Pracownia alchemiczna
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Pracownia alchemiczna
To tu zazwyczaj gromadzą się Abbottowie posiadający smykałkę do warzenia mikstur; pracownia alchemiczna umiejscowiona jest na parterze, w bocznej i mniej uczęszczanej części Dunster Castle, a skorzystać może z niej każdy potrzebujący członek rodziny. Jest to przestronne pomieszczenie posiadające w swoim wyposażeniu wiele stołów z przygotowanymi kociołkami, a także szaf wypełnionych niezbędnymi ingrediencjami. Na próżno szukać tu marmurowych dekoracji, z jakich słynie ród. Ściany utrzymane są w kolorze ciemnego szmaragdu, zaś okna zasłaniają grube, ciemne zasłony, by nic, co pochodzi ze świata zewnętrznego, nie zakłóciło naukowej koncentracji.
The member 'Isabella Presley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 4
'k100' : 4
Wsłuchiwanie się w kwieciste słowa Isabelli przypominało czytanie przepięknej baśni chwytającej za serce, śledzenie spisanych słów roziskrzonym spojrzeniem w świetle świecy stojącej na stoliczku tuż obok łóżka. Wyrażała się pięknie, niechybnie nauczona tego jeszcze w selwynowskim domostwie, zaś Livia mogła jedynie uczyć się od niej tej miękkości doboru słownictwa, jak uczyć niebawem miała się także astronomii. Dziewczęce dłonie znów zacisnęły się subtelnie na dłoniach panny Presley, nim przywiodły je do jej serca, do miejsca, które dudniło szczęściem, rozhuśtane niczym dzwon na wysokiej wieży.
- Gwiazd jest wiele, a wszystkie z nich poznać chcę właśnie z tobą, Isabello. Kto uczył ciebie? Wyjaw mi, proszę, powiedz, czy i w tym jesteśmy podobne. Czy uczyła cię starsza siostra, bliska kuzynka, droga przyjaciółka? Tym mi jesteś - wyznała ze wzruszeniem. Dawna pannica z domu Selwyn, choć nie musiała, była dla Livii tak życzliwa, tak dobra, natomiast dla spragnionego ludzkiej obecności umysłu było to niczym miód zalewający rozognioną ranę. Mało w jej życiu było bliskości. Dzieci z Doliny Godryka przez znakomitą większość czasu przeżywały fantastyczne przygody w Hogwarcie, ona zaś oczekiwała ich powrotu w samotnym oknie, byle tylko móc odezwać się do kogoś innego aniżeli ukochana rodzina.
Wuj Archibald Prewett był zaiste wspaniałym mężczyzną i uczonym czarodziejem. Ulubionym wspomnieniem młodej Abbottówny zawsze było to, jak z pieczołowitą cierpliwością uczył ją o podwodnych roślinach zbieranych z niegłębokiego stawu w okolicy, z podwiniętymi nogawkami spodni, podczas gdy ona taplała się w falach, urzeczona chwilową wolnością chłodnawej sadzawki. Nigdy nie mówił jej panu ojcu o tym, że mogła nosić się niestosownie w tych chwilach, owładnięta momentalnym zapomnieniem, nim powracała na ziemię i przypominała sobie, że przecież jest damą. Przykładną i elegancką.
- Często bywasz w jego cieplarniach, Isabello? Och, są wspaniałe, każda z nich, dając życie roślinom, które w innych warunkach mogłyby dawno już wyginąć - westchnęła z podziwem i wyswobodziła towarzyszkę z objęć swych dłoni, pozwalając im obu skupić się na wyposażeniu pracowni i kociołkach zalegających na wypolerowanych blatach, lecz najpierw poliki musiały zaróżowić się zawstydzonym rumieńcem, usta ułożyć w delikatnym uśmiechu. - Staram się - odparła, zsunąwszy kosmyk kasztanowych włosów za ucho. Od zawsze wpajano jej dobrodziejstwo naukowych wiadomości, ale nikt, istotnie, nie spoglądał na nią z dezaprobatą, gdy udawała się na lekcje tańca balowego. Czasem na jej postępy spoglądała pani matka, uśmiechnięta, dumna, a wtedy świat stawał się jakby piękniejszy. - Zatańczmy razem pewnego dnia, dobrze? Popłyńmy po sali balowej w rytmie wspaniałej muzyki, tylko my dwie. Uczyniłabyś mi tę przyjemność, Isabello? - zapytała z radością, rozmarzona, wyobraźnią znajdująca się w tamtej chwili uwikłanej w odległej przyszłości. Obie odziane w bogate suknie, tańczące pod błyszczącym żyrandolem, z orkiestrą wygrywającą klasyczną melodię.
Wieść o tym, iż pannie Presley nieobce były kadzidła i sztuka ich tworzenia, jedynie na chwilkę zdała się przygasić entuzjazm tłumaczącej jej wszystko Livii, która uległa zażenowaniu swego własnego założenia. Przecież to oczywiste - jakże mogła pomyśleć, że Isabella nigdy nie parała się tą sztuką? Jednak uczucie to prędko ustąpiło powracającej do niej przyjemności, gdy mieszanina ziół okazała się nienaganna, a towarzyszka pochwaliła jej zapał i efekt pracy.
- Och, jeszcze nie wiem. Może pewnego dnia rozpalę je w salonie w Dunster Castle, gdy panowie krewni znów poddadzą się posępnemu nastrojowi? Im przede wszystkim należy się wytchnienie - odpowiedziała łagodnie i przesypała mieszaninę do specjalnego pojemnika, by nic nie zakłóciło jej składu. - Chętnie uplotę jeszcze jedno... Mam tutaj korzeń ciemiernika, może więc kadzidło cierpiącej duszy? Przepędza duchy, one są przecież takie straszne! - w oczach błysnął przestrach, gdy Abbottówna wspomniała o powracających z zaświatów zmarłych. Ektoplazma wijąca dawne sylwetki wydawała jej się nienaturalna, przerażająca, dodająca jeszcze eteryczności człowiekowi zdolnemu nagle przenikać przez ściany, być i nie być. Livia otrząsnęła się z chwilowego drżenia i sięgnęła po pozostałe komponenty potrzebne jej do stworzenia rzeczonej mieszaniny. Żeńszeń, irys, lawenda i olibanum. Ta konkretna żywica miała za zadanie wspomagać w trudnościach, a dla młodej szlachcianki tym właśnie byłoby stanięcie twarzą w twarz z duchem. Podczas gdy Isabella pracowała nad swym kociołkiem, dziewczątko towarzyszyło jej przy tym samym stole, mieszając składniki na wybrane przez siebie kadzidełko, lecz jej uwagę zwróciła dziwna woń wydobywająca się z kołyski usłanej złotymi salamandrami. To nie zwiastowało pomyślności. - Ojej - wyrwało się spomiędzy malinowych ust. - Czyżby twój ślaz był jednak niezdatny do użycia? Tak to wygląda, tak mi przykro... Może jeszcze uda ci się odratować tę mieszankę? - spojrzała na Isabellę, kończąc własną pracę.
Niezależnie od wyniku jej zadania, od tego, czy kadzidło cierpiącej duszy okazało się udane, czy może wręcz przeciwnie, Livia westchnęła z satysfakcją, zadowolona z dzisiejszej lekcji w towarzystwie Isabelli. Dużo udało im się osiągnąć, wiele porcji mikstur zebrać z kociołków, a w młodym ciele powoli osiedlało się zmęczenie. Może w ten sposób podziałała na nią kojąca woń wcześniej stworzonego kadzidła?
- Wspaniały z nas duet, Isabello, ale ptaszki ćwierkają, że czas na przerwę i herbatę w salonie. Co na to powiesz? Możemy porozmawiać tam o astronomii, opowiesz mi o swoich ulubionych gwiazdach, a potem... A potem może o tym, jak wiodą ci się przygotowania do ślubu? - poprosiła z rumieńcem widocznym na bladej skórze usłanej piegami. Może i jej serce dominowała nauka, lecz adolescencja rządziła się swoimi prawami i od tematu miłostek Livia po prostu uciec nie mogła. Marzyła już o arystokracie starającym się o jej własną dłoń. Mężnym, dzielnym, sprawiedliwym i dobrym. O ojcu jej przyszłych dzieci, o jej obrońcy, jej ukochanym. Gdzie jesteś, mój królewiczu? Czy wiesz już, że czekam na ciebie na wieży?
zt
| próbuję stworzyć kadzidło cierpiącej duszy, st 25.
serce: korzeń ciemiernika
dodatkowe: żeńszeń, irys, lawenda
żywica: olibanum
- Gwiazd jest wiele, a wszystkie z nich poznać chcę właśnie z tobą, Isabello. Kto uczył ciebie? Wyjaw mi, proszę, powiedz, czy i w tym jesteśmy podobne. Czy uczyła cię starsza siostra, bliska kuzynka, droga przyjaciółka? Tym mi jesteś - wyznała ze wzruszeniem. Dawna pannica z domu Selwyn, choć nie musiała, była dla Livii tak życzliwa, tak dobra, natomiast dla spragnionego ludzkiej obecności umysłu było to niczym miód zalewający rozognioną ranę. Mało w jej życiu było bliskości. Dzieci z Doliny Godryka przez znakomitą większość czasu przeżywały fantastyczne przygody w Hogwarcie, ona zaś oczekiwała ich powrotu w samotnym oknie, byle tylko móc odezwać się do kogoś innego aniżeli ukochana rodzina.
Wuj Archibald Prewett był zaiste wspaniałym mężczyzną i uczonym czarodziejem. Ulubionym wspomnieniem młodej Abbottówny zawsze było to, jak z pieczołowitą cierpliwością uczył ją o podwodnych roślinach zbieranych z niegłębokiego stawu w okolicy, z podwiniętymi nogawkami spodni, podczas gdy ona taplała się w falach, urzeczona chwilową wolnością chłodnawej sadzawki. Nigdy nie mówił jej panu ojcu o tym, że mogła nosić się niestosownie w tych chwilach, owładnięta momentalnym zapomnieniem, nim powracała na ziemię i przypominała sobie, że przecież jest damą. Przykładną i elegancką.
- Często bywasz w jego cieplarniach, Isabello? Och, są wspaniałe, każda z nich, dając życie roślinom, które w innych warunkach mogłyby dawno już wyginąć - westchnęła z podziwem i wyswobodziła towarzyszkę z objęć swych dłoni, pozwalając im obu skupić się na wyposażeniu pracowni i kociołkach zalegających na wypolerowanych blatach, lecz najpierw poliki musiały zaróżowić się zawstydzonym rumieńcem, usta ułożyć w delikatnym uśmiechu. - Staram się - odparła, zsunąwszy kosmyk kasztanowych włosów za ucho. Od zawsze wpajano jej dobrodziejstwo naukowych wiadomości, ale nikt, istotnie, nie spoglądał na nią z dezaprobatą, gdy udawała się na lekcje tańca balowego. Czasem na jej postępy spoglądała pani matka, uśmiechnięta, dumna, a wtedy świat stawał się jakby piękniejszy. - Zatańczmy razem pewnego dnia, dobrze? Popłyńmy po sali balowej w rytmie wspaniałej muzyki, tylko my dwie. Uczyniłabyś mi tę przyjemność, Isabello? - zapytała z radością, rozmarzona, wyobraźnią znajdująca się w tamtej chwili uwikłanej w odległej przyszłości. Obie odziane w bogate suknie, tańczące pod błyszczącym żyrandolem, z orkiestrą wygrywającą klasyczną melodię.
Wieść o tym, iż pannie Presley nieobce były kadzidła i sztuka ich tworzenia, jedynie na chwilkę zdała się przygasić entuzjazm tłumaczącej jej wszystko Livii, która uległa zażenowaniu swego własnego założenia. Przecież to oczywiste - jakże mogła pomyśleć, że Isabella nigdy nie parała się tą sztuką? Jednak uczucie to prędko ustąpiło powracającej do niej przyjemności, gdy mieszanina ziół okazała się nienaganna, a towarzyszka pochwaliła jej zapał i efekt pracy.
- Och, jeszcze nie wiem. Może pewnego dnia rozpalę je w salonie w Dunster Castle, gdy panowie krewni znów poddadzą się posępnemu nastrojowi? Im przede wszystkim należy się wytchnienie - odpowiedziała łagodnie i przesypała mieszaninę do specjalnego pojemnika, by nic nie zakłóciło jej składu. - Chętnie uplotę jeszcze jedno... Mam tutaj korzeń ciemiernika, może więc kadzidło cierpiącej duszy? Przepędza duchy, one są przecież takie straszne! - w oczach błysnął przestrach, gdy Abbottówna wspomniała o powracających z zaświatów zmarłych. Ektoplazma wijąca dawne sylwetki wydawała jej się nienaturalna, przerażająca, dodająca jeszcze eteryczności człowiekowi zdolnemu nagle przenikać przez ściany, być i nie być. Livia otrząsnęła się z chwilowego drżenia i sięgnęła po pozostałe komponenty potrzebne jej do stworzenia rzeczonej mieszaniny. Żeńszeń, irys, lawenda i olibanum. Ta konkretna żywica miała za zadanie wspomagać w trudnościach, a dla młodej szlachcianki tym właśnie byłoby stanięcie twarzą w twarz z duchem. Podczas gdy Isabella pracowała nad swym kociołkiem, dziewczątko towarzyszyło jej przy tym samym stole, mieszając składniki na wybrane przez siebie kadzidełko, lecz jej uwagę zwróciła dziwna woń wydobywająca się z kołyski usłanej złotymi salamandrami. To nie zwiastowało pomyślności. - Ojej - wyrwało się spomiędzy malinowych ust. - Czyżby twój ślaz był jednak niezdatny do użycia? Tak to wygląda, tak mi przykro... Może jeszcze uda ci się odratować tę mieszankę? - spojrzała na Isabellę, kończąc własną pracę.
Niezależnie od wyniku jej zadania, od tego, czy kadzidło cierpiącej duszy okazało się udane, czy może wręcz przeciwnie, Livia westchnęła z satysfakcją, zadowolona z dzisiejszej lekcji w towarzystwie Isabelli. Dużo udało im się osiągnąć, wiele porcji mikstur zebrać z kociołków, a w młodym ciele powoli osiedlało się zmęczenie. Może w ten sposób podziałała na nią kojąca woń wcześniej stworzonego kadzidła?
- Wspaniały z nas duet, Isabello, ale ptaszki ćwierkają, że czas na przerwę i herbatę w salonie. Co na to powiesz? Możemy porozmawiać tam o astronomii, opowiesz mi o swoich ulubionych gwiazdach, a potem... A potem może o tym, jak wiodą ci się przygotowania do ślubu? - poprosiła z rumieńcem widocznym na bladej skórze usłanej piegami. Może i jej serce dominowała nauka, lecz adolescencja rządziła się swoimi prawami i od tematu miłostek Livia po prostu uciec nie mogła. Marzyła już o arystokracie starającym się o jej własną dłoń. Mężnym, dzielnym, sprawiedliwym i dobrym. O ojcu jej przyszłych dzieci, o jej obrońcy, jej ukochanym. Gdzie jesteś, mój królewiczu? Czy wiesz już, że czekam na ciebie na wieży?
zt
| próbuję stworzyć kadzidło cierpiącej duszy, st 25.
serce: korzeń ciemiernika
dodatkowe: żeńszeń, irys, lawenda
żywica: olibanum
slipping out of notice,
the beats of the heart chime, they are unmistakeably a sign of life. painted as far as the heavens reach, the sky is tinted in a shade of blue. endlessly it repeats itself, almost as if it were atop a boxed garden.
Livia Abbott
Zawód : działaczka na rzecz rezerwatu znikaczy, młoda dama
Wiek : 16
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
So I won't testify the crimes you're keeping score of. Why don't you throw me to the wolves? I thought you were one.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
The member 'Livia Abbott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 58
'k100' : 58
Snuła Bella ponad kociołkiem opowieść. Pierwsze historie o nieskończonych łąkach, o kiełkujących tam gwiazdach i planetach, o magicznych układach i ludziach nauki, którzy pociągali ją za sobą do podniebnych komnat. Wyznanie Livii było piękne, bardzo mile połaskotało duszę młodej salamandry. Prawie czuła, jakby były siostrami, pokrewne serca łączące się w pasji, spalające w jedynym płomieniu. Mogła ją za sobą pociągać, czuła zaufanie płynące z zachwyconych ocząt córki lorda Abbotta. Niech więc tak będzie. Tutaj, przy boku młodej adeptki odczuwała, że posiada o wiele większe doświadczenie, niż się wydaje, że może naprawdę wiele. W delikatnych dłoniach kryła się wielka zdolność magiczna. Bella wytrącona ze świat diamentowych pałaców po prostu szukała swojego miejsca, może domieszki podziwu i zaufania dla jej zdolności. Miała cel, rozwijała się jako medyczka i alchemik, pragnęła wesprzeć wojowników. Czy jednak nie mogłaby też nauczać? Livia Abbott jako dama znajdowała się w sytuacji o wiele prostszej niż zwykłe dziewczęta z pomniejszych wiosek. Jako lady miała co prawda pewne powinności, które mogły stanowić przeszkodę, ale… ale mogła to robić. A co z pozostałymi? Co z tymi, którzy się ukrywali? Którzy utracili dostęp do nauki? Których talenty nigdy nie miały szansy wykiełkować? Pozwoliła sobie zapłonąć w tych myślach na nieco dłuższą chwilę. Jak pomóc? Obiecała strzec rozwijających się umiejętności młodziutkiej Abbotówny, ale co… gdyby tak wyjść dalej? Lecznica miała szerokie możliwości, a zakonnicy potrzebowali wsparcia. Rudowłosa mogła być pierwszą, z dojrzewających dusz, które Bella kołysała swym płomieniem. Ta sama Bella, która przecież sama jeszcze niedawno potrzebowała takiego ukołysania. A może i wciąż było ono dla niej mile widziane?
– Kuzyn nestor tworzy azyl. Daje im życie, daje opiekę. Najchętniej nigdy bym nie wychodziła z pięknych, szerokich cieplarni. Przysięgam, że ciągną się przez pół hrabstwa! – zauważyła podekscytowana i aż wzniosła oczy do nieba, bo pewne wspomnienia odblokowywały w niej jakąś dodatkową energię. – Możesz na mnie liczyć, Livio. Podaruj nam salę balową, a zjawię się i tak zapłoniemy w pięknym kroku. – Westchnęła z rozmarzeniem, bo i ta wizja wydawała się Isabelli nadzwyczajnie kusząca. – Tylko my. Żadnych kawalerów, którzy mogliby oceniać nasze ruchy – dodała prędko, bo tańce na przyjęciach mimowolnie kojarzyły się z towarzystwem młodych lordów. Ci czasami bywali wyjątkowo nieznośni, ale miedzianowłosa dama chyba nie zdążyła się jeszcze przekonać. Debiut wciąż był przed nią. Póki co mogła jednak dzielić się z nią tymi chwilami, opowiadać jej o sabatach i może i sama, dzięki temu, odzyskałaby namiastkę utraconego czaru związanego z uczestnictwem w przyjęciach arystokratów. Przecież rok temu przygotowywała się do noworocznego balu! Tym razem lady Nott nie wyśle jej zaproszenia. Los się odmienił, choć Bella była pewna, że rodzina i przyjaciele z doliny na pewno nie spędzą tego dnia w ciszy i burej rutynie.
Gdy zaś towarzysza, tak uroczo i z troską wyraziła swój zamiar wobec utworzonego kadzidła, Presley odpowiedziała jej promiennym spojrzeniem i wędrującym z nim w parze szerokim uśmiechem. – Ja już czuję zapach wonnej lawendy. Połącz zioła, Livio. Między palcami każdy płatek, najmniejszy listek czuje magię płynąca z pieszczoty. Tak tulą się, łącząc w niesamowitej mieszance. Tak są sobie bardzo bliskie. Wspaniałe rośliny. Lękasz się duchów? Słyszałam, że niektóre z nich są przyjazne. Te w Hogwarcie były całkiem pomocne, chociaż niektóre mówiły dziwne rzeczy. – Język panny Belli rozwinął się i pewnie padło jeszcze kilka dodatkowych zdań, choć wreszcie należało zacisnąć ustka i skupić się na pracy. Zbytnie plotkowanie też rozpraszało nawet najbardziej wprawionego alchemika. Chociaż te ploteczki były takie miłe!
Może jednak faktycznie było za dużo pobocznych opowiastek, a za mało alchemii i dobrego ślazu. Mieszanka pachniała paskudnie i nie nadawała się już do niczego. Isabella ze smutkiem zanotowała tak nieudaną próbę. Pokręciła ostrożnie główką, kiedy Livia zadała pytanie. – Już nic nie da się zrobić. Ślaz utracił swoje najlepsze dni. Choć.. och, byłam pewna, że jeszcze da radę! No nic, czasem najprostsze rzeczy okazują się najbardziej kłopotliwe. Mogę jedynie oczyścić kociołek. – I tak też machnęła różdżką, by usunąć brzydką miksturę. – Za to tobie idzie wręcz znakomicie. Jesteś taką uczennicą, o jakiej mogłabym tylko zamarzyć, kochana Livio. Powiadają, że dobrej passy nie warto przerywać, ale myślę… że to zdecydowanie jest pora na herbatkę – wyjawiła powolutku i poruszyła w takt słówek podbródkiem. – Najwyższa pora odłożyć alchemiczne przybory. W powietrzu czuję, jak pięknie pachną twoje dzisiejsze kadzidełka – wyraziła z podziwem i leciutko poruszyła noskiem. – Naturalnie! Podejrzewam, że nie starczyłoby nam jasności dnia na te wszystkie opowieści. Astronomia, narzeczeństwo, ślub… Powinnaś któregoś dnia zajrzeć do Kurnika, albo odwiedzić nas w leśnej lecznicy… - mówiła Bella, kiedy kierowały się już do saloniku, gdzie czekała pyszna niespodzianka. Wcale się nie dziwiła, że to wszystko tak bardzo intrygowało młodą lady. Pewnego dnia i na jej paluszku zalśni kolorowy pierścień. Czyje jednak będą to barwy?
zt
– Kuzyn nestor tworzy azyl. Daje im życie, daje opiekę. Najchętniej nigdy bym nie wychodziła z pięknych, szerokich cieplarni. Przysięgam, że ciągną się przez pół hrabstwa! – zauważyła podekscytowana i aż wzniosła oczy do nieba, bo pewne wspomnienia odblokowywały w niej jakąś dodatkową energię. – Możesz na mnie liczyć, Livio. Podaruj nam salę balową, a zjawię się i tak zapłoniemy w pięknym kroku. – Westchnęła z rozmarzeniem, bo i ta wizja wydawała się Isabelli nadzwyczajnie kusząca. – Tylko my. Żadnych kawalerów, którzy mogliby oceniać nasze ruchy – dodała prędko, bo tańce na przyjęciach mimowolnie kojarzyły się z towarzystwem młodych lordów. Ci czasami bywali wyjątkowo nieznośni, ale miedzianowłosa dama chyba nie zdążyła się jeszcze przekonać. Debiut wciąż był przed nią. Póki co mogła jednak dzielić się z nią tymi chwilami, opowiadać jej o sabatach i może i sama, dzięki temu, odzyskałaby namiastkę utraconego czaru związanego z uczestnictwem w przyjęciach arystokratów. Przecież rok temu przygotowywała się do noworocznego balu! Tym razem lady Nott nie wyśle jej zaproszenia. Los się odmienił, choć Bella była pewna, że rodzina i przyjaciele z doliny na pewno nie spędzą tego dnia w ciszy i burej rutynie.
Gdy zaś towarzysza, tak uroczo i z troską wyraziła swój zamiar wobec utworzonego kadzidła, Presley odpowiedziała jej promiennym spojrzeniem i wędrującym z nim w parze szerokim uśmiechem. – Ja już czuję zapach wonnej lawendy. Połącz zioła, Livio. Między palcami każdy płatek, najmniejszy listek czuje magię płynąca z pieszczoty. Tak tulą się, łącząc w niesamowitej mieszance. Tak są sobie bardzo bliskie. Wspaniałe rośliny. Lękasz się duchów? Słyszałam, że niektóre z nich są przyjazne. Te w Hogwarcie były całkiem pomocne, chociaż niektóre mówiły dziwne rzeczy. – Język panny Belli rozwinął się i pewnie padło jeszcze kilka dodatkowych zdań, choć wreszcie należało zacisnąć ustka i skupić się na pracy. Zbytnie plotkowanie też rozpraszało nawet najbardziej wprawionego alchemika. Chociaż te ploteczki były takie miłe!
Może jednak faktycznie było za dużo pobocznych opowiastek, a za mało alchemii i dobrego ślazu. Mieszanka pachniała paskudnie i nie nadawała się już do niczego. Isabella ze smutkiem zanotowała tak nieudaną próbę. Pokręciła ostrożnie główką, kiedy Livia zadała pytanie. – Już nic nie da się zrobić. Ślaz utracił swoje najlepsze dni. Choć.. och, byłam pewna, że jeszcze da radę! No nic, czasem najprostsze rzeczy okazują się najbardziej kłopotliwe. Mogę jedynie oczyścić kociołek. – I tak też machnęła różdżką, by usunąć brzydką miksturę. – Za to tobie idzie wręcz znakomicie. Jesteś taką uczennicą, o jakiej mogłabym tylko zamarzyć, kochana Livio. Powiadają, że dobrej passy nie warto przerywać, ale myślę… że to zdecydowanie jest pora na herbatkę – wyjawiła powolutku i poruszyła w takt słówek podbródkiem. – Najwyższa pora odłożyć alchemiczne przybory. W powietrzu czuję, jak pięknie pachną twoje dzisiejsze kadzidełka – wyraziła z podziwem i leciutko poruszyła noskiem. – Naturalnie! Podejrzewam, że nie starczyłoby nam jasności dnia na te wszystkie opowieści. Astronomia, narzeczeństwo, ślub… Powinnaś któregoś dnia zajrzeć do Kurnika, albo odwiedzić nas w leśnej lecznicy… - mówiła Bella, kiedy kierowały się już do saloniku, gdzie czekała pyszna niespodzianka. Wcale się nie dziwiła, że to wszystko tak bardzo intrygowało młodą lady. Pewnego dnia i na jej paluszku zalśni kolorowy pierścień. Czyje jednak będą to barwy?
zt
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pracownia alchemiczna
Szybka odpowiedź