Wydarzenia


Ekipa forum
Stacja kolejowa
AutorWiadomość
Stacja kolejowa [odnośnik]23.07.21 11:51
First topic message reminder :

Stacja kolejowa

Stacja kolejowa w Harpenden na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym od pozostałych. Mieści się w niej poczekalnia, kasy biletowe oraz zatęchły bar, w którym można kupić marnej jakości lunch. Stacja posiada dwa oficjalne tory kolejowe oraz jeden dodatkowy, magiczny, który wymaga stuknięcia różdżką w ścianę na lewo od czarno-białego plakatu blondwłosej aktorki i wypowiedzenia hasła "Zielony kamień". W ten sposób otwiera się przejście na tor trzeci, na którym można wsiąść do dowolnego pociągu, bez biletu i bagażu, mając na uwadze, że nigdy nie jest się całkowicie pewnym, w jakim miejscu się wysiądzie.

Rzut kością k6 na wejście do pociągu byle jakiego
1. podróż
2. podróż
3. podróż
4. podróż
5. podróż
6. podróż


Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Stacja kolejowa [odnośnik]27.02.22 23:22
Ostatnie, co pamięta wyraźnie, zanim zamiera czas - to smak ust Marcela.
Zostaje z nią na kilka następnych oddechów, zastyga na wargach w słodkiej ułudzie nadziei, że może to jeszcze nie koniec, że może odwrócą się fale oceanu rwącego ją na dno niewzruszonego błaganiem wiru, ale wtedy gdzieś z tyłu wybrzmiewają nazwy zaklęć. Są wściekłe, przypominają szczeknięcia psów gończych puszczonych w pościg za ofiarą. Może na to zasłużyła, ona, przecież nie oni. Leonie, dziewczyna ze złotym warkoczem, jest smutna i niewinna. Marcel, bohater dziewczęcych serc i uciśnionych istnień, jest odważny i niewinny. Celine, winna. Ostatnie kilka miesięcy wypaliło to przeświadczenie na jej ciele i w jej umyśle, kogoś, kto nie dopuścił się grzechu nie trzymano by przecież pośród zimnych ścian celi kurczącej się wokół niej na wzór dłoni zaciskanych na gardle, nie musiałaby cierpieć i karmić się obłędem, gdyby Lovegoodowie pozostali nieskalani. Ojciec najwyraźniej stał się aż nazbyt prawy, słuszny, obyczajny; przekroczył granicę dobroci i za to został stracony jak zwykły szubrawiec, których w Tower nie brakowało. Ona? Może zrobiła to samo, a może jednak zawiniła wobec Corneliusa Sallowa, ach, to teraz bez znaczenia, świat zatrzymuje się nagle, zanim myśl przecina mózg, by odwrócić się w kierunku oprawców i spojrzeć na ich twarze. Zresztą nie ma na to siły, poświęciła ją w imię ostatniego pocałunku, gotowa własnymi plecami bronić chłopca pojawiającego się znikąd, ze zmęczonych snów, z marzeń, z lepkiej otchłani tego, co miało nigdy nie powrócić, a powróciło.
Bez jego podpory nie jest w stanie wytrzymać na równych nogach, podczas gdy Marcel koncentruje się na pomocy Leonie, Celine czuje jak jej ciało poddaje się niewidzialnej presji. Ściskające kostki kajdany uniemożliwiają zachowanie równowagi. Przechyla się - najpierw do przodu, mocniej, coraz mocniej, kolana uginają się pod nią tuż przed tym, jak błyszcząca wiązka czaru sięga jej płaszcza. Nieomal styka się z tkaniną. Przez kręgosłup przebiega dreszcz magicznej wibracji, jest tak blisko, półwila przymyka więc oczy, pogodzona ze swoim losem, pewna, że to już jej koniec, chociaż nie pamięta nawet inkantacji ani tego, po co wsiadła do przeklętego pociągu. Nie miałam wyjścia.
Powietrze jest zimne, powinno otrzeźwiać, ale Celine jest zbyt wycieńczona, żeby docenić jego pomoc. Jak wspaniale byłoby teraz zanurzyć się w jeziorze i powoli dryfować w nieznane, gdziekolwiek, byle tylko płynąć, dać porwać się czemuś silniejszemu... A Merlin słucha. Wszystko spowalnia. Piasek w klepsydrze przestaje przesypywać się do dolnej komory szkła. Łabędź zastyga w locie nad taflą przeklętej wody. Klątwa czarnoksiężnika nie wyrywa z piersi Odetty strugi krwi strzałą jej królewicza. Zatrzymuje się świat, a z nim również i ona, porwana w ramiona Marcela, który ciągnie ją za sobą do okna, podsadza, wybija się, tworzy mistyczną akrobację ciskającą ich w objęcia przestrzeni poza pociągiem; dryfują razem, choć nie jest tego świadoma, pozostawiwszy za sobą zaklęcia i zbirów życzących im bólu; mroźne krople deszczu nie dotykają jej jeszcze, nawet jeśli zapewne już niedługo przesiąkną przez materiał płaszcza okrywającego wychudzone ciało opadające z Carringtonem na pokrytem śniegiem ziemię. Będzie bolało? Cieszy się, że tego nie wie, oderwana od świadomości tego, co dzieje się wokół niej. Od pół roku boli przecież wszystko.
A jednak to - nie. Kiedy los zwraca jej przytomność, czuje chłód bijący od śniegu, emanuje ze zziębniętej marcowej ziemi i otula ją z niespodziewaną delikatnością, na powrót poddając poczytalność Celine w wątpliwość. Chwilkę temu znajdowała się w przedziale pociągu. Teraz - jest gdzieś indziej, z trudem podciąga się na zgięte łokcie, jej mięśnie drżą, jej włosy szamoczą się w tańcu z wiatrem kiedy obraca głowę i odnajduje spojrzeniem Marcela podtrzymującego Leonie; za nimi nie ma już potężnej maszyny dudniącej po torach, odjechała dalej, nie ma twarzy dwóch złowrogich czarodziejów, pozostają za to sami na skraju urwiska. Jak to? Jak to, dlaczego? Skąd - ta pomoc? Od kogo pochodzi?
Jest tylko jedno wytłumaczenie. Kłamstwo. Choroba.
Śmiech, pusty śmiech.
Półwila odkrywa, że może zrobić niewiele. Nie dlatego, że jej kończyny wciąż podtrzymują wyczarowane więzy, a dlatego, że gardło ściska się mocno na własnych mięśniach, a spojrzenie kieruje ku niebu, którego szary blask wciąż drażni nieprzyzwyczajone do światła tęczówki. Płacze. Nie wie kiedy z kącika oka spływa pierwsza łza, ale za nią podążają kolejne w gorącej kaskadzie; ktoś mógłby pomyśleć, że to oznaka ulgi, lecz ona drży jak osika, przeczy oczekiwaniom, pobudzona w nagłym przerażeniu na tyle, że świat wolności wokół niej znów zaczyna się rozmywać, to nie tak, nie tak powinno być.
- Przep... Przepra-aszam, prze-epraszam, więce-ej tego nie zro-bbię, przeprasza-m... - z palącego bólem gardła ulatują rachityczne jęknięcia. Wychudzona twarz znika za dłońmi, którymi osłania się jak tarczą, jakby przed uderzeniem, choć przecież ono też nie nadejdzie, nie nadchodziło wtedy, w Tower, ku chwale - urody - wszystkiego, co pozostało, tym bardziej nie nadejdzie tutaj, teraz, poza pociągiem, z którego jeszcze kilka minut temu pragnęła uciec. Znowu zawiniła, rozdrażniła wszechrzecz swoją naiwnością, to jedyna logiczna konkluzja; jak inaczej doszłoby do takiego cudu?
- Przepr-aszam, przepraszamprzepraszamprzepra... - to nie ich się boi, nie przed nimi kuli, dławiąca swoim płaczem. Próbuje odpełznąć - gdzieś dalej, w ucieczce bliżej krawędzi klifu, przed czym? Słonym smakiem łez błaga Merlina, żeby ten nie odebrał jej tego obrazu. Przeprasza za wszystko, za co powinna przeprosić. Przeprasza nawet za więcej. I prosi, zaklina gorączkę, wierzy, że to znowu jej zguba mająca zniknąć wraz z eliksirem wlewanym między spierzchnięte wargi; truchleje w tym strachu, nie może tam wrócić, do celi, do więzienia obmytego krwią jej tatka, nie chce znów budzić się w koszmarze po tym, jak tym razem zaoferowano jej tak namacalną słodycz. Nie wytrzyma tego, znowu. Nie jest w stanie zaspokoić londyńskiego zła echem na nowo złamanego serca. Ubrania miękną w śniegu, przyciśnięte do dłoni usta wylewają z siebie potok już nieskładnego szlochu, być może coś mówi, ale jeśli tak, słowa nie mają już składnego sensu.


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]28.02.22 3:35
Pociąg ruszył przerażającym łoskotem, ale nie mógł już zagrozić nikomu pośród nich, łoskot znikającej maszyny świadczył wyłącznie o znikającym zagrożeniu. Wiatr dął, ciągnął w kierunku torów, złożył dłoń na talii dziewczyny, odciągając ją na bok, dalej od torów, w kierunku Celine; zaciśnięta na jego ramieniu dłoń i szeroko otwarte jasne oczy mogły powiedzieć tylko jedno: udało się. Były bezpieczne. Były wolne. Pociąg gnał przed siebie, znikając im z oczu, w kierunku widocznej już stąd latarni. Początkowo uniósł się tylko kącik jego ust, lecz chwile później dołączył i drugi: już z uśmiechem na twarzy i wymykającym się spomiędzy ust nerwowym śmiechem będącym w istocie mieszaniną ulgi i niedowierzania odchylił głowę w tył, by raz jeszcze ujrzeć kołującego nad nimi skrzącego złotem feniksa. Był niesamowity. Był piękny. I sam był panem własnego losu - nie tracił nadziei, ze niezwykła istota zechce im się przynajmniej pokazać jeszcze raz; tak wielkim szczęściem byłoby móc ujrzeć go z bliska. Dziękuję, powtórzył w myślach, bo czy zamierzał, czy też nie, spełnić jego prośbę, dziś feniks ocalił mu życie. A pośrednio - nie tylko jemu.
- To już - odpowiedział na pytające spojrzenie Leonie. - Jesteś bezpieczna - oznajmił, z tym samym śmiechem, przenosząc spojrzenie wzdłuż torów. Istniało pewne ryzyko, że ci ludzie zaczną ich ścigać, że wycofają się ze stacji, jeśli Uszatek nie zdąży pozbawić ich pamięci. Obiecał też wykraść dokumenty Celine i Leonie, nie sądził jednak, że skrzat będzie w stanie zrobić to natychmiast, był gotów po nie tutaj wrócić. - Zabiorę cię w bezpieczne miejsce, a potem poszukam twojego taty. Nie przejmuj się nimi, ci bandyci nie będą już waszym zmartwieniem. Nie zagrożą już twojemu tacie. - Nie będą o niczym pamiętać. Nie wątpił w te słowa, każdy krok, każde podjęte działanie, wzmacniały ufność wobec kojącej pieśni feniksa. Ani razu nie wyprowadziła go na manowce. - Zabrali ci dokumenty, prawda? Potrzebuję czasu, żeby je dla ciebie odzyskać. Ale zrobię to - obiecał, z determinacją wiedzioną wiarą w słowa sennej mary potwierdzone przez Uszatka; wypuścił ją z objęć, zamierzając pomóc wstać Celine, lecz stanął obok, usłyszał wypowiadane przez nią słowa. Czy jej umysł nie myślał już trzeźwo po wszystkim, co przeszła? Czy mógł się temu dziwić? - Zabrali ją do Tower - wyjaśnił Leonie, ze zmartwieniem w głosie. - Celine? Szz, jestem tutaj. Złych ludzi już nie ma. Jesteś bezpieczna - szepnął, choć nie był pewien, czy była w stanie go teraz usłyszeć. - Otwórz oczy, Celine - poprosił, wciąż szeptem. - Spójrz, kto jeszcze jest z nami - dodał, przenosząc spojrzenie wpierw na Leonie, potem ku nocnemu niebu, mając nadzieję odnaleźć tam ten ognisty płomień raz jeszcze. Był piękny. Wyjątkowy. I niósł nadzieję. Był pewien, że onieśmielą się jego pięknem równie mocno, jak mocno onieśmielał się nim on sam. Finite, powtórzył w myślach, usiłując zdjąć wreszcie kajdany z rąk Celine, dopiero teraz miał na to czas. Tamci czarodzieje mu to przerwali. zastanawiał się, czy mogła mieć przy sobie różdżkę, ale teraz - teraz i tak niewiele rozumiała z jego słów. - Dasz radę wstać? - zapytał, prawą ręka obejmując ją w pasie, lewą, wiodącą, podtrzymując ramię, usiłował pomóc jej podnieść się na nogi. - Musimy stąd iść - Nie mogli zostać tu na dłużej. Jeśli cos pójdzie nie tak, bandyci w pierwszej kolejności poszukają ich wzdłuż torów. Odruchowo sięgnął do kieszeni kurtki, upewniając się, czy wciąż mógł znaleźć w niej dokumenty Sheili.


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]28.02.22 3:35
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 18
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 5 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]02.03.22 17:28
Stukot jadącego po torach pociągu stopniowo cichł w oddali, mieszając się z hukiem rozbijających się o klify fal, a wreszcie ginąc w nim zupełnie – pozostawiając was we względnej ciszy, przerywanej też szumem spadającego z nieba, zmrożonego deszczu. Gdzieś tam, coraz dalej od was, prawdopodobnie toczyła się walka – może pozostałych mężczyzn z domowym skrzatem, może o zatrzymanie pociągu; póki co pozostawaliście jednak poza jej zasięgiem.
Leonie pokręciła nieprzytomnie głową, nie w zaprzeczeniu, a z niedowierzaniem; jeszcze nie rozumiejąc, co właściwie się stało, ani w jaki sposób Marcel znalazł się tuż obok, skoro wyskoczyła z okna jako pierwsza. – To niemożliwe – odezwała się w końcu, w jej głosie brakowało jednak pewności. Na wspomnienie ojca w jasnych oczach pojawiły się łzy – a może były wynikiem zimnego wiatru, targającego też kosmykami wysuniętych z warkocza włosów. – Poszukasz?.. Dlaczego? – zapytała, chwiejnie stając na własnych nogach. Wyglądała już na silniejszą, bardziej przytomną; cokolwiek ją osłabiło, musiało kończyć swoje działanie, wyparowując z jej organizmu powoli, ale konsekwentnie. – Dlaczego nam pomagasz? – sprecyzowała, obejmując się ramionami. Zapytana o dokumenty, kiwnęła głową. – Dokumenty – i różdżkę – odpowiedziała; w zaciśniętych na połach płaszcza dłoniach, pobielałych, zziębniętych, kryła się jakaś bezradność.
Urywane słowa Celine zwróciły jej uwagę; zrobiła krok do przodu, spoglądając ze współczuciem na półwilę, otwierając usta w niewypowiedzianym pytaniu – ale zaraz potem je zamykając, gdy Marcel wspomniał o Tower. Sama Celine była na skraju wyczerpania, dezorientacja spowodowana ostatnimi wydarzeniami zdawała się ją oplatać, odbierając zdolność jasnego myślenia; wycieńczone ciało nie utrzymywało ciepła, a zbyt duży płaszcz go nie zapewniał, przez co każdy podmuch wiatru smagającego wilgotne od deszczu policzki przypominał setki wbijających się w ciało igieł. Dreszcze stawały się trudne do opanowania, wstrząsając ramionami i nogami, szarpiąc całą sylwetką. Trzęsące się kolana odmawiały posłuszeństwa, nie ugięły się jednak przy próbie wstania – Celine, podtrzymywana przez Marcela, mogła się podnieść, a kiedy prawie straciła równowagę, po jej drugiej stronie pojawiła się Leonie – drobnymi ramionami oplatając półwilę w pasie. – Dokąd? – zapytała – w ślad za spojrzeniem młodzieńca zadzierając głowę w górę; gdy jej wzrok zatrzymał się na przelatującym ponad wami feniksie, na twarzy dziewczyny pojawiło się zaskoczenie, w tęczówkach błysnął zachwyt.
Kajdany na nadgarstkach i kostkach Celine zniknęły, rozproszone białą magią, po którą sięgnął Marcel.
Feniks nie odleciał – wykonawszy jeszcze jedną pętlę nad okolicą, zaczął opadać w dół, a przestrzeń wypełnił łagodny śpiew; melodia, sprawiająca, że przycichł wiatr i huk fal, wypełniająca od środka ciepłem i nadzieją. Niezwykły ptak zawisł przed wami, i dopiero wtedy byliście w stanie dostrzec, jaki był potężny – i jak szeroko rozkładały się jego porośnięte czerwono-złotymi piórami skrzydła. Oczy – ciemne i dziwnie mądre – na ułamek sekundy skierowały się w stronę Marcela, po czym feniks zamachał skrzydłami i ruszył w waszym kierunku; pióra załaskotały was w policzki i szyje, a później poczuliście łagodne szarpnięcie i poderwaliście się w górę, ze szponami ostrożnie zaciśniętymi na waszych ramionach.

Mistrz gry dziękuje za ciekawą rozgrywkę, sprawne odpisy i zaangażowanie.

Marcel – feniks zabierze was do miejsca, które sam wskażesz, a później odleci – jeśli macie ochotę kontynuować rozgrywkę, możecie to zrobić już bez udziału mistrza gry. W twoim posiadaniu pozostały dokumenty Sheili (możesz przekazać je właścicielce w dowolny sposób, wątkiem, pojedynczym postem bądź też listownie), schemat budynku na obrzeżach Londynu oraz pióro feniksa. W miarę upływu dni dostrzeżesz, że pióro staje się ciemniejsze, bardziej wiotkie i jakby cieplejsze; jeśli spróbujesz je komuś przekazać, będzie się temu opierało – w jakiś sposób zawsze znajdując drogę powrotną. Jeśli zostaną podjęte jakiekolwiek działania z nim związane, mistrz gry prosi o informację. Jeśli zdecydujesz się na podjęcie innych działań związanych z informacjami zdobytymi w trakcie wątku, również proszę o info – ze względu na graniczną datę, mogą one mieć miejsce już w nowym okresie fabularnym.

Kolejnego dnia w swoim wagonie znajdziesz kopertę – a w niej 8 kompletów dokumentów, w tym tych należących do Celine i Leonie. Pozostałych 6 również należeć będzie do młodych dziewcząt.

Celine – długie miesiące spędzone w więzieniu nie przejdą bez echa; ze względu na skrajne wychudzenie, twoja waga w karcie postaci została zmniejszona do 40 kg – powrót do pełnej sprawności i zdrowia będzie możliwy dzięki prawidłowej diecie i eliksirom wzmacniającym (nie muszą być zużywane mechanicznie). Ze względu na przebytą chorobę, trudne warunki i doświadczoną traumę, przez kolejne miesiące będzie towarzyszyć ci ciągłe osłabienie i niepokój, objawiające się zawrotami głowy, szybkim męczeniem się (nawet przy wykonywaniu prostych czynności), bezsennością i koszmarami sennymi, a także stanami lękowymi i atakami paniki, pojawiającymi się szczególnie w pomieszczeniach zamkniętych. W związku z tym, do końca fabularnego kwietnia otrzymujesz stałą karę do wszystkich rzutów -20, do końca fabularnego maja -10, a do końca fabularnego czerwca -5.

W wyniku aresztowania utraciłaś różdżkę, została usunięta z twojego wyposażenia i karty, wraz z przysługującymi za nią bonusami. Jeśli zakupisz nową, zgłoś ten fakt w aktualizacjach.

W razie pytań - jak zwykle - zapraszam <3

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]04.03.22 0:33
Uśmiechnął się, trochę smutno, kiedy Leonie zapytała, dlaczego jej, dlaczego im próbował pomóc - chciałby żyć w świecie, w którym nikt nie zadaje takich pytań, w którym pomoc dla drugiego człowieka jest naturalna i normalna, zwykła, codzienna. Oczywista.
- Nie chcę niczego w zamian, Leonie - wyjaśnił, spoglądając jej w oczy; pojmował sens jej historii, historii ojca, który zaufał niewłaściwym ludziom. Tym samym, którym zaufał sam Marcel. Miała prawo mieć obawy - czy nie pojawi się jutro, za tydzień, za miesiąc. Czy nie będzie jej szantażował tymi sekretami, nie mógłby, lecz skąd miałaby o tym wiedzieć? Co mógł jej więcej powiedzieć - że po prostu chciał pomóc? Że nie potrafił siedzieć z założonymi rękami, kiedy inni cierpieli? - Spotkaliśmy się już w mieście - dodał, bez przekonania, z zawahaniem, czy pamiętała? - Wezmę cię w bezpieczne miejsce. Najpierw odzyskam twoje dokumenty - potem dowiemy się, co się stało z różdżką. Będzie prościej, kiedy będziesz mogła wejść do miasta. - Próbował się do niej uśmiechnąć jeszcze raz, krzepiąco. To, co opowiadał, mogło brzmieć jak słowa szaleńca - ale przecież już dokonał szalonego.
Odetchnął z ulgą, kiedy kajdany na przegubach dłoni Celine pękły; służył jej oparciem, po drugiej stronie mając Leonie: zdołają ją stąd zabrać, był tego pewien. Ścisnął mocniej jej ramię, chcąc ją wesprzeć: te parę pierwszych kroków będzie ją kosztowało najwięcej wysiłku. Dalej, dalej będzie mógł ją nieść.
Uniósł spojrzenie na ognistego ptaka, kiedy wybrzmiała jego pieśń. Kiedy znalazł się tak blisko, na wyciągnięcie ręki; poczuł, jak dech zatrzymuje mu się w piersi, osłupiony zachwytem nad przepięknym i mądrym zwierzęciem. Wyciągnął wolną rękę, chcąc go dotknąć - ale wtedy ziemia zadrżała, a oni we troje wkrótce zawiśli na jego ostrożnie zaciśniętych szponach. Usta Marcela złożyły się w szczery uśmiech, w najśmielszych refleksjach nie sądził, że przychyli się do tej prośby - a jednak. Wyciągnął dłonie, chcąc opleść je o szpony, odciążyć feniksa. Musiał trzymać dziewczyny.
- Zabierz nas do Doliny Godryka - poprosił, niepewny, czy jego głos był w stanie przedrzeć się przez napierający wiatr. Dom, który zajęli Doe, był wielki. Znajdzie się dla nich miejsce. - Zostaw nas na skraju lasu - Im mniej sensacji wzbudzi, tym lepiej, nie powinien lądować w ogrodach dawnego domu pani Bagshot.
Kiedy wylądowali - pomógł wstać Celine i Leonie, wziął Celine w ramiona i skierował się prosto do przyjaciela.

/zt idziemy tu


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]04.03.22 22:03
Zimno. Przeraźliwe zimno tysiąca igiełek wgryzających się w ciało miesza się z panicznym strachem odbierającym stabilność oddechu; powietrze wdychane do płuc nie przynosi ukojenia, przeistoczone jakby w złośliwe kłamstwo, bo równie dobrze mogłaby zapaść się teraz w wodnej głębinie, usiłując pochwycić tlen. Rezultat byłby ten sam. Nicość.
Jej płacz jest gwałtowny jak towarzysząca im pogoda, nieustępliwa i trudna, jej myśli dryfują daleko stąd, aż w pewnym momencie przestają mknąć w ogóle, zdezorientowane siłami wyciekającymi z niej wraz z każdą łzą i zawrotami głowy doskwierającymi bardziej i bardziej. Chude palce wbijają się w fakturę rozmiękłej gleby odnalezionej pod warstwą brudnego śniegu, brąz wchodzi pod paznokcie - a do głowy powracają wątłe wspomnienia dnia, kiedy przy podobnych torach zakopywała listy od tatka, żeby te nigdy nie wpadły w niepowołane ręce. Kto jej wtedy pomógł? Dlaczego? Nie pamięta już jego twarzy, wie tylko, że był mężczyzną, który podarował jej bardzo urokliwą piersiówkę, albo raczej przystał na jej prośbę o dozgonne podzielenie się przedmiotem. Miała kupić i ozdobić dla niego podobną, nigdy jednak tego nie zrobiła. To minęło. Mija - ulatuje przez palce wraz z poczuciem dawnej Celine, która staje się duchem samej siebie i może to nawet adekwatne, przecież tak bardzo lubiła tańczyć z duchami, rozweselać je sekwencją płynnych ruchów łabędzia poderwanego do lotu albo sunącego po spokojnej tafli jeziora. Dzisiaj nie ma już nic. Wygląda podobnie, straciła sporo kilogramów, jest skorupą. Pustą i przestraszoną.
Marcel podnosi ją ku górze, pomaga mu w tym śliczna Leonie, a wszyscy z nich na powrót są wolni. Wymęczona turbulencjami różnego rodzaju dwójka pomaga podtrzymać ją na chybotliwych nogach smaganych porywistymi podmuchami wiatru, na początku próbuje ich od siebie odepchnąć, niepewna kim tak właściwie są, dopóki czerwień nie zstępuje spomiędzy szarych obłoków i dopóki powieki nie unoszą się niepewnie na prośbę znajomego głosu. Kto jeszcze jest z nami? Paniczny płacz powoli przemienia się w łkanie, kiedy zmęczone oczy sięgają nieba; w jej tęczówkach odbija się coś niewypowiedzianego, coś, czego nie umie ubrać w słowa, nie w tym stanie, ledwo trzymająca się strzępów swojej przytomności, oparta głową o ramię Marcela, z jedną z dłoni wciąż kurczowo zaciśniętą na ramieniu Leonie. Ale jej dotyk jest blady. Nie zostawi siniaków. Może w ten sposób podświadomie próbuje upewnić się, że dziewczyna nagle nie zniknie.
- S-słońce... - to ostatnie, co pamięta, zanim umysł odpływa w eter nicości. W końcu pokonują ją panika i skrajne wycieńczenie, opada więc bezwładnie w ramiona młodego akrobaty, swojego wybawiciela; a może to feniks w ten sposób ofiaruje jej chwilę wytchnienia, spokoju, bo gdy tylko znajdują się na miejscu w Dolinie Godryka, zgodnie z jego życzeniem, jej powieki znów unoszą się niemrawo ku górze. Ile z niej zostało w Tower?

zt, bardzo dziękuję za grę i ratunek shame


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]31.01.23 19:42
Dziwny jest ten świat
3 lipca 1958 r.
Noc była pełna strachów. Zbudzone nad ranem oczy łaknęły dalszego snu, ale ten napawał niepokojem. Niejasne wspomnienia przywoływały czerwone światło, czy było postrzępionym fragmentem snu, czy rzeczywiście dobiegało zza okna? Niewypoczęte ciało wydawało się spięte, lekki ból głowy subtelnie stukał w czaszkę ze wszystkich stron. Każda napotkana od rana twarz wydawała się równie zmęczona. Mogły dotrzeć do ciebie pogłoski o krwawym księżycu, który nocą pokazał się na niebie, barwiąc gęste obłoki szkarłatem. Zawieszenie działań wojennych winno przynieść chwilowy oddech, a jednak...

Tatiana: Kiedy się zbudziłaś doskwierały ci duszności - jakby coś nocą ciążyło ci na piersi. Brak odpoczynku dawał ci się we znaki, pulsujący ból głowy wwiercał się bezlitośnie w skronie, wiodąc prosto do okna, które musiałaś pchnąć, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Z zaskoczeniem dostrzegłaś na dachu naprzeciwko dużego, czarnego kota o smoliście lśniącym futrze, który wpatrywał się w ciebie wyraziście żółtymi oczami. Wydawało się, że zbiegnie, ale nic z tych rzeczy, zgrabnie przeskoczył z dachówki na dachówkę i z rynny na rynnę, ostatecznie wyskakując nieopodal twojego okna - gdzie przysiadł, wciąż ci się przyglądając. Jego spojrzenie było dziwne, przenikliwe, niepokojąco mądre. Po chwili kot pognał przez siebie po szerokim gzymsie, przebiegając tuż przed tobą; w Anglii lekceważono podobne sygnały i interpretowano je na opak, ale rosyjscy czarodzieje poważnie traktowali czarnego kota zachodzącego drogę. Trudno było to jakkolwiek wytłumaczyć, a jednak wrażenie, że wciąż - skądś - na ciebie spoglądał, zostało z tobą jeszcze na długo. Nawet, gdy wyszłaś już z domu, nie mogłaś pozbyć się natrętnego i irytującego wrażenia, że coś za tobą podążało - ilekroć jednak obejrzałaś się przez ramię, tylekroć nie dostrzegłaś tam nikogo. Ojciec nakazał ci odwiedzić tego dnia dalszych krewnych, zmierzałaś na stację kolejową, mijając zmęczone twarze kolejnych czarodziejów. Pociąg pojawił się punktualnie, odjeżdżał do Harpenden.

Lucinda: Nieprzespana noc nie powstrzymała cię przed działaniem - kiedy tylko dotarła do ciebie depesza o potrzebującej rodzinie w pobliżu Harpenden, udałaś się tam bezzwłocznie. Klątwa na matce dwojga dzieci uaktywniła się podobno nocą, całkowicie pozbawiając ją głosu. Z rozmowy z jej mężem sama klątwa wydawała się jednak nie mieć sensu - objawiły pojawiły się zbyt nagle i zbyt niespodziewanie. Mąż był przy niej cały ten czas, a jego zatroskanie i opieka, jaką otaczał całą swoją rodzinę, sprawiały, że wydawało ci się mało prawdopodobne, by mógł być winnym tej sytuacji. Zagadka okazała się tym dziwniejsza, gdy znane ci metody zawiodły. Posiadałaś ogromną wiedzę i duże doświadczenie w zakresie przełamywania klątw, podczas gdy sama klątwa nie uchodziła za szczególnie trudną. A jednak - im mocniej próbowałaś, tym większy stawiała opór i z chwili na chwilę traciłaś pomysły na odnalezienie rozwiązania tej bardzo niecodziennej sytuacji. Brak głosu nie krzywdził kobiety, przeszło ci przez myśl, że mogłaś powrócić do domu przestudiować kilka ksiąg i pochylić się nad tym przypadkiem mocniej - miałaś poczucie, że tutaj nie zdziałasz już więcej. Czy klątwę rzeczywiście mógł nałożyć bardzo potężny czarnoksiężnik? Wydawało się to jeszcze dziwniejsze, kobieta była uboga, wydawała się prosta, a jej dom szczery. Gdyby ci czarodzieje zaszli za skórę komuś potężnemu, byliby pewnie mniej skołowani ponoszonymi konsekwencjami. Cóż więc innego - czy to wina samej magii? Zupełnie jakby nie zachowywała się naturalnie, reagowała na coś, czego jeszcze nie potrafiłaś zrozumieć...

Tatiana właśnie wychodziła z pociągu, do którego miała wejść Lucinda, gdy nagle na stacji kolejowej rozległ się gwizd lokomotywy, wpierw jednej, lecz zaraz dołączyły do niej kolejne i wkrótce głośny dźwięk przedarł się przez peron upiornym wyciem. Sam odgłos wydawał się inny, bardziej niepokojący, ale to zaskakujące okoliczności sprawiały, że przeszedł was dreszcz grozy. Wkrótce z kominów lokomotyw - wydawało się, że ze wszystkich, nawet z tych, które tylko stały na peronach i nie wydawały się w ogóle być uruchomione - zaczynały kłębić się gęste szare chmury. Wokół zaczęła się panika, mgła zasłaniała wam widok na cokolwiek. Ktoś potrącił łokciem wpierw jedną, potem drugą czarownicę, upadły obie. Lucinda poczuła, jak jej serce zaczyna kołatać, a pisk w uszach zagłuszył gwizd lokomotyw, naszła ją fala gorąca, a na skórze pojawił się zimny pot. Znała to uczucie, ale jego znajomość nie sprawiała wcale, że stało się ono lżejszym. Przeciwnie, miała przeczucie, że jeśli omdleje tu lub straci orientacje, zadusi się tym kłębiącym dymem i zginie. Szukając oparcia Tatiana bezwiednie przesunęła dłoń na jej nogę, której we mgle nie dostrzegła. Rosjanka poczuła powracającą poranną duszność - tak samo naciskającą na klatkę piersiową. Na co dzień była okazem zdrowia, nie mogła zrozumieć, co się z nią działo, ale nie była w stanie nabrać powietrza. Nikt nie zwracał na czarownice uwagi, mogły liczyć tylko na siebie nawzajem. Musiały jak najszybciej wydostać się na zewnątrz. Krztusić się powietrzem zaczęła najpierw Tatiana, lecz Lucinda już po chwili poczuła to samo. Wystarczyło chyba podążać w stronę światła - słońce jakby zalśniło na niebie silniejszym blaskiem, czułyście to przez otaczającą was gęstą mgłę. Dopiero na zewnątrz miało się okazać, że to nie było słońce.

Na niebie rozgorzała kometa, za którą ciągnął się złocisty warkocz. Przyciągała wzrok w przedziwny sposób, jakby hipnotyzowała samą swoją obecnością na niebie. Jaśniała jak drugie słońce, trwała nieruchomo, a im dłużej oko spoglądało w jej światło, tym większy budziła niepokój. Jakby to światło wnikało gdzieś w umysł, w serce, pozostawiając po sobie trwogę i przerażającą pustkę, której nie sposób było zrozumieć.

Mistrz gry nie kontynuuje rozrywki, ale jest gotów odpowiedzieć na ewentualne wątpliwości. Zakończony wątek należy zgłosić w temacie dziwny jest ten świat; jeżeli współgracz nie pojawi się w wątku lub przestanie pisać w jego trakcie postać oczekująca może zaprosić dowolną inną, która odnajdzie się w sytuacji, w zamian za uciekiniera.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]04.02.23 19:32
Bezdech towarzyszył jej do tej pory.
Zupełnie, jak gdyby razem z poleceniem ojca – absolutnie zadziwiającym i absurdalnym w całej swojej krasie – zapomniała o tym, jak się oddycha. Duszna noc i ucisk w klatce piersiowej były zwieńczeniem nieprzyjemności, które Dolohov zrzucała na podświadomy stres. Irytujący i niepotrzebny, uderzający jak zwykle w najgorszym z możliwych momentów.
I ten przeklęty kot.
Kot, który więcej miał w sobie z legend opowiadanych przez babkę i ciotki; kot rodem z książek dla dzieci i niewinnych opowiastek koloryzowanych autentyczną przepowiednią. Żółte ślepia były zbyt konkretne, zbyt skupione, by można je było potraktować jako przypadek; miała je przed sobą przez całą drogę pociągiem. Dusznym, wyłożonym tanim aksamitem pociągiem.
Pamiętała doskonale kolej transsyberyjską, pierwszą klasę i wysokie, kryształowe kieliszki z bąbelkowym szampanem; brytyjski pociąg pospieszny, choć na bilet wydawała wyższą kwotę niż przewidywała uśredniona cena, był zupełnie niepodobny i przysporzył ją jedynie o ból głowy.
Gwar rozmów niósł się po wagonach, szelest brytyjskich gazet był słyszalny podwójnie, kiedy skroń wciąż pulsowała, a płuca upominały się o dawkę tlenu, którego w zatłoczonych przedziałach próżno było szukać.
Harpenden wcale nie leżało daleko od Londynu, ale całą trasę zdążyła pokonać w rozeźleniu i zniecierpliwieniu, wypiciu sporej filiżanki czarnej kawy i zadarcia skórki przy dwóch paznokciach; myśl, że kot mógł pojawić się w domu dalekiego wujostwa zaczęła jej doskwierać tuż przed docelową stacją swojej podróży.
Miała ze sobą jedynie niedużą torebkę, z elegancką rączką i skórkowym wykończeniem w śliwkowym kolorze; podniosła ją, kiedy pociąg się zatrzymał i wraz z grupką pasażerów podążyła do wyjścia. Moment stawiania stopy na krawędzi peronu był kolejną próbą zagrania na jej nerwach i cierpliwości – pisk, który potoczył się po okolicy był niemal nie do zniesienia, wzbierający z każdą kolejną chwilą, wwiercający się w czaszkę jak stalowy pręt.
I kiedy przenikliwy dźwięk był czysty, okolica zaczęła zachodzić brudem – ciężką, ciemną kotarą czarnego dymu, którego nie dało się przypisać do konkretnego źródła. Ktoś krzyknął, ktoś wychodzący z pociągu ją szturchnął, a kiedy widoczność zmalała do minimum, i ona upadła na podłoże.
Otwarta dłoń otarła się o nierówny beton, po chwili poczuła obok siebie czyjeś ciało, druga ręka zsunęła się i objęła napotkany element. Dopiero kiedy coś zaczęło jaśnieć na niebie, zdała sobie sprawę, że trzyma łydkę młodej kobiety.
Wymieniła z nią ledwo krótkie spojrzenie, bo chwilę później jej uwagę skradła jaśniejąca łuna na niebie; sunąca w dół, z ognistym warkoczem, który światłem przebijał się przez duszący, ciemny dym.
– Musimy wstać – wycharczała, czując ściśnięte gardło. Podniosła się, sięgając po przedramię nieznajomej, która została poturbowana tak samo jak ona – I znaleźć jakieś... wyjście – wymamrotała, pomiędzy kolejnymi kaszlnięciami. Początkowo chciała iść w kierunku światła, ale kiedy wzrok zarejestrował, że to wcale nie było słońce, porzuciła ten pomysł.
– W kierunku stacji? Wie pani, gdzie tu jest wyjście? – dopytywała, przenosząc obolałe od światła spojrzenie na obcą kobietę – Prędko!

Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]13.02.23 22:52
Nieprzespana noc nie była nowością. Na palcach jednej ręki była w stanie zliczyć te, które udało jej się w pełni przespać przez ostatni miesiąc. Często nawiedzały ją sny. Nie mogła nazwać ich koszmarami, bo nie wzbudzały w niej lęku ani niepokoju, ale daleko im było do przyjemnych. Zwykle budziła się po dwóch godzinach jeszcze bardziej zmęczona, wymuszała na sobie sen, który często zwyczajnie nie przychodził. Ta noc była jednak inna. Znów nie mogła spać, znów dręczyły ją sny, ale tym razem wypełnione był lękiem i niepokojem. Najgorsze było to, że nawet po przebudzeniu te uczucia wciąż jej towarzyszyły. Żyły w niej pozbawiając złudzeń o udanej nocy. Nie wiedziała skąd w niej tak wiele uczuć. Myślała, że to już za nią, myślała, że koszmary na jawie wygrały z tym co może jej zaproponować sfera snów. Myślała…
Rano do jej okna zapukała sowa z listem od dobrego znajomego, który prosił ją o objęcie opieką jedną z rodzin. Ku jej zaskoczeniu nie chodziło o dach nad głową czy wyżywienie, ale o zdjęcie klątwy. To była miła odskocznia. Przed wyjściem z domu nawet zaczęła się zastanawiać kiedy ostatnio przyjęła jakieś zlecenie łamacza, ale nie potrafiła sobie tego przypomnieć. Nikt nie powinien cieszyć się cudzym nieszczęściem, ale to było coś nowego, coś co przypominało jej o korzeniach, szczerze nawet nie wiedziała, że za tym tęskni.
W domu rodziny znalazła się około południa. Jej nastrój prysł wraz z kolejnymi nieudanymi próbami. Czuła, że magia ją upośledza. Im dłużej starała się coś zdziałać tym mocniej jej to nie wychodziło. Widziała twarz męża kobiety, widziała zawód na jego twarzy i to wzbudziło w niej złość. Widywała ten wzrok przez większość swojego życia, często sama siebie takim traktowała. Niezadowolenie, niechęć, masa wątpliwości. Choć nienawidziła odpuszczać czuła, że nic więcej tutaj nie wskóra. Wbrew pozorom potrafiła szanować własne umiejętności i czas. Wiedziała doskonale co potrafi, wiedziała, że klątwa powinna odpuścić po pierwszej lub drugiej próbie, a jeśli tak się nie stało, to nie była jej bezpośrednia wina. Wszystko miało swoje drugie dno. Zebrała wszystkie potrzebne informacje od rodziny i postanowiła wrócić do domu by jeszcze raz przejrzeć manuskrypty. Może była zbyt pewna siebie? Może coś jej umykało?
Stała na peronie czekając na swój pociąg. Ktoś pchnął ją ramieniem, a kiedy się obejrzała dostrzegła młodą kobietę trzymającą na rękach kilkuletnie dziecko. Obok nich stały walizki, a na smyczy trzymała dużych rozmiarów psa. Kobieta uśmiechnęła się w przepraszającym geście, na co Lucinda skinęła jedynie delikatnie głową i naciągnęła mocniej kaptur na włosy. Nie chciała by ktoś ją rozpoznał.
Pociąg podjechał, a ona już zmierzała do szeroko otwartych drzwi, gdy nagle do jej uszu dotarł pisk. Najgłośniejszy jaki kiedykolwiek słyszała. Mimowolnie podniosła prawą rękę do ucha. Ta część ciała obrywała najmocniej podczas pojedynków i już niejednokrotnie zauważyła ze zwyczajnie zaczyna mieć z nim problem. Nagle powietrze wokół zrobiło się dosłownie szare. Widoczność zmniejszyła się do minimum. Ktoś ją popchnął, ktoś ją szturchnął. Runęła na ziemię. Czuła jak kawałki żwiru wbijają się jej w kolana pomimo grubego płaszcza i spódnicy. Syknęła cicho bardziej z frustracji niż bólu. Gdy podniosła wzrok nie widziała już nic.
Panika była najgorszym z uczuć. W panice ludzie robili najgorsze rzeczy. Zawsze myślała, że powiedzenie „do celu po trupach” odnosi się do ludzi będących właśnie w panice. Chaos, brak logiki, ucieczka. Próbowała się podnieść, ale czyjaś dłoń chwyciła ją za udo. Szybko przeniosła spojrzenie na kobietę obok niej. Widziała ją jak za mgłą, ale nie wyglądała na kogoś kogo zamiarem jest wypchnięcie ją pod pociąg. Coraz mniej widziała, coraz ciężej jej się oddychało. Światło docierało do niej choć nie potrafiła stwierdzić czy to słońce, światło latarni czy to jeszcze coś innego. Zbyt dobrze znała stan, w którym aktualnie się znajdowała. Śmiertelna bladość niejednokrotnie ją w podobny wprowadzała. Stara przyjaciółka.
Lucinda chwyciła od razu szczupłą dłoń brunetki. – Tę…-mówiąc to zakrztusiła się i mocno zaczęła kaszleć. Kiedy jej oddech się uspokoił, a nieznajoma pomogła jej podnieść się z ziemi wskazała miejsce, gdzie według niej powinny znajdować się drzwi. Na Merlina przecież nic nie widziała. – Tam powinny być drzwi. – ruszyła i pociągnęła kobietę za sobą. Miała wrażenie, że idą tempem ślimaka, ale ścigają się z królikiem. – Dobrze się czujesz? – zapomniała o uprzejmościach, o wychowaniu. To nie szło w zgodzie z paniką. – Zrobiłaś sobie krzywdę? – zakaszlała się po raz kolejny. Miała wrażenie jakby płuca miały jej wybuchnąć. Mijały leżących ludzi. Blondynka dostrzegła kobietę, którą przed chwilą widziała z dzieckiem i psem. Kobieta płakała nie mogąc odnaleźć się w chaosie. Czarownica zrobiła to co zrobiłby każdy chwyciła jej dłoń i pociągnęła ją razem z nimi. Nie pytała o zdanie brunetki. PANIKA rządzi się swoimi prawami.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 5 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]20.02.23 15:23

Dym wwiercał się w nozdrza, zaglądał do spojówek, wymuszał łzy i żarłoczne duszności. Tatiana starała się rozejrzeć wokół, znaleźć źródło anomalii lub jakikolwiek punkt światła, który miałby zwiastować wyjście z bańki stworzonej z szarości i czerni – ale okolica gęstniała w panice i strachu, a światło długo nie nadchodziło, by pojawić się w postaci wiązki nienaturalnej jasności. Wydawało jej się, że ogromna gwiazda spada z nieba – gwiazda, lub cała planeta, ciągnąc za sobą świetlisty warkocz. To nie było naturalne. To nie było normalne.
W popłochu i strachu nie zauważała ludzi wokół siebie; jedynie wyczuwała ich obecność, słyszała ich głosy, w końcu wyczuwała dotyk. Nie przeprosiła za moment, w którym złapała czyjąś nogę; prędko jednak odnalazła dłoń kobiety, która upadła zaraz obok niej i w końcu wstała razem z nią. W górze wcale nie było łatwiej. Nie było przejrzyściej, a kometa na niebie wcale nie rozjaśniła smug dymu – wręcz przeciwnie, bijące światło było na tyle oślepiające, że Dolohov musiała odwrócić wzrok.
Nie miała pojęcia kim była nieznajoma, choć jej twarz wybijająca się ponad mgliste opary wydawała się dziwacznie znajoma – ale żadna z nich nie miała czasu na kurtuazyjne pytania, zwroty grzecznościowe i angielski small talk.
– Prędko – syknęła za to, splatając palce z tymi należącymi do nieznajomej, by zaraz potem ruszyć – szybkim krokiem choć wciąż ostrożnym, zważywszy na to, że mijały przewróconych ludzi – w kierunku drzwi prowadzących na stację dworca. W budynku powinno być lepiej, taką miała nadzieję.
– Tak, wszystko dobrze – rzuciła, odwracając się przez ramię by złapać spojrzenie blondynki. Coś piekło ją w okolicach łydki, ale adrenalina i strach przysłaniały ból i nakazywały skupić się tylko i wyłącznie na celu, a tym była ucieczka z tego miejsca.
Ktoś płakał, ktoś krzyczał, ktoś inny nawoływał czyjeś imię – przemieszczały się przez tłum przewróconych ludzi i ciemną mgłę niemal na oślep; Tatiana nie zauważyła nawet, że kobieta, która jej towarzyszyła zgarnęła kogoś jeszcze.
– W środku powinno być czystsze powietrze – zawołała, urywając ostatnie słowo i zmieniając je w przekleństwo; coś, a raczej ktoś złapał ją za łydkę i wymanewrowanie przed upadkiem nie było łatwym zadaniem w takim miejscu.
Kurwa mać – zaklęła w ojczystym języku, zerkając instynktownie, czy jej towarzyszka niedoli nie padła ofiarą tego samego – Już blisko! – dodała, jakby chciała dodać otuchy – jej, czy samej sobie, to nie było istotne.
W końcu dotarły do miejsca – ale to nie były drzwi, tylko chropowata ściana budynku.
Wspomnienie kota odżyło, świadomość braku ucieczki przypominała uczucie porównywane do ucisku w klatce piersiowej; kiedy świetlisty warkocz zdawał się do nich zbliżać, zacisnęła oczy i zakryła je dłońmi, przywierając plecami do ściany.
– To jakaś anomalia – wymamrotała, choć niepewnie. Anomalia, czarna magia, pieprzona siła z kosmosu – nikt nie miał pojęcia, co działo się na dworcu.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]22.02.23 23:33
Gęsta mgła odbierała wszelką widoczność. Widziały jedynie to co na wyciągnięcie dłoni. Z lokomotyw wydobywał się głośny gwizd dekoncentrujący znajdujących się na peronie czarodziejów. Szybko domyśliła się, że ze stojących na torach pociągów zaczęli wybiegać ludzie, bo już po chwili wokół nich zrobił się większy tłok, a co za tym szło czyhało na nie większe niebezpieczeństwo. Próbowała uspokoić oddech, ale miała wrażenie jakby ktoś położył jej na piersi wielki kamień, który ciągnął ją do ziemi, blokował przepływ tlenu, krztusił słowa, które próbowała wypowiedzieć. Choć była przerażona zaistniałą sytuacją, to jej krew rozgrzała adrenalina i wola walki. W kłębach unoszącej się mgły widziała ostre światło. Wciąż nie potrafiła powiedzieć co tak jasno świeci nad ich głowami. Logicznym było stwierdzić, że to słońce, ale ten fakt zdawał się być dla niej nazbyt trywialny. Nie zdziwiłaby się, gdyby tak naprawdę ich świat właśnie płoną żywym ogniem. Nie zdziwiłaby się, gdyby właśnie tak wyglądał koniec ich świata. Wystarczająco dużo w ostatnim czasie widziała by wiedzieć, że wszystko jest możliwe.
Prędko. Prędkość w ich obecnej sytuacji była pojęciem względnym. Przyśpieszała kroku by zaraz znowu zwolnić. Co chwile ktoś na nie wpadał, co chwile ktoś ciągnął je za ręce. Ściskała tak mocno szczupłą dłoń brunetki, że nie zdziwi się jeśli na jej skórze pozostanie siny ślad. Nie wiedziała dlaczego w przypływie chęci ratowania własnego życia postanowiły tak kurczowo się siebie trzymać. Chyba zawsze lepiej uciekać przed okrutnym losem mając kogoś u swojego boku. Nawet po to by nie dać się zmanipulować panice. A paniki na stacji kolejowej było niesamowicie dużo. Chyba od początku wojny nie widziała tak wielu twarzy wykrzywionych przerażeniem. Kobieta ciągnęła ją przed siebie, omijały leżących ludzi, omijały kolumny podtrzymujących zadaszenie, omijały wszystkie drzwi, przez które przeciskali się ludzie. – To mgła czy dym? – zapytała zachodząc się kaszlem. Choć nie czuła żadnej woni, a struktura unosząca się przed nimi nie przypominała dymu, to każdy oddech palił jej gardło. Nie wiedziała właściwie do czego jest potrzebna jej ta wiedza w tym momencie, ale nie wymagałaby od siebie logicznego myślenia w chaosie, który zapanował na peronie. Cholera, a miała jechać wcześniejszym pociągiem…
Blondynka obróciła się by spojrzeć na przerażoną kobietę ciągnącą za sobą swoje dzieci. Na szczęście udawało jej się dotrzymywać Lucindzie i jej towarzyszce kroku. Nim zdążyła wzrokiem powrócić na krajobraz malujący się przed nią jej towarzyszka zachwiała się. Czarownica wyciągnęła dłoń i chwyciła jej przedramię by zabezpieczyć ją przed upadkiem. Nie dziwiła się ludziom nie mogącym się podnieść z ziemi. Szukali jakiegokolwiek punktu zaczepienia, bezpieczeństwa. Żałowała, że nie może zrobić dla nich więcej, że nie może im pomóc. Nie chciała używać magii skoro nie wiedziała z czym tak naprawdę się mierzą.
Wiedziała, że zbliżają się już do głównego wejścia. Ruch zwolnił, ludzie przeciskali się między sobą chcąc jak najszybciej opuścić stację. Tym razem to Lucinda zaklęła głośno. – Tędy nie przejdziemy – krzyknęła do kobiety przed sobą. Zaczęła rozglądać się po najbliższym otoczeniu. I tak nie widziała zbyt wiele. Wtem przypomniała sobie, że przed wejściem na stację dostrzegła inne boczne wejście, przy którym dwóch mężczyzn paliło papierosy. Musiało być to jakieś wyjście ewakuacyjne albo służbowe. – Chodźmy – to teraz ona zaczęła ciągnąć kobietę w swoją stronę. Czarownica z dziećmi z powątpiewaniem patrzyła na Lucindę i w końcu postanowiła zostać przy głównym wejściu. Nie mogła jej winić. Blondynka jednak wierzyła, że intuicja jej nie myli. Zawierzała jej zwykle całe swoje życie. – Nie przypomina mi to anomalii. Widzisz to światło? Przedzierające się przez mgłę? – znów zaniosła się kaszlem. Mówienie sprawiało jej znaczną trudność. – Nic z tego co tu się dzieje nie jest normalne, ale... – chciała powiedzieć, że w swoim życiu widziała już wiele anomalii i wiele z nich udało jej się rozpracować. Jako Zakonniczka mierzyła się ze wszystkimi, które ogarnęły Wielką Brytanię. To nie przypominało jej żadnej anomalii. W końcu dotarły do drzwi.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 5 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]23.02.23 19:56
Mgła czy dym.
Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie, a w momencie kiedy padło, nie była nawet w stanie otworzyć ust, bo kiedy tylko wargi się rozchyliły, miała wrażenie, że gęsta, ciężka szarość wpełza do wnętrza, blokuje nie tylko słowa, ale boleśnie próbuje przebrnąć przez przełyk i wejść w jej wnętrze.
To nie było normalne. Mgła nie pochodziła z nieba, a dym nie pochodził z kominów pociągu. Pisk toczył się po stacji, wwiercał w bębenki i momentalnie powodował ból skroni, który duszne powietrze jedynie potęgowało.
Nie miała pojęcia kim jest kobieta przy jej boku, ściskająca mocno jej dłoń; i kim jest kolejna osoba, która dołączyła do ich eskorty; Dolohov dostrzegła ją dopiero po chwili, bez słowa, jednak z grymasem malującym usta, zupełnie tak, jakby dodatkowa postać zwyczajnie je spowolniała.
I tak faktycznie było, choć przeciśnięcie się przez tłum panicznie wystraszonych pasażerów i przechodniów na stacji i tak utrudniał im jakikolwiek ruch. Szły jakby na oślep, w przeciwną stronę od oślepiającej łuny zakończonej płonącym warkoczem. Nie chciała tam patrzeć. Nie chciała domyślać się tego, co się działo.
Coś leciało z nieba. Absurdalna myśl, że słońce miało uderzyć o ich planetę i zmieść ją z kosmicznej powierzchni była surrealistyczna; ale wraz z nią pojawiło się wspomnienie czarnego kota w oknie i paniczny bezdech w piersi.
Tłum narastał i prędko dostrzegły, że główne wejście do hali dworca będzie niemożliwe; mieląc w ustach przekleństwo zerknęła przez ramię, krzyżując spojrzenie z towarzyszącą jej kobietą.
Kim była? Dokąd zmierzała? Co potęgowało strach w jej oczach, bliźniaczy do tego, który dudnił pod klatką piersiową Tatiany?
– Coś spada z nieba – wychrypiała ciężko, odsuwając się od ściany i odejmując dłonie od twarzy. Jasność znów uderzyła w jej oczy, źrenice gwałtownie się zmniejszyły, skronie przeszyła następna dawka bólu.
– Jesteś tu sama? – zapytała, jakby instynktownie, kiedy kobieta, którą blondynka chwilę temu trzymała za rękę, została przy wejściu do hali. Nie była pewna co to zmieniało – ale wolała wiedzieć, czy powinna zakładać samotną ucieczkę, jeśli nieznajoma miałaby po kogoś się wrócić.
– Nie wiem jakie zaklęcie rzucić... – wymamrotała, z niepewnością tak niepodobną do niej. Ale panika wżerała się w gesty i słowa, paraliżowała myśli i wyzwalała czyste instynkty.
Strach.
Pchnęła drzwi, które wskazała blondynka gwałtownie, niemal z niedbałością, z desperacką potrzebą wejścia do środka. Ustąpiły, więc równie szybko przyciągnęła do siebie blondynkę, nakazując nieodpowiednią bliskość.
Ciężkie, metalowe drzwi zatrzasnęły się, skazując je na ciszę i ciemność; w małym składziku miały do dyspozycji maksymalnie dwa metry kwadratowe, pod ścianą piętrzyły się kartonowe pudła, ale żadna z nich nie mogła ich dojrzeć.
Tatiana słyszała własny oddech i czuła, jak unosi się klatka piersiowa nieznajomej, oddalona zaledwie centymetry od jej własnej.
Oczy przyzwyczajały się do ciemności, choć nadal nie mogły się zobaczyć, nie w takiej czerni.
– Powinnyśmy przeczekać? – wyszeptała, nieprzyzwyczajona do głębokiej ciszy. Pisk lokomotywy, krzyki, nawoływania i płacz – wszystko zniknęło, kiedy metalowy zatrzask odgrodził je od peronów.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]07.03.23 10:18
Lubiła bawić się ryzykiem, znała je doskonale. Potrafiła wykorzystać adrenalinę płynącą w jej żyłach i zwykle znajdywała wyjście z trudnej, niekomfortowej sytuacji. Ta jednak znacząco różniła się od wszystkich, których doświadczyła. Wola walki równała się walce o każdy kolejny oddech. Irracjonalnie zaczęła podejrzewać, że w pewnym momencie płuca wybuchną jej od nadmiaru dymu, a braku tlenu. To uczucie potęgował fakt, że nic nie wiedziały. Coś ewidentnie było nie w porządku. Nie znała się zbyt dobrze na astrologii, równie dobrze słońce mogłoby właśnie spadać na ziemię, a ona nic nie mogła z tym faktem zrobić. Tu nawet wiedza na zbyt dużo się nie zdała
Blondynka nie wiedziała kim jest towarzysząca jej kobieta. Nie rozpoznawała jej twarzy, a nawet gdyby kiedykolwiek wcześniej się spotkały, to sytuacja w jakiej się znalazły skutecznie ograniczała jej ślady pamięciowe. Na szczęście nie musiała znać jej metryki urodzenia by pomóc. Pchały się do wyjścia aby jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu. W takich chwilach nie myśli się długofalowo. Podnieś się, oceń sytuację, obierz punkt, do którego chcesz dotrzeć, a później… cóż. Nikt nie powiedział, że gdy znajdą się na zewnątrz to będą bezpieczne. Wręcz przeciwnie. Jeśli coś spadało na nich z nieba to nie było takiego miejsca na Ziemi, w którym mogłyby poczuć się bezpiecznie. Jakakolwiek próba racjonalnej oceny ich sytuacji była bezcelowa. Instynkt był tym co przejmowało nad nią kontrolę.
Słysząc pytanie kobiety jeszcze raz obróciła się w stronę biegnących do wyjścia ludzi. Im wszystkim należało pomóc, wszyscy powinni mieć szansę na uwolnienie się z tłumu. Chciałaby móc zareagować, ale coś podpowiadało jej, że magia może przynieść im więcej straty niżeli pożytku. Wygenerować jeszcze większy strach. – Jestem sama – odparła wracając wzrokiem do brunetki. – Jak masz na imię? – zapytała kobietę. Ta informacja wydawała jej się w tym momencie ważna, bo co jeśli zgubią się w tym tłumie? Oczywiście każda z nich mogła iść w swoją stronę, to było nawet bardziej logiczne w tej sytuacji, jednakże przez to, że od samego początku były w tym razem chciała, żeby tak pozostało.
Blondynka przeklinała w duchu magię. Zawsze była dumna z tego kim była, kochała płynącą w niej energię. Widziała jednak wystarczająco dużo zła by wiedzieć, że magia przynosi również cierpienie. Anomalie, ostatnie trzęsienie ziemi w Oazie, a teraz to. Nie było to naturalne zjawisko i tego była po prostu pewna. Co znowu zrobili? Co znowu sprowadzili na ten świat? I najważniejsze… kiedy to w końcu się skończy. – Nie tutaj – pokręciła głową gdy kobieta wspomniała o zaklęciach. Znajdowały się w części magicznej dworca dlatego nie martwiła się, że ktoś może paść na widok posyłanych zaklęć. Martwiła się, że w stresie i lęku zaklęcia mogą wyrządzić zbyt wiele krzywdy.
Jej towarzyszka pchnęła drzwi, które głową wskazała blondynka. Te ustąpiły i dość szybko znalazły się w małym składziku. Wszędzie panowała ciemność, obok siebie czuła jedynie obecność kobiety i słyszała ich urwane oddechy. W końcu mogła oddychać. Lucinda skuliła się opierając płasko dłonie na udach. Łapała oddech jakby ten był najcenniejszą rzeczą jaką miała. Wyprostowała się próbując uspokoić rozszalałe serce. Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech, ale brunetka nie mogła tego dostrzec. Sam uśmiech musiał być wynikiem dotlenienia. – Przed wejściem na peron widziałam, że tu jest wyjście na zewnątrz. Widocznie to jakieś przejście służbowe lub magazyn. Znajdźmy te drzwi. – powiedziała unosząc różdżkę i rzucając – Lumos – chcąc rozświetlić ciemność w jakiej się znajdowały. Nie miały tu zbyt dużego pola do manewru, ale to nie było ważne. Lucinda uniosła różdżkę nieznacznie tak by oświetlić twarz kobiety, która pomogła jej się uwolnić. – Dziękuje – odparła i uniosła brew w pytającym geście. – Na pewno wszystko z tobą w porządku? – nie miały czasu na rozmowę, wiedziała, że za drzwiami wciąż trwa prawdziwy koszmar. Chciała jednak upewnić się, że ta nie padnie jej po przekroczeniu progu. Nie, żeby miała jakiekolwiek umiejętności by jej pomóc, ale lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć. Musiały znaleźć to wyjście, musiały znaleźć się daleko od stacji. Od dnia dzisiejszego przestanie jeździć pociągami.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 5 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]08.03.23 10:58
Nie było miejsca na myślenie – został tylko instynkt.
Instynkt w momencie, kiedy chwyciła nieznajomą za nogę i kiedy splotła z nią palce dłoni; kiedy wstała i zaczęła przedzierać się przez tłum, walcząc z kaszlem i płynącymi do oczu łzami. Teraz, kiedy otaczała ich ciemność, próbowała się uspokoić – i na nowo włączyć myślenie.
Oczy były suche i piekące, dłonie drżały w ataku przypominającym panikę zmieszaną z adrenaliną. Za metalową ścianą dudnił strach, choć do środka składziku docierało niewiele – było na tyle cicho, że Tatiana słyszała oddech zarówno swój, jak i towarzyszącej jej blondynki.
To, kim była – kim mogły być dla siebie – było nieistotne. Każda skupiała się na jakimkolwiek rozwiązaniu, ucieczce, ratunku.
Nie czuła się dostatecznie silna na teleportację; nie kiedy ciało dygotało od nadmiaru kłębiącego się dymu, a oczy wciąż boleśnie pamiętały smugę zbyt jasnego światła. Wolała nie ryzykować rozszczepieniem. Myśli błądziły od potencjalnych skutków nieudanych zaklęć, po obraz kota znikającego w nocy – był znakiem, żywym omenem zwiastującym to, co działo się na zewnątrz?
– Tatiana – odpowiedziała instynktownie, bez namysłu, burząc swoją zwyczajową tendencję do przedstawiania się przypadkowym imieniem lub wybieraną najczęściej Anastazją; ale w niecodziennym strachu nie było miejsca na dbałość o fałszywe imię, przybieranie masek i próby zatuszowania własnego akcentu, zupełnie wybijającego się ponad miękkie zgłoski Brytyjczyków.
Mrugała wielokrotnie, choć to wcale nie rozjaśniało gęstej czerni panującej w pomieszczeniu – wyczuwała jedynie obecność towarzyszącej jej kobiety, nie dostrzegała sylwetki ani ruchów.
– Teleportujmy się – rzuciła, dyszącym tonem. Dłonie przywarły do chłodnej ściany metalowej konstrukcji, głowa wsparła o coś, co miała za sobą – Za chwilę, jak trochę się uspokoi – to, co dudniło w ich głowach, po sceny, które miały miejsce na dworcu były poza zasięgiem i kontrolą.
Nie zamierzała tam wracać. Nie myślała nawet przez moment o próbie pomocy komukolwiek – same musiały się ratować. Zniknąć stąd jak najszybciej, nim uduszą się w gęstej szarości i oślepną od nienaturalnego światła.
Lumos rozświetliło pomieszczenie; znowu mogła ją widzieć, choć w naturalnym odruchu zaczęła mrużyć oczy i zasłaniać je dłonią. Dopiero po chwili przyzwyczaiła się do rozproszonej ciemności, wzrok zaczął błądzić po przedmiotach i ścianach, poszukując przejścia, o którym mówiła kobieta.
– Nie jestem pewna, czy na zewnątrz będzie spokojniej… – wymamrotała, zerkając na kobietę. Część osób musiała zdążyć przedostać się przez halę dworca i uciec główną ulicą. Spadające słońce nadal tam było.
– Teleportujmy się na końcu tego… przejścia – dodała, marszcząc brwi. W międzyczasie sama dobyła swojej różdżki, unosząc ją w gotowości, na wszelki wypadek.
– Tak, po prostu…. Kręci mi się w głowie – odpowiedziała na jej pytanie, ignorując jednak ów objawy, by ruszyć we wskazanym przez nieznajomą kierunku.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Stacja kolejowa [odnośnik]17.03.23 17:02
Dotarcie do magazynu pracowniczego było najlepszym co mogły w tym momencie zrobić. Odgrodziły się skutecznie od chaosu panującego na zewnątrz. Mogły uspokoić oddech, zastanowić się nad dalszymi krokami, ocenić sytuację i podjąć odpowiednie kroki. Nie cieszyła się, że ludzie na zewnątrz w panice szukali wyjścia, nie chciała patrzeć na ich cierpienie, na to jak strach przejmuje ich działania. Owszem, zawsze była gotowa pomóc innym, ale jeśli sytuacja w Oazie czegoś ją nauczyła to właśnie tego, że najpierw należy zadbać o własne bezpieczeństwo. Martwy Zakonnik to żaden Zakonnik. Martwy człowiek… ta sama historia. To i tak bardzo dużo jak dla niej. Poświęcenie było jej studnią bez dna, ale w życiu każdego przychodzi taki moment, że instynkty przejmują kontrolę. Taki moment jak dziś.
Kiedy kobieta zdradziła jej swoje imię, Lucinda poczuła potrzebę zrobienia tego samego. Nie dlatego, że czuła się winna, ale dlatego, że po części były w tym szaleństwie razem. – Lucy – przedstawiła się prędko zanim zdążyły skryć się za drzwiami ciemnego pomieszczenia.
Teleportacja była dobrym pomysłem. Blondynka nie wiedziała czy wydostanie się z Dworca polepszy ich sytuację, ale na pewno warto było spróbować. Jeśli znajdzie się daleko od tego chaosu będzie w stanie w skupieniu przemyśleć zaistniałą sytuację. Czy dojdzie do jakichś logicznym wniosków? Tego nie wiedziała. Astronomia nie była jej dziedziną. Pierwsze co przeszło jej przez myśl to atak. Ktoś ich atakował właśnie z powietrza. Może to zaklęcie mające wprawić ich w dezorientacje? Może wróg pozyskał wsparcie w wojnie? Pytań było wiele, odpowiedzi zdecydowanie brakowało.
- Nie będzie – zgodziła się z brunetką spoglądając na jej twarz. Obniżyła różdżkę widząc, że nagłe światło oślepiło jej towarzyszkę. – Przepraszam – dodała szybko odwracając się w stronę sterty kartonów. – Masz rację, nie będzie tam spokojniej. – powtórzyła jakby do siebie walcząc z własnymi myślami. Ci wszyscy ludzie opuszczający w popłochu stację byli tak samo spanikowani jak ci będący jeszcze w środku. Znajdą się w tym samym chaosie, nic się nie zmieni. Miała plan, kierowała się nim. Wstań, biegnij, znajdź wyjście. W tej sytuacji wyjściem nie były drzwi na zewnątrz. Przepuszczała, że ludzie w całej Wielkiej Brytanii przeżywają podobne uczucia co ludzie na stacji.
Słysząc, że kobiecie kręci się w głowie lekko zmarszczyła brwi. – Jeśli się rozszczepisz… - zaczęła kręcąc przy tym głową. Zawroty nie były wskazaniem do teleportacji, a wręcz przeciwnie. Były do niej przeciwskazaniem. – Pooddychaj. Myślę, że to wszystko przez ten dym. Nie mdlej, dobrze? Niezbyt ci wtedy pomogę. – dodała zaciskając mocniej różdżkę w dłoni. Czarownica zaczęła przesuwać pudła chcąc zrobić im wystarczająco dużo miejsca do teleportacji. Na Merlina bała się z niej korzystać. Cholerny stres, cholerne spadające słońce, cholerna panika. Jeśli się rozszczepią to nikt im nie pomoże. – Wystarczy tyle miejsca? – zapytała. Pomieszczenie było małe i ciasne. Szum za drzwiami wcale się nie zmniejszał, ludzie wciąż przepychali się w kierunku drzwi. Kto by pomyślał, że jedna stacja może pomieścić ich tak dużo?


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Stacja kolejowa - Page 5 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Stacja kolejowa
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach