Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Staffordshire
Zapomniany cmentarz
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
Zapomniany cmentarz
Istnieją miejsca, o których zapomniał świat. Jedno z nich mieści się na południe od Stafford i nosi miano nawiedzonego miejsca. Otwarte w 1750 roku przy samym brzegu lasu. Chowano na nim zwłoki tych, o których mówić się nie powinno. Miejscowa ludność przestrzega dzieci przed tym miejscem, opowiadając im mrożące w żyłach krew historie. Nikt jednak nie widział tam ani zjaw, ani duchów, ani tym bardziej krwi nieznanego pochodzenia, odznaczającej się zimą na białym śniegu. Samo miejsce wzbudza uczucie grozy, jest w nim coś niezwykle nieprzyjemnego. Na samym końcu, przy rozłożystym drzewie stoi kapliczka, której kamień stanowiący wejście został przesunięty, a na szczycie wyryto niezgrabnym pismem sentencje w jednym z zapomnianych języków.
Staffordshire zdawało się być pozbawione właściwego kierownictwa. Nastroje w największych miastach hrabstwa bywały wciąż zbyt różne — dochodziły do nich głosy, że wśród mieszkających tu czarodziejów wielu jest tu popleczników zdradliwego ministra, ale i wciąż niepokojąco bogata w mugoli kraina jedynie potwierdzała, że ci wszyscy ludzie żyli tu zbyt sielsko, a wojna za słabo dotknęła niemagicznych. Nie potrafił tego znieść. Myśli, że Anglia wciąż borykała się z tym problemem, jak zarazą, która szerzyła się w sposób pozbawiony kontroli; że byli jak wszy, które trudno było wytępić, chowały się po kątach, czasem zamiast uciekać przez wielką wodę do Europy, mugole nawiedzeni durnymi ideami Zakonu Feniksa próbowali walczyć o swoje. Nie mieli przecież szans z magią. Ich śmierć była nieuchronna. Kryjówki zostaną znalezione, buntownicy zostaną straceni, ich domy i dobytki zniszczone lub przekazane w użytkowanie czarodziejom, którzy przez nich nie mieli gdzie się podziać. To był świt nowych czasów — nadeszła pora na to, by wszyscy ci mugole odpowiedzieli za zbrodnie swoich przodków, za prześladowania, za palenie na stosie, za nazywanie ich dziwadłami i gnębienie, poszukiwania, krucjaty. Magia była darem, którym ci zazdrośni nie zostali obdarowani. Teraz przyjdzie im zapłacić za swoją pychę — naprawdę wierzyli, kiedykolwiek w historii ludzkości — że są więcej warci?
Jeśli Wielka Brytania miała stać się pierwszą na świecie czarodziejską potęgą, imperium należących wyłącznie do czarodziejów, musieli powziąć właściwe kroki. To był ten dzień, który zakończy wszystkie bezsensowne akty przemocy względem czarodziejów, wyczyści okolice z mugoli, pozbawi życia tych, którzy się z nimi bratali i mugolaków, którzy jak wynaturzenie czuli się równi i tyle samo warci. Okolice byłyby bardziej urokliwe, gdyby Stafford pozbawione było szlamu. Pojawili się na drodze do jednego z rozbudowanych cmentarzysk, strategicznie ulokowanym pomiędzy paroma miejscowościami. Pogłoski głosiły o przekleństwie. To miejsce nie było takie jednak. Nie wierzył w to. Dla bezpieczeństwa, zbliżając się do zamkniętych bram, machnął różdżką i wypowiedział inkantację zaklęcia. Carpiene niczego nie wykazało, skinął więc Mathieu głową, że było bezpiecznie — był tego pewien, chociaż popełnił błąd, ale do niego przyznać się nie zamierzał. Pchnął bramę, która zaskrzypiała wyraźnie. W tym samym momencie z prawej strony usłyszeli coś obaj — trzask gałązek, szelest trawy, która porastała wysoko kamienne nagrobki. Kiedy obrócił się w prawo dostrzegł także ruch, cień więcej niż jednej osoby, kilku. Nie mówiąc nich, wskazał kierunek Rosierowi, lekkim ruchem głowy. Nie wiedział, czy to czarodzieje, ale musieli mieć się na baczności. Czarny, gruby płaszcz powłóczył po ziemi, kiedy ruszył główną ścieżką przed siebie, zbierając brzegiem coraz więcej płatków śniegu, szrony i lodowych igieł. W dłoni miał różdżkę. Zaciskał palce na wężowym drewnie, wzrokiem przeczesując najbliższy teren.
— Hop, hop, gdziekolwiek jesteście, wyjdźcie. Nic wam nie grozi — krzyknął, a echo jego głosu poniosło się po całym cmentarzu. Uciekali między nagrobkami, chowali się. Ponoć przez wzgląd na utarte legendy o tym miejscu, nekropolia miała być dobrą kryjówką dla uciekinierów. Przybyli tu, by to sprawdzić. I zrobić z okolicą wymagane porządki.
| nieudane carpiene; rzucam na opętanie i 48h na odpis
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 2
'k100' : 2
Dążenie do całkowitej dominacji i przejęcia wpływów było koniecznością. Staffordshire było słabym punktem, wypełnionym przez mugoli i magów im przychylnych. Nie mogli sobie pozwolić na to, aby Zakon i jego poplecznicy przejęli te terytoria. Mathieu zapoznał się z wszystkimi informacjami dotyczącymi Staffordshire. Rolnictwo, hodowla, a to przecież dawało ogrom możliwości. Z całą pewnością wspierali oni Zakon, a raczej ich przeciwnicy rozegrali to tak, aby otrzymywać ich wsparcie. Nie potrafił zrozumieć, jak można było bratać się z mugolami – z tymi, przez których czarodzieje i czarownice przez wiele pokoleń narażeni byli na nieprzyjemności, ataki, wulgaryzmy, traktowanie jak zło koniecznie. Nie wspominając o paleniu na stosach. Zazdrośnicy ukrywali się za niezrozumieniem, choć z pewnością chodziło tylko o tą cząstkę, którą dysponują magiczni, a której mugole są pozbawieni. Te czasy jednak minęły, a oni mieli okazję, aby odwdzięczyć im się pięknym za nadobne.
Wędrował wraz z Ramseyem, dzisiaj miał robić za jego wsparcie. Być może pewnego dnia osiągnie to, co osiągnął Tristan, Ramsey czy Deirdre. Wiernie i wyjątkowo oddani sprawie, zaufani, pewni, posiadający wyjątkowe magiczne zdolności. Chciałby im dorównać, pewnego dnia, być może znaleźć się w zaszczytnym gronie i zasiąść obok nich, przywdziać maskę. Musiał jednak zapracować na to, aby zostać docenionym. Teraz jednak skupił się na marszu i kierunku, w którym zmierzali. Ich działania nie zostaną ukryte zbyt długo, musieli zrobić wszystko, aby poszły sprawnie i skutecznie. Majacząca w oddali brama cmentarna, miejsce nazwane przeklętym. Warte było sprawdzenie go, może zrobienie czegoś, co wykraczało poza ustanowione normy? Mieli szerokie pole manewru, mogli pokusić się o dosłownie wszystko.
Kilka cieni przemknęło nieopodal nich. Ukrywali się, a raczej usiłowali to zrobić. Ramsey wskazał mu kierunek, gdzie dostrzegł kilka osób. Mugole? Szlamy? Czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Nie dla niego. Kpiący uśmiech pojawił się na jego ustach, nie zamierzał być dziś litościwym, wręcz przeciwnie…. Chciał bawić się, tak jak oni niegdyś bawili się paląc na stosie czarownice. Polityka strachu była jednym z lepszych rozwiązań, a Mathieu Rosier ostatnimi czasy wyzbył się wszelkich oporów, być może z powodu splamienia, tego co wydarzyło się w Białej Wywernie, głosów, które co jakiś czas przypominały mu o przyjemności miażdżenia kości, pozbawiania życia i śmierci pachnącej potęgą. Docierało do niego również to, że wcale nie czuje się z tym źle, wręcz przeciwnie.
Namierzył kilka cieni, chowali się za tablicami nagrobnymi. Kłamstwo w ustach Ramseya brzmiało jak najszczersza prawda. Obaj wiedzieli, że groziło im bardzo, bardzo wiele. Mathieu nie znosił tchórzostwa, a oni przecież mogli wyjść do nich, poddać się i poczekać na śmierć, wtedy mogłaby być lżejsza, bardziej spokojna. Postanowił ich wypłoszyć. Zacisnął palce na arganowym drewnie, czuł jak magia pulsuje intensywnie, czekając na możliwość.
- Bombarda - powiedział wyraźnie, skupiając się na inkantacji zaklęcia, najdrobniejszym szczególe i ruchu dłoni. Różdżką celował w nagrobki, zapomniane, stare, na których z napisów nie pozostało nawet wspomnienie. Odrobina strachu, jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Wędrował wraz z Ramseyem, dzisiaj miał robić za jego wsparcie. Być może pewnego dnia osiągnie to, co osiągnął Tristan, Ramsey czy Deirdre. Wiernie i wyjątkowo oddani sprawie, zaufani, pewni, posiadający wyjątkowe magiczne zdolności. Chciałby im dorównać, pewnego dnia, być może znaleźć się w zaszczytnym gronie i zasiąść obok nich, przywdziać maskę. Musiał jednak zapracować na to, aby zostać docenionym. Teraz jednak skupił się na marszu i kierunku, w którym zmierzali. Ich działania nie zostaną ukryte zbyt długo, musieli zrobić wszystko, aby poszły sprawnie i skutecznie. Majacząca w oddali brama cmentarna, miejsce nazwane przeklętym. Warte było sprawdzenie go, może zrobienie czegoś, co wykraczało poza ustanowione normy? Mieli szerokie pole manewru, mogli pokusić się o dosłownie wszystko.
Kilka cieni przemknęło nieopodal nich. Ukrywali się, a raczej usiłowali to zrobić. Ramsey wskazał mu kierunek, gdzie dostrzegł kilka osób. Mugole? Szlamy? Czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Nie dla niego. Kpiący uśmiech pojawił się na jego ustach, nie zamierzał być dziś litościwym, wręcz przeciwnie…. Chciał bawić się, tak jak oni niegdyś bawili się paląc na stosie czarownice. Polityka strachu była jednym z lepszych rozwiązań, a Mathieu Rosier ostatnimi czasy wyzbył się wszelkich oporów, być może z powodu splamienia, tego co wydarzyło się w Białej Wywernie, głosów, które co jakiś czas przypominały mu o przyjemności miażdżenia kości, pozbawiania życia i śmierci pachnącej potęgą. Docierało do niego również to, że wcale nie czuje się z tym źle, wręcz przeciwnie.
Namierzył kilka cieni, chowali się za tablicami nagrobnymi. Kłamstwo w ustach Ramseya brzmiało jak najszczersza prawda. Obaj wiedzieli, że groziło im bardzo, bardzo wiele. Mathieu nie znosił tchórzostwa, a oni przecież mogli wyjść do nich, poddać się i poczekać na śmierć, wtedy mogłaby być lżejsza, bardziej spokojna. Postanowił ich wypłoszyć. Zacisnął palce na arganowym drewnie, czuł jak magia pulsuje intensywnie, czekając na możliwość.
- Bombarda - powiedział wyraźnie, skupiając się na inkantacji zaklęcia, najdrobniejszym szczególe i ruchu dłoni. Różdżką celował w nagrobki, zapomniane, stare, na których z napisów nie pozostało nawet wspomnienie. Odrobina strachu, jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
The member 'Mathieu Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 81
'k100' : 81
Echo głosu Ramseya nie zdążyło jeszcze dobrze ucichnąć, a Bombarda Mathieu wybrzmieć, gdy z jego gardła wyrwał się śmiech. W głosie Mulcibera brzmiał jednak nuta szaleństwa i niesamowitej satysfakcji: i może nie byłoby to coś całkowicie oderwanego od persony niewymownego, gdyby to on stał za tymi akcjami. Gdzieś w międzyczasie coś jednak się wydarzyło, a Ramsey poczuł, jak odsuwany jest od kontroli nad samym sobą.
Czuł jednak wszystko to co byt, który poprzez jego ciało mógł sprawować kontrolę nad światem. Stalowoszare oczy czarnoksiężnika błysnęły szmaragdem, a on uniósł w górę prawą dłoń i pstryknął palcami, wydobywając z nich zieloną iskrę: ta rozbłysła i rozmyła się, roztaczając niczym krąg na wodzie falę potężnej, nieznanej nikomu magii. Gdzieś z boku usłyszał krzyk, z kierunku, w którym pomknęło zaklęcie towarzyszącego mu Rosiera, jednak Mulciber odepchnął go od siebie. To nie interesowało Ogmiosa, nie w tej chwili: zajmowało go całkowicie kąpanie się w niezwykłej energii, która emanowała z ziemi, z otoczenia. Wspomnienia, nienależące do niego, zaczęły napływać do umysłu Ramseya, w którego kącie gdzieś jeszcze był obecny i sam Mulciber. Stał się widzem na niezwykłym przedstawieniu. Opuścił dłoń i odprężył ramiona, przymykając oczy i nieznacznie odchylając głowę do tyłu.
Wspomnienia, które nosiły w sobie kości pod ziemią, wspomnienia snujące się w powietrzu, echo wydarzeń, wspomnienia znajdujących się w najbliższej okolicy ludzi, wszystkie były na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło chwycić za którąś z nici tworzących tę skomplikowaną sieć, szarpnąć, przesunąć, wymieszać. Znalazły się tam i wspomnienia Ramseya, tańczące pomiędzy innymi, migające niczym w kalejdoskopie. Powoli Mulciber nie wiedział już, co jest czym. czy znał tę małą dziewczynkę, która z uśmiechem na warzy wyciągała do niego ręce? Czy umarł kiedyś, czy to rozmywające się drzewo, pod którym padł raniony sztyletem, było prawdziwe? Granice pomiędzy jego jaźnią a przeszłymi i teraźniejszymi jaźniami zamkniętymi w granicach cmentarza zacierały się. I nie tylko Ramsey odczuwał tego efekty. Z zarośli, zza nagrobków zaczęły podnosić się zdezorientowane pomruki, zaskoczone okrzyki. Ktoś gdzieś upadł, z innej strony dobiegł ich odgłos pospiesznych kroków. Mulciber jednak trwał w miejscu, uwięziony w tej chwili pod jarzmem Ogmiosa, który wywoływał chaos w głowach ukrywających się na cmentarzu mugoli.
| Ramsey, chwilowo straciłeś kontrolę nad swoim ciałem i jesteś w nim zaledwie pasażerem, stery przejmuje Mistrz Gry (Alexander). Kontroluje cię Ogmios i żeby przezwyciężyć jego moc, zgodnie z mechaniką splamienia, musisz przezwyciężyć test na odporność magiczną o ST wynoszącym 100. Możesz podejmować się jedynie próby odzyskania kontroli.
Czuł jednak wszystko to co byt, który poprzez jego ciało mógł sprawować kontrolę nad światem. Stalowoszare oczy czarnoksiężnika błysnęły szmaragdem, a on uniósł w górę prawą dłoń i pstryknął palcami, wydobywając z nich zieloną iskrę: ta rozbłysła i rozmyła się, roztaczając niczym krąg na wodzie falę potężnej, nieznanej nikomu magii. Gdzieś z boku usłyszał krzyk, z kierunku, w którym pomknęło zaklęcie towarzyszącego mu Rosiera, jednak Mulciber odepchnął go od siebie. To nie interesowało Ogmiosa, nie w tej chwili: zajmowało go całkowicie kąpanie się w niezwykłej energii, która emanowała z ziemi, z otoczenia. Wspomnienia, nienależące do niego, zaczęły napływać do umysłu Ramseya, w którego kącie gdzieś jeszcze był obecny i sam Mulciber. Stał się widzem na niezwykłym przedstawieniu. Opuścił dłoń i odprężył ramiona, przymykając oczy i nieznacznie odchylając głowę do tyłu.
Wspomnienia, które nosiły w sobie kości pod ziemią, wspomnienia snujące się w powietrzu, echo wydarzeń, wspomnienia znajdujących się w najbliższej okolicy ludzi, wszystkie były na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło chwycić za którąś z nici tworzących tę skomplikowaną sieć, szarpnąć, przesunąć, wymieszać. Znalazły się tam i wspomnienia Ramseya, tańczące pomiędzy innymi, migające niczym w kalejdoskopie. Powoli Mulciber nie wiedział już, co jest czym. czy znał tę małą dziewczynkę, która z uśmiechem na warzy wyciągała do niego ręce? Czy umarł kiedyś, czy to rozmywające się drzewo, pod którym padł raniony sztyletem, było prawdziwe? Granice pomiędzy jego jaźnią a przeszłymi i teraźniejszymi jaźniami zamkniętymi w granicach cmentarza zacierały się. I nie tylko Ramsey odczuwał tego efekty. Z zarośli, zza nagrobków zaczęły podnosić się zdezorientowane pomruki, zaskoczone okrzyki. Ktoś gdzieś upadł, z innej strony dobiegł ich odgłos pospiesznych kroków. Mulciber jednak trwał w miejscu, uwięziony w tej chwili pod jarzmem Ogmiosa, który wywoływał chaos w głowach ukrywających się na cmentarzu mugoli.
| Ramsey, chwilowo straciłeś kontrolę nad swoim ciałem i jesteś w nim zaledwie pasażerem, stery przejmuje Mistrz Gry (Alexander). Kontroluje cię Ogmios i żeby przezwyciężyć jego moc, zgodnie z mechaniką splamienia, musisz przezwyciężyć test na odporność magiczną o ST wynoszącym 100. Możesz podejmować się jedynie próby odzyskania kontroli.
Niemal od razu zauważył, że z Ramseyem dzieje się coś nie w porządku. Wierzył jednak, że kwestią chwili było całkowite opanowanie sytuacji przez Mulcibera. Nie zamierzał stać i czekać, pomimo odepchnięcie. Mały sukces, którym było zaklęcie bombarda, wypuszczone w kierunku nagrobków, za którymi chowali się paskudni mugole. Wzmagał w nim gniew, odczuwał obrzydzenie, kiedy tylko pomyślał o tych plugawych robakach, które zatruwały ich środowisko, niszczyły ich dobytek. Zasługiwały na najgorsze co tylko mogło ich spotkać, powinni cierpieć za swoje zuchwałe zachowanie, jakim przez tyle czasu obdarzali magicznie uzdolnionych. Ścierwo nie zasługujące na żadną łaskę.
Krzyki były przyjemną melodią dla jego uszu. Powinni się bać, przecież o to właśnie im chodziło. Nie do końca wiedział co się działo, ale postaci za nagrobkami wabione czymś dziwnym zaczęły tracić kontrolę, wychylać się, stając się łatwym celem. A to właśnie na nich dzisiaj skupiał się Mathieu, na pozbawieniu ich możliwości karania tego świata swoim żywotem. Dążenie do ideałów wymagało konkretnych środków, a to oni byli tym środkiem... który miał zapobiegać ich plewieniu się bez najmniejszej kontroli. Nie zasługiwali na łaskę, ani na bezbolesną śmierć.
Spiął się, zaciskając wiodącą dłoń na różdżce, skupiał się na celu, na tym co chciał im zrobić. Ponownie przez jego myśli przebiegła chęć miażdżenia ich kości, ten przyjemny dźwięk, ta melodia. Od czasu spotkania w Białej Wywernie zmieniło się wiele, ale nie odczuwał tego nijak w negatywny sposób. Teraz jednak... odczuwał chęć zaczerpnięcia rozrywki, zobaczenia co może się stać, mogli się przecież trochę pobawić, zanim mugole zejdą z tego świata i zostaną zatartym wspomnieniem, zapomniani przez wszystkich. Były tu rodziny, bliscy sobie, który obawiali się ciężkiej ręki sprawiedliwości, a miecz dzierżony w dłoniach Rycerzy Walpurgii, miecz sprawiedliwości był wyjątkowo... ciężkim.
- Accessio - rzucił wyraźnie, skupiony na inkantacji, ruchu dłoni i celu. A celem był jeden z mężczyzn, który wychylił się zza nagrobka. Chciał zobaczyć jak gniew wzmaga się w nim, a stłumione krzyki pozostałych działają na niego jak płachta na byka, jak występuje jeden przeciwko drugiemu... Jak niszczą siebie nawzajem. Zabawa mogła przecież trwać i trwać! Dlaczego mieli się ograniczać?
Krzyki były przyjemną melodią dla jego uszu. Powinni się bać, przecież o to właśnie im chodziło. Nie do końca wiedział co się działo, ale postaci za nagrobkami wabione czymś dziwnym zaczęły tracić kontrolę, wychylać się, stając się łatwym celem. A to właśnie na nich dzisiaj skupiał się Mathieu, na pozbawieniu ich możliwości karania tego świata swoim żywotem. Dążenie do ideałów wymagało konkretnych środków, a to oni byli tym środkiem... który miał zapobiegać ich plewieniu się bez najmniejszej kontroli. Nie zasługiwali na łaskę, ani na bezbolesną śmierć.
Spiął się, zaciskając wiodącą dłoń na różdżce, skupiał się na celu, na tym co chciał im zrobić. Ponownie przez jego myśli przebiegła chęć miażdżenia ich kości, ten przyjemny dźwięk, ta melodia. Od czasu spotkania w Białej Wywernie zmieniło się wiele, ale nie odczuwał tego nijak w negatywny sposób. Teraz jednak... odczuwał chęć zaczerpnięcia rozrywki, zobaczenia co może się stać, mogli się przecież trochę pobawić, zanim mugole zejdą z tego świata i zostaną zatartym wspomnieniem, zapomniani przez wszystkich. Były tu rodziny, bliscy sobie, który obawiali się ciężkiej ręki sprawiedliwości, a miecz dzierżony w dłoniach Rycerzy Walpurgii, miecz sprawiedliwości był wyjątkowo... ciężkim.
- Accessio - rzucił wyraźnie, skupiony na inkantacji, ruchu dłoni i celu. A celem był jeden z mężczyzn, który wychylił się zza nagrobka. Chciał zobaczyć jak gniew wzmaga się w nim, a stłumione krzyki pozostałych działają na niego jak płachta na byka, jak występuje jeden przeciwko drugiemu... Jak niszczą siebie nawzajem. Zabawa mogła przecież trwać i trwać! Dlaczego mieli się ograniczać?
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
The member 'Mathieu Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 71
--------------------------------
#2 'k10' : 2
#1 'k100' : 71
--------------------------------
#2 'k10' : 2
Śmiał się, ale to nie był jego śmiech. Jego głos zdzierający gardło, ale nie wyrażający jego stanu. Ale dziś nie walczył z tym wcale. Znał już to uczucie, wiedział, kto budził się w jego ciele, w jego głowie. Wiedział, że miał olbrzymią moc, która napawała go tak samo podziwem, jak i niepokojem. Rozmowa, która odbyli ze Śmierciożercami w Fantasmagorii przypomniała mu się od razu, nawet jeśli trwało to ledwie ułamki sekund. Jeśli to miał być eksperyment, jeśli miał czegoś doświadczyć — jeśli miał sprawdzić co się dzieje, co się wydarzy, był gotów na to poświęcenie. Mathieu powinno mu być szkoda, jeśli tego nie przeżyje — trudno, przysłuży się nauce. Nie było mu szkoda. Tajemnica istot, które nimi zawładnęły była zbyt ważna do poznania, by przejmować się przypadkowymi ofiarami. A może go zaskoczy, może sobie poradzi, cokolwiek się stanie. Nie wierzył, aby stanowił dla niego jakiekolwiek zagrożenie. Ogmo, Ogmiosie, posiadłeś to ciało, ten umysł i magię. Jesteś potężny, wielki. Uczyń z niego pożytek. Tracił kontrolę z każdą chwilą, nie będąc nawet pewnym, czy uda mu się uchwycić i zapamiętać te chwile. Uniósł dłoń, by zaledwie jednym pstryknięciem roztoczyć wokół siebie wszechpotężną magię. Coś dotąd niezbadanego, niezwykłego. Obrazy i myśli napływały do niego zewsząd, jakby otoczenie epatowało nimi, a te gwałtem wdzierały się do jego głowy, mieszając się ze sobą. Stopniowo tracił samoświadomość. Wspomnienia — jego, cudze, wszystkie mieszały się ze sobą. Umęczony natłokiem zdarzeń, które brał jako karb własnych doświadczeń powoli odczuwał efekty szaleństwa. Jeszcze chwilę wierzył, że nauka była tego warta. Nie było badaczy, którzy nie doświadczyli podobnego stanu. A później przestał zdawać sobie sprawę z tego, że nim był, bo może umarł tu pod tym drzewm; może osierocił tą małą dziewczynkę. Córkę? Może była jego córką? A może zamordował jej matkę? A może grzebał jej ciało tutaj, w ziemi, między nagrobkami.
Moc była wielka. Wyczuwalna i nic nie mogło się z nią równać. Nie walczył. Jeszcze nie. Wiele był w stanie znieść.
|Ogmiosie, Mistrzu Gry, nie walczę z Tobą, rób co słuszne
Moc była wielka. Wyczuwalna i nic nie mogło się z nią równać. Nie walczył. Jeszcze nie. Wiele był w stanie znieść.
|
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Pradawny byt przejął kontrolę nad Ramseyem, lecz najwidoczniej Śmierciożercy wcale nie przeszkadzał fakt, że całkiem inna świadomość włada jego ciałem i podejmuje za niego decyzje. Mulciber pozostał z tyłu, oddając stery Ogmiosowi, który najwyraźniej niezwykle dobrze się bawił.
W tym samym czasie Rosier skupiał się na działaniu i wykorzystaniu zaistniałej sytuacji na ich korzyść. bez wahania uniósł różdżkę i obrał cel, a za inkantacją z jego różdżki spłynęła wiązka magii. Mathieu poczuł jednak, że za użycie zakazanej dziedziny magii poniósł koszt. Na krótki moment pociemniało mu przed oczami, a kiedy zmysł wzroku do niego powrócił, przez moment świat wyglądał inaczej. Choć biel śniegu skutecznie pozbawiała krajobraz większości kolorów, teraz Rosier nie widział ich wcale. Jego ciało stało się ciężkie, a przemieszczanie się wydawało się o wiele trudniejsze niż jeszcze chwilę temu, jakby opadło go wielodniowe zmęczenie.
Ramsey był w stanie wyczuć głód bytu, jego niepohamowaną wręcz chęć do siania chaosu w umysłach znajdujących się dookoła mugoli. Ramsey był w stanie wyczuć zadowolenie Ogmiosa i ambicję, rosnącą z każdą chwilą, z którą ten był na wolności. Mulciber czuł jednocześnie, że im bardziej Ogmios się zadomawia, tym bardziej on sam zaczyna się gubić. Granice między jego własnym umysłem a umysłami, którymi bawił się Ogmios stały się płynne. Byt otworzył oczy i rozejrzał się, z wyjątkową satysfakcją przypatrując się temu, jak kolejny czar Mathieu osiąga swój cel, a w oczach trafionego mężczyzny pojawia się nowy rodzaj zdezorientowania, a następnie rozbłysk chwilowego obłędu, po którym zapłonął gniew. Trafiony czarem mężczyzna rzucił się na innego, który stał nieopodal i zaczęła się nierówna walka na śniegu. Mugole zaczynali się rozbiegać, potykając się i przewracając, lecz kilkoro z nich dało radę oddalić się od miejsca zajścia. Ogmios jednak nie zamierzał jeszcze kończyć: bez słów uniósł dłoń i wskazał na kobietę kilka metrów dalej, stojącą do niego plecami. Ta, jakby zawołana, odwróciła się i spojrzała z przerażeniem na Mulcibera. Ogmios obrócił powoli dłoń, wierzchem do dołu i powoli zacisnął palce. Spojrzenie kobiety stało się niewyraźne, a Ramsey czuł, jak z jej umysłu ulatują wspomnienia. Nie był w stanie ich wychwycić, migały mu przed oczami nie do końca znaczące fragmenty, migawki, kiedy umysł ofiary stawał się pusty. Carte blanche. Kobieta stała tylko, przez krótki moment tępo patrząc się w przestrzeń: po chwili jej oczy otworzyły się szerzej, a ona rozejrzała się po otoczeniu, nie mając pojęcia gdzie się znajduje, jak się tu znalazła, ani kim jest.
Działania Ogmiosa nie pozostawały jednak bez wpływu na umysł Mulcibera. W miarę jak kobietę opuszczały wspomnienia, Ramsey poczuł jakby i z jego umysłu coś zniknęło, choć nie był w stanie powiedzieć, co to było. Jakiś ułamek jego pamięci zniknął na dobre, rozmywając się w powietrzu niczym dym.
Ramsey, Mistrz Gry wykonał rzut kością: straciłeś wspomnienie z tego wątku. Nie jesteś w stanie przywołać go z pamięci, nie masz pojęcia, że w ogóle miał miejsce.
Mathieu, otrzymujesz 13 obrażeń od osłabienia z używania czarnej magii (rzut).
Mathieu: 191/204
W tym samym czasie Rosier skupiał się na działaniu i wykorzystaniu zaistniałej sytuacji na ich korzyść. bez wahania uniósł różdżkę i obrał cel, a za inkantacją z jego różdżki spłynęła wiązka magii. Mathieu poczuł jednak, że za użycie zakazanej dziedziny magii poniósł koszt. Na krótki moment pociemniało mu przed oczami, a kiedy zmysł wzroku do niego powrócił, przez moment świat wyglądał inaczej. Choć biel śniegu skutecznie pozbawiała krajobraz większości kolorów, teraz Rosier nie widział ich wcale. Jego ciało stało się ciężkie, a przemieszczanie się wydawało się o wiele trudniejsze niż jeszcze chwilę temu, jakby opadło go wielodniowe zmęczenie.
Ramsey był w stanie wyczuć głód bytu, jego niepohamowaną wręcz chęć do siania chaosu w umysłach znajdujących się dookoła mugoli. Ramsey był w stanie wyczuć zadowolenie Ogmiosa i ambicję, rosnącą z każdą chwilą, z którą ten był na wolności. Mulciber czuł jednocześnie, że im bardziej Ogmios się zadomawia, tym bardziej on sam zaczyna się gubić. Granice między jego własnym umysłem a umysłami, którymi bawił się Ogmios stały się płynne. Byt otworzył oczy i rozejrzał się, z wyjątkową satysfakcją przypatrując się temu, jak kolejny czar Mathieu osiąga swój cel, a w oczach trafionego mężczyzny pojawia się nowy rodzaj zdezorientowania, a następnie rozbłysk chwilowego obłędu, po którym zapłonął gniew. Trafiony czarem mężczyzna rzucił się na innego, który stał nieopodal i zaczęła się nierówna walka na śniegu. Mugole zaczynali się rozbiegać, potykając się i przewracając, lecz kilkoro z nich dało radę oddalić się od miejsca zajścia. Ogmios jednak nie zamierzał jeszcze kończyć: bez słów uniósł dłoń i wskazał na kobietę kilka metrów dalej, stojącą do niego plecami. Ta, jakby zawołana, odwróciła się i spojrzała z przerażeniem na Mulcibera. Ogmios obrócił powoli dłoń, wierzchem do dołu i powoli zacisnął palce. Spojrzenie kobiety stało się niewyraźne, a Ramsey czuł, jak z jej umysłu ulatują wspomnienia. Nie był w stanie ich wychwycić, migały mu przed oczami nie do końca znaczące fragmenty, migawki, kiedy umysł ofiary stawał się pusty. Carte blanche. Kobieta stała tylko, przez krótki moment tępo patrząc się w przestrzeń: po chwili jej oczy otworzyły się szerzej, a ona rozejrzała się po otoczeniu, nie mając pojęcia gdzie się znajduje, jak się tu znalazła, ani kim jest.
Działania Ogmiosa nie pozostawały jednak bez wpływu na umysł Mulcibera. W miarę jak kobietę opuszczały wspomnienia, Ramsey poczuł jakby i z jego umysłu coś zniknęło, choć nie był w stanie powiedzieć, co to było. Jakiś ułamek jego pamięci zniknął na dobre, rozmywając się w powietrzu niczym dym.
Mathieu, otrzymujesz 13 obrażeń od osłabienia z używania czarnej magii (rzut).
Mathieu: 191/204
Żywotność: 191/204
Kiedy zaklęcie opuściło jego różdżkę, poczuł jak energia opuszcza jego ciało. Czerń przed oczyma świadczyła o tym, że użycie zaklęcia nie obyło się bez echa, a jego organizm zareagował na potężną czarną magię. Tyle razy tłumaczył Primrose, że zawsze tego typu czary mają swoje konsekwencje, na początku praktyki odczuwa się to bardziej, niż nabierając wprawy. Doskonale wiedział, że czasem bywało i tak, a zniwelowanie skutków do zera było niemożliwym. Obraz poczerniał, stracił ostrość widzenia i mugoli z zasięgu wzroku. Nie trwało to jednak długo, barwy stopniowo zaczęły wracać, najpierw widział tak, jakby świat wokół niego stał się czarno-białą fotografią, a dopiero później zaczęły wracać do niego kolory. Widział jak mężczyzna trafione jego zaklęciem rzuca się na drugiego, a na śniegu pojawiają się pierwsze krople krwi. Chciał przelać ich krew, żeby zapłacili za to co zrobili, za grzechy swoje i swoich przodków. Nie miał wygórowanych pragnień, chciał jedynie patrzeć jak cierpią, słyszeć jak krzyczą z bólu, jak konają w męczarniach błagając o litość tych, którymi gardzili przez tyle czasu. Nic więcej nie byłoby dla niego koniecznym, musiał zapanować nowy ład i nowy porządek, a ich działania musiały odbić się echem po całej Anglii, dotrzeć do jej najdalszych zakątków, aby wszyscy wiedzieli, że to prawdziwa wojna, a nie głupia zabawa, nic poważnego. Mathieu bardzo poważnie podchodził do swoich działań, chciał to zakończyć, uczestniczyć w tym i pozbyć się problemu raz na zawsze.
Zacisnął palce na różdżce, widział jak mugole rozbiegają się, chowając zawzięcie za nagrobkami. Znajdzie ich co do jednego i pozbawi życia, nie zasługiwali na to, aby patrzeć na ich potęgę i chwałę. Zasługiwali tylko na mało litościwą śmierć, okraczoną cierpieniem, bólem i łzami.
- Crucio - wypowiedział głośno, wyraźnie, skupiony na inkantacji. Tym razem celem był młody mężczyzna, który najwyraźniej szukał drogi ucieczki, kierując się w stronę wyjścia z cmentarza. Nie, to ich ostatni przystanek na drodze, ostatnie miejsce spoczynku, będzie przeklęte, jak nazywali je do tej pory. Skoro takie były ich pragnienia... Mogli je spełnić.
Kiedy zaklęcie opuściło jego różdżkę, poczuł jak energia opuszcza jego ciało. Czerń przed oczyma świadczyła o tym, że użycie zaklęcia nie obyło się bez echa, a jego organizm zareagował na potężną czarną magię. Tyle razy tłumaczył Primrose, że zawsze tego typu czary mają swoje konsekwencje, na początku praktyki odczuwa się to bardziej, niż nabierając wprawy. Doskonale wiedział, że czasem bywało i tak, a zniwelowanie skutków do zera było niemożliwym. Obraz poczerniał, stracił ostrość widzenia i mugoli z zasięgu wzroku. Nie trwało to jednak długo, barwy stopniowo zaczęły wracać, najpierw widział tak, jakby świat wokół niego stał się czarno-białą fotografią, a dopiero później zaczęły wracać do niego kolory. Widział jak mężczyzna trafione jego zaklęciem rzuca się na drugiego, a na śniegu pojawiają się pierwsze krople krwi. Chciał przelać ich krew, żeby zapłacili za to co zrobili, za grzechy swoje i swoich przodków. Nie miał wygórowanych pragnień, chciał jedynie patrzeć jak cierpią, słyszeć jak krzyczą z bólu, jak konają w męczarniach błagając o litość tych, którymi gardzili przez tyle czasu. Nic więcej nie byłoby dla niego koniecznym, musiał zapanować nowy ład i nowy porządek, a ich działania musiały odbić się echem po całej Anglii, dotrzeć do jej najdalszych zakątków, aby wszyscy wiedzieli, że to prawdziwa wojna, a nie głupia zabawa, nic poważnego. Mathieu bardzo poważnie podchodził do swoich działań, chciał to zakończyć, uczestniczyć w tym i pozbyć się problemu raz na zawsze.
Zacisnął palce na różdżce, widział jak mugole rozbiegają się, chowając zawzięcie za nagrobkami. Znajdzie ich co do jednego i pozbawi życia, nie zasługiwali na to, aby patrzeć na ich potęgę i chwałę. Zasługiwali tylko na mało litościwą śmierć, okraczoną cierpieniem, bólem i łzami.
- Crucio - wypowiedział głośno, wyraźnie, skupiony na inkantacji. Tym razem celem był młody mężczyzna, który najwyraźniej szukał drogi ucieczki, kierując się w stronę wyjścia z cmentarza. Nie, to ich ostatni przystanek na drodze, ostatnie miejsce spoczynku, będzie przeklęte, jak nazywali je do tej pory. Skoro takie były ich pragnienia... Mogli je spełnić.
Mathieu Rosier
The last enemy that shall be destroyed is | death |
The member 'Mathieu Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 64
--------------------------------
#2 'k10' : 8
#1 'k100' : 64
--------------------------------
#2 'k10' : 8
Zawładnęła nim ciekawość i głód wiedzy — chciał sprawdzić, czy jest w stanie przejąć nad tym bytem jakąkolwiek kontrolę, zbadać momenty, w których tracił siebie, poczuć to znów, dobrowolnie, bez walki oddając nieznanemu bóstwu kontrolę. Nie chciał być jego wrogiem, nie chciał z nim walczyć — mógł mu dać, co chciał; czego żądał. Może mogli sobie pomóc wzajemnie. Znał koszt tej współpracy, wiedział, że tracił wspomnienia, tracił świadomość i gubił się we własnym życiu. To nie mogło tak wyglądać. Nie mogło być pozbawione kontroli, samoistne, nagłe. Nie mógł wychodzić z domu i wracać, nie wiedząc gdzie był i co czynił. Tak i teraz czuł, że to wszystko zaczyna iść w nieokreślonym kierunku. Moc, jaką władał Ogmios była olbrzymia, pociągająca i fascynująca. Wystarczył ruch dłoni Mulcibera, by wokół działa się niezbadana dotąd magia. Pragnął takiej władzy. Chciał takiej potęgi, Czarny Pan umożliwiał mu władanie siłą, o której nie śnili dotąd czarnoksiężnicy. Ale to było kuszące — nie chciał się z tym rozstawać, nie chciał tracić chaosu, który go ogarniał, nawet jeśli chwile z przeszłości mu umykały. Może nie była ważna, tak jak teraźniejszość. Liczyła się tylko przyszłość i to, co mógł osiągnąć. Wspomnienia ulatywały z ofiar, które pojawiły się przed nim. Marne, nijakie, wątłe gubiły się w potędze bóstwa. Szaleństwo — właśnie to miało ich wszystkich ogarnąć dzięki niemu. Popłoch. Niech uciekają, niech mówią innym, co się wydarzyło. Niech tworzą legendy o wszechpotężnych czarodziejach, którzy skinięciem palca są w stanie odebrać im wszystko co mieli. Niech się boją — bo tylko strachem byli w stanie zapanować nad krajem i zwyciężyć. Tylko strachem potrafili wymusić posłuszeństwo i lojalność w sobie podobnych. Nie mając kontroli nad własnym ciałem, czuł, jak uchodzą z niego myśli, znikają bezpowrotnie. Z jednej strony nawiedzało go przyjemne uczucie ulgi, lekkości, a z drugiej niepokój — brak wspomnień to brak świadomości, a także popełnionych błędów i nauk, jakie z nich płynęły.
Nie mógł tego kontynuować. Pozwolić, by to wszystko płynęło samo. Mieli zadanie do wykonania. Ciężko mu było się skupić, gdy nie potrafił panować nad własnym ciałem, myślami, które wymieszane, okryte mgłą, plątały się w cudzych wspomnieniach, wydarzeniach. Wiedział, że mieli coś uczynić, ale już tracił poczucie czym było i jakie miał obowiązki, względem kogo właściwie? Musiał znaleźć w sobie siłę, moc. Musiał przejąć kontrolę nad płaczącymi się obrazami, cudzymi życiami, które na chwilę stawały się jego własnymi. Tracił swoją tożsamość, ale przecież był silny, mógł się temu oprzeć. Mógł zwyciężyć.
| rzucam na odporność magiczną, chyba już wystarczy ogma
Nie mógł tego kontynuować. Pozwolić, by to wszystko płynęło samo. Mieli zadanie do wykonania. Ciężko mu było się skupić, gdy nie potrafił panować nad własnym ciałem, myślami, które wymieszane, okryte mgłą, plątały się w cudzych wspomnieniach, wydarzeniach. Wiedział, że mieli coś uczynić, ale już tracił poczucie czym było i jakie miał obowiązki, względem kogo właściwie? Musiał znaleźć w sobie siłę, moc. Musiał przejąć kontrolę nad płaczącymi się obrazami, cudzymi życiami, które na chwilę stawały się jego własnymi. Tracił swoją tożsamość, ale przecież był silny, mógł się temu oprzeć. Mógł zwyciężyć.
| rzucam na odporność magiczną, chyba już wystarczy ogma
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 48
'k100' : 48
Słabość, która ogarnęła Mathieu minęła po chwili. Czarnoksiężnik był w stanie znów unieść różdżkę i skierować ją na jeszcze jeden cel, tym razem sięgając po inkantację niewybaczalną. Promień zaklęcia pomknął w kierunku jednego z uciekinierów, godząc go w plecy. Momentalnie powietrze rozdarł jego krzyk, upadł na śnieg gdzie wił się dalej pod torturującym zaklęciem Rosiera i miał tak trwać w niekończącym się cierpieniu, dopóki Mathieu nie postanowi przerwać działania złego uroku.
W tym samym czasie Ogmios wciąż szalał na wolności, delektując się pogromem jaki siał w umysłach mugoli. Bóstwo władało siłą, o której nikomu się nie śniło, której okiełznanie miało stanowić wielki krok w stronę oczyszczania Anglii ze szlamu. Dziś jednak nie był dzień, w którym Mulciber miał pojąć przedwieczny byt i mieć go na własne usługi. Ramsey był jednak w stanie zawalczyć z istotą, która opętała jego ciało: w zasięgu możliwości czarnoksiężnika pozostawało wciąż zamknięcie Ogmy w jego klatce i odzyskanie władzy nad własnym ciałem. Lata zdobywania doświadczenia i obcowania z potężnymi magicznymi siłami wyposażyły Mulcibera w potrzebne umiejętności: wytoczył Ogmiosowi walkę, którą byt ostatecznie przegrał, zostając zepchniętym na dalszy plan, w cień. Tam zaś, wciąż czujny, miał czekać kolejnej okazji: chwilowo jednak Mulciber miał pewność, że Ogmios nie będzie mu sprawiał problemów.
Ramseyowi udało się przezwyciężyć opętanie. Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki.
W tym samym czasie Ogmios wciąż szalał na wolności, delektując się pogromem jaki siał w umysłach mugoli. Bóstwo władało siłą, o której nikomu się nie śniło, której okiełznanie miało stanowić wielki krok w stronę oczyszczania Anglii ze szlamu. Dziś jednak nie był dzień, w którym Mulciber miał pojąć przedwieczny byt i mieć go na własne usługi. Ramsey był jednak w stanie zawalczyć z istotą, która opętała jego ciało: w zasięgu możliwości czarnoksiężnika pozostawało wciąż zamknięcie Ogmy w jego klatce i odzyskanie władzy nad własnym ciałem. Lata zdobywania doświadczenia i obcowania z potężnymi magicznymi siłami wyposażyły Mulcibera w potrzebne umiejętności: wytoczył Ogmiosowi walkę, którą byt ostatecznie przegrał, zostając zepchniętym na dalszy plan, w cień. Tam zaś, wciąż czujny, miał czekać kolejnej okazji: chwilowo jednak Mulciber miał pewność, że Ogmios nie będzie mu sprawiał problemów.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Zapomniany cmentarz
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Staffordshire