Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Suffolk
Kentwell Hall
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Kentwell Hall
Na granicy Wschodniego i Zachodniego Suffolk, w Long Melford mieści się wielki dwór. Jego mieszkańcami są mugole, którzy w niezwykle tajemniczych okolicznościach odziedziczyli dom od swoich poprzedników. W Suffolk znani są z organizacji hucznych balów maskowych odbywających się w każdy piątek. Jeśli tylko pogoda sprzyja, przyjęcia odbywają się w ogrodzie, a ich gośćmi są zarówno mugole, jak i czarodzieje. W każdą środę właściciele posiadłości opuszczają ją na dwa dni, na czas przygotowań do kolejnego balu. Uznaje się ją wtedy za otwartą dla wszystkich, można skorzystać z urokliwych ogrodów, luksusów oferowanych przez stare, gustowne wnętrza, wypocząć w towarzystwie pawi spacerujących wzdłuż brukowanego podjazdu.
The member 'Irina Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 71
'k100' : 71
W myślach przyznałem ciotce rację, choć nie powiedziałem tego głośno – mając okazje przemierzać fragment rozległej sieci tuneli byłem przekonany, że przebrnięcie przez każdy jego zakamarek zajęłoby nam kilkanaście godzin. Labirynt nie wykluczał też trudności w odnalezieniu wyjścia i choć pozornie był na to prosty sposób mógł okazać się on niewystarczający, zwłaszcza że czająca się ciemność nie zwiastowała bezpiecznej wędrówki. Nie wiedzieliśmy czego się spodziewać i tylko prawdziwy ignorant wkroczyłby w mrok bez zachowania czujności. Ponadto brałem pod uwagę dziwne zjawiska, jakie miały miejsca w lipcu – może było to częścią układanki, jaką sprawiła nam, jeszcze w pierwszej części miesiąca, zastygnięta na niebie kometa? Jej pochodzenie, podobnie jak tragedia, z którą musieliśmy się mierzyć, wciąż pozostawały dla nas zagadką i obawiałem się, że rozwikłanie jej okaże się celem poza naszym zasięgiem. Nie chodziło o brak możliwości, brak mądrych głów, jakie podjęłyby się tego wyzwania, a czasu i przestrzeni w momencie, gdy świat płonął. Na jego zgliszczach mieliśmy zbudować nowy, potężniejszy – po prostu lepszy i ten proces wymagał pełni zaangażowania. O wszystkie zasoby można było zabiegać i je zorganizować, poza tymi liczonymi w ludzkiej jednostce.
Ściągnąłem brwi obserwując jak strzępki białych smug pojawiły się na kamiennej powierzchni, a następnie śmignęły wzdłuż ścian, by finalnie rozmyć się w mroku. Nawet jeśli w tym miejscu były zabezpieczenia, na co wskazywały drobinki, stały się historią i pozostawało pytanie dlaczego. Czyżby znaleźli się już śmiałkowie pragnący odkryć czającą się w mroku tajemnicę? Może nawet już powstały przekazywane z ust do ust legendy o rzekomym bogactwie kryjącym się w podziemiach niegdyś sławnego Kentwell Hall? To oni wpadli w ich sidła? Czy może stała za tym magia, siła tożsama z tą, którą miałem okazję ujrzeć w Grocie Krzyku? Istny, runiczny majstersztyk?
-Nie- odparłem krótko ciotce, po czym zamrugałem oczyma starając się cokolwiek dostrzec w ciemności. -Ale były i to naprawdę silne- dodałem zastanawiając się, czy istniał cień szansy, aby wyszły spod mojej różdżki. Zapewne nie sięgałem po te najtrudniejsze, wymagające poświęcenia dużej ilości czasu, bowiem musieliśmy założyć ich kilka, jednakże z pewnością dalekie były od tych z kategorii lekko szkodliwych.
Wysunąłem przed siebie dłoń, ale i ta pozostała poza widocznością. Przekląłem w myślach mając wrażenie, że korytarz nie miał końca, podobnie jak gęstniejący z każdym krokiem mrok. Skupiając się na próbie spostrzeżenia własnych palców nagle usłyszałem głos – osoba, do której należał wołała o pomoc. W pierwszej chwili pomyślałem, że dzieliła nas spora odległość, bowiem nikt w takiej sytuacji nie szeptał, jednakże zaraz po tym doszedłem do wniosku, iż mogła być ranna, czyli po prostu słaba. -Głos- odparłem dając tym samym znać, że nie tylko ona coś słyszała. Mogło to się dziać tylko w naszych głowach, podobnie jak to miało miejsce na wyprawie z Traversem. Majaki; absurdalne, zniekształcone obrazy – ale wtem każdy miał inne, w żaden sposób do siebie niepasujące. Czy tym razem miało być inaczej? Tamten szept pragnął zaprowadzić nas wprost w sidła zguby, a ten?
Zacisnąłem nieco mocniej wężowe drewno starając się odnaleźć źródło dźwięku, jakąkolwiek wskazówkę, lecz nim rozbrzmiał ponownie mych uszu doszło coś znacznie gorszego. W przeszłości bywałem w takich miejscach wielokrotnie i nie mogłem tego z niczym innym pomylić – charakterystyczne ocieranie o siebie kamieni nigdy nie wróżyło niczego dobrego. Instynktownie wyciągnąłem ramiona, w duchu ciesząc się, że ciotka wspomniała o trzymaniu się blisko i szarpnąłem w swoim kierunku Igora, a także Irinę, po czym uniosłem różdżkę. - Veritas claro- wypowiedziałem licząc, że nie zabraknie cennych sekund na ewentualne spostrzeżenie zagrożenia. Pozostało pytanie, czy za ciemnością faktycznie stała magia?
|No to lecimy... siup na cienie.
Ściągnąłem brwi obserwując jak strzępki białych smug pojawiły się na kamiennej powierzchni, a następnie śmignęły wzdłuż ścian, by finalnie rozmyć się w mroku. Nawet jeśli w tym miejscu były zabezpieczenia, na co wskazywały drobinki, stały się historią i pozostawało pytanie dlaczego. Czyżby znaleźli się już śmiałkowie pragnący odkryć czającą się w mroku tajemnicę? Może nawet już powstały przekazywane z ust do ust legendy o rzekomym bogactwie kryjącym się w podziemiach niegdyś sławnego Kentwell Hall? To oni wpadli w ich sidła? Czy może stała za tym magia, siła tożsama z tą, którą miałem okazję ujrzeć w Grocie Krzyku? Istny, runiczny majstersztyk?
-Nie- odparłem krótko ciotce, po czym zamrugałem oczyma starając się cokolwiek dostrzec w ciemności. -Ale były i to naprawdę silne- dodałem zastanawiając się, czy istniał cień szansy, aby wyszły spod mojej różdżki. Zapewne nie sięgałem po te najtrudniejsze, wymagające poświęcenia dużej ilości czasu, bowiem musieliśmy założyć ich kilka, jednakże z pewnością dalekie były od tych z kategorii lekko szkodliwych.
Wysunąłem przed siebie dłoń, ale i ta pozostała poza widocznością. Przekląłem w myślach mając wrażenie, że korytarz nie miał końca, podobnie jak gęstniejący z każdym krokiem mrok. Skupiając się na próbie spostrzeżenia własnych palców nagle usłyszałem głos – osoba, do której należał wołała o pomoc. W pierwszej chwili pomyślałem, że dzieliła nas spora odległość, bowiem nikt w takiej sytuacji nie szeptał, jednakże zaraz po tym doszedłem do wniosku, iż mogła być ranna, czyli po prostu słaba. -Głos- odparłem dając tym samym znać, że nie tylko ona coś słyszała. Mogło to się dziać tylko w naszych głowach, podobnie jak to miało miejsce na wyprawie z Traversem. Majaki; absurdalne, zniekształcone obrazy – ale wtem każdy miał inne, w żaden sposób do siebie niepasujące. Czy tym razem miało być inaczej? Tamten szept pragnął zaprowadzić nas wprost w sidła zguby, a ten?
Zacisnąłem nieco mocniej wężowe drewno starając się odnaleźć źródło dźwięku, jakąkolwiek wskazówkę, lecz nim rozbrzmiał ponownie mych uszu doszło coś znacznie gorszego. W przeszłości bywałem w takich miejscach wielokrotnie i nie mogłem tego z niczym innym pomylić – charakterystyczne ocieranie o siebie kamieni nigdy nie wróżyło niczego dobrego. Instynktownie wyciągnąłem ramiona, w duchu ciesząc się, że ciotka wspomniała o trzymaniu się blisko i szarpnąłem w swoim kierunku Igora, a także Irinę, po czym uniosłem różdżkę. - Veritas claro- wypowiedziałem licząc, że nie zabraknie cennych sekund na ewentualne spostrzeżenie zagrożenia. Pozostało pytanie, czy za ciemnością faktycznie stała magia?
|No to lecimy... siup na cienie.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 69
--------------------------------
#2 'Cienie' :
#1 'k100' : 69
--------------------------------
#2 'Cienie' :
Wilgoć osadzająca się na skałach skraplała się nieznośnie wraz z każdym poczynionym naprzód krokiem, dobijając się do nozdrzy i skóry, dobijając się do skrawków materiału i niesfornych fryzur; ciepłe, parne powietrze niosło się torem trzech rozedrganych oddechów, mieszając się jednorodnością w nieprzeniknionej ciemności. Dumny pochód krewnego namiestnika prowadził w głębiny tutejszego mroku, do samego chyba serca niewiadomego zła, które w brzmieniu legend czaiło się w pobliżu zgoła zrujnowanej posiadłości. Z uwagą przysłuchiwał się słowom wymienianym przez najbliższych, samemu nie wnosząc w tej sprawie oczekiwanego, być może, komentarza. Oni obydwoje byli inicjatorami dzisiejszej misji, oni obydwoje wytyczać mieli ścieżkę tych poszukiwań; pozwalał więc prowadzić się wzdłuż tropów, które pozostawiły im bodaj domysły i niefortunny majak czerwonawej komety, uszeregowując się na samym końcu orszaku, swą patetyczną doniosłością przypominającego niemalże te żałobne. Słusznie jednak nie należało lekceważyć pochłaniającej ich pomroki, gdzieś w jej towarzystwie mogło się wszakże czaić absolutnie wszystko; posilone nienormalną, kosmiczną energią niedawnej katastrofy, albo zwyczajowo ostrzące swe ząbki na obcych, fatalnie uczepić się mogło każdej z trzech sylwet, dręcząc ich ciała świadectwami enigmatycznych konsekwencji. Zmierzali w niewiadomą i zupełnie rozsądnie przed tą niewiadomą się wzbraniali; udane zaklęcie kuzyna oznajmiło jednak o nieobecności przykrych pułapek, poczynili więc stanowczy manewr wsiąknięcia w chłodną otchłań prowadzącej dokądś — dokąd? — jamy. Blade światełko rozproszyło się na końcówce jego własnej różdżki, natychmiast jakby pożarte przez tutejszą siłę; opuścił ją niżej, trochę w zrezygnowaniu, trochę też w determinacji, zarazem zgodnie z samozachowawczym instynktem, nie chowając jej do kieszeni gładkich spodni. Pod stopą chlusnęła przez moment kałuża, byle dźwięk poniósł się echem po niezbadanie wielkiej przestrzeni, a czerń ogarnęła już całe jestestwo; pozostawione za plecami wejście i przenikające przezeń światło zniknęło zupełnie nagle, licha bodaj szczelina nie rozjaśniła zaś biegu ich starań. A wreszcie, wreszcie też wykwitł w eterze jakiś nieznajomy głos bezwładności, jakby zza wielu tutejszych ścian; czyżby w rozpadlinie ugrzęzła niewinna ofiara tragedii z podłego dnia trzynastego?
— Cave inimicum — spróbował cicho prostej inkantacji, ramionami stykając się kolejno z matką i Drew, na miarę własnej inicjatywy próbujących zbadać źródło brzmiącego niegroźnie krzyku.
— Cave inimicum — spróbował cicho prostej inkantacji, ramionami stykając się kolejno z matką i Drew, na miarę własnej inicjatywy próbujących zbadać źródło brzmiącego niegroźnie krzyku.
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Igor Karkaroff' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
Przekraczając symboliczny próg oddzielający tych na zewnątrz z wnętrzem tajemniczego tunelu, w rodzinę Macnairów uderzyło ciepłe, niemal gorące powietrze. Biło z wnętrza pogrążonych w pełnej ciemności korytarzy. Wzrok miał problem z przyzwyczajeniem się do tak głębokiej czerni, gdzie nic nie było widać, nawet własnej wyciągniętej dłoni. Ciemność oblepiała swoimi mackami wszystkich, którzy wkroczyli w jej trzewia. Wręcz nienaturalna, jakby stworzona i spleciona z misternie snutych zaklęć, nad którymi ktoś musiał się wybitnie wysilić.
Jednocześnie wokół panowała cisza mącona jedynie oddechami oraz stawianymi ostrożnie korkami. Wypowiadane zaklęcia zbudziły magię, która będąc im posłuszna informowała, że w najbliższym otoczeniu nie przebywa żaden człowiek, ani istota humanoidalna. Do kogo więc należał głos?
Veritas claro rozbłysło magią, a stojący obok siebie członkowie rodziny mogli zobaczyć coś znacznie więcej niż wcześniej. Siła zaklęcia ujawniła pod skrywającą się ciemnością tunel, nad którym ktoś pracował wiele lat. Na ścianach widoczne były przez cienką warstwę ciemności, która zdawała się być teraz niczym woalka, malunki przedstawiające symbole, ale również coś na wzór ścieżki, którą ktoś dokładnie wyrysował. Konstrukcja tunelu zdawała się być stabilna, nic nie sugerowało, że zaraz na ich głowy miały posypać się kamienie. A jednak… ponownie w oddali usłyszeli ich stukot oraz znów ten sam głos.
-Pomocy! - Nadal cichy, nadal dochodzący z głębi tunelu. Nie widzieli osoby, która wołała, ale na pewno było to z daleka, aby dojrzeć więcej dzięki zaklęciu Drew musieli pójść dalej.
|Irina i Igor, wasze zaklęcie wykazało, że nie ma wokół was żadnej istoty
Drew, twoje zaklęcie wykazało, że otaczająca was ciemność nie powstała samoczynnie, jednak jej źródła jeszcze nie znalazłeś, za to dostrzegliście, że na ścianach są malunki, jeden z nich przedstawia coś na wzór mapy lub też wskazówek prowadzących do czegoś.
Ostatnia osoba proszona jest poinformować MG o swoich poście celem kontynuowania wątku. (Primrose Burke)
Jednocześnie wokół panowała cisza mącona jedynie oddechami oraz stawianymi ostrożnie korkami. Wypowiadane zaklęcia zbudziły magię, która będąc im posłuszna informowała, że w najbliższym otoczeniu nie przebywa żaden człowiek, ani istota humanoidalna. Do kogo więc należał głos?
Veritas claro rozbłysło magią, a stojący obok siebie członkowie rodziny mogli zobaczyć coś znacznie więcej niż wcześniej. Siła zaklęcia ujawniła pod skrywającą się ciemnością tunel, nad którym ktoś pracował wiele lat. Na ścianach widoczne były przez cienką warstwę ciemności, która zdawała się być teraz niczym woalka, malunki przedstawiające symbole, ale również coś na wzór ścieżki, którą ktoś dokładnie wyrysował. Konstrukcja tunelu zdawała się być stabilna, nic nie sugerowało, że zaraz na ich głowy miały posypać się kamienie. A jednak… ponownie w oddali usłyszeli ich stukot oraz znów ten sam głos.
-Pomocy! - Nadal cichy, nadal dochodzący z głębi tunelu. Nie widzieli osoby, która wołała, ale na pewno było to z daleka, aby dojrzeć więcej dzięki zaklęciu Drew musieli pójść dalej.
|Irina i Igor, wasze zaklęcie wykazało, że nie ma wokół was żadnej istoty
Drew, twoje zaklęcie wykazało, że otaczająca was ciemność nie powstała samoczynnie, jednak jej źródła jeszcze nie znalazłeś, za to dostrzegliście, że na ścianach są malunki, jeden z nich przedstawia coś na wzór mapy lub też wskazówek prowadzących do czegoś.
Ostatnia osoba proszona jest poinformować MG o swoich poście celem kontynuowania wątku. (Primrose Burke)
Wydostające się kolejno z różdżek błyski magicznego wołania o wskazówki rozlać się miały od ściany do ściany, rozlać i wypełnić skąpą wstęgę czarnej ścieżki jakże upragnionymi odpowiedziami. Z trzech pokrewnych ciał powstawał mocny, jednomyślny posąg gotowy wtargnąć między egipskie ciemności. Mieliśmy podążyć wkrótce dalej. Ciepło natrętnie okalało ramiona, nawoływania drażniąco popędzały do dalszych kroków. Oko mknące przez czerń szukało mdłych zarysów, lecz prędzej czułam przy sobie ich dłonie, niż dane mi było faktycznie przyjrzeć się bliskim twarzom. Wiedziałam już, że mój czar nie zdołał wyjaśnić powtarzających się, cichawych błagań. Lecz oni?
– Dowiedzieliście się czegoś? – zapytałam w półszepcie, jakby tajemnica i mrok nakazywały mi gdzieś w swej zawiłości złagodzenie tonów. Skoncentrowana, zaopatrzona w niegasnące podejrzenie podążyć pragnęłam dalej w stronę wiążącej nas łamigłówki. Moje pytanie stanowiło jednocześnie potwierdzenie dla mężczyzn, że zaklęcie nie wskazało niczego i nikogo.
Inkantacja wybrzmiewająca w ustach śmierciożercy zdawała się jednak zmazywać część mglistych oparów sprzed naszych powiek. Pomiędzy niewiadomymi na ścianach ujawniły się znaki, a sąsiadujący z nami tunel nagle stał się bardziej widny i rzeczywisty. Zupełnie jakby jego czar rozdmuchał otaczające nas ciemności, nakierowując oko i umysł na dostrzegalne symbole. Wyryte w ścianie kreski zdawały się układać w nieprzypadkowe kształty. Podeszłam bliżej nich, moim krokom towarzyszyło ponowne wołanie niewiadomej istoty.
– Nie jest człowiekiem, jest zrodzona z magii – wywnioskowałam, choć domyślałam się, że nie było potrzeby wykładać tego głośno. Już wiedzieli. – To jednak… - urwałam, zanurzając oczy głęboko w zarysowanych na nierównej powierzchni liniach. Zdawałam sobie sprawę z zawieszonego gdzieś nad nami składowiska kamiennego niebezpieczeństwa, świadomie przecież wkroczyliśmy w głębokie ruiny. Niestabilna konstrukcja w każdej chwili mogła nam zagrozić. Dlatego różdżkę przez cały czas trzymałam w gotowości. – Chodźmy dalej, lepiej nie tracić czasu – zasugerowałam, paznokciami lekko drażniąc zamalowaną powłokę. Charakterystyczny dźwięk podrażnił wąską przestrzeń. Obróciłam się i uczyniłam pierwsze dwa kroki w stronę odsłoniętych skrawków tunelu. Byłam pewna, że jeżeli Drew lub Igor zobaczyli coś więcej, nie zachowają tego dla siebie. Pozostawaliśmy wszak jednością. Razem weszliśmy i razem dotrzemy do jądra tajemnicy. Objawiony nam naścienny obraz starałam się jednak na wszelki wypadek dobrze zachować w pamięci.
– Dowiedzieliście się czegoś? – zapytałam w półszepcie, jakby tajemnica i mrok nakazywały mi gdzieś w swej zawiłości złagodzenie tonów. Skoncentrowana, zaopatrzona w niegasnące podejrzenie podążyć pragnęłam dalej w stronę wiążącej nas łamigłówki. Moje pytanie stanowiło jednocześnie potwierdzenie dla mężczyzn, że zaklęcie nie wskazało niczego i nikogo.
Inkantacja wybrzmiewająca w ustach śmierciożercy zdawała się jednak zmazywać część mglistych oparów sprzed naszych powiek. Pomiędzy niewiadomymi na ścianach ujawniły się znaki, a sąsiadujący z nami tunel nagle stał się bardziej widny i rzeczywisty. Zupełnie jakby jego czar rozdmuchał otaczające nas ciemności, nakierowując oko i umysł na dostrzegalne symbole. Wyryte w ścianie kreski zdawały się układać w nieprzypadkowe kształty. Podeszłam bliżej nich, moim krokom towarzyszyło ponowne wołanie niewiadomej istoty.
– Nie jest człowiekiem, jest zrodzona z magii – wywnioskowałam, choć domyślałam się, że nie było potrzeby wykładać tego głośno. Już wiedzieli. – To jednak… - urwałam, zanurzając oczy głęboko w zarysowanych na nierównej powierzchni liniach. Zdawałam sobie sprawę z zawieszonego gdzieś nad nami składowiska kamiennego niebezpieczeństwa, świadomie przecież wkroczyliśmy w głębokie ruiny. Niestabilna konstrukcja w każdej chwili mogła nam zagrozić. Dlatego różdżkę przez cały czas trzymałam w gotowości. – Chodźmy dalej, lepiej nie tracić czasu – zasugerowałam, paznokciami lekko drażniąc zamalowaną powłokę. Charakterystyczny dźwięk podrażnił wąską przestrzeń. Obróciłam się i uczyniłam pierwsze dwa kroki w stronę odsłoniętych skrawków tunelu. Byłam pewna, że jeżeli Drew lub Igor zobaczyli coś więcej, nie zachowają tego dla siebie. Pozostawaliśmy wszak jednością. Razem weszliśmy i razem dotrzemy do jądra tajemnicy. Objawiony nam naścienny obraz starałam się jednak na wszelki wypadek dobrze zachować w pamięci.
Irina Macnair
Zawód : Właścicielka domu pogrzebowego
Wiek : 44
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Ty się boisz śmierci, a ja nazywam ją przyjaciółką. Ja nią jestem.
OPCM : 15 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 22 +6
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Zachowałem czujność, bacznie obserwowałem otoczenie po wypowiedzianym przez ciotkę zaklęciu, ale na próżno. Nigdzie nie pojawiła się biała poświata, nawet ledwie dostrzegalna smuga; tylko ciemność, oblepiający nas swymi mackami mrok. Do czego więc należał ten głos? Istniało nikłe prawdopodobieństwo, że słyszelibyśmy wołanie o pomoc, gdyby osoba ta znajdowała się poza dość dużym zasięgiem czaru. Ponownie powróciły wspomnienia dziwnych zdarzeń na statku pod banderą Traversa oraz tych z Groty Krzyku, gdzie to właśnie swego rodzaju nawoływanie zapraszało nas w sam środek chaosu i idącego za nim niebezpieczeństwa. Każda z tych sytuacji nieco się różniła – od majaków, po niezrozumiałe kwestie, aż do wyraźnego i klarownego przekazu. Warto było szukać w tym powiązań? Może to tylko mój nader analityczny umysł wszędzie doszukiwał się poszlak i rzekomej spójności?
Dopiero Veritas Claro przyniosło jakiekolwiek odpowiedzi. Utkany mrok okazał się iluzją, co nie było szczególnym zaskoczeniem w przeciwieństwie do malunków znajdujących się na kamiennej ścianie. Wolnym krokiem zbliżyłem się do nich, aby móc odczytać coś więcej. -Czy tylko mi wygląda to na mapę tuneli?- zmrużyłem oczy nachylając się bliżej obrazkowi przedstawiającemu sieć pionowych oraz poziomych linii. Dopiero po chwili przeniosłem spojrzenie na symbole i z poirytowaniem zdałem sobie sprawę, że niczego nie ułatwiały, a tym bardziej nie wyjaśniały. Zdawały się nie przedstawiać niczego konkretnego, choć tylko ignorant założyłby, że pojawiły się tutaj bez konkretnego powodu. Być może były częścią pewnego szyfru lub wizualizacją czających się w korytarzach niebezpieczeństw, które potrafiło odczytać tylko wąskie grono.
-Ostrożnie- rzuciłem, po czym zaciskając nieco mocniej wężowe drewno ruszyłem wąskim tunelem. W głowie starałem się odtwarzać pozornie zapamiętaną mapę, aby w razie komplikacji czym prędzej znaleźć wyjście.
- Oculus- wypowiedziałem inkantację licząc, że lewitujące oko zapewni nam nowe informacje, a może nawet sprawi, że unikniemy zaskoczenia. W kompletnej ciemności oraz w akompaniamencie wołania o pomoc nietrudno było o błąd, który mógł nas wiele kosztować.
Dopiero Veritas Claro przyniosło jakiekolwiek odpowiedzi. Utkany mrok okazał się iluzją, co nie było szczególnym zaskoczeniem w przeciwieństwie do malunków znajdujących się na kamiennej ścianie. Wolnym krokiem zbliżyłem się do nich, aby móc odczytać coś więcej. -Czy tylko mi wygląda to na mapę tuneli?- zmrużyłem oczy nachylając się bliżej obrazkowi przedstawiającemu sieć pionowych oraz poziomych linii. Dopiero po chwili przeniosłem spojrzenie na symbole i z poirytowaniem zdałem sobie sprawę, że niczego nie ułatwiały, a tym bardziej nie wyjaśniały. Zdawały się nie przedstawiać niczego konkretnego, choć tylko ignorant założyłby, że pojawiły się tutaj bez konkretnego powodu. Być może były częścią pewnego szyfru lub wizualizacją czających się w korytarzach niebezpieczeństw, które potrafiło odczytać tylko wąskie grono.
-Ostrożnie- rzuciłem, po czym zaciskając nieco mocniej wężowe drewno ruszyłem wąskim tunelem. W głowie starałem się odtwarzać pozornie zapamiętaną mapę, aby w razie komplikacji czym prędzej znaleźć wyjście.
- Oculus- wypowiedziałem inkantację licząc, że lewitujące oko zapewni nam nowe informacje, a może nawet sprawi, że unikniemy zaskoczenia. W kompletnej ciemności oraz w akompaniamencie wołania o pomoc nietrudno było o błąd, który mógł nas wiele kosztować.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
The member 'Drew Macnair' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Mrok spowijał otoczenie w fatalnym wrażeniu niemocy, zewsząd nacierała nań klaustrofobiczna wizja przestrzeni; mimowolna bezradność dopadła ramiona ciężarem kryzysu, bo nacierali naprzód, dokądś zmierzali, badawczo oceniając krok jeden i następny, ale czynili to przecież wyłącznie w sile jakiejś miałkiej intuicji. Że niebezpieczeństwo nie czyhało za rogiem, że struktury tunelu nie miały runąć niechybnie na ich głowy, że znikąd nie miała wyłonić się zaraz nienormalna istota. Ichniejsze głosy i oddechy mieszały się w dodatku z brzmieniem niezidentyfikowanych okrzyków, płynących jakby z oddali, dobiegających jakby z końca, którego nie byli nawet w stanie namierzyć. Echo stawało się jakieś nieznośnie dojmujące, zwłaszcza gdy rzucone przezornie inkantacje nie wykazały obecności nikogo innego; czymże więc, de facto, było to zwodnicze zawołanie o zbawienie, jeśli nie przejawem rzeczywistej prośby cierpiącego człowieka?
— To jakaś iluzja? — spytał retorycznie w odniesieniu do niosącego się zwielokrotnieniem pomocy, ramieniem trącając przypadkiem ją albo jego, nie potrafił tego teraz stwierdzić; sama jednak świadomość, że trwali tu nadal, że nie rozproszyli się nierozsądnie w upstrzonej bogato sieci korytarzy, którą ujawniła enigmatyczna rycina na ścianie, była niewątpliwie pokrzepiająca. Zaklęcie wzmocniło rys tunelu, swoistą mapę wyrysowaną jakby z widzenia rzutu ptaka, ale zorientowanie się w niej byłoby teraz karkołomnym zadaniem. Przed oczyma majaczyła wszakże wyłącznie czerń, za plecami — ta sama plama nicości, zatrważająca nieco w swej wszechogarniającej matni. Czyżby trafili do samego jądra bezcelowości, jakże lekkomyślnie, być może, wkraczając w objęcia macek całkowitej niewiadomej? Będą wiedzieli, jak wrócić na powierzchnię? Co, tak naprawdę, nawoływało ich od dłuższej chwili? Wilgoć wnikająca do nozdrzy była alarmująca, bo naocznie nie potrafili przecież zaświadczyć o stanie podziemnej konstrukcji; jej wejście ujawniła pozostała po niedawnej katastrofie dziura, ale czy strop gwarantował wyjście stąd bez żadnego szwanku? Zadawał sobie wiele pytań, nagląca potrzeba opuszczenia tego miejsca siłą rzeczy dopadła teraz jego umysł, w przezornym ruchu wyszeptał więc stosowną formułę:
— Diae filos. — Mrukliwe słowo, a wraz z nim leniwy ruch różdżką, niegwarantujący wcale, że srebrzysta nić stanie się widoczna, niegwarantujący wcale, że nie pogubią się wzajemnie w rozległości tutejszych ścieżek.
— To jakaś iluzja? — spytał retorycznie w odniesieniu do niosącego się zwielokrotnieniem pomocy, ramieniem trącając przypadkiem ją albo jego, nie potrafił tego teraz stwierdzić; sama jednak świadomość, że trwali tu nadal, że nie rozproszyli się nierozsądnie w upstrzonej bogato sieci korytarzy, którą ujawniła enigmatyczna rycina na ścianie, była niewątpliwie pokrzepiająca. Zaklęcie wzmocniło rys tunelu, swoistą mapę wyrysowaną jakby z widzenia rzutu ptaka, ale zorientowanie się w niej byłoby teraz karkołomnym zadaniem. Przed oczyma majaczyła wszakże wyłącznie czerń, za plecami — ta sama plama nicości, zatrważająca nieco w swej wszechogarniającej matni. Czyżby trafili do samego jądra bezcelowości, jakże lekkomyślnie, być może, wkraczając w objęcia macek całkowitej niewiadomej? Będą wiedzieli, jak wrócić na powierzchnię? Co, tak naprawdę, nawoływało ich od dłuższej chwili? Wilgoć wnikająca do nozdrzy była alarmująca, bo naocznie nie potrafili przecież zaświadczyć o stanie podziemnej konstrukcji; jej wejście ujawniła pozostała po niedawnej katastrofie dziura, ale czy strop gwarantował wyjście stąd bez żadnego szwanku? Zadawał sobie wiele pytań, nagląca potrzeba opuszczenia tego miejsca siłą rzeczy dopadła teraz jego umysł, w przezornym ruchu wyszeptał więc stosowną formułę:
— Diae filos. — Mrukliwe słowo, a wraz z nim leniwy ruch różdżką, niegwarantujący wcale, że srebrzysta nić stanie się widoczna, niegwarantujący wcale, że nie pogubią się wzajemnie w rozległości tutejszych ścieżek.
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Ciemne korytarze podziemnego tunelu pod ruinami starej posiadłości były niczym mroczne labirynty wyciosane w zimnej skale. Ściany były wilgotne, pokryte mchem i pleśnią, a powietrze było ciężkie, przesycone zapachem ziemi i starości. W oddali słychać było niepokojące dźwięki, które rozchodziły się echem, sprawiając, że trudno było określić ich źródło. Ciche kapanie wody z sufitu, jakby odliczało sekundy w nieskończonej ciemności. Co jakiś czas z głębi tunelu dobiegały skrzypienia, przypominające zgrzytanie starych, zardzewiałych drzwi, które nie były otwierane od wieków. Szurające dźwięki i tajemnicze szepty niosły się korytarzami, jakby coś niewidzialnego śledziło każdy ruch. Gdy wiatr wpadał przez ukryte szczeliny, wydawało się, że ściany tunelu same oddychają, wydając niskie, przerażające jęki.
Na jednej ze ścian znajdowała się stara, wyblakła mapa tuneli jak słusznie zauważył Drew. Była to skomplikowana sieć powiązań, która prowadziła w różnych kierunkach. Jedna linia była wyraźnie pogrubiona, jakby była najważniejsza. Wzdłuż niej, co jakiś czas, znajdowały się tajemnicze malunki. Pierwszym był symbol runy Isa, który obok miał namalowane oko oraz sopel lodu. Malunek zdawał się emanować chłodem, jakby sam obraz potrafił obniżyć temperaturę wokół. Kawałek dalej, na ścianie pojawiał się malunek pająka. Kolejny symbol, na końcu pogrubionej linii, przypominał skarb, jak z map w bajkach dla dzieci.
Ciemność i te dziwaczne symbole sprawiały, że każdy krok w tunelu był niepewny, a serce biło coraz szybciej z każdym nowym dźwiękiem.
Wytworzony Oculus zajaśniał i pognał przed siebie umożliwiając dostrzeżenie czegoś więcej w ciemności, przygotować na to co może się czaić w oddali.
To właśnie dzięki niemu Drew mógł dostrzec zarys oka i sopli lodu na ścianie - takiego samego jaki był widoczny na mapie.
Srebrzysta nic z różdżki Igora miała zapewnić im bezpieczny powrót do domu, do wyjścia, które właśnie ich pochłaniało w całości.
Ludzie stojący na zewnątrz całkowicie stracili całą trójkę z oczu.
Jest to post uzupełniający, MG kontynuuje rozgrywkę i śledzi dalsze działania postaci.
Proszę o kontakt, gdy zostaną dokonane kolejne rzuty.
Na jednej ze ścian znajdowała się stara, wyblakła mapa tuneli jak słusznie zauważył Drew. Była to skomplikowana sieć powiązań, która prowadziła w różnych kierunkach. Jedna linia była wyraźnie pogrubiona, jakby była najważniejsza. Wzdłuż niej, co jakiś czas, znajdowały się tajemnicze malunki. Pierwszym był symbol runy Isa, który obok miał namalowane oko oraz sopel lodu. Malunek zdawał się emanować chłodem, jakby sam obraz potrafił obniżyć temperaturę wokół. Kawałek dalej, na ścianie pojawiał się malunek pająka. Kolejny symbol, na końcu pogrubionej linii, przypominał skarb, jak z map w bajkach dla dzieci.
Ciemność i te dziwaczne symbole sprawiały, że każdy krok w tunelu był niepewny, a serce biło coraz szybciej z każdym nowym dźwiękiem.
Wytworzony Oculus zajaśniał i pognał przed siebie umożliwiając dostrzeżenie czegoś więcej w ciemności, przygotować na to co może się czaić w oddali.
To właśnie dzięki niemu Drew mógł dostrzec zarys oka i sopli lodu na ścianie - takiego samego jaki był widoczny na mapie.
Srebrzysta nic z różdżki Igora miała zapewnić im bezpieczny powrót do domu, do wyjścia, które właśnie ich pochłaniało w całości.
Ludzie stojący na zewnątrz całkowicie stracili całą trójkę z oczu.
Proszę o kontakt, gdy zostaną dokonane kolejne rzuty.
Szepty niesione echem, odbijającym się podle o wilgotne ściany wąskiego korytarzyka, przeszyły go wahliwym dreszczem wzdłuż wyprostowanej sylwety; wrażenie to wzmogło tylko leniwe kapanie wody z zawieszonego nisko sufitu, wdzierającej się mimowolnie gdzieś pod połacie czarnego, pozbawionego zdobień swetra. Oczy uważnie spoczęły na rozjaśnionym przez zaklęcie skrawku naskalnego malowidła i już zaraz ze zdumieniem przyjęły znajome, runiczne symbole; zaskakujące, chciałoby się powiedzieć, bo jeszcze przed wkroczeniem w czeluści tutejszego mroku kuzyn potraktował to miejsce przezorną inkantacją. Badawczo próbował wykryć świadectwa potencjalnej klątwy, a zaklęcie rzucone, bądź co bądź, poprawnie nie wykazało obecności zastygłych tu zabezpieczeń. Czyżby właśnie odkrywali z wolna ich szczątki? Czyżby właśnie wnikali do swoistego jądra ciemności, gdzie ichniejsza magia przedtem jeszcze nie sięgała? Smagająca policzki mgła była leciwym bodaj potwierdzeniem na to, że znaleźli się w miejscu owianym niebanalną tajemnicą, a jej kraniec sięgał najprawdopodobniej dalszych jeszcze — zupełnie pokręconych i może też nigdy niezbadanych? — sieci zabudowań. Przelotne zerknięcie na, jak chciał sądzić, mapę podziemi Kentwell Hall wywołał jedną zaledwie uwagę:
— A więc szukamy skarbu? — pytanie z natury retoryczne wystarczyło do chłodnej oceny możliwości, a leciwy uśmiech wstąpił na spowitą cieniem twarz, choć najpewniej żadna z towarzyszących mu osób nie była teraz w stanie go dostrzec; blada, srebrzysta nić, podobna jakby mitologicznemu atrybutowi Ariadny, spoczęła na błotnistym gruncie w charakterze wartościowej wskazówki, ale już zaraz miał zerwać ją bezpowrotnie. Isa i oko przywiodły mu na myśl rytuał Lodowego Dolema, niebezpiecznego o tyle, że pomyślnie unieruchamiającego ich wszystkich przy każdym następnym, parszywie zdradliwym, kroku. Przypuszczenia wystarczały jednak, by zachować ostrożność, by przezornie podjąć się próby wykluczenia hipotetycznego zagrożenia; z końca pochodu przeszedł więc na jego przód, dłonią odsuwając obydwoje w wymownym geście zachowania stosownego dystansu.
— Pójdę pierwszy, zaczekajcie — zaanonsował jeszcze dla pewności, dość enigmatycznie, choć domyślał się, że starszy krewniak niemo podzielał jego uwagi i spostrzeżenia; z silną wiarą w swoje możliwości wykonał stosowny ruch różdżką, a z ust wybrzmiała oczekiwana formuła:
— Finite incantatem. — Powiodło się?
| ST: 58 (61 - 3 [bonus za sweter]) i dodatkowo rzut na k10, w razie gdyby zaklęcie się nie powiodło i nastąpiły komplikacje
— A więc szukamy skarbu? — pytanie z natury retoryczne wystarczyło do chłodnej oceny możliwości, a leciwy uśmiech wstąpił na spowitą cieniem twarz, choć najpewniej żadna z towarzyszących mu osób nie była teraz w stanie go dostrzec; blada, srebrzysta nić, podobna jakby mitologicznemu atrybutowi Ariadny, spoczęła na błotnistym gruncie w charakterze wartościowej wskazówki, ale już zaraz miał zerwać ją bezpowrotnie. Isa i oko przywiodły mu na myśl rytuał Lodowego Dolema, niebezpiecznego o tyle, że pomyślnie unieruchamiającego ich wszystkich przy każdym następnym, parszywie zdradliwym, kroku. Przypuszczenia wystarczały jednak, by zachować ostrożność, by przezornie podjąć się próby wykluczenia hipotetycznego zagrożenia; z końca pochodu przeszedł więc na jego przód, dłonią odsuwając obydwoje w wymownym geście zachowania stosownego dystansu.
— Pójdę pierwszy, zaczekajcie — zaanonsował jeszcze dla pewności, dość enigmatycznie, choć domyślał się, że starszy krewniak niemo podzielał jego uwagi i spostrzeżenia; z silną wiarą w swoje możliwości wykonał stosowny ruch różdżką, a z ust wybrzmiała oczekiwana formuła:
— Finite incantatem. — Powiodło się?
| ST: 58 (61 - 3 [bonus za sweter]) i dodatkowo rzut na k10, w razie gdyby zaklęcie się nie powiodło i nastąpiły komplikacje
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Igor Karkaroff' has done the following action : Rzut kością
#1 'k10' : 3
--------------------------------
#2 'k100' : 5
#1 'k10' : 3
--------------------------------
#2 'k100' : 5
Igor rzucił zaklęcie rozbrajające, a jego głos odbijał się echem od ścian tunelu. Słowa wypowiedziane z mocą i precyzją miały przebić się przez zabezpieczenia pułapki. Jednak zamiast jasnego blasku, który powinien towarzyszyć udanemu czarowi, powietrze wypełniła zimna, złowieszcza czerń.
Czarna magia zawirowała gwałtownie. Niespokojna energia zebrała się w jednym punkcie, a Igor poczuł, jak jego serce przyspiesza z każdym uderzeniem. Magia wydawała się żyć własnym życiem, przenikając go na wskroś. Otoczyła go gęsta mgła, uniemożliwiając widzenie i słyszenie czegokolwiek poza własnym, przerażonym oddechem.
Gęsta strużka krwi pociekła z nosa, a w głowie zawirowało tak mocno, że Igor zaczął tracić grunt pod nogami. Obrazy pełne krwi, powstających inferiusów przesłoniły całkowicie widoczność. Istoty powoli podnosiły się z zakurzonych, wilgotnych podłóg tunelu. Ich ciała były pokryte gnijącym, szarym ciałem, a oczy – puste, mlecznobiałe – patrzyły bez wyrazu, przenikając mrok. Każdy ruch tych istot był powolny, niemal mechaniczny, jakby nie w pełni kontrolowały swoje ciała.
Ich dłonie były szponiaste, a palce poruszały się niezależnie od siebie, jakby każda kość miała własną, złowrogą wolę. Stawiając niepewne kroki, inferiusy zbliżały się do Igora, wyciągając ręce w niemym geście, który wyrażał jedynie żądzę życia, którego zostały pozbawione.
Wrażenie zaraz jednak minęło, pozostawiając po sobie krew i zawroty głowy.
Igor otrzymujesz 3k10 obrażeń (psychiczne) - rzuć kością w odpowiednim temacie, a przez najbliższe trzy dni będzie cię męczyć bezsenność, w związku z którą każdą rozgrywkę w tym czasie rozpoczniesz z 15 punktami obrażeń (zmęczenie).
Jeżeli będziecie rzucać na rozbrojenie pułapki możecie sami zinterpretować wynik zgodnie z mechaniką.
Jest to post uzupełniający w wyniku rzutu jaki dokonał gracz. MG monitoruje rozgrywkę.
Czarna magia zawirowała gwałtownie. Niespokojna energia zebrała się w jednym punkcie, a Igor poczuł, jak jego serce przyspiesza z każdym uderzeniem. Magia wydawała się żyć własnym życiem, przenikając go na wskroś. Otoczyła go gęsta mgła, uniemożliwiając widzenie i słyszenie czegokolwiek poza własnym, przerażonym oddechem.
Gęsta strużka krwi pociekła z nosa, a w głowie zawirowało tak mocno, że Igor zaczął tracić grunt pod nogami. Obrazy pełne krwi, powstających inferiusów przesłoniły całkowicie widoczność. Istoty powoli podnosiły się z zakurzonych, wilgotnych podłóg tunelu. Ich ciała były pokryte gnijącym, szarym ciałem, a oczy – puste, mlecznobiałe – patrzyły bez wyrazu, przenikając mrok. Każdy ruch tych istot był powolny, niemal mechaniczny, jakby nie w pełni kontrolowały swoje ciała.
Ich dłonie były szponiaste, a palce poruszały się niezależnie od siebie, jakby każda kość miała własną, złowrogą wolę. Stawiając niepewne kroki, inferiusy zbliżały się do Igora, wyciągając ręce w niemym geście, który wyrażał jedynie żądzę życia, którego zostały pozbawione.
Wrażenie zaraz jednak minęło, pozostawiając po sobie krew i zawroty głowy.
Jeżeli będziecie rzucać na rozbrojenie pułapki możecie sami zinterpretować wynik zgodnie z mechaniką.
Jest to post uzupełniający w wyniku rzutu jaki dokonał gracz. MG monitoruje rozgrywkę.
Dobiegające z czeluści tunelu dźwięki nie napawały optymizmem, podobnie jak chłód, który momentalnie przeszył mnie na wskroś. Ściągnąwszy brwi powróciłem wzrokiem do wyrytych na kamiennej ścianie symboli i zmrużyłem wzrok dostrzegając nagle runę – Isę. Cisza przed burzą, czyż to nie właśnie owe określenie najlepiej ją charakteryzowało? Symbolizowała głównie ego, koncentrację na indywidualnym celu, a także samotność, swego rodzaju izolację w dążeniu do jego osiągnięcia. Czyżby sugerowało to konieczność samodzielnego przemierzenia korytarzy? Czy takie właśnie było zmierzenie twórcy prowizorycznej mapy? Być może, właściwie byłbym tego pewien, gdyby nie fakt wyżłobionego oka oraz charakterystycznych sopli lodu. Wróciłem pamięcią do jednej ze starożytnych ksiąg wypełnionej po brzegi klątwami i zacisnąłem wargi w zamyśleniu. Dedukcja nie należała do najtrudniejszych, lecz właśnie ten fakt sprawił, iż powątpiewałem w słuszne wnioski. Ktoś naprawdę gotów był dać równie proste wskazówki? O co u licha chodziło?
Zacisnąwszy mocniej palce na wężowym drewnie skupiłem wzrok na Igorze będąc ciekaw jego przemyśleń. Wiedziałem, że parał się tą samą specjalizacją, a nauka runicznej magii wypełniała wiele wolnych chwil, dlatego mogliśmy wymienić się spostrzeżeniami. Irina musiała wybaczyć mi zlekceważenie jej obecności – zdawałem sobie sprawę z jej umiejętności, które nie sięgały arkanom starożytnej sztuki. W sprzeczności ze swą naturą musiała pogodzić się ze swego rodzaju biernością, co nie było niczym złym wszak nie można było być specjalistą od wszystkiego. -Ciekawe, nieprawdaż?- mruknąłem ironicznie, bowiem zapewne nikt z naszej trójki nie wierzył w rzekomy skarb. Nagrodą byłoby przetrwanie pośród tych korytarzy bez rozlewu krwi tudzież, co gorsza, zdrowia, które w obecnej sytuacji było cenniejsze niżeli wypełniona po brzegi skrzynia galeonów. Nie mogliśmy pozwolić sobie na żaden uszczerbek, na zachwianie i tak już zaburzonej równowagi – praca czekająca na powierzchni wymagała stuprocentowego zaangażowania, a te ciągnęło za sobą konieczność poświęcenia. Oddania, na jakie nie byłoby stać osoby rannej, nie wspominając o tej lawirującej na granicy. Brakowało miejsc w szpitalach, brakowało uzdrowicieli – brakowało wszystkiego i choć fakt posiadania tytułów zmieniał wiele, to w obliczu katastrofy profity ograniczały się do miernej, zapleśniałej pryczy i leciwego opiekuna.
Uśmiech pojawił się w kącikach mych ust, gdy Igor z pewnością w głosie stwierdził, że pójdzie przodem. Radował mnie fakt, iż był gotów dźwignąć na swych barkach pewną odpowiedzialność, nawet jeśli pozornie nie musiał tego robić. Z uwagą przyglądałem się kolejnym krokom; od zorientowania się w runicznej przestrzeni, po przyłożenie różdżki w odpowiednie miejsce – skrzyżowanie runicznych znaków, a tym samym wiodący znak. Isę.
Zbliżyłem się do mężczyzny na bezpieczną odległość wciąż dzierżąc w dłoni wężowe drewno i rzuciłem porozumiewawcze spojrzenie Irinie. Nie zamierzałem go powstrzymywać. Pragnął uczynić to sam, a ja nie chciałem mu w tym przeszkadzać. Kiedy jednak wypowiedział słowa łamiące drzemiącą w tym miejscu klątwę, to zamiast jasnego błysku i ulgi nastała ciemność, a wraz z nią przeszywający chłód. -Szlag- mruknąłem pod nosem, po czym niezwłocznie zbliżyłem się do krańca wyrytej, runicznej linii i oparłem o nią kraniec różdżki. Lodowy Dolem, znałem to przekleństwo. -Finite incantatem-[/b] wypowiedziałem w myślach licząc, że magia będzie mi znacznie bardziej łaskawa, jak młodszemu [i]Macnairowi.
| wykorzystuję absorpcję i dodatkowo rzucam na obrażenia, jeśli się nie powiedzie
Zacisnąwszy mocniej palce na wężowym drewnie skupiłem wzrok na Igorze będąc ciekaw jego przemyśleń. Wiedziałem, że parał się tą samą specjalizacją, a nauka runicznej magii wypełniała wiele wolnych chwil, dlatego mogliśmy wymienić się spostrzeżeniami. Irina musiała wybaczyć mi zlekceważenie jej obecności – zdawałem sobie sprawę z jej umiejętności, które nie sięgały arkanom starożytnej sztuki. W sprzeczności ze swą naturą musiała pogodzić się ze swego rodzaju biernością, co nie było niczym złym wszak nie można było być specjalistą od wszystkiego. -Ciekawe, nieprawdaż?- mruknąłem ironicznie, bowiem zapewne nikt z naszej trójki nie wierzył w rzekomy skarb. Nagrodą byłoby przetrwanie pośród tych korytarzy bez rozlewu krwi tudzież, co gorsza, zdrowia, które w obecnej sytuacji było cenniejsze niżeli wypełniona po brzegi skrzynia galeonów. Nie mogliśmy pozwolić sobie na żaden uszczerbek, na zachwianie i tak już zaburzonej równowagi – praca czekająca na powierzchni wymagała stuprocentowego zaangażowania, a te ciągnęło za sobą konieczność poświęcenia. Oddania, na jakie nie byłoby stać osoby rannej, nie wspominając o tej lawirującej na granicy. Brakowało miejsc w szpitalach, brakowało uzdrowicieli – brakowało wszystkiego i choć fakt posiadania tytułów zmieniał wiele, to w obliczu katastrofy profity ograniczały się do miernej, zapleśniałej pryczy i leciwego opiekuna.
Uśmiech pojawił się w kącikach mych ust, gdy Igor z pewnością w głosie stwierdził, że pójdzie przodem. Radował mnie fakt, iż był gotów dźwignąć na swych barkach pewną odpowiedzialność, nawet jeśli pozornie nie musiał tego robić. Z uwagą przyglądałem się kolejnym krokom; od zorientowania się w runicznej przestrzeni, po przyłożenie różdżki w odpowiednie miejsce – skrzyżowanie runicznych znaków, a tym samym wiodący znak. Isę.
Zbliżyłem się do mężczyzny na bezpieczną odległość wciąż dzierżąc w dłoni wężowe drewno i rzuciłem porozumiewawcze spojrzenie Irinie. Nie zamierzałem go powstrzymywać. Pragnął uczynić to sam, a ja nie chciałem mu w tym przeszkadzać. Kiedy jednak wypowiedział słowa łamiące drzemiącą w tym miejscu klątwę, to zamiast jasnego błysku i ulgi nastała ciemność, a wraz z nią przeszywający chłód. -Szlag- mruknąłem pod nosem, po czym niezwłocznie zbliżyłem się do krańca wyrytej, runicznej linii i oparłem o nią kraniec różdżki. Lodowy Dolem, znałem to przekleństwo. -Finite incantatem-[/b] wypowiedziałem w myślach licząc, że magia będzie mi znacznie bardziej łaskawa, jak młodszemu [i]Macnairowi.
| wykorzystuję absorpcję i dodatkowo rzucam na obrażenia, jeśli się nie powiedzie
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Kentwell Hall
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Suffolk