Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka :: Dom Bathildy Bagshot
Schody
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Schody na piętro
Wyłożony zakurzonymi dywanami korytarz ciągnie się przez całą długość domu, a na samym jego końcu wpada w pokój, w którym znajdują się schody prowadzące na piętro. Rośliny zajmujące większą część przestrzeni nie potrzebują pielęgnacji. Zaklęte przez profesor Bagshot, nie schną, ale też nie rosną. Tutaj też znajduje się wyjście do zarośniętego, zaniedbanego ogrodu.
Miał dużo czasu na przygotowanie się do tej zabawy, a mimo to kiedy widział jak jego przyjaciele śpiewają, śmieją się, to coś go zakuło. Wnoszenie tortu, urodziny, sylwester. Mógł tutaj nie być za rok, prawdopodobnie mogło go nie być nawet za tydzień w tym miejscu.
Skończył w końcu grać melodię, chowając harmonijkę do kieszeni i na moment, a może nawet dłuższy odpłynął, chociaż cały czas się uśmiechał, kiwał głową. Ale nie wiedział co się działo. Mimowolnie wziął kieliszek z szampanem, nawet nie dostrzegając tak do końca, kiedy brat dolał mu do niego mocarza. Nie zwracał na to uwagi, stając z boku. Ile miał czasu? Wiedział przecież, że podczas wojny wszyscy mogli łatwo stracić życie. Sam to widział w Tower, sam widział jak na Connaught Square łapią ludzi. Nie był w Londynie podczas tej rzezi, o której wspominał Steffen. Jak to wpłynęło na Jamesa, na Marcela? No tak, mama blondyna też nie żyła.
Zaśmiał się intuicyjnie, słysząc że ktoś obok się śmieje, wciąż udając że uczestniczy w rozmowie, chociaż stanowczo stał z boku, obserwując tu zgromadzonych. Demelza, Finley, Anne, Neala, Sheila, Eveline. Wszystkie wyglądały pięknie, nawet jeśli na codzień nie miały okazji ani możliwości się stroić. Reszta towarzystwa wcale nie odstawała, ale to przecież panie najbadziej cieszyły oko.
Poczęstował się fasolką, wciąż nieco nieobecny. Wciąż jeszcze nie upił mieszanki mocarza z szampanem, uśmiechając się na słowa, które wypowiadały osoby w jego pobliżu. Uwielbiał zazwyczaj rozmowy, towarzystwo - bardzo często się wtedy wygłupiał i starał ich rozśmieszyć, ale dzisiaj stanowczo nie miał na to siły. Mimo, że cały czas się szczerzył jak głupi do sera - ale kto by zauważył różnicę, jeśli zawsze tak się szczerzył?
Może po prostu się przeziębił? Może adrenalina jeszcze z niego nie zeszła po kradzieży, której dokonał wraz z Jamesem? Może potrzebuje świeżego powietrza? Tak, to był dobry pomysł. Nie będą przychodziły mu myśli o tym, że to ostatni raz, kiedy widzisz wszystkich w takim komplecie - że to ostatnie urodziny kogoś z ich wspólnych znajomych, które wspólnie celebrują. Będzie ich więcej, prawda? Na pewno, na bank. Przecież miał tydzień, jeszcze coś wymyślą, jeszcze Marcel dostarczy mu nazwiska…
A mimo to gula w gardle mu rosła.
Zjadł fasolkę, po chwili zaraz rozglądając się po pomieszczeniu i ruszając przed siebie, chcąc wyjść na zewnątrz do ogrodu, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Potrzebował go.
Zagapił się jednak nieco i wciąż jakby otumaniony wpadł barkiem na Leona, której obecności wcześniej nie dostrzegł, nie zanotował. Uśmiechnął się jednak do niego już po chwili wesoło i objął go ramieniem, uznając go za doskonały pretekst. Jeśli zniknie sam, James lub Sheila mogliby się zacząć martwić, a tak to uznają, że nadrabia stare czasy ze starym znajomym.
- Leon! Szmat czasu, co tam u ciebie..? - rzucił z uśmiechem, ciągnąc gryfońskiego kolegę za sobą w stronę ogrodu. Zastanowił się przez chwilę, kto mógłby zaprosić go tutaj, ale… może rzeczywiście był tutaj z Nelką?
Wychodząc do ogrodu, upił w końcu na raz alkohol ze swojego kieliszka na samą myśl, która go zmroziła. W końcu oboje byli ze szlachty - i Nelka, i Leon. Czy przyszli tu jako para? A jeśli tak… czy byli parą dwa miesiące temu, kiedy tańczył z panną Weasley w Blackpool?
Nawet nie zauważył, kiedy opróżnił kieliszek do dna, stawiając kroki na śniegu.
|Rzut na fasolki (k6 i k100)
Szampan (k3), mocarz (k6) i efekt mocarza (k20)
Zt z Leonem, zapraszam kolegę do ogrodu
Skończył w końcu grać melodię, chowając harmonijkę do kieszeni i na moment, a może nawet dłuższy odpłynął, chociaż cały czas się uśmiechał, kiwał głową. Ale nie wiedział co się działo. Mimowolnie wziął kieliszek z szampanem, nawet nie dostrzegając tak do końca, kiedy brat dolał mu do niego mocarza. Nie zwracał na to uwagi, stając z boku. Ile miał czasu? Wiedział przecież, że podczas wojny wszyscy mogli łatwo stracić życie. Sam to widział w Tower, sam widział jak na Connaught Square łapią ludzi. Nie był w Londynie podczas tej rzezi, o której wspominał Steffen. Jak to wpłynęło na Jamesa, na Marcela? No tak, mama blondyna też nie żyła.
Zaśmiał się intuicyjnie, słysząc że ktoś obok się śmieje, wciąż udając że uczestniczy w rozmowie, chociaż stanowczo stał z boku, obserwując tu zgromadzonych. Demelza, Finley, Anne, Neala, Sheila, Eveline. Wszystkie wyglądały pięknie, nawet jeśli na codzień nie miały okazji ani możliwości się stroić. Reszta towarzystwa wcale nie odstawała, ale to przecież panie najbadziej cieszyły oko.
Poczęstował się fasolką, wciąż nieco nieobecny. Wciąż jeszcze nie upił mieszanki mocarza z szampanem, uśmiechając się na słowa, które wypowiadały osoby w jego pobliżu. Uwielbiał zazwyczaj rozmowy, towarzystwo - bardzo często się wtedy wygłupiał i starał ich rozśmieszyć, ale dzisiaj stanowczo nie miał na to siły. Mimo, że cały czas się szczerzył jak głupi do sera - ale kto by zauważył różnicę, jeśli zawsze tak się szczerzył?
Może po prostu się przeziębił? Może adrenalina jeszcze z niego nie zeszła po kradzieży, której dokonał wraz z Jamesem? Może potrzebuje świeżego powietrza? Tak, to był dobry pomysł. Nie będą przychodziły mu myśli o tym, że to ostatni raz, kiedy widzisz wszystkich w takim komplecie - że to ostatnie urodziny kogoś z ich wspólnych znajomych, które wspólnie celebrują. Będzie ich więcej, prawda? Na pewno, na bank. Przecież miał tydzień, jeszcze coś wymyślą, jeszcze Marcel dostarczy mu nazwiska…
A mimo to gula w gardle mu rosła.
Zjadł fasolkę, po chwili zaraz rozglądając się po pomieszczeniu i ruszając przed siebie, chcąc wyjść na zewnątrz do ogrodu, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Potrzebował go.
Zagapił się jednak nieco i wciąż jakby otumaniony wpadł barkiem na Leona, której obecności wcześniej nie dostrzegł, nie zanotował. Uśmiechnął się jednak do niego już po chwili wesoło i objął go ramieniem, uznając go za doskonały pretekst. Jeśli zniknie sam, James lub Sheila mogliby się zacząć martwić, a tak to uznają, że nadrabia stare czasy ze starym znajomym.
- Leon! Szmat czasu, co tam u ciebie..? - rzucił z uśmiechem, ciągnąc gryfońskiego kolegę za sobą w stronę ogrodu. Zastanowił się przez chwilę, kto mógłby zaprosić go tutaj, ale… może rzeczywiście był tutaj z Nelką?
Wychodząc do ogrodu, upił w końcu na raz alkohol ze swojego kieliszka na samą myśl, która go zmroziła. W końcu oboje byli ze szlachty - i Nelka, i Leon. Czy przyszli tu jako para? A jeśli tak… czy byli parą dwa miesiące temu, kiedy tańczył z panną Weasley w Blackpool?
Nawet nie zauważył, kiedy opróżnił kieliszek do dna, stawiając kroki na śniegu.
|Rzut na fasolki (k6 i k100)
Szampan (k3), mocarz (k6) i efekt mocarza (k20)
Zt z Leonem, zapraszam kolegę do ogrodu
The member 'Thomas Doe' has done the following action : Rzut kością
#1 'k6' : 1
--------------------------------
#2 'k100' : 89
--------------------------------
#3 'k3' : 3
--------------------------------
#4 'k6' : 1
--------------------------------
#5 'k20' : 18
#1 'k6' : 1
--------------------------------
#2 'k100' : 89
--------------------------------
#3 'k3' : 3
--------------------------------
#4 'k6' : 1
--------------------------------
#5 'k20' : 18
Spojrzała w bok, gdy jej uwaga raz jeszcze została zwabiona przez Jamesa i Demelze. Nie wnikała za co dziewczyna mogła zrobić krzywdę Jamiemu, ale jeśli nie dotyczyło to tego felernego papierosa, to najpewniej miała całkowitą rację w swych zamiarach. Poza tym znała ten ton, piskliwy dźwięk, jaki wydobył się z gardła Doe, wywołujący u niej nikły uśmieszek. Z trudem powstrzymała się przed przewróceniem oczami. Zerknęła na Jamiego, gdy stanął obok niej, uciekając od znajomej krawcowej, która z nożem naprawdę mogła być niebezpieczna.
- To całkiem prawdopodobne.- odparła na zadane pytanie.- Złodziej, spodziewający się, że ktoś go okradnie? Brzmi nierealnie, więc i bardzo groźnie.- dodała po romsku na pozór poważnie. Nie przypuszczała, że naprawdę mógł zwątpić nagle i poczuć ryzyko, że odebrano mu coś, co należało do niego. Ostatnie dni powinny go przecież upewnić, że nic się w tej kwestii nie zmieniło.
Błądziła spojrzeniem po zebranych osobach, które zajęte były rozmowami między sobą. Dłuższą uwagę poświęciła samemu Marcelowi, mimowolnie uśmiechając się wyraźniej, gdy zdawał się tak zadowolony z niespodzianki i szczęśliwy z towarzystwa przyjaciół. Skrzyżowała wzrok z Jamesem, czując, jak odpowiedział na jej gest, wzmacniając go wyraźnie. Patrzyła, jak wyraz jego twarzy zmienia się. Nie mogła nie zauważyć tej czułości w uśmiechu, która sprawiała, że po ciele rozlewało się przyjemne ciepło. Zostawiła go jednak samego. Chwilę później była już przy Finnie i Castorze, korzystając przy tym z okazji, by wziąć jedną z oferowanych fasolek wszystkich smaków.
Zadziorny uśmieszek, wykrzywił jej usta, kiedy dotarły do niej słowa Sprouta.
- Chociaż bardzo bym chciała, nie mogę ci tego obiecać.- udała na moment smutną, by zaraz zaśmiać się cicho.- Zwłaszcza teraz.- dodała, gdy Finley zareagowała na niewinne pytanie. Nie wątpiła, że Jones dałaby się porwać również na dłużej, ale nie była tak okrutna, aby odbierać ją Castorowi. Obejrzała się na Jamesa, kiedy znalazł się obok.- Tak zaskakująca jest nasza znajomość? – spytała, by zaraz jeszcze przytaknąć Finley.- Bez wątpienia, nie ma lepszych od nas.- rzuciła żartobliwie. Uniosła delikatnie brew na słowa Castora. Złamanym nosem? Oh, jasne, wiedziała, że Doe był porywczy. Ciężko było tego faktu nie zauważyć przy piętnastu latach znajomości, lecz nie miała pojęcia, że nawet Sprout odczuł na sobie nerwowość Jamiego.- Cóż przykro mi, ale tym razem chyba nie skończy się tak źle.- stwierdziła, zerkając z uwagą na męża. Wierzyła, że dzisiejszego wieczoru będzie grzeczny i nie dojdzie do bójki z dziwnych powodów, których pewnie nie zrozumie. W sumie nawet nie myślała dotąd o takiej możliwości.
Skinęła głową, na pytanie przyjaciółki.
- Jasne, że tak. -odpowiedziała od razu. Kiedy Jones zajęła się jeszcze chłopakiem, sama zerknęła na Jamesa, gdy ten nalał alkoholu prawie wszystkim. Chyba wypadało już sprawdzić siłę samoróbki, dlatego z lekką niepewnością napiła się. Później wbiegła na piętro za Fin, nie ociągając się, by przyjaciółka nie musiała długo męczyć się w niewygodnym stroju. Była pewna, że nie zajmie im to długo, zwłaszcza kiedy padło już ogólne zaproszenie na parkiet i wypadało się pospieszyć.
rzucam na fasolkę k6 i k100, mocarza k6, efekt mocarza k20
- To całkiem prawdopodobne.- odparła na zadane pytanie.- Złodziej, spodziewający się, że ktoś go okradnie? Brzmi nierealnie, więc i bardzo groźnie.- dodała po romsku na pozór poważnie. Nie przypuszczała, że naprawdę mógł zwątpić nagle i poczuć ryzyko, że odebrano mu coś, co należało do niego. Ostatnie dni powinny go przecież upewnić, że nic się w tej kwestii nie zmieniło.
Błądziła spojrzeniem po zebranych osobach, które zajęte były rozmowami między sobą. Dłuższą uwagę poświęciła samemu Marcelowi, mimowolnie uśmiechając się wyraźniej, gdy zdawał się tak zadowolony z niespodzianki i szczęśliwy z towarzystwa przyjaciół. Skrzyżowała wzrok z Jamesem, czując, jak odpowiedział na jej gest, wzmacniając go wyraźnie. Patrzyła, jak wyraz jego twarzy zmienia się. Nie mogła nie zauważyć tej czułości w uśmiechu, która sprawiała, że po ciele rozlewało się przyjemne ciepło. Zostawiła go jednak samego. Chwilę później była już przy Finnie i Castorze, korzystając przy tym z okazji, by wziąć jedną z oferowanych fasolek wszystkich smaków.
Zadziorny uśmieszek, wykrzywił jej usta, kiedy dotarły do niej słowa Sprouta.
- Chociaż bardzo bym chciała, nie mogę ci tego obiecać.- udała na moment smutną, by zaraz zaśmiać się cicho.- Zwłaszcza teraz.- dodała, gdy Finley zareagowała na niewinne pytanie. Nie wątpiła, że Jones dałaby się porwać również na dłużej, ale nie była tak okrutna, aby odbierać ją Castorowi. Obejrzała się na Jamesa, kiedy znalazł się obok.- Tak zaskakująca jest nasza znajomość? – spytała, by zaraz jeszcze przytaknąć Finley.- Bez wątpienia, nie ma lepszych od nas.- rzuciła żartobliwie. Uniosła delikatnie brew na słowa Castora. Złamanym nosem? Oh, jasne, wiedziała, że Doe był porywczy. Ciężko było tego faktu nie zauważyć przy piętnastu latach znajomości, lecz nie miała pojęcia, że nawet Sprout odczuł na sobie nerwowość Jamiego.- Cóż przykro mi, ale tym razem chyba nie skończy się tak źle.- stwierdziła, zerkając z uwagą na męża. Wierzyła, że dzisiejszego wieczoru będzie grzeczny i nie dojdzie do bójki z dziwnych powodów, których pewnie nie zrozumie. W sumie nawet nie myślała dotąd o takiej możliwości.
Skinęła głową, na pytanie przyjaciółki.
- Jasne, że tak. -odpowiedziała od razu. Kiedy Jones zajęła się jeszcze chłopakiem, sama zerknęła na Jamesa, gdy ten nalał alkoholu prawie wszystkim. Chyba wypadało już sprawdzić siłę samoróbki, dlatego z lekką niepewnością napiła się. Później wbiegła na piętro za Fin, nie ociągając się, by przyjaciółka nie musiała długo męczyć się w niewygodnym stroju. Była pewna, że nie zajmie im to długo, zwłaszcza kiedy padło już ogólne zaproszenie na parkiet i wypadało się pospieszyć.
rzucam na fasolkę k6 i k100, mocarza k6, efekt mocarza k20
Learn your place in someone's life,
so you don't overplay your part
Eve Doe
Zawód : Tancerka, złodziejka, młoda mama
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Start where you are.
Use what you have.
Do what you can.
Use what you have.
Do what you can.
OPCM : 5
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +3
TRANSMUTACJA : 15+5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarownica
Neutralni
The member 'Eve Doe' has done the following action : Rzut kością
#1 'k6' : 2
--------------------------------
#2 'k100' : 63
--------------------------------
#3 'k6' : 2
--------------------------------
#4 'k20' : 3
#1 'k6' : 2
--------------------------------
#2 'k100' : 63
--------------------------------
#3 'k6' : 2
--------------------------------
#4 'k20' : 3
— Spróbuj tylko — rzucił prowokacyjnie z uniesioną brwią w kierunku Demelzy, tuż po tym jak skierowała w jego stronę groźbę. — Masz na myśli… — Zmarszczył brwi, a potem nachylił się w jej kierunku i ściszył głos do szeptu, ale stojąc przy Eve, którą się zasłaniał, doskonale mogła to usłyszeć. — To na literę „d”? Naprawdę? — Bardzo elegancko to określiła, musiał się upewnić, drocząc się z nią przy okazji. — Kończy się na „a”? Tu? Tak przy wszystkich? No wiesz… Będę pamiętać, by ubezpieczać tyły — skinął jej głową porozumiewawczo, odbierając talerzyk z tortem. Nie przeszkadzało mu wcale, że dostał ten, w którym wciąż znajdowała się dziura po włożonym papierosie. Zabrał się za jedzenie, a jadł szybko, koncentrując się tylko na tym. Tort był — wyśmienity. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz jadł coś równie dobrego. Palcem zgarnął resztki kremu z powierzchni, powstrzymując się przed wylizaniem talerza do czysta. Odłożywszy szkło na bok, stanął przy młodym chłopaku. Patrzył przez chwilę na Monty’iego, kiedy unosił kieliszek i pił dwa połączone ze sobą alkohole. Lekki uśmiech powoli się poszerzał, ciągniętymi wyginającymi się ku górze kącikami ust, aż w końcu wyszczerzył się szeroko do chłopaka, czekając chwilę na efekty. Poklepał go po policzku.
— To się nazywa chrzest bojowy, młody.
Ale nie tylko on od razu przechylił kieliszek. W ślad za nim poszli pozostali. Chłopak Neali, potem Marcel. Kiedy przyjaciel sprawdził swój prezent i wyciągnął do poczęstowanie opakowanie fasolek Wszystkich Smaków aż uniósł brwi wysoko. Poczekał aż inni wezmą, a potem wybrał jedną dla siebie i skosztował. Nie był przyzwyczajony do jedzenia słodyczy, trudno było je ukraść, szczególnie teraz. W Hogwarcie nie był w stanie przejeść wszystkiego, co znajdowało się na stołach w Wielkiej Sali. A teraz, kiedy poczuł ten smak na powrót poczuł się dokładnie jak tam. Przyjemne ciepło rozlało się po jego piersi. Pozwolił sobie na chwilę osobistej przyjemności, kiedy cichy pomruk zadowolenia wydostał się z jego gardła. Ten smak pamiętał bardzo dobrze - nie mógłby przecież zapomnieć. Rozpływał się w ustach. — Mmm… Mleczna czekolada! — pochwalił się z przyjemnością, po czym odchylił głowę do góry, dłoń zacisnął w pięść i wykonał ruch zwycięstwa. Nie mógł trafić lepiej. Cmoknął z przyjemnością i spojrzał na Sheilę, kiedy ta zwątpiła w jego bimbrownicze umiejętności. Słusznie, zresztą.
— Nie-e? Zapomniałem, że wprawna z ciebie degustatorka.— Uniósł brew, przyglądając jej się z pewną podejrzliwością; była jego młodszą siostrą, nie dorosła do picia alkoholu. Słabość do niej była jednak tak wielka, że uległ jej niezadowoleniu i odwrócił się, żeby wypełnić jej kieliszek, a potem jeszcze raz do swojego, kiedy poczuł na swoim boku jej kłujący łokieć. — No to siup, siostrzyczko.— Zachęcił ją do napicia się, a potem zerknął na Aidana jeszcze orientacyjnie. Powinien wiedzieć, że dzisiaj jest obserwowany i cokolwiek nie zrobi przy Sheili, nie umknie to uwadze także jej braciom. — Kto jest tu młodszy od ciebie? Przecież ty masz piętnaście lat — zmarszczył brwi, mierząc ją wzrokiem jeszcze, nim jego uwagi nie przyciągnęła znajomość cyganki z tancerką ognia. W pierwszej chwili to intuicja go zaalarmowała, ale nie zastanawiał się nad tym zbytnio. Dopiero teraz, kiedy się na tym skoncentrował zaczął zauważać coraz więcej. Przeskakiwał spojrzeniem z jednej, na drugą. Z Finley na Eve i odwrotnie. Słowa Castora go nie mogły powstrzymać przed coraz głębszą analizą. Puścił jego komentarz mimo uszu, zerkając na niego dopiero kiedy wspomniał o złamanym nosie.
— Wiesz co? — Zwrócił się ku niemu, zadzierając brodę. Sprout był jednak wyższy. — Wszystko jeszcze dziś przed nami, Casie — mruknął z wymownym, złośliwym uśmiechem, parząc mu w oczy krótko. Pytania dziewczyn o jego zdziwienie sprawiły, że zostawił byłego prefekta w spokoju i popatrzył na blondynkę.— Posiadanie przyjaciół to chyba żadna zaskakująca tajemnica, po prostu nigdy nie wspominała, że się przyjaźnicie— odpowiedział szczerze im obu, choć zaraz potem zdał sobie sprawę, jak słabo to zabrzmiało. Mógł ugryźć się w język, ale spojrzał na ciemnowłosą, unosząc brwi nagląco. Był przyjacielem Eve przez całe życie, wiedział, że nie nazywało się tak byle kogo w swoim otoczeniu. Wychowanie wśród jej rodziny, jej krewnych, jej cyganów dużo silniej na niego niż na starszego Thomasa odbiło postrzeganie przez nich świata. — Długo się przyjaźnicie? — dociekał, marszcząc brwi. Nie mógł być to miesiąc ani dwa, nie mogła by tak nazywać Finley jeśli znały się od momentu pojawienia się Eve w Londynie. Chyba, że cyganka ją oszukiwała, co zaś przeczyło prawdziwym założeniom tej relacji. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nie zdążył, bo dziewczyny się zebrały i zniknęły na schodach. Podążył za nimi spojrzeniem, by dostrzec kątem oka jak jego brat opuszcza pomieszczenie z Leonem.
Muzyka rozbrzmiała w salonie. Zerknął w tamtym kierunku, kiedy Marcel zarządził ostatecznie kolejkę tańca, a następnie poprosił Anne. Rozejrzał się, kiedy Eve zniknęła mu z oczu w towarzystwie Finley i ruszył w stronę Neali, która ostatecznie została sama.
— Nie miałabyś ochoty ze mną zatańczyć? — spytał, po czym ukłonił się nisko, z nonszalanckim ruchem chwytając się prawą w pas. Pamiętał, że nie miała ku temu zbyt wielu okazji, nie uczestniczyła w balach, potańcówki miały być dla niej nowością. Ostatnim razem się ni udało — wciąż był pewien, że nie z jego winy, to przecież Walter sprowokował całe to zamieszanie; pieprzony chojrak. Wyprostował się z cwanym uśmiechem, czekając aż opróżni ten obiecany kieliszek i przechylił swój, dla zachęty.
| Mocarz znów; 77/89; fasolka
Drogie Panie, Panowie zdobywają kolejne 2 punkty w tej turze <3 Rozpoczynam czwartą turę. Dajmy sobie czas na odpis do: 31.10. godz; 20:00
— To się nazywa chrzest bojowy, młody.
Ale nie tylko on od razu przechylił kieliszek. W ślad za nim poszli pozostali. Chłopak Neali, potem Marcel. Kiedy przyjaciel sprawdził swój prezent i wyciągnął do poczęstowanie opakowanie fasolek Wszystkich Smaków aż uniósł brwi wysoko. Poczekał aż inni wezmą, a potem wybrał jedną dla siebie i skosztował. Nie był przyzwyczajony do jedzenia słodyczy, trudno było je ukraść, szczególnie teraz. W Hogwarcie nie był w stanie przejeść wszystkiego, co znajdowało się na stołach w Wielkiej Sali. A teraz, kiedy poczuł ten smak na powrót poczuł się dokładnie jak tam. Przyjemne ciepło rozlało się po jego piersi. Pozwolił sobie na chwilę osobistej przyjemności, kiedy cichy pomruk zadowolenia wydostał się z jego gardła. Ten smak pamiętał bardzo dobrze - nie mógłby przecież zapomnieć. Rozpływał się w ustach. — Mmm… Mleczna czekolada! — pochwalił się z przyjemnością, po czym odchylił głowę do góry, dłoń zacisnął w pięść i wykonał ruch zwycięstwa. Nie mógł trafić lepiej. Cmoknął z przyjemnością i spojrzał na Sheilę, kiedy ta zwątpiła w jego bimbrownicze umiejętności. Słusznie, zresztą.
— Nie-e? Zapomniałem, że wprawna z ciebie degustatorka.— Uniósł brew, przyglądając jej się z pewną podejrzliwością; była jego młodszą siostrą, nie dorosła do picia alkoholu. Słabość do niej była jednak tak wielka, że uległ jej niezadowoleniu i odwrócił się, żeby wypełnić jej kieliszek, a potem jeszcze raz do swojego, kiedy poczuł na swoim boku jej kłujący łokieć. — No to siup, siostrzyczko.— Zachęcił ją do napicia się, a potem zerknął na Aidana jeszcze orientacyjnie. Powinien wiedzieć, że dzisiaj jest obserwowany i cokolwiek nie zrobi przy Sheili, nie umknie to uwadze także jej braciom. — Kto jest tu młodszy od ciebie? Przecież ty masz piętnaście lat — zmarszczył brwi, mierząc ją wzrokiem jeszcze, nim jego uwagi nie przyciągnęła znajomość cyganki z tancerką ognia. W pierwszej chwili to intuicja go zaalarmowała, ale nie zastanawiał się nad tym zbytnio. Dopiero teraz, kiedy się na tym skoncentrował zaczął zauważać coraz więcej. Przeskakiwał spojrzeniem z jednej, na drugą. Z Finley na Eve i odwrotnie. Słowa Castora go nie mogły powstrzymać przed coraz głębszą analizą. Puścił jego komentarz mimo uszu, zerkając na niego dopiero kiedy wspomniał o złamanym nosie.
— Wiesz co? — Zwrócił się ku niemu, zadzierając brodę. Sprout był jednak wyższy. — Wszystko jeszcze dziś przed nami, Casie — mruknął z wymownym, złośliwym uśmiechem, parząc mu w oczy krótko. Pytania dziewczyn o jego zdziwienie sprawiły, że zostawił byłego prefekta w spokoju i popatrzył na blondynkę.— Posiadanie przyjaciół to chyba żadna zaskakująca tajemnica, po prostu nigdy nie wspominała, że się przyjaźnicie— odpowiedział szczerze im obu, choć zaraz potem zdał sobie sprawę, jak słabo to zabrzmiało. Mógł ugryźć się w język, ale spojrzał na ciemnowłosą, unosząc brwi nagląco. Był przyjacielem Eve przez całe życie, wiedział, że nie nazywało się tak byle kogo w swoim otoczeniu. Wychowanie wśród jej rodziny, jej krewnych, jej cyganów dużo silniej na niego niż na starszego Thomasa odbiło postrzeganie przez nich świata. — Długo się przyjaźnicie? — dociekał, marszcząc brwi. Nie mógł być to miesiąc ani dwa, nie mogła by tak nazywać Finley jeśli znały się od momentu pojawienia się Eve w Londynie. Chyba, że cyganka ją oszukiwała, co zaś przeczyło prawdziwym założeniom tej relacji. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nie zdążył, bo dziewczyny się zebrały i zniknęły na schodach. Podążył za nimi spojrzeniem, by dostrzec kątem oka jak jego brat opuszcza pomieszczenie z Leonem.
Muzyka rozbrzmiała w salonie. Zerknął w tamtym kierunku, kiedy Marcel zarządził ostatecznie kolejkę tańca, a następnie poprosił Anne. Rozejrzał się, kiedy Eve zniknęła mu z oczu w towarzystwie Finley i ruszył w stronę Neali, która ostatecznie została sama.
— Nie miałabyś ochoty ze mną zatańczyć? — spytał, po czym ukłonił się nisko, z nonszalanckim ruchem chwytając się prawą w pas. Pamiętał, że nie miała ku temu zbyt wielu okazji, nie uczestniczyła w balach, potańcówki miały być dla niej nowością. Ostatnim razem się ni udało — wciąż był pewien, że nie z jego winy, to przecież Walter sprowokował całe to zamieszanie; pieprzony chojrak. Wyprostował się z cwanym uśmiechem, czekając aż opróżni ten obiecany kieliszek i przechylił swój, dla zachęty.
| Mocarz znów; 77/89; fasolka
Drogie Panie, Panowie zdobywają kolejne 2 punkty w tej turze <3 Rozpoczynam czwartą turę. Dajmy sobie czas na odpis do: 31.10. godz; 20:00
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
#1 'k6' : 3
--------------------------------
#2 'k20' : 2
#1 'k6' : 3
--------------------------------
#2 'k20' : 2
Oczywiście że nie mógł trafić na dobry smak fasolki, przeczuwał to już od samego początku. W momencie przegryzienia czegoś, co wpisywało się w kategorię czarodziejskich słodkości, poczuł nieprzyjemny smak czegoś zepsutego. I chyba tylko mocno ograniczone zapasy jedzenia i utrudniony dostęp do zaopatrzenia sprawił, że ostatecznie przełknięcie fasolki nie należało do najgorszych przyjemności. - Spalona wątróbka... - rzucił do ciekawskiego Marcela i Jamesa, któremu udało się trafić w coś o wiele smaczniejszego. Mina Olliego nieco się przy tym wykrzywiła, porównywalnie jednak do wypicia porządnego kieliszka Mocarza. A co do samego kieliszka...
Palące ciepło alkoholu ponownie przeszło przez żołądek blondyna, zabijając okropny posmak spalonej wątróbki i zamieniając go na równie okropny posmak spirytusu, z mało wyraźną nutą pigwy. O dziwo, tym razem przyjął ten strzał o wiele lepiej, nie zrobiło mu się też bardziej gorąco niż poprzednio, a do głowy nie przychodziły też niewłaściwe myśli. Wszystkie znaki wskazywałyby na to, że organizm zaczynał niepoprawnie dobrze przystosowywać się do spożywania!
Nieco bardziej ośmielony przez trunek, choć nadal z pewną blokadą przed tańczeniem, dał się pociągnąć Demi za dłoń w kierunku parkietu. Ucieszył się również że przyjaciółka zgodziła się z nim zatańczyć w rytm rock'n'rolla, jakkolwiek nie powinno się przy tym poruszać, a usta przyozdobił mu szczery uśmiech.
- Znam muzykę, ale nie kroki. Musisz mi pokazać co robić, wiesz to najlepiej ze wszystkich. - odpowiedział dziewczynie, łapiąc jej spojrzenie w momencie ujęcia drugiej dłoni do tanecznej pozycji wyjściowej. Komplement jakoś mimowolnie wpadł mu na język, bez większej refleksyjności, bo przecież to była sama prawda! Mógłby jeszcze wiele więcej miłych rzeczy o niej opowiedzieć i żadne nie byłyby przekoloryzowane czy przesadne, znał ją wystarczająco dobrze.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę że cię tu widzę! Chyba to już mówiłem... Ale tak, bardzo się cieszę że znowu spotykamy! Gdzie się podziewałaś? - mówił dalej z dużym entuzjazmem i zainteresowaniem, chcąc dowiedzieć się od przyjaciółki wszystkiego po tylu latach braku kontaktu, w końcu drogi uczniów po edukacji potrafiły rozchodzić się w naprawdę przeróżnych kierunkach! Policzki nabrały delikatnego, różanego odcienia, zapewne za sprawą alkoholu, gorąca i odrobiny ruchu, jeśli taniec z nią można było nazwać w taki sposób. Oboje mieli szczęście że choć Ollie nie znał kroków, to przynajmniej znał jakiekolwiek podstawy tańca i wiedzy muzycznej, a zatem też miał namiastki poczucia rytmu. Reszta zależała od tego jak dobrze przyswoi wiedzę od przyjaciółki i czy mocarz nie pokrzyżuje mu w tym planów!
rzucam orientacyjnie na taniec współczesny(?) żeby zobaczyć jak mi idzie; 1k100-40
Palące ciepło alkoholu ponownie przeszło przez żołądek blondyna, zabijając okropny posmak spalonej wątróbki i zamieniając go na równie okropny posmak spirytusu, z mało wyraźną nutą pigwy. O dziwo, tym razem przyjął ten strzał o wiele lepiej, nie zrobiło mu się też bardziej gorąco niż poprzednio, a do głowy nie przychodziły też niewłaściwe myśli. Wszystkie znaki wskazywałyby na to, że organizm zaczynał niepoprawnie dobrze przystosowywać się do spożywania!
Nieco bardziej ośmielony przez trunek, choć nadal z pewną blokadą przed tańczeniem, dał się pociągnąć Demi za dłoń w kierunku parkietu. Ucieszył się również że przyjaciółka zgodziła się z nim zatańczyć w rytm rock'n'rolla, jakkolwiek nie powinno się przy tym poruszać, a usta przyozdobił mu szczery uśmiech.
- Znam muzykę, ale nie kroki. Musisz mi pokazać co robić, wiesz to najlepiej ze wszystkich. - odpowiedział dziewczynie, łapiąc jej spojrzenie w momencie ujęcia drugiej dłoni do tanecznej pozycji wyjściowej. Komplement jakoś mimowolnie wpadł mu na język, bez większej refleksyjności, bo przecież to była sama prawda! Mógłby jeszcze wiele więcej miłych rzeczy o niej opowiedzieć i żadne nie byłyby przekoloryzowane czy przesadne, znał ją wystarczająco dobrze.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę że cię tu widzę! Chyba to już mówiłem... Ale tak, bardzo się cieszę że znowu spotykamy! Gdzie się podziewałaś? - mówił dalej z dużym entuzjazmem i zainteresowaniem, chcąc dowiedzieć się od przyjaciółki wszystkiego po tylu latach braku kontaktu, w końcu drogi uczniów po edukacji potrafiły rozchodzić się w naprawdę przeróżnych kierunkach! Policzki nabrały delikatnego, różanego odcienia, zapewne za sprawą alkoholu, gorąca i odrobiny ruchu, jeśli taniec z nią można było nazwać w taki sposób. Oboje mieli szczęście że choć Ollie nie znał kroków, to przynajmniej znał jakiekolwiek podstawy tańca i wiedzy muzycznej, a zatem też miał namiastki poczucia rytmu. Reszta zależała od tego jak dobrze przyswoi wiedzę od przyjaciółki i czy mocarz nie pokrzyżuje mu w tym planów!
rzucam orientacyjnie na taniec współczesny(?) żeby zobaczyć jak mi idzie; 1k100-40
Ollie Marlowe
Zawód : uzdrowiciel i magipsychiatra w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Ollie Marlowe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 5
'k100' : 5
- Obiecujesz? - upewniłam się przenosząc jasne tęczówki na Sheile stojącą obok. - Właściwie to tak. Chociaż nie do końca mam z czym porównywać. - zastanowiłam się na głos wydymając krótko usta. Wzrok przeniosłam też z Jamesa, na Marceliego, kiedy zrozumiał, że spojrzenie moje złapał. Nie warto, nie ważne. Uniosłam odrobinę podbródek udając, że wcale nie zauważyłam tego oka puszczonego - bo niby co na takie coś się brało i odpowiadało? Nie wahałam się chwili nawet, żeby wziąć i śpiewać zacząć urodzinową piosenkę. Bo jak to tak inaczej - bez niej? Tak zwyczajnie nie można było. Brwi uniosły mi się na ten cały papieros w torcie, ale zaraz roześmiałam się krótko. Dziwne to było, ale może tak już mieli.
- Marcel! - odpowiedziałam w podobnym tonie, usta rozkładając w krótkim uśmiechu. - Żeby dzień każdy ciepły był, jak słońce, które promieniami obejmuje ziemię naszą. - złożyłam krótkie życzenia, bo w sumie co więcej, niźli dobre dni można było chcieć? Zwłaszcza teraz, kiedy działo się jak się działo. - Na zdrowie! - zgodziłam się unosząc kieliszek do ust i upijając z niego kulturalny łyk. Bo szaleń nie było co, prawda? Ale czasu za wiele nie było, bo zaraz też ten cały napój bogów się pojawił. A ja, no nie inaczej, jak wzięłam i powiedziałam, że żadnych obaw co do picia go nie mam. Więc nie istniała szansa, żebym honor swój wzięła i wyrzuciła. Wypić już musiałam i już. Więc najpierw wzięłam do końca ten kieliszek szampan opróżniłam klasyfikując go gdzieś poniżej wina, ale powyżej piwa co to smak czekolady niby miało. Drgnęłam, kiedy Sheila pytanie zadała, ale raczej z zaskoczenia samym mówieniem niż słowami. Uniosłam brwi ku górze odrobinę zdziwiona, bo przecież Sheila chyba widziała z kim dzisiaj przyszłam.
- No ze mną i Aidanem i Montym. - odpowiedziałam Sheili marszcząc odrobinę brwi, mając wrażenie że nie do końca mogło chodzić jej o to, ale nie do końca rozumiałam. Poczułam na sobie spojrzenie Jamesa, więc i swój wzrok tam zwróciłam. Wyciągając w jego stronę rękę z kieliszkiem. Powędrowałam za nim wzrokiem zerkając na Leona na którego spojrzał. Uniosłam brew wracając tęczówkami znów do niego, ale nic nie powiedziałam. Zaraz jednak zerkając ku Leonowi, który jakimś spojrzeniem mnie częstował. Słów Sheili nie skomentowałam, bo te rozciągnęły moje usta w odrobinę głupkowatym uśmiechu, że mnie się udało. - Siup! - powiedziałam kiedy kieliszki już pełne były. Unosząc go by spróbować tego napoju bogów.
- Miły bądź, Thomas. - upomniałam starszego Doe, patrząc na niego podejrzliwie, kiedy brał i Leona gdzieś wyprowadzał. Odprowadziłam ich spojrzeniem marszcząc odrobinę brwi. A kiedy wzrok znów w stronę środka salonu skierowałam przede mną James się znajdował. Mimowolnie cofnęłam się o pół kroku z tego zaskoczenia. Odchrząknęłam lekko, a zaraz usta mi się rozwarły trochę z zaskoczenia. Zamrugałam trzy razy. By zaraz unieść brew i wydąć lekko usta. I przekonał mnie - ten cwany uśmiech. Uniosłam podbródek, a zaraz też kieliszek który przechyliłam. - Za podeptane palce nie przyjmuje skarg.
#1 pije szampana 1k3+4
#2 i pije mocarza 1k6+3
#3 efekt k20
- Marcel! - odpowiedziałam w podobnym tonie, usta rozkładając w krótkim uśmiechu. - Żeby dzień każdy ciepły był, jak słońce, które promieniami obejmuje ziemię naszą. - złożyłam krótkie życzenia, bo w sumie co więcej, niźli dobre dni można było chcieć? Zwłaszcza teraz, kiedy działo się jak się działo. - Na zdrowie! - zgodziłam się unosząc kieliszek do ust i upijając z niego kulturalny łyk. Bo szaleń nie było co, prawda? Ale czasu za wiele nie było, bo zaraz też ten cały napój bogów się pojawił. A ja, no nie inaczej, jak wzięłam i powiedziałam, że żadnych obaw co do picia go nie mam. Więc nie istniała szansa, żebym honor swój wzięła i wyrzuciła. Wypić już musiałam i już. Więc najpierw wzięłam do końca ten kieliszek szampan opróżniłam klasyfikując go gdzieś poniżej wina, ale powyżej piwa co to smak czekolady niby miało. Drgnęłam, kiedy Sheila pytanie zadała, ale raczej z zaskoczenia samym mówieniem niż słowami. Uniosłam brwi ku górze odrobinę zdziwiona, bo przecież Sheila chyba widziała z kim dzisiaj przyszłam.
- No ze mną i Aidanem i Montym. - odpowiedziałam Sheili marszcząc odrobinę brwi, mając wrażenie że nie do końca mogło chodzić jej o to, ale nie do końca rozumiałam. Poczułam na sobie spojrzenie Jamesa, więc i swój wzrok tam zwróciłam. Wyciągając w jego stronę rękę z kieliszkiem. Powędrowałam za nim wzrokiem zerkając na Leona na którego spojrzał. Uniosłam brew wracając tęczówkami znów do niego, ale nic nie powiedziałam. Zaraz jednak zerkając ku Leonowi, który jakimś spojrzeniem mnie częstował. Słów Sheili nie skomentowałam, bo te rozciągnęły moje usta w odrobinę głupkowatym uśmiechu, że mnie się udało. - Siup! - powiedziałam kiedy kieliszki już pełne były. Unosząc go by spróbować tego napoju bogów.
- Miły bądź, Thomas. - upomniałam starszego Doe, patrząc na niego podejrzliwie, kiedy brał i Leona gdzieś wyprowadzał. Odprowadziłam ich spojrzeniem marszcząc odrobinę brwi. A kiedy wzrok znów w stronę środka salonu skierowałam przede mną James się znajdował. Mimowolnie cofnęłam się o pół kroku z tego zaskoczenia. Odchrząknęłam lekko, a zaraz usta mi się rozwarły trochę z zaskoczenia. Zamrugałam trzy razy. By zaraz unieść brew i wydąć lekko usta. I przekonał mnie - ten cwany uśmiech. Uniosłam podbródek, a zaraz też kieliszek który przechyliłam. - Za podeptane palce nie przyjmuje skarg.
#1 pije szampana 1k3+4
#2 i pije mocarza 1k6+3
#3 efekt k20
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'k6' : 3
--------------------------------
#3 'k20' : 14
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'k6' : 3
--------------------------------
#3 'k20' : 14
Staff odsunął się na moment pod ścianę, przepraszająco uśmiechając się do Castora i Finnie, która z wdzięcznością przyjęła komplement. Komplement, który w normalnych okolicznościach nie przeszedłby mu przez gardło. Co się z nim dzisiaj działo? Było mu gorąco, a myśli, które miał o nogach Finnie nie były ani przyzwoite ani godne zaręczonego gentlemana. Obejrzał się nerwowo, ale nie czuł na sobie wzroku Isabelli, może mu się upiecze. Tylko policzki nadal paliły żywym ogniem, a w głowie mu się kręciło. I na domiar złego panna Jones to zauważyła.
-Jasne, że w porządku! Po prostu bardzo tu gorąco, prawda? Trochę duszno, profesor Bagshot pewnie mieszkała tutaj sama, a teraz jest nas tutaj tak dużo, a wtedy powietrze inaczej cyrku...luje. -wyjaśnił Finley na jednym wydechu, a potem szybko wycofał się w stronę miski z wyzwaniami. To go czymś zajmie, a Castorowi da chwilę dla swojej dziewczyny. Jednym uchem słyszał ich suchary, naprawdę urocza z nich para...
Miął los w rękach, ale nie rozwinął go jeszcze. Miął go nerwowo, z bladym uśmiechem śledząc poczynania reszty towarzystwa. Tomek i lord Longbottom wyszli, a szkoda, Steffen chciał podpytać arystokratę, co słychać w Northumberland... choć może to nie najlepszy moment? Z nagłą przykrością zdał sobie sprawę, że powinni się dobrze bawić, a on myśli o polityce. Czy właśnie w ten sposób kończyła się młodość?
Marcel zarządził wyjście na parkiet, a Steffen z błyskiem (niezdrowego) zainteresowania dostrzegł, że ślicznie razem wyglądają z Anne. Miała oswojonego szczura, dobra z niej dziewczyna. Musiał o tym opowiedzieć Marcelowi, o jej szczurze. I może porozmawiać z jej szczurem? Ciekawe, gdzie był Włóczykij?
James tańczył z lady Weasley, ale na pełno całkowicie niewinnie, bo on był żonaty, a Neala była nieletnia. Ollie uroczo wyglądał z Demi, Eve i Finley gdzieś zniknęły, Isabelli też nie było w zasięgu wzroku...
...Steff uśmiechnął się szerzej do Sheili, z którą przetańczył sporą część wesela jej braci. Nie podeptał jej wtedy nóg, mogłoby być jak za starych, dobrych czasów.
-Zatańczysz, She? - skłonił się jej lekko, jak dżentelmen, ale uśmiechał się radośnie i łobuzersko. -Może nadal pamiętam kroki, które pokazywałaś mi dawno temu. - ale wątpił, muzyka też była dzisiaj zgoła inna.
1. znowu rzucam na wyzwanie
2. poglądowo na taniec
-Jasne, że w porządku! Po prostu bardzo tu gorąco, prawda? Trochę duszno, profesor Bagshot pewnie mieszkała tutaj sama, a teraz jest nas tutaj tak dużo, a wtedy powietrze inaczej cyrku...luje. -wyjaśnił Finley na jednym wydechu, a potem szybko wycofał się w stronę miski z wyzwaniami. To go czymś zajmie, a Castorowi da chwilę dla swojej dziewczyny. Jednym uchem słyszał ich suchary, naprawdę urocza z nich para...
Miął los w rękach, ale nie rozwinął go jeszcze. Miął go nerwowo, z bladym uśmiechem śledząc poczynania reszty towarzystwa. Tomek i lord Longbottom wyszli, a szkoda, Steffen chciał podpytać arystokratę, co słychać w Northumberland... choć może to nie najlepszy moment? Z nagłą przykrością zdał sobie sprawę, że powinni się dobrze bawić, a on myśli o polityce. Czy właśnie w ten sposób kończyła się młodość?
Marcel zarządził wyjście na parkiet, a Steffen z błyskiem (niezdrowego) zainteresowania dostrzegł, że ślicznie razem wyglądają z Anne. Miała oswojonego szczura, dobra z niej dziewczyna. Musiał o tym opowiedzieć Marcelowi, o jej szczurze. I może porozmawiać z jej szczurem? Ciekawe, gdzie był Włóczykij?
James tańczył z lady Weasley, ale na pełno całkowicie niewinnie, bo on był żonaty, a Neala była nieletnia. Ollie uroczo wyglądał z Demi, Eve i Finley gdzieś zniknęły, Isabelli też nie było w zasięgu wzroku...
...Steff uśmiechnął się szerzej do Sheili, z którą przetańczył sporą część wesela jej braci. Nie podeptał jej wtedy nóg, mogłoby być jak za starych, dobrych czasów.
-Zatańczysz, She? - skłonił się jej lekko, jak dżentelmen, ale uśmiechał się radośnie i łobuzersko. -Może nadal pamiętam kroki, które pokazywałaś mi dawno temu. - ale wątpił, muzyka też była dzisiaj zgoła inna.
1. znowu rzucam na wyzwanie
2. poglądowo na taniec
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
#1 'k60' : 16
--------------------------------
#2 'k100' : 48
#1 'k60' : 16
--------------------------------
#2 'k100' : 48
- Nooo, nie tak, że ucieknę z tego miejsca, prawda? Po prostu pójdę do kuchni na chwilę albo potańczyć, ale tu będę. A jak będę musiała wyjść na spacer, to będę cię informować, dobrze? – Ścisnęła jeszcze dłoń Neali, wiedząc, że ta mogła być pod wpływem stresu. Pewnie nie było to towarzystwo, do którego była przyzwyczajona, ale Sheila też chciała, aby czuła się tak swobodnie jak tylko mogła. Ona nie czuła, ale wiedziała, że to ważne dla niej, dla Neli i dla wszystkich.
- Nie mam piętnastu lat! – żachnęła się, potrząsając głową aż płatki kwiatów zakołysały się, niemal wypadając. Mimo to, uśmiechnęła się kiedy i jej polał James alkohol, przysuwając się bliżej i przytulając go ostrożnie, trzymając go przez chwilę zanim nie odsunęła się, spoglądając na niego z radością. – Nie wiem, gdzie znikliście i wolę o tym nie myśleć, ale cieszę się, że jesteście. Nie patrz na Aidana, tak jakbyś chciał go zjeść, dobrze? – Uśmiechnęła się jeszcze zanim nie wybrała się do kuchni aby coś uprzątnąć.
Eve gdzieś zniknęła z Finley, prawdopodobnie po to, aby ta druga mogła się przebrać, James prosił właśnie do tańca Nealę, a Thomas uciekł aby…nie wiedziała, co tam robił z Leonem, bo nie kojarzyła, aby trzymali się w szkole. A może właśnie trzymali? Najstarszego z Doe zawsze ciągnęło do obcych i nieważne, ile razy prosiło się go, aby spędzał trochę więcej czasu z rodziną, ten zawsze gdzieś uciekał z obcymi. Miała nadzieję, że poprosi ją do tańca skoro wcześniej od niej uciekł, ale w tym momencie chyba nawet na to nie mogła liczyć. Cóż, przykro jej było, że nie pomyślał o siostrze, ale co mogła zrobić?
Miała nalanego mocarza, ale na ten moment odstawiła kieliszek, chcąc pozmywać talerzyki, tak aby mogły przydać się też potem. Nie przypuszczała, że akurat w tym przeszkodzi jej dość niespodziewany gość, a w tym momencie nie spodziewała się, że poprosi ją do tańca Steffen – chociaż jego obecność przypomniała jej, jak dobrze się bawili na weselu Jamesa. Pamiętała o tym, kiedy nie spodziewała się, że starszy kolega ma jednak w sobie na tyle swobody by móc zatańczyć na cygańskim weselu. Tym razem wykłóciła się z babcią, a może to kobieta była już nieco łagodniejsza w osądach, by pamiętać że to jedne z ostatnich dni gdzie Sheila mogła cieszyć się większą swobodą zewnętrznego świata.
- Oczywiście, że z tobą zatańczę! Jestem pewna, że nie zapomniałeś jeszcze, jak cię uczyłam, prawda? – pociągnęła Steffena za sobą, kierując się w stronę parkietu. – Powinieneś tez ubrać taką kolorową koszulę, na pewno by ci pasowała!
- Nie mam piętnastu lat! – żachnęła się, potrząsając głową aż płatki kwiatów zakołysały się, niemal wypadając. Mimo to, uśmiechnęła się kiedy i jej polał James alkohol, przysuwając się bliżej i przytulając go ostrożnie, trzymając go przez chwilę zanim nie odsunęła się, spoglądając na niego z radością. – Nie wiem, gdzie znikliście i wolę o tym nie myśleć, ale cieszę się, że jesteście. Nie patrz na Aidana, tak jakbyś chciał go zjeść, dobrze? – Uśmiechnęła się jeszcze zanim nie wybrała się do kuchni aby coś uprzątnąć.
Eve gdzieś zniknęła z Finley, prawdopodobnie po to, aby ta druga mogła się przebrać, James prosił właśnie do tańca Nealę, a Thomas uciekł aby…nie wiedziała, co tam robił z Leonem, bo nie kojarzyła, aby trzymali się w szkole. A może właśnie trzymali? Najstarszego z Doe zawsze ciągnęło do obcych i nieważne, ile razy prosiło się go, aby spędzał trochę więcej czasu z rodziną, ten zawsze gdzieś uciekał z obcymi. Miała nadzieję, że poprosi ją do tańca skoro wcześniej od niej uciekł, ale w tym momencie chyba nawet na to nie mogła liczyć. Cóż, przykro jej było, że nie pomyślał o siostrze, ale co mogła zrobić?
Miała nalanego mocarza, ale na ten moment odstawiła kieliszek, chcąc pozmywać talerzyki, tak aby mogły przydać się też potem. Nie przypuszczała, że akurat w tym przeszkodzi jej dość niespodziewany gość, a w tym momencie nie spodziewała się, że poprosi ją do tańca Steffen – chociaż jego obecność przypomniała jej, jak dobrze się bawili na weselu Jamesa. Pamiętała o tym, kiedy nie spodziewała się, że starszy kolega ma jednak w sobie na tyle swobody by móc zatańczyć na cygańskim weselu. Tym razem wykłóciła się z babcią, a może to kobieta była już nieco łagodniejsza w osądach, by pamiętać że to jedne z ostatnich dni gdzie Sheila mogła cieszyć się większą swobodą zewnętrznego świata.
- Oczywiście, że z tobą zatańczę! Jestem pewna, że nie zapomniałeś jeszcze, jak cię uczyłam, prawda? – pociągnęła Steffena za sobą, kierując się w stronę parkietu. – Powinieneś tez ubrać taką kolorową koszulę, na pewno by ci pasowała!
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Dochodziła północ, lada moment wszyscy będą mogli przywitać Nowy Rok. Towarzystwo rozeszło się tuż po tym, jak wszyscy odśpiewali gromkie sto lat, zjedli tort, wypili pierwsze wspólne toasty. Po Eve nie było ani śladu, ale prócz krótkiego spojrzenia w stronę schodów nie poświęcił dziewczęcemu zniknięciu ani chwili, widocznie przyjaciółki miały sobie coś do omówienia. Znacznie bardziej zastanawiało go zniknięcie brata w towarzystwie chłopaka panny Weasley. Thomas musiał coś kombinować i jeszcze nie wiedział, co to było, ale był pewien, że nic dobrego. Wyraźne dźwięki gitary rozbrzmiewały w salonie, a wraz z nimi Ritchie Valens w wolnej piosence. Prowokacja pojawiła się a jego twarzy i nuta wyzwania, zakładając, że Neala może spróbować się wykręcić. To nie była noc do podpierania ścian, wszyscy powinni się bawić, zapomnieć o tym, co działo się za drzwiami, w innych miastach, stolicy. Jej zaskoczenie sprawiło tylko, że uniósł jedną brew w wyczekującym geście, a kiedy się zgodziła westchnął głośno, poniekąd z teatralną ulgą — coś jednak z niej będzie.
— Jeśli ty nie to znaczy, że muszę napisać oficjalny list do tego całego Uriena i mu naskarżyć? — Brzmiało to nieco abstrakcyjnie; przez chwilę wyglądał tak, jakby to analizował, aż w końcu pokiwał głową i wzruszył ramionami. — Jeśli tak to robicie... Wy, no wiesz, tam w Devon — dodał ciszej, mrużąc oczy. Nie znał się na zwyczajach, a już na pewno szlacheckich. I dopiero teraz, kiedy się nad tym zastanowił, poczuł się głupio, nie wiedząc, czy powinien się jeszcze raz skłonić, czy może pocałować ją w dłoń? Przechyliła kieliszek, więc zrobił to samo, w tej samej chwili. Zrobił łyk, drugi, trzeci, czwarty... piąty... aż w końcu zrozumiał, że alkohol lał się do jego gardła i lał; jakimś szalonym cudem nie kończył się. Momentalnie zrobiło mu się niedobrze, miał dość. Wiedział, że nie przełknie go więcej. Przełyk palił już od alkoholu, słodycz cukru i pigwy rozchodziła się po ustach i podniebieniu. Przestał, ale wtedy cała zawartość kieliszka wylała mu się na koszulę.
— Co, do cholery? — spytał, ledwie łapiąc oddech., wycierając mokrą brodę. Spojrzał po sobie ze zdezorientowaniem — jak to możliwe? Procenty uderzyły w niego nagle, lekko zakręciło mu się w głowie, a zawartość upitych kieliszków podskoczyła mu do gardła. Był cały mokry, lepki i słodki od pigwówki. Materiał lepił mu się do skóry, powodując przez chwilę nieprzyjemne uczucie, ale zaraz miało minąć. Wiedział, że powinien wyjść na dwór, przewietrzyć się po takiej dawce, a na pewno iść się umyć, ale było już za późno. — Coś z tym kieliszkiem było nie tak — usprawiedliwił się, spoglądając na Nealę, po czym wytarł jeszcze dla pewności dłonie o spodnie i ignorując mokrą koszulę, ujął ją za rękę i pociągnął na parkiet. — A może to był twój chytry plan, żeby się wykręcić, co?— Zmrużył oczy, przyglądając jej się uważnie. Kiedy znalazł nieco miejsca w salonie, uniósł lekko lewą dłoń, w której trzymał jej, zbliżył się ostrożnie, a prawą ułożył poniżej jej łopatek, na plecach. Zniwelowany dystans pozwolił na to, by lepiej jej się przyjrzeć; jej oczom, piegom, których nie miał okazji tak dobrze widzieć wtedy, w lesie, gdy było ciemno. — Jak gwiazdy — mruknął, nie potrafiąc zatrzymać języka za zębami w nagłym przypływie szczerości. — Piegi na twojej twarzy są jak gwiazdy na niebie — zauważył z zainteresowaniem. Był pewien, że gdyby się lepiej przyjrzał może znalazłby podobieństwo do jakiejś konstelacji, którą pamiętał z lekcji astronomii. Powoli nadał im rytmu, poruszając do melodii. Kroki nie były trudne, przymierzył się do tańca na trzy.
| Rozpoczynam piątą turę <3 Jeśli ktoś ode mnie czegoś nie otrzymał lub jeśli punktacja jest gdzieś nie zaktualizowana to proszę o informację <3 Żeby rozgrywki mogły się swobodnie toczyć odblokowałam efekty mocarza, wszystko znajduje się w pokoju z wykuszem.
Mocarz znów; 57/89 64% piję wciąż, bo takie kości
Biorąc pod uwagę, że nie umiesz tańczyć, dajesz k3 na deptanie
— Jeśli ty nie to znaczy, że muszę napisać oficjalny list do tego całego Uriena i mu naskarżyć? — Brzmiało to nieco abstrakcyjnie; przez chwilę wyglądał tak, jakby to analizował, aż w końcu pokiwał głową i wzruszył ramionami. — Jeśli tak to robicie... Wy, no wiesz, tam w Devon — dodał ciszej, mrużąc oczy. Nie znał się na zwyczajach, a już na pewno szlacheckich. I dopiero teraz, kiedy się nad tym zastanowił, poczuł się głupio, nie wiedząc, czy powinien się jeszcze raz skłonić, czy może pocałować ją w dłoń? Przechyliła kieliszek, więc zrobił to samo, w tej samej chwili. Zrobił łyk, drugi, trzeci, czwarty... piąty... aż w końcu zrozumiał, że alkohol lał się do jego gardła i lał; jakimś szalonym cudem nie kończył się. Momentalnie zrobiło mu się niedobrze, miał dość. Wiedział, że nie przełknie go więcej. Przełyk palił już od alkoholu, słodycz cukru i pigwy rozchodziła się po ustach i podniebieniu. Przestał, ale wtedy cała zawartość kieliszka wylała mu się na koszulę.
— Co, do cholery? — spytał, ledwie łapiąc oddech., wycierając mokrą brodę. Spojrzał po sobie ze zdezorientowaniem — jak to możliwe? Procenty uderzyły w niego nagle, lekko zakręciło mu się w głowie, a zawartość upitych kieliszków podskoczyła mu do gardła. Był cały mokry, lepki i słodki od pigwówki. Materiał lepił mu się do skóry, powodując przez chwilę nieprzyjemne uczucie, ale zaraz miało minąć. Wiedział, że powinien wyjść na dwór, przewietrzyć się po takiej dawce, a na pewno iść się umyć, ale było już za późno. — Coś z tym kieliszkiem było nie tak — usprawiedliwił się, spoglądając na Nealę, po czym wytarł jeszcze dla pewności dłonie o spodnie i ignorując mokrą koszulę, ujął ją za rękę i pociągnął na parkiet. — A może to był twój chytry plan, żeby się wykręcić, co?— Zmrużył oczy, przyglądając jej się uważnie. Kiedy znalazł nieco miejsca w salonie, uniósł lekko lewą dłoń, w której trzymał jej, zbliżył się ostrożnie, a prawą ułożył poniżej jej łopatek, na plecach. Zniwelowany dystans pozwolił na to, by lepiej jej się przyjrzeć; jej oczom, piegom, których nie miał okazji tak dobrze widzieć wtedy, w lesie, gdy było ciemno. — Jak gwiazdy — mruknął, nie potrafiąc zatrzymać języka za zębami w nagłym przypływie szczerości. — Piegi na twojej twarzy są jak gwiazdy na niebie — zauważył z zainteresowaniem. Był pewien, że gdyby się lepiej przyjrzał może znalazłby podobieństwo do jakiejś konstelacji, którą pamiętał z lekcji astronomii. Powoli nadał im rytmu, poruszając do melodii. Kroki nie były trudne, przymierzył się do tańca na trzy.
| Rozpoczynam piątą turę <3 Jeśli ktoś ode mnie czegoś nie otrzymał lub jeśli punktacja jest gdzieś nie zaktualizowana to proszę o informację <3 Żeby rozgrywki mogły się swobodnie toczyć odblokowałam efekty mocarza, wszystko znajduje się w pokoju z wykuszem.
Mocarz znów; 57/89 64% piję wciąż, bo takie kości
Biorąc pod uwagę, że nie umiesz tańczyć, dajesz k3 na deptanie
ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.
OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
-Jasne, że nie zapomniałem! - roześmiał się, bo cygańskiego wesela nie zapomni nigdy (choć zapomniał jego fragmentów, bo nigdy w życiu tyle nie wypił - choć teraz, po przyrządzonym przez chłopaków Mocarzu, czuł się bliski tamtego stanu. Może to jakiś cygański przepis z rodziny Doe? Przecież Marcel i James nie mieszaliby składników nalewki całkowicie losowo, prawda?) i chciał wierzyć, że kroków pokazywanych mu przez Sheilę też nie zapomniał.
Przeliczył się. Brunetka poruszała się na parkiecie pewnie, gdy zainicjował ludowy taniec. Może i cygańskie kroki nie pasowały do końca do nowoczesnej muzyki, ale obydwie melodie powinny być skoczne i żywiołowe, a podczas zabawy w gronie przyjaciół nie musieli się chyba przejmować konwenansami. Steffen próbował dotrzymać jej kroku, obserwując zwinne ruchy, ale wreszcie przygryzł z frustracją dolną wargę i pokręcił błagalnie głową.
-Czekaj... pokazałabyś mi to jeszcze raz, wolniej? - choć jeszcze nie zdeptał Sheili to wyraźnie odstawał, a miejscami improwizować. Musiał zrozumieć rytm kroków, lepiej je sobie przypomnieć.
-Albo... - coś wpadło mu do głowy i rozpromienił się nagle. Uśmiechnął się całym sobą, jak to miał w zwyczaju, i klasnął w dłonie. -Pokażmy wszystkim! To nowy rok, po raz pierwszy od dwóch lat bawicie się jako rodzina, zatańczmy ludowe tańce! Chodź, wskakuj na stół - tam będziemy dobrze widoczni! - zaproponował entuzjastycznie i lekko złapał Sheilę w talii, aby móc podsadzić ją na mebel. Nie był co prawda mocarzem, jak Marcel, ale panna Doe była szczuplutka i leciutka, a alkohol dodawał mu animuszu.
Wskoczył na stół za Sheilą, mając nadzieję, że pomysł się jej spodobał. Niestety, był na tyle podchmielony, że nie zauważyłby chyba sygnałów protestu - musiałaby sprzeciwić się szybko, klarownie i bardzo wprost.
-Uwaga, uwaga, Sheila nauczy nas nowego tańca! - krzyknął radośnie, za nic mając to, że być może przerwie romantyczną chwilę Marcela i Anne. -Chodźcie do nas, zmieścimy się na stole! - dodał, spoglądając na Jamesa (który lepiej zademonstruje kroki dla panów) i Nealę. Będą wspaniale się bawić, nawet jeśli stół był trochę za mały! Przecież z niego nie spadną, prawda...?
Przeliczył się. Brunetka poruszała się na parkiecie pewnie, gdy zainicjował ludowy taniec. Może i cygańskie kroki nie pasowały do końca do nowoczesnej muzyki, ale obydwie melodie powinny być skoczne i żywiołowe, a podczas zabawy w gronie przyjaciół nie musieli się chyba przejmować konwenansami. Steffen próbował dotrzymać jej kroku, obserwując zwinne ruchy, ale wreszcie przygryzł z frustracją dolną wargę i pokręcił błagalnie głową.
-Czekaj... pokazałabyś mi to jeszcze raz, wolniej? - choć jeszcze nie zdeptał Sheili to wyraźnie odstawał, a miejscami improwizować. Musiał zrozumieć rytm kroków, lepiej je sobie przypomnieć.
-Albo... - coś wpadło mu do głowy i rozpromienił się nagle. Uśmiechnął się całym sobą, jak to miał w zwyczaju, i klasnął w dłonie. -Pokażmy wszystkim! To nowy rok, po raz pierwszy od dwóch lat bawicie się jako rodzina, zatańczmy ludowe tańce! Chodź, wskakuj na stół - tam będziemy dobrze widoczni! - zaproponował entuzjastycznie i lekko złapał Sheilę w talii, aby móc podsadzić ją na mebel. Nie był co prawda mocarzem, jak Marcel, ale panna Doe była szczuplutka i leciutka, a alkohol dodawał mu animuszu.
Wskoczył na stół za Sheilą, mając nadzieję, że pomysł się jej spodobał. Niestety, był na tyle podchmielony, że nie zauważyłby chyba sygnałów protestu - musiałaby sprzeciwić się szybko, klarownie i bardzo wprost.
-Uwaga, uwaga, Sheila nauczy nas nowego tańca! - krzyknął radośnie, za nic mając to, że być może przerwie romantyczną chwilę Marcela i Anne. -Chodźcie do nas, zmieścimy się na stole! - dodał, spoglądając na Jamesa (który lepiej zademonstruje kroki dla panów) i Nealę. Będą wspaniale się bawić, nawet jeśli stół był trochę za mały! Przecież z niego nie spadną, prawda...?
intellectual, journalist
little spy
little spy
Ostatnio zmieniony przez Steffen Cattermole dnia 25.01.22 4:38, w całości zmieniany 1 raz
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Schody
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka :: Dom Bathildy Bagshot