Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire
Warwick
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Warwick
Stolica hrabstwa Warwickshire posiada bardzo bogatą historię sięgającą szóstowiecznego neolitu, przez dziewięciowieczne grodzisko, aż do czasów, w którym nad Warwick zaczął królować zamek. W siedemnastym wieku znakomita część miasta spłonęła - gdyby nie czarodzieje mieszkający pośród mugoli, pożar wzniecony przez kilka iskier z zakładu miejscowego kowala być może nie zostałby ugaszony przed zrównaniem całej miejscowości z ziemią. Od tamtej pory wielką uwagę przykłada się tu do bezpieczeństwa i sposobu wznoszenia architektonicznych konstrukcji. To, co stało się po latach przerażającą legendą, wciąż żyje pokoleniowym strachem w umysłach mieszkańców; magowie roztaczają wokół Warwick zaklęcia ochronne, a mugole upewniają się, że wszystko dopasowane jest do zaktualizowanych standardów. Obecnie miasto wydaje się być nieco opustoszałe ze względu na trwającą wojnę, ale niektóre czarodziejskie rodziny mieszkające w tym miejscu od pokoleń, wciąż utrzymują na jego terenie zaklęcia ochronne przed ogniem.
W lokacji nie można rzucić zaklęcia Szatańskiej Pożogi.
The member 'Cornelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 75
'k100' : 75
Xavier kątem oka dostrzegł, że Cornelius był trochę zmęczony. Nie znał się totalnie na legilimencji, ale domyślał się, że była to na tyle wymagająca magia, że również męczyła użytkownika, nie tylko osobę, na której było używana.
- Tak, zdecydowanie mamy wszystko czego nam potrzeba. - pokiwał głową z zadowoloną miną – W Tower mają bardzo wymyślne techniki przesłuchiwań, więc nic pan nie stracił panie Seahold, z pewnością je pan pozna. - dodał z uśmiechem patrząc na spętanego prawnika.
Tu już skończyli. Nie mieli tu więcej do roboty. Przez to wszystko, Xavier kompletnie zapomniał o sekretarce, która została za drzwiami. Na szczęście Sallow poradził sobie z nią raz dwa.
- Być może pani również będzie w stanie udzielić służbom jakiś informacji. Nie ruszą się stąd, więc sądzę, że możemy ich tu zostawić. - zgodził się ze swoim towarzyszem, zakładając rękawice.
Mogło być tak, że sekretarka była niewinna i nie miała pojęcia o ciemnych interesach szefa, ale z drugiej strony mogła być współwinna. Tak czy siak należało to sprawdzić, ale Xavier nie zamierzał już tracić czasu na sekretarkę, nią zajmą się służby.
Kiedy wyszli z budynku, Burke na nowo owinął się ciepłym szalikiem na tyle szczelnie aby mu nie było zimno. Do rynku doszli w kilka minut. Na szczęście był środek dnia i znajdowało się tam dużo ludzi, dostrzegł również kilku tutejszych oficerów, co było bardzo pożądane gdyż należało przekazać im informacje o unieruchomionych osobach w biurze prawnika. Miał zamiar jednak przekazać te informacje kiedy Cornelius skończy przemawiać.
Stanął obok niego i obserwował reakcje tłumu na słowa czarodzieja. Zwrócił uwagę wielu osób, które teraz słuchały go. Na wieść o zdradzie Seahold’a zauważył jak kilka osób zrobiło wielkie oczy w geście zaskoczenia, inni pokręcili głowami rozczarowani. Kiedy zauważył, że Sallow patrzy w jego kierunku, sam na początku uniósł brew ku górze, ale po chwili pojął aluzję. Zrobił krok do przodu.
- Szanowni Państwo! Pragnę osobiście państwa poinformować, że jako lord Durham doglądałem odbudowy i ponownego uruchomienia młynu w Clifton. Panowie Andrew i Carol Farell’owie z przyjemnością przyjmą od państwa zamówienia, leży im na sercu dobro mieszkańców, nie chcą by komukolwiek, czegokolwiek brakowało, przede wszystkim jedzenia. Zaręczam własnym słowem, że zboże z Clifton Mill jest najlepszej jakości i nie muszą się państwo niczego obawiać. Osoby, które twierdzą inaczej zostały opłacone przez pana Seaholda aby jedynie szkodzić czcigodnym mieszkańcom tego miasta. - powiedział, po czym zrobił krok do przodu, aby ponownie dać pole do popisu Corneliusowi.
Burke nie był jakimś wielkim oratorem. Owszem, jak trzeba było potrafił ładnie mówić, ale mimo wszystko występy publiczne nigdy nie były jego ulubionymi. Wolał to zostawiać osobom, które czuły się z tym dobrze i miały do tego smykałkę, tak jak jego dzisiejszy towarzysz. Kiedy Cornelius ponownie zaczął przemawiać, Xavier odszedł kawałek do dwóch funkcjonariuszy by poinformować go o sabotażystach oraz o tym, że wystosuje odpowiednie pismo do Tower aby przybyli tu i odebrali więźniów.
- Tak, zdecydowanie mamy wszystko czego nam potrzeba. - pokiwał głową z zadowoloną miną – W Tower mają bardzo wymyślne techniki przesłuchiwań, więc nic pan nie stracił panie Seahold, z pewnością je pan pozna. - dodał z uśmiechem patrząc na spętanego prawnika.
Tu już skończyli. Nie mieli tu więcej do roboty. Przez to wszystko, Xavier kompletnie zapomniał o sekretarce, która została za drzwiami. Na szczęście Sallow poradził sobie z nią raz dwa.
- Być może pani również będzie w stanie udzielić służbom jakiś informacji. Nie ruszą się stąd, więc sądzę, że możemy ich tu zostawić. - zgodził się ze swoim towarzyszem, zakładając rękawice.
Mogło być tak, że sekretarka była niewinna i nie miała pojęcia o ciemnych interesach szefa, ale z drugiej strony mogła być współwinna. Tak czy siak należało to sprawdzić, ale Xavier nie zamierzał już tracić czasu na sekretarkę, nią zajmą się służby.
Kiedy wyszli z budynku, Burke na nowo owinął się ciepłym szalikiem na tyle szczelnie aby mu nie było zimno. Do rynku doszli w kilka minut. Na szczęście był środek dnia i znajdowało się tam dużo ludzi, dostrzegł również kilku tutejszych oficerów, co było bardzo pożądane gdyż należało przekazać im informacje o unieruchomionych osobach w biurze prawnika. Miał zamiar jednak przekazać te informacje kiedy Cornelius skończy przemawiać.
Stanął obok niego i obserwował reakcje tłumu na słowa czarodzieja. Zwrócił uwagę wielu osób, które teraz słuchały go. Na wieść o zdradzie Seahold’a zauważył jak kilka osób zrobiło wielkie oczy w geście zaskoczenia, inni pokręcili głowami rozczarowani. Kiedy zauważył, że Sallow patrzy w jego kierunku, sam na początku uniósł brew ku górze, ale po chwili pojął aluzję. Zrobił krok do przodu.
- Szanowni Państwo! Pragnę osobiście państwa poinformować, że jako lord Durham doglądałem odbudowy i ponownego uruchomienia młynu w Clifton. Panowie Andrew i Carol Farell’owie z przyjemnością przyjmą od państwa zamówienia, leży im na sercu dobro mieszkańców, nie chcą by komukolwiek, czegokolwiek brakowało, przede wszystkim jedzenia. Zaręczam własnym słowem, że zboże z Clifton Mill jest najlepszej jakości i nie muszą się państwo niczego obawiać. Osoby, które twierdzą inaczej zostały opłacone przez pana Seaholda aby jedynie szkodzić czcigodnym mieszkańcom tego miasta. - powiedział, po czym zrobił krok do przodu, aby ponownie dać pole do popisu Corneliusowi.
Burke nie był jakimś wielkim oratorem. Owszem, jak trzeba było potrafił ładnie mówić, ale mimo wszystko występy publiczne nigdy nie były jego ulubionymi. Wolał to zostawiać osobom, które czuły się z tym dobrze i miały do tego smykałkę, tak jak jego dzisiejszy towarzysz. Kiedy Cornelius ponownie zaczął przemawiać, Xavier odszedł kawałek do dwóch funkcjonariuszy by poinformować go o sabotażystach oraz o tym, że wystosuje odpowiednie pismo do Tower aby przybyli tu i odebrali więźniów.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Płomienne i głośne słowa Corneliusa przykuły uwagę części gapiów - Sallow przemawiał na tyle długo, by zgromadzeni na placu targowym nieco się uciszyli, stwarzając Xavierowi pole do wygłoszenia swojej opinii o młynie. Corneliusowi nie sprawiało problemu zabieranie głosu w każdych - mniej lub bardziej sprzyjających - warunkach, dobrze było przygotować tłum na odezwę arystokraty. Sallow dostrzegł, że Xavier wydaje się być w zbiegowisku odrobinę bardziej spięty niż podczas rozmowy w cztery oczy z Seaholdem, ale jego słowa i tak wybrzmiały pewnie, logicznie i szczerze. Bez retorycznych ozdobników wydawały się nawet bardziej rzeczowym świadectwem wizyty arystokraty w młynie.
Sallow w międzyczasie wodził oczyma po tłumie, badając ich reakcje i bacząc na ewentualne niebezpieczeństwa. Choć weszli dziś do Warwick jak do siebie, był świadom, że siatka wrogów może prężnie działać - Seahold doprowadzi ich po nitce do kłębka, ale na razie musieli uważać. Rękę miał przy różdżce, choć na korzyść spontanicznej przemowy działała inicjatywa z zaskoczenia - strategicznie wybrali tłoczny plac targowy, ale nie ogłaszali nikomu swoich zamiarów, a wspólnicy Seahold'a dopiero teraz mogli się dowiedzieć o jego pojmaniu.
-Słyszycie, obywatele? Z pierwszej ręki - od Seaholda i jego najemników - nie mógł wszak przyznać, że najemników widział jedynie w jego głowie -wiem, że prawnik zachęcał przestępców do napadania na podróżnych w drodze do młyna, próbował czarami zawrócić bieg rzeki, rozsiewał nieprawdziwe plotki o jakości pokarmu. Kiedy ostatnio najedliście się do syta, kiedy mogliście upiec ciasto, kiedy stoisko piekarza nie świeciło pustkami?! Pomyślcie o tym, że mogliście skorzystać z dostaw świeżego ziarna już kilka tygodni temu. O tym, że pieniądze, za które można by wyżywić wielu głodujących, trafiały do kieszeni bandytów. Przejrzyjcie na oczy - kogo powinniśmy wspierać w trudnym wojennym czasie? Czyż nie uczciwych, ciężko pracujących czarodziejów, którzy są zdolni wyżywić całe miasto? Co powinno spotkać zdrajców, którzy to uniemożliwiają, który czerpią satysfakcję z waszych pustych brzuchów, którzy chcą zagłodzić to hrabstwo? - perorował, umiejętnie wplatając w swój głos to przejęcie, to zapalczywość, to troskę o los mieszkańców Warwick.
-Szubienica! - odkrzyknął ktoś z tłumu, a Cornelius uśmiechnął się w duszy.
-I to spotka Seahold'a, oraz każdego, kto z nim kooperował... lub kooperuje. - choć do tej pory zwracał się do niewinnych, to nagle w jego tonie pobrzmiała stalowa nuta. -Dojdziemy do prawdy, do całej prawdy. Żadna zbrodnia nie jest idealna, żadna łapówka wystarczająca, żadne działanie dostatecznie ostrożne. Choćby prawda miała się kryć w głowach winnych, wydobędziemy ją - i zadbamy o bezpieczeństwo pozostałych. Przemawiam do was jako zatroskany obywatel Londynu, ale też jako Rzecznik Ministerstwa Magii - chcę was zapewnić, że stolicy i władzy leży na sercu wasz los, że dokładamy wszelkich starań aby zaprowadzić porządek wśród czarodziejów i nie będziemy tolerować mącicielstwa. Lord Burke, który uprzejmie wspomógł nasze wysiłki, jest przykładem prawdziwego patrioty, który troszczy się o cały kraj. Nie jesteśmy już Warwickshire, Durham i Londynem, jesteśmy zjednoczonym frontem czarodziejów! Jeśli brakuje Wam pracy - zapraszam do londyńskiej policji. Jeśli potrzebujecie uzdrowicieli - nasi ludzie, panna Multon, nieśli już pomoc w Warwick, z pewnością skorzystaliście z ich eliksirów. Wreszcie, jeśli potrzebujecie jedzenia - nie wahajcie się korzystać z dobrodziejstw młyna braci Farell! Dziękuję za uwagę i życzę miłego dnia targowego - oraz pysznych wypieków na kolejnym dniu targowym! - uśmiechnął się przymilnie. Miał nadzieję, że przemowa wybrzmi pośród mieszkańców Warwick - czy to z pierwszej ręki, czy to w plotkach i opowieściach. Nie chciał rozwlekać jej zanadto - ludzie nigdy nie skupiają uwagi na zbyt długich wywodach, lepsze były konkretne treści i emocje. Uśmiechnął się z satysfakcją do Xaviera, który zdążył już porozmawiać z funkcjonariuszami magicznej policji. Sallow i Burke przesłuchali i skompromitowali już winnego - czas na to, aby odbył należytą karę.
perswazja III, kłamstwo (o rozmowie z najemnikami) II
/zt x 2
Sallow w międzyczasie wodził oczyma po tłumie, badając ich reakcje i bacząc na ewentualne niebezpieczeństwa. Choć weszli dziś do Warwick jak do siebie, był świadom, że siatka wrogów może prężnie działać - Seahold doprowadzi ich po nitce do kłębka, ale na razie musieli uważać. Rękę miał przy różdżce, choć na korzyść spontanicznej przemowy działała inicjatywa z zaskoczenia - strategicznie wybrali tłoczny plac targowy, ale nie ogłaszali nikomu swoich zamiarów, a wspólnicy Seahold'a dopiero teraz mogli się dowiedzieć o jego pojmaniu.
-Słyszycie, obywatele? Z pierwszej ręki - od Seaholda i jego najemników - nie mógł wszak przyznać, że najemników widział jedynie w jego głowie -wiem, że prawnik zachęcał przestępców do napadania na podróżnych w drodze do młyna, próbował czarami zawrócić bieg rzeki, rozsiewał nieprawdziwe plotki o jakości pokarmu. Kiedy ostatnio najedliście się do syta, kiedy mogliście upiec ciasto, kiedy stoisko piekarza nie świeciło pustkami?! Pomyślcie o tym, że mogliście skorzystać z dostaw świeżego ziarna już kilka tygodni temu. O tym, że pieniądze, za które można by wyżywić wielu głodujących, trafiały do kieszeni bandytów. Przejrzyjcie na oczy - kogo powinniśmy wspierać w trudnym wojennym czasie? Czyż nie uczciwych, ciężko pracujących czarodziejów, którzy są zdolni wyżywić całe miasto? Co powinno spotkać zdrajców, którzy to uniemożliwiają, który czerpią satysfakcję z waszych pustych brzuchów, którzy chcą zagłodzić to hrabstwo? - perorował, umiejętnie wplatając w swój głos to przejęcie, to zapalczywość, to troskę o los mieszkańców Warwick.
-Szubienica! - odkrzyknął ktoś z tłumu, a Cornelius uśmiechnął się w duszy.
-I to spotka Seahold'a, oraz każdego, kto z nim kooperował... lub kooperuje. - choć do tej pory zwracał się do niewinnych, to nagle w jego tonie pobrzmiała stalowa nuta. -Dojdziemy do prawdy, do całej prawdy. Żadna zbrodnia nie jest idealna, żadna łapówka wystarczająca, żadne działanie dostatecznie ostrożne. Choćby prawda miała się kryć w głowach winnych, wydobędziemy ją - i zadbamy o bezpieczeństwo pozostałych. Przemawiam do was jako zatroskany obywatel Londynu, ale też jako Rzecznik Ministerstwa Magii - chcę was zapewnić, że stolicy i władzy leży na sercu wasz los, że dokładamy wszelkich starań aby zaprowadzić porządek wśród czarodziejów i nie będziemy tolerować mącicielstwa. Lord Burke, który uprzejmie wspomógł nasze wysiłki, jest przykładem prawdziwego patrioty, który troszczy się o cały kraj. Nie jesteśmy już Warwickshire, Durham i Londynem, jesteśmy zjednoczonym frontem czarodziejów! Jeśli brakuje Wam pracy - zapraszam do londyńskiej policji. Jeśli potrzebujecie uzdrowicieli - nasi ludzie, panna Multon, nieśli już pomoc w Warwick, z pewnością skorzystaliście z ich eliksirów. Wreszcie, jeśli potrzebujecie jedzenia - nie wahajcie się korzystać z dobrodziejstw młyna braci Farell! Dziękuję za uwagę i życzę miłego dnia targowego - oraz pysznych wypieków na kolejnym dniu targowym! - uśmiechnął się przymilnie. Miał nadzieję, że przemowa wybrzmi pośród mieszkańców Warwick - czy to z pierwszej ręki, czy to w plotkach i opowieściach. Nie chciał rozwlekać jej zanadto - ludzie nigdy nie skupiają uwagi na zbyt długich wywodach, lepsze były konkretne treści i emocje. Uśmiechnął się z satysfakcją do Xaviera, który zdążył już porozmawiać z funkcjonariuszami magicznej policji. Sallow i Burke przesłuchali i skompromitowali już winnego - czas na to, aby odbył należytą karę.
perswazja III, kłamstwo (o rozmowie z najemnikami) II
/zt x 2
Słowa palą,
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
Cornelius Sallow
Zawód : Szef Biura Informacji, propagandzista
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
OPCM : 8 +3
UROKI : 38 +8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1 +3
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
19.02.58
Już trzeci raz w tym miesiącu pojawiał się w tym hrabstwie, a drugi raz w tym mieście. Zaledwie dwa dni temu załatwiał sprawy w Clifton Mill wraz z Madame Mericourt i podejrzewał, że pewnie jeszcze nie raz pojawi się w okolicach. Dużo spraw załatwiał tutaj ostatnio, ale nie przeszkadzało mu to, bo dzięki temu zyskiwali poparcie okolicznych mieszkańców. Co prawda jednocześnie zależało mu na tym by być w domu z poważnie chorą żoną, ale nawet Charlotta go wyganiała do pracy. Martwił się o nią, więc nic dziwnego, że chciał z nią być, ale żona też nie chciała by oglądał ją w takim stanie. Smocza ospa to nie przelewki, a leczenie wydawało się wcale nie pomagać.
Dzisiaj kolejny raz jego noga postała w Warwick. Tym razem miał zamiar zyskać poparcie jednego z ważniejszych polityków w tym mieście. Otrzymał od Edgara informacje, które mówiły, że na córkę polityka najprawdopodobniej nałożono klątwę Achlys. Niestety nestor nie był w stanie załatwić tego sam z powodu innych spraw do załatwienia, więc poprosił kuzyna o pomoc, której ten oczywiście mu udzielił. Uwolnienie biedaczki spod działania klątwy z pewnością ucieszyłoby jej ojca i zyskało w nim wartościowego sojusznika. Czyste zagranie polityczne, ale jakie skuteczne mogło być, a Xavier ostatnio coraz lepiej odnajdywał się w tych wszystkich zagraniach, ba, nawet mu się to spodobało, chociaż nie koniecznie planował uczestniczyć w tym całym politycznym zamieszaniu. Xavier, jak na Burke’a przystało wolał obserwować z boku i ewentualnie poratować radą bądź różdżką gdyby ktoś potrzebował.
Jedynym problemem związanym z dzisiejszym zadaniem było to, że nie posiadał wystarczającej wiedzy aby ściągnąć taką klątwę. Owszem, znał się na runach, ale nie aż tak. Na całe szczęście w bliskim otoczeniu miał osobę, która posiadała wymagany poziom wiedzy. Primrose od dłuższego czasu pracowała aby osiągnąć stanowisko Sojusznika Rycerzy i w końcu jej się udało. Nic więc nie stało już na przeszkodzie by mogła brać udział w takich przedsięwzięciach jak dzisiaj. Sprawdzi się, a również obecność Lady, która już raz zorganizowała koncert na rzecz potrzebujących, z pewnością będzie plusowała podczas rozmów z politykiem.
- Na córkę Wilfred’a Kennard’a najprawdopodobniej nałożono klątwę Achlys. Jest on bardzo szanowanym w mieście politykiem i z pewnością ucieszyłby się gdyby jego córka wróciła do sił i normy psychicznej. - uśmiechnął się lekko do kuzynki, kiedy we dwoje przemierzali główny rynek w kierunku domu polityka – Według Edgara i to również jest moje zdanie, byłby świetnym sprzymierzeńcem, zwłaszcza, że ma posłuch w społeczeństwie. Dużo działamy na terenie Warwickshire, sam jestem w trakcie pomocy w ponownym uruchomieniu młyna znajdującego się za miastem, ale jeśli mielibyśmy polityka w swoich szeregach, byłoby nam łatwiej. - wyjaśnił jej na spokojnie.
Już trzeci raz w tym miesiącu pojawiał się w tym hrabstwie, a drugi raz w tym mieście. Zaledwie dwa dni temu załatwiał sprawy w Clifton Mill wraz z Madame Mericourt i podejrzewał, że pewnie jeszcze nie raz pojawi się w okolicach. Dużo spraw załatwiał tutaj ostatnio, ale nie przeszkadzało mu to, bo dzięki temu zyskiwali poparcie okolicznych mieszkańców. Co prawda jednocześnie zależało mu na tym by być w domu z poważnie chorą żoną, ale nawet Charlotta go wyganiała do pracy. Martwił się o nią, więc nic dziwnego, że chciał z nią być, ale żona też nie chciała by oglądał ją w takim stanie. Smocza ospa to nie przelewki, a leczenie wydawało się wcale nie pomagać.
Dzisiaj kolejny raz jego noga postała w Warwick. Tym razem miał zamiar zyskać poparcie jednego z ważniejszych polityków w tym mieście. Otrzymał od Edgara informacje, które mówiły, że na córkę polityka najprawdopodobniej nałożono klątwę Achlys. Niestety nestor nie był w stanie załatwić tego sam z powodu innych spraw do załatwienia, więc poprosił kuzyna o pomoc, której ten oczywiście mu udzielił. Uwolnienie biedaczki spod działania klątwy z pewnością ucieszyłoby jej ojca i zyskało w nim wartościowego sojusznika. Czyste zagranie polityczne, ale jakie skuteczne mogło być, a Xavier ostatnio coraz lepiej odnajdywał się w tych wszystkich zagraniach, ba, nawet mu się to spodobało, chociaż nie koniecznie planował uczestniczyć w tym całym politycznym zamieszaniu. Xavier, jak na Burke’a przystało wolał obserwować z boku i ewentualnie poratować radą bądź różdżką gdyby ktoś potrzebował.
Jedynym problemem związanym z dzisiejszym zadaniem było to, że nie posiadał wystarczającej wiedzy aby ściągnąć taką klątwę. Owszem, znał się na runach, ale nie aż tak. Na całe szczęście w bliskim otoczeniu miał osobę, która posiadała wymagany poziom wiedzy. Primrose od dłuższego czasu pracowała aby osiągnąć stanowisko Sojusznika Rycerzy i w końcu jej się udało. Nic więc nie stało już na przeszkodzie by mogła brać udział w takich przedsięwzięciach jak dzisiaj. Sprawdzi się, a również obecność Lady, która już raz zorganizowała koncert na rzecz potrzebujących, z pewnością będzie plusowała podczas rozmów z politykiem.
- Na córkę Wilfred’a Kennard’a najprawdopodobniej nałożono klątwę Achlys. Jest on bardzo szanowanym w mieście politykiem i z pewnością ucieszyłby się gdyby jego córka wróciła do sił i normy psychicznej. - uśmiechnął się lekko do kuzynki, kiedy we dwoje przemierzali główny rynek w kierunku domu polityka – Według Edgara i to również jest moje zdanie, byłby świetnym sprzymierzeńcem, zwłaszcza, że ma posłuch w społeczeństwie. Dużo działamy na terenie Warwickshire, sam jestem w trakcie pomocy w ponownym uruchomieniu młyna znajdującego się za miastem, ale jeśli mielibyśmy polityka w swoich szeregach, byłoby nam łatwiej. - wyjaśnił jej na spokojnie.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Edgar uprzedzał ją, że w momencie kiedy wstąpi w szeregi Rycerzy Walpurgii mogą oni chcieć częściej korzystać z jej umiejętności i wiedzy. Zgodziła się na to sądząc, że będzie więcej czasu spędzać w pracowni tworząc kolejne talizmany, zamiast tego coraz częściej działała w terenie. Nie walczyła, nie spotykała się z wrogiem, ale działała na polu klątw, czegoś co było domeną starszego brata i pozwalał jej wchodzić w ten świat, sam nawet robił za jej nauczyciela. Wprowadzał ją w ten zawiły temat będąc mentorem i przewodnikiem. Cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania i wskazywał pozycje, które winna przeczytać nim wykona następny krok ku zdobywaniu wiedzy. W końcu polecił ją aby poszła w teren i sprawdziła się w realnej misji, po każdej zaś oczekiwał, że siostra zda mu raport. Mogli wtedy analizować co się wydarzyło, co mogła zrobić lepiej. Notatnik puchł od informacji i wniosków jakie zapisywała, następnie je analizowała. Robiła to co lubiła - rozwijała się wierząc, że niedługo będzie mogła napisać artykuł do Horyzontów, wykazać się i zaistnieć w świecie nauki. Na konferencji zorganizowanej przez profesora Vane poznała wiele uczonych głów, mogła wymienić się swoimi spostrzeżeniami na temat magii i jej istoty, zebrać wiele myśli i teorii. Innymi słowy czuła się tam jak ryba w wodzie, to był jej świat.
Przed wyjściem zajrzała jeszcze do Charlotty, którą zmogła jakiś czas temu smocza ospa. Żona kuzyna uśmiechała się nie chcąc martwić rodziny, ale wszyscy wiedzieli, że jej stan nie ulegał poprawie, a magomedycy zaczynali rozkładać ręce. Charlotta była zawsze ciekawa tego co się dzieje w domu więc Primrose wraz z Adeline chętnie odpowiadały na wszystkie pytania. Dzisiaj jednak kobieta była bardziej osłabiona co martwiło mocno lady Burke, ale nie mogła nic z tym zrobić. Pożegnana smutnym uśmiechem chorej wyruszyła do Warwick gdzie miał na nią czekać Xavier.
-Klątwa Achlys? -Powtórzyła za kuzynem unosząc lekko brwi ku górze. Ubrana w ciepły płaszcz zdobiony czarnym futrem szła obok niego w kierunku domu polityka. -Wiemy w jakim jest stadium? Czy doszło do samookaleczeń a może do prób samobójczych? - Była to dość ważna informacja, ponieważ dawała pogląd w jakim stadium depresja spowodowana klątwą się rozwinęła. Próby samobójcze świadczyły o zaawansowanym progresie, a nawet samej końcówce, która mogła doprowadzić do śmierci. Człowiek, który ma wpływ na okolicę byłby cennym sprzymierzeńcem, z tym nie miała zamiaru się kłócić. Uruchomienie młyna było również ważną kwestią, o czym wcześniej rozmawiała z Lennoxem, który przecież chciał zrobić spis opuszczonych fabryk, a na ich miejsce wprowadzić przedsiębiorstwa dla czarodziejów. W końcu obiecała kuzynowi ze strony matki, że pomoże w tym działaniu i zaangażuje inne osoby.
Przed wyjściem zajrzała jeszcze do Charlotty, którą zmogła jakiś czas temu smocza ospa. Żona kuzyna uśmiechała się nie chcąc martwić rodziny, ale wszyscy wiedzieli, że jej stan nie ulegał poprawie, a magomedycy zaczynali rozkładać ręce. Charlotta była zawsze ciekawa tego co się dzieje w domu więc Primrose wraz z Adeline chętnie odpowiadały na wszystkie pytania. Dzisiaj jednak kobieta była bardziej osłabiona co martwiło mocno lady Burke, ale nie mogła nic z tym zrobić. Pożegnana smutnym uśmiechem chorej wyruszyła do Warwick gdzie miał na nią czekać Xavier.
-Klątwa Achlys? -Powtórzyła za kuzynem unosząc lekko brwi ku górze. Ubrana w ciepły płaszcz zdobiony czarnym futrem szła obok niego w kierunku domu polityka. -Wiemy w jakim jest stadium? Czy doszło do samookaleczeń a może do prób samobójczych? - Była to dość ważna informacja, ponieważ dawała pogląd w jakim stadium depresja spowodowana klątwą się rozwinęła. Próby samobójcze świadczyły o zaawansowanym progresie, a nawet samej końcówce, która mogła doprowadzić do śmierci. Człowiek, który ma wpływ na okolicę byłby cennym sprzymierzeńcem, z tym nie miała zamiaru się kłócić. Uruchomienie młyna było również ważną kwestią, o czym wcześniej rozmawiała z Lennoxem, który przecież chciał zrobić spis opuszczonych fabryk, a na ich miejsce wprowadzić przedsiębiorstwa dla czarodziejów. W końcu obiecała kuzynowi ze strony matki, że pomoże w tym działaniu i zaangażuje inne osoby.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Xavier doskonale zdawał sobie sprawę, że jego kuzyna posiada dużą wiedzę i umiejętności, które rzadko mają kobiety w jej wieku. Prim był młodą kobietą, młodą szlachcianką, ale nie był taka jak inne. Poświęcała czas na naukę, na doskonalenie swoich umiejętności magicznych, na poszerzanie swojej wiedzy, nie na pindrzenie się przed lustrem i oglądaniem się za kawalerem tylko po to by wyjść za mąż. Xav naprawdę ją szanował i uważał, że jest zdumiewającą i inteligentną młodą kobietą, a jej przynależność do Rycerzy Walpurgii to jedynie kwestia czasu.
Wiedział jak Prim przed wyjściem zajrzała do Charlotty. Był jej wdzięczny, że odwiedza jego żonę i z nią rozmawia. Xavier również do niej przychodził, najczęściej jak tylko mógł, ale Lota nie koniecznie chciała by mąż oglądał ją w takim stanie, jakby nie rozumiejąc, że jest mu to wszystko jedno. Chciał być przy niej, wspierać ją. Naprawdę wierzył, że są w stanie przezwyciężyć chorobę, nawet jeśli nie było widać żadnej poprawy. Były dni, że musiała go wyrzucać z pokoju żeby zabrał się za pracę, za dobrze go znała i wiedziała, że żeby nie myślał o jej chorobie musi pracować i skupić się na czymś innym. Więc może to i lepiej, że dzisiaj pojawili się tutaj z Primrose.
- Niestety nie mam pojęcia. Edgar nie miał takich informacji. - pokręcił głową odpowiadając jej na pytania – Miejmy jednak nadzieję, że nie jest jeszcze aż tak źle. Napisałem do naszego prawnika wcześniej, więc nie powinien być zdziwiony, że się pojawimy dzisiaj. - dodał po chwili poprawiając szalik, bo coś mu zawiało.
Po kilku minutach dotarli do domostwa pana Kennard’a. Xavier zapukał do drzwi, które po chwili otworzyła im służąca.
- Dzień dobry, Lord i Lady Burke do pana Kennard’a, spodziewa się nas. - powiedział ze spokojem Burke, po czym kiedy kobieta otworzyła szerzej drzwi, przepuścił Primrose pierwszą, a sam wszedł na końcu.
Służąca wzięła od nich odzienie wierzchnie i powiesiła ostrożnie na wieszakach, po czym poprowadziła ich schodami do gabinetu, w którym, za biurkiem, siedział chudy mężczyzna, w zdecydowanie trochę za dużym garniturze, Xavier wywnioskował na szybko, że musiał szybko schudnąć i ubrania na nim wisiały.
- Panie Kennard, jest mi niezmiernie miło, że znalazł pan dla nas czas dzisiaj. - Burke wyszedł na moment na przód i podszedł do mężczyzny, który już zdążył się podnieść i obejść biurko – Lord Xavier Burke, a to moja szanowna kuzynka Lady Primrose Burke. - przedstawił Prim wskazując na nią dłonią.
Polityk uśmiechnął się trochę blado, po czym uścisnął dłoń Xaviera.
-Lordzie Burke, to zaszczyt. - odparł, po czym lekko ukłonił się przed kobietą – Lady Burke, dziękuję za przybycie. Nigdy nie odmawiam jeśli mogę spotkać się z tak szanownymi gośćmi. W czym mogę państwu pomóc? - spytał wskazując im miejsca na kanapie przy kominku, który również znajdował się w pomieszczeniu.
- W zasadzie, to my jesteśmy tutaj by pomóc panu. - odparł Xavier, po czym spojrzał na kuzynkę, chcąc by to właśnie ona kontynuowała temat.
Wiedział jak Prim przed wyjściem zajrzała do Charlotty. Był jej wdzięczny, że odwiedza jego żonę i z nią rozmawia. Xavier również do niej przychodził, najczęściej jak tylko mógł, ale Lota nie koniecznie chciała by mąż oglądał ją w takim stanie, jakby nie rozumiejąc, że jest mu to wszystko jedno. Chciał być przy niej, wspierać ją. Naprawdę wierzył, że są w stanie przezwyciężyć chorobę, nawet jeśli nie było widać żadnej poprawy. Były dni, że musiała go wyrzucać z pokoju żeby zabrał się za pracę, za dobrze go znała i wiedziała, że żeby nie myślał o jej chorobie musi pracować i skupić się na czymś innym. Więc może to i lepiej, że dzisiaj pojawili się tutaj z Primrose.
- Niestety nie mam pojęcia. Edgar nie miał takich informacji. - pokręcił głową odpowiadając jej na pytania – Miejmy jednak nadzieję, że nie jest jeszcze aż tak źle. Napisałem do naszego prawnika wcześniej, więc nie powinien być zdziwiony, że się pojawimy dzisiaj. - dodał po chwili poprawiając szalik, bo coś mu zawiało.
Po kilku minutach dotarli do domostwa pana Kennard’a. Xavier zapukał do drzwi, które po chwili otworzyła im służąca.
- Dzień dobry, Lord i Lady Burke do pana Kennard’a, spodziewa się nas. - powiedział ze spokojem Burke, po czym kiedy kobieta otworzyła szerzej drzwi, przepuścił Primrose pierwszą, a sam wszedł na końcu.
Służąca wzięła od nich odzienie wierzchnie i powiesiła ostrożnie na wieszakach, po czym poprowadziła ich schodami do gabinetu, w którym, za biurkiem, siedział chudy mężczyzna, w zdecydowanie trochę za dużym garniturze, Xavier wywnioskował na szybko, że musiał szybko schudnąć i ubrania na nim wisiały.
- Panie Kennard, jest mi niezmiernie miło, że znalazł pan dla nas czas dzisiaj. - Burke wyszedł na moment na przód i podszedł do mężczyzny, który już zdążył się podnieść i obejść biurko – Lord Xavier Burke, a to moja szanowna kuzynka Lady Primrose Burke. - przedstawił Prim wskazując na nią dłonią.
Polityk uśmiechnął się trochę blado, po czym uścisnął dłoń Xaviera.
-Lordzie Burke, to zaszczyt. - odparł, po czym lekko ukłonił się przed kobietą – Lady Burke, dziękuję za przybycie. Nigdy nie odmawiam jeśli mogę spotkać się z tak szanownymi gośćmi. W czym mogę państwu pomóc? - spytał wskazując im miejsca na kanapie przy kominku, który również znajdował się w pomieszczeniu.
- W zasadzie, to my jesteśmy tutaj by pomóc panu. - odparł Xavier, po czym spojrzał na kuzynkę, chcąc by to właśnie ona kontynuowała temat.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Zmarszczyła lekko brwi słysząc odpowiedź kuzyna, brak informacji od Edgara oznaczała, że na miejscu mogą spodziewać się wszystkiego. Kiwnęła jedynie głową zatrzymując się przed domem polityka. Kiedy Xavier pukał do drzwi ona uniosła głowę by spojrzeć na sam budynek, zdawało się jej, że dostrzegła ruch firanek w oknach jakby ktoś ich obserwował. Drzwi frontowe zostały otwarte, a kuzyn wyjaśnił powód ich przybycia. Bez słowa wkroczyła do środka i oddała służącej swoje okrycie wierzchnie oraz kapelusz. Różdżka ukryta za pasek sukni była na wyciągnięcie ręki gdyby musiała szybko reagować. Czuła w pomieszczeniu ogromne nagromadzenie smutku, jakby ktoś otworzył butelkę, w której tkwiła jej esencja i cała jej zawartość wylał właśnie do tego domu.
Skinęła głową w stronę mężczyzny, który okazał się być ich gospodarzem. Za jego zaproszeniem usiadła we wskazanym miejscu.
-Dziękujemy za przyjęcie nas. - Powiedziała ze spokojem w głosie i złożyła jasne dłonie na podołku. -Pańska córka ponoć cierpi z powodu klątwy Achlys, czy tak?
Mężczyzna drgnął słysząc to pytanie i utkwił zmęczone spojrzenie w twarzy damy, która przed nim siedziała. Widział po niej, że jest młoda, ale powaga bijąca z jej spojrzenia zaprzeczała wesołej młodości. Kiwnął głową.
-Nie wiedzieliśmy na początku co to jest, zakładaliśmy zwykłą melancholię. Potem jednak przyszły inne symptomy. - Odpowiedział z ociąganiem polityk, jakby samo mówienie na ten temat sprawiało mu ból. -Dlaczego lady pyta?
-Właśnie dlatego jesteśmy tutaj, chcemy panu pomóc, a dokładniej pańskiej córce.
-Elizabeth? - Poruszył się w fotelu. -Jak?
-Poprzez ściągnięcie klątwy z pańskiej córki. - Odpowiedziała wprost kobieta, nie zmieniając ani o milimetr swojego miejsca. Lata nauki wpajane przez guwernantkę sprawiły, że potrafiła siedzieć w jednym miejscu praktycznie nieruchomo; wyprostowana niczym struna.
-To dość nieoczekiwane. - Przyznał mężczyzna przenosząc spojrzenie na Xaviera jakby szukając w jego spojrzeniu poparcia dla słów lady Burke. Primrose udała, że nie widzi tego braku zaufania w słowach kobiety, zdawała sobie sprawę, że z tym podejściem będzie musiała przez całe swoje życie walczyć.
-Na sam początek mam parę pytań związanych z pańską córką, które ułatwią mi stwierdzenie czy rzeczywiście jest to klątwa i w jakim stadium. - Odezwała się ponownie zmuszając Kennarda aby znów skupił uwagę na jej osobie.
-Stadium?
-Każda klątwa ma swoje stadium, zwykle zaczyna się niewinnie tak że ofiara ani jej otoczenie nie orientuje się, że klątwa została nałożona. Dopiero z czasem symptomy zaczynają niepokoić, niestety, bywa tak, że do samego końca klątwa nie zostanie wykryta. - Tłumaczyła niespiesznie i klarownie, nie chciała przestraszyć mężczyzny, ale musieli działać jeżeli nie chciał stracić córki. -Proszę powiedzieć czy miały ostatnio miejsce incydenty związane z Elizabeth? Czy dochodziło do samookaleczeń? Czy zrobiła sobie coś kiedy nikt nie patrzył?
Skinęła głową w stronę mężczyzny, który okazał się być ich gospodarzem. Za jego zaproszeniem usiadła we wskazanym miejscu.
-Dziękujemy za przyjęcie nas. - Powiedziała ze spokojem w głosie i złożyła jasne dłonie na podołku. -Pańska córka ponoć cierpi z powodu klątwy Achlys, czy tak?
Mężczyzna drgnął słysząc to pytanie i utkwił zmęczone spojrzenie w twarzy damy, która przed nim siedziała. Widział po niej, że jest młoda, ale powaga bijąca z jej spojrzenia zaprzeczała wesołej młodości. Kiwnął głową.
-Nie wiedzieliśmy na początku co to jest, zakładaliśmy zwykłą melancholię. Potem jednak przyszły inne symptomy. - Odpowiedział z ociąganiem polityk, jakby samo mówienie na ten temat sprawiało mu ból. -Dlaczego lady pyta?
-Właśnie dlatego jesteśmy tutaj, chcemy panu pomóc, a dokładniej pańskiej córce.
-Elizabeth? - Poruszył się w fotelu. -Jak?
-Poprzez ściągnięcie klątwy z pańskiej córki. - Odpowiedziała wprost kobieta, nie zmieniając ani o milimetr swojego miejsca. Lata nauki wpajane przez guwernantkę sprawiły, że potrafiła siedzieć w jednym miejscu praktycznie nieruchomo; wyprostowana niczym struna.
-To dość nieoczekiwane. - Przyznał mężczyzna przenosząc spojrzenie na Xaviera jakby szukając w jego spojrzeniu poparcia dla słów lady Burke. Primrose udała, że nie widzi tego braku zaufania w słowach kobiety, zdawała sobie sprawę, że z tym podejściem będzie musiała przez całe swoje życie walczyć.
-Na sam początek mam parę pytań związanych z pańską córką, które ułatwią mi stwierdzenie czy rzeczywiście jest to klątwa i w jakim stadium. - Odezwała się ponownie zmuszając Kennarda aby znów skupił uwagę na jej osobie.
-Stadium?
-Każda klątwa ma swoje stadium, zwykle zaczyna się niewinnie tak że ofiara ani jej otoczenie nie orientuje się, że klątwa została nałożona. Dopiero z czasem symptomy zaczynają niepokoić, niestety, bywa tak, że do samego końca klątwa nie zostanie wykryta. - Tłumaczyła niespiesznie i klarownie, nie chciała przestraszyć mężczyzny, ale musieli działać jeżeli nie chciał stracić córki. -Proszę powiedzieć czy miały ostatnio miejsce incydenty związane z Elizabeth? Czy dochodziło do samookaleczeń? Czy zrobiła sobie coś kiedy nikt nie patrzył?
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Brak informacji na temat stadium zaawansowania klątwy również był dla Xaviera zagadkowy. Nie dopytał jednak kuzyna skąd w ogóle miał takie informacje, jak każdy miał swoich informatorów, którymi pewnie nie chciał się dzielić z innymi. Xav doskonale to rozumiał, bo przecież miał też swoje kontakty, które chciał by zostały tylko jego źródłami informacji.
Kiedy mężczyzna wskazał im miejsca siedzące, Burke usiadł na spokojnie opierając się wygodnie. Na razie w milczeniu obserwował rozwój rozmowy. Kącik jego ust drgnął lekko ku górze kiedy Primrose przeszła od razu do tematu. To było dobre podejście, ale musiała też pamiętać, że czasami trzeba było też pochodzić trochę na około.
Widząc jak Kennard szuka potwierdzenia słów Prim u niego lekko skinął głową, po czym uśmiechnął się łagodnie.
- Chcemy, żeby pan wiedział, że leży nam na sercu dobro naszych obywateli. Nikt nie zasługuje aby być pod wpływem tak okropnej klątwy, a przede wszystkim tak młoda osoba, jaką jest pańska córka. - odparł spokojnie patrząc na mężczyznę – Zarówno jako lordowie i lady Durham jak i Rycerze Walpurgii staramy się dotrzeć do ludzi potrzebujących. Osobiście dwa dni temu odwiedziłem braci Farell w Clifton Mill. Wraz z braćmi będziemy pracować nad ponownym uruchomieniem młyna, co z całą pewnością zapewni miastu stały dostęp do mąki i zboża, jednocześnie poprawiając jakość życia okolicznych mieszkańców. - powiedział kiwając głową – Tak samo chcemy pomóc pana rodzinie. Moja kuzynka jest niezwykle utalentowaną czarownicą w zakresie klątw i talizmanów. Jestem przekonany, że jej umiejętności sprawią, że Elizabeth zostanie uwolniona od klątwy. - dodał.
Polityk patrzył na niego z lekko uniesionymi brwiami. Nie był głupi, nie od dzisiaj siedział w polityce i doskonale wiedział, że nikt, ale to nikt, a już na pewno nie szlachta, nie działa jedynie z dobroci serca.
- A czego oczekują państwo w zamian? - spytał spokojnie obserwując dwójkę lordów.
Xavier pokręcił głową nadal łagodnie, uprzejmie zarazem, się uśmiechając.
- Dlaczego od razu sądzi pan, że chcemy czegoś w zamian – uniósł brew ku górze – Działamy w imię większego dobra. Chcemy zapewnić społeczeństwo czarodziejów, że ich dobro leży nam na sercu, że nie zostawimy ich samych sobie kiedy są w potrzebie. Rozumiem, że jest pan wytrawnym politykiem panie Kennard, ale nie wszędzie należy doszukiwać się interesów politycznych i spisków, czy dzisiejsze czasy nie są wystarczająco trudne? - pokręcił głową.
Oczywiście, że mieli ukryte intencje, jednak na razie należało polityka na spokojnie urobić. Sprawić, że klątwa będzie ściągnięta i wykorzystać jego radość z odzyskania córki na swoją korzyść. W tym momencie jednak Xavier postanowił iść inną drogą i miał nadzieję, że Primrose szybko dołączy do jego gry pozorów.
Mężczyzna milczał przez dłuższą chwilę, zdecydowanie się nad czymś intensywnie zastanawiając. W końcu jednak westchnął i pokiwał głową, następnie przenosząc spojrzenie na Primrose.
- Wszystko zaczęło się jakieś dwa tygodnie temu. Na początku był tylko brak humoru, marudziła, nic jej nie odpowiadało, takie zachowanie trwało niecały tydzień, od tygodnia jednak nie wychodzi z pokoju, praktycznie w ogóle nie je, nie chce z nikim się widzieć i z nikim rozmawiać. Od dwóch dni nie wpuściła do siebie nikogo. - odparł naprawdę zmartwiony stanem córki – Czy lady będzie w stanie jej pomóc? - spytał po chwili i lekka iskra nadziei mignęła mu w oku.
Kiedy mężczyzna wskazał im miejsca siedzące, Burke usiadł na spokojnie opierając się wygodnie. Na razie w milczeniu obserwował rozwój rozmowy. Kącik jego ust drgnął lekko ku górze kiedy Primrose przeszła od razu do tematu. To było dobre podejście, ale musiała też pamiętać, że czasami trzeba było też pochodzić trochę na około.
Widząc jak Kennard szuka potwierdzenia słów Prim u niego lekko skinął głową, po czym uśmiechnął się łagodnie.
- Chcemy, żeby pan wiedział, że leży nam na sercu dobro naszych obywateli. Nikt nie zasługuje aby być pod wpływem tak okropnej klątwy, a przede wszystkim tak młoda osoba, jaką jest pańska córka. - odparł spokojnie patrząc na mężczyznę – Zarówno jako lordowie i lady Durham jak i Rycerze Walpurgii staramy się dotrzeć do ludzi potrzebujących. Osobiście dwa dni temu odwiedziłem braci Farell w Clifton Mill. Wraz z braćmi będziemy pracować nad ponownym uruchomieniem młyna, co z całą pewnością zapewni miastu stały dostęp do mąki i zboża, jednocześnie poprawiając jakość życia okolicznych mieszkańców. - powiedział kiwając głową – Tak samo chcemy pomóc pana rodzinie. Moja kuzynka jest niezwykle utalentowaną czarownicą w zakresie klątw i talizmanów. Jestem przekonany, że jej umiejętności sprawią, że Elizabeth zostanie uwolniona od klątwy. - dodał.
Polityk patrzył na niego z lekko uniesionymi brwiami. Nie był głupi, nie od dzisiaj siedział w polityce i doskonale wiedział, że nikt, ale to nikt, a już na pewno nie szlachta, nie działa jedynie z dobroci serca.
- A czego oczekują państwo w zamian? - spytał spokojnie obserwując dwójkę lordów.
Xavier pokręcił głową nadal łagodnie, uprzejmie zarazem, się uśmiechając.
- Dlaczego od razu sądzi pan, że chcemy czegoś w zamian – uniósł brew ku górze – Działamy w imię większego dobra. Chcemy zapewnić społeczeństwo czarodziejów, że ich dobro leży nam na sercu, że nie zostawimy ich samych sobie kiedy są w potrzebie. Rozumiem, że jest pan wytrawnym politykiem panie Kennard, ale nie wszędzie należy doszukiwać się interesów politycznych i spisków, czy dzisiejsze czasy nie są wystarczająco trudne? - pokręcił głową.
Oczywiście, że mieli ukryte intencje, jednak na razie należało polityka na spokojnie urobić. Sprawić, że klątwa będzie ściągnięta i wykorzystać jego radość z odzyskania córki na swoją korzyść. W tym momencie jednak Xavier postanowił iść inną drogą i miał nadzieję, że Primrose szybko dołączy do jego gry pozorów.
Mężczyzna milczał przez dłuższą chwilę, zdecydowanie się nad czymś intensywnie zastanawiając. W końcu jednak westchnął i pokiwał głową, następnie przenosząc spojrzenie na Primrose.
- Wszystko zaczęło się jakieś dwa tygodnie temu. Na początku był tylko brak humoru, marudziła, nic jej nie odpowiadało, takie zachowanie trwało niecały tydzień, od tygodnia jednak nie wychodzi z pokoju, praktycznie w ogóle nie je, nie chce z nikim się widzieć i z nikim rozmawiać. Od dwóch dni nie wpuściła do siebie nikogo. - odparł naprawdę zmartwiony stanem córki – Czy lady będzie w stanie jej pomóc? - spytał po chwili i lekka iskra nadziei mignęła mu w oku.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Jedno było pewne, Primrose Burke przechodziła od razu do sedna, pomijając całą otoczkę . Dość charakterystyczne dla rodu Burke, którzy często mówili to co myślą lub załatwiali sprawy szybko bez zbędnego gadania dookoła. Kiepska cecha u polityka, ale nim przecież lady Burke nie była. Zaliczała się do grona naukowców, a na pewno aspirowała, a ci szukali, pytali i drążyli temat, nie raz nie patrząc na szkody jakie czynią po drodze. Xavier, który dużo częściej pracował z ludźmi wiedział jakich słów używać aby przekonać do siebie innych. Stał się idealnym wsparciem, bowiem istniało ryzyko, że Primrose zniechęci do siebie polityka. Słysząc słowa kuzyna pokiwała głową pokazując, że się z nim zgadza.
-Mając możliwości pragniemy ofiarować swoje usługi. Wyciągnąć pomocną dłoń kiedy sytuacja zdaje się być beznadziejna. - Dodała od siebie tym samym potwierdzając słowa kuzyna, choć starała się ostrożnie i dokładnie dobierać słowa, które wypowiadała. Czego chcieli w zamian, zapewne poparcia, ale postanowiła w tej kwestii zupełnie się nie odzywać pozwalając Xavierowi mydlić oczy polityka, ona zaś starała się przybrać łagodniejszy wyraz twarzy by nie wydać się chłodną osobą skupioną wyłącznie na pracy. Choć czynnik ludzki w postaci rodziny mocno jej teraz przeszkadzał. Słyszała nagromadzone emocje, które mogą wybuchnąć jej w twarz jeżeli coś pójdzie nie tak. Nie mogła winić za to ojca, jednak w tej chwili najlepiej by było gdyby na czas jej rozmowy z Elizabeth jego nie było w pobliżu. Wysłuchała dokładnie słów mężczyzny ze skupieniem na twarzy.
-Czy jest ktoś w domu komu Elizabeth absolutnie ufa? - Zapytała po chwili Primrose, a pytanie to widocznie zaskoczyło jej rozmówcę.
-Myśli lady, że ktoś z domu by ją skrzywdził?
-Nie. - Pokręciła głową. -Potrzebuję tej osoby aby przekonała pańska córkę, że można mi zaufać. Jeżeli nikogo do siebie nie dopuszcza, nie możemy wtargnąć do jej pokoju i ją unieruchomić. Klątwa musiała zostać rzucona dość niedawno jeżeli od tygodnia nie wychodzi. To znaczy, że jeszcze nie doszła do stanu krytycznego. Zatem, komu ufa?
Primrose była bardzo konkretna i zadawała krótkie pytania zmuszając mężczyznę aby na nie odpowiadał, choć ewidentnie chciał jeszcze dopytać o parę kwestii.
-Służka Cathy.
-Czy może pan po nią posłać?
Prośbie stało się zadość i po chwili dołączyła do nich młoda kobieta, w schludnym stroju służącej, dygnęła przed gośćmi.
-Cathy, jesteś mi potrzebna aby pomóc pannie Elizabeth. - Zwróciła się do niej bezpośrednio lady Burke, a dziewczyna kiwnęła głową i skupia swój wzrok na osobie czarownicy. -Podejrzewamy, że jest dotknięta klątwą, aby się upewnić koniecznie muszę się z nią zobaczyć. Myślisz, że uda ci się ją przekonać do otworzenia drzwi?
-Panienka musi czasami opuścić swój pokój. - Zaczęła cicho służąca, ale z każdym wypowiadanym słowem mówiła coraz wyraźniej i głośniej. -Porozmawiam z nią.
-Dziękuję, Cathy. Jeszcze jedno nim pójdziesz, panie Kennard, czy Elizabeth ma jakiś wrogów? - Mężczyzna pokręcił głową od razu zaprzeczając i twierdząc, że jego córka jest osobą lubianą i dość towarzyską nie podejrzewał aby ktokolwiek mógł chcieć ją skrzywdzić.
-Po prawdzie… - Wtrąciła się nieśmiało służąca, a Primrose zachęciła ją aby mówiła dalej.-Jane Macloud…
-Bzdura, przecież była w odwiedzinach u Lizzy... - Obruszył się polityk i zaraz zawahał spoglądając to na Xaviera to na Primrose. Jego mina świadczyła, że właśnie zaczął łączyć pewne fakty. -... ledwo dwa tygodnie temu.
-Cathy, zaprowadź mnie proszę do panny Elizabeth. - Primrose wstała ze swojego miejsca dając tym samym znać, że jego gotowa do dalszego działania.
-Mając możliwości pragniemy ofiarować swoje usługi. Wyciągnąć pomocną dłoń kiedy sytuacja zdaje się być beznadziejna. - Dodała od siebie tym samym potwierdzając słowa kuzyna, choć starała się ostrożnie i dokładnie dobierać słowa, które wypowiadała. Czego chcieli w zamian, zapewne poparcia, ale postanowiła w tej kwestii zupełnie się nie odzywać pozwalając Xavierowi mydlić oczy polityka, ona zaś starała się przybrać łagodniejszy wyraz twarzy by nie wydać się chłodną osobą skupioną wyłącznie na pracy. Choć czynnik ludzki w postaci rodziny mocno jej teraz przeszkadzał. Słyszała nagromadzone emocje, które mogą wybuchnąć jej w twarz jeżeli coś pójdzie nie tak. Nie mogła winić za to ojca, jednak w tej chwili najlepiej by było gdyby na czas jej rozmowy z Elizabeth jego nie było w pobliżu. Wysłuchała dokładnie słów mężczyzny ze skupieniem na twarzy.
-Czy jest ktoś w domu komu Elizabeth absolutnie ufa? - Zapytała po chwili Primrose, a pytanie to widocznie zaskoczyło jej rozmówcę.
-Myśli lady, że ktoś z domu by ją skrzywdził?
-Nie. - Pokręciła głową. -Potrzebuję tej osoby aby przekonała pańska córkę, że można mi zaufać. Jeżeli nikogo do siebie nie dopuszcza, nie możemy wtargnąć do jej pokoju i ją unieruchomić. Klątwa musiała zostać rzucona dość niedawno jeżeli od tygodnia nie wychodzi. To znaczy, że jeszcze nie doszła do stanu krytycznego. Zatem, komu ufa?
Primrose była bardzo konkretna i zadawała krótkie pytania zmuszając mężczyznę aby na nie odpowiadał, choć ewidentnie chciał jeszcze dopytać o parę kwestii.
-Służka Cathy.
-Czy może pan po nią posłać?
Prośbie stało się zadość i po chwili dołączyła do nich młoda kobieta, w schludnym stroju służącej, dygnęła przed gośćmi.
-Cathy, jesteś mi potrzebna aby pomóc pannie Elizabeth. - Zwróciła się do niej bezpośrednio lady Burke, a dziewczyna kiwnęła głową i skupia swój wzrok na osobie czarownicy. -Podejrzewamy, że jest dotknięta klątwą, aby się upewnić koniecznie muszę się z nią zobaczyć. Myślisz, że uda ci się ją przekonać do otworzenia drzwi?
-Panienka musi czasami opuścić swój pokój. - Zaczęła cicho służąca, ale z każdym wypowiadanym słowem mówiła coraz wyraźniej i głośniej. -Porozmawiam z nią.
-Dziękuję, Cathy. Jeszcze jedno nim pójdziesz, panie Kennard, czy Elizabeth ma jakiś wrogów? - Mężczyzna pokręcił głową od razu zaprzeczając i twierdząc, że jego córka jest osobą lubianą i dość towarzyską nie podejrzewał aby ktokolwiek mógł chcieć ją skrzywdzić.
-Po prawdzie… - Wtrąciła się nieśmiało służąca, a Primrose zachęciła ją aby mówiła dalej.-Jane Macloud…
-Bzdura, przecież była w odwiedzinach u Lizzy... - Obruszył się polityk i zaraz zawahał spoglądając to na Xaviera to na Primrose. Jego mina świadczyła, że właśnie zaczął łączyć pewne fakty. -... ledwo dwa tygodnie temu.
-Cathy, zaprowadź mnie proszę do panny Elizabeth. - Primrose wstała ze swojego miejsca dając tym samym znać, że jego gotowa do dalszego działania.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Xavier teraz dał przejąć pałeczkę kuzynce. Uśmiechnął się do niej lekko kiedy zrozumiał, że jak najbardziej postanowiła grać w jego grę pozorów, przynajmniej jeśli chodzi o ewentualną zapłatę za pomoc. Prim posiadała wiedzę, której on nie miał i jak na razie nie zamierzał za bardzo skupiać się na tym by ją posiąść. Teraz miał zdecydowanie inne sprawy na głowie, ale kto wie, może w przyszłości, gdy wszystko się uspokoi usiądzie do nauki. Zawsze lubił poszerzać swoją wiedzę, doskonale zdawał sobie sprawę jak wiele jeszcze nie wie.
Przysłuchiwał się w milczeniu rozmowy lady Burke z politykiem, a potem ze służką.
- Primrose, wiem, że najlepiej pracuje ci się w spokoju, dlatego my z panem Kennard’em zostaniemy tutaj. Gdybyś tylko potrzebowała mojej asysty przyślij po mnie kogoś. Aczkolwiek jestem przekonany, że świetnie sobie poradzisz. - powiedział spokojnie, jednak patrzył na nią uważnie.
Nie przewidywał w żadnym razie, że zawiedzie, że nie uda jej się ściągnąć klątwy, ale mimo wszystko gdzieś tam z tyłu głowy pojawił się jakiś niepokój. Skinął jednak kuzynce głową, kiedy ta wychodziła ze służką, po czym skupił uwagę na polityku.
- Może być pan spokojny. Lady Primrose jest bardzo utalentowaną czarownicą i jak na swój młody wiek posiada wiedzę, jaką ja chciałbym posiadać – powiedział spokojnie uśmiechając się do mężczyzny łagodnie, chcąc go trochę uspokoić – Jeśli ktokolwiek ma ocenić i ściągnąć klątwę z pana córki to moja kuzynka. - dodał i pokiwał głową.
- Widać, że lady Burke jest bardzo skupiona na swojej pracy i celu. - zauważył Kennard starając się usadowić wygodnie w fotelu, ale było widać, że jest spięty, co chwilę zerkał w kierunku drzwi.
- Oj tak. To rodzinna cecha akurat. - Xavier pokiwał głową i pozwolił sobie zaśmiać się cicho, aby rozluźnić atmosferę, przede wszystkim teraz musiał zająć czymś mężczyznę by nie daj Merlinie nie wpadł na pomysł aby pójść na górę – Proszę mi powiedzieć, jak pan ocenia nastroje w Warwick? - spytał nagle, ale łagodnie.
Polityk spojrzał na niego tak jakby na początku nie zrozumiał pytania. Zreflektował się dopiero po chwili.
- No cóż… z tego co mi wiadomo jest spokojnie...chociaż ostatnimi czasy zauważyliśmy coraz mniejszą ilość mugoli w naszym mieście. Trochę licho jest z miejscami pracy. Niestety wojna wpływa na wszystkich i nie ma dostępu do wszystkich produktów, co powoduje, że ludzie zamykając swoje biznesy. Napomknął lord o młynie, co dokładnie lord tam robił? - Kennard uniósł lekko brew ku górze.
Kącik ust Burke’a lekko drgnął ku górze. Polityk chwycił przynętę. Dobrze, o to chodziło, należało odciągnąć jego uwagę od tematu córki, a skupić ją na tym, o którym on chciał rozmawiać.
- Tak, byłem tam raptem dwa dni temu z Madame Mericourt. Doszły mnie słuchy o tym, że młyn podupadł i jako biznesmen postanowiłem pomóc. Bracia Farell to ciężko pracujący czarodzieje, którzy do tej pory pracowali raczej fizycznie. Za kilka dni pojawi się u nich mój księgowy by zająć się papierologią młyna, a ja sam udzielam im porad biznesowych by mogli postawić młyn na nogi. - odparł spokojnie – Jestem patriotą panie Kennard, nie ma opcji abym nie mógł potrzebującym rodakom. Powinniśmy sobie pomagać, my czarodzieje, bo na tym polega przetrwanie, na wzajemnej pomocy. A może mi pan wierzyć, że nikomu tak nie zależy na przetrwaniu czarodziejskiej rasy jak Czarnemu Panu i nam, Rycerzom Walpurgii. - odparł spokojnie kiwając głową.
Polityk patrzył na niego w milczeniu przez dłuższą chwilę. W końcu pokiwał głową, na znak, że rozumie, po czym wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki papierośnicę. Podsunął ją Xavierowi, który wziął jednego papierosa i podziękował skinieniem głowy. Nie wiedzieć dlaczego pomyślał, że właśnie pali z tym jegomościem fajkę pokoju.
Przysłuchiwał się w milczeniu rozmowy lady Burke z politykiem, a potem ze służką.
- Primrose, wiem, że najlepiej pracuje ci się w spokoju, dlatego my z panem Kennard’em zostaniemy tutaj. Gdybyś tylko potrzebowała mojej asysty przyślij po mnie kogoś. Aczkolwiek jestem przekonany, że świetnie sobie poradzisz. - powiedział spokojnie, jednak patrzył na nią uważnie.
Nie przewidywał w żadnym razie, że zawiedzie, że nie uda jej się ściągnąć klątwy, ale mimo wszystko gdzieś tam z tyłu głowy pojawił się jakiś niepokój. Skinął jednak kuzynce głową, kiedy ta wychodziła ze służką, po czym skupił uwagę na polityku.
- Może być pan spokojny. Lady Primrose jest bardzo utalentowaną czarownicą i jak na swój młody wiek posiada wiedzę, jaką ja chciałbym posiadać – powiedział spokojnie uśmiechając się do mężczyzny łagodnie, chcąc go trochę uspokoić – Jeśli ktokolwiek ma ocenić i ściągnąć klątwę z pana córki to moja kuzynka. - dodał i pokiwał głową.
- Widać, że lady Burke jest bardzo skupiona na swojej pracy i celu. - zauważył Kennard starając się usadowić wygodnie w fotelu, ale było widać, że jest spięty, co chwilę zerkał w kierunku drzwi.
- Oj tak. To rodzinna cecha akurat. - Xavier pokiwał głową i pozwolił sobie zaśmiać się cicho, aby rozluźnić atmosferę, przede wszystkim teraz musiał zająć czymś mężczyznę by nie daj Merlinie nie wpadł na pomysł aby pójść na górę – Proszę mi powiedzieć, jak pan ocenia nastroje w Warwick? - spytał nagle, ale łagodnie.
Polityk spojrzał na niego tak jakby na początku nie zrozumiał pytania. Zreflektował się dopiero po chwili.
- No cóż… z tego co mi wiadomo jest spokojnie...chociaż ostatnimi czasy zauważyliśmy coraz mniejszą ilość mugoli w naszym mieście. Trochę licho jest z miejscami pracy. Niestety wojna wpływa na wszystkich i nie ma dostępu do wszystkich produktów, co powoduje, że ludzie zamykając swoje biznesy. Napomknął lord o młynie, co dokładnie lord tam robił? - Kennard uniósł lekko brew ku górze.
Kącik ust Burke’a lekko drgnął ku górze. Polityk chwycił przynętę. Dobrze, o to chodziło, należało odciągnąć jego uwagę od tematu córki, a skupić ją na tym, o którym on chciał rozmawiać.
- Tak, byłem tam raptem dwa dni temu z Madame Mericourt. Doszły mnie słuchy o tym, że młyn podupadł i jako biznesmen postanowiłem pomóc. Bracia Farell to ciężko pracujący czarodzieje, którzy do tej pory pracowali raczej fizycznie. Za kilka dni pojawi się u nich mój księgowy by zająć się papierologią młyna, a ja sam udzielam im porad biznesowych by mogli postawić młyn na nogi. - odparł spokojnie – Jestem patriotą panie Kennard, nie ma opcji abym nie mógł potrzebującym rodakom. Powinniśmy sobie pomagać, my czarodzieje, bo na tym polega przetrwanie, na wzajemnej pomocy. A może mi pan wierzyć, że nikomu tak nie zależy na przetrwaniu czarodziejskiej rasy jak Czarnemu Panu i nam, Rycerzom Walpurgii. - odparł spokojnie kiwając głową.
Polityk patrzył na niego w milczeniu przez dłuższą chwilę. W końcu pokiwał głową, na znak, że rozumie, po czym wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki papierośnicę. Podsunął ją Xavierowi, który wziął jednego papierosa i podziękował skinieniem głowy. Nie wiedzieć dlaczego pomyślał, że właśnie pali z tym jegomościem fajkę pokoju.
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Wyszła z pomieszczenia za Cathy zostawiając mężczyzn samych, zapewne Xavier miał sporo do omówienia z zatroskanym ojcem Elizabeth. Ona miała swoje zadanie do wykonania, na którym chciała się skupić bezgranicznie. Weszła po schodach na piętro, gdzie służąca pokierowała ją do drzwi, za którymi znajdował się pokój córki polityka. Zapukała ostrożnie do nich.
-Panno Elizabeth, ma pani gościa. - Powiedziała łagodnie i miękko, niczym zatroskana matka, ale odpowiedziała im jedynie cisza. Służąca jednak nie odpuszczała i zapukała ponownie. -Panno Elizabeth?
Primrose cierpliwie czekała aż coś się wydarzy, po chwili usłyszały przytłumiony, słaby głos.
-Nie mam ochoty na gości, Cathy…
-Lady Burke przyszła do panienki.
-Lady Burke?
-Panno Elizabeth, pragnęła z panią omówić bardzo ważną kwestię, Cathy może nam towarzyszyć, jeżeli to będzie dla pani pociechą. - Odezwała się Primrose w stronę drzwi. Po dłuższej chwili milczenia usłyszały przyzwolenie na wejście do środka. Pokój był ciemny, a w powietrzu unosiła się duchota. Minęło parę sekund nim wzrok lady przyzwyczaił się do panującego mroku, który zapewniały ciężkie zasłony zaciągnięte w oknach. Na łóżku siedziała nieruchoma, blada figura z włosami w nieładzie i szklanym wzrokiem, który spoczął na osobie Primrose.
-Proszę mi wybaczyć, mylady, nie mam sił powstać… - Głos miałą cichy, niczym szum wiatru, wręcz przygnębiający. Czarownica od razu wyczuła negatywną i przygnębiającą aurę, która panowała w pokoju i kumulowała się na osobie córki polityka. Powoli podeszła do niej.
-Proszę się nie przejmować. - Starała się mówić cicho i spokojnie, ale nie szeptem. Głos miał koić i nie niepokoić dziewczyny, która wydawała się wydarta z innego świata. Ściskała w dłoni chusteczkę i powoli przymknęła powieki; każdy oddech zdawał się torturą. -Jak się pani czuje?
-Ciężko… - Primrose spojrzała na zmartwioną twarz Cathy, której wzrok mówił, że stan chorej się pogorszył. Nie było co czekać, należało działać i to szybko.
-Cathy, musimy znaleźć pergamin, na którym zapewne napisano klątwę. Przeszukaj rzeczy panny Elizabeth. Nie dotykaj gołymi rękoma. - Poleciła jej lady Burke, a służąca z wielką ochotą rzuciła się do wykonywania pracy. Wzrok córki polityka bezwiednie błądził za jej figurą, ale nic nie wyrzekła, a jedynie siedziała niczym ta figura, piękna ale jednocześnie smutna. Primrose szukała oznak samookaleczania się, ale nie dostrzegła niczego niepokojącego choć aura pomieszczenia ją samą przytłaczała i gniotła w piersi. Wyczuwała, że jeszcze parę dni i Elizabeth zaczęłaby samą siebie krzywdzić pod wpływem klątwy. Zrobiło się jej żal dziewczyny, która zdawała się być pogodną duszą, która teraz była zamknięta w klatce bez wyjścia. Odwróciła się kiedy usłyszała triumfalny okrzyk Cathy, która podała jej złożony na cztery kawałek pergaminu przez chusteczkę. Biła od niego mroczna aura, taka której nie da się zignorować. Primrose nałożyła rękawiczki, które wcześniej zdjęła wchodząc do domu i ujęła pergamin rozkładając go pieczołowicie. Nie ulegało wątpliwości, że to było to czego poszukiwały.
-Czuję straszne… przygnębienie. - Wyszeptała Cathy, a jej oczy zaszły łzami. Primrose kiwnęła głową. To było normalne, że nawet osoby postronne nim dłużej przebywały w towarzystwie osoby dotkniętej klątwą odczuwały niepokój lub inne stany emocjonalne zbliżone do tych, które miały dotknąć bezpośrednio zainteresowanego. Lady Burke położyła pergamin na stole i wyciągnęła różdżkę.
-Cathy, usiądź obok panny Elizabeth. Możliwe, że będzie za chwilę potrzebowała twojej asysty. - Służąca usiadła obok swojej pani, a Prim wycelowała różdżkę prosto w pergamin. Wzięła głęboki oddech i skupiła swoje myśli wyłącznie na złamaniu klątwy, tak jak uczył ją Edgar. -Finite Incantatem. - To co nastąpiło po tym całkowicie zwaliło ją z nóg. Przeraźliwy pisk wiercił jej dziurę w głowie, oszałamiał i zadawał fizyczny ból, który spowodował jej krzyk. Nie mogła powstrzymać go w gardle, wyrywał się na powierzchnię. Zamknęła oczy, bo każdy snop światła, którego przecież było tak mało w pomieszczeniu raził, wypalał wzrok. Niech przestanie! Błagam! Zdawało się jej, że pisk trwa całą wieczność, a przez niego zaczął się przedzierać jeden głos, syczący i oblepiający umysł słowami, których nie znała i nie rozumiała. Nagle powietrze rozdarł krzyk i nie był to jej. Ogłuszał, sprawiał, że wszystko pulsowało i wtem zapadła głucha cisza.
-Lady Burke, Lady Burke! - Głos Cathy brzmiał jak przez ścianę, ledwo dosłyszalny choć służąca znajdowała się tuż obok niej i pomogła wstać z podłogi. Primrose potarła oczy, czuła słabość nogach, drżały jakby przebiegła paręnaście kilometrów bez przerwy. W głowie jej wirowało.
-Nic mi nie jest. - Wychrypiała i przeraziła się własnego głosu.-Spróbuję jeszcze raz… - Nie mogła się teraz poddać. Nie mogła zawieść kuzyna i członków organizacji, którzy na pewno liczyli na powodzenie tej misji.-Finite Incantatem! - Wycelowała znów różdżkę w pergamin i poczuła jak magia się kumuluje i spływa na pergamin i runę Tiwaz w odwróconym układzie. Powietrze stało się lżejsze, łatwiej się oddychało. Poczuła jak z nosa leci ciepła krew, zobaczyła jak przed oczami jej ciemnieje, jak ogarnia ją ogólna niemoc.
Cathy z przerażeniem patrzyła jak ciało lady Burke pada bezwładnie na ziemię, a z dłoni czarownicy wypada różdżka. W tym momencie panna Elizabeth złapała gwałtownie powietrze, a kolory wróciły do jej twarzy, wzrok zaś przestał był szklisty.
-Panno Elizabeth… Lady Burke! - Służąca nie wiedziała co robić, zerwała się więc na równe nogi i wybiegła na korytarz przechylając się przez barierkę. -Panie Kennard! Lordzie Burke! - Krzyknęła przeraźliwe.
|I rzut - nieudany, karny rzut - 6, drugi rzut - udany, obrażenia psychiczne z niezłamanej klątwy -40, obrażenia psychiczne z rzutu karnego - 30, brak obrażeń I stopnia.
-Panno Elizabeth, ma pani gościa. - Powiedziała łagodnie i miękko, niczym zatroskana matka, ale odpowiedziała im jedynie cisza. Służąca jednak nie odpuszczała i zapukała ponownie. -Panno Elizabeth?
Primrose cierpliwie czekała aż coś się wydarzy, po chwili usłyszały przytłumiony, słaby głos.
-Nie mam ochoty na gości, Cathy…
-Lady Burke przyszła do panienki.
-Lady Burke?
-Panno Elizabeth, pragnęła z panią omówić bardzo ważną kwestię, Cathy może nam towarzyszyć, jeżeli to będzie dla pani pociechą. - Odezwała się Primrose w stronę drzwi. Po dłuższej chwili milczenia usłyszały przyzwolenie na wejście do środka. Pokój był ciemny, a w powietrzu unosiła się duchota. Minęło parę sekund nim wzrok lady przyzwyczaił się do panującego mroku, który zapewniały ciężkie zasłony zaciągnięte w oknach. Na łóżku siedziała nieruchoma, blada figura z włosami w nieładzie i szklanym wzrokiem, który spoczął na osobie Primrose.
-Proszę mi wybaczyć, mylady, nie mam sił powstać… - Głos miałą cichy, niczym szum wiatru, wręcz przygnębiający. Czarownica od razu wyczuła negatywną i przygnębiającą aurę, która panowała w pokoju i kumulowała się na osobie córki polityka. Powoli podeszła do niej.
-Proszę się nie przejmować. - Starała się mówić cicho i spokojnie, ale nie szeptem. Głos miał koić i nie niepokoić dziewczyny, która wydawała się wydarta z innego świata. Ściskała w dłoni chusteczkę i powoli przymknęła powieki; każdy oddech zdawał się torturą. -Jak się pani czuje?
-Ciężko… - Primrose spojrzała na zmartwioną twarz Cathy, której wzrok mówił, że stan chorej się pogorszył. Nie było co czekać, należało działać i to szybko.
-Cathy, musimy znaleźć pergamin, na którym zapewne napisano klątwę. Przeszukaj rzeczy panny Elizabeth. Nie dotykaj gołymi rękoma. - Poleciła jej lady Burke, a służąca z wielką ochotą rzuciła się do wykonywania pracy. Wzrok córki polityka bezwiednie błądził za jej figurą, ale nic nie wyrzekła, a jedynie siedziała niczym ta figura, piękna ale jednocześnie smutna. Primrose szukała oznak samookaleczania się, ale nie dostrzegła niczego niepokojącego choć aura pomieszczenia ją samą przytłaczała i gniotła w piersi. Wyczuwała, że jeszcze parę dni i Elizabeth zaczęłaby samą siebie krzywdzić pod wpływem klątwy. Zrobiło się jej żal dziewczyny, która zdawała się być pogodną duszą, która teraz była zamknięta w klatce bez wyjścia. Odwróciła się kiedy usłyszała triumfalny okrzyk Cathy, która podała jej złożony na cztery kawałek pergaminu przez chusteczkę. Biła od niego mroczna aura, taka której nie da się zignorować. Primrose nałożyła rękawiczki, które wcześniej zdjęła wchodząc do domu i ujęła pergamin rozkładając go pieczołowicie. Nie ulegało wątpliwości, że to było to czego poszukiwały.
-Czuję straszne… przygnębienie. - Wyszeptała Cathy, a jej oczy zaszły łzami. Primrose kiwnęła głową. To było normalne, że nawet osoby postronne nim dłużej przebywały w towarzystwie osoby dotkniętej klątwą odczuwały niepokój lub inne stany emocjonalne zbliżone do tych, które miały dotknąć bezpośrednio zainteresowanego. Lady Burke położyła pergamin na stole i wyciągnęła różdżkę.
-Cathy, usiądź obok panny Elizabeth. Możliwe, że będzie za chwilę potrzebowała twojej asysty. - Służąca usiadła obok swojej pani, a Prim wycelowała różdżkę prosto w pergamin. Wzięła głęboki oddech i skupiła swoje myśli wyłącznie na złamaniu klątwy, tak jak uczył ją Edgar. -Finite Incantatem. - To co nastąpiło po tym całkowicie zwaliło ją z nóg. Przeraźliwy pisk wiercił jej dziurę w głowie, oszałamiał i zadawał fizyczny ból, który spowodował jej krzyk. Nie mogła powstrzymać go w gardle, wyrywał się na powierzchnię. Zamknęła oczy, bo każdy snop światła, którego przecież było tak mało w pomieszczeniu raził, wypalał wzrok. Niech przestanie! Błagam! Zdawało się jej, że pisk trwa całą wieczność, a przez niego zaczął się przedzierać jeden głos, syczący i oblepiający umysł słowami, których nie znała i nie rozumiała. Nagle powietrze rozdarł krzyk i nie był to jej. Ogłuszał, sprawiał, że wszystko pulsowało i wtem zapadła głucha cisza.
-Lady Burke, Lady Burke! - Głos Cathy brzmiał jak przez ścianę, ledwo dosłyszalny choć służąca znajdowała się tuż obok niej i pomogła wstać z podłogi. Primrose potarła oczy, czuła słabość nogach, drżały jakby przebiegła paręnaście kilometrów bez przerwy. W głowie jej wirowało.
-Nic mi nie jest. - Wychrypiała i przeraziła się własnego głosu.-Spróbuję jeszcze raz… - Nie mogła się teraz poddać. Nie mogła zawieść kuzyna i członków organizacji, którzy na pewno liczyli na powodzenie tej misji.-Finite Incantatem! - Wycelowała znów różdżkę w pergamin i poczuła jak magia się kumuluje i spływa na pergamin i runę Tiwaz w odwróconym układzie. Powietrze stało się lżejsze, łatwiej się oddychało. Poczuła jak z nosa leci ciepła krew, zobaczyła jak przed oczami jej ciemnieje, jak ogarnia ją ogólna niemoc.
Cathy z przerażeniem patrzyła jak ciało lady Burke pada bezwładnie na ziemię, a z dłoni czarownicy wypada różdżka. W tym momencie panna Elizabeth złapała gwałtownie powietrze, a kolory wróciły do jej twarzy, wzrok zaś przestał był szklisty.
-Panno Elizabeth… Lady Burke! - Służąca nie wiedziała co robić, zerwała się więc na równe nogi i wybiegła na korytarz przechylając się przez barierkę. -Panie Kennard! Lordzie Burke! - Krzyknęła przeraźliwe.
|I rzut - nieudany, karny rzut - 6, drugi rzut - udany, obrażenia psychiczne z niezłamanej klątwy -40, obrażenia psychiczne z rzutu karnego - 30, brak obrażeń I stopnia.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Rozmowa toczyła się w dobrym kierunku. Burke widział, że pomimo iż wcześniej nie przedstawił ceny pomocy, to polityk zaczynał rozumieć i po minie było widać, że rozważa to wszystko dokładnie. Xavier wierzył w umiejętności kuzynki i liczył, że uda jej się ściągnąć klątwę. Miał też nadzieje, że nic przy tym się złego nie wydarzy. Sam nigdy nie ściągał klątwy, ale zdawał sobie doskonale sprawę, że to nie jest wcale takie łatwe.
- Proszę się nie martwić. - odezwał się widząc, jak Kennad zerka w kierunku sufitu. - Jestem pewny, że za kilka chwil wszystko będzie dobrze, a pańskiej córce wrócą wszystkie siły. - dodał spokojnie – Sam jestem ojcem i doskonale pana rozumiem. Nie łatwo jest tak siedzieć kiedy dziecko cierpi. - uśmiechnął się łagodnie, a jego myśli powędrowały na moment do chorej żony uziemionej w domu, w osobnej komnacie.
Szybko jednak wrócił myślami na odpowiednie tematy. Na te, którymi należało się teraz zająć.
- Naprawdę nie rozumiem dlaczego ktoś chciałby skrzywdzić moją córkę. - mężczyzna pokręcił głową i westchnął ciężko – Jest taka niewinna, zawsze uśmiechnięta, nikomu nigdy źle nie życzy. - głos mu się lekko załamał.
Xavier przez moment milczał. Nie był wprawionym pocieszaczem, ale teraz musiał się postarać.
- Panienka Elizabeth z całą pewnością jest uroczą, młodą damą. Ma pan jej zdjęcie na biurku i pozwolę sobie zauważyć, że również bardzo urodziwą. Niestety zawsze znajdzie się ktoś kto będzie jej zazdrościł, urody, popularności, prestiżu czy umiejętności. Człowiek zazdrosny jest w stanie posunąć się do wielu rzeczy. - odparł spokojnie patrząc na mężczyznę – Ale na szczęście na świecie są również ludzie, którym zależy na szczęściu i bezpieczeństwie naszych obywateli. Może być pan pewny, że nie aktualnie panujący nie pozwolą aby ponownie spotkało pana i pana rodzinę taka tragedia jak teraz. - odparł patrząc na mężczyznę uważnie i uśmiechnął się łagodnie, chcąc w ten sposób upewnić mężczyznę co do tego co powiedział przed chwilą.
Polityk pokiwał głową na jego słowa. Xavier wierzył, że dotarło do niego to co chciał mu przekazać. Już miał się odezwać, kiedy z wyższych pięter domostwa dotarły do nich krzyki służki. Oboje spojrzeli po sobie i od razu podnieśli się z miejsca. Kennard wypadł z gabinetu i biegiem ruszył na górę, a Xavier za nim. Kilka chwil później znaleźli się już w sypialni panienki Elizabeth.
- Ja...ja nie wiem co się stało...Lady Burke...ona...ona rzuciła zaklęcie...najpierw jedno...krzyknęła, ale nie chciała pomocy, a potem drugie i...i...i ona zemdlała… - służka patrzyła na nich z przerażeniem.
Xavier od razu znalazł się przy Primrose. Znalazł się na ziemi i położył głowę kuzynki na swoich kolanach. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i wytarł krew, która poleciała jej w nosa. Wiedział co się wydarzyło, nie raz już doznał na własnej skórze efektów ubocznych czarnej magii. Miał nadzieję, że Prim nie ucierpiała mocno, co nie zmieniało faktu, że z całą pewnością będzie osłabiona kilka dni, skoro aż ją zwaliło z nóg.
- Wyjdzie z tego. - powiedział spokojnie przenosząc wzrok na służkę – Ale dobrze, że nas pani zawołała. - dodał skinając jej głową – Jak panienka Elizabeth? - spytał po chwili sięgając po różdżkę kuzynki by tak nie leżała na ziemi.
Kennard już siedział obok córki na łóżku i przytulał ją mocno. Chociaż nie wiedział jak wcześniej wyglądała dziewczyna, to z reakcji ojca wywnioskował, że już wszystko jest dobrze. Sam w tym momencie poczuł jak Prim się rusza.
- Witam z powrotem. - powiedział z łagodnym uśmiechem widząc jak kuzynka odzyskuje przytomność – Świetnie się spisałaś, teraz czeka cię kilka dni odpoczynku. - odparł spokojnie, po czym powoli pomógł jej się podnieść, cały czas ją jednak podtrzymując gdyby zdarzyło jej się zasłabnąć.
- Lady Burke, nie wiem jak pani dziękować. Lizzy wygląda dużo lepiej i czuje się dużo lepiej. Tyle pani zrobiła narażając swoje zdrowie by pomóc mojej córce. - Kennard podniósł się z miejsca i podszedł do nich, skupiając się teraz na Primrose i pewnie brakowało chwili i by pokłoniłby się przed nią. - Lordzie Burke może pan na mnie liczyć, jeżeli tylko by coś trzeba było może się pan do mnie zgłaszać. Mam u państwa dług wdzięczności. Rycerze Walpurgii mogą na mnie liczyć. - powiedział z entuzjazmem.
Xavier uśmiechnął się dobrodusznie. Teraz wiedział, że polityk będzie wspierał ich sprawę. Nic tak nie wpływało na rodzica jak cierpienie dziecka, a wdzięczność za jego uratowanie mogła być wielka. Rozumiał to, był ojcem i wiedział, że on również dla swoich dzieci był w stanie poświecić wiele.
- Proszę się zająć córką, spędzić z nią czas. - odparł spokojnie kiwając głową – I przesłuchać pannę Jane Macloud. - dodał na wychodne.
zt
- Proszę się nie martwić. - odezwał się widząc, jak Kennad zerka w kierunku sufitu. - Jestem pewny, że za kilka chwil wszystko będzie dobrze, a pańskiej córce wrócą wszystkie siły. - dodał spokojnie – Sam jestem ojcem i doskonale pana rozumiem. Nie łatwo jest tak siedzieć kiedy dziecko cierpi. - uśmiechnął się łagodnie, a jego myśli powędrowały na moment do chorej żony uziemionej w domu, w osobnej komnacie.
Szybko jednak wrócił myślami na odpowiednie tematy. Na te, którymi należało się teraz zająć.
- Naprawdę nie rozumiem dlaczego ktoś chciałby skrzywdzić moją córkę. - mężczyzna pokręcił głową i westchnął ciężko – Jest taka niewinna, zawsze uśmiechnięta, nikomu nigdy źle nie życzy. - głos mu się lekko załamał.
Xavier przez moment milczał. Nie był wprawionym pocieszaczem, ale teraz musiał się postarać.
- Panienka Elizabeth z całą pewnością jest uroczą, młodą damą. Ma pan jej zdjęcie na biurku i pozwolę sobie zauważyć, że również bardzo urodziwą. Niestety zawsze znajdzie się ktoś kto będzie jej zazdrościł, urody, popularności, prestiżu czy umiejętności. Człowiek zazdrosny jest w stanie posunąć się do wielu rzeczy. - odparł spokojnie patrząc na mężczyznę – Ale na szczęście na świecie są również ludzie, którym zależy na szczęściu i bezpieczeństwie naszych obywateli. Może być pan pewny, że nie aktualnie panujący nie pozwolą aby ponownie spotkało pana i pana rodzinę taka tragedia jak teraz. - odparł patrząc na mężczyznę uważnie i uśmiechnął się łagodnie, chcąc w ten sposób upewnić mężczyznę co do tego co powiedział przed chwilą.
Polityk pokiwał głową na jego słowa. Xavier wierzył, że dotarło do niego to co chciał mu przekazać. Już miał się odezwać, kiedy z wyższych pięter domostwa dotarły do nich krzyki służki. Oboje spojrzeli po sobie i od razu podnieśli się z miejsca. Kennard wypadł z gabinetu i biegiem ruszył na górę, a Xavier za nim. Kilka chwil później znaleźli się już w sypialni panienki Elizabeth.
- Ja...ja nie wiem co się stało...Lady Burke...ona...ona rzuciła zaklęcie...najpierw jedno...krzyknęła, ale nie chciała pomocy, a potem drugie i...i...i ona zemdlała… - służka patrzyła na nich z przerażeniem.
Xavier od razu znalazł się przy Primrose. Znalazł się na ziemi i położył głowę kuzynki na swoich kolanach. Wyciągnął z kieszeni chusteczkę i wytarł krew, która poleciała jej w nosa. Wiedział co się wydarzyło, nie raz już doznał na własnej skórze efektów ubocznych czarnej magii. Miał nadzieję, że Prim nie ucierpiała mocno, co nie zmieniało faktu, że z całą pewnością będzie osłabiona kilka dni, skoro aż ją zwaliło z nóg.
- Wyjdzie z tego. - powiedział spokojnie przenosząc wzrok na służkę – Ale dobrze, że nas pani zawołała. - dodał skinając jej głową – Jak panienka Elizabeth? - spytał po chwili sięgając po różdżkę kuzynki by tak nie leżała na ziemi.
Kennard już siedział obok córki na łóżku i przytulał ją mocno. Chociaż nie wiedział jak wcześniej wyglądała dziewczyna, to z reakcji ojca wywnioskował, że już wszystko jest dobrze. Sam w tym momencie poczuł jak Prim się rusza.
- Witam z powrotem. - powiedział z łagodnym uśmiechem widząc jak kuzynka odzyskuje przytomność – Świetnie się spisałaś, teraz czeka cię kilka dni odpoczynku. - odparł spokojnie, po czym powoli pomógł jej się podnieść, cały czas ją jednak podtrzymując gdyby zdarzyło jej się zasłabnąć.
- Lady Burke, nie wiem jak pani dziękować. Lizzy wygląda dużo lepiej i czuje się dużo lepiej. Tyle pani zrobiła narażając swoje zdrowie by pomóc mojej córce. - Kennard podniósł się z miejsca i podszedł do nich, skupiając się teraz na Primrose i pewnie brakowało chwili i by pokłoniłby się przed nią. - Lordzie Burke może pan na mnie liczyć, jeżeli tylko by coś trzeba było może się pan do mnie zgłaszać. Mam u państwa dług wdzięczności. Rycerze Walpurgii mogą na mnie liczyć. - powiedział z entuzjazmem.
Xavier uśmiechnął się dobrodusznie. Teraz wiedział, że polityk będzie wspierał ich sprawę. Nic tak nie wpływało na rodzica jak cierpienie dziecka, a wdzięczność za jego uratowanie mogła być wielka. Rozumiał to, był ojcem i wiedział, że on również dla swoich dzieci był w stanie poświecić wiele.
- Proszę się zająć córką, spędzić z nią czas. - odparł spokojnie kiwając głową – I przesłuchać pannę Jane Macloud. - dodał na wychodne.
zt
Xavier Burke
Zawód : artefakciarz, gospodarz Palarni Opium
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I know what you are doing in the dark, I know what your greatest desires are
OPCM : 10 +2
UROKI : 11 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 18 +2
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Rycerze Walpurgii
Wiedziała z tym wiąże się obcowanie z czarną magią, która zawsze oczekuje zapłaty. To nie była prosta magia, bojaźliwi i o łagodnym sercu nigdy nie powinni po nią sięgać. Im więcej studiowała ten temat tym coraz bardziej uświadamiała sobie, że czarna magia należała do tej zaawansowanej, której pewne grono się obawiało i przylepiło jej łatwe złej i niegodziwej, a przecież magia sama w sobie nie jest zła i nigdy nie była. To energia, którą otrzymali możliwość posługiwania się i to oni jako jej użytkownicy nią sterowali nadając pewne cechy. Nie inaczej było teraz, klątwę ktoś nałożył, ktoś kto miał złe intencje i chciał zrobić krzywdę. Jak tłumaczył jej Mathieu, musisz chcieć, musisz pragnąć.
Przy pierwszej próbie zdejmowania klątwy poczuła ową nienawiść i niechęć jaką była darzona Elizabeth. Osoba, która postarała się o nałożenie przekleństwa, szczerze i głęboko chciała zaszkodzić córce polityka. Motywów Prim nie znała, ale czuła na sobie ich efekt. Niestety Lizzy również. Pierwsza próba odbiła się też na biednej dziewczynie, która zaczęła nagle szlochać kładąc się na łóżku. Czuła lęk zmieszany z całkowitym osłabieniem.
Druga próba sprawiła, że w momencie kiedy lady Burke padła na ziemię poczuła jakby ktoś zdjął z jej ramion olbrzymi ciężar, a klatkę piersiową przestało gnieść ogromne poczucie beznadziei i zatracenia się w odmęty ciemności. Słysząc głos Cathy zaniosła się ponownie płaczem, ale zupełnie innym. Takim, który oczyszcza i niesie ulgę. Wpadła w ramiona zatroskanego ojca powtarzając wciąż: “Papa”.
Primrose czuła, że się unosi w powietrzu, a potem gwałtownie spada w dół, w całkowita ciemność, która otulała ją miękką peleryną, jednocześnie uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Nic nie widziała, ale usłyszała z oddali głos, który należał do kogoś bliskiego. Ktoś uniósł jej głowę i otarł twarz. Minęła dłuższa chwila nim otworzyła oczy, zamrugała parę razy i dostrzegła nad sobą twarz kuzyna. Wzrok miał zatroskany, ulga pojawiła się zaraz potem.
-Udało się? - Zapytała lekko zachrypniętym głosem. -Panna Elizabeth?
Z pomocą kuzyna wstała z podłogi, choć opierała się na nim całym ciałem. Nogi miała jak z waty, a każdy ruch i gest wymagał od niej nie lada wysiłku, sprawiał przy tym ból. Zakręciło się jej w głowie. -Xavier, nie wiem czy jestem w stanie wrócić o własnych siłach…
Uśmiechnęła się do kuzyna przepraszająco zdając sobie sprawę, że będzie dla niego teraz tylko kłopotem. Przeniosła wzrok na polityka oraz Elizabeth, która trzymała w ramionach służka gdy jej ojciec im dziękował. -Proszę za parę dni wysłać list… jak się czuje...córka. - Mówienie też było problematyczne. Nie miała odwagi postąpić kroku bez asysty Xaviera obawiając się, że znów runie na ziemię. Musiała odpocząć, położyć się i zregenerować siły.
|zt x2
Przy pierwszej próbie zdejmowania klątwy poczuła ową nienawiść i niechęć jaką była darzona Elizabeth. Osoba, która postarała się o nałożenie przekleństwa, szczerze i głęboko chciała zaszkodzić córce polityka. Motywów Prim nie znała, ale czuła na sobie ich efekt. Niestety Lizzy również. Pierwsza próba odbiła się też na biednej dziewczynie, która zaczęła nagle szlochać kładąc się na łóżku. Czuła lęk zmieszany z całkowitym osłabieniem.
Druga próba sprawiła, że w momencie kiedy lady Burke padła na ziemię poczuła jakby ktoś zdjął z jej ramion olbrzymi ciężar, a klatkę piersiową przestało gnieść ogromne poczucie beznadziei i zatracenia się w odmęty ciemności. Słysząc głos Cathy zaniosła się ponownie płaczem, ale zupełnie innym. Takim, który oczyszcza i niesie ulgę. Wpadła w ramiona zatroskanego ojca powtarzając wciąż: “Papa”.
Primrose czuła, że się unosi w powietrzu, a potem gwałtownie spada w dół, w całkowita ciemność, która otulała ją miękką peleryną, jednocześnie uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Nic nie widziała, ale usłyszała z oddali głos, który należał do kogoś bliskiego. Ktoś uniósł jej głowę i otarł twarz. Minęła dłuższa chwila nim otworzyła oczy, zamrugała parę razy i dostrzegła nad sobą twarz kuzyna. Wzrok miał zatroskany, ulga pojawiła się zaraz potem.
-Udało się? - Zapytała lekko zachrypniętym głosem. -Panna Elizabeth?
Z pomocą kuzyna wstała z podłogi, choć opierała się na nim całym ciałem. Nogi miała jak z waty, a każdy ruch i gest wymagał od niej nie lada wysiłku, sprawiał przy tym ból. Zakręciło się jej w głowie. -Xavier, nie wiem czy jestem w stanie wrócić o własnych siłach…
Uśmiechnęła się do kuzyna przepraszająco zdając sobie sprawę, że będzie dla niego teraz tylko kłopotem. Przeniosła wzrok na polityka oraz Elizabeth, która trzymała w ramionach służka gdy jej ojciec im dziękował. -Proszę za parę dni wysłać list… jak się czuje...córka. - Mówienie też było problematyczne. Nie miała odwagi postąpić kroku bez asysty Xaviera obawiając się, że znów runie na ziemię. Musiała odpocząć, położyć się i zregenerować siły.
|zt x2
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Wieść o udziale znanego czarodzieja w grupie zajmującej się dyskredytacją właścicieli młyna wstrząsnęła mieszkańcami. Nie byli w stanie zrozumieć, jaki był powód szerzenia plotek i utrudniania dostaw, kiedy tak wielu z nich zmagało się z głodem. Ponadto gro piekarni musiało się zamknąć na skutek braku dostępu do mąki, co tylko potęgowało problem. Rozbicie szajki wzbudziło pozytywne nastroje, ludzie zaufali Rycerzom Walpurgii, że to wszystko było jedynie kłamstwem.
Niedługo po tym wydarzeniu na ulicach Warwick można było czuć zapach pieczonego chleba - produkcja została wznowiona.
Najważniejsi w mieście politycy, a przede wszystkim niejaki Kennard, głosili że nadchodzą lepsze czasy. Przekonywali mieszkańców do lojalności, albowiem zasłużonych czekała świetlana przyszłość, apelowali o zaprzestanie walk i dobrowolne opuszczenie hrabstwa przez przeciwników obecnej władzy. Pragnęli uniknąć rozlania krwi, choć zdawali sobie sprawę, że do takowego prędzej czy później musiało dojść, ale wtem woleli mieć za sobą znacznie większą część magicznego społeczeństwa. Stosowali manipulacje, szerzyli propagandę - podjęte działania przynosiły pozytywne efekty.
Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki.
Niedługo po tym wydarzeniu na ulicach Warwick można było czuć zapach pieczonego chleba - produkcja została wznowiona.
Najważniejsi w mieście politycy, a przede wszystkim niejaki Kennard, głosili że nadchodzą lepsze czasy. Przekonywali mieszkańców do lojalności, albowiem zasłużonych czekała świetlana przyszłość, apelowali o zaprzestanie walk i dobrowolne opuszczenie hrabstwa przez przeciwników obecnej władzy. Pragnęli uniknąć rozlania krwi, choć zdawali sobie sprawę, że do takowego prędzej czy później musiało dojść, ale wtem woleli mieć za sobą znacznie większą część magicznego społeczeństwa. Stosowali manipulacje, szerzyli propagandę - podjęte działania przynosiły pozytywne efekty.
15 Maj '56
Podjąłeś się tego zadania z jednego powodu. W sumie to tak naprawdę z dwóch - jednym był fakt, że nie bałeś się widoku śmierci, bo była ona jednym z najważniejszych elementów w twojej pracy. Drugi powód - nawet mugole potrzebowali choć trochę otrzymać szacunku w związku ze śmiercią. Martwe ciała nie przydadzą się do propagandy, ani do niczego innego niż wrócenie do kręgu życia, gdzie reszta drapieżników będzie żerować na padlinie. Koniec było też męczenia związanego z głodem i cierpieniem. Dobrze jednak wiedziałeś, że w pewnym momencie mogli jednak wrócić do tego "czyśćca" zwanego naszym światem, więc musiałeś z czystego poczucia obowiązku zrobić to. A dalej? Zobaczy się, nie patrzyłeś już aż tak mocno w przyszłość. Chciałeś więc sprawić, aby zachowali chociaż trochę ludzkiej godności, doprowadzając do sytuacji w której obecnie jesteś. Ale no właśnie... Jaka to sytuacja?
Znalazłeś się na obrzeżach miasteczka Warwick, które niedawno dostało się pod władanie Ramseya Mulcibera, odznaczonego przez Cronusa Malfoya czarodzieja, który został mianowany namiestnikiem Warwickshire. Ogłoszenie na temat zajęcia się ciałami i uchronieniem przed rozkwitem zarazy sprawiało, że znajdywali się biedniejsi ochotnicy skorzy do roboty. A jednak, być może jeśli uda się jakoś pokazać z lepszej strony to i tobie będzie dane porozumieć się z namiestnikiem i donieść o tym jak widniała sytuacja w stolicy hrabstwa. Miałeś ambicję, lubiłeś ją mieć i dążyć do tego, aby stała się realna. Odzyskanie choć trochę dawnej świetności Zabinich w imię tego co utracili było jednym z tych celi na liście "głównych" i być może kontakty z odpowiednimi ludźmi sprawiłyby, że stałyby się zrealizowanym marzeniem. Nie sądziłeś jednak, że zostanie Ci do pracy przydzielony ktoś inny. Myślałeś, że będziesz działał solo. No cóż, nie pokazywałeś po sobie żadnych emocji, jedynie zmierzyłeś chłopaczka swoim wzrokiem od dołu do góry i kiwnąłeś głową, że mogliście ruszać.
— Pamiętaj o dwóch rzeczach - nie próbuj dotykać ciał, wszystko co robisz ma się dziać bez dotyku. Druga rzecz, lepiej zasłoń usta i nos jakąś inaczej możesz się czymś zarazić. Staraj się też rozglądać za tym czy przy mogiłach lub stosach nie ma dostępu do kanalizacji czy wody. Oprócz tego - po prostu nie zachowuj się jak kretyn i wrócimy do swoich domów przed nocą cali i zdrowi. — Oczywiście nie powiedziałeś mu jak się nazywasz, bo nie czujesz się do tego zobligowany, a nawet nie sądziłeś, że spotkasz go kiedyś w swoim życiu na dłużej niż kilka minut wykluczając obecne spotkanie. Czekała na was praca i tego się trzymałeś.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Vergil Zabini dnia 02.09.22 20:52, w całości zmieniany 4 razy
Vergil Zabini
Zawód : Spirytysta, własciciel sklepu spirystycznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Warwick
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire