Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset
Miasto Bath
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Miasto Bath
Położone w dolinie rzeki Avon miasto to jedna z perełek architektonicznych Somerset. Podczas kolonizacji Rzymianie wybudowali w Bath charakterystyczne dla ichniej kultury łaźnie oraz świątynie, które przetrwały próbę upływających lat i dzięki skrupulatnej pielęgnacji czarują urokiem do dziś. Czasy gregoriańskie, podczas których w miasteczku koronowano angielskiego króla, również zaopatrzyły uliczki miejscowości w zabytki. Dziś Bath stało się nieformalną perłą w koronie turystyki Somerset, dzięki mnogości pięknych widoków, spokojnej atmosferze i czystej rzece przecinającej je niemal równo w połowie.
Wcale, ale to wcale nie podobał mi się pomysł Jamesa, żeby udać się do tych łaźni rzymskich w Bath. Bo i po co? Po pierwsze było tam zdecydowanie za dużo ludzi, od których w ostatnim czasie stroniłem, a po drugie nigdy w takich nie byłem i nawet nie wiedziałem, jak mam się zachować. Przekonał mnie jednak możliwością rozejrzenia się po zostawionych rzeczach i tym samym szybkiego zarobku kilku knutów, co akurat w mojej sytuacji było pożądane. W końcu od paskudnego trzynastego sierpnia praktycznie w ogóle nie pracowałem – dopiero we wrześniu zacząłem wyrywać się na krótkie połowy, a i tak liche były z tego korzyści. Ludzie unikali ryb rzecznych będąc przekonanym o ich szkodliwości, przez rzekomo zatrutą wodę i nie dało się ich przekonać, że jeśli pływały to przecież były zdrowe. Można było gadać jak do ściany. Ponadto nie byłem w stanie ściągać sieci, w związku z czym pozostawała mi wędka – może i przyjemna dla samozwańczych hobbistów, ale dla osób trudzących się tym zawodem istna udręka oraz marna, dzienna ilość złowionych ryb. Szczęście w nieszczęściu, że po katastrofie barka pozostała w jednym kawałku i ominęło mnie kolejne zmartwienie. Jakakolwiek tułaczka lub naprawy było niemożliwe; nie przez wzgląd na moje lenistwo, lecz stan fizyczny, a przede wszystkim psychiczny. Wszyscy widzieli, że tamten dzień odcisnął na mnie piętno i z przygnębionego oraz zamkniętego w sobie, stałem się jeszcze bardziej wyobcowany oraz niechętny do wszelkich aktywności.
Dotarłem w umówione miejsce, ale nigdzie nie spostrzegłem oczekującego Jamesa, mimo że spóźniłem się kilkanaście minut. Rozejrzałem się po okolicy, lecz na próżno. Może wszedł już do środka? Uznałem to za najsensowniejszy scenariusz, dlatego wniknąłem w tłum i wraz z innymi przekroczyłem progi łaźni, gdzie odebrałem czysty ręcznik. Przewiesiłem go sobie przez bark i zacząłem rozglądać się za przyjacielem. Przekląłem pod nosem zaczynając się już denerwować, bowiem co jeśli to był tylko głupi żart? Nie znałem tu nikogo, kompletnie żadnej z zebranych osób, a więc nawet nie miałem jak o niego zapytać. Z resztą jak miałbym sformułować pytanie? Czy ktoś już Pana okradł? Westchnąłem przeciągle pod nosem i pokręciłem zrezygnowany głową. Pozostało mi czekać.
Dotarłem w umówione miejsce, ale nigdzie nie spostrzegłem oczekującego Jamesa, mimo że spóźniłem się kilkanaście minut. Rozejrzałem się po okolicy, lecz na próżno. Może wszedł już do środka? Uznałem to za najsensowniejszy scenariusz, dlatego wniknąłem w tłum i wraz z innymi przekroczyłem progi łaźni, gdzie odebrałem czysty ręcznik. Przewiesiłem go sobie przez bark i zacząłem rozglądać się za przyjacielem. Przekląłem pod nosem zaczynając się już denerwować, bowiem co jeśli to był tylko głupi żart? Nie znałem tu nikogo, kompletnie żadnej z zebranych osób, a więc nawet nie miałem jak o niego zapytać. Z resztą jak miałbym sformułować pytanie? Czy ktoś już Pana okradł? Westchnąłem przeciągle pod nosem i pokręciłem zrezygnowany głową. Pozostało mi czekać.
Jedną z bolączek współczesnego świata jest to, że nikt nie wie
kim tak naprawdę jest
kim tak naprawdę jest
Był młody, lecz spędził już wiele tygodni, a nawet lat w samotnej podróży. W ich trakcie musiał martwić się tylko o siebie chociaż i to nie stanowiło większego problemu. Miał bardzo niskie oczekiwania i standardy. Dziwnie było mu więc wyjechać poza znajomy mu las z Georgem i Alice. Co prawda nie raz wyjeżdżali do miast, lecz pierwszy raz był to tak długi (bo ponad tygodniowy) wspólny wyjazd poza granice hrabstwa. Powód też nie był typowy - brat Georga został ponownie ojcem. Najbliżsi zjechali więc do Somerset świętować. Leny nie spodziewał się, że małżeństwo będzie nalegało by im towarzyszył. Zgodził się i ostatnie dni spędził w mieszkaniu stłoczonym przez mieszankę obcych mu ludzi. Przejmował się tym, jak był i będzie przez nich postrzegany bo wiedział, że przez jego pryzmat ocenie zostanie poddany Gorge. Starał się więc sprawić dobre wrażenie. Nie potrafił jednak opanować wszystkich nawyków. Podświadomie oglądał wiele scen z ubocza instynktownie unikając cudzych spojrzeń. Kiedy rano i wieczorem było największe pobudzenie i nie dało się uniknąć nadmiaru interakcji, uciekał na dwór pod wymówką konieczności wyszczotkowania starego abraksana. Nie inicjował rozmów, a zapytany o coś udzielał mechanicznych, grzecznościowych odpowiedzi. Niezręcznie przyjmował pochwały. I to tak miało ciągnąć się jeszcze przez kolejne 5-6 dni. Pewnie już go mieli za jakiegoś dziwka.
Gorge dostrzegł troski młodego czarodzieja. Stąd pomysł na wyjazd do Bath gdzie można było skorzystać z bezpłatnie z kąpieli. Miał być to pretekst do wyrwania Leona z obcego towarzystwa by dać mu chwilę wytchnienia. Ostatecznie jednak wyjechali w piątkę - Leny, Gorge, Alice i dwie "nowe" ciotki, które kłóciły się ze sobą przez pół drogi. To właśnie to martwiło teraz młodego czarodzieja. Patrzył na Alice, która miała spędzić w ich towarzystwie najbliższe chwile. Wyglądała dość kwaśno.
- Nie przejmuj się. Jak wrócim do domu to będzie jeszcze za nimi tęskniła. O ile ich tu nie utopi - Gorge poklepał Leonarda po ramieniu jakby czytał mu w myślach. Usta młodego człowieka podwinęły się w lekkim rozbawieniu.
Gorge dostrzegł troski młodego czarodzieja. Stąd pomysł na wyjazd do Bath gdzie można było skorzystać z bezpłatnie z kąpieli. Miał być to pretekst do wyrwania Leona z obcego towarzystwa by dać mu chwilę wytchnienia. Ostatecznie jednak wyjechali w piątkę - Leny, Gorge, Alice i dwie "nowe" ciotki, które kłóciły się ze sobą przez pół drogi. To właśnie to martwiło teraz młodego czarodzieja. Patrzył na Alice, która miała spędzić w ich towarzystwie najbliższe chwile. Wyglądała dość kwaśno.
- Nie przejmuj się. Jak wrócim do domu to będzie jeszcze za nimi tęskniła. O ile ich tu nie utopi - Gorge poklepał Leonarda po ramieniu jakby czytał mu w myślach. Usta młodego człowieka podwinęły się w lekkim rozbawieniu.
Leonard Begmann
Zawód : Myśliwy
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Łatwiej jest walczyć o wolność, niż doświadczać wszystkich jej przejawów.
OPCM : 7 +3
UROKI : 3 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Noc leczniczych kąpieli, do tego darmowa - czy mogło być coś lepszego? Pewnie tak, pokój na świecie brzmiał miło, tak samo jak dożywotnia dostawa najlepszej ognistej whisky prosto przed kominek, ale Benjamin nauczył się obnizać swoje oczekiwania. Ciągle zawieszony pomiędzy, błąkał się niczym imponująco materialny duch, próbując znaleźć swoje miejsce. Na razie okupował to na samym dole: nie miał pracy, własnego domu, knuta przy duszy - chociaż jeszcze nie wydał trzydziestu srebrników - damy przy sercu, a przede wszystkim Słodyczka. Wspomnienie wspaniałego stworzenia było żywe, często budził się ze snu z ciężkim westchnieniem. Nie dręczyły go koszmary dotyczące okropieństw apokaliptycznej nocy, nie prześladowały go obrazy setek ciał, które pomagał chować, nie przerażała go nieprzewidywalna rzeczywistość, w jakiej przyszło mu wracać do pożyczonego życia - śnił o pieśni Słodyczka, o jego wspomnieniach, manifestujących się w pięknych obrazach i melodii ostatniej pieśni.
Może do Bath przywołała go nie tylko chęć darmowej kąpieli, ale pragnienie, by poniekąd stać się niczym pradawna ramora. Wrócić do źródła, do spokoju żywiołu wody. Dać się porwać gorącemu nurtowi. Przy okazji podglądając urocze niewiasty i kosztując darmowego napitku. Tak, na pewno jego i Słodyczka motywacje były niezwykle podobne, Ben postanowił więc uczcić pamięć zmarłego przyjacela i udał się do łaźni. Szybko zrzucił z siebie ciuchy, owinął ręcznik wokół bioder i wszedł do zaparowanego wnętrza. Próbując dostrzec coś za kotarą, wiedział, że po drugiej stronie tkaniny znajdują się gołe, tak jak je pan Merlin stworzył, panienki - poprawiło mu to humor, ale na razie nie próbował zrobić czegoś z tą niepotrzebną przeszkodą. Mało elegancko i bezwstydnie zsunął z siebie ręcznik, po czym zbyt szybko zsunął się do wody całym ciężarem ciała, rozchlapując gorące krople dookoła. Zanurzył się od razu cały, a po wypłynięciu na powierzchnię wypuścił z ust imponującą fontannę wrzącej wody. Tak, poczuł się jak Słodyczek, chociaż przez chwilę, chociaż znajdujący się bliżej czarodzieje, przebywający w basenie, z wyraźną irytacją zaczęli szybko przesuwać się znacznie dalej, najwyraźniej nie rozumiejąc, że jeśli idzie się do wody to można zostać zmoczonym. Wright postanowił nie przejmować się zadufanymi jegomościami. Rozsiadł się wygodnie, przyjął pojawiający się nagle znikąd kielich trunku i wychylił go do dna. Ze smakiem, niemal nie zauważając specyficznej woni i gorzkawego aromatu. - Kurde, mocne tu dają napitki - mruknął sam do siebie - bo nikt nie siedział blisko niego, niestety - czując, że zaczyna poważnie kręcić mu się w głowie. A może to te opary? Para buchała coraz wyżej, przyciemnione światła migotały dość nieprzyjemnie, wszystko to zaczynało wyglądać jakoś podejrzanie, ale Ben zdławił niepokój w zarodku. Wygodniej opadając w wodę, gotów zanurzyć się cały pod powierzchnią, bynajmniej po to, by podglądać innych mężczyzn. Co za niedorzeczna myśl. Po niej pojawiła się kolejna, coś było nie tak, ale Wright pokręcił gwałtownie głową, znów rozchlapując wokół siebie widowiskowo wodę, pod którą wkrótce zniknął, postanawiając pobić rekord wstrzymywania powietrza pod powierzchnią.
Może do Bath przywołała go nie tylko chęć darmowej kąpieli, ale pragnienie, by poniekąd stać się niczym pradawna ramora. Wrócić do źródła, do spokoju żywiołu wody. Dać się porwać gorącemu nurtowi. Przy okazji podglądając urocze niewiasty i kosztując darmowego napitku. Tak, na pewno jego i Słodyczka motywacje były niezwykle podobne, Ben postanowił więc uczcić pamięć zmarłego przyjacela i udał się do łaźni. Szybko zrzucił z siebie ciuchy, owinął ręcznik wokół bioder i wszedł do zaparowanego wnętrza. Próbując dostrzec coś za kotarą, wiedział, że po drugiej stronie tkaniny znajdują się gołe, tak jak je pan Merlin stworzył, panienki - poprawiło mu to humor, ale na razie nie próbował zrobić czegoś z tą niepotrzebną przeszkodą. Mało elegancko i bezwstydnie zsunął z siebie ręcznik, po czym zbyt szybko zsunął się do wody całym ciężarem ciała, rozchlapując gorące krople dookoła. Zanurzył się od razu cały, a po wypłynięciu na powierzchnię wypuścił z ust imponującą fontannę wrzącej wody. Tak, poczuł się jak Słodyczek, chociaż przez chwilę, chociaż znajdujący się bliżej czarodzieje, przebywający w basenie, z wyraźną irytacją zaczęli szybko przesuwać się znacznie dalej, najwyraźniej nie rozumiejąc, że jeśli idzie się do wody to można zostać zmoczonym. Wright postanowił nie przejmować się zadufanymi jegomościami. Rozsiadł się wygodnie, przyjął pojawiający się nagle znikąd kielich trunku i wychylił go do dna. Ze smakiem, niemal nie zauważając specyficznej woni i gorzkawego aromatu. - Kurde, mocne tu dają napitki - mruknął sam do siebie - bo nikt nie siedział blisko niego, niestety - czując, że zaczyna poważnie kręcić mu się w głowie. A może to te opary? Para buchała coraz wyżej, przyciemnione światła migotały dość nieprzyjemnie, wszystko to zaczynało wyglądać jakoś podejrzanie, ale Ben zdławił niepokój w zarodku. Wygodniej opadając w wodę, gotów zanurzyć się cały pod powierzchnią, bynajmniej po to, by podglądać innych mężczyzn. Co za niedorzeczna myśl. Po niej pojawiła się kolejna, coś było nie tak, ale Wright pokręcił gwałtownie głową, znów rozchlapując wokół siebie widowiskowo wodę, pod którą wkrótce zniknął, postanawiając pobić rekord wstrzymywania powietrza pod powierzchnią.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Miasto Bath
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset