Wydarzenia


Ekipa forum
Warwick
AutorWiadomość
Warwick [odnośnik]23.07.21 12:22
First topic message reminder :

Warwick

Stolica hrabstwa Warwickshire posiada bardzo bogatą historię sięgającą szóstowiecznego neolitu, przez dziewięciowieczne grodzisko, aż do czasów, w którym nad Warwick zaczął królować zamek. W siedemnastym wieku znakomita część miasta spłonęła - gdyby nie czarodzieje mieszkający pośród mugoli, pożar wzniecony przez kilka iskier z zakładu miejscowego kowala być może nie zostałby ugaszony przed zrównaniem całej miejscowości z ziemią. Od tamtej pory wielką uwagę przykłada się tu do bezpieczeństwa i sposobu wznoszenia architektonicznych konstrukcji. To, co stało się po latach przerażającą legendą, wciąż żyje pokoleniowym strachem w umysłach mieszkańców; magowie roztaczają wokół Warwick zaklęcia ochronne, a mugole upewniają się, że wszystko dopasowane jest do zaktualizowanych standardów. Obecnie miasto wydaje się być nieco opustoszałe ze względu na trwającą wojnę, ale niektóre czarodziejskie rodziny mieszkające w tym miejscu od pokoleń, wciąż utrzymują na jego terenie zaklęcia ochronne przed ogniem.

W lokacji nie można rzucić zaklęcia Szatańskiej Pożogi.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Warwick - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Warwick [odnośnik]02.09.22 20:23
Wychodząc z domu nie powiedział dokładnie, gdzie szedł - rzucił jedynie rodzeństwu, że do pracy w Warwickshire, bo szukali ludzi. Nie mógłby powiedzieć im, że przy martwych ciałach. Ściskało mu żołądek na samą myśl, szczególnie kiedy leciał na miotle na miejsce, ale wiedział że potrzebowali pieniędzy - a tak długo jak udawało się mu coś zarobić, reszta nie miała znaczenia, prawda? Powinien zacząć korzystać z takiej pracy jaka była, nawet jeśli była obrzydliwa przez wojnę. Ale lepsze to od niczego.
- Jasne - rzucił cichona słowa mężczyzny, poprawiając przerzuconą przez ramię torbę, w której leżały bezpiecznie jego wytrychy. Nie ruszał się bez nich ostatnim czasem - na wszelki wypadek, jakby miały się kiedykolwiek mu przydać ponownie. Kto wiedział, kiedy będzie musiał gdzieś wejść albo coś rozbroić?
Rozejrzał się niepewnie po otoczeniu - po kolejnej rzezi, która chyba już tak na niego nie wpływała. Może nie chciał o tym po prostu myśleć? Który raz miał chować zmarłych? W styczniu, w kwietniu... teraz ponownie. Nie mógł o tym myśleć, co tutaj miało miejsce i kim byli ci ludzie. To nie było istotny.
W rękawie kurtki trzymał gotową do użycia różdżkę. Nie był najlepszy w magii - ale znał kilka zaklęć, którymi wiedział, że mógł sobie poradzić. Wolał uniknąć dotykania tych ciał, niezależnie od słów mężczyzny. Nie powinien tego robić po prostu - nawet jeśli już złamał romanipen w tych kwestiach.
Dlaczego teraz, kiedy nie było starszych, było to tak trudne? Teraz na tej wojnie, żeby pilnować tych wszystkich zasad! Nawet jeśli często je łamał chociażby rozmowami z gadziami - ale rozmowy z gadziami nie zawsze były złe.
Skupiony na drodze, nie patrzył pod nogi - bardziej obserwował horyzont i okolice. Nie zauważył w pierwszej kolejności, że za krzakami znajduje się ludzka sylwetka - a właściwie jej połowa. Dopiero zorientował się, kiedy prawie potknął się o ramię.
Zdusił w sobie jakikolwiek dźwięk, czując jak przechodzą po jego plecach ciarki obrzydzenia. Spiął się momentalnie, cofając krok i celując w korpus różdżką.
- Mobilicorpus - zawołał ze zduszonym gardłem, wykonując ruch, który zdawał się już wyryć w jego pamięci mięśni. Zbyt często z tego zaklęcia korzystał - nie powinien. Wiedział, że nie powinno go tutaj być, a jednak nie mógł przepuścić okazji do zarobku.
Korpus poderwał się do lotu, zaraz ruszając za wiązką magii Thomasa. Przed nim, i nieco dalej od mężczyzny, z którym zjawił się na miejscu. Jak wiele ciał kryło się w tamtych lasach? Pomimo tego, że było tutaj tak wiele mogił - wciąż nie wszyscy się w nich znajdywali.
- To miasto będzie przeklęte - rzucił cicho pod nosem, bardziej do siebie niż do mężczyzny nie podejrzewając go o znajomość romskiego, starając się trzymać wzrok od połowy ciała, która sunęła kawałek z boku nim nie wylądowała w najbliższym dole - pełnym kości, ludzi, zaschniętej krwi. Zapach był duszący i obrzydliwy.
Z braku lepszej opcji, Thomas naciągnął na twarz sweter - ten, który w lutym dostał od Kerry; ten, który zaledwie kilka tygodni był przesiąknięty krwią. Nie myślał jednak o tym teraz - nie, kiedy nie było po niej śladu.


Warwick - Page 3 EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Warwick - Page 3 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Warwick [odnośnik]02.09.22 20:23
The member 'Thomas Doe' has done the following action : Rzut kością


'Zdarzenia' :
Warwick - Page 3 JRruXRd
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Warwick - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Warwick [odnośnik]03.09.22 2:19
Bycie obeznanym z widokiem śmierci powodowało, że mniej rzeczy Cię mogło przerazić. Wielokrotnie widziałeś ulatniające się z ludzi tchnienia, leżących na katafalku w trumnie mężczyzn i kobiety, czasem i dzieci. To nie był zachwycający widok, jednak najgorsze też miałeś za sobą. Widok martwych ciał dzieci z przeszłości przez jakiś okres wpływał na ewentualny lęk lub strach, ale ostatecznie sobie z nim poradziłeś i ewentualne spotkanie bogina kończyłoby się powrotem do starej formy. Nie chciałeś też współpracować ze zbieraniem pojedynczych osobników, a raczej ich części, starając się skupiać na całych ciałach. Bardzo dobrze, że zajmował się tym ten nic niemówiący za bardzo chłopak, który wydawał mu się na początku swojej... kariery, o ile jakąkolwiek miał. A nawet jeśli nie - nie obchodziło Cię to. Każdego traktowałeś tak, jakby spotkanie to było tym jedynym i najpewniej nie spotkacie się już nigdy więcej. A jeśli pani fatum sprawi jednak, że ścieżki połączą się ponownie - być może wtedy bardziej będzie Ci na tym zależało. Póki co wolałeś jednak skupić się na teraźniejszości, a teraźniejszość była taka, że smród zgniłych ciał i zwierzęcych odchodów czy ostatecznie najbardziej zaawansowanych etapów rozkładów towarzyszyć Ci będzie w tej chwili znacznie dłużej. Dlatego im szybciej mielibyście skończyć to zadanie tym lepiej dla waszej dwójki, a zarazem zarobku.
Mówiłeś coś? — Być może Ci się przesłyszało, a być może chłopak faktycznie coś mówił. W każdym razie zamierzałbyś zapytać się go dlaczego w ogóle zgłosił się do tej pracy, ale wychodziło na to, że ktoś lub coś postanowiło przerwać wam pracę. Aura tego miejsca zmieniała się, byłeś znacznie bardziej na to wyczulony od innych ludzi. Czułeś się podduszony całą atmosferą, która zapadała. Powoli zdawało się nawet, że słabłeś. Miałeś już zaraz padać, słyszałeś w głowie kobiece nawoływanie, ale ostatecznie nie mogłeś nic zrobić. Wydawało Ci się nawet, że prawie zemdlałbyś, gdybyś nie przypomniał sobie ostatecznie dlaczego tu przybyłeś. Albo coś lub ktoś sprawiał, że lgnąłeś naprzód. Dementorzy. Udało Ci się to rozpoznać, ich mniej więcej sylwetki. Dopiero wtedy spojrzałeś w górę, kiedy mgła się przerzedziła. Na kurwę Merlina, chyba ktoś się znudził i postanowił wyjść na żer, bo właśnie nad wami przelatywały właśnie wcześniej wspomniane byty, jakby szukały kogoś na kim potrafiłyby się porządnie wyżywić. Nie zamierzałeś jednak zostawić chłopaka samotnie w tym, więc jedynie podszedłeś do niego i chwyciłeś pod ramię.
Nie zostawajmy długo w jednym miejscu, bo inaczej też i nas rozpoznają. Przestań o czymkolwiek myśleć i po prostu idź. — Wiedziałeś, że może poczuć się tak jakbyś mu rozkazywał za bardzo, ale tak faktycznie było. Niepotrzebny był wam obu kolejny problem w postaci buszujących dementorów szukających niedobitków. Z drugiej strony chciałbyś im podarować parę patronusów, które bezsprzecznie oddalą ich od tego miejsca na tak długo, by Ci nie zamierzali przez jakiś czas wracać do Warwick. Ale nie jesteś bohaterem, zawsze się za niego nie uważałeś, nawet jeśli ktoś Ci mówił, że faktycznie mu pomogłeś. Dlatego nic dziwnego, że nawet teraz nie zamierzałeś poczynić niepotrzebnych kroków. Być może rozpierzchną się i dadzą ostatecznie wszystkim spokój. Mogłeś tylko robić swoją pracę, nic więcej. — Pierwszy raz będziesz zajmował się paleniem lub grzebaniem zmarłych? — Nawet jeśli nie zamierzał Ci odpowiedzieć, to przynajmniej się starałeś zagaić o coś więcej niż tylko bycie "liderem".
Vergil Zabini
Vergil Zabini
Zawód : Spirytysta, własciciel sklepu spirystycznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11353-vergil-zabini#349354 https://www.morsmordre.net/t11360-mercurio#349847 https://www.morsmordre.net/t12153-vergil-zabini https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11361-skrytka-bankowa-2481#349849 https://www.morsmordre.net/t11359-vergil-zabini#349845
Re: Warwick [odnośnik]20.09.22 16:13
Czuł jak z trudem idą mu kolejne kroki. Powinien skupić się na nich - krok za krokiem, powoli. Ale nie wiedział nawet gdzie szedł. Nie miał bladego pojęcia. Widział tylko zarys starszego mężczyzny, czuł na skórze ten dziwny chłód, ale czuł się jak w listopadzie - jak kiedy trafił do tower; jak kiedy nie był w stanie dostrzec niczego dookoła poza ciemnością.
Może to było wtedy lepsze? Może ciemność była lepsza od jasności? Od pozornych kształtów?
- Pierwsze zaklęcie mi nie wyszło - skłamał gładko, czując gulę w gardle. Następnie usłyszał głos kobiety, a wzięty pod ramię złapał się płaszcza Vergila w odruchu, jakby szukał czegokolwiek co było tu i teraz; żeby nie skupiać się na tym, co było kiedyś. Kilka tygodni temu, prawie miesięcy. Wciaż go to wszystko nawiedzało. Jego wszystkie błędy, które popełnił. Ten dementor, którego spotkali z Castorem w kwietniu...
Zawahał się, spoglądając na kobietę - na trupa kobiety. Zawahał się, widząc przez moment Castora. Wtedy, w dolinie. To mógł być on.
Czuł jak mięśnie odmawiają mu posłuszeństwa, jak potyka się lekko o kamienie i kupki ziemi, nawet kiedy dementorzy powoli odchodzili z tego miejsca - czuł niemoc. Nic nie mógł zdziałać, nie miał sposobu na to, nie miał nawet jak...
Skinął głową, słuchając się tego. Nie miał myśleć? Jak? Jak mógł zatrzymać potok tych obrazów, które zalewały jego głowę? Zaraz wbił spojrzenie w ziemię, skupiając się na tym, aby poruszać nogami. Lewa, prawda, lewa, prawda. Nieco to pomagało, kiedy starał sobie wyobrazić kolejny ruch - jak jego but szedł dalej.
- Musimy ją też pochować - szepnął cicho.
Uspokoił się dopiero, kiedy mgła się rozrzedziła. Dementorzy jakby... nie interesowali się nimi? Nie był pewny czy powinien za tą sprawą odczuwać ulgę czy po prostu lęk. To kolejny raz, kiedy był tak blisko tych stworzeń. Kolejny raz...
- Nie - odpowiedział zgodnie z prawdą. W styczniu, niedawno w kwietniu chował zmarłych. Palił ich. Nawet jeśli nie powinien tego robić - nawet jeśli romanipen nakazywał, aby nie dotykać tego co było nieczyste. Ale czy on sam nie był już nieczysty wystarczająco, aby móc to robić? Ktoś musiał pochować tych ludzi, a jeśli mógł zarobić nieco, szczególnie teraz - powinien to zrobić dla rodziny. To nie był moment na jego dumę i zasady, przecież ich nie miał. Nie powinien myśleć o tym jak inni go oceniali, powinien skupić się na przetrwaniu, prawda?
- Zakopywałem już, i paliłem zmarłych. Na wojnie tego jest sporo... - zmyślił uzasadnienie. - Thomas jestem tak w ogóle - rzucił jeszcze swoje imię, wciąż czując ten dziwny... lęk? I chłód? I pustkę...
Obrócił się przez ramię, jakby w obawie że dementorzy wrócą, ale wcale tego nie zrobili. Ruszyli gdzieś dalej? Nie był pewny - zdawało mu się, że ta dziwna mgła była gdzieś w oddali, ale może to były tylko jego zwidy?
- U mnie się zawsze paliło i zmarłych, i ich rzeczy. Tutaj robimy tak samo? - dopytał, wbijając wzrok w mężczyznę. - Żeby też trupy nie wstały, nie? - dodał, pamiętając to co mówili Tonks i Skamander. Zaraz jednak się nieco poprawiając, jakby za dużo powiedział - czy jego słowa miały zły wydźwięk. - W sensie... no... anomalie były, trochę lęk tak zostawiać tyle trupów. Sporo czarnoksiężników też jest i innych takich... wolałbym nie trafić na żywe trupy... - dodał, odwracając wzrok. Fiusy? Igeriusy? Nie pamiętał jak dokładnie nazwał je Tonks - ale stanowczo nie chciałby mieć z nimi niczego wspólnego.
- Coś będziemy... coś musimy zrobić jeśli wrócą..? Dementorzy w sensie...


Warwick - Page 3 EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Warwick - Page 3 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Warwick [odnośnik]30.09.22 12:56
Ty byłeś inny w przeciwieństwie do chłopaka. Bardzo dobrze wiedziałeś, że potrafiłbyś poradzić sobie z dementorem, który stanąłby przed tobą by zawalczyć. Nie byłeś jednak sam i nie znałeś go nawet, więc nie wiedziałbyś czy mógłbyś mu ufać w tym, by ubezpieczał twoje tyły. Jedyne co Ci teraz przeszkadzało to fakt, że ten łapał twoje ubranie, a powinien tylko samo ramię. Ale no nic, nie będziesz zachowywał się jak zwyczajny gnój tylko dlatego, że waszą sytuację coś pokomplikowało. Tak, pokomplikowało to, że spotkaliście nad sobą skupisko dementorów. Które węszyły nad waszą głową, dość wysoko jak anioły o czarnych skrzydłach gotowe do swojego upadku owinięte całunami śmierci. Nie pasowało Ci to i nie zamierzałeś też jakkolwiek wchodzić im w paradę dlatego twoja różdżka była gotowa do użycia, a chłopak w bezpiecznym miejscu przy twoim boku. Mieliście tylko zająć się trupami, a teraz jeszcze uważać na to, abyście sami się nimi nie stali. Na szczęście jakakolwiek ich działalność zaczynała maleć, ale musieliście obaj uważać na to, bo przeznaczenie lubi być przewrotne, co ta wojna bardzo ładnie podkreślała.
Widziałeś jedno z ciał, które także powinno być spalone, jednak na ten moment wolałeś się skupić na tym czy nad wami nie przelatywał dementor. Na szczęście zagrożenie już powoli mijało i mogłeś powiedzieć chłopakowi, a raczej wskazać mu ręką, że może Cię puścić. Jedyne co to powiedział mu swoje imię i coś o zmarłych. A raczej o tym, że musieli się nimi w jakiś sposób zająć. Westchnąłeś więc, rozglądając się wokół. — Sprawa jest dość prosta. Nie możemy dotykać tych ciał, gdyż nie wiemy ile tak naprawdę z nich jest już martwe od dłuższego czasu. Dotknięcie ich sprawi, że możemy się czymś zarazić i to będzie oznaczało wycieczkę do Św. Munga, a na to nie chcę sobie pozwolić. Dlatego uważaj na to, aby nie dotykać. Zatkaj też usta, bo palone ciało, zwłaszcza martwe od dłuższego czasu, strasznie śmierdzi i możesz też wdychać opary, które Ci namieszają w organizmie. Najlepiej trzymaj w rękawie czy czymś innym jak to robisz. Nie zostawajmy też w jednym miejscu, bo z tymi cholerstwami u góry możemy się rzucać "w oczy". — Przekazałeś najważniejsze informacje w jaki sposób ma wyglądać wasza praca, dlatego następną rzecz, którą potrzebował młody to dowiedzieć się kim jesteś. — Vergil Zabini. — Przedstawiłeś się krótko, ale zdecydowanie młody poruszył bardzo ciekawą kwestię, którą zamierzałeś poruszyć dosłownie za moment, tyle, że uniosłeś różdżkę. Zobaczyłeś jak dementor mignął wam na niebie szybkim tempem kierując się w stronę miasteczka i pikując nagle w dół znalazł się gdzieś dalej. Na szczęście żadnemu z was nie rzuciło się w oczy gdzie konkretnie osiadł. Ważne, że zniknął.
Czarnoksiężnicy nie mają tutaj sensu bytu. W sensie mogliby, bo to bardzo łatwy poligon dla nich, ale odkąd panuje tutaj nowy namiestnik to istnieje spora szansa, że trzyma to miejsce w ryzach lub stara się je naprawić. A skoro sam Cronus go namaścił to sądzę, że sobie poradzi z jakimkolwiek czarnoksiężnikiem. Namiestnikiem nie zostaje się za ładne oczy. A co do inferiusów... — Tutaj zrobiłeś zaraz pauzę, widząc przed sobą kolejne ciało. Nie zamierzałeś jednak interesować się pojedynczymi ciałami, które można ogarnąć w drodze powrotnej lub w ogóle, a po prostu bardzo dużymi, pozostawionymi skupiskami. W którymś momencie takie jedno z nich zauważyłeś. — Zatkaj usta i nos. — Zaleciłeś i zaraz machnąłeś różdżką w kierunku stosu, rzucając krótkie zaklęcie Incendio. Płomień wyleciał z twojej różdżki, zaczynając dotykać materiału ubrań. Płomień z początku tlił się słabo, ale z minuty na minutę rósł coraz dalej i dalej, aż ostatecznie widzieliście oboje prawdziwe ognisko. To wystarczyło Tobie wystarczająco, aby ruszyć się dalej.
Coś będzie trzeba zrobić jak wrócą dementorzy? No najpewniej. Wzruszyłeś ramionami. — Jak dam radę rzucić wystarczająco mocnego patronusa to istnieje szansa, że ich odpędzimy. A tak? To nie wiem... Nie przejmuję się tym na ten moment. Tobie też radziłbym skupić się na szukaniu potencjalnych stosów do spalenia. — Przy okazji odpędzi to jego myśli od dementorów. W końcu kiedyś was może jakiś złapie. Ale na ten moment lepiej nie było o tym mówić, racja?
Vergil Zabini
Vergil Zabini
Zawód : Spirytysta, własciciel sklepu spirystycznego
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 15 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11353-vergil-zabini#349354 https://www.morsmordre.net/t11360-mercurio#349847 https://www.morsmordre.net/t12153-vergil-zabini https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11361-skrytka-bankowa-2481#349849 https://www.morsmordre.net/t11359-vergil-zabini#349845
Re: Warwick [odnośnik]03.01.23 13:56
12 V 1958
popołudnie i wieczór


Kurze, które wznieciły swą pracą w opuszczonych do tej pory salach Szpitala Asfodela, zniknęły, niedane im było opaść na wyczyszczone na błysk posadzki, na lśniące szafki, parapety, nawet na pościele, które Maria przygotowała sobie do przeniesienia do Okruszka. Wróci do domu dopiero późnym wieczorem, miała bowiem znacznie ważniejsze, pilniejsze zadanie do wykonania, do którego musiała przystąpić od razu, gdy tylko pani Vablatsky zarządziła koniec prac przy szpitalu na dzisiaj.
W dłonie panny Multon trafiły listy — przewiązane przezornie sznurkiem tak, aby ich nie pogubić, aby stanowiły swoisty zbiór tego, czego nie zdążyło się powiedzieć, ostatnią pamiątkę myśli tych, którzy odejść musieli, zbyt słabi od toczącej ich choroby, od odniesionych obrażeń. Nie wnikała, dlaczego listy nie zostały wysłane, przyjmując wygodną teorię, że po prostu wcześniejsza administracja szpitala nie zdążyła. Niemniej jednak ich obowiązkiem, jako ludzi dobrej woli było dostarczenie listu do ich ostatnich adresatów.
Nim ruszyła w drogę, ostrożnie przejrzała koperty. Adresy to przede wszystkim Warwick oraz kilka wsi w okolicy, które odwiedzi po drodze do domu. Nie była szczególnie zaznajomiona z topografią miasta, lecz na pomoc przyszły jej przede wszystkim znaki i tabliczki z nazwami ulic. Zaparła się w sobie, że każdy list odnajdzie swojego adresata, że nie spocznie, nim zostanie jej tylko ten sznurek wiążący je ze sobą i zamierzała słowa dotrzymać.
Wzbiła się w powietrze lekko i bez trudu, Zmiatacz 5 podarowany przez kuzynkę był stworzony do podniebnych wojaży. Skupiła się jednakże na tym, by pamiętać, że to nie była wycieczka krajoznawcza, że było to oddanie ostatniej przysługi zmarłym i jako takie musiało odbywać się w pewnej podniosłości, powadze. Wzlatując ponad dachy Warwick, przyglądała się przez moment miastu, a mrużąc oczy, próbowała dostrzec wypisane na znakach nazwy ulic. Jej pierwszym przystankiem i pierwszym adresem zapisanym na kopercie był domek przy Castle Lane 8, u samego podnóża górującego nad miastem Zamku. Zniżyła lot przy pomocy dość ryzykownego dla początkujących, ale efektownego manewru, który ćwiczyła jeszcze w szkole, a który okazywał się być niezwykle przydatny w trakcie ucieczek. Pionowo w dół, przy mocnym uchwycie trzonka dłońmi i splecionymi nogami. Popołudnie wydawało się zupełnie leniwe i nawet bezpieczne — choć pani Cassandra martwiła się o nią, gdy zgłosiła się do tego zadania, Marii wydawało się, że nie było ku temu powodów. Zniżywszy się mniej—więcej do wysokości półtora metra nad chodnikiem wyłożonym z kocich łbów frunęła raczej niespiesznie, z uwagą wypatrując numeru osiem, aż wreszcie go odnalazła. Wśród rządków wyjątkowo podobnych domków o bielonych wapnem ścianach i strzesze wypełniającej dziury po utraconych w tajemniczy sposób dachówkach czaiła się chyba miedziana cyfra, zaraz obok niewielkiej lampki, tuż nad progiem.
Maria zeskoczyła z miotły i ostrożnie, nie chcąc naruszyć konstrukcji, zajęła się wyciąganiem listu spod sznurka. Nie poszło jej to szczególnie prędko, sznurek zacisnął się na reszcie listów tak, że musiała na moment wysunąć jedną z nóg zgiętych w kolanie i dopiero po oparciu na nim kopert, mogła obluzować trochę uścisk sznurka. Ostatecznie stwierdziła, że więcej czasu traci na takim wyciąganiu niż rozwiązywaniu i wiązaniu supełków, toteż schowała pozostałe listy do kieszeni, w dłoniach trzymając wyłącznie ten adresowany pod Castle Lane 8, Warwick, do Euphemii Littlebrown. Stanęła na ganku, po czym zastukała trzykrotnie w drzwi. Nim ktokolwiek je otworzył, poświęciła chwilę na rozejrzenie się wokół. Dom nie był szczególnie bogaty, to mogła ocenić na pierwszy rzut oka. Przeczucia potwierdziły się, gdy drzwi otworzyła jej zgarbiona już starowinka.
— Dzień dobry, czy zastałam może panią Euphemię? — spytała uprzejmie Maria, dygając jednocześnie przed babcią, tak jak nauczono ją to robić we francuskiej akademii. Oczy starowinki rozbłysły na chwilę, po czym zgasły, jakby ugodzone jakimś niemiłym wspomnieniem.
— Oj dziecko, będzie już ponad miesiąc, jak Euphemii z nami nie ma. Ale do czegóż ci jej trzeba? Jestem jej siostrą, na imię matula mi dała Elizabeth, jeżeli trza, ja również dopomóc mogę — widziała w oczach starowinki, że tęskniła za siostrą, a to pomogło tylko w urośnięciu guli, która zaklinowała się w gardle młodego dziewczęcia. Przez moment palce zacisnęły się delikatnie mocniej na kopercie, którą wciąż miała w dłoniach. Jeżeli pani Euphemii nie ma, jeżeli odeszła, list należało podarować żyjącemu krewnemu, a siostra... Siostra sprawdzi się tutaj idealnie.
— Mam list zaadresowany dla pani Euphemii. Z tutejszego szpitala, odnaleźliśmy przy porządkach i pani uzdrowicielka bardzo chciała, żeby listy dotarły do adresatów — wyjaśniła pokrótce, pomijając samo nazwisko czy imię pani Vablatsky — nie wiedziała, czy takie rozgadywanie o jej tożsamości nie przyniesie jej kłopotów, należało dmuchać na zimne. Istotną informacją było jednak to, że uzdrowicielka troszczyła się o los listów i że listy te trafiły do swoich adresatów. Tak jak ten, który Maria podarowała w dłonie pani Elizabeth.
— To musi być... Od jej męża jak nic. Gruzy bitewne go przysypały, nogę zmiażdżyły. Jakieś świństwo w ranę się zaplątało, myśmy go dwie do szpitala posłały, gdy gorączki zbić nie mogłyśmy, lał się nam przez ręce, dorosły chłop. Ale jak w mieście bieda, to i w szpitalu bieda jak piszczy, nic zrobić nie mogli. On pomarł, moja siostra pomarła z żalu po nim i tak zostałam, samiuteńka... — drżące, pomarszczone dłonie odebrały kopertę, którą zaraz przytuliły do zapadniętej, starczej piersi. Kilka kropel łez zamigotało w kącikach oczu, tuż pod opadniętymi powiekami, ale Elizabeth uśmiechała się szeroko, wydawała się szczęśliwa. Westchnąwszy głośno i ciężko, ucałowała lak na kopercie, ostatnie wspomnienie swojego szwagra, migoczące wspomnienie radości żywej jeszcze siostry. — Dziękuję, dziecko. Złożę go na jej grobie — dodała po chwili, uśmiechając się szerzej. Dłoń złożyła się na klamce od drzwi. — A ty leć dalej, leć, domyślam się, że wiele przystanków cię dziś czeka.
Uśmiech na wargach Marii zadrżał odrobinę, ale utrzymał się taki sam — delikatny i szczery. Obłożony naturalnym dla niej smutkiem.
— Proszę na siebie uważać.

Kolejny przystanek okazał się być jasną kamienicą przy Church Street 21. Aby tam dotrzeć, blondynka musiała odbić w prawo w powietrzu i zaraz za wieżą kościoła świętej Marii wykonać ostry skręt, także w prawo. Tym razem wypatrzenie celu było znacznie już prostsze. Znajdowała się bliżej centrum miasta, a tak co rusz mogła napotkać ciemnoniebieską tabliczkę z nazwą ulicy, w którą wlatywała.
Koperta wydostana spod sznurków nakazywała jej dostanie się do mieszkania numer 5, a to znajdowało się na trzecim piętrze. Wspięła się po schodach prędko, przeskakując na raz po dwa stopnie, aż wreszcie odnalazła drzwi z właściwym numerem. Za nimi miała nadzieję spotkać Willbura Sliverside.
— W czym mogę pomóc? — gdy drzwi się otworzyły, cały widok przesłonił jej wysoki, barczysty mężczyzna. Nie mógł być starszy niż trzydzieści lat, miał ciemne, kręcone włosy sięgające mu do ramion, zarost oraz okulary na delikatnie zakrzywionym nosie, teraz opuszczone tak nisko, że Maria dokładnie widziała fioletowe plamy rozciągające się pod jego oczami, najwierniejszą oznakę nieprzespanych nocy.
— Szukam pana Silverside. Willbura. Jest list do niego — odpowiedziała mężczyźnie, cofając się dla ostrożności bliżej środka klatki schodowej. Nie znała mieszkańców Warwick, gdyby pomyliła adres, ktoś mógłby skorzystać z okazji, musiała być ostrożna. Spojrzenie czarodzieja złagodniało odrobinę, przechylił głowę w bok i oparł czoło o framugę drzwi.
— W takim razie zdołała go panienka odnaleźć. Od kogo jest ten list? — spytał zaciekawiony, a gdy Maria to usłyszała, raz jeszcze przestąpiła krok do przodu, wyciągając dłoń z listem w jego kierunku. Mężczyzna odebrał kopertę bez zawahania. — Nie pachnie najlepiej — mruknął pod nosem, spoglądając wyczekująco na Multon.
— Nie wiem, kto go napisał, ale wiem, gdzie to zrobił. W szpitalu, tym niedaleko Zamku. Teraz to Szpital Asfodela. Znalazłyśmy listy, których nie udało się wysłać wcześniejszym uzdrowicielom, w tym ten do pana. Chciałybyśmy, by trafił w odpowiednie ręce — wyjaśniła pokrótce, ciekawa reakcji mężczyzny. Ten westchnął tylko głośno, chowając kopertę do wewnętrznej kieszeni marynarki. Odbił się jednocześnie od ściany, a nim zamknął drzwi, pozostawiając Marię znów zupełnie samą, wypowiedział jeszcze tylko jedno słowo, niesione słabo przez echo klatki schodowej.
— Mirabel...

Odwiedziła córki ślusarza mieszkające niedaleko New Market Place, były rówieśniczkami jej i jej starszej siostry, na wojnie straciły ojca, teraz biznes ślusarski przejął mąż starszej z sióstr. Pukała do drzwi oznaczonych numerem 44 w szeregu domków z czerwonej cegły na Linen Street, ale nikt jej nie otworzył, list został więc wsunięty przez nią przez szparę na dole drzwi. Odnalazła też aptekę na Cape Road, gdzie za kontuarem stał przemiły starszy pan i jego wnuczka, oboje nalegali, żeby została, żeby wysłuchała z nimi ostatnich słów spisanych ręką ich żony i babci. Usłuchała, ciesząc się, że to zrobiła, bowiem odejście żony aptekarza było — według jej relacji — spokojne i spodziewane. Na południowych przedmieściach Warwick odnalazła domek wdowy z trójką dzieci, której mąż zginął w trakcie potyczek, które miały miejsce w mieście. Ta jedna koperta była zdecydowanie grubsza od pozostałych — pan Duncan napisał list nie tylko do żony, ale do każdego z trójki dzieci, dołączając im także krzywe wycinanki z papieru, poplamionego brązowymi kroplami. Tak matka dzieci, jak i Maria wiedziały, co splamiło papier, ale żadna nie chciała mówić o tym wprost.
Gdy w dłonie nadawcy trafił ostatni list, niebo ściemniło się zupełnie, pierwsze gwiadzy nieśmiało poczęły wychodzić na firmament. Marii pozostał jedynie sznurek, którym przewiązane były listy, a który wsadziła do kieszeni swej szaty. Był to bardzo długi i wyczerpujący dzień, ale wystarczyło jej kilka dobrych słów, kilka uśmiechów pomieszanych z bólem straty. Słodko—gorzkie doświadczenie, które pomoże zamknąć pewien rozdział, ukoić ból, odnaleźć siłę w dobrym wspomnieniu.
Odbiła się nogami od ziemi, na miotle wzlatując wysoko, ponad korony okolicznych drzew. Musiała się spieszyć, jeżeli miała powiadomić panią Cassandrę jeszcze dzisiaj.

| z/t


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Warwick [odnośnik]12.01.23 20:46
|27.06.1958

Wyprawa do Warwick była kolejnym punktem w planie Primrose i Odetty odnośnie jarmarków, jakie miały odbyć się okresem letnim. Aktywnie działająca lady Burke pragnęła wciągnąć w swoje akcje inne osoby, pokazując, że kraj należy budować i tworzyć nie tylko za pomocą wojennych aktywności. Koniecznym jest, aby równocześnie zacząć siać ziarno na innym polu, tym najbardziej zaniedbanym, jakim byli ludzie i mieszkańcy hrabstw. Ramsey Mulciber został mianowany Namiestnikiem Warwickshire, na jego barki spadł obowiązek troszczenia się o jego mieszkańców. Nie tylko wprowadzania nowych zasad, za którymi mieli podążać. Primrose, jako arystokratka wychowana w poczuciu odpowiedzialności za innych, w przekonaniu, że dzierżąc tytuł otrzymywała wraz z nim wiele przywilejów, ale również obowiązków. Za to bardzo mało praw. Mało kto rozróżniał przywileje od praw, mylili je, używali zamiennie. Tkwili w wielkim błędzie. Nie każdego chciała uświadamiać, gdzie leży podłoże całej zależności, ponieważ szukanie logiki wśród arystokracji, było najgorszym z możliwych miejsc.
Kiedy wraz z Odettą tworzyły swój plan, wiedziała, że zwróci się do Namiestników. Ich ziemie otrzymały nowych opiekunów, ludzie nie byli ich pewni. Powinni poczuć się pewnie na terenach, które zamieszkiwali.
Dzień był dość przyjemny jak na tak bardzo upalne lato. Chyba jeden z chłodniejszych zachęcał do tego, aby pojechać do samej stolicy hrabstwa i tam odbyć rozmowę. Długo walczyła ze sobą, aby nałożyć coś innego niż spódnicospodnie, które latem było istnym zbawieniem. Jednak uznała, że taki strój nie ułatwi jej negocjacji z Mulciberem. Wymiana zdań w jego gabinecie, dała jej ułamek tego kim jest ten człowiek. Pozory były bardzo ważne, więc lady Burke specjalnie na wizytę, która nie miała robić wokół nich szumu ubrała zwiewną, spódnicę w kolorze delikatnej szarości, sięgającej tuż nad kostkę, aby ukazywać trzewiki z delikatnej, jasnej skórki - idealnej wręcz na lato. Do tego, jedwabna koszula o barwie kości słoniowej, z szerokimi rękawami, wieńczona zwężenie haftowanym we wzory na wysokości nadgarstka. Całości dopełniał kapelusz z szerokim rondem, który chronił jasną skórę przed promieniami słonecznymi. W tali zaś sprytnie był ukryty pokrowiec na różdżkę, tak aby była zawsze pod ręką. Ciemne, wręcz hebanowe włosy upięte miała w niski kok tuż nad karkiem, a w uszach pyszniły się dwie czarne perły w srebrnej oprawie. Nie była przesądna i te ozdoby chętnie nosiła na co dzień.
Obejrzała się na Odettę.
-Sądzę, że spacer ulicami stolicy i rozmowa z panem Mulciberem jest idealnym połączeniem. - Chciała zobaczyć miasteczko, poczuć jego klimat, zapoznać się z nim. Tak jak poznawała Suffolk stojąc na molo i wsłuchując się w szum morza. Położenie Warwickshire było niezwykle korzystne, w samym prawie centrum kraju musiało posiadać wiele arterii handlowych, którymi przewożono dobra. Na pewno posiadali liczne magazyny i składowiska. Im bardziej Primrose zgłębiała tajniki ekonomii, tym więcej rozumiała jak działa przemysł i handel, co było niezbędne do odbudowania kraju po wojnie. Liczyła na to, że jarmarki zachęcą lokalnych rzemieślników i wytwórców do produkowania dóbr, co następnie zapoczątkuje handel na cały kraj, a potem kto wie, możliwe, że eksport poza jego granice. Choć to ostatnie to plan na lata. Nie dało się ot tak wszystkiego odbudować w jeden miesiąc. Niezależnie jak bardzo by chciała. Zerknęła na zegarek, aby upewnić się w godzinie. Za chwilę powinny spotkać się z Namiestnikiem.
-Stolica byłaby idealnym miejscem na taki jarmark, nie sądzisz? - Zagadnęła Odettę, bardzo skora do zobaczenia centrum stolicy.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't



Ostatnio zmieniony przez Primrose Burke dnia 12.04.23 22:38, w całości zmieniany 1 raz
Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Warwick - Page 3 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Warwick [odnośnik]19.01.23 22:44
Działanie z Evandrą na pewno dodało jej siły, ale na ile ta siła miała wystarczyć, sama też do końca nie miała pojęcia. W końcu jej skupienie nie było najlepsze na tematy, w których czuła się całkowicie pewna, a oczywiście, po tych działaniach, w których wzięła udział, zaczęła się zastanawiać, czy może jednak nie przeceniała swoich sił wobec zamiarów. Nie miała w tym przecież zbyt wiele doświadczenia (o ile nie liczyć organizowania pokazów mody czy brania udział w przyjęciach organizowanych przez rodzinę, nie było to jednak w skali tej samej w której planowano wydarzenia pomiędzy hrabstwem), dlatego wątpliwości, poza jej własnym brakiem przekonania co do zachowania kiedy miała zabierać się za rzeczy większe od niej. Teraz jednak mogła liczyć na coś więcej – a mianowicie, wsparcie osoby której ufała. Ciężko było nazwać ją i Primrose najlepszymi przyjaciółkami, ale zdecydowanie czuła, że panna Burke darzy ją wielką dozą sympatii i zamierzała to odwzajemniać jak tylko mogła. A teraz, gdy mogła liczyć na jej pomoc w najnowszych wydarzeniach, cieszyła się że ma koło siebie tez osobę która miała głowę na karku i wiedziała bardzo dobrze, jak się zorganizować.
Kiedy więc Primrose zasugerowała wspólną wizytę w Warwick, uważała to za bardzo dobry pomysł, pozwalając jej wybrać dzień oraz godzinę i stawiając się o umówionej porze na miejscu. Cieszyła się też dobrą pogodą, bo chociaż cieszyć mogła się noszonymi przez siebie futrami, letnia moda aż błagała o zaprezentowanie się, zwłaszcza, że dzięki temu mogła wyróżnić się swoją wyszczuploną figurą, którą, zgodnie z sugestią ciotki, starała się wyćwiczyć tak jak tylko mogła, zdecydowanie też ograniczając cukier i wznawiając ćwiczenia. Wybrała więc nową sukienkę w kolorze jasnej zieleni, do której dopasowała jasne rękawiczki z cienkiego atłasu, pięknym kapeluszem na którym kwitły elegancko czerwone róże i odpowiednio ułożoną fryzurą, rozglądając się za Primrose – aby wkrótce potem przyglądać się okolicy razem gdy zastanawiały się nad jarmarkiem.
- Myślisz, że już możemy zobaczyć też potencjalne miejsca? Nie ukrywam, od razu zastanawiam się nad miejscem, bo trzeba też wziąć tez pod uwagę pogodę, albo to, które miejsca dadzą najwięcej swobody, w pierwszym wypadku ciężko określić przecież ile osób się zgromadzi… - Tak, oczywiście zaczęła przechodzić do wyobrażeń jeszcze zanim poznała dokładnie co się dzieje, ba, zanim usłyszała jeszcze o tym, czy namiestnik w ogóle się zgadza na taki układ, ale przecież dobrze było się zastanawiać nad ważnymi kwestiami…chyba.
- Tak, do stolicy zawsze najłatwiej dotrzeć, poza tym, tam też najlepiej reklamuje się takie wydarzenia. – W końcu w innym wypadku ciężko usłyszeć co dzieje się, jeżeli wybiera się mniej popularną miejscowość.


Someone holds me safe and warm
Horses prance through a silver storm,
Figures dancing gracefully across my memory
Odetta Parkinson
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9654-odetta-eimher-parkinson#293343 https://www.morsmordre.net/t9761-kitri#296220 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t9839-skrytka-bankowa-nr-2212 https://www.morsmordre.net/t9759-odetta-parkinson#296218
Re: Warwick [odnośnik]06.02.23 11:06
Rola jaką przyszło mu pełnić była nowa i wymagająca, a jego i tak napięty grafik wypełnił się już absolutnie, nie pozostawiając miejsca na przyjemności. Podszedł do tego poważnie, od razu rozpoczął proces zapoznawania się z problemami hrabstwa, mieszkańców, ale także jego silnych stron. Przyznanie mu tych ziem pod opiekę było też czymś, co w umysłach wielu, szczególnie szlachetnie urodzonych budziło wewnętrzny sprzeciw — tak oto on, czarodziej choć czystokrwisty, bez udokumentowanego pochodzenia otrzymał przywileje bliskie tym szlacheckim. Nie wydarzyło się to jednak tak po prostu, nie było kaprysem Ministra Magii, który — trudno było nie dostrzec — pełnił funkcję reprezentanta prawdziwej, rzeczywistej władzy. Odebranie ziem pod opiekę było zaszczytem, ale także nagrodą za rolę, jaką pełnił, za narazie życia, za nieprawdopodobną skuteczność działania i zaangażowanie na rzecz ich kraju. Przede wszystkim jednak, za lojalność i oddanie Lordowi Voldemortowi. Był tu, w roli namiestnika, dlatego, że był śmierciożercą, człowiekiem stojącym najbliżej Czarnego Pana, prawdziwego władcy czarodziejskiej Wielkiej Brytanii i niezależnie od tego, jak wiele budziło to niezadowolenia, nie było czego podważać, bo dzisiaj, czy tego chciano czy nie, to był jeden z najważniejszych zaszczytów.
Propozycje spotkania i posłuchania o planowanych działaniach przyjął bez wahania — nie zwykł podejmować decyzji bezmyślnie; chciał by Primrose wtajemniczyła go w swoje plany. Wbrew temu, co o sobie sam myślał miała większe doświadczenie w tym zakresie, wiedziała na co patrzeć, gdzie kierować uwagę, kogo słuchać i jakie potrzeby ludzi spełniać. Nie był nigdy biznesmenem, nie był altruistą, a naukowcem, badaczem. Znał się na poznawaniu, odkrywaniu i doświadczaniu. Dziś, by sprostać wyzwaniu miał uczyć się więc czegoś nowego od młodych lady, a ich dzisiejsze słowa miał przyjąć z zaskakującą uważnością i szacunkiem. Na umówione spotkanie nie przybył jednak sam.
Szli główną drogą w ciszy, słońce świeciło paskudnie prosto w twarz, marszczył więc brwi i mrużył oczy, które w tak jasnym świetle zdawały się zupełnie inne, prawie jasnobłękitne, niczym źródlana woda opływającą wapienne skały. Dopiero kiedy przed sobą ujrzał dwie, drobne sylwetki odziane w eleganckie stroje — tak wyróżniające się pośród zwykłych mieszkańców — przygładził czarną, czarodziejską szatę na piersi i zwrócił się po rosyjsku, którego w ostatnim miesiącu używał częściej i lepiej, do towarzyszącej mu kobiety:
— Nie bądź zbyt surowa, uznają to za nieuprzejme i aroganckie.— Spojrzał na Varyę, która w samym spojrzeniu wydawała się chłodna i zdystansowana. Kiedy zbliżyli się do kobiet, zwolił, a w końcu zatrzymał się.
— Lady Burke — spojrzał na Primrose, pochylając głowę w jej kierunku z szacunkiem, a następnie przeniósł wzrok na Odettę. — Lady Parkinson.— Na niej zawiesił wzrok na dłużej, nie mogąc nie pozwolić sobie na porównanie z otrzymaną od jej krewnej pastelą, którą dołączyła do jakże hojnej propozycji. W rzeczywistości wydawała się piękniejsza niż na malunku, znacznie bardziej elegancka i czarująca. Wiele można było powiedzieć o artystach, ale uchwycić coś takiego było niezwykle trudno. Odetta miała w sobie świeżość i młodość, która rzeczywiście przyciągała męskie spojrzenia. Oderwawszy w końcu wzrok od młodej Parkinsonówny, lekko otoczył ramieniem Varyę, układając dłoń na jej plecach, tuż pod łopatkami. — Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko, by podczas tego spaceru towarzyszyła nam moja najdroższa kuzynka, Varya. Przybyła do mnie z daleka, a ja postanowiłem udowodnić jej jak szlachetne i otwarte mają serca nasze damy, dbające o udręczonych wojną czarodziejów. Jest niezwykle ciekawa tego przedsięwzięcia i chętnie pomoże przy nim. Prawda? — spojrzał na rosjankę, uśmiechając się do niej pogodnie. Kiedy ją zaprosił na to spotkanie nie zdradził jej nic ponad to, że najwyższa pora by poznała angielską socjetę — o ile dobrze zakładał wszystkie musiały być w podobnym wieku — ale to nie był cały jego plan. — Proszę, tędy. — Odjętym od Varyi ruchem dłoni wskazał główną drogę. — Mugole opuścili Warwick. Pozostali tu tylko czarodzieje, którzy z ulgą mogą wrócić do swojego życia bez obaw, że będą prześladowani, ścigani i dręczeni przez mugoli, którzy podobnie jak w Londynie, stanowili znaczną większość tutaj. Dobrze sobie radzą, są zdeterminowani i zachęceni do tego, by miasto odżyło. Wierzę, że wydarzenie, o którym wspominałaś, lady Burke, nie tylko powoli im skoncentrować się na czymś innym niż walka o przetrwanie, ale także zapewni mały rozruch — zaczął, zakładając, że obie damy chciałyby od razu przejść do konkretów.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Warwick - Page 3 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Warwick [odnośnik]06.02.23 22:32
Nie podobała mi się wizja zawierania znajomości z angielską szlachtą. Miałam pewne wyobrażenia, które roziskrzały we mnie niechęć. Kobiety z elit wydawały mi się mniej doświadczone życiowo, kruche, opakowane w piękne materiały i wyuczone formuły – zupełnie obce od tego, co ceniłam. Niemniej udało mi się poznać już jedną przedstawicielkę wyższych sfer, która po dość trudnej rozmowie okazała się bliższa niż mogłoby się wydawać. Tamta jednak znała rosyjską kulturę i władała rosyjskim znacznie lepiej od mojego namiestnika. Objawiła niespodziewaną mądrość i zdawało się, że należała do osób o mocniejszym charakterze. Mogłam więc spojrzeć na nią  mniej… surowo, jak to zdołał mi już wytknąć Ramsey, kiedy wychodziliśmy na spotkanie. Odpowiedziałam jedynie zimnym spojrzeniem i milczącymi ustami. Jaka więc miałam być? Czarująca? Radosna? Rozmowna? Nic z tego kompletnie do mnie nie pasowało. Moja natura odpychała jednostki delikatne i teatralne, a takie właśnie wydawały mi się postacie, które już wkrótce przed sobą ujrzałam. Choć nie zdradził mi szerszych motywacji i prawdziwego celu spotkania, towarzyszyłam mu posłusznie, wiedząc dobrze, że sprawy Warwick pozostają dla nas najistotniejsze. Ja zaś obiecałam działać i nieść mu pomoc. Nawet jeżeli wiązało się to ze spotkaniami, na które zupełnie nie miałam ochoty.
Gdy kuzyn się zatrzymał, ja również. Pozostałam krok za nim, obserwowałam, jak kłania się i wita, wyobrażając sobie jego przyjemne spojrzenie. Przywitał się pierwszy, a ja musiałam całą siłą woli odeprzeć niechętne spojrzenie, które naturalnie miało zakraść się na moją twarz. Wybrałam wyraz stateczny, spokojny, niemówiący zupełnie niczego, ale i niewskazujący na negatywne emocje. Zbliżyłam się, bo najprawdopodobniej nastała moja kolej, bym okazała szacunek kobietom o niewątpliwie istotnej roli w świecie czarodziejów. Damom. Nie znałam się etykiecie, ani nie umiałam dygać jak profesjonalna dworska służka. Ubrana w prosty strój, barwiony czernią i ciemną zielenią, wyglądałam na osobę daleką od ich bogatej rzeczywistości. Przynajmniej pragnęłam wierzyć, że tak jest. Że nie byłam nimi i one nie były mną. Ostrożnie obdarzyłam spojrzeniem najpierw pierwszą, później drugą. Mocniejszy zryw wiatru pozwolił mi poczuć zapach perfum, którymi najpewniej skroplone były te gładkie szyje. Potem przyszła kolej, bym jednak się odezwała. Po angielsku. Ładnie. – Dobrze ujrzeć tak… miłych gości w naszej krainie - O zgrozo. Jak powiedzieć wytwornych? One w ogóle są wytworne? O wiele łatwiej było rozmawiać z damą, kiedy się nie wiedziało, że jest taką wielką damą. Ponieważ nie znałam słów i tym bardziej celu tej wizyty, jeszcze trudniej było się odezwać. Ręka Ramseya oplatająca moje plecy sprawiła, że zesztywniałam tylko bardziej, czując dziwną podniosłość tego wielkiego spotkania.
Choć rozumiałam co drugie słowo kuzyna, odpowiedź mogła być tylko jedna. I prawdziwa zresztą, bo cokolwiek to było, w sprawy naszego hrabstwa zamierzałam być całkowicie zaangażowana. – Oczywiście – odparłam więc, więcej pojmując ze spojrzeń i gestów. Co on kombinował? Co tak naprawdę oznaczała ich wizyta tutaj? Do czego miało doprowadzić to dziwne spotkanie?  Uśmiech Mulcibera zdawał się być pewną podpowiedzią. – Dobro Warwick to nasza ważna sprawa – wymówiłam z akcentem, w prostych słowach, bo tylko w takich umiałam, wciąż ucząc się nowego dla mnie języka.
Na szczęście wiele nie musiałam więcej mówić. Zdawało się, że kuzyn perfekcyjnie opanował sztukę konwersacji z damami. Z ulgą zarejestrowałam, że jego dłoń opuściła moje plecy. Mogliśmy przejść dalej.  Przysłuchiwałam się więc słowom krewnego, próbując połączyć wątki i nadążyć za zgrabnymi słówkami angielskimi.  Było jasne, że zamierzali coś zorganizować na naszych ziemiach. Nic konkretnego jednak nie umiałam wyłapać z jego opowieści. Wciąż też zastanawiałam się, dlaczego wybrał akurat mnie na towarzyszenie mu w tym spotkaniu. Podążałam jednak u jego boku, dość niedyskretnie zerkając na dwie eleganckie kobiety. Jak one mogły pomóc?
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Warwick [odnośnik]09.02.23 13:47
Spotkanie u Elviry Multon otworzyło jej oczy, pokazało, że w swoim otoczeniu posiada wiele, wspaniałych kobiet gotowych do działania, takich którym zależy, a swoją wiedzą i oddaniem mogą wiele zdziałać. Uświadomiwszy sobie to, uznała, że należy nawiązać z nimi bliższą więź. Nie spodziewała się wielkich przyjaźni, liczyła na wzajemny szacunek i sympatię pozwalającą działać na różnych polach ich umiejętności. Lady Parkinson była diametralnie od niej różna, można rzec, że rozmijały się niemal we wszystkim, a mimo to znalazły nić porozumienia i zawarły więź, wspólny cel i wizja sprawiły, że znajdowały się w Warwick. gdzie oczekiwały spotkania z Namiestnikiem.
-Mam taką nadzieję. - Odpowiedziała wodząc wzrokiem po budynkach jakie je otaczały. -Masz słuszność, aby uwzględnić pogodę. Myślałam o zadaszeniach, stoiskach, które już je posiadają, a swego czasu widziałam inne rozwiązanie. - Odwróciła się i wskazała czarownicy okna wychodzące na ulice po jednej i drugiej stronie. -Pod oknami znajdowały się haczyki, za pomocą których zawieszano duże połacie materiału, takiego z którego robi się namioty. Takie rozwiązanie sprawiało, że cała ulica była chroniona przed deszczem, a w czasie upalnego dnia, dawała ulgę przed promieniami słonecznymi. - Zależnie od tego, gdzie jarmark będzie miał miejsce, mogły rozpatrzyć wszelkie opcje. -Nie spodziewam się tłumów na pierwszym jarmarku, ale będę zachęcać, aby odbywały się co roku, wpisały w życie hrabstwa. Daleko nam jeszcze do normalności, ale musimy zacząć kreować nową, powojenną rzeczywistość. -Uśmiechnęła się nieznacznie, coraz częściej lubiła angażować się w różne akcje, to sprawiało, że nabierała doświadczenia, z każdym kolejnym coraz lepsza, nabierała pewności siebie, jakiej jej brakowało rok temu. Oceniała siebie bardzo surowo, patrzyła na swoje odbicie i widziała brzydulę wśród ślicznotek. Znalazła gdzie indziej swoją siłę i powoli wkraczała na ścieżkę jaką chciała kroczyć przez życie. Miała być wyboista i pełna zakrętów, ale to tylko ją wzmacniało. Dostrzegła po chwili jak w ich stronę zmierza pan Mulciber, ale nie był sam. Towrzyszyła mu kobieta, której nie miała okazji wcześnej poznać. Zarz miało się to zmienić.
-Panie Mulciber- skinęła mu nieznacznie głową na powitanie, a potem szarozielone spojrzenie skupiła na Varyi. Wyciągnęła w jej stronę dłoń na powitanie. -Lady Primrose Burke. Miło mi panią poznać. Jak znajduje pani Anglię? - Zagadnęła od razu, ale bez zamiaru przytłoczenia kobiety natłokiem pytań. Nie wiedziała jak ta się czuła wśród obcych, ale zakładała, że przyszła z własnej woli podsycanej ciekawością lub zainteresowaniem tematem, jaki będą omawiać. -Wraz z lady Parkinson pozwoliłyśmy sobie już na rozważania w kwestii zadaszenia na wypadek deszczu lub palącego słońca. - Dodała jeszcze i ruszyła wraz z resztą w dół ulicy. -Bardzo mnie cieszy pańskie zaangażowanie, nie ukrywam, że zależy nam na tym, aby jak najwięcej hrabstw się włączyło w to przedsięwzięcie, a tym bardziej te, które zyskały swoich opiekunów w postaci Namiestników. - Przechadzając się nie ukrywała tego jak zerka na sklepiki, które mieściły się przy ulicy, czy na to jak dużo ludzi mijali. -Jak wspomniałam w liście, kładziemy nacisk na to z czego słynie dane hrabstwo i wokół tego budujemy całą otoczkę jarmarku. Dzięki temu, każdy z nich, będzie zupełnie inny. Chcemy pokazać, że warto w Anglii żyć i każdy znajdzie w niej swoje miejsce, swój - raj na ziemi - chociaż może brzmieć to trochę zbyt poetycko. Jednak jak sam pan wspomniał, chcemy skupić ich uwagę na czymś innym niż ciągła wojna. - Spojrzała teraz przed siebie, gdzie w oddali majaczyło wyjście na większy plac. -W związku z tym. - Odwróciła jasną, ozdobioną piegami twarz na Ramseya - Z czego słynie Warwickshire?



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Warwick - Page 3 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Warwick [odnośnik]23.03.23 14:29
Wiedział, że towarzystwo, które pozna Varya należało do innego świata i nie będzie jej łatwo zasymilować się z angielską socjetą. Jeśli mieli być silni i zaistnieć musieli znać odpowiednich ludzi, którym od czasu do czasu, podczas większych kulturalnych wydarzeń, na które żadne z nich nie lubiło uczęszczać, będą pozdrawiać się skąpymi uprzejmościami. Do lordów Durham nie było im jednak daleko — nielegalne interesy, wyobcowanie, niechęć do wydarzeń i uroczystości. Wielu z nich, szczególnie patrząc na szanownego nestora, nie lubiło strzępić języka i za to cenił Edgara. Primrose, choć nie uchodziła za szczególnie urodziwą arystokratkę na tle swoich najbliższych koleżanek, była mądra i nie odstawała niczym od swoich krewnych. Kiedy zabierała już głos mówiła, co myśli, krótko, rzeczowo i na temat. I właśnie to sprawiło, że obecność Varyi wydawała mu się wskazana. Choć nie dzielił się swoimi planami dotyczącymi hrabstwa, liczył na to, że wiele obowiązków wymagających jego osoby bardziej niż uwagi będzie mógł powierzyć bliskim, którzy właśnie w ten sposób zwiążą się silnie z nowym domem — ciężką pracą, niezależnie od tego, jaka by miała być.
Zogniskował spojrzenie na czarnowłosej arystokratce, kiedy kierowała swe uprzejme słowa do kuzynki. Uniósł brwi, gdy wspomniała o zadaszeniu, nie kryjąc zdumienia. Naprawdę nie miał głowy do takich spraw, zadaszenie byłoby ostatnim co wpadłoby mu do głowy w kwestii jarmarku.
— Myślicie o wszystkim. Zdumiewa mnie umiejętność planowania podobnych rzeczy. Oczywiście zaskoczenie jest pozytywne. Organizacja takiego przedsięwzięcia wymaga doświadczenia— odparł, powoli kierując się ulicą w dół, w kierunku centrum Warwick. Pokiwał głową lekko, zerkając na stare, połączone ze sobą kamienice, z których każda pokryta była innym kamieniem. Budynek obłożony jasną cegłą, z czarnymi oknami był całkiem pusty. Nie on jeden.
— Warwick ma za sobą trudny czas. Miasto było wcześniej przeludnione, a drogą, którą teraz idziemy przejeżdżały te koszmary mogolskiej cywilizacji. Było głośno, tłoczno. Aktualnie nie mieszkają tu już niemagiczni, a jeśli jacyś się uchowali to ukrywają się przed mieszkańcami, którzy dokonują samosądów i mszczą się za dotychczasowe krzywdy, prześladowania. Skończyły się tajemnicze zaginięcia, żaden mieszkaniec nie znajduje i nie znajdzie się w zamku w roli więźnia mugoli. — Spojrzał na Primrose z odmalowanym współczuciem i żalem na twarzy. — Potrzebują takich przedsięwzięć, by stać się społecznością jeszcze raz. Nie wyobrażam sobie, bym nie umożliwił jego organizacji wiedząc, co przeszli ci ludzie.— Zmarszczył brwi; minąwszy budynek z jasną fasadą. Kiedy byli na wysokości kamienicy z czerwonej cegły z białymi oknami, gdzieniegdzie zaczynały pojawiać się już drzewa, a przed nimi, po łuk na zakręcie, wyłonił się bardzo stary budynek pomalowany białą farbą. Niedokładne malunki brązową miały zapewne nawiązywać do średniowiecznej architektury. — Z zamku, który został zbudowany prze Wilhelma Zdobywcę a przez hrabiów i mugolskich możnych został doprowadzony do ruiny i uznany za przeklęty. Z zamku, który przez mugoli został zaadaptowany na krwawe i brutalne więzienie dla czarodziejów — odparł gorzko, zerkając na Primrose. Mieli plany, co do tego miejsca, ale nie będą najlepszą reklamą, choć był pewien, że u żądnych zemsty czarodziejów wzbudzi dumę. — Oczywiście z tego ostatniego nie jest znane, ale to prawda. — Spojrzał przed siebie, marszcząc brwi. — Także z przemysłu i wydobycia. Na terenie hrabstwa nie ma zbyt wielu dużych miast, to głównie pola uprawne, łąki, lasy pełne zwierzyny. Ale bez wątpienia jest zdominowane przez przemysł i wydobycie. To głównie węgiel. Wierzę, dla mugolskiej masy jeden z ważniejszych surowców. Atherstone, Bedworth, Nuneaton i Rugby to miasta głównie handlowe, kupieckie, Birmingham zawładnął przemysłem tkackim w okolicy, zaś Royal Leamington Spa uchodzi za kurort uzdrowiskowy. Nie mam jednak danych dotyczących jego przyszłości. Leży ona w rękach nowej dyrekcji odbudowywanego przez nas szpitala. Kilka przecznic stąd.— Kiedy doszli do pomalowanego na biało budynku z szyldem, w progu stanęła kobieta. Ramsey uśmiechnął się do niej grzecznie, a ona odpowiedziała mu tym samym, witając całą czwórkę. — To pani Fernsby, prowadzi gospodę. — Poinformował kobiety, zwalniając kroku — Macie panie ochotę na kieliszek lokalnej brandy? — Spojrzał po całej czwórce, zapraszając do skosztowania lokalnych specjałów. — Praca w kopalni wydaje się być trudnym motywem, szczególnie jeśli dla wielu czarodziejów kojarzy się wciąż z pracą z mugolami. Chyba, że masz jakiś pomysł, lady Burke, jak to upiększyć. — Nie miał pojęcia, że sama myśli o otwarciu kopalni. Być może gdyby miał wiedzę o tak trudnej inwestycji zasięgnąłby jej porady względem wielu żyznych złóż na terenie hrabstwa. Poznawał te ziemie, ta krainę. Zaczynał dostrzegać jej słabe i mocne strony, ale wciąż brakowało mu kreatywności względem imprezowych uroczystości. Najlepsze przyjęcia to imprezy w towarzystwie opasłych czarnomagicznych woluminów. Spojrzał z nadzieją na Primrose, a następnie Varyę. — Zwiedziłaś już okoliczne lasy? [b]— Może miała własne spostrzeżenia.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Warwick - Page 3 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Warwick [odnośnik]02.04.23 13:22
- Przyznaję, że Anglia jest… - zastanowiłam się, zbierając słowa obcego języka, lecz bardziej myśli właściwe, by dać im prawo w tych okolicznościach wybrzmieć. Nie mogłam podzielić się ze wszystkim. Jednocześnie też wiedziałam, że dostrzeżenie i docenienie pewnych uroków tego kraju nadejdzie z czasem. Gdy zrzucę na dobre rosyjskie futro i mocnym, dumnym krokiem wkroczę do brytyjskiej codzienności. Bardziej jak swoja, mniej jak obca. Wciąż minęło niewiele czasu. – Dość mokra i tajemnicza – wyjawiłam dość prosto. Deszcz utrudniał planowanie polowań i bywał uciążliwy, kiedy wyruszyłam w drogę, aby lepiej poznać tutejsze okolice. Tak w Londynie jak i w darowanej niedźwiedziom krainie. By poczuć się pewnie, musiałam osobiście zbadać wszystkie szlaki, ulice, lasy. Lubiłam dobrze znać teren wokół mnie. – Choć już widzę, że ma wiele zalet – nieprzeniknione, intrygujące lasy, zderzenia z nową zwierzyną, której dotąd nie miałam okazji wbić bełtu w serce, mnóstwo terenów idealnych do konnych przejażdżek i wyzwanie, jakie rzucała mi na każdym kroku. Żywa i obiecująca, choć również jak Rosja groźna i wymagająca. Chłonęłam chętnie jej energię. Mniej chętnie obyczaje.
Przesłuchiwałam się w ciszy dyskusji między lady Burke a kuzynem. Oczywistą trudność stanowiło dla mnie pojęcie wszystkich szczegółów, starałam się nadrabiać dedukcją tam, gdzie po płynnych słowach pozostawała w moim umyśle mdła dziura. Angielska dama zwracała się jednak w głównej mierze do Ramseya, co wydało się w najbardziej odpowiednie. Powolna przechadzka towarzyszyła wielu wizjom, a lady Primrose zdawała się mówić z rozsądkiem i planem. Zupełnie jakby w podobne przedsięwzięcia angażowała się już wcześniej. Żałowałam, że nie mogę wyłuskać więcej zrozumienia z jej wypowiedzi. Zdawałam sobie sprawę, że w godzinie chwały dla noszonego przez nas nazwiska, należało inaczej układać kroki w świecie, pozostawiać ślady i spojrzenia w tonie i miejscach, które dotąd nie były tak oczywiste. Damy miały o tym szerokie pojęcie. Roztaczały urok, którego ja nie umiałam objawić, który mi wydawał się dość trywialny. Mówiła wiele, bardzo wiele, ale Ramsey odpowiadał równie wylewnie. Mój udział w rozmowie pozostawał dość skąpy, zwykle byłam oszczędna, choć konkretna w słowie. Podążałam u ich boku, mniej dostojna, z czujnym uchem i nieokreślonym spojrzeniem. Pragnęłam służyć rodzinie, ale wiedziałam, że oznaczało to wiele nauki, wyjście z surowej syberyjskiej skóry. Chciałam wyrazić gotowość. On ją miał. Wychodził naprzeciw skrzywdzonej mugoskim ścierwem społeczności, nie zamierzał biernie cieszyć się tytułami. Zdobił kiełkujące na nowej ziemi dziedzictwo, czynił je, tworzył, prowokując coś, o czym Arsentiy i ja marzyliśmy. Nie mogliśmy tego przegapić. Nie byłam pionierką w zacieśnianiu więzi i budowaniu relacji, ale jedno wydało mi się nagle oczywiste.
– Lady Burke, czy będzie dobrze pozwolić, by nas poznali? Mieszkańcy? – zapytałam powoli, zwracając ku niej twarz, nim ukazała się przed nami gospoda i prowadząca ją kobieta. W moich stronach zatrzaskiwaliśmy się na cztery spusty, pozwalając by rosły o nas gniewne legendy, by ludzie bali się zbliżyć, by nie umieli nas nawet rozpoznać. Byliśmy, choć prędzej martwi. Tam jednak nie otrzymaliśmy w darze takiego znaczenia jak tutaj, tam kruszyła się historia. Tutaj pisała na nowo. Nie widziało mi się uśmiechanie do ludzi i prowadzenie z nimi serdecznych rozmów, ale wiedziałam też, że Mulciberowie z boku nie wyglądali na serdecznych. Chcieliśmy jednak sprawić, by ludzie poczuli – jak powiedziała lady – raj. Czy nie powinni więc poczuć wobec namiestnika więcej sympatii? Ujrzeć, w scenariuszu, jaki podyktujemy, kim jest on i jego rodzina? Mogliśmy wzajemnie zmyć z siebie obcość.
Nie trzeba było specjalnie mnie zachęcać do alkoholu. Byłam przyzwyczajona do wiecznego poczęstunku i przy jego pomocy rozwijania znajomości lub robienia interesów. W progach gospody uczyniliśmy przystanek, choć nie gasła nuta aktywnych rozważań. Chłonęłam zaangażowanie dam i krewnego, poniekąd nadrabiając własne braki. Ich świadomość rosła we mnie z każdym mijanym domostwem. – Nie wszystkie – przyznałam, kiedy Mulciber objął mnie spojrzeniem. – To duże tereny, dużo zwierzyny. Łowców jest tutaj wielu, widzę to – wyraziłam tonem, po którym trudno było jednoznacznie stwierdzić, czy bardziej fakt ten mnie drażni czy zadowala. – Myślałam o polowaniu, razem, oni i my. Las nie dzieli, ma własne zasady. Wyzwanie to emocje i nagrody. W godzinie głodu przy drzewach jest jeszcze więcej ludzi – przedstawiłam swój pomysł, wierząc, że takie wydarzenie mogłoby towarzyszyć szykowanym już przedsięwzięciom. Miałam nadzieję, że nieco pokracznie złożone zdania pozostaną zrozumiałe, a niespecjalnie elegancka mowa wybaczona.
Varya Mulciber
Varya Mulciber
Zawód : łowczyni, twórczyni zwierzęcych trofeów
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Uczuł lód aż w głębi serca, które już miał na wpół zlodowaciałe; przez mgnienie oka zdawało mu się, że umiera, ale to minęło. Nie czuł już wcale zimna.
OPCM : 8 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +2
CZARNA MAGIA : 5 +4
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11435-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/t11445-olgierd#353862 https://www.morsmordre.net/t12091-varya-mulciber https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t11446-skrytka-bankowa-nr-2500#353865 https://www.morsmordre.net/t11447-varya-mulciber#353889
Re: Warwick [odnośnik]03.04.23 23:24
Spacer, nawet w tak gorący dzień, uliczkami sprawiał, że mogła choć trochę je zrozumieć i zobaczyć. Jarmark wydawał się drobnostką, małym przedsięwzięciem, które wiele nie znaczyło na ogromnej skali wydarzeń, a jednak lady Burke czuła, że takie właśnie przedsięwzięcia są teraz niezbędne. Nie spoczywała na laurach na ziemiach rodowych, ale jedno hrabstwo to za mało, aby coś zmienić.
Choć skostniałe towarzystwo twierdziło, że tradycje i zwyczaje to rzecz święta to widziała właśnie jak ściana zaczyna pękać i kruszyć. Uderzała młotkiem determinacji w każdy słaby punkt i widziała jak świat zaczyna się zmienić. Kiedyś nie do pomyślenia było, aby kobieta stała się namiestnikiem, aby człowiek bez tytułu i pochodzenia otrzymał ziemię. Nie mogła negować ciężkiej pracy Mulcibera w Departamencie Tajemnic, ale nie wywodził się z angielskiej arystokracji. Skoro otrzymał teraz tytuł Namiestnika, to nic nie stało na przeszkodzie, aby z czasem jego ród nosił miano lordów Warwickshire. Jeżeli miało kiedyś tak się stać, czuła się w obowiązku wsparcia wysiłków. Nawet jeżeli nie zgadzała się w pewnych sprawach z Ramseyem, tak stali po tej samej stronie barykady. Obowiązkiem było wspieranie jego działań we wspólnej sprawie. Wierzyła, że tak właśnie jest, że stoją ramię w ramię, pomimo różnic jakie ich dzieliły.
-Dlatego chętnie dzielę się doświadczeniem. - Odparła zerkając jeszcze w górę. Ulica, którą zmierzali wydawała się wręcz idealna na postawienie straganów i punktów z atrakcjami. Puste budynki przypominały o tym, że wojna pochłonęła wiele istnień. Sprawiła, że miasta przestały być tyglem kolorowym i głośnym. Jeżeli miał nastać dobrobyt, ci którzy mieli władze, musieli coś zrobić. Musieli zacząć działać.
-To proszę omijać Durham okresem jesiennym. - Zwróciła się do czarownicy gdy wspomniała o pogodzie i nastroju jaki panuje w Anglii. Durham miało to do siebie, że często nazywano je ponurym i dość nieprzyjemnym, a to ze względu na wieczną mgłę jaka osadzała się tuż nad ziemią. Jedynie w okresie wiosennym i na początku lata kiedy wzgórza usiane były czerwienią maków, na parę miesięcy hrabstwo przegoniło siwą mgłę. Stawało się zupełnie innym miejscem.
Słuchała z uwaga słów Namienistka i szła obok niego patrząc przed siebie, dłonie splotła z tyłu za plecami. Łowiła dokładnie wszystko co mówił dokładnie notując w pamięci ważne dla niej informacje. Ceniła to, że chciał aby okolica się rozwijała, aby ludzie poczuli się społecznością raz jeszcze. Człowiek, z którym rozmawiała zdawał się być pełen sprzeczności, posiadał wiele oblicz; być może właśnie dlatego był Niewymownym. Na samym początku budził w niej pewien strach i obawy, później niechęć i oburzenia, a teraz zaintrygował młodą czarownicę. Lady Burke nie była przepełniona pychą i przekonana o własnej wielkości i nieomylności, mając świadomość, że wciąż się uczy świata i go poznaje potrafiła na chwilę, krótką, wstrzymać swój gniew czy pochopne osądy. Choć nie zawsze i nie wszędzie.
-Węgiel, tkactwo oraz uzdrowisko. Przyznam, że ciekawe połączenie. - Powtórzyła za mężczyzną zbliżając się do jasnego budynku, przed którym zaraz pojawiła się kobieta. -Bardzo mi miło panią poznać, pani Fernsby. - Powitała kobietę z uprzejmym uśmiechem, a potem kiwnęła głową w stronę Ramseya. -Z ogromną przyjemnością.
Po tych słowach udała się do wnętrza gospody, gdzie zajęła wskazane wcześniej miejsca. Dopiero, gdy wszyscy usiedli podjęła dalszą rozmowę. -Tkactwo to bardzo wdzięczny temat. Bardzo możliwe, że istnieją lokalne wzory oraz symbole, które można wykorzystywać w zdobnictwie. Na pewno ktoś z mieszkańców ma odpowiednią wiedzę na ten temat. Co do samego jarmarku, skupiłam bym się wokół właśnie lokalnego kolorytu, jak rzeczone tkactwo czy uzdrowisko. Wszelkiej maści wody lecznicze, specyfiki czy usługi. Warto zwrócić uwagę na potencjał takiego przedsięwzięcia i sprawić, aby hrabstwo było postrzegane jako miejsce wypoczynku i relaksu. Skorzystanie z tego co już jest w posiadaniu, daje łatwiejszy start. - Na wspomnienie o kopalni szarozielone spojrzenie utkwiła w twarzy czarodzieja. -Kopalnia i wydobycie jest bardzo przyszłościowe i nawet jeżeli wydaje się teraz trywialne i bardzo proste to węgiel wykorzystywany jest w produkcji amuletów, spotkałam się z określeniem go nazwą “czarnego złota”. Kiedy zabierałam się za pracę nad odbudowaniem kopalni w Durham przede wszystkim zaczęłam od szukania ludzi, którzy kiedyś tam pracowali albo mieli styczność z samym przedsięwzięciem. Z czasem wkroczyliśmy na teren kopalni i teraz trwają już prace nad jej odbudowaniem. Liczne rozmowy z ekonomami, osobami, które znają się na prowadzeniu przedsięwzięć tego typu ułatwiły znacznie pracę. Minie jeszcze trochę nim kopalnia ruszy pełną parą, ale miasteczka wokół odżyły. Odnawiany jest szpital dla górników i ich rodzin, otworzyły się na nowo gospody i małe, lokalne sklepiki. Kopalnia daje zatrudnienie wielu ludziom. A ludzie po wojnie pragną życia godnego, kiedy nie muszą się zastanawiać czy starczy im na opał na zimę czy na jedzenie, a węgiel to opał. - Przerwała swój wywód, ponieważ jak na nią wypowiedziała na raz wiele słów. Nie wiedziała jak mężczyzna zareaguje na to, że kobieta zajmuje się kwestią kopalni, uważano, że to domena mężczyzn, a w swoim artykule czarodziej dał jasno do zrozumienia jak widzi podział obowiązków pomiędzy płciami.
Pytanie Varyi sprawiło, że Primrose uniosła nieznacznie brwi w górę, a potem kiwnęła delikatnie głową.
-Oczywiście. Odcinanie się od ludzi, którzy są pod pani opieką jest bardzo… nie skuteczną metodą pozyskiwania sobie lojalności i zaufania. - Chłód w gospodzie był przyjemny, teraz poczuła jak bardzo gorąc prażył z nieba i sprawiał, że powietrze stawało się suche i nieprzyjemne. -Ziemia, którą otrzymujemy nie jest naszym prawem, a obowiązkiem. Idą za nim liczne przywileje, a w raz z nimi ogrom zadań do wykonania. I gdy spojrzy się na nie jak na bycie opiekunem, przestają zdawać się brzemieniem. Ludzie potrzebują opieki, wsparcia i przewodnika. To my jesteśmy odpowiedzialni za ich dobrobyt, za ich życie, ale jeżeli jesteśmy wobec nich uczciwi, odwzajemniają się niezwykłą lojalnością i oddaniem. - Była głęboko przekonana do tego co mówiła. Doświadczyła tego wielokrotnie, gdy w czasie zimowym otworzyła jadłodajnię, gdy teraz pracowała nad kopalnią, gdy raz w tygodniu robiła objazd ziem i rozmawiała z zarządcami na temat tego co się dzieje i jak można pomóc mieszkańcom. Nie było idealnie, musiała ścierać się z rosnącymi oczekiwaniami, z niezadowoleniem, poczuciem zaniedbania. Nie mogła wszystkim pomóc, czasami decyzje lordów Burke były postrzegane jako krzywdzące, ponieważ mieszkańcy nie mieli pojęcia jaki jest dalekosiężny plan. -Polowanie brzmi jak fantastyczne zwieńczenie jarmarku, jego finał, który może zakończyć się ucztą wieczorną. - Podchwyciła od razu pomysł czarownicy.



May god have mercy on my enemies
'cause I won't

Primrose Burke
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Warwick - Page 3 6676d8394b45cf2e9a26ee757b7eaa37
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8864-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t8880-listy-do-primrose-burke https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t9143-skrytka-bankowa-nr-2090#276327 https://www.morsmordre.net/t8894-primrose-e-burke
Re: Warwick [odnośnik]01.05.23 15:20
Propozycja organizacji wydarzenia, które miałoby być częścią czegoś większego spadła mu prosto z nieba, im dłużej słuchał Primrose tym bardziej upewniał się w tym, że to rzeczywiście miało sens i mogło przynieść oczekiwane rezultaty. Nie zmienił zdania, co do tego, że nie nadawał się na organizatora, ale jednocześnie nie mógł nie przyznać, że to właśnie jego osoba była w tym kluczowa i jeśli chciałby się od tego wymigać efekt mógł odbiegać od oczekiwanego. Schodząc w dół uliczką przyglądał się otoczeniu, choć miasteczko zdążył już dokładnie zwiedzić. Wiele było tu pustych, porzuconych przez mugoli mieszkań, czarodziejów w stolicy było zapewne więcej niż w całym hrabstwie, ale wciąż niewielu względem takiego Londynu. Nie narzekał na ich brak, nie narzekał na spokój i ciszę jaka się tu zalęgła. Wolał to od gwaru wznoszonego przez wiecznie spieszących się i niczego nie doceniających mugoli, którzy uznawali się za wielkich ludzi. Skinął Primrose głową w podziękowaniu, bez niej sam nie podjąłby takiej inicjatywy. Była wsparciem i motywatorem, dostrzegał w jej działaniach znacznie wyższy cel.
— Twoje działania powinny natchnąć inne damy — podzielił się z nią myślą, zerkając ku niej, ale liczył, że Varya wychwyci tę pochwałę i przyjmie do siebie odpowiednią naukę. — Wasza uwaga, wsparcie, pomoc i zaangażowanie są szczególnie ważne dla ludzi dzisiaj. — To nie oznaczało, że granice między szlachtą, a pospólstwem zaczynały się zacierać. To podkreślało, że ich rola się sprawdza, a one dają ludziom właśnie to, czego potrzebowali. Otuchę. — Kiedy wasze działania kierują się w stronę takich mieszkańców, czują się dostrzeżeni. Wysłuchani. I nie osamotnieni. Czasem to więcej niż wyłapanie i osądzenie kilku wrogów. — Primrose, choć próbowała się czasem wyłamać ze schematu typowej damy dziś idealnie się w nią wpisywała, spełniała. Była dla tych ludzi opiekunką, czy tego chciała, czy nie. Nie wierzył, że kierowało nią wyłącznie wyrachowanie i czysta, zwykła kalkulacja. Zależało jej.
Kiedy pani Ferbsby zaproponowała gościnę, zaprosił obie kobiety do środka, do gospody. Daleka była od standardów londyńskich lokali, a wewnątrz brakowało dźwięki rozmów i cichego brzdęku szkła. Właściwie, w środku było prawie pusto. Wczesna pora, ale też ekonomiczne problemy doskwierające mieszkańcom nie zachęcały do roztrwaniania złota w pubach. Nie licząc stałych bywalców, którzy w kącie grali w kościanego pokera, wszystkie miejsca były do dyspozycji. Zaprowadził obie czarownice na środek, do wygodnego, sporej wielkości stołu z drewnianymi krzesłami.
— Dziękuję — skinął głową do starszej kobiety, która ruszyła w stronę drewnianego baru. Kiedy się rozsiedli wygodnie, pojawiła się raz jeszcze ze szklaną butelką trunku i trzema koniakówkami. Każda z nich miała inny kształt i rozmiar, widać było, że nie należały do jednego kompletu.
— Robimy ją z wina owocowego, głównie z wiśni. W zależności od sezonu dodajemy też trochę innych owoców, co się znajdzie... — powiedziała kobieta, spoglądając na czarownice, po czym wypełniła kieliszki gęstym alkoholem w kolorze intensywnego borda. — Przepiękny kapelusz, pani — dodała śmiało kobieta, spoglądając na Primrose, stawiając butelkę na stole. — Czy chcieliby państwo coś zjeść? — spytała jeszcze, nim zdecydowała się odejść.
Spojrzał wpierw na kobietę, a później na swoje dwie towarzyszki, pozostawiając im decyzję. Zamyślił się nad kwestią poruszoną przez Primrose.
— Znam kogoś kto chętnie zajmie się tym — wspomniał; Yelena napewno chętnie podejmie się tego zadania, tkaniny były jej bliskie. — Właściwie w sprawie uzdrowiska też, myślę, że to dobry kierunek, lady Burke — przyznał, kiwając lekko głową. Sięgnął po kieliszek i uniósł go, by powąchać; dopiero po chwili skosztował, wyczuwając aromat suszonych wiśni, pestek i skórki, a także jeżyn, mokrych liści i winorośli. Temat kopalni go zaintrygował i zaskoczył jednocześnie. Nie spodziewał się, że lady Burke zajmowała się podobnymi sprawami, rzeczywiście postawienie na nogi starej kopalni wymagało nie tylko wiedzy, środków i determinacji, ale także odpowiednich ludzi.
— To bardzo ciekawe — przyznał szczerze, zawiesiwszy wzrok na twarzy czarownicy. — Chętnie obejrzałbym taką kopalnię. Nawet na etapie prac nad jej odbudową — przyznał, pozwalając sobie na subtelną sugestię. — Wydobycie to ważny temat, bezpieczeństwo pracujących tam czarodziejów to priorytet, a jak wiadomo, nie trudno o naturalne katastrofy. No i oczywiście, gdzie drogocenne skały tam też żądni łatwego zarobku złodzieje i przemytnicy. Najważniejsze, że takie miejsce sprzyja poprawie jakości życia mieszkańców Durham. — Upił łyk wiśniowej brendy raz jeszcze i odstawił kieliszek na blat. Spojrzał na Varyę, gdy spytała Primrose o ich obecność tam. Kuzynka miała dobry wzór przed sobą, a już niedługo będzie miała kolejny na co dzień, w domu, w którym zamieszkają. Powinna jak najwięcej się dowiedzieć o tym, jak podchodzić do ludzi tutaj. Jej zadaniem było przestać być obcą, nosiła jego nazwisko, a w Warwickshire czekały na nią liczne obowiązki. Sięgnął do kieszeni po papierośnicę, której zawartością poczęstował zarówno Primrose, jak i Varyę, a następnie sam wyciągnął jednego papierosa. Sugestia kuzynki go nie zaskoczyła, ale była nie do przyjęcia. Przesunął bibułą po dolej wardze, tak, by nie przykleiła się do ust i dopiero wtedy go odpalił.
— I kto weźmie udział w tym polowaniu? — spytał z papierosem w ustach, spoglądając na Varyę, ale na krótko. Wyjaśni jej dlaczego to zły pomysł później, zakładał, że nie wiedziała. Zawiesił wzrok na Primrose, która mu przytaknęła. Ona powinna wiedzieć, że była to dość kosztowna rozrywka przeznaczona dla elit, rozrywka z wiekową tradycją. Nie wiedział, jakie zwyczaje panowały w Rosji, ale nie zamierzał w Warwickshire wprowadzać zasad swoich przodków; wychowano go tu, w Anglii w poszanowaniu do szlacheckich wartości, których nie planował naginać nawet dla wspólnoty, którą Primrose tymi działaniami proponowała wzmocnić.— Jestem pewien, że mieszkańcy będą wdzięczni, jeśli zapolujecie z bratem i przekażecie zwierzynę na wieczorną ucztę, by wreszcie mogli najeść się do syta. Wielu z nich doskwiera głód, takim gestem zaskarbicie sobie ich sympatię i wdzięczność. — Miał pokazać ludziom, że o nich dba, troszczy się i właśnie to zamierzał zrobić. Nie oznaczało to, że pozwoli im na samowolę, a wspólne polowanie będzie przyzwoleniem, do brania z tych ziem wszystkiego, co chcieli. Byli do tego przyzwyczajeni — w czasach dobrobytu i spokoju mogli robić co tylko chcieli w krainie, za którą żaden czarodziej nie odpowiadał. Nie było bardziej sprzyjającego momentu, by to wszystko zmienić niż teraz, gdy wokół szalała wojna, głód i niemożliwe do opanowania klęski. Zrobić dla ludzi jak najwięcej, uzależnić ich od namiestnika, władzy nad sobą, pokazać mieszkańcom, że jego funkcja miała im pomóc, a nie ich ograniczyć, nawet jeśli taka była prawda. Taki miał cel.
Wyciągnął papierosa i wypuścił dym z głośnym westchnieniem.
— Rozgłos to pierwsze czego potrzebujemy — powiedział w końcu, marszcząc brwi. — Odpowiednia promocja tego wydarzenia zainteresuje ludzi. Gdzie jarmarki tam pieniądze, ściągnie to nie tylko lokalnych rzemieślników, ale może i wędrownych kupców, kuglarzy. Może mieszkańców okolicznych hrabstw. Znajdę kogoś, kto stworzy plakaty, w mieście są chętni do ich rozwieszenia, szczególnie wśród młodzieży, która wróci z Hogwartu lada moment. Chyba, że masz zaplanowaną promocje, lady Burke, na wszystkie festyny. Dostosujemy się.— Strzepnął papierosa do popielnicy przyniesionej przez panią Fernsby. — Słyszałem, że na kontynencie popularni są treserzy niedźwiedzi, niedźwiednicy – machnął dłonią z papierosem, nie mogąc sobie przypomnieć kim właściwie się określali. — Ponoć ich występy bywały popularne. Byłoby to interesujące widowisko dla ludzi.— I byłoby subtelnym nawiązaniem do korzeni namiestnika, jego rodziny bez nachalnego zalewania tych terenów całkiem niepotrzebną rosyjskością. — Pani Fersby!— zawołał kobietę, po czym odsunął jej krzesło obok siebie, nie wstając jednak z miejsca. — Proszę na moment z nami usiąść. — Uśmiechnął się lekko i poczekał aż kobieta zajmie miejsce. Uczyniła to ze swobodą, poprawiając długą spódnicę, a dłonie splotła na podołku. — Coventry słynie z tkactwa, szczególnie wełny. Czy kiedyś odbywały się tu jakeś wydarzenia z tym związane? — spytał zaciągając się papierosem.
Starsza czarownica zamyśliła się na moment, ale odezwała się dość prędko, nie pozostawiając całej trójki w ciszy zbyt długo.
— Wełna, tak, ale dawno temu. Co najmniej dwieście lat. Potem po wełnie połowa miasta zajęła się produkcją wstążek i tak właściwie jest do dzisiaj. No nie teraz, do niedawna, rzecz jasna. O materiał trudno, kupców też mało. Ludzie nie mają pieniędzy. Nie są to zwykłe wstążki. Proszę mi wybaczyć— powiedziała, wstając na moment i odwracając się tyłem. Jej fartuch związany był wstążką, na której można było zobaczyć kwiatowe ornamenty. — Proszę, o. Z jedwabiu. Jeszcze mojej babci. Zniszczona już, ale jaka piękna. Te kwiaty to piwonie. W Coventry robili wstążki w co najmniej trzystu wzorach. Głównie z jedwabiu. Podobno tam u najlepszych tkaczy zaopatrywali się nawet Parkinsonowie, ale nie wiem, czy to prawda. To wyjątkowe wstążki, wysokiej jakości. Teraz, gdy wojna już chyba tak nie robią dużo. Ale co roku organizowali w lato festyn i konkurs na najpiękniejszą wstążkę. A potem wiązano je młodym dziewczętom we włosy, chłopcy je gonili i zrywali. Jak zerwał to mógł liczyć na jeden taniec z panienką. — Uśmiechnęła się tęskno.
Zmarszczył brwi. Trudno im będzie zorganizować podobny konkurs. Wojna powodowała duże ograniczenia w dostawach, nie tylko materiałów. Ludzie dziś nie mieli skąd ich wziąć, a to wciąż była niewielka ilość pozostałych tu rzemieślników. Potrzebowali czegoś, co będzie mógł zrobić każdy, niezależnie od zawartości sakiewki.
— Coś jeszcze poza wstążkami?— spytał, zerkając na kobietę. Zamyśliła się, siadając z powrotem prosto.
— Z wyrobami? To jeszcze tylko na najlepszą brandy. Tu każdy robi. To znaczy...— zawahała się, spoglądając na Ramseya, ale w końcu machnęła ręką i uchyliła się nad stół do kobiet. — Każdy, wszędzie przecie owoce rosną, to każdy pędzi bimber. Był konkurs i degustacja trunków. A jak opróżnili beczki to wyścig z tymi beczkami. Przez miasto. Drużynowy taki. Tam z górki jest zabawnie, bo beczki nierówne to skręcają jak szalone. — Uśmiechnęła się i westchnęła, znów układając dłonie na podołku. — Ale wiecie państwo, teraz wojna to i zabawy się nie chce. Każdy ma swoje problemy, nikomu nie jest do śmiechu.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Warwick - Page 3 966c10c89e0184b0eef076dce7f1f36cfb5daf71
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Warwick
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach