Wydarzenia


Ekipa forum
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela
AutorWiadomość
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]14.01.21 21:49

Pomnik Cronusa Wyzwoliciela

Po całkowitym przejęciu stolicy przez czarodziejów i ustaniu walk, dla upamiętnienia zwycięstwa nad mugolami tuż przed Pałacem Buckingham postawiono wzniosły pomnik na cześć nowego Ministra Magii. Pomnik Wyzwoliciela, wyjątkowo utalentowanego autora, brytyjskiego rzeźbiarza, Aikena Cattermole przedstawia półnagą sylwetkę Cronusa Malfoya odrywającego głowę ostatniemu stąpającemu po londyńskich ziemiach mugolowi. Pomnik jest wyjątkowy — z kamiennej głowy mocno osadzonej w wyciągniętej dłoni ministra nieustannie sączy się krew. Czy prawdziwa — mecenasi sztuki nie mają pewności. Oczywiste jest jednak, że wykonana z bałkańskiego marmuru statua wzbudza ogromny podziw. Plotki głoszą, że każdy kto nabierze w dłonie sączącej się posoki i wysmaruje nią twarz sprowadzi na siebie uśmiech fortuny.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]25.03.21 13:11
| 04.12

Grudzień przyniósł ze sobą jeszcze zimniejszą aurę, choć niewątpliwie nie było tak źle, jak rok temu, kiedy szalały anomalie. Tegoroczny schyłek jesieni i początek zimy można było uznać za normalny, co Cressida, mimo tęsknoty za latem, powitała z ulgą. Nigdy jednak nie przepadała za tym momentem roku, kiedy z drzew opadły już barwne liście, a brzydoty i szarości świata odartego z kolorów nie przykrył jeszcze śnieg, więc kiedy początkiem grudnia pojawił się biały puch, mogła być zadowolona.
Nie przepadała też za Londynem, tym wielkim, obcym i szarym miastem. Wychowała się wśród lasów Charnwood jako lady Flint i miejskie środowisko nigdy nie było jej ulubionym, choć czasem z konieczności bywała w stolicy. W końcu to tu znajdowały się znakomite przybytki sztuki i inne ważne dla czarodziejów miejsca. Tu też miała rodzinę; siostra jej umiłowanego pana ojca poślubiła Blacka, więc siłą rzeczy Cressida od dzieciństwa była czasem zabierana przez rodziców na Grimmauld Place i tym sposobem poznała swoje kuzynostwo. Najbliższą więź wytworzyła z Alphardem, którego ledwie miesiąc temu odprowadzili na wieczny spoczynek, ale wciąż odczuwała jego brak i czuła smutek w serduszku, gdy tego dnia pojawiła się w rezydencji Blacków. Spotkanie z kuzynką Aquilą mogło jednak osłodzić jej poczucie braku drogiego Alpharda. Były sobie bliskie wiekiem, powinny spędzać ze sobą więcej czasu, co dawniej, przez edukację w różnych szkołach, było utrudnione. Aquila trafiła do Hogwartu, a Cressida do Beauxbatons, co sprawiło że każda miała własne grono koleżanek i ich relacja ograniczona była głównie do sporadycznych spotkań rodzinnych w wakacje, a później, w dorosłości, do rozmaitych szlacheckich uroczystości, podczas których nie zawsze była okazja do zamienienia więcej niż paru słów.
Cressida tak na dobrą sprawę nie wiedziała nawet, jaki Aquila miała stosunek do jej osoby, ale żywiła nadzieję, że z czasem uda im się nawiązać bliższą relację. Łączyło je w końcu tak bliskie pokrewieństwo, a krew była krwią, nawet jeśli nosiły inne nazwiska. Oczywiście nie miało to nastąpić od razu, ale spotkanie mogło być krokiem w dobrym kierunku. Jej mąż zaaprobował jej chęć odwiedzenia kuzynki, zależało mu na tym, by Cressida spędzała czas z innymi damami w podobnym sobie wieku, a nie jedynie z jego starszymi ciotkami czy ze służką. Młoda służka naturalnie towarzyszyła jej w wyprawie do Londynu, w końcu damie nie wypadało podróżować samotnie nawet do rodziny. Poza tym w tych czasach to strach, promugolska tłuszcza mogła czyhać na niewinną młodą lady, choć mówiono jej, że miasto było już spokojne i oczyszczone. Mimo to cień lęku gdzieś głęboko w serduszku się tlił.
Cressida nie wiedziała zbyt wiele o wydarzeniach w magicznym świecie. A jeśli o czymś wiedziała, to znała tylko wersję będącą propagandą i nie mającą wiele wspólnego z prawdą – ale o tym, że to wszystko co jej mówiono jest bzdurą, wiedzieć nie mogła. Mąż czasem pozwalał jej czytać Walczącego Maga, choć zapewne wcześniej wyjmował z niego artykuły nieodpowiednie dla delikatnej młódki. Wierzyła jednak w to, że przyczyną społecznych niepokojów była właśnie prymitywna promugolska tłuszcza i sami mugole, niegdyś obojętni i znajdujący się poza jej myślami, dziś budzący lęk i nieufność. Jak przystało na naiwne, żyjące pod kloszem dziewczątko łatwo wierzyła w to, co mówili jej mąż, pan ojciec oraz brat. Zawsze łatwo pozwalała się formować i wtłaczać w odpowiednie ramy, gdyż nade wszystko pragnęła spełniać oczekiwania rodziny i jak najlepiej wpisać się w to, czego oczekiwano od młodej lady Flint. Nie zmieniło się to i po ślubie. Wciąż była typowym produktem patriarchalnego chowu i jej umysłu nie kalały występne, buntownicze myśli. W jej przekonaniu rodzina była dobra i idealna, a ona musiała się z nią zgadzać. Dobry był także Alphard, a Cressie wierzyła w to, że umarł jako bohater, jak mówiono na jego pogrzebie. Chciała w to wierzyć, choćby po to by poczuć się odrobinę lepiej, lecz niewątpliwie wolałaby, żeby wciąż żył.
Odczuła też pewne braki w dostępności niektórych produktów, skrzaty w Ambleside starały się przygotowywać wspaniałe posiłki, ale niektórych potraw, niegdyś oczywistych, teraz okazało się brakować i nawet osoba będąca tak skrajną ignorantką żyjącą w swoim świecie jak Cressida mogła to zauważyć i zastanawiać się nad tym, czym było to spowodowane.
W ostatnich miesiącach jej wizyty w Londynie były jeszcze bardziej sporadyczne niż niegdyś, a jeśli już w nim bywała, odwiedzała tylko starannie dobrane miejsca, unikając tych, w których damie być nie wypadało oraz tych, w których potencjalnie coś mogło jej grozić, a ponoć wiosną zagrożenie było realne. Teraz jednak zapewniano ją, że miasto jest już czyste i bezpieczne, że mugoli przesiedlono poza jego obręb (naturalnie oszczędzono jej prawdziwej wersji wydarzeń i święcie wierzyła, że mugole po prostu zostali przeniesieni gdzieś indziej, historie o bestialskich mordach nie nadawały się dla uszu tak delikatnej młódki), a służby pilnują, by buntownicy nie zakłócali spokoju prawych obywateli żyjących zgodnie z obowiązującymi normami. Jej naiwny umysł pragnął wierzyć w to wszystko, co mówili bliscy, lubiła żyć w swojej złotej klatce i nie chciała zderzać się z tym strasznym światem na zewnątrz. Tak było łatwiej i wygodniej, nie bez powodu kobiety odsuwano od polityki i tego typu spraw, miały wychodzić za mąż i rodzić dzieci, to była ich rola.
Spotkanie z Aquilą rozpoczęło się w dworku Blacków, gdzie Cressida tego grudniowego dnia zjawiła się wraz ze służką, a wyjście na spacer było inicjatywą lady Black, na którą Cressida przystała, uznając, że może spacer dobrze im zrobi, tym bardziej że akurat przestało padać. Mimo to i tak ściskała w dłoni rękojeść parasoleczki, obecnie złożonej, a na ciemnoniebieskiej sukni miała założoną granatową pelerynę z podszytym futrem kapturem, który mogła w każdej chwili zarzucić na kasztanowej barwy włosy kontrastujące z mleczną bielą nakrapianych konstelacjami piegów lic. Suknia i płaszcz były dopasowane w talii podkreślając jej smukłość; jak na dziewczę które powiło bliźnięta Cressie wciąż mogła się poszczycić nienaganną figurą.
Było wiele rzeczy, o które miała ochotę spytać swoją kuzynkę, ale nie wiedziała, od czego zacząć. W końcu zdecydowała się zacząć dość neutralnie.
- Jak się czujesz, droga Aquilo? – spytała więc. Nie chciała na samym początku poruszać tematu Alpharda, jeśli Aquila będzie chciała o tym pomówić, pewnie sama zboczy na ten temat. Jego odejście wciąż było bolesne dla nich obu, a dla Aquili, jako siostry zmarłego, jeszcze bardziej. Cressida nie chciała sobie wyobrażać co by czuła, gdyby to jej brat umarł, nawet gdyby jego śmierć określono mianem bohaterskiej. Rozejrzała się z westchnieniem; kilka metrów za nią dreptała jej służka, a okolica wydawała się dość cicha i spokojna, widziała jedynie pojedyncze ludzkie sylwetki, wszystkie odziane po czarodziejsku. Żadnych mugoli, żadnych straszliwych machin z żarzącymi ognistymi ślepiami, które pamiętała z dawnych pobytów w mieście. Mimo że już wtedy bliscy trzymali ją z dala od mugolskich części miasta, czasem nie dało się całkowicie uniknąć ujrzenia tego i owego choćby przelotem. – To wspaniałe, że możemy przechadzać się ulicami nie bojąc się mugolskich wynalazków ani nie musząc ukrywać tego, kim jesteśmy – odezwała się, nie mając przecież pojęcia, że ta swoboda poruszania się była okupiona cierpieniem tysięcy niewinnych istnień, które wbrew jej przekonaniu wcale nie zostały pokojowo przesiedlone. Ignorancja i niewiedza bywały wybawieniem. – Nieczęsto bywam w Londynie, większość swego czasu spędzam w Ambleside, które opuszczam głównie podczas wizyt u mych drogich rodziców i rodzeństwa, choć niewątpliwie czasem wypada się tutaj pojawić.
Była lady, powinna się pojawiać na artystycznych wydarzeniach dla śmietanki towarzyskiej i to robiła, gdy była taka konieczność, zwykle w towarzystwie męża, mecenasa sztuki promującego czystokrwiste talenty.
- Co chciałabyś mi dziś pokazać, droga kuzynko? – spytała po chwili, bo w końcu to był pomysł Aquili, by opuścić mury rezydencji Blacków. Blackówna niewątpliwie znała czarodziejski Londyn o wiele lepiej od niej, skoro tu dorastała.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?



Ostatnio zmieniony przez Cressida Fawley dnia 08.05.21 13:39, w całości zmieniany 3 razy
Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]06.05.21 20:23
Grudniowe cienie rzucane przez drzewa na dobre nawiedziły Londyn, zniechęcając do spacerów po tym pięknym mieście. Urokliwe kamieniczki, teraz zamieszkiwane były tylko przez czarodziejów, a wzrok jakiegokolwiek mugola nie mógł dostrzec wspaniałości, które skrywała nowa magiczna stolica. Aquila przełożyła jeszcze rozpuszczone włosy na lewe ramie, opryskując szyję i płatki uszu waniliowymi perfumami, tymi samymi, których używała od lat. Drogi zapach na dobre wniknął już w jej skórę, zostawiając słodką powłokę, która jako jedyna była w jej życiu niezmienna. Cały świat wyglądał teraz inaczej, a chociaż letnie słońce już od dawien dawna nie prażyło liści drzew, to atmosfera w brytyjskim mieście, zdawała się wciąż czasem wrzeć. Wydarzenia kwietniowe, gdy to mugole zostali usunięci, odcisnęły swe piętno. Było teraz czysto, spokojnie i wręcz pachnąco. Żadne mugolskie wynalazki nie jeździły po Grimmauld Place i wreszcie można było oddychać świeżym powietrzem. Ubrana w czerń, tak jak przystało w trakcie żałoby, przywitała kuzynkę na parterze wielkiej i zamieszkałej tylko przez Blacków (oraz ich służbę) kamienicy. Chociaż inne rody miały dworki, pałace, to tę urokliwą kamienicę Aquila wręcz kochała, nie mogąc sobie wyobrazić swojej przyszłości gdzieś indziej niżeli w środku stolicy Anglii. Bliskość z Ministerstwem Magii, św. Mungiem, Domem Mody Parkinson, muzeami i wszelkimi innymi ważnymi punktami na mapie Londynu, zapewniała nie tylko skrócony czas reakcji na najważniejsze wydarzenia, ale także, a może nawet przede wszystkim, najświeższe informacje w możliwie najszybszym czasie. Z okien widać było ruch lub jego brak, wszelkie plotki pojawiały się niemal od razu przy uszach Aquili. Niektóre widoki, zwłaszcza te sprzed ponad pół roku, były brutalne, ale napawały dumą i energią. Niewielu wiedziało, że patrzyła wtedy z okna z fascynacją, samodzielnie nigdy nie kierując różdżki w tego typu pojedynku. Dzisiaj Londyn był już czysty, choć oczywiście dalej było w nim kilka koniecznych dla bezpieczeństwa niedogodności. Nie musiała jednak, tak jak inne damy podróżować po całym kraju, aby spotkać się na świeżo wyciskany sok jabłkowy w Ogródku Pani Turner na Pokątnej. Nie dziwne więc było, że skoro przyzwyczaiła się do spacerów, to i swojej drogiej kuzynce chciała pokazać coś więcej niżeli tylko jadalnie lub jeden z saloników na Grimmauld Place 12. Cressida zawsze wydawała się nieco oderwana od rzeczywistości, jakby żyła wśród swoich pędzli i zapomniała o świecie dookoła. Stolica jednak była względnie bezpieczna, i tak bezpieczniejsza niż reszta kraju, ale Black na wszelki wypadek i tak nigdy nie poruszała się sama, zawsze krążyła za nią służba lub ochrona, doświadczona i gotowa bronić lady. Londyn zamieszkiwali już tylko czarodzieje, ale nie każdy był dobry i prawy. Tylko skończony głupiec myślałby, że w podziemiach nie ukrywa się nikt, kto gotów był zaatakować w imię buntowniczych i szlamich idei. Kroczyły więc czystymi ulicami, a Aquila dumnie niosła głowę w górze, aż nie znalazły się przed Pałacem Buckingham. Bywała tam wcześniej, widywała tę architekturę, kwieciste ogrody, zielone pola, jednak miasto od kwietnia wyglądało zwyczajnie inaczej. - Jest... jest w porządku - odpowiedziała na pytanie, wahając się. - Czas płynie wolniej, niż mogłabym sobie to wyobrażać, ostatnie miesiące nie były najprostsze, jednak... Jednak jakoś trwam - posłała kuzynce blady uśmiech, mijając akurat patrol policji, który kiwnął im głowami, zapewne rozpoznając, kim są lub skupiając się jedynie na drogich futrach, płaszczach i złotej biżuterii, na którą pozwolić sobie mogły tylko kobiety z najwyższych klas społecznych. - A Ty, Cressido? Wczesna zima w Ambleside z pewnością jest malownicza - kuzynka była malarką i to doświadczoną, o kunszcie, o którym wspomnieć warto było przy każdej okazji. Black nie była pewna, czemu lady Fawley z tego nie korzysta, tak jakby mogła. Jej talent i nazwisko zapewniały jej wejście do każdej porządnej galerii. Jeszcze ją o to zapyta, ale potem. - Miasto jest wspaniałe, od kiedy nie ma w nim ani jednego mugola. Mam wrażenie, że 1 kwietnia był przełomową datą w naszym kalendarzu. Właściwie to nie mogę doczekać się obchodów rocznicy Bezksiężycowej Nocy - zaczęła, gdy tuż za rogiem pokazał się pomnik. Miała okazję minąć go już kilkukrotnie, to było dobre miejsce przy przysiąść i porozmawiać się tym, co stawiał, przed dwiema, tak różnymi kobietami, los. - To - wskazała z dumą na ciężki posąg lorda Cronusa Malfoya. - To pomnik na cześć Ministra Magii - zanim usiadła, służka zdążyła podejść szybkim krokiem i skierować różdżkę na ławkę, z której od razu spadł wszelki kurz i zanieczyszczenia. Cieniutka warstwa śniegu się roztopiła i można było swobodnie usiąść, nie martwiąc się o ani pobrudzoną sukienkę, ani o zmarznięte pośladki, z racji tego, że drewno siedziska wydawało się być podgrzane do temperatury pokojowej. - Nie znam się na rzeźbie, wiesz dobrze, że o wiele bardziej lubię literaturę..., ale jeśli miałabym ocenić kunszt tego artysty, to uznałabym go co najmniej za geniusza. Co ty sądzisz? - spojrzała na Cressidę, dopatrując się w jej oczach rzeczywistej oceny. Malowała, była znacznie bliżej sztuki niż Aquila.



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]08.05.21 14:02
Cressidzie trudno byłoby sobie wyobrazić życie w mieście, choć dla Blacków niewątpliwie było ono tak naturalne i oczywiste, jak dla niej było dorastanie wśród gęstych lasów Charnwood. Czasem jednak zdarzało jej się współczuć ciotce Irmie, która z leśnego domu musiała przenieść się tutaj, do centrum miasta, choć po tylu latach siostra jej ojca zdawała się już dobrze zaadaptowana do nowego życia i rodziny. Gdyby jednak wydarzenia potoczyły się w przeszłości inaczej i jej pan ojciec postanowił wydać ją za Blacka, przyjęłaby konieczność zamieszkania w Londynie z należytą pokorą i bez żadnego sprzeciwu, choć jej serce pewnie zawsze wyrywałoby się ku znajomym lasom i naturalnym przestrzeniom, wśród których można było spacerować lub jeździć na aetonanie. Wydano ją za Fawleya, zamieszkała więc w Krainie Jezior i nie mogła narzekać na brak pięknych miejsc, mogła też kiedy tylko chciała wybierać się na przejażdżki, a latem spędzała dużo czasu w ogrodach, pokazując swoim dzieciom ich uroki.
Była szczęśliwa i spełniona, ale nie dało się ukryć, że i mocno oderwana od rzeczywistości. Tak bardzo pochłaniały ją obowiązki żony i matki oraz artystyczne zamiłowania, że nie zwracała uwagi na wiele spraw, innych zaś widzieć nie chciała, jeszcze innych widzieć jej nie pozwalano, żeby jej nie martwić. Rodzina otaczała ją ochronnym kloszem, dbając o to, by nie doznała krzywd. Nigdy też nie interesowała się zbytnio historią ani tym bardziej polityką, przez większość życia pozostawała osobą ledwo orientującą się w tym, kto aktualnie piastował urząd ministra magii, nie mówiąc o innych rzeczach. Jej historyczna wiedza dotyczyła głównie przeszłości wielkich rodów Skorowidzu, którą wtłaczano jej do głowy od dziecka, ale umykało jej wiele rzeczy dziejących się obecnie, a historia przecież wciąż pisała się na ich oczach.
Przybyła do Aquili w celach czysto towarzyskich, chcąc okazać kuzynce wsparcie po tym, jak niedawno pochowały Alpharda, poza tym zależało jej na wzmocnieniu relacji niegdyś nadwątlonych przez naukę w różnych szkołach. Teraz, w dorosłości, powinny utrzymywać regularniejszy kontakt, były bliską rodziną. Po odsunięciu się od rodziny ze strony matki tym mocniej musiała zwrócić się ku krewnym od strony ojca. Po tym, jak już ponad rok temu podczas politycznych przemian drążących przepaści pomiędzy rodami Fawleyowie nawrócili się na konserwatywną ścieżkę, tym samym zawierając ścisły sojusz z Flintami i zbliżając się do innych tradycyjnych rodów, tym bardziej musiała dbać o swoją reputację i o to, by nikt nie zakwestionował jej wierności tradycjom, nawet jeśli w głębi duszy nigdy nie darzyła mugoli nienawiścią. Jej mąż cieszył się, że pielęgnowała relacje z takimi lady jak Aquila i sam ją zachęcał do wizyt u kuzynki, choć pewnie wyobrażał sobie ich spotkania raczej jako siedzenie przy herbatce w salonie, a nie spacery po mieście.
Cressida jednak była ciekawa tego, co chciała jej pokazać Aquila, więc szła u jej boku, rozglądając się dookoła. Minął je patrol, ale nie były niepokojone, czarodzieje najwyraźniej domyślili się, że mieli do czynienia z młodymi lady.
- To… dobrze. Ja też jakoś trwam, choć brakuje mi… rozmów z nim. Mimo różnicy wieku zawsze był mi bliski – odezwała się cicho, z jednej strony niepewna czy Aquila jest gotowa na wspominki o bracie, ale z drugiej… pozostawało faktem, że Alphard kiedyś był w ich życiu obecny i nie było sensu pomijać jego istnienia i dobrych wspomnień z nim. Umarł, ale w ich pamięci miał żyć zawsze, a dobre chwile należało starannie pielęgnować. – O tak, Ambleside wygląda teraz przepięknie, Kraina Jezior jest położona o wiele dalej na północ i tam śniegu spadło więcej niż tutaj, ogrody są już ukryte pod jego malowniczą białą warstwą, a i moje dzieci w tym roku po raz pierwszy miały okazję zobaczyć i dotknąć śnieg. – Rok temu były zbyt małe, ale w tym już były w towarzystwie opiekunki, albo nawet i samej Cressidy, zabierane do ogrodów, oczywiście odpowiednio ubrane, by zimna aura nie zaszkodziła ich zdrowiu. Miały już półtorej roku, potrafiły już chodzić i rosły jak na drożdżach, więc z każdym kolejnym rokiem będą mogły robić coraz więcej. - Jeśli zechcesz, możesz wpaść do nas w odwiedziny i zobaczyć piękno zimowej Krainy Jezior na własne oczy.
O Bezksiężycowej Nocy wiedziała bardzo niewiele, w każdym razie, niewiele prawdy, a głównie wtłaczaną do głowy propagandę. Kojarzyła, że to wtedy zaczęto wysiedlać mugoli i zmieniać Londyn w miasto wyłącznie czarodziejskie, ale nie wiedziała, co naprawdę się wtedy stało. Propaganda miała brzmieć pięknie i uspokajać dobre, łagodne serduszka dam, oraz budować obraz rozkwitu czarodziejskiego społeczeństwa i powrotu do korzeni.
- Ciekawe, jak będą wyglądać obchody. Słyszałam jedynie, że teraz, w grudniu, rozpoczyna się zimowy jarmark na Tamizie, planuję się tam zresztą wkrótce wybrać – odezwała się, przypominając sobie niedawno zasłyszaną zapowiedź takiego wydarzenia. – A ty? Wiesz coś więcej o planowanych atrakcjach?
Gdy dotarły do pomnika spojrzała na niego uważnie, i choć z pewnością nie mogłaby odmówić rzeźbiarzowi kunsztu, to posąg nie przypominał ministra Malfoya, którego miała okazję widzieć podczas pogrzebu Alpharda czy niedawnego koncertu charytatywnego. Ale nawet w swojej naiwnej naturze wiedziała, że tego typu spostrzeżeniami nie wypada dzielić się głośno, mogłyby zostać uznane za niepoprawne. Może po prostu tak artysta wyobrażał sobie Cronusa Malfoya z lat młodzieńczych, i chciał go przedstawić jako młodego i silnego obrońcę świata magicznego przed prymitywną mugolską tłuszczą? Artystyczne wizje nie raz lubiły ubarwiać i idealizować rzeczywistość, i tak naprawdę wiele osób z dawnych obrazów i rzeźb w rzeczywistości mogła wyglądać zupełnie inaczej niż według tego, co ukazywali artyści. Gdy portretowała swoje krewne i koleżanki też często starała się tuszować mankamenty ich urody, wiedząc, że nikt nie chce oglądać na swoim portrecie największych przywar. Minister Malfoy też pewnie nie chciałby widzieć w centrum Londynu siebie jako czarodzieja nie pierwszej już młodości.
- I mnie wydaje się, że ten artysta jest bardzo zdolny, mój mąż na pewno chętnie by go poznał jako mecenas sztuki. Może nawet już poznał? Muszę go o to zapytać. – William był bardziej obeznany w wiedzy teoretycznej i to nie tylko malarskiej, miał też dużą wiedzę o rzeźbie, podczas gdy ta Cressidy ograniczała się do podstaw. Była malarką, nie rzeźbiarką, choć pod okiem Fawleyów zgłębiała też teorię, mieszkając pod jednym dachem z tyloma artystycznymi duszami mimowolnie nasiąkała ich światem, odkrywając coś poza ukochanym malarstwem. William był też prawdziwym lwem salonowym i znał wielu ważnych ludzi ze świata salonów oraz sztuki, był na bieżąco z nowinkami i żaden wielki, obiecujący talent nie mógłby umknąć jego uwadze. – Ten posąg jest bardzo… realistyczny. – Może nie przypominał pierwowzoru, ale wyglądał niemal jak żywy człowiek. I ta głowa w jego rękach, z kapiącą krwią wyglądającą jak prawdziwa… - Tylko ta głowa i krew są trochę… makabryczne. Zastanawia mnie, dlaczego rzeźbiarz ukazał to w taki sposób. – Leciutko zmarszczyła nakrapiany piegami nosek, przyglądając się temu, co skapywało z wyrzeźbionej głowy w rękach wyidealizowanego wyobrażenia Cronusa Malfoya.
Gdy służka przygotowała dla nich ławeczkę, Cressie usiadła obok Aquili, przygładzając materiał płaszcza i znajdującej się pod nim długiej sukni. Naturalnie długiej do samej ziemi, choć wciąż pamiętała modowy wyskok lady Lestrange podczas koncertu charytatywnego. Myśląc o niej pomknęła myślami i do samego koncertu, ciekawa, czy zebrane wtedy środki wspomogły potrzebujących czarodziejów, czy ci byli im wdzięczni za okazaną dobroć?
- Czy wiadomo coś dalej w związku z koncertem i działalnością charytatywną? Wiesz, tak sobie w ostatnich dniach myślałam… Może to dobra rzecz, wspierać potrzebujących, którzy ucierpieli przez działania mugoli i tych strasznych buntowników? Inicjatywa lady Burke była przepiękna.
Nie wiedziała jednak, co sama mogłaby zrobić, była tylko młodą lady, w pierwszej kolejności żoną swego męża i matką swoich dzieci. Nie mogła robić niczego niestosownego ani kalać delikatnych dłoni prawdziwą pracą, nie wypadało jej też spoufalać się z plebsem, ale to, co w połowie listopada zrobiły obie lady Burke, wydawało się piękne i stosowne, a jednocześnie nie godzące w reputację obu dam.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]27.05.21 3:31
Dziecięce wizyty w Charnwood, u rodziny matki Aquili, kojarzyły jej się przede wszystkim z szumem. Nie był to szum, który zwykł pojawiać się w uszach po zbyt wielu wypitych kieliszkach Cabernet Sauvignon albo gdy zbyt szybko podniosło się głowę z miękkiej poduszki wypchanej gęsim pierzem. Był to szum drzew, lasów tej krainy, które wciągały w swej tajemniczości, zwłaszcza młode dziewczę, tak odzwyczajone od głębokiej przyrody. Lasów, które odpychały niecnymi odgłosami, łamanymi gałązkami, strachem przed brudem, czy w końcu, zwierzyną, która przecież w każdym momencie mogla zaatakować bezbronne dzieci, wyskakując z lasu niczym monstrum, goniące swe ofiary. Black pamiętała jednak legendę o Blodeuwedd i tak bardzo chciała ją znaleźć. Duch odstraszał, nie był przekonujący, wręcz odpychał w swej tajemniczości, ale z drugiej strony... Tak samo jak lasy Charnwood, zachęcał mocniej, niżeli sam by śmiał. Wypatrywała więc złotych płatków żarnowca, tak jak głosiły legendy, jednak nigdy ich nie dostrzegła. Czas powoli mijał, Aquila, tak samo jak jej kuzynostwo, zaczęło dorastać, a historia o myśliwym, który odszedł od swej kochanki, została w końcu przez nią niemal zapomniana, zakopana gdzieś pod stertą książek, pergaminów i historii równie wartych opowiedzenia. Dzisiaj lasy omijała, co najwyżej wybierając się do parków, lub przechadzając po skrajach kniei. Sama Cressida zresztą też dawno opuściła Blodeuwedd i jej dzieci, udając się do Kumbrii, by tam wieźć prym. Tam jednak zgodnie z tym co Aquila mogła zasłyszeć od brata, kuzynów czy ojca, nie wiodło się tak dobrze, jak chociażby w Buckinghamshire, o Londynie nie wspominając. Nastroje na ziemiach były o wiele bardziej zróżnicowane. Black mocno współczuła kuzynce, nie była to przecież jej wina. Lordowie Fawley z pewnością robili, co było w ich mocy, aby zadbać o rodzinę, o własne tereny, ludność, która tam zamieszkiwała. Cressida jednak zdawała się być skupiona na czymś innym i za to również nie można było jej winić. Swą powinność już spełniła. - Alphard był... - za każdym razem użycie słowa był, użycie czasu przeszłego, bolało równie mocno. Nie pogodziła się z tym jeszcze, chociaż wciąż dumna była, jak wiele poświęcił jej brat, byleby tylko nieść potęgę im, czarodziejom. Oddał swe życie i został bohaterem, który nigdy nie mógł być zapomniany, o co zresztą sama Aquila zamierzała dbać z każdym dniem. Niosła wszak jego schedę, tak jak postanowiła. Świat zmierzał do przodu, a od tamtych dni mijały już ponad dwa miesiące. Żałoba miała niedługo się skończyć, chociaż serce nigdy nie zaleczyć bólu, jaki rozerwał je 21 września, gdy tylko ujrzała czarny całun otulający zimne ciało starszego brata. - Był dobrym człowiekiem - powiedziała tylko cicho, na chwilę pozwalając sobie na zdjęcie maski, wykonanej z twardego kamienia, niestrudzonego żadnym atakiem. - I dobrym bratem - mówiła dalej, rozpamiętując wciąż ostatnie ich rozmowy, chociaż miał na nie mało czasu. - I kuzynem - spojrzała w oczy Cressidy, sama jednak nie wylewając ani łzy. Te już dawno wyschły, pozostawiając po sobie gorycz, która zagłuszana była dumą. - To, co zrobił, to ile poświęcił dla nas... Alphard jest bohaterem - skończyła, skupiając się ponownie na ogrodach i pomniku, do jakiego zmierzały. Wielu lordów wiele poświęciło. Sam lord Malfoy, którego przecież pamiętała z dzieciństwa, jako poczciwego jegomościa, ojca niezwykle irytującej wtedy Cordelii, poświęcił się dla pracy nad ich krajem, wybrany przez samego Lorda Voldemorta. Black wciąż nie mogła wyjść z podziwu, jak jeden człowiek o tak ogromnej charyzmie mógł dzięki swoim słowom, dzięki czynom, swojej pasji, doprowadzić do wolności tych wszystkich ludzi dookoła. - To wszystko brzmi wspaniale, muszę przyjechać. Może uda się jeszcze przed sabatem - chociaż w związku z akcją charytatywną miała niezwykle dużo pracy. - Ale jeśli nie, to mam nadzieję, że już po nowym roku. Z przyjemnością zabiorę łyżwy i może wybierzemy się, by potańczyć na wielkiej krze? - tak dawno tego nie robiła. Ostatnia wizyta na lodzie znacząco odbiegała od jakichkolwiek przyjemnych wyobrażeń. Ubrana w domową suknię, leżała na zmarzniętej tafli szklanego lodowiska z kawałkami jego wbitymi pod paznokcie, wylewając potok łez, trzęsąc się i krzycząc. Dysząc ciężko, nie mogąc opanować nerwów, emocji i każdej drobinki serca, która rozleciała się na kawałki. - Jeśli oczywiście miałabyś ochotę - skończyła, niepewna czy Cressida w ogóle lubiła jeździć na łyżwach. Sport wydawał się niemęczący, chociaż Black nie potrafiła wyczyniać w nim najpiękniejszych figur. Jakoś jednak musiała go odczarować ze złych wspomnień, zwłaszcza po tym jak wiele się zmieniło przez ostatnie tygodnie. - Och tak! Odbyć ma się Wielka Czarodziejska Loteria. To wspaniałe przedsięwzięcie, cały dochód przeznaczony ma być na działania wojenne i wsparcie dla wdów i sierot. Ja sama nie mogę się doczekać wycieczki na tamtejszy targ i kupienia tych wszystkich pięknych rękodzieł. Mają one swój smak, nie sądzisz? - zapytała jeszcze, zastanawiając się dalej, jak będą mogły wyglądać obchody nocy bezksiężycowej. Cóż, trudno byłoby uczcić je poprzez rekonstrukcję wydarzeń, mugoli już dawno nie było w Londynie. Gdy dotarły do pomnika, wsłuchała się uważnie w słowa kuzynki, która twierdziła o jego makabryczności. Black jedynie spojrzała na nią, marszcząc brwi. Naprawdę w obliczu tego wszystkiego, co spłynęło na stolicę, głowa zaledwie jednego mugola ściekająca krwią, wydawała się być symbolem wręcz delikatnym w swej prostocie. Nie skomentowała, wpierw siadając na ławce, którą przygotowała służka, a zanim ponownie otworzyła usta, lady Fawley poruszyła temat niezwykły. - Tak! - odpowiedziała z nieukrywanym entuzjazmem - Już 20 grudnia rozpocznę akcję wydawania żywności. Wiem, że Evandra Rosier w Kent i Primrose Burke w Durham planują działać również tam - odbiła wzrok od pomnika i spojrzała na kuzynkę. - To niezwykle ważne, dlatego tak wdzięczna Ci jestem, że odpowiedziałaś na mój list. Nie możemy dopuścić do tego, aby działania zbrodniarzy wojennych, buntowników i zdrajców - te określenia wypowiadała z widoczną odrazą w głosie, marszcząc nos i brwi, wściekła za sam fakt istnienia takowych - wpływały na ludność angielską - wypuściła oddech i uniosła wyżej głowę. - Doprawdy, czy Londyn nie był dla nich wystarczającym znakiem, że powinni przestać? - nie było to pytanie retoryczne, sama zadawała je sobie od tak dawna. - Ta jedna głowa mugola to symbol, który winien mieć u stóp setki takich głów. W końcu jesteśmy wolni... - rozmarzyła się, nie chcąc wracać pamięcią do czasów sprzed dwóch lat, trzech, czterech, gdy jeszcze Kodeks Tajności istniał, a w jej mieście nie było miejsca dla takich jak ona. Cóż za potworna ironia. - Tak bardzo cieszę się, że może odbyć się Zimowy Jarmark. Z pewnością znajdziesz na nim coś dla siebie i dzieci... Jest dużo ochrony, buntownicy nie będą zagrażać - powiedziała z dumą, chociaż nie była to w żadnym stopniu jej zasługa. Czuła się jednak współodpowiedzialna za to miasto i lubiła unosić nos do góry, przypominając, że jest pierwszym tak oczyszczonym miejscem w Anglii. - Port wygląda wspaniale. Aż trudno uwierzyć, że pół roku temu wszędzie były te paskudne truchła. Mogli sami wyjechać - przewróciła oczami. - Ale nie żal mi ich życia... Spójrz jak pięknie dziś tu jest - rozejrzała się ponownie po okolicy. - A Ty, droga Cressido? Jak to rozwiązujecie w Kumbrii? - żal Ci życia szlam i niemagicznego bydła? - Sami uciekają, czy musicie ich wybijać?



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]29.05.21 12:00
I Cressida w dzieciństwie pragnęła odnaleźć Bloddeuwedd, a nawet podejmowała próby poszukiwania zaklętej w sowę przodkini. Niestety pomimo niezwykłego daru znajomości ptasiej mowy nigdy jej się to nie udało. Ziemie przodków darzyła jednak wciąż wielkim sentymentem, ciepło wspominając liczne wyprawy do lasu z rodzeństwem i kuzynostwem. Mimo szlacheckiego życia Flintowie pozostawali blisko natury, szanowali ją i potrafili rozważnie korzystać z jej darów. A Cressida, mimo opuszczenia domu i zmiany nazwiska, nie zmieniła krwi i w sercu zawsze miała pozostać Flintem. Była potomkinią Bloddeuwedd i żadne nowe nazwisko nie mogło tego wymazać, choć jak każda kobieta musiała wypełnić swoje przeznaczenie i wyjść za mąż, a także powić mężowi dzieci. Jej potomstwo miało nosić nazwisko Fawley, ale gdy podrosną, zamierzała zadbać o to, by poznały też jej dziedzictwo. Chciała, by Julius i Portia, a także potencjalne kolejne dzieci były dumne z tego, że płynęła w nich również krew Flintów. Ona sama niestety w dzisiejszych czasach nie mogła być dumna z krwi, która płynęła w niej za sprawą matki. Jej własna matka także wstydziła się poczynań swego panieńskiego rodu i odcinała się od nich, nie rozumiejąc, dlaczego Ollivanderowie, ród niegdyś znany z mądrości i rozwagi, tak bardzo błądzili. Było to przykre i bolesne dla nich obu, że musiały odsunąć się od krewnych przez ich złe decyzje i uparte płynięcie pod prąd zamiast z prądem. Cressida była osóbką, która zawsze płynęła z prądem i wybierała bezpieczniejsze ścieżki, byle tylko nikomu się nie narazić ani nie skalać swojej reputacji. Wolała więc odsuwać się od ludzi, którzy mogliby jej reputacji zaszkodzić, tym bardziej że musiała mieć na uwadze dobro swoich dzieci, nie mogła robić niczego, co by im szkodziło.
Odejście Alpharda pozostawiło pustkę w sercach wszystkich jego bliskich. Umarł o wiele za wcześnie, był wciąż młodym czarodziejem, który mógł jeszcze wiele dobrego zrobić i jeszcze wiele lat powinien być obecny w życiu swojej rodziny. Cressie tak czekała na jego ślub, chciała cieszyć się jego szczęściem, a zamiast tego mieli pogrzeb i tęsknotę. A ona nawet nie wiedziała, jak umarł, ale bała się o to zapytać wprost. I tak poruszały się teraz po grząskim gruncie, wspominając go.
- Cieszę się, że był w moim życiu obecny, że mogłam znać kogoś takiego jak on i nazywać go swoją rodziną – powiedziała cicho. Blackom na pewno było jeszcze trudniej, w końcu mieszkali z Alphardem, a teraz codziennie musieli patrzeć na jego puste miejsce przy stole i ze smutkiem mijać zamknięte drzwi jego dawnego pokoju. – Ale wiesz, że zawsze możesz liczyć na moje wsparcie i rozmowę, gdy będziesz tego potrzebować.
Bo były rodziną, nawet jeśli już nie nosiła nazwiska Flint.
- Byłoby cudownie, gdyby udało ci się przybyć jeszcze w grudniu, a jeśli to się nie uda, to miło będzie mi cię ugościć już po nowym roku. William z pewnością nie będzie miał nic przeciwko. Będziemy mogły spacerować i podziwiać widoki ile zechcemy, a gdy jezioro dobrze zamarznie, to możemy i pojeździć na łyżwach – zgodziła się; coś tam potrafiła, ale dobrze sobie przypomnieć, co by nie zapomniała. Jeśli chodzi o aktywności ruchowe, to zawsze najstaranniej pielęgnowała umiejętność jazdy konnej wyniesioną jeszcze z rodzinnego domu, a na salonach musiała oczywiście umieć tańczyć. – Więc tym bardziej muszę się na tym wydarzeniu pojawić i wesprzeć tych, którzy potrzebują naszej troski. Idea, którą poruszyła lady Burke na koncercie i o której pisałaś mi w liście, jest naprawdę piękna. Też chcę pomóc – odezwała się, a jej oczy błysnęły zapałem. Miała dobre serduszko i dużo współczucia wobec tych biednych czarodziejów, którzy ucierpieli przez działania mugoli i buntowników. Ideologia równości niosła wiele nieszczęść, była szkodliwa, bo zachwiała naturalnym porządkiem oraz hierarchią, która była niezbędna, by społeczeństwo było zdrowe. – Chciałabym w miarę możliwości zatroszczyć się o magicznych mieszkańców Kumbrii, by wiedzieli, że Fawleyowie o nich pamiętają i o nich dbają także teraz, w tych niepokojących czasach. – Musieli zadbać o to, żeby ich poddani widzieli ich dobroć i pozostali im wierni, by szkodliwe idee nie namąciły im w głowach i nie doprowadziły do tego, że się od nich odwrócą. – Myślę, że mój brat i jego małżonka także zatroszczą się o mieszkańców ziem Flintów. Pisałam już do nich list. A na jarmark na pewno przybędę. Nie z dziećmi, bo są jeszcze za małe, ale na pewno znajdę towarzystwo, z którym będę mogła obejrzeć to niezwykłe wydarzenie.
Mimo zapewnień o bezpieczeństwie i ochronie raczej nie zaryzykowałaby zabieraniem małych dzieci do Londynu. Były bezpieczne w Ambleside i zawsze miały dobrą opiekę nawet kiedy Cressida i William opuszczali posiadłość, by wypełniać swoje salonowe obowiązki.
Kiedy jednak rozbrzmiały kolejne słowa Aquili, Cressie zwróciła na nią wzrok, zastanawiając się, czy dobrze zrozumiała. Może Aquilę po obejrzeniu pomnika poniosła fantazja? Na pewno trochę przesadzała.
- Jakie truchła? O czym ty mówisz, Aquilo? – zapytała z niepokojem, nieco wystraszona słowami kuzynki. – Przecież mugole zostali stąd wysiedleni. Nie wiem dokąd, nigdy nie wnikałam w te kwestie, ale najważniejsze, że są daleko od nas. W Kumbrii również trzymam się z dala od miejsc, gdzie mogą być mugole, bo po prostu się ich boję. – Cressie wierzyła we właśnie taki obraz, że ci wszyscy londyńscy mugole żyją sobie gdzieś daleko stąd, nie zagrażając już czarodziejom. Może utworzono dla nich jakiś rezerwat, albo wysłano ich za granicę? Lubiła tak myśleć, bo mimo wszystko nigdy nie życzyła im śmierci, nie przeszkadzało jej to, że gdzieś daleko od niej mugole są. Całe swoje życie poświęcała niemagicznym bardzo niewiele myśli; wychowała się w odludnych lasach Charnwood, nie spotykała mugoli na swej drodze, co najwyżej mogła o nich słyszeć. Wychowano ją w niechęci do nich oraz do czarodziejów mugolskiego pochodzenia, ale nie wpajano żarliwej nienawiści. W szkole nigdy nie przyłączała się do dręczenia mugolaków, ale też nigdy się z nimi nie przyjaźniła, wiedząc że pan ojciec jej tego zabrania, dlatego przyjaciół dobierała sobie tylko w gronie uczniów czystej krwi. Mugole po prostu jej nie interesowali, bo nie byli obecni w jej codzienności i zaczęła myśleć o nich ze strachem dopiero niedawno, gdy zaczęła się wojna. Sama tej wojny za bardzo nie odczuła, poza niedoborami niektórych produktów oraz faktem, że musiała mieć obstawę podczas wyjść z dworku, ale bała się historii o rozpasanej, prymitywnej tłuszczy, która chciała palić czarodziejów na stosach niczym w wiekach średnich znanych jej z lekcji historii magii. Dla mieszkających w Londynie Blacków obecność mugoli musiała być bardziej uciążliwa, bo otaczali ich ze wszystkich stron i nie pozwalali im być w pełni sobą. Co się tyczy mugoli w Kumbrii, to prawdę mówiąc nie miała pojęcia, co się z nimi działo, bo unikała pojawiania się w pobliżu mugolskich siedlisk, a męskim krewnym nigdy nie zadawała pytań na ten temat. Naprawdę niewiele wiedziała o tym, jaki jest świat poza tymi starannie wytyczonymi dla szlachcianki ścieżkami, których kurczowo się trzymała dla własnego bezpieczeństwa. To dotyczyło też tego, że często wolała o różne rzeczy nie pytać i żyła w swojej mydlanej bańce, i teraz, przed Aquilą, zdradziła się ze swoją całkowitą ignorancją i niewiedzą o tym, co w ogóle dzieje się w kraju. Bo jej wiedza ograniczała się tylko do tego, że jest jakaś wojna, że miłośnicy mugoli próbują obalić tradycyjne porządki i sprowadzić wszystkich do swojego poziomu, a mugole bojąc się czarodziejów sięgają do średniowiecznych praktyk. Wiedziała tylko tyle, ile mąż i pan ojciec jej zdradzali, a zdradzali niewiele, wiedząc jak bardzo delikatną była osóbką, poza tym jako kobieta nie musiała wiedzieć wszystkiego, jej główną życiową rolą było małżeństwo i macierzyństwo.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]18.06.21 20:00
Kobiety miały w życiu trudniej i zapewne większość z nich doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie było tu jednak mowy oczywiście o tych gorzej urodzonych, które niezrozumiały powinności, jaka płynęła z ich natury. Nie każda, oczywiście, że nie każda, ale jednak znaczna większość kobiet nawet czystych z krwi, nie zdawała sobie sprawy z tego jak ważne są. Uginały się pod ciężarem codziennych obowiązków, gdy przecież wszystko leżało w szkarłacie, jaki płynął przez ich żyły. Oczywiście krew czysta ze skazą była niżej w hierarchii i chyba wszyscy się z tym zgadzali. Jeśli zaś mowa była o szlachetnej, tu znaczenie historii było jeszcze ważniejsze. Chociaż kobiety, tak jak Cressida, opuszczały na zawsze rodzinny dom, przyjmując nazwisko męża, to przecież był w tym jakiś wyższy cel. Nie bez powodu do rodów takich jak ich nie dopuszczano innych nazwisk, niż te, które znalazły się na liście przygotowanej przez Notta, wiele lat temu. Ból polegał nie na tym, że męża miały zdobyć i urodzić mu dzieci. To w pewnym stopniu był właściwie zaszczyt, którego lady Fawley już doświadczyła. Problemem był fakt porzucenia na zawsze nazwiska przodków. Te zapamiętane miało zostać jedynie przez tych bardziej zainteresowanych tematem. Czy ktokolwiek na pierwszy rzut oka wiedział, że Cressida niegdyś nosiła nazwisko Flint? Czy ktokolwiek na pierwszy rzut oka będzie wiedział, że Aquila wychowała się w zimnych murach starej kamienicy przy Grimmauld Place? Kobiety miały trudniej, jednak to mężczyźni ginęli. - Dziękuję, kochana - wypowiedziała spokojnie, szczerze posyłając kobiecie delikatny uśmiech. Wsparcie rodziny było więcej niż ważne, nikt nigdy nie zabierze im więzów krwi, nawet jeśli zabierze nazwisko i da własne. - Twoje wsparcie wiele dla mnie znaczy - potwierdziła, dopiero wtedy uświadamiając sobie, że śmierć Alpharda dotknęła przecież również ją. Wuj Leander był przecież bratem jej matki. Bratem matki Alpharda. Chociaż jego żona pochodziła z rodziny Ollivander, która przecież nie opowiedziała się za Czarnym Panem, to jednak mąż Cressidy był człowiekiem godnym zaufania, którego nikt nie podejrzewałby o zdradę. Chociaż sam nie walczył, a przynajmniej nie według świadomości Aquili, to jednak stanowili część czarodziejskiej socjety, która dziś wspierała Ministerstwo Magii. - Z największą przyjemnością. Dokładnie tak wyobrażam sobie idealne przedpołudnie w Ambleside - może najlepiej było odczekać z tą wizytą na czas po żałobie. Musiała przecież uszanować jego śmierć, to robiła każdego dnia i przestać nie chciała. - Zaś ty obiecaj, że wybierzesz się ze mną na kolejny spacer po Londynie, gdy tylko przebiśniegi zaczną odsłaniać swe kwiatki - złapała kuzynkę za dłoń, zaciskając ją nieco mocniej. Były w tym razem, a jednak widywały się rzadko. Czy tak wyglądało życie matki, że nie miała czasu? Aquila doskonale wiedziała, że to jej wina, że to jej zawsze brakło chwili, bo była przecież kolejna książka, którą należało przeczytać, kolejne muzeum, które trzeba było zwiedzić. Obecnie oglądała buzię kuzynki raz na miesiąc. Na pogrzebach albo koncertach. Też coś... - Jestem z ciebie bardzo dumna i niezwykle cieszę się, że zechcesz nam pomóc. Jestem pewna, że Kumbria, choć piękna, swoje przetrwała i zasługuje na pełne wsparcie z naszej strony. To samo tyczy się Leicestershire. Oh, Cressido. Cały kraj stanął na głowie, a my możemy zadbać o tych najbardziej potrzebujących. To wspaniałe. Zasięgnęłam opinii od ochmistrzyni, która wspomniała mi, że nie wszystkie produkty nadają się do rozdania biedocie. Podobno powinniśmy unikać tych, jak to się mówi, luksusowych? Rozmawiałam również z wujem i ten stwierdził, że to ze względu na to, że mogliby poczuć się nieswojo. Na co dzień na pewno nie doświadczają kawioru czy krewetek, z tego wynika ta kwestia. Podobno wolą ryż, albo zupę z jakiś prostych produktów. Jak kapusta. Och, to nawet zabawne, ale kim ja jestem, aby ich oceniać? - zaśmiała się pod nosem na wyobrażenie o zupie z kapusty. Któż wymyślał takie rzeczy. Zimno doskwierało, ale było orzeźwiające. Bańki mydlane zamarzały na mrozie, a w końcu pękały. Aquila wpatrywała się więc w kuzynkę, niepewna jej słów, z pewną dozą niezrozumiałości i zdziwienia. Mugole wysiedleni? W teorii... Oh, Cressido... Otworzyła szerzej oczy, ponownie chwytając kuzynkę za dłoń i ściskając ją pomiędzy palcami odzianymi w czarną skórzaną rękawiczkę. Głęboki wydech i jeszcze głębszy oddech. - Kochanie... Część mugoli się wyprowadziła, ale wielu zostało. Stanowili poważne zagrożenie... Pamiętam tamten czas. Byli jak wściekła zwierzyna. Niemal nie opuszczałam domu, a nigdy nie robiłam tego samodzielnie. Zagrażali mojemu życiu - spuściła nieco wzrok na pamięć o tamtych dniach, zaraz jednak podniosła go, bo przecież nastała noc, po której stała się w końcu wolna. - Zostali zabici przez dzielnych mężów, którzy nie dopuścili do naszej krzywdy. Och, czyż to nie wspaniałe? - rozejrzała się jeszcze dookoła, nie dostrzegając nikogo, kto mógłby być, chociaż posądzony o złą krew. Mocniej przyglądała się twarzy kuzynki, niepewna jej reakcji. Nie pozwalała sobie jednak, aby nie kontynuować tematu. - Porankiem mugolska krew odbiła promienie słońca, a my na zawsze staliśmy się wolni - deklamowała niczym poezję romantyczną, zachwycona tym faktem, nie spodziewając się nawet, że właśnie jest igłą, która przebija mydlaną bańkę. - Dlatego spytałam, w jaki sposób radzicie sobie z nimi w Kumbrii, kochanie. Przecież oni są zbyt butni, dodatkowo wspierani przez tych obrzydliwych zdrajców krwi i buntowników... - wzdrygnęła się na samą myśl. - Ale my też możemy walczyć, wiesz? Musimy tylko głośno przypominać o racji, którą mamy i o wygranej którą odniosłyśmy. Nigdy nie żyło się czarodziejom tak dobrze jak pod rządami lorda Malfoya, pod różdżką Czarnego Pana. Zgodzisz się ze mną? - przecież Cressida miała możliwości. Była wspaniałą damą, wyjątkową artystką i piękną przedstawicielką najwspanialszej ze wszystkich krwi. Przedstawicielką krwi szlachetnej.



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]20.06.21 12:55
Cressidzie zawsze powtarzano, że jej powinnością jest wyjść za mąż i urodzić dzieci. Wszystko inne było tylko dodatkiem. To, że za młodu pobierała magiczną edukację czy że potrafiła pięknie malować było tylko dodatkiem do jej głównej życiowej roli, jaką było małżeństwo i macierzyństwo. Miała przedłużyć ród, ale nie swój, tylko cudzy, co jednak spotykało prawie wszystkie kobiety. Flintowie oddawali swe córki innym rodom, a inne rody oddawały córki synom Flintów – i tak to wyglądało w każdej rodzinie, że mężczyźni zostawali, a kobiety przechodziły gdzieś indziej. Cressida nie nosiła już nazwiska Flint, i z czasem pewnie rzeczywiście wielu zapomni o tym, że kiedyś je nosiła - ale nie ona i jej bliscy. Oczywiście na przestrzeni lat zmieniały się polityczne okoliczności aranżowanych małżeństw, bo teraz jej pan ojciec z pewnością nie poślubiłby Ollivanderówny, ale te ponad dwadzieścia pięć lat temu nie było jeszcze w takim połączeniu nic zdrożnego. Ollivanderowie zbłądzili dopiero niedawno, na długo po tym jak matka Cressidy ich opuściła, i nigdy nie utożsamiła się ona z ich obecną zgubną ścieżką, woląc pozostać wierną tradycjom. Cressida i jej rodzeństwo także odsunęli się od dawnej rodziny matki; nawet oderwana od rzeczywistości i nieznająca się na polityce Cressie zdawała sobie sprawę z tego, że zadawanie się z nimi budziłoby teraz duże kontrowersje, a tych unikała. Wolała więc spotykać się tylko z członkami konserwatywnych rodów i tym samym dbać o reputację nie tylko swoją, ale i Fawleyów, którzy byli rodem nawróconym, a więc tym staranniej musiała dobierać relacje oraz pokazywać się w odpowiednich miejscach. Mogła z początku nie do końca pojmować pewnych rzeczy swym naiwnym, prostolinijnym umysłem, ale słuchała się tego, co podpowiadał mąż. Rozumiała, że musiała chodzić na sabaty oraz pokazywać się tam, gdzie chadzała konserwatywna część szlachty, nawet jeśli polityka była dla niej gruntem obcym i niezbyt zrozumiałym. Zdawała sobie sprawę, że nawróconym rodzinom jest trudniej, zwłaszcza Selwynom, którzy otrzymali kilka bolesnych ciosów w postaci zdrad członków rodu, którzy nie chcieli podążyć za głosem tradycji. Jak Isabella, która zawiodła i samą Cressidę; dziewczątko liczyło na to, że może znajdzie w niej przyjaciółkę, jednak Isabella wybrała zdradę i tym samym dla Cressidy umarła. Mąż Cressidy nie walczył czynnie, ale popierał Ministerstwo Magii, a także był czarodziejem oddanym tradycji. Narodził się w tym bardziej konserwatywnym odłamie Fawleyów, który już wcześniej nie pochwalał poprzedniej drogi i z ulgą powitał nawrócenie. Prawdopodobnie tylko dlatego pan ojciec Cressidy oddał mu jej rękę; nigdy nie oddałby żadnej z córek komuś o promugolskich poglądach, choć gdyby ich narzeczeństwo miało czas trochę później, prawdopodobnie zostałoby zerwane. Cressida i William zdążyli się pobrać kiedy jeszcze ród wyznawał neutralną politykę, dopiero później na krótko zbłądził, co zrodziło w serduszku dziewczęcia paniczny lęk przed tym, że zostanie odcięta od umiłowanego panieńskiego rodu, który już wcześniej obrał antymugolską ścieżkę. Bała się, że rodzice i rodzeństwo odsuną się od niej tak, jak od Ollivanderów. Dopiero powrót Fawleyów na drogę tradycji oraz zawarcie formalnego sojuszu Fawleyów i Flintów uspokoiły ją.
Relacja z Aquilą była więc ważna nie tylko w wymiarze ich więzi rodzinnych oraz wspólnej straty, której doświadczyły, ale także pod względem tego, że Cressida powinna spędzać czas z dziewczętami z konserwatywnych rodzin i brać z nich przykład. Chciała być przecież jedną z nich, nie mogła więc być widywana z Ollivanderównami i tym podobnymi, a właśnie z czarownicami takimi jak Aquila.
- Byłoby wspaniale. Naprawdę chciałabym spędzać z tobą więcej czasu, nadrobić rozdzielenie w czasach szkolnych, kiedy to przez większość roku przebywałyśmy tak daleko od siebie. – Były przecież rodziną, a jednak w tak ważnym momencie jak edukacja zostały rozdzielone, co wpłynęło na ich relacje i nie były ze sobą tak blisko, jak mogłyby być. Widywały się tylko w wakacje podczas jakichś rodzinnych spotkań, ale szkolne perypetie przeżywały oddzielnie. Teraz jednak, w dorosłości, miały większe możliwości odbudowania relacji, a Alphard na pewno by się cieszył, gdyby pielęgnowały swoją rodzinną więź. Tak przynajmniej jej się wydawało. – A w Londynie również cię odwiedzę – obiecała po chwili, mając nadzieję, że miasto będzie wówczas całkowicie bezpieczne. – Nie chciałabym oglądać cię tylko podczas sabatów i innych uroczystości, skoro przecież możemy odwiedzać się częściej. – Rozumiała jednak, że Aquila miała swoje zajęcia. Cressida także, w końcu była żoną i matką, musiała regularnie wychodzić gdzieś z Williamem, a także chciała być obecna w życiu swoich dzieci. Główny ciężar opieki nad nimi sprawowała niania, ale Cressida chciała spędzać z nimi możliwie dużo chwil, by nie być tylko odległą sylwetką, a kimś realnym i ważnym w ich młodym życiu. – I kiedy już nas odwiedzisz w Ambleside, to koniecznie musisz zobaczyć bliźnięta, sporo podrosły odkąd widziałaś je po raz ostatni, a obecność cioci na pewno by je ucieszyła. – Zwłaszcza, że wujka Alpharda nie będą miały szansy pamiętać i będą go znać tylko z opowieści, gdyż były zbyt małe, by zapamiętać jego wizyty.
Potem temat ich rozmowy zszedł na kwestię akcji charytatywnej, do której Cressida chciała się przyłączyć, czując że tak powinna postąpić. Mieli inspirować i dbać o swoich poddanych, którzy powinni przecież wiedzieć i pamiętać, kto był ich dobroczyńcą. Tak mówił jej mąż, bo ona sama była zbyt prostolinijna, by myśleć w taki sposób, więc często po prostu przyjmowała to, co powtarzali jej ważni dla niej mężczyźni, tacy jak mąż i ojciec.
- Dziękuję za twoje rady, może ja też zasięgnę rady naszej ochmistrzyni, zanim zacznę cokolwiek? I myślę, że kuzynki mego męża też zgodzą się pomóc. To naprawdę wspaniale, że inspirujesz tyle dam z różnych rodów i pokazujesz, jak postępować. Mam nadzieję, że cię nie zawiodę – rzekła z podziwem; jej samej brakowałoby pewności siebie i siły przebicia, żeby wpaść na podobny pomysł, a Aquila nie dość, że na niego wpadła, to nie realizowała go samotnie. Mężczyźni zajmowali się polityką i innymi trudnymi męskimi sprawami, ale one też mogły coś robić, coś będącego w ich zasięgu.
Kolejny temat był jednak trudniejszy, bo odzierał Cressidę z naiwnych złudzeń i obnażał na światło dzienne jej ignorancję, niewiedzę i oderwanie od rzeczywistości. Naprawdę wierzyła, że mugole zostali wysiedleni, chciała w to wierzyć. Nawet mąż jej tak mówił, uspokajał ją, że już nie stanowią zagrożenia i żyją sobie spokojnie z dala od czarodziejów. Wizja rozlewu krwi ją przerażała, nawet jeśli dotyczyła tylko mugoli. Cressie była bardzo łagodną osóbką, którą smuciła nawet krzywda zwierząt i która sama nie potrafiłaby skrzywdzić nawet muchy.
- Ale… ale William mi mówił, że… że ich wysiedlono. P-pokazywał mi nawet wydanie Walczącego Maga, w którym było o tym w-wspomniane – odezwała się cichutko i niepewnie. Czyżby William ją okłamał? Czy może to Aquila kłamała? Nie była niczego pewna, choć zdawała sobie sprawę, że mąż dla jej dobra mógł pewne rzeczy przemilczeć, a Aquila najwyraźniej nie miała tyle wyrozumiałości dla kruchej psychiki Cressie. – Naprawdę byli aż tak… niebezpieczni? – zapytała, a serduszko mocno biło w jej wątłej piersi. Ale Aquila na pewno lepiej wiedziała jak to jest żyć w sąsiedztwie mugoli niż Cressida, która zawsze żyła od nich daleko i dlatego zagrożenie z ich strony nigdy nie było dla niej czymś realnym. Przez większość życia rozmyślała o mugolach tak, jak o ludziach żyjących w innych krajach; istnieli, ale byli daleko od niej, na tyle daleko że nie było sensu poświęcać im myśli. – Czy to p-prawda, że… że m-mugole mogą chcieć palić nas na stosach, tak jak w dawnych czasach? – spytała z przestrachem. Wyobrażała sobie że mugole, po upadku zasad tajności, zgodnie ze słowami Aquili mogli rzeczywiście stać się bardzo niebezpieczni. Wcześniej czarodziejów chroniło przed nimi to, że się ukrywali, nie mogli być sobą, i dopiero teraz mogli. Dawniej Cressida nigdy nie mogłaby ot tak spacerować po Londynie, mogła jedynie odwiedzać jego czarodziejskie fragmenty.
Niemniej jednak była wstrząśnięta, choć starała się jak najmniej to okazywać, mając świadomość, że litowanie się nad mugolami mogłoby zostać źle odebrane. Była przecież konserwatywną lady, która nigdy nie chciałaby być posądzona o promugolskie sympatie. Promugolskie sympatie śmierdziały przecież zdradą krwi. Litowała się, bo po prostu była wrażliwa i roztaczane przez Aquilę wizje wcale nie były dla niej romantyczne ani piękne. Jeśli Aquila pamiętała Cressidę z dzieciństwa, z dawnych wizyt u Flintów, to mogła pamiętać, jak ta za każdym razem mazała się, kiedy mężczyźni wracali z polowań w lasach Charnwood z zabitą zwierzyną, i szczególnie do łez doprowadzał ją widok martwych ptaków, dlatego sama zawsze była bardzo oporna jeśli chodzi o wszelkie lekcje polowania, ku rozczarowaniu jej pana ojca, który chciał wyplenić z niej nadmierną nawet jak na kobietę miękkość charakteru. Ale może rzeczywiście magiczni mieszkańcy Londynu patrzyli na to inaczej? Może ministerstwo nie miało innego wyboru? Nie było jej tu, nie przeżyła tego wszystkiego, siedząc sobie spokojnie na drugim końcu kraju. Pewne było jednak to, że mugoli się bała i nie chciała skończyć na stosie ani w inny okropny sposób.
- N-nie wiem, co robi z nimi Ministerstwo Magii. W-wolałam się n-nie interesować – odpowiedziała po chwili, mając nadzieję, że jej zająknięcie Aquila uzna za przejaw tego, że po prostu było jej zimno. Ogólnie rzecz biorąc Fawleyowie dali ministerstwu wolną rękę i nie stawali na drodze, nawet jeśli sami, jako artyści, nie zajmowali się wojną ani polityką bezpośrednio. – M-masz rację – przytaknęła po chwili. – Co według ciebie powinnam robić? – Wiadomo było, że im, kobietom, nie wypadało walczyć bezpośrednio, choć oczywiście nawet gdyby wypadało, to wrażliwa Cressida i tak by się do tego nie nadawała. Niby była już dorosła, ale w głębi duszy była delikatnym, nieświadomym wielu rzeczy i bardzo łagodnym dzieckiem. Nie potrafiłaby skrzywdzić nawet mugola, choć co by było, gdyby jakiś mugol zmierzał z widłami lub pochodnią prosto w stronę jej dzieci, by zrobić im krzywdę? Czy potrafiłaby ochronić swoje dzieci, skoro nie potrafiła zadbać nawet o siebie i zawsze, od maleńkości polegała na opiece i ochronie innych, będąc całkowicie zależną najpierw od ojca, a później od męża?


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]26.07.21 17:27
Rodzina stanowiła najważniejszą część życia każdej szlachetnie urodzonej damy i każdego szlachetnie urodzonego lorda. Od samego początku życia, gdy to noszona była przez służbę na Grimmauld Place prosto w ramiona matki, aż do teraz gdy dawno po ukończeniu edukacji, po prostu egzystowała w zimnej kamienicy. - Z przyjemnością, kochana - odpowiedziała jeszcze. Jedno miejsce miała rodzina, a jedno miał ród. Blackowie stanowili o potędze i nigdy nie mogłaby pozwolić, aby cokolwiek zaburzyło ich status. Oczywiście samodzielnie, nawet jeśli bardzo chciała, nie była w stanie ciągnąć wszystkiego, to była rola nestora, szanownego pana ojca Aquili. Powinna jednak jak najlepiej spełniać swoją rolę, co zresztą usilnie starała się robić każdego dnia, bez baczenia na własne bolączki. Od kiedy Alphard zmarł, od kiedy zginął jak bohater, bo tak przecież należało go pamiętać, trwanie było nawet trudniejsze, ale w ciekawym stopniu znacznie dodawało sił, pozwalając na kumulowanie ich w sercu, co stawało się nie tylko emocjonalnie trudniejsze, ale także o wiele ważniejsze. - Z przyjemnością odwiedzę bliźnięta. Zapewne nie potrafią jeszcze czytać, prawda? Ale to nic... Pamiętam, gdy mi ciotka czytała powieści... Oh! Cressido - wybuchła nagle, zupełnie odbiegając od tematu, bo tok myślenia poszedł gdzieś indziej. Zapewne nieświadomie, próbując odciąć się od myśli dzieci, od przerażającego podejrzenia, że mogłaby zostać wdową. - Powinnyśmy razem stworzyć coś pięknego, Cressido - dodała, a zaraz potem kolejne pomysły przeszły przez jej głowę. - Może wspólnie mogłybyśmy zorganizować wystawę dla Ciebie? Jeśli namalowałabyś kilka obrazów mówiących o wszelkich wydarzeniach, które przynoszą nam chlubę... Jestem pewna, że dochód z takiej wystawy mógłby wspomóc najuboższych, a morale jedynie by rosły - kuzynka miała ogromny talent i zapewne nikt nie mógł się z tym sprzeczać. - Co ty na to? - sama nie wiedziała jak zareaguje lady Fawley, ale przecież należało spróbować, zwłaszcza, ze cel takiej inicjatywy mógł być co najmniej słuszny. Nie była to walka, nie był to sposób na zabijanie siebie nawzajem, jak musieli to robić mężczyźni. Było to ważne i konieczne, jeśli społeczeństwo miało odbudować się po tych wszystkich wydarzeniach, a to bez wątpienia stanowiło wyzwanie. Cressida miała rację, nie mogły widywać się jedynie na sabatach, były przecież rodziną, nawet jeśli nie należały do tego samego rodu. Wspólna praca pozwoliłaby im obydwu rozwinąć skrzydła. Kuzynce jako malarce i artystce, zaś Aquili jako damie, której bliski jest lost ubogich i uciśnionych przez potworne ataki buntowników. Towarzyszka zaś podłapała kolejne informacje o akcjach charytatywnych, przyznając, że chętnie weźmie w nich udział. Och, cóż za ulga. - Z pewnością mnie nie zawiedziesz - od razu zaprzeczyła Aquila, nie mogąc sobie przecież wyobrazić takiego scenariusza. Były jednej krwi, a ta krew nie zawodziła. - Koniecznie porozmawiaj z kimś, kto się na tym zna... Sama bym ci pomogła, ale o jedzeniu wiem tyle, ile kosztuje. A nie znam się na kwestiach jego przygotowania. Z tego co wiem, jedzenie powinno być proste i nieprzytłaczające biedoty - krewetki w istocie odpadały. - Och, pamiętaj też, by przygotować odpowiednią ilość, to na pewno nie problem dla was. Nie chciałabym widzieć smutku w ich oczach, ty zapewne też nie - co prawda biedota nie stanowiła żadnych bliskich osób zarówno dla Aquili, jak i dla Cressidy Fawley, ale przecież smutne spojrzenia dzieci nie mogłyby zachwycać nikogo. Były kobietami, damami swoich rodów, które musiały być nie tylko wrażliwe, ale i dobrze lokować własne uczucia. Te publiczne i oficjalnie oczywiście. Te prywatne Aquila ulokowała w człowieku, który zginąć mógł każdego dnia, tak samo jak Alphard. Strach o pozostanie wdową, o przyszłość, o to wszystko, co dopiero mogło ją czekać, zdawał się przytłaczać, ale przecież należało pozostać silnym. Ambitnym i oddanym ideałom, w które wierzyła. - Wysiedlono, kochanie - odpowiedziała nieco może zbyt swobodnie, uznając ten temat za tak oczywisty, jak tylko się dało. - Ale część nie chciała wyjechać. Stanowili zagrożenie - potwierdziła raz jeszcze, pewna, że być może William przekazał jej to innymi słowami. Och, nie była to żadna tajemnica, ani żadna bolączka. Stworzeniom takim jak oni po prostu się to należało, zwyczajnie nie potrzebowali prawa do życia, a miasto było teraz czystsze oraz bezpieczniejsze, a życie zwyczajnie prostsze, nawet jeśli podszyte wojną. - Byli zagrożeniem dla nas... Dla naszych tradycji, naszych mocy. Więzili nas. Ta decyzja była jedną z najlepszych, jakie podjął Minister Magii, przynajmniej w mojej opinii - zarumieniła się lekko, uwielbiając rozmawiać o polityce była przecież w swoim żywiole, choć pasje kuzynki znacząco odbiegały od tych tematów. - To możliwe - pokiwała jeszcze głową na pytanie o stosy. - Ale nie mamy się czego bać, bo Rycerze Walpurgii i wojska Ministerstwa nas ochronią, jesteśmy silnym społeczeństwem, musimy tylko zachować odpowiednie morale. Tobie nic nie grozi, Cressido. Buntownicy z pewnością nie dostaną się do ciebie - dodała, chwytając ją za dłoń, aby dodać nieco otuchy. - Ani tym bardziej do dzieci. Teraz musimy trwać razem - i wzmacniać wszelkie wartości czarodziejskiego świata, jakie mogłyby zostać zagrożone przez działania rebeliantów z Zakonu Feniksa i tych okropnych mugoli. - Wzmacniaj swoje ziemie, kochana - dodała pewna siebie i pewna tego, że mówi słusznie. Lady Black nie była w tym temacie świeżynką, dokładnie zdawała sobie sprawę z konsekwencji działań. - Maluj, bądź dobrą damą, co więcej miałabyś zrobić? - przecież nie weźmie różdżki i nie pójdzie walczyć. Obydwie miały zresztą o wiele większe cele i o wiele ważniejsze zadania, jakie stawiała przed nimi szlachetna krew i dobre urodzenie. - Co myślisz o tej wystawie? To dobry pomysł? - chciała, aby kuzynka miała jak najwięcej do powiedzenia w tej sprawie, o ile w ogóle zamierzała się na nią zgodzić.



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]27.07.21 12:52
Cressida każdego dnia starała się jak najlepiej wpasować w przypisane jej role, wiedząc, że tak trzeba, że to jedyna słuszna droga. Nie zawsze wszystko wychodziło jej idealnie (bo w swoim mniemaniu daleka była od ideału, co podpowiadało jej niskie poczucie własnej wartości), ale starała się jak mogła, by nie zawieść ani pana ojca, ani męża, ani innych bliskich.
- Jeszcze nie, są na to zbyt małe, ale to kwestia paru lat. Póki co pozostaje im słuchać, jak czytają dla nich inni. Zawsze możesz im poczytać, gdy nas odwiedzisz. Chciałabym, by miały kontakt z moją rodziną, by od maleńkości uczyły się, jak ważne są więzy krwi – odpowiedziała; jej dzieci były jeszcze za małe na naukę czytania, pisania i innych umiejętności, ale przyjdzie czas i na to. Póki co cieszyły się pełnią beztroski i brakiem obowiązków, ale na dbałość o kontakty rodzinne nigdy nie było za wcześnie, należało pielęgnować je od małego, zwłaszcza że Cressie chciała, aby bliźnięta miały kontakt nie tylko z krewnymi od strony Fawleyów, ale i Flintów. Słysząc pomysł Aquili zastanowiła się chwilę, przygryzając usteczka. Niska samoocena dyszała jej w kark, podpowiadając, że przecież na pewno nie dałaby sobie rady, poza tym przeraziła ją wizja bycia tak bardzo na widoku, w centrum zainteresowania. – Myślę, że to dobry pomysł, ale… czy jestem odpowiednią osobą do tego? Zwłaszcza, że tak naprawdę niewiele wiem o wielu wydarzeniach, nigdy nie posiadałam twojego zacięcia do śledzenia historii, czy to tej dawnej, czy tej, która dzieje się obecnie… - zamyśliła się. Z jednej strony było jej miło, że Aquila chciała uwzględnić w swoich zamierzeniach właśnie ją, ale czy umiałaby należycie spełnić oczekiwania? – Aczkolwiek chętnie podarowałabym swoje obrazy na potrzeby wystawy, z której dochód wspomógłby potrzebujących czarodziejów. Nie chciałabym jednak znajdować się w centrum uwagi, lepiej się czuję w cieniu.
Cressida nie pragnęła bycia na świeczniku, zawsze bardzo ją to krępowało, z tego powodu nie dążyła do sławy w świecie sztuki. Pierwsze wernisaże budziły w niej ekscytację, ale potem pochłonęło ją życie żony i matki, i stwierdziła, że centrum zainteresowania nie jest miejscem dla niej, zwłaszcza że była kobietą. Wolała pozostawić to innym, co nie znaczyło, że z chwilą urodzenia dzieci sztuka przestała mieć dla niej znaczenie. Malarstwo wciąż było dla niej ważne, ale nie najważniejsze, bo w pierwszej kolejności była żoną i matką.
- Oczywiście, porozmawiam o tym i wraz z mężem i jego bliskimi z pewnością dojdziemy do tego, jak ogarnąć to wszystko, by wspomóc mieszkańców Kumbrii – rzekła; ona sama kompletnie się nie znała na organizowaniu czegokolwiek, więc zamierzała pozostawić to innym. Była tylko damą, ozdobą rodu. Na przygotowywaniu jedzenia też się nie znała, bo od tego była służba i skrzaty. Jej umiejętności kulinarne kończyły się prawdopodobnie na umiejętności zaparzenia herbaty lub ziółek, nikt nigdy nie pozwolił jej nauczyć się czegoś więcej, bo lady nie wypadało.
Kwestia mugoli była trudna, bo to, czego dowiadywała się od Aquili, kłóciło się z tym, co mówiono jej wcześniej, i miała mętlik w głowie. Z jednej strony była przerażona okrucieństwem (bo zabijanie kogokolwiek czy czegokolwiek zawsze budziło w niej lęk i niechęć), ale z drugiej… co, jeśli Aquila miała rację, że było to niezbędne, by ratować czarodziejów w Londynie? Może czasem trzeba było wybrać mniejsze zło? Mugole może i nie znali magii, ale byli niebezpieczni w inny sposób, o czym przekonywali się czarodzieje przed wiekami, tępieni za posiadane moce. Wszystko mogło się powtórzyć, a obecnie mugoli było znacznie więcej niż czarodziejów.
- Rozumiem – przytaknęła cichutko. – Wierzę, że ministerstwo podejmuje działania, które są niezbędne, żeby dbać o dobro czarodziejów. – W końcu dobro czarodziejów było ważniejsze niż dobro mugoli, aczkolwiek Cressida w głębi duszy wolałaby, żeby dalej wszystko było po staremu: żeby mugole nie wiedzieli o świecie magii, a czarodzieje w spokoju kultywowali swoje tradycje. Pytanie tylko, jak długo jeszcze byłoby to możliwe, skoro świat mugoli tak szybko się rozrastał? Jej pan ojciec mówił, że stanowili coraz większe zagrożenie dla magicznej flory i fauny, że wyniszczali środowisko swoimi przerażającymi wynalazkami i mogli wkrótce bezpowrotnie utracić wiele rzadkich i cennych gatunków, poza tym ile jeszcze czarodzieje musieliby się ukrywać, nie mogąc swobodnie być sobą? Może coś w końcu musiało się wydarzyć, żeby zmienić sytuację magicznej społeczności na lepsze, nawet jeśli aktualnie wcale nie było tak miło i różowo, bo nawet najwyższe warstwy społeczeństwa odczuwały pewne niedobory. Cressida nie pojmowała tego wszystkiego swym naiwnym, kobiecym umysłem, ale może był jakiś wyższy cel tego, co się działo. – Mam nadzieję, że buntownicy nic nie zrobią mi ani moim bliskim. Ja… boję się ich. Jest w nich tyle zawiści oraz pogardy do tradycji, bez których przecież nie byłoby czarodziejskości, którą znamy.
Cressida z racji konserwatywnego wychowania była tradycjonalistką, wierzyła że tradycje w których wyrosła są słuszne, i bała się, że promugolska tłuszcza mogłaby doprowadzić do upadku wszelkich wartości i całkowitej degeneracji świata, w którym żyli. Czarodzieje mugolskiego pochodzenia wkraczali do tego świata z zewnątrz, i zamiast przyjmować z wdzięcznością fakt, że w ogóle otrzymali taką możliwość, pluli na to, co dostali i próbowali ten świat zmieniać na swoją modłę. Tak przynajmniej tłumaczyli jej to kiedyś bliscy w czasach, gdy jeszcze była nastolatką.
Pokiwała głową, ciesząc się, że nie musi robić nic więcej. Przecież na niczym więcej niż bycie damą, żoną, matką i malarką się nie znała. Ale do obowiązków wobec rodu zamierzała przykładać się z całą starannością, by zarówno pan ojciec, jak i mąż byli z niej dumni. Nie mogła ich zawieść, nie chciała też zawieść innych krewnych, w tym Aquili. Zależało jej na dobrych relacjach z lady Black.
Jeszcze przez chwilę przyglądała się pomnikowi, zatrzymując wzrok na kapiącej krwi. Może tylko sobie to wyobraziła, a może naprawdę poczuła mdlący, metaliczny zapach, w każdym razie zrobiło jej się trochę niedobrze. Jeszcze nie wiedziała przecież, że przyczyna tego stanu rzeczy może być zupełnie inna. Przyłożyła rękę do przodu płaszcza w okolicach mostka i westchnęła.
- Taak, myślę, że dobry, tylko musiałybyśmy to należycie przemyśleć i przygotować – odezwała się po chwili, mając nadzieję, że Aquila nic nie zauważyła. Zaczerpnęła powietrza i wyprostowała się nieznacznie, licząc na to, że chwilowy dyskomfort zaraz minie. – Może będziemy powoli wracać? – zaproponowała jednak, spoglądając ukradkiem na twarz kuzynki. Myślała, że może to przez realistycznie wyglądającą krew i wstrząsającą prawdą o mugolach odczuwała ten dyskomfort, a nie chciała, żeby coś nieprzewidzianego zaskoczyło ją na ulicy.

| zt. dla Cressie


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]12.10.21 16:30
- Nie ma nic ważniejsze niż krew i jej więzy, kochana - odparła spokojnie, bo w istocie to szlachetność, która płynęła ich żyłami, stanowiła o potędze nie tylko rodów, ale też ich samych. - Z przyjemnością poczytam im francuską literaturę. O, albo kroniki bitewne... Chociaż może są na to za małe. Dostałaś ostatnio listy z Czarownicy? Mnie wypytywali o książki, jakie czytam, niezwykłe... Od kiedy nie ma mugoli, to nasze społeczeństwo wydaje mi się mądrzeć z dnia na dzień i bardziej się rozwijać. Wspaniałe uczucie - w istocie od kiedy zabrakło szlam i niemagicznych w końcu mogli być sobą. Dbałość o własną kulturę, tradycję i historie stanowiła kluczowy aspekt ich działań i to na tym musieli się skupić, Aquila nie zamierzała zresztą odpuszczać. Nie sięgnęła, by po różdżkę, aby pójść walczyć, ale przecież niektóre jej działania wymagały takiej samej odwagi! Prawda? - Z pewnością sobie poradzisz. Pomogę ci, przecież wiesz... Razem możemy stworzyć serię. Ja zaopiekuję się nią od strony merytorycznej, Ty artystycznej. Wyobrażasz to sobie? - ambicje i plany same ją ścigały, a przecież miała jeszcze w myślach napisanie książki. Kiedy starczy na to czasu? Sen był dla słabych, liczyła się potęga i oczywiście sława. Dobra sława. Rada była, że kuzynka wspiera ją w tych działaniach na własnym podwórku. Flintowie nie słynęli z zaangażowania w walkę i konflikt, ale opowiedzieli się za Czarnym Panem i wyznawali logiczne zasady na temat tego, w jaki sposób powinno wyglądać brytyjskie społeczeństwo. Cressida nieco odstawała, była delikatna i spokojna, ale i ona musiała rozumieć, jak jest bezpieczniej. Dlatego też dziwiło, że nie do końca zdawała sobie sprawę z konfliktu w Londynie, ale widocznie należało jej to powiedzieć trudniejszymi słowami, tak jak zrobiła to dzisiaj Aquila. Wierzyła w to co robi Ministerstwo, zresztą, tak przecież należało. Nawet jeśli wojna była krwawa i ginęli ludzie, to przecież wszystko to było w imię czystego i lepszego społeczeństwa. Aquila zamierzała być tego świadkiem, doświadczając niezwykłej mocy, jaka płynęła ze słów Czarnego Pana, pragnęła poświęcić się własnej pracy, aby tylko kultywować czystą krew, jaką mogła się zresztą poszczycić. - Na pewno cię nie skrzywdzą, kochana. Ministerstwo i Rycerze doskonale pilnują granic i obywateli, a ty jesteś bezpieczna - upewniła kuzynkę, bo naprawdę jeszcze w to wierzyła. Choć czasem szklana bańka pękała. Śmierć Alpharda była tym momentem, ale jednak przecież on był wojownikiem. Co takiego miało się stać słodkiej Cressidzie?

zt



Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8834-aquila-black https://www.morsmordre.net/t8844-sunshine https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t8846-skrytka-bankowa-nr-2087 https://www.morsmordre.net/t8845-aquila-black
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]11.01.22 13:20
| 20 lutego

Życie Cordelii Malfoy nie było usłane różami - a w ciągu ostatnich tygodni zdawało się, że los rzuca pod jej delikatne nogi nie tyle kłody, co wręcz całe najeżone ostrzami góry. Była taka biedna! Tak nieszczęśliwa! Tak smutna! Serce złamane na pół ostrymi słowami najstarszego brata pokruszyło się jeszcze bardziej przez złośliwe docinki siostry, a resztki, które rzucono na podłogę, rozdeptał jeszcze fakt, że dzisiejszego poranka zabrakło w Wilton słodkich pomarańczy. Okrucieństwo otoczenia nie miało końca, a pozbawienie ulubionej przekąski przeważyło szalę, spychając wrażliwą damę w otchłań rozpaczy.
Płakała cały kwadrans, najdłużej w swej karierze, nie dbając o to, że zapuchną jej oczy, po czym, wyrzuciwszy z komnat niezbyt przejętą kolejnym atakiem histerii służbę, zaplanowała dramatyczne zakończenie swego dotychczasowego żywota. Tak, jak opisywano to w romansach, które podczytywała. Oczywiście nie zamierzała się zabijać, taka myśl nigdy nie zakiełkowałaby w jasnej główce Cordelii, ale już ucieczka z domu i całkowita odmiana swego pełnego zgryzot jawiła się jako poetycka podróż w nieznane, by odkryć piękno świata oraz napotkać na swej drodze rycerza na białym koniu, który wyzwoli ją spod jarzma srogiej (bez powodu) rodziny oraz zapewni półmiski pełne świeżych, egzotycznych owoców, nie tłumacząc się głupio jakąś wojenką. Właściwie ady Malfoy już od dłuższego czasu, zwłaszcza po rozmowach z strofującym ją Abraxasem, odgrażała się w myślach, że opuści Wilton, ale zawsze coś ważnego stało na przeszkodzie. A to na deser zapowiedziano malinową chmurkę, a to w odwiedziny miała wpaść ulubiona koleżanka z Kent, a to siostra organizowała wieczorek towarzyski, na którym miała pokazać się w nowej sukience. (Nie)szczęśliwie tego konkretnego, dość pochmurnego i brzydkiego lutowego dnia Cordelia nie miała żadnej wymówki, podjęła więc odważną decyzję i śmiało stawiła czoła obcej rzeczywistości, ze łzami w oczach opuszczając Wiltshire. Przekonana, że czyni to na zawsze i nigdy nie zobaczy już swego ukochanego ojca.
Myliła się. Wobec drugiej części, rzecz jasna, bo gdy finalnie znalazła się na ulicach Londynu, gubiąc podczas spaceru po Hyde Parku swą nową służącą - rozkazała jej zdobyć natychmiast bukiecik stokrotek, by pasował do różowego płaszczyka, zastraszając niepotrafiącą jeszcze odmówić panienkę - i rozpoczęła nowe życie uciekinierki, niemalże od razu wpadła na Cronusa Malfoya.
Ojciec nie wyglądał na zadowolonego. Pochmurna twarz stężała w grymasie triumfu, pogardy i wściekłości i gdyby nie wisząca w powietrzu oderwana głowa mugola, Cordelia byłaby przekonana, że to na nią ojciec spogląda w ten potworny sposób. Właściwie, może to robił? Może był zawiedziony jej postawą? A może zaniepokoił się ponownie wysłał ludzi, by ją odnaleźli? Na to w skrytości ducha liczyła: że jej rodzina, orientując się w nieobecności Cordelii, w końcu pojmie, jaki skarb posiadają. Wyruszą na poszukiwania, będą płakać i błagać o jej powrót, a ona po kilku dniach tej męczarni łaskawie im wybaczy, powracając na łono Wilton, gdzie nikt już nie powie złego słowa o jej sukience ani zachowaniu. Było to skrajnie naiwne wyobrażenie, lecz Delia niezbyt się tym przejmowała. Na razie była po prostu zmęczona (spacerowała po Londynie prawie dwie godziny), samotna, głodna i coraz mniej podobała się jej ta cała ucieczka. Stała więc niepewnie przy samym brzegu placu, w cieniu drzew, spoglądając z wykrzywionymi w podkówkę ustami na górującego nad otoczeniem ojca. Ufryzowane rano loki przyklapnęły, buzia była niezdrowo rumiana, a elegancki ubiór: pomięty i mokry od deszczu. Cordelia przekładała nerwowo z ręki do ręki swoją ulubioną, pikowaną torebkę, do której dzisiejszego poranka spakowała najpotrzebniejsze rzeczy. Fiolkę ulubionych, słodkich jak landrynki perfum, drogi grzebyk do włosów wysadzany lśniącymi kamieniami, dwie magicznie pomniejszone sukienki, trzy maślane bułeczki z różaną konfiturą, sakiewkę złotych monet, kajecik, w którym zapisywała wiersze, pięć aksamitnych wstążek w różnych pastelowych kolorach (dopasowane do nastroju), kilka pierścionków, zasuszony bukiecik kwiatów od jednego z absztyfikantów i oczywiście różdżkę, zawiniętą pieczołowicie w jedwabną chusteczkę, tak, by się nie ubrudziła pyłem, kurzem czy innymi zewnętrznymi zagrożeniami. Była zupełnie nieprzygotowana na ucieczkę z domu, niepewna i wystraszona - i nieświadoma, że może stanowić chodzącą zachętę dla wszelakiej maści złodziei, skuszonych drogą biżuterią.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]27.01.22 17:58
Miesiąc się kończył, a on znowu został bez grosza przy duszy - tak się już zdarzało, niejeden raz, część oszczędności odłożonych na dziecko, które jednak nigdy się nie urodzi, musiał przeznaczyć na inny cel, szczęśliwie karmiono go na Arenie: ale jednak bez drobnych w kieszeni niełatwo było wrócić do życia. Prawa ręka wciąż była niezgrabna, ale wyglądała, jak gdyby zawsze była częścią jego. Lewa nie utraciła nic ze swojej zwinności, nie zapominał o tym, kiedy wmieszał się w tłum; lekkim ruchem zaciągnął kaszkiet na oczy, postawił kołnierz kurtki, która szarością niczym nie wyróżniała się pośród innych czarodziejów, zaciągnął poły, dyskretnie rozglądając się po tłumie; jasne i błyszczące włosy ze ślicznymi tasiemkami bardzo szybko przyciągnęły jego uwagę w pełni, panienka była naprawdę urodziwa, a jej profil wydawał się znajomy - skąd? Nie był pewien, pewnie ze szkoły, jak wiele innych, może bywała na widowni Areny. Powiódł za spojrzeniem tej ślicznej buzi, odnajdując wzrok na posągowej twarzy Ministra Magii - i westchnął. Te szpetne rzeźby przypominały karykatury. Wciąż nie wierzył, ze ci ludzie postawili je tutaj tak na poważnie: już pomijając walory estetyczne, zdawały się zwyczajnie ośmieszać rzeźbionych na nich... herosów? Cronos Malfoy nie miał ciała antycznego herosa, to był zwykły urzędas, a pomnik wyglądał żałośnie. Panienka wydawała się nim jednak urzeczona, rozejrzał się dalej, ale po prawdzie prócz niej nie było tu nikogo, kto wyglądałby na tak dzianego jak ona. Torebka, którą miała w ręce, była upchana po brzegi - czym? Czy to miało znaczenie? Na pewno były tam monety albo biżuteria, a on naprawdę potrzebował kasy. I wyglądało na to, że była tutaj zupełnie sama. Wóz albo przewóz, drugiej takiej szansy już nie będzie.
Przemknął w tłumie zgrabnie, mijając kolejne osoby, zmierzając prosto w jej stronę; wpadł na nią niby przypadkiem, prowokując zderzenie, od boku, chcąc wytrącić ją z rownowagi - zaraz jednak wyciągnął przed siebie prawą rękę, gotów pomóc jej ochronić się przed upadkiem - lewą sięgając do torebki, by przerzucić do kieszeni pierwszą rzecz, która wpadnie mu między palce.
- Przepraszam! - zawołał, zaciskając dłoń na przegubie jej dłoni, po części dla mocniejszego odwrócenia uwagi. - Zagapiłem się. Jesteś cała? Nic ci się nie stało?

Zawartość torebki Cordelli:

1. Fiolkę ulubionych, słodkich jak landrynki perfum
2. drogi grzebyk do włosów wysadzany lśniącymi kamieniami
3 dwie magicznie pomniejszone sukienki
4-6 trzy maślane bułeczki z różaną konfiturą,
7 sakiewkę złotych monet,
8 kajecik, w którym zapisywała wiersze,
9 pięć aksamitnych wstążek w różnych pastelowych kolorach (dopasowane do nastroju),
10 kilka pierścionków, zasuszony bukiecik kwiatów od jednego z absztyfikantów

+ zręczne ręce


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 20
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]27.01.22 17:58
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


#1 'k10' : 4

--------------------------------

#2 'k100' : 34
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pomnik Cronusa Wyzwoliciela Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pomnik Cronusa Wyzwoliciela [odnośnik]27.01.22 18:55
Spojrzenie ojca, uwiecznionego w heroicznej pozie, stawał się z minuty na minutę coraz bardziej surowy, a im Cordelia dłużej wpatrywała się w wykrzywioną w odrazie twarz (bo przecież nie spuszczała wzroku na inne rejony posągu, niezbyt zainteresowana odwzorowaniem muskulatury i innych detali ciała swego protoplasty), tym robiło się jej smutniej. Nigdy nie sądziła, że najważniejsza wartość w jej życiu, czyli rodzina, stanie się dla niej przyczyną bezbrzeżnej rozpaczy i zmusi do podjęcia najtrudniejszych decyzji. Widać bohaterskość miała we krwi, bo podjęła ją pomimo wszelkim przeciwnościom losu. Tak, była odważna jak pan ojciec i choć nie trzymała w ręku głowy mugola, a tylko torebkę wypełnioną po brzegi skarbami i pysznościami, to czuła potrzebę wizualizowania siebie samej na pomniku. Zostawiła za sobą ciepłe łóżko, suche korytarze posiadłości, wygodne fotele, ukochane sukienki oraz gotową na każde jej wezwanie służbę, by udowodnić siłę swego charakteru oraz jasno postawić granicę upokorzenia. W ogóle nie rozpatrywała ucieczki z domu jako nieposłuszeństwa czy buntu upodabniającego ją do Lycusa: raczej uwznioślała swe cierpienie, pewna, że będzie ono nauczką oraz że pozostanie w historii rodu na wieki, a nadchodzące po niej pokolenia będą wspominać historię prababki Cordelii, oszałamiająco pięknej i mądrej, która odważnie zaryzykowała własnym komfortem, by udowodnić swą rację oraz otworzyć oczy chwilowo zaślepionemu bratu. O tak, będzie bohaterką; czarownicą, która nie bacząc na trudy pogodowe opuściła dom, dzięki czemu Abraxas poszedł po rozum do głowy i nigdy więcej nie wysłał już swej siostry do krwawych lochów szpitala.
Zupełnie zagłębiona w marzeniach Cordelia nie zauważyła zbliżającego się ku niej chłopca, nie przytrzymywala też kurczowo torebki, a zaczęła leciutko nią machać, być może odnajdując w wahadłowym ruchu nieco uspokajający rytm. Właśnie w swych wizjach łaskawie powracała do Wilton, gdzie rozłożono na jej powrót czerwony dywan, a Abraxas i Astoria kajali się za bycie niemiłymi wobec niej, gdy poczuła nieprzyjemne pchnięcie. Świat zawirował wokół niej i to nie w ten słodki sposób, gdy kręciła się w tańcu opierając się na ramieniu przyjemnie pachnącego dżentelmena, o nie, w tym wypadku zawrót głowy był nieprzyjemny, a jegomość, który na nią wpadł, pachniał deszczem i czymś dziwnym - brezentem? końską sierścią? piachem? watą cukrową? Reszty nie zdążyła dostrzec, nawet nie próbując utrzymać pionu. Zawsze, gdy choćby się zachwiała, ktoś był tuż obok, by ją podtrzymać, zawisła więc na ramieniu blondyna bezwładnie, mrugając zawzięcie oczami. - Co też pan robi! Czemu pan wyskoczył na mnie jak źrebię jednorożca! - oburzyła się słabym tonem, zupełnie nie zauważając podkradnięcia czegoś z torebki. Ba, niezbyt przejęła się nawet faktem, że torebka wypadała z ręki i poturlała się po mokrym, zaśnieżonym bruku, rozsypująć zawartość. To było mniej ważne, bo w końcu spojrzała na podtrzymującego ją jegomościa. Na jego jasne oczy, błękitne, prawie tak ładne, jak samej Cordelii. Na mały, prosty nos. Na złote, choć nieco mokrawe włosy. I na całą uroczość twarzy, w której nie rozpoznała Marceliusa ze szkoły; dzieliło ich wiele lat, wiele klas, także tych społecznych, a dojrzałość upomniała się o chłopca niezwykle szybko, zmieniając go ciężkimi doświadczeniami w mężczyznę.
Lady Malfoy chwilę wpatrywała się w niego bez słowa, nieco zdezorientowana kolizją, a także siłą umięśnionych ramion, przytrzymujących ją w tej niewygodnej pozycji, po czym, zareagowała tak, jak zwykła: cichym, perlistym, nieco nerwowym chichotem. - Rozumiem, że chciał pan paść mi do stóp, ale aura zdecydowanie temu nie sprzyja... - powiedziała milszym, słodkim tonem, w swej naiwności przekonana, że brak odpowiedniej wobec niej tytulatury to wynik wrażliwego przejęcia jej stanem zdrowia. - Odrobinę boli mnie łokieć. I serce bije tak szybko... - zawiesiła głos z udawanym niepokojem, gotowa zamrugać teatralnie oczami po raz setny: w końcu jednak spostrzegła rozsypane bogactwa. - Ojej! Moje rzeczy! - prawie krzyknęła Marceliusowi do ucha, zrozpaczona rzuceniem całego dobytku w mieszaninę śniegu i błota zalegającego na placyku wokół stóp pana ojca.
Cordelia Malfoy
Cordelia Malfoy
Zawód : Arystokratka, córka swego ojca
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
pretty shiny thing
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9354-cordelia-armanda-malfoy https://www.morsmordre.net/t9413-ksiezniczka#286128 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f383-wiltshire-wilton-rezydencja-rodu-malfoy https://www.morsmordre.net/t10314-skrytka-bankowa-nr-2152#311771 https://www.morsmordre.net/t10138-cordelia-armanda-malfoy#307321

Strona 1 z 13 1, 2, 3 ... 11, 12, 13  Next

Pomnik Cronusa Wyzwoliciela
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach