Wydarzenia


Ekipa forum
Primrose Hill
AutorWiadomość
Primrose Hill [odnośnik]11.04.16 16:08
First topic message reminder :

Primrose Hill

Najpiękniejsze miejsce w Północnym Londynie, idealne na piknik i chwilę wytchnienia. Wzgórze pozwala podziwiać widok centralnej części miasta, idealnie ukazując kontrast między hałasem, zgiełkiem i gonitwą za pieniądzem a leniwym odpoczynkiem urozmaiconym śpiewem ptaków oraz zapachem kwitnących bzów. Wiele osób przychodzi tu czytać książki, ćwiczyć czy spędzać czas z rodziną bądź współpracownikami na wspólnym posiłku. Dostęp Primrose Hill nie jest ograniczony, więc można tu przyjść o każdej godzinie i podziwiać jak słońce wita bądź żegna Londyn.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrose Hill - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Primrose Hill [odnośnik]12.05.18 14:53
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 16
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrose Hill - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Primrose Hill [odnośnik]29.06.18 13:43
To co się działo przechodziło jej wszelkie pojęcie.
Mary Morgan była młodą uzdrowicielką, niedawno skończyła staż specjalizacyjny. Niestety, jak się okazało, początki samodzielnej pracy przypadły na bardzo trudny okres. Była akurat w Mungu, kiedy otrzymała wezwanie, podobnie jak wielu innych uzdrowicieli. Ministerstwo magii płonęło. Potrzeba było możliwie jak najwięcej uzdrowicieli, żeby opanować sytuację i pomóc rannym na miejscu, a potem dostarczyć najbardziej poszkodowanych do Munga.
Mary nie wiedziała jeszcze, co naprawdę się tam stało. Skupiła się na dotarciu w okolice ministerstwa. Ludzie uciekali z płonących podziemi na powierzchnię w różnych miejscach dzielnicy Westminster; ministerstwo było w końcu dość rozległe, a spanikowani ranni i pomagający im czarodzieje rozpraszali się. Młoda uzdrowicielka wraz z paroma innymi kompanami trafili w okolice Primrose Hill krótko po Adrienie i towarzyszących mu uzdrowicielach, i zaczęli przeczesywać ją w poszukiwaniu potrzebujących.
Znaleźli grupkę kilkorga poparzonych czarodziejów, którzy wydostali się przez jedno z wyjść prowadzących z ministerstwa na powierzchnię. Ich stan był dość poważny, dodatkowo mogli być w szoku, bo mamrotali coś o ognistych wężach pożerających wszystko na swej drodze. Mary nigdy nie zetknęła się z szatańską pożogą i nie myślała jeszcze, że to właśnie to dotknęło gmach ministerstwa, choć takie plotki zaczęły już krążyć wśród towarzyszących jej uzdrowicieli. Ogrom pożaru wydawał się zbyt wielki jak na zwykły wypadek spowodowany anomalią po nierozważnie rzuconym zaklęciu.
Nagle jeden z jej towarzyszy chwycił ją za ramię, zanim zaczęła leczyć jednego z rannych.
- Morgan, znajdź Adriena Carrowa, powinien być w tej okolicy. Będzie tu potrzebny – rzekł mężczyzna.
Było ich trójka, a rannych przybywało, bo po chwili dostrzegła kolejną niemożliwie umorusaną i kaszlącą od dymu grupkę zmierzającą w och stronę. Uzdrowiciel Carrow był znanym i szanowanym specjalistą, w dodatku ordynatorem, więc mógł być bardzo pomocny, jeśli chodzi o późniejsze przenosiny tych ludzi do Munga i ulokowanie ich na oddziale. Pobiegła go poszukać, po chwili znajdując go leczącego jakąś kobietę.
- Pomogę panu, wezmę ją – zaoferowała się. – Tam kawałek dalej jest jeszcze więcej rannych, którzy właśnie uciekli na powierzchnię, bardzo potrzebujemy pańskiego wsparcia. Stan kilku z nich jest bardzo poważny, zostali poparzeni. Mówią, że to były ogniste węże, ale mogą być w szoku.
Po zaleczeniu nogi młodej kobiety z największą ostrożnością pomogła jej się podnieść, w czym pomógł jej młody stażysta, który nagle pojawił się przy niej. Przytrzymując ją z obu stron, razem podprowadzili ją do miejsca, gdzie znajdowali się inni uzdrowiciele krzątający się wokół rannych.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Primrose Hill - Page 5 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Primrose Hill [odnośnik]29.06.18 15:32
Zaleczył kończynę rannej, a następnie dźwignął ją na równe nogi - ostrożnie, mając na uwadze uraz, który przed chwilą co dopiero uleczył. Ból mu towarzyszący mógł jeszcze nie zdążyć rozejść się po ciele i zaniknąć. Nie chciał by się zachwiała. Ciągle była przecież zdezorientowana. Chciał rzucić kolejny urok, który by ułatwił jej oddychanie, lecz część płonącego budynku osunęła się i rozbryzgała o grunt z gruzem i ogniem który rozlał się po okolicy z niemożliwym żarem i mocą. Adrien wraz z ranną w ostatniej niemalże chwili zdołali uciec nim zostaliby odcięci przez płomienie od drogi ucieczki. Udało się jednak. Uzdrowiciel kierował się wraz z ranną w stronę miejsca oddalonego od tragedii, jednak będącego na tyle bliskim że stało się punktem do którego wszyscy skierowywali rannych. To tam uzdrowiciele i każdy kto był w stanie pomóc robili wszystko by sprawnie udzielano doraźnej pomocy tym którzy tego potrzebowali nim pojawi się transport mogący przemieścić ich do munga. Wszystko było utrudnione przez niedziałające kominki, teleportacja wciąż była niebezpieczna. Chaos.
W pewnym momencie poszkodowana zaniosła wymuszonym przez wysiłek silnym kaszlem za którego sprawą osłabła. Carrow przycupnął z nią na chwilę przy ziemi. Wtedy też nadeszła pomoc.
- Morgano - Gęsty dym ściskał jednak nie tylko jego płuca. Drobna czarownica była narażona na jego działanie zdecydowanie dłużej. Zbyt długo - Jest silnie zatruta dymem. Straciła również dużo krwi. Miała niebezpieczną ranę uda. Zastosowałem Curatio Vulnere Maxime - streścił czarownicy by miała na uwadze to jakiej pomocy już jej udzielono i jakiej jeszcze wymaga. Nie oponował i przekazał pieczę nad ranną, młodą dziewczyną uzdrowicielce. Nic jej już szczególnego jej życiu nie zagrażało. Byli przecież jednak również i inni. Nie marnując czasu przyśpieszył więc. Wiedział, że był jednym z nielicznych uzdrowicieli w terenie ze znaczącymi umiejętnościami i skoro go potrzebowano oznaczało to, że na prawdę było poważnie.
Gdy znalazł się blisko prowizorycznie zorganizowanego punktu natychmiastowej pomocy, ktoś zaraz wypatrzył go w tłumie i zawołał. Carrow idąc za głosem znalazł się za trzecim na prawo parawanem. Na rozłożonym na ziemi pledach leżeli czarodzieje. Jeden szczególnie rzucił się uzdrowicielowi w oczy - miał pożarte przez płomienie całą lewą nogę do tego stopnia, że przez zwęglone palce spozierały na niego białe kości. Ogień osmolił również bok mężczyzny, jednak już ni tak dotkliwie - tu gdzieniegdzie przez przypaloną skórę wyglądały krwawe pasma miękkich tkanek.
- Niech go ktoś pomoże go przenieść na stół – zawołał biorąc w ręce rogi materiału znajdujące się przy głowie i podciągnął w górę. Inny uzdrowiciel chwycił za te u nóg i w ten sposób przemieścili go na kawałek łóżka do wydzielonego przez parawany części w którym rozpostarta była już kopuła maximy paceum – Przytrzymajcie go – co prawda uzdrowiciel zdołał rzucić silne uroki znieczulające jednak przy takich obrażeniach to było mało by poskromić podrygi czarodzieja znajdującego się niemalże w agonii. Nie mogli jednak dopuścić do tego by pogorszył swój stan. Następne minuty były długie i ciągnące się. Obrażenia były bardzo odporne na magię leczniczą. Adrien szybko zrozumiał dlaczego – Wygląda... to wygląda na czarnomagiczne skażenie – To potwierdzało jego obawy: czarnomagiczne oparzenia, czrnomagiczny ogień - Będziemy potrzebowali eliksirów jeżeli ma przeżyć do rana. Odnotuj, że ma pojechać natychmiastowo pierwszym lotem w stronę munga. Wyślij też zaraz potem sowę by nakazali alchemikom zwiększyć produkcję maści na oparzenia oraz eliksirów oczyszczających.
Adrien Carrow
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1209-adrien-carrow-budowa https://www.morsmordre.net/t1234-adrien-carrow https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t3097-skrytka-bankowa-nr-357#50695 https://www.morsmordre.net/t1239-adrien-carrow
Re: Primrose Hill [odnośnik]29.06.18 16:01
Mary przyjęła do wiadomości słowa uzdrowiciela, wraz ze stażystą prowadząc ranną w stronę prowizorycznego punktu medycznego, który tworzono w bezpiecznym oddaleniu. Uzdrowicielka nie miała pojęcia, jak głęboko pod powierzchnią gruntu znajdowało się ministerstwo, nigdy dotąd nie musiało jej to interesować, ale nieopodal płomienie znalazły drogę na powierzchnię, grożąc zapadnięciem się fragmentu terenu, dlatego musieli szybko stamtąd uciekać i przemieścić się, zwłaszcza że płomienie lizały już ściany jakiegoś mugolskiego budynku, który mógł się na nich zawalić. Mogła tylko się zastanawiać, jak wielu ucierpiało w płonących podziemiach ministerstwa, i ilu mogło ucierpieć mugoli na powierzchni. Miała nadzieję, że pożar zostanie szybko opanowany zanim zginie jeszcze więcej niewinnych istnień.
Młoda kobieta została jednak bezpiecznie przeniesiona w obręb punktu medycznego, w którym rozbrzmiewały jęki rannych oraz polecenia wydawane przez uzdrowicieli krzątającym się stażystom. Zapewne został tu ściągnięty prawie cały personel Munga, a w samym szpitalu zostawiono tylko najbardziej niezbędne osoby do pilnowania już leżących tam chorych.
- Zajmij się nią – poleciła stażyście, wciąż czując się nieco dziwnie z tym, że może wydawać polecenia, w końcu niedawno sama jeszcze była stażystką. Zostawiła dziewczynę pod jego pieczą, wcześniej powtarzając mu to, co powiedział Carrow – miał umożliwić młodej kobiecie prawidłowe oddychanie i doleczyć do końca jej rany. Jej stan nie był naglący, miała wiele szczęścia, niektórzy byli poważniej ranni, więc musiała najpierw zająć się nimi. Pomogła w doprowadzeniu wcześniej widzianych rannych do punktu pierwszej pomocy i to tam ponownie natknęła się na Carrowa. Uzdrowiciele, którzy ją wcześniej po niego wysłali, na pewno bardzo ucieszyli się z jego obecności i doświadczenia, którym przerastał wielu z nich. Zapewne pracował w swoim fachu dłużej niż Mary w ogóle istniała na świecie, tak przynajmniej jej się wydawało.
Usłyszała słowa Carrowa mówiące o czarnomagicznym skażeniu i eliksirach. Była akurat świadkiem jak zaczął leczyć bardzo ciężko poparzonego mężczyznę, który wyglądał jakby mógł zaraz wyzionąć ducha. Jeśli ktoś mógł zdążyć cofnąć tak poważne skutki poparzeń, to na pewno Carrow, Mary wiele słyszała o jego umiejętnościach.
- Oczywiście, zrobię to – powiedziała szybko. – Czyli to prawda, że to może być... pożoga? – zapytała jeszcze, po czym poprosiła jakiegoś stażystę o jak najszybsze zorganizowanie sowy. Sama w jakimś skrawku wolnego miejsca pospiesznie zaczęła kreślić wiadomość do alchemików. Potrzebowali eliksirów, i to jak największych ilości.
Gdy przybył stażysta z sową, wepchnęła mu świstek pergaminu i poleciła wysłać do Munga. Sama tymczasem znów chwyciła za różdżkę i zaczęła rzucać zaklęcia na kolejnego przyniesionego pacjenta. Zanim przybędzie po nich transport musieli zająć się nimi na miejscu.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Primrose Hill - Page 5 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Primrose Hill [odnośnik]29.06.18 23:43
- Myślę, że tak. To wszystko wygląda dość jednoznacznie, Morgie. Zwykły ogień...? Mówimy o Ministerstwie - to nie był byle budynek. To był pomnik chwały wystawiony ku uczczenia magicznej myśli technicznej. Każda cegła była zmyślnym fragmentem przemyślanej całości spojonej całą paletą magicznych formuł, wiązań, runicznych znaków, alchemicznych dziwności. Tu się mieścił Departament tajemnic, Wizengamot i wiele innych Departmentów mających przechowywać nie tylko delikatne informacje wymagające odpowiedniej ochronę, lecz również artefakty o niepojętej magicznej mocy - mury tego budynku, które w tym momencie były rozprute i rozrzucone po ziemi tłumiły oraz dawały schronienie. Przynajmniej jeszcze wczoraj - Tamta kobieta, którą ode mnie przejęłaś. Gdy udzielałem jej pomocy część płomieni oderwała się od reszty formując się w kształt zwierzęcia, niebezpiecznej istoty, która nas stratowała. Całe szczęście nie oparzyła nas dotkliwie. Jednak sama rozumiesz... - wyczarowana ognista klątwa potrafiła przybierać formę zwierząt. Adrien nie był biegły w czarnej magii. Właściwie w tym momencie strzelał przypuszczeniami na oślep, niemniej pożoga była jednym z zaklęć o których zawsze się coś słyszało. Tak jak w przypadku Avady...
- Morgie popraw subsisto. Urok przestaje działać. Prawdopodobnie czarnomagiczne opary zaburzają poprawne działanie skoro traci moc przed czasem - nakazał nie odrywając spojrzenia z nad oparzenia nad którym cal po calu pracował rzucając punktowo silne zaklęcia regeneracyjne. Ich moc skupiał głównie na miejscach w których znajdowały się strategiczne zlepki nerwów oraz tętnic. Jeżeli czarodziej miał przeżyć to kończyna miała mu się jeszcze przydać. Prawdopodobnie nigdy nie odzyska pełnej sprawności jednak mogła posłużyć czarodziejowi w codziennym życiu. Chociaż Adrien obawiał się, że stopy nie uda im się ocalić - Gdy po niego przylecą, przekaż słownie, lecz również w notatce ratownikom którzy po niego przylecą, że jeżeli w przeciągu pięciu godzin od rozpoczęcia eliksirowej terapii tkanka lewego śródstopi nie zacznie reagować na leczenie należy podjąć się amputacji stopy. Jej skażenie i stopień oparzeń niestety tak wysoki, że może pociągnąć go na dno. Daj mi kawałek pergaminu, spiszę dawki i leczenie... - poprosił, a gdy zrobił dla nieprzytomnego czarodzieja wszystko co mógł spisał na papierze notatkę. Zaraz później znieśli na kocu tego człowieka odsuwając go na bok robiąc miejsce dla kolejnego czarodzieja. Ta noc miała nie mieć końca....
Adrien Carrow
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1209-adrien-carrow-budowa https://www.morsmordre.net/t1234-adrien-carrow https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f52-west-yorkshire-wakefield-sandal-castle https://www.morsmordre.net/t3097-skrytka-bankowa-nr-357#50695 https://www.morsmordre.net/t1239-adrien-carrow
Re: Primrose Hill [odnośnik]30.06.18 2:04
Zdawała sobie sprawę, że to brzmiało nieprawdopodobnie, ale pozostawało faktem, że Ministerstwo Magii nie było takim sobie zwykłym, niemagicznym gmachem, który można było zniszczyć zwykłym ogniem. Na pewno musiało być dobrze zabezpieczone, skoro przetrwało tyle lat pod mugolskim Londynem nieodkryte, i wiedziała, że działały tam silne zaklęcia, jak te, które miały stwarzać iluzję okien i pogody za nimi, by pracownicy nie czuli się przytłoczeni klaustrofobicznymi przestrzeniami pod ziemią. Na pewno były też liczne zabezpieczenia – a jednak teraz wszystko tam płonęło. Ludzie, akta, biura, całe korytarze – wszystko ogarnięte przez ogień. Szczęście w nieszczęściu, że o tej godzinie w ministerstwie na pewno było mniej pracowników niż w środku dnia.
- Tak... Rozumiem. To wszystko brzmi strasznie. Aż strach pomyśleć, ilu w ogóle nie zdołało stamtąd uciec... Ciekawe tylko, kto to zrobił, bo nie wierzę, że coś takiego stało się przypadkiem – powiedziała, wzdrygając się na myśl, że miejsce pracy zostało dla wielu grobowcem, że ci ludzie nie wrócą już do swoich domów, do rodzin. I nie miała pojęcia, kto mógł stać za czymś tak odrażającym, jak wypuszczenie pożogi w ministerstwie. Cieszyła się, że jej rodzice i siostra nie pracują w ministerstwie, ale miała tam znajomych, jak pewnie większość czarodziejów. I martwiła się o nich, mimowolnie zastanawiając się, kogo z nich już nie zobaczy.
Ale szybko skupiła się na pracy. Wypełniała polecenia starszego uzdrowiciela, starając się jakoś sobie radzić z presją. Miała za sobą pięć lat szkolenia, ale nawet to nie przygotowało jej na coś takiego, choć pierwszego maja, w noc wybuchu anomalii miała tego przedsmak.
Ponowiła zaklęcie, pomagając uzdrowicielowi w leczeniu i zadbaniu o stan pacjenta zanim zostanie zabrany do Munga. Czekała go jeszcze dłuższa rekonwalescencja, ale miał szanse. Magia lecznicza naprawdę działała cuda, choć mogłoby się wydawać, że to przypadek beznadziejny.
Znów skinęła głową, przyjmując do wiadomości jego słowa, po czym, gdy skończył lecznicze procedury, podała mu pergamin, by zapisał wszystkie instrukcje dla tych, którzy przejmą go w Mungu. A później przyszedł czas na leczenie kolejnej ofiary. I kolejnej. Mogło się wydawać, że ta noc nigdy się nie skończy, nie dla uzdrowicieli, rannych i krzątających się wokół innych służb, które robiły co mogły, by opanować zamieszanie, a także pożar w trzewiach ministerstwa. Kiedy proces leczenia i odsyłania wszystkich najpoważniejszych przypadków do Munga wreszcie dobiegł końca, Mary ledwie trzymała się na nogach i nawet nie miała siły się zastanawiać, co dalej.

| zt. x 2


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Primrose Hill - Page 5 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Primrose Hill [odnośnik]29.07.18 23:05
13 lipca
Trzynaście dni temu Orpheus nie podejrzewał, że za kilka dni przyjdzie mu się zmierzyć ze stratą jakiegokolwiek rodzaju. Nie był na to przygotowany również wtedy, gdy przekraczał próg pomieszczenia, w którym odbywało się właśnie spotkanie Zakonu. Idąc tam, nie miał pojęcia, że pod jego nieobecność tyle się wydarzyło i gdy mijał w progu Jaydena, nie sądził, że sytuacja była aż taka zła. Dopiero gdy otrząsnął się po biegu, zrozumiał, co tak właściwie się wydarzyło i co to dla niego oznaczało, jako że Vane nie był dla niego takim zakonnikiem, jak wszyscy inni. Łączyły ich więzy jeszcze z przeszłości, a chociaż to Cyrus znajdował się bliżej niego, to dla Orpheusa jego odejście i tak było ogromnym szokiem. Wiedział, że po tym, co się stało, będzie czuł się w tej organizacji bardziej samotnie niż przedtem, mimo że nie było to nic, czego nie mógłby przezwyciężyć. W końcu nie dołączył do Zakonu Feniksa ze względu na chęć znajdowała się bliżej swoich kolegów czy koleżanek, ale po to, by pomóc zaprowadzić porządek na świecie. Nie zmieniało to jednak faktu, że czułby się odrobinę lepiej, mając bardziej od innych znajomą twarz przy boku, za którą zginąłby tak samo, jak za całą resztę. I chociaż zdawał sobie sprawę z tego, że Jayden miał prawo do podjęcia takiej decyzji, to jednak po ośmiu dniach wciąż nie mógł pogodzić się z tym, że gdy następnym razem zobaczy mężczyznę, ten będzie miał zupełnie inne wyobrażenie o ich znajomości niż to, które wciąż było zagnieżdżone w umyśle młodego Snape’a. Rzutowało to w pewien sposób na jego pracę, ponieważ miewał momenty, podczas których znajdował się myślami w zupełnie innym miejscu niż to, w którym znajdował się obecnie, ale na szczęście zawsze w porę udawało mu się wrócić na ziemię. Mimo wszystko nie wszystkie z tych godzin dokładnie pamiętał i niektóre zlewały mu się w jedną, a dokładnie w tę samą myśl o Jaydenie i momencie, w którym minęli się w progu.
Zmierzając ku wyjściu ze szpitala tego dnia, Orpheus niekoniecznie miał możliwość porządnego zastanowienia się nad tym, co chodziło mu po głowie, ponieważ był w posiadaniu towarzystwa, które skutecznie mu to uniemożliwiało. W związku z tym nawet gdyby chciał, nie byłby w stanie po raz kolejny przywołać tamtego obrazu z pokoju, który w ciągu ostatnich dni go nie opuszczał. Było tak za sprawą ducha, który od dobrych kilku godzin nie chciał go zostawić w spokoju, mimo jego usilnych próśb. Snape był oczywiście świadomy tego, że wystarczyło tylko, by zaśpiewał, ale po pierwsze w miejscu pracy nie za bardzo miał taką możliwość, a po drugie nigdy nie był w tym zbyt dobry i odczuwał wstyd na samą myśl o tym, że miałby to zrobić. Postanowił więc, że poczeka z tym do powrotu do domu i może wtedy uda mu się cokolwiek z siebie wydukać. Jednakże kiedy tylko opuścił budynek szpitala, okazało się, że ktoś tam na niego czekał. Nie od razu się o tym zorientował, ponieważ Jessa wcale nie musiała czekać właśnie na niego, ale kobieta potwierdziła te przypuszczenia, gdy znalazł się na tyle blisko niej, aby mogli ze sobą porozmawiać. Prawdą było, że sporo czasu minęło, odkąd mieli szansę na rozmowę, dlatego zgodził się, by przenieśli się w inne, bardziej dogodne do tej czynności miejsce. Właściwie cieszył się, że będzie miał okazję do tego, aby przebywać w towarzystwie drugiej osoby, w dodatku takiej, którą tak dobrze znał, ponieważ ostatnie dni minęły mu w atmosferze pracy, przez co miał potrzebę poczucia, że nie jest samotny.
Przepraszam, pewnie powinienem częściej do ciebie pisać albo szukać z tobą jakiejś innej formy kontaktu — powiedział, gdy oboje wygodnie usadowili się na jednej z tutejszych ławek. Jessa zazwyczaj rozumiała jego oddanie pracy, ale i tak czuł, że takie słowa powinny paść z jego ust. Gdy je wypowiedział, spojrzał ukradkiem na barda. Orpheus wiedział, że najlepiej byłoby go ignorować, ale wcale nie było to takie łatwe, co oznaczało, że nie było dla niego innej drogi, jak tylko zaśpiewać rymowankę, o którą łaskawie prosił.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Primrose Hill [odnośnik]11.08.18 14:31
Abstrahując od wydarzeń mających miejsce w pokoju gościnnym Gospody pod Świńskim Łbem, Jessa cieszyła się, mogąc wreszcie uświadomić sobie jak wielu ludzi połączonych jest wspólną ideą. Nie spodziewała się, że ujrzy tyle znajomych, przyjaznych twarzy i usłyszy tyle głosów, które od jakiegoś czasu słyszała już tylko we wspomnieniach w swojej głowie. Od razu zapragnęła odnowić kontakty z niektórymi, lecz spotkanie przebiegło zbyt burzliwie, by czynić to od razu. Zakon Feniksa potrzebował chwili spokoju, a każdy z jego członków musiał w samotności przemyśleć sobie czemu tak naprawdę walczyli ramię w ramię. Diggory nie została w Hogsmeade dłużej, niż to było konieczne; urządzanie tam spędu tak wielu ludzi poza rokiem szkolnym i tak wydawać by się mogło podejrzane, dlatego od początku nie uważała, by był to dobry pomysł. Na nieszczęście kwatera wciąż była zniszczona, choć przynajmniej w tym aspekcie mogła się popisać i pomóc co nieco przy jej odbudowie.
Nie zapomniała jednak o swoim postanowieniu i po jakimś czasie rzeczywiście zabrała się do odnawiania dawnych kontaktów. Trzynastego lipca padło na Orpheusa, którego postanowiła dorwać tuż po wyjściu z pracy. Był uzdrowicielem, a więc na pewno niezwykle zajętym człowiekiem; na przykładzie Aldricha miała doskonałe pojęcie o tym, jak bardzo medycy są teraz zapracowani, ale uznała, że gdyby mieli umawiać się listownie, do spotkania doszłoby może za miesiąc, a może nawet dwa. Postanowiła więc wykorzystać swojego kuzyna i poprosiła go o upewnienie się, którego dnia Snape kończy dyżur względnie wcześnie. Nie zaplanowała spotkania ponad to, że uda jej się porwać mężczyznę na jakiś czas i zdołają chociaż wymienić kilka słów – każdy miał życie prywatne i nikt nie musiał jej tego tłumaczyć. Na poważniejsze, umówione atrakcje przyjdzie jeszcze czas, a póki co to spontaniczność dała jej przewagę i udało jej się chyba mile zaskoczyć znajomego.
- Nie musisz przepraszać, ja sama przecież też nie podnoszę pióra do ręki zbyt często – naprawdę nie czuła się urażona tym, ze nie wymieniali obszernych listów; cieszyła się za to, że będą mieli choć chwilę, by nadrobić zaległości. Zastanawiał ją jednak dziwny towarzysz Orpheusa – Czy ten bard chce od Ciebie czegoś konkretnego? – zmarszczyła brwi, spoglądając na istotę pozbawioną powłoki cielesnej.
Usadowiła się już wygodnie na ławce i nie miała zamiaru rezygnować z przyjemnego spotkania tylko dlatego, że jakiś duch nie chciał się odczepić od jej towarzysza. Różdżkę trzymała w pogotowiu, ale czy bard wyglądał na poltergeista? Chyba nie.


when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water

Jessa Diggory
Jessa Diggory
Zawód : łowczyni talentów
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
when it all goes
up in flames
we'll be
the last ones
s t a n d i n g
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Primrose Hill - Page 5 Ce647ec3fe24bd170c32be56a874bb97
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5833-jessa-diggory https://www.morsmordre.net/t5851-krasna#138351 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-devon-otterton-dom-diggorych https://www.morsmordre.net/t5856-skrytka-bankowa-nr-1442#138516 https://www.morsmordre.net/t5854-jessa-diggory#138467
Re: Primrose Hill [odnośnik]09.02.19 2:29
| 14.09

Rzeczywiście okolica była ładna, ale nie przesadzałby z nazywaniem jej szumnie Najpiękniejszym Miejsce w Północnym Londynie. Nie znał za dobrze tej części miasta, ale do głowy przychodziło mu kilka innych miejsc, które skutecznie mogłyby konkurować o tak zaszczytne miano. Nie było tu żywej duszy, co stanowiło wyjątek od sporej popularności tego miejsca.
Cóż, nie był tu dla podziwiana widoków, przyciągnęło go tu coś zupełnie innego, w pewnym sensie ciekawszego - zagadka do rozwiązania. Departament skierował tu dwóch aurów, którzy mieli sprawdzić zagadkowe zdarzenie. Longbottom przykucnął przy dziwnych śladach na trawie, zupełnie jakby została w tym miejscu polana zielonkawą cieczą, która od razu zamarzła w kontakcie z powietrzem. Źdźbła przypominały bardziej szklane dekoracje niż prawdziwe rośliny, układając się w jednym kierunku, tworząc coś na kształt drogi, po której coś ciągnięto... albo kogoś. Na końcu tej trasy powinno coś być, ale jak na złość niczego nie znaleziono, zupełnie jakby poszukiwany obiekt rozpłynął się powietrzu. Jeszcze raz przyjrzał się pojedynczym źdźbłom, wydawały się bardzo kruche, jakby najmniejszy miał je łatwo połamać. Artur wolał na razie nie sprawdzać tej hipotezy.
- Teleportacja nie wchodzi w grę - zauważył Marshall, auror przydzielony do pomocy Arturowi. - Może to czkawka teleportacyjna? - rzucił ze znużeniem, mając nadzieję jak najszybciej zamknąć sprawę jako nieistotną. - Musieli nas tu ściągać? - dodał z wyrzutem.
- Może to działanie anomalii - powiedział Artur, ignorując uwagę towarzysza. - Spotkałeś się kiedyś z czymś takim? - spytał, uważnie mierząc krokami długość dziwnego śladu. Czternaście stóp.
- Nie, ale pewnie to jakieś nieudane zaklęcie lub coś takiego. Jak to anomalia, to nic tu po nas, mogło tu się zdarzyć wszystko i nic. Skąd pomysł, że ktoś tu mógł być? - zauważył, obserwując bez większego zaciekawienia poczynania Longbottoma.
- Widziano tu kogoś we krwi, biegnącego z różdżką w dłoni - przypomniał Artur, mając już dość postawy współpracownika. - Rysopis wskazuje na wysokiego mężczyznę w średnim wieku. Świadkowie twierdzą, że jego skóra wydawał się falować, jakby jego kości się przemieszczały - opisał bardzo obrazowo. - To zdecydowanie coś dla nas, nie czytałeś raportu - zapytał zażenowany ignorancją aurora. - Coś szybko chcesz się zwinąć do domu - zauważył. - Masz jakieś plany?
- Marnujemy tylko czas, to bardziej robota dla tych tępaków z policji - stwierdził arogancko. Marshall ewidentnie miał coś do funkcjonariuszy, ale Artura to niespecjalnie interesowało. Podkradali mu pączki? - Powinniśmy teraz ścigać tych zasrańców od pożaru w Ministerstwie, a nie uganiać się za jakimś znikającym pajacem.
- Trzeba to sprawdzić - uciął, skupiając się na zagadce.
Z Marshalla nie było żadnego pożytku, przynajmniej po tej wymianie zdań siedział już cicho, pozwalając się skupić aurorowi, który nie miał na wszystko wywalone. Marshall pewnie najchętniej już byłby w drodze do domu, szukając w międzyczasie nowych wymówek do nie wykonywania swojej pracy.
Trzeba przyznać, że rozwikływanie zagadek było jednym z bardziej lubianych elementów pracy u Artura. Zbrodnia, nawet ta najbardziej tajemnicza lub zuchwała, mogła stać się łatwiejsza do rozwikłania, gdy traktowało się ją jak logiczną grę, odcinając emocję i podchodząc do niej na chłodno. Była jak partia szachów, w której trzeba przeanalizować ruchy przeciwnika, dostrzec ukryty głęboko schemat. Zawsze krył się jakiś klucz, nawet w tych najbardziej chaotycznych, zbrodniach popełnionych pod wpływem szaleństwa. Coś to szaleństwo musiało wywołać, a poza tym nawet szaleńcy mają jakieś reguły działania. Bardzo trudne do odkrycia, ale zawsze jakieś były.
Ślad kończył się na szczycie niewielkiego wzniesienia, więc Artur stopniowo zaczął schodzić z drugiej strony, uważnie wypatrując czegokolwiek w wysokiej trawie. Na kursie uczyli go, że nawet najbardziej błahe rzeczy mogą mieć znaczenie. Osobno potrafiły wydawać się bez znaczenia, ale razem odkrywały ukryte sekrety.
Wtem dostrzegł nikły błysk, coś leżało skryte w trawie. Powoli zbliżył się, zauważając znajomy kształt. Figura szachowa, wykonana chyba z obsydianu pokrytego czerwonymi żyłkami.
- Hexa Revelio - rzucił pewnie zaklęcie, obserwując powietrze wokół, które jak na zawołanie stało się mleczno białe. Zaczęło drżeć wokół przedmiotu, jasno wskazując czającą się w nim klątwę.
- Marshall, chodź tu z pojemnikiem! - zawołał donośnie Artur.
Wtedy dostrzegł jakiś ruch w pobliskich krzakach, a w jego kierunku pomknął czerwony promień.
- Protego! - zadziałał odruchowo, chroniąc się tym samym przed zaklęciem.
- Stać w imieniu prawa! - rzucił Marshall ze szczytu wzniesienia, rzucając się w kierunku krzaków.
Artur musiał przyznać, że zadziwiająco szybko do nich wbiegł, nie spodziewał się takiej prędkości po raczej leniwym i ospałym współpracowniku, który podobną prędkość rozwijał tylko podczas biegu do pączków. Niestety równie szybko usłyszał jego krzyk.
Znowu odruchowo, pognał za znikającym w gąszczu Marshallu. Gałęzie kaleczyły skórę, ale zdawał się tym nie przejmować skupiając się na celu. Szybko wypatrzył leżącego współpracownika, a nad nim stojącego nieznajomego. Jego twarz była dość przeciętna, pospolite rysy twarzy jakich pełno w Anglii, jakby był przypadkowym przechodniem, uosobieniem statystycznego obywatela. Napastnik ubrany był jak mugol, w prostą marynarkę i dżinsy. Nie było jednak mowy o pomyłce, bowiem w dłoni trzymał różdżkę, której od razu użył.
- Drętwota - wrzasnął zachrypiałym głosem, ale jego atak okazał się niecelny, strącając przy okazji jakąś wiewiórkę, która akurat miała nieprzyjemność znaleźć się w złym miejscu o złym czasie.
- Petrificus Totalus - odpowiedział Artur, celując w pierś wroga, tym samym zwiększając szansę na udane trafienie.
Niestety przeciwnik mógł pochwalić się niezłym refleksem, zasłaniając się wyczarowaną w ostatniej chwili tarczą. Wtedy niespodziewanie Marshall się poruszył, skoczył na napastnika całym ciałem, nie bawiąc się w rzucanie zaklęć. Silnym uderzeniem ogłuszył nieznajomego, choć sam się przy tym prawie przewrócił, w ostatniej chwili Longbottom go złapał.
- Nieźle - skomentował z uznaniem Artur.
- Sam siee o to prosill - wydukał niewyraźnie, chyba napastnik wybił mu ząb, przy tych słowach z ust Marshalla pociekła krew. - Trzeba byllo od początlu go walmąć, a nie się bawiś w zaklęcia.
Nie było chwilowo czasu się zająć jego stanem, bowiem za sobą usłyszeli poruszenie. Spomiędzy liści dostrzegli postać, niemal bliźniaczo podobna do ogłuszonego napastnika, która nachyla się nad miejscem, gdzie nadal leżała obsydianowa figura szachowa. Artur pobiegł w tamtym kierunku, gotów do rzucenia zaklęcia. Dali się oszukać, gdy jeden miał odwrócić ich uwagę, drugi niepostrzeżenie chciał zabrać przeklęty przedmiot.
- Drętwo... - zaczął Longbottom, jednak stało się coś niespodziewanego.
Drugi nieznajomy dotknął figury, żeby chwilę potem tak po prostu zniknąć. Artur na moment przystanął, zastanawiając się czego właściwie był świadkiem. Ostrożnie podszedł do miejsca, gdzie chwilę wcześniej stał nieznany mężczyzna. Zauważył, że trawa wokół przypominała wcześniejszą drogę, tak samo wydawała się zrobiona ze szkła. Na środku znajdowały się dwie figury - jedna stara, druga zupełnie nowa.
- Pionek - skomentował na głos. - To nam się trafiła dziwna klątwa, chyba jakiegoś czarnoskiężnika-szachisty - zauważył, siląc się na czerstwy humor.
Marshall nie raczył tego skomentować, zajęty skuwaniem nieprzytomnego napastnika.
Artur z ulgą pomyślał, że dobrze jest być ostrożnym. Gdyby nie rozwaga, to mógłby podnieść przeklętą figurę szachową, samemu stając się jedną z nich. Miał nadzieję, iż przynajmniej stałby się królem.
Panowie zabezpieczyli obiekty oraz szykowali się do transportu napastnika. Trzeba było to wszystko jeszcze zbadać, a delikwenta przesłuchać. Natrafili na dziwną sprawę, która mogła stanowić początek czegoś innego. Nadal pozostawało zagadką skąd wzięła się przeklęta figurka oraz dlaczego magia ukształtowała taki ślad. Czy "pionek" też przy dotyku mógł zmienić człowieka w element popularnej gry? Wiele pytań, które chwilowo musiały poczekać na dalsze badania.
Słońce zaczęło już zachodzić, rozlewając ciepłe barwy na niebie. Dzień żegnał się z Londynem, ale robił to w dobrym stylu.

| zt
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrose Hill - Page 5 Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495
Re: Primrose Hill [odnośnik]23.08.20 21:01
16 sierpnia

Primrose Hill zdawało się żyć jakoś poza wojną i nieprzyjemnymi nastrojami panującymi w ponurych zaułkach miasta. Było wręcz karykaturalne, przesadnie pokolorowane. Nie ufała tym widokom, chociaż przyjemne wiatry zaczepiały o spódnicę, kiedy wędrowała przez wzgórze. Nie zachwycała się jak podrzędna pensjonarka wielobarwnymi smugami na niebie i nie szukała dłoni nieobecnego w życiu faceta, z którym mogłaby przeżywać romantyczne chwile na kocyku i udawać, że za rogiem nie zabijają ludzi. Wino, piknik, finezyjne kanapki w kształcie trójkątów i bukiet kwiatów porzucony przy sandałach zakochanych były kłamstwem. Żenadą. Zdarzało jej się już wcześniej przecinać równo przystrzyżone trawy pełne pasjonatów, głośnych dzieciaków i szlochających par, ale rzadko kiedy się zatrzymywała. Dobrze wiedziała, że to miejsce wzruszeń i nostalgii, chociaż kilka miesięcy temu z pewnością wyglądało inaczej. Moss unikała takich emocji, uciekała od nich jak najdalej, wyobrażając sobie, że te mogłyby z powrotem zaprosić Annie Scott do jej życia. Nie było mowy o kolejnych latach przeżytych w płaczach i słabostkach. Chciała czuć dumę, podążać odważnie i nie chwiać się na byle zakręcie.
Los jednak bywał przewrotny. Podążała w stronę słońca chowającego się powoli za horyzontem, za sobą zostawiała śmiechy nastoletnich londyńczyków, odgłosy dobrej zabawy i stłumione szmery miejskie. Po całodziennej wędrówce chciała po prostu skręcić w stronę portu i zdjąć już te piekielnie wysokie obcasy. Torebka lekko obijała się jej o biodro przy każdym kroku, a w niej drzemał niuchacz, którego próbowała od jakiegoś czasu nauczyć paru, powiedzmy, sztuczek. Z tego powodu zabrała go ze sobą do gęstej, niechętnie odwiedzanej części parku, aby tam pozwolić stworzeniu na odrobinę wolności. Ten drugi został w ponurym mieszkanku na Pont Street, ale i na niego wreszcie przyjdzie kolej. Doświadczenia ostatnich miesięcy pozwoliły jej przekonać się dość brutalnie o tym, że wypuszczanie na otwartą przestrzeń dwóch kretów jednocześnie to bardzo zły pomysł. Dziwne, że i tak do dziś żaden z nich nie zdołał Philippie ostatecznie zwiać. Nie wierzyła, że zdołały się jakoś specjalnie do niej przywiązać, ale z drugiej strony nie posiadała jeszcze tak szerokiej wiedzy o tych stworzeniach, by taką teorię wykluczyć. Niemniej wybiegane stworzenie odpoczywało w bezpiecznej skrytce wtulone pod klapą torebki w umieszczoną tam sakiewkę. Idealnie. Przy tej dwójce, przy zbyt sielskiej pogodzie i rozsiewanej po wzgórzu słodyczy trudno jednak o wiarę, że nie wydarzy się już nic, absolutnie nic dziwnego.
Dość szybko przemierzała ścieżkę, niespecjalnie czujnie. Zza jej pleców wyjechał jakiś nierozgarnięty rowerzysta, który najwyraźniej źle wymierzył odległość i tak zahaczył o bok Moss, popychając ją z dość dużą siłą do przodu. Poleciała gwałtownie. Na kamienistej dróżce zdarła sobie wnętrze dłoni, łokcie, kolana, a zawartość torebki wysypała się na trawę. Przerażony niuchacz wyturlał się i błyskawicznie popędził przed siebie, szukając jakiejś dobrej kryjówki. Znalazł ją u boku obcego mężczyzny, który być może pachniał na tyle intrygująco, że futrzak zdecydował się zbliżyć bardziej. O tym nie wiedziała Fils. Zbierała się z ziemi, przeklinając głośno. Wepchnęła rzeczy do torebki i jeszcze nie zdążyła zorientować się, że kogoś jej brak… Strapiony rowerzysta cofnął się i oferował pomoc, ale ujrzał wściekłość w ciemnych oczach. Ogromną złość, za którą zaraz posypała się kolejna litania kwiecistych epitetów. Co za dureń! Jak on śmiał?! Kto mu dał prawo jazdy na tą dziwaczną maszynę?!  Ignorowała piekącą skórę, ignorowała zabrudzony strój i wytargane włosy. Już nawet sięgała dłonią po różdżkę, ale zorientowała się, że wokół kręci się wiele obcych, a użycie takiej siły mogłoby sprowadzić na nią kłopoty. Przecież znała inne sztuczki, umiała dopiec i zgnębić również bez użycia czarów. Zjadała więc żywcem biednego chłopaczynę gotowa zaraz zamachnąć torbą i walnąć go w pysk. Co za koszmarny wypadek. Jak ona teraz wygląda?! Miała gdzieś to, że swoimi wrzaskami prawdopodobnie psuje atmosferę uprzyjemniających sobie wojnę randkowiczów. Niech się zadławią tymi czułościami, niech im stanie w gardle ta przekąska. Co za brak wyczucia, co za chamstwo! Tę scenę obserwowało z pewnością jeszcze kilka dodatkowych par oczu.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Philippa Moss dnia 23.08.20 21:24, w całości zmieniany 3 razy
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Primrose Hill [odnośnik]23.08.20 21:01
The member 'Philippa Moss' has done the following action : Rzut kością


'Londyn' :
Primrose Hill - Page 5 PB0XXgd
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Primrose Hill - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Primrose Hill [odnośnik]04.09.20 22:20
Rzadko przychodził w takie miejsca, obojętny na aurę, jaka wisiała w powietrzu, znudzony widokiem zakochanych par, które gruchały do siebie. Dziś jednak nie jemu było wybierać idealne miejsce na spotkanie, a jedynie dostosować się do starej znajomej, która postanowiła wyciągnąć go na spacer do Primrose Hill. Rozmowa szła gładko, jak zawsze, bo pomimo upływających lat potrafili złapać wspólny język, dogadać się w wielu kwestiach i uciec w kłamstwa, gdy temat przestawał być wygodny. Nie poczuł upływających godzin, aż niebo zaczęło ciemnieć, a słońce powoli chylić ku horyzontowi nadając otoczeniu mdlącego romantyzmu. Dopiero wtedy zakończyli to miłe spotkanie, kończąc współpracę z ostatnich miesięcy i rozchodząc się w swoje strony, by najpewniej przez długi czas nie spotkać się ponownie. Zwykle wolał konkret, lecz istniały na świecie osoby, takie jak ów czarownica, przy których mógł zwolnić kroku, poświęcić czas, bez większego problemu. Odprowadził ją wzrokiem, obserwując przez dłuższą chwilę oddalającą się kobiecą sylwetkę, nim sam udał się w drugą stronę. Musiał zahaczyć jeszcze dwa miejsca, nie było to pilne na dziś, lecz chciał mieć to z głowy i jutro zając się kolejnymi sprawami. Zamiłowanie do szybkiego tempa życia, nie opuściło go pomimo perspektywy pozostania w jednym kraju, dlatego łapał się jak największej ilości zajęć, wyciągając z tego maksymalnie dużo dla siebie. Pewnych przyzwyczajeń po prostu nie umiał i nie zamierzał już zmieniać. Pokonując kolejne metry, nie rozglądał się szczególnie, wiedząc, że jeśli zacznie błądzić wzrokiem po otoczeniu, znów natrafi na widok, który wzbudzał znudzenie i psuł krajobraz. Kiedy niespodziewanie dotarł do niego hałas, a później kobiece krzyki, uniósł błękitne tęczówki na sprawczynię zamieszania. Zwolnił kroku i zatrzymał się finalnie, obserwując dość zabawną sytuację. Główny winowajca zdarzenia wyglądał na zmieszanego i nieumiejącego obronić się przed słowotokiem dziewczyny, która niewybrednie zdradzała, co o nim sądzi. Pewnie poobserwowałby to dłużej, gdyby nie poczuł, że coś wspina się po nogawce spodni. Szybkie zerknięcie w dół, sprawiło, że dostrzegł intruza w postaci niuchacza, co raczej nie było normalne w takim miejscu jak to. Odruchowo sięgnął do kieszeni spodni, wyciągając jednego galeona z zapłaty, którą odebrał kilka minut temu. Podrzucił monetę w dłoni, tak, aby słońce odbiło się od niej i zachęciło dodatkowo zwierzaka do przewidywalności. Obserwując go, przerzucił monetę z ręki do ręki, wiedząc jak postępować z niespodziewanym towarzystwem w postaci futrzaka. Swego czasu trochę pracował z nimi, odławiając i handlując tymi niepozornymi stworzeniami.
- Komu się zgubiłeś, maluchu.- mruknął, jakby niuchacz miał mu co najmniej odpowiedzieć. Oddał mu monetę, gdy ten wczepił się łapkami w jego rękę i usilnie próbował dostać się do oferowanej zdobyczy. Kiedy niuchacz usiadł mu na ramieniu, oglądając i finalnie chowając swój łup, mężczyzna przeniósł błękitne tęczówki na sytuację, która wcześniej zwróciła jego uwagę. Niestety wylew gniewu i agresji ze strony niepozornej dziewczyny, zdążył się zakończyć, co go trochę rozczarowało. Spodziewał się więcej atrakcji. Zerknął przelotnie na swego niespodziewanego towarzysza, sięgając dyskretnie po kolejną monetę. Niech straci, trudno. Wykonał podobny ruch co wcześniej, podrzucając ją w górę i nęcąc stworzenie, aby znów zachowało się zgodnie z naturą.


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair
Re: Primrose Hill [odnośnik]06.09.20 19:25
Wypuściła emocje na wolność. Zdecydowanie utraciła kontrolę. Zupełnie jak kocisko podrapane w bardzo czułe miejsce. Tymczasem sam niefortunny akt nie był jakąś wielką katastrofą. Zabrudzony strój można było doprowadzić porządku, a przerażone oczy nie odpowiedziały atakiem – raczej skłonne były paść na kolana i przeprosić lub uciec w obawie przed pożarem gniewu potrąconej dziewczyny. Trafił na niedobry dzień, wstrzelił się w niespokojne minuty, podpalił wysuszone uczucia. Wydarzenie stało się kuriozalnym przedstawieniem, krzyki Moss drażniły okolicę, a wielu uznałoby, że przesadza. Nie zamierzała jedna ustąpić. Dawała popis swojej złości i głębokiego rozgoryczenia, które właściwie aż tak głębokie nie było. Urażenie też brzmiało jak dobrze zagrana, choć przesadzona pokazówka. Piekły ją zaczerwienione nadgarstki, poranione palce i potłuczone kolana, ale o wiele bardziej irytował ją sam chłopaczyna i jego diabelskie urządzenie. Wyżywała się więc na nim, zgarniając swój dobytek i kątem oka sprawdzając, jak wiele osób przyjrzało się temu przedstawieniu. W końcu zawyła. Tupnęła nogą. Odwróciła się na pięcie bez nostalgicznego pożegnania. Ściskała mocno swoją torebkę, wznosiła obolałe kończyny i dmuchała w niesforne loki powiewające na czole. Przeklęty gamoń popsuł jej popołudnie.
W ostatnich dniach łatwo dawała się drażnić. Brakowało jej cierpliwości, nie starała się panować nad sobą, a przecież to niezbędne w karierze portowej barmanki. Chłopcy w tawernie zdawali się jednak wyczuwać te nastroje i asekuracyjnie złazili jej z drogi, kiedy tylko kielichy na tacy trzęsły się za bardzo. Mimo to Moss wiedziała, że za plecami chętnie podśmiewywali się z kobiecego humoru, zwalając to na cielesne niezaspokojenie i, co wcale nie takie nadzwyczajne, nieco już głośniej rzucali nieprzyzwoitymi propozycjami. Je jednak miała w nosie, nie chcąc niczego od nikogo. Wyżywała się na szklankach, łamała miotły i z furią przerzucała krzesła, kiedy tylko mogła sobie na to pozwolić. Działo się coś niepokojącego. Jakby dwa sprzeczne demony wewnątrz duszy prowadziły batalie o wiele gorszą od prawdziwej londyńskiej wojny.  
A kiedy błysk odbijających się w galeonie resztek słońca mignął jej przed oczami, westchnęła wciąż zirytowana. Ruszyła w stronę kolejnego bezczelnego jegomościa, który zgarnął zwierzaka. W pomacanej porządnie torebce faktycznie brakowało włochatego kreta. Skubaniec musiał nawiać, kiedy upadła na ścieżkę. Szybkim krokiem przemierzyła urocze pole, aż w końcu zasłoniła mężczyźnie widok zachodzącego słońca.
– To moja zguba – oświadczyła pewnie, choć niezbyt agresywnie. Ostatecznie mógł go po prostu złapać i wcale nie chcieć sobie przywłaszczyć. Niuchacze nie budziły powszechnej sympatii. Należały do stworzeń bardzo nieoczywistych. Nieodpowiednie dłonie budziły się bez futrzaka i bez oszczędności. Philippie jednak udało się odnaleźć z nimi porozumienie i póki co żyli w zgodzie. Wyciągnęła dłoń do swojego stworzenia, ale wtedy złapał ją ból w łokciu i syknęła, od razu przyciągając rękę do siebie. Roztarła bolące miejsce wręcz rytualnie. Przeklęty typ. Na ustach odcisnął się grymas niezadowolenia, ale porzuciła go, przypatrując się niuchaczowi.
– Ale widzę, że jest mu z tobą całkiem dobrze… -
zauważyła, przenosząc spojrzenie z malucha na nieco większego… mężczyznę. Ten najwyraźniej nie miał do czynienia z kretem po raz pierwszy. Zabawiane stworzenie wyglądało na zadowolone, chętnie tuliło do siebie smakowitą monetę. Phlippa była ciekawa, czy znalazca miał ich w swoich kieszeniach jeszcze więcej.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Primrose Hill [odnośnik]18.10.20 19:44
Wiedząc jaki postrach sieje nieznajoma wśród stałych bywalców Parszywego, pewnie nie kryłby rozbawienia i zdecydowanie nie poszedł ich śladem, by zejść jej z drogi. Byłby pierwszy do szukania kłopotów, a po tej niepozornej, lecz krzykliwej dziewczynie nie spodziewałby się czegoś z czym nie byłby w stanie sobie poradzić. Miał odwagę i bezczelność, aby zaśmiać się z jej nerwów tak po prostu, a nie, kpić tylko kiedy nie patrzyła. Na całe szczęście do takiej sytuacji nie miało dojść w najbliższym czasie, bo póki co była dla niego jedynie przypadkową panną. Charakterną bez wątpienia, ale przypadkową. Skupiony na swoim nowym towarzyszu, nie zauważył, że kipiąca wściekłością dziewczyna kieruje się w jego stronę, porzucając swój poprzedni cel. Nie nadawał się na kolejną ofiarę, bo krzyki nie robiły na nim wrażenia. Obojętnie co zrobiłaby w przypływie emocji, wzbudziłaby jedynie pogardę, której dałby upust dla kaprysu. To najwyraźniej nie musiał być jedyny scenariusz, bo względem niego zachowała więcej opanowania. Dlatego słysząc damski głos obok, przeniósł na nią spojrzenie. Niuchacz w tym czasie prawie zdążył złapać monetę, wykorzystując jego rozproszenie.
- Chyba niezbyt go pilnujesz, co? – spytał i nawet jeśli ryzykował, naruszenie słabych nerwów, nie przejmował się tym. Przyjrzał się uważnie nieznajomej, może bezczelnie wręcz oceniająco, ale cóż taki już był. Zauważył, jak po wyciągnięciu ręki przyciągnęła ją zaraz do siebie.- Czyżby zabolało. - mruknął, ale w sumie nie pytał, bo odpowiedź była oczywista. Po upadku staw mógł ucierpieć, a wiedział to głównie z własnego doświadczenia, nie raz w wyniku różnych zdarzeń kończył z uciążliwym bólem w stawach i kościach.
Zerknął na zwierzaka, który siedział mu na ramieniu ciesząc się z kolejnej zdobycznej monety, którą oddał mu ledwie chwilę temu.- Mam rękę do zwierząt czy to z magicznej fauny, czy tej przeciętnej, a one najwyraźniej całkiem lubią mnie.- zdradził, ale nie wdawał się w szczegóły.
Wykrzywił usta w uśmiechu, spoglądając ponownie na nią.
- Niuchacz nie jest typowym zwierzakiem domowym, prędzej pupilem złodziei.- był ciekaw dlaczego ów sierściuch trafił w jej ręce. Każde zwierzę, które towarzyszyło człowiekowi, miało powód bycia z nim. Złapał futrzaka ostrożnie i oddał właścicielce, sadzając go na jej barku, co samo stworzenie przyjęło dobrze, więc dodatkowo potwierdziło do kogo należało.


W głębokich dolinach zbiera się cień.
Ma barwę nocy…
lecz pachnie jak krew

Cillian Macnair
Cillian Macnair
Zawód : Łowca magicznych stworzeń, szmugler
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Krok wstecz to nie zmiana.
Krok wstecz to krok wstecz
OPCM : 20 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 11
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8529-cillian-macnair https://www.morsmordre.net/t8563-dante#249835 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f199-gloucestershire-okolice-cranham https://www.morsmordre.net/t8564-skrytka-bankowa-nr-2018#249854 https://www.morsmordre.net/t8557-cillian-macnair
Re: Primrose Hill [odnośnik]25.10.20 11:23
Wytykał jej dziury w opiece. O ile w ogóle targanie ze sobą kretów można było nazwać opieką. Raczej nie interesowała się tym, co obcy gościu myślał o jej podejściu do zwierząt. Nie krzywdziła ich, zajmowała się nimi z zaangażowaniem i uczuciem, które piekielnie zaskakiwało i ją samą. Ale on o tym nie musiał wiedzieć. W fali nerwów, w chwili oburzającego upadku i chwilowego przytłoczenia mogłaby tak łatwo wpaść w pułapkę jego zaczepki. Uniesione charakterystycznie brwi podglądały go tylko zuchwale, nie pozwalając ustom zareagować zbyt pospiesznie. Dupek.  
– Nie twój interes – mruknęła, ostatkiem sił tłumiąc ostrzejszą reakcję. – Zresztą dobrze widziałeś, co się wydarzyło – oświadczyła głośno, bez cienia wstydu za tak niefortunny wypadek. Tamten typ nie miał w ogóle gracji. Wjechał w nią z premedytacją! Albo i nie. Nieważne. Kontrolnie tylko obróciła się za siebie, jakby chciała zweryfikować, czy on wciąż tam się gdzieś chował. – Czyżbyś był chętny się tym zająć? – zapytała, obejmując go jednocześnie podejrzliwym spojrzeniem. A może to medyk? Ścisnęła palcami okolice bolącego miejsca, jakby to miało przynieść ulgę. Wystarczyłoby jedno zaklęcie, aby ból minął, prawda? Nie było tu jednak ani Belviny ani Kierana. Nikogo, kto rzuciłby się jej na pomoc. Świetnie, nie potrzebowała ich. Wychodziło już z gorszych potłuczeń. Nie zamierzała płakać jak pięciolatka, która potknęła się o własne nogi. Siniaki będą paskudnie wyglądać, ale w końcu przejdą. Wychodziła z o wiele gorszych zadym.
Zachodzące za jego plecami słońce obrysowało postać nieznajomego świetlistym promieniem. Ciemny niuchacz w jego dłoniach topił się w cieniu. Moneta mu się podobała. Facet chyba też zdołał zbyt łatwo pozyskać zaufanie stworzenia. Co za przekupny skurczybyk. Ze skwaszoną miną Moss jednak wyglądała paskudnie, więc zrezygnowała z kuriozalnych teatrzyków. Gościu, choć irytujący, był całkiem niezły. I jakże skromny. Zawsze lubiła tych bardziej bezczelnych. – Może pachniesz im… bardziej zwierzęco, drogi panie – rzuciła zamyślona. – Ale jak każde tak przekupujesz, to w sumie nie ma się co dziwić. Jesteś jakimś magiwetem? Hodowcą? – zapytała ciekawsko i pogłaskała czule swoje stworzenie, ignorując niewygodne efekty potłuczenia. Przypadkowi ludzie raczej nie wiedzieli, z kim mieli do czynienia, kiedy niuchacz zbliżył się do nich za bardzo. Ten jednak dobrze wiedział, co robić.
Rozgorączkowały ją jego kolejne słowa. Czy on właśnie sugerował jej profesję? Domagał się szczegółów, domagał się historii, na którą raczej nie zasługiwał. Ten nos, choć całkiem ładny, nie mógł się wtykać aż tak głęboko w jej… sprawy. Ścisneła lekko w pięści sierść niuchacza, choć nie tak, by jakkolwiek mogło go to zaboleć. – To teraz zostałam złodziejką? – podpytała na wstępie, czyniąc dwa kroki w jego stronę. Zadarła wysoko głowę i zmrużyła oczy. Przed tym spojrzeniem nie mógł uciekać. – Powinieneś zatem pilnować swojego portfela – kontynuowała, pozwalając sobie na ten nieco kuszący, nieco grożący ton. Gdzieś między obietnicą a paskudną wróżbą. Dłoń wyciągnęła bliżej jego boku, tak łatwo mogłaby wsunąć ją tam do kieszeni, zanurkować, odebrać mu łup ciężkiej pracy. Niuchacz zerkał z zainteresowaniem, choć faktycznie dobrze mu było przy ciele Philippy. Znał je i się go trzymał, choć jego dzika natura w każdej chwili mogła się przebudzić.
Teraz jednak mężczyzna winien bardziej martwić się kobietą niż jej nieobliczalnym stworzeniem.  – W końcu żyjemy w parszywych czasach, nie sądzisz? – zapytała ciszej, będąc jeszcze bliżej. W końcu mieli wojnę, a wojna prowokowała do niemoralności. On też był tym niemoralnym czy teraz tylko ona?
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss

Strona 5 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Primrose Hill
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach