Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire
Magiczne drzewo w Oversley Wood
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Magiczne drzewo
Owiane legendą magiczne drzewo znajduje się w głębi Oversley Wood. Rozległy las, stanowiący krajobrazową perełkę leżącego nieopodal miasta Alcester, od lat przyciąga wielu turystów oraz łaknących przygód czarodziejów. To właśnie ci drudzy, mający wiedzę o pradawnym mędrcu zaklętym w ogromnym pniu, pragnęli odkryć jego tajemnicę, a także zasłyszeć mądrości, jaką nie przywyknął się dzielić. Złączony z naturą, pozostający w ukryciu i z dala od oczu zwykłych pasjonatów bujnej roślinności, unikał towarzystwa, a nawet często takowym gardził. Nie lubił podarków, zwykle podobne budziły w nim gniew, albowiem o wiele bardziej cenił sobie ludzkie przywiązanie do natury i troskę o nią. Rozwijające się miasta i coraz odważniejsze naruszanie przyrody przez człowieka utwierdzały w nim przekonanie, że w końcu nie pozostanie nic poza brukowanymi uliczkami i niszczejącymi kamienicami. Sam nie mógł nic z tym zrobić, ale wszystkich tych, którzy podobnie jak on pragnęli postawić granice, gotów był nagrodzić.
Pasjonaci fauny i flory wiedzieli, iż w żadnej z ksiąg nie znajdą informacji, jakich nabyło przez wieki magiczne drzewo.
Pasjonaci fauny i flory wiedzieli, iż w żadnej z ksiąg nie znajdą informacji, jakich nabyło przez wieki magiczne drzewo.
Pytania musiały nadejść. Lord Travers nie był bowiem kobietą i nie przywykł zapewne do zamykania ust w każdej sytuacji, w której rodziła się sytuacja potencjalnie konfliktowa. Na jego miejscu pewnie też pragnęłaby dojść do sedna problemu, rozdrapać tę zgniłą sytuację, dotrzeć do zdrowej tkanki, najlepiej dowiadując się przy tym, że leżąca wciąż w śniegu krewna była w tym wszystkim niewinna. Chyba tylko ta świadomość mogła w tej chwili przynieść ulgę. Bo co zrobić, gdy dwóch mimo wszystko obcych czarodziejów odnajduje lady Travers pośrodku ogarniętego wojną hrabstwa, gdzieś na drugim końcu Anglii? Manannan musiał przede wszystkim zadbać o to, by całą trójką zjednoczyli się w milczącym konsensusie, przyznając mu rację. Tak, lady Travers padła ofiarą okrutnego podstępu, który kosztował ją zdrowie, a dzięki prędkiej reakcji Mulcibera i Vanity nie zabrał jej życia. Odnalezienie winnych pozwalało na skierowanie gniewu gdzieś na zewnątrz; a jeżeli na zewnątrz, to pozwalało dać ujście emocjom, wymierzyć karę (ubraną w piękne idee sprawiedliwości), zamknąć sprawę i zdusić ją pod ciężkimi kotarami milczenia.
Gdy pytanie przecięło ciszę, a ciężkie spojrzenie lorda Norfolku na moment odnalazło jej twarz, Valerie pokręciła przecząco głową.
— Wyłącznie sylwetki — jeżeli chciał czegoś więcej, Valerie mogła oczywiście podsunąć mu brakujące elementy układanki. Ubrać je w słowa, które ukoją skołatane nerwy, które w nieoczywistości sytuacji i braku innych poszlak mogły przecież zostać nagięte do każdego stanu faktycznego. Mogła, ale pomna zasad dobrego wychowania, wszystkich różnic, które podzieliły ich niewielki świat na troje (czworo?), ograniczyła się do absolutnego minimum. Minimum zamkniętego we współczującym spojrzeniu, które wzniosła na trzy ułamki sekund, wraz z zadarciem podbródka ku górze, nim opuściła je znów — skromnie i usłużnie — w wydeptany przez nich śnieg.
Uśmiech na moment przeciął jej twarz, przez sekundę ostry jak nóż z dumy, lecz prędko złagodniał do miękkiej ekspresji. Jeżeli żaden z mężczyzn nie przyglądał jej się w tamtym czasie, mógł nawet nie zauważyć tego drobnego detalu. Dłoń otulona rękawiczką ułożyła się na lewej pole płaszcza, na sercu, w geście należącym co prawda do scenicznej maniery, ale przepełnionym wdzięcznością.
— Pozostaję do dyspozycji, panie Mulciber — głoski zapewnienia rozpłynęły się w mroźnej ciszy, choć Ramsey zapewne nawet ich nie potrzebował. Z tego krótkiego czasu, który mieli okazję spędzić w samotności Valerie zdołała już dojrzeć, że był mężczyzną niezwykłej pewności, arogancja i duma przebijała się przez niemal wszystkie jego ruchy, ale to dobrze. Naturalnie czuła się w takim towarzystwie pewniej, choć może nie powinna? Tylko czas pokaże, czy podjęte przez nią decyzje były słuszne.
Jeszcze raz dygnęła przed majestatem lorda Norfolk, po czym odwróciła się płynnym, niemalże tanecznym ruchem i ruszyła wydeptaną kilkukrotnie w śniegu ścieżką. Chciała jak najprędzej dostrzec sylwetkę wezwanego z Corbenic Castle uzdrowiciela, czas grał na ich niekorzyść. Samotnie musiała zachowywać szczególną ostrożność, próbować jak najlepiej wykorzystać posiadane przez siebie umiejętności. I tak, gdy uzdrowiciel zjawił się niedaleko miejsca, w którym deportowała się z Manannnanem, Valerie czekała już na niego, nie okazując nawet najdrobniejszej oznaki zniecierpliwienia.
— Proszę za mną — choć prośbę wygłosiła głosem podobnym w swej słodyczy do miodu, w dodatku uśmiechając się przy tym łagodnie, uzdrowiciel musiał chyba wiedzieć, że gdyby zaczął podważać jej przewodnictwo, spotkałby się z gniewem swego pracodawcy. Drogę pokonali w milczeniu, mężczyzna skłonił się prędko przed Manannanem, Ramseya — chyba z rozpędu — witając tylko skinieniem głowy, po czym przyklęknął przy leżącej w śniegu Junonie, przechodząc do udzielania jej koniecznej pomocy.
Valerie cofnęła się między drzewa. Jej rola już się wyczerpała.
Przynajmniej dzisiaj.
| z/t
Gdy pytanie przecięło ciszę, a ciężkie spojrzenie lorda Norfolku na moment odnalazło jej twarz, Valerie pokręciła przecząco głową.
— Wyłącznie sylwetki — jeżeli chciał czegoś więcej, Valerie mogła oczywiście podsunąć mu brakujące elementy układanki. Ubrać je w słowa, które ukoją skołatane nerwy, które w nieoczywistości sytuacji i braku innych poszlak mogły przecież zostać nagięte do każdego stanu faktycznego. Mogła, ale pomna zasad dobrego wychowania, wszystkich różnic, które podzieliły ich niewielki świat na troje (czworo?), ograniczyła się do absolutnego minimum. Minimum zamkniętego we współczującym spojrzeniu, które wzniosła na trzy ułamki sekund, wraz z zadarciem podbródka ku górze, nim opuściła je znów — skromnie i usłużnie — w wydeptany przez nich śnieg.
Uśmiech na moment przeciął jej twarz, przez sekundę ostry jak nóż z dumy, lecz prędko złagodniał do miękkiej ekspresji. Jeżeli żaden z mężczyzn nie przyglądał jej się w tamtym czasie, mógł nawet nie zauważyć tego drobnego detalu. Dłoń otulona rękawiczką ułożyła się na lewej pole płaszcza, na sercu, w geście należącym co prawda do scenicznej maniery, ale przepełnionym wdzięcznością.
— Pozostaję do dyspozycji, panie Mulciber — głoski zapewnienia rozpłynęły się w mroźnej ciszy, choć Ramsey zapewne nawet ich nie potrzebował. Z tego krótkiego czasu, który mieli okazję spędzić w samotności Valerie zdołała już dojrzeć, że był mężczyzną niezwykłej pewności, arogancja i duma przebijała się przez niemal wszystkie jego ruchy, ale to dobrze. Naturalnie czuła się w takim towarzystwie pewniej, choć może nie powinna? Tylko czas pokaże, czy podjęte przez nią decyzje były słuszne.
Jeszcze raz dygnęła przed majestatem lorda Norfolk, po czym odwróciła się płynnym, niemalże tanecznym ruchem i ruszyła wydeptaną kilkukrotnie w śniegu ścieżką. Chciała jak najprędzej dostrzec sylwetkę wezwanego z Corbenic Castle uzdrowiciela, czas grał na ich niekorzyść. Samotnie musiała zachowywać szczególną ostrożność, próbować jak najlepiej wykorzystać posiadane przez siebie umiejętności. I tak, gdy uzdrowiciel zjawił się niedaleko miejsca, w którym deportowała się z Manannnanem, Valerie czekała już na niego, nie okazując nawet najdrobniejszej oznaki zniecierpliwienia.
— Proszę za mną — choć prośbę wygłosiła głosem podobnym w swej słodyczy do miodu, w dodatku uśmiechając się przy tym łagodnie, uzdrowiciel musiał chyba wiedzieć, że gdyby zaczął podważać jej przewodnictwo, spotkałby się z gniewem swego pracodawcy. Drogę pokonali w milczeniu, mężczyzna skłonił się prędko przed Manannanem, Ramseya — chyba z rozpędu — witając tylko skinieniem głowy, po czym przyklęknął przy leżącej w śniegu Junonie, przechodząc do udzielania jej koniecznej pomocy.
Valerie cofnęła się między drzewa. Jej rola już się wyczerpała.
Przynajmniej dzisiaj.
| z/t
tradition honor excellence
Valerie Sallow
Zawód : Celebrytka, śpiewaczka
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
sharpen your senses
and turn the knife
i know those
party games too
and turn the knife
i know those
party games too
OPCM : 5 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16 +3
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Magiczne drzewo w Oversley Wood
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire