Wydarzenia


Ekipa forum
Pub Baggins, Bagford Street 12
AutorWiadomość
Pub Baggins, Bagford Street 12 [odnośnik]06.09.16 12:36
First topic message reminder :

Pub Baggins, Bagford Street 12

-
Całkowicie mugolski pub skierowany głównie w stronę studentów. Jego nazwa nawiązuje do dzieł J.R.R. Tolkiena, które wraz z wydaniem przed dwoma laty zdobyły wielu fanów. Wewnątrz można znaleźć trochę detali nawiązujących do książek.
Znajduje się bardzo blisko uniwersytetu oraz oferuje piwo i przekąski w rozsądnych cenach. W piątkowe wieczory trudno znaleźć tu wolne miejsce, choć Baggins do małych knajpek nie należą. Na parterze znajduje się poro niewielkich stolików, bar oraz kilka stołów do bilarda; większe grupki zwykle kierują się na piętro, gdzie znaleźć można większe stoły i kanapy.


Lokal zamknięty

Podchodzicie do drzwi wejściowych i dostrzegacie panującą wewnątrz pustkę. Dopiero po chwili odszukujecie spojrzeniem brzydki napis spisany w pośpiechu zamknięte. Domyślacie się, że wojna musiała zmusić właścicieli do wycofania się z prowadzenia biznesu. I kto wie? Może również ucieczki?


Lokal został zamknięty do odwołania. Można jednak prowadzić rozgrywki mające miejsce przed budynkiem.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:23, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pub Baggins, Bagford Street 12 - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pub Baggins, Bagford Street 12 [odnośnik]10.02.17 13:34
Bertie zaśmiał się wesoło słysząc Piwkowe próby śpiewania piosenki. Nawet względnie pasowało do faktycznego rytmu piosenki! Może się uda?
- Oficjalnie mianuję cię moim wspaniałym chórem. Albo nie wiem, masz tekst to będziesz próbować, co tam. - stwierdził, bo i przecież nie będą się poddawać, w razie potrzeby na miejscu stworzą nową, lepszą rzecz jasna ścieżkę dźwiękową dla piosenki, A CO TAM. Że niby nie potrafią? A właśnie, że im się uda!
Na wspomnienie o szlachcie wzruszył tylko ramionami.
- Nie wszyscy są tacy durni. Wiesz z resztą, na pewno jakichś znasz, szkoła była ich zawsze pełna. I wiadomo, ta otoczka dostojeństwa jest całkiem śmieszna, szczególnie kiedy sobie myślisz o tym, dlaczego tak się dzieje. W sensie no, rodzisz się w jakiejś rodzinie i bum, wszyscy mają cię tytułować lady, masz wszystko co zechcesz i możesz sobie stwierdzić, że twoja krew jest fajniejsza. Ale poznałem kilka na prawdę w porządku osób w swoim życiu. Z resztą w sumie to czasem mi ich nawet żal. W sensie wiadomo, mają wszystko, ale wiecznie muszą uważać na wizerunek, maniery, nestorzy, opinia publiczna i w ogóle. - wywrócił oczami i widać było, że mówi bardzo szczerze. Był bardzo otwarty, bardzo przyjaźnie nastawiony do świata, lubił patrzeć na to, ja bardzo ludzie bywają różni, bawiło go to, chociażby gdyby spojrzeć na taką Lyrę, a potem na Titusa i przecie Ollivander też był szlachcicem! Choć ten ród to w ogóle wyjątkowy jest.
- Chociaż Titus to chyba ewenement na skalę światową. - dodał po chwili namysłu, bo i był absolutnie pewien, że młody Ollivander został podmieniony w szpitalu, czy coś. Choć pewnie szlachcice sprowadzają sobie  uzdrowicieli do posiadłości, więc trudno ich podmienić, ale jakaś magiczna moc na pewno go podmieniła.
Uśmiechnął się szerzej, kiedy się okazało, że Piwka widziała film, który był kinematograficznym dramatem życia młodego Botta. Napił się jeszcze piwa i pokiwał głową, kiedy sąsiadka zaczęła cytować fragment.
- Żałowałem, że ten film nie jest niemy, zyskałby na tym. - przyznał. Nie był żadną ówczesną wersją hejtera. Wręcz przeciwnie, na prawdę trzeba się było postarać, żeby zrobić coś, co by mu się nie spodobało, jednak tego filmu szczerze nieznosił!
- Ale zobaczysz przykłady dobrego kina. Pożyczę samochód od kumpla i pojedziemy do kina samochodowego. - stwierdził. No, jeszcze jeden element mugolskości Piwka pozna! - Co prawda mam prawo jazdy tylko na motor, ale w razie czego zobaczysz, jak działa mugolska policja. - dodał po chwili namysłu. Mogliby się po prostu teleportować, albo dotrzeć magicznym sposobem, ale już się przekonał, że siedzenie na murku w zimnie wcale nie jest przyjemne! A skoro Miętus nadal toi w garażu to Ollivander raczej się nie obrazi o to, że Bertie go trochę rozrusza.
Nauczył się go nawet prowadzić przy okazji testowania go z Titusem. Wydawało mu się to z resztą łatwiejsze, niż w wypadku motoru, bo i łatwiej było się skupić. Może więc oboje przeżyją?
- Hmm. Może dilerka to tylko przykrywka? Ja zawsze byłem przekonany, że rodzice prowadzą podwójne życie. Wiesz, wprost mają dać ci przykład, opowiadają o pracy i przyzwoitości, ale kiedy nie ma dzieciaka który by ich pilnował to robią wszystko od nielegalnych wyścigów, przez dilowanie w szkołach, po oglądanie Casablanki. Wiesz, najbardziej nieprzyzwoite i gorszące normalnego człowieka rzeczy, a najlepiej to wszystko na raz!
Oznajmił, a gestykulował przy tym tak, że potrącił ręką swój kufel piwa. Odsunął się przy tym, żeby nie oberwać po spodniach i odgarnął suche rzeczy na bok, w odruchu wyjmując już różdżkę. I chowając ją zaraz, bo na szczęście przypomniał sobie, że tutaj raczej nie wypada. Zjawiła się z resztą kelnerka, która z bardzo niezadowoloną miną starła rozlany płyn ignorując jego "przepraszam", czy nawet "co robi pani po pracy?". Eh, chyba mu urok osobisty opadł!
- Pierwsza demolka zaliczona, a to wszystko jeszcze na trzeźwo. - pokręcił głową i przyniósł więc nowe piwo, bo nie ma co płakać nad rozlanym, prawda?
- Co do śpiewania, możesz być pewna, że mój syn będzie wielkim fanem Elvisa. - pokiwał głową całkowicie o tym przekonany. - Dwaj synowie i córka znaczy. Mam to już obmyślone. Nie wiem do końca, co na to Judy, ale ostatecznie postawię ją przed faktem dokonanym, czy coś. - dodał uśmiechając się szeroko do własnego planu i nie martwiąc się tym, że to co powiedział, a przynajmniej zakończenie nie ma sensu. Bo i jakby to zrobić? - W razie czego jak cię sprawdzisz wynajmę cię na śpiewacza kołysanek. Nie wiem w sumie, czy Jud umie śpiewać.
Zmarszczył nos. On bardzo wyobrażał sobie siebie w roli ojca. Wiedział, że już raczej mocno nie dojrzeje, ale czy to potrzebne? Dla swojej rodziny zawsze zrobi wszystko, będzie stał za nią murem i poświęci jej wszystko. Czy to kuzyn, czy siostra, rodzice, jego miłość czy dzieci, których jeszcze na świecie nie ma, a nawet nie są w oficjalnym planie.
A co więcej trzeba dzieciom, niż absolutna i całkowita miłość?
Że niby stateczność, stałe źródło dochodów rodziców, odpowiedzialni opiekunowie, spokój w domu, brak awantur między rodzicami i inne przyziemne bzdury...? Ćśś...
- To jeśli wychodząc będziemy w stanie chodzić, ruszymy po drugie trofeum. - zaproponował. Nie ma co za wiele planować, póki co choć raz muszą tu zaśpiewać, to już jest postanowione. A potem... będzie potem.
- Moje ręce są jak najbardziej dobre i chętnie przyjmę zestaw. Opłacę pierwszą butelką wina. - zapewnił bardzo ucieszony jej propozycją. Będzie musiał więc zrobić miejsce w piwnicy i to wszystko rozlokować. A potem poczytać, poinformować się. Choć najlepiej jak pogada z Eileen, ona na pewno wszystko wie!
Dołączył się do braw patrząc, jak kobieta schodzi ze sceny i pojawia się zamiast niej inna o znacznie niższym, głębszym głosie. Bedą ballady jak nic!



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pub Baggins, Bagford Street 12 - Page 3 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Pub Baggins, Bagford Street 12 [odnośnik]14.02.17 22:13
- To chyba tylko mi zdarzało się trafiać na nie całkiem porządnych. Chociaż pewnie masz racje. Nie wybieramy tego w jakiej rodzinie się rodzimy i jaką krew mamy. Po prostu dla mnie to tylko krew. Każdy z nas jest czarodziejem i to po prostu nie powinno mieć znaczenia. - powiedziała z lekkim wzruszeniem ramion. - Gdybyś zobaczył tych wszystkich szlachetnie urodzonych przychodzących do mnie po mandragory albo eliksiry. Tylko dlatego, że nie jestem szlachcianką traktują mnie jakbym urodziła się by im służyć. A starsze pokolenie? Ciągle pyta mnie o męża. Jakby kobieta nie mogła prowadzić hodowli. - odparła z rozbawieniem. Teraz ją to szczerze bawiło, ale kiedy przychodziło do takiego spotkania miała ochotę tych wszystkich czarodziejów wyrzucić za drzwi. Na szczęście była na tyle wychowana i na tyle zależało jej na klientach by tego nie robić jak tylko przyjdzie jej ochota. - Pewnie masz racje. Nie słyszałam wcześniej o takiej szalonej mieszańce jak Wasza dwójka. - odparła zgodnie z prawdą. Peony nie miała zbyt wielu przyjaciół, a większość przyjaciół traktowała jak rodzinę. Jednak chciała otaczać się ludźmi, którym mogła bezgranicznie ufać. Od powrotu do Anglii jednak nie mogła na to narzekać. Czuła się tak jakby ktoś oddał jej zagubioną przed laty pewność siebie. Pewność, że jeszcze nie wszystko na jej ścieżce jest takie złe. - Chociaż wcale mnie to nie dziwi. - dodała upijając kolejny łyk piwa. Robiło jej się już ciepło. Nigdy nie miała zbyt dobrej głowy do alkoholu, ale akurat w tym przypadku było to naprawdę dobre. Skoro miała wyjść na scenę i śpiewać to musiała podjąć środki zapobiegawcze przed tremą. Peony zdarzyło się obejrzeć kilka mugolskich filmów w swoim życiu. Dowód na to, że nie da się tak całkowicie wycofać ze świata ludzi. Musiała jednak przyznać, ze w kinie samochodowym nigdy nie była… właściwie to samochodem w swoim życiu jeździła tylko raz jeżeli nie liczmy Błędnego Rycerza. Już miała powiedzieć, że nie może się doczekać, kiedy wspomniał, że jedyne prawo jazdy jakie ma to to na motor. - Mam nadzieje, że bierzesz pod uwagę to, że mam syna i dowieziesz mnie bezpiecznie na miejsce? - zapytała unosząc brew. Nie wątpiła w to nawet przez chwile. Zdążyła już się przyzwyczaić do obecności Botta. Chociaż nie wiedzieli o sobie wszystkiego to i tak mogła powiedzieć, że był naprawdę dobrym przyjacielem. - Pojedziemy okrężnymi drogami. Nie złapią nas! Mam szczerze dość policjantów. Jedna połowa wyjada mi pół lodówki, a druga przesłuchuje co chwile. - odparła kręcąc głową. Sprout w swojej rodzinie miała dwóch policjantów i aurora więc z prawem jej całkiem po drodze. Całkiem po drodze o ile nie musi kolejny raz odpowiadać na pytania o jej męża. To już się po prostu robi śmieszne. A tak naprawdę to niedługo Peony zostanie znawcą mugolskiego świata. Zaczęło jej się to naprawdę podobać. Wybuchła śmiechem słuchając o podwójnym życiu. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć bo mężczyzna ręką przewrócił kufel. Peony szybko sięgnęła po leżące przy ich stoliku serwetki, ale te okazały się być mało pomocne. Dopiero niezadowolona z tego faktu kelnerka uratowała ich od lejącego się po stoliku piwa. - Bertie Bottcie jesteś niezdarą do kwadratu. Czy już Ci to mówiłam? - musiała mu o tym już wspominać, ale nigdy nie zaszkodzi powtórzyć! Spojrzała na swój kufel przysuwając go do siebie. Żeby nie wpadło mu do głowy wylać jeszcze jej. - Postawić kobietę przed faktem dokonanym? Życie ci niemiłe? - zapytała z udawanym przerażeniem w głosie. - Opowiedz coś o Judy – dodała. W końcu Bertie niewiele o niej wspominał, a Peony nie miała z zwyczaju o to pytać. Dodatkowo Sprout nie miała pojęcia, że Judy, o której opowiada Bott jest jej kuzynką. Zawsze ją te powiązania bawiły. - Kołysanki to nie aria operowa. Na pewno da sobie radę. - odparła z szerokim uśmiechem. Kiedy skończyła swoje piwo, a zaraz obok niej pojawiło się kolejne (mugole chyba też mają swoją magię w kelnerkach) pokręciła głową. - Jeśli będziemy w stanie chodzić… - powtórzyła spoglądając do na niego to na kufel. Na jej policzkach pewnie pojawiły się już rumieńce. Skinęła głową. - No to czekam na tę butelkę, żebyś był tego pewien. - dodała z uśmiechem. Wtedy ktoś na scenie zaczął śpiewać przebój Teresy Brewer, który Peony także znała. Podskoczyła na krześle słysząc głos kobiety i zaczęła postukiwać palcami o blat stolika. Chyba jednak znała więcej niż myślała.


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Pub Baggins, Bagford Street 12 [odnośnik]17.02.17 22:50
- Tak, to jest śmieszne. Choć w sumie to też kwestia tego, że większość z nich jest mocno zamknięta. W sensie rodów, przyjaźnią się między sobą, widują ze sobą, wpajają im staroświeckie przekonania. - przyznał. W gruncie rzeczy to kobiety w Wielkiej Brytanii miały prawa wyborcze zaledwie od... dwudziestu ośmiu lat? Od bardzo niedawna tak na prawdę. Jak tak o tym pomyśleć, trudno się dziwić, że starsze pokolenia czują się speszone widząc kobietę prowadzącą własny zakład. Choć dla Bertiego zawsze była to raczej abstrakcja. Przyjaźnił się w większości z kobietami i właściwie to one były tymi inteligentnymi i ułożonymi istotami, które nie raz sprawowały nad nim pieczę, pilnowały żeby nie władował się w zbytnie tarapaty.
I widząc takiego Bertiego Botta i taką Josephine Fenewick, czy Minnie McGonagall - komu lepiej dać prawa wyborcze?
- Spokojnie, przy mnie nic złego ci nie grozi. - zapewnił, bo i prowadzić potrafił. Przy wspomnieniu o policjantach uśmiechnął się za to i uniósł brwi. - Co to za policjant i dlaczego pozwalasz mu kraść jedzenie, którym powinnaś karmić mnie?
Spytał zaraz. W gruncie rzeczy świat jest mały. Bertie nie zawsze uwiadamiał sobie, jak bardzo i w tej chwili nie wiedział, że dobrze tego policjanta zna. Choć już nie raz życie mu udowodniło, że szczególnie magiczna część Londynu to okolice w których raczej wszyscy wszystkich w końcu poznają.
Zaraz jednak rozlał piwo i trzeba było posprzątać. Na oznajmienie panny Sprout wzruszył tylko ramionami, cóż mógł rzec?
- Słyszę to tyle razy dziennie, że trudno zapamiętać kto mi to mówił, a kto nie. - stwierdził wesoło. Przywykł już do tego i w sumie to nawet zdążył jakoś polubić. Bawiło go to po prostu.
Jak większość rzeczy na tym świecie.
Zaraz jednak jego uśmiech się zmienił, wzbogacił o jakieś szczególnie ciepłe uczucia.
- Poznaliśmy się w szkole. Ja byłem w drugiej klasie, ona w pierwszej i uważam, że od tej pory ze sobą byliśmy. Zawsze za nią ganiałem. No wiesz, wiadomo jak to dzieciaki, nie mówię o wielkich uczuciach od pierwszego wejrzenia, ale miała w sobie coś co mnie do niej ciągnęło. Jest... nie wiem. Zawsze była bardzo nerwowa, bardzo mściwa, bardzo waleczna. Nie wiem jakim cudem mogła być Puchonką. Walczyliśmy ze sobą co chwila, ale było w tym... wiesz, to coś. Jednocześnie potrafiła być najbardziej uroczą osobą pod słońcem. Potrafiliśmy siedzieć i milczeć albo gadać o bzdurach, które jakoś w świecie który sobie stworzyliśmy były bardzo istotne. Była bardzo ambitna. - wzruszył ramionami. Nie mogli bardziej do siebie nie pasować, a jednak dobrze im było razem. Dało się to wyczuć. Choć może i ta wypowiedź pobrzmiewała też jakąś tęsknotą? - Raz załatwiła mi pracę w stajni swoich rodziców tak a propo tej mściwości. Nabroiłem i mama szukała czegoś odpowiedniego więc gnom postanowiła się przysłużyć. - zamilkł na chwilę. Co mógł o niej powiedzieć? Dopiero o chwili załapał, że ciągle mówi w czasie przeszłym i wzruszył ramionami. - Przepraszam, historię ci tu całą wyciągam. Wróciła niedawno do mojego świata znowu jak tornado. Wiesz, ona była siedem lat, a potem dwa lata nie umiałem spotykać się z nikim dłużej, jakoś tak się rozpadało, bo każda była nie taka, nie ona.
Stwierdził. A kim teraz jest Judy? Martwiło go to, choć spychał te myśli na bok. Omijał, przechodził obok, zostawiał, zamiatał, uciekał. I czekał, aż ona pozwoli się poznać i uparcie, bardzo uparcie starał się w niej widzieć tą Judy Skamander którą kochał przez jedną trzecią swojego życia, a nawet dłużej.
- W sumie to zjawiła się w moje urodziny. Które zorganizowała moja ówczesna dziewczyna. Wyobrażasz sobie ten armagedon? - dodał. Chyba alkochol dobrze mu wchodził, bo gadał jeszcze więcej niż zwykle. Wspomnienie urodzin go bawiło w tej chwili. Cała impreza była świetna. Żal mu było Polly, która została właściwie na lodzie, a nadal uważał, że była wspaniałą dziewczyną i było mu z nią dobrze. Ale nie potrafiłby jej okłamywać.
- Jak nie będziemy w stanie chodzić to zaczniemy się czołgać i stworzymy nowy styl taneczny, wiesz awangarda taniec bez nóg. Myślę, że nas docenią. - stwierdził zaraz radośnie, znów pijąc trochę piwa i widząc ożywienie Piwki na jedną z piosenek klasnął w ręce. - Możemy to potem zaśpiewać, jednak trochę znasz!
Piosenki na karaoke w końcu bez problemu mogą się powtarzać. Z resztą w takim razie na sto procent znajdą coś jeszcze, co Piwka choćby w miarę zna!



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pub Baggins, Bagford Street 12 - Page 3 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Pub Baggins, Bagford Street 12 [odnośnik]20.02.17 13:25
Na słowa przyjaciela wzruszyła ramionami. - Wiesz, że ludzie im zazdroszczą? Ja chyba nie wiem do końca czego. Pieniędzy? Krwi? Wbrew wszystkiemu lubię swoje życie, wiesz? To, że wychowałam się małej chatce na skraju lasu, to że moje życie nie było podyktowane zasadami określonymi wieki wcześniej. Byłabym okropną szlachcianką. Leżeć i nic nie robić? Plotkować o sukniach i kolejnych skandalach? Musiałabym Cię prosić, żebyś mnie zabił i zakończył tę mękę. - zażartowała. Chociaż w jej głosie brzmiało rozbawienie to wszystko co powiedziała nie odbiegało tak bardzo od prawdziwych myśli. A może po prostu ich nie rozumiała? Może to wszystko miało drugie dno? Tak jak arystokracja nigdy nie rozumiała ich. Chociaż tak naprawdę jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej wszystkie kobiety były traktowane tak jak traktowane są teraz szlachcianki. Wbrew wszystkiemu Peony potrafiła im tego współczuć. Współczuć i nigdy nie zazdrościć. Pokiwała głową i uśmiechnęła się delikatnie – Tak powiedział McKinnon na drugim roku kiedy chciał mnie zmusić do wejścia do Zakazanego Lasu. Dobrze, że nie poszłam. Skończył ze złamanym obojczykiem! - odparła unosząc delikatnie brew. Wierzyła mu. Gdyby tak nie było to ich relacja wyglądałaby w całkowicie inny sposób. W końcu Sprout miała straszne problemy z zaufaniem. I chociaż pewnie Bertie nie zdawał sobie z tego sprawy to był jedną z nielicznych nowo poznanych jej osób, z którymi złapała jakikolwiek kontakt. Westchnęła. - Bo w mojej rodzinie, albo zielarze, albo stróżowie prawa. Jeden z policjantów to mój brat Aspen, który prawdopodobnie uważa, że jak nie będzie jadł przez trzy dni to jedzenie w końcu samo do niego przyjdzie, a drugi to mój kuzyn Raiden, któremu wystarczy powiedzieć słowo „ciastko” ewentualnie „deser” i już jest. Przez nich moje dziecko ubzdurało sobie, że chce zostać policjantem. Rozumiesz? A jest tyle… bezpiecznych i nieprzyprawiających o zawał zawodów. - pokręciła głową nie tyle na zawód policjanta co na to, że jej dziecko tak bardzo chciało nim zostać. Na szczęście miał tylko siedem lat i przed sobą całe życie, a decyzje były ulotne tak jak plany i marzenia. - Ale nie martw się! Jestem kobietą, gotuje jak dla armii. Nie pozwoliłabym ci chodzić głodnym. -dodała z szerokim uśmiechem. Miała dużą rodzinę i przyzwyczaiła się już do ciągłych gości. Jej świat byłby o wiele smutniejszy gdyby nie to, że ciągle ktoś był w jej życiu. Wsłuchała się w to jak opowiadał o Judy. - Nie dziwię się, że została Puchonką w takim razie. Ma wszystko najważniejsze z każdego domu. - powiedziała z uśmiechem. Cieszyła się, że w życiu Bertiego był ktoś o kim mógł tak mówić. Rzadko jednak spotykała ludzi, których związek zapoczątkowany w Hogwarcie przetrwał późniejsze czasy. Sama była tego idealnym przykładem. Widocznie od każdej reguły są wyjątki. Zaśmiała się na wzmiankę o stajni i mściwości. - Charakterna. - skomentowała. Peony do mściwych nie należała, ale kiedy była potrzeba potrafiła bronić siebie i swoich najbliższych z największą zaciętością. Chociaż nadal miała plan odegrać się w następnym roku za te rogi. Jak tylko w końcu dowie się, naprawdę się dowie kto to zrobił! Upiła łyk piwa patrząc z niedowierzaniem na sąsiada. - Skoro organizowała je twoja ówczesna dziewczyna to skąd tam wzięła się twoja była-teraźniejsza? - zapytała prawdziwie zaskoczona. - No naprawdę… coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że życie ci nie jest miłe, Bertie Bottcie. - pokręciła głową naprawdę wyobrażając sobie ten armagedon. - Więc dopiero od twoich urodzin jesteście razem? - zapytała. Przez myśl jej przeszło co się stało z dziewczyną, która była jego dziewczyną do tych urodzin. Miłość rządziła się różnymi prawami. Niekoniecznie takimi, które potrafiła zrozumieć. Może to jej brak zaufania do ludzi, a może zwykła ostrożność którą miała? Tego nie potrafiła stwierdzić. Parsknęła śmiechem na jego nowy wymyślony taniec. - Docenią? Dostaniemy jakąś mugolską nagrodę za taniec rozrywkowy. - powiedziała upijając kolejny łyk. Jeeeej… chyba naprawdę będzie ją boleć jutro głowa. - Pęknę zaraz… to piwo.. - zaczęła, ale skończyła bo zaraz podszedł do nich jakiś mężczyzna z pytaniem czy wybrali już piosenkę. - Wybraliśmy? - zapytała Bertiego. Niech on decyduje. Ona mogła być jego tłem na scenie.


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Pub Baggins, Bagford Street 12 [odnośnik]28.02.17 0:46
- Uwierz mi, ich krew jest tak czerwona jak nasza. Sprawdziłem. Przypadkiem. - zaznaczył ostatnie słowo, bo i nie robił ludziom krzywdy! To, że czasami w Hogwarcie jego żarty czasami wymykały się spod kontroli to inna sprawa, na szczęście jednak nigdy nie stało się nic na prawdę poważnego. - Ale wracając to weź. Znaczy na chwilę obecną nie płakałbym gdyby z nieba spadło mi morze galeonów na spłacenie długu, ale pieniądze sprawiają, że świat jest nudny. Za prosty. Życie plebsu jest spoko. - uniósł kufel, żeby się z Piwką za ten właśnie plebs stuknąć i uśmiechnął się tym szerzej. Jako szlachcice nie mogliby siedzieć teraz i tutaj, w tej mugolskiej knajpie, słuchać mugolskiej muzyki i szykować się do karaoke i zachlania się w trupa i na najgorszy kac na świecie.
No dobra, zależy do jakiego trafiliby rodu.
- Uuu, dlaczego kazał ci włazić do Zakazanego Lasu? - spytał ciekawsko, bo i brzmiało to jak zalążek jakiejś niezłej historii. Był z resztą ciekawski z natury i nic na to nie poradzi, chyba trzeba mu to wybaczyć i tyle.
- W każdym razie obiecuję, że jeśli któreś z nas wyjdzie stąd połamane to nie będziesz to ty. - dodał. Za siebie nie mógł obiecać, magnes na kłopoty nie obiecuje takich rzeczy, ale jeśli tylko da radę to odstawi Piwkę do domu najbezpieczniej, jak tylko będzie mógł!
Wiadomość o policjantach widocznie go rozbawiła, choć na moment jego twarz trochę jakby zmieniła wyraz. Trudno było wejść w temat, który sprawiłby, że twarz Bertiego poważnieje, teraz właściwie nic wielkiego się nie działo, po prostu... skojarzenie? Najpewniej przypadkowa zbieżność imion?
Uśmiechnął się troszkę sztywno, kiedy pomyślał, że zachowuje się jak idiota i zbyt łatwo dekoncentruje, poczuł wyrzuty sumienia o to, że siedzi tu i teraz i po prostu się bawi i zwyczajnie napił się więcej piwa.
- Sprowadź mi kiedyś małego do Próżności. Zrobimy wojnę na jedzenie. Szefowa na pewno byłaby zadowolona, przekabacę go jeszcze na słodko bezpieczną stronę mocy. - puścił jej oczko. Pamiętał, że obiecał też próbować pouczyć malca latania na miotle. Pogoda z resztą powoli robiła się coraz lepsza, może niedługo będzie mógł porwać młodego Sprouta?
- Trzymam za słowo. - dodał zaraz. Sam karmił lokatorów od czasu do czau, jak już gotował to potężne ilości, a przecież każdemu się od czasu do czasu zwyczajnie nie chce, prawda? Prawda. Zaraz jednak wszedł temat Judy i trochę zaczęło mu się to wszystko mieszać w głowie.
I jeszcze te urodziny. Przetarł twarz i spojrzał na Peony miną najświętszego ze wszystkich niewiniątek pod słońcem.
- Polly uczyła się we Francji. Nie miała okazji obserwować mojej siedmioletniej batalii z przerwami w Hogwarcie. Tak, wieloma przerwami. - przyznał. Trochę rozbawiony, trochę na prawdę go to bawiło, choć tak właściwie to wcale nie było śmieszne. Jakim cudem on tak lubił żyć w wiecznej wojnie i przy wiecznych rozstaniach? A jednak wiecznie wracał. - Nie wiedziała kogo zaprosić, a kogo nie. Pomagał jej mój przyjaciel, który chyba myślał, że już wszystko sobie z Judy dawno wyjaśniliśmy. Tylko ja jej nie widziałem od ostatniej awantury. No i przyszła. - przyznał. Skrzywił się przy tym. - I udawała, że jest z moim kuzynem. Nie wiem, czemu. Zawsze była dziwna. A ja nie lepszy. Matt za to oberwał z resztą. I rzecz jasna potem mnie sprał. Nie, żeby coś. - uniósł ramię, żeby pokazać swoją chuderlawą łapę. - Mało kto by się oparł tym mięśniom, ale jednak odrobinkę silniejszy jest. - pokręcił głową, teraz go to bawiło. Porządne sceny z tego wyszły. Wielkie nieporozumienia, konflikty. Oj tak, zdecydowanie życie mu niemiłe. - Jak się domyślasz, to dłuższa historia. - dodał postanawiając nie zanudzać Piwki szczegółami o gonieniu dziewczyny ze swoich wspomnień i marzeń, czy o trudnej rozmowie z dziewczyną która stawała się dla niego w jakiś sposób ważna, o rozterkach i tym podobnych. Szczególnie, że jak już mówił to na głos to wszystko brzmiało cholernie dziwnie... - A moi znajomi, rodzina i ja też nie jesteśmy aż tak dziwaczni zazwyczaj. Matko, świat po prostu czasem staje na głowie i tyle, to był taki moment. - dodał, bo miał wrażenie, że to wcale nie brzmiało dobrze. Wtedy z resztą i jemu wydawało się jednym wielkim koszmarem, ale teraz? No... no cóż, dobrze się skończyło. No i fragmenty teraz wydawały mu się nawet zabawne. Na pewno ta bójka na kacu kolejnego dnia.
- Oood... nie podałbym daty, ale strzelam w koniec marca. - zmarszczył brwi. Sprawdzić daty, jeśli ci jednak życie choć trochę miłe, Bertie Botcie. - Daty będą powodem mojej śmierci. - dodał, kiwając głową z powagą, bo i zawsze miał z nimi problem zarówno na historii magii, jak i w życiu, kiedy trzeba pamiętać o urodzinach, czy rocznicach. Te cyferki po prostu wylatują mu z głowy!
- Nie pękaj, zaraz następne. Obiecałem, że dotrzesz bezpiecznie do domu, nie że dotrzesz na dwóch nogach w pozycji wyprostowanej. - oznajmił jej jeszcze wesoło, kiedy ktoś przyszedł pytać o piosenkę. Spojrzał na Piwkę zastanawiając się chwilę. - Mistery Train? - stwierdził, ale zerknął czy Peony nie zaprotestuje i uśmiechnął się szeroko. Pasowało mu to do tego wieczoru, a co tam.
- Czyli pewnie niedługo wychodzimy. Gotowa? - uśmiechnął się szeroko, szukając w zeszycie z tekstami, żeby pokazać Piwce na co się zgodziła. A może zna trochę Presleya i pozna z pierwszymi dźwiękami muzyki?



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pub Baggins, Bagford Street 12 - Page 3 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Pub Baggins, Bagford Street 12 [odnośnik]03.03.17 9:14
Życie plebsu jest spoko. Parsknęła śmiechem słysząc te słowa. W sumie nie narzekałaby gdyby do jej kieszeni wpadło kilka dodatkowych galeonów, ale z drugiej strony wiedziała, że ludzie doceniają coś dopiero wtedy gdy tego nie mają. Wcześniej nie musiała narzekać na brak pieniędzy. Jej mąż skutecznie dbał o to by znaleźć im jakieś „oszczędności” w niezbyt legalny sposób. Teraz jednak żyło jej się o wiele lepiej. Nie tylko bezpieczniej, ale przede wszystkim lżej. Może faktycznie życie plebsu było całkiem spoko? A może nie jej było o tym decydować. - Wiesz co mnie naprawdę irytuje? To, że ludzie nie doceniają tego co mają. W sensie… żyje im się źle to jest wielki płacz o to, że jest im źle, żyje im się lepiej to płaczą, że mogło być jeszcze lepiej. - wzruszyła ramionami. Tacy właśnie byli ludzie. Zawsze było im za mało. Zawsze chcieli więcej. Bertie był jedną z nielicznych osób, które podchodziły do życia z taką radością. Uśmiechem wymalowanym na twarzy. Zdecydowanie mógłby zajmować się tworzeniem wykładów motywacyjnych. Peony na pewno na jeden z nich by przyszła. - Oj wiesz jak to jest… ja byłam mądrzejsza, a on był półgłówkiem. Chciał się założyć za pracę domową z zielarstwa, że tam nie wejdę. Oczywiście, że bym tam nie weszła i mu to powtarzałam, ale cóż. Az w życiu byłam w Zakazanym Lesie i gonił mnie centaur, wtedy powiedziałam sobie, że nigdy więcej. - odparła uśmiechając się szeroko. Peony jako dziecko lubiła przestrzegać zasad. Patrzyła na to jak ktoś wymykał się w nocy korytarzami zamku i kompletnie nie potrafiła zrozumieć dlaczego ktoś miałby to robić. Co jest złego w byciu ostrożnym? Tak przynajmniej jako dziecko o sobie myślała. - Niech w takim razie będzie! - skwitowała upijając łyk piwa. Chociaż miała już piwny nastrój to i tak to jeszcze było za mało by wybiec na scenę. Jej wycie pochłaniało dużo energii i była tego pewna. Peony nie miała pojęcia, że te słowa jakoś wpłyną na Botta. W końcu nie mogła wiedzieć, że świat jest aż tak mały i może to był jej błąd, że zwyczajnie wcześniej o tym nie rozmawiali. Teraz nie miała pojęcia dlaczego miałby się zmieszać po jej słowach, ale gdyby wiedziała byłoby jej okropnie głupio i przykro. Nadal nie rozumiała dlaczego złe rzeczy spotykają dobrych ludzi. Uśmiechnęła się szeroko na jego propozycje. - Naprawdę chcesz mieć taki bałagan w Próżności? Szkoda trochę tych wszystkich słodkości. Szefowa na pewno nie będzie miała nic przeciwko. Tu zamrugasz oczkiem, tam się uśmiechniesz… - parsknęła śmiechem. - Jesteś niezdarą i komediantem, ale uroku nie można ci pożałować. - dodała spoglądając na kończące się w kuflu piwo. Wsłuchała się w opowieść Bertiego i nie wiedziała czy powinna się dziwić czy jednak tak jak on podejść do tego całkiem na trzeźwo. Znaczy… trzeźwo. Chyba nie wszystko potrafiła zrozumieć, ale może to dlatego, że po prostu tych ludzi nie znała. Peony nie wiedziała po co ktoś miałby udawać kogoś innego, albo coś innego. Była za prosta w intrygach i uczuciach. Dla szatynki w tej sferze wszystko było albo czarne, albo białe. - Najważniejsze, że sobie to wyjaśniliście i jest dobrze. Nie wszystko robimy z rozsądkiem. - odparła kiwając głową z uśmiechem. Bo nawet jeśli chciałaby coś powiedzieć to chyba nie powinna. Jeżeli chodziło o wiedzę na temat kontaktów z innymi ludźmi to była okropna. Pomijając całą tę sytuację z jej mężem to jeszcze to, że otaczała się zwykle mężczyznami. Nie wiedziała co siedzi w głowie takiej przeciętnej kobiety. - Wydaje mi się, że kojarzę tego twojego kuzyna. Tak zaczęłam się zastanawiać, kiedy pierwszy raz o nim powiedziałeś. Mam straszną pamięć do osób, ale jestem pewna, że jeszcze jakiegoś Botta dane mi było spotkać. - powiedziała kiwając głową. Bertie mówił o tylu ludziach i Peony naprawdę zaczęła się zastanawiać gdzie są ci wszyscy znani je ludzie. Odcięła się od każdego. Zapomniała jak to jest kogoś znać. - Nie strasz mnie… - zaczęła patrząc na swoje piwo i kończąc ten kufel. - Dobra… żartowałam. Jestem zwarta i gotowa! Proszę Pani! - mruknęła wyprostowując się i szukając wzrokiem kelnerki. Kiedy ta zwróciła w końcu na nią uwagę Peony pomachała jej, żeby przyniosła jeszcze dwa razy to samo i coś jej mówiło, że ta nie była zbytnio zadowolona widząc jej machającą rękę. - Ups… oby nam nie napluła do tego piwa. - dodała jeszcze ze wzruszeniem ramion. Pewnie zgodziłaby się na wszystko co wybrał Bott bo zwyczajnie jej gust muzyczny równał się zeru. Dlatego pokiwała głową na jego pytające spojrzenie. Kobieta podniosła kufel tak by mogli się nimi stuknąć. - Pijemy i idziemy. - zarządziła chociaż nadal nie była pewna czy aby na pewno tego chce. No, ale trudno. Raz się żyje. Jedyną osobą, która później może się z niej śmiać siedzi przed nią i może być pewna, że zginie jeśli chociaż zachichocze. Nie wiedziała ile to trwało, ale w końcu mężczyzna  stojący na podeście wskazał na nich dłonią wywołując ich na scenę. - Na Merlina… - zaczęła dopijając jeszcze w drodze swoje piwo. - Niech się dzieje co chce!


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Pub Baggins, Bagford Street 12 [odnośnik]04.03.17 1:05
- Niektórzy chyba tego potrzebują. Wiesz, lubią czuć się źle, lubią mieć doła i popławić się w melancholii, czy cośtam. Brzmi dziwacznie i jest dziwaczne, ale stawiam dziesięć galeonów jak nic, że tak jest. - wzruszył ramionami. Nie był osobą nadmiernie oceniającą, było to dla niego dziwne, ale jeśli ktoś lubi się nad sobą użalać to niechże się użala i przeżywa swoje życie jak tylko chce. Ale fakt faktem, przyglądając się ludziom Bertie nie mógł odeprzeć wrażenia, że niektórzy po prostu dobrze się czują móc pływać w swojej melancholii nakręcanej wewnątrz własnego umysłu i tyle.
Na historię o centaurze zaśmiał się wesoło. Wyobraził sobie małą Piwkę w pidżamie i butach szkolnych, która goni obrzeżami lasu i ucieka przed pół człowiekiem, pół koniem którego teren naruszyła. Biedna dziewczynka!
- Wiesz, nie wszyscy mogą się pochwalić spotkaniem z centaurem, to ma swoje dobre strony. Może i z nim nie pogadałaś, ale widziałaś na własne oczy. - stwierdził może już trochę pijacko. Sam centaury tylko sobie wyobrażał, czy widział na zdjęciach ale nie miał niestety okazji nigdy widzieć ich na prawdę. A wielka szkoda!
Skłonił się lekko na komplement, uśmiechając się przy tym wesoło, może tylko trochę piwnie i nie spuszczając swojej rozmówczyni z oczu. Jak to jest, że czasami człowiek tak po prostu trafia na człowieka i tak dobrze mu z nim spędzać czas? Jeszcze chwilę temu się nie znali, a teraz zwiedzali wszelkie londyńskie miejsca rozrywki. Ludzie zdecydowanie się przyciągają.
- Cynthia jest cudowna i wspaniale i w pełni świadomie daje się kokietować. - zapewnił ją wesoło. Lubił podrywać panie, nawet tak bezcelowo i bezsensownie, nawet kiedy żadna chemia nie miała prawa zaistnieć, po prostu sprawiało mu to przyjemność. Co poradzi? Szczególnie, że jego szefowa na prawdę jest kobietą wspaniałą i jedyną w swoim rodzaju, tak pozytywnie zakręconą jak mało kto w tych czasach. - Poza tym uwierz, pokochałaby młodego i on ją. Jest postrzelona dokładnie tak jak postrzelonym trzeba być, żeby wymyślać magiczne smakołyki. - Zapewnił i był swoich słów pewien. - Pewnie osobiście zarządziłaby wojnę na nieupieczone ciasto.
Jak to możliwe, że do takowej jeszcze nie doszło? Oczy mu lekko błysnęły, jak to oczy błazna, który wpadł na świetną zabawę, trzeba to przemyśleć, trzeba to zorganizować, jeszcze tylko spyta Cynkę, a ona na pewno nie tyle mu pozwoli, co sama ściągnie jak najwięcej ludzi i dostarczy ile tylko masy do wojny będzie trzeba.
- Oj nie. Szczególnie jak się zakochamy. Wiesz mam teorię, że miłość to tak na prawdę taki pasożyt. Mały robaczek, może wyglądać jak biedronka i być bardzo uroczy dlatego wszyscy go chcemy, ale on nam wyjada mózgi powoli ale do samego końca. - oznajmił tonem znawcy, unosząc przy tym palec jako, że zdecydowanie mógłby stanowić dowód na potwierdzenie tej tezy. Był istotą bardzo kochliwą, może i zwyczajnie nie potrafił być sam. Kiedy rozstawał się z Judy, dość szybko zwykle kręcił się koło jakiejś dziewczyny, odkąd rozstanie okazało się ostateczne może i nie wpadł w żaden poważny związek, ale właściwie cały czas kogoś miał. Po miesiąc, dwa, trzy, czy to na randkę, czy cokolwiek. Niektórzy po prostu nie odnajdują się w świecie singli.
Najpewniej ci, którym ta biedronka wyjadła już za wiele.
- O. Taki... duży? - zaśmiał się na pierwszy przymiotnik jaki wpadł mu do głowy na myśl o Matcie. - I stara się wyglądać groźnie, często poobijany i w ogóle. Tak na prawdę to poza, jestem pewien że gdyby mama się postarała, bez problemu ustawiłaby go do konta. - stwierdził, puszczając jej oczko wesoło, bo i taka prawda, nie istnieje Bott nad którym Samantha nie miałaby jakiejś swojej władzy. I znając ją, samego Grinewalda by do konta mogła ustawić, tylko musiałaby trochę dłużej popracować. - Jakby cię przy kolejnej okazji wkurzał, spróbuj to sobie wyobrazić, polecam. - dodał, dopijając swoje piwo. Które to już?
Eh, szczęśliwi piwa nie liczą.
Zaśmiał się patrząc na Piwkę zamawiającą kolejne piwa. Pewnie dopiero na scenie do nich dotrze ile wypili, ale kto by się tym przejmował? Ah tak, jutrzejsi oni, którzy będą konać w łóżkach i błagać o wodę. Piwka ma tyle szczęścia, że jej dziecko pewnie się zaopiekuje chorą mamusią. A on? Może wezwie Judith? A może Eileen się zlituje?
Do czego to doszło, żeby była nauczycielka miała mu gotować zupę na kaca...
Kolejne piwo wchodziło jeszcze szybciej i już za kilka chwil stali na scenie. W drodze Bertie tylko raz się potknął, a sądząc po jego tanecznym kroku to na prawdę osiągnięcie!
I już zaraz leciała muzyka, złapał więc Piwkę i ją okręcił, bo to samo się nasuwało, żeby trochę potańczyć.
Cóż, miał zdecydowanie całkowicie inny głos niż Elvis i o jakieś dwieście leveli mniej talentu, ale alkohol na tyle zakrzywił jego poczucie muzyki, że jak zaczął śpiewać to chociaż w jego głowie brzmiało to nieźle.
Nie zapominał przy tym, by stuknąć się z Piwką biodrami, okręcić ją, obrócić czy potupać sobie w miejscu spokojniej, kiedy prawie Piwki znów nie upuścił. No, obiecał jej, że nie pozwoli jej się połamać! Piosenka była krótka, a tekst prosty i składający się z powtórzeń, więc i jej co chwila podsuwał mikrofon. Jeśli się kompromitować to tylko razem!



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pub Baggins, Bagford Street 12 - Page 3 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Pub Baggins, Bagford Street 12 [odnośnik]04.03.17 20:05
Ooo tak! Peony znała takich ludzi. Z jednej strony im współczuła takiego ciągłego pesymizmu i zamartwiania się, ale z drugiej strony sami tego chcieli i właśnie takie życie im pasowało. To było trochę przykre, ale nie miała się zamiaru dzisiaj nad tym zastanawiać. Miała zbyt dobry humor żeby rozważać cokolwiek przykrego. Humor napędzany nie tylko dużą dawką wypitego alkoholu. To po prostu był dobry dzień. - Oczywiście, że pogadałam! - powiedziała z udawanym oburzeniem w głosie. - Chciał mnie chyba pojąć za żonę, albo sama sobie to wymyśliłam. No, ale… trafiłam go nawet kamieniem w głowę i zwiałam. - parsknęła śmiechem. - Nie spodziewałeś się, że ze mnie taki rozbójnik co? - zapytała unosząc brew z uśmiechem. Peony miała kilka asów w rękawie. Chociaż zwykle była spokojna i poważna to miała swoje za uszami chociaż tym to nie miała w zwyczaju się chwalić. Niech się czuje zaszczycony! Ją też to zadziwiało. To, że można było poznać całkowicie nieświadomie kogoś kto całkiem na poważnie zajmie miejsce w naszym życiu. Wiedziała, że Bertie jest dobrym przyjacielem i nawet jeśli ich relacja opierała się teraz głównie na ciągłym odkrywaniu istniejących rozrywek to Sprout wiedziała, że gdyby działo się coś złego w jej życiu mogłaby się do niego zgłosić, a ten pomógłby jej bez mrugnięcia okiem. Ta świadomość była pocieszająca. Parsknęła śmiechem. - W takim razie cofam swoje słowa! - powiedziała z szerokim uśmiechem. - Jaki to wysiłek jeśli kobieta ci pozwala się kokietować? - w takich przypadkach urok osobisty był tylko dodatkiem. Tak naprawdę Peony nie znała się na tym ani trochę. Ani na kokietowaniu ani na byciu kokietowanym. Nie miała takiego doświadczenia w związkach jak Bott, tak naprawdę w życiu kochała tylko jednego mężczyznę i może właśnie dlatego nie miała o tym wszystkim pojęcia. Chociaż z drugiej strony kto jej bronił sobie mówić co uważa? - Może zamiast wymyślać co raz to nowe rozrywki powinniśmy po prostu pójść do Słodkiej Próżności? Myślisz, że twoja szefowa pokocha też mnie? - zapytała z rozbawieniem. Nie ma co mówić. Piwo uderzyło już jej do głowy. Nie miała mocnej głowy i powiedziała o tym Bertiemu już wcześniej. Chociaż chyba i tak trzymała się całkiem dobrze jak ilość wypitego alkoholu. Widziała ten błysk w oczach przyjaciela i pokręciła głową. Nawet nie chciała pytać co mu się już roiło w głowie. Czasami lepiej było za dużo nie wiedzieć. Słysząc jego teorię na temat miłości pokiwała szybko głową. - W tym coś jest, Bertie Bottcie! Myślisz, że później nam się to regeneruje czy nie? - zapytała upijając kolejny łyk piwa. Naprawdę mogło tak być. Miłość ogłupiała. Była trudna i Piwka o tym wiedziała. Bertie jednak widział ją jako coś dobrego, a Piwka już niekoniecznie. - Ja naprawdę boje się już mamy Bott chociaż i tak uważam po tych wszystkich opowieściach, że to cudowna, cudowna kobieta. - powiedziała kładąc rękę na piersi w geście szczerości. To wyjście na karaoke nadal było dla Piwki zaskoczeniem. Zaskoczeniem, że sama na to wpadła i naprawdę odważyła się by przyjść. Chociaż ostatnimi czasy przestała być dla siebie zaskoczeniem. Kiedy weszli na scenę, a pierwsze dźwięki muzyki wprawiły w ruch siedzących niżej ludzi Peony pokręciła głową z rozbawieniem. Jej nogi same popłynęły kiedy Bott chwycił ją za dłoń. Co jak co, ale tańczyć umiała. Pomimo buzującego w krwi alkoholu udawało im się (a przynajmniej tak im się wydawało) falować po parkiecie. Uśmiechała się szeroko słysząc jego głos. Albo naprawdę dobrze znał tekst, albo naprawdę dobrze udawał. Zamknęła mocniej oczy gdy prawie uderzyła o podłogę by zaraz wybuchnąć głośnym śmiechem. Przytknęła sobie mikrofon trochę nucąc, a trochę powtarzając słowa. Już po którymś razie podłapała tekst i zaczęła machać dłońmi w rytm. - Śpiewajcie ludzie! - krzyknęła do mikrofonu kiedy znowu zaczął się refren. Jeszcze jeden obrót i Piwka zdała sobie sprawę z tego jak jej szumi już w głowie. I chociaż zdawała sobie z tego sprawę to nadal z szerokim uśmiechem na ustach machała dłońmi. Występ stulecia.


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Pub Baggins, Bagford Street 12 [odnośnik]05.03.17 21:21
Dopiero przy słowach o kokietowaniu przypomniał sobie, o czym ostatnio pomyślał wpadając do domu jednego z sąsiadów. A może przypomniało mu o tym wspomnienie słodyczy? Tak czy inaczej jego uśmiech się poszerzył, a w oczach coś błyszczało i nie był to już tylko alkohol, ale i plan, bardzo niecny plan w który Bertie Bott całym swoim upitym i podziurawionym przez biedronki umysłem wierzył.
- Tam też wpadniemy. Ale najpierw wpadniesz do mnie. Na szarlotkę. Może bez walki na jedzenie, a może z, zobaczymy.
Powiedział jej, unosząc przy tym palec i zaraz zmieniając temat, żeby nie dopytywała i nie kombinowała. On to wszystko dokładniej przemyśli i ogarnie, ale najpierw niechaj wytrzeźwieje, bo już mu się w głowie trochę daty mieszają. Nie, żeby mu się jakoś nadmiernie spieszyło do trzeźwienia, on na prawdę lubił być upity, po prostu zostawi sobie tę sprawę na trochę potem!
- Nie. Uszkodzenia są trwałe i nieodwracalne. Raz pogryziony człowiek zostaje z takimi dziurkami w mózgu i raz może się tych pasożytów pozbyć, ale one zawsze wracają. Pod jakąkolwiek postacią, no nie ma opcji, że nie! Mówię ci.
Mówił tonem absolutnego znawcy. Może bardziej znawcy tanich alkoholi, niż czegokolwiek innego, ale trudno. Poza tym znawcą uczuć też był. Już mu tyle biedronek mózg pogryzło, że nie wiadomo, czy cokolwiek z niego jeszcze zostało.
Na wspomnienie o mamie musiał się uśmiechnąć - szerzej i szerzej, kiedyś mu się głowa przetnie w pół, tak mu się ten uśmiech poszerzy. Tym też groziła mu mama, tylko w żartach. I jak się jej nie bać, jak jej nie kochać? Mamuśka Bott jest doskonała, niechaj żyje nam trzysta lat.
Nie odzywał się już jednak, bo zaraz byli na parkiecie i tańczyli, Piwka zdecydowanie lepiej od niego, ale jemu to wcale nie przeszkadzało, bo bawił się równie dobrze. I więcej śpiewał, choć i ją zachęcał, szczególnie kiedy załapała co trzeba powtarzać, więc kręcili się i falowali i obijali i nawet ludzie zaczęli śpiewać z nimi - a to dobry znak, to znaczy że ich bębenki w uszach nie rozbolały od Bottowego wycia!
Muzyka w końcu się skończyła, ukłonił się więc razem z towarzyszką, objął ją lekko coby pomóc jej zejść (choć kto komu pomoże to się jeszcze okaże) i ruszył po schodkach. I bardzo uważał, żeby stopą trafiać w kolejne schodki, choć jego kroki pozostawały taneczne troszkę bardziej, niż powinny. Nie jakoś wybitnie, jednak Bertiemu nie trzeba potężnie wiele alkoholu, żeby mieć problemy z koordynacją ruchową. Właściwie to w ogóle nie trzeba mu do tego alkoholu.
Wrócili w każdym razie do stolika i znów zamówił im po piwie.
- Nooo! Poszło nam idealnie, jestem z nas dumny. - oznajmił jej wesoło. Jak im poszło może nie mógł do końca wiedzieć, ale skoro widownia się do nich przyłączyła to znaczy, że musiało być dobrze! Prawda?
Czas leciał z resztą niesamowicie, nawet nie zauważył, kiedy minęła im północ, czy pierwsza w nocy, występowały kolejne osoby (oczywiście nikomu nie szło równie świetnie, jak im!), pojawiały się kolejne wielkie hity, a Bertie dał radę stłuc już trzy szklanki za sprawą swojej gestykulacji - trzy na raz, bo stały na stole, zaraz po tym kelnerka zaczęła zabierać puste przynosząc kolejne.
Kiedy przekroczyli godzinę drugą, Bott był już szczerze napieprzony, ale nie mniej radosny, co kilka godzin temu.
- Zaproponowałbym ci jeszcze występ, ale chyba lepiej jak się zwiniemy? - zaproponował czując, że kolejne piwo mogłoby być tym jednym przeginającym. - Chyba, że wolisz zostać Piwka, dla ciebie wszystko. - Dodał bełkotliwym tonem. Czy ostrzegał ją przedtem, że po alkoholu jest jeszcze bardziej wylewny, niż przed? - Cieszę się, że akurat ty tam gadałaś do chwastów i, że cię wtedy poznałem, wiesz? Bo ludzie się przyciągają, jak mają pokrewne dusze i ty jesteś taką pokrewną duszą i masz taki niesamowity urok i no cudowna jesteś no.
Gdyby nie fakt, że "d" wymawiał trochę jak "t", "c" jak "s" i generalnie przemawiał przez niego alkohol przelany przez sito jego wielkiego serducha, możnaby prawie pomyśleć, że ją tu nieudolnie podrywa, a nie zbiera się do opuszczenia zabawy!
- Zawsze w takich chwilach się trochę boję wstawać. To trochę ekscytujące. Wiesz, niespodzianka od życia, będziesz szła na nogach, czy na czworaka. - dodał jeszcze, choć nie no, podeprze się ściany, albo wzajemnie podeprą się siebie i wyjdą!
- Może podjedziemy kawałek Rycerzem, a resztę przejdziemy? Dobrze nam to zrobi. - zaproponował jeszcze.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pub Baggins, Bagford Street 12 - Page 3 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Pub Baggins, Bagford Street 12 [odnośnik]07.03.17 9:50
- Widzę, że coś kombinujesz i widzę, że może mi się to nie spodobać! Przemyśl to jeszcze bardzo… dokładnie. - powiedziała uśmiechając się przy tym szeroko. Peony nienawidziła niespodzianek. Po prostu wiedziała, że niespodzianki jakie mogą ją spotkać nie zawsze mogą być miłe i przyjemne dlatego najlepiej był przezornym i nie lubić wszystkich. Chociaż do tych niespodzianek szykowanych przez Bertiego już się przyzwyczaiła. On po prostu był zbyt spontanicznym człowiekiem by planować cokolwiek, a nawet jeśli to prawdopodobnie te plany były zakłócane jeszcze mnóstwem innych przypadkowych sytuacji, których nie sposób przewidzieć. Dlatego właśnie patrząc na przyjaciela czuła w kościach, że to co roi mu się w głowie może niekoniecznie jej się spodobać. Oczywiście będzie milczeć jak grób. Spokojnie. Mają czas. Najwyżej Bott umrze śmiercią tragiczną z ręki tej o to pięknej pani. Chyba nie taka całkiem zła śmierć, prawda? Nie powiedziała nic więcej tylko skupiła się na jego następnych słowach. - Czyli… na końcu i tak zostajemy bez mózgu… - skwitowała kręcąc przy tym głową. - Szkoda, że mi o tym wcześniej nie powiedziałeś. Jakieś dziesięć lat temu… może zostałabym jeszcze zresztą rozumu. - dodała upijając swoje piwo. Nie wiedziała, które to już było. Właściwie kufle znikały i znowu się pojawiały. Wiedziała, że właśnie na to się godziła idąc dzisiaj na karaoke, ale jej głowa miała tego bardzo mocno pożałować. Pewnie szybko jej na taki wypad znowu nie wyciągnie. Chociaż kto wie. Ona sama nie miała bladego pojęcia jak będzie reagować. Wszystko co robiła teraz już zaskakiwało ją wystarczająco. Bawiła się świetnie. Szalejąc na scenie nawet wtedy, kiedy już całkiem zamgliło się jej przed oczami i po prostu skakała tańcząc dookoła nie mogąc skupić swojego pijanego wzroku na niczym innym. Nie słyszała śmiechów, nawet nie słyszała drwiny. Oklaski kiedy schodzili ze sceny utwierdziły ją w przekonaniu, że wcale tak źle im nie poszło. Kto wie? Może jeszcze to kiedyś powtórzą. - Powtórzmy to… proszę… jeszcze raz jutro i pojutrze i w niedziele… - zaczęła wymieniać spoglądając na niego wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu. Jutro będzie żałować tych słów, ale bawiła się cudownie i nie chciała, żeby ta noc jeszcze się kończyła. Więc siedzieli i pili i pili i siedzieli. Śmiała się, krzyczała, piła i znowu śmiała. Odstawiła z dźwiękiem swój kufel kiedy stwierdził, że powinni się zwijać. Pokiwała głową. Ona zdecydowanie miała dość chociaż była pewna, że gdyby ktoś w tym momencie podsunął jej pod nos kufel kolejnego piwa po prostu by po niego sięgnęła nie myśląc zbyt wiele. Słysząc jego pijane, ale cudownie miłe słowa aż się uśmiechnęła. - To dobrze! Też uważam, że jestem cudowna, Bertie. - mruknęła uśmiechając się przy tym przeuroczo. - I cieszę się, że jesteś moim przyjacielem bo z kim innym śpiewałabym coś czego kompletnie nie znam? - i choć to wyznanie nie miało całkowicie sensu to dla niej znaczyło duuużo. Wstała podskakując pełna energii. Złapała go za dłoń i uśmiechając się do kelnerki pociągnęła go w stronę drzwi. - Dobra… to teraz czeka nas ciężka przeprawa przez Błędnego Rycerza, a następnie przez błędny spacer… nie wiem czego boje się mocniej. - powiedziała spoglądając na niego z szerokim uśmiechem po czym głośno krzyknęła. Niech wszyscy wiedzą, że ci państwo już wychodzą.

z.t x2


do not cry because it is over
smile because it happened

Peony Sprout
Peony Sprout
Zawód : własna hodowla Mandragor & warzenie eliksirów
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
nie widziałam cię już od miesiąca. nic.

jes­tem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bar­dziej milcząca, lecz wi­dać można żyć bez powietrza.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3392-peony-sprout https://www.morsmordre.net/t3422-zafir#59251 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-west-country-dolina-godryka-73 https://www.morsmordre.net/t4139-skrytka-bankowa-nr-856#82343 https://www.morsmordre.net/t3742-peony-sprout
Re: Pub Baggins, Bagford Street 12 [odnośnik]17.10.17 15:16
| 8 maja?

Rytmiczne, chociaż wciąż niezbyt ogłuszające dudnienie, ulatywało wąską szparą w niedomkniętych drzwiach do baru Baggins. Drganie powietrza sugerowało całkiem przyjemną dla ucha melodię i gdyby przeszłość zechciała się cofnąć o kilka miesięcy, Samuel mógłby uśmiechnąć się, może nawet porwać smukłym, kobiecym dłoniom do tańca. Tym razem, oblicze aurora nie odsłaniało większego zaciekawienia dobiegającą z wewnątrz muzyką. Stał podparty o ścianę budynku, czekając na wyłonienie się w zbliżającym zmroku, znajomej sylwetki kuzynki.
W palcach wciąż tkwił niedopalony papieros, którego popiół powoli dzielił przebytą, nadpaloną drogę na pół. Kiedy uniósł dłoń do ust, żar rozognił się, a smugę dymu porwał świszczący cicho, ciepły majowy wiatr. Prawdopodobnie nie zwracał uwagi jako takiej. Ze skórzaną kurtką, ciemnych spodniach i ciężkich butach mógłby wpisywać się w nieliczną (jak na tę porę) gromadkę studentów (i nie tylko), którzy grupkami tarasowali okolicę. Odróżniać mogło go nieco odległe, wilcze spojrzenie prawie czarnych źrenic i chwilowy? brak towarzystwa. Kilka, przeciągle zerkających na niego młodych dziewcząt zignorował, nie dając szansy na wiązanie kontaktu. Nie przyszedł dla rozrywki, nawet jeśli dawna, naturalnie gnająca do towarzystwa aura, trącała zakurzone struny głosu. Cel był zupełnie inny i czasem zastanawiał się, jak po wszystkich wydarzeniach, które ostatnimi czasy miały miejsce. Ktokolwiek był jeszcze w stanie normalnie funkcjonować. Wyczuć dało się przelotnie rozpraszane napięcie, ale prawdopodobnie większość w taki sposób próbowała odegnać niewyjaśnione, towarzyszące im czasem zjawiska. W końcu świat zwariował.
Przewrócona w posadach rzeczywistość nie umniejszyła pierwotnego ogromu zagrożenia, które groziło każdemu, kto nie należał, bądź według niektórych, nie mógł należeć do świata czarodziejskiego. Absurdalnie wręcz, nasiliły się kręgi fanatyków, którzy upatrywali w mugolach źródła wszelkiej zagłady. Głupcy. Winnych należało szukać o wiele bliżej. Ale o to nikt już nie pytał. A może pytań było już z byt wiele? Fakt, faktem, bez przerwy można było słyszeć o fatalnych w stukach spotkaniach, wzajemnych nagonkach i ogólnorosnącego chaosu. Spośród nielicznie zgromadzonych przed lokalem, Samuel mógł dostrzec, że nie tylko on krył w sobie światło, płynącej w żyłach magii. Wsunięta pospiesznie, może nawet gniewnie, różdżka zaalarmowała aurora szybciej, niż można było się spodziewać. Dopóki jednak powietrze nie zadrżało od używanej magii, musiał czekać. O konflikt było zbyt łatwo, która on sam mógł  wywołać zbyt pośpieszną reakcją. Ostatnimi czasy, to skrajności były ich największymi wrogami. A coraz częściej popadał (popadali?) w jej odległe granice.
Niedbale rzucił dogasający pet pod ciężką podeszwę buta i zerknął w bok, dostrzegając nachodzącą kuzynkę. A przynajmniej miał nadzieję, że była to ona. Odepchnął się łokciem od ściany i nieśpiesznie ruszył w jej kierunku, cały czas mając w zasięgu wzroku dostrzeżone zagrożenie. Oby nie zapalne.


Darkness brings evil things
the reckoning begins


Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 29.10.17 22:40, w całości zmieniany 1 raz
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Pub Baggins, Bagford Street 12 - Page 3 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Pub Baggins, Bagford Street 12 [odnośnik]21.10.17 12:24
Może 8? 9 spotykam się z Benem Pub Baggins, Bagford Street 12 - Page 3 2573766412

Magia szaleje porywając do tańca pogodę. Jest zimno, ciemno i ponuro - jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Nad Zakonem również zbierają się gęste chmury burzowe, dzieląc oraz powodując niepotrzebne konflikty. Całość niedawnego spotkania stanowi dla mnie mgliste wspomnienie, jakbym była jedynie biernym obserwatorem. Nie dociera do mnie jego sens, powaga, cokolwiek właściwie. Zupełnie, jakbym śniła i miała pewność, że już niedługo wybudzę się z tego przerażającego koszmaru. Nadal nie mogę uwierzyć, że żyjemy - przeżyliśmy coś, czego przeżyć się nie dało. I Sam, i Just, i Eileen, i Garry, i Hereward - tkwimy wciąż w jednym miejscu kiedy Grindelwald przeznaczył dla nas śmierć. Coś niebywałego. Szkoda, że to wszystko obyło się kosztem innych; śmierć poniosło zbyt wiele niepotrzebnych ofiar. To właśnie dlatego tak trudno jest mi powrócić do normalnego życia. Do Hogwartu, do uśmiechu, do energicznego radzenia sobie z problemami. Nie śmieję się już prawie wcale, usta nie gną się w górę jak jeszcze dwa tygodnie temu - dlaczego? Dlaczego tak trudno jest iść do przodu, zapomnieć wszystko? Wyczyścić swą pamięć, zacząć od nowa? Za bardzo wierzymy w to, kim jesteśmy, żeby porzucić wszelkie dowody naszych osobowości. Chociaż czasem odnoszę wrażenie, że chciałabym… nie musieć niczego czuć. Tak byłoby prościej. Tylko czy rozsądniej?
Mam wiele tematów do przemyślenia. Ciągle bujam w obłokach zastanawiając się nad tym, co powinnam, a czego absolutnie nie. Czas natomiast ucieka, czuję jego zimny oddech na swoim karku. Muszę wziąć się w garść, dźwignąć z poniesionej klęski, doskonalić się wierząc, że następnym razem wyjdzie lepiej. Że jeszcze naprawdę mamy szansę kogoś uratować.
Staram się pozbyć poczucia winy kiedy dostrzegam twoją sylwetkę pod pubem. Ubrałam się w długą, brązową sukienkę, czarne, wygodne buty - i na wierzch równie ciemną szatę z kapturem. W końcu musimy być niewidzialni, chociaż to niesamowicie trudne. Jesteśmy czarodziejami wśród mugoli. W niemagicznym świecie wszystko wydaje się być zupełnie inne - szczególnie moda. Mijając kolejnych studentów odnoszę wrażenie, że pomimo dość maskującego stroju rzucam się okropnie w oczy. Podziwiam twoją znajomość tego środowiska, Sam. Może powinnam była skonsultować z tobą swój ubiór? Pluję sobie w brodę, że tego nie zrobiłam, jednak jest już za późno. Wzdycham, a westchnięcie to rozmywa się w szumie spadających kropel deszczu. Podchodzę bliżej, co rusz zerkając w miejsce, do którego zacząłeś przywiązywać uwagę.
- Dostrzegłeś coś? - pytam dość cicho. Ruchem dłoni upewniam się, że mam przy sobie różdżkę. Zaciskam palce na jej rękojeści, póki co w kieszeni, żeby niepotrzebnie nie siać paniki. Z tego wszystkiego zapominam o powitaniu, ale z drugiej strony czy mieliśmy na to czas? Jeśli dzieje się coś złego, musimy szybko zareagować. - Dobrze cię widzieć - dodaję, nie mogąc się powstrzymać. Dobrze cię widzieć - całego. I w ogóle widzieć. Ostatnio były z tym same problemy.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Pub Baggins, Bagford Street 12 [odnośnik]29.10.17 23:30
Chyba trudno byłoby o lepsza definicję chaosu, niż to co działo się aktualnie. Szalejąca bez ograniczeń magia, wywróciła wszystko co było możliwe. Czarna magia grasowała już nie tylko w rękach plugawych szaleńców, ale rozlała sie po Anglii, jak robactwo. I wybuchała w losowych momentach i miejscach, rzucając na plansze śmierci kolejne sylwetki. I te Samuel mógł odhaczać na liście własnych win. Nie pocieszał fakt zaginionego Grindewalda. Ta gnida, z mocą, którą skrywał w skrzyni, z obsesją i chorymi pomysłami, nie mógł zginąć. Nawet jakby ktoś próbował mu pokazać jego szczątki. Po prostu nie wierzył. A teraz musieli przynajmniej próbować ratować to, co w gruncie rzeczy roz...pierdolili. I innego słowa mu brakowało. Zamieszki i nagonki na mugoli stały się karykaturalną wizją świata, w którym ci drudzy potrafili zabić czarodzieja szybciej, niż przewidywałaby rzeczywistość (w standardzie). A nienawiść rosła. I ta właśnie emocja zalśniła w oczach grupki nieznajomych, którzy przypominali bardziej czające sie do skoku, polujące zwierzęta. Gorzej, jeśli trafia na łowców.
Sylwetka, którą z daleka dostrzegł, zbliżyła się i już bez kłopotu rozpoznał kuzynkę. I nawet gdyby udawał, charakterystyczny, czarodziejski płaszcz z kapturem, skupiał na sobie wzrok studentów o nieco rozbieganym spojrzeniu. U jednych bardziej agresywny, inni przemykali, jak kryjące się cienie. To już nie było bezpieczne miejsce i nawet mugole zdawali sobie z tego sprawę, chociaż uparcie udawali, że rzeczywistość wcale nie zwariowała. Razem z nimi, a magia to tylko wymysł halucynacji. Masowych.
- Tak - potwierdził cicho, zatrzymując się bokiem do kobiety już nie próbując wtapiać się w gromadkę studencką. Dostrzeżeni czarodzieje nie przypominali narwańców. Coś w ich zachowaniu sugerowało bardziej plan - To coś dostrzegło także nas - dodał jeszcze, wyciągając z kieszeni papierosy. Gest obserwował jeden z czających się ludzi. I już chciał w kilku słowach potwierdzić ulgę, w której pojawiała się Pomona, ale zamiast tego, spomiędzy zębów wypłynęło szeleszczące kurwa. Przyczyną okazała się dłoń obcego i różdżka, z której popłynęła jasna smuga ofensywnego zaklęcia. Niewerbalna inkantacja? Sprytne. Prawie. Ale zrzucenie wszystkiego na anomalia już nie wchodziło w grę. Nie kiedy drugi, bardziej rozzłoszczony (nieudaną próba ataku) rzucił się między zebranych przy wejściu, młodych ludzi. jedna z dwóch dziewcząt, trafiona ognistą kulą pisnęła przeraźliwe, zakrywając sobie głowę, próbując zgasić pożerające ją płomyki. Druga przewróciła się. Trzech studentów cofnęło się, potem stanęło przed agresorami - Myślicie, że teraz będzie wam łatwiej, szlamowate ścierwa? - warknęła zakapturzona postać, która już nie kryła się z trzymaną w ręku różdżką. Wysunął dłonie władczo, a za nim ustawiła się trójka kolejnych - Kalacie magię swoją brudną krwią - syczał kolejny, ale Skamander już nie czekał, doskakując zgromadzonych przed wejściem. Wciąż nikt nie wychodził z baru, nikt też nie zdążył do środka wejść. Drzwi zatrzasnęły się pod naporem pleców jednej z przestraszonych dziewcząt - Expelliarmus - warknął w pierwszej kolejności, chcąc pozbyć się najbardziej przewidywalnego zagrożenia - Radziłbym bym grzeczniejszym - stanął pomiędzy dwiema grupami, zasłaniając sobą koczujących studentów, którzy wcale (a przynajmniej nie wszyscy) planowali odpuścić szarżująca ku nim agresję. Nawet jeśli nie rozumieli o czym się do nich mówiło, nienawiść była językiem zbyt charakterystycznym, by zignorowali symptomy. Samuel czuł się jeszcze bardziej głupio. Teraz mógł oberwać z dwóch stron. od samych napastników i niepanującymi nad mocą mugolami - Weź ich do środka - patrzył przed siebie, ale słowa kierował do kuzynki, ale nawet gdyby chciał, nie wierzył, by wszystko potoczyło się zgodnie z planem. O ile planem można było nazwać ich chaotyczne (jak sama magia) działanie.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Pub Baggins, Bagford Street 12 - Page 3 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Pub Baggins, Bagford Street 12 [odnośnik]29.10.17 23:30
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 23

--------------------------------

#2 'Anomalie - DN' :
Pub Baggins, Bagford Street 12 - Page 3 N2btFvL
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pub Baggins, Bagford Street 12 - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pub Baggins, Bagford Street 12 [odnośnik]12.11.17 22:12
Chaos w sercach, chaos na ulicach. Nigdzie już nie jest bezpiecznie. Nawet biedni mugole zostali oderwani od swoich zwyczajowych zajęć - codzienność już nie istnieje skoro nawet oni wykazują się niekontrolowanymi, magicznymi umiejętnościami. I jeszcze przeciwnicy ich świata nie próżnują. Można było przypuszczać, że wraz z pierwszomajowymi wydarzeniami odpuszczą sobie język nienawiści, ale najwidoczniej nie jest to możliwe. Licho nigdy nie śpi. Tak naprawdę przychodząc tutaj liczyłam na kolejny, spokojny patrol. Niestety te gnidy postanowiły urządzić sobie polowanie na bezbronnych (czy na pewno?) niemagicznych studentów. Mają pecha, że akurat w tej grupce znajduje się dwoje czarodziejów niezgadzających się na tak podłe traktowanie innych ludzi.
Wszystko dzieje się zaskakująco szybko. Obracam głowę w stronę, w którą patrzy Samuel. Wzrok jasnych tęczówek napotyka na dwójkę podejrzanie zachowujących się osobników. Spoglądam na nich przez kilka długich sekund wyraźnie oczekując na dalszy przebieg wydarzeń. Sięgam do kieszeni szaty zaciskając palce na rękojeści różdżki. Wstrzymuję oddech. Przekleństwo spływające z ust kuzyna jest sygnałem ostrzegawczym - z pewnością zdzieliłabym go w łeb za takie odzywki, gdyby nie dość tragiczne okoliczności. Ogień, popłoch, wstrętne zachowanie oraz równie wstrętne słowa napastników. Ściągam gniewnie brwi podążając za aurorem bliżej mugolskiego pubu. Nic już nie stoi na przeszkodzie, żebym rzeczywiście wyjęła narzędzie gotowe do obrony - pytanie, czy magia nie spłata nam psikusa.
Krótkie kiwnięcie głową wystarczy, żeby wejść w grupkę studentów. Szarpię za ramię sparaliżowanej strachem dziewczyny, następnie otwierając drzwi do budynku.
- Schowajcie się tam, nie pozwólcie nikomu wyjść - rzucam do studentów, wręcz popychając ich do środka. Nie wiedząc nawet, że w tym samym czasie Sam ma problemy z magią. Wierzę, że mugole poradzą sobie z ugaszeniem głowy koleżanki. Fanatyczne opryszki nie wyglądają na zadowolonych z faktu, że intruzi zepsuli im rozrywkę. Jednak anomalie widocznie są po naszej stronie, skoro jeden z uroków ciśniętych w Skamandera okazuje się być słabym zaklęciem prawdopodobnie wspomagającym ususzenie roślin, zaś drugi ma problemy z celnością, skoro zaklęcie odłupuje fragment ściany obok mojej głowy. Cholera.
- Expulso - wypowiadam inkantację, celując różdżką między obu czarodziejów. Mając nadzieję, że tym samym zyskamy nieco więcej czasu na ich rozbrojenie oraz unieszkodliwienie i zaprowadzenie przed wymiar sprawiedliwości. Jednocześnie muszę się w duchu modlić, żeby jeszcze bardziej nie pogorszyć sprawy, przykładowo ściągnięciem na siebie kolejnej porcji anomalii. Wolałabym żebyśmy wypracowali sobie przewagę nad tymi oprychami.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Pub Baggins, Bagford Street 12
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach