Beware the daughter of the sea
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
A strange fit for a warrior's soul Thalia Wellers, osobom ze szkoły znana jeszcze jako Lavinia, 29-letnia żeglarka, od 11 lat aktywnie pływająca na statku "Shannon" (chociaż przez 8 lat jako mężczyzna, Ollivier)
Gryffindor, rocznik 1940-1947, od 1943 pałkarz w drużynie Quidditcha, w duecie kawalarskim z Weasleyem
Podróżniczka, szmuglerka, sojuszniczka Zakonu Feniksa
Pyskaty i wytrwały rudzielec, miłośniczka alkoholi wszelakich
Obrazek autorstwa zulamk.art
To twoje dłonie i kojący dotyk pamiętam jako pierwsze - chociaż później przyszła bura za nieodpowiednie zachowanie. Chociaż połączyły nas francuskie wybrzeża, a rozłączyło morze, gościłaś w moich sercach często i nigdy o tobie nie zapomniałam. Wiesz o mnie tak wiele, a ja znam twoje sekrety...może dlatego tak bardzo chcę cię chronić przed całym złem tego świata? Pomagałaś mi tak, jak tylko prawdziwa przyjaciółka potrafi, a ja nie potrafię ci się odwdzięczyć.
Od żartu zaczęła się nasza relacja - chociaż żartem szybko być przestała, kiedy wprost przeprosiłam. Byłaś tą starszą i mądrzejszą, chociaż szybko przestałam zwracać uwagę. Tak jak ja, pochodzisz z obcego świata i tak jak ja, musiałaś sobie w nim wywalczyć drogę, kiedy jednak ja robiłam to pięściami, ty robiłaś to umysłem i wiedzą. Dziwna ta nasza przyjaźń, ale nigdy jej nie kwestionowałam, ciesząc się, że jesteś, zjawiając się kiedy tylko tego potrzebujesz.
Dzieli nas wiele - wychowanie, pochodzenie, łączy szczególnie jedno - miłość do morza. Miałaś okazje poznać mnie od najgorszej strony, ale wcale cię ona nie przeraziła. Zrozumiałaś, jak to jest być więźniem zasad społecznych i wsparłaś mnie w mojej drodze, jakkolwiek szalona by ona nie była. Jak ja jesteś wulkanem energii, chociaż ja już zdążyłam się sparzyć. Będę więc stać z tobą ramię w ramię, chociaż od czasu przypomnę ci, że tak jak ja masz obowiązki wobec ludzi.
Ten sam dom, dwa lata różnicy - to wystarczyło, abyś widziała bijącą ode mnie energię. Ty jednak nie ganiłaś mnie za moje przewinienia - rzucałaś mi raczej uśmiechy, kryjąc mnie gdy tylko miałaś ku temu okazję. Pokazywałam ci więc co mogłam - wszystkie skrytki, tajne przejścia, ukryte zakamarki. Czułam, że w jakiś sposób uczę cię życia, bo wiedziałam, że i dla ciebie los nie będzie łatwy, bo w końcu byłyśmy tak podobne. Od czasu do czasu przesyłałam ci pamiątki z podróży - abyś pamiętała, że zawsze gdzieś tam jest ktoś, kto wspiera cię całym sercem.
Widziano w nas potencjał i to nas zachwyciło. Nasi mentorzy byli ludźmi, którzy potrafili przejrzeć ponad "jakość krwi" czy pochodzenie. Chociaż to ty byłeś tym mądrym, nie czułam wobec ciebie zazdrości, a wręcz przeciwnie - przy naszych spotkaniach z zainteresowaniem obserwowałam twój rozwój i potencjał. Jeżeli bylibyśmy kiedyś jedną grupą, czułam że miałbyś zadatki na przywódcę, bo za parę lat mógłby wyjść z ciebie najlepszy potencjał. Wojna i śmierć twojego mentora pokrzyżowała plany, ale teraz już jestem i mogę ci prawdziwie pomóc. Tak jak nas nauczono.
Byłeś od zawsze moim przeciwieństwem, nie tylko w wyglądzie ale i w charakterze. Kiedy ja burzyłam się niczym morze, ty trwałeś spokojnie, niczym las otaczając mnie swoją łagodnością i dając mi chwilę wytchnienia. W szkole zawsze biegałam do ciebie kiedy tylko znów ktoś zalazł mi za skórę. Jednocześnie wyciągałam cię ze stagnacji, pokazując, że czasem w życiu ważna jest przygoda. Wyganiać mnie musiałeś ze swojej lodziarni, a teraz...teraz zrobię wszystko, aby ci pomóc. Od tego są przyjaciele.
Z początku zazdrościłam ci wszystkiego - tego, jak łatwo ubierasz słowa w zdania, tego, jak blisko jesteś ze swoją rodziną która cię kocha, tego, jak łatwo przychodziło ci, w przeciwieństwie do mnie, zawieranie nowych znajomości. Szybko jednak zrozumiałam, że ty też masz swoje bitwy do odbycia, a z niechęci szybko przeszłam na przyjaźń. "Najprzystojniejszy Moore" śmiałam się do ciebie, kiedy odprowadzałam cię do lochów, po tym jak gorąco kibicowałeś mi przeciwko Ślizgonom, bo kto by nie skorzystał z usług zaprzyjaźnionego pałkarza. Jestem ciekawa, co możesz osiągnąć słowem i piórem, chociaż mam wrażenie, że nie tylko tego mogłabym się od ciebie nauczyć.
Mówią, że każdy człowiek, którego spotykamy na swojej drodze, zostawia w nas jakiś ślad i tak było też z nami. Pierwsze burzliwe spotkanie na francuskim wybrzeżu zmieniło się w regularne odnajdywanie się w najróżniejszych zakątkach świata. Pod różnymi imionami, pod różnymi gwiazdami, wciąż jednak pamiętaliśmy o sobie. Opowiadaliśmy o wszystkim, nie kryjąc niczego, zwłaszcza uczuć i rozumieliśmy dzięki temu siebie nawzajem coraz bardziej. Mamy swoją Maderę i swoją szczerą przyjaźń, a tego nie odbierze nam nikt.
W dziwnych sytuacjach znajdę się zawsze i to mnie już przestało dziwić, ciebie jednak zaskoczyłam kiedy pewnego dnia znalazłeś mnie w swojej szopie. Spodziewałam się, że wygonisz mnie czym prędzej, ty jednak nie tylko pozwoliłeś mi zostać, ale również opatrzyłeś moje rany. Sproutowska pomocność, tak mówiłeś, a ja tylko kręciłam głową, uważając, że przyniosę ci tylko kłopoty. Tak się jednak jeszcze nie stało, a teraz, po latach znajomości, widzę cię jako osobę, którą spróbuje chronić za wszelką cenę, nawet przed samą sobą.
Uratowałeś mnie od śmierci i to wcale nie dramatyzm. Nie znaczy to jednak, że od razu byłam ci wdzięczna, o nie... Z czasem jednak nasza korespondencja przełamywała ten dystans, w czym pomagały okazjonalne spotkania, chociaż dalej relacja ta miała dziwny posmak - może dlatego, że wiedziałam, iż znasz mnie od tej strony, której nie chcę nikomu pokazywać : pełnej słabości, własnego wahania, delikatności, której nie wiedziałam, że kiedyś się doszukam... Teraz zaś złożyłam ci obietnicę - a ja danego słowa dotrzymuję zawsze.
Nie boję się tego powiedzieć - uratowałeś mnie. Przed innymi i przed samą sobą, nie ma to różnicy, bo byłeś pierwszą bratnią duszą którą odnalazłam i która mnie w pełni zrozumiała. Razem nieśliśmy chaos do tego świata, a sekrety przed tobą nie istniały. Byłeś mi rodziną - taką prawdziwą, której się nigdy nie wstydziłam, a nasza przyjaźń kwitła, zmieniając się w głęboką relację, w której niczym najlepiej dobrane rodzeństwo, wspieramy się, nawet jeżeli chwilę wcześniej ciągnęliśmy się za włosy z wyzwiskami. Rude trzymają się razem.
Za szlachcicami nigdy nie przepadałam, bo skoro z racji waszego urodzenia przeznaczone było wam wszystko, co przeznaczone było mi, sierocie i bękartowi? Poznawałam jednak tych, którzy miano krwi szlachetnej nosili nieco godniej niż inni, w dobrym tego słowa znaczeniu. W tym Prudence, z której opowieści mogłam mniej więcej wyciągnąć już twój obraz, potem zaś, gdy poznałam cię osobiście, zweryfikować ile w nim było prawdy. Mamy jednak wspólny cel - ludzi, których chcemy chronić. Mam nadzieję, że sam będziesz chciał wywiązać się ze swojego obowiązku, bo dopóki tak będzie, zrobię wszystko aby cię wesprzeć.
Nie byliśmy dla siebie nigdy łagodni w obejściu, bo chociaż twoje wychowywanie sugerowałoby, że z naszej dwójki to ty bardziej powinieneś zachowywać klasę. Nigdy to się jednak nie sprawdzało, a nie raz padaliśmy ofiarą swoich własnych żartów, a i podejrzewam, że ilość traconych dla naszego punktu domów zdecydowanie spędzała ci sen z powiek. Rozstaliśmy się i nie widzieliśmy od czasów szkoły - moje urazy wobec ciebie przeminęły, nawet jeżeli pamiętam każdą z nich. Teraz jednak krąży nad nami widmo wojny, czy zapomnisz o dawnych urazach i podejmiesz się mojej oferty?
Wszystkie uczucia budzą się we mnie płomieniem - łatwo reaguję, gorzej z myśleniem. Czas i dni na morzu nieco to skorygowały, jednak nie na tyle, by powstrzymać cios nadchodzący w twoją stronę. Rodzina to dla mnie zawsze drażliwy temat, a ty nie zadbałeś o mojego przyjaciela jak należy, nigdy nie będąc dobrym ojcem. Byłam wściekła, uciekłam jednak zanim zdążyłeś porządnie się zirytować. Potem zaś spotkaliśmy się a ty...uratowałeś mnie. Nie wiem dalej co o tobie myśleć, a dobro Vincenta postawię zawsze nad swoim własnym, jednak mój "honor" mówi, że mam wobec ciebie dług, który właśnie spłacam.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Gryffindor, rocznik 1940-1947, od 1943 pałkarz w drużynie Quidditcha, w duecie kawalarskim z Weasleyem
Podróżniczka, szmuglerka, sojuszniczka Zakonu Feniksa
Pyskaty i wytrwały rudzielec, miłośniczka alkoholi wszelakich
Obrazek autorstwa zulamk.art
"Dopóki wierzysz we mnie, miła
W tym jest moja wielka siła
Z życiem mnie nie pogodziłaś
Ale z samym sobą - tak"
W tym jest moja wielka siła
Z życiem mnie nie pogodziłaś
Ale z samym sobą - tak"
To twoje dłonie i kojący dotyk pamiętam jako pierwsze - chociaż później przyszła bura za nieodpowiednie zachowanie. Chociaż połączyły nas francuskie wybrzeża, a rozłączyło morze, gościłaś w moich sercach często i nigdy o tobie nie zapomniałam. Wiesz o mnie tak wiele, a ja znam twoje sekrety...może dlatego tak bardzo chcę cię chronić przed całym złem tego świata? Pomagałaś mi tak, jak tylko prawdziwa przyjaciółka potrafi, a ja nie potrafię ci się odwdzięczyć.
Dzieli nas wiele - wychowanie, pochodzenie, łączy szczególnie jedno - miłość do morza. Miałaś okazje poznać mnie od najgorszej strony, ale wcale cię ona nie przeraziła. Zrozumiałaś, jak to jest być więźniem zasad społecznych i wsparłaś mnie w mojej drodze, jakkolwiek szalona by ona nie była. Jak ja jesteś wulkanem energii, chociaż ja już zdążyłam się sparzyć. Będę więc stać z tobą ramię w ramię, chociaż od czasu przypomnę ci, że tak jak ja masz obowiązki wobec ludzi.
Ten sam dom, dwa lata różnicy - to wystarczyło, abyś widziała bijącą ode mnie energię. Ty jednak nie ganiłaś mnie za moje przewinienia - rzucałaś mi raczej uśmiechy, kryjąc mnie gdy tylko miałaś ku temu okazję. Pokazywałam ci więc co mogłam - wszystkie skrytki, tajne przejścia, ukryte zakamarki. Czułam, że w jakiś sposób uczę cię życia, bo wiedziałam, że i dla ciebie los nie będzie łatwy, bo w końcu byłyśmy tak podobne. Od czasu do czasu przesyłałam ci pamiątki z podróży - abyś pamiętała, że zawsze gdzieś tam jest ktoś, kto wspiera cię całym sercem.
"Jak ty beze mnie, ja bez ciebie
Dziś o tym nie wie żadne z nas
Dziś najważniejsze znaleźć siebie
Każde do swoich pójdzie gwiazd"
Dziś o tym nie wie żadne z nas
Dziś najważniejsze znaleźć siebie
Każde do swoich pójdzie gwiazd"
Widziano w nas potencjał i to nas zachwyciło. Nasi mentorzy byli ludźmi, którzy potrafili przejrzeć ponad "jakość krwi" czy pochodzenie. Chociaż to ty byłeś tym mądrym, nie czułam wobec ciebie zazdrości, a wręcz przeciwnie - przy naszych spotkaniach z zainteresowaniem obserwowałam twój rozwój i potencjał. Jeżeli bylibyśmy kiedyś jedną grupą, czułam że miałbyś zadatki na przywódcę, bo za parę lat mógłby wyjść z ciebie najlepszy potencjał. Wojna i śmierć twojego mentora pokrzyżowała plany, ale teraz już jestem i mogę ci prawdziwie pomóc. Tak jak nas nauczono.
Byłeś od zawsze moim przeciwieństwem, nie tylko w wyglądzie ale i w charakterze. Kiedy ja burzyłam się niczym morze, ty trwałeś spokojnie, niczym las otaczając mnie swoją łagodnością i dając mi chwilę wytchnienia. W szkole zawsze biegałam do ciebie kiedy tylko znów ktoś zalazł mi za skórę. Jednocześnie wyciągałam cię ze stagnacji, pokazując, że czasem w życiu ważna jest przygoda. Wyganiać mnie musiałeś ze swojej lodziarni, a teraz...teraz zrobię wszystko, aby ci pomóc. Od tego są przyjaciele.
Z początku zazdrościłam ci wszystkiego - tego, jak łatwo ubierasz słowa w zdania, tego, jak blisko jesteś ze swoją rodziną która cię kocha, tego, jak łatwo przychodziło ci, w przeciwieństwie do mnie, zawieranie nowych znajomości. Szybko jednak zrozumiałam, że ty też masz swoje bitwy do odbycia, a z niechęci szybko przeszłam na przyjaźń. "Najprzystojniejszy Moore" śmiałam się do ciebie, kiedy odprowadzałam cię do lochów, po tym jak gorąco kibicowałeś mi przeciwko Ślizgonom, bo kto by nie skorzystał z usług zaprzyjaźnionego pałkarza. Jestem ciekawa, co możesz osiągnąć słowem i piórem, chociaż mam wrażenie, że nie tylko tego mogłabym się od ciebie nauczyć.
Mówią, że każdy człowiek, którego spotykamy na swojej drodze, zostawia w nas jakiś ślad i tak było też z nami. Pierwsze burzliwe spotkanie na francuskim wybrzeżu zmieniło się w regularne odnajdywanie się w najróżniejszych zakątkach świata. Pod różnymi imionami, pod różnymi gwiazdami, wciąż jednak pamiętaliśmy o sobie. Opowiadaliśmy o wszystkim, nie kryjąc niczego, zwłaszcza uczuć i rozumieliśmy dzięki temu siebie nawzajem coraz bardziej. Mamy swoją Maderę i swoją szczerą przyjaźń, a tego nie odbierze nam nikt.
W dziwnych sytuacjach znajdę się zawsze i to mnie już przestało dziwić, ciebie jednak zaskoczyłam kiedy pewnego dnia znalazłeś mnie w swojej szopie. Spodziewałam się, że wygonisz mnie czym prędzej, ty jednak nie tylko pozwoliłeś mi zostać, ale również opatrzyłeś moje rany. Sproutowska pomocność, tak mówiłeś, a ja tylko kręciłam głową, uważając, że przyniosę ci tylko kłopoty. Tak się jednak jeszcze nie stało, a teraz, po latach znajomości, widzę cię jako osobę, którą spróbuje chronić za wszelką cenę, nawet przed samą sobą.
Uratowałeś mnie od śmierci i to wcale nie dramatyzm. Nie znaczy to jednak, że od razu byłam ci wdzięczna, o nie... Z czasem jednak nasza korespondencja przełamywała ten dystans, w czym pomagały okazjonalne spotkania, chociaż dalej relacja ta miała dziwny posmak - może dlatego, że wiedziałam, iż znasz mnie od tej strony, której nie chcę nikomu pokazywać : pełnej słabości, własnego wahania, delikatności, której nie wiedziałam, że kiedyś się doszukam... Teraz zaś złożyłam ci obietnicę - a ja danego słowa dotrzymuję zawsze.
Nie boję się tego powiedzieć - uratowałeś mnie. Przed innymi i przed samą sobą, nie ma to różnicy, bo byłeś pierwszą bratnią duszą którą odnalazłam i która mnie w pełni zrozumiała. Razem nieśliśmy chaos do tego świata, a sekrety przed tobą nie istniały. Byłeś mi rodziną - taką prawdziwą, której się nigdy nie wstydziłam, a nasza przyjaźń kwitła, zmieniając się w głęboką relację, w której niczym najlepiej dobrane rodzeństwo, wspieramy się, nawet jeżeli chwilę wcześniej ciągnęliśmy się za włosy z wyzwiskami. Rude trzymają się razem.
""Być wzorem dla samego siebie
Modelem opiewanym w pieśniach
Bardzo chwalebne, ale sam nie wiesz
Kiedy sam siebie zaczniesz przedrzeźniać
Modelem opiewanym w pieśniach
Bardzo chwalebne, ale sam nie wiesz
Kiedy sam siebie zaczniesz przedrzeźniać
Za szlachcicami nigdy nie przepadałam, bo skoro z racji waszego urodzenia przeznaczone było wam wszystko, co przeznaczone było mi, sierocie i bękartowi? Poznawałam jednak tych, którzy miano krwi szlachetnej nosili nieco godniej niż inni, w dobrym tego słowa znaczeniu. W tym Prudence, z której opowieści mogłam mniej więcej wyciągnąć już twój obraz, potem zaś, gdy poznałam cię osobiście, zweryfikować ile w nim było prawdy. Mamy jednak wspólny cel - ludzi, których chcemy chronić. Mam nadzieję, że sam będziesz chciał wywiązać się ze swojego obowiązku, bo dopóki tak będzie, zrobię wszystko aby cię wesprzeć.
Nie byliśmy dla siebie nigdy łagodni w obejściu, bo chociaż twoje wychowywanie sugerowałoby, że z naszej dwójki to ty bardziej powinieneś zachowywać klasę. Nigdy to się jednak nie sprawdzało, a nie raz padaliśmy ofiarą swoich własnych żartów, a i podejrzewam, że ilość traconych dla naszego punktu domów zdecydowanie spędzała ci sen z powiek. Rozstaliśmy się i nie widzieliśmy od czasów szkoły - moje urazy wobec ciebie przeminęły, nawet jeżeli pamiętam każdą z nich. Teraz jednak krąży nad nami widmo wojny, czy zapomnisz o dawnych urazach i podejmiesz się mojej oferty?
Wszystkie uczucia budzą się we mnie płomieniem - łatwo reaguję, gorzej z myśleniem. Czas i dni na morzu nieco to skorygowały, jednak nie na tyle, by powstrzymać cios nadchodzący w twoją stronę. Rodzina to dla mnie zawsze drażliwy temat, a ty nie zadbałeś o mojego przyjaciela jak należy, nigdy nie będąc dobrym ojcem. Byłam wściekła, uciekłam jednak zanim zdążyłeś porządnie się zirytować. Potem zaś spotkaliśmy się a ty...uratowałeś mnie. Nie wiem dalej co o tobie myśleć, a dobro Vincenta postawię zawsze nad swoim własnym, jednak mój "honor" mówi, że mam wobec ciebie dług, który właśnie spłacam.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Thalia Wellers dnia 17.11.23 23:47, w całości zmieniany 17 razy
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Hina, jak cię pewnie nazywałam, co prawda w szkole nie wiedziałam, że mam jakąkolwiek krew Wrightów w sobie, ale na pewno zwróciłam uwagę na ciebie - równie aktywna dziewczyna, która jak ja chciała wpakować się w kłopoty tylko po to, aby pomóc innym. Bardzo cieszyłam się, że starasz się o przyjęcie do drużyny, zostając po treningach jeżeli tylko chciałaś - a gdy udało ci się do niej dostać, cieszyłam się, że w szatni mam nie tylko bliską mi osobę ale również dziewczynę, która nie boi się sięgać po swoje. Podziwiałam też twoje samozaparcie, czując, że sama nie jestem tak dobra w dążeniu do celu jak ty i mając nadzieję, że kiedyś osiągnę ten poziom jak ty.
Potem zniknęłam na morzu, znajdując się to tu to tam, więc kontakt mógł nam zniknąć, a potem mogłaś słyszeć o rudowłosej Lavinii która okazała się córką Sebastiana. Być może uda nam się odnowić kontakt teraz, kiedy wiemy, że jesteśmy rodziną - i wytłumaczyć wszelkie nieporozumienia.
Potem zniknęłam na morzu, znajdując się to tu to tam, więc kontakt mógł nam zniknąć, a potem mogłaś słyszeć o rudowłosej Lavinii która okazała się córką Sebastiana. Być może uda nam się odnowić kontakt teraz, kiedy wiemy, że jesteśmy rodziną - i wytłumaczyć wszelkie nieporozumienia.
So heed the words from sailors old
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Beware the dreams with eyes of gold
And though he'll speak of quests and powers...
...blessed, ignore the lies you're told
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Strona 2 z 2 • 1, 2
Beware the daughter of the sea
Szybka odpowiedź