Wydarzenia


Ekipa forum
Primrose Hill
AutorWiadomość
Primrose Hill [odnośnik]11.04.16 16:08
First topic message reminder :

Primrose Hill

Najpiękniejsze miejsce w Północnym Londynie, idealne na piknik i chwilę wytchnienia. Wzgórze pozwala podziwiać widok centralnej części miasta, idealnie ukazując kontrast między hałasem, zgiełkiem i gonitwą za pieniądzem a leniwym odpoczynkiem urozmaiconym śpiewem ptaków oraz zapachem kwitnących bzów. Wiele osób przychodzi tu czytać książki, ćwiczyć czy spędzać czas z rodziną bądź współpracownikami na wspólnym posiłku. Dostęp Primrose Hill nie jest ograniczony, więc można tu przyjść o każdej godzinie i podziwiać jak słońce wita bądź żegna Londyn.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrose Hill - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Primrose Hill [odnośnik]09.02.18 11:31
Jocelyn nie wierzyła w przesądy i gusła, ale wiedziała, że w wielu przypadkach przeznaczenie jednostki determinowało coś zupełnie innego, bardziej namacalnego – schematy, konwenanse i powinności, widoczne szczególnie w wyższych warstwach społecznych, gdzie źle widziane było jakiekolwiek wyłamywanie się. Jako córka szlachcianki wiedziała o tym sporo i sama dawała się wdrażać w określone schematy i sposób myślenia, pozwalając, by to one decydowały o jej życiu. Nie była typem buntowniczki marzącej o niezależności, raczej dostosowywała się do wymagań, płynęła z prądem życia, w gruncie rzeczy z niego zadowolona, na tyle, by nie chcieć stracić tego co miała na rzecz ulotnych kaprysów. Każdy miał swoje określone miejsce w porządku rzeczy.
Josie była świadoma, że także może nosić w sobie uśpioną chorobę, która ujawniała się często dopiero w wieku dorosłym, więc nie znała dnia ani godziny, kiedy pojawią się pierwsze symptomy. Wciąż nie była bezpieczna, mogła jeszcze podzielić losy matki, i kto wie, może też miała stać się w przyszłości tak zgorzkniała i nieprzyjemna. Choroby genetyczne dotykały wielu potomków szlachetnych rodów, jej matka miała wyjątkowego pecha, że jej rodzina postanowiła ją dodatkowo pokarać gorszym zamążpójściem. Podczas dni, kiedy spędzała staż na oddziale chorób wewnętrznych, stykała się jednak z wieloma innymi przypadkami, choć to o Dotyku Meduzy bez wątpienia wiedziała najwięcej, od dziecka mogąc obserwować swoją matkę. I ją Thea starannie uczyła historii starych rodów, a także umiejętności zachowania na salonach, nic dziwnego, że Josie do tego środowiska w pewien sposób lgnęła, jednocześnie wiedząc, że nigdy nie będzie im równa, że zawsze będzie znajdować się o stopień niżej, jako czarownica o krwi czystej, ale ze skazą na rodowodzie, który nie znalazł się w skorowidzu czystości krwi. Musiała to zaakceptować, ale i tak miała łatwiej niż mężczyźni tacy jak Richard – przy odrobinie szczęścia mogła zostać żoną szlachcica i przyjąć lepsze (zdaniem matki) nazwisko, podczas gdy on nie miał szans na awans społeczny. Wiedziała o tym, bo jej brat, Thomas, był w takiej samej sytuacji, i matka zawsze dawała mu odczuć, że jest gorszym dzieckiem, bo on nigdy się nie wybije, na zawsze skazany na skalany rodowód, na nieszlachetne nazwisko. Całe nadzieje pokładała w córkach, bo dziewczęta mogła dobrze wydać, a syn już zawsze miał pozostać w tym samym miejscu – lub stoczyć się, jak często prorokowała, spoglądając z niechęcią na swojego pierworodnego. Któremu Josie nie pomogła i gdy zniknął, zaczęła żałować, że była tak obojętna i pozwalała matce traktować go gorzej.
- No cóż, chyba będę musiała się przyzwyczaić – powiedziała. Kto wie, być może gdyby byli sobie bliżsi wiekiem ich relacja wyglądałaby inaczej, nie musiałaby odczuwać pewnej niezręczności, niepewności w tym, jak w ogóle się do niego odnosić i jaki mieć do niego stosunek. Zwracanie się do niego po imieniu było nieco dziwne, ale mówienie „uzdrowicielu Sykes” także, byli poza pracą, w okolicznościach kiedy ich pozycja zawodowa odsuwała się na dalszy plan. Byli rodziną, daleką, ale zawsze – choć dzieliła ich duża różnica wieku i doświadczeń, Richard był starszy nawet od Toma, ale zarazem pamiętała go z dzieciństwa, choć wtedy z pewnością nie był nią zbyt zainteresowany, tak jak i ona nie była szczególnie zainteresowana małymi dziećmi, nie bardzo wiedząc, jak się z nimi obchodzić.
Ale ruszyła razem z nim, ciekawa, co miał do powiedzenia.
- Sama nie wiem. Nigdy nie uważałam się za prawdziwą artystkę, co najwyżej za pasjonatkę. Chciałam mieć odpowiednio kobiece hobby, które mogłoby złagodzić fakt, jakie zajęcie sobie wybrałam. Każda dobrze wychowana panna powinna w końcu być obeznana z jakąś sztuką, prawda? – Tak przynajmniej twierdziła jej matka, marząca o tym by córki zajmowały się czymś kobiecym, by mogły być atrakcyjne dla odpowiednich mężczyzn. – Zapewne by było. Dobrze mieć jakąś pasję poza pracą – rzekła; jej pasją poza pracą było właśnie malarstwo, rysunek i wizyty w artystycznych miejscach. – W ostatnich miesiącach nie miałam okazji bywać w teatrze, ale swego czasu odwiedzałam je regularnie, głównie z matką. – Thea nie była wierna tylko malarstwu, lubiła muskać świata wysokiej kultury, nawet jeśli jej nazwisko nie było już szlachetne, i nawet jeśli czuła głęboką zazdrość wobec tych, którzy nie zostali zepchnięci na margines wyższych sfer, wycofani ze sporych obszarów ich życia. Ale wstyd z powodu pogłębiającej się choroby też robił swoje i Thea wychodziła coraz rzadziej. – Chyba muszę zorientować się, co obecnie grają i też się tam wybrać – dodała. – Ostatnio naprawdę zbyt dużo czasu poświęcałam pracy i nauce, ale zbliżają się egzaminy po drugim roku kursu i pragnę zdać je jak najlepiej. Przede mną ostatni rok stażu ogólnego, po którym przyjdzie czas na wybór specjalizacji. – Ostatni rok, podczas którego będzie mogła zdecydować, co dalej.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Primrose Hill [odnośnik]24.02.18 20:22
Poprowadził Jocelyn dalej w górę, w kierunku wyniosłego na niewielką wysokość szczytu wzgórza, skąd roztaczał się widok na centrum Londynu. Szedł wolnym krokiem, nie zbaczając z kluczącej między ławeczkami i drzewami ścieżki, by plucha władająca od tygodni trawnikami, które powinny kwitnąć w czerwcowym słońcu nie zabrudziła rąbka sukni panny Vane. Nie byli w końcu w szpitalu, gdzie brud wydostający się z ludzkich ciał na większości oddziałów był na porządku dziennym, nie chronił ich immunitet uzdrowicielskich szat. Zbliżając się do zabytkowych budynków, przybytków kultury, gwiazd na architektonicznym firmamencie miasta, po którym mógłby być przewodnikiem od urodzenia mieszkając w Londynie, Josie zbliżała się także do swego naturalnego środowiska. Ugrzęzła między światami. Małżeństwo szlachcianki z dżentelmenem krwi nieco niższego statusu dla niego było po prostu upadkiem. Nikt nie miał złudzeń, że osiągnie naprawdę wiele, był bowiem skazany na konkurencję setek mężczyzn w tym samym położeniu. Nie miał szans na należenie do elitarnego grona, o tytule szlacheckim nadanym mu przez oficjeli państwowych za zasługi mógłby tylko marzyć, a nawet gdyby ożenił się z córką lub wnuczką nestora jednej z wpisanych do rejestru arystokratycznych rodzin, to ona dostałaby jego nazwisko, poza tym zaś nie miałby zbyt dobrej szansy na otrzymanie stosownego posagu bądź nawiązania przyjaznych relacji z rodziną żony. Arystokracja to zamknięty krąg, środowisko zbyt hermetyczne, by uchylać doń drzwi, a Richardowi z czasem przestało na tym zależeć. Z Jocelyn sprawa miała się jednak inaczej, skoro mogła przejąć rodowe miano męża, jej asymilacja wśród szlachty byłaby pełniejsza, jej dzieci miałyby już krew szlachecką i wszystkie inne zalety, jakie niesie za sobą rodowód czysty jak łza. I choć znał ją z miejsca, gdzie magiczna czystość krwi liczy się mniej niż osadzone na jej komórkach antygeny, był wciąż świadom, że to, co dla niego było brzemieniem, ale mógł bez żalu odrzucić rozwijając się zawodowo, na jej barkach spoczywało nadal.
- Z czasem zawód, który wybrałaś zacznie przynosić ci więcej satysfakcji niż obaw. – orzekł kolejny z banałów, jakimi karmi się młodych uzdrowicieli. Jocelyn być może miała potrzebne w tej pracy zacięcie, ambicję i umiejętności, ale kwestia satysfakcji, jaką będzie czerpać z przyjmowania pacjentów była wielką niewiadomą. Na przykładzie Richarda wyraźnie widać zresztą, że dla każdego uzdrowiciela źródło zadowolenia z pracy i sił na kolejny dzień w szpitalu jest zupełnie inne. – Niestety, trudno będzie ci pogodzić życie zawodowe z rodzinnym, ale dobre wykształcenie jest zawsze tylko dodatkową zaletą w wachlarzu, jakim dysponuje młoda dama.
Nauka nobilituje każdego, jak przekonany był Sykes. Skoro umysł ludzki był na świecie największą tajemnicą i najwspanialszym narzędziem, szlifowanie go tak, by osiągnął szczyt swoich możliwości było zajęciem bardzo szlachetnym, priorytetem w życiu, nawet gdyby Jocelyn miała potem porzucić pracę w zawodzie. Widząc, jak niewiele kobiet pracuje wraz z nim w szpitalu świętego Munga, Richard uważał to zresztą za lepsze rozwiązanie – mało kto nadawał się na uzdrowiciela, a kobiety nader często okazywały się zbyt słabe, by podołać trudnościom, jakie przychodzą potem, kiedy największym problemem jest już nie egzamin, a pacjent czekający na pomoc.
- Niewątpliwie, sztuka jest dziedziną, która w moim odczuciu zawsze lepiej pojmowana była przez kobiety. – przytaknął, mając na potwierdzenie swoich słów nie tylko konfuzję, z jaką często przypatrywał się obrazom lub wysłuchiwał jak piękne są poematy, które jemu zdawały się płaskie i żenująco wręcz nudne, ale także wiedzę, jak odmiennie od siebie funkcjonują rozumy obu płci. Wśród artystów zapamiętanych przez wieki było wielu wybitnych mężczyzn, sprawdzali się oni jednak znacznie lepiej w roli twórców niż odbiorców. – Uznajmy więc, że czas będzie najlepszym sędzią i to on zaliczy cię do grona prawdziwych artystów, tobie zostawiając przyjemność tworzenia. – uciął te wyścigi skromności na kolejnym zakręcie, by wreszcie znaleźli się na szczycie wzgórza. Jocelyn rozmawiała z nim bardzo sztywno, czemu nie mógł się dziwić. Był w końcu w pewnym sensie jej przełożonym i dzieliło ich wiele lat. Sam nie czuł się niezręcznie, jednak nie czuł potrzeby ułatwienia jej w żaden sposób prowadzenia z nim rozmowy. Młode damy uciśnięte surowymi zasadami jak gorsetem zawsze rozmawiały z mężczyznami w ten sam sposób – jakby były jednocześnie dziełem sztuki i marszandem, który za jedyny cel ma sprzedanie go.
- Na przyjemności przyjdzie jeszcze czas. – mówił zupełnie jakby w jej wieku nie był zagubionym wśród swych licznych powinności hedonistą. Jakby przeszłość, która doprowadziła go do stabilnej kariery i nauczyła zwalczać wszelkie sprzeczności pod maską neutralnych, opanowanych uczuć. Nie był jej opiekunem, ani starszym bratem, skąd więc ten protekcjonalny ton? Zarzucił prędko manierę moralisty, zadając w zamian pytanie dziewczynie:
- Podjęłaś już decyzję, na którym z oddziałów zechcesz pracować na stałe?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Primrose Hill [odnośnik]26.02.18 14:48
Nawet jej się tu podobało, choć była pewna, że to miejsce wyglądałoby dużo lepiej gdyby nie anomalie. Ale była spragniona świeżego powietrza i zwykłych, przyjemnych spacerów. Wraz z Richardem podążała ścieżką, uważając by nie pobrudzić sukni; buciki i tak nosiły już na sobie ślady ziemi.
Jocelyn rzeczywiście ugrzęzła między światami, nie będąc w pełni częścią żadnego z nich, ale jakoś musiała z tym żyć, próbując znaleźć swoje miejsce. Chciała poznać siebie, odkryć swoje prawdziwe pragnienia, ale jednocześnie zadowolić pragnienia matki, która, jak wciąż wierzyła, pragnęła dla niej jak najlepiej. Richard był w podobnym położeniu, choć jako mężczyzna mimo wszystko miał trudniej, ślub ze szlachcianką (uznaną przez swój ród za niepełnowartościową) nie mógł poprawić jego statusu. Tylko kobiety miały szanse na dostanie się do lepszych rodów, o czym doskonale wiedziała Thea, zawsze przedkładając córki ponad syna. Richard nigdy nie miał być jednym z nich, choć niewątpliwie miał szansę zostać kimś w obrębie swojej grupy społecznej, choć takich jak on było wielu, ale za kilka lat mogli o nim usłyszeć jako o znakomitym i szanowanym uzdrowicielu. Josie też nie miała żadnej gwarancji, że się wybije nawet mimo usilnych starań Thei, która być może będzie musiała zaakceptować porażkę i zadowolić się zięciem krwi tylko czystej. Rozrzedzanie krwi nie wchodziło w grę.
- Mam nadzieję – rzekła, wiedząc że mimo wszystko był to zawód który nie działał na jej korzyść, nie jeśli chodziło o jej potencjalne szanse na szlachetne zamążpójście, bo może właśnie uzdrowicielstwo miało być gwoździem do trumny dla marzeń Thei. – Choć obawiam się, że dla bardziej... staroświeckich kręgów niekoniecznie będzie to atutem. Pracujące kobiety dla wielu wciąż budzą kontrowersje. – Wiedziała, że jest to zajęcie czasochłonne, już odczuwała niedosyt wolnego czasu. A jej ojciec z czterdziestoletnim stażem większość czasu spędzał w pracy, choć Josie nie zamierzała oddawać się temu aż tak ofiarnie, była przecież kobietą, i to rozsądną, znającą swoje miejsce kobietą a nie szaloną feministką. Nie odnajdywała też ciągot do jakże idealistycznego i altruistycznego umartwiania się dla innych bez względu na ich krew, ale wypełniała obowiązki (nie wykraczając idealistycznie ponad kompetencje i nie wierząc w równość) i z zapałem poszerzała niezwykle interesującą wiedzę anatomiczną. – Pewnie to kwestia przyzwyczajenia i doświadczeń. Po wielu lat pracy pewnie wszystko wygląda inaczej, prawda? – spojrzała na niego z ciekawością. – Specjalizacja magipsychiatryczna musi być bardzo ciekawa. I jeśli mogę zapytać: skąd właśnie taki wybór? Proszę wybaczyć, po prostu mnie to zaintrygowało.
Może jednak powinna pomyśleć o takiej specjalizacji zamiast pozaklęciowej? Może to byłoby bardziej kobiece i subtelne, nie wymagające babrania się w krwi i ranach? Analizowanie ludzkich umysłów i zachowań musiało być pasjonujące, choć panowanie nad szaleńcami demolującymi swoje sale już nieco mniej, a i tacy się zdarzali, praca na trzecim piętrze nie zawsze polegała tylko na rozmowach o problemach natury psychicznej.
- Często tak jest, choć wielu znanych artystów, jeśli nie większość, było mężczyznami. Choć i tak jakoś utarło się, że sztuka to przede wszystkim domena kobiet i jest bardzo dobrze widziana wśród młodych panien. – Josie wiedziała, że młode szlachcianki oraz panny w lepszych rodzinach czystej krwi były nauczane umiejętności artystycznych. – Zapewne tak będzie w przypadku większości współczesnych artystów. Wielu z tych minionych zostało docenionych dopiero lata po swojej śmierci – przyznała, a po chwili dotarli do szczytu wzgórza, skąd rozciągał się malowniczy widok na Londyn. O ile Londyn mógł być malowniczy, jak dla Josie zbyt wiele było wysokich mugolskich molochów i wolała bardziej sielskie krajobrazy.
Rozmawiali nieco sztywno, bo mimo dalekiego pokrewieństwa była między nimi duża różnica wieku, i choć Josie z racji tegoż pokrewieństwa darowała sobie sztywne, oficjalne formy, nie potrafiła mówić do niego jak do kogoś sobie równego i mimowolnie budowała pewien dystans, okazując mu szacunek należny komuś starszemu i bardziej doświadczonemu. Musiałoby minąć trochę czasu i więcej takich nieformalnych spotkań, by coś się w tym względzie zmieniło.
- Na ten moment myślałam o oddziale urazów pozaklęciowych, ale to nie jest nic całkowicie pewnego. Wciąż jeszcze myślę, próbuję różnych rzeczy i staram się odnaleźć najlepszy dla siebie wybór – powiedziała. – Na samym początku myślałam o oddziale chorób wewnętrznych. – To z powodu Thei i mimowolnej chęci dowiedzenia się jak najwięcej o jej chorobie, którą potencjalnie sama mogła być obciążona. Ale potem z tego samego powodu zniechęciła się do tego pomysłu, obawiając się sprowadzania relacji z matką do relacji uzdrowiciel-pacjent. – Ale nie jestem pewna, czy to był najlepszy pomysł. Dlatego potem narodziła się w mojej głowie myśl o oddziale urazów pozaklęciowych, bo w Hogwarcie zawsze lubiłam zaklęcia, a to, jak działają, też jest na swój sposób fascynujące.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Primrose Hill [odnośnik]28.03.18 0:44
Z anomaliami Richard miał do czynienia na co dzień. W perfekcyjnie zwyczajnych rozmowach i widokach dopatrywał się anormalnych cech, na przestrzeni lat nie udało mu się nawet uniknąć oceny potencjalnych aberracji własnego ducha i umysłu. Mogło mu się wydawać, że jest przygotowany na wszystko, lecz to, co zaczęło dziać się z nadejściem maja przekraczało nawet szerokie horyzonty normalności, które zakroił hojnie swoim spaczonym pojmowaniem psychiatry. Słusznym było podejrzenie, że częściej, niż przedstawiciele innych zawodów musi kwestionować koncept normalności. Majowe anomalie nie zmusiły go do tego po raz kolejny. Ze spokojem przyjmował załamania pogody, irytował się jak każdy, gdy magia przedtem posłuszna wymykała się spod jego kontroli, ale mimo reagowania na wszystko w wyważony sposób, przepełniało go przekonanie, że nie może już tak zostać. Zdarzenia, zachwiania magii, nawet powietrze, którym oddychał zdawało się zaprzeczać każdej definicji normalności, jaką dotąd poznał.
- Nie wszystkie poglądy powtarzane w arystokratycznych kręgach rzeczywiście zasługują, by dalej im hołdować. – nawet odjąwszy anomalie od równania nieporządku w świecie, wiele rzeczy musiał już włączyć w ostateczne pojęcie normalności. Zaakceptował niezrozumiałą przez długi czas potrzebę kobiet, by dołączyć do mężczyzn w szeregach ludzi pracujących na utrzymanie własne rodziny. Przypatrywał się, jak coraz więcej z nich podejmowało pracę w sklepach i urzędach, aż wreszcie zaczęły także dołączać do personelu Munga. O ile w charakterze pielęgniarek kobiety były mile widziane przez Richarda nawet na jego oddziale (w jego własnej opinii – najbardziej wymagającym w całym szpitalu), o tyle uzdrowicielki…
- Uzdrowiciele na oddziale chorób wewnętrznych, jak często się o nich mówi, muszą posiadać najbardziej rozległą wiedzę. Choć przyznanie racji tym, którzy szerzą to zdanie, byłoby umniejszeniem dla pozostałych uzdrowicieli, to szerokość zakresu, w jakim muszą pomagać swoim pacjentom każe podejrzewać, że jest w nim ziarno prawdy. – chociaż sam był wolny od wątpliwości, gdy przyszło do wyboru specjalizacji, wielu stażystów prosiło go już o radę, więc siłą rzeczy – chcąc utrzymać ich zaufanie i swój autorytet w ich gronie – dokonał analizy większości specjalności dostępnych magicznym uzdrowicielom. Nie robił tego z ciekawości, ani nawet z potrzeby niesienia pomocy zagubionej na życiowych skrzyżowaniach młodzieży. – Z kolei ci pracujący przy urazach pozaklęciowych muszą wykazywać się refleksem, opanowaniem, wielkim talentem magicznym. Dokonujesz trudnych wyborów, Jocelyn. Ambitnych, lecz bardzo trudnych bez wątpienia. – pytanie, co ją ku nich kierowało, nasunęło się mu z brzydkiego zawodowego przyzwyczajenia. Czyżby chciała zaimponować patologicznie wymagającej matce, jednocześnie sprzeciwiając się jej tak dalece, jak to możliwe bez narażania swojej reputacji na szwank? Szukała wsparcia u ojca idąc z uporem w jego ślady? Przygotowywała się do dźwigania ciężaru choroby genetycznej, jaki spoczywał na nadchodzących pokoleniach rodziny Vane’ów? Wszystkie opcje zdawały mu się jak dotąd równie prawdopodobne, porzucił więc te rozmyślania po chwili niezwieńczonej żadną konkluzją.
- ”Ciekawa” to najwspanialszy z wytrychów słownych, jakie poznał dotąd język angielski. – osądził przed odpowiedzeniem na jej pytanie. Jocelyn, wygłaszając tę uwagę, była oczywiście ze wszech miar poprawna, Richard jednak nawet utrzymując przed twarzą maskę dżentelmena nader szybko męczył się poprawnością. – Przy czym jednak pozostaje trafnym określeniem mojej specjalizacji. Jest w badaniu właściwości umysłu coś, co nawet laikom każe zadawać o nie pytania. – nieraz proszono go, i to w różnych towarzystwach, by je zabawiał uproszczoną i dramatyczną interpretacją psychoanalizy. Uśmiechnął się nieznacznie, po części do własnych wspomnień, a po części do rozbrajająco uprzejmej panienki Vane. – Nie musisz prosić o wybaczenie, uznaję twoją ciekawość za… naukową, powiedzmy. W chwili dokonywania wyboru specjalizacji to psychiatria oferowała mi najwięcej. Komfort i prestiż pracy przede wszystkim. Ten i wiele innych poglądów na temat tego działu medycyny uległy szybko przekształceniu przez rzeczywistość, jak, nie wątpię, będzie i w twoim przypadku.
Rozmawiając z Jocelyn nie zatrzymał się ani na chwilę. Chodził ścieżkami Primrose Hill na pamięć, by wreszcie trafić z powrotem do ławeczki, którą stażystka zajmowała przedtem. Dla własnej wygody uznając, że pora w tym punkcie zakończyć tę dziwną rozmowę, uwolnił jej rękę od swego ramienia.
- Tym niemniej nie żałuję swojego wyboru i mam nadzieję, że ty również nie będziesz musiała.
Kłamał, mówiąc jednocześnie najszczerszą prawdę. Podjąwszy już w przypływie wielkiego entuzjazmu wybór, nie zliczyłby nocy spędzonych na wyklinaniu samego siebie za trwanie w męczarniach specjalizacji. Nie opanował napadów panicznego strachu o swój stan psychiczny, nie budził się co rano z uśmiechem na myśl o dniu wśród pacjentów i innych uzdrowicieli, których kolegami mógłby nazwać tylko w przypływie dobrego humoru.
- Chciałbym teraz pozwolić ci wrócić do rysunku. Zabrać ci jeszcze więcej z wolnego popołudnia i ładnej pogody byłoby zbrodnią, choć za takie przewinienie zniósłbym każdą karę. – o ile Sykes zwyczajnie się znudził, podejrzewał, że Jocelyn z ulgą przyjmie jego odejście. – Do widzenia zatem, Jocelyn. Z pewnością zobaczymy się niedługo w pracy.

Richard z tematu
Gość
Anonymous
Gość
Re: Primrose Hill [odnośnik]30.03.18 0:30
Może miał trochę racji. Może nie wszystkim poglądom należało hołdować, w końcu czasy się zmieniały. Coraz więcej kobiet porzucało domowe pielesze, by realizować się i rozwijać na innych polach niż tylko małżeństwo i dzieci. Josie trochę trudno było sobie to wyobrazić, jako że jej sytuacja rodzinna nie była do końca typowa i trudno było mówić o zdrowych relacjach na linii matka-dzieci, biorąc pod uwagę, jaka była Thea Vane. W mniemaniu Josie to wciąż mężczyzna powinien podejmować główny ciężar utrzymania rodziny (jak robił to jej ojciec, utrzymując dzieci i swoją próżną żonę), a sama na staż poszła nie z pilnych potrzeb finansowych czy chęci zbawiania świata, a z ambicji i głodu wiedzy. Może rzeczywiście było coś trafnego w tych przypuszczeniach Richarda, których jednak nie była świadoma. Może, pomijając te ambicje i chęć poszerzenia horyzontów, rzeczywiście na swój sposób szukała prestiżu, próbowała pójść śladami ojca i zadowolić matkę, jednocześnie podświadomie próbując się jej zbuntować i zachować choć częściową kontrolę nad swoim życiem i wyborami? A może po prostu faktycznie chciała przygotować się do tego, że matka w nadchodzącej przyszłości umrze i że ona i jej rodzeństwo też mogą się okazać chorzy? Czasem sama zastanawiała się, jakie idee najmocniej jej przyświecały, kiedy podejmowała taki wybór.
- Może i tak, ale wielu wciąż będzie uparcie przy nich trwać. Jak moja matka... – wspomniała, zerkając gdzieś w bok.
Thea nie była zadowolona z jej pracy. Bała się, że przez to Josie nie znajdzie dobrego narzeczonego.
- Każda specjalizacja jest na swój sposób wymagająca – zauważyła. Josie raczej w przedbiegach odrzuciła te wymagające ponadprzeciętnej wiedzy z eliksirów, bo nigdy nie radziła sobie z tą dziedziną najlepiej. – Zdaję sobie sprawę, że za rok będę mieć trudny wybór, kiedy trzeba będzie jednoznacznie się określić.
Musiała się na to dobrze przygotować i wykorzystać ten czas, który jeszcze miała.
- Na pewno jest dość złożona i niejednoznaczna. Nigdy nie wiadomo, na kogo się natrafi na tym piętrze, więc każdy dzień to nowe wyzwania, nad którymi można rozmyślać, próbując dotrzeć do sedna problemu – odezwała się. O ile choroby ciała w wielu przypadkach dało się jakoś wytłumaczyć, tak to, co działo się z umysłem, było dużo bardziej enigmatyczne i zawiłe, często niejednoznaczne. Nawet uzdrowiciele wciąż nie znali wszystkich tajemnic ludzkiego umysłu i psychiki.
Skinęła lekko głową, gdy odpowiedział na jej pytanie. Była po prostu ciekawa, jak to z nim było. Teraz zbliżał się czas, kiedy pewnie wielu znanym sobie uzdrowicielom zada podobne pytanie, przynajmniej tym, z którymi miała więcej do czynienia. Chciała poznać różne opinie, zanim podejmie własną decyzję.
Niedługo później dotarli znów do ławeczki, na której malowała, zanim pojawił się Richard.
- Też mam nadzieję, że nie pożałuję – rzekła, kiedy puścił jej ramię. Nie dociekała, ile prawdy było w jego słowach, nie znała go aż tak blisko, by to wiedzieć. Różnica wieku mimo wszystko nie ułatwiała zawierania bliższych znajomości, a jej stosunek do niego również nie był całkowicie jednoznaczny.
- Dziękuję za to spotkanie i rozmowę. Do widzenia – powiedziała w ramach pożegnania. Odprowadziła go wzrokiem, ale już nie wróciła do szkicowania. Przysiadła na ławce jeszcze na kilka chwil, oddając się rozmyślaniom, po czym znalazła ustronne miejsce do teleportacji i zniknęła, wracając do domu.

| zt.



Zamknięci w ramach schematówPamiętajmy, by nie zgubić siebie.

Jocelyn Vane
Jocelyn Vane
Zawód : Stażystka uzdrowicielstwa
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
,,,
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4647-jocelyn-vane https://www.morsmordre.net/t4674-poczta-jocelyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f316-maxwell-lane-84 https://www.morsmordre.net/t4747-skrytka-bankowa-nr-1200 https://www.morsmordre.net/t4675-jocelyn-vane
Re: Primrose Hill [odnośnik]10.04.18 21:35
25 czerwca, poniedziałek

Papierkowa robota, której nikt nie znosi po raz kolejny spadła na moje barki. No tak, wszakże jestem świeżo upieczonym aurorem, także starsi stażem koledzy i koleżanki zawsze wolą dać najgorszą robotę świeżakowi. Ale całkowicie mi to nie przeszkadza, lubię się z pergaminami, kałamarzem oraz gęsim piórem. Nie przeczę, że wolałabym w tym momencie być w terenie z kimkolwiek i pomóc mu w odnalezieniu kolejnego jakże ważnego tropu, który tylko nas zbliży do odnalezienia kolejnego czarnoksiężnika.
Nie bądź śmieszna Moody, kolejnego? Przecież nie złapałaś własnoręcznie sama albo jeszcze z czyjąś pomocą ani jednego czarnoksiężnika!
No tak, ten mój wewnętrzny głos rozsądku ma rację. I w tym właśnie momencie, moje wewnętrzne spekulacje przerywa przeraźliwy huk. Odskoczyłam szybko z krzesła, na którym siedziałam i wylałam zawartość kałamarzu na leżący pergamin. Pięknie, trzeba będzie wszystko przepisywać. Ale nie tylko rozlany atrament był niepokojący. Na czarnej plamie pojawiają się jakieś drobiny, które spadają z sufitu. Tynk sypie się prosto na ziemię. Zmarszczyłam brwi po czym szybko wyciągnęłam swoją różdżkę z kieszeni i przybrałam pozycję defensywną uważnie rozglądając się po pomieszczeniu, kiedy naglę słyszę koszmarny i przeraliwy krzyk. Szybko i zwinnie obracam się i biegnę w stronę drzwi udając się prosto na korytarz. Wszędzie pełno dymu, którym kilkakrotnie się zaciągam i czuję uciążliwy dyskomfort w płucach, ale nie tylko. Drapie mnie gardło i zaczynam kaszleć.
Niedobrze, myślę sobie po czym zaczynam biec w kierunku wyjścia. A to nie łatwe zadanie, bo dym jest naprawdę gęsty i intensywny.
Biegnąc wzdłuż korytarza myślę szybko, co się mogło wydarzyć? Przebiegłam niewielki dystans z różdżką w ręku, drugą ręką staram się zakrywać twarz, żeby jak najmniej przyjąć do płuc tego ciężkiego dymu. Kaszel wymyk się spod kontroli, nie potrafię nad nim zapanować. Dobiegam do korytarza, w którym znajduje się kilka osób rannych, słyszę krzyki. Przeraźliwe krzyki, że aż dotknęło mnie uczucie strachu. A ten strach nasila się kiedy tynk zaczyna całkowicie odpadać z sufitu, podłoga zaczyna się zapadać.
Co robić, pomóc rannym? Czy biec w kierunku wyjścia?
Podejmuję ryzyko chcąc pomóc rannym czarodziejom, biegnę w ich stronę i mrużę oczy, bo ciężko jest cokolwiek dostrzec przez ten gęsty szary dym. Zaczynam dostrzegać ciała. Martwe i zimne ciała czarodziejów. Jestem przerażona, zaciskam w dłoni coraz mocniej różdżkę w obawie, jakby miała mi za chwilę wypaść z rąk. Udaje mi się podciągnąć na nogi dwójkę nieznanych mi czarodziejów i zaczynamy biec razem w kierunku wyjścia. Nie oglądałam się już, za sobą zostawiłam ciała martwych osób. Czułam się jak w piekle, było potwornie gorąco, starałam się jedną ręką co chwila zakrywać nos i usta, ale nie było to już w ogóle skuteczne. Kaszel był nieustający, coraz bardziej intensywny i drapiący w gardło, mimo wszytko rozglądam się to na boki to w górę. I całe szczęście, że spojrzałam w górę, bo w tym właśnie momencie zauważyłam jak odrywa się ogromny, sufitowy żyrandol i leci prosto na mnie i jeszcze na dwójkę czarodziei, których biegli tuz obok mnie. Miałam dosłownie ułamki sekund, żeby zareagować, dlatego też rzucam się w długą na ziemię chcąc chociaż w minimalny sposób uratować się przed spadającą sufitową, ogromną lampą. I nagle poczułam ten straszny ból...
Ból był tak przeraźliwy, koszmarny wręcz, że zakręciło mi się w głowie jeszcze bardziej. Nie mogłam się podnieść. Część metalowego żyrandola przejechała wzdłuż całej mojej prawej nogi, praktycznie od pasa po kostkę. W szoku wypuściłam różdżkę z rąk podczas upadku.
Moody bierz się w garść! Podnieś się! Kazałam sobie w głowie. Wyciągnęłam rękę po upuszczoną różdżkę i podniosłam resztkami sił.
Wyjście już jest niedaleko, pomyślałam sobie po czym obejrzałam się za siebie i zobaczyłam martwych towarzyszy, którzy dosłownie przed chwilą biegli razem ze mną. Zakręciło mi się w głowie. Moja wewnętrzna determinacja nie pomagała. Nie mogłam się podnieść. Czuję, że nie mam już sił, powieki mam ciężkie i tracę ostrość wzroku.
I poczułam coś. Ktoś mnie szarpnął za ramię i postawił z trudem na równe nogi. Towarzyszy mi przy tym ogromny ból, ledwo przebieram nogami, ale staram się jak najszybciej wydostać z Ministerstwa.
Udało się. Wydostaliśmy się. Świeże powietrze było jak ambrozja. Łapczywie łapałam kolejne porcje świeżego powietrza wciąż próbując się utrzymać na nogach o czym padam na ziemię.
A wszystko wokół mnie ciągle wiruje.

Obrażenia: obficie krwawiąca lewa noga (-35, szarpane), lekkie zaczadzenie (-10, duszenie się), zawroty głowy (-10, psychiczne).
PŻ: 236 - 35 - 10 -10= 181


[bylobrzydkobedzieladnie]
Gość
Anonymous
Gość
Re: Primrose Hill [odnośnik]11.04.18 0:48
Drugi kwartał okazał się trudny. Szalejące anomalie zachwiały całym Mungiem. Do gabinetu ordynatora nieustannie napływało morze zgłoszeń dotyczących braków w podstawowym zaopatrzeniu każdej sali takim jak chociażby czyste prześcieradła. Nie wspominając nawet o medykamentach. To wszystko wymagało uzupełnień. Tam gdzie w tej sztuce napotykał ścianę jako ordynator oddziału, rozpoczynał negocjacje jako Carrow, a wszystko po to by ułatwić życia uzdrowicielom, którzy i tak w tym momencie wychodzili z siebie by sprostać oczekiwaniom. Nigdy nie przypuszczał, że obierając ścieżkę uzdrowiciela, będzie zmuszony sięgać stać po salonowe zagrywki, stosować wyrafinowaną sztukę negocjacji stając się jednocześnie rachmistrzem, zaopatrzeniowcem i skrybą. Dobrze byłoby przy tym cierpieć bezsenność.
Odchylił się mocniej w krześle łapiąc oddech, chwile po tym jak sporządził kolejny tego wieczora list. Wyjrzał za okno. Dzień chylił się ku końcowi. Nie czuł jednak potrzeby jak najszybszego powrotu do Sandal. Wręcz przeciwnie. Być może z tego tez powodu trochę demonizował obecną sytuacje swojego oddziału? Taka tez myśl zaroiła mu się w głowie, chwilę później drzwi do jego gabinetu otworzyły się z hukiem, a stał w nich zziajany pielęgniarz. W jego oczach Carrow dostrzegł coś co mówiło, że sprawa jest poważna. Nie było czasu do stracenia.
Jak do tego doszło, że w jednej chwili w której wraz z grupą uzdrowicieli pojawił się w tym pogrążonym ogniem i tragedią świecie poczuł się, jak gdyby nic się w przeciągu tych wszystkich lat nie zmieniło. Okrutne déjà vu. To wszystko już było, to wszystko już widział. Oczami młodymi, wtedy jeszcze nie tak rozumnymi, lecz nie mogącymi zapomnieć. Zupełnie jakby ponownie miał zbierać żniwo wojny. Czyżby przyłożył do tego dłoń? Tą samą, która w tym momencie nie drżała pomimo świadomości iż do jego nozdrzy dobiega zapach palonego ludzkiego mięsa, a z nie tak odległej dali do uszu przemykał przeszywający skowyt bólu. Zapadł się w sobie. Głęboko, ciągnąc za sobą, do wnętrza, tą namiastkę człowieczeństwa, którą potrzebował ochronić dla niej. Pozostawiając swe ciało w szponach człowieka, który widział to wszystko, trzymał różdżkę pewnie i po prostu wiedział co powinien. Ta zimna krew była potrzebna by utrzymać w użyteczności młodszych, towarzyszących mu uzdrowicieli, którzy musieli wiedzieć, że panuje nad sytuacją. Utrzymanie ich morali w ryzach zależało od tego jak wiele istnień dzisiejszej nocy przyjdzie im uratować. Był to priorytet. Kierował nimi w tym chaosie nadzorując cała akcję swojej grupy. Starał się trzymać z dala od ognia chociaż to niekoniecznie współgrało z potrzebą znajdowania się w pobliżu rannych. To drugie było jednak istotniejsze i dzięki temu znalazł młodą kursantkę. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to rana, a w uszy - to świszczący urywany oddech.
- Anapneo - poruszył różdżką kierując je na płuca, jednocześnie przyłożył drugą dłoń do jej ramienia przyciskając do ziemi na wypadek gdy w pewnym odruchu próbowała się zerwać do pół siadu. Nie wiedział w jakim jest stanie, nie chciał by zrobiła sobie niepotrzebnie jakiejś dodatkowej krzywdy - Powoli. Wdech, wydech, wdech.. - instruował, nakazywał, chcąc wymusić na niej pewien rytm. Traciła krew, potrzebował więc wyrównać w miarę możliwości tętno, co było trudne biorąc pod uwagę, że adrenalina w takich okolicznościach robiła swoje. Nie zwalniał naporu na jej bark - W ministerstwie wybuchł pożar, przeżyłaś, nic ci nie grozi. Jesteś w stanie poruszyć nogą, masz w niej czucie? - zadawał rzeczowe pytania takim samym tonem. Badał jednocześnie jej reakcje próbując ustalić jak głębokim szoku jest lub nie jest.
Adrien Carrow
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1209-adrien-carrow-budowa https://www.morsmordre.net/t1234-adrien-carrow https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t3097-skrytka-bankowa-nr-357#50695 https://www.morsmordre.net/t1239-adrien-carrow
Re: Primrose Hill [odnośnik]11.04.18 0:48
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 1

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Primrose Hill - Page 4 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrose Hill - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Primrose Hill [odnośnik]11.04.18 23:30
Zaklęcie Adriena niestety się nie udało. Z jego różdżki wydostał się jedynie delikatny wietrzyk, który zdawał się wiać od strony płonącego Ministerstwa. Coraz mocniej i mocniej aż wreszcie przygnał ze sobą małą iskierkę. Ta w ciągu kilku sekund urosła w ognistego jednorożca, który gdy tylko was zauważył, zaszarżował biorąc was na cel swojego płonącego rogu. Na szczęście pozostawał jedynie iskierką zaklęcia i nie mógł utrzymać się zbyt długo.

|Interwencja Mistrza Gry spowodowana jest wyrzuconą krytyczną porażką i nie będzie kontynuowana (chyba że pojawi się taka potrzeba).

ST uniknięcia jednorożca wynosi 60, chroni przed nim także zaklęcie protego (zgodnie z opisem, zwykłe protego ochroni tylko jedną osobę).
Jeśli któremuś z was nie uda się uniknąć bądź obronić, otrzymuje obrażenia w wysokości 15 punktów żywotności jako poparzenia.
Niezależnie od powodzenia bądź nie, jednorożec zniknie po swoim ataku.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrose Hill - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Primrose Hill [odnośnik]16.04.18 18:20
Wszystko było rozmazane, serce waliło mi jak szalone, a moje ciało wylądowało na zimnym, twardym i nierównym podłożu. Ciężko było mi złapać oddech, kiedy nagle niewyraźnie pojawił się przede ną zarys jakiejś postaci. Z ogromnym trudem starałam się wyostrzyć wzrok tym bardziej, że mój oddech był coraz płytszy i nie mogła złapać równego tempa oddechu.
Wpadłam w panikę, nie wiedziałam kim jest postać, która teraz nachyla się nade mną. Moje gardło samo wydawało z siebie nieprzyjemny i drapiący kaszel.
Spokojnie, powtarzałam sobie.
Oddychaj głęboko, motywowałam się, ale serce waliło mi tak, że ledwo słyszałam własne myśli.
Mój wzrok w miarę szybko zaczął łapać ostrość i zaczynałam dostrzegać postać starszego mężczyzny, który zainteresował się jej ranami i wyglądał na taką osobę, która znała się na rzeczy. Ból sprawiał takie poczucie dyskomfortu, ale i tak ścisnęłam różdżkę, którą trzymałam dłoni znacznie mocniej jako odruch obronny.
W uszach już nie huczało i docierały już do mnie odgłosy otoczenia. Nieznany mi mężczyzna zaczął przybierać kształtów w mojej głowie. Widzę jak porusza ustami. Mówi coś do mnie. Po sekundowym opóźnieniu słyszę jak wypowiada zaklęcie.
Chce mi pomóc, myślałam sobie, po czym rozluźniłam uścisk, w którym zaciskałam kurczowo różdżkę.
Powinnam móc w końcu swobodnie zaczerpnąć powietrza, jednak nic się nie stało. Zklęcie nie przyniosło, żadnego efektu, a przynajmniej tak mi się wydawało. Zmarszczyłam brwi i wyostrzyłam wzrok. Zauważyłam niewielką iskierkę, tak piękną i świetlistą, któa po chwili zmieniła postać w pędzącego ku nam ognistego jednorożca.
Co u diabła…
- Protego Maxima! - ponownie zacisnęłam różdżkę i lekko machnęłam nią na ile pozwalały mi siły. W gardle tak mi zaschło i tak drapało, że ledwo słyszalny był mój cichy krzyk wypowiadanego zaklęcia. Podniosłam się w górę pry czym wylądowałam w pozycji półsiedzącej. Różdżka skierowana w obronie czarodzieja, który chciał mi pomóc.
Serce wciąż łomotało w klatce piersiowej jak szalone, ale dzięki chwilom spędzonym na świeżym powietrzu pozwoliła na swobodniejsze oddychanie.


Ostatnio zmieniony przez Louise Moody dnia 07.05.18 11:17, w całości zmieniany 1 raz
Gość
Anonymous
Gość
Re: Primrose Hill [odnośnik]16.04.18 18:20
The member 'Louise Moody' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 58

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Primrose Hill - Page 4 Ak2Kizx
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrose Hill - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Primrose Hill [odnośnik]25.04.18 20:16
Metodycznym, medycznym okiem oblókł ciało kobiety. Poszarzałe od kurzu, zapylone ubranie zostało poszarpane przez co większe odłamki gruzu. odsłaniały poranioną, ponacinana i przypalona skórę. Była bardzo młoda, prawdopodobnie młodsza od jego własnej córki. Być może nie było to odpowiednie, jednak teraz, pochylając się nad ofiarą tragedii cieszył się, że Inara jest bezpieczna. Chłód bliźniaczego kryształu opierającego się na piersi stanowił w tym momencie fundament tak bardzo potrzebnego mu opanowania.
- Jestem uzdrowicielem ze świętego munga, pomogę ci, spokojnie - starał się ją uspokoić, widząc jej oszołomiona i zdezorientowana. Nie przeszkadzało mu powtarzanie podobnej mantry. Być może w podobnym chaosie było to płonne, jednak, jeżeli istniała szansa (a istniała) na to, że zwykłe słowo zasieje w niej iskrę spokoju; wiary, że to wszystko się skończy, a jej uda się wyjść z tego cało - nie zamierzał zaprzestawać. Widział, że ma problemy z zaczerpnięciem świeżego powietrza, nie chciał by ten stan pogłębiała.
Przyklęknął przy niej, szorując połami ratowniczej szaty po resztkach Ministerstwa. Nie wyróżniał się w niej nijak od kilkudziesięciu innych ratowników krzątających się po rumowisku, nie ważny był status krwi, stanowisko - dziś krew wszystkich była jednakowej barwy. Dlaczego jednak tak było jedynie w obliczu tragedii...?
Carrow poruszył różdżką chcąc wywołać proste zaklęcie lecznicze, które jednak w znaczący sposób miało pomóc czarownicy. Coś jednak poszło nie tak, jak miało. Czy to aura anomalii, czy też moc pochłaniającego ministerstwo magicznego ognia - z krańca różdżki uzdrowiciela wysunęła się nitka wiatru która posunęła w stronę ognia wywabiając z niej ogniste stworzenie - jednorożca. Czy to rdzeń różdżki Adriena przywołał tą magię?
Płomienna, majestatyczna kreatura poruszyła się niespokojnie. Oderwała się od płomieni i niespodziewanie zaszarżowała na nich. Wszystko trwało sekundy. Ranna poruszyła różdżką. Wywołana przez nią tarcza zaczęła się krystalizować przed nią krystalizować. Zaklęcie to było za słabe by móc objąć Carrowa swoim zasięgiem. Ten jednak nie zamierzał stać w miejscu i czekać na płomienną zjawę.
- Protego!

Adrien Carrow
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1209-adrien-carrow-budowa https://www.morsmordre.net/t1234-adrien-carrow https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t3097-skrytka-bankowa-nr-357#50695 https://www.morsmordre.net/t1239-adrien-carrow
Re: Primrose Hill [odnośnik]25.04.18 20:16
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 26

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Primrose Hill - Page 4 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrose Hill - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Primrose Hill [odnośnik]07.05.18 11:29
Moje zaklęcie obronne nie zadziałało. Czułam jak moja magia słabnie co niepokoiło mnie coraz bardziej. Anomalie jakie towarzyszą moim zaklęciom są niepokojące. Jak mam być aurorem i ścigać czarnoksiężników, skoro moje zaklęcia są nieskuteczne? Ognista poświata poszarżowała ku mnie i dodatkowo osłabiła mój stan. Nie miałam siły się podnieść, ale wciąż powtarzałam sobie oddychaj głęboko. Lou, wyjdziesz z tego.
Świadomość że jest przy mnie ktoś kto może mi pomóc niewątpliwie uspokajała mnie z każdą kolejną minutą. Kiedy dotarły do mnie słowa nieznajomego, że jest uzdrowicielem z Munga byłam jeszcze bardziej spokojna. Rozglądałam się wokół, to w prawo, to w lewo wypatrując kolejnego zagrożenia. W powietrzu wciąż było czuć nieprzyjemną woń siarki i spalenizny. Gardło już drapało mniej, także bolący kaszel się uspokoił. Wszystko wskazywało na to, że już po wszystkim. Najprawdopodobniej już nic nam nie grozi. Wzięłam kilka głębokich wdechów i zaczęłam swobodniej łapać powietrze w płuca.
- Pożar? - dopiero do mnie zaczynało docierać co się przed chwilą wydarzyło. Wcześniej miałam wrażenie, że trwało to tak długo, a jednak w całym tym zgiełku miałam wrażenie, że szybko wydostałam się z Ministerstwa. W głowie pojawiał się co chwila obraz ciał poległych w pożarze - Co się stało? Jak to się stało? Gdzie są pozostali? Gdzie ja jestem? - majaczyłam przez chwilę, próbowałam uporządkować wszystkie myśli, które wirowały w mojej głowie. Szukałam odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, chociaż liczyłam się z tym, że nie otrzymam ich tak szybko jak bym chciała.
- Dziękuję - wydusiłam z siebie po chwili, chociaż wciąż nie czułam się zbyt dobrze i towarzyszyły mi zawroty głowy. Trochę wciągnęłam w swoje płuca ciężkiego dymu, który z pewnością przyczynił się do tej karuzeli w środku mojej głowy. Czułam, ze mój stan zdrowia nie jest najlepszy, jak również dokuczał mi ogromny ból nogi.

PŻ: 181-15=166
Gość
Anonymous
Gość
Re: Primrose Hill [odnośnik]12.05.18 14:53
Adrien nie należał do czarodziei biegle władających magią ofensywną, czy też defensywną - tą druga może kiedyś, kiedy jeszcze chodził do Hogwartu. Często się wówczas pojedynkował po części z przekonania, po części wierząc, że przebudzi tym swój bardzo skrzętnie skrywany potencjał. Oczywiście nic takiego się nie stało i to magia lecznicza była tą dominującą każdą inną. Nadgarstek nie był przyzwyczajony do czynienia szybkich, gwałtownych ruchów. Tak samo sam uzdrowiciel nie posiadał dostatecznego refleksu nie potrzebnego przy wieloletniej uzdrowicielskiej praktyce. To nie mogło się skończyć prawdopodobnie inaczej niż nie wyczarowaną w porę tarczą.
Płomienny, niebezpieczny rumak niepowstrzymany żadną przeszkodą zaszarżował na nich. Nie towarzyszyła mu jednak żadna fizyczna siła. Kopyta nie opadły z brutalnym ciężarem mogącym łamać i gruchotać kości. Była w tym jedynie magia, której aura emanowała od ognistej bestii oparzając stratowanych czarnomagicznym ogniem. Nie zatrzymała się jednak po tym i jak gdyby było jej mało popędziła dalej. Trzeb było stąd jak najszybciej się zabrać.
- Wszystkiego się dowiesz moja droga, teraz oszczędzaj słowa. Wiem, że to trudne, lecz staraj się wyrównać oddech w ten sposób mi trochę pomożesz - krwawiła obficie, zbyt obficie z rany na nodze. Porzucił wstępny plan w który zakładał, że w pierwszej kolejności ułatwi młodej kobiecie oddychanie. Coś w tej okolicy było na rzeczy z magią. Może to magicznemu ogniu szalejącemu dookoła wcale nie podobało się to, że ktoś miałby nie wdychać aromatu pożogi? Młoda Luise była w stanie w którym, Adrien nie zamierzał się o tym przekonywać - Zajmę się twoją nogą. Potem będziemy musieli się odsunąć w bardziej bezpieczne miejsce. Wiem, że to może być trudne, lecz jestem tu, pomogę ci - Musiał działać szybko. Objawy zaczadzenia będą się jedynie nasilały, a to też była jedynie kwestia czasu nim magiczne opary sięgnął swoimi szponami krtań Carrowa tak jak w tym momencie zaciskały się na smukłej szyi Moody.
- Curatio Vulnera Maxima - wypowiedział, kierując promień różdżki na rozoraną kończynę.

|PŻ: 201/216
Adrien Carrow
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1209-adrien-carrow-budowa https://www.morsmordre.net/t1234-adrien-carrow https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t3097-skrytka-bankowa-nr-357#50695 https://www.morsmordre.net/t1239-adrien-carrow

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Primrose Hill
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach