Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka
Świetlica wiejska
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
Świetlica wiejska
Budynek niewątpliwie czasy swej świetności ma za sobą, lecz uparcie stoi dalej dzięki zwartej strukturze, bo wciśnięty został pomiędzy inne budowle w równym szeregu. Jeszcze dwa wieki temu była tu tawerna, ale od czasu śmierci ostatniego właściciela – który nikomu nie pozostawił dzieła życia w spadku – lokalna społeczność czarodziejów po jakimś czasie przekształciła cały parter na świetlicę wiejską do ogólnego użytku. Urządzane są tutaj małe zebrania zatroskanych mieszkańców, czasem ktoś wykorzystuje przestrzeń do uczczenia rodzinnych uroczystości, gdy jednak nie ma szansy pomieścić wszystkich gości w zaciszu swego domostwa. Po tawernie pozostała tylko lada, ciemnobrązowy blat jest porysowany i podziurawiony, a w umieszczonym w kącie pomieszczenia kominek rzadko cieszy się obecnością płomieni. W środku nie ma zbyt wiele, kilka drewnianych ław, w razie potrzeby znoszone są przez mieszkańców stoły i krzesła. Ściany zdobi drewniana boazeria, zamknięte w starych ramkach pozostają mapy najbliższej okolicy i mniej lub bardziej udane portrety zasłużonych mieszkańców, nad drzwiami wejściowymi wisi złoto-czarny herb rodu Abbott.
05.02.1958
Ostatnimi czasy nie koniecznie mieli czas aby spędzić go razem. Kiedyś nierozłączni, teraz praktycznie się nie widywali. Ostatnio to chyba w listopadzie kiedy miejsce miało to jakże zabawne, oczywiście w mniemaniu Tonksa, śniadanie. Naturalnie nie wszystkim było wtedy do śmiechu, ale nie zmieniało to faktu, że śniadanie było zdecydowanie inne niż zazwyczaj.
Pomyśleć by można było, że jako starszy brat powinien raczej nie być specjalnie zadowolony, że jego przyjaciel „spotyka” się z jego siostrą. Prawda była jednak taka, że Gabriel nie widział żadnego innego lepszego kandydata na to miejsce. Znał Vinniego większość życia i wiedział, że pomimo kilku kwestii był to porządny facet, który z pewnością jest dobry dla jego siostrzyczki. Aczkolwiek jednocześnie w pewnym sensie tęsknił za przyjacielem i z chęcią spędziłby z nim trochę czasu. To Vincent był pierwszą osobą, do której przyszedł kiedy wrócił z Kornwalii i to Rineheart przyjął go do siebie i nie zadawał pytań. Rozumiał. Sam w końcu zniknął na kilka lat, więc półroczna nieobecność Gabriela była przy tym niczym. On też wtedy nie zadawał mu pytań, a przyjął z otwartymi ramionami.
Z początkiem lutego zgłoszono się do niego z prośbą i pomoc w odgruzowaniu wiejskiej świetlicy. Przez ostatni czas nikt jej nie używał i zaczęto tam znosić róże rzeczy, które w tym momencie uniemożliwiały prawie poruszanie się po wnętrzu. Gabriel wiedział, że nawet przy użyciu magii sam sobie z tym wszystkim nie poradzi i on również zgłosił się o pomoc, a w zasadzie to zaproponował współpracę Vincentowi. To był też bardzo dobry pretekst by nadrobić stracony czas i trochę porozmawiać. Zwłaszcza, że zaledwie tydzień temu doszło do czegoś czego się nie spodziewał. I choć starał się tego po sobie nie za bardzo pokazywać, to nie był tak jak zawsze uśmiechnięty, wręcz przeciwnie, było widać, że coś go trapi. Miał nadzieję, że towarzystwo przyjaciela i rozmowa, pomogą mu wrócić do starego siebie i przestanie o tym wszystkim myśleć.
- No cóż ja ci mogę powiedzieć…czeka nas trochę roboty. – powiedział kiedy weszli do środka, a w zasadzie to stanęli w progu, bo już praktycznie pół metra dalej stała pierwsza przeszkoda w postaci wielkiej ławy, na której piętrowo były poustawiane krzesła.
Ostatnimi czasy nie koniecznie mieli czas aby spędzić go razem. Kiedyś nierozłączni, teraz praktycznie się nie widywali. Ostatnio to chyba w listopadzie kiedy miejsce miało to jakże zabawne, oczywiście w mniemaniu Tonksa, śniadanie. Naturalnie nie wszystkim było wtedy do śmiechu, ale nie zmieniało to faktu, że śniadanie było zdecydowanie inne niż zazwyczaj.
Pomyśleć by można było, że jako starszy brat powinien raczej nie być specjalnie zadowolony, że jego przyjaciel „spotyka” się z jego siostrą. Prawda była jednak taka, że Gabriel nie widział żadnego innego lepszego kandydata na to miejsce. Znał Vinniego większość życia i wiedział, że pomimo kilku kwestii był to porządny facet, który z pewnością jest dobry dla jego siostrzyczki. Aczkolwiek jednocześnie w pewnym sensie tęsknił za przyjacielem i z chęcią spędziłby z nim trochę czasu. To Vincent był pierwszą osobą, do której przyszedł kiedy wrócił z Kornwalii i to Rineheart przyjął go do siebie i nie zadawał pytań. Rozumiał. Sam w końcu zniknął na kilka lat, więc półroczna nieobecność Gabriela była przy tym niczym. On też wtedy nie zadawał mu pytań, a przyjął z otwartymi ramionami.
Z początkiem lutego zgłoszono się do niego z prośbą i pomoc w odgruzowaniu wiejskiej świetlicy. Przez ostatni czas nikt jej nie używał i zaczęto tam znosić róże rzeczy, które w tym momencie uniemożliwiały prawie poruszanie się po wnętrzu. Gabriel wiedział, że nawet przy użyciu magii sam sobie z tym wszystkim nie poradzi i on również zgłosił się o pomoc, a w zasadzie to zaproponował współpracę Vincentowi. To był też bardzo dobry pretekst by nadrobić stracony czas i trochę porozmawiać. Zwłaszcza, że zaledwie tydzień temu doszło do czegoś czego się nie spodziewał. I choć starał się tego po sobie nie za bardzo pokazywać, to nie był tak jak zawsze uśmiechnięty, wręcz przeciwnie, było widać, że coś go trapi. Miał nadzieję, że towarzystwo przyjaciela i rozmowa, pomogą mu wrócić do starego siebie i przestanie o tym wszystkim myśleć.
- No cóż ja ci mogę powiedzieć…czeka nas trochę roboty. – powiedział kiedy weszli do środka, a w zasadzie to stanęli w progu, bo już praktycznie pół metra dalej stała pierwsza przeszkoda w postaci wielkiej ławy, na której piętrowo były poustawiane krzesła.
Between life and death
you will find your true self, you will know what you are and what you never expected to be
Gabriel Tonks
Zawód : Szpieg
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony - no nie powiedziałbym.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Martwiła się o wielu ludzi. Można powiedzieć, że umysł jej rozpisany był na szufladki wszystkich tych, którymi myślami obejmowała w swoich trwogach i pragnieniach o dobrym samopoczuciu danej osoby. Sheila Doe znajdowała się wśród takowych, a szczególnie dochodzące do Jenny informacje o nie najlepszej sytuacji, w której znajdowała się znajoma, wołały o natychmiastową reakcję. Na miejsce spotkania wybrała spokojną świetlicę, gdzie mogły nie tylko wymienić się zmartwieniami, ale też poświęcić czynności ostatnimi czasy zabierającej lwią część czasu wolnego Jenny — krawiectwu. Moorówna sama nie była pewna skąd tyle samozaparcia i pragnienia w doskonaleniu swoich zdolności, być może to zimowe wieczory skłaniały ją do siadywania w graciarni pośród belek starych materiałów, ale czuła, iż z każdym odszytym i przyszytym kawałkiem radziła sobie coraz lepiej w bardziej skomplikowanych czynnościach. Ponieważ jednak najlepiej uczyło się od bardziej doświadczonych, to zamierzała upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i o szczegóły podpytać Sheilę. Na pieczeniu w końcu Jenny znała się całkiem nieźle.
Dotarła do Doliny Godryka jako pierwsza, zawiązując lejce Płotki w sąsiedniej stodole i sama czym prędzej przekroczyła progi świetlicy, kładąc ciężką torbę z przyborami do szycia na porysowanym blacie. Miała w planach zrobienie płaszcza, pierwszego poważnego, samodzielnego dzieła, które planowała już od jakiegoś czasu. Wybrała tkaniny z rozwagą, niezdarnie rysując na kawałku wolnej kartki poznaczonej plamami z herbaty swoje wyobrażenie o tworzonej odzieży. Czuła się trochę jak Billy, czy Cillian, zaangażowana w proces twórczy z ogromną pasją, mimo wciąż ewidentnych braków w zdolnościach.
Nie miała pewności, ile zajmie im spotkanie, toteż do specjalnego dzbaneczka wlała gorącą herbatę ziołową ze zdobyczy, które przekazał jej kiedyś Castor a do obu bocznych kieszeni włożyła po świeżej plumce, idealnej na przegryzkę. Z podskoku musnęła palcami herb Abbottów znajdujący się nad drzwiami i zabrała do przygotowywania przyjemnego kącika w opuszczonej świetlicy. Ułożyła suche drewienka ze składu w odpowiednio przyszykowaną kupkę, a w wolne przestrzenie wetknęła strony Walczącego Maga. Przynajmniej na jedno się to dziadostwo nadawało. — Lacarnum Inflamare. — Skierowała czubek różdżki do miejsca podpałki i z zadowoleniem obserwowała, jak języki ognia od razu pochłonęły przygotowaną watrę. W tym samym momencie ciche skrzypnięcie drzwi oznajmiło przybycie wyczekiwanego gościa, na co Jenny podniosła się tanecznie na równe nogi. — Sheila! — Wykrzyknęła z lekkim piśnięciem, nie dając dziewczynie chwili zastanowienia i porywając ją w ciasne objęcie. — Wszystko przygotowałam, żebyśmy miały elegancki zakątek do rozmowy i popatrz. — Wskazała na rozłożone na blacie przedmioty. — Będę próbowała szyć coś trudniejszego niż dziury w skarpetach Aidana, a ty mi opowiesz jak tam u ciebie. W dzbanku ziołowa herbata, a w tej małej kieszeni torby plumika dla ciebie. I spróbuj mi powiedzieć, że nie jesteś głodna, to nakarmię cię jak małe dziecko i zrobię wstyd na całą Dolinę Godryka. — Zażartowała, mrugając porozumiewawczo i ze stęknięciem zmęczenia, przysunęła bujany fotel bliżej ognia i zarazem źródła światła potrzebnego do szycia.
she smiled, and her face was like the sun
Starała się ostrożnie wychodzić z domu, w którym obecnie się znajdowali, ale nie zawsze umiała się do tego przemóc, ostrożnie kierując się tylko na krótkie spacery jeżeli przestawała się czuć bezpiecznie na zewnątrz. Czasem nawet korzystała z okazji aby móc zniknąć za czyimiś drzwiami i pozwalała sobie na lekkie odetchnięcie, tak aby przestać się stresować i pozwolić sobie na odpoczynek. Nie przeżyła problemów, które niemal zniszczyły jej rodzinę w Tower, a mimo to budziła w sobie coraz większe wątpliwości czy w ogóle powinna się socjalizować. Albo czy w ogóle powinna chodzić po domu i zastanawiała się, czy aby to na pewno była ostrożna w życiu? Może powinna jeszcze głębiej siedzieć w domu i nie martwić się o siebie. A może wręcz przeciwnie? Już się nad tym nie zastanawiała, ostrożnie kierując swoje kroki na spotkanie z Jenny. Było jej miło, że ta o niej pomyślała i nawet już nie zastanawiała się, czy będzie to większym problemem gdyby nagle teraz miała pytać pannę Moore o jej zadania i sprawy osobiste.
Niczym cień przemknęła w stronę pomieszczenia, w którym umówiła się z Jenny, mając nadzieję, że ta jej wybaczy, że nie zabrała ze sobą nic do jedzenia, musząc jednak teraz oszczędzać wszystko co miała, tak aby wszyscy dali radę się wyżywić. Kiedyś mogła spróbować zdobywać się na takie gesty, ale od wyniesienia się z Londynu musiała zrobić wszystko co w jej mocy, aby jednak dawać sobie radę i próbując trzymać rękę na pulsie, zwłaszcza kiedy myśleć musiała o tym, że te zapasy ledwie wystarczyłyby jednej osobie na dwa tygodnie, a nie komuś na pełen miesiąc. Wzdychając lekko mogła jedynie przejść w stronę umówionego miejsca z materiałami, które jeszcze miała.
- Cześć Jenny. Bardzo mi miło, że mogłaś się tu ze mną spotkać. – Posłała jej uśmiech, co prawda dość niemrawy, ale wciąż jednak uśmiech, co w całej tej perspektywie było jakimś pocieszeniem. Czuła się na tyle swobodnie w towarzystwie żywiołowej panny, że nie musiała się oglądać za siebie ani nie kuliła się na miejscu, co na ten moment można było uznawać za sukces. Powoli odbudowywała swoje poczucie pewności wśród ludzi i teraz próbowała zrobić to na osobach, którym wiedziała, że może ufać. – Też przygotowałam parę rzeczy, którym możemy poświęcić uwagę. Jeżeli chcesz, mogę ci pokazać jak najłatwiej jest przerabiać na siebie ubrania i jak najlepiej będzie to rozwiązać, jeżeli nie masz zbyt wielu materiałów zastępczych i jedyne, na czym polegać możesz w takiej chwili to igła i nitka.
Wiedziała, że w tym wypadku było to niestety problematyczne jeżeli chodziło o dodatkowe materiały, dlatego musiały się uciekać do alternatyw, w tym wypadku na całe szczęście istniejących.
- Chętnie skorzystam i to nie z groźby, a z samej plumpki. I herbaty, oczywiście. Proszę, najpierw powiedz mi co u was. Dajecie sobie radę w zimę?
Niczym cień przemknęła w stronę pomieszczenia, w którym umówiła się z Jenny, mając nadzieję, że ta jej wybaczy, że nie zabrała ze sobą nic do jedzenia, musząc jednak teraz oszczędzać wszystko co miała, tak aby wszyscy dali radę się wyżywić. Kiedyś mogła spróbować zdobywać się na takie gesty, ale od wyniesienia się z Londynu musiała zrobić wszystko co w jej mocy, aby jednak dawać sobie radę i próbując trzymać rękę na pulsie, zwłaszcza kiedy myśleć musiała o tym, że te zapasy ledwie wystarczyłyby jednej osobie na dwa tygodnie, a nie komuś na pełen miesiąc. Wzdychając lekko mogła jedynie przejść w stronę umówionego miejsca z materiałami, które jeszcze miała.
- Cześć Jenny. Bardzo mi miło, że mogłaś się tu ze mną spotkać. – Posłała jej uśmiech, co prawda dość niemrawy, ale wciąż jednak uśmiech, co w całej tej perspektywie było jakimś pocieszeniem. Czuła się na tyle swobodnie w towarzystwie żywiołowej panny, że nie musiała się oglądać za siebie ani nie kuliła się na miejscu, co na ten moment można było uznawać za sukces. Powoli odbudowywała swoje poczucie pewności wśród ludzi i teraz próbowała zrobić to na osobach, którym wiedziała, że może ufać. – Też przygotowałam parę rzeczy, którym możemy poświęcić uwagę. Jeżeli chcesz, mogę ci pokazać jak najłatwiej jest przerabiać na siebie ubrania i jak najlepiej będzie to rozwiązać, jeżeli nie masz zbyt wielu materiałów zastępczych i jedyne, na czym polegać możesz w takiej chwili to igła i nitka.
Wiedziała, że w tym wypadku było to niestety problematyczne jeżeli chodziło o dodatkowe materiały, dlatego musiały się uciekać do alternatyw, w tym wypadku na całe szczęście istniejących.
- Chętnie skorzystam i to nie z groźby, a z samej plumpki. I herbaty, oczywiście. Proszę, najpierw powiedz mi co u was. Dajecie sobie radę w zimę?
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Drobna mała, słodka Sheila. Jakże przypominała ona Jenny jej samą te kilka lat temu, gdy jeszcze nie miała na karku dwójki przed liczbą wiosen. Tak samo niewinna, teraz przytłoczona zmartwieniami dnia powszedniego i ewidentnych zmartwień, które Moore wyczytała z okrytej siateczką delikatnych piegów twarzy. — U mnie jak zawsze! Odespałam już sylwestra, zdążyłam porobić przetwory i z… Hoho, kilkanaście zleceń. Co prawda za wszystkie razem wzięte dostałam ledwo złamanego knuta, ale lepszy rydz niż nic. Czy tam inny grzyb, Sprout wie o nich więcej. — Przerwała, nabierając powietrza w płuca i delektując się promienisto rozchodzącym się po kończynach cieple od stukającego lekko ognia paleniska. Kochała swoją rodzinę, ale czasami, gdy przychodziło do spotkań takich jak te, spokojnych i po prostu w gronie kobiecym, doceniała momenty wytchnienia. Miała ogromne szczęście, nie zapominała o tym nigdy. W życiu Jenny zaistniało wiele osób, które reprezentowały sobą czyste dobro, a ponad wszystko pragnienie ochrony innych. Lizzie, Hann, a wreszcie młoda Doe, którą blondynka z łatwością postrzegała już jak młodszą siostrę, której nigdy nie miała.
— Jeśli chcę?! Niczego bardziej nie pragnę, męczą mnie już moje samodzielne próby łatania i chociaż nie idzie mi najgorzej, to czuję, że stać mnie na więcej. Więcej szycia to znaczy, nie dziur, tych wolę unikać. — Znów się zaśmiała, lekko, krótko. Bo śmiech to zdrowie, chociaż jest zaraźliwy. Bo czasami miała wrażenie, że jeżeli przestałaby się śmiać, zapadłaby cisza tak przerażająca i nie do zniesienia, że z oczu poczęłyby lać się łzy. Sięgnęła za siebie do blatu stołu, pociągając na kolana zebrane materiały. — Mam wełnę kudłonia i trochę więcej tej od rogatej czarowcy. Nada się na płaszcz zimowy, prawda? Starałam się dobrać zgodnie z wyuczonymi zaleceniami, ale zawsze przyda się konsultacja z prawdziwą specjalistką. — Mrugnęła do Doe porozumiewawczo, układając przygotowane tkaniny wedle wzoru prostego płaszcza sięgającego do kolan. Kawałkiem kredy wyciągniętym z kieszeni poczęła dzielnie odrysowywać poszczególne płaty, przygryzając przy tym usta w skupieniu. — Zatem u mnie jak zawsze i to ty musisz Opowiedzieć mi o wszystkim. Jak twoja praca i te wszystkie piękne kreacje, jak się macie w rodzinie i dlaczego gdy patrzę w twoje oczy, widzę, że trawi cię zmartwienie głębsze niż ten niemrawy uśmiech, którym mnie obdarzasz. — Uniosła wzrok na swoją towarzyszkę tym razem z miną opiekuńczą, pełną zrozumienia. Jenny być może nie należała do najbardziej urodziwych panien, daleko jej też było do najinteligentniejszych, ale nikt nie miał serca większego od młodej Moore, a siedząca obok krawcowa mogła się o tym przekonać w każdej chwili. Jeśli tylko zdecydowałaby się zrzucić ze swego ducha ciężar własnych smutków.
— Jeśli chcę?! Niczego bardziej nie pragnę, męczą mnie już moje samodzielne próby łatania i chociaż nie idzie mi najgorzej, to czuję, że stać mnie na więcej. Więcej szycia to znaczy, nie dziur, tych wolę unikać. — Znów się zaśmiała, lekko, krótko. Bo śmiech to zdrowie, chociaż jest zaraźliwy. Bo czasami miała wrażenie, że jeżeli przestałaby się śmiać, zapadłaby cisza tak przerażająca i nie do zniesienia, że z oczu poczęłyby lać się łzy. Sięgnęła za siebie do blatu stołu, pociągając na kolana zebrane materiały. — Mam wełnę kudłonia i trochę więcej tej od rogatej czarowcy. Nada się na płaszcz zimowy, prawda? Starałam się dobrać zgodnie z wyuczonymi zaleceniami, ale zawsze przyda się konsultacja z prawdziwą specjalistką. — Mrugnęła do Doe porozumiewawczo, układając przygotowane tkaniny wedle wzoru prostego płaszcza sięgającego do kolan. Kawałkiem kredy wyciągniętym z kieszeni poczęła dzielnie odrysowywać poszczególne płaty, przygryzając przy tym usta w skupieniu. — Zatem u mnie jak zawsze i to ty musisz Opowiedzieć mi o wszystkim. Jak twoja praca i te wszystkie piękne kreacje, jak się macie w rodzinie i dlaczego gdy patrzę w twoje oczy, widzę, że trawi cię zmartwienie głębsze niż ten niemrawy uśmiech, którym mnie obdarzasz. — Uniosła wzrok na swoją towarzyszkę tym razem z miną opiekuńczą, pełną zrozumienia. Jenny być może nie należała do najbardziej urodziwych panien, daleko jej też było do najinteligentniejszych, ale nikt nie miał serca większego od młodej Moore, a siedząca obok krawcowa mogła się o tym przekonać w każdej chwili. Jeśli tylko zdecydowałaby się zrzucić ze swego ducha ciężar własnych smutków.
she smiled, and her face was like the sun
Zdecydowanie sprawiała wrażenie małej, słodkiej i niewinnej. Już dawno mogła mówić o swojego rodzaju niedożywieniu, ale teraz wojna odbiła się na niej jeszcze bardziej. Nie tylko jednak wygląd sprawiał takie wrażenie, bo nieufność do obcych i ostrożne podejście sprawiało, że Sheila o wiele łatwiej odsuwała się od innych. Niedawna sytuacja, w które Marcelowi obcięli dłoń, tylko dlatego, że trafił do więzienia z jej rodziną. To wszystko było tak przykre, że najchętniej by jedynie przytuliła się do całej rodziny i leżała wraz z nimi. Chwila odpoczynku. I chwila dla siebie, kiedy nie musiała się martwić o rodzinę. Jenny wciąż była obcą, ale była miła i łagodna, a to pomagało jej zaufać nieco bardziej. No i jeszcze nie zrobiła nic, co miało być dla Sheili jakimś zagrożeniem, a ponieważ panna Doe ufała Aidanowi i powierzyłaby mu własne życie, to samo też dotyczyło jego rodziny.
- Jakie przetwory zrobiłaś? Sama myślałam, czy by czegoś nie zrobić, ale tak mało zapasów udało mi się zrobić na ten moment, że chyba zamiast pieniędzy, to podejmę jakąś pracę w zamian za przekazanie jedzenia już bezpośrednio. W końcu…jakoś dajemy radę z mieszkaniem, to w wypadku jedzenia powinno być już łatwiej. Czy znasz kogoś, kto nie daje jakichś dorywczych prac? Umiem nie tylko szyć, ale też znam się na zwierzętach, zwłaszcza na koniach, a także na gotowaniu i opiece nad dziećmi. Gdyby coś ci się rzuciło w oczy albo byś o czymś usłyszała…powiedz mi jeżeli będziesz mogła. – Nie chciała też zabierać zleceń Jenny, co to to nie! Po prostu starała się znaleźć cokolwiek, a w tych czasach i z jej pochodzeniem jako cyganki, zdecydowanie oznaczało to, że czekało ją więcej problemów w wynajdowaniu czegoś na własną rękę.
- W takim razie pokażę ci, jak łatać rzeczy – zaczniemy od tego, jakich ściegów używać aby się nie rozerwały, kiedy będziesz potem używać. Jeżeli chodzi o rękawy koszul czy sukienek jest to o wiele łatwiejsze, ale łatanie całej dziury jest już większym problemem. Dlatego jeżeli zdarza ci się szyć od podstaw i zostają jakieś skrawki, nie wyrzucaj ich i zostaw je na później. W takim wypadku nawet jakimś małym skrawkiem będziesz w stanie podszyć na ten przykład spodnie. – Wiedziała, że miała nieco więcej doświadczenia niż Jenny w tej kwestii, dlatego starała się podpowiedzieć jej tak jak teraz to robiła, aby już od powrotu do domu mogła zacząć szykować się do zdrowych nawyków jeżeli chodziło o szycie.
- Nie mam niestety doświadczenia w pracy z magicznymi tkaninami, ale jeżeli będę mogła ci jakoś pomóc z samym szyciem, to możesz na mnie liczyć. Jeżeli ty wcześniej szyłaś…może możesz mi powiedzieć trochę, jak to wygląda ze strony tkanin magicznych? – O ile mogła mówić o jakiejś pomocy tutaj! Ale jeżeli Jenny chciała jej pomóc, to Sheila zamierzała skorzystać z każdej okazji. Kiedy młoda Moore zapytała dokładnie o jej samopoczucie, Doe znów posłała dość smutny uśmiech, wzdychając lekko.
- Wiesz…dzieje się trochę. Tak jak mówiłam, pewne problemy z zapasami. I rodziną. I powinnam znaleźć pracę aby w ogóle mieć kogo i jak wyżywić. Nic ciekawego, naprawdę… - westchnęła lekko, spojrzenie kierując na to, co sama przyniosła i miała nadzieję, że panna Moore nie będzie teraz zbytnio się użalać. Ostrożnie sięgnęła po plumpkę i ugryzła ją delikatnie, jedząc powoli i smakując powoli.
- Jakie przetwory zrobiłaś? Sama myślałam, czy by czegoś nie zrobić, ale tak mało zapasów udało mi się zrobić na ten moment, że chyba zamiast pieniędzy, to podejmę jakąś pracę w zamian za przekazanie jedzenia już bezpośrednio. W końcu…jakoś dajemy radę z mieszkaniem, to w wypadku jedzenia powinno być już łatwiej. Czy znasz kogoś, kto nie daje jakichś dorywczych prac? Umiem nie tylko szyć, ale też znam się na zwierzętach, zwłaszcza na koniach, a także na gotowaniu i opiece nad dziećmi. Gdyby coś ci się rzuciło w oczy albo byś o czymś usłyszała…powiedz mi jeżeli będziesz mogła. – Nie chciała też zabierać zleceń Jenny, co to to nie! Po prostu starała się znaleźć cokolwiek, a w tych czasach i z jej pochodzeniem jako cyganki, zdecydowanie oznaczało to, że czekało ją więcej problemów w wynajdowaniu czegoś na własną rękę.
- W takim razie pokażę ci, jak łatać rzeczy – zaczniemy od tego, jakich ściegów używać aby się nie rozerwały, kiedy będziesz potem używać. Jeżeli chodzi o rękawy koszul czy sukienek jest to o wiele łatwiejsze, ale łatanie całej dziury jest już większym problemem. Dlatego jeżeli zdarza ci się szyć od podstaw i zostają jakieś skrawki, nie wyrzucaj ich i zostaw je na później. W takim wypadku nawet jakimś małym skrawkiem będziesz w stanie podszyć na ten przykład spodnie. – Wiedziała, że miała nieco więcej doświadczenia niż Jenny w tej kwestii, dlatego starała się podpowiedzieć jej tak jak teraz to robiła, aby już od powrotu do domu mogła zacząć szykować się do zdrowych nawyków jeżeli chodziło o szycie.
- Nie mam niestety doświadczenia w pracy z magicznymi tkaninami, ale jeżeli będę mogła ci jakoś pomóc z samym szyciem, to możesz na mnie liczyć. Jeżeli ty wcześniej szyłaś…może możesz mi powiedzieć trochę, jak to wygląda ze strony tkanin magicznych? – O ile mogła mówić o jakiejś pomocy tutaj! Ale jeżeli Jenny chciała jej pomóc, to Sheila zamierzała skorzystać z każdej okazji. Kiedy młoda Moore zapytała dokładnie o jej samopoczucie, Doe znów posłała dość smutny uśmiech, wzdychając lekko.
- Wiesz…dzieje się trochę. Tak jak mówiłam, pewne problemy z zapasami. I rodziną. I powinnam znaleźć pracę aby w ogóle mieć kogo i jak wyżywić. Nic ciekawego, naprawdę… - westchnęła lekko, spojrzenie kierując na to, co sama przyniosła i miała nadzieję, że panna Moore nie będzie teraz zbytnio się użalać. Ostrożnie sięgnęła po plumpkę i ugryzła ją delikatnie, jedząc powoli i smakując powoli.
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Czasami robiła dobrą minę do złej gry. Częściej niż rzadziej. Prawie zawsze. Wrodzona upartość i sposób, w jaki zdecydowała radzić sobie z życiem, nie dopuszczał ewentualności na samopoczucie, które nie tylko dobijało ją, ale też wszystkich, których miała dookoła siebie. Zawsze powtarzała, że tyle osób mierzyło się z trudnościami cięższymi niż jej własne i w końcu zawsze mógł znaleźć się ktoś, kto miał gorzej. Sheila mimo swojego niezwykle młodego wieku przejawiała wyjątkową dojrzałość, a Moore nie mogła oprzeć się wrażeniu, że odpowiedzialność na wątłych barkach Doe nie znalazła się tam w całkowicie naturalny sposób biegu wydarzeń. Słuchała w milczeniu rozległych umiejętności, jakimi mogła pochwalić się jej rezolutna towarzyszka, jednocześnie powoli zabierając się za przygotowanie materiału pod złączenie go odpowiednią nicią.
— Och trochę tego jest. Większość z owoców, ale marynowałam też trochę warzyw i suszyłam mięsa. Brzmi i wygląda no dobrze, ale wciąż długa droga przede mną. Żebyś wiedziała, co w kuchni potrafi za cuda robić Cynthia Skamander. Istna cudotwórczyni spożywcza, mówię ci Sheila. — Uniosła nogi oparte na drewnianej podłodze i zbliżyła stopy obute w wysokie kozaki bliżej ciepła płomieni. Jedno machnięcie różdżką i Wingardium Leviosa później, do paleniska wpadło kolejne kilka gałęzi. — Rozglądnę się i popytam, czy ktoś nie potrzebuje pomocy, a zawsze możesz też pomóc i mi. W pakowaniu paczek, w komunikacji z osobami proszącymi o przewóz. Może też ktoś w okolicy znajdzie się do pilnowania dzieci, chociaż nie będę ci kłamać, o zarobki nie jest prosto. Wszyscy muszą zaciskać pasa. — Westchnęła, nie z żalu, ale na potwierdzenie faktycznej sytuacji, która dotyczy ich wszystkich. Doe wydawała się jednak bardziej przygnębiona, wręcz trawiona smutkiem sytuacji, o jakich nie wspominała w pełni i chociaż wciąż nie miały ze sobą najgłębszej z relacji, prosty instynkt kazał Jenny automatycznie myśleć o sposobach ofiarowania pomocy dla jej towarzyszki. Czasami jednak należy trzymać język za zębami i nie straszyć natręctwem, zatem swoje zainteresowanie z trudem przeniosła na rozłożone tkaniny. — Nie wyrzucać skrawków, dobrze! Czuję, że ta współpraca może się okazać bardzo owocna i hej kto wie, może w przyszłości stworzymy krawiecki duet? Igłą i Nitką przez Dolinę, czy coś takiego. — Przygryzła usta, a lekko spierzchnięta skóra warg napięła się pod naporem jej zębów. Nie miała pojęcia kiedy wykształciła ten nerwowy nawyk, chociaż niechętnie była w stanie nałożyć na niego ramy czasowe wizyty w Tower. Wciąż jeszcze gdzieś głęboko w sobie, w miejscach, do których Jenny nie chciała zaglądać, czaiły się tamten stary strach. — Właściwie to w teorii powinno być całkiem proste, ale no właśnie… W teorii. Przy magicznych tkaninach ważne jest też pamiętanie o podstawach numerologii, tego jak magia rozchodzi się na poszczególne części tworzonego stroju w zależności od kierunku naszych zaklęć i umiejętności szycia. Wymaga to raczej wiele praktyki i chociaż w założeniu powinno iść w parze z doskonaleniem zdolności krawieckich, to u nas myślę, może wyjść tak, że sobie nawzajem pomożemy. Fajnie, prawda? —Głos jej odrobinę zadrżał w niepewności. Sheila wiedziała, iż chociaż Jenny miała już jakąś wiedzę, to daleko Moore było do doświadczenia zdobytego w pracowni. — Wiem, że jesteś samodzielna i przysięgam, że to nie jest żadna oferta darowizn, ale jeśli tylko będziesz potrzebowała miejsca, albo chciała porozmawiać o rodzinie, możesz na mnie liczyć. I na moją dyskrecję szczególnie względem pewnego młodego mam nadzieję gentlemana, którego imię zaczyna się na A i kończy na Idan. — Lekki uśmiech przebiegł przez twarz dla otuchy, ale oczy pozostały tak samo uważne. Mogła w nich znaleźć oparcie, jeśli tylko tego szukała.
— Och trochę tego jest. Większość z owoców, ale marynowałam też trochę warzyw i suszyłam mięsa. Brzmi i wygląda no dobrze, ale wciąż długa droga przede mną. Żebyś wiedziała, co w kuchni potrafi za cuda robić Cynthia Skamander. Istna cudotwórczyni spożywcza, mówię ci Sheila. — Uniosła nogi oparte na drewnianej podłodze i zbliżyła stopy obute w wysokie kozaki bliżej ciepła płomieni. Jedno machnięcie różdżką i Wingardium Leviosa później, do paleniska wpadło kolejne kilka gałęzi. — Rozglądnę się i popytam, czy ktoś nie potrzebuje pomocy, a zawsze możesz też pomóc i mi. W pakowaniu paczek, w komunikacji z osobami proszącymi o przewóz. Może też ktoś w okolicy znajdzie się do pilnowania dzieci, chociaż nie będę ci kłamać, o zarobki nie jest prosto. Wszyscy muszą zaciskać pasa. — Westchnęła, nie z żalu, ale na potwierdzenie faktycznej sytuacji, która dotyczy ich wszystkich. Doe wydawała się jednak bardziej przygnębiona, wręcz trawiona smutkiem sytuacji, o jakich nie wspominała w pełni i chociaż wciąż nie miały ze sobą najgłębszej z relacji, prosty instynkt kazał Jenny automatycznie myśleć o sposobach ofiarowania pomocy dla jej towarzyszki. Czasami jednak należy trzymać język za zębami i nie straszyć natręctwem, zatem swoje zainteresowanie z trudem przeniosła na rozłożone tkaniny. — Nie wyrzucać skrawków, dobrze! Czuję, że ta współpraca może się okazać bardzo owocna i hej kto wie, może w przyszłości stworzymy krawiecki duet? Igłą i Nitką przez Dolinę, czy coś takiego. — Przygryzła usta, a lekko spierzchnięta skóra warg napięła się pod naporem jej zębów. Nie miała pojęcia kiedy wykształciła ten nerwowy nawyk, chociaż niechętnie była w stanie nałożyć na niego ramy czasowe wizyty w Tower. Wciąż jeszcze gdzieś głęboko w sobie, w miejscach, do których Jenny nie chciała zaglądać, czaiły się tamten stary strach. — Właściwie to w teorii powinno być całkiem proste, ale no właśnie… W teorii. Przy magicznych tkaninach ważne jest też pamiętanie o podstawach numerologii, tego jak magia rozchodzi się na poszczególne części tworzonego stroju w zależności od kierunku naszych zaklęć i umiejętności szycia. Wymaga to raczej wiele praktyki i chociaż w założeniu powinno iść w parze z doskonaleniem zdolności krawieckich, to u nas myślę, może wyjść tak, że sobie nawzajem pomożemy. Fajnie, prawda? —Głos jej odrobinę zadrżał w niepewności. Sheila wiedziała, iż chociaż Jenny miała już jakąś wiedzę, to daleko Moore było do doświadczenia zdobytego w pracowni. — Wiem, że jesteś samodzielna i przysięgam, że to nie jest żadna oferta darowizn, ale jeśli tylko będziesz potrzebowała miejsca, albo chciała porozmawiać o rodzinie, możesz na mnie liczyć. I na moją dyskrecję szczególnie względem pewnego młodego mam nadzieję gentlemana, którego imię zaczyna się na A i kończy na Idan. — Lekki uśmiech przebiegł przez twarz dla otuchy, ale oczy pozostały tak samo uważne. Mogła w nich znaleźć oparcie, jeśli tylko tego szukała.
she smiled, and her face was like the sun
Zastanawiała się, jak dokładnie wyglądały dni Jenny. Wiedziała że pracowała, dość nietypowe dla kobiet w taborze i przyzwyczajeń Sheili, ale w obecnych czasach całkiem standardowe. Mimo to miała świadomość, że Jenny również była jedyną dziewczyną (czy raczej kobietą) w swojej rodzinie i nieuchronnie myśli młodej Doe biegł w tym kierunku, że zastanawiała się, czy Jenny jest obarczona równie podobnymi obowiązkami co ona. Czy jej bracia, ludzie poza taborem, byli bardziej przystosowani do własnego życia, gotując i piorąc samemu, czy jednak tak samo zrzucali wszelkie odpowiedzialności na kobiety? Chciała jakoś pokazać pannie Moore, że doskonale rozumie jej sytuację, ale też nie do końca wiedziała, czy rzeczywiście mogłaby zapewnić o tym zgodnie z prawdą.
- Trochę żałuję, że nie mam szansy zrobić przetworów. Ale z całą rodziną co zdobywamy, to od razu zjadamy, nie da się inaczej. – Nie mówiąc o tym, że już i tak była jak skóra i kości, zdecydowanie chudnąc przez ostatni miesiąc, nie mogąc nawet pozwolić sobie na zjedzenie więcej niż jednego posiłku dziennie, nie mając też nawet cierpliwości do gotowania. Ani przez prawie cały miesiąc w ogóle motywacji aby się podnieść ze swojego miejsca. – Pani Skamander…nie słyszałam o niej? Czy prowadzi restaurację? – Nie miała dokładnie informacji, co robi ta kobieta, ale skoro Jenny mówiła o gotowaniu, restauracja brzmiała rozsądnie. Może szukała kogoś do pomocy w gotowaniu?
- Dziękuję. – Uśmiech, który jej posłała, był wciąż smutny, ale tym razem na pewno łatwiejszy jeżeli chodziło o przełamanie się do niego. – Nie chcę się narzucać, po prostu…cokolwiek, co dałoby nam szansę uzbierać nieco pieniędzy. A może też będę pracować nad zamówieniami na odległość, gdyby ktoś miał szansę przysyłać i rzeczy do naprawy…byłoby to na pewno bardziej pomocne gdybym nie musiała się ruszać. Ale jeżeli byś potrzebowała mojej pomocy, powiedz od razu.
Naprawdę wolałaby nie ruszać się poza Dolinę, poza miejsce, gdzie szybko mogłaby dotrzeć do Jamesa czy Thomasa czy Eve gdyby tylko coś się stało, tak jakby była zwierzakiem potrzebującym mieć swojego człowieka w zasięgu wzroku. Co nie zmieniało faktu, że Thomas szlajał się jak zwykle, tak jakby go poprzednie Tower w ogóle niczego nie nauczyły. To nie tak, że nie kochała brata, ale za każdym razem, gdyby po prostu częściej myślał i martwił się o siebie. Chciała trzymać go mocno i nie puszczać, chroniąc go przed światem. Na opowieść o sklepie potrząsnęła lekko głową; wiedziała, że Jenny mówiła to raczej żartobliwie, ale Sheila jakoś nie miała głowy aby myśleć o czymś, co miałoby być kolejną inwestycją którą miałaby porzucić.
- Czyli w dużej mierze magiczne krawiectwo jest najważniejsze pod względem obliczeń i dostosowania się do całości? – Nigdy nie była orłem w magicznych obliczeniach, tak naprawdę to po przyjściu do szkoły ledwie umiała czytać i pisać, ciężko więc było mówić, aby była orłem. Stawiając też na fakt, że Hogwartu nawet nie skończyła. Miała też nadzieję, że Jenny zdawała sobie sprawę, że mimo wszystko domowa edukacja nie była szczytem, zwłaszcza jak w międzyczasie musiała pracować. Znaczy nie musiała, ale chciała. I tak nie widziała siebie jako naukowca. – Na pewno pomogę ci jak tylko będę mogła.
O ile będzie mogła pomóc! W końcu potrafiła już sporo, ale to wcale nie znaczyło, że była ekspertem. Ale ponieważ Jenny nie miała tak wiele doświadczenia, Sheila nie chciała pozostawić jej samej.
- Nie wiem, wiele zależy od mojej rodziny. Ale jakby co, to dam znać. Póki co…najważniejsze to przeżyć. – Ciekawe, jak bardzo podobne miała priorytety do tych, które miałaby w taborze, tym razem jednak z widmem głodu, śmierci i złamanego serca przez działania jej rodziny. – Możemy się zająć tkaninami? Proszę…
- Trochę żałuję, że nie mam szansy zrobić przetworów. Ale z całą rodziną co zdobywamy, to od razu zjadamy, nie da się inaczej. – Nie mówiąc o tym, że już i tak była jak skóra i kości, zdecydowanie chudnąc przez ostatni miesiąc, nie mogąc nawet pozwolić sobie na zjedzenie więcej niż jednego posiłku dziennie, nie mając też nawet cierpliwości do gotowania. Ani przez prawie cały miesiąc w ogóle motywacji aby się podnieść ze swojego miejsca. – Pani Skamander…nie słyszałam o niej? Czy prowadzi restaurację? – Nie miała dokładnie informacji, co robi ta kobieta, ale skoro Jenny mówiła o gotowaniu, restauracja brzmiała rozsądnie. Może szukała kogoś do pomocy w gotowaniu?
- Dziękuję. – Uśmiech, który jej posłała, był wciąż smutny, ale tym razem na pewno łatwiejszy jeżeli chodziło o przełamanie się do niego. – Nie chcę się narzucać, po prostu…cokolwiek, co dałoby nam szansę uzbierać nieco pieniędzy. A może też będę pracować nad zamówieniami na odległość, gdyby ktoś miał szansę przysyłać i rzeczy do naprawy…byłoby to na pewno bardziej pomocne gdybym nie musiała się ruszać. Ale jeżeli byś potrzebowała mojej pomocy, powiedz od razu.
Naprawdę wolałaby nie ruszać się poza Dolinę, poza miejsce, gdzie szybko mogłaby dotrzeć do Jamesa czy Thomasa czy Eve gdyby tylko coś się stało, tak jakby była zwierzakiem potrzebującym mieć swojego człowieka w zasięgu wzroku. Co nie zmieniało faktu, że Thomas szlajał się jak zwykle, tak jakby go poprzednie Tower w ogóle niczego nie nauczyły. To nie tak, że nie kochała brata, ale za każdym razem, gdyby po prostu częściej myślał i martwił się o siebie. Chciała trzymać go mocno i nie puszczać, chroniąc go przed światem. Na opowieść o sklepie potrząsnęła lekko głową; wiedziała, że Jenny mówiła to raczej żartobliwie, ale Sheila jakoś nie miała głowy aby myśleć o czymś, co miałoby być kolejną inwestycją którą miałaby porzucić.
- Czyli w dużej mierze magiczne krawiectwo jest najważniejsze pod względem obliczeń i dostosowania się do całości? – Nigdy nie była orłem w magicznych obliczeniach, tak naprawdę to po przyjściu do szkoły ledwie umiała czytać i pisać, ciężko więc było mówić, aby była orłem. Stawiając też na fakt, że Hogwartu nawet nie skończyła. Miała też nadzieję, że Jenny zdawała sobie sprawę, że mimo wszystko domowa edukacja nie była szczytem, zwłaszcza jak w międzyczasie musiała pracować. Znaczy nie musiała, ale chciała. I tak nie widziała siebie jako naukowca. – Na pewno pomogę ci jak tylko będę mogła.
O ile będzie mogła pomóc! W końcu potrafiła już sporo, ale to wcale nie znaczyło, że była ekspertem. Ale ponieważ Jenny nie miała tak wiele doświadczenia, Sheila nie chciała pozostawić jej samej.
- Nie wiem, wiele zależy od mojej rodziny. Ale jakby co, to dam znać. Póki co…najważniejsze to przeżyć. – Ciekawe, jak bardzo podobne miała priorytety do tych, które miałaby w taborze, tym razem jednak z widmem głodu, śmierci i złamanego serca przez działania jej rodziny. – Możemy się zająć tkaninami? Proszę…
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Rutyna nie musiała się wkradać w życie Moore, ta przyjmowała ją z otwartymi ramionami, gotowa urozmaicić nudę na sobie tylko znane sposoby. Wiedziała, że wiele kobiet zmieniało swój stosunek do obowiązków domowych, wręcz odrzucając ich wykonywanie na poczet pozostałych swych zainteresowań. Osobiście Jenny miała do tego podejście dwojakie, a już szczególnie w czasach takich jak te, wymagających zaciśnięcia pasa nieco ciaśniej niż zazwyczaj, nie widziała powodu do narzekania na tematy drobne. Umiała sprzątać dobrze i dokładnie, co więcej robiło to po prostu szybko. Zapoznana z zakamarkami irlandzkiego domu niczym jej własną kieszenią, bez trudu odnalazła w kuchni i spiżarni swoje królestwo, nad którym po prostu panowała. Pomoc była mile widziana, ale zwyczajnie nie mogli sobie pozwolić na wygłupy i marnotrawstwo, a do tego sprowadzały się nieliczne próby gotowania wykonywane przez braci. Jedni byli lepsi w tym, drudzy w innym, a ona akurat dobra była w wielu rzeczach związanych z opieką nad domem. Może nie w szyciu, w tym wciąż musiała się dokształcić.
— Twoi bracia… Pracują? Dorywczo? — Zawahała się, chyba w głębi znając odpowiedź. Nie chodziło już nawet o zwykły żal, czy współczucie, ale rosnący gniew na losy marnującej się na jej oczach dziewczyny. — Wiem, że rodzina jest najważniejsza. Dla mnie też. Ale czasami nie ma racji. W wielu sprawach. — Oznajmiła hardo, być może nie do końca świadoma kultury, w jakiej przyszło dorastać Sheili. Dla Jenny niewyobrażalny był przypadek, w którym bracia nie utrzymywaliby z nią kontaktu na bieżąco, mówili sobie o wszystkim i chociaż niektórych szczegółów żartobliwie żałowała, to pozwalało im to tworzyć sieć wsparcia ciasną niczym szwy, do których założenia przykładała się ze swoją różdżką i nicią. — Coś w tym rodzaju, prowadzi zajazd! W Lancashire co prawda, ale jeśli będziesz chciała się tam kiedyś wybrać, mogę ci towarzyszyć dla bezpieczeństwa. I dokładnie, wszystko się zgadza. Wykorzystanie magii do kierowania energii w tkaninę sprawia, że przybiera ona na swoich walorach użytkowych, to właśnie wyróżnia ją od zwykłych ubrań. Numerologia może wydawać się bardzo trudna, ale akurat w tym aspekcie było mi pojąć ją znacznie prościej! — Zgodnie z życzeniem towarzyszki, Moore nie zamierzała kontynuować drażliwego tematu, przynajmniej na tę chwilę. Z zapartym tchem, skupiła wreszcie swoją energię na głównym powodzie dla ich spotkania. — Matagoty za płoty! — Orzekła głośno, zbierając w sobie skupienie i wreszcie podejmując się próby złączenia płaszcza w całość.
| próbuję stworzyć złocisty płaszcz: wełna kudłownia (ST 40; bonus do rzutu +10)
— Twoi bracia… Pracują? Dorywczo? — Zawahała się, chyba w głębi znając odpowiedź. Nie chodziło już nawet o zwykły żal, czy współczucie, ale rosnący gniew na losy marnującej się na jej oczach dziewczyny. — Wiem, że rodzina jest najważniejsza. Dla mnie też. Ale czasami nie ma racji. W wielu sprawach. — Oznajmiła hardo, być może nie do końca świadoma kultury, w jakiej przyszło dorastać Sheili. Dla Jenny niewyobrażalny był przypadek, w którym bracia nie utrzymywaliby z nią kontaktu na bieżąco, mówili sobie o wszystkim i chociaż niektórych szczegółów żartobliwie żałowała, to pozwalało im to tworzyć sieć wsparcia ciasną niczym szwy, do których założenia przykładała się ze swoją różdżką i nicią. — Coś w tym rodzaju, prowadzi zajazd! W Lancashire co prawda, ale jeśli będziesz chciała się tam kiedyś wybrać, mogę ci towarzyszyć dla bezpieczeństwa. I dokładnie, wszystko się zgadza. Wykorzystanie magii do kierowania energii w tkaninę sprawia, że przybiera ona na swoich walorach użytkowych, to właśnie wyróżnia ją od zwykłych ubrań. Numerologia może wydawać się bardzo trudna, ale akurat w tym aspekcie było mi pojąć ją znacznie prościej! — Zgodnie z życzeniem towarzyszki, Moore nie zamierzała kontynuować drażliwego tematu, przynajmniej na tę chwilę. Z zapartym tchem, skupiła wreszcie swoją energię na głównym powodzie dla ich spotkania. — Matagoty za płoty! — Orzekła głośno, zbierając w sobie skupienie i wreszcie podejmując się próby złączenia płaszcza w całość.
| próbuję stworzyć złocisty płaszcz: wełna kudłownia (ST 40; bonus do rzutu +10)
she smiled, and her face was like the sun
The member 'Jenny Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 95
'k100' : 95
To, co wiele osób nazywało nudą, dla Sheili było wybawieniem. Nie dlatego, że była mało ciekawą osobą (a może tak właśnie było? Któż miał to wiedzieć), ale po prostu kochała tę swojskość. Dom, którym trzeba było się opiekować, rodzinę, która była jej bliska, zapach świeżo przygotowanego posiłku który mieszał się z zapachem suszonych ziół i świeżego prania. Nawoływania zwierząt domowych wybijające się nad skrzypienie drewna. Niewiele, czego potrzebowała i niewiele, co dawało jej szczęście, a jednak w tych czasach tak trudne do osiągnięcia. Rodzina znikała, pracy nie było, ledwie wiązali koniec z końcem i starając się przetrwać. Nie mówiąc już o tym, że jej rodzina byłaby na celowniku, zarówno przez fakt bycia Cyganami jak i przez ojca mugola. Nie wybierała, jaka się rodziła, ale za to cierpiała.
Jenny miała równie źle, a może i nawet gorzej niż ona sama. W końcu jej brat trafił na plakaty i pokazanie się gdzieś, gdzie można było dostrzec kim naprawdę była, albo gdzie znane było jej nazwisko…takie sytuacje miały tylko jeden koniec i bardzo dobrze wiedziała, że nie będzie to przyjemny koniec. Pamiętała słowa Marcela które skierował do niej nad leśnym stawem…zadrżała lekko przypominając to sobie, ale ostatecznie nie miała nic przeciwko skierowaniu swojej uwagi na ubrania.
Szyła dokładnie, o wiele lepiej niż robiła to parę miesięcy temu. Kochała to, że jej wysiłki się opłaciły, a teraz mogła pomóc nie tylko sobie. Podczas szycia pokazywała ściegi Jenny, ostrożnie biorąc jej dłoń w swoją własną i pokazując, jak najlepiej przewlekać nitkę i igłę przez materiały różnej grubości. Sięgała również po kartkę i ołówek, delikatnie pokazując Jenny, jak kreślić własne projekty. Tak też zrobiły z płaszczem, rozrysowując to, jak chciały, aby wyglądał i jakie części musiały wyciąć z tkaniny. Obliczenia Sheila pozostawiała już samej Jenny, co znaczyło, że nie zamierzała ingerować w kalkulacje.
- Nie mam już nawet pojęcia, co robią, w końcu Thomas biega wszędzie, więc równie dobrze mógłby mordować ludzi i potem kłamać mi w żywe oczy. Wiem, że tego nie robi, ale rozumiesz, o czym mówię… - Jeżeli kiedyś byś rozmawiała z panią Skamander, to chętnie bym rozwinęła swoje umiejętności gotowania.
Ostrożnie przypatrywała się obliczeniom, tak aby potem też sugerować Jenny, jak mogła poprowadzić nitkę, tak aby płaszcz mógł zostać uszyty. Uśmiechnęła się, kiedy tylko zobaczyła, jak wyszedł końcowy projekt, lekko klepiąc ją po ramieniu i pozwalając sobie na kolejny uśmiech.
- Zobacz, jak dobrze wyszło! Widzisz, nie ma co wątpić w siebie. – Ostrożnie przeszyła ostatnie ściegi na własnych sztukach ubrania, starając się przyjrzeć efektowi i ocenić, jak w zasadzie wyszło jej to, co dziś naprawiała.
- Rozpiszesz mi parę informacji odnośnie numerologii w ubraniach w wolnej chwili? – Ciekawa była, czy Jenny ma na to czas, czy może jednak ostatnio poświęcała się bardziej pracy.
Rzut na jakość naprawienia ubrań, krawiectwo II:
1-30 - wyszło tak sobie
31 - 70 - wygląda w miarę porządnie
71 - 99 - ubrania wytrzymają jeszcze parę miesięcy
100 - ubrania będą trzymać się rok
Jenny miała równie źle, a może i nawet gorzej niż ona sama. W końcu jej brat trafił na plakaty i pokazanie się gdzieś, gdzie można było dostrzec kim naprawdę była, albo gdzie znane było jej nazwisko…takie sytuacje miały tylko jeden koniec i bardzo dobrze wiedziała, że nie będzie to przyjemny koniec. Pamiętała słowa Marcela które skierował do niej nad leśnym stawem…zadrżała lekko przypominając to sobie, ale ostatecznie nie miała nic przeciwko skierowaniu swojej uwagi na ubrania.
Szyła dokładnie, o wiele lepiej niż robiła to parę miesięcy temu. Kochała to, że jej wysiłki się opłaciły, a teraz mogła pomóc nie tylko sobie. Podczas szycia pokazywała ściegi Jenny, ostrożnie biorąc jej dłoń w swoją własną i pokazując, jak najlepiej przewlekać nitkę i igłę przez materiały różnej grubości. Sięgała również po kartkę i ołówek, delikatnie pokazując Jenny, jak kreślić własne projekty. Tak też zrobiły z płaszczem, rozrysowując to, jak chciały, aby wyglądał i jakie części musiały wyciąć z tkaniny. Obliczenia Sheila pozostawiała już samej Jenny, co znaczyło, że nie zamierzała ingerować w kalkulacje.
- Nie mam już nawet pojęcia, co robią, w końcu Thomas biega wszędzie, więc równie dobrze mógłby mordować ludzi i potem kłamać mi w żywe oczy. Wiem, że tego nie robi, ale rozumiesz, o czym mówię… - Jeżeli kiedyś byś rozmawiała z panią Skamander, to chętnie bym rozwinęła swoje umiejętności gotowania.
Ostrożnie przypatrywała się obliczeniom, tak aby potem też sugerować Jenny, jak mogła poprowadzić nitkę, tak aby płaszcz mógł zostać uszyty. Uśmiechnęła się, kiedy tylko zobaczyła, jak wyszedł końcowy projekt, lekko klepiąc ją po ramieniu i pozwalając sobie na kolejny uśmiech.
- Zobacz, jak dobrze wyszło! Widzisz, nie ma co wątpić w siebie. – Ostrożnie przeszyła ostatnie ściegi na własnych sztukach ubrania, starając się przyjrzeć efektowi i ocenić, jak w zasadzie wyszło jej to, co dziś naprawiała.
- Rozpiszesz mi parę informacji odnośnie numerologii w ubraniach w wolnej chwili? – Ciekawa była, czy Jenny ma na to czas, czy może jednak ostatnio poświęcała się bardziej pracy.
Rzut na jakość naprawienia ubrań, krawiectwo II:
1-30 - wyszło tak sobie
31 - 70 - wygląda w miarę porządnie
71 - 99 - ubrania wytrzymają jeszcze parę miesięcy
100 - ubrania będą trzymać się rok
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
The member 'Sheila Doe' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
To była wyjątkowo cicha dla Jenny, ale owocna współpraca. Energia i duma rozpierały dziewczynę z własnego skupienia na postępach jakie wykonywała z dużo większą niż wcześniej wprawą. Wraz z Doe, wymieniały się swymi doświadczeniami, co jakiś czas przekazując sobie cichym podszeptem radę co do numerologicznych walorów tkaniny, lub też krawieckich tajników, dopiero głębiej poznawanych przez Jenny. Być może dla niektórych obserwujących obrazek ten mógłby się wydać po prostu “uroczy”, naiwny w okolicznościach wojny jaka trawiła ich bliskich, ale one same w głębi serca wiedziały. To dzięki tam umiejętnością mogły przeżyć kolejne miesiące, pomóc innym i nie zwariować do biedy, głodu i smutki. — I teraz, przy odpowiednim zszywaniu, musisz zanalizować jaki rodzaj magii będzie łączył oba skrawki. Dzięki temu nie tylko będą trzymać się mocniej, ale też zapewnisz im dodatkową moc. — Dodała w ramach przekazywania swojej wiedzy numerologicznej, jednocześnie kiwając głową i poprawiając za wskazaniem Sheili swój ścieg. Mogła też poćwiczyć mocniej rysunek, dzięki któremu nie tylko powoli zyskiwała świadomość planowania własnych projektów, ale też udoskonalała tworzone mapy podróży podczas realizowania dostaw.
— To okropne. — Odparła prosto z mostu, marszcząc lekko brwi. — Żeby tak się szlajać, pozwolić się zamartwiać własnej siostrze! Jak kiedyś się tu zjawią, to ja już sobie z nimi porozmawiam. — Przerwała tworzenie, by pogrozić palcem powietrzu, po czym współczująco poklepała Sheilę po ramieniu. W takich sytuacjach nie mogła pomóc wiele poza dobrym słowem, ale liczyła, że może i ono zapewni jakiś rodzaj otuchy.
Ze sporą dozą satysfakcji przyglądała się stworzonej kurtce, złota, tkanina nabrała kształtu, a pod palcami dało się wyczuć grubą warstwę izolacyjną. — Nieźle wyszło prawda? To mój pierwszy taki ambitniejszy twór, ale naprawdę czuję się pewniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. — Powiedziała, głaszcząc z czułością brzeg mankietu płaszcza. Jeśli będzie kontynuowała wysiłki, już wkrótce może będzie w stanie tworzyć nawet bardziej skomplikowane wzory i pomóc w wiecznie przetartych ubraniach swojej rodziny.
— Oczywiście, wyślę ci notatkę sową, razem z tym co robiłam tutaj, żebyś mogła porównać na przykładach. — Przytaknęła, ubierając szatkę na plecy dla próby i pozując w niej dramatycznie. Nawet małe rzeczy mogły cieszyć, szczególnie one.
| zt. dla jenny i rzut na bonus 1k6 do żywotności
— To okropne. — Odparła prosto z mostu, marszcząc lekko brwi. — Żeby tak się szlajać, pozwolić się zamartwiać własnej siostrze! Jak kiedyś się tu zjawią, to ja już sobie z nimi porozmawiam. — Przerwała tworzenie, by pogrozić palcem powietrzu, po czym współczująco poklepała Sheilę po ramieniu. W takich sytuacjach nie mogła pomóc wiele poza dobrym słowem, ale liczyła, że może i ono zapewni jakiś rodzaj otuchy.
Ze sporą dozą satysfakcji przyglądała się stworzonej kurtce, złota, tkanina nabrała kształtu, a pod palcami dało się wyczuć grubą warstwę izolacyjną. — Nieźle wyszło prawda? To mój pierwszy taki ambitniejszy twór, ale naprawdę czuję się pewniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. — Powiedziała, głaszcząc z czułością brzeg mankietu płaszcza. Jeśli będzie kontynuowała wysiłki, już wkrótce może będzie w stanie tworzyć nawet bardziej skomplikowane wzory i pomóc w wiecznie przetartych ubraniach swojej rodziny.
— Oczywiście, wyślę ci notatkę sową, razem z tym co robiłam tutaj, żebyś mogła porównać na przykładach. — Przytaknęła, ubierając szatkę na plecy dla próby i pozując w niej dramatycznie. Nawet małe rzeczy mogły cieszyć, szczególnie one.
| zt. dla jenny i rzut na bonus 1k6 do żywotności
she smiled, and her face was like the sun
The member 'Jenny Moore' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 1
'k6' : 1
Ostrożnie zaczęła sprawdzać każdą kolejną nić i każdą kolejną naprawioną dziurę – chciała wiedzieć, że jej techniczna strona pozwalała jej na lepsze zorganizowanie się w danej dziedzinie, a to oznaczało, że potem, gdy zajmie się magicznymi szatami, być może już na zlecenia, będzie w stanie zrobić to już bez potknięć, a tworzone przez nią szaty, płaszcze i buty będą już odpowiednie do noszenia przez innych. Wtedy może o wiele lepiej wyposaży swoją rodzinę, bo skoro musieli wyciągnąć się i wychodzić w świat jak stado dzikich muflonów, mogli przynajmniej mieć coś do ochrony przed tym i starać się najlepiej jak im wychodziło.
- W takim razie jest to o wiele prostsze, niż się spodziewałam. Znaczy, też nie jest to najłatwiejsza sztuka i trzeba sobie radzić tak, jak można, ale myślałam, że to o wiele trudniejsze. Dziękuję, że mi to pokazałaś, napiszę do znajomych i poproszę ich o więcej informacji z numerologii. – Sheila zamierzała rozwijać się jak najlepiej, a wiedziała, że szycie magicznych szat pozwoli jej na rozszerzenie swojego działania. Skoro miała jak zarabiać na tym, co umiała i nie mogła już to robić w Londynie, mogła zacząć działać poza nim. Wiedziała, że większość ludzi z Doliny na pewno zajmie się Trixie, ale mogła spróbować poszukać kogoś poza tym miejscem. Gdyby tylko jej przysyłali paczki…dzięki temu mogłaby sprawnie przesyłać im coś pomniejszając wagę i rozmiar transmutacją.
Zaśmiała się lekko kiedy Jenny postanowiła pogrozić braciom, wiedząc, że do starszych z rodzeństwa Doe już nic absolutnie nie trafiało i ciężko było jakkolwiek dogodzić Thomasowi względem siedzenia w domu, zaś Jamesowi względem zajęć, bo w jego dłoniach wszystko wydawało się kończyć zbyt wcześnie, pozostawiając niedosyt. A Sheila po prostu chciała, aby nikt nie musiał martwić się o ich bezpieczeństwo i żeby państwo nie postanowiło zrobić z nich kozłów ofiarnych.
- O ile się na nich natkniesz, bo Thomas robił wszystko co może, aby ćwiczyć się w uciekaniu. Ale może zwabisz go na konika. – W końcu czy jest jakiś lepszy sposób na to, aby zainteresować cygana, niż na konia, który był ukochany przez te wszystkie społeczności?
- Świetnie ci poszło. Gdy będziesz mogła, wyślij mi po prostu wiadomość, postaram się zrobić co mogę i pomogę ci jeszcze z instrukcjami odnośnie krawiectwa. Gdybyś też słyszała o jakiejś pracy w tym zakresie, chętnie dowiem się co i jak, w razie czego też daj mi znać gdyby wpadły ci w dłonie nowe materiały. Chętnie je odkupię jak uzbieram. – Może i nie miała wiele pieniędzy, ale jeżeli dzięki materiałom mogła zarabiać…to był już jakiś postęp. Oczywiście w zależności od tego, ile taki materiał ma kosztować.
Po zakończeniu pracy pożegnała się z Jenny, wracając do domu aby wyprać ubrania, które potem odłożyła dla swojej rodziny.
zt
- W takim razie jest to o wiele prostsze, niż się spodziewałam. Znaczy, też nie jest to najłatwiejsza sztuka i trzeba sobie radzić tak, jak można, ale myślałam, że to o wiele trudniejsze. Dziękuję, że mi to pokazałaś, napiszę do znajomych i poproszę ich o więcej informacji z numerologii. – Sheila zamierzała rozwijać się jak najlepiej, a wiedziała, że szycie magicznych szat pozwoli jej na rozszerzenie swojego działania. Skoro miała jak zarabiać na tym, co umiała i nie mogła już to robić w Londynie, mogła zacząć działać poza nim. Wiedziała, że większość ludzi z Doliny na pewno zajmie się Trixie, ale mogła spróbować poszukać kogoś poza tym miejscem. Gdyby tylko jej przysyłali paczki…dzięki temu mogłaby sprawnie przesyłać im coś pomniejszając wagę i rozmiar transmutacją.
Zaśmiała się lekko kiedy Jenny postanowiła pogrozić braciom, wiedząc, że do starszych z rodzeństwa Doe już nic absolutnie nie trafiało i ciężko było jakkolwiek dogodzić Thomasowi względem siedzenia w domu, zaś Jamesowi względem zajęć, bo w jego dłoniach wszystko wydawało się kończyć zbyt wcześnie, pozostawiając niedosyt. A Sheila po prostu chciała, aby nikt nie musiał martwić się o ich bezpieczeństwo i żeby państwo nie postanowiło zrobić z nich kozłów ofiarnych.
- O ile się na nich natkniesz, bo Thomas robił wszystko co może, aby ćwiczyć się w uciekaniu. Ale może zwabisz go na konika. – W końcu czy jest jakiś lepszy sposób na to, aby zainteresować cygana, niż na konia, który był ukochany przez te wszystkie społeczności?
- Świetnie ci poszło. Gdy będziesz mogła, wyślij mi po prostu wiadomość, postaram się zrobić co mogę i pomogę ci jeszcze z instrukcjami odnośnie krawiectwa. Gdybyś też słyszała o jakiejś pracy w tym zakresie, chętnie dowiem się co i jak, w razie czego też daj mi znać gdyby wpadły ci w dłonie nowe materiały. Chętnie je odkupię jak uzbieram. – Może i nie miała wiele pieniędzy, ale jeżeli dzięki materiałom mogła zarabiać…to był już jakiś postęp. Oczywiście w zależności od tego, ile taki materiał ma kosztować.
Po zakończeniu pracy pożegnała się z Jenny, wracając do domu aby wyprać ubrania, które potem odłożyła dla swojej rodziny.
zt
Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Świetlica wiejska
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Somerset :: Dolina Godryka