Jadalnia
Strona 1 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
Jadalnia
Gdy Steffen kupił dom, umieścił w jadalni dość nowoczesne meble (nabyte z drugiej ręki) w swoich ulubionych odcieniach niebieskiego. Jego mama uznałaby tą jadalnię za mało tradycyjną, a stół za zbyt mały, ale Steff niewiele sobie z tego robi i potrafi przecież powiększyć transmutacyjnie każdy mebel.
Pomieszczenie jest przestronne i połączone z salonem.
Pułapki: Abscondens (ściana w salonie i w kuchni), Nigdziebądź (na cały parter)
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
14.06
O ile uwielbiał nowe wyzwania, o tyle list Lucindy solidnie go zaniepokoił. Spodziewałby się prośby o pomoc z klątwami od wielu Zakonników, ale nie od doświadczonej łamaczki klątw. Lucinda była trochę starsza od niego, miała więcej okazji do podróży po świecie, jej podejrzeń z pewnością nie należało bagatelizować. Martwiło go też, że najwyraźniej nie poradziła sobie z problemem sama - ale postawiona przez nią hipoteza wiele wyjaśniała. Pomiędzy wymianą listów i umówioną wizytą, sprawdził we własnych książkach wszystkie wzmianki o Klątwie Żywego Trupa. Obawy Lucindy odnośnie magii były uzasadnione - choć pierwsze objawy zaczynały się niewinnie, a utrata węchu nie przeszkadzała w teorii w codziennym życiu, to symptomy potrafiły postępować bardzo prędko i zamienić funkcjonowanie ofiary w prawdziwy koszmar, spowijając świat gęstą i szarą mgłą. W dodatku autorzy książek faktycznie przestrzegali przed sięganiem po magię - najwyraźniej osłabienie i dekoncentracja skutecznie osłabiały zdolności magiczne ofiary, nawet zanim klątwa w pełni rozwinęła swoje działanie.
Nie był pewien, jak przyjąć szlachetnie urodzoną koleżankę, więc wyłożył na stół butelkę mleka, miód i miseczkę orzechów włoskich. Poczęstunek był skromny, ale nie chciał wyjść na niewychowanego gbura - a poza tym chciał się naocznie przekonać, czy Lucinda naprawdę straciła smak.
Otworzył drzwi punktualnie o dwunastej i powitał blondynkę bladym uśmiechem. Ostatnio kiepsko sypiał, pusty dom wydawał się wyjątkowo posępny i samotny. Rozmowa o klątwach była miłą odskocznią od prywatnych problemów, ale czuł też tremę. Specjalizował się w nakładaniu zabezpieczeń, najczęściej miał do czynienia z klątwami nakładanymi na artefakty i miejsca. W sytuacji awaryjnej zdjął klątwę z lorda Archibalda, ale przecież zupełnie inną.
-Dzień dobry. Poczęstujesz się czymś? - zaprowadził kobietę do jadalni, przypatrując się jej z nieskrywaną ciekawością. -Jakie to uczucie, tracić smak? - zapytał głupio, ale nie mógł się powstrzymać. Od wczoraj rozważał, czy jedzenie smakuje wtedy jak papier, czy zupełnie nijak.
-Kiedy zaczęły się symptomy i... jak właściwie było w tej szczelinie? Dotykałaś tam czegoś? - zapytał, moc dusz - zdolnych wywołać trzęsienie ziemi, a zatem i przekląć kogoś bez posiadania jego krwi - chyba nie w pełni do niego docierała.
O ile uwielbiał nowe wyzwania, o tyle list Lucindy solidnie go zaniepokoił. Spodziewałby się prośby o pomoc z klątwami od wielu Zakonników, ale nie od doświadczonej łamaczki klątw. Lucinda była trochę starsza od niego, miała więcej okazji do podróży po świecie, jej podejrzeń z pewnością nie należało bagatelizować. Martwiło go też, że najwyraźniej nie poradziła sobie z problemem sama - ale postawiona przez nią hipoteza wiele wyjaśniała. Pomiędzy wymianą listów i umówioną wizytą, sprawdził we własnych książkach wszystkie wzmianki o Klątwie Żywego Trupa. Obawy Lucindy odnośnie magii były uzasadnione - choć pierwsze objawy zaczynały się niewinnie, a utrata węchu nie przeszkadzała w teorii w codziennym życiu, to symptomy potrafiły postępować bardzo prędko i zamienić funkcjonowanie ofiary w prawdziwy koszmar, spowijając świat gęstą i szarą mgłą. W dodatku autorzy książek faktycznie przestrzegali przed sięganiem po magię - najwyraźniej osłabienie i dekoncentracja skutecznie osłabiały zdolności magiczne ofiary, nawet zanim klątwa w pełni rozwinęła swoje działanie.
Nie był pewien, jak przyjąć szlachetnie urodzoną koleżankę, więc wyłożył na stół butelkę mleka, miód i miseczkę orzechów włoskich. Poczęstunek był skromny, ale nie chciał wyjść na niewychowanego gbura - a poza tym chciał się naocznie przekonać, czy Lucinda naprawdę straciła smak.
Otworzył drzwi punktualnie o dwunastej i powitał blondynkę bladym uśmiechem. Ostatnio kiepsko sypiał, pusty dom wydawał się wyjątkowo posępny i samotny. Rozmowa o klątwach była miłą odskocznią od prywatnych problemów, ale czuł też tremę. Specjalizował się w nakładaniu zabezpieczeń, najczęściej miał do czynienia z klątwami nakładanymi na artefakty i miejsca. W sytuacji awaryjnej zdjął klątwę z lorda Archibalda, ale przecież zupełnie inną.
-Dzień dobry. Poczęstujesz się czymś? - zaprowadził kobietę do jadalni, przypatrując się jej z nieskrywaną ciekawością. -Jakie to uczucie, tracić smak? - zapytał głupio, ale nie mógł się powstrzymać. Od wczoraj rozważał, czy jedzenie smakuje wtedy jak papier, czy zupełnie nijak.
-Kiedy zaczęły się symptomy i... jak właściwie było w tej szczelinie? Dotykałaś tam czegoś? - zapytał, moc dusz - zdolnych wywołać trzęsienie ziemi, a zatem i przekląć kogoś bez posiadania jego krwi - chyba nie w pełni do niego docierała.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Wiedziała, że zdarzenia w Oazie zostaną z nią na długo. Choć wielu rzeczy z tamtej nocy nie pamiętała, wielu kwestii nie potrafiła do dzisiaj zrozumieć, to przede wszystkim była wdzięczna za to, że udało im ochronić Wyspę przed kataklizmem. Po powrocie do domu długo analizowała ich działania, zastanawiała się co mogliby zrobić inaczej i czy popełnione tam błędy kosztowały ich życie. Bo wbrew temu, że wciąż kroczyła po tym ziemskim padole, to nie była jej zasługa, właściwie nikogo z jej towarzyszy. Gdyby nie lord Longbottom wszyscy byliby martwi, cała Oaza zniknęłaby z powierzchni ziemi. Wciąż pozostał w niej również żal dotyczący znajdujących się w szczelinie dusz. Nie mogła zrozumieć ich pobudek, czuła bijące od nich zło i na samo wspomnienie tego przerażającego kokonu żołądek podchodził jej do gardła. Dni mijały, a ona wcale nie czuła się lepiej. Była rozdrażniona, zdekoncentrowana, nie mogła skupić się na prostych czynnościach i czarach. Do tego po tygodniu zaczął zanikać jej smak, a chwile później również węch. Czuła się jakby dopadło ją przeziębienie, a na Merlina nigdy jej się to nie zdarzało. Miała odporność godną podziwu. Nie potrzebowała wiele czasu by zdać sobie sprawy z natury własnych dolegliwości. Potwierdziła swoje przepuszczenia mocniej wgłębiając się w klątwę żywego trupa. Nie potrafiła zrozumieć w jaki sposób duszom w szczelinie udało się rzucić na nią urok, ale była niemal pewna, że to właśnie tam padła jego ofiarą. Od powrotu z Oazy przecież prawie nigdzie się nie ruszała, a było gorzej i gorzej. Blondynka postanowiła szybko wysłać listy do Zakonników będących z nią tego feralnego dnia w szczelnie, a następnie skierowała się z prośbą o pomoc do Steffana. Wiedziała, że w tej dziedzinie może mu zaufać, choć jako łamacz klątw miała w zwyczaju ufać tylko sobie.
Czarownica z delikatnym uśmiechem skierowała swoje kroki w stronę jadalni prowadzona przez cały czas przez Steffena. Nie czuła się najlepiej. Trochę tak jakby ktoś uderzył ją obuchem w głowę. – Chyba… na razie podziękuje – odparła z lekkim wahaniem. – Odkąd to wszystko się zaczęło mam wrażenie, że jem i pije papier. Chyba utrata żadnego zmysłu nie należy do najprzyjemniejszych. Przyzwyczajeni do wygody – dodała mrugając do mężczyzny porozumiewawczo. Ta sytuacja zmusiła ją do refleksji. Bez jakiego zmysłu byłaby skora żyć. Chyba nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Dawniej chyba smak byłby oczywistą odpowiedzią, a teraz gdy faktycznie go nie miała… cóż…
Zamyśliła się siadając na jednym z krzeseł. – Myślę, że na początku miesiąca. Czułam ogólne osłabienie, a pomijając chorobę genetyczną jestem raczej okazem zdrowia. Potem zaczęłam tracić smak, a w ostatnim czasie nawet węch. Nie zauważyłam, że pali mi się kolacja dopóki nie zauważyłam dymu. – odparła wyciągając dłonie po jedną ze szklanek. Czuła się dziwnie zestresowana o czym od razu powiedziała. – Dziwnie być po drugiej stronie. Czuć bezradność…. – dodała uśmiechając się delikatnie. Na pytanie o szczelinę lekko zmarszczyła brew. Sama nie wiedziała jak dokładnie o tym opowiedzieć. – Chyba niczego nie dotknęłam. To była całkowicie mi obca magia. Niby całość opierała się na runie, ale te dusze znajdowały się w kokonie, przez powłokę odciskały się ręce i twarze. Były materialne i niematerialne jednocześnie. Ciężko to opisać. – dodała spoglądając na własne dłonie. – Udało ci się czegoś dowiedzieć o klątwie? – zapytała nie wiedząc czy mężczyzna specjalizuje się w zdejmowaniu klątw z ludzi.
Czarownica z delikatnym uśmiechem skierowała swoje kroki w stronę jadalni prowadzona przez cały czas przez Steffena. Nie czuła się najlepiej. Trochę tak jakby ktoś uderzył ją obuchem w głowę. – Chyba… na razie podziękuje – odparła z lekkim wahaniem. – Odkąd to wszystko się zaczęło mam wrażenie, że jem i pije papier. Chyba utrata żadnego zmysłu nie należy do najprzyjemniejszych. Przyzwyczajeni do wygody – dodała mrugając do mężczyzny porozumiewawczo. Ta sytuacja zmusiła ją do refleksji. Bez jakiego zmysłu byłaby skora żyć. Chyba nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. Dawniej chyba smak byłby oczywistą odpowiedzią, a teraz gdy faktycznie go nie miała… cóż…
Zamyśliła się siadając na jednym z krzeseł. – Myślę, że na początku miesiąca. Czułam ogólne osłabienie, a pomijając chorobę genetyczną jestem raczej okazem zdrowia. Potem zaczęłam tracić smak, a w ostatnim czasie nawet węch. Nie zauważyłam, że pali mi się kolacja dopóki nie zauważyłam dymu. – odparła wyciągając dłonie po jedną ze szklanek. Czuła się dziwnie zestresowana o czym od razu powiedziała. – Dziwnie być po drugiej stronie. Czuć bezradność…. – dodała uśmiechając się delikatnie. Na pytanie o szczelinę lekko zmarszczyła brew. Sama nie wiedziała jak dokładnie o tym opowiedzieć. – Chyba niczego nie dotknęłam. To była całkowicie mi obca magia. Niby całość opierała się na runie, ale te dusze znajdowały się w kokonie, przez powłokę odciskały się ręce i twarze. Były materialne i niematerialne jednocześnie. Ciężko to opisać. – dodała spoglądając na własne dłonie. – Udało ci się czegoś dowiedzieć o klątwie? – zapytała nie wiedząc czy mężczyzna specjalizuje się w zdejmowaniu klątw z ludzi.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Właściwie to widok Lucindy sprawiał, że przerażające zdarzenia w Oazie i potęga magii, która zawróciła czas i ich ocaliła, były realne w pamięci Steffena, że nie mógł zepchnąć ich na dno umysłu ani wziąć za majaki wywołane niecodziennymi doznaniami. A tak byłoby przecież wygodniej - próbować zapomnieć o tym, że się umarło. O ile umarł? Nie miał pewności, co stało się, gdy kopuła Protego Totalum zniknęła i runęły na nich morskie fale. Miał za to pewność, że widział ciało Lucindy - zwęglone, spalone nie do poznania, martwe. A teraz stała przed nim cała i... zdrowa?
Przynajmniej na pierwszy rzut oka. W liście twierdziła, że jest przeklęta, ale Steffen nie do końca rozumiał, jak duch mógł kogoś przekląć - miejsce tak, ale osobę? Nie spotkał się jeszcze z takim przypadkiem, ale historia klątw była długa i kto wie, jakie zagadki kryły się na świecie. Pod Oazą, na przykład. Czasem zastanawiał się, czy powinni zbadać wnętrze tajemniczej szczeliny i naturę dziwnej magii - czy może ta zniknęła, razem z duszami? Mieszkańcy wciąż jednak nie doszli do siebie po kataklizmie, domy wymagały odbudowy, a Lord Minister zniknął...
Zastanawiał się też, czy objawy Lucindy mogą mieć coś wspólnego z piorunem, który nieomal pozbawił ją życia - ale nie mia pojęcia, jak spytać o to w jakkolwiek taktowny sposób.
-Czyli wszystko smakuje jak papier, czy wcale nie smakuje i porównałaś to sobie do papieru? - upewnił się, chcąc wszystko zrozumieć jak najdokładniej.
-Wydarzenia w Oazie były... wyczerpujące. - przyznał ostrożnie, zastanawiając się, na ile osłabienie Lucy wynikało z przeżycia własnej śmierci. Nie sięgnął po orzechy, choć miał na nie ochotę, bo chyba nie wypadało tak jeść samemu - świadomość, że panna Hensley była szlachcianką mocno go onieśmielała.
Zauważył, że i ona jest zestresowana.
-Kokonie? Samuel mówił, że patrones go... anihilował, tak? Co dokładnie znaczyła ta runa? - zapytał, a potem otworzył jedną ze swoich wielkich ksiąg. -Czytałem, że klątwa po kolei odbiera każde zmysły - faktycznie zaczynając od smaku i węchu, a potem atakując słuch i wzrok. O tym zresztą pewnie wiesz. Jej zdjęcie jest trudne, ale nie niemożliwe, opiera się na runach, których naturę powinienem zrozumieć. - wyjaśnił. -Jak twój słuch? I czy... przed Oazą bywałaś w jakiś miejscach, które mogły być przeklęte? Albo straciłaś gdzieś trochę krwi, którą ktoś mógł zdobyć? - choć kobieta była przekonana, że to duchy w Oazie odpowiadały za jej stan, Steff wiedział, że ich praca jest ryzykowna - a wrogowie w posiadaniu fiolki krwi mogli wykorzystać ją nawet po dłuższym czasie. Chciał wykluczyć wszystkie inne przyczyny.
-Sprawdzę, czy magia potwierdzi nasze podejrzenia - i podpowie mi coś więcej o naturze klątwy. - zaproponował. -Hexa Revelio. - skierował różdżkę na Lucindę.
rzut - k2...
Przynajmniej na pierwszy rzut oka. W liście twierdziła, że jest przeklęta, ale Steffen nie do końca rozumiał, jak duch mógł kogoś przekląć - miejsce tak, ale osobę? Nie spotkał się jeszcze z takim przypadkiem, ale historia klątw była długa i kto wie, jakie zagadki kryły się na świecie. Pod Oazą, na przykład. Czasem zastanawiał się, czy powinni zbadać wnętrze tajemniczej szczeliny i naturę dziwnej magii - czy może ta zniknęła, razem z duszami? Mieszkańcy wciąż jednak nie doszli do siebie po kataklizmie, domy wymagały odbudowy, a Lord Minister zniknął...
Zastanawiał się też, czy objawy Lucindy mogą mieć coś wspólnego z piorunem, który nieomal pozbawił ją życia - ale nie mia pojęcia, jak spytać o to w jakkolwiek taktowny sposób.
-Czyli wszystko smakuje jak papier, czy wcale nie smakuje i porównałaś to sobie do papieru? - upewnił się, chcąc wszystko zrozumieć jak najdokładniej.
-Wydarzenia w Oazie były... wyczerpujące. - przyznał ostrożnie, zastanawiając się, na ile osłabienie Lucy wynikało z przeżycia własnej śmierci. Nie sięgnął po orzechy, choć miał na nie ochotę, bo chyba nie wypadało tak jeść samemu - świadomość, że panna Hensley była szlachcianką mocno go onieśmielała.
Zauważył, że i ona jest zestresowana.
-Kokonie? Samuel mówił, że patrones go... anihilował, tak? Co dokładnie znaczyła ta runa? - zapytał, a potem otworzył jedną ze swoich wielkich ksiąg. -Czytałem, że klątwa po kolei odbiera każde zmysły - faktycznie zaczynając od smaku i węchu, a potem atakując słuch i wzrok. O tym zresztą pewnie wiesz. Jej zdjęcie jest trudne, ale nie niemożliwe, opiera się na runach, których naturę powinienem zrozumieć. - wyjaśnił. -Jak twój słuch? I czy... przed Oazą bywałaś w jakiś miejscach, które mogły być przeklęte? Albo straciłaś gdzieś trochę krwi, którą ktoś mógł zdobyć? - choć kobieta była przekonana, że to duchy w Oazie odpowiadały za jej stan, Steff wiedział, że ich praca jest ryzykowna - a wrogowie w posiadaniu fiolki krwi mogli wykorzystać ją nawet po dłuższym czasie. Chciał wykluczyć wszystkie inne przyczyny.
-Sprawdzę, czy magia potwierdzi nasze podejrzenia - i podpowie mi coś więcej o naturze klątwy. - zaproponował. -Hexa Revelio. - skierował różdżkę na Lucindę.
rzut - k2...
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Lucinda sama nie do końca pojmowała naturę klątwy, która ich dotknęła. Wiedziała, że każda z klątw jest inna na swój sposób. Jedne dotykają ludzi, inne miejsc, a jeszcze inne przedmiotów. Merlin jej świadkiem, że ile zaklinaczy tyle pomysłów na stworzenie klątwy. Wszystkie, które znajdowały się w księgach, wszystkie, których ktoś kiedyś doświadczył były wykreowane przez kogoś. Stworzone dla własnych potrzeb. Może wciąż wiedzieli niewiele? W końcu ta dziedzina nauki wciąż się rozwijała, możliwe, że był to nieograniczony potencjał. Coś nad czym nawet oni nie mieli żadnej kontroli. Długo zastanawiała się nad tym co tak naprawdę się jej przydarzyło. Najpierw piorun, który dosięgnął jej w najmniej oczekiwanym momencie, a potem klątwa. Szukała innej przyczyny tak dużej zmiany zachowania, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Klątwa wpisywała się tu idealnie, a do tego zdawała sobie sprawę z tego, że zamknięte w kokonie dusze były zdolne do zrobienia im trwałej krzywdy. W końcu fala pochłonęła całą wyspę i gdyby nie lord Longbottom wszyscy byliby straceni. Dopiero pytanie mężczyzny wyrwało ją z rozmyślań. Uśmiechnęła się delikatnie szczerze zastanawiając się nad odpowiedzią. – Tylko tak to określiłam, tak naprawdę nie miałam zbyt wielu okazji w życiu by dowiedzieć się jak smakuje papier – dodała wzruszając delikatnie ramionami i posłała mężczyźnie uśmiech. Cały sens tej wypowiedzi lekko ją rozbawił. Powinna przyzwyczaić się do tego, że jej życie to pasmo dziwactw. Cała tkwiła w tym dziwactwie.
Mówiąc, że wydarzenia w Oazie były wyczerpujące Steffen był bardzo delikatny. Lucinda zdawała sobie sprawę, że musi minąć wiele dni zanim wszyscy uzmysłowią sobie jaki naprawdę wpływ na Zakon miały zdarzenia w Oazie. Już pomijając to, że wciąż niewiele wiedzieli o tym co dzieje się z lordem Longbottomem. – Tak, ale zanim patronus zniszczył kokon prowadziliśmy… negocjacje. Właściwie to nie były negocjacje. Dusze wymagały od nas uwolnienia, to one sprowadziły wielką falę na Oazę. – odparła składając dłonie przed sobą. Czuła się słaba, miała wrażenie jakby dopadło ją przeziębienie. Bolały ją wszystkie kości, a magia w niej zdawała się być dziś szczególnie niestabilna. – Pierwsza runa to eihwaz, która w Azkabanie musiała stanowić ochronę życia więźniów przed śmiercią, śmiercią, którą chcieli sami na siebie sprowadzić. Druga to teiwaz, która jak wiesz symbolizuje odwagę i męstwo. Mogły służyć aurorom, którzy musieli zjawiać się w Azkabanie w celu sprowadzenia tu lub odwiedzenia zatrzymanych więźniów. Było też wiele innych, prastarych symboli, których niestety nie znam. Może powinniśmy je zbadać, gdy wszystko… wróci do normy. – dodała spoglądając na mężczyznę skupionym spojrzeniem. Sama chciałaby poznać cały proces powstawania przekleństwa, chciałaby wiedzieć czy ów runy można wykorzystać w jakiś inny sposób. Skoro spotkało ich tak wiele złego… to dlaczego mieliby tego nie wykorzystać?
- Chyba słyszę dość dobrze. Nie zauważyłam by się pogarszał, ale może to jeszcze nie jest ta faza klątwy. – wzruszyła ramionami. Nie bez powodu myślała właśnie o tym przekleństwie. – Nie przypominam sobie. Wątpię by ktokolwiek miał dostęp do mojej krwi, a jeśli chodzi o przeklęte miejsca, to mogłabym bywać, nie wykluczam tego, ale gdyby tak było to prawdopodobnie już wcześniej wyczułabym skutki. – dodała. Kiedy mężczyzna rzucił zaklęcie Lucinda uniosła pytająco brew. – I? Widzisz coś?
Mówiąc, że wydarzenia w Oazie były wyczerpujące Steffen był bardzo delikatny. Lucinda zdawała sobie sprawę, że musi minąć wiele dni zanim wszyscy uzmysłowią sobie jaki naprawdę wpływ na Zakon miały zdarzenia w Oazie. Już pomijając to, że wciąż niewiele wiedzieli o tym co dzieje się z lordem Longbottomem. – Tak, ale zanim patronus zniszczył kokon prowadziliśmy… negocjacje. Właściwie to nie były negocjacje. Dusze wymagały od nas uwolnienia, to one sprowadziły wielką falę na Oazę. – odparła składając dłonie przed sobą. Czuła się słaba, miała wrażenie jakby dopadło ją przeziębienie. Bolały ją wszystkie kości, a magia w niej zdawała się być dziś szczególnie niestabilna. – Pierwsza runa to eihwaz, która w Azkabanie musiała stanowić ochronę życia więźniów przed śmiercią, śmiercią, którą chcieli sami na siebie sprowadzić. Druga to teiwaz, która jak wiesz symbolizuje odwagę i męstwo. Mogły służyć aurorom, którzy musieli zjawiać się w Azkabanie w celu sprowadzenia tu lub odwiedzenia zatrzymanych więźniów. Było też wiele innych, prastarych symboli, których niestety nie znam. Może powinniśmy je zbadać, gdy wszystko… wróci do normy. – dodała spoglądając na mężczyznę skupionym spojrzeniem. Sama chciałaby poznać cały proces powstawania przekleństwa, chciałaby wiedzieć czy ów runy można wykorzystać w jakiś inny sposób. Skoro spotkało ich tak wiele złego… to dlaczego mieliby tego nie wykorzystać?
- Chyba słyszę dość dobrze. Nie zauważyłam by się pogarszał, ale może to jeszcze nie jest ta faza klątwy. – wzruszyła ramionami. Nie bez powodu myślała właśnie o tym przekleństwie. – Nie przypominam sobie. Wątpię by ktokolwiek miał dostęp do mojej krwi, a jeśli chodzi o przeklęte miejsca, to mogłabym bywać, nie wykluczam tego, ale gdyby tak było to prawdopodobnie już wcześniej wyczułabym skutki. – dodała. Kiedy mężczyzna rzucił zaklęcie Lucinda uniosła pytająco brew. – I? Widzisz coś?
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
-Nie jadłaś papieru w szkole? - chciał spytać, ale w porę ugryzł się w język, przypominając sobie, że była damą i że może tylko nastoletni chłopcy miewali takie pomysły.
Miała ładny uśmiech, taki... łagodny.
Nic łagodnego nie było za to w opowieści o Oazie, pomimo ciepłego tonu Lucindy. Steff zmarszczył lekko brwi, słysząc o złowieszczych duszach. Czy mogły należeć do ciał, z którymi walczyli na plaży?
-Na wybrzeżu... pobiegłem tam z powodu tsunami, ale jeszcze zanim się tam zjawiłem, cała reszta walczyła z ciałami, wygrzebującymi się z piasku. Były dość powolne, nie wiem czy... rozumne. - opowiedział. -Potrafilibyście tak po prostu je uwolnić? - spytał z lekkim powątpiewaniem. Zabezpieczenia Azkabanu zdawały się wymyślne - czy dusze oczekiwały, że czarodzieje zdążą je rozbroić zanim na wyspę naciągnie fala? A może sposób faktycznie był prosty, jeśli znalazło się już w centrum tego miejsca, bez obecności dementorów?
Pojaśniał na wspomnienie o runach, nachylił się bliżej.
-Fascynujące. Myślisz, że te runy same w sobie stanowiły klątwę nałożoną na to miejsce - czy raczej zabezpieczenie? - wypalił, jakby zapomniał, że Lucinda spędziła tam zaledwie kilka chwil, a potem najprawdopodobniej została przeklęta. Zamrugał, no tak, powinni tam wrócić. Pokiwał żarliwie głową. -I tak nie wiemy, jak bezpiecznie zasypać tą szczelinę, może wyprawa do jej wnętrza przyniosłaby odpowiedzi. Wyładowania magiczne zdawały się być potężne, nie wiem, czy to te dusze czy nadal pozostała tam jakaś... magia. - hipotetyzował, zapalając się do pomysłu Lucindy.
Musieli skupić się jednak na jednym kryzysie na raz - a najpilniejsza była sprawa klątwy. Steffen, wciąż rozważając kwestię run w szczelinie, nie skupił się dostatecznie na zaklęciu. Odchrząknął, zakłopotany, czując na sobie naglące spojrzenie panny Hensley. Jego magia nie wykazała nic, ale musiał się pomylić, zgubił go własny pośpiech. Przecież opisane objawy pasowały do klątwy - zwłaszcza, że właśnie potwierdziła, że wcześniej nie miała żadnych dolegliwości.
-Umm... czekaj, spróbuję jeszcze raz. Dla pewności. - usprawiedliwił się, nie mówiąc wprost, że za pierwszym razem. nie wyszło. -Hexa Revelio. - tym razem skupił się całkowicie na Lucindzie, uważnie przyglądając się blondynce.
rzut - moc 72, +60 (starożytne runy III) do interpretacji > 100
Miała ładny uśmiech, taki... łagodny.
Nic łagodnego nie było za to w opowieści o Oazie, pomimo ciepłego tonu Lucindy. Steff zmarszczył lekko brwi, słysząc o złowieszczych duszach. Czy mogły należeć do ciał, z którymi walczyli na plaży?
-Na wybrzeżu... pobiegłem tam z powodu tsunami, ale jeszcze zanim się tam zjawiłem, cała reszta walczyła z ciałami, wygrzebującymi się z piasku. Były dość powolne, nie wiem czy... rozumne. - opowiedział. -Potrafilibyście tak po prostu je uwolnić? - spytał z lekkim powątpiewaniem. Zabezpieczenia Azkabanu zdawały się wymyślne - czy dusze oczekiwały, że czarodzieje zdążą je rozbroić zanim na wyspę naciągnie fala? A może sposób faktycznie był prosty, jeśli znalazło się już w centrum tego miejsca, bez obecności dementorów?
Pojaśniał na wspomnienie o runach, nachylił się bliżej.
-Fascynujące. Myślisz, że te runy same w sobie stanowiły klątwę nałożoną na to miejsce - czy raczej zabezpieczenie? - wypalił, jakby zapomniał, że Lucinda spędziła tam zaledwie kilka chwil, a potem najprawdopodobniej została przeklęta. Zamrugał, no tak, powinni tam wrócić. Pokiwał żarliwie głową. -I tak nie wiemy, jak bezpiecznie zasypać tą szczelinę, może wyprawa do jej wnętrza przyniosłaby odpowiedzi. Wyładowania magiczne zdawały się być potężne, nie wiem, czy to te dusze czy nadal pozostała tam jakaś... magia. - hipotetyzował, zapalając się do pomysłu Lucindy.
Musieli skupić się jednak na jednym kryzysie na raz - a najpilniejsza była sprawa klątwy. Steffen, wciąż rozważając kwestię run w szczelinie, nie skupił się dostatecznie na zaklęciu. Odchrząknął, zakłopotany, czując na sobie naglące spojrzenie panny Hensley. Jego magia nie wykazała nic, ale musiał się pomylić, zgubił go własny pośpiech. Przecież opisane objawy pasowały do klątwy - zwłaszcza, że właśnie potwierdziła, że wcześniej nie miała żadnych dolegliwości.
-Umm... czekaj, spróbuję jeszcze raz. Dla pewności. - usprawiedliwił się, nie mówiąc wprost, że za pierwszym razem. nie wyszło. -Hexa Revelio. - tym razem skupił się całkowicie na Lucindzie, uważnie przyglądając się blondynce.
rzut - moc 72, +60 (starożytne runy III) do interpretacji > 100
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Steffen był biegłym łamaczem klątw, a zdobyte informacje pozwalały mu podejrzewać, że to, co działo się z Lucindą — choć brzmiało nieco banalnie i niegroźnie, nie było dziełem przypadku, czy symptomem postępującej choroby. Miał także przeczucie, które podpowiadało mu, że choć magia niczego nie wykazała — czasem się myliła. Czy on mylił także? Bardziej wiedza niż doświadczenie pozwalały mu sądzić, że nie, a krukońskie przeświadczenie o jej nieomylności uparcie podpowiadało, że powinien powtórzyć dla pewności. I tym razem, z pewnością bardziej z ulgą niż zaskoczeniem, kapryśna magia potwierdziła jego obawy.
Powietrze wokół zrobiło się mlecznobiałe, tuż przy Lucindzie było to widoczne i wyraźne. Nie pozostawiało żadnych wątpliwości. Objawy, które towarzyszyły kobiecie wskazywały na pozornie niegroźną, choć uporczywą zmorę, która stopniowo miała się rozwijać obejmując swoim działaniem kolejne zmysły, aż niemalże całkiem pozbawi ich ofiarę. To, jak została nałożona — pozostawało jednak w sferze domysłów obu czarodziejów.
Steffen odkrył ciążącą na Lucindzie klątwę i może przystąpić do jej zdejmowania. Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki.
Powietrze wokół zrobiło się mlecznobiałe, tuż przy Lucindzie było to widoczne i wyraźne. Nie pozostawiało żadnych wątpliwości. Objawy, które towarzyszyły kobiecie wskazywały na pozornie niegroźną, choć uporczywą zmorę, która stopniowo miała się rozwijać obejmując swoim działaniem kolejne zmysły, aż niemalże całkiem pozbawi ich ofiarę. To, jak została nałożona — pozostawało jednak w sferze domysłów obu czarodziejów.
Ramsey Mulciber
Blondynka pamiętała jak niewiele dzieliło ich od zniszczenia runy, uwolnienia dusz. W tamtej chwili zrobiliby wszystko by zapewnić bezpieczeństwo Oazie i jej mieszkańcom. Nawet jeśli wiedziała, że za podjętą decyzją przyjdą trudne do ogarnięcia konsekwencje. Nadal uważała, że życie to pasmo decyzji. Często całkowicie niesprawiedliwych i błędnych, ale koniecznych w danym czasie i miejscu. Nawet dziś zastanawiając się nad tym co stało się na wyspie, rozmyślając o podjętych działaniach, nie potrafiła znaleźć innego rozwiązania. Może była to kwestia czasu, może gdyby mieli go więcej, może gdyby mogli zastanowić się nad tym co robią, może wtedy znaleźliby sposób na poradzenie sobie z trudnością. Tego czasu niestety nie mieli i wszyscy powinni być wdzięczni Merlinowi za to, że skończyło się to w taki sposób w jaki się skończyło. Rozpamiętywanie tego nie mogło przynieść im nic dobrego. – Wiesz… przez toczącą się wojnę zapominamy, że jest wiele innych niebezpieczeństw. Skupiamy się na przeciwniku całkowicie ignorując inne przeciwności losu. Nie możemy jednocześnie walczyć na froncie i mierzyć się z niestabilną magią. Nikt nie był gotowy na to co się stało. – Lucinda była jedynie wdzięczna losowi, że faktycznie do trzęsienia ziemi doszło w dzień ich spotkania. Co zrobiliby mieszkańcy Oazy, gdyby na miejscu nie było Zakonników? Czarownica wiedziała, że chaty zamieszkiwane są przez wielu uzdolnionych czarodziei, ale nikt nie odbierze Zakonowi umiejętności działania w kryzysie. Tego trzeba się nauczyć, to dyktowane jest doświadczeniem. Nie chciała nawet sobie wyobrażać tego do czego mogło dojść, gdyby trzęsienie ziemi nawiedziło Oazę innego dnia.
Blondynka zamyśliła się nad słowami Zakonnika. – Prawdopodobnie ciała były również powiązane z duszami. Byliśmy gotowi przystać na ich warunki, bo w tamtym momencie nie widzieliśmy innego sposobu na ich zatrzymanie – przyznała szczerze i uśmiechnęła się smutno. Bo to była przykra rzeczywistość – uleganie temu co nieznane by ratować to co zbudowali.
- Sama myślałam o tym by wrócić do szczeliny. Tym bardziej teraz, gdy odkryłam przekleństwo. Azkaban miał wielką moc, takich run i zabezpieczeń mogło być więcej. Pogrzebaliśmy twierdzę razem z anomalią myśląc, że teraz przyszedł czas na nowy początek, ale nie da się zbudować niczego na ruinach. Korzenie zawsze będą gniły. – dodała zgadzając się z nim. Powrót do Azkabanu choć prawdopodobnie będzie bardzo ciężki, to zdaniem Lucindy był też konieczny.
Kobieta skinęła głową w oczekiwaniu na rezultat zaklęcia. Skoro mężczyzna postanowił rzucić je ponownie to widocznie odpowiedź jaką uzyskał nie była dla niego wystarczająca. Nie miała zamiaru nic w tym temacie się odzywać. Był specjalistą, a ona niewiele dziś mogła zrobić.
Blondynka zamyśliła się nad słowami Zakonnika. – Prawdopodobnie ciała były również powiązane z duszami. Byliśmy gotowi przystać na ich warunki, bo w tamtym momencie nie widzieliśmy innego sposobu na ich zatrzymanie – przyznała szczerze i uśmiechnęła się smutno. Bo to była przykra rzeczywistość – uleganie temu co nieznane by ratować to co zbudowali.
- Sama myślałam o tym by wrócić do szczeliny. Tym bardziej teraz, gdy odkryłam przekleństwo. Azkaban miał wielką moc, takich run i zabezpieczeń mogło być więcej. Pogrzebaliśmy twierdzę razem z anomalią myśląc, że teraz przyszedł czas na nowy początek, ale nie da się zbudować niczego na ruinach. Korzenie zawsze będą gniły. – dodała zgadzając się z nim. Powrót do Azkabanu choć prawdopodobnie będzie bardzo ciężki, to zdaniem Lucindy był też konieczny.
Kobieta skinęła głową w oczekiwaniu na rezultat zaklęcia. Skoro mężczyzna postanowił rzucić je ponownie to widocznie odpowiedź jaką uzyskał nie była dla niego wystarczająca. Nie miała zamiaru nic w tym temacie się odzywać. Był specjalistą, a ona niewiele dziś mogła zrobić.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
-Myślisz, że ta magia tam... pod ziemią, nadal jest niestabilna? - zapytał, kiwając głową. Nie mogli walczyć na wojnie i mierzyć się z wybuchami magii, ale szczelina na razie wydawała się pusta, anomalie pogodowe ucichły, nikt nie zajął się tym pilnie. Samemu czekał na rozkazy, ale Minister zniknął. Spojrzał pytająco na Lucindę, była tam, w samej szczelinie. Co widziała, co zapamiętała? Czy dusze i adrenalina i runy i ciemność pochłonęły ich za bardzo?
-Warunki. - wzdrygnął się, pamiętając ogromną falę, ciemną toń. Chyba raczej szantaż. Jak wiele wiedziały te dusze o tym, co działo się w Oazie, jak wiele informacji o Zakonnikach zebrały? Czy atak był skoordynowany, czy magia wybuchła akurat wtedy, gdy wszyscy byli na miejscu, gdy niedaleko szczeliny pojawił się ktoś zdolny je uwolnić?
Z drugiej strony - Lucinda była zdolna zniszczyć runę, a piorun ją zabił, tak nagle i po prostu.
-Dobrze... dobrze, że się udało. - westchnął, godząc się z myślą, że pewnie nigdy nie dostaną odpowiedzi. -Skoro chciały nas wszystkich zabić... kto wie, jaką miałyby moc po uwolnieniu? - westchnął. Teraz już nikt. Może po prostu by odeszły, może to tylko runa i magia Azkabanu pozwoliła im zachwiać magią w Oazie. A może Zakonnicy musieliby żyć z widmem mściwych duchów, zastanawiać się nad własną decyzją po każdej magicznej katastrofie w Anglii i Irlandii.
-Chętnie bym tam wrócił, z tobą. Pomógł. - zaproponował, szczerze ciekaw tych run. Nigdy nie był w Azkabanie, słyszał jedynie o tamtej wyprawie od innych Zakonników, i to niewiele. Chyba nie do końca jeszcze rozumiał, jak posępne to miejsce - mógł to sobie jedynie wyobrazić, a jego wyobraźnia nie sięgała ku temu, co niewyobrażalne. -Nadal są tam dementory, albo ich aura? - dopytał jeszcze. -Zresztą... może te runy mogą nam pomóc? Zawsze można je zmienić, ustabilizować. - nieco się rozpędzał, ale eksperymenty goblinów w Gringottcie zachęcały do sięgania ku temu, co ambitne, a w głębi serca desperacko pragnął znaleźć sposób na pomoc Zakonowi, na zabezpieczenie Oazy albo może nawet pozyskanie potężnej magii po swojej stronie podczas szalejącej wojny i kryzysu ekonomicznego.
-Ale najpierw musisz być wolna od klątwy. - uśmiechnął się blado, bo trochę zapędzali się w ambitnych planach.
Rzucił ponownie zaklęcie, skupiony. Tym razem powietrze wokół zrobiło się mlecznobiałe, gęstniejąc przy Lucindzie, otaczając jej sylwetkę białą mgiełką.
-To klątwa, tak jak podejrzewałaś. - potwierdził. Opisane objawy pokrywały się z tym, co przeczytał na temat Klątwy Żywego Trupa, a zaklęcie dało im bezsprzeczną pewność.
Wstał, aby upewnić się, czy okna i drzwi są starannie zamknięte. Klątwę z Archibalda ściągał przy ludziach i był to błąd, w pomieszczeniu nie powinno być żadnych osób postronnych, magia nie miała prawa wyślizgnąć się przez okno i kogoś skrzywdzić. Wziął głęboki wdech, świadom, że w razie niepowodzenia skutki uboczne mogą być dotkliwe.
-Gotowa? Spróbuję ją zdjąć. - stanął obok, wdech-wydech. Powtórzył w myślach formuły, które wyczytał - klątwa była oparta na runie Thurisaz, atakowała zmysły, związała się z osobą i ciałem Lucindy. Musiał zgromadzić potężną białą magię, by zdjąć przekleństwo, ale był w stanie to zrobić, zdejmował już równie trudne klątwy - choć z tą konkretną zmierzy się pierwszy raz.
-Teraz. - zapowiedział łagodnie, dając Lucindzie kilkanaście sekund na przygotowanie się. Potem zacisnął dłoń na różdżce, skupił się na wiedzy o runach składających się w klątwę i na przywołaniu odpowiedniej ilości magii - i podjął próbę zdjęcia Klątwy Żywego Trupa.
st 90
-Warunki. - wzdrygnął się, pamiętając ogromną falę, ciemną toń. Chyba raczej szantaż. Jak wiele wiedziały te dusze o tym, co działo się w Oazie, jak wiele informacji o Zakonnikach zebrały? Czy atak był skoordynowany, czy magia wybuchła akurat wtedy, gdy wszyscy byli na miejscu, gdy niedaleko szczeliny pojawił się ktoś zdolny je uwolnić?
Z drugiej strony - Lucinda była zdolna zniszczyć runę, a piorun ją zabił, tak nagle i po prostu.
-Dobrze... dobrze, że się udało. - westchnął, godząc się z myślą, że pewnie nigdy nie dostaną odpowiedzi. -Skoro chciały nas wszystkich zabić... kto wie, jaką miałyby moc po uwolnieniu? - westchnął. Teraz już nikt. Może po prostu by odeszły, może to tylko runa i magia Azkabanu pozwoliła im zachwiać magią w Oazie. A może Zakonnicy musieliby żyć z widmem mściwych duchów, zastanawiać się nad własną decyzją po każdej magicznej katastrofie w Anglii i Irlandii.
-Chętnie bym tam wrócił, z tobą. Pomógł. - zaproponował, szczerze ciekaw tych run. Nigdy nie był w Azkabanie, słyszał jedynie o tamtej wyprawie od innych Zakonników, i to niewiele. Chyba nie do końca jeszcze rozumiał, jak posępne to miejsce - mógł to sobie jedynie wyobrazić, a jego wyobraźnia nie sięgała ku temu, co niewyobrażalne. -Nadal są tam dementory, albo ich aura? - dopytał jeszcze. -Zresztą... może te runy mogą nam pomóc? Zawsze można je zmienić, ustabilizować. - nieco się rozpędzał, ale eksperymenty goblinów w Gringottcie zachęcały do sięgania ku temu, co ambitne, a w głębi serca desperacko pragnął znaleźć sposób na pomoc Zakonowi, na zabezpieczenie Oazy albo może nawet pozyskanie potężnej magii po swojej stronie podczas szalejącej wojny i kryzysu ekonomicznego.
-Ale najpierw musisz być wolna od klątwy. - uśmiechnął się blado, bo trochę zapędzali się w ambitnych planach.
Rzucił ponownie zaklęcie, skupiony. Tym razem powietrze wokół zrobiło się mlecznobiałe, gęstniejąc przy Lucindzie, otaczając jej sylwetkę białą mgiełką.
-To klątwa, tak jak podejrzewałaś. - potwierdził. Opisane objawy pokrywały się z tym, co przeczytał na temat Klątwy Żywego Trupa, a zaklęcie dało im bezsprzeczną pewność.
Wstał, aby upewnić się, czy okna i drzwi są starannie zamknięte. Klątwę z Archibalda ściągał przy ludziach i był to błąd, w pomieszczeniu nie powinno być żadnych osób postronnych, magia nie miała prawa wyślizgnąć się przez okno i kogoś skrzywdzić. Wziął głęboki wdech, świadom, że w razie niepowodzenia skutki uboczne mogą być dotkliwe.
-Gotowa? Spróbuję ją zdjąć. - stanął obok, wdech-wydech. Powtórzył w myślach formuły, które wyczytał - klątwa była oparta na runie Thurisaz, atakowała zmysły, związała się z osobą i ciałem Lucindy. Musiał zgromadzić potężną białą magię, by zdjąć przekleństwo, ale był w stanie to zrobić, zdejmował już równie trudne klątwy - choć z tą konkretną zmierzy się pierwszy raz.
-Teraz. - zapowiedział łagodnie, dając Lucindzie kilkanaście sekund na przygotowanie się. Potem zacisnął dłoń na różdżce, skupił się na wiedzy o runach składających się w klątwę i na przywołaniu odpowiedniej ilości magii - i podjął próbę zdjęcia Klątwy Żywego Trupa.
st 90
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Myśli Steffena, pomimo prób skupienia, wciąż błądziły wszędzie tylko nie tam, gdzie powinny. Być może ostatnie przełomowe wydarzenia w jego życiu sprawiły, że młody łamacz klątw nie był w stanie skoncentrować się dostatecznie mocno, by nie popełniać podstawowych błędów, lecz mimo wcześniejszych przesłanek sugerujących o tym, że dziś nie był w formie, postanowił nie przerwać prób i zaryzykował — a ryzyko się nie opłaciło. Cattermole poczuł jak na kilka sekund traci oddech w płucach, zupełnie tak jakby był pod wodą. Nie potrafił wziąć wdechu, a w jego sercu zapłonęła panika nieznanego pochodzenia — a wraz z nią obawa, że nieudana próba uderzy w zakonniczkę. Zrozumiał podczas tych kilku długich sekund, że popełnił kardynalny błąd i zaczynał dostrzegać, jak życie uchodzi z Lucindy. Jej twarz bladła błyskawicznie, chudła, zapadała się. Skóra stawała się pomarszczona i wiotka, a włosy zaczynały wypadać, spoczywając na ramionach i kolanach kurczącej się i suszącej czarownicy. Nim zdołał nabrać pierwszy oddech, Lucinda zmarła, upadając na podłogę, ale jej ciało prędko zaczęło przeistaczać się w inferiusa. Dopiero wtedy, kiedy czarnomagiczna istota stanęła przed nim gotowa do ataku, zdołał wziąć wdech i uspokoić rozszalałe serce, by podjąć się jakiejkolwiek reakcji. Stracił słuch, stracił węch, stracił czucie, ale w pierwszych chwilach nie był tego zupełnie świadom. Był tylko on i inferius, gotowy do ataku.
W tym wyobrażeniu był jednak osamotniony. Stróżka krwi spłynęła mu z nosa, kiedy nieprzytomnie patrzył przez chwilę na Lucindę, próbując złapać oddech. Czarownica widziała, że łamacz klątw się dusi, a sama nie odczuła na sobie żadnych skutków nieudanej próby zdjęcia klątwy. Była jednak pewna jednego — cokolwiek zrobił Steffen, nie udało się, wszystko było jak wcześniej.
Mistrz Gry jednak kontynuuje rozgrywkę.
W tym wyobrażeniu był jednak osamotniony. Stróżka krwi spłynęła mu z nosa, kiedy nieprzytomnie patrzył przez chwilę na Lucindę, próbując złapać oddech. Czarownica widziała, że łamacz klątw się dusi, a sama nie odczuła na sobie żadnych skutków nieudanej próby zdjęcia klątwy. Była jednak pewna jednego — cokolwiek zrobił Steffen, nie udało się, wszystko było jak wcześniej.
Ramsey Mulciber
Nie miała pojęcia. Myśleli, że Azkaban został pogrzebany, myśleli, że świat magii dał im szansę na zmianę tego miejsca, na ofiarowanie go potrzebującym. Nie spodziewała się, że magia może być tam niestabilna, nie spodziewała się tego co się wydarzyło. Mogła kalkulować, mogła rozmyślać nad naturą przekleństwa, które ogarnęło to miejsce, ale… nie miała pojęcia. Tak naprawdę należało spodziewać się wszystkiego i choć teraz wydawało się, że wszystko wróciło do normy, to nie mogła powiedzieć, że jest to na stałe. Westchnęła spoglądając na mężczyznę z niepewnością wymalowaną na twarzy. Chciała wierzyć, że już po wszystkim, głośno nie miała zamiaru mówić, że boi się tego co może być dalej. W końcu wzruszyła jedynie ramionami. – Chyba nie ma na to dobrej odpowiedzi, chyba musimy to sprawdzić na własnej skórze – odparła, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Niewymuszony choć w środku buzowała od nadmiaru niepewności.
Sama zastanawiała się nad tym co by się stało gdyby uwolnili dusze. Może ich moc zniknęłaby wraz z opuszczeniem ziem Azkabanu, a może… może uwolniliby coś z czym nie potrafiliby sobie poradzić. Blondynka wciąż była zdania, że dobrze, iż tak to wszystko się skończyło. Nie świadczyło to o jej empatii, bo tej przecież miała w sobie nadmiar. Nie wierzyła w szantaż, nie wierzyła w ich dobre intencje. Nie można liczyć na dar życia odbierając życie innym. – Nie chce nawet sobie tego wyobrażać – dodała krzywiąc się nieznacznie.
- Nie mam pojęcia jak to będzie wyglądać teraz. Tak naprawdę nie wiem już co było prawdziwe, a co było ich… magią. Chciałabym odpowiedzieć na twoje pytania, chciałabym przywołać wszystkie szczegóły, ale to wszystko działo się bardzo szybko. Nie chce też odpowiedzieć błędnie, to zbyt poważna kwestia – dodała spoglądając na swoje dłonie. Czuła się słaba. Wiedziała, że to wpływ klątwy i teraz tak naprawdę doświadczyła tego czego doświadczali ludzie, którym pomagała, a jednak… chciała mieć to już za sobą.
Kiedy mężczyzna potwierdził jej przypuszczenia blondynka skinęła nieznacznie głową gotowa na to by się pozbyć tego cholerstwa. Usłyszała „teraz” i miała nadzieje, że poczuje się lepiej. Lżej. Nic jednak się nie wydarzyło. Niepewny wzrok utkwiła w łamaczu klątw. Widziała jak się dusi, jak strużka krwi spływa mu po ustach i nabrała pewności, że złamanie klątwy nie powiodło się. Doskonale wiedziała czym mogło skończyć się nieprawidłowe zdjęcie klątwy i na samą myśl zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. Blondynka poniosła się powoli z krzesła i zrobiła krok w stronę czarodzieja wyciągając w jego stronę dłoń. – Steff? – zaczęła delikatnie chcąc sprawdzić jego świadomość. W tej chwili żałowała, że nikomu nie wspomniała, że się tu wybiera, że nikt nie czekał na zewnątrz, na wszelki wypadek. Na taki wypadek. Chciała położyć mu dłoń na ramieniu, ale w ostatniej chwili się zawahała. – Słyszysz mnie? Oddychaj, weź głęboki oddech, wszystko będzie… pomogę ci, tylko weź głęboki oddech. – dodała wiedząc, że sama nic nie zdziała. Jej magia nie działała tak jak powinna, a rzucając zaklęcie naraziłaby ich na większe niebezpieczeństwo.
Sama zastanawiała się nad tym co by się stało gdyby uwolnili dusze. Może ich moc zniknęłaby wraz z opuszczeniem ziem Azkabanu, a może… może uwolniliby coś z czym nie potrafiliby sobie poradzić. Blondynka wciąż była zdania, że dobrze, iż tak to wszystko się skończyło. Nie świadczyło to o jej empatii, bo tej przecież miała w sobie nadmiar. Nie wierzyła w szantaż, nie wierzyła w ich dobre intencje. Nie można liczyć na dar życia odbierając życie innym. – Nie chce nawet sobie tego wyobrażać – dodała krzywiąc się nieznacznie.
- Nie mam pojęcia jak to będzie wyglądać teraz. Tak naprawdę nie wiem już co było prawdziwe, a co było ich… magią. Chciałabym odpowiedzieć na twoje pytania, chciałabym przywołać wszystkie szczegóły, ale to wszystko działo się bardzo szybko. Nie chce też odpowiedzieć błędnie, to zbyt poważna kwestia – dodała spoglądając na swoje dłonie. Czuła się słaba. Wiedziała, że to wpływ klątwy i teraz tak naprawdę doświadczyła tego czego doświadczali ludzie, którym pomagała, a jednak… chciała mieć to już za sobą.
Kiedy mężczyzna potwierdził jej przypuszczenia blondynka skinęła nieznacznie głową gotowa na to by się pozbyć tego cholerstwa. Usłyszała „teraz” i miała nadzieje, że poczuje się lepiej. Lżej. Nic jednak się nie wydarzyło. Niepewny wzrok utkwiła w łamaczu klątw. Widziała jak się dusi, jak strużka krwi spływa mu po ustach i nabrała pewności, że złamanie klątwy nie powiodło się. Doskonale wiedziała czym mogło skończyć się nieprawidłowe zdjęcie klątwy i na samą myśl zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. Blondynka poniosła się powoli z krzesła i zrobiła krok w stronę czarodzieja wyciągając w jego stronę dłoń. – Steff? – zaczęła delikatnie chcąc sprawdzić jego świadomość. W tej chwili żałowała, że nikomu nie wspomniała, że się tu wybiera, że nikt nie czekał na zewnątrz, na wszelki wypadek. Na taki wypadek. Chciała położyć mu dłoń na ramieniu, ale w ostatniej chwili się zawahała. – Słyszysz mnie? Oddychaj, weź głęboki oddech, wszystko będzie… pomogę ci, tylko weź głęboki oddech. – dodała wiedząc, że sama nic nie zdziała. Jej magia nie działała tak jak powinna, a rzucając zaklęcie naraziłaby ich na większe niebezpieczeństwo.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Doceniał, że Lucinda nie chce mówić pochopnie, przekazać mu błędnych informacji. Dzięki rozmowie i poprawnie (wreszcie...) rzuconemu zaklęciu, zebrał zresztą wszystkie dane, jakich potrzebował. Uprzedzony listownie o podejrzeniach runistki, przeczytał wszystko co znalazł o Klątwie Żywego Trupa. Zdążył się przygotować...
...ale czy na coś takiego da się przygotować? Próbował wmawiać sobie, że nadal jest w formie, pomimo oczywistych przesłanek, że nie - roztargnienia w banku, melancholii w pustym domu, koszmarnych snów o potężnych falach i żywych trupach. Że da radę. Lucinda potrzebowała jego pomocy - chciał uwolnić ją od klątwy, by mogła pomóc innym.
Wtem zaparło mu dech i na moment znów poczuł się tak, jak w złych snach, w których tonął pod falami w Oazie. Próbował chwycić powietrze, ale nie był w stanie - popełniłem błąd, zrozumiał, czując, że magia klątwy obróciła się przeciw niemu, że coś poszło bardzo nie tak. Z każdą sekundą, pomimo duszności, miał jednak wrażenie, że prawdziwą ofiarą jego błędu jest Lucinda.
Klątwa Żywego Trupa.
Co... co jeśli popełnił błąd tak koszmarny, że Lucinda zostanie martwym[i] trupem? Do głowy zaczęły mu przychodzić mało naukowe i niezgodne z prawdą hipotezy, że Lucinda mogła po prostu umrzeć w Oazie, [i]widział przecież jak umiera, że funkcjonowała tylko dzięki klątwie. Klątwie, którą zdjął tak nieumiejętnie, że zabił Hensley ponownie. Z każdą chwilą wierzył w to coraz bardziej.
Lucinda, nie! - chciał krzyknąć, ale stał jak sparaliżowany, obserwując jak z czarownicy uchodzi życie. Tak, jak w Oazie, ale wtedy wszystko wydarzyło się tak nagle - a teraz umierała na jego oczach, zabił ją i nie był w stanie nic zrobić. Osunęła się na ziemię.
Lucinda...
Do oczu nabiegły mu łzy, ale wtedy stało się coś jeszcze gorszego. Ciało szarpnęło się, Lucinda nadal się ruszała. Wystarczył jednak rzut oka na jej oczy - puste, białe, pozbawione życia - by Steffen zrozumiał, że to już nie jest Lucinda.
-...nie! - złapał łapczywy wdech, próba nabrania powietrza zmieszała się z płaczliwym protestem. Nadal trzymał w drżącej dłoni różdżkę. Uniósł ją, celując wprost w kobietę.
Po policzkach spłynęły mu łzy, o ile był w stanie płakać.
-P..przepraszam... - przez głowę przemknęła mu kusząca myśl, by nie zrobić nic. Pozwolić jej - już nie Lucindzie, a czarnej magii - to skończyć. Bella zostanie wdową, będzie szczęśliwsza bez niego. Może któryś kolegów zdoła do niej napisać. Mógłby podarować dom Cyganom, nie wiedział, czy u Bathildy nadal jest bezpiecznie. Nie napisał testamentu, ale może sami się zorientują. Pimpuś znalazłby nowy dom w cyrku.
Wszystkim będzie lepiej.
Ale wtedy zdał sobie sprawę, że nie dość, że zabił Lucindę - to uniemożliwił jej wieczny odpoczynek.
Zasługiwała na spokój, musiał... musiał zrobić chociaż to.
-Ignitio! - jęknął płaczliwie, celując w inferiusa. Gdzieś w tyle głowy był mgliście świadom, że czarna magia i klątwa mogą wpływać na jego osąd, ale strach i poczucie winy przyćmiły na razie zdrowy rozsądek.
nie wiem czy słyszę Lucy i czy mogę rzucać na odporność magiczną, więc na razie nie rzucam!
...ale czy na coś takiego da się przygotować? Próbował wmawiać sobie, że nadal jest w formie, pomimo oczywistych przesłanek, że nie - roztargnienia w banku, melancholii w pustym domu, koszmarnych snów o potężnych falach i żywych trupach. Że da radę. Lucinda potrzebowała jego pomocy - chciał uwolnić ją od klątwy, by mogła pomóc innym.
Wtem zaparło mu dech i na moment znów poczuł się tak, jak w złych snach, w których tonął pod falami w Oazie. Próbował chwycić powietrze, ale nie był w stanie - popełniłem błąd, zrozumiał, czując, że magia klątwy obróciła się przeciw niemu, że coś poszło bardzo nie tak. Z każdą sekundą, pomimo duszności, miał jednak wrażenie, że prawdziwą ofiarą jego błędu jest Lucinda.
Klątwa Żywego Trupa.
Co... co jeśli popełnił błąd tak koszmarny, że Lucinda zostanie martwym[i] trupem? Do głowy zaczęły mu przychodzić mało naukowe i niezgodne z prawdą hipotezy, że Lucinda mogła po prostu umrzeć w Oazie, [i]widział przecież jak umiera, że funkcjonowała tylko dzięki klątwie. Klątwie, którą zdjął tak nieumiejętnie, że zabił Hensley ponownie. Z każdą chwilą wierzył w to coraz bardziej.
Lucinda, nie! - chciał krzyknąć, ale stał jak sparaliżowany, obserwując jak z czarownicy uchodzi życie. Tak, jak w Oazie, ale wtedy wszystko wydarzyło się tak nagle - a teraz umierała na jego oczach, zabił ją i nie był w stanie nic zrobić. Osunęła się na ziemię.
Lucinda...
Do oczu nabiegły mu łzy, ale wtedy stało się coś jeszcze gorszego. Ciało szarpnęło się, Lucinda nadal się ruszała. Wystarczył jednak rzut oka na jej oczy - puste, białe, pozbawione życia - by Steffen zrozumiał, że to już nie jest Lucinda.
-...nie! - złapał łapczywy wdech, próba nabrania powietrza zmieszała się z płaczliwym protestem. Nadal trzymał w drżącej dłoni różdżkę. Uniósł ją, celując wprost w kobietę.
Po policzkach spłynęły mu łzy, o ile był w stanie płakać.
-P..przepraszam... - przez głowę przemknęła mu kusząca myśl, by nie zrobić nic. Pozwolić jej - już nie Lucindzie, a czarnej magii - to skończyć. Bella zostanie wdową, będzie szczęśliwsza bez niego. Może któryś kolegów zdoła do niej napisać. Mógłby podarować dom Cyganom, nie wiedział, czy u Bathildy nadal jest bezpiecznie. Nie napisał testamentu, ale może sami się zorientują. Pimpuś znalazłby nowy dom w cyrku.
Wszystkim będzie lepiej.
Ale wtedy zdał sobie sprawę, że nie dość, że zabił Lucindę - to uniemożliwił jej wieczny odpoczynek.
Zasługiwała na spokój, musiał... musiał zrobić chociaż to.
-Ignitio! - jęknął płaczliwie, celując w inferiusa. Gdzieś w tyle głowy był mgliście świadom, że czarna magia i klątwa mogą wpływać na jego osąd, ale strach i poczucie winy przyćmiły na razie zdrowy rozsądek.
nie wiem czy słyszę Lucy i czy mogę rzucać na odporność magiczną, więc na razie nie rzucam!
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 71
--------------------------------
#2 'k8' : 8
#1 'k100' : 71
--------------------------------
#2 'k8' : 8
Świadoma tego, co się wydarzyło Lucinda musiała zareagować błyskawicznie. łamacz klątw ciągle trzymał w dłoni różdżkę, wciąż w nią celował, dając czarownicy wyraźny sygnał, że nie jest bezpieczna. Steffen, który pozostawał w dziwnym transie, widział przed sobą inferiusa i skierował przeciwko niemu różdżkę. Zaklęcie błysnęło z końca różdżki. Bliskość, w jakiej znajdowała się wciąż zakonniczka utrudniała działanie z rozmysłem, nie wspominając już o przemyśleniu — co zrobić. Pewność, że musi działać natychmiast od razu wypełniła ją całą.
Lucinda, w wyniku zaskoczenia w pierwszej kolejności rzucasz na refleks (przypominam o aktualizacji statystyk........... ). ST wynosi 40, do rzutu dolicza się zwinność. Możesz w tym samym poście wykonać każdą inną akcję, jej skutek będzie oceniony przez pryzmat szybkości reagowania.
Steffen, tak długo, jak długo nie będziesz w stanie powstrzymać transu, pozostajesz w nim uwięziony.
Steffen, tak długo, jak długo nie będziesz w stanie powstrzymać transu, pozostajesz w nim uwięziony.
Ramsey Mulciber
Strona 1 z 2 • 1, 2
Jadalnia
Szybka odpowiedź