Wydarzenia


Ekipa forum
Fontanna
AutorWiadomość
Fontanna [odnośnik]10.03.12 23:21
First topic message reminder :

Fontanna

Umiejscowiona na rogu skrzyżowania Hawthorn Grove z Levander Road fontanna zbudowana jest z białego kamienia i przedstawia cztery łabędzie podrywające się do lotu. Otoczona zielonymi drzewami i budynkami z czerwonej cegły prezentuje się naprawdę uroczo, szybko stanąwszy się wizytówką Enfield. Szczególnie upodobały ją sobie ptaki - podczas gdy za dnia bardzo często goszczą na niej wróble i gołębie, niekiedy w nocy dostrzec tu można także i sowy, głównie ze względu na rozlegle zielone parki tuż nieopodal, a także niewielki ruch panujący na tejże ulicy.
Po prawej stronie umiejscowione są poczta i przedszkole, po lewej zaś budka telefoniczna, która - po wciśnięciu odpowiedniej kombinacji cyfr na tarczy - pozwala teleportować się na dowolnie wybrany obszar Londynu.

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Rycerzy Walpurgii i +10 dla Śmierciożerców.
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Fontanna - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Fontanna [odnośnik]19.04.16 14:45
Nie przypuszczała, że z tym miejscem wiążę się tyle wspomnień. Dla niego ironicznych, a dla niej wypełnionych smutkiem, bo... Tyczyły się Morpheusa. Człowieka, który zajmował niegdyś ogrom miejsca w jej sercu i umyśle, a teraz był tylko czymś na wzór pamięci o chwilach, w których gotowa była zostawić dla niego wszystko. Czy liczyła się zatem, że Ramsey wiedział o szczenięcej miłości? Oczywiście, że nie, bo w jej wyobrażeniach jawił się jako szarmancki, niezwykle pewny siebie i pociągający umysłem i fizycznością mężczyzna. Pragnęła go z każdą chwilą bardziej, ale widocznie żyła w wielkim błędzie, którego najzwyczajniej w świecie do siebie nie dopuszczała, bo słuchała głosu serca, które naiwnie podpowiadało, by mu zaufać i ulec aurze jaką roztaczał. Walczyła z tym, bo lękała się jutra, a także prawdy, ale oboje byli w tym hipokrytami. Mamili się i kroczyli wolną ścieżką, która doprowadziłaby ich do uzależnienia, oddania sobie wzajemnie, a Katya nigdy w pełni nie należała do nikogo. Nie tak jak miała być jego. To sprawiało, że była ciekawa, a zarazem mogłaby się wycofać i ucieć, choć czy nie skazałaby tym pana Mulcibera na upokorzenie i znieważenie nazwiska? Nigdy nie zrobił jej krzywdy, więc i ona nie miała prawa krzywdzić jego. W pokrętnej logice Ollivander tak to działało.
Oko za oko. Ząb za ząb.
Dlatego uciekła, pomimo że on nie mógł o tym wiedzieć, a może dzięki swojemu doświadczeniu posiadał taką świadomość? Nie zastanawiała się nad tym, gdy opuszczała klub, bo uwielbiała się z nim droczyć i sprowadzać na manowce, by potem słodkim uśmiechem rozczulić go na tyle, by nie okazywał złości. Nie zrobiła w końcu nic złego, a przynajmniej tak myślała. I wiedziała, że jeśli tylko spojrzy w jej piękne, duże, czarne oczy to sam w to uwierzy. Dostrzeże,że żałuje, choć nie miała czego, ale pokrętność zmąconej duszy zdawała się być na tyle ogromna, że Katya w rzeczach błahych widziała przestępstwo, a w tych najgorszych grzeczach nic zdrożnego.
Uśmiechnęła się mimowolnie, kiedy to poczuła szerokie ramiona i odchyliła lekko głowę, by poczuć ramseyowy policzek na swoim. Nie spodziewała się, że mógłby myśleć, że to przed nim chce się bronić, bo nie była zdolna do podniesienia na niego ręki ani tym bardziej różdżki - o, ironio. Dlatego posłusznie schowała narzędzie zbrodni w połach płaszcza i lekko otuliła smukłymi palcami przegub Mulcibera, a następnie powróciła do poprzedniej, nad wyraz przeprostowanej pozycji. Serce zakołowało w jej piersi, bo zaskoczył ją swoimi poszukiwaniami i to było powodem, dla którego nie zamierzała podejmować się już kolejnej walki. Nie miała powodu.
-Naprawdę jest pan w stanie się na mnie złościć? - szepnęła cicho, a następnie odwróciła się do niego przodem, tak by mógł przyglądać się jej dziewczęcej twarzy i ustom, które wyginały się w rozkosznym uśmiechu. Serce uderzyło dwukrotniej szybciej, gdy objęła narzeczonego na wysokości pasa, bo nie krępowała ją ta bliskość, ale pytanie dotyczące miejsca sprawiło, że zmrużyła nieznacznie oczy. Co miała mu w końcu powiedzieć albo co powinna? -To tutaj się chowam przed smutkiem, przykrością i bólem. Gdybym kiedykolwiek przed tobą uciekła, to może właśnie tutaj będę się ukrywać - nie kłamała. Nie jawiła się teraz jako dziewczyna, która chce oszukiwać, bo zasługiwał na gram szczerości, którą była mu winna. Zbliżyła się jeszcze nieznacznie, a zmrok, który spowijał ich ciała sprawiał, że byli niedostrzegalni dla świata. -Proszę tak na mnie nie patrzeć... - mruknęła i zakryła Ramseyowi oczy, by nie świdrował jej tak jakby zamierzał ją całować. To zrodziłoby w niej wstyd i niepewność, ale już kosztowała jego słodkich ust, których pragnęła. Zabroniła jednak w tym ulotnym geście na odważanie się, by przełamać granicę, które i tak były przekroczone, a on?
Nie musisz być uległy, mój drogi Królu.


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Fontanna [odnośnik]19.04.16 22:30
Nie wiedział zbyt wiele, bo ukochana Morfeusza, człowieka, który go przyłapał na niezbyt pozytywnych uczynkach nie była mu do niczego potrzebna. Nie zawracał sobie nawet nią głowy, aby go zranić. Chciał go jedynie wykorzystać do swoich celów i zrobić to, co samemu planował od dawna. To okrutny los sprawił, że owo dziewczę stanęło na jego drodze. Ironicznie zaśmiał mu się w twarz, podsyłając miłość życia człowieka, którego zniszczył, którego doprowadził do rozkładu i skazał na wieczne potępienie w Azkabanie. I patrząc na nią, tak słodką i powabną nie mógł się oprzeć jej wdziękom. Pozwalał się świadomie i z przyjemnością wodzić za nos, bo było to o wiele bardziej interesujące niż zmuszanie jej do działania. Miała wolą wolę, a jej zachowanie i decyzje pozostawiały wiele do życzenia w obecnym, szlacheckim świecie. Ale czy nie właśnie to czyniło jego życie bardziej przyjemnym i interesującym?
— Dlaczegóż by nie? Potrafi mnie panienka doprowadzić do szewskiej pasji tak samo jak każdy inny czarodziej — odpowiedział dźwięcznie, usilnie ignorując jej słodkie spojrzenie. — Proszę tego nie robić... Wtedy będę musiał się złościć... nieco słabiej. A to wbrew moim zasadom — dodał z przekąsem, spoglądając jej w oczy, gdy odwróciła się przodem i położyła dłonie po obu stronach jego ciała. Bez skrępowania, bez nerwów, że ktoś ich ujrzy, że coś sobie pomyśli. Dla niego to nigdy nie miało znaczenia, wszak część zasad była dla niego głupia i staroświecka, lecz jej próba dominacji i robienia tego, na co aktualnie miała ochotę było interesujące i podniecające zarazem. — Dlaczego miałbym dopuścić, abyś ode mnie uciekała kiedykolwiek, moja miła? — spytał zaczepnie i ujął jej twarz w dłonie, subtelnie i lekko, palcami zaznaczając jej wyraźną linię szczęki, jakby zapamiętywał ten obraz na długo, jakby uczył się jej na pamięć, kawałek po kawałku. Opuszkami palców dotykał jej skóry, malując jej portret w swojej głowie tak długo, aż nie zasłoniła mu oczu. Speszona? Skrępowana? Rozchylił usta w proteście, ale po chwili uśmiechnął się, usłyszawszy jej słowa. To było urocze, całkiem rozkoszne. Dał jej więcej chwilę poczucia władzy nad nim i świadomości, że mogła go powstrzymać, choć czy naprawdę, chciała, czy jedynie podsycała w nich obojgu jakieś dziwne pragnienie? Nie czekając zbyt długo nachylił się, aby skosztować jej ust. Delikatnie, zmysłowo pociągnąć za jej wargi swoimi własnymi, złączyć je w jedno w niewinnym geście. Nie przeszkadzało mu to, że po raz kolejny zakrywała mu oczy, bo przecież miał na tyle czasu, aby wykreować sobie jej osobę w głowie i to jej się teraz przyglądać i ją świdrować podświadomym okiem. Słodki smak jej warg, pozostawiający wilgotną nutę na ustach sprawił, że oblizał się jak głodne zwierzę, które ledwie może powstrzymać się przed rozpoczęciem swojego posiłku, To była jednak tylko przystawka, wszak główne danie czekać będzie jeszcze przeszło miesiąc.
Nie chciał więc zwlekać dłużej, lecz zamiast ponownie wpić się w jej karminowe wargi wziął ją w jednej chwili na ręce, uwalniając swój wzrok od ciemności, która go ogarniała. Spojrzał na jej zaskoczoną twarz i uśmiechnął się zawadiacko, zmierzając w kierunku fontanny.
— Czas byś poznała smak mojej goryczy spowodowanej Twoją ucieczką. Mam nadzieję, że zmrozi Cię do szpiku — szepnął wprost do jej warg i przystanął z nią nad fontanną. I choć bywał brutalny i nieokrzesany nie chciał uszkodzić przyszłej panny młodej przed ślubem, wrzucając ją do fontanny jak worka ziemniaków. Wsparł się więc jedną stopą o brzeg i pochylił, mocząc część jej sukni i pośladki, lecz wciąż trzymał ją w swoich objęciach... przynajmniej dopóki jej nie puścił, a ona mogła wyślizgnąć się i spaść te kilkanaście centymetrów zaledwie i zmoczyć się do połowy.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Fontanna - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Fontanna [odnośnik]19.04.16 23:12
Nie mógł być zły.
Nie chciała wierzyć, że jest zły.
Patrzyła na Ramseya w sposób niedosłowny, bo uczyła się go na pamięć i nie przypisywała mu żadnej zbrodni, której się dopuścił. Jawił się jako czarujący, szarmancki, pociągający i przede wszystkim - nad wyraz inteligentny mężczyzna, który rozniecał w niej potrzebę bycia przy nim. Butną, zadziorną i rozkosznie złośliwą, by zaraz potem stać się potulną niczym puszek pigmejski, który jest doskonałą ozdobą każdego, a przynajmniej - prawie każdego - czarodzieja. Dzieliła ich jednak mila świetlna, która sprawiła, że wielu rzeczy o sobie nie wiedzieli i to właśnie one podsycały ogień. Co jeśli prawda wyszłaby na jaw? W gestii Mulcibera leżało to, by nie dopuszczał do niej informacji, które pozbawiłyby go szacunku w jej oczach i doprowadziły do stanu, w którym nie byłby wart więcej niż każdy przestępca jakiego zamykała w Azkabanie i Tower. Zapewne uczyniłaby to także jemu i zadbała o to żeby już nigdy nie ujrzał światła słońca i migających gwiazd, które odbijały się w jej ślicznych, czarnych tęczówkach.
Nie rań mnie.
-Nie jestem jak każda... Jestem wyjątkowa; nie rozumiem czemu pan o tym zapomina - burknęła niezadowolona jak małe dziecko, ale było to prześmiewcze. Znała swoją wartość i nawet jeżeli powtarzał, że traktuje ją na równi z innymi, to tym bardziej wzmagał w niej chęć utarcia mu nosa. Musiał zrozumieć, że stoi ponad tymi wszystkimi jednostkami, które niczym się nie wyróżniały i nie mogła być jak każda. Po prostu. Kiedy chciał się tego nauczyć? Po śmierci? Cóż - to też dało się załatwić. -Bardzo proszę się na mnie nie złościć, bo jeśli ja się rozgniewam, to nie przekupi mnie pan nawet czereśniami każdego ranka - powiedziała śmiertelnie poważnie, a kąciki ust zadrżały jej w lekkim uśmiechu. Nie dała po sobie poznać, że taka wymiana zdań ją bawi, bo straciłaby na charakterze. Oczy jednak stały się większe, a szkląc się niemiłosiernie zmuszały do tego, by opuścił gardę. Przypominała słodkie stworzenie, które zrobiło źle i chce udobruchać swojego pana. Gwiazdy odbijające się w głębokiej czerni tęczówek Katyi nasilały jedynie blask, który Ramsey widział od dawna. Wodziła palcami wzdłuż jego boków, a bliskość mężczyzny działała na nią kojąco. Może dlatego postępowała tak śmiało? Musiał się nauczyć, że lubi kiedy jest tak jak ona chce, bo tak będzie po ślubie, prawda? Przygryzła rozkosznie dolną wargę i bez zastanowienia ułożyła usta w podkówkę, by dodać sobie jeszcze większego uroku, który miał zmiękczyć jego zimne serce.
-Myślisz, że zawsze będę chciała tonąć w twoich silnych ramionach? - zapytała bez ogródek, jakby to było celowe zagranie. Musiała to wiedzieć, bo chciała być pewna, że otuli ją pozornym płaszczem bezpieczeństwa i zapewni spokój, który miał przynieść radość i rozkosz płynącą z obcowania z nim. Co jednak jeśli ją zawiedzie? Ufała, że jest w stanie go uszczęśliwić, ale niczego bardziej nie pragnęła od bycia przy nim taką jak teraz, a nie stłamszoną, zgniecioną przez męską siłę i zniewoloną kobiętą. Była gotowa dać się zdominować, ale nie tracąc przy tym siebie i wierzyła, że nie doprowadzi jej do stanu rzeczy, która przypominać będzie jedynie erotyczną zabawkę dającą zaspokojenie, by rano stać się niewolnicą skąpaną w jego braku szacunku. -Chciałbyś tego? Powiedz mi, mój słodki... - szepnęła jeszcze wprost do jego ust, gdy były tak blisko, a kiedy tylko nachylił się nad nią, uśmiechnęła się mimowolnie. Czekała na to, by ich wargi po raz kolejny się złączyły, bo słodycz płynąca z pocałunków Mulcibera sprawiała jej ogrom radości i satysfakcji. Czegóż mogła potrzebować więc bardziej? Ciszy i cierpliwości, a także zrozumienia, o które nie miała jeszcze odwagi poprosić.
Dlatego pozwoliła się pocałować i spragniona tej bliskości szukała jego warg, którymi musiał ją nakarmić. Stała się głodna i przepełniona żądzą zabrania go najdalszych zakamarków Londynu, by uciec przed wzrokiem gapiów. Czy nie tego samego oczekiwał? Oczywiście, że nie, a gdy tylko znalazła się w silnych ramionach Ramseya, zmarszczyła brwi. Nie węszyła w tym podstępu, kiedy jednak zbliżył się do krawędzi fontany, machnęła kilkukrotnie nogami. Była jednak zbyt lekka, a dla niego nie było problematyczne, by ostudzić jej zapał, prawda? Nabrała powietrza w płuca i wydęła się niczym chomik, bo złość i irytacja wstąpiły w nią momentalnie.
-Nie igraj ze mną, bo poża... - nie zdążyła dokończyć, gdyż chłód przeszył drobne ciało na wskroś. Uniosła wymownie brwi i spięła się w sekundzie, a gdy tylko objęła go na wysokości szyi, cóż... Wylądowała w wodzie. Nie było to w żaden sposób przyjemne, bo ta wpadła do buzi Katyi i zachłysnęła się nią. Gdyby nie fakt, że przytrzymywała się kurczowo narzeczonego, to zapewne nie podniosłaby się tak szybko. Pech chciał, że kiedy ratowała się z opresji - uderzyła, choć nie z całej siły, czołem o nos mężczyzny. Nie poczuła bólu, bo wizja ucieczki była silniejsza. Sięgnęła bez zastanowienia po różdżkę, kiedy to już się wyswobodziła z pod jego bliskości i wycelowała nią bez zastanowienia w Ramseya. -Kąpiel ci się marzy? W porządku, skoro tak... - szepnęła z irytacją w głosie, a następnie przetarła oczy i bez wahania rzuciła na niego swojego ulubione zaklęcie. -Balneo!


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Fontanna [odnośnik]19.04.16 23:12
The member 'Katya Ollivander' has done the following action : rzut kością


'k100' : 74
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Fontanna - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Fontanna [odnośnik]20.04.16 18:52
Dlaczego?
Dlaczego nie?
Prawda, która nas otacza jest brutalna. To nie my, to ona. To ona rani i krzywdzi, to ona niszczy i psuje. Czyż nie lepiej więc udać, że jej nie ma i żyć w świecie iluzorycznym świecie pełnym szczęścia i uśmiechów, w którym każdy z nas staje się kłamcą i naiwniakiem jednocześnie? Popływajmy w morzu fałszu, siejmy zboże na polach ułudy, a wtedy... będziemy tak blisko ideałom. Po nocy przychodzi dzień, lecz światło promieni słonecznych nie przyniesie Katyi ukojenia w ramionach człowieka, który odebrał jej miłość zupełnie nieświadomie. Nie uraczy w jego słowach wielkiego uczucia, którego jej brakowało, lecz... pozwoli jej się kochać. Przelej więc na niego swoje uczucie i spraw, aby to wszystko opuściło Twoje wątłe ciało. Poczujesz ulgę, poczujesz szczęście, że jest w końcu ktoś na kim Ci zależy.

— To oznacza, że możesz irytować mniej czy bardziej?— spytał zaczepnie z tym swoim szelmowskim uśmiechem, który zdawał się być na stały przytwierdzony do jego twarzy. Chyba, że akurat był śmiertelnie poważny, ale tego wieczoru, odkąd tylko porzucili Samuela — nie przestawał się uśmiechać, bo miał nad wyraz dobry humor. Kolejny czarodziej z jej życia został odsunięty. Czyż nie dobrym planem byłoby odsunąć wszystkich, tak aby został tylko on, a ona potrzebowała go do życia jak tlenu? Jak absurdalnie to brzmi?
— Ciekawy sposób na przeprosiny — groźba. — Nie sądził, że są w stanie dogadać sie tak szybko. Zadziwiająco szybko. — Ale skoro mi uciekłaś i przewidziałaś, że moje serce zacznie krwawić... jak mogłabyś jeszcze sugerować własną złość? Och, Katyo...— szepnął, unosząc brwi w niewinnym wyrazie, zupełnie tak jak ona, gdy grała na jego uczuciach w tej samej chwili. Oboje więc czynili sobie dokładnie to samo, korzystając z identycznych narzędzi. Czy to kpina, czy tylko żart? A może odpowiedź, iż nie działa na niego jej sztuczka i sam potrafi grać w ten sam sposób?
Musieli wyglądać zabawnie, czyniąc maślane oczy ku sobie wzajemnie, pragnąc załagodzić swoje nerwy.
— A dlaczegóż by nie?— spytał, obejmując ją silniej, jakby nie zamierzał jej wcale wypuszczać. trzymał ją na rękach, przyciśniętą do swojego ciała, bo zawsze miała już w nich tonąć. Tylko w jego, tylko przy nim zatracać się w swoim własnym utopijnym śnie.
Nie mogła przewidzieć, że zmoczy jej tyłek w ten chłodny, listopadowy wieczór, wszak było to irracjonalne. Mogła się przeziębić, nabawić katarku, zresztą... bądź co bądź była damą, a on potraktował ją jak koleżankę z podwórka. Najwyraxniej Mulciberowi nigdy nie robiły różnice tytułu. Uznawał, że stoi na równi z nimi wszystkimi, zadufanymi w sobie, niewiele umiejącymi w rzeczywistości. I tak też zadziałał teraz, kiedy upuścił ją do fontanny. Dość płytkiej, na szczęście, choć woda i tak chlusnęła jej nieco na twarz i jemu na pierś.
— Bo poża-co? Nie dokończyłaś, moja Księżno— zadrwił z niej, unosząc lewą brew i przekrzywił głowę, zamierzając się już wyswobodzić z jej żelaznego uścisku i odsunąć. Sama jednak zdecydowała o tym, sięgając szybko po różdżkę i rzucając w jego kierunku zaklęcie, które... w ułamku sekundy przemoczyło go do bielizny. Zdawało się, że lodowata woda prosto z beczki chlusnęła na niego z niewiadomej strony. Zaciągnął się gwałtownie powietrzem, po chwili wstrzymując oddech, lecz była to odruchowa reakcja organizmu na gwałtowną zmianę temperatury. I nawet ktoś tak zmiennokrwisty jak Mulciber odczuł chłód na sobie, gdy zawiał zimny wiatr.
Potrzebował chwili na to, aby dojść do siebie. Zamrugał oczami, przetarł twarz dłonią, by w końcu na nią spojrzeć, a kiedy tak się stało, zaczął się śmiać. Głośno i niepohamowanie, jakby rozbawiła go do łez. Był mokry i bez tego, ale nie potrafił się powstrzymać. Z trudem można było uzasadnić jego zachowanie, lecz on sam zachował się naturalnie i zamiast jej oddać, po prostu wybuchnął śmiechem.
— Wow — rzucił w końcu i spojrzał po sobie, ledwie mogąc się uspokoić. — Nie spodziewałem się, że pierwsza wspólna kąpiel nastąpi przed ślubem, moja droga. Toż to... nieprzystoi— mruknął jeszcze, patrząc jej w oczy. —Diffindo — mruknął pod nosem, sięgając po różdżkę i mierząc nią wprost w jej suknię. Nie zamierzał jej całej poszarpać, a jedynie... odrobinę rozpruć.
Oko za oko, ząb za ząb.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Fontanna - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Fontanna [odnośnik]20.04.16 18:52
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : rzut kością


'k100' : 41
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Fontanna - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Fontanna [odnośnik]20.04.16 20:02
A co jeśli ślepo chciała wierzyć, że tak właśnie jest?
Gdyby ktoś jej powiedział kilkanaście dni temu, że będzie pragnęła obecności Ramseya w swoim życiu - zaśmiałaby się gorzko i pozostawiła bluźniercę na pastwę losu. Dzisiaj szukała tego palącego i przeszywającego spojrzenia. Kpiącego uśmiechu i złośliwego komentarza, który sprawiał, że nie zamierzała pozostawać dłużną. Unikała więc prawdy na temat przeszłości, bo wiedziała, że ta... Faktycznie - zrujnuje wszystko. Oddawała się jego subtelnym sugestiom i gestom, które sprawiały, że policzki piekły ją od ciągle pojawiających się wypieków. I mogłaby przysiąc. Szczerze i bez zastanowienia, że nikt wcześniej nie robił z nią tego co on. Słońce i gwiazdy miały być ich sprzymierzeńcem, a noc otulająca zespolone ciała dwóch osób spragnionych czegoś nowego, intensywnego nigdy nie powinna stawać się zbyt jasna dla tych, którzy nie są gotowi na burzę emocji i feerię tak różnorakich barw.
Spraw zatem, by jej zależało. Uczyń ją swoją i nigdy nie oddawaj tym, którzy gotowi będą stłamsić potarganą duszę, którą masz szansę uszyć złotą nicią, by na zawsze należała do Ciebie.

-Mogę irytować bardziej, mocniej, dosadniej, bezczelniej, kpiąco, złośliwie... - wyliczała niemal na palcach, gdy spojrzeniem ciągle świdrowała go na wskroś. Szukała aprobaty, choć nawet jeśli byłaby prześmiewcza, to zrobiłaby po swojemu. Tak jak uważała za słuszne. -A wiesz co zrobię potem? - zagaiła luźno i cofnęła się delikatnie, by ich bliskość nie stała się gorsząca i nazbyt śmiała. Oddychała wolno, a klatka piersiowa unosząca się lekko z pewnością była wyczuwalna dla Ramseya, który wciąż tkwił tuż przy niej. -Udobrucham cię - przygryzła dolną wargę i poruszyła się na boki, jakby sugerując, że to nie jest problematyczne ani tym bardziej szczególnie trudne. Znała kobiece sztuczki, dokładnie te, które działały na każdego. No powiedz, królu - naprawdę nie chciałbyś jej ulec, by przekonać się do czego twoja mała cholera jest zdolna? Nie oszukuj, bo nos ci urośnie.
-Jestem kobietą i nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale zmieniam zdanie nad wyraz szybko - burknęła z udawaną złością i wywróciła oczami, by w ten sposób dodać sobie powagi, którą nie emanowała na co dzień. -Mogłabym cię na przykład teraz rzucić, ale w gruncie rzeczy... Nie zrobię tego, bo pewnie bardzo szybko zatęskniłabym za... - zawiesiła głos i zmrużyła oczy. Powiedziała to na głos? Niemożliwe. Nie była tego pewna, bo przecież nikomu nigdy nie mówiła tak otwarcie o swoich emocjach. Co więc zrobił Mulciber, że uraczyła go tak normalnym, autentycznym stwierdzeniem? Wypuściła powietrze ze świstem i nim zdążyła przeanalizować cokolwiek - już tkwiła w jego ramionach.
-Jesteś taki rozkoszny, kiedy przybierasz władczą postawę - mruknęła kpiąco i w zuchwałym geście ujęła jeden z policzków narzeczonego - dokładnie tak jak babcia, która sprawdza czy wnuczek się zmienił. Nie tarmosiła go i nie ubliżała mu, ale droczyła się i prowokowała. Naprawdę był zdolny się na niej odegrać? Wyciągaj więc różdżkę i stań do boju.
Pożałowała jednak wszystkiego co zrobiła i o czym pomyślała, bo już tkwiła w fontannie. Przemarznięta, mokra i rozczarowana, że tak łatwo mu z nią poszło. Była przecież szlachcianką, na Merlina! Z drugiej strony - co z tego? Ta normalność płynąca z ich obcowania sprawiła, że humor był jeszcze lepszy. Nie spodziewałą się w końcu, że dojrzały mężczyzna jest gotowy do igrania z nią i prowokowania w ten niezbyt czarodziejski sposób, ale to sprawiało, że chciała go jeszcze pełniej. Bliżej i mocniej. Przygryzła policzek od środka, gdy posłała mu mordercze spojrzenie, a kiedy tylko zimna woda chlusnęła na niego i wyglądał równie komiecznie co ona, wybuchła śmiechem. Zabawnym było też to, że jej wtórował, a teraz przypominali parę nastolatków, która ucieka przed szarą codziennością i zamyka się w swoim świecie iluzorycznych pragnień.
-Sam zacząłeś, a ja nigdy nie odpuszczam - mruknęła pod nosem i nie spodziewała się, że zostanie zaatakowana. Naprawdę? Podnosił na nią różdżkę? Otworzyła szerzej usta i nadęła się niczym chomik, który przegryzał mały kawałeczek jakiejś zieleninki. Nie miała pojęcia, że jest gotowy na coś takiego, ale... Tak nie mogło się skończyć. Ollivander nie odpuszczała. -Ty... Ty... Ho-ho... Koniec - wydusiła z siebie, gdy płaszcz stracił na swoim uroku i przypominał raczej szmatę do wyrzucenia, ale Ollivander nie przywiązywała się przecież do ubrań. Wywróciła więc oczami i bez zastanowienia rzuciła kolejną inkantacją. -Fae Feli! - może gdy będzie błyszczał niczym wschodząca gwiazda to poczuje się lepiej?


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Fontanna [odnośnik]20.04.16 20:02
The member 'Katya Ollivander' has done the following action : rzut kością


'k100' : 39
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Fontanna - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Fontanna [odnośnik]21.04.16 9:19
— Och?— jęknął z fałszywym zdziwieniem, gdy reklamowała się w tak interesujący sposób. Sypnęła paletą kobiecych wad, wcale nie przejmując się tym, jaki wizerunek samej siebie kreowała. Była w tym bardziej podobna do nastolatki, która walczyła o rację ze starszym bratem, pragnąc mu udowodnić, że jest równie silna i potężna, co on, a przede wszystkim wyprzedza go w inteligencji. Pech jednak chciał, że każdy starszy brat albo dawał jej wygrać i pozwolił wierzyć, że ma rację, albo zdecydowanie i bezczelnie i tak obchodził jej podłożone pod nogi bomby.
— Uważasz, że jesteś w stanie mnie udobruchać? Naprawdę? W jaki sposób?— spytał tajemniczym błyskiem w oku. Przekrzywił głowę nieco w bok, by ją lepiej widzieć, bo przedzierający się przez chmury księżyc i oświetlający ją swoim blaskiem rzucał na nią różnorakie cienie. Był ciekaw, co mogła wymyślić, co mogła uczynić. Kobiety miały swoje sztuczki, swoje sposoby na to, by przekonywać mężczyzn do swoich racji. On niespecjalnie lubił być adorowany, zawsze wolał brać los w swoje ręce i robić to, co przyniesie mu oczekiwane skutki, ale słodki flirt ze swoją narzeczoną był przyjemnością, która poprawiała mu humor.
— Nie mogłabyś mnie rzucić — odpowiedział od razu, niemalże wchodząc jej w słowo, lecz po chwili, kiedy wydukała z siebie tych kilka słów i speszona zamilkła, uśmiechnął się szerze, przyglądając jej się uważnie. Miał ochotę zrobić jej przytyk o to, lecz jeśli by teraz z tego zażartował zamknąłby ja w środku, a chodziło mu o coś zupełnie odwrotnego. — Tęskniłabyś moja luba, tak samo jak ja tęskniłbym za tobą. Zaczynam się przyzwyczajać do dobroci twoich warg, i melodyjności głosu. Nie pozbawiaj mnie tego — zamruczał ciszej, obniżając niego twarz.
Wciąż trzymał różdżkę w dłoni, pozostając w gotowości do jej ewentualnego ataku. Miał protego na końcu języka, ale nie spodziewał się tego, co nastąpi...
Koniec. Zapowietrzyła się, wściekła, że sięgnął po różdżkę i wymierzył w nią. Patrząc na nią sądził, że zaraz złość i nienawiść wobec niego posunie ją do użycia czarnej magii. Jej oczy płonęły frustracją i żądżą mordu, a on bawił się przednio, reagując na jej zagrywki nieco mniej emocjonalnie. Intrygowała go, podobała mu się jej zadziorna i krnabra natura, to, że nie obawiała się wycelować w niego różdżką, choć miał zostać jej mężem. Nie była jak większość panien, które spuszczają wzrok w obliczu swojego przyszłego męża, oddając mu szacunek na każdym kroku. Nie miał pojęcia, że to, co mu tego wieczora imponowało, przyczyni się tydzień później do awantury, w której skatuje ją jak zwierzę, bo sama go do tego zmusi.
Kiedy jednak kolorowy brokat zleciał na niego, obsypując jego głowę, prosty nos, ramiona i ręce, zamrugał z niewypowiedzianym pytaniem. Nie był pewien, czy to żart, czy wynik stresu, ale jęknął coś z niedowierzaniem, powoli uśmiechając się coraz szerzej. Opuścił rękę z różdżką i obrócił głowę w bok, zaciskając wargi, by nie wybuchnąć śmiechem. Była urocza w swoim zachowaniu, słodka i dziewczęca. Jak mógł więc się z nią pojedynkować na... takie zaklęcia? Nie umiał. Nie potrafił tego robić na żarty, nie potrafił się tak wygłupiać. Musiałby nakarmić ją ślimakami, a nie robił tego chyba od czasów Hogwartu.
— Pani auror... Przyznam szczerze, że gdybym stał na Twojej drodze podczas akcji... skostniałbym z przerażenia, albo zastygł w szacunku dla Twoich zawodowych umiejętności — mruknął z nieskrywanym rozbawieniem i po chwili obrócił wzrok w jej kierunku. — Podobam Ci się w tej wersji bardziej? Może powinienem do ślubu zajść w brokatowym garniturze?— spytał, odchylając klapę płaszcza i tweedowej marynarki, jakby oglądał swój aktualny strój. Nie dość, że był przemoczony całkowicie to jeszcze posypany brokatem, który lepił się... dosłownie wszędzie. Schował różdżkę i przeczesał palcami włosy, nieco je mierzwiąc, aby nie kleiły mu się do czoła, a po tym przetarł twarz, by pozbyć się z niej nadmiaru błyszczącego pyłku, który go drażnił. — Może jeszcze raz Balneo?— zaproponował, bo kąpiel w tym stanie była wskazana. Zrobił jednak krok w stronę fontanny i w tamtej, pewnie niezbyt czystej wodzie przemył twarz, ale było to lepsze niż irytujący brokat na policzkach. I kiedy udało mu się go częściowo zmyć, uniósł swoje ciemne spojrzenie na dziewczynę, która wciąż siedziała w fontannie, w tej lodowatej wodzie z wyciągniętą różdżką. Zadziwiające, że wolała to od ciepłej herbaty przy kominku w jego towarzystwie. Uśmiechnął się jednak do niej subtelnie, czekając aż Księżna zdecyduje się podnieść i opuścić swoją lodową krainę.
— Odprowadzę cię.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Fontanna - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Fontanna [odnośnik]21.04.16 10:17
Była w tym prześmiewcza, zbyt niedojrzała, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Plasowała się w kategorii głupiutkich panienek, które oprócz głupiutkich zagrań nie są w stanie nic więcej osiągnąć. Katya zdawała się być w pełni tego świadoma i celowo postępowała w ten sam sposób z każdym mężczyzną. Mulciber więc niczym się nie różnił od Samuela czy Caesara. I tak chciała żeby zostało. Tylko w kokonie dystansu potrafiła być kimś innym i nigdy nie zamierzała dopuścić emocji do ludzi, którymi się otaczała. Były najzwyczajniej w świecie destrukcyjne.
-Nie mogę panu mówić o takich rzeczach, bo byłoby to niestosowne - powiedziała spokojnie, wszak musiałaby sięgać po broń innego kalibru. Najlepsze zostawia się ponoć na koniec, czyż nie? Dlatego nie dodała już nic, a jedynie wgapiała się w niego jak w jakiś okaz, by się upewnić czy tego chce. Czy właśnie z nim powinna być i pozwalać mu na wiele więcej, kiedy tylko zostanie jej mężem? Nie umiała odpowiedzieć, bo z jednej strony zdawał się być doskonały i wierzyła w to, że poza, którą jej serwuje, ale z drugiej zaś... Wszystko weryfikował czas. Nie brała nawet pod uwagę, że za tydzień skrzywdzi ją i upokorzy, a ona odda mu pierścionek, który nie będzie zdobił delikatnej dłoni.
Przygryzła policzek od środka i odwróciła na moment wzrok, bo zdawała się być zbyt śmiała i przez to wolała się cofnąć w tył, by zyskać chwilę czasu dla głębokiego oddechu. Nie pamiętała dnia, w którym po raz pierwszy uraczyła kogoś tak prostym wyznaniem i czuła, że popełniła błąd. Najzwyczajniej w świecie tak było, gdyż otulenie męskiego umysłu słowami dotyczącymi tęsknoty stały się niczym innym jak informacją, że może stać się jej bliski. Co jeśli jednak już w jakiś pokrętny sposób tak było, a ona nie chciała tego przed sobą przyznać? Nie mogła, po prostu.
-Owszem, byłabym w stanie pana rzucić i zostawić na pastwę losu - i jakież te słowa były prawdziwe. Żadne jednak nie dopuszczało do siebie takiej wizji, bo dzisiaj przypominali dwa szczeniaki, a raczej Katya takowa była i zapewne gdyby nie śmiech Ramseya czułaby się jak skończona idiotka, która zajmowała nieodpowiednie stanowisko. Tkwiła zbyt wiele lat zamknięta pod kluczem, kiedy to raz po raz jej smukłe palce pieściły najpotężniejsze różdżki i sprawiały, że zyskiwały nutę życia. O tym Mulciber też miał się nie dowiedzieć, ale cz nie ironią był twór, którym władał? Ich ścieżki krzyżowały się od dawna, jakby musieli być świadomi, że w końcu na siebie wpadną.
-Nic panu nie odbieram - szepnęła speszona na dźwięk jego głosu, bo nie oczekiwała takich wyznań. Dlaczego więc chciał ją uzależnić i nauczyć swojej dobroci? Nie musiał przecież. -Shh... Proszę nie potwierdzać fraz, przed którymi stronię. To był impuls, który proszę mi wybaczyć - szepnęła ledwie słyszalnie i przełknęła głośniej ślinę, gdy również wspomniał o tęsknocie. To było zaskakujące i nieoczekiwane. Nie tego się w końcu spodziewała.
A potem? Zaklęcie, które rzuciła ozdobiło go doskonale, choć jak to na typową kobietę przystało -  za dużo myślała. Składała w całość niuanse, by stworzyć swój własny scenariusz, w który była gotowa uwierzyć.
Nie odpowiedziała zatem nic na wzmiankę o zaklęciach, bo na myśl przyszło jej wspomnienie Perseusza, z którym toczyła ostatnio pojedynek, a w ustach pojawił się gorzki smak czarnej magii.
-Gdyby zmusił mnie pan do użycia innej inkantacji, to proszę mi wierzyć... Nie zawahałabym się - zaczęła spokojnie, a uśmiech nie przyozdobił jej ust, choć tęczówki śmiały się ciągle. -W Oslo uraczyłam na własnej skórze niewybaczalnego i parę dni temu poczułam siłę dawnego przyjaciela - silnie zaakcentowała ów słowo, by już po chwili odgarnąć włosy za ucho. -Który nie obawiał się rzucania czarnomagicznych zaklęć. Wierzę zatem, że rozumie pan moją niechęć względem poważniejszego pojedynku, skoro sytuacja tego nie wymaga - wytłumaczyła zapobiegawczo, a następnie siegnęła opuszkami do mulciberowego czoła, by odgarnąć niesforny kosmyk. Zastanawiała się dlaczego potrafi być wobec niego otwarta, a przy innych zdaje się być zamknięta w klatce. Cóż miał, że robiła to bez trudu?
-Obawia się pan, że nie dotrę w jednym kawałku? - zagaiła kompletnie zaskoczona ów propozycją, a następnie pozwoliła sobie pomóc z wydostaniem się z fontanny. Wstała na równe nogi i zachwiała się nagle, co zmusiło ją do wsparcia się o ramię narzeczonego. Poruszyła niespokojnie prawą kostką i zmrużyła oczy, wszak nigdy nie odczuwała takiej ciężkości i dyskomfortu. -Pozwolę na to, ale jeśli nie porzuci mnie pan tak szybko, dobrze? - zapytała z niemą prośbą, a po chwili stanęła tuż obok mężczyzny. Nie zrobiła jednak nic więcej, bo czekała na jego decyzję.[/b][/b]
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Fontanna [odnośnik]21.04.16 12:54
Dla niego daleka była od głupiutkich panienek z dobrych domów. Była odważna w swoim zachowaniu i nie obawiała się postawić mężczyźnie, który nie dość, iż był od niej sporo starszy to jeszcze mianowano go jej narzeczonym. To było godne pochwały, gdyż w tych czasach przecież inne zasady wyznawano i starano się od wielu lat wpoić dzieciakom. Ale ona przecież zawsze kroczyła pod prąd, czego dowodem był niepochwalany przez niego związek ze szlamą, czy kontakty ze znienawidzonymi Avery'ymi. Ojciec karał ją ze słusznych powodów — wyłamywała się bowiem z ogólnie panujących schematów i kanonów szlacheckich dam, a Mulciber... widział w tym dla siebie coś w ramach zabawy i rozerwania w nudnym pożyciu małżeńskim — a przynajmniej tak całe życie sądził. Związek dwóch osób był przede wszystkim obowiązkiem i planem, a nie miejscem do zabawy. Przy pannie Ollivander ta koncepcja jednak zmieniała się, nadając temu wszystkiemu nowy sens.
— Myślę, że już dawno temu przekroczyliśmy zasady stosowności, panno Ollivander. Śmiem więc twierdzić, że wcale Ci to nie przeszkadza, a jedynie pragniesz trzymać się pozorów, abym źle o Tobie nie pomyślał. Jesi jednak jestem w błędzie... popraw mnie — powiedział luźno, ujmując jej delikatną dłoń i pomagając jej wstać. Z pewnością uraczyłby ją własnym płaszczem, ale był przemoczony i z pewnością nie zapewniłby jej nawet odrobiny niezbędnego ciepła. Dlatego objął dłońmi jej ramiona i potarł nieco, wiedząc, że nawet przytulenie jej raczej ją wyziębi.
Kiedy przyznała, że byłaby go skłonna rzucić, spoważniał i spuścił wzrok na jej dłoń, którą się o niego wsparła. Pierścionek zaręczynowy lśnił w słabym świetle, szczególnie teraz, gdy był mokry. Utkwił w nim wzrok, pozostając z miną nieodgadnioną, nieco zamyśloną, a może nawet częściowo zrezygnowaną jej butną postawą.
— Łamie mi panienka serce — odpowiedział nieco poważniej niż wcześniej, choć słowa jego brzmiały jak pomruk.
Chciał aby była jego. Chciał posiąść jej duszę i to stało się dla niego wyzwaniem i celem w tej początkowej drodze ich jako narzeczeństwa. Chciał ją do siebie przekonać i skłonić ją do pozytywnych wspomnień. Nie mógł zdradzić jej prawdy o sobie i ukazać jakim człowiekiem był naprawdę, gdyż to małżeństwo nie miałoby sensu. Prędzej czy później jedno zabiłoby drugie, bo nie mieliby innego wyjścia, będąc dla siebie naturalnym wrogiem. Ona auror — on czarnoksiężnik.
Uniósł na nią spojrzenie i grzecznie skinął głową na znak, że rozumie i jeśli nie życzy sobie aby mówił cokolwiek, nie będzie. Skrzyżował z nią spojrzenie, niemalże pełne pokory, o ile ktoś taki jak on mógł nawet udawać coś podobnego. Nie chciał jednak na niej niczego wymuszać, a raczej jawić się w jej oczach jako mężczyzna, który za wszelką cenę zaspokoi jej potrzeby i poczucie spokoju. Prawda była jednak kompletnie inna - nie znosił kompromisów, nie lubił ustępstw, a uleganie narzeczonej było dla niego próbą zdobycia jej zaufania. Poza tym zależało mu na tym, aby jego piękna i bystra żona trzymała jego stronę, a nie podkopywała pod nim dołki. Do tego potrzebował jej zaufania i jej... miłości.
— Wiem, żartuję — odpowiedział jeszcze, kiwając głową i siląc się na subtelny uśmiech, ale szybko przybrał wyraz sztuczności, gdy kontynuowała. — Miała panienka starcie z czarnoksiężnikiem w Oslo? Czym Cię uraczył?— spytał powoli, a wzmianka o starym przyjacielu sprawiła, że zmarszczył brwi. Uniósł dłoń, chcąc by przestała mówić. Zależało mu na tym, żeby cofnęła się od początku i powiedziała mu wszystko od początku, bo... — Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem... Twój przyjaciel potraktował cię czarną magią? Mam nadzieję, że spełniłaś swój aurorski obowiązek i zamknęłaś go tam gdzie trzeba, moja droga — powiedział z nadzieją w głosie. Nie widziało mu się, aby ktokolwiek podnosił rękę, czy różdżkę na jego kobietę. Póki była narzeczoną, mógł przymknąć oko na jej ojca, który miał do niej pełne prawa, ale jakiś... chłoptaś? Z pewnością szlamowate ścierwo zdecydowało się zranić ją w jakiś sposób? Jak mógł odpuścić taki temat? — Nie zamierzałbym się z Tobą pojedynkować. Jesteś moją narzeczoną, będziesz żoną i pewnie matką moich dzieci. Nie w smak mi obrzucanie się z Tobą zaklęciami, dla zabawy. Wolałbym spędzić z Tobą chwile inaczej niż na wymyślaniu przebiegłych inkantacji mających na celu sprowadzić jedno z nas do poziomu... przegranego. — Szorstkość jego głosu i konkretność słów wynikała z jawnego niezadowolenia tym, o czym mu powiedziała. Nie wiedział skąd wzięła się ta agresja w jej tonie, ale skutkowało to ochłodzeniem jego postawy. Jej śmierć nie była mu na rękę, a jeśli ktoś nie obawiał się zastosować czarnej magii wobec aurora albo był głupcem albo obłąkanym narcyzem, któremu wydawało się, że może wszystko. Był szczerze ciekaw, kto się odważył zagrażać życiu lub zdrowiu jego narzeczonej.
Sięgnął do kieszeni po paczkę papierosów, lecz była mokra. Szczęśliwie udało mu się ze środka wyciągnąć suchego papierosa, który nadawał się do odpalenia i tak też uczynił, odsuwając się od niej na krok, by nie dmuchać w jej stronę. Już wiedział, że tego nie lubi i to jej przeszkadza, sam jednak nie zamierzał rezygnować z ulubionej czynności nawet jeśli miałoby się to wiązać z marnotrawstwem każdego jednego papierosa w jej towarzystwie — choćby odbierała mu go za każdym razem. Czuł irytację i musiał załagodzić ją nikotyną. Wbił jednak w nią spojrzenie, oczekując dalszych wyjaśnień. Chłód przestał mu przeszkadzać, bo teraz liczyło się tylko to, co powie.
— Więc? Co to za przyjaciel?— spytał nagląco.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Fontanna - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Fontanna [odnośnik]21.04.16 18:22
Co jeśli to była jednak tylko gra? Maska, którą wkłada każdy, by ukryć przed światem wszystkie zbrodnie? Zastanawiała się nad wiedzą Ramseya, a także tym co powiedział mu ojciec. Nie mogło być tego jednak dużo, bo gdyby poznał prawdę o jej związku z mugolakiem to zapewne nie pchałby się do zostania mężem zbrukanej dziewczyny. Taka się stała, czyż nie? W oczach tych wszystkich, marnych imitacji ludzi, którzy nie mieli żadnej wartości dopiero ten tytuł winna uzyskać, gdy w święta wypowie słowa przysięgi, a te odbiorą jej wszelkie tytułu i przywieleje. Katyi nie obchodziła mżonka o linii dziedziczenia krwi. Szlachectwo było równie nudne co baśnie, które czytała jej matka. Dlatego bez trudu łamała zasady i stawiała się mężczyźnie, jakby od tego zależało wątłe i przelatujące przez palce życie. Imponowała mu to; doprawdy? Butna natura zazwyczaj bywa drogą do rychłej śmierci, a on był w stanie ją zabić, tylko o tym... Nie wiedziała.
-A myślisz o mnie źle? Opowiedz mi... - szepnęła dwuznacznie i uśmiechnęła się kącikowo, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały. Wsparła się o jego dłoń, to prawda, ale kiedy tylko drętwiejące nogi uniemożliwiły jakikolwiek ruch, skrzywiła się nieznacznie. Zastanawiała się skąd to wynika, ale potrafiła robić dobrą minę do złej gry i nie krępowała się w niczym, by tylko udawać, że wszystko jest w porządku. -...Jak bardzo źle musisz myśleć o kobiecie, która ma zostać twoją żoną? - dodała jeszcze i przygryzła policzek od środka, kiedy dotknął jej smukłych ramion, a ona odzyskała czucie w stopach. Było to problematyczne, gdyż nigdy nie miała takich objawów, a już tym bardziej związanych z chorobą genetyczną, o której nie miała pojęcia.
-Pan także wielokrotnie łamał moje, a wcale się tym nie przejmował - odpowiedziała zadziornie i nie robiła sobie nic z jego - teoretycznie - połamanego serca. Odczuwała to już parę razy, jakby wbijal w nią celowo milion igiełek, które miały po wyciągnięciu w sposób powolny upuszczać krew i odbierać resztki życia.
Nie wiedziała o jego zachciankach, potrzebach, a już z pewnością nie o tym, że mógłby czegokolwiek względem niej oczekiwać. Lawirowała na granicy bytu i niebytu, a tylko od niego zależało czy jest w stanie po to sięgnąć. Była zbyt utopijna i niespełniona, by przypominała w czymkolwiek szlachcianki, którymi się otaczał, bo arogancja i narcyzm nie należały do cech jakimi się charakteryzowała. A może? Nie. Stałaby się jedynie pustą kukłą, którą stworzono według reguły kopiuj-wklej.
I nie chodziło o to, by milczał. Wierzyła, że jest w stanie iść na ustępstwo, a także oswoić ją z tymi prostymi wyznaniami, od których uciekała niemal zawsze. Nie lubiła takiej szczerości, bo były oznaką słabości, a przecież ani ona ani tym bardziej on - nie byli słabi. Nie plasowali się nawet pod postacią osób uległych, choć każde jawiło się inaczej. Może to zamierzała rozszyfrować? Poznać? Dać się wtajemniczyć? Nie mogła być jednak pewna, czy jest w ogóle na to gotowy.
-Cruciatusem - odpowiedziała spokojnie i zgodnie z prawdą, a wtedy jej smukłe palce zacisnęły się mocniej na przegubie Ramseya. Oddychała wolno, wręcz nad wyraz spokojnie, pomimo że wspomnienie tamtego wieczora mroziło krew w żyłach. Nigdy nie przypuszczała, że ponownie będzie musiała do tego wracać, ale co miała do stracenia? -Nie. Nie zrobiłam nic względem tej sytuacji - burknęła niezrozumiale pod nosem, bo cóż mogła więcej powiedzieć? To ona rozpoczęła ten pojedynek i choć Balneo nie wydawało się być niebezpieczne, nie wahała się. Z rozkoszą wręcz patrzyła jak Perseusz przemaka, a na jego szlacheckim ubiorze nie pozostała ani jedna sucha nitka. Nie była jednak gotowa to wyjawienia sekretu związanego z biciem przez ojca, bo to właśnie przez tego mężczyznę wszystko się rozpoczęło. I żałowała jedynie, że nigdy wcześniej nie odważyła się na upokorzenie w jego stronę. Zasłużył na to i była tego pewna, a słowa Garretta z zebrania zdawały się ją tylko utwierdzać, że jest podłą, kłamliwą szują, która podniosła rękę nie na tę czarownicę co trzeba. -Matką twoich dzieci? - zatrzymała się w pół kroku, a serce zabiło jej szybciej, bo tego się nie spodziewała. To jedna z tych rzeczy, których lękała się najmocniej, ale nie dała po sobie poznać niczego. Ruszyła wolno wraz z narzeczonym i wypuściła powietrze ze świstem, bo natłok myśli zdawał się być nad wyraz okrutny. Dlaczego tak testował jej wytrzymałość? Zmrużyła lekko oczy i przygryzła dolną wargę, bo próbowała się czymś zająć, by nerwy nie uszły z niej przed dotarciem do domu. To nie miało najmniejszego sensu i wierzyła, że Ramsey także jest tego świadom. Myśli krążące wiec przy osobie Avery'ego odpłynęło, a pojawiło się nieme pragnienie ukojenia i zanużenia warg w winie. Liczyła zatem, że jeśli Ramsey odprowadzi ją do domu, to... Cóż - zostanie chociaż na jedną lampkę. Mogła mu dać ubrania brata, bo byli podobnej postury, a to przypomniałoby jej o tym, że gdzieś żyje. Nie potrafiła pozwolić Mulciberowi na przemarznięcie i chorobę. Kominek był odpowiedni?
-Nie mający żadnego znaczenia i sentymentu, zaręczam - dodała bez przekonania i uchyliła drzwi dworku, gdy wreszcie znaleźli się w odpowiednim miejscu. -Proszę wejść - nie czekała na jego zgodę, po prostu wepchnęła go do środka, bo wiatr zacisnał, a pogoda nie sprzyjała wystawianiu nosa poza ciepłe domostwo. -Nie musi się pan o nic martwić, zaraz wszystko wyjaśnię. Schodami w dół, a następnie ostatnie drzwi po prawej - zaleciła, a sama oddaliła się w stronę pierwszego piętra, by tam odnaleźć stary pokój Anthony'ego i suche ubrania, którymi chciała podzielić się z Ramseyem. Wierzyła, że nie ucieknie, bo znalazłaby go nawet na końcu świata, ale...
To dopiero rano.

/hyc hyc


meet me  with bundles of flowers We'll wade through the hours of cold Winter she'll howl at the walls Tearing down doors of time
Katya Ollivander
Katya Ollivander
Zawód : Zawieszona w prawie wykonywania zawodu
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Mogę się oprzeć wszystkiemu z wyjątkiem pokusy!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2039-celeste-ellsworth https://www.morsmordre.net/t2291-vesper#34826 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204
Re: Fontanna [odnośnik]22.08.16 7:27
Para nr V

Było już po zmierzchu. Ciemność ogarnęła ulice Londynu, nie tylko dlatego, że słońce schowało się za horyzont, ale również z powodu niepalących się latarni, jakby ktoś złośliwie użył wygaszacza i odebrał blade światło opustoszałym ulicom. Elisabeth powinna była użyć jednego z kominków, by dostać się bezpiecznie do domu, ale z jakiegoś powodu postanowiła się przejść. Przez krótką chwilę podążała za czarnym kotem, który kroczył kilka metrów przed nią, lecz gdy ten zniknął w ciemności lady Parkinson musiała zdać sobie sprawę, że najzwyczajniej w świecie zabłądziła. Okolica wydawała się kompletnie opuszczona, na horyzoncie nie było żadnej żywej duszy, a żaden z kierunków nie przypominał drogi do domu lub jakiegokolwiek innego znanego jej miejsca. Przystanęła przy niej na chwilę, czekając na kogoś, kto mógłby uraczyć ją informacją, w którą stronę powinna podążyć, aby dojść tam, dokąd chciała. I nagle usłyszała za sobą kroki.
Lorne szedł tamtędy do gospody, w której był umówiony z tajemniczym typem, zawracającym mu listami głowę od dobrych kilku dni. Nie wiedział czego chciał, ale nie wróżyło to niczego dobrego. Zdecydował się na to spotkanie tylko dlatego, że wymienił w jednym z listów Isoldę, czego nie mógł zignorować. Kiedy zbliżył się do fontanny zaczepiła go Elisabeth, zamierzając zapytać o drogę, lecz nie zdążyła nawet zadać pytania, bo zupełnie znikąd pojawiła się chmara chochlików, która ich otoczyła. Wplątywały się we włosy, ciągnęły za suknię lady Parkinson, a w końcu złośliwe bestyjki porwały jej torebkę, by zawiesić ją czubku fontanny. Lorne przez ten czas machał rękami, próbując się od nich odpędzić i gdy tylko sięgnął po różdżkę postanowiły mu ją odebrać. Reszta irytujących stworzeń nie zamierzała dać im spokoju przez najbliższy czas. Nie dość, że lord Bulstrode i lady Parkinson będą musieli przepędzić chochliki to jeszcze odzyskać swoje zguby.

Datę spotkania możecie założyć sami. O skończonym wątku z rozwiązaną sytuacją możecie poinformować w doświadczeniu. Czara Ognia nie kontynuuje z Wami rozgrywki. Wszystko jest w Waszych rękach.
Miłej zabawy!  


Czara Ognia
Czara Ognia
Zawód : n/d
Wiek : 0
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Konta specjalne
Konta specjalne
https://www.morsmordre.net/t437-szukam-towarzystwa#1153 https://www.morsmordre.net/u731contact https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t437-szukam-towarzystwa#1153 https://www.morsmordre.net/t437-szukam-towarzystwa#1153
Re: Fontanna [odnośnik]23.08.16 22:46
Lord Bulstrode tonął w myślach, które krążyły jak zwykle wokół Isolde. Troska wyzierała z jego oczu, lecz nikt nie mógł tego dostrzec, bo Lorne patrzył na czubki własnych butów. Poza tym niewielu ludzi pojawiało się tu o podobnej porze.
Jego wspaniała siostra od niepamiętnych czasów przyciągała kłopoty, ale tym razem to on był tym, który pozbawił ją bezpieczeństwa. Swe złowrogie plany wprowadził w życie odrobinę za szybko, nieco bez pomyślunku. Zbyt szybko świsnęła różdżka w jego rozedrganej dłoni, by ukarać pannę Rosier. Nie podejrzewał, że przez osobiste rozterki to właśnie ona będzie cierpiała jako pierwsza z jego środowiska. Dlatego szedł szybko, a różdżkę ściskał mocno w kieszeni swego płaszcza. Musiał zapewnić Izoldzie bezpieczeństwo. Na tyle, na ile pozwalały temu środki, którymi dysponował.
- Tak? - spytał nieco roztargniony, gdy usłyszał za sobą kobiecy głos. Elisabeth Parkinson zwróciła się bezpośrednio do niego - cóż takiego robiła o tak nieprzyjaznej porze? Czyżby zabłądziła?
Nie mieli jednak szansy, by spokojnie porozmawiać. Dosłownie znikąd pojawiła się chmara chochlików - piekielne stworzonka wybrały sobie ich dwoje jako obiekty swych psot. Lorne i Elisabeth na pewno nie byli w nastroju, by użerać się z tymi latającymi popierdółkami.
Młody Bulstrode chciał przegonić je pierwszym lepszym zaklęciem, ale w ułamku sekundy stracił swą różdżkę. Rozsierdziło go to niemało, Elisabeth mogła dostrzec ten gniew, bo malował się na całej twarzy jej towarzysz. Przyjął on kształt wybrzuszonych żył na obu skroniach. Nie znał się na magii bezróżdżkowej, dlatego teraz był nieco w potrzasku. Nie zamierzał jednak stać bezczynnie.
Nieprzespane dni, piętrzące się kłopoty i furia zdziałały swoje. Lorne chwycił jednego z chochlików, który chciał umościć sobie posłanie w jego włosach. Sprawnym ruchem ukręcił mu karczek. Rozległ się nieprzyjemny trzask. Szybkie zatrzepotanie skrzydłami, by po chwili zastygnąć w bezruchu.
- Mam nadzieję, że nie trzymałaś różdżki w torebce! - zakrzyknął na tyle pogodnie, na ile pozwalały mu nerwy. Rzucił na ziemię martwego chochlika. Czekała ich walka z latającymi szczurami.
Lorne Bulstrode
Lorne Bulstrode
Zawód : łowca smoków i opiekun w rezerwacie Kent
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Dzieci są milsze od dorosłych
zwierzęta są milsze od dzieci
mówisz że rozumując w ten sposób
muszę dojść do twierdzenia
że najmilszy jest mi pierwotniak pantofelek

no to co

milszy mi jest pantofelek
od ciebie ty skurwysynie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2048-lorne-bulstrode#30733 https://www.morsmordre.net/t2072-salvador-lorne https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f212-manor-road-1 https://www.morsmordre.net/t3058-lorne-bulstrode#50155
Re: Fontanna [odnośnik]13.10.16 18:47
Elisabeth powolnym krokiem krążyła uliczkami, podążając za czarnym kotem z delikatnym uśmiechem na ustach. Przepadała za tymi małymi egoistami, charakterkiem doskonale jej dorównując. Panna Parkinson tak jak i te zwierzęta lubiła podążać własnymi ścieżkami, co czyniło jej pracę niejednokrotnie istną udręką. Sytuacje, w których po prostu musiała posłusznie wykonywać polecenia osób stojących nad nią wyżej w randze pracy, bywały iście nieznośne. Przebywając cały czas wśród nielubianych ludzi, kobieta niejednokrotnie chociaż wieczorami uciekała we własne myśli lub po prostu bezmyślnie przechadzała się różnymi ścieżkami, chcąc nabrać sił na starcie z kolejnymi wyzwaniami. Nie spodziewała się jednak, iż takowe przyjdą tak szybko.
Kot nagle zniknął, a ona z westchnieniem rozczarowania stwierdziła, iż prawdopodobnie zabłądziła. Sam fakt, że prawdopodobnie będzie musiała się kogoś spytać o drogę wydawał się poniżający. A przynajmniej wówczas, bo gdy po pojawieniu się jej pozornego wybawcy nadszedł nagły atak chochlików, kobieta czuła że zaczyna tracić cierpliwość. Złośliwe wypadki losu wydawały się z niej okrutnie pokpiwać.
Nagle poczuła jak coś szarpie ją za włosy, jednocześnie też pozbawiając torebki. Zdenerwowana starała się ręką odgonić boleśnie szarpiącego ją chochlika. W końcu udało jej się go odgonić od ciemnych pukli. Dopiero gdy chociaż na sekundę uporała się z małymi bestyjkami, spojrzała na towarzysza opresji. Najwyraźniej i on nie był zadowolony z "niespodzianki". Na jej szczęście ona była w o wiele lepszej sytuacji niż on - w tej chwili jej dłoń powędrowała w stronę małej kieszeni ukrytej pomiędzy delikatnymi falami sukienki, z której szybko wyciągnęła różdżkę. Szybko machnęła różdżką jednocześnie mamrocząc zaklęcie, co jednak nie było aż tak łatwo. Małe stwory co jakiś czas wracały, boleśnie ciągnąć kobietę za włosy.
- Zabierz je od moich włosów, a ja odzyskam twoją różdżkę. - powiedziała w jego stronę tonem jasno dającym do zrozumienia, iż jakikolwiek sprzeciw nie wchodzi w grę. I chociaż nie zwykła zniechęcać do siebie potencjalnych sojuszników, to w tej chwili była zbyt rozeźlona by zwracać na to uwagę. Zresztą jak mniemała jej partner w opresji również był na tyle zły aby ją zrozumieć.


A little learning is a dangerous thing...

Elisabeth Parkinson
Elisabeth Parkinson
Zawód : tłumacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'm cold-hearted and evil.
And I'm vengeful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3102-elisabeth-parkinson https://www.morsmordre.net/t3136-persephone https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t5184-skrytka-bankowa-nr-804 https://www.morsmordre.net/t3276-elisabeth-parkinson

Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Fontanna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach