołał zażartować z zaistniałej sytuacji... To dobrze, bardzo dobrze! Unikniemy sceny na środku ulicy, chociaż... Na pewno zdążyli już zwrócić na siebie uwagę. Korzystając z chwili, zerknęłam ukradkiem na psa, który najwidoczniej nie poczuwał się do winy. Siedział jak gdyby nic się nie stało. No głupi sierściuch!
Słysząc słowa mężczyzny, z powrotem wróciłam do niego wzrokiem. - Z Ministerstwa. - Dokończyłam za niego, posyłając mu przy tym delikatny uśmiech. Chyba nie powinniśmy rozwijać zbytnio tego tematu, szczególnie w miejscu publicznym, w końcu nigdy nie wiadomo kto stoi obok. Mimo to zrobiło mi się miło, że zdołał mnie zapamiętać. - Cóż, mnie już znasz, a więc może przedstawię Ci Twojego oprawcę - Wyciągnęłam teatralnie dłoń w stronę pupila. - To Jack, pogromca Aurorów. - Przedstawiłam swego przyjaciela, próbując przy tym zachować pełną powagę, z marnym skutkiem jak mniemam gdyż uśmiech sam cisnął mi się na usta. Jakby tego było mało, pies ostentacyjnie przekręcił głowę, ciągle wpatrując się w Rogera. - Chyba przypadłeś mu do gustu. - Zaśmiałam się cicho jednocześnie kręcąc głową. Nie miałam pojęcia co mu się stało, pierwszy raz był tak zainteresowany obcą osobą. - Może miałbyś ochotę dokończyć z nami spacer? Obiecuję, że tym razem nie wylądujesz na ziemi. - Spojrzałam na niego przekonująco. Mimo, że nie byłam do końca pewna wypowiedzianych przez siebie słów, miałam nadzieję, że Roger mi za ufa. Nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, chwyciłam go pod ramię i pociągnęłam go w stronę plaży; dopiero po kilku krokach, kiedy upewniłam się, że w pełni zaakceptował w swój los, uwolniłam go z morderczego uścisku i pozwoliłam na samodzielny chód.
Dochodziliśmy już prawie do końca mostu. Latarnie, jedna po drugiej zaczynały rozpalać się jasnym, ciepłym światłem, nadając klimatu. Trzeba przyznać, że Londyn nocą był równie piękny co niebezpieczny. Przeczesałam palcami włosy, zagarniając krótsze kosmyki znajdujące się bliżej twarzy, za ucho.
- Posłuchaj, czuje się zobowiązana do jakiejś rekompensaty za Twój płaszcz. - Rzuciłam wskazując dwa ślady na jego klatce piersiowej. - Jest coś co mogłabym dla Ciebie zrobić? - Wbiłam w niego swój wzrok. Dopiero teraz, zauważyłam, że muszę nieco zadrzeć głowę, żeby na niego spojrzeć.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Tower Bridge [odnośnik]29.01.16 11:18
Pomyślmy. Zastanówmy się na spokojnie i przeanalizujmy fakty. Szedł sobie najzwyklej w świecie, racząc się promieniami zachodzącego słońca, które z każdym krokiem uderzały prosto w jego źrenice. Szedł, nic nie robiąc, z rękami w kieszeni, zupełnie rozluźniony. A potem pojawiła się ta włochata kreatura, wielki pies, który uznał go za kanapę i przedmiot do miętoszenia językiem w jednym. Ugh. Miał wrażenie, że cały czas czuje na sobie zapach psiej śliny, lepkiej, od której zdołał się jednak częściowo uwolnić. I całe szczęście.
Wybawicielka, która zdołała się pojawić, przesadzała zaś w zupełnie innym kierunku. Widział jej niezadowolenie, zmieszanie... Ale z jakiego powodu? Przecież nic się takiego nie stało. Chyba nie był jakimś wrednym sąsiadem, co to gdyby mógł, samym wzrokiem chciałby położyć kogoś trupem. Naprawdę, był nieszkodliwy, miły (i skromny) - ujmując krócej, miał w swoim repertuarze zdecydowanie zbyt duży zapas zalet, by traktować go jako przeciwnika. Chyba, że ktoś bratał się z czarną magią. O, wtedy to akurat powinien uważać.
- Byłabyś nieuprzejma, gdybyś powiedziała że jestem głupi - oświadczył tonem w połowie zniesmaczonym, a w połowie uprzejmym. Choć w kontekście w całości życzliwym, jeju, nie bądźmy tacy sztywni, nie ma sensu mianować siebie panami i paniami. - Albo coś w tym stylu. - Wzruszył lekko ramionami, nie widząc dalszego sensu w roztrząsaniu owego tematu. Teraz skupił się na czymś zupełnie innym. Wytężał umysł i brnąc w szeregach wspomnień, usiłował dokładnie zlokalizować, z których twarz tej młodej kobiety wydaje mu się znajoma. Ministerstwo. To słowo zadziałało jak klucz, od razu natrafiając na odpowiednie drzwiczki pośród bałaganu jego - pełnego rzecz jasna wielu spraw - umysłu.
- Aa, no tak, z Ministerstwa! Szkolisz się na aurora, mam rację? - zapytał, będąc pewnym, że musiała to być właściwa wizja. Spojrzał na psa, początkowo nieśmiało i niepewnie, lecz niedługo potem dodał:  - Powinien się zmienić w pogromcę przestępców. Ale... Cześć, Jack - oświadczył, nie zbliżając się mimo wszystko do zwierzęcia. Nie chciał powtórki. I, na pewno nie dopuściłby po raz drugi, żeby go przewrócił! No bez przesady.
- Jasne. I tym razem będę ostrożny - zapewnił tym samym ją i siebie. Ruszył powolnym krokiem, stwierdzając, że jednak nie jest źle. Znowu się zdziwił, słysząc kolejną uwagę. Kiedy ona sobie odpuści? Westchnął cicho, przechodząc do wyrazu zwykłego zastanowienia.
- Hmmmm - odczekał chwilę, by dokładnie ubrać swoje myśli w słowa. - To jest zabawne - powiedział nagle, mimo wszystko, zupełnie spontanicznie. - Może po prostu porozmawiamy? - Była to pierwsza uwaga, która wpadła mu do głowy. Pewnie powinien powiedzieć coś innego, ale nie umiał. Taki po prostu był. - Kiedy kończysz swoje szkolenie?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tower Bridge [odnośnik]30.01.16 15:44
Odpowiedź na moje pytanie nie była natychmiastowa, wyglądało na to, że musiał się chwilę zastanowić nad tym czego mógłby ode mnie chcieć, kiedy jednak już zdecydował się otworzyć usta i wypuścić z nich parę słów... Cóż nie takiej odpowiedzi oczekiwałam. Zmarszczyłam lekko brwi zastanawiając się nad moim nowym towarzyszem. Najwyraźniej nie miał zamiaru zgrywać kogoś kim nie jest i mamić mnie ładnymi słowami - dobrze. Mogłam już odetchnąć, chyba? Unikniemy tej całej sztucznej otoczki która tak często jest obecna (przynajmniej w moim) życiu.
Zaśmiałam się cicho po raz kolejny kręcąc głową. - Nie przekonam Cię prawda? - Pytanie to było raczej retoryczne, dobrze znałam odpowiedź. Najwyraźniej tylko my jesteśmy wychowywani "coś za coś". - Zgoda, możemy porozmawiać. - Zgodziłam się posyłając mu ciepły uśmiech. Wyglądało na to, że wpadłam na całkiem ciekawego człowieka. Od kiedy ludzie stali się tacy bezinteresowni? A może to po prostu my jesteśmy zbyt nadęci?
- Powiedzmy, że ostatnie kilka lat krążyłam po świecie a do Anglii wróciłam niedawno. Kurs zaczęłam dwa lata temu, więc z dobrymi prognozami może za rok uda mi się zostać Aurorem. - Przynajmniej taką miałam nadzieję. Zawsze jak rozmowa schodziła na temat kursu zaczynałam się denerwować, chyba nie jestem wstanie opisać, jak bardzo zależy mi na zostaniu Aurorem. Może nie jest to marzenie z dzieciństwa ale stało się naprawdę silne. Dopiero jak dopnę swego będę mogła odetchnąć.
Roger z pewnością był starszy ode mnie, ciekawa byłam jak długo już pracuje i czy miał jakieś nieprzyjemności związane z zawodem. Te myśli sprawiły, że znowu zaczęłam się zastanawiać, czy wypada mi go tak o wszystko wypytywać. Cholera. Jest jeszcze tyle rzeczy o których z chęcią bym się dowiedziała a przecież on sam naciskał na to, by nie przesadzać z grzecznością... W takim razie, skoro nie otacza mnie szlachta prychająca na wszystko co wykracza za granice uprzejmości mogę zalać go falą pytań.
- To jak to jest z Tobą? Czemu zostałeś Aurorem? - Moja twarz z pewnością zdradzała moje zainteresowanie całą sprawą i nim oczywiście. Skręciliśmy na schody prowadzące w stronę plaży.  Niemal momentalnie poczułam chłód bijący od wody, całe szczęście, że wiatr nie był dziś za mocny. Wsadziłam więc dłonie do kieszeni płaszcza i ruszyłam przed siebie. Nie zaskoczę nikogo, jeśli powiem, że Jack pierwsze swoje kroki skierował ku wodzie. Wywróciłam teatralnie oczami. - Jack znowu będziesz cały brudny. - Jęknęłam cicho. Wzięłam głęboki wdech, przecież i tak jestem w stosunku niego bez silna a denerwować się nie mogę. Rzadko zdarza mi się kontrolować wtedy kolor moich włosów a nie chciałabym, żeby mieniły się krwistą czerwienią.




And on purpose,
I choose you.

.


Ostatnio zmieniony przez Lilith Greengrass dnia 31.01.16 18:41, w całości zmieniany 1 raz
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Tower Bridge [odnośnik]30.01.16 18:45
Szczęście w nieszczęściu. Wiadomo, musiał przyznać, że nie było źle. Może na początku, co prawda, rzuciło się na niego jakieś nieokiełznane zwierzę (do teraz nie ukrywał przed sobą radosnego spostrzeżenia, że nie był wówczas kotem), ale wszystko zakończyło się w sposób miły i równie nieoczekiwany. Ledwo zdołał się podnieść, mając przez moment jeszcze w nozdrzach zapach podłoża, do którego został przygwożdżony; zmieszanego z psią sierścią oraz lepkością lądującej na powierzchni jego ubrań śliny. Ale naprawdę, nie było źle. Zdołał spotkać ciekawą osobę, ba! Nawet przypomniał sobie, kim ona dokładnie była, w końcu kojarzyli się z korytarzy Ministerstwa. Z tego powodu mógł bezprecedensowo pozwolić uśmiechowi na ponowne wkroczenie na jego twarz, kiedy na nowo kontynuował spacer, już tym razem w towarzystwie czworonoga i młodej, zdającej się niezwykle miłą kobiety. Momentami aż za miłą.
- Do czego niby? Nie popadajmy w przesadę - odpowiedział niemal automatycznie, chcąc jak najszybciej uznać temat za zamknięty. Nie było co roztrząsać, to przecież wiadome. Naprawdę sądziła, że coś od niej zażąda? Czego niby? Kary grzywny?
Nie z nim te numery.
- O. To świetnie - przyznał, kiedy przybliżyła mu szczegóły na temat swojego kursu. Im więcej aurorów, tym lepiej, prawda? Lepsze uświadomienie dla czarnoksiężników, że nie powinni zadzierać z prawem. Nie, żeby się o nich martwił. W Azkabanie starczy miejsca dla wszystkich. - Pewnie spotkamy się na misjach - zauważył, nadal nie rezygnując z serdecznego tonu. Kolejna znajoma aurorka! Akurat w pracy miał wielu świetnych przyjaciół a także swoją niezastąpioną towarzyszkę. Uwielbiał ten zawód całym sercem.
- Żeby nieść sprawiedliwość. Poza tym, zawsze ciekawiły mnie różnego rodzaju śledztwa - wyjawił bez większego zastanawiania się, choć musiał przyznać, że ubranie pobudek w konkretne słowa nie było takie łatwe, jak na pozór mogłoby się wydawać. - Bo wiesz, wróg może być w s z ę d z i e. - Rozejrzał się w tym momencie, by sprawdzić, czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Za nic nie może dać się teraz podejść.
- Czy twój pies jest czuły na przestępców? - wyparował nagle, obserwując, jak zmierza ku falującej tafli Tamizy. Nie, wcale go nie zamierzał wołać. Nadal zdawał sobie sprawę, że musi na niego uważać. Może jednak jego znajoma miała obmyśloną taktykę i przechodziła w jego towarzystwie w celu zwiększenia bezpieczeństwa? Kto wie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tower Bridge [odnośnik]01.02.16 15:54
Przemierzaliśmy kolejne odcinki plaży; czułam jak moje stopy zapadają się w piaszczystym podłożu. Dobrze, że nie masz obcasów. Mruknęłam do siebie w myślach. Tak to fakt, wtedy mogłabym wyglądać dosyć pokraczne co jakiś czas grzęznąc w miejscu lub co gorsza, zaliczając pięknego orła.
W momencie kiedy wspomniał o tym, że wróg może czaić się wszędzie i zaczął się rozglądać, odruchowo powiodłam za nim wzrokiem. Właściwie to miał rację, ostrożności nigdy za wiele a poczucie bezpieczeństwa, zwłaszcza w tych czasach, było mocno zachwiane. Mimo to, nie czułam strachu, nie miałam zamiaru popaść w obsesję; wychodzę raczej z założenia, że jeśli coś jest mi pisane to dojdzie to tego tak czy inaczej. Oczywiście nie wyznaję całkowitego uzależnienia od "losu", myślę że na wiele rzeczy mamy wpływ i na tych właśnie rzeczach powinniśmy się skupić. Całkowie zaakceptowanie tego "jak jest" i uważanie, że nie można nic w danej sprawie zrobić, jest poddaniem się. - Zgodzę się z Tobą. Trzeba zachować czujność i nie lekceważyć przeciwnika, jednak nie możemy popaść w przesadę. - Uśmiechnęłam się do niego ciepło. - Dlatego nie kręć głową na wszystkie strony i skup się na spacerze. - Dodałam nieco z przekąsem. Absolutnie nie miało to być nie miłe i mam nadzieję, że tak tego nie odebrał. Po prostu nie chciałam, żeby jego myśli kręciły się wyłącznie wokół czarnoksiężników i innych szumowin których na których już czekało miejsce w Azkabanie.
- A co do Jacka, to hmm.. Był szkolony w wielu zakresach, również do walki z przestępcami... Prawdopodobnie wyczułby gdyby ktoś taki się pojawił. Oczywiście zawszę mogę wydać komendę, żeby powalił kogoś na ziemię. - Tu zrobiłam małą pauzę posyłając mu łobuzerski uśmiech. - Oh ale z tego co wiem, doświadczyłeś już małej demonstracji jego możliwości. - Nie mogłam powstrzymać śmiechu, jednak opanowałam się i dodałam szybko. - Oczywiście to już było jego "widzi mi się", ja nie miałam z tym nic wspólnego. - Uniosłam dłonie ku górze w geście poddania się. Jeszcze nie zwariowałam, nie nasyłam psa olbrzyma na nieznajomych. Fakt widok Rogera leżącego na ziemi i nie bardzo wiedzącego co ma zrobić był dość zabawny ale nie, nie mogłoby to być formą mojej rozrywki.
- Na szczęście nie musiał jeszcze interweniować z własnej woli ale jestem pewna, że gdyby cokolwiek mi groziło, zareagowałby. - Przejechałam wierzchem dłoni po łbie czworonoga, który najwyraźniej zorientował się, że jest obgadywany więc postanowił przyjść. Szczerze mówiąc nie chciałabym żeby kiedykolwiek musiał reagować - zwyczajnie się o niego boje. W końcu to tylko zwierzę a jego zęby czy sprawność nie mają szans w starciu z różdżką. Gestem ręki nakazałam by poszedł przodem. Nie chciałam myśleć o tym, że mogłaby mu się stać krzywda.
- Jesteś stąd? - Spytałam odrywając się od poprzedniego tematu.  - Mam na myśli Anglię. - Dodałam równie szybko. Miałam wrażenie, że jego akcent nie jest do końca Angielski... A może po prostu się mylę?
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Tower Bridge [odnośnik]02.02.16 19:38
Wilgoć zdawała się przenikać struktury powietrza; wchodziła przez usta, nos, przedostawała się za każdym jego zaczerpnięciem. Kroki przechodziły przez podłoże cichym szuraniem, a sylwetki zanurzały się pośród scenerii z migoczącą powierzchnią rzeki, która w swoich ugięciach chwytała docierające do niej - choć obecnie skąpe promienie światła. Mimo tego czuł się szczęśliwy, swobodny, podobnie jak muskający jego skórę, przenikliwy powiew chłodnego wiatru. Miał wrażenie, że może tak wędrować godzinami. W nieskończoność, z niezmieniającym się widokiem, który poruszał się przed spojrzeniem, wciąż w podobnym, w jakby odgórnie ustalonym schemacie.
- Czy ty coś... - zaczął, traktując poprzednią wypowiedź z niemałą ostrożnością. Musiała. Na pewno musiała coś sugerować. - Ach, no tak -mruknął ironicznie, bardziej do samego siebie niż do niej. - Wiem, co robię. To NIE JEST przesada. - Co jak co, ale bycie upartym i zawziętym, było u niego obecne niemal na każdym kroku. I nieważne, czy była to gra warta świeczki czy nie. Po prostu wiedział swoje i za nic w świecie nie dopuszczał do siebie innej wizji. Tylko nierozważny człowiek opuszczałby gardę w ten sposób! Na moment przystanął, krzyżując ręce na piersi, lecz potem znów ruszył dalej, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Początkowo poważny wyraz twarzy, na nowo zdawał się łagodnieć.
- Nie musisz pokazywać, nie, nie ma potrzeby -wyjaśnił, gestykulując przy tym rękoma, jakby walczył z niewidzialnym rojem owadów. Wcale się nie bał, w c a l e. Tu chodziło o coś zupełnie innego. - Wielkie mi umiejętności. Byłem niewinny - wytknął bez ogródek, przecież co jak co, ale jego nie powinny psy napadać. W formie zwierzęcia również, choć wtedy mógłby zostawić na nosie odcisk swoich ostrych pazurów. A na pewno nie należało to do czegoś przyjemnego (dla psa, rzecz jasna), choć osobiście traktował takie walki z niemałą satysfakcją. Z rozmyślań jednak wyrwało go kolejne pytanie. Hmm, ciekawe, całkiem ciekawe spostrzeżenie! Czyżby zbyt długie rozmowy z Alice i ostatni spędzony czas w Stanach, odcisnęły na nim swoje piętno? A może ma tak niesamowitą intuicję, że coś podpowiedziało jej, by dowiedzieć się na ten temat więcej? Nie zamierzał jednak kazać rozmówczyni długo czekać.
- Mieszkam tu dość długo, Anglik pierwsza klasa - wyznał; no, nie licząc tej flegmatyczności i nudziarstwa, bo pić herbatę akurat lubił. - Ale - podkreślił - rodzina od strony ojca pochodzi z Ameryki. Tam spędziłem dzieciństwo. - Ot, cała filozofia. I często wyjeżdżał, a cała jego rodzina żyła z mugolami za pan brat. Ekhem, duża część jego rodziny to w ogóle byli mugole. Choć nie sądził, że ma przed sobą jakąś maniaczkę. Naprawdę, wydawała się w porządku. Może nawet lepiej się dogadają? Kto wie. - Byłaś kiedyś za Oceanem? - spytał, ogarnięty nagłą ciekawością.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tower Bridge [odnośnik]04.02.16 2:08
Ha! A więc jednak się nie myliłam! Intuicja i tym razem mnie nie zawiodła, a może... Może po prostu to wszystko wina pochodzenia? Przecież od małego byłam uczona jak posługiwać się moim rodowitym językiem. Doskonale pamiętam nacisk, jaki kładło się na wyraźne wypowiadanie każdego słowa, zaznaczając je przy tym akcentem, który chyba już leżał w naszej Angielskiej naturze. Może właśnie przyzwyczajenie do tego dziwnego dla niektórych sposobu mówienia, pozwalało mi wyłapać jakikolwiek inny akcent?
Druga opcja jest taka, że tą niezwykłą czułość na brzmienie wypowiadanych słów, zawdzięczam mojej tułaczce po świecie. W końcu byłam w tylu różnych krajach, poznałam wiele ciekawych osób, inne kultury... Z głaskania samej siebie wyrwało mnie jego pytanie, całkiem odpowiednie z resztą.
- I to nie za jednym. - Odpowiedziałam a na mojej twarzy zaczął malować się zadziorny uśmiech. Prawdopodobnie jego pytanie dotyczyło właśnie Ameryki, jednak skoro zaczął już ten temat, nie zaszkodzi wspomnieć o swojej życiowej przygodzie. Poza tym, to kolejna rzecz którą mogłaby zając jego uwagę; pomimo wcześniejszego upomnienia go, mężczyzna wciąż pozostawał lekko spięty. W tym momencie zaczynam się zastanawiać, czy w przeszłości miał jakieś nieprzyjemne sytuacje związane z chwilowym rozluźnieniem się, czy to przez napad Jacka tak się nakręcił. Hmm... Zadam to pytanie później.
- Miałam taki mały epizod w swoim życiu, prawdopodobnie wynikający z młodzieńczego buntu jaki wtedy przeżywałam. - Starałam się być delikatna w opisywaniu tej części mojej historii. Przecież nie zrzucę na niego bomby jaką jest moja "trudna" relacja z ojcem. Po pierwsze nikt nie opowiada takich rzeczy na pierwszym spotkaniu ( i to przypadkowym w dodatku), po drugie nikt nie chce tego słuchać, z tych samych powodów które zostały wcześniej wymienione. - Zaraz po skończeniu szkoły, udałam się ze starszym kuzynem, w podróż po świecie. Wtedy wydawało mi się to najlepszą formą ucieczki od niesprawiedliwej rzeczywistości. Myślałam, że w ten sposób rozwiąże problemy.. - Zaśmiałam się cicho kiedy dźwięk moich własnych słów zabrzmiał mi w uszach. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że rzeczywistość nigdy nie będzie sprawiedliwa. - Wyjeżdżając nie rozumiałam wielu rzeczy... Wróciłam z bagażem doświadczeń, dokładnie wiedząc kim chce być i czego chce. Zaakceptowałam rzeczy na które nie mam wpływu i których nie mogę zmienić. - Na chwilę przeniosłam wzrok z mojego rozmówcy i skupiłam go gdzieś przed sobą.  - Wiesz, myślę, ze to bardzo ważne, uświadomić sobie kiedy można walczyć a kiedy trzeba odpuścić. - Na mojej twarzy pojawił się gorzki uśmiech. Przecież miałam rację, prawda? A może patrzenie na wszystko, przez pryzmat sytuacji w domu nie jest dobrym rozwiązaniem? Nie jestem tchórzem, nie uciekam, staram się walczyć do końca. Jednak... w życiu każdego człowieka przychodzi taki moment, że odpuszcza. Dochodzi do niego chłodny fakt, że dłuższe starania nie mają sensu. O nie... moje myśli znów dopadły mego największego żalu. Otrząsnęłam się z nich wewnętrznie i z powrotem skupiłam całą swoją uwagę, na Rogerze.
- Wybacz mi, trochę się wyłączyłam. - Rzuciłam przepraszająco, zawijając niesforny kosmyk włosów za ucho. - Wracając jednak do Ameryki, tam również byłam. Nawet poznałam ciekawą dziewczynę, z Nowego Jorku, można powiedzieć, że była dla mnie, swego rodzaju przewodnikiem. - W tym momencie przypomniałam sobie jej nazwisko i... cóż za dziwny zbieg okoliczności. Nie, przecież Ty nie wierzysz w przypadek. - To dziwne, bo miała tak samo na nazwisko jak Ty. Alice Elliott. Kojarzysz może? -  Z każda sekundą, ciekawość malowała się na mojej twarzy jeszcze wyraźniej.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Tower Bridge [odnośnik]05.02.16 20:52
Chwila postępowała, a wraz z nią rozmowa, która wkraczała na coraz to nowe płaszczyzny tematów. I musiał przyznać, że bardzo mu się to podobało. Nie spodziewał się takiego obrotu, a w miarę czasu konwersacja zaczynała go znacznie bardziej pochłaniać i interesować. Ciekawe. Naprawdę ciekawe.Uśmiech nie znikał z jego twarzy. Tego się nie spodziewał. Zaczęło się od wściekłego (wściekle rozentuzjazmowanego?) psa, skończyło na dyskusji o podróżach.
I to naprawdę mu się podobało.
Słuchał wypowiedzi kobiety z uwagą i w milczeniu; cieszył się, że postanowiła być szczera, zwłaszcza jak ewidentnie miała coś do powiedzenia. Nie zgrywała się, była autentyczna i naturalna. Spowodowało to u niego miłe zaskoczenie; niemałe, gdyż w końcu znali się praktycznie tylko z widzenia. Nie miał nic przeciwko dzieleniu się danymi historiami - wręcz przeciwnie, zagłębiał się w nie z zainteresowaniem, o czym świadczył nawet sam fakt, że nie zamierzał w najmniejszym stopniu jej przerywać.
- Zawsze warto walczyć - odpowiedział z wyraźnie dostrzegalną pewnością w głosie. Wierzył w to. Gdyby nie wierzył, gdyby uważał, że w swoich działaniach porywa się z motyką na słońce, nie zostałby nigdy aurorem. Wyznawał pogląd, że każdy jest kowalem własnego losu. Nie, nie uważał, że kiedykolwiek przychodził czas na pogodzenie się a zwłaszcza pogodzenie się z krzywdą. Choć racja, nie na wszystko miało się mieć wpływ. Ale on ewidentnie nie chciał tego akceptować.
Ciekawa dziewczyna.
Ciekawa dziewczyna z Nowego Jorku.

Jego zmysł słuchu momentalnie się wyostrzył; a uwaga skierowała ze zdwojoną siłą. O kim mówiła? Kiedy usłyszał imię i nazwisko osoby, omal nie wybuchnął śmiechem. Dobre sobie! Rety, jaki ten świat jest mały, aż cisnęło się w takich chwilach na usta. Coś czuł, że nie będzie to ich ostatnim spotkaniem, a może nawet, następne zostanie przeprowadzone w większym składzie? Czemu nie? On był osobą bardzo towarzyską.
- No jasne, że kojarzę! - powiedział głośno, z nieskrywanymi w głosie pokładami entuzjazmu. - To moja kuzynka, choć jest dla mnie niemal jak siostra - oznajmił, poniekąd z dumą. - Musimy się kiedyś jeszcze spotkać i porozmawiać, na pewno!
Zapewnił i zapewniał po raz kolejny, kiedy w końcu; bo niestety, kiedyś trzeba było, przyszło im odejść każde w swoją stronę. Ale był pewny, że zajmie się zaaranżowaniem spotkania, niech no tylko zobaczą się po raz następny i niech tylko znajdzie Alice!
Będzie świetnie. Musiało być.

| zt x2 <3
Gość
Anonymous
Gość
Re: Tower Bridge [odnośnik]29.03.16 9:41
4 grudnia

Lubisz mosty, Cornelio?
Tamiza znów przyzywała. Nawet siedząc w Dziurawym Kotle słyszała jej szum, wzburzenie większe niż zazwyczaj. Wraz z każdym palącym przełyk łykiem Ognistej czuła coraz bardziej naglącą potrzebę, by znów spojrzeć w ciemne odmęty, zmierzyć się ze strachem i z pragnieniem. Znów była sama. Zawieszona w beznadziejności; niby posiadająca jakiś cel, który miał determinować działania, a jednocześnie nieprzekonana, czy ten cel wart jest podtrzymywania dogasającego płomienia.
Nie powinna pić, ale piła, aż szum rzeki stał się nie do wytrzymania. Wtedy wzięła nieskończoną butelkę i nieco chwiejnie ruszyła przed siebie. Nie, nie na Most Westminster - przeklęty i święty zarazem. Byli tam. Przez krótki moment okupiony bólem byli tam r a z e m. Nie mogła tam wrócić. Zresztą nie chciała skakać; zabronił jej. Niewiele pamiętała, ale ten jeden rozkaz wbił się w jej głowę jak wyryty czarnomagicznym piórem. Bo on ją zatrzymał. Z a t r z y m a ł.
A potem sam odszedł. Wszyscy odchodzili.
Usiadła na zimnym piasku i zapatrzyła w wodę. Właściwie co za różnica: tu czy wśród mugoli. Wszędzie czuła się tak samo samotnie. Tamiza rozumiała ją o wiele lepiej niż ludzie; szumiała kojąco, w ciemnościach obijała się falami o jasny piasek i zapraszała do kontynuowania znajomości.
- Jesteśmy takie samotne - mruknęła pod nosem Cornelia równie niewyraźnie, co współczująco i pociągnęła kolejny łyk z butelki, żeby zaraz odłożyć ją na bok i sięgnąć do butów. Ściągnięcie ich nawet po pijaku nie było przesadnie trudne - o wiele łatwiejsze na pewno niż wstanie do pozycji względnie pionowej, przy którym pomagać musiała sobie łokciami i kolanami w stopniu nieco żałosnym - a w ślad za nimi poszły rajstopy. Nawet będąc w tak mizernym stanie rozejrzała się niemrawo w poszukiwaniu jakiegoś obrzydliwego podglądacza, ale nikogo nie dostrzegła. Zresztą i tak wciąż miała na sobie spódnicę. Bez niej już by zamarzła. I bez kochanej Ognistej, którą podwyższała temperaturę ciała łyk po łyku. Na wszelki wypadek wzięła ją też ze sobą idąc do wody - i to była mądra decyzja, bo obmywające stopy fale równie dobrze mogłyby już zmienić się w kawały lodu. Więc kolejny łyk Ognistej - i parła dalej, nie zważając na coraz mniejsze czucie w stopach i łydkach, ani na moknącą z każdym krokiem bardziej spódnicę.
Po co? Nie wiedziała.
Cornelia Mulciber
Cornelia Mulciber
Zawód : aktorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Someday I'll wish upon a star,
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
another story
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1919-cornelia-mulciber https://www.morsmordre.net/t1944-odyseusz#27509 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f132-harley-street-10-4 https://www.morsmordre.net/t1945-cornelia-mulciber#27510
Re: Tower Bridge [odnośnik]30.03.16 6:52
Grube sploty Tamizy przecinały Londyn w łagodnych meandrach, usłanych przy brzegach zielenią drzew i - niedługo za nimi - sylwetkami piętrzących się budynków. Szerokim korytem rzeki płynęła regularnie ciemna, brudno-brązowa woda, marszcząc się delikatnie niczym półpłynny materiał. Cała powierzchnia rzeki była usłana ową konstelacją zmarszczek mniej lub bardziej się uwidaczniających, mniej lub bardziej zarysowujących się śladów - targanych tchnieniem już późnojesiennego wiatru. Rzeka szumiała. Cicho, żyjąc własnym życiem, jakby pogrążona w transie, s z e p c z ą c. Zapiął kolejny guzik płaszcza, czując, jak chłód regularnie kąsa jego skórę. Mięśnie sztywniały, przypominając grube liny, które nawijały się na podporę kości. Chodziły z wyraźnym trudem.
Odruchowo zacisnął palce. Były niemal sztywne. Obecny dzień nie wydawał się sprzyjać jakimkolwiek spacerom - o ile w ogóle miesiąc taki jak początek grudnia, był na owe eskapady adekwatnym. Czego szukał? Dokąd szedł? Głębszy wydech posłał w powietrze lekkie skłębienia pary, która jednak rozrzedziła się równie szybko. Przed oczami widniała jakaś postać. Chwiała się, stawiając kroki ku lodowatej wodzie, która przyjmowała ją powoli, obmywając stopy, kostki, łydki. Pierwsza myśl: cholerne moczymordy. Druga już była znacznie bardziej trzeźwa, zresztą, nie musiał nawet się zastanawiać. Nie musiał rozważać, w i e d z i a ł, że oto przed oczami staje po raz kolejny jego bogin. Uśmiecha się krzywo, próbując wskazać na bezsilność i rozedrzeć od środka, jakby chciał sprawdzić, ile razy jest w stanie się poskładać. Jak często można rozbijać naczynie i z powrotem, kawałek po kawałku, łączyć w celu odzyskania dawnej formy. Ale forma nie jest dawna, wyłącznie dawną przedrzeźnia.
Zamaszysty krok zmienia się w bieg; nie zastanawia się, że powinien zdjąć obuwie, że zimno wody tnie go jakby nożem aż po same kości, przylepiając do skóry przesycony nią materiał. Zrzucił jedynie płaszcz, który leżał bezwładnie na brzegu obok butów. Będąc coraz bliżej, zdołał rozpoznać sylwetkę kobiety,  a bicie jego serca przyspieszyło momentalnie, pulsując nawet u nasad samych uszu. W jednym, zakleszczającym się odruchu, splótł dłonie na jej torsie, uniemożliwiając dalsze kroczenie. Woda robiła się coraz głębsza, a do uścisku włożył wszelkie pokłady siły, jakie tylko posiadał. Miał być właśnie - nieubłagany.
- Tutaj nie ma drogi - powiedział powoli, czekając na jej reakcję. Czas mijał nieubłaganie, a wraz z czasem upływało chroniące ciało ciepło. Przeklęty alkohol. Wyłącznie pogarszał sprawę. Wiedział, że nie pozwoli jej umrzeć, niezależnie od słów, jakie miały zapaść; bądź ich braku, w obliczu zmąconego przez trunek umysłu.
Co za ironia losu, że spotkali się właśnie tutaj.
Po tym wszystkim spotkali się na nowo.


I'll hit the bottom

hit the bottom and escape

escape

Daniel Krueger
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Tower Bridge - Page 3 Tumblr_nn2tluHBTr1up9f3oo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1164-daniel-krueger https://www.morsmordre.net/t1243-krebs https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-long-acre-14-8 https://www.morsmordre.net/t1485-daniel-krueger
Re: Tower Bridge [odnośnik]30.03.16 21:27
Z każdym kolejnym krokiem ciało sztywniało coraz bardziej; znieczulające zimno zagarniające całość uwagi odbierało z wolna możliwość poruszania się. Woda gęstniała na wzór jakiejś smolistej cieczy - Tamizo, dlaczego jesteś taka nieczuła? Miałyśmy się zaprzyjaźnić. A jednak szła wciąż naprzód, po kostki, po łydki, po pas, jak gdyby chwilowe niepowodzenie miało zaraz stać się wspomnieniem, jak gdyby już za pół metra woda miała magicznie się ocieplić i przyjąć z otwartymi ramionami. Dystans zdawał się jednak wciąż rosnąć, potęgowany jeszcze przez coraz większą chwiejność ruchów. Nie wiedziała, czego właściwie szuka - akceptacji? spokoju? wytchnienia? - lecz rzeka wydawała się być ostoją; o a z ą pośród wszechobecnego zepsucia i niewrażliwości na bezgłośny krzyk o pomoc. Odszedł. Odchodzili wszyscy - bez uprzedzenia, bez wyjaśnienia, bez nadziei - tuż po tym, jak zdążyli ją oswoić; naigrawali się z jej ufności, z potrzeby bliskości i bijącego mocno serca. A ona zostawała sama, pozbawiona umiejętności nadążenia kroku, pogodzenia się ze stratą. Mówiła za każdym razem nie pozwolę się spętać i za każdym razem pozwalała. Nawet uciekając trwała w stanie minionym; czekała na wezwanie, które nie nadeszło. Miało nie nadejść nigdy?Ból zaatakował podstępnie, dezorientując; palce zaciśnięte kurczowo na szkle butelki zadrgały i realne wspomnienie mijającego bezpowrotnie wieczoru wysunęło się z dłoni, podzielając los swojej siostry, która wylądowała w rzece ponad miesiąc wcześniej. I znów została sama; osaczona przez nieprzyjazną wbrew oczekiwaniom Tamizę. Powinna wrócić - lecz powrót był niemożliwy, a ona czuła błogą obojętność, ogarniającą ciało od zmienionych w sople lodu palców u stóp po czubek drżącej głowy. A może by tak spróbować znów; poddać się? Okazja wydawała się być wyśmienita, żeby...Poczuła przywierające do pleców parzące ciepło, więził ją uścisk odbierający dech w piersiach. Zapach, niezidentyfikowany przez przytępiały chłodem zmysł węchu, głos... głos znajomy, bez wątpienia, jednak niemożliwy do przyłączenia do konkretnej twarzy. Zostaw mnie, zostaw, krzyczała, gdy wybrzmiewające głoski układały się w niezrozumiałe słowa, lecz spomiędzy drżących, sinych ust nie wydobył się żaden dźwięk. Jedyną reakcją było nagłe, spazmatyczne niemal szarpnięcie poprzedzające osunięcie; zarówno w męskie, rozgrzane niczym wnętrze pieca ramiona, jak i w całkowitą, upragnioną ciemność.
Cornelia Mulciber
Cornelia Mulciber
Zawód : aktorka
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Someday I'll wish upon a star,
wake up where the clouds are far behind me
Where troubles melts like lemon drops, high above the chimney top
That's where you'll find me
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
another story
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1919-cornelia-mulciber https://www.morsmordre.net/t1944-odyseusz#27509 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f132-harley-street-10-4 https://www.morsmordre.net/t1945-cornelia-mulciber#27510

Strona 3 z 14 Previous  1, 2, 3, 4 ... 8 ... 14  Next

Tower Bridge
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach