Wydarzenia


Ekipa forum
Izba przyjęć
AutorWiadomość
Izba przyjęć [odnośnik]24.03.16 2:45
First topic message reminder :

Izba przyjęć

Chociaż osoby cierpiące na choroby genetyczne zwykle dbają o przyjmowanie odpowiednich eliksirów, uzdrowiciele na oddziale urazów wewnętrznych nie mają chwili wytchnienia. Choroby ujawniają się w różnym stopniu; w tych łagodnych pacjenci zwykle czekają na swoją kolej, dawkę eliksirów łagodzących objawy, stąd można spotkać tutaj pacjentki usadzone na krzesełkach z chusteczką przyciśnięta do nosa czy też osoby z wysypką na całym ciele po przypadkowym kontakcie ze świnią. Nierzadko zdarzają się jednak przypadki, gdzie stres odgrywa znaczącą rolę i nasila chorobę, czyniąc ją śmiertelnie niebezpieczną. Uzdrowiciele są tutaj doskonale przeszkoleni, widzą co robić przy ataku poszczególnych jednostek chorobowych. Jednak oddział chorób wewnętrznych to nie tylko choroby genetyczne, trafiają tutaj także osoby po urazach wewnętrznych, z chorobami wieku starczego, a także kobiety ciężarne.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Izba przyjęć - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Izba przyjęć [odnośnik]30.12.16 14:53
Po ostatnim incydencie postanowiłam być bardziej odpowiedzialna i naprawdę sama przypilnować daty kolejnej wizyty, zamiast zapominać, jak to mi się naprawdę często zdarzało. Tylko, że przeważnie, nie miało to żadnych konsekwencji. Więc przez długi czas żyłam w przekonaniu, że nic się nie stanie, jeśli pominę dwie a nawet trzy wizyty, w końcu byłam tak bardzo zajęta i obecność w szpitalu zupełnie nie była mi po drodze. Nie mówiąc już, że nie lubiłam Munga, mnóstwo tu było chorych ludzi a pospólstwo w okropny sposób mieszało się ze szlachcicami.
Do izby przyjęć przyszłam, oczekując, że nie będę musiała wcale czekać i zostanę od razu wpuszczona do gabinetu, a ten sam uzdrowiciel co zawsze rzuci parę zaklęć monitorując, zada jakieś pytania... i w parę minut będzie po wszystkich. Jednak już na początku spotkało mnie rozczarowanie, bo nic nie działo się tak szybko jak chciałam i dopiero trochę później jedna z pielęgniarek raczyła mnie poinformować, że mojego uzdrowiciela nie ma i w zamian przyjmie mnie jakiś Bennett. Kto to w ogóle był? Najpierw miałam ochotę po prostu wyjść ale powstrzymała mnie myśl, że jeśli to zrobię, to znowu może dojść do nieprzyjemnej sytuacji i znając życie, nie przyjdę na kolejną wizytę szybciej niż za tydzień. Czy dwa. Czekałam więc na ławeczce, bo uzdrowiciela Bennetta też w tej chwili nie było, ale zaraz miał przyjść. Owe zaraz bardzo się według mnie ciągnęło, starałam się nie przyglądać zbyt nachalnie pół-mugolom siedzącym naprzeciw mnie i nie myśleć jakoś bardzo źle o małych dzieciach, które krzyczały bez powodu. Wydawały mi się o wiele mnie przyjazne, niż takie córki Druelli.
Żałowałam, że nie wzięłam ze sobą chociażby tomiku poezji, bo mogłabym swoje myśli skupić na czymś o wiele przyjemniejszym. W tym miejscu czułam się bardzo obco, moja ładna suknia kontrastowała ze znacznie bardziej skromnymi szatami innych czarodziejów. Wydawało mi się, że niektórzy mi się przyglądają, a gdy tylko napotykałam wlepione we mnie spojrzenie, zaraz odwracałam wzrok. Czułam się lepsza niż oni wszyscy, ale to nie było dobre miejsce na demonstrowanie swoich przekonań.
Wreszcie, kiedy miałam wrażenie, że mięła z godzina, pielęgniarka oznajmiła, że uzdrowiciel już jest. Podniosłam się z gracją z ławki, żeby ci wszyscy ludzie nie mieli wątpliwości, że jestem z wyższych sfer niż oni i poszłam do gabinetu.
- Dzień dobry, panie Bennett - powiedziałam ostrożnie, zamierzając być dla niego miła, bo mimo mojej irytacji, to nie była jego wina, że akurat jemu trafiło się zastępstwo. Nie wiedziałam jednak co powinnam mówić w takiej sytuacji. Chyba miał wszystko zapisane?
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Izba przyjęć [odnośnik]30.12.16 23:01
Czasem miało się wrażenie, że cały świat wstał lewą nogą. Albo przynajmniej Twoje otoczenie. To był właśnie ten dzień. Cały Mung zdawał się stać na głowie, wszystkie pielęgniarki nie wiedziały w co mają włożyć ręce, papierów i pacjentów nie ubywało. Chaos, chaos wszędzie. W takich momentach Alan miał ochotę stanąć przy ścianie i rytmicznie uderzać w nią głową i właśnie w ten sposób przetrwać taki dzień. Ale się nie dało.
Siedział w losowym gabinecie, bo jego z jakichś powodów był zajęty, zajmując się jakąś zrzędliwą staruszką, która myślała, iż przeżywa właśnie drugą młodość. Nie brała leków na chorobę genetyczną, twierdząc, że jest w pełni sił i jej organizm sam sobie z tym poradzi, a ponadto obudziła w sobie zapał do alchemii i w ten sposób sprawiła, że jej kociołek wybuchł (Ale to przecież nie z jej winy! Składniki jakieś takie stare były i podejrzane!), zaś w konsekwencji jej włosy przypominały teraz dorodne afro. W dodatku mieniące się we wszystkich kolorach tęczy. Rozrywkowa babcia może nie miałaby nic przeciwko, jednak nie przepadała za zielenią, więc postanowiła pozbyć się tego z głowy...
Dziękował Merlinowi za to, że wreszcie mógł wyjść z tego gabinetu. Właściwie to miał iść na przerwę, kiedy pielęgniarka wręczyła mu plik papierów. Spojrzał na nią oczami pełnymi zdziwienia, ale kobieta szybko mu wyjaśniła. No tak... Jakby mieli za mało roboty - jeden z magomedyków nie przyszedł dzisiaj do pracy, a on miał jednorazowo przejąć kilku pacjentów. No dobra, jak mus to mus, prawda? Nie był jeszcze aż tak zmęczony. Otworzył więc dokumentację pacjentki i skierował swe kroki w stronę gabinetu, gdzie usiadł i zaczął na nią czekać. W końcu drzwi do gabinetu uchyliły się i pojawiła się w nich jego pacjentka.
- Witam serdecznie, Panno Yaxley. - Wstał i kiwnął głową, następnie wskazując jej krzesło znajdujące się przed biurkiem i rzucając ciche, acz sympatyczne ,,proszę usiąść". - Przepraszamy za tą nagłą zmianę, również zostałem zaskoczony informacją o tym dopiero przed paroma minutami. Wygląda na to, iż Pani magomedyk nie mógł pojawić się dzisiaj w pracy. Jak Pani już wie - nazywam się Alan Bennett i dzisiaj to ja zajmę się Panią. - Posłał jej lekki uśmiech. Zawsze, gdy na stołku pacjenta siedział przedstawiciel szlachty, przez pierwsze kilka minut czuł się nieswojo. Bywało bowiem, że czasem pacjenci byli mili, a czasem wręcz przeciwnie - uważając go za gorszego tylko ze względu na status krwi.
- Transmutacyjne zaniki organowe... - Mruknął sam do siebie, na chwilę znów wlepiając wzrok w dokumenty, które miał przed sobą. - Podstawowym pytaniem jest - jak się Pani czuje? Jakieś nieprzyjemne dolegliwości pojawiły się w ostatnim czasie? - Spojrzał na nią. Wyglądała dobrze, choć jej skóra była bardzo blada. Czy to było normalne, czy może działo się coś niedobrego, o czym jeszcze nie wiedział?



There are no escapes  There is no more world Gone are the days of mistakes There is  no more hope
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Izba przyjęć [odnośnik]04.01.17 1:03
Chociaż bywałam w szpitalu stosunkowo często, wciąż zaskakiwali mnie niektórzy dziwnie ludzie, którzy tutaj chodzili. Co prawda nie wypadało się gapić, więc tak jak starałam się nie przyglądać zwyczajnym ludziom, tak też stosowałam tę zasadę w przypadku tych mniej normalnych. Ale co poradzić, że przyciągali uwagę? Szczególnie kiedy siedziałam sama. Patrzyłam więc ukradkiem i też z obrzydzeniem na części ciała obrośnięte dziwnymi rzeczami jak łuski i pióra, brak rąk... czy chociażby takie kolorowe włosy, które jednak były bardziej zabawne.
Cały ten panujący chaos nie dotykał mnie w większym stopniu niż długie oczekiwanie, co właściwie było już wystarczające, żeby miała powód do zdenerwowania. Czy nie powinniśmy mieć prywatnego szpitala? Jak to możliwe, że musiałam czekać w izbie przyjęć razem z resztą czarodziejskiej hołoty?
Uzdrowiciel był od samego początku miły, więc postarałam się do niego uśmiechnąć, cały czas starając się pamiętać, że to nie jego wina, że mam z nim wizytę. Mimo to wiedziałam, że mogli znaleźć innego medyka - chociażby takiego o odpowiednim nazwisku, żebym nie miałam mnóstwa wątpliwości na myśl, że ktoś taki będzie mnie badał.
- Zadziwia mnie, jak niekompetentne są tutaj pielęgniarki - powiedziałam, mimo całego tego postanowienia o byciu miłą. Stwierdzenie to nie tyczyło jednak samego Bennetta. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że uzdrowiciel ze szlacheckiego rodu mógłby tak po prostu nie przyjść sobie do pracy, dlatego też winę wolałam zrzucić na pracowników szpitala. Miałam nadzieję, że siedzący przede mną mężczyzna nie należy do tej niekompetentnej grupy, więc na razie ufałam jego doświadczeniu.
Złożyłam ręce razem i oparłam ja na podołku, czekając spokojnie aż zostaną mi zadane rutynowe pytania. Patrzyłam na uzdrowiciela czytającego dokumentację. Nie wątpiłam, że musiało być tam chociaż parę słów na temat mojej ostatniej, nieplanowanej wizyty w szpitalu, kiedy to zaniedbałam w lutym wizytę kontrolną i akurat wtedy moja choroba postanowiła się ujawnić. Szczęśliwa uratowana, spędziłam potem dzień w szpitalnym łóżku.
- Dobrze - odpowiedziałam krótko. Nie miałam pojęcia jakie dolegliwości mogłyby mi dolegać, miałam wrażenie, że albo było w porządku, albo wszystko zaczynało dziać się nagle i robiło się poważne. - Czasem lekko kuje mnie tutaj. - Dotknęłam miejsca po lewej stronie górnej części mostka - I wtedy trochę ciężej mi się oddycha, ale to chyba nic takiego? Przeważnie dzieje się tak, kiedy jestem zmęczona - przypomniałam sobie, nie uważałam jednak, żeby to było coś, czym powinnam się przejmować. - Od ostatniego pobytu w szpitalu nie czułam nic niepokojącego, tak samo jak przez cały czas przed nią. Być może wizyta w miesiącu to zbyt często? - spytałam o to, na co mój uzdrowiciel nigdy nie chciał się zgodzić. Ale przychodzenie tutaj nigdy nie było po drodze i być może ten na to przystanie. Żywiłam nadzieję, że poświadczenie od kogokolwiek z Munga uspokoi ojca i nie będzie sprawdzał jego nazwiska i przeczył odpowiednim kompetencjom.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Izba przyjęć [odnośnik]14.01.17 23:32
Alan słyszał głos. Ale spokojnie, nie potrzebował wizyty u psychiatry, nie był to głos, który kazał mu kogoś zabić, który buntował lub nakłaniał do złego. Ów cichy głosik po prostu podpowiadał mu, że osoba, która znajdowała się teraz przed nim zdecydowanie nie była typem człowieka, który byłby w stanie lubić. Albo się z nim dogadać. Czasami jego ostrożne i niechętne (lecz skrywane) nastawienie do szlachciców okazywało się błędem, lecz czasami wychodziło na to, że miał rację. I czuł, że tym razem tak właśnie było. Kobieta przed nim może i próbowała być miła, jednak niektórych cech nie potrafiła ukryć. Choć dobierała słowa ostrożnie i starała się odpowiednio dobierać ton głosu - nie do końca to wychodziło. Jej spojrzenie, sposób bycia, gestykulowania - wszystko dawało mu do zrozumienia, że miał rację. Lecz jej późniejsze słowa tylko utwierdziły go w tym przekonaniu. Zarozumiała paniusia z dobrego domu, która uważa się za lepszą od innych i jako najważniejszą cechę człowieka uważa czystość jego krwi? Oj, to był typ, którego najbardziej nie znosił. Ale był uzdrowicielem - leczył ludzi. I nie ważne jakim była człowiekiem, nie zamierzał odsyłać jej z kwitkiem. Udał więc zdziwionego jej słowami.
- Dlaczego Pani tak uważa? Czy stało się coś złego? - Zapytał.
Dobrze znał pielęgniarki pracujące w Szpitalu Świętego Munga. Były to kobiety pracowite, pracujące nieraz po kilkanaście godzin. Kobiety, które musiały ogarniać wszystko - pacjentów w poczekalni, lekarzy, którzy mogli ich przyjąć, dokumenty, a także przynosiły eliksiry i inne rzeczy niezbędne w niektórych przypadkach. Kobiety pracowite, cierpliwe i wykonujące naprawdę kawał dobrej roboty. Nigdy nie powiedziałby na nie nic złego, ale... No cóż... Nie był specjalnie zdziwiony słowami, które padły z ust Liliany. Ale szybko przeszedł dalej, zostawiając ten temat. Im dłużej będą to ciągnąć tym bardziej będzie narażony na jej kaprysy i złość, których z jakichś powodów się spodziewał. Choć jeszcze nie wiedział czym sobie na to zasłuży.
- Być może to rzeczywiście nic nie znaczy - zaczął ostrożnie, unosząc wzrok znad jej dokumentacji medycznej. Oczywistym było, że znalazła się w nim również wzmianka o tym, iż kobieta przed nim lubiła zaniedbywać wizyty lekarskie. Natomiast wymienione przez nią dolegliwości wcale nie były tak zwykłe jak próbowała sobie i jemu wmówić. - Jednak bez względu na to czy Panią coś boli, czy nie - i tak muszę wszystko sprawdzić. Lepiej zapobiegać niż potem męczyć się w szpitalu i myślę, że tutaj musi się Pani ze mną zgodzić. Muszę sprawdzić, czy choroba nie planuje nowych psot w Pani organizmie. - Wstał, odkładając dokumenty na bok. Przeczytał już wszystko co było mu potrzebne.
- Być może zbyt często... - mruknął, patrząc na nią. Ale nie zamierzał na tym skończyć. - A być może zbyt rzadko. Ta choroba to loteria i czasem nawet wizyta w miesiącu może nie wystarczyć, by uniknąć nieprzyjemności.
Przeszedł przez gabinet i podszedł do miejsca, w którym mogła się położyć, wskazując je i patrząc na Lilianę znacząco. Musiał "prześwietlić" wszystko za pomocą specjalnie przeznaczonego do tego czaru.
- Sprawdzę jeszcze jak się sprawy mają i jeśli wszystko będzie dobrze to będę mógł Panią wypuścić.



There are no escapes  There is no more world Gone are the days of mistakes There is  no more hope
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Izba przyjęć [odnośnik]22.01.17 18:15
Generalnie - nie byłam takim złym człowiekiem, spotykając nieznajomego, nie zakładałam od razu, że jest gorszy ode mnie, jednak co innego, kiedy znane mi było nazwisko drugiej osoby, poza tym znajdowałam się w publicznym miejscu - gdzie wiele paru oczu obserwowało. Gdybym urodziła się w innym środowisku, zapewne wszystko przedstawiałoby się odmiennie. Tak jednak nie było, a wychowanie i różne uprzedzenia brały górę... w końcu ludzie, z którymi spędzałam większość czasu, je pochwalali.
Zdziwiło mnie, że uzdrowiciel pochwycił moją rzuconą mimochodem uwagę i nawet trochę speszyło, ale nie dałam tego po sobie znać. Patrzyłam na niego przez chwilę, jakby ze zdziwieniem, że pyta się o coś oczywistego.
- Czas oczekiwania na wizytę był zaskakująco długi. Można by się spodziewać, że powinna się odbyć o umówionej wcześniej godzinie - odparłam, chociaż z mojej wypowiedzi nie wynikało czym właściwie zawiniły te biedne pielęgniarki. Mogłam się spodziewać, że Bennett zacznie o to wypytywać i już czułam niechęć na myśl o tym. Według mnie, cały ten bałagan i dezinformacja były właśnie ich winą. Wiedziałam, jak to wyglądało w Ministerstwie - wystarczyło, że jedna osoba nie złożyła na czas raportu i zaraz wszystko się powolutku sypało, nawet jeśli od razu nie było to widoczne.
Oczywiście - zgadzałam się z nimi i nie myślałam pogodnie o kolejnej, dłuższej wizycie w szpitalu. Skinęłam więc głową i uśmiechnęłam się trochę niemrawo. Miałam podstawową wiedzę z zakresu uzdrawiania, jednak ta nie wystarczyła, żeby pomóc samej sobie - mogłabym co najwyżej uwarzyć łatwy eliksir na przeziębienie.
Nie liczyłam, że wizyta zakończy się samą rozmową, bez badania, ale i tak podchodziłam do niego dosyć niechętnie. Szybko pokonałam odległość, jaka dzieliła mnie od leżanki i usiadłam na niej, żeby następnie się przekręcić i położyć, ręce układając wzdłuż ciała. Pudrowa sukienka odsłoniła lekko moje nogi, jednak nie na tyle, bym musiała ją poprawiać - nie widać było nawet kolan. Czułam się bardzo niezręcznie, szczególnie z tym obcym medykiem, którego teraz widziałam zdecydowanie z dołu. Patrzyłam się niby to spokojnie, w rzeczywistości będąc pełna obaw, że odkryje jak to moje płuco powoli transmutuje się w coś innego. Nigdy nie czułam się dobrze w kontaktach z uzdrowicielami, mając wrażenie, że znają zdecydowanie zbyt dużo poufnych szczegółów na mój temat. Teoretycznie, obowiązywała ich tajemnica medyczna, ale jak w rzeczywistości z tym było? Mogłam sobie wyobrazić, jak plotkują o chorobach szlachetnie urodzonych, ciesząc się, że ich w większości nie dotyczą.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Izba przyjęć [odnośnik]24.01.17 17:58
- Rozumiem. - Wbrew wszystkiemu uśmiechnął się do niej łagodnie. - Z mojej strony mogę tylko przeprosić oraz złożyć wyjaśnienia. Wszystko wynikło z powodu dość późnej informacji od Pani uzdrowiciela o tym, że nie pojawi się on dzisiaj w pracy. Natomiast nasze braki w personelu wcale nie były pomocne. Miałem pacjentów, nie mogłem Pani przyjąć wcześniej. Jeszcze raz przepraszam za niedogodności.
Czy nie czuł się głupio kajając się przed nią w ten sposób i ciągle przepraszając? Nie. Już wiedział jaki mniej więcej typ osoby ma przed sobą i starał się podchodzić do tego ostrożnie, aby nie wywołać niepotrzebnej awantury. Takowa popsułaby humor nie tylko Lilianie, ale również i jemu samemu. Poza tym miał swoje zasady i własne podejście do różnych spraw. Uważał, że wszelkie zło i wszystko co negatywne da się opanować poprzez spokój i dobroć. I dopiero, gdy to zawodziło - w grę wchodziła złość i bardziej bezpośrednie, a czasem wręcz negatywne sposoby. Rzadko zdarzało mu się od razu walczyć na zasadzie ,,oko za oko".
Poniekąd domyślał się co chciała uzyskać swoimi słowami. Zapewne spodziewała się, iż powie jej, że nie musi przychodzić do szpitala tak często. Zapewne marzyła wręcz, by powiedział jej, że nie musi przychodzić wcale. To akurat potrafił zrozumieć. Każdy jego pacjent z pewnością dałby wiele, by pozbyć się ciążącej nad nim choroby. I choć Bennett nie cierpiał na żadną, był na tyle empatyczny, aby to zrozumieć. Nie mógł jednak odebrać choroby od żadnego z pacjentów. A chciałby, choć ktoś mógłby stwierdzić, że nie leżało to w jego interesie, bo bez pacjentów nie byłby uzdrowicielem. Lilianie natomiast nie mógł powiedzieć nic ponadto tego, że ów wizyty były ważne. A czy przyjęła to do wiadomości, czy w swojej głowie psioczyła na niego za nie spełnienie jej oczekiwań - to już była jej sprawa.
Gdy położyła się na leżance błagał tylko w myślach, by nie narzekała, że jej to polecił. Nie wiedział jakie miała podejście do tego typu zabiegów, jednak z ulgą przyjął, że posłusznie wykonała polecenie. Podszedł do niej z różdżką, nie patrząc na odkryte przez sukienkę kostki. Miał w sobie tyle przyzwoitości, że nie interesowały go kostki jego pacjentek.
- Proszę się rozluźnić. To zajmie tylko chwilkę. - Uśmiechnął się, przysiadając na skraju leżanki. - Oculio Tertia
Koniec różdżki przysunął do jej ciała na tyle blisko, by zaklęcie zadziałało, lecz na tyle daleko, by różdżka nie dotykała ciała Liliany. Zamknął oczy, najpierw kierując jej koniec w okolice brzucha. Z jakichś powodów to właśnie żołądek i trzustka były częstą ofiarą transmutacyjnych zaników organowych. Wszystko wyglądało jednak w porządku, więc nie otwierając oczu, przesunął różdżką w górę, kierując nią tak, by zobaczyć płuca. Tu zatrzymał się na nieco dłużej, przesuwając różdżką na różne strony i coraz to bardziej ściągając brwi. Gdy przerwał zaklęcie, spojrzał na nią z zaniepokojeniem.
- Nie mam dobrych wieści. Choroba zaatakowała Pani płuca, stąd ból i trudności w oddychaniu. I już teraz wygląda to dość ciekawe. Cud, że może Pani jeszcze normalnie oddychać. Dzień lub dwa i biorąc pod uwagę pozytywny scenariusz - zbierałoby Panią pogotowie magomedyczne, próbując pomóc Pani w złapaniu oddechu. - Wstał i podszedł do biurka, skrobiąc coś na małej karteczce. Przyczepił ją do nóżki sowy i nakazał zwierzęciu lot do jednej z pielęgniarek. - Obawiam się, że będzie musiała Pani zostać tutaj na dłużej.
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Izba przyjęć [odnośnik]25.02.17 15:11
Zachowanie Bennetta i jego słowa, jak najbardziej przypadły mi do gustu, więc przytaknęłam, twierdząc, że rozumiem sytuację, chociaż mam nadzieję, że zbyt często nie będzie się ona powtarzać. Oczywiście, również nie chciałam awantur, ale znałam swoją wartość i nie mogłam pozwolić, żeby lekceważono mnie tak, bez ani słowa wyjaśnienia. Odwzajemniłam nawet jego uśmiech, zadowolona, że wreszcie ktoś traktował mnie tak jak trzeba. Nie wiedziałam, że za chwilę miały mnie czekać kolejne nieprzyjemności, chociaż tym razem spowodowane moim własnym ciałem, a nie kimkolwiek z zewnątrz.
Nie byłam tak głupia, by całkowicie lekceważyć swoją przypadłość. Życie było mi na tyle miłe, że chciałam, by trwało długo, a przede wszystkim było przyjemne, bez niepotrzebnego bólu czy wizyt w szpitalu. Mogłam więc wytrzymać raz na miesiąc krótką wizytę w szpitalu. Rozluźnienie się nie było wcale takie łatwe, ale wreszcie to zrobiłam, zamykając oczy, żeby nie musieć patrzeć na wędrującą zbyt blisko mnie różdżkę. Nie widziałam ściągających się brwi uzdrowiciela, nie oczekiwałam więc tak złych wiadomości, przekonana, że to będzie tylko kolejne rutynowe badanie. Na jego słowa otworzyłam powieki od razu, nie ruszyłam się jednak od razu z leżanki, w dziwnym przeczuciu, że jeśli to zrobię, moje nieposłuszne płuco przetransmutuje się od razu. Wzięłam głęboki oddech, powoli odwracają się, żeby znowu usiąść. Może rzeczywiście coś było nie tak, oddychało mi się jakoś inaczej, jakby ciężej? Ale żeby od razu musieć spędzać całe dnie w szpitalu, w nieprzyjemnej sali, razem z inni pacjentami?
- Nie da się tego wylecz od razu, panie Bennett? - spytałam. Nie miałam pojęcia jakie ma zdolności, ani jak trudne jest takie leczenie, jednak przecież nie mogło trwać parę dni. W tej chwili byłam przekonana, że gdyby zechciał poświęcić mi trochę więcej czasu, nie zważając na czekając w kolejce (na pewno mniej ważnych!) pacjentów, mógłby to zrobić. Przeszłam na swoje poprzednie miejsce na przeciwko Alana. - Byłabym naprawdę bardzo wdzięczna, gdyby pan spróbował - mówiłam przymilnie, kątem oka spoglądając na sowę, która powinna dostać Drętwotą, a nie lecieć gdzieś, zapewne z prośbą o przyjęcie mnie na oddział. Merlinie, gdybym tylko mogła go przekonać, że warto na mnie poświęcić trochę więcej czasu... Ale - przecież mogłam. Nie robiłam tego co prawda zbyt często, ale zdarzało mi się być wyjątkowo przekonującą. Również i teraz to zrobiłam, próbowałam oczarować tego mężczyznę, nie chcąc co prawda go w sobie rozkochać, a jedynie właśnie przekonać, aby zgodził się z moimi słowami. Chyba nie było w tym nic złego? Uśmiechnęłam się więc jeszcze raz - tak ładnie, jak to tylko wile potrafiły i poprosiłam znowu.

+10 do rzutu
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Izba przyjęć [odnośnik]25.02.17 15:11
The member 'Liliana Yaxley' has done the following action : rzut kością


'k100' : 3
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Izba przyjęć - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Izba przyjęć [odnośnik]14.03.17 23:18
Już w momencie gdy tylko zaczął podejrzewać, że coś jest nie tak, poczuł pewne ukłucie obawy i nieprzyjemne uczucie w okolicy żołądka. Choć nie znał Liliany, choć nie potrafił powiedzieć o niej więcej ponad to, co zdążył zauważyć podczas tego krótkiego spotkania oraz co wyczytał z jej dokumentów, bez problemu potrafił przewidzieć tę falę niezadowolenia, która miała nadejść. Jego obawy okazały się jednak słuszne i wbrew nadziejom ich obojgu - płuca młodej Yaxley były w nieciekawym stanie. Dzień, dwa, może kilka więcej i mogłaby się otrzeć o śmierć, a na to, jako magomedyk, nie mógł jej pozwolić. Zacisnął więc zęby, ściągnął brwi i bardzo szybko przygotował się psychicznie na to, co miało nadejść. A potem powiedział jej o wszystkim, zrzucając to na nią niczym zły sędzia wygłaszający niekorzystny dla skazanego werdykt. Nie zdziwił się widząc niezadowolenie wymazane na jej twarzy. Ku jego zaskoczeniu jej reakcja nie była aż tak gwałtowna jak się spodziewał. Choć może wyłaniał się przed nim dopiero wierzchołek góry lodowej?
- Niestety. Dostanie Pani silne eliksiry, ale musi Pani tu zostać, by być pod stałą opieką personelu medycznego. Eliksiry nie tylko lubią się spóźniać z działaniem, ale czasami organizm może źle reagować na tak silny lek. - Przyglądał się jej wyczekująco, jakby spodziewając się nadchodzącego wybuchu. Zmrużył oczy, czując, że coś się zmieniło. Nie umiał tego nazwać, nie wiedział właściwie co się stało, lecz nagle jej osoba wydała mu się nieco... inna? Nigdy przedtem nie miał do czynienia z wilą, bądź miał, lecz nieświadomie. Całe szczęście jej wpływ na jego osobę był znikomy. Nadal więc, nieugięcie, zamierzał ją zostawić w szpitalu choć dobrze wiedział jak bardzo musiała być z tego faktu niezadowolona.
- Ależ zajmiemy się Panią natychmiast, Lady Yaxley. Niestety to wszystko wymaga czasu. Nawet ze szczerymi chęciami nie jestem w stanie tego przyspieszyć - ciągnął łagodnie, jakby próbując ją ugłaskać. Wydawała mu się być niczym kot, który wygląda niewinnie, który pręży się i mruczy tylko po to, by znienacka ugryźć i podrapać.



There are no escapes  There is no more world Gone are the days of mistakes There is  no more hope
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Izba przyjęć [odnośnik]02.04.17 1:18
Byłam przyzwyczajona, że zawsze dostawałam wszystko, kiedy tylko chciałam. Przeważnie wystarczyła mało uprzejma prośba czy po prostu rozkaz, żeby skrzaty przyniosły mi co sobie zażyczyłam, a mniej ważni ludzie natychmiast spełniali moje prośby. A tutaj co? Tylko w tym przeklętym Mungu coś mogło pójść nie tak. Nie lubiłam tego miejsca odkąd tylko - wcale nie tak dawno temu - trafiłam tutaj po raz pierwszy. Kojarzyło mi się z bezradnością i czekaniem, aż ktoś łaskawie spełni chociażby najprostsze i najmniejsze moje życzenie.
Słowa pana Bennetta wcale nie zadziały na mnie tak, jak można by się było spodziewać. Nadal liczyłam, że jednak jestem w stanie go przekonać. Silne eliksiry i złe reagowanie organizmu brzmiało całkiem poważnie, ale wyobrażałam sobie, że jakby coś rzeczywiście poszło nie tak, to zaraz bym tutaj wróciła. Merlinie, czyżby mieli za dużo pustych łóżek?
- Rozumiem, panie Bennett, ale... - I tutaj nastąpiło właśnie to wilowe czarowanie, wyjątkowo zresztą nieudane. Czułam nawet magię, która musiała choć trochę iskrzyć, całe szczęście po Alanie wydawało się, jakby niczego nie zauważył. Co to by był za wstyd, gdyby wiedział, co próbowałam zrobić! Pomyślałam od razu, że muszę poćwiczyć na jakichś przypadkowych czarodziejach, bo nie mogłam pozwolić, żeby kiedyś tak okropnie się skompromitować. Co to by były za plotki były w Czarownicy!
Aż mi włosy oklapły, tak na mnie wpłynęło to nieudane czarowanie. Zapewne w tej chwili coś więcej mogła jeszcze zdziałać sakiewka pełna galeonów, ale co z tego, skoro takowej przy sobie nie miałam?
Uzdrowiciel wciąż był nieugięty i nie wiedziałam już co robić - chyba musiałam się z tym pogodzić. Nie zamierzałam się z nim kłócić, rzadko kiedy emocje ponosiły mnie w tak nieodpowiedni sposób.
- Dobrze - powiedziałam niczym ugłaskany kotek, który wreszcie przestał się stroszyć i już nie próbował wyglądać na większego niż był w rzeczywistości. - Czy dostanę ten eliksir teraz? Po jak długim czasie, kiedy nie będzie żadnych niepożądanych efektów, będę mogła opuścić szpital? - spytałam jeszcze, ale już z niechęcią wyobrażałam sobie szpitalne łóżko, w którym zaraz przyjdzie mi się znaleźć.

nie zauważyłam odpisu :o
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Izba przyjęć [odnośnik]07.04.17 1:30
Spodziewał się ataków, gróźb, wyzwisk i wielu złych rzeczy, które miały zostać na niego zrzucone wiadrami. Z pewnością nie spodziewał się próby rzucenia na niego wilowego uroku, lecz ten, całe szczęście, nie udał się Lilianie. Bennett nawet nic nie zauważył, w tamtym momencie myśląc jedynie o tym, że kobieta przed nim jest dość urokliwa, choć jej charakter ciągle pozostawał ten sam. Miała szczęście - gdyby tylko zorientował się o jej zamiarach, mógłby już nie być tak miły. A starał się: mówił spokojnie i łagodnie, uśmiechał się, potakiwał głową, gdy coś mówiła. Mimo, że zdawała się być zadufaną w sobie szlachcianką wierzył, że nie była taka zła jak próbowała sprawiać wrażenie. Czy się mylił?
Zdawać by się mogło, że ta waleczna tygrysica powoli, na jego oczach, przemienia się w małego, bezbronnego kociaka. Widział jak iskra, która była obecna w jej oczach od momentu pojawienia się w tym gabinecie, powoli gaśnie, a ona sama powoli poddaje się w tej walce. I nie poczuł satysfakcji, choć być może powinien. Poczuł współczucie. Taki już był i choć wiedział, że ta empatia i współczucie były naiwne i mogły ściągnąć na niego zgubę - nie przejmował się tym wcale i dalej był sobą. Przywołał więc różdżką krzesło i usiadł na nim, tuż obok kozetki, na której znajdowała się Liliana.
- Poniekąd rozumiem Pani obawy. - Zaczął, chwilowo ignorując jej pytanie. Ale potem pokiwał głową, zamierzając na nie odpowiedzieć. - Tak, eliksir już jest w trakcie przygotowania; zaś opuszczenie szpitala to kwestia, jak sądzę, dnia lub dwóch, jeżeli wszystko pójdzie dobrze. - Uśmiechnął się. Wstał z miejsca, by następnie machnąć różdżką sprawiając, by krzesło wróciło na swoje miejsce. - Proszę spróbować choć trochę mi zaufać. Gdyby moim zajęciem było męczenie innych, zmieniłbym profesję. Nie chcę dla Pani źle, ale moim obowiązkiem jest zadbać o Pani zdrowie. Moim i Pani. - Przywołał pergamin oraz pióro samopiszące, które stanęło w gotowości do notowania. - Postaram się znaleźć jak najmniej zaludnioną salę oraz zorganizować jak najbardziej komfortowe warunki. Zrobię co w mojej mocy, choć niewiele mogę obiecać. Sama Pani widzi w jakim stanie jest szpital. Mamy dużo pacjentów, a mało galeonów na to, by jakoś poprawić jakość tego miejsca.
Gdyby ludzie tacy jak ona, zamiast narzekać, choć trochę przejęli się losem miejsca, w którym ratowane były ludzkie życia, Mung wyglądałby zupełnie inaczej.


|Nie szkodzi, mogę dawać znać na pw Smile



There are no escapes  There is no more world Gone are the days of mistakes There is  no more hope
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Izba przyjęć [odnośnik]11.04.17 23:58
Prawdę mówiąc, nie oczekiwałam miłego zachowania od wszystkich, których napotkałam na swojej drodze (czasem nawet łatwiej się zachować, kiedy jest inaczej). Chyba nawet nie oczekiwałam niczego od osób spoza mojego kręgu znajomych, czy chociażby tych, których kojarzyłam z widzenia i nazwiska. Miałam tylko nadzieję, że Alan nie zacznie rozsiewać niepotrzebnych plotek, bo w szpitalu przecież byli ludzie różnego rodzaju - zarówno tego najgorszego, jaki najlepszego.
Nie chciałabym wiedzieć jakimi uczuciami darzył mnie w tej chwili uzdrowiciel, bo wydałoby mi się to żałosne. Współczucie za blisko miało do litości. Mimo całego mojego wcześniejszego buntu i prób wymyślenia co zrobić, żeby nie trafić do szpitala chociażby na jedną dobę, pogodziłam się z sytuacją i wbrew wszystkim moim myślom, poczułam się nawet bezpiecznie. Ostatecznie wizja ta była odrobinę bardziej kolorowa, niż duszenie się po nocy i paniczne transportowanie do Munga.
Ściągnęłam lekko brwi, bardzo wątpiąc czy rzeczywiście rozumiał, prawie na pewno jego serce i płuco nie wymyśliły sobie, że zamienią się miejscami.
- Ależ ja panu ufam - zapewniłam z nikłym uśmiechem. Rzeczywiście tak było, wierzyłam, że wcale nie chce gorzej niż jakikolwiek inny uzdrowiciel szlacheckiego pochodzenia. I chociaż nie wątpiłam w jego słowa, to potrafiłabym na nie odpowiedzieć jedynie w niemiły sposób, dlatego powstrzymałam się zupełnie. Skinęłam jedynie głową i utkwiłam wzrok w piórze.
- To miło z pana strony - odparłam, mają nadzieję, że rzeczywiście było tak, jak mówił. A może prywatna sala? Tak by było najlepiej. Jednak słowa "dużo pacjentów, a mało galeonów" obiecywały coś wręcz przeciwnego. Musiałam zacisnąć zęby i jakoś wytrzymać ten dzień czy dwa. Pojęłam jego aluzję co do pieniędzy, ale chyba nie myślał, że moja rodzina ma ich za dużo, by wydawać na szpital i wszystkich ludzi, którzy się w nim leczyli? A co z sukniami, przyjęciami, utrzymywaniem posiadłości, opieką nad trollami i milionem innych wydatków? Oczywiście, nigdy byśmy się w tym temacie nie dogadali, toteż czekałam na odprawienie do łóżka w jakiejś okropnie zaludnionej sali, niczym na ścięcie. Miło by było, gdybym po raz kolejny nie musiała długo czekać.
Liliana Yaxley
Liliana Yaxley
Zawód : -
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Ciężko było przestać wierzyć, że kwiat może być piękny bez celu, ciężko przyjąć, że można tańczyć w ciemnościach.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3066-liliana-yaxley#50362 https://www.morsmordre.net/t3091-ares#50606 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3506-liliana-yaxley#61144
Re: Izba przyjęć [odnośnik]13.04.17 17:50
- A więc bardzo mnie to cieszy. I postaram się nie zawieść Pani zaufania. - Na jego usta wkradł się lekki, aczkolwiek całkowicie szczery uśmiech. Pomimo obaw, które nawiedziły go na początku jej wizyty - był w stanie nawet ją polubić. Choć początkowo puszyła się, narzekała i zadzierała nosa, ostatecznie udało mu się ją ugłaskać, zdobyć zaufanie i zgodę na to, by pozostała w szpitalu tak długo jak było to konieczne. A było. Zamiana organów nie była czymś, co można było zlekceważyć i nawet wypicie przez nią eliksirów mogło tutaj nie pomóc. Potrzebowała mocnych eliksirów i stałej opieki lekarskiej do czasu, aż wszystko nie wróci do normy. Miała tego pecha, że zachorowała na jedną z bardziej niebezpiecznych, a przy tym również nieprzewidywalnych i kapryśnych chorób. I jednocześnie szczęście, że znalazła się tutaj teraz, a nie w momencie, gdy płuco przestawałoby już pracować.
- To mój obowiązek. - Skinął jej głową. Podyktował jeszcze parę rzeczy, które na pergaminie zanotowało samopiszące pióro. - Od razu po przydzieleniu Pani łóżka szpitalnego, otrzyma Pani mocne eliksiry. Proszę stosować się do poleceń pielęgniarek i mówić od razu, gdyby działo się coś złego. To mocne wywary, które czasem wywołując niespodziewane reakcje. - Uśmiechnął się. - Ale wierzę, że wszystko będzie dobrze.
Po tym wszystkim opuścili gabinet. Pielęgniarka bardzo szybko odnalazła prawie opustoszała salę, w której zostało przygotowane łóżko. Czysta, świeżo wyprana pościel została ułożona na nim i dało się to wyczuć dzięki przyjemnemu zapachowi, lecz również całkiem miłych odczuciach towarzyszących dotykaniu jej. Liliana dostała łóżko położone na samym końcu sali, które, dla jej wygody, otoczono zasłonami, by posiadać choć odrobinę prywatności. Potem Alan opuścił ją, zostawiając ją pod opieką pielęgniarek, które podały jej eliksiry, ale jednocześnie będąc gotowym na interwencję w razie, gdyby coś poszło nie tak. Kobieta poleżała tu co najmniej jeden dzień, a gdy wszystko poszło dobrze - została wypuszczona. Na jakiś czas nieprzyjemne dolegliwości miały ją opuścić.

zt x 2



There are no escapes  There is no more world Gone are the days of mistakes There is  no more hope
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Izba przyjęć [odnośnik]23.06.17 15:45
Wypadki w pracy się zdarzają, tym bardziej w tak niebezpiecznej pracy jaką wykonywała a raczej jaką miała nadzieje wykonywać Aurora. Tym razem powód wizyty w Mungu w żadnym stopniu nie było spowodowany jej błędem podczas szkolenia. Po prostu jakiś idiota uznał za niezwykle zabawne wypuszczenie roju bahanek, które zaraz rozleciały się po różnych pomieszczeniach, i cholernie ciężko było nad nimi wszystkimi zapanować. Nim sytuacja została ostatecznie opanowała tym latającym elfom udało się pokąsać paru pracowników w tym też Aurorę. I tyle co normalniej dziewczyna kompletnie by się tym nie przejęła, co ciężko było zlekceważyć coraz to mocniej opuchniętą rękę, któremu towarzyszyły nieprzyjemne ukucia bólu. Już w pracy mówili jej, że może mieć całkiem poważne uczulenie na jad Bahanek i aby jak najszybciej udała się do szpitala bo z tymi stworzeniami to nigdy nic nie wiadomo. Rudzielec miał też drugi powód aby chcąc czy nie trafić w to miejsce. Jeżeli wróciła by do domu w takim stanie z tak opuchniętą ręką najpewniej mogłaby zapomnieć o kontynuowaniu kursu, a tego nie chciała.
Plan był prosty... wejść tutaj, znaleźć szybko kogoś kto je pomoże, i wyjść, w nadziei, że ta rewelacja z dnia tej pracy nie wyjdzie po za obręby tej placówki. Lady Greengrass z zawiniętą ręką w szmatę zmoczoną zimną wodą przemykała się po terenie szpitala. Starała się nie trafić na nikogo znajomego, dlatego też nim weszła do jakiegoś pomieszczenia wychylała się zza rogu aby ocenić czy teren jest na tyle bezpieczny, że może spokojnie się po nim poruszać. Jeżeli trafiła by na jakiś znajomych jej mamy i doszło by do niej, że jej córka wylądowała ostatecznie w Mungu z strasznie opuchnięta ręką, pretensjom nie byłoby końca. A dziewczyna tak naprawdę nie chciała wywoływać zbędnej kolejnej awantury w domu. W izbie przyjęć czekało sporo czarodziejów i czarownic, nawet kilkoro dzieci w różnym stanie. Niektórzy pokaszliwali, a jeszcze inni regularnie zmieniali odcienie swojej skóry, i to nie od naturalnego po blady, tylko od różowego, po żółty, do niebieskiego i wiele, wiele innych odcieni tęczy. Miejsce to zdecydowanie robiło wrażenie... w ten bardziej negatywny sposób.
-Przepraszam....- Aurora zaczepiła w końcu jakąś kobietę, która najwyraźniej gdzieś zmierzała.
-Mogłaby pani na to zerknąć... normalnie bym nie zawracała głowy, ale ta wielka opuchlizna trochę mnie niepokoi- Trochę... palce od dłoni w tej chwili miała jak serdelki, a jej przedramię jedną ręką nie dałoby się nawet objąć. Dziewczyna w tej chwili raczej nie przypominała kogoś szlachetnie urodzonego. Nie żądała niczego, ani też nie wychodziła z założenia, że jej się coś należy. Po prostu grzecznie poprosiła o pomoc. Jeżeli kobieta uzna, że będzie musiała poczekać w kolejce cóż... tak zrobi. Rudzielec nigdy jakoś nie wykorzystywał swojej pozycji społecznej do osiągnięcia prywatnych korzyści. Nie uważała, że lepsze urodzenie daje jej więcej praw. Chciała wszystkiego sama się dorobić, bez ułatwień.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Izba przyjęć [odnośnik]23.06.17 20:44
15 kwietnia
Odetchnęła głęboko, czując jak gorące powietrze wpełzło jej nos do gardła i dalej do płuc. To naprawdę nie był najlepszy dzień w szpitalu Świętego Munga, ale trzeba było działać i nie można było sobie pozwolić na odpoczynek. Szczególnie że ludzie potrzebowali jej pomocy. Isu latała po całym budynku między oddziałami, bo nie było tylu uzdrowicieli, by ogarnąć dzisiejszy zamęt. Każdy wolny medyk wkładał ręce w kilka spraw i gdzie mógł to pomagał. Reszta pacjentów musiała niestety czekać, a wyjątkowa duchota panująca nie tylko na zewnątrz, ale również w środku jedynie sprawiała, że ta praca była jeszcze trudniejsza do zniesienia niż podczas wcześniejszych dni. Natura chyba się na nich uparła lub wystawiała na próbę, chociaż nawet ktoś taki jak Hariri, z pozoru wyrozumiała dla sił, które władały życiem, nie mogła nie przeklinać w myślach tego zawirowania, które nastało na korytarzach. Zupełnie jakby wszyscy nagle się uparli, by przyjść do szpitala, a przy okazji właśnie wtedy część uzdrowicieli miała urlop lub zwyczajnie postanowili się nie pojawić w pracy. Nawet personel pomocniczy nie starczał, by wszystkimi się zająć. Iseult miała sobie za złe, że nie mogła się rozdwoić i podejść do każdego, kto czekał na jakąś drobną pomoc. Niestety nie była w stanie, dlatego robiła co mogła, chociaż to nie starczało. Trzeba było się liczyć w tej pracy, że nie można było pomóc wszystkich. Nie oznaczało to jednak, że nie starała się tego osiągnąć.
Gdy największy kocioł już minął, Isu poszła na chwilę odpocząć i coś zjeść, ale zaraz przywołano ją na izbę przyjęć, by uzupełniła jakąś papierologię. Wywracając oczami, wstała i z wpół zjedzonym pączkiem w dłoni ruszyła przed siebie. Jednym machnięciem różdżki uzupełniła odpowiednie rubryczki i już chciała przechodzić dalej, gdy usłyszała damski głos, który najwyraźniej zwracał się właśnie do niej. Kobieta obróciła się, by stanąć twarzą w twarz z nieco bladą dziewczyną, która wcale nie wyglądała na zdrową. Hariri nie zdążyła zadać pytania, gdy spojrzała na napuchnięte okropnie ramię i otworzyła szeroko oczy oraz usta tworząc nimi małe o. Wepchnęła resztę pączka do ust, po czym wzięła pacjentkę za drugą rękę i poprowadziła do oddalonej nieco od harmideru ławki. Posadziła i kucnęła przed nią, obserwując uważnie zainfekowaną kończynę.
- No, no - wymruczała pod nosem. - Co ci się przydarzyło, kochanie? - spytała i w tym samym czasie machnęła różdżką, by rzucić jedno z zaklęć przeciwbólowych. Nie chciała, żeby dalsze działania i upływające minuty miały wpływ na pogorszenie stanu przybyłej pacjentki. Wydawało jej się, że było to jakieś ugryzienie. Nie pracowała na Oddziele Urazów Magizoologicznych, więc nie mogła stwierdzić dokładnie co to mogło być, ale z leczeniem tego nie powinno być problemu.


من بره هالله هالله ، ومن جوا يعلم اللهNie ludziom osądzać czyny innych, nie im potępiać, lecz bogom.
Iseult Hariri
Iseult Hariri
Zawód : uzdrowicielka na od. chorób wewnętrznych
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4860-idziemy-w-mase#105222 https://www.morsmordre.net/t4866-poczta-isu#105436 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f328-west-country-dolina-godryka-13 https://www.morsmordre.net/t4868-skrytka-bankowa-nr-1248#105446 https://www.morsmordre.net/t4867-iseult-asija-hariri#105437

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Izba przyjęć
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach