Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent
Latarnia morska
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Latarnia morska
Nawigacyjny punkt znajdujący się na wzniesieniu przy zatoce Sandwich, od wielu lat stanowiący jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w tym mieście portowym. Członkowie Cinque Ports z miasta spotykali się w przylegającym do niej drewnianym domu, aby podejmować istotne decyzje. Wysoka konstrukcja wzmocniona jest magią, chroniona przed mugolami, którzy widzą ją jako rozpadającą się, chybotliwą ceglastą ruinę, do której wejście wiąże się z ogromnym ryzykiem. W istocie w najwyższym punkcie, gdzie jasne światło oświetla drogę statkom, rozciąga się niebywały widok na rozległą zatokę Sandwich oraz całe miasto.
Rozświetlone zaklęciem Tristana pomieszczenie, w którym się znajdowali pokazało jeszcze więcej śladów pobojowiska. Krew i czarna maź zmieszane ze sobą nie napawały entuzjazmem, a cała aura panująca wokół nich wzbudzała uczucie niepewności i niepokoju. Czarna maź migotała, nie była zjawiskiem normalnym ani czymś do czego zdążyli przywyknąć. Rozglądał się uważnie, skupiał wzrok próbując znaleźć w otoczeniu jakiś sens. Niemniej jednak wrażenie, że ktoś poza nimi jest w tym wraku nie odpuszczało. Musiał się dowiedzieć, a raczej spróbować dowiedzieć. Znane mu doskonale zaklęcie mogło dać mu odpowiedź, przyspieszyć ich działanie, pozwolić im być o krok do przodu. A jednak efekt, który wywołało przerósł jego najśmielsze oczekiwania.
Ciepło różdżki w tej sytuacji nie zwiastowało niczego, do czego zdążył przywyknąć. Zaczęła drżeć chwilę po tym jak sylwetki Tristana i Igora rozświetliły się pod wpływem rzuconego czaru. Uczucie, że jest tu obecny ktoś jeszcze było silniejsze niż kiedykolwiek, ale nie widział nic. Skąd więc to odczucie? Skąd więc to… Mgliście rozświetlone, pozbawione wyrazu sylwetki pojawiły się nagle. W zupełnym chaosie, znikały, pojawiały się ponownie. Czy coś takiego było w ogóle możliwe? Nie pasowali do tego miejsca, a raczej do rzeczywistości, w której się znajdowali. Czy były tylko ich odbiciem? Śladem, który pozostawili po sobie? Wodził za nimi wzrokiem, wśród męskich sylwetek wyłapał wzrokiem jedną nie pasującą do pozostałych, drobniejszą, zdecydowanie należącą do kobiety. Przebiegła w sukni obok niego, kierując się w stronę schodów. Dopadł ją wąż, poruszał się z taką prędkością, że wyglądało to całkowicie nierealnie. Nie powinien przemieszczać się aż tak szybko. Dziewczyna upadła, zapewne pod jego ciężarem.
Nie był pewny czy to co właśnie widział mogło mieć jakikolwiek sens. Sylwetki kobiety i węża łączyły się ze sobą, potem chyba rozdzielały się, obie tracąc kształt. Wąż wyłonił się ponownie, potem uniósł nad nią i… nabrał kobiecą formę. Kobieta rzuciła się w stronę schodów, widział wyraźnie miejsca, w których pozostawiła ślady. Pobiegła na górny pokład i… wszystko rozmyło się zupełnie nagle.
Delacroix
Słowa Tristana wyrwały go z tego dziwnego zamyślenia. Potrzebowali jej żywej, była przepustką do francuskiego wsparcia.
- Wbiegła na górę po schodach. – powiedział szeptem w kierunku Tristana. – Wąż próbował ją dopaść, ale… – mruknął, nie będąc pewnym na ile mógł wierzyć temu, co właśnie miał okazję widzieć. – Chyba widziałem to, co miało to miejsce. Kiedy wąż ją dopadł ich sylwetki zlały się ze sobą, później sylwetka węża zmieniła się w jej sylwetkę… – powiedział nadal szepcząc, podążając w krok za Tristanem. To co widział było dziwne, niespotykane i zaskakujące. W tym momencie nie wiedział nawet czy może ufać własnemu wzrokowi. Podążył za Tristanem, kierując się za śladami kobiety po schodach, na górny pokład.
Ciepło różdżki w tej sytuacji nie zwiastowało niczego, do czego zdążył przywyknąć. Zaczęła drżeć chwilę po tym jak sylwetki Tristana i Igora rozświetliły się pod wpływem rzuconego czaru. Uczucie, że jest tu obecny ktoś jeszcze było silniejsze niż kiedykolwiek, ale nie widział nic. Skąd więc to odczucie? Skąd więc to… Mgliście rozświetlone, pozbawione wyrazu sylwetki pojawiły się nagle. W zupełnym chaosie, znikały, pojawiały się ponownie. Czy coś takiego było w ogóle możliwe? Nie pasowali do tego miejsca, a raczej do rzeczywistości, w której się znajdowali. Czy były tylko ich odbiciem? Śladem, który pozostawili po sobie? Wodził za nimi wzrokiem, wśród męskich sylwetek wyłapał wzrokiem jedną nie pasującą do pozostałych, drobniejszą, zdecydowanie należącą do kobiety. Przebiegła w sukni obok niego, kierując się w stronę schodów. Dopadł ją wąż, poruszał się z taką prędkością, że wyglądało to całkowicie nierealnie. Nie powinien przemieszczać się aż tak szybko. Dziewczyna upadła, zapewne pod jego ciężarem.
Nie był pewny czy to co właśnie widział mogło mieć jakikolwiek sens. Sylwetki kobiety i węża łączyły się ze sobą, potem chyba rozdzielały się, obie tracąc kształt. Wąż wyłonił się ponownie, potem uniósł nad nią i… nabrał kobiecą formę. Kobieta rzuciła się w stronę schodów, widział wyraźnie miejsca, w których pozostawiła ślady. Pobiegła na górny pokład i… wszystko rozmyło się zupełnie nagle.
Delacroix
Słowa Tristana wyrwały go z tego dziwnego zamyślenia. Potrzebowali jej żywej, była przepustką do francuskiego wsparcia.
- Wbiegła na górę po schodach. – powiedział szeptem w kierunku Tristana. – Wąż próbował ją dopaść, ale… – mruknął, nie będąc pewnym na ile mógł wierzyć temu, co właśnie miał okazję widzieć. – Chyba widziałem to, co miało to miejsce. Kiedy wąż ją dopadł ich sylwetki zlały się ze sobą, później sylwetka węża zmieniła się w jej sylwetkę… – powiedział nadal szepcząc, podążając w krok za Tristanem. To co widział było dziwne, niespotykane i zaskakujące. W tym momencie nie wiedział nawet czy może ufać własnemu wzrokowi. Podążył za Tristanem, kierując się za śladami kobiety po schodach, na górny pokład.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
Szmaragdowy naszyjnik lśnił lekko w świetle padającym z różdżki Tristana, który bez większego trudu połączył zielony kamień z tym, który widział na przesłanej przez francuskiego polityka fotografii. Kiedy sięgnął po niego ręką, wygładzona powierzchnia szmaragdu zamigotała, rzucając na boki odbity blask, a później...
...Tristan miał wrażenie, że czas nagle zwolnił; kołyszący się na złotym, cienkim łańcuszku medalion zatrzymał się, zamierając w zupełnym bezruchu, a on sam poczuł nagły, niespodziewany, ogarniający go głód. Gdzieś nad jego głową zaświergotały ptaki, ich śpiew zastąpił krakanie kruków, a w nozdrza uderzył go zapach ziemi i kwiatów, i rdzawa woń krwi. Wzdłuż ciała przebiegł dreszcz, statek i schody rozmyły się przed jego oczami, a zamiast nich wyrosła ukryta wśród zieleni rzeźba, przedstawiająca dwie ubrane w sukienki dziewczęta, siedzące na rozłożonym na trawie kocu. Obok nich spoczywał kamienny kosz, a one same poruszyły się, spoglądając wprost na Tristana. Jedna z nich zrobiła zaskoczoną minę, jasna, marmurowa dłoń osłoniła wyrzeźbione usta. Promienie słońca migotały pomiędzy listowiem.
Obraz rozmył się tak szybko, jak szybko się pojawił, a szmaragd nadal kołysał się na łańcuszku. Dla towarzyszy Tristana całe zdarzenie trwało ułamek sekundy, żaden z nich nie dostrzegł w zachowaniu Śmierciożercy niczego niepokojącego.
Krwawe ślady zaprowadziły was na górny pokład (Mathieu dostał lekkiej zadyszki), gdzie głośne krakanie stało się wyraźniejsze. Kruków było tu co najmniej kilkadziesiąt: część obsiadała przechylone groteskowo maszty, część latała ponad wrakiem, trzepocząc czarnymi skrzydłami. Czarne żagle poruszały się leniwie przy bezwietrznej pogodzie, a sam pokład oblany był mlecznobiałą mgłą - utrudniającą znacznie rozeznanie się w znaczących mokre deski śladach. Krwawe odciski damskich stóp, na schodach doskonale widoczne, tutaj stawały się rozmyte; deszcz lejący w trakcie sztormu spłukał krew i czarną maź, zdawało się jednak, że trop prowadził ku sterburcie - i kończył się dokładnie w miejscu, gdzie powinna znajdować się jedna z ratunkowych szalup. Tej jednak nie było, a Mathieu, wychylając się ponad relingiem, był w stanie stwierdzić, że łódź została opuszczona na wodę, i że prawdopodobnie odbyło się to w pośpiechu - bo na burcie statku widniały wyraźne zadrapania. Samej szalupy nigdzie nie było widać.
...Tristan miał wrażenie, że czas nagle zwolnił; kołyszący się na złotym, cienkim łańcuszku medalion zatrzymał się, zamierając w zupełnym bezruchu, a on sam poczuł nagły, niespodziewany, ogarniający go głód. Gdzieś nad jego głową zaświergotały ptaki, ich śpiew zastąpił krakanie kruków, a w nozdrza uderzył go zapach ziemi i kwiatów, i rdzawa woń krwi. Wzdłuż ciała przebiegł dreszcz, statek i schody rozmyły się przed jego oczami, a zamiast nich wyrosła ukryta wśród zieleni rzeźba, przedstawiająca dwie ubrane w sukienki dziewczęta, siedzące na rozłożonym na trawie kocu. Obok nich spoczywał kamienny kosz, a one same poruszyły się, spoglądając wprost na Tristana. Jedna z nich zrobiła zaskoczoną minę, jasna, marmurowa dłoń osłoniła wyrzeźbione usta. Promienie słońca migotały pomiędzy listowiem.
Obraz rozmył się tak szybko, jak szybko się pojawił, a szmaragd nadal kołysał się na łańcuszku. Dla towarzyszy Tristana całe zdarzenie trwało ułamek sekundy, żaden z nich nie dostrzegł w zachowaniu Śmierciożercy niczego niepokojącego.
Krwawe ślady zaprowadziły was na górny pokład (Mathieu dostał lekkiej zadyszki), gdzie głośne krakanie stało się wyraźniejsze. Kruków było tu co najmniej kilkadziesiąt: część obsiadała przechylone groteskowo maszty, część latała ponad wrakiem, trzepocząc czarnymi skrzydłami. Czarne żagle poruszały się leniwie przy bezwietrznej pogodzie, a sam pokład oblany był mlecznobiałą mgłą - utrudniającą znacznie rozeznanie się w znaczących mokre deski śladach. Krwawe odciski damskich stóp, na schodach doskonale widoczne, tutaj stawały się rozmyte; deszcz lejący w trakcie sztormu spłukał krew i czarną maź, zdawało się jednak, że trop prowadził ku sterburcie - i kończył się dokładnie w miejscu, gdzie powinna znajdować się jedna z ratunkowych szalup. Tej jednak nie było, a Mathieu, wychylając się ponad relingiem, był w stanie stwierdzić, że łódź została opuszczona na wodę, i że prawdopodobnie odbyło się to w pośpiechu - bo na burcie statku widniały wyraźne zadrapania. Samej szalupy nigdzie nie było widać.
Kontrastowy krajobraz, jaki nagle go otoczył, zdumiewał, śpiew ptaków mieszał się ze złowieszczym krakaniem, zapach kwiatów odcinał się od zapachu krwi, rzeźba, której usiłował się przyjrzeć, szukając w tym obrazie ukrytej - lub jawnej - symboliki, dwie śliczne dziewczęta, dziewczęta, które go widziały, tak wyraźnie, jak wyraźnie on widział je. Mrugnął, a gdy otworzył oczy, znów znalazł się na statku - czym była ta wizja, snem czy jawą? Podniósł naszyjnik za łańcuszek, nie klejnot.
- Znasz się na artefaktach, młody? - spytał Igora, oglądając się na młodziana przysłanego przez Drew; niewielu równych było Macnairowi, miał nadzieję, że jego krewniak liznął choć części tej wiedzy. - Wiesz, co to jest? - spytał, wyciągając dłoń z łańcuszkiem, zamierzając mu go oddać. Czy mogło być drogą do schronienia dziewczyny? Czy mogła uciec do tej utopii przed rzezią, jaka rozegrała się na statku? - Próbowało mi coś pokazać. Inną... przestrzeń - Istniała naprawdę, czy była tylko wytworem jego wyobraźni, rojeniami złożonymi z pragnień? Nie chciał mówić o tym, co dokładnie widział - nie jeśli istniała możliwość, że wizja wynikała z tego, co sam nosił w sercu.
Sylwetka węża zmieniła się w jej sylwetkę. Ściągnął brew, czy to możliwe, czy Mathieu też miał omamy? To miejsce emanowało dziwną magią, jeszcze dziwniejszą mocą. - Pożarł ją? - spytał go, nie potrafiąc w pełni zrozumieć jego myśli.
Sytuacja na pokładzie odkryła niewiele - gęsta mgła utrudniała zorientowanie się w śladach na powierzchni, i tak zmywanych deszczem. Opuszczona szalupa odpłynęła. Szukaj wiatru w polu, minęło zbyt dużo czasu. Nie znajdą jej. Czy wciąż była żywa? Czy ten przedziwny stwór używał jej ciała jak skorupy? Czyimkolwiek śladem podążali, musieli to znaleźć. - Jak daleko mogła na tym odpłynąć? - spytał Mathieu, on sam niewiele wiedział o żegludze. Zbliżył się do burty najbliżej brzegu - wypatrując śladów szalupy. - Spróbuj pozbyć się tej mgły - kiwnął głową na pokład. - Może coś tu jeszcze zostało.
spostrzegawczość - rozglądam się za szalupą przy brzegu albo pozostałościami desek przy brzegu lub w wodzie
- Znasz się na artefaktach, młody? - spytał Igora, oglądając się na młodziana przysłanego przez Drew; niewielu równych było Macnairowi, miał nadzieję, że jego krewniak liznął choć części tej wiedzy. - Wiesz, co to jest? - spytał, wyciągając dłoń z łańcuszkiem, zamierzając mu go oddać. Czy mogło być drogą do schronienia dziewczyny? Czy mogła uciec do tej utopii przed rzezią, jaka rozegrała się na statku? - Próbowało mi coś pokazać. Inną... przestrzeń - Istniała naprawdę, czy była tylko wytworem jego wyobraźni, rojeniami złożonymi z pragnień? Nie chciał mówić o tym, co dokładnie widział - nie jeśli istniała możliwość, że wizja wynikała z tego, co sam nosił w sercu.
Sylwetka węża zmieniła się w jej sylwetkę. Ściągnął brew, czy to możliwe, czy Mathieu też miał omamy? To miejsce emanowało dziwną magią, jeszcze dziwniejszą mocą. - Pożarł ją? - spytał go, nie potrafiąc w pełni zrozumieć jego myśli.
Sytuacja na pokładzie odkryła niewiele - gęsta mgła utrudniała zorientowanie się w śladach na powierzchni, i tak zmywanych deszczem. Opuszczona szalupa odpłynęła. Szukaj wiatru w polu, minęło zbyt dużo czasu. Nie znajdą jej. Czy wciąż była żywa? Czy ten przedziwny stwór używał jej ciała jak skorupy? Czyimkolwiek śladem podążali, musieli to znaleźć. - Jak daleko mogła na tym odpłynąć? - spytał Mathieu, on sam niewiele wiedział o żegludze. Zbliżył się do burty najbliżej brzegu - wypatrując śladów szalupy. - Spróbuj pozbyć się tej mgły - kiwnął głową na pokład. - Może coś tu jeszcze zostało.
spostrzegawczość - rozglądam się za szalupą przy brzegu albo pozostałościami desek przy brzegu lub w wodzie
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 61
'k100' : 61
- Nie… Nie wiem. To było dziwne. – powiedział po chwili namysłu, a wyraz jego twarzy wyrażał więcej niż tysiąc słów. Zdziwienie, niepewność, niezrozumienie danej sytuacji. – Zaatakował, a później jakby się połączył z jej ciałem, zlał w jedno. Nie… nie jestem pewien na ile ten widok mógł być prawdziwy. – dodał po chwili namysłu, odpowiadając na pytanie kuzyna. – Nie pożarł jej… – mruknął, jednak bez przekonania. Nie wiedział na ile mógł wierzyć własnym oczom w obecnej sytuacji. To wszystko było dziwne i zupełnie nienaturalne, większości tego obrazu nie potrafił w żaden logiczny sposób wyjaśnić, dlatego ciężko było mu przekazać to Tristanowi.
Wspinanie się na górny pokład było lekkim wyzwaniem. Mathieu dotrzymywał towarzyszom kroku, chyba będzie musiał popracować nad swoją kondycją. Z każdym kolejnym krokiem krakanie stawało się coraz wyraźniejsze, kruków było tam naprawdę spora ilość. Nie zamierzał jednak ich zliczać, nie po to tutaj przybyli. Pomimo bezwietrznej pogody żagle poruszały się leniwie. Ciężko było dostrzec cokolwiek przez mlecznobiałą mgłę. Krwawe odciski należące do kobiety rozmywały się. Musiał wytężyć wzrok, aby dostrzec cokolwiek więcej. Niemniej jednak, kierowała się do sterburty, w stronę szalup. Tristan również to zauważył.
- Zależy. Od stanu technicznego szalupy. Od warunków, w jakich została opuszczona na wodę. Zakładając, że te nie były zbyt korzystne… mogło nie udać się jej dopłynąć. Z drugiej strony, czy sama byłaby w stanie obsłużyć szalupę i dopłynąć do brzegu? – zamyślił się. Szalupa napędzana była wiosłami, miał wątpliwości czy kobieta poradziłaby sobie z tym sama, chyba, że ktoś jej pomagał.
- Uważajcie. – stanął tak, aby towarzyszy mieć za swoimi plecami. Pierwsze zaklęcie, które przyszło mu na myśl, a które mogło rozwiać mgłę mogło narobić szkód temu, który stanąłby na drodze. Dlatego wolał ostrzec swoich towarzyszy. – Aeris – wypowiedział zaklęcie, zaciskając palce na arganowym drewnie własnej różdżki, oddając całe swoje skupienie tej czynności. Wywołanie silnego podmuchu wiatru mógł rozwiać mleczną mgłę, która spowijała statek. Pytanie tylko na ile będzie skuteczne w tym przypadku, jeśli się uda.
Wspinanie się na górny pokład było lekkim wyzwaniem. Mathieu dotrzymywał towarzyszom kroku, chyba będzie musiał popracować nad swoją kondycją. Z każdym kolejnym krokiem krakanie stawało się coraz wyraźniejsze, kruków było tam naprawdę spora ilość. Nie zamierzał jednak ich zliczać, nie po to tutaj przybyli. Pomimo bezwietrznej pogody żagle poruszały się leniwie. Ciężko było dostrzec cokolwiek przez mlecznobiałą mgłę. Krwawe odciski należące do kobiety rozmywały się. Musiał wytężyć wzrok, aby dostrzec cokolwiek więcej. Niemniej jednak, kierowała się do sterburty, w stronę szalup. Tristan również to zauważył.
- Zależy. Od stanu technicznego szalupy. Od warunków, w jakich została opuszczona na wodę. Zakładając, że te nie były zbyt korzystne… mogło nie udać się jej dopłynąć. Z drugiej strony, czy sama byłaby w stanie obsłużyć szalupę i dopłynąć do brzegu? – zamyślił się. Szalupa napędzana była wiosłami, miał wątpliwości czy kobieta poradziłaby sobie z tym sama, chyba, że ktoś jej pomagał.
- Uważajcie. – stanął tak, aby towarzyszy mieć za swoimi plecami. Pierwsze zaklęcie, które przyszło mu na myśl, a które mogło rozwiać mgłę mogło narobić szkód temu, który stanąłby na drodze. Dlatego wolał ostrzec swoich towarzyszy. – Aeris – wypowiedział zaklęcie, zaciskając palce na arganowym drewnie własnej różdżki, oddając całe swoje skupienie tej czynności. Wywołanie silnego podmuchu wiatru mógł rozwiać mleczną mgłę, która spowijała statek. Pytanie tylko na ile będzie skuteczne w tym przypadku, jeśli się uda.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
The member 'Mathieu Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 93
'k100' : 93
Istotnie coraz mniej był w stanie zrozumieć z niniejszego natłoku rozwlekających się bezwładnie przypadków. Ale niewątpliwie zmierzali w jakimś kierunku, niewątpliwie obrazy te mogły finalnie złożyć się w spójną całość, tym samym dając upust zalegającej w duchu ciekawości. Towarzyszył jej też chyba naturalny niepokój, wzmagany świadomością obecności okrutnej, bezwzględnie rozdzierającej na strzępy bestią; wzmagany też wymownym dygotaniem niestabilnej łajby, skrzypieniem przesiąkniętych zgnilizną desek, nieustępliwym krakaniem całej gromady ptaszysk majaczących na górnym pokładzie. Drogę doń wskazywały leciwe ślady damskich stóp, wyznaczone linią zaschniętej na brudnej podłodze krwi; zewsząd łypały nań wilgoć i blade widma potencjalnej tragedii, nijak zmaterializowane jednak w formule realnych wizji. Mógł zaledwie wyobrażać, mógł zaledwie spodziewać się kształtu podjętej zagadki; myśli kłębiły się jednak w zgoła chaotycznym wirze, nie dotarłszy wciąż do sedna całej sprawy. I tak zmierzał w napięciu po licznych schodach, wprawnie szukając szczegółów, które mogłyby okazać się w tej kwestii istotne; i tak, z nabrzmiewającej deliberacjami ciszy, wyrwało go krótkie i stanowcze pytanie Tristana, kierujące ku jego dłoniom błyskający gładkością, zielony kamień wiszący na krańcu cienkiego łańcuszka. Przejął odeń naszyjnik, z nieskrywaną wstrzemięźliwością traktując sam klejnot; cholera wiedziała, co jeszcze tkwić mogło w tym niewielkim, na pierwszy rzut oka niepozornym, artefakcie.
― Istnieje klątwa, która przynosi fałszywe wizje przyszłości ― stwierdził po chwili, już zaraz koncentrując spojrzenie na krańcu wisiorka. Mgła zaburzała nieco zdolność percepcji, kruki potęgowały zaś uczucie przenikliwej ponurości. Niczym na wielkim, przebrzydłym, owianym dramatycznym zwątpieniem cmentarzysku.
―Hexa revelio ― wypowiedział cicho, krańcem różdżki wskazując biżuterię. Podejrzewał, że z pewnością nałożono na nią jakąś klątwę, a potwierdzenie tej hipotezy było jedynym, co mógł teraz uczynić. Wystarczyłoby zresztą jedno słowo towarzysza o dotkliwym, nagłym głodzie i gotów byłby upatrywać się jego przyczynowości w zdradzieckim symbolu Ehwaz, spisanym odwrotnie na pergaminie, w zaplanowanym skrzętnie rytuale.
bonus do rzutu +30
― Istnieje klątwa, która przynosi fałszywe wizje przyszłości ― stwierdził po chwili, już zaraz koncentrując spojrzenie na krańcu wisiorka. Mgła zaburzała nieco zdolność percepcji, kruki potęgowały zaś uczucie przenikliwej ponurości. Niczym na wielkim, przebrzydłym, owianym dramatycznym zwątpieniem cmentarzysku.
―Hexa revelio ― wypowiedział cicho, krańcem różdżki wskazując biżuterię. Podejrzewał, że z pewnością nałożono na nią jakąś klątwę, a potwierdzenie tej hipotezy było jedynym, co mógł teraz uczynić. Wystarczyłoby zresztą jedno słowo towarzysza o dotkliwym, nagłym głodzie i gotów byłby upatrywać się jego przyczynowości w zdradzieckim symbolu Ehwaz, spisanym odwrotnie na pergaminie, w zaplanowanym skrzętnie rytuale.
bonus do rzutu +30
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Igor Karkaroff' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Silne zaklęcie rzucone przez Mathieu przecięło powietrze szerokim promieniem, rozganiając część zasnuwających okręt oparów; wiatr zaświszczał, a gdy uderzył w jedną z burt, nasiąknięte wilgocią drewno jęknęło i pękło - posypało się kilka drzazg, jedna z desek odpadła i spadła w stronę wody; po paru sekundach w gęstej, wypełniającej przestrzeń ciszy rozległo się stłumione pluśnięcie. Podmuch wiatru nie rozgonił mlecznobiałych oparów na długo, tworząc raczej prześwit, który powoli zaczął się zamykać, ledwie Mathieu opuścił różdżkę - ale rozglądający się Tristan w tym prześwicie przez moment mógł dostrzec zarys linii brzegowej. Podążając wzdłuż niej spojrzeniem, arystokrata nie zauważył niczego, co mogłoby przypominać szalupę, łatwo mógł jednak stwierdzić, że w pobliżu niewiele było miejsc, do których łódź mogłaby przybić; naprzeciw tonącego okrętu wznosiła się ściana wysokich, pionowych klifów, o które rozbijały się fale. U ich podnóży dało się dojrzeć jedynie skrawek wąskiej, maleńkiej, kamienistej plaży, która z tej odległości wyglądała na zupełnie pustą. Jedynie w wodzie niedaleko brzegu coś się kołysało: ciemny, wypukły kształt wystawał ponad powierzchnię. Był na tyle nieduży, że z pewnością umknąłby Tristanowi - gdyby nie czarny kruk, który akurat na nim przysiadł, rozglądając się uważnie na boki.
Kiedy Igor wziął łańcuszek z klejnotem od Tristana, nic się nie stało - złoto, z którego był wykonany, było chłodne, a kamień zakołysał się lekko na cienkiej biżuterii, ale żadna wizja nie nawiedziła umysłu czarodzieja. Jego podejrzenie co do nałożonej na przedmiot klątwy nie było bezpodstawne, lecz wykrywające je zaklęcie - choć z całą pewnością rzucone poprawnie - nie oplotło szmaragdu ciężkimi, białymi oparami, które sugerowałyby, że został przeklęty. Gdy jednak wisior obrócił się dookoła własnej osi, Igor mógł dostrzec na jego tyle charakterystyczne, wyrysowane cienką linią znaki, widoczne jedynie, gdy światło padało na nie pod odpowiednim kątem. Nie był w stanie ze stuprocentową pewnością odszyfrować ich znaczenia, nie znał tego sposobu wiązania magii, ale w połączeniu ze słowami Tristana mogły skojarzyć mu się z przedmiotem, o którym kiedyś słyszał.
Igor, dodatkowe informacje zostały do ciebie przesłane drogą prywatnej wiadomości.
Kiedy Igor wziął łańcuszek z klejnotem od Tristana, nic się nie stało - złoto, z którego był wykonany, było chłodne, a kamień zakołysał się lekko na cienkiej biżuterii, ale żadna wizja nie nawiedziła umysłu czarodzieja. Jego podejrzenie co do nałożonej na przedmiot klątwy nie było bezpodstawne, lecz wykrywające je zaklęcie - choć z całą pewnością rzucone poprawnie - nie oplotło szmaragdu ciężkimi, białymi oparami, które sugerowałyby, że został przeklęty. Gdy jednak wisior obrócił się dookoła własnej osi, Igor mógł dostrzec na jego tyle charakterystyczne, wyrysowane cienką linią znaki, widoczne jedynie, gdy światło padało na nie pod odpowiednim kątem. Nie był w stanie ze stuprocentową pewnością odszyfrować ich znaczenia, nie znał tego sposobu wiązania magii, ale w połączeniu ze słowami Tristana mogły skojarzyć mu się z przedmiotem, o którym kiedyś słyszał.
Dwa ciała złączone w jedno, nie pożarte, scalone, nie widział nigdy nic podobnego, lecz wierzył, że potężna magia zdolna była przełamywać bariery, które wydawały się wcześniej do pokonania niemożliwe, dokonać cudów, co tam się mogło wydarzyć? Czy wąż mógł przywłaszczyć sobie ciało dziewczyny? Raczej nie, została po niej sukienka, wchłonął ją, jak? Po co? Chodziło o jej ciało, moc? Krew, życie? Błądzili we mgle gęstszej niż ta, która ich otaczała. Obraz z amuletu pozostał niejasny, ale bacznie obserwował twarz Igora, szukając na niej odpowiedzi. Istniała klątwa, czy z nią mieli teraz do czynienia? Młodzieniec oglądał artefakt, rozpoznawał inkantację rzuconego przez niego zaklęcia, lecz nie pośpieszał go w powziętych wnioskach. Klątwa oznaczałaby, że padł jej ofiarą, bezmyślnie chwytając tajemniczą błyskotkę - ale czuł się dobrze.
Kiedy Mathieu rozrzedził mleczną mgłę, rozpostarł się widok na pobliski brzeg, niewielka kamienista plaża zdawała się nie dawać widoku na nic istotnego, a jednak... Ściągnął brew, obserwując linię brzegową, wyraźnie dostrzegał kształt - kształt czego? Mógł być skałą? Kształt wynurzał się ponad wodę, obecność padlinożercy pociągnęła jego myśli w kierunku wystających fragmentów zwłok. Czy mógł mieć rację? A może ptak był symbolem - latały nad nimi całe krucze stada - może były symbolem wszystkiego, co wydarzyło się na tym statku, w jakiś sposób powiązanym z tragedią. A może i one same były częścią tej tragedii.
- Dasz radę zabrać nas na tę plażę na szalupie? - spytał Mathieu, on jeden mógł oszacować możliwość sukcesu. Gęsta mgła utrudni nawigację, odnalezienie właściwego kierunku, ale istniały na to sposoby - wystarczyło trzymać stały kurs. Dywagacje odnośnie możliwości dziewczyny go zawiodły, miał nadzieję dotrzeć do konkretów, zrozumieć, co się dzieje, co wydarzyć się mogło, a wiedzieli teraz wszystko i nic równocześnie. Fakt, że mgła zagęściła się tak szybko, oznaczał ni mniej ni więcej a tyle, że cokolwiek ją tutaj sprowadzało, wciąż tutaj było. Oczekując na towarzyszy uniósł wzrok na krążące nad okrętem kruki, wsłuchując się w wydawane przez nie dźwięki, obserwując stadne zachowania, czy zachowywały się naturalnie?
Kiedy Mathieu rozrzedził mleczną mgłę, rozpostarł się widok na pobliski brzeg, niewielka kamienista plaża zdawała się nie dawać widoku na nic istotnego, a jednak... Ściągnął brew, obserwując linię brzegową, wyraźnie dostrzegał kształt - kształt czego? Mógł być skałą? Kształt wynurzał się ponad wodę, obecność padlinożercy pociągnęła jego myśli w kierunku wystających fragmentów zwłok. Czy mógł mieć rację? A może ptak był symbolem - latały nad nimi całe krucze stada - może były symbolem wszystkiego, co wydarzyło się na tym statku, w jakiś sposób powiązanym z tragedią. A może i one same były częścią tej tragedii.
- Dasz radę zabrać nas na tę plażę na szalupie? - spytał Mathieu, on jeden mógł oszacować możliwość sukcesu. Gęsta mgła utrudni nawigację, odnalezienie właściwego kierunku, ale istniały na to sposoby - wystarczyło trzymać stały kurs. Dywagacje odnośnie możliwości dziewczyny go zawiodły, miał nadzieję dotrzeć do konkretów, zrozumieć, co się dzieje, co wydarzyć się mogło, a wiedzieli teraz wszystko i nic równocześnie. Fakt, że mgła zagęściła się tak szybko, oznaczał ni mniej ni więcej a tyle, że cokolwiek ją tutaj sprowadzało, wciąż tutaj było. Oczekując na towarzyszy uniósł wzrok na krążące nad okrętem kruki, wsłuchując się w wydawane przez nie dźwięki, obserwując stadne zachowania, czy zachowywały się naturalnie?
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 99
'k100' : 99
Rozgoniona zaklęciem szarzyzna wzmogła smaganie wiatru, na krótką chwilę urzeczywistniając nieco otaczające ich elementy wszechświata. Prędko jednak jasna wizja zakłócona została przeraźliwym dźwiękiem pękającego drewna; zawilgotniała deska rozprysła się w deszczu kłujących drzazg, spadając w otchłań płytkich, przybrzeżnych wód. Morze statecznie obijało się falami o połacie mokrego piasku, zostawiając nań wymowne, pieniste ślady; fale wzbierały w odleglejszych częściach akwenu, gdzieś u końca horyzontu, skąd wyłaniał się jasny blask górującego w zenicie słońca. Na powrót niewiele dało się ujrzeć w tej części pokładu, stąd też w pochopnej ocenie skierował inkantację w kierunku bliżej niezbadanego przedmiotu. Wirujący na samym krańcu wisiorka kamień, pomimo udanego zaklęcia, nie oblazł jednak mlecznym świadectwem żadnej klątwy. I już miał rozkładać ręce w akcie niewiadomego wzruszenia, już miał oddawać biżuterię z powrotem w ręce Tristana, gdy chłodne złoto błysnęło enigmatycznym blaskiem, a jego oczom ukazał się ledwie widoczny grawerunek.
― Nie jest zaklęty ― skonstatował pewnie, badając pod palcami gładź zielonego kamienia szlachetnego. W pamięci zamajaczyło więc wreszcie banalne skojarzenie. Łzę Duszy wydobywano spośród złóż znajdujących się w niedalekiej odległości od emanującej mocą, magicznej żyły. I tak, z prostego naszyjnika, uczynić można było coś na kształt naczynia dla własnej duszy. ― Ale to może być artefakt. Niektóre kamienie, jeśli są noszone przez czarodzieja, nasiąkają jego życiową energią ― oznajmił zaraz, bacznym wzrokiem przyglądając się bliżej niedookreślonym dlań znakom, ujawniającym się jedynie pod konkretnym kątem padającego światła. ― Wówczas zostają w nich ślady tej energii. Przebłyski odczuć i wspomnień może dostrzec osoba pozostająca w bliskich kontaktach z właścicielem przedmiotu ― kontynuował, wepchnąwszy łańcuszek w dłoń starszego Rosiera. ― Za pośrednictwem takiego kamienia można przyzwać jego ducha. Albo ustalić, gdzie obecnie znajduje się ciało ― skwitował cicho, już wkrótce wsłuchując się w zastygłe w eterze pytanie. Krążące nad okrętem kruki wciąż sugestywnie wzniecały zbędny popłoch, a kamienista plaża wybrzmiała jako kolejna destynacja tej powściągliwej wycieczki.
― Nie jest zaklęty ― skonstatował pewnie, badając pod palcami gładź zielonego kamienia szlachetnego. W pamięci zamajaczyło więc wreszcie banalne skojarzenie. Łzę Duszy wydobywano spośród złóż znajdujących się w niedalekiej odległości od emanującej mocą, magicznej żyły. I tak, z prostego naszyjnika, uczynić można było coś na kształt naczynia dla własnej duszy. ― Ale to może być artefakt. Niektóre kamienie, jeśli są noszone przez czarodzieja, nasiąkają jego życiową energią ― oznajmił zaraz, bacznym wzrokiem przyglądając się bliżej niedookreślonym dlań znakom, ujawniającym się jedynie pod konkretnym kątem padającego światła. ― Wówczas zostają w nich ślady tej energii. Przebłyski odczuć i wspomnień może dostrzec osoba pozostająca w bliskich kontaktach z właścicielem przedmiotu ― kontynuował, wepchnąwszy łańcuszek w dłoń starszego Rosiera. ― Za pośrednictwem takiego kamienia można przyzwać jego ducha. Albo ustalić, gdzie obecnie znajduje się ciało ― skwitował cicho, już wkrótce wsłuchując się w zastygłe w eterze pytanie. Krążące nad okrętem kruki wciąż sugestywnie wzniecały zbędny popłoch, a kamienista plaża wybrzmiała jako kolejna destynacja tej powściągliwej wycieczki.
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Donośne, przenikliwe krakanie ptaków obsiadających maszty i od czasu do czasu przelatujących nad waszymi głowami nie cichło; Tristan, który postanowił poświęcić chwilę, żeby przyjrzeć im się dokładniej, mógł być pewien, że kruki w żaden sposób nie zmieniły swojego zachowania od momentu, w którym po raz pierwszy pojawiliście się na pokładzie. Smokologowi trudno było jednoznacznie odgadnąć cel, w którym ptaki zgromadziły się akurat w tym miejscu, wiedział jednak, że w naturze zwykły to robić czekając na pożywienie - żerując na padlinie pozostawionej przez drapieżniki. Kruki, na które spoglądał, również wyglądały, jakby na coś czekały - z ich gardeł od czasu do czasu wydobywało się charakterystyczne rechotanie, porozumiewały się ze sobą, czasami zrywały się do lotu, ale jedynie po to, żeby okrążyć statek i ponownie przysiąść na butwiejącym drewnie, tym razem w innej konfiguracji. Wydawało się, że w najbliższym czasie nigdzie się nie wybierały. Nie reagowały także w żaden specjalny sposób na waszą obecność, widocznie nie upatrując w was ani zagrożenia, ani ewentualnych ofiar.
Na pokładzie szalupy byliście w stanie dopłynąć do wąskiego brzegu, woda była spokojna - fale nie spychały was z kursu, więc ten - raz wyznaczony - doprowadził was we wskazane przez Tristana miejsce. Im bardziej oddalaliście się od statku, tym bardziej zresztą rzedła otaczająca was mgła, a przy samych klifach widoczność okazała się znacznie lepsza: mogliście bez trudu rozejrzeć się po kamienistej plaży, choć na pierwszy rzut oka nie było tu czego szukać. Pas wypłaszczonego terenu miał może dwa metry szerokości i kończył się pionową ścianą stromego klifu; odchodziła z niego jedna jedyna, stroma ścieżka, która pnąc się w górę, prowadziła na płaski szczyt. Mathieu, spoglądając w stronę ścieżki, poczuł nagle, jak ogarnia go dziwna słabość; już w trakcie podróży szalupą był nieswój, nie potrafił się skupić - szepczące mu do ucha głosy powróciły, a jego samego ogarnęła nagła potrzeba wspięcia się na górę klifu. Nie potrafił jej uzasadnić ani od siebie odepchnąć, myśli były natrętne, a gdy znalazł się na suchym lądzie, nogi same poprowadziły go ku ścieżce. - Sprawdzę, dokąd prowadzi - usłyszał, jedynie mgliście rejestrując, że te słowa wypadły z jego własnych ust; chociaż Tristanowi i Igorowi jego decyzja mogła wydać się sensowna i żaden z nich nie miał powodu, by sądzić, że z Mathieu coś mogło być nie tak, to sam arystokrata w pewnym momencie zapomniał, po co w ogóle znalazł się na wybrzeżu. Wspinając się na górę, zniknął w rozrzedzonej mgle; jeżeli Tristan lub Igor podążą za nim jakiś czas później, odnajdą go stojącego nieruchomo na wzniesieniu, ze wzrokiem utkwionym we wraku statku. Poruszony, ocknie się z transu, nie będzie jednak pamiętał niczego, co wydarzyło się w ciągu ostatniej godziny.
Tristan i Igor, pozostawszy na plaży, mogli bez problemu ustalić, że kształt, jaki z pokładu statku dostrzegł Śmierciożerca, był dnem odwróconej do góry nogami łódki. Siedzący na niej kruk odleciał, gdy tylko się do niej zbliżyliście, a jeżeli zdecydowaliście się ją obrócić, odkryliście, że skrywała pod sobą ciało topielca. Charakterystyczny, słodkawy smród uderzył was w nozdrza niemal od razu, trup dryfował na płyciźnie z twarzą zatopioną w wodzie; ciało z całą pewnością należało do mężczyzny, ubranie przypominało to noszone zazwyczaj przez żeglarzy. Twarz i kończyny miał sine, napuchnięte tak mocno, że nie dało się rozpoznać jego rysów. Na pierwszy rzut oka na jego skórze nie widać było żadnych obrażeń, istniało duże prawdopodobieństwo, że mężczyzna utonął, po tym jak łódź wywróciła się razem z nim. Para wioseł leżała na brzegu niedaleko łodzi, oprócz tego pod nią znajdował się koc - zupełnie przesiąknięty wodą oraz poplamiony tą samą czarną substancją, którą widzieliście na pokładzie okrętu. Czarne, połyskujące smugi znajdowały się też na kamieniach tuż przy zejściu na brzeg, niknęły jednak na ścieżce - razem z urywającym się tu tropem.
Mistrz gry dziękuje za wspólną rozgrywkę i jej nie kontynuuje. Możecie kontynuować wątek bez Mathieu (jeżeli na którymś etapie będzie potrzebny post uzupełniający - dajcie znać) lub napisać posty kończące.
W razie ponownej próby użycia kamienia - w trakcie tej rozgrywki lub późniejszych - mistrz gry prosi o wykonanie rzutu kością k100 i przesłanie linka do posta z próbą.
Mathieu - ze względu na brak aktywności w wątku z mistrzem gry, pomimo prowadzenia w tym czasie innych rozgrywek, zostałeś z niego wykluczony. Nie posiadasz wspomnień z żadnych wydarzeń, które miały miejsce w rozgrywce.
W razie pytań - zapraszam. <3
Na pokładzie szalupy byliście w stanie dopłynąć do wąskiego brzegu, woda była spokojna - fale nie spychały was z kursu, więc ten - raz wyznaczony - doprowadził was we wskazane przez Tristana miejsce. Im bardziej oddalaliście się od statku, tym bardziej zresztą rzedła otaczająca was mgła, a przy samych klifach widoczność okazała się znacznie lepsza: mogliście bez trudu rozejrzeć się po kamienistej plaży, choć na pierwszy rzut oka nie było tu czego szukać. Pas wypłaszczonego terenu miał może dwa metry szerokości i kończył się pionową ścianą stromego klifu; odchodziła z niego jedna jedyna, stroma ścieżka, która pnąc się w górę, prowadziła na płaski szczyt. Mathieu, spoglądając w stronę ścieżki, poczuł nagle, jak ogarnia go dziwna słabość; już w trakcie podróży szalupą był nieswój, nie potrafił się skupić - szepczące mu do ucha głosy powróciły, a jego samego ogarnęła nagła potrzeba wspięcia się na górę klifu. Nie potrafił jej uzasadnić ani od siebie odepchnąć, myśli były natrętne, a gdy znalazł się na suchym lądzie, nogi same poprowadziły go ku ścieżce. - Sprawdzę, dokąd prowadzi - usłyszał, jedynie mgliście rejestrując, że te słowa wypadły z jego własnych ust; chociaż Tristanowi i Igorowi jego decyzja mogła wydać się sensowna i żaden z nich nie miał powodu, by sądzić, że z Mathieu coś mogło być nie tak, to sam arystokrata w pewnym momencie zapomniał, po co w ogóle znalazł się na wybrzeżu. Wspinając się na górę, zniknął w rozrzedzonej mgle; jeżeli Tristan lub Igor podążą za nim jakiś czas później, odnajdą go stojącego nieruchomo na wzniesieniu, ze wzrokiem utkwionym we wraku statku. Poruszony, ocknie się z transu, nie będzie jednak pamiętał niczego, co wydarzyło się w ciągu ostatniej godziny.
Tristan i Igor, pozostawszy na plaży, mogli bez problemu ustalić, że kształt, jaki z pokładu statku dostrzegł Śmierciożerca, był dnem odwróconej do góry nogami łódki. Siedzący na niej kruk odleciał, gdy tylko się do niej zbliżyliście, a jeżeli zdecydowaliście się ją obrócić, odkryliście, że skrywała pod sobą ciało topielca. Charakterystyczny, słodkawy smród uderzył was w nozdrza niemal od razu, trup dryfował na płyciźnie z twarzą zatopioną w wodzie; ciało z całą pewnością należało do mężczyzny, ubranie przypominało to noszone zazwyczaj przez żeglarzy. Twarz i kończyny miał sine, napuchnięte tak mocno, że nie dało się rozpoznać jego rysów. Na pierwszy rzut oka na jego skórze nie widać było żadnych obrażeń, istniało duże prawdopodobieństwo, że mężczyzna utonął, po tym jak łódź wywróciła się razem z nim. Para wioseł leżała na brzegu niedaleko łodzi, oprócz tego pod nią znajdował się koc - zupełnie przesiąknięty wodą oraz poplamiony tą samą czarną substancją, którą widzieliście na pokładzie okrętu. Czarne, połyskujące smugi znajdowały się też na kamieniach tuż przy zejściu na brzeg, niknęły jednak na ścieżce - razem z urywającym się tu tropem.
W razie ponownej próby użycia kamienia - w trakcie tej rozgrywki lub późniejszych - mistrz gry prosi o wykonanie rzutu kością k100 i przesłanie linka do posta z próbą.
Mathieu - ze względu na brak aktywności w wątku z mistrzem gry, pomimo prowadzenia w tym czasie innych rozgrywek, zostałeś z niego wykluczony. Nie posiadasz wspomnień z żadnych wydarzeń, które miały miejsce w rozgrywce.
W razie pytań - zapraszam. <3
Przemknął wzrokiem po profilu młodziana, nie miał co prawda większych powodów wątpić w pewność wybrzmiewającą w jego głosie, a jednak czuł i widział obrazy wyraźnie, dość, by wiedzieć, że zrodził ich przypadek. Cień rozczarowania zdołały rozpędzić jego dalsze słowa - wysłuchał ich z uwagą, odbierając odeń biżuterię; przewieszonej przez dłoń na łańcuszku przyjrzał się z większą uwagą, upewniając się, że należała do dziewczyny z portretu - zdawała się identyczna.
- Mówisz o śladach energii życiowej, duchu i ciele, czy jeśli amulet pokazał mi obraz, znaczy to, że dziewczyna nie żyje? - Nie pozostawał z nią w bliskich kontaktach. Nie znał jej wcale, widział przecież tylko jej wizerunek i podarte strzępy ubrań rozwinięte wzdłuż podpokładu, czy jego kontakty z jej ojcem mogły aktywować artefakt? Nie wiedział, ale przecież nie próbował odnaleźć jej z dobrotliwego porywu serca, potrzebował jej - i zamierzał wykorzystać każdy odnaleziony ślad. - Czułem zapach krwi - Niejako odpowiadał sam sobie, a jednak chciał usłyszeć potwierdzenie, żywa była znacznie cenniejsza. Spóźnili się. - Amulet pokazał mi miejsce przepełnione sielanką. Śpiewem ptaków, słońcem i zieloną trawą. Była tam rzeźba, miała kształt dwóch dziewcząt siedzących na rozłożonym kocu obok kamiennego wiadra. To zabezpieczenie, czy miejsce, którego szukamy? - Jak wiele Igor mógł wiedzieć o tym artefakcie? Ogród, łąka, może las, im mocniej skupiał myśli, tym bardziej abstrakcyjną wydawała mu się tamta sceneria. Rzeźba dziewcząt nie mówiła mu nic, nie wiedział też, na ile dosłownie powinien ją odbierać, ale przecież dziewczyna nie mogła odejść daleko. Czy na pewno? Według słów Mathieu - po prostu zniknęła. Znał okolice, mieszkał tu całe życie, nie kojarzył żadnego podobnego miejsca. Mieli Zabiniego, w ostateczności pewnie byłby w stanie dostać się do zaklętego w krysztale ducha - jeśli nie znajdą odpowiedzi sami, zjawa będzie je znała na pewno.
Kruki, które nad nimi latały, czekały na padlinę. Wokół unosił się odór śmierci. Ciała musiały gdzieś tutaj być, a jego przeszedł dreszcz na samą myśl, że mogły się też zwyczajnie oddalić, zejść do wody, poza zasięg wzroku czarnych ptaków, posłańców zaświatów. Nie dlatego, że obawiał się śmierci, a dlatego, że wiedział, jak potężna moc byłaby potrzebna, aby tego dokonać. Tamte szepty niósł w pamięci jak żywe, czy pozostał między nimi niespętany duch?
Obejrzał się na przeciwległy brzeg przez ramię, kierunek wydawał się oczywisty - udali się tam bez zwłoki, zajmując miejsca w podpróchniałej łodzi ratowniczej. Skinął głową na wiosła Igorowi, był w końcu najmłodszy, Mathieu sterował, choć - mimo mgły - brzeg wydawał się blisko.
- Stawiam Toujour Pour, że na brzegu znajdziemy przynajmniej jednego żywego trupa - ozwał się, gdy fale bujały łodzią, ze znudzeniem, bo bierne czekanie aż dobiją na krótki skrawek plaży zwyczajnie mu się nudziło - a martwa cisza nigdy nie była jego przyjaciółką; odpalił też papierosa, mocno zaciągając się dymem szarością kontrastującym z mleczną mgłą. Poczęstował też kuzyna i zapewne poczęstowałby również protegowanego Macnaira, gdyby ten nie musiał teraz wiosłować. Z łodzi na ląd przedostał się mało zręcznie, po kolano zanurzając nogę w wodzie. Kiedy podróżował wodą, podróżował okrętami nie tratwami, dłoń nonszalancko strzepnęła w wodę pył, gdy ciężko wydostał się na piasek, ściągając brew. Kiwnął głową, gdy Mathieu jako pierwszy wspiął się po ścieżce w górę - przez chwilę odprowadzał go wzrokiem, nim jego sylwetka zniknęła gdzieś w mlecznej mgle. Wiedział, że w razie problemów zdołają go usłyszeć - jego kuzyn był silnym i uzdolnionym czarodziejem, poradzi sobie. Przeszedł wzdłuż ściany klifu, szukając na niej śladów smolistych smug i krwi, ale nic nie znalazł; a jednak, czerń wiodła ku ścieżce - od wioseł, pochwycił jedno z nich, oglądając się na obróconą łódź.
- To niemożliwe, że tak po prostu rozpłynęli się w powietrzu. Cała cholerna załoga. Ta bestia wszystkich wchłonęła jak tę dziewczynę? - Po prawdzie niewiele udało im się dowiedzieć. Znaleźli ślady węża, dowiedzieli się, że mała zniknęła z jego powodu. Mieli wisiorek, którego pełni potencjału nie byli w stanie odkryć nie pozostając w zażyłości z martwą - ? - dziewczyną.
- Mówisz o śladach energii życiowej, duchu i ciele, czy jeśli amulet pokazał mi obraz, znaczy to, że dziewczyna nie żyje? - Nie pozostawał z nią w bliskich kontaktach. Nie znał jej wcale, widział przecież tylko jej wizerunek i podarte strzępy ubrań rozwinięte wzdłuż podpokładu, czy jego kontakty z jej ojcem mogły aktywować artefakt? Nie wiedział, ale przecież nie próbował odnaleźć jej z dobrotliwego porywu serca, potrzebował jej - i zamierzał wykorzystać każdy odnaleziony ślad. - Czułem zapach krwi - Niejako odpowiadał sam sobie, a jednak chciał usłyszeć potwierdzenie, żywa była znacznie cenniejsza. Spóźnili się. - Amulet pokazał mi miejsce przepełnione sielanką. Śpiewem ptaków, słońcem i zieloną trawą. Była tam rzeźba, miała kształt dwóch dziewcząt siedzących na rozłożonym kocu obok kamiennego wiadra. To zabezpieczenie, czy miejsce, którego szukamy? - Jak wiele Igor mógł wiedzieć o tym artefakcie? Ogród, łąka, może las, im mocniej skupiał myśli, tym bardziej abstrakcyjną wydawała mu się tamta sceneria. Rzeźba dziewcząt nie mówiła mu nic, nie wiedział też, na ile dosłownie powinien ją odbierać, ale przecież dziewczyna nie mogła odejść daleko. Czy na pewno? Według słów Mathieu - po prostu zniknęła. Znał okolice, mieszkał tu całe życie, nie kojarzył żadnego podobnego miejsca. Mieli Zabiniego, w ostateczności pewnie byłby w stanie dostać się do zaklętego w krysztale ducha - jeśli nie znajdą odpowiedzi sami, zjawa będzie je znała na pewno.
Kruki, które nad nimi latały, czekały na padlinę. Wokół unosił się odór śmierci. Ciała musiały gdzieś tutaj być, a jego przeszedł dreszcz na samą myśl, że mogły się też zwyczajnie oddalić, zejść do wody, poza zasięg wzroku czarnych ptaków, posłańców zaświatów. Nie dlatego, że obawiał się śmierci, a dlatego, że wiedział, jak potężna moc byłaby potrzebna, aby tego dokonać. Tamte szepty niósł w pamięci jak żywe, czy pozostał między nimi niespętany duch?
Obejrzał się na przeciwległy brzeg przez ramię, kierunek wydawał się oczywisty - udali się tam bez zwłoki, zajmując miejsca w podpróchniałej łodzi ratowniczej. Skinął głową na wiosła Igorowi, był w końcu najmłodszy, Mathieu sterował, choć - mimo mgły - brzeg wydawał się blisko.
- Stawiam Toujour Pour, że na brzegu znajdziemy przynajmniej jednego żywego trupa - ozwał się, gdy fale bujały łodzią, ze znudzeniem, bo bierne czekanie aż dobiją na krótki skrawek plaży zwyczajnie mu się nudziło - a martwa cisza nigdy nie była jego przyjaciółką; odpalił też papierosa, mocno zaciągając się dymem szarością kontrastującym z mleczną mgłą. Poczęstował też kuzyna i zapewne poczęstowałby również protegowanego Macnaira, gdyby ten nie musiał teraz wiosłować. Z łodzi na ląd przedostał się mało zręcznie, po kolano zanurzając nogę w wodzie. Kiedy podróżował wodą, podróżował okrętami nie tratwami, dłoń nonszalancko strzepnęła w wodę pył, gdy ciężko wydostał się na piasek, ściągając brew. Kiwnął głową, gdy Mathieu jako pierwszy wspiął się po ścieżce w górę - przez chwilę odprowadzał go wzrokiem, nim jego sylwetka zniknęła gdzieś w mlecznej mgle. Wiedział, że w razie problemów zdołają go usłyszeć - jego kuzyn był silnym i uzdolnionym czarodziejem, poradzi sobie. Przeszedł wzdłuż ściany klifu, szukając na niej śladów smolistych smug i krwi, ale nic nie znalazł; a jednak, czerń wiodła ku ścieżce - od wioseł, pochwycił jedno z nich, oglądając się na obróconą łódź.
- To niemożliwe, że tak po prostu rozpłynęli się w powietrzu. Cała cholerna załoga. Ta bestia wszystkich wchłonęła jak tę dziewczynę? - Po prawdzie niewiele udało im się dowiedzieć. Znaleźli ślady węża, dowiedzieli się, że mała zniknęła z jego powodu. Mieli wisiorek, którego pełni potencjału nie byli w stanie odkryć nie pozostając w zażyłości z martwą - ? - dziewczyną.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Maszty wisiały nad ich głowami, niczym te szydercze szubienice łypiące karą na cwaniackich zbrodniarzy; zewsząd rozlegało się potworne krakanie zbijającej się w kłęby ptaszyny, już wkrótce wtórującej tutejszym odwiedzającym wymownym tańcem w kluczu na jasnym nieboskłonie. Czarne ślepia uskrzydlonych upatrzyły sobie to butwiejące drewno za jakiś swoisty punkt obserwacyjny, coś na kształt dorodnego balkoniku, z którego doglądać mogły losy tego wybrzeża. Nie interesowały ich chyba majaczące w niedalekiej odległości sylwety młodych mężczyzn, nijak też pociągały świadectwa ich śledztwa; w strażniczej jednak formule zdawały się pilnować odmęty obijających się o skały wód, raz po raz dywagując o nich niezrozumiałym rechotem. Nijak przypominało to zręczny śpiew, lecz co najwyżej miałki apel o niebezpieczeństwie, którego oni nie byli dotąd w stanie namacalnie dostrzec. Pomiędzy palcami błyskał sugestywnie gorejący obecnością ducha wisior, w powietrzu zaległo zaś rześkie powietrze, napakowane jodem i świeżą bryzą. A w nim, w nim wybrzmiało ważne dla całej opowieści pytanie, które w różnorakim postępie poprowadzić ich mogło na dalsze tory. Na szczęście znał odpowiedź, na szczęście ciąg skojarzeń zwiódł go do samego sedna tutejszego artefaktu, którego geneza jaśniała w umyśle jednoznaczną barwą.
― Cóż, naszyjnik przechowuje w sobie ślady życia, wspomnień i uczuć osoby, która go nosiła. Nie jestem spirytystą, by sprawdzić, czy da się z niego przywołać ducha ― odparł, nijak rozwiewając jego wątpliwości; prędko dopowiedział jednak zasadną uwagę: ― Zapach krwi może sugerować, że właściciel jest ranny... ― Albo rzeczywiście nie żyje. ― Jeśli pozostawałeś z nim w bliskich stosunkach, to może być miejsce, o które naprawdę chodzi. Ale to wszystko, to są zaledwie hipotezy, nie przywiązuj się do nich zanadto ― zauważył z bladym tonem zrezygnowania, bo ciąg wydarzeń z siódmego lipca wciąż widniał jako wielka, nierozwiązana zagadka. Tajemnica, którą być może nigdy nie będzie im dane rozwikłać. Czym właściwie miał być widziany przez Tristana obraz? Rzeczywistym wskaźnikiem, a może dawną i zupełnie nieaktualną reminiscencją, z której nie miał wyciągnąć żadnych twardych treści? Cokolwiek by to nie było, nie zaprzestali poszukiwań; przeciwległy brzeg istnieć miał jako kolejna z istotnych destynacji, on zaś jako najmłodszy otrzymał niewątpliwy przywilej wyciskania z siebie potów w trakcie wiosłowania. Przystał jednak na ten podział ról, niechlubnym byłoby wszakże zaganiać do takiej pracy szlachetniej od niego urodzonych towarzyszy; wiatr na powrót zaczął nieść się odorem padliny, odrzucającym fetorem gnijącego mięsa, szum wody i wszechobecna mgła zagłuszały natomiast wszelką rozsądną myśl.
― To łódź ― przemówił do Tristana, niedługo po tym, gdy dno sterowanej przezeń, drewnianej łajby osiadło na mieliźnie, a młodszy Rosier odszedł bez słowa ścieżką prowadzącą ku górze. Przechylił dno chyboczącej się tratwy, z boków której zwisały niewinnie zielonkawe glony; nozdrza dopadł kolejny z charakterystycznych zapachów, już zaraz oczom okazał się siny, nienazwany topielec, tuż nieopodal widziane już przedtem smugi czarnej brei. Nieznacznie zmarszczył brwi, przyzwyczajony do oglądania umarlaków w różnorakim stanie rozkładu; ten tutaj ewidentnie był ofiarą niewyjaśnionych bliżej wydarzeń, lecz to ciepła od letniego słońca woda znacznie przyspieszyła proces. ― A pod nią jeden trup ― dodał po chwili, odwróciwszy się do towarzysza; buty po części zdążyły już przesiąknąć, smród zadomowić się w jego podświadomości, ale dalej nie odnaleźli reszty. Zaproponował więc cicho:
― Rozejrzyjmy się za pozostałymi. I może też za Mathieu.
― Cóż, naszyjnik przechowuje w sobie ślady życia, wspomnień i uczuć osoby, która go nosiła. Nie jestem spirytystą, by sprawdzić, czy da się z niego przywołać ducha ― odparł, nijak rozwiewając jego wątpliwości; prędko dopowiedział jednak zasadną uwagę: ― Zapach krwi może sugerować, że właściciel jest ranny... ― Albo rzeczywiście nie żyje. ― Jeśli pozostawałeś z nim w bliskich stosunkach, to może być miejsce, o które naprawdę chodzi. Ale to wszystko, to są zaledwie hipotezy, nie przywiązuj się do nich zanadto ― zauważył z bladym tonem zrezygnowania, bo ciąg wydarzeń z siódmego lipca wciąż widniał jako wielka, nierozwiązana zagadka. Tajemnica, którą być może nigdy nie będzie im dane rozwikłać. Czym właściwie miał być widziany przez Tristana obraz? Rzeczywistym wskaźnikiem, a może dawną i zupełnie nieaktualną reminiscencją, z której nie miał wyciągnąć żadnych twardych treści? Cokolwiek by to nie było, nie zaprzestali poszukiwań; przeciwległy brzeg istnieć miał jako kolejna z istotnych destynacji, on zaś jako najmłodszy otrzymał niewątpliwy przywilej wyciskania z siebie potów w trakcie wiosłowania. Przystał jednak na ten podział ról, niechlubnym byłoby wszakże zaganiać do takiej pracy szlachetniej od niego urodzonych towarzyszy; wiatr na powrót zaczął nieść się odorem padliny, odrzucającym fetorem gnijącego mięsa, szum wody i wszechobecna mgła zagłuszały natomiast wszelką rozsądną myśl.
― To łódź ― przemówił do Tristana, niedługo po tym, gdy dno sterowanej przezeń, drewnianej łajby osiadło na mieliźnie, a młodszy Rosier odszedł bez słowa ścieżką prowadzącą ku górze. Przechylił dno chyboczącej się tratwy, z boków której zwisały niewinnie zielonkawe glony; nozdrza dopadł kolejny z charakterystycznych zapachów, już zaraz oczom okazał się siny, nienazwany topielec, tuż nieopodal widziane już przedtem smugi czarnej brei. Nieznacznie zmarszczył brwi, przyzwyczajony do oglądania umarlaków w różnorakim stanie rozkładu; ten tutaj ewidentnie był ofiarą niewyjaśnionych bliżej wydarzeń, lecz to ciepła od letniego słońca woda znacznie przyspieszyła proces. ― A pod nią jeden trup ― dodał po chwili, odwróciwszy się do towarzysza; buty po części zdążyły już przesiąknąć, smród zadomowić się w jego podświadomości, ale dalej nie odnaleźli reszty. Zaproponował więc cicho:
― Rozejrzyjmy się za pozostałymi. I może też za Mathieu.
Igor Karkaroff
Zawód : pomocnik w domu pogrzebowym; początkujący zaklinacz; zarządca karczmy
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
his eyes are like angels
but his heart is
c o l d
but his heart is
c o l d
OPCM : 6 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 17 +3
ZWINNOŚĆ : 9
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Latarnia morska
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Kent