Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Staffordshire
Zapomniany cmentarz
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zapomniany cmentarz
Istnieją miejsca, o których zapomniał świat. Jedno z nich mieści się na południe od Stafford i nosi miano nawiedzonego miejsca. Otwarte w 1750 roku przy samym brzegu lasu. Chowano na nim zwłoki tych, o których mówić się nie powinno. Miejscowa ludność przestrzega dzieci przed tym miejscem, opowiadając im mrożące w żyłach krew historie. Nikt jednak nie widział tam ani zjaw, ani duchów, ani tym bardziej krwi nieznanego pochodzenia, odznaczającej się zimą na białym śniegu. Samo miejsce wzbudza uczucie grozy, jest w nim coś niezwykle nieprzyjemnego. Na samym końcu, przy rozłożystym drzewie stoi kapliczka, której kamień stanowiący wejście został przesunięty, a na szczycie wyryto niezgrabnym pismem sentencje w jednym z zapomnianych języków.
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
Magia, jak adrenalina, zdawała się krążyć pod skórą bardziej żywo. Nie miało to jednak wpływu na to, jak działał. Pozostawał tak samo skupiony na zadaniu, które otrzymali ze złowieszczą plotką, która krążyła mu po głowie, jak klątwa. Nie starał się zakładać z góry najgorszego, ale masakra, jakiej świadkiem była okolica, opowiadała o tragedii sama. Różdżka posłusznie wypluła strumień magii, który rozlał się po cmentarzu, jak równie złowieszcza mgła. To jednak z czym się mieli mierzyć - należało do najbardziej plugawych. I ktokolwiek sięgnął po jej głębiny, musiał być równie spaczony... co potężny w mocy.
Obecność na cmentarzu już dawno nie przynosiła mu na myśl wspomnień z przeszłości i rzeczywistości, która wydawała się równie odległa, co jego własna wersja siebie z tamtych czasów. Dziś, widział prostu jedną z wojennych rozgrywek, tym razem sprzątając zbrodnie, jakie dokonały się niedawno - Jeśli to inferiusy i jeśli jesteśmy w ich zasięgu, to powinni atakować - odpowiedział w równie ściszonym tonie. Walczył z tymi istotami, wiedział już co najlepiej działało na to wypaczenie. Tylko czy były wystarczająco rozumne, by trzymać się rozkazów? Na samą myśl, robiło mu się niedobrze, ale - magia rządziła się zupełnie innymi prawami, niż te w rzeczywistości be z niej. A na pewno bardziej obce, plugawe, bo pochodzące z czarnej mocy - Podejdźmy bliżej... - zaryzykował, ale był pewien, że byli w stanie potwierdzić z czym mieli do czynienia. Nim jednak ich plan doszedł do skutku, podążył wzrokiem za mgnieniem, z boku i słowami drugiego aurora - Ciężarówka?... - powtórzył bez przekonania. Ale warkot maszyny, kojarzył już z czymś bardziej znajomym. Tak, jak nazwę - kierowca - Samochód - Dodał już bardziej do siebie, wyciągając z pamięci te wszystkie razy, gdy tłumaczono mu ich działanie. Sam, ostatecznie poprzestał na motocyklach - Kurwa - zdusił przekleństwo, chociaż napięcie, nie szarpnęło ciałem, gnając go do bezcelowego działania. Wiedział, co powinien zrobić. Wiedział, jak radzić sobie w sytuacji zagrożenia. I wiedział, że dzięki Zakonowi posiadał moc zdolną spopielić poruszające się coraz bardziej "żywo" inferiusy. Nie miał wątpliwości, gdy cztery ciała ruszyły w stronę gasnącego auta - Leć do niego! - rzucił nisko, wbrew okolicznościom - spokojnie, jeszcze przez chwilę biegnąć w stronę, w którą ścigały się potwory. Chciał wszystkie mieć w swoim zasięgu - To możliwe - dodał, zatrzymując się w końcu, by przekręcić w placach zaciskaną w placach różdżkę - Expecto Patronum - wymówił inkantację, która spłynęła na język lekko, zupełnie jak wspomnienie melodii, która usłyszał pierwszy raz tak dawno temu. Pieśń feniksa, rozbrzmiała w jego umyśle tak głośno, jakby tuz obok pojawił się skrzydlaty sprzymierzeniec Zakonu. Wiedział kim był. I dlaczego był. I za co walczył. Co sprowadziło go do tego miejsca i jakie światło prowadziło go dalej. W tym samym momencie, magia ukształtowała świetlistą sylwetkę koziorożca, który wyrwał się do przodu, jakby przedłużenie jego własnego pragnienia, by dogonić inferiusy. Nie uderzył jednak. Zawisł w miejscu, by rozbłysnąć takim światłem, że przez moment Skamander myślał, ze oślepł. A jednak, blask go nie bolał. Poświata, zdawał się wnikać w jego serce, napełniać nadzieją i pewnością, że ciemność za moment rozproszy się. I to rzeczywiście się stało. Trzy z plugawych istot, niemal w miejscu - rozsypało się, znikając pod łuną popiołu. Tylko jeden, pierwszy, wydawało się - najsilniejszy, chociaż zdawał się zwolnić, sczernieć, jak przypalane na patelni mięso... wciąż parł w stronę samochodu - Spal go! - krzyknął, widząc, jak Tonks przenosi się w mgnieniu oka dużo dalej, w stronę kierowcy- mugola. Sam, zdawał się dziwnie drżeć, jakby pozostałości potężnej mocy, osiadły mu na barkach i popychały dalej.
| Inferiusy do spopielenia:
1. PŻ:340 Z:68 S:68
2. PŻ:210 S:42 Z:42
3. PŻ:245 S:49 Z:49
4. PŻ:275 S:55 Z:55
| Tutaj udane zaklęcie
| Używam mocy Zakonu - spopielenia. Zadaję obrażenia OPCM x4 + 100 = 54x4 + 100 = 316. Trzy inferiusy zostają spalone, jednemu zostaje: 340-316=24 PŻ
Obecność na cmentarzu już dawno nie przynosiła mu na myśl wspomnień z przeszłości i rzeczywistości, która wydawała się równie odległa, co jego własna wersja siebie z tamtych czasów. Dziś, widział prostu jedną z wojennych rozgrywek, tym razem sprzątając zbrodnie, jakie dokonały się niedawno - Jeśli to inferiusy i jeśli jesteśmy w ich zasięgu, to powinni atakować - odpowiedział w równie ściszonym tonie. Walczył z tymi istotami, wiedział już co najlepiej działało na to wypaczenie. Tylko czy były wystarczająco rozumne, by trzymać się rozkazów? Na samą myśl, robiło mu się niedobrze, ale - magia rządziła się zupełnie innymi prawami, niż te w rzeczywistości be z niej. A na pewno bardziej obce, plugawe, bo pochodzące z czarnej mocy - Podejdźmy bliżej... - zaryzykował, ale był pewien, że byli w stanie potwierdzić z czym mieli do czynienia. Nim jednak ich plan doszedł do skutku, podążył wzrokiem za mgnieniem, z boku i słowami drugiego aurora - Ciężarówka?... - powtórzył bez przekonania. Ale warkot maszyny, kojarzył już z czymś bardziej znajomym. Tak, jak nazwę - kierowca - Samochód - Dodał już bardziej do siebie, wyciągając z pamięci te wszystkie razy, gdy tłumaczono mu ich działanie. Sam, ostatecznie poprzestał na motocyklach - Kurwa - zdusił przekleństwo, chociaż napięcie, nie szarpnęło ciałem, gnając go do bezcelowego działania. Wiedział, co powinien zrobić. Wiedział, jak radzić sobie w sytuacji zagrożenia. I wiedział, że dzięki Zakonowi posiadał moc zdolną spopielić poruszające się coraz bardziej "żywo" inferiusy. Nie miał wątpliwości, gdy cztery ciała ruszyły w stronę gasnącego auta - Leć do niego! - rzucił nisko, wbrew okolicznościom - spokojnie, jeszcze przez chwilę biegnąć w stronę, w którą ścigały się potwory. Chciał wszystkie mieć w swoim zasięgu - To możliwe - dodał, zatrzymując się w końcu, by przekręcić w placach zaciskaną w placach różdżkę - Expecto Patronum - wymówił inkantację, która spłynęła na język lekko, zupełnie jak wspomnienie melodii, która usłyszał pierwszy raz tak dawno temu. Pieśń feniksa, rozbrzmiała w jego umyśle tak głośno, jakby tuz obok pojawił się skrzydlaty sprzymierzeniec Zakonu. Wiedział kim był. I dlaczego był. I za co walczył. Co sprowadziło go do tego miejsca i jakie światło prowadziło go dalej. W tym samym momencie, magia ukształtowała świetlistą sylwetkę koziorożca, który wyrwał się do przodu, jakby przedłużenie jego własnego pragnienia, by dogonić inferiusy. Nie uderzył jednak. Zawisł w miejscu, by rozbłysnąć takim światłem, że przez moment Skamander myślał, ze oślepł. A jednak, blask go nie bolał. Poświata, zdawał się wnikać w jego serce, napełniać nadzieją i pewnością, że ciemność za moment rozproszy się. I to rzeczywiście się stało. Trzy z plugawych istot, niemal w miejscu - rozsypało się, znikając pod łuną popiołu. Tylko jeden, pierwszy, wydawało się - najsilniejszy, chociaż zdawał się zwolnić, sczernieć, jak przypalane na patelni mięso... wciąż parł w stronę samochodu - Spal go! - krzyknął, widząc, jak Tonks przenosi się w mgnieniu oka dużo dalej, w stronę kierowcy- mugola. Sam, zdawał się dziwnie drżeć, jakby pozostałości potężnej mocy, osiadły mu na barkach i popychały dalej.
| Inferiusy do spopielenia:
1. PŻ:340 Z:68 S:68
2. PŻ:210 S:42 Z:42
3. PŻ:245 S:49 Z:49
4. PŻ:275 S:55 Z:55
| Tutaj udane zaklęcie
| Używam mocy Zakonu - spopielenia. Zadaję obrażenia OPCM x4 + 100 = 54x4 + 100 = 316. Trzy inferiusy zostają spalone, jednemu zostaje: 340-316=24 PŻ
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Skinął lekko głową, mrużąc oczy. Powinny.
-Stoimy pod wiatr, powinny nas wyczuć. - przytaknął, doskonale wiedząc, że jego węch wychwyciłby kogoś pod wiatr, z takiej odległości. Nie był pewien, jak spostrzegawcze są inferiusy, ale wiedział przecież, że były cholernie silne i zwinne.
Trochę jak wilkołaki. Czasem zastanawiał się nad czarnomagiczną genezą klątwy likantropii i nad tym, czy i w jego żyłach płyną resztki czarnej magii. Ale przeważnie wolał o tym nie myśleć, bojąc się, dokąd zaprowadziłby go podobny tok rozumowania.
Postąpił krok do przodu, odruchowo chcąc się podporządkować pomysłowi Samuela. Powinni zachować ostrożność, ale nie czuli lęku - byli szkoleni do takich sytuacji, we dwójkę wykorzenią czarną magię z cmentarza.
Jeśli się o kogoś bać - to o innych.
Uśmiechnął się blado, orientując się, że dla Skamandra "ciężarówka" i "duży samochód" wcale nie były synonimami. -Ten duży... - wskazał dłonią na maszynę, ale Samuel sam do tego doszedł, a inferiusy zaczęły przemieszczać się w stronę mugola.
Różdżka błyskawicznie pociągnęła Tonksa w stronę ciężarówki. Wylądował przed kabiną kierowcy, złapał równowagę i obejrzał się na siedzącego w środku mężczyznę.
-Proszę nie wychodzić! - krzyknął do niego, ale nie miał czasu ani zatrzymać na nim wzroku, ani upewnić się, czy rozumie. Spodziewał się, że Skamander pojawi się tuż obok niego - ale drugiego aurora nie było jeszcze u jego boku. Tonks nerwowo spojrzał w stronę nadciągających inferiusów, biorąc jednego na cel i...
...z niedowierzaniem wstrzymał oddech, gdy w czarnomagiczne istoty wbiegł świetlisty koziorożec. Chociaż scena rozgrywała się w pewnym oddaleniu, Michaelowi zdawało się - może to tylko ułuda, serce rozpalone na widok magii i cudzej nadziei skumulowanej w formie patronusa? - że czuje na twarzy ciepło.
A inferiusy obróciły się w popiół. Tak po prostu.
-Jak...? - szepnął, oniemiały. Koziorożec nadal tańczył mu przed oczyma, roztaczając świetlistą poświatę na posępnym cmentarzu, a Tonks nie dowierzał. Wiedział, jak potężnej czarnej magii wymaga stworzenie inferiusa i jak wytrzymałe są te istoty. Wiedział, że magia Zakonu Feniksa pozwala wzmocnić patronusy - sam był w stanie przywołać swojego wilka z większą łatwością i na dłużej niż kiedykolwiek wcześniej - ale nigdy nie spodziewał się czegoś takiego. Skamander był w organizacji o wiele dłużej, musi go o to spytać. Na razie nie zdążył jednak nawet zerknąć w stronę starszego aurora. Spostrzegawczy wzrok wychwycił, że jeden inferius nadal się ruszał i próbował zmierzać w ich stronę. Samuel też to widział, Tonks usłyszał jego krzyk.
-Ignitio! - wycelował prosto w ostatnią z kreatur. Płoń.
-Stoimy pod wiatr, powinny nas wyczuć. - przytaknął, doskonale wiedząc, że jego węch wychwyciłby kogoś pod wiatr, z takiej odległości. Nie był pewien, jak spostrzegawcze są inferiusy, ale wiedział przecież, że były cholernie silne i zwinne.
Trochę jak wilkołaki. Czasem zastanawiał się nad czarnomagiczną genezą klątwy likantropii i nad tym, czy i w jego żyłach płyną resztki czarnej magii. Ale przeważnie wolał o tym nie myśleć, bojąc się, dokąd zaprowadziłby go podobny tok rozumowania.
Postąpił krok do przodu, odruchowo chcąc się podporządkować pomysłowi Samuela. Powinni zachować ostrożność, ale nie czuli lęku - byli szkoleni do takich sytuacji, we dwójkę wykorzenią czarną magię z cmentarza.
Jeśli się o kogoś bać - to o innych.
Uśmiechnął się blado, orientując się, że dla Skamandra "ciężarówka" i "duży samochód" wcale nie były synonimami. -Ten duży... - wskazał dłonią na maszynę, ale Samuel sam do tego doszedł, a inferiusy zaczęły przemieszczać się w stronę mugola.
Różdżka błyskawicznie pociągnęła Tonksa w stronę ciężarówki. Wylądował przed kabiną kierowcy, złapał równowagę i obejrzał się na siedzącego w środku mężczyznę.
-Proszę nie wychodzić! - krzyknął do niego, ale nie miał czasu ani zatrzymać na nim wzroku, ani upewnić się, czy rozumie. Spodziewał się, że Skamander pojawi się tuż obok niego - ale drugiego aurora nie było jeszcze u jego boku. Tonks nerwowo spojrzał w stronę nadciągających inferiusów, biorąc jednego na cel i...
...z niedowierzaniem wstrzymał oddech, gdy w czarnomagiczne istoty wbiegł świetlisty koziorożec. Chociaż scena rozgrywała się w pewnym oddaleniu, Michaelowi zdawało się - może to tylko ułuda, serce rozpalone na widok magii i cudzej nadziei skumulowanej w formie patronusa? - że czuje na twarzy ciepło.
A inferiusy obróciły się w popiół. Tak po prostu.
-Jak...? - szepnął, oniemiały. Koziorożec nadal tańczył mu przed oczyma, roztaczając świetlistą poświatę na posępnym cmentarzu, a Tonks nie dowierzał. Wiedział, jak potężnej czarnej magii wymaga stworzenie inferiusa i jak wytrzymałe są te istoty. Wiedział, że magia Zakonu Feniksa pozwala wzmocnić patronusy - sam był w stanie przywołać swojego wilka z większą łatwością i na dłużej niż kiedykolwiek wcześniej - ale nigdy nie spodziewał się czegoś takiego. Skamander był w organizacji o wiele dłużej, musi go o to spytać. Na razie nie zdążył jednak nawet zerknąć w stronę starszego aurora. Spostrzegawczy wzrok wychwycił, że jeden inferius nadal się ruszał i próbował zmierzać w ich stronę. Samuel też to widział, Tonks usłyszał jego krzyk.
-Ignitio! - wycelował prosto w ostatnią z kreatur. Płoń.
Can I not save one
from the pitiless wave?
The member 'Michael Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 16
--------------------------------
#2 'k8' : 5, 3, 5, 2, 8, 3, 7, 6
#1 'k100' : 16
--------------------------------
#2 'k8' : 5, 3, 5, 2, 8, 3, 7, 6
Długoletni aurorski staż pozwalał im na rozpoznanie rzeczy, jakie dla wielu stanowiły jedynie mroczny fragment opowiadanych wieczorami historii. Chociaż - wojna - stanowiła przeklęty, bardzo przyspieszony kurs plugawych doświadczeń dla wielu z czarodziejskiej i mugolskiej społeczności. Coś, co powinno być jednostkową sprawą, dziś rozlewało się na Anglię, niby zaraza. Nie wszystkie tajemnice powinny być poznane. Nie każdy powinien je znać. To, że cmentarz został objęty ciemnością magii, wymagało od nich natychmiastowej reakcji. I jako zakonników i aurorów jednocześnie. Inferiusy nie miały prawa bytu. Były zaprzeczeniem natury świata magicznego i tego magii pozbawionego.
Wolał nie wnikać w naturę tak mrocznych istot. To, że w jakikolwiek sposób funkcjonowały, było wypaczeniem magii. I życia. Marionetki w rękach najpotężniejszych czarnoksiężników. Bardzo niebezpieczne. Niezwykle ciężkie do pokonania w bezpośredniej walce, ale - i one miały swoją słabość. To, co tworzone w mroku, podatne było na światło. Na ogień. Przez myśl przeszło mu nawet, czy czarnoksiężnicy, ci najbardziej zanurzeni w mroku, też mogli reagować tak na moc światła? Zdążył się przekonać, jak wielką moc potrafiły mieć inkantacja pochodzące z serca feniksa.
Mimowolnie, podążył za wskazówką Tonksa. Nie był tak biegły w wiedzy ze świata mugolskiego, ale wiedział wystarczająco, by zaufać towarzyszowi i własnemu instynktowi. Rozproszenie nie było potrzebne. Jeśli mieli ochronić kierowcę ciężarówki, która się zatrzymała, w pierwszej kolejności zająć się należało inferiusami. A te, niby pchnięte niewidzialną siłą, jak na komendę, ruszyły w stronę bezbronnego - w tym wypadku - człowieka.
Potrzebował momentu, by zgarnąć myśli w konkretny cel, które opierało się na wspomnieniu i sile, jaka prowadziła go ścieżką ku światłu. Niezależnie od ilości wydarzeń, jakie miały miejsce. Od tego ile i co widział - wciąż widział światło w ciemności. Jego materialną werbalizacją był ukształtowany światłem patronus i przekazana mu moc, której dziś świadkował. Przez tych kilka chwil, jego własne serce zdawało się bić bardziej miarowo, pewniej, głośniej, jakby pozbawione ciężaru trosk, jakie nosił na co dzień. On i jemu podobni, kroczyli ścieżką wojny nie jako bezbronni cywile. Stanowili siłę zbrojną i to z jej ramienia dziś pozbywali się plugastwa.
Nim światło całkiem opadło, a jego patronus rozmył się w poranku, widział, jak jedna z istot, niezależnie od ran, jakie otrzymała, wciąż ciągnęła ku własnemu celowi, woli, jaką narzucić musiał jego twórca. Widział z daleka, jak drugi auror inkantuje zaklęcie, ale płomień uderza gdzieś w bok. Nie próbował czekać na konsekwencje. Z siłą powtórzył formułę, kierując różdżkę w poczerniałe, dymiące spalenizną plecy wciąż ruchliwego inferiusa - Ignitio! Ignitio - i tym razem nie czekał. Niezależnie od efektu, ruszył na przełaj, między bocznymi nagrobkami, przez zwały chrzęszczącego pod butami śniegu w stronę oddalonego auta i pozostawionego tam mugola. Sceneria nad wyraz nieprawdopodobna do toczonej walki i okoliczności, jakie przyszło im spotkać.
| Edit, bo zapomniałam drugą akcję dodać. Tutaj nieudany rzut na drugie zaklęcie
Wolał nie wnikać w naturę tak mrocznych istot. To, że w jakikolwiek sposób funkcjonowały, było wypaczeniem magii. I życia. Marionetki w rękach najpotężniejszych czarnoksiężników. Bardzo niebezpieczne. Niezwykle ciężkie do pokonania w bezpośredniej walce, ale - i one miały swoją słabość. To, co tworzone w mroku, podatne było na światło. Na ogień. Przez myśl przeszło mu nawet, czy czarnoksiężnicy, ci najbardziej zanurzeni w mroku, też mogli reagować tak na moc światła? Zdążył się przekonać, jak wielką moc potrafiły mieć inkantacja pochodzące z serca feniksa.
Mimowolnie, podążył za wskazówką Tonksa. Nie był tak biegły w wiedzy ze świata mugolskiego, ale wiedział wystarczająco, by zaufać towarzyszowi i własnemu instynktowi. Rozproszenie nie było potrzebne. Jeśli mieli ochronić kierowcę ciężarówki, która się zatrzymała, w pierwszej kolejności zająć się należało inferiusami. A te, niby pchnięte niewidzialną siłą, jak na komendę, ruszyły w stronę bezbronnego - w tym wypadku - człowieka.
Potrzebował momentu, by zgarnąć myśli w konkretny cel, które opierało się na wspomnieniu i sile, jaka prowadziła go ścieżką ku światłu. Niezależnie od ilości wydarzeń, jakie miały miejsce. Od tego ile i co widział - wciąż widział światło w ciemności. Jego materialną werbalizacją był ukształtowany światłem patronus i przekazana mu moc, której dziś świadkował. Przez tych kilka chwil, jego własne serce zdawało się bić bardziej miarowo, pewniej, głośniej, jakby pozbawione ciężaru trosk, jakie nosił na co dzień. On i jemu podobni, kroczyli ścieżką wojny nie jako bezbronni cywile. Stanowili siłę zbrojną i to z jej ramienia dziś pozbywali się plugastwa.
Nim światło całkiem opadło, a jego patronus rozmył się w poranku, widział, jak jedna z istot, niezależnie od ran, jakie otrzymała, wciąż ciągnęła ku własnemu celowi, woli, jaką narzucić musiał jego twórca. Widział z daleka, jak drugi auror inkantuje zaklęcie, ale płomień uderza gdzieś w bok. Nie próbował czekać na konsekwencje. Z siłą powtórzył formułę, kierując różdżkę w poczerniałe, dymiące spalenizną plecy wciąż ruchliwego inferiusa - Ignitio! Ignitio - i tym razem nie czekał. Niezależnie od efektu, ruszył na przełaj, między bocznymi nagrobkami, przez zwały chrzęszczącego pod butami śniegu w stronę oddalonego auta i pozostawionego tam mugola. Sceneria nad wyraz nieprawdopodobna do toczonej walki i okoliczności, jakie przyszło im spotkać.
| Edit, bo zapomniałam drugą akcję dodać. Tutaj nieudany rzut na drugie zaklęcie
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 27.10.21 20:01, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 24
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 7, 6, 1, 6, 2, 8
#1 'k100' : 24
--------------------------------
#2 'k8' : 6, 7, 6, 1, 6, 2, 8
Kula ognia pomknęła w kierunku inferiusa, ale niecelnie - czy to Michaelowi zadrżała ręka, a może mróz osłabił działanie zaklęcia? Nieważne, nie było czasu na analizowanie własnych błędów. Kątem oka widział, jak Skamander również próbuje spalić bestię, równie niecelnie. Choć inferius był poważnie nadpalony, to wciąż poruszał się szybko, choć bez zwinności typowej dla tych kreatur. Nic dziwnego, trup nie czuł bólu.
Inferius chciał dopaść mugola, ale ten był ukryty w kabinie ciężarówki - a na drodze potwora stał Michael. Kreatura przystanęła ułamek sekundy, wyczuwając sprzeczność nieznanych Tonksowi rozkazów - zniszczyć mugoli, nie czarodziejów. Ostatecznie pierwszy rozkaz zwyciężył, a inferius uniósł ramię, by z całej siły - nadnaturalnej siły - zamachnąć się na aurora.
-Protego! - krzyknął Tonks. Obrzydzenie żywym trupem i konieczność ochrony mugola tchnęły jego głos zdwojoną determinację. Tarcza błyskawicznie rozbłysła przed aurorem - a choć wybrał zwykłą, chroniącą przed atakami fizycznymi, wersję Protego, to siła zaklęcia zdziwiła nawet jego samego. Cios inferiusa odbił się od magicznej tarczy z takim impetem, że istota aż zatoczyła się lekko do tyłu - pozostawiając Michaelowi kilkanaście centymetrów, niezbędne do wymierzenia kolejnego ataku.
-Ignitio! - warknął auror, cofając się o krok. Z tej odległości nie miał szans chybić. Kula ognia pomknęła prosto w tors nadwęglonego inferiusa, a kreatura zajęła się ogniem i nie miała już szans na tak. Michael obserwował chwilę, jak pod żywym trupem uginają się nogi i jak ten rozpada się w popiół. Potem obejrzał się na Skamandra, który już zmierzał w ich stronę. Posłał mu blady uśmiech, autentycznie ciekaw tego wyjątkowego patronusa - czy Samuel wykrzesał cały ten żar z dna własnej duszy? Czy zaklęcie pozostawiło go zmęczonym, czy wręcz, przeciwnie, siła pozytywnych wspomnień wzmocniła również jego? Te tematy muszą poczekać - mieli towarzystwo i świadka tych upiornych wydarzeń.
Zapukał do drzwi ciężarówki, a mugol powoli uchylił drzwi.
-Co to było...? - wydyszał. Był młodym, piegowatym chłopakiem, a na jego twarzy malowała się niezdrowa mieszanka strachu, ciekawości i fascynacji. Z przewagą tych dwóch ostatnich. Widok patronusa przyćmił chyba pamięć o żywych trupach.
-Czarna magia, biała magia, jesteśmy dobrymi rebeliantami walczącymi ze złem, co pan tu robi? Skończyło się panu paliwo? - westchnął Mike, streszczając mugolowi sedno sprawy na tyle, na ile mógł i pragnąc się dowiedzieć, skąd ten się tu wziął. W centrum napadniętego przez wrogów w Staffordshire, w ciężarówce, najwyraźniej bez benzyny. Tonks rozpoznawał już ten zapach i to rzężenie silnika, w grudniu pomagał mugolowi uporać się z podobnym problemem w Lancaster.
Zaraz...
...Zmarszczył brwi, dopiero teraz mogąc skupić się na wyglądzie pojazdu i uświadamiając sobie, że wygląda znajomo.
-Zaraz, ja znam ten samochód. Z Lancashire? - wypalił, a mugol uśmiechnął się blado i pokiwał głową.
-Tak, tak, to bryka mojego taty! Chwila, to pan mu kiedyś pomógł? Wspominał, że jeździł raz z czarodziejem, jak brakło mu benzyny! Pomagam mu, jeździmy też po innych hrabstwach, mówił, żebym zawsze woził zapasowy kanister... ale musiałem zboczyć z drogi, w Staffordshire jest teraz... no, sami widzicie, i ten kanister też mi się skończył i pomyślałem, że przeczekam tutaj do rana! - opowiadał piegowaty, a Michael miał ochotę nim potrząsnąć za sam pomysł przeczekania nocy na cmentarzu.
Samuel zdążył już zjawić się przy mężczyznach i Tonks obejrzał się na niego przez ramię.
-Zabrakło mu benzyny. Eliksiru, który napędza ten pojazd. - westchnął z lekkim przekąsem. Ilu jeszcze mugoli będzie jeździć po Anglii b e z b e n z y n y? Gdyby był ojcem tego smarkacza - a mógłby nim być - to chyba by go okrzyczał. -Musimy go stąd ewakuować. - to było oczywiste, ale młodzieniec pokręcił głową.
-Chwila, znają się panowie na samochodach, podobno pomógł już pan mojemu tacie... i spaliliście te...cokolwiek to było... nie mogę tak po prostu zostawić samochodu, w środku są ciepłe ubrania, koce, dla uciekinierów i czarodziejów, którzy jeszcze mają odwagę im pomagać... może pomogliby mi panowie to rozdać? - poprosił, wodząc błagalnym wzrokiem od jednego aurora do drugiego.
rzuty, protego za >120 (zakładam, że aż lekko odrzuciło inferiusa) i udane Ignitio (z żywotnością 24/340 inferius stracił zbyt duży % żywotności, by móc uniknąć zaklęcia)
inferiusy rip, wzbudzam zaufanie mugola mugoloznastwem II i faktem, że chroniłem go przed inferiusem własnym ciałem
Inferius chciał dopaść mugola, ale ten był ukryty w kabinie ciężarówki - a na drodze potwora stał Michael. Kreatura przystanęła ułamek sekundy, wyczuwając sprzeczność nieznanych Tonksowi rozkazów - zniszczyć mugoli, nie czarodziejów. Ostatecznie pierwszy rozkaz zwyciężył, a inferius uniósł ramię, by z całej siły - nadnaturalnej siły - zamachnąć się na aurora.
-Protego! - krzyknął Tonks. Obrzydzenie żywym trupem i konieczność ochrony mugola tchnęły jego głos zdwojoną determinację. Tarcza błyskawicznie rozbłysła przed aurorem - a choć wybrał zwykłą, chroniącą przed atakami fizycznymi, wersję Protego, to siła zaklęcia zdziwiła nawet jego samego. Cios inferiusa odbił się od magicznej tarczy z takim impetem, że istota aż zatoczyła się lekko do tyłu - pozostawiając Michaelowi kilkanaście centymetrów, niezbędne do wymierzenia kolejnego ataku.
-Ignitio! - warknął auror, cofając się o krok. Z tej odległości nie miał szans chybić. Kula ognia pomknęła prosto w tors nadwęglonego inferiusa, a kreatura zajęła się ogniem i nie miała już szans na tak. Michael obserwował chwilę, jak pod żywym trupem uginają się nogi i jak ten rozpada się w popiół. Potem obejrzał się na Skamandra, który już zmierzał w ich stronę. Posłał mu blady uśmiech, autentycznie ciekaw tego wyjątkowego patronusa - czy Samuel wykrzesał cały ten żar z dna własnej duszy? Czy zaklęcie pozostawiło go zmęczonym, czy wręcz, przeciwnie, siła pozytywnych wspomnień wzmocniła również jego? Te tematy muszą poczekać - mieli towarzystwo i świadka tych upiornych wydarzeń.
Zapukał do drzwi ciężarówki, a mugol powoli uchylił drzwi.
-Co to było...? - wydyszał. Był młodym, piegowatym chłopakiem, a na jego twarzy malowała się niezdrowa mieszanka strachu, ciekawości i fascynacji. Z przewagą tych dwóch ostatnich. Widok patronusa przyćmił chyba pamięć o żywych trupach.
-Czarna magia, biała magia, jesteśmy dobrymi rebeliantami walczącymi ze złem, co pan tu robi? Skończyło się panu paliwo? - westchnął Mike, streszczając mugolowi sedno sprawy na tyle, na ile mógł i pragnąc się dowiedzieć, skąd ten się tu wziął. W centrum napadniętego przez wrogów w Staffordshire, w ciężarówce, najwyraźniej bez benzyny. Tonks rozpoznawał już ten zapach i to rzężenie silnika, w grudniu pomagał mugolowi uporać się z podobnym problemem w Lancaster.
Zaraz...
...Zmarszczył brwi, dopiero teraz mogąc skupić się na wyglądzie pojazdu i uświadamiając sobie, że wygląda znajomo.
-Zaraz, ja znam ten samochód. Z Lancashire? - wypalił, a mugol uśmiechnął się blado i pokiwał głową.
-Tak, tak, to bryka mojego taty! Chwila, to pan mu kiedyś pomógł? Wspominał, że jeździł raz z czarodziejem, jak brakło mu benzyny! Pomagam mu, jeździmy też po innych hrabstwach, mówił, żebym zawsze woził zapasowy kanister... ale musiałem zboczyć z drogi, w Staffordshire jest teraz... no, sami widzicie, i ten kanister też mi się skończył i pomyślałem, że przeczekam tutaj do rana! - opowiadał piegowaty, a Michael miał ochotę nim potrząsnąć za sam pomysł przeczekania nocy na cmentarzu.
Samuel zdążył już zjawić się przy mężczyznach i Tonks obejrzał się na niego przez ramię.
-Zabrakło mu benzyny. Eliksiru, który napędza ten pojazd. - westchnął z lekkim przekąsem. Ilu jeszcze mugoli będzie jeździć po Anglii b e z b e n z y n y? Gdyby był ojcem tego smarkacza - a mógłby nim być - to chyba by go okrzyczał. -Musimy go stąd ewakuować. - to było oczywiste, ale młodzieniec pokręcił głową.
-Chwila, znają się panowie na samochodach, podobno pomógł już pan mojemu tacie... i spaliliście te...cokolwiek to było... nie mogę tak po prostu zostawić samochodu, w środku są ciepłe ubrania, koce, dla uciekinierów i czarodziejów, którzy jeszcze mają odwagę im pomagać... może pomogliby mi panowie to rozdać? - poprosił, wodząc błagalnym wzrokiem od jednego aurora do drugiego.
rzuty, protego za >120 (zakładam, że aż lekko odrzuciło inferiusa) i udane Ignitio (z żywotnością 24/340 inferius stracił zbyt duży % żywotności, by móc uniknąć zaklęcia)
inferiusy rip, wzbudzam zaufanie mugola mugoloznastwem II i faktem, że chroniłem go przed inferiusem własnym ciałem
Can I not save one
from the pitiless wave?
Drgająca pod palcami magia, wciąż żywa, poruszona mocą światła, wydawała się pochłaniać sobą wszystko inne. Nawet języki ognia, które formowały się w pulsującą smugę czerwieni, ostatecznie, znikały nie sięgając celu. Zupełnie tak, jakby on sam wchłonął ogień, który rozlał się we krwi. Chociaż nie sądził, by ten rozjarzył mu spojrzenie, czuł jego żar, gdy śledził wykręconą od popiołu postać iferiusa, który uparcie pokonywał dzieląca go odległość od drugiego aurora i ukrytego w przerośniętym samochodzie mugola. Widział też, jak stworzenie zamachuje się na Tonksa, niemal odbijając od jasnej tarczy, którą nakreślił przed sobą. Stwór, nawet poważnie ranny, musiał być zbudowany z potężnej magii. A wiec i siłę musiał mieć przerażającą. Nim jednak sczerniałe członki zamachnęły się ponownie, płomień ognistej kuli uderzył w pierś czarnomagiczną istotę, kończąc dzieła.
Inerius legł na ziemi, rozsiewając obrzydliwą woń spalenizny. Kimkolwiek był kiedyś właściciel ciała, przestał istnieć. Na szczęście. Mógł odejść, Czy w pokoju? Nie wiedział. Nie próbował nawet sobie wyobrażać, gdy mijał pozostawione resztki w roztopionej brei śniegu i czarnego popiołu. Nie schował różdżki. Nie opuścił gardy, jakby zastanawiając się, czy gdzieś za kolejnego grobu, nie wypełznie coś więcej. Nie. Światło patronusa, sięgało wystarczająco daleko, by roznieść plugastwo w pył. Działało. I czuł pełna satysfakcję, że mrok, został z tego miejsca wyparty.
Zatrzymał się kilka kroków przed pojazdem, mimowolnie przyglądając się gabarytom. Widział już samochody. Nigdy jednak tak duże, jak jedna przerośniętych magicznych bestii. Sam potrafił jeździć motocyklem, ale to zdawało mu się zupełnie innego gatunku. Zakładała, ze tak jak przy pracy ze smokami, wymagało to naprawdę ogromnych umiejętności.
Nie starał się tłumaczyć, że rozumiał czym jest benzyna. Przynajmniej w teorii, jako eliksir napędzający także jego motocykl. Skinął jedynie głową, przyjmując do wiadomości zaserwowane wieści - Młody ma rację - przytaknął chłopakowi, obserwując piegowatą twarz bardziej przenikliwie, niż wypadało - ...ale na drugi raz, nie polecam samotnych podróży, ani tym bardziej nocowania na cmentarzu - czuł się trochę jak na kursie, besztając krnąbrnych za lekkomyślność. Zwrócił się ostatecznie do towarzysza ich misji - zakładam, że musimy się rozdzielić - odwrócił twarz ku cmentarnym progom - i przydałoby się tam więcej światła, aby więcej nie pojawiło się nic podobnego - zawyrokował z namysłem, wracając uwagą do obu mężczyzn. Cmentarz był wręcz idealnym miejscem na najbardziej plugawe praktyki czarnoksięskie. Aktualnie, był w stanie temu przynajmniej przeszkodzić. Istniało jedno, potężne zabezpieczanie, które było w stanie zablokować działanie czarnej magii całkowicie. Przynajmniej do momentu, aż ktoś nie spróbuje go ściągnąć. To jednak - tak jak samo nakładanie - nie było tak proste. Odetchnął ciężej - Część można rozdać osobiście, mamy wyznaczonych kilka punktów po tych wydarzeniach, a część, przekazać naszym przyjaciołom - będą wiedzieli, jak dotrzeć do najbardziej potrzebujących - planem dzielił się bezpośrednio z Tonksem. Miał więcej oglądy w kontaktach z mugolami. I mieli informacje, które dadzą szanse na pomoc szerszej grupie potrzebujących - Zostanę tu, a wam łatwiej będzie to transportować pomniejszone. Nie jestem zbyt biegły w magii transmutacji, ale... Reducio, Reducio - powtórzył formułę, czując, jak różdżka aż wibruje mu pod palcami. Coś ostatnimi czasy magia zmiany dziwnie żywo reagowała na jego wolę. Czy był to wpływ białej mocy, która jeszcze niedawno go otaczała?
Inerius legł na ziemi, rozsiewając obrzydliwą woń spalenizny. Kimkolwiek był kiedyś właściciel ciała, przestał istnieć. Na szczęście. Mógł odejść, Czy w pokoju? Nie wiedział. Nie próbował nawet sobie wyobrażać, gdy mijał pozostawione resztki w roztopionej brei śniegu i czarnego popiołu. Nie schował różdżki. Nie opuścił gardy, jakby zastanawiając się, czy gdzieś za kolejnego grobu, nie wypełznie coś więcej. Nie. Światło patronusa, sięgało wystarczająco daleko, by roznieść plugastwo w pył. Działało. I czuł pełna satysfakcję, że mrok, został z tego miejsca wyparty.
Zatrzymał się kilka kroków przed pojazdem, mimowolnie przyglądając się gabarytom. Widział już samochody. Nigdy jednak tak duże, jak jedna przerośniętych magicznych bestii. Sam potrafił jeździć motocyklem, ale to zdawało mu się zupełnie innego gatunku. Zakładała, ze tak jak przy pracy ze smokami, wymagało to naprawdę ogromnych umiejętności.
Nie starał się tłumaczyć, że rozumiał czym jest benzyna. Przynajmniej w teorii, jako eliksir napędzający także jego motocykl. Skinął jedynie głową, przyjmując do wiadomości zaserwowane wieści - Młody ma rację - przytaknął chłopakowi, obserwując piegowatą twarz bardziej przenikliwie, niż wypadało - ...ale na drugi raz, nie polecam samotnych podróży, ani tym bardziej nocowania na cmentarzu - czuł się trochę jak na kursie, besztając krnąbrnych za lekkomyślność. Zwrócił się ostatecznie do towarzysza ich misji - zakładam, że musimy się rozdzielić - odwrócił twarz ku cmentarnym progom - i przydałoby się tam więcej światła, aby więcej nie pojawiło się nic podobnego - zawyrokował z namysłem, wracając uwagą do obu mężczyzn. Cmentarz był wręcz idealnym miejscem na najbardziej plugawe praktyki czarnoksięskie. Aktualnie, był w stanie temu przynajmniej przeszkodzić. Istniało jedno, potężne zabezpieczanie, które było w stanie zablokować działanie czarnej magii całkowicie. Przynajmniej do momentu, aż ktoś nie spróbuje go ściągnąć. To jednak - tak jak samo nakładanie - nie było tak proste. Odetchnął ciężej - Część można rozdać osobiście, mamy wyznaczonych kilka punktów po tych wydarzeniach, a część, przekazać naszym przyjaciołom - będą wiedzieli, jak dotrzeć do najbardziej potrzebujących - planem dzielił się bezpośrednio z Tonksem. Miał więcej oglądy w kontaktach z mugolami. I mieli informacje, które dadzą szanse na pomoc szerszej grupie potrzebujących - Zostanę tu, a wam łatwiej będzie to transportować pomniejszone. Nie jestem zbyt biegły w magii transmutacji, ale... Reducio, Reducio - powtórzył formułę, czując, jak różdżka aż wibruje mu pod palcami. Coś ostatnimi czasy magia zmiany dziwnie żywo reagowała na jego wolę. Czy był to wpływ białej mocy, która jeszcze niedawno go otaczała?
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 24.11.21 19:59, w całości zmieniany 1 raz
Choć transmutacja nie była wiodącą dziedziną Samuela, magia w istocie zdała się mu sprzyjać. Reducio rzucone z prostym zamiarem zmniejszenia ciężaru bagażu okazało się wystarczająco silne, aby jeden z pakunków zgrabnie skurczył się do rozmiarów kieszonkowego zegarka, który można włożyć do kieszeni. Dzięki takiemu przygotowaniu dostarczenie ubrań do potrzebujących miało okazać się banalnie proste.
Interwencja Mistrza Gry w związku z wyrzuceniem krytycznego sukcesu. Niezwykle udana kompresja umożliwi łatwe przeniesienie paczek oraz - co wyjdzie na jaw później - wzmocni tkaniny, z których wykonano ubrania, znacząco zwiększając ich jakość; zagwarantują one ciepłe odzienie na surową zimę wielu potrzebującym. Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki
Trochę światła. Michael uśmiechnął się kącikiem ust, pojmując, co drugi auror ma na myśli.
-Dobry pomysł. Pójdę z... jak masz na imię? - przytaknął Mike, zerkając na chłopaka.
-Johnny... znaczy, John! - wyprostował się młodzieniec, chyba chcąc wyglądać i brzmieć poważniej.
-Chcesz polatać na miotle, John? Może być trochę zimno. - uśmiechnął się Michael, przestrogę dodając jedynie z przekory. Chłopak wyglądał na fana motoryzacji, a Tonks pamiętał, że w jego wieku cieszyło go wszystko, co nowe i nieznane.
-Żartuje pan? Jasne, że tak! Miałem jechać do Derbyshire, jakbyśmy zdążyli tam dolecieć, to... jest grupa w wiosce na granicy, później w Borrowash, później jeszcze trzy wioski na północy i... jakby mógł mnie pan odstawić do Lancaster? Ojciec ma zapasy benzyny... - zaczął paplać Johnny z entuzjazmem, a Mike przerwał mu skinieniem głowy.
-Spokojnie, na miotle wszędzie zdążymy. Skoro macie benzynę, to ciężarówkę też stąd ruszymy. - uspokoił chłopaka. W tym czasie Samuel skurczył pakunki, a Mike aż gwizdnął z podziwem - samemu sięgał już po różdżkę i spodziewał się, że rzucanie Reducio zajmie im jeszcze trochę czasu. Skamander uporał się z tym zadaniem śpiewająco.
-Brawo! Dobra, Johnny, bierz paczki do kieszeni. Odczarujemy je po przylocie na miejsce. - samemu również zmieścił w kieszeniach płaszcza tyle, ile mógł. Znacząco ułatwi im to transport.
-Do zobaczenia, Sam. Wrócę tu jeszcze... popatrzeć. - obiecał, wiedząc, że drugi auror spędzi na cmentarzu jeszcze długie godziny. Poinstruował mugola, jak bezpiecznie usiąść na miotle, a potem wzbili się w powietrze.
Podróż i rozdanie wszystkich paczek zajęła im dobre kilka godzin. Powiększanie pakunków za pomocą Engiorgio nie przekraczało umiejętności Michaela, choć transmutacja nie była jego najmocniejszą stroną. Po przywróceniu do normalnego rozmiaru okazały się jeszcze cieplejsze, niż wcześniej - magia Samuela wzmocniła tkaniny, uchodźcy byli wdzięczni za ubrania, które pomogą im przetrwać zimę.
Tonks wrócił na cmentarz jeszcze dwukrotnie - najpierw, po wizycie w Lancaster, z młodym kierowcą i butlą z benzyną. Pojechał z chłopakiem na granicę Derbyshire, by odeskortować go w bezpieczniejsze rejony, a następnie wrócił na cmentarz upewnić się, że Samuelowi nic nie potrzeba.
To był długi dzień, ale Greengrassowie powinni być zadowoleni z postępów.
/zt
-Dobry pomysł. Pójdę z... jak masz na imię? - przytaknął Mike, zerkając na chłopaka.
-Johnny... znaczy, John! - wyprostował się młodzieniec, chyba chcąc wyglądać i brzmieć poważniej.
-Chcesz polatać na miotle, John? Może być trochę zimno. - uśmiechnął się Michael, przestrogę dodając jedynie z przekory. Chłopak wyglądał na fana motoryzacji, a Tonks pamiętał, że w jego wieku cieszyło go wszystko, co nowe i nieznane.
-Żartuje pan? Jasne, że tak! Miałem jechać do Derbyshire, jakbyśmy zdążyli tam dolecieć, to... jest grupa w wiosce na granicy, później w Borrowash, później jeszcze trzy wioski na północy i... jakby mógł mnie pan odstawić do Lancaster? Ojciec ma zapasy benzyny... - zaczął paplać Johnny z entuzjazmem, a Mike przerwał mu skinieniem głowy.
-Spokojnie, na miotle wszędzie zdążymy. Skoro macie benzynę, to ciężarówkę też stąd ruszymy. - uspokoił chłopaka. W tym czasie Samuel skurczył pakunki, a Mike aż gwizdnął z podziwem - samemu sięgał już po różdżkę i spodziewał się, że rzucanie Reducio zajmie im jeszcze trochę czasu. Skamander uporał się z tym zadaniem śpiewająco.
-Brawo! Dobra, Johnny, bierz paczki do kieszeni. Odczarujemy je po przylocie na miejsce. - samemu również zmieścił w kieszeniach płaszcza tyle, ile mógł. Znacząco ułatwi im to transport.
-Do zobaczenia, Sam. Wrócę tu jeszcze... popatrzeć. - obiecał, wiedząc, że drugi auror spędzi na cmentarzu jeszcze długie godziny. Poinstruował mugola, jak bezpiecznie usiąść na miotle, a potem wzbili się w powietrze.
Podróż i rozdanie wszystkich paczek zajęła im dobre kilka godzin. Powiększanie pakunków za pomocą Engiorgio nie przekraczało umiejętności Michaela, choć transmutacja nie była jego najmocniejszą stroną. Po przywróceniu do normalnego rozmiaru okazały się jeszcze cieplejsze, niż wcześniej - magia Samuela wzmocniła tkaniny, uchodźcy byli wdzięczni za ubrania, które pomogą im przetrwać zimę.
Tonks wrócił na cmentarz jeszcze dwukrotnie - najpierw, po wizycie w Lancaster, z młodym kierowcą i butlą z benzyną. Pojechał z chłopakiem na granicę Derbyshire, by odeskortować go w bezpieczniejsze rejony, a następnie wrócił na cmentarz upewnić się, że Samuelowi nic nie potrzeba.
To był długi dzień, ale Greengrassowie powinni być zadowoleni z postępów.
/zt
Can I not save one
from the pitiless wave?
Kilka wypowiedzianych słów naznaczyło się przekazem, który zrozumieć miał tylko jego towarzysz. Obaj byli na misji. Poważnej, której konsekwencje miały zażegnać rozrastający się chaos, który wywołali rycerze walpurgii oraz - poplecznicy czystokrwistych idei. I odetchnął z ulatującą powoli ze krwi adrenaliną dopiero, gdy wszystkie stwor w końcu zakończyły żywo. Ostatni, w pokracznej, skruszonej ogniem pozie, dogorywał w roztopionym śniegu. Nie znaczyło to jednak, że czekało ich odpoczynek. Obecność mugola i pakunek, jaki ze sobą miał, jednocześnie przysporzył im dodatkowego zajęcia, ale, wpisał się idealnie w aktualne potrzebny rozsianych w okolicznych terenach potrzeb. Wyznaczoną nie tylko przez mroźną zimę, ale i tragedię, która przetoczyła się krwawo przez ziemie Greengrasów.
Skinieniem głowy zgodził się na kontynuację proponowanego planu. Tonks zdecydowanie lepiej nadawał się do ogarnięcia kwestii benzyny, a z nieoczekiwaną pomocą magii, która zaskakująco szybo poddała się woli zmiany, pakunki, które wypełniały utkniętą w śniegu ciężarówkę, mogły zostać rozdane najbardziej potrzebującym. Skamander nigdy nie był biegły w mocy transmutacyjnej, ta jednak, wydawała się ostatnimi czasy żywiej reagować na jego próby jej okiełznania. Wzruszył ramieniem, tylko przez moment obserwując falującą od napięcia magię, by potem skupić się już bardziej na otaczającej go rzeczywistości i kontynuacją części planu, jaką zamierzał wykonać.
Tylko pobieżnie słuchał wymiany zdań z młodym mugolem, w jakiś sposób podzielając entuzjazm z faktu, że mógł przelecieć się miotłą. Być może brakowało w tym jego własnej, młodzieńczej tęsknoty, ale - rozumiał. Pamiętał - Gdyby coś się działo po drodze, wiesz jak się skontaktować - rzucił tylko krótko w stronę aurora i przez chwilę też obserwował dwójkę mężczyzn, gdy unosiła ich magia i zniknęli na horyzoncie. Skamander miał sporo do przygotowania. I w pierwszej kolejności, musiał pozbyć się ostatniej i zakładał - najsilniej zmumifikowanego czarną magią inferiusa. Nie tak płytki dół, stał się grobem dla spopielonych resztek. A oczyszczone z oparów plugastwa ziemia cmentarna, w końcu była gotowa do objęcia jej magią przeciwnej natury.
Miał świadomość, jak trudnym do nałożenia zabezpieczeniem było Światło. Wciąż jednak tliły się w nim promienie ciepła, jakie oblały go, gdy przywołał patronusa. Jego światła. I dokładnie tym blaskiem w jakiś sposób natchniony, rozpoczął długi proces splatania białej magii, której cienie nici zgarniał najpierw ku sobie, by potem utkać z niej trudne do rozerwania granice, mające trzymać w ryzach wszystko, co spaczone mrokiem. Korzystanie tylko z mocy, z własnej woli i dudniącej w jego żyłach magii, ale i skumulowanych w ciele sił. To, co budował, nie było proste. Wymagało skupienia, uwagi, mocy, wytrwałości... i czasu. Przerwy robił kilkukrotnie, pozwalając sobie na odpoczynek, gdy w okolicy pojawił się Tonks - Będę musiał tu wrócić jutro. I pojutrze prawdopodobnie też - zakomunikował krótko, niemal czując, jak drżały mu dłonie, gdy w końcu wieczór chylił się ku końcowi - Dopóki nie skończę, przyda się ktoś do patrolu okolicy - dodał jeszcze wiedząc, że Greengrasowie udzielą mu w tym względzie odpowieiedni8ego wsparcia, by światło na nowo zagościło w okolicy.
I z tą informacją oraz wieścią, że żywe trupy przestały plugawić miejsce wiecznego spoczynku, mogli powitać zakończenie powierzonej na ich barki misji. Ale, wojna trwała nadal.
| Nakładam na teren cmentarza zabezpieczenie Światło
| zt
Skinieniem głowy zgodził się na kontynuację proponowanego planu. Tonks zdecydowanie lepiej nadawał się do ogarnięcia kwestii benzyny, a z nieoczekiwaną pomocą magii, która zaskakująco szybo poddała się woli zmiany, pakunki, które wypełniały utkniętą w śniegu ciężarówkę, mogły zostać rozdane najbardziej potrzebującym. Skamander nigdy nie był biegły w mocy transmutacyjnej, ta jednak, wydawała się ostatnimi czasy żywiej reagować na jego próby jej okiełznania. Wzruszył ramieniem, tylko przez moment obserwując falującą od napięcia magię, by potem skupić się już bardziej na otaczającej go rzeczywistości i kontynuacją części planu, jaką zamierzał wykonać.
Tylko pobieżnie słuchał wymiany zdań z młodym mugolem, w jakiś sposób podzielając entuzjazm z faktu, że mógł przelecieć się miotłą. Być może brakowało w tym jego własnej, młodzieńczej tęsknoty, ale - rozumiał. Pamiętał - Gdyby coś się działo po drodze, wiesz jak się skontaktować - rzucił tylko krótko w stronę aurora i przez chwilę też obserwował dwójkę mężczyzn, gdy unosiła ich magia i zniknęli na horyzoncie. Skamander miał sporo do przygotowania. I w pierwszej kolejności, musiał pozbyć się ostatniej i zakładał - najsilniej zmumifikowanego czarną magią inferiusa. Nie tak płytki dół, stał się grobem dla spopielonych resztek. A oczyszczone z oparów plugastwa ziemia cmentarna, w końcu była gotowa do objęcia jej magią przeciwnej natury.
Miał świadomość, jak trudnym do nałożenia zabezpieczeniem było Światło. Wciąż jednak tliły się w nim promienie ciepła, jakie oblały go, gdy przywołał patronusa. Jego światła. I dokładnie tym blaskiem w jakiś sposób natchniony, rozpoczął długi proces splatania białej magii, której cienie nici zgarniał najpierw ku sobie, by potem utkać z niej trudne do rozerwania granice, mające trzymać w ryzach wszystko, co spaczone mrokiem. Korzystanie tylko z mocy, z własnej woli i dudniącej w jego żyłach magii, ale i skumulowanych w ciele sił. To, co budował, nie było proste. Wymagało skupienia, uwagi, mocy, wytrwałości... i czasu. Przerwy robił kilkukrotnie, pozwalając sobie na odpoczynek, gdy w okolicy pojawił się Tonks - Będę musiał tu wrócić jutro. I pojutrze prawdopodobnie też - zakomunikował krótko, niemal czując, jak drżały mu dłonie, gdy w końcu wieczór chylił się ku końcowi - Dopóki nie skończę, przyda się ktoś do patrolu okolicy - dodał jeszcze wiedząc, że Greengrasowie udzielą mu w tym względzie odpowieiedni8ego wsparcia, by światło na nowo zagościło w okolicy.
I z tą informacją oraz wieścią, że żywe trupy przestały plugawić miejsce wiecznego spoczynku, mogli powitać zakończenie powierzonej na ich barki misji. Ale, wojna trwała nadal.
| Nakładam na teren cmentarza zabezpieczenie Światło
| zt
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Zapomniany cmentarz
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Staffordshire