Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire
Pozostałości Mostu, Warwick
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
AutorWiadomość
Pozostałości Mostu
Most znajduje się nad rzeką Avon na południowy wschód od zamku Warwick. Został zniszczony podczas wielkiej powodzi, niedługo po tym jak został oddany do użytku i za każdym razem jak kończono odbudowę nadciągał kolejny kataklizm zmieniający go w ruinę. Dziwnym było, że zawsze nienaruszone pozostawały te same trzy łuki, które po dziś dzień stanowią atrakcję turystyczną. W końcu odpuszczono kolejne próby naprawy, a mieszkańcy pokaźnego dworu, podobnie jak okolicznych wiosek uznali, że został on przeklęty przez czarownicę, jaka rzekomo od samego początku była przeciwna jego budowie. Nie dowiedziono czy była to tylko legenda przekazywana z ust do ust, czy faktycznie czarnoksiężnik nałożył na most potężną klątwę.
Od czasu zaniechania remontów ludność miała w tradycji wrzucać do wody wartościowe przedmioty, a następnie monety, aby móc bezpiecznie przeprawić się na drugą stronę rzeki lub udać się dróżką wzdłuż niej.
Znajdując się w nad rzeką Avon w mieście Warwick rzuć kością k6, aby zobaczyć co się stanie:
1. Nurt nagle nabiera na sile, a poziom wody podnosi się. Jeśli nie uda Ci się szybko zareagować (zwinność x2, ST = 60) wpadniesz do rzeki, która porwie Cię kilkadziesiąt metrów dalej. Zatrzymasz się na wystającym kamieniu, jaki boleśnie obije Ci plecy (obrażenia tłuczone - 40)
2. Coś błysnęło tuż pod Twoimi nogami. Znajdujesz jednego galeona (1 PM).
3. Idąc brzegiem rzeki czujesz jak dookoła tych kostek zaplatają się glony i próbują wciągnąć pod taflę wody (sprawność x2, ST = 60 lub stosowny czar). Nieudane wyswobodzenie się skutkuje wpadnięciem do wody (obrażenia tłuczone - 20), jeśli nie posiadasz biegłości pływanie ktoś będzie zmuszony pomóc Ci wydostać się na bezpieczny ląd.
4. Nic się nie dzieje.
5. Momentalnie zapada ciemność, dostrzegasz jak kłęby gęstej mgły oplatają Twoje stopy i powoli wznoszą się ku górze. Odnosisz wrażenie, że coś chodzi po Twoich nogach, czujesz nieprzyjemne kąsanie i gdy tylko mgła uniesie się wystarczająco wysoko zauważysz setki małych pająków wędrujących po Twoich piszczelach. Zapadasz na klątwę Pajęcza Sieć.
6. Tuż przy brzegu dostrzegasz brudną butelkę. Gdy tylko chwycisz ją w dłoń zrozumiesz, że udało Ci się odnaleźć Ognistą Whisky.
Od czasu zaniechania remontów ludność miała w tradycji wrzucać do wody wartościowe przedmioty, a następnie monety, aby móc bezpiecznie przeprawić się na drugą stronę rzeki lub udać się dróżką wzdłuż niej.
Znajdując się w nad rzeką Avon w mieście Warwick rzuć kością k6, aby zobaczyć co się stanie:
1. Nurt nagle nabiera na sile, a poziom wody podnosi się. Jeśli nie uda Ci się szybko zareagować (zwinność x2, ST = 60) wpadniesz do rzeki, która porwie Cię kilkadziesiąt metrów dalej. Zatrzymasz się na wystającym kamieniu, jaki boleśnie obije Ci plecy (obrażenia tłuczone - 40)
2. Coś błysnęło tuż pod Twoimi nogami. Znajdujesz jednego galeona (1 PM).
3. Idąc brzegiem rzeki czujesz jak dookoła tych kostek zaplatają się glony i próbują wciągnąć pod taflę wody (sprawność x2, ST = 60 lub stosowny czar). Nieudane wyswobodzenie się skutkuje wpadnięciem do wody (obrażenia tłuczone - 20), jeśli nie posiadasz biegłości pływanie ktoś będzie zmuszony pomóc Ci wydostać się na bezpieczny ląd.
4. Nic się nie dzieje.
5. Momentalnie zapada ciemność, dostrzegasz jak kłęby gęstej mgły oplatają Twoje stopy i powoli wznoszą się ku górze. Odnosisz wrażenie, że coś chodzi po Twoich nogach, czujesz nieprzyjemne kąsanie i gdy tylko mgła uniesie się wystarczająco wysoko zauważysz setki małych pająków wędrujących po Twoich piszczelach. Zapadasz na klątwę Pajęcza Sieć.
6. Tuż przy brzegu dostrzegasz brudną butelkę. Gdy tylko chwycisz ją w dłoń zrozumiesz, że udało Ci się odnaleźć Ognistą Whisky.
Nie zdradził Rigelowi zbyt wiele. Nie wiedział, czy powinien zdradzać mu cokolwiek. Wolał obserwować go z boku, analizować jego poczynania, przemyślenia. Ostatnio zdawał się pogubiony, choć przecież sytuacja była jasna, nie pozostawiała zbyt wielkiego pola do manewru i interpretacji. Zrzucał jego słowa na młodość, brak doświadczenia i ledwie (choć późno) kształtujące się poglądy, których być może ktoś dotąd nie dopilnował. Wszystko było jednak przed nimi. Młody Black z pewnością nie zdawał sobie sprawy z wagi sytuacji i tego, jak istotne strategicznie jest to miejsce. Nie wzywał go do siebie wcześniej, z samego rana, gdy tylko pojawił się w Departamencie Tajemnic nakazał mu zabrać swoje rzeczy i ze sobą wyruszyć. Teren, w który się wybierali nie był im sojusznikiem, ale nie kierował wobec nich także wrogości. Musieli zostać czujni i skoncentrowani na tym, co się miało tutaj wydarzyć. Miał na sobie długi, ciepły płaszcz, skórzane rękawiczki; kołnierz postawiony na stójkę, a pod szyją ciepły szalik. W dłoni jak zwykle spoczywała różdżka. Jeśli to prawda, co mówili o tym miejscu, nie potrzebował nic innego poza własnym doświadczeniem, nawet jeśli nie miało to być łatwe zadanie.
Korzystając ze śwwstoklika pojawili się w mieście. Mieście pełnym mugoli, którzy nie zwracali na nich najmniejszej uwagi. Spojrzał na Blacka z ciekawością. Zdawało mu się, że nie musiał nic mówić, nie potrzebowali się zdradzać z tym kim byli i po co tutaj przybyli. Ruszył drogą, trasą zapamiętaną z przeglądania map. Przygotował się do tego wcześniej, zapoznał ze wszystkimi zapiskami i notatkami, sprawdził, jak tylko się dało zapiski na temat tego mostu i historycznych zdarzeń jakie miały tu miejsca. Kiedy droga skręcała w pobliże mostu, za którym daleko, majaczył majestatyczny zamek Warwickshire, odezwał się w końcu.
— Wokół tego mostu krążyły zawsze legendy. Jak wiesz, legendy same w sobie nie noszą żadnych naukowych faktów, ale opierają się na prawdzie, której prości ludzie nie są w stanie objąć niezmąconym inteligencją umysłem. — Baśnie i mity go nie obchodziły w wielkim stopniu, ale mimo swojego fałszu i oderwania od rzeczywistości niosły ze soba także cenne informacje. To, w jaki sposób przedstawiano dane zjawiska w legendach odzwierciedlało to, co widzieli lub myśleli, że widzieli ludzie. Nawet najróżniejsze halucynacje miały swoje odzwierciedlenie w nauce, a magia nie miała przed nim dziś już zbyt wielu tajemnic — wciąż, niestrudzenie ją poznawał. Wciąż się uczył i nie sądził, by kiedykolwiek miał przestać, lecz tu i teraz mieli się zderzyć z czymś, co zupełnie jak anomalie, wykraczało poza ich wiedzę. — Musimy zachować dystans, być ostrożni. — Zwolnił, kiedy zbliżali się do mostu. — Na tym obszarze pojawiają się magiczne wyładowania, które dla mugoli okazały się doskonałym straszakiem. Przeklęte miejsce. Tak o nim się mówi. Omija most z daleka. — Wzniósł wzrok ku górze, nie mówiąc głośno przy Rigelu jednak tego, co najbardziej chodziło mu po głowie. Most prowadził prosto do zamku. Był arcyważną trasą z niego i do niego; a to mogło mieć znaczenie dla towarzyszy, którzy tu wyruszą. Zajęcie mostu, zabezpieczenie go odpowiednio mogło przynieść same korzyści. Mogło powstrzymać nadciągający opór z południa, prosto do zamczyska.— Analizowałeś kiedyś istotę anomalii?— Były z nimi obecne przez dłuższy czas. Interesowały go? Badał je? Nie mógł zgłębić ich tajemnicy, ta wciąż — prawdziwa — pozostawał poza zasięgiem wielu.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Rigel przyjął wieści, że dzisiejszy dzień w Departamencie Tajemnic nie spędzi pochylony nad biurkiem, przerzucając zakurzone papiery z nieukrywaną radością. Kochał pracę w terenie, szczególnie u boku Niewymownych, gdyż właśnie w taki sposób mógł nauczyć się o wiele więcej, zmierzyć się z nietypowymi sytuacjami, wyjść poza ramy codzienności. Rutyna była dla młodego lorda Blacka jak trucizna - powoli odbierała siły i chęci, żeby potem ostatecznie zabić wszelkie pokłady kreatywności, jakie posiadał. Dlatego też robił wszystko, co w jego siłach, żeby się jej nie poddawać. Nie pozwolić swojemu umysłowi utracić iskry, która - a miał taką nadzieję, że to kiedyś nastąpi - pozwoli mu odkryć coś, co przysłuży się magicznemu społeczeństwu.
Brak prawie jakichkolwiek informacji, czym będą się dziś zajmować, czarodziej przyjął ze spokojem. Nie był to przecież pierwszy raz, kiedy, bazując jedynie na szczątkowych danych, musiał radzić sobie z powierzonym zadaniem. Cóż, takie już uroki bycia praktykantem w Departamencie Tajemnic.
Miejsce, w którym się znaleźli, sprawiło, że Rigel od razu zrobił się czujny. Tak szybko odzwyczaił się od miasta, w którym nie było już ani jednego mugola, że znalazłszy się w Warwick, gdzie wszystko było… po staremu, wszystko zdawało się sprawiać mu wyraźny dyskomfort. Nie pomógł nawet widok majestatycznego zamku, który majaczył na horyzoncie. Dookoła było głośno, a ciężkie, śmierdzące powietrze kaleczyło gardło, pozostawiając na języku obrzydliwy metalowy posmak. Żeby odgrodzić się od tych wszystkich bodźców, Black naciągnął szary szalik na nos i mocniej chwycił różdżkę, schowaną w obszernych kieszeniach płaszcza koloru ciemnego, czerwonego wina.
Rigel w milczeniu podążał za Mulciberem, słuchając uważnie jego słów. Legendy rzeczywiście pozwalały zwrócić uwagę na konkretne fenomeny, których często się bano i próbowano tłumaczyć je na wszelkie dostępne sposoby. Pomagały one również zrozumieć, w jaki sposób myśleli ludzie przeszłości.
I w ten oto sposób pojawiali się najróżniejsi bogowie, demony, złe i dobre omeny.
Młodszy czarodziej z pewną obawą, ale też słabo ukrywaną fascynacją wbił spojrzenie w kamienną konstrukcję mostu. Nie było to jednak pierwsze miejsce o dziwacznej aurze, czy też uważane za przeklęte, z jakim miał do czynienia. Wiedział, że należy zachować czujność i mieć oczy dookoła głowy. Kto wie, co może się stać?
Na pytanie o anomalie ostrożnie przeniósł spojrzenie na starszego mężczyznę.
-Owszem. - potwierdził ściszonym głosem, jakby w obawie, że głośniejszy dźwięk mógłby przebudzić niestabilną magię, która ruszyłaby by na nich jak lawina. - Z tego, co udało mi się dowiedzieć, nie powstają one same z siebie. Są to echa potężnych wydarzeń magicznych z przeszłości, które dzięki swojej sile, były w stanie zmienić, wpłynąć na aurę miejsca… albo nawet wielu miejsc.
Na samo wspomnienie szalejących nie tak dawno anomalii, poczuł, jak przechodzi go nieprzyjemny, lepki i lodowaty dreszcz.
-Myśli Pan, że i tu coś podobnego mogło mieć miejsce? - zapytał i lekko skinął głową w stronę mostu.
Brak prawie jakichkolwiek informacji, czym będą się dziś zajmować, czarodziej przyjął ze spokojem. Nie był to przecież pierwszy raz, kiedy, bazując jedynie na szczątkowych danych, musiał radzić sobie z powierzonym zadaniem. Cóż, takie już uroki bycia praktykantem w Departamencie Tajemnic.
Miejsce, w którym się znaleźli, sprawiło, że Rigel od razu zrobił się czujny. Tak szybko odzwyczaił się od miasta, w którym nie było już ani jednego mugola, że znalazłszy się w Warwick, gdzie wszystko było… po staremu, wszystko zdawało się sprawiać mu wyraźny dyskomfort. Nie pomógł nawet widok majestatycznego zamku, który majaczył na horyzoncie. Dookoła było głośno, a ciężkie, śmierdzące powietrze kaleczyło gardło, pozostawiając na języku obrzydliwy metalowy posmak. Żeby odgrodzić się od tych wszystkich bodźców, Black naciągnął szary szalik na nos i mocniej chwycił różdżkę, schowaną w obszernych kieszeniach płaszcza koloru ciemnego, czerwonego wina.
Rigel w milczeniu podążał za Mulciberem, słuchając uważnie jego słów. Legendy rzeczywiście pozwalały zwrócić uwagę na konkretne fenomeny, których często się bano i próbowano tłumaczyć je na wszelkie dostępne sposoby. Pomagały one również zrozumieć, w jaki sposób myśleli ludzie przeszłości.
I w ten oto sposób pojawiali się najróżniejsi bogowie, demony, złe i dobre omeny.
Młodszy czarodziej z pewną obawą, ale też słabo ukrywaną fascynacją wbił spojrzenie w kamienną konstrukcję mostu. Nie było to jednak pierwsze miejsce o dziwacznej aurze, czy też uważane za przeklęte, z jakim miał do czynienia. Wiedział, że należy zachować czujność i mieć oczy dookoła głowy. Kto wie, co może się stać?
Na pytanie o anomalie ostrożnie przeniósł spojrzenie na starszego mężczyznę.
-Owszem. - potwierdził ściszonym głosem, jakby w obawie, że głośniejszy dźwięk mógłby przebudzić niestabilną magię, która ruszyłaby by na nich jak lawina. - Z tego, co udało mi się dowiedzieć, nie powstają one same z siebie. Są to echa potężnych wydarzeń magicznych z przeszłości, które dzięki swojej sile, były w stanie zmienić, wpłynąć na aurę miejsca… albo nawet wielu miejsc.
Na samo wspomnienie szalejących nie tak dawno anomalii, poczuł, jak przechodzi go nieprzyjemny, lepki i lodowaty dreszcz.
-Myśli Pan, że i tu coś podobnego mogło mieć miejsce? - zapytał i lekko skinął głową w stronę mostu.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Reakcje Rigela na motłoch wcale go nie zaskoczyły, nie przywiązał więc do nich większej uwagi, zamiast tego obserwując z obojętnością ludzi, którzy poruszali się wokół. Nie było ich tak wielu, choć bez wątpienia byli to wyłącznie mugole (a może czarodzieje, ukrywający się tak dobrze wśród nich, nie odbiegając od nich już wyglądem?) jak w Londynie przed Bezksieżycowa Nocą. Właściwie wydawało się być częściowo opuszczone, w kamienicach szyby były powybijane, mieszkania prawdopodobnie stały puste. To, co działo się na ulicach i alejkach przypominało raczej pełne zamieszania utarczki. Nie interesowały go. Wiedział, że wkrótce to miasto, jak każde inne w tym hrabstwie zostanie oczyszczone z mugoli. Czarodzieje przejmą mieściny i zaadaptuje je na swój użytek. Będą już, pozostaną opuszczone dopóki czarodziejskie społeczeństwo bez gróźb i strachu rozwinie się i tu i zaludni wszystkie te obszary. To perspektywa kolejnych lat, dziesiątek, setek, ale wizja piękna i całkiem rzeczywista. Dołożą wszelkich starań, by tak się stało. Nie spoczną, póki cała Anglia nie będzie przypominać spokojnego Londynu.
Kiedy się zatrzymali, wyciągnął różdżkę, lekko palce lewej dłoni oplatając wokół wężowego drewna. Wokół nic nie powinno im przeszkodzić — choć z daleka ujrzał młodego mężczyznę, może wciąż chłopca, który kierował się wich kierunku, trzymając się drugiej strony, prawdopodobnie zamierzając minąć rozwidlenie i ruszyć drogą w las, nie w stronę zamku. Obrócił się do niego tyłem, choć nie dbał, czy będzie świadkiem tych poczynań, czy nie. Dość już ukrywania się, dość udowadniania, że chcąc przetrwać musieli ułożyć się przed znacznie liczniejszą grupą pozbawionych magii ludzi.
— To prawda. Najbardziej znane przypadki magicznych anomalii? Dawnych? — sprawdzał jego wiedzę, pamięć. Chciał wiedzieć, czy wiedział o czym mówi. Nie znalazł się w Departamencie Tajemnic bez przyczyny, nawet nazwisko nie mogło sprawić, by dostał się tam pozbawiony naukowego potencjału. Nawet w roli stażysty, przed którym wciąż była długa droga do sukcesu. — Mieliśmy szczęście przetrwać ostatni wybuch anomalii. Obszar jej działania był olbrzymie, pochłonął całą Anglię. Pozostawił wiele miejsc nią skażonych, wiele z nich wciąż nie działało prawidłowo, drzemiąca wokół magia była zaburzona. Zostawiała po sobie ślady — takie, które Czarny Pan nauczył ich wykorzystywać. Zmieniać tak, aby magia im sprzyjała. — Jesteśmy w Warwick, ta rzeka nosi nazwę Avon. Jej koryto biegnie pod samym zamkiem, tym, widocznym na szczycie klifu. Ta droga jest jedną z kilku, którymi można się tam dostać, ale jest najszersza, dobrze utwardzona, dobra do przemieszkania się. Legendy o tym miejscu mówią, za czasów Henryka II Plantageneta, nieopodal, na południe, mieszkała stara czarownica. Król Anglii utworzył z tego gmachu wiezienie dla jeńców z bitwy pod Poitiers. Most zaczęto budować przed ich zwiezieniem, miał być najszybszą i najkrótszą drogą, dzięki której dostaną się do miejsca swojego wiecznego spoczynku. Nigdy nie udało się go skończyć, za każdym razem, kiedy wznawiano budowę nadchodziły powodzie tak wielkie, że podmywały świeże mury, zbierały kamienie, ciągnąć konstrukcje za sobą. Raz za razem. Wśród mieszkańców miasta krążyły plotki, z pewnością rozpowszechnione na rozkaz samego króla, że wiedźma była przeciwna budowie tego mostu. Złośliwi mawiali, że miała francuskie korzenie, rzuciła urok, klątwę na to miejsce, utrudniając transport rodaków do mroku, w którym mieli umrzeć. Król rozkazał pojmać ją i wychłostać na pręgierzu, w środku miasta, a później widowiskowo spalić na stosie. Miała ponoć przyrzec, że z czasem kataklizmy urosną w siłę, a droga do zamku nigdy nie powstanie. Tak też się stało. Nigdy nie udało się dokończyć budowy, pozostały tylko trzy łuki, aż w końcu całkowicie jej zaniechano. Oczywiście inne drogi do zamku powstały z czasem, ale ta, owiana złą sławą, nigdy nie została dokończona. Choć jak widzisz — spojrzał w kierunku klifu — jak najkrótsza, prowadzi wprost tam. Śmiałkowie przedzierają się przez rzekę, ale ponoć nigdy nie można być pewnym jej przeprawienia. Oczywiście to tylko legenda. Jak myślisz, ile jest z niej prawdy? — Uśmiechnął się, zerkając na niego, a później spoglądając przez ramię, na idącego młodzieńca. — Zaproś go tu. Potrzebujemy kogoś, by sprawdzić, co tu się tak naprawdę dzieje. — Wskazał ruchem głowy na niego, po czym uniósł różdżkę, w kierunku mostu. — Carpiene. — Powodzenie przypominały mu o Amormortem, zaklęcie niczego jednak nie wykazało. To było najbanalniejsze, ale nie mógł zignorować nawet tej błahej możliwości. Czarodzieje, znawcy run z pewnością już dawno by je odkryli, a jednak wzmianka o tym moście powtarzała się w historiach i numerologicznych anomaliach. Zagadka pozostawała nierozwiązana. Wokół mostu nie było żadnych pułapek. Chciał podejść bliżej, do samych łuków, ale nie mogli sobie pozwolić na błąd, bezmyślność, padając ofiarą legendarnych wyładowań magicznych. Cokolwiek to było — i czy miało wpływ z anomaliami, nie wiedział. Musiał jednak sprawdzić wszystkie możliwości. — Festivo — szepnął, lekkim ruchem nadgarstka wykonując ruch i czujnie rozglądając się wokół. Nie było tu także śladów czarnej magii, nie poza nim samym, pochłoniętym przez ciemność już dawno temu. Licząc na to, że Rigel przyprowadzi obiekt badań, który będą mogli przetestować, rzucił ostatnie: — Divirgento.— Teren mógł przejąć, zabezpieczyć. jeśli były to zaklęcia, nie miał ochoty przy nich majstrować, ale jeśli to mogło być coś większego, źródło mocy, magii, coś czego badacze nie rozumieli, co przeoczyli, mogli to zgłębić, sprawdzić. A może nawet wykorzystać na swoją korzyść. Obejrzał się na młodego lorda Blacka.
| rzuty
Kiedy się zatrzymali, wyciągnął różdżkę, lekko palce lewej dłoni oplatając wokół wężowego drewna. Wokół nic nie powinno im przeszkodzić — choć z daleka ujrzał młodego mężczyznę, może wciąż chłopca, który kierował się wich kierunku, trzymając się drugiej strony, prawdopodobnie zamierzając minąć rozwidlenie i ruszyć drogą w las, nie w stronę zamku. Obrócił się do niego tyłem, choć nie dbał, czy będzie świadkiem tych poczynań, czy nie. Dość już ukrywania się, dość udowadniania, że chcąc przetrwać musieli ułożyć się przed znacznie liczniejszą grupą pozbawionych magii ludzi.
— To prawda. Najbardziej znane przypadki magicznych anomalii? Dawnych? — sprawdzał jego wiedzę, pamięć. Chciał wiedzieć, czy wiedział o czym mówi. Nie znalazł się w Departamencie Tajemnic bez przyczyny, nawet nazwisko nie mogło sprawić, by dostał się tam pozbawiony naukowego potencjału. Nawet w roli stażysty, przed którym wciąż była długa droga do sukcesu. — Mieliśmy szczęście przetrwać ostatni wybuch anomalii. Obszar jej działania był olbrzymie, pochłonął całą Anglię. Pozostawił wiele miejsc nią skażonych, wiele z nich wciąż nie działało prawidłowo, drzemiąca wokół magia była zaburzona. Zostawiała po sobie ślady — takie, które Czarny Pan nauczył ich wykorzystywać. Zmieniać tak, aby magia im sprzyjała. — Jesteśmy w Warwick, ta rzeka nosi nazwę Avon. Jej koryto biegnie pod samym zamkiem, tym, widocznym na szczycie klifu. Ta droga jest jedną z kilku, którymi można się tam dostać, ale jest najszersza, dobrze utwardzona, dobra do przemieszkania się. Legendy o tym miejscu mówią, za czasów Henryka II Plantageneta, nieopodal, na południe, mieszkała stara czarownica. Król Anglii utworzył z tego gmachu wiezienie dla jeńców z bitwy pod Poitiers. Most zaczęto budować przed ich zwiezieniem, miał być najszybszą i najkrótszą drogą, dzięki której dostaną się do miejsca swojego wiecznego spoczynku. Nigdy nie udało się go skończyć, za każdym razem, kiedy wznawiano budowę nadchodziły powodzie tak wielkie, że podmywały świeże mury, zbierały kamienie, ciągnąć konstrukcje za sobą. Raz za razem. Wśród mieszkańców miasta krążyły plotki, z pewnością rozpowszechnione na rozkaz samego króla, że wiedźma była przeciwna budowie tego mostu. Złośliwi mawiali, że miała francuskie korzenie, rzuciła urok, klątwę na to miejsce, utrudniając transport rodaków do mroku, w którym mieli umrzeć. Król rozkazał pojmać ją i wychłostać na pręgierzu, w środku miasta, a później widowiskowo spalić na stosie. Miała ponoć przyrzec, że z czasem kataklizmy urosną w siłę, a droga do zamku nigdy nie powstanie. Tak też się stało. Nigdy nie udało się dokończyć budowy, pozostały tylko trzy łuki, aż w końcu całkowicie jej zaniechano. Oczywiście inne drogi do zamku powstały z czasem, ale ta, owiana złą sławą, nigdy nie została dokończona. Choć jak widzisz — spojrzał w kierunku klifu — jak najkrótsza, prowadzi wprost tam. Śmiałkowie przedzierają się przez rzekę, ale ponoć nigdy nie można być pewnym jej przeprawienia. Oczywiście to tylko legenda. Jak myślisz, ile jest z niej prawdy? — Uśmiechnął się, zerkając na niego, a później spoglądając przez ramię, na idącego młodzieńca. — Zaproś go tu. Potrzebujemy kogoś, by sprawdzić, co tu się tak naprawdę dzieje. — Wskazał ruchem głowy na niego, po czym uniósł różdżkę, w kierunku mostu. — Carpiene. — Powodzenie przypominały mu o Amormortem, zaklęcie niczego jednak nie wykazało. To było najbanalniejsze, ale nie mógł zignorować nawet tej błahej możliwości. Czarodzieje, znawcy run z pewnością już dawno by je odkryli, a jednak wzmianka o tym moście powtarzała się w historiach i numerologicznych anomaliach. Zagadka pozostawała nierozwiązana. Wokół mostu nie było żadnych pułapek. Chciał podejść bliżej, do samych łuków, ale nie mogli sobie pozwolić na błąd, bezmyślność, padając ofiarą legendarnych wyładowań magicznych. Cokolwiek to było — i czy miało wpływ z anomaliami, nie wiedział. Musiał jednak sprawdzić wszystkie możliwości. — Festivo — szepnął, lekkim ruchem nadgarstka wykonując ruch i czujnie rozglądając się wokół. Nie było tu także śladów czarnej magii, nie poza nim samym, pochłoniętym przez ciemność już dawno temu. Licząc na to, że Rigel przyprowadzi obiekt badań, który będą mogli przetestować, rzucił ostatnie: — Divirgento.— Teren mógł przejąć, zabezpieczyć. jeśli były to zaklęcia, nie miał ochoty przy nich majstrować, ale jeśli to mogło być coś większego, źródło mocy, magii, coś czego badacze nie rozumieli, co przeoczyli, mogli to zgłębić, sprawdzić. A może nawet wykorzystać na swoją korzyść. Obejrzał się na młodego lorda Blacka.
| rzuty
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Na pytanie o anomaliach Rigel dość wyraźnie się ożywił.
-Utarło się w świadomości ludzi, że anomalie są bardzo rzadkie, ale jeśli przyjrzeć się temu zagadnieniu, to może się okazać, jak bardzo to przekonanie mija się z prawdą. - zaczął w ramach wstępu. - Jest bardzo znana anomalia w okolicach Bermudów, wywołująca nagłe i nietypowe zjawiska pogodowe. Są też znikające i pojawiające się zamki w Szkocji, które wyraźnie wskazują efekt działania magii, powiązanej z czasem. Podziemia Paryża, których nie da się nanieść na mapę, przez wyraźne anomalie związane z przestrzenią. Jeszcze jedna i stosunkowo nowa jest anomalia na Syberii, spowodowana uderzeniem meteorytu, po którym cała flora danego miejsca wprost… oszalała, rozrastając się do nietypowych rozmiarów oraz uzyskując nietypowe dla swoich gatunków cechy, czyli… - urwał, gdyż poczuł, że powoli zaczyna odbiegać od tematu. Tak naprawdę był gotów mówić o osobliwych miejscach, w których magia działa w dziwaczny i mocno odbiegający od normy sposób godzinami. Łączyło się to poniekąd z tematem jego badań, których wyniki miał zamiar zaprezentować na zbliżającym się seminarium naukowym.
Teraz jednak nie był to czas ani miejsce na średnio związane z tematem rozważania.
-Czy już udało się ustalić, co było przyczyną tamtych anomalii? - zdążył jeszcze wtrącić pytanie, zanim Mulciebr zagłębił się w opowieść o historii ruin mostu. Black słyszał wiele plotek o naturze magicznego zjawiska, które do niedawna dręczyło magiczną społeczność, ale chciał w końcu usłyszeć prawdę. I miał nadzieję, że tym razem to nastąpi.
Opowieść o czarownicy budziła w Rigelu sprzeczne uczucia. Z jednej strony było mu szkoda tej kobiety, która pewnie na starość chciała zwyczajnie mieć święty spokój i zajmować się swoją magią, a ciemny lud wybrał ją na kozła ofiarnego. Z drugiej strony budziła się w młodym czarodzieju złość, ze nikt tej czarownicy nie pomógł i pozwolił, żeby ja zabito.
-To, że mogło zaistnieć jakieś silne wydarzenie, mające wpływ na przepływ magii w tym miejscu oraz fakt, że zawsze najłatwiej jest obarczyć winą za swoją nieudolność kogoś, kto jest traktowany przez motłoch jak odszczepieniec. - odpowiedział spokojnie.
Podążył za spojrzeniem Niewymownego i dopiero wtedy zauważył młodego mężczyznę, który szedł droga nieopodal. Nie wyglądał jak ktoś uczony. Ot zwykły chłopaczyna w poprzecieranych i połatanych, a na dodatek ewidentnie mugolskich ubraniach.
Black odczekał ze swoimi pytaniami, aż starszy mężczyzna sprawdzi teren - nie chciał mącić spokoju przełożonego swoimi pytaniami, kiedy ten potrzebował ciszy i spokoju, żeby skupić się na zaklęciach. Dogodny moment na pytania nastąpił, kiedy Niewymowny sam się do niego odwrócił.
-Proszę wybaczyć, ale jak ktoś… taki może nam pomóc? - uniósł brew, a następnie ostrożnie kontynuował, chcąc dokładniej zrozumieć, co chodzi po głowie Mulciberowi. - Nie wydaje mi się, że mógłby on wiedzieć o tym miejscu więcej niż my i nasza magia. Tym bardziej że chyba… oni wolą się tu nie zbliżać…
Kiedy Black ponownie się odwrócił, żeby spojrzeć na chłopaka, upewniając się, czy nie przeoczył czegoś istotnego, ten zdążył się już znacząco oddalić, skręcając w stronę zalesionego terenu.
-Utarło się w świadomości ludzi, że anomalie są bardzo rzadkie, ale jeśli przyjrzeć się temu zagadnieniu, to może się okazać, jak bardzo to przekonanie mija się z prawdą. - zaczął w ramach wstępu. - Jest bardzo znana anomalia w okolicach Bermudów, wywołująca nagłe i nietypowe zjawiska pogodowe. Są też znikające i pojawiające się zamki w Szkocji, które wyraźnie wskazują efekt działania magii, powiązanej z czasem. Podziemia Paryża, których nie da się nanieść na mapę, przez wyraźne anomalie związane z przestrzenią. Jeszcze jedna i stosunkowo nowa jest anomalia na Syberii, spowodowana uderzeniem meteorytu, po którym cała flora danego miejsca wprost… oszalała, rozrastając się do nietypowych rozmiarów oraz uzyskując nietypowe dla swoich gatunków cechy, czyli… - urwał, gdyż poczuł, że powoli zaczyna odbiegać od tematu. Tak naprawdę był gotów mówić o osobliwych miejscach, w których magia działa w dziwaczny i mocno odbiegający od normy sposób godzinami. Łączyło się to poniekąd z tematem jego badań, których wyniki miał zamiar zaprezentować na zbliżającym się seminarium naukowym.
Teraz jednak nie był to czas ani miejsce na średnio związane z tematem rozważania.
-Czy już udało się ustalić, co było przyczyną tamtych anomalii? - zdążył jeszcze wtrącić pytanie, zanim Mulciebr zagłębił się w opowieść o historii ruin mostu. Black słyszał wiele plotek o naturze magicznego zjawiska, które do niedawna dręczyło magiczną społeczność, ale chciał w końcu usłyszeć prawdę. I miał nadzieję, że tym razem to nastąpi.
Opowieść o czarownicy budziła w Rigelu sprzeczne uczucia. Z jednej strony było mu szkoda tej kobiety, która pewnie na starość chciała zwyczajnie mieć święty spokój i zajmować się swoją magią, a ciemny lud wybrał ją na kozła ofiarnego. Z drugiej strony budziła się w młodym czarodzieju złość, ze nikt tej czarownicy nie pomógł i pozwolił, żeby ja zabito.
-To, że mogło zaistnieć jakieś silne wydarzenie, mające wpływ na przepływ magii w tym miejscu oraz fakt, że zawsze najłatwiej jest obarczyć winą za swoją nieudolność kogoś, kto jest traktowany przez motłoch jak odszczepieniec. - odpowiedział spokojnie.
Podążył za spojrzeniem Niewymownego i dopiero wtedy zauważył młodego mężczyznę, który szedł droga nieopodal. Nie wyglądał jak ktoś uczony. Ot zwykły chłopaczyna w poprzecieranych i połatanych, a na dodatek ewidentnie mugolskich ubraniach.
Black odczekał ze swoimi pytaniami, aż starszy mężczyzna sprawdzi teren - nie chciał mącić spokoju przełożonego swoimi pytaniami, kiedy ten potrzebował ciszy i spokoju, żeby skupić się na zaklęciach. Dogodny moment na pytania nastąpił, kiedy Niewymowny sam się do niego odwrócił.
-Proszę wybaczyć, ale jak ktoś… taki może nam pomóc? - uniósł brew, a następnie ostrożnie kontynuował, chcąc dokładniej zrozumieć, co chodzi po głowie Mulciberowi. - Nie wydaje mi się, że mógłby on wiedzieć o tym miejscu więcej niż my i nasza magia. Tym bardziej że chyba… oni wolą się tu nie zbliżać…
Kiedy Black ponownie się odwrócił, żeby spojrzeć na chłopaka, upewniając się, czy nie przeoczył czegoś istotnego, ten zdążył się już znacząco oddalić, skręcając w stronę zalesionego terenu.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Nie lubił tracić czasu. Działał metodycznie, nie przywykł do zadawania głupich pytań, do zwłoki. W Departamencie Tajemnic wyrabia sobie opinię wśród współpracowników, zdobywał ich szacunek. Nikt nie wiedział kim był i co robił poza murami Ministerstwa. Poza nim, na Nokturnie, wśród Rycerzy dobył zasłużony posłuch. Rozleniwił go, przyzwyczaił do wykonywania poleceń bez podnoszenia niepotrzebnych kwestii. Rigel się ociągał. Podczas gdy zajmował się analizą terenu, badaniem przestrzeni wokół, wykluczaniem najbardziej podstawowych choć z oczywistych powodów absurdalnych możliwości, młody Black nie wypełnił jego polecenia, prośby. Odwrócił się ku niemu powoli, zerkając na jego twarz.
— Kiedy na danym obszarze występuje nagromadzenie addytywnych ładunków magicznych o jednakowym lub przeciwnym potencjale magicznym pojawia się anomalia. Wypaczenie. — Pokiwał głową, później przechylił ją nieco, z lekko uniesioną brwią, by mu się przyjrzeć. — Stabilizacja takiego obszaru jest trudna, przemianowanie materii wydawało się niemożliwe, ale... To nieprawda. _ Uśmiechnął się lekko. Czarny Pan nauczył ich tego, ale Rigel o tym z pewnością nie wiedział. — Zakon Feniksa wywołał anomalie— odpowiedział bez zastanowienia i bez owijania w bawełnę. Już wcześniej sugerował mu, że zamiary tych ludzi były nieodpowiednie. Zastanowił się chwilę nad tym, jakimi słowami określić prawdę, która miała miejsce. — Wykorzystali magię zaklętą przez najpotężniejszego czarodzieja tamtych czasów. — tamtych, Dziś Lord Voldemort znacznie przewyższył jego potęgę. — Gellerta Grindelwalda. Skoncentrował ją w dzieciach. Póki żyły, miały powodować odradzenie się kolejnych źródeł anomalii. W nieskończoność. — Nie próbował nawet kłamać, choć nie przedstawiał mu wszystkich faktów, jakie mieli. To nie było potrzebne. — Nie pisały o tym gazety? — spytał z nonszalanckim ruchem dłoni. — Poplecznicy Czarnego Pana wyruszyli w świat, by zwalczyć anomalie. Pokonać je, okiełznać. My wyruszyliśmy. — Uśmiechnął się sardonicznie, chwytając spojrzenie Blacka. Tak, był jednym z nich. Nie było powodu, aby miał to przed nim zatajać; to był wielki zaszczyt, że należał do najwierniejszych sługów Lorda Voldemorta, pierwszych Śmierciożerców. — Udało nam się je opanować, magia w Anglii powróciła do normy.— Nie wspomniał jednak o tym, czym owa anomalia była i co potrafili z nią uczynić. Była im na rękę. Ta magia, moc, czerpali z niej siłę. Chełpili się chaosem, dramatem, nawet jeśli czasem ponosili przez to porażki. Ta magia należała do nich, Zakon Feniksa im ją odebrał. Ostatecznie przegrali tę bitwę, ale Black nie musiał o tym wiedzieć. — Poznaliśmy jej sekrety. Zdobyliśmy wiedzę, o jakiej nie śniło się niewymownym — dodał z uśmiechem, powracając do obserwowania otoczenia. W końcu wstał, ruszył wolnym krokiem w kierunku mostu, ale zatrzymał się. — Jak? — uniósł brwi. Kiedy odszukał wzrokiem młodzieńca, ten oddalał się już od nich. Spojrzał na Blacka, ale mu nie odpowiedział od razu. Uśmiechnął się tylko. — miałem nadzieję, że opowie nam co widział — skłamał gładko i ruchem dłoni zaprosił go w stronę mostu. Sam ruszył w tamtym kierunku, pamiętając, by nie zbliżyć się do wody, nie próbować go przekroczyć. Kilka metrów od murów, ta odległość wystarczyła. — Podania o wyładowaniach magicznych to jedno. Potrzebujemy tu eksperymentu. Może mógłbyś się tym zająć?— spytał z uśmiechem. Jeśli nie chciał zaprosić tu mężczyzny, traktując go jako obiekt badać z pewnością miał pomysł na to, jak sprawdzić prawdę o krążących wokół legendach. Sam zerknął na mury, uważnie, w skupieniu przyjrzał się powietrzu. Ktoś, kto nigdy nie miał do czynienia z podobnymi strukturami nigdy by ich nie wypatrzył, ale on robił to często. Tak jak anomalie pozostawiały po sobie ślad, tak teraz widział ją — magię w czystej postaci, pod postacią ledwie widocznego, lekko iskrzącego się pyłu, mikroskopijnych drobin opadających na trawie, kamieniach, murze. Wyciągnął różdżkę przed siebie. Lewa dłoń trzymająca oręż wykonała płynny, kolisty ruch nadgarstkiem Nie mówił nic, za to skoncentrowany na czynności, przekuwający własną wolę w czyn analizował strukturę. Tak, jak robił to przy tamtych anomaliach. Wiedzieli jak wykorzystać moc do tego, by ich wzmacniała, przynosiła oczekiwane rezultaty, dodawała sił. Zanim jednak postanowił cokolwiek z tym zrobić, musiał sprawdzić na ile cząstki były podobne, jednakowe.
— Kiedy na danym obszarze występuje nagromadzenie addytywnych ładunków magicznych o jednakowym lub przeciwnym potencjale magicznym pojawia się anomalia. Wypaczenie. — Pokiwał głową, później przechylił ją nieco, z lekko uniesioną brwią, by mu się przyjrzeć. — Stabilizacja takiego obszaru jest trudna, przemianowanie materii wydawało się niemożliwe, ale... To nieprawda. _ Uśmiechnął się lekko. Czarny Pan nauczył ich tego, ale Rigel o tym z pewnością nie wiedział. — Zakon Feniksa wywołał anomalie— odpowiedział bez zastanowienia i bez owijania w bawełnę. Już wcześniej sugerował mu, że zamiary tych ludzi były nieodpowiednie. Zastanowił się chwilę nad tym, jakimi słowami określić prawdę, która miała miejsce. — Wykorzystali magię zaklętą przez najpotężniejszego czarodzieja tamtych czasów. — tamtych, Dziś Lord Voldemort znacznie przewyższył jego potęgę. — Gellerta Grindelwalda. Skoncentrował ją w dzieciach. Póki żyły, miały powodować odradzenie się kolejnych źródeł anomalii. W nieskończoność. — Nie próbował nawet kłamać, choć nie przedstawiał mu wszystkich faktów, jakie mieli. To nie było potrzebne. — Nie pisały o tym gazety? — spytał z nonszalanckim ruchem dłoni. — Poplecznicy Czarnego Pana wyruszyli w świat, by zwalczyć anomalie. Pokonać je, okiełznać. My wyruszyliśmy. — Uśmiechnął się sardonicznie, chwytając spojrzenie Blacka. Tak, był jednym z nich. Nie było powodu, aby miał to przed nim zatajać; to był wielki zaszczyt, że należał do najwierniejszych sługów Lorda Voldemorta, pierwszych Śmierciożerców. — Udało nam się je opanować, magia w Anglii powróciła do normy.— Nie wspomniał jednak o tym, czym owa anomalia była i co potrafili z nią uczynić. Była im na rękę. Ta magia, moc, czerpali z niej siłę. Chełpili się chaosem, dramatem, nawet jeśli czasem ponosili przez to porażki. Ta magia należała do nich, Zakon Feniksa im ją odebrał. Ostatecznie przegrali tę bitwę, ale Black nie musiał o tym wiedzieć. — Poznaliśmy jej sekrety. Zdobyliśmy wiedzę, o jakiej nie śniło się niewymownym — dodał z uśmiechem, powracając do obserwowania otoczenia. W końcu wstał, ruszył wolnym krokiem w kierunku mostu, ale zatrzymał się. — Jak? — uniósł brwi. Kiedy odszukał wzrokiem młodzieńca, ten oddalał się już od nich. Spojrzał na Blacka, ale mu nie odpowiedział od razu. Uśmiechnął się tylko. — miałem nadzieję, że opowie nam co widział — skłamał gładko i ruchem dłoni zaprosił go w stronę mostu. Sam ruszył w tamtym kierunku, pamiętając, by nie zbliżyć się do wody, nie próbować go przekroczyć. Kilka metrów od murów, ta odległość wystarczyła. — Podania o wyładowaniach magicznych to jedno. Potrzebujemy tu eksperymentu. Może mógłbyś się tym zająć?— spytał z uśmiechem. Jeśli nie chciał zaprosić tu mężczyzny, traktując go jako obiekt badać z pewnością miał pomysł na to, jak sprawdzić prawdę o krążących wokół legendach. Sam zerknął na mury, uważnie, w skupieniu przyjrzał się powietrzu. Ktoś, kto nigdy nie miał do czynienia z podobnymi strukturami nigdy by ich nie wypatrzył, ale on robił to często. Tak jak anomalie pozostawiały po sobie ślad, tak teraz widział ją — magię w czystej postaci, pod postacią ledwie widocznego, lekko iskrzącego się pyłu, mikroskopijnych drobin opadających na trawie, kamieniach, murze. Wyciągnął różdżkę przed siebie. Lewa dłoń trzymająca oręż wykonała płynny, kolisty ruch nadgarstkiem Nie mówił nic, za to skoncentrowany na czynności, przekuwający własną wolę w czyn analizował strukturę. Tak, jak robił to przy tamtych anomaliach. Wiedzieli jak wykorzystać moc do tego, by ich wzmacniała, przynosiła oczekiwane rezultaty, dodawała sił. Zanim jednak postanowił cokolwiek z tym zrobić, musiał sprawdzić na ile cząstki były podobne, jednakowe.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 8
'k100' : 8
Każde wyjście w teren było dla Rigela prawdziwym ekscytującym przeżyciem, podczas którego chciał się dowiedzieć i nauczyć jak najwięcej. Dlatego tak chętnie słuchał i też próbował dzielić się swoimi spostrzeżeniami, zadawać nurtujące go pytania, na które, miał nadzieję otrzymać odpowiedź. Atmosfera prawdziwych badań pochłonęła go na tyle, że jego uwadze umknął pewien drobny fakt - nadal wciąż był tylko praktykantem i jego zadaniem w tym miejscu była pomoc niewymownemu. Departament Tajemnic rządził się swoimi prawami, gdzie nie sięgały rozległe kontakty jego rodziny, umożliwiające mu szybki awans. Tu naprawdę musiał się starać ze wszystkich sił.
Ale jak tu trzymać się wyznaczonych ram i bez zbędnych pytań oraz komentarzy wykonywać powierzone zadania, kiedy nowa wiedza była tuż na wyciągnięcie ręki?
Okiełznanie anomalii.
To brzmiało jak coś, co stanowczo wychodziło za ramki wszystkiego, o czym młody lord czytał, co badał. Czy to możliwe?
Blackowi było trudno ukryć wyraźne zainteresowanie tym tematem. Jak również bez problemu dało się zauważyć, że wiadomość, jakoby Zakon wywołał anomalie, wprawił młodego lorda w osłupienie. W krótkim czasie zdążył usłyszeć o nich tak wiele sprzecznych informacji z różnych źródeł, że już sam nie wiedział, w co i komu wierzyć. Nadal jednak wierzył w jedno - poplecznicy Longbottoma, oby nie wszyscy, byli gotowi sięgnąć po różne narzędzia, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Prawdopodobnie nawet jeśli oznaczało to dokonania zamachu na samą magię.
Ale czy na pewno? - pytanie kołatało się gdzieś na granicy świadomości Rigela. Musiał się dowiedzieć każdego elementu tej historii.
-Sam Pan wie, jak działają gazety. Przedstawiają informacje w sposób okrojony - na tyle, żeby nawet mało wyedukowane osoby, mogły zrozumieć tekst. - z ulgą przyjął tę drobną dygresję, pozwalającą mu się uspokoić. - Dlatego interesują mnie szczegóły, o których mówiło się w kręgach naukowych.
I w kuluarach Departamentu... - dodał w myślach, wahając się, czy wypowiedzieć tę część na głos.
Informacja o tym, że Mulciber należał do popleczników Czarnego Pana, nie była czymś zaskakującym. Był przecież na pogrzebie Alpharda, nie należąc jednocześnie do grona szlachetnie urodzonych.
-Jak zostało skonstruowane tamto zaklęcie? - Rigel może nie był mistrzem numerologii, ale znał ją na tyle dobrze, żeby odnajdywać się w tych bardziej skomplikowanych wzorach. - Czy te anomalie miały głębszy sens niż tylko wywołanie chaosu w kraju?
Chciał wiedzieć więcej, poznać prawdę o tej sytuacji, o magii, z którą zmierzyli się Rycerze.
-Jeśli anomalie ustały, to… tamte dzieci również zginęły? Zostały zgładzone? - Black w końcu zdobył się na to pytanie, chociaż czuł wyraźny niepokój. Chciał i jednocześnie nie chciał poznać prawdy, gdyż bał się jej okrutnie. Jednak byłby hipokrytą gdyby teraz się wycofał - zawsze przecież uważał, że najgorsza prawda jest lepsza niż słodkie kłamstwo.
Patrzył Mulciberowi prosto w oczy, ale nie nie był w stanie odpowiedzieć na jego uśmiech, chociaż bardzo próbował. Czuł prawdziwą wdzięczność, że Rycerze pokonali szalejący w kraju chaos, ale również w głębi duszy zrodziła się inna emocja - irytacja. Nieprzyjemna, kłująca, jak ostry kamień w bucie. Dlaczego coś, co mogłoby pomóc tak wielu ludziom, ta kluczowa dla magicznego społeczeństwa wiedza, miała być zarezerwowana tylko dla wąskiej grupy ludzi, którzy zaprzedali duszę krwawemu pseudobożkowi? Nawet Departament Tajemnic, podobno najbardziej zamknięta część Ministerstwa, dzielił się odkryciami, które sprawdził i przebadał…
Tego jednak Rigel nie powiedział na głos, skutecznie, jak zawsze, zagłuszając podszepty, które kusiły do rzeczy zbyt niebezpiecznych, by kiedykolwiek zaistnieć.
-Czy… mógłby mi Pan o tym opowiedzieć? O tym sposobie? - zapytał ostrożnie, licząc się jednak z tym, że jego pytanie może zostać zignorowane. Tym bardziej że chyba właśnie utrudnił niewymownemu pracę, tracąc cenne chwile i nie ustosunkowawszy się do polecenia.
Jednak uśmiech starszego mężczyzny sprawił, że wszystkie obawy wyparowały - przecież gdyby coś było nie tak, Rigel zostałby przegoniony z tego miejsca, a nie zaproszony do kolejnych badań… eksperymentu!
Podążył więc za swoim przełożonym, układając w głowie szybki plan badawczy. Nie był niestety wystarczająco biegły w magii defensywnej oraz starożytnych runach, żeby sięgnąć po zaklęcie wykrycia klątw. Musiał sprawdzić zabezpieczenia tego miejsca w inny sposób.
Wyciągnął z lewej kieszeni płaszcza różdżkę, po czym wykonał szybki ruch ręką.
-Avis! - wypowiedział inkantację i w tej samej chwili stado wyczarowany przez niego ptaszków, pofrunęła wprost ku przeciwległemu brzegowi rzeki. Rigel obserwował wszystko dokładnie, czekając, aż zadzieje się coś nietypowego, lecz otoczenie nie zareagowało w żaden sposób na jego magię.
No cóż, musiał sięgnąć po coś silniejszego.
Odsunął się od Mulcibera na bezpieczną odległość, trzymając się jednak wciąż blisko rzeki.
-Bombarda! - zaklęcie zostało wykonane z prawdziwą precyzją i siłą, która nawet zaskoczyła młodszego czarodzieja. Jednak i ono nie wywołało żadnego efektu, oprócz tego, że gałęzi okolicznych drzew posypał się śnieg.
Nie. Też nie to.
Musiał podejść do problemu w inny sposób.
Skupił więc swoje spojrzenie na moście. Jedna część łuku była wyraźnie uszkodzona i to na pierwszy rzut oka dość dawno. Wtedy też Black wpadł na pewien pomysł.
-Reparo! - zaklęcie pomknęło w stronę budowli, lecz jej kawałki, leżące w wodzie od niepamiętnych czasów, nie poddały się zaklęciu i nie połączyły się w całość z resztą konstrukcji.
Ha!
Poruszony tym odkryciem Rigel, odwrócił się w stronę niewymownego, żeby podzielić się swoim odkryciem. Wtedy też zauważył, że mężczyzna skupił swoją uwagę na bardzo osobliwej czynności magicznej. Młodszy czarodziej nigdy czegoś podobnego nie widział, dlatego, korzystając z tego, że przełożony był zajęty splataniem zaklęcia, postarał się wykorzystać zaistniałą chwilę, by przeanalizować jego czynności.
I nawet nie zauważył, kiedy podszedł się zbyt blisko do skutego lodem brzegu rzeki.
Niebezpiecznie blisko.
|rzut na numerologię III i k6 na efekt za zbliżenie się do rzeki; wcześniejsze rzuty tu
Ale jak tu trzymać się wyznaczonych ram i bez zbędnych pytań oraz komentarzy wykonywać powierzone zadania, kiedy nowa wiedza była tuż na wyciągnięcie ręki?
Okiełznanie anomalii.
To brzmiało jak coś, co stanowczo wychodziło za ramki wszystkiego, o czym młody lord czytał, co badał. Czy to możliwe?
Blackowi było trudno ukryć wyraźne zainteresowanie tym tematem. Jak również bez problemu dało się zauważyć, że wiadomość, jakoby Zakon wywołał anomalie, wprawił młodego lorda w osłupienie. W krótkim czasie zdążył usłyszeć o nich tak wiele sprzecznych informacji z różnych źródeł, że już sam nie wiedział, w co i komu wierzyć. Nadal jednak wierzył w jedno - poplecznicy Longbottoma, oby nie wszyscy, byli gotowi sięgnąć po różne narzędzia, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Prawdopodobnie nawet jeśli oznaczało to dokonania zamachu na samą magię.
Ale czy na pewno? - pytanie kołatało się gdzieś na granicy świadomości Rigela. Musiał się dowiedzieć każdego elementu tej historii.
-Sam Pan wie, jak działają gazety. Przedstawiają informacje w sposób okrojony - na tyle, żeby nawet mało wyedukowane osoby, mogły zrozumieć tekst. - z ulgą przyjął tę drobną dygresję, pozwalającą mu się uspokoić. - Dlatego interesują mnie szczegóły, o których mówiło się w kręgach naukowych.
I w kuluarach Departamentu... - dodał w myślach, wahając się, czy wypowiedzieć tę część na głos.
Informacja o tym, że Mulciber należał do popleczników Czarnego Pana, nie była czymś zaskakującym. Był przecież na pogrzebie Alpharda, nie należąc jednocześnie do grona szlachetnie urodzonych.
-Jak zostało skonstruowane tamto zaklęcie? - Rigel może nie był mistrzem numerologii, ale znał ją na tyle dobrze, żeby odnajdywać się w tych bardziej skomplikowanych wzorach. - Czy te anomalie miały głębszy sens niż tylko wywołanie chaosu w kraju?
Chciał wiedzieć więcej, poznać prawdę o tej sytuacji, o magii, z którą zmierzyli się Rycerze.
-Jeśli anomalie ustały, to… tamte dzieci również zginęły? Zostały zgładzone? - Black w końcu zdobył się na to pytanie, chociaż czuł wyraźny niepokój. Chciał i jednocześnie nie chciał poznać prawdy, gdyż bał się jej okrutnie. Jednak byłby hipokrytą gdyby teraz się wycofał - zawsze przecież uważał, że najgorsza prawda jest lepsza niż słodkie kłamstwo.
Patrzył Mulciberowi prosto w oczy, ale nie nie był w stanie odpowiedzieć na jego uśmiech, chociaż bardzo próbował. Czuł prawdziwą wdzięczność, że Rycerze pokonali szalejący w kraju chaos, ale również w głębi duszy zrodziła się inna emocja - irytacja. Nieprzyjemna, kłująca, jak ostry kamień w bucie. Dlaczego coś, co mogłoby pomóc tak wielu ludziom, ta kluczowa dla magicznego społeczeństwa wiedza, miała być zarezerwowana tylko dla wąskiej grupy ludzi, którzy zaprzedali duszę krwawemu pseudobożkowi? Nawet Departament Tajemnic, podobno najbardziej zamknięta część Ministerstwa, dzielił się odkryciami, które sprawdził i przebadał…
Tego jednak Rigel nie powiedział na głos, skutecznie, jak zawsze, zagłuszając podszepty, które kusiły do rzeczy zbyt niebezpiecznych, by kiedykolwiek zaistnieć.
-Czy… mógłby mi Pan o tym opowiedzieć? O tym sposobie? - zapytał ostrożnie, licząc się jednak z tym, że jego pytanie może zostać zignorowane. Tym bardziej że chyba właśnie utrudnił niewymownemu pracę, tracąc cenne chwile i nie ustosunkowawszy się do polecenia.
Jednak uśmiech starszego mężczyzny sprawił, że wszystkie obawy wyparowały - przecież gdyby coś było nie tak, Rigel zostałby przegoniony z tego miejsca, a nie zaproszony do kolejnych badań… eksperymentu!
Podążył więc za swoim przełożonym, układając w głowie szybki plan badawczy. Nie był niestety wystarczająco biegły w magii defensywnej oraz starożytnych runach, żeby sięgnąć po zaklęcie wykrycia klątw. Musiał sprawdzić zabezpieczenia tego miejsca w inny sposób.
Wyciągnął z lewej kieszeni płaszcza różdżkę, po czym wykonał szybki ruch ręką.
-Avis! - wypowiedział inkantację i w tej samej chwili stado wyczarowany przez niego ptaszków, pofrunęła wprost ku przeciwległemu brzegowi rzeki. Rigel obserwował wszystko dokładnie, czekając, aż zadzieje się coś nietypowego, lecz otoczenie nie zareagowało w żaden sposób na jego magię.
No cóż, musiał sięgnąć po coś silniejszego.
Odsunął się od Mulcibera na bezpieczną odległość, trzymając się jednak wciąż blisko rzeki.
-Bombarda! - zaklęcie zostało wykonane z prawdziwą precyzją i siłą, która nawet zaskoczyła młodszego czarodzieja. Jednak i ono nie wywołało żadnego efektu, oprócz tego, że gałęzi okolicznych drzew posypał się śnieg.
Nie. Też nie to.
Musiał podejść do problemu w inny sposób.
Skupił więc swoje spojrzenie na moście. Jedna część łuku była wyraźnie uszkodzona i to na pierwszy rzut oka dość dawno. Wtedy też Black wpadł na pewien pomysł.
-Reparo! - zaklęcie pomknęło w stronę budowli, lecz jej kawałki, leżące w wodzie od niepamiętnych czasów, nie poddały się zaklęciu i nie połączyły się w całość z resztą konstrukcji.
Ha!
Poruszony tym odkryciem Rigel, odwrócił się w stronę niewymownego, żeby podzielić się swoim odkryciem. Wtedy też zauważył, że mężczyzna skupił swoją uwagę na bardzo osobliwej czynności magicznej. Młodszy czarodziej nigdy czegoś podobnego nie widział, dlatego, korzystając z tego, że przełożony był zajęty splataniem zaklęcia, postarał się wykorzystać zaistniałą chwilę, by przeanalizować jego czynności.
I nawet nie zauważył, kiedy podszedł się zbyt blisko do skutego lodem brzegu rzeki.
Niebezpiecznie blisko.
|rzut na numerologię III i k6 na efekt za zbliżenie się do rzeki; wcześniejsze rzuty tu
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
The member 'Rigel Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k6' : 4
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k6' : 4
Niewiele wiedziano o Departamencie Tajemnic. Wokół niego krążyło wiele pogłosek, ale tak naprawdę nikt nie wiedział co kryło się na przedostatnim poziomie Ministerstwa Magii. Tak jak sami niewymowni nie wiedzieli, co kryło się za drzwiami poszczególnych sal. Owiane tajemnicą badania nosiły znamiona elitarnych, wszak dotrzeć tam było niezwykle trudno. To mogli tylko najwybitniejsi. Czym się zajmowali, co robili? Wiele było domniemań. Wielu z Niewymownych nigdy nie przyznało się, gdzie pracują. Sekretów piętra strzegła przysięga, którą składali pod groźbą śmierci bądź Azkabanu. Ale Ramsey przed Czarnym Panem nie miał żadnych. Gdy patrzył na Rigela widział w nim idealistę. Człowieka, który pragnął zgłębiać świat, dotrzeć tam, znaleźć się wśród najwybitniejszych, otrzymać możliwości i wiedzę, o której nie śnili inni badacze. Sam jednak niewiele zdradzał. Wiara, że w Sali Śmierci nikt nigdy nie zgłębiał mrocznych arkanów wiernej towarzyszki nie tykając nekromancji były dziecinną mrzonką. Naiwnością każdego adepta, który pragnął zajrzeć za kotarę magicznego łuku. Pozostawał przy nim taki — enigmatyczny, pozbawiony emocji i niezdradzający zbyt wiele ani słowach ani emocjach. Potrafił je trzymać na wodzy. Nie reagował gniewem, trudno było go wyprowadzić z równowagi. Tylko tak można było naprawdę dochować tajemnic. Tylko tak można było pozostać nieprzeniknionym zarówno dla przyjaciół, jak i wrogów. Mówił mu tylko to, co musiał, dzieląc się specjalistyczna wiedzą i doświadczeniami tylko wtedy, gdy widział w tym interes. Tak jak i teraz. Wciąż zaskakiwała go nieobecność Rigela wśród sojuszników rycerzy. Był jednak ostrożny, oszczędny w słowach. Pomimo rodowodu był młody, naiwny. łatwo było o zniechęcić i popsuć. A przecież każdy bystry umysł mógł im się przydać. Black nie potrzebował szczegółów dotyczących wojny, technik tortur. Doskonale zdawał sobie sprawę w jakim żyje świecie, a jeśli był wystarczająco mądry, potrafił wybrać pomiędzy pewnym zwycięstwem, a ryzykiem. Nawet, jeśli w głębi duszy głupio wierzył, że ze wszystkich obranych środków wciąż te najwłaściwsze nie zostały zastosowane.
— Oczywiście — odpowiedział spokojnie, przytakując słusznemu spostrzeżeniu młodego praktykanta. Uniósł jednak na niego wzrok. Czujny, obecny. Chyba nie myślał, że powie mu więcej. Zdradzi mu więcej. Tak po prostu. — Magia zaklęta w skrzyni. Tak wielka, skoncentrowana, że po uwolnieniu wywołująca najprawdziwszy chaos. Niezwykle. Jakby można było to zgromadzić i zamknąć w fiolce. W najczystszej postaci — nie w formie eliksiru, talizmau — magii samej w sobie. Uśmiechnął się lekko, spoglądając znów na początek muru. Iskrzył drobinami, widział na nim sieci połączeń, pętelki, supełki. Ledwie zauważalne, ale przecież wiedział czego szukać. Mógł to ktoś tu zostawić, ale musiałby mieć umysł co najmniej Grindelwalda. Ale czy to był przypadek? Pierwsza anomalia, wzmocniona drugą? Ostatnią? Uniósł brew. Inkantacja, o którą pytał Rigel była zastrzeżona. — Obawiam się, że tę wiedzę mogą posiąść jedynie zwolennicy Lorda Voldemorta — odparł bez ogródek, nawet nie próbując udawać, że potrafili pojąć ją nie tylko numerolodzy, ale także mniej lub bardziej przeciętni czarodzieje. Cała magia zaklęta w anomaliach pozostawała jednak pod ścisłą kontrolą wtajemniczonych. Rigel, póki co, do nich nie należał. — Anomalia gromadziła w sobie olbrzymie skupiska czarnej magii. Wzmacniała ją. To, co zrobił Zakon Feniksa zaburzyło równowagę. — Nie wiedzieli, jaki mieli w tym cel. Wiedzieli jednak, że Rycerzom nie udało się ostatecznie wygrać, anomalie, które były im na rękę, nawet jeśli nie oni je wywołali, ustały. Ale łatwo było przypisać sobie wielkie osiągnięcia, szczególnie, że prawdziwie się mierzyli z konsekwencjami. — Zostały zgładzona — odparł gładko, nie zdradzając się jednak z tym, czy było to prawdą czy fałszem. — Jak wiele innych magicznych dzieci, które, w tamtym okresie doznawało potwornych skutków. — Na moment zrobił zbolałą minę; twarz mu sposępniała. — To właśnie dzieci najbardziej odczuły ich obecność. Magia w nich przejawia się niespodziewanie. Nagle. Anomalia uczyniła je chodzącymi bombardami. Zabijały siebie i innych. — Obrócił się w kierunku Rigela. – Nasza przyszłość wisiała na włosku. Młode pokolenie miało szansę zniknąć, zabierając za sobą tysiące innych. — Smutny to był czas dla dzieci i ich matek. Szczególnie tych ze szlachetnych rodzin, dobrze urodzonych o wspaniałym rodowodzie. — Nie zabiliśmy tych dzieci — dodał jednak po chwili, zerkając na Blacka. Nie kłamał. Ale nie dodał nic więcej. — Mógłbym. Gdybyś wsparł nasza sprawę. Walkę o lepszy świat — odpowiedział młodemu czarodziejowi bez namysłu, ale nie obrócił się już w jego kierunku. Wiedza była kusząca, ale za każdą wiedzą kryły się pewne obowiązki i odpowiedzialność. taj jak w Departamencie Tajemnic, tak i w kręgu Rycerzy Walpurgii.
Most reagował na anomalie. Działanie, które wielokrotnie sprawdzało się, przy naprawie zaburzonych magią miejsc przynosiło efekt, ale przerwał je, zastanawiając się chwilę, nie kończąc procesu, nie próbując jednak sobie tego miejsca na dobre. Drobiny ostatniej anomalii, które były widoczne, i które wyraźnie reagowały na jego magię i działania, reagowały także z niewidoczną już, dawną, prastarą magią tego miejsca. Ale korelacja tych dwóch ładunków była jednoznaczna, musiała wynikać z tego samego. Jakakolwiek tu miała miejsce anomalia — mogła być nawet wypaczoną przez chaos klątwą. Już nie działająca prawidłowo serią zabezpieczeń, blokad, klątw. Pewne jednak było to, że kamienne łuki skupiały ku sobie olbrzymią magię, a ją można było ukierunkować. Naprawienie mostu dziś nie było mu w smak. Wiedzą o tym, co planowali i do czego zdążyli, unormowanie magii na tym obszarze działało na ich niekorzyść. Nie chcieli posiłków nadciągających z południa prosto do Zamku. Jego towarzysze, którzy się tam wybierali musieli mieć pewność, że nikt im nie przeszkodzi, nikt nie zjawi się, by pomóc mugolom chroniącym zamek. Patrząc przed siebie, prosto w mur, zastanawiając się nad tym, co uczynić; wiedząc, że za plecami miał stażystę, niewymownego, który rozumiał magię i zachodzące w niej procesy, postanowił podjąć ryzyko.
Uniósł lewa dłoń, różdżkę skierował prosto na kamienny łuł. Korzystając z wiedzy, którą uzyskał dzięki anomaliom, dzięki Czarnemu Panu skoncentrował się na drobinach magii. Chciał je wznieść, poddać elektryzacji, wprowadzić ze spoczynku w stan ciągłej gotowości, zupełnie jak pole elektromagnetyczne. Uniósł różdżkę, ale wraz z nią uniosła się tez prawa dłoń; oczy przymknęły. Był skoncentrowany i skupiony wyłącznie na magii przed sobą. Kraniec różdżki skierował się na prawo od mostu, zupełnie jakby kredą ciągnął cienką jak pajęcza sień linię wzdłuż rzeki, ale znacznie dalej niż na most, na kolejną, równoległą drogę po drugiej jej stronie; zatoczył łukiem w bok, powoli, stopniowo zakreślając duży obszar wokół siebie. Nie dbał o to, że obejmował on także Rigela; były ofiary, które musiały zostać poniesione. Jeśli skutki tych działań na nich oddziałują jeszcze zanim dokończy — był na to gotów. Ale wiedział w jaki sposób przeprowadzić cały proces, by zdążyć się wycofać. Ciągnął magiczne sieci dookoła siebie, wzdłuż drogi, a później dalej, tak daleko jak mógł, wzdłuż rzeki Avon, by lekkim zadarciem różdżki zawrócić i znów pociągnąć w kierunku mostu. Ten obszar musiał być silnie napromieniowany magią, zmocniony jej działaniem — aktywny na wszystko, co niemagiczne. Tak, jak anomalie działały na dzieci, wyciągały z nich magię, wywoływały wyładowania. tak, jak anomalie potrafiły wykrzesać drobiny magii z mugoli i zabić ich, bo nie potrafili jej okiełznać, tak teraz chciał sprawić, by cały obszar dookoła stał się miejscem podobnych badań, testów. Tak, by każda niemagiczna istota, czy stworzenie padło ofiarą silnego i nagłego emanowania magicznymi cząsteczkami — tak wielkiego i intensywnego, że nie można go było znieść. Nawet jeśli karą za nadmiar bodźców i energii w sobie miała być smierć. Chciał, by to była śmierć. Pragnął, aby jego wierna, odwieczna towarzyszką zebrała tu dziś żniwo. Taka była między nimi umowa. Życie za życie. Każde jego ocalenie za dziesiątki innych dusz, które jej sprowadzał. Był wiernym przyjacielem i nie zamierzał z tym kończyć. Niech to miejsce naładuje się energią i mocą, niech skumuluje ją aktywnie, nie tylko biernie, nie tylko w określonych przypadkach. Zawsze i wszędzie, niech będzie elektryczną pułapką na niemagicznych. Słabych. Głupich. Wkładał w to wiele sił; słabł, czuł to. Tracił własną energię i magię, oddawał ją do otoczenia. Nie szkodzi. Miało to służyć wyższym celom. Szarpnął lewą dłonią, różdżką. Czarna magia przepłynęła przez jego lewe przedramię; niech aktywuje to miejsce, niech uczyni je dla mugoli zabójczym — teraz, niech się naelektryzuje, zanim postawią tu pułapki.
— Oczywiście — odpowiedział spokojnie, przytakując słusznemu spostrzeżeniu młodego praktykanta. Uniósł jednak na niego wzrok. Czujny, obecny. Chyba nie myślał, że powie mu więcej. Zdradzi mu więcej. Tak po prostu. — Magia zaklęta w skrzyni. Tak wielka, skoncentrowana, że po uwolnieniu wywołująca najprawdziwszy chaos. Niezwykle. Jakby można było to zgromadzić i zamknąć w fiolce. W najczystszej postaci — nie w formie eliksiru, talizmau — magii samej w sobie. Uśmiechnął się lekko, spoglądając znów na początek muru. Iskrzył drobinami, widział na nim sieci połączeń, pętelki, supełki. Ledwie zauważalne, ale przecież wiedział czego szukać. Mógł to ktoś tu zostawić, ale musiałby mieć umysł co najmniej Grindelwalda. Ale czy to był przypadek? Pierwsza anomalia, wzmocniona drugą? Ostatnią? Uniósł brew. Inkantacja, o którą pytał Rigel była zastrzeżona. — Obawiam się, że tę wiedzę mogą posiąść jedynie zwolennicy Lorda Voldemorta — odparł bez ogródek, nawet nie próbując udawać, że potrafili pojąć ją nie tylko numerolodzy, ale także mniej lub bardziej przeciętni czarodzieje. Cała magia zaklęta w anomaliach pozostawała jednak pod ścisłą kontrolą wtajemniczonych. Rigel, póki co, do nich nie należał. — Anomalia gromadziła w sobie olbrzymie skupiska czarnej magii. Wzmacniała ją. To, co zrobił Zakon Feniksa zaburzyło równowagę. — Nie wiedzieli, jaki mieli w tym cel. Wiedzieli jednak, że Rycerzom nie udało się ostatecznie wygrać, anomalie, które były im na rękę, nawet jeśli nie oni je wywołali, ustały. Ale łatwo było przypisać sobie wielkie osiągnięcia, szczególnie, że prawdziwie się mierzyli z konsekwencjami. — Zostały zgładzona — odparł gładko, nie zdradzając się jednak z tym, czy było to prawdą czy fałszem. — Jak wiele innych magicznych dzieci, które, w tamtym okresie doznawało potwornych skutków. — Na moment zrobił zbolałą minę; twarz mu sposępniała. — To właśnie dzieci najbardziej odczuły ich obecność. Magia w nich przejawia się niespodziewanie. Nagle. Anomalia uczyniła je chodzącymi bombardami. Zabijały siebie i innych. — Obrócił się w kierunku Rigela. – Nasza przyszłość wisiała na włosku. Młode pokolenie miało szansę zniknąć, zabierając za sobą tysiące innych. — Smutny to był czas dla dzieci i ich matek. Szczególnie tych ze szlachetnych rodzin, dobrze urodzonych o wspaniałym rodowodzie. — Nie zabiliśmy tych dzieci — dodał jednak po chwili, zerkając na Blacka. Nie kłamał. Ale nie dodał nic więcej. — Mógłbym. Gdybyś wsparł nasza sprawę. Walkę o lepszy świat — odpowiedział młodemu czarodziejowi bez namysłu, ale nie obrócił się już w jego kierunku. Wiedza była kusząca, ale za każdą wiedzą kryły się pewne obowiązki i odpowiedzialność. taj jak w Departamencie Tajemnic, tak i w kręgu Rycerzy Walpurgii.
Most reagował na anomalie. Działanie, które wielokrotnie sprawdzało się, przy naprawie zaburzonych magią miejsc przynosiło efekt, ale przerwał je, zastanawiając się chwilę, nie kończąc procesu, nie próbując jednak sobie tego miejsca na dobre. Drobiny ostatniej anomalii, które były widoczne, i które wyraźnie reagowały na jego magię i działania, reagowały także z niewidoczną już, dawną, prastarą magią tego miejsca. Ale korelacja tych dwóch ładunków była jednoznaczna, musiała wynikać z tego samego. Jakakolwiek tu miała miejsce anomalia — mogła być nawet wypaczoną przez chaos klątwą. Już nie działająca prawidłowo serią zabezpieczeń, blokad, klątw. Pewne jednak było to, że kamienne łuki skupiały ku sobie olbrzymią magię, a ją można było ukierunkować. Naprawienie mostu dziś nie było mu w smak. Wiedzą o tym, co planowali i do czego zdążyli, unormowanie magii na tym obszarze działało na ich niekorzyść. Nie chcieli posiłków nadciągających z południa prosto do Zamku. Jego towarzysze, którzy się tam wybierali musieli mieć pewność, że nikt im nie przeszkodzi, nikt nie zjawi się, by pomóc mugolom chroniącym zamek. Patrząc przed siebie, prosto w mur, zastanawiając się nad tym, co uczynić; wiedząc, że za plecami miał stażystę, niewymownego, który rozumiał magię i zachodzące w niej procesy, postanowił podjąć ryzyko.
Uniósł lewa dłoń, różdżkę skierował prosto na kamienny łuł. Korzystając z wiedzy, którą uzyskał dzięki anomaliom, dzięki Czarnemu Panu skoncentrował się na drobinach magii. Chciał je wznieść, poddać elektryzacji, wprowadzić ze spoczynku w stan ciągłej gotowości, zupełnie jak pole elektromagnetyczne. Uniósł różdżkę, ale wraz z nią uniosła się tez prawa dłoń; oczy przymknęły. Był skoncentrowany i skupiony wyłącznie na magii przed sobą. Kraniec różdżki skierował się na prawo od mostu, zupełnie jakby kredą ciągnął cienką jak pajęcza sień linię wzdłuż rzeki, ale znacznie dalej niż na most, na kolejną, równoległą drogę po drugiej jej stronie; zatoczył łukiem w bok, powoli, stopniowo zakreślając duży obszar wokół siebie. Nie dbał o to, że obejmował on także Rigela; były ofiary, które musiały zostać poniesione. Jeśli skutki tych działań na nich oddziałują jeszcze zanim dokończy — był na to gotów. Ale wiedział w jaki sposób przeprowadzić cały proces, by zdążyć się wycofać. Ciągnął magiczne sieci dookoła siebie, wzdłuż drogi, a później dalej, tak daleko jak mógł, wzdłuż rzeki Avon, by lekkim zadarciem różdżki zawrócić i znów pociągnąć w kierunku mostu. Ten obszar musiał być silnie napromieniowany magią, zmocniony jej działaniem — aktywny na wszystko, co niemagiczne. Tak, jak anomalie działały na dzieci, wyciągały z nich magię, wywoływały wyładowania. tak, jak anomalie potrafiły wykrzesać drobiny magii z mugoli i zabić ich, bo nie potrafili jej okiełznać, tak teraz chciał sprawić, by cały obszar dookoła stał się miejscem podobnych badań, testów. Tak, by każda niemagiczna istota, czy stworzenie padło ofiarą silnego i nagłego emanowania magicznymi cząsteczkami — tak wielkiego i intensywnego, że nie można go było znieść. Nawet jeśli karą za nadmiar bodźców i energii w sobie miała być smierć. Chciał, by to była śmierć. Pragnął, aby jego wierna, odwieczna towarzyszką zebrała tu dziś żniwo. Taka była między nimi umowa. Życie za życie. Każde jego ocalenie za dziesiątki innych dusz, które jej sprowadzał. Był wiernym przyjacielem i nie zamierzał z tym kończyć. Niech to miejsce naładuje się energią i mocą, niech skumuluje ją aktywnie, nie tylko biernie, nie tylko w określonych przypadkach. Zawsze i wszędzie, niech będzie elektryczną pułapką na niemagicznych. Słabych. Głupich. Wkładał w to wiele sił; słabł, czuł to. Tracił własną energię i magię, oddawał ją do otoczenia. Nie szkodzi. Miało to służyć wyższym celom. Szarpnął lewą dłonią, różdżką. Czarna magia przepłynęła przez jego lewe przedramię; niech aktywuje to miejsce, niech uczyni je dla mugoli zabójczym — teraz, niech się naelektryzuje, zanim postawią tu pułapki.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Praca w Departamencie Tajemnic z czasem pozwoliła Rigelowi zweryfikować wszystko to, co myślał o tym miejscu na samym początku kariery. Magia i zjawiska, z którymi pracowali na co dzień - nawet stażyści - były czasami śmiertelnie niebezpieczne. A co dopiero mówić o tym, co kryło się za drzwiami każdej z Sal? Black był przekonany, że sekrety skryte za drzwiami były piękne, ale i straszne. Inspirujące i okrutne. Przecież, żeby poznać dane zjawisko, trzeba poznać wszystkie jego aspekty, nawet te zabronione. Dlatego teraz domyślał się, że jeśli w końcu nadejdzie dzień kiedy przekroczy progi Sali Mózgów bądź Czasu, będzie musiał się liczyć z tym, że prawda i zakres pracy prawdopodobnie zaboli. Ale czego się nie robi, żeby popchnąć świat do rozwoju?
Może i Rigel był idealistą, ale czuł, że w tych czasach może to być zbawienne. Kiedy świat pochłania chaos, przemoc i mrok, on chciał widzieć w ludziach dobro, nawet jeśli nie miało to sensu. Nie chciał odczłowieczać, kategoryzować, bo to również zaburzało percepcję - co dla naukowca było niedopuszczalne.
Nie bał się też drążyć, szukać odpowiedzi i od niedawna poddawać w wątpliwość rzeczy, które kiedyś przyjmował za dobrą monetę. Tak właśnie wygląda rozwój - zaglądać nawet tam, gdzie czeka mrok.
Uważnie słuchał odpowiedzi o anomaliach i fascynującej konstrukcji zaklęcia. Wielka moc zamknięta w małym obiekcie. Czysta magia, żywa energia, którą można wykorzystać na tak wiele różnych sposobów.
Niestety, zamiast zostać spożytkowana, sprowadziła chaos na kraj i ludzi. Rigel aż ciężko westchnął, czując tą wielką zmarnowaną szansę. Odtworzenie tego zaklęcia brzmiało jak nie lada wyzwanie. Tym bardziej, jeśli miało to związek z Grindewaldem.
Black domyślał się, że prawdopodobnie nie otrzyma odpowiedzi na swoje pytania, ale uznał, że zaryzykuje. Pracować razem z Rycerzem i niewymownym, który był tuż obok i nie spróbować skorzystać z jego wiedzy? Cóż, to by było po prostu głupie.
Na wiadomość, że dzieci poniosły śmierć, tylko lekko kiwnął głową. Nawet nie próbował ukrywać swoich emocji - czuł ogromny smutek, że ta historia skończyła się w taki sposób. Uczucie to spotęgowało również wspomnienie z niedawnej przeszłości - tego, jak czuł się, kiedy szalały anomalie. Wtedy był przekonany, że sam umrze, albo zostanie sparaliżowany już w tak młodym wieku przez podstępną chorobę, tylko czekającą, aż jego organizm osłabnie.
-Pamiętam to. - odpowiedział głucho. - I naprawdę ogromnie się cieszę, że to już koniec tamtego koszmaru.
Poczuł się odrobinę lżej, kiedy Mulciber zapewnił go, że to nie oni zabili tamte dzieci. Chociaż Black czuł pewną niepewność. Doskonale pamiętał, jak zareagował, kiedy poznał kolejne elementy układanki o historii ze zgładzeniem centaurów. Pewnie gdyby nie był też częściowo z krwi Flintów, nie drążyłby tego tematu dalej. Ale przez to, że wiedział trochę więcej o tym jak te istoty funkcjonują, zadawał sobie pytanie, co zobaczyły one w gwiazdach, że stanęły po stronie wroga? I myśl ta nie pozwalała Rigelowi uznać tej rzezi za wielki sukces Ministerstwa w walce z wrogiem.
I po raz kolejny wiedza była tuż na wyciągnięcie ręki. Kusiła, a wyobraźnia wręcz sama malowała w umyśle młodego czarodzieja piękne obrazy tych wszystkich niesamowitych możliwości, jakie oferowała. Ale czy był gotów zapłacić za tą wiedzę aż taką cenę? Nauka w Domu Roweny uczyła odrobinę czegoś innego: wiedzę zawsze posiadał godny i ten, który udowodnił, że potrafi odnaleźć do niej odpowiedni klucz - jak na przykład odpowiedź na zagadkę, by otworzył się pokój wspólny na wieży. Było to zgoła inne niż to, w co wierzyli wychowankowie domu węża.
W odpowiedzi na to Rigel zadał ostatnie pytanie, które od dawna bardzo go nurtowało. Coś, co mogłoby zaważyć na jego przyszłości.
-Dlaczego Czarny Pan pozwolił umrzeć mojemu bratu?
Doskonale wiedział, że Alphard zginął, wymieniając swoje życie na istnienie kogoś innego. Dlaczego do tego doszło? Dlaczego tyle mówiąc o szlachetności krwi, ci, co mieli jej bronić, pozwalają, aby sczezła? Jaki był motyw tego działania? Najmłodszy z lordów Black zdecydował dla siebie, że jeśli miałby kiedykolwiek wesprzeć aktywnie Rycerzy Walpurgii, musiał wiedzieć, czy ta decyzja nie będzie równała się z samobójstwem. Czy też w końcu nie zostanie wymieniony za życie kogoś innego, bo takie będzie widzimisię Voldemorta?
Podstawowe eksperymenty, jakie przeprowadził, wyraźnie świadczyły o mocnym wpływie czarnej magii na to miejsce. Było też tu jeszcze coś - stare i przyczajone, jak starożytny potwór, uważnie obserwujący śmiałków, którzy trafili do jego królestwa. Nie próbował pokonać ich swoją mocą, tylko się przyglądał z ciekawością, co jeszcze zrobią.
A może czekał na właściwy moment, aby zaatakować?
Rigel potrzebowałby czasu i sprzętu, żeby to lepiej przebadać, jednak nie mógł liczyć obecnie na żadne z tych rzeczy. Cóż, musiał polegać jedynie na siłę swojego umysłu i różdżce.
Nie sądził jednak, że aż tak bardzo pochłonie go obserwacja tego, co robił jego przełożony. Czuł, jak tka delikatne magiczne nici, splata magię, która pulsuje, a jej siła sprawia, że ciało przechodzi dreszcz.
Black starał się za tym nadążyć - po chwili analizy, magiczna czynność, którą miał przed sobą, nie wyglądała już na tak skomplikowaną, jaką wydawała się na samym początku. Niestety, brakowało tylko jednego komponentu, tego ostatniego elementu układanki, na który niestety nie mógł liczyć.
Młodszy czarodziej patrzył jak zahipnotyzowany na tworzący się magiczny wzór i kiedy tamten był już na ukończeniu, zdał sobie sprawę, że musi jak najszybciej się wycofać. Ale chyba zrobił to o parę sekund za późno.
Może i Rigel był idealistą, ale czuł, że w tych czasach może to być zbawienne. Kiedy świat pochłania chaos, przemoc i mrok, on chciał widzieć w ludziach dobro, nawet jeśli nie miało to sensu. Nie chciał odczłowieczać, kategoryzować, bo to również zaburzało percepcję - co dla naukowca było niedopuszczalne.
Nie bał się też drążyć, szukać odpowiedzi i od niedawna poddawać w wątpliwość rzeczy, które kiedyś przyjmował za dobrą monetę. Tak właśnie wygląda rozwój - zaglądać nawet tam, gdzie czeka mrok.
Uważnie słuchał odpowiedzi o anomaliach i fascynującej konstrukcji zaklęcia. Wielka moc zamknięta w małym obiekcie. Czysta magia, żywa energia, którą można wykorzystać na tak wiele różnych sposobów.
Niestety, zamiast zostać spożytkowana, sprowadziła chaos na kraj i ludzi. Rigel aż ciężko westchnął, czując tą wielką zmarnowaną szansę. Odtworzenie tego zaklęcia brzmiało jak nie lada wyzwanie. Tym bardziej, jeśli miało to związek z Grindewaldem.
Black domyślał się, że prawdopodobnie nie otrzyma odpowiedzi na swoje pytania, ale uznał, że zaryzykuje. Pracować razem z Rycerzem i niewymownym, który był tuż obok i nie spróbować skorzystać z jego wiedzy? Cóż, to by było po prostu głupie.
Na wiadomość, że dzieci poniosły śmierć, tylko lekko kiwnął głową. Nawet nie próbował ukrywać swoich emocji - czuł ogromny smutek, że ta historia skończyła się w taki sposób. Uczucie to spotęgowało również wspomnienie z niedawnej przeszłości - tego, jak czuł się, kiedy szalały anomalie. Wtedy był przekonany, że sam umrze, albo zostanie sparaliżowany już w tak młodym wieku przez podstępną chorobę, tylko czekającą, aż jego organizm osłabnie.
-Pamiętam to. - odpowiedział głucho. - I naprawdę ogromnie się cieszę, że to już koniec tamtego koszmaru.
Poczuł się odrobinę lżej, kiedy Mulciber zapewnił go, że to nie oni zabili tamte dzieci. Chociaż Black czuł pewną niepewność. Doskonale pamiętał, jak zareagował, kiedy poznał kolejne elementy układanki o historii ze zgładzeniem centaurów. Pewnie gdyby nie był też częściowo z krwi Flintów, nie drążyłby tego tematu dalej. Ale przez to, że wiedział trochę więcej o tym jak te istoty funkcjonują, zadawał sobie pytanie, co zobaczyły one w gwiazdach, że stanęły po stronie wroga? I myśl ta nie pozwalała Rigelowi uznać tej rzezi za wielki sukces Ministerstwa w walce z wrogiem.
I po raz kolejny wiedza była tuż na wyciągnięcie ręki. Kusiła, a wyobraźnia wręcz sama malowała w umyśle młodego czarodzieja piękne obrazy tych wszystkich niesamowitych możliwości, jakie oferowała. Ale czy był gotów zapłacić za tą wiedzę aż taką cenę? Nauka w Domu Roweny uczyła odrobinę czegoś innego: wiedzę zawsze posiadał godny i ten, który udowodnił, że potrafi odnaleźć do niej odpowiedni klucz - jak na przykład odpowiedź na zagadkę, by otworzył się pokój wspólny na wieży. Było to zgoła inne niż to, w co wierzyli wychowankowie domu węża.
W odpowiedzi na to Rigel zadał ostatnie pytanie, które od dawna bardzo go nurtowało. Coś, co mogłoby zaważyć na jego przyszłości.
-Dlaczego Czarny Pan pozwolił umrzeć mojemu bratu?
Doskonale wiedział, że Alphard zginął, wymieniając swoje życie na istnienie kogoś innego. Dlaczego do tego doszło? Dlaczego tyle mówiąc o szlachetności krwi, ci, co mieli jej bronić, pozwalają, aby sczezła? Jaki był motyw tego działania? Najmłodszy z lordów Black zdecydował dla siebie, że jeśli miałby kiedykolwiek wesprzeć aktywnie Rycerzy Walpurgii, musiał wiedzieć, czy ta decyzja nie będzie równała się z samobójstwem. Czy też w końcu nie zostanie wymieniony za życie kogoś innego, bo takie będzie widzimisię Voldemorta?
Podstawowe eksperymenty, jakie przeprowadził, wyraźnie świadczyły o mocnym wpływie czarnej magii na to miejsce. Było też tu jeszcze coś - stare i przyczajone, jak starożytny potwór, uważnie obserwujący śmiałków, którzy trafili do jego królestwa. Nie próbował pokonać ich swoją mocą, tylko się przyglądał z ciekawością, co jeszcze zrobią.
A może czekał na właściwy moment, aby zaatakować?
Rigel potrzebowałby czasu i sprzętu, żeby to lepiej przebadać, jednak nie mógł liczyć obecnie na żadne z tych rzeczy. Cóż, musiał polegać jedynie na siłę swojego umysłu i różdżce.
Nie sądził jednak, że aż tak bardzo pochłonie go obserwacja tego, co robił jego przełożony. Czuł, jak tka delikatne magiczne nici, splata magię, która pulsuje, a jej siła sprawia, że ciało przechodzi dreszcz.
Black starał się za tym nadążyć - po chwili analizy, magiczna czynność, którą miał przed sobą, nie wyglądała już na tak skomplikowaną, jaką wydawała się na samym początku. Niestety, brakowało tylko jednego komponentu, tego ostatniego elementu układanki, na który niestety nie mógł liczyć.
Młodszy czarodziej patrzył jak zahipnotyzowany na tworzący się magiczny wzór i kiedy tamten był już na ukończeniu, zdał sobie sprawę, że musi jak najszybciej się wycofać. Ale chyba zrobił to o parę sekund za późno.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
To, co dla Rigela było koszmarem, dla Rycerzy Walpurgii było szansą — w chaosie widzieli szansę i umiejętnie wykorzystali to, co przyniósł im kapryśny los, nawet jeśli tamtą batalię ostatecznie przegrali. Nie mówili o tym, nie pamiętali tamtych dni. Czasy zapomniane, niewygodne. Dziś świętowano sukces, celebrowano odzyskaną władzę i zdobytą potęgę; odrzucone kajdany i ramy, które ich ograniczały. Mieli powrócić do wolności, wyzwolić czarodziejski świat. Każdy kto pochwalał tamte decyzje i restrykcje był głupcem. Uchwalanie kodeksu tajności było błędem, nigdy nie powinni byli się ukrywać. Wystąpienie z Międzynarodowej Konfederacji Czarodziejów zdawała się być początkiem pewnych zmian, które dziś pod właściwą władzą mogły przybrać odpowiedni obrót. Zerknął na Rigela, ścinając głową raczej w ramach przytaknięcia — tak, to były trudne miesiące — niż zrozumienia. Wielokrotnie doświadczył negatywnego, dramatycznego wpływu anomalii, które mimo jego siły i umiejętności potrafiły uczynić go całkiem bezbronnym. To wszystko opłaciło się. Nie wracał do tamtych dni z żalem, czy smutkiem. Musieli przejść pewną drogę, by znaleźć się tu, gdzie byli. Ponieść pewne ofiary, nauczyć się na własnych błędach.
Kiedy młody stażysta spytał o los swojego brata, Ramsey kontynuował swoje działania, zdając się nie reagować przez dłuższa chwilę. Nie zastanawiał się jednak na odpowiedzią, przedłużał milczenie celowo, chcąc pozwolić wykreować dudniącej ciszy i wyczekiwaniu nutę powagi, chociaż ten temat nie był już dla niego tak istotny i ciążący. Spodziewał się jednak, że Rigel — skoro o to spytał po takim czasie — chciał by potraktowano go poważnie, by śmierć Alpharda nie była jedną z tych śmierci, które odchodzą w zapomnienie, kiedy ludzie sukcesu zdobywają to, czego pragnęli. Nie miał ochoty na podobne gierki, nie tutaj i nie teraz, kiedy analizował magiczne struktury, ale trzymał się nałożonej maski konsekwentnie.
Opuścił różdżkę na moment i spojrzał na młodego czarodzieja z powagą.
— To była decyzja twojego brata – powiedział w końcu, robiąc pauzę, tak aby Rigel zrozumiał. — To była ofiara bez której nie moglibyśmy ruszyć dalej i sięgnąć po możliwości, które pozwolą nam zakończyć wojnę. Ofiara bez której pozycja waszej rodziny nie byłaby tak mocna — spojrzał na niego sugestywnie, na dłużej zatrzymując na nim wzrok. Zdawał sobie sprawę, że wielu z nich trudno było się pogodzić z tym, że pośród nich nich byli czarodzieje znacznie potężniejsi i istotniejsi, nawet jeśli nie mieli szczęścia chełpić się nazwiskiem tak znamienitym, jak Blackowie. Alphard udowodnił, że byli silni, wierzyli i byli gotowi na wszystko w imię słusznej sprawy. Pamiętał słowa Czarnego Pana podczas jego pożegnania. Sama jego obecność tam była zaskakująca. Zjawił się i powiedział o rzeczach najważniejszych, o których nie powinni zapomnieć. — Wojna, Rigelu, pociąga za sobą ofiary, które zapisują się na kartach historii w roli bohaterów, bez których zwycięstwo nie byłoby możliwe. Alphard dostąpił zaszczytu, po który wielu przed nim i wielu po nim ginąc w walce z wrogiem nigdy nie sięgną. Powinieneś być z niego dumny. To ja wprowadziłem twojego brata w nasze szeregi i jestem pewien, że on sam chciałby byś poszedł jego śladami — dodał spokojnie, bez presji i nacisku. Młody Black nie miał duszy wojownika, nie nadawał się do tego, by podążyć za nimi i utrzymać narzucone przez nich tempo. Był jednak Blackiem, wychowanym w określonych ideałach przez ludzi, którzy wyznawali te same zasady, co oni. Miał wiedzę, możliwości, ducha badacza pragnącego eksplorować nieznane. Takich ludzi także potrzebowali, nawet jeśli nie w bezpośredniej walce — a na swoim zapleczu.
Szarpnął dłonią, lekkim ruchem zakończył tkanie magii, przekształcanie magicznych wiązek na kształt tego, co robili z anomaliami. Nie miał pojęcia, na ile jego działania mogły być skuteczne, na ile most mógł zostać objęty podobną magią. Sprawdzi to, ale nie teraz i nie przy Rigelu. Wyprostował się i odsunął, obserwując iskrzące na murze drobiny. Magia z zamierzchłych anomalii, która kumulowała się w tym miejscu musiała być scentralizowana, a jej energia przemianowana i przekształcona na określony cel. Był zmęczony, ale musiał zrobić coś jeszcze. To miejsce wymagało odpowiedniego zabezpieczenia. Zerknął w kierunku zamku w Warwick — dopóki twierdza nie zostanie przez nich zdobyta musieli mieć pewność, że to miejsce, ten most nie umożliwi innym ataku na czarodziejów, którzy będą w środku. Magia drzemiąca w tym miejscu powinna być silna, potężna — skumulowana i skoncentrowana na to, by nikt nie mógł przez ten most przejść. Chciał ją wzmocnić — będzie szkodliwa dla czarodziejów, będzie destabilizowała otoczenie, ale dla mugoli stanie się zabójcza, jak kiedyś. Rozejrzał się. Rozkładanie pułapek w okolicy mijało się z celem, jeśli środowisko magiczne tutaj będzie niestabilne, a magia zaburzona, nic nie będzie działało tak, jak powinno. Polegał na chaosie, na energii, zbyt intensywnej, by mogła być opanowana. Schował różdżkę. Czuł ciężar magii tutaj; jej lepkość. Obaj z Rigelem znaleźli się na pułapce z opóźnionym zapłonem.
— Musimy się oddalić. Schowaj różdżkę, nie czaruj w okolicy — każde użycie magii doprowadzi do katastrofy. Pierścień, który miał na palcu ciążył mu okrutnie, parzył go w dłoń. Ukrył wężowe drewno w płaszczu i ruszył w kierunku młodego Blacka, ruchem ręki popędził go, by odeszli. Zaczynała go boleć głowa, nadchodziła potworna migrena. Był wyczerpany — musiał sprawdzić efekt swojej pracy, ale nie teraz i nie przy młodym Blacku. — Wracajmy do Londynu, zjawię się tu za kilka dni by sprawdzić Źrenicą Fudge'a intensywność pola wokół mostu. Masz jeszcze jakieś pytania?
| opóźnienie ze względu na nieobeckę
Kiedy młody stażysta spytał o los swojego brata, Ramsey kontynuował swoje działania, zdając się nie reagować przez dłuższa chwilę. Nie zastanawiał się jednak na odpowiedzią, przedłużał milczenie celowo, chcąc pozwolić wykreować dudniącej ciszy i wyczekiwaniu nutę powagi, chociaż ten temat nie był już dla niego tak istotny i ciążący. Spodziewał się jednak, że Rigel — skoro o to spytał po takim czasie — chciał by potraktowano go poważnie, by śmierć Alpharda nie była jedną z tych śmierci, które odchodzą w zapomnienie, kiedy ludzie sukcesu zdobywają to, czego pragnęli. Nie miał ochoty na podobne gierki, nie tutaj i nie teraz, kiedy analizował magiczne struktury, ale trzymał się nałożonej maski konsekwentnie.
Opuścił różdżkę na moment i spojrzał na młodego czarodzieja z powagą.
— To była decyzja twojego brata – powiedział w końcu, robiąc pauzę, tak aby Rigel zrozumiał. — To była ofiara bez której nie moglibyśmy ruszyć dalej i sięgnąć po możliwości, które pozwolą nam zakończyć wojnę. Ofiara bez której pozycja waszej rodziny nie byłaby tak mocna — spojrzał na niego sugestywnie, na dłużej zatrzymując na nim wzrok. Zdawał sobie sprawę, że wielu z nich trudno było się pogodzić z tym, że pośród nich nich byli czarodzieje znacznie potężniejsi i istotniejsi, nawet jeśli nie mieli szczęścia chełpić się nazwiskiem tak znamienitym, jak Blackowie. Alphard udowodnił, że byli silni, wierzyli i byli gotowi na wszystko w imię słusznej sprawy. Pamiętał słowa Czarnego Pana podczas jego pożegnania. Sama jego obecność tam była zaskakująca. Zjawił się i powiedział o rzeczach najważniejszych, o których nie powinni zapomnieć. — Wojna, Rigelu, pociąga za sobą ofiary, które zapisują się na kartach historii w roli bohaterów, bez których zwycięstwo nie byłoby możliwe. Alphard dostąpił zaszczytu, po który wielu przed nim i wielu po nim ginąc w walce z wrogiem nigdy nie sięgną. Powinieneś być z niego dumny. To ja wprowadziłem twojego brata w nasze szeregi i jestem pewien, że on sam chciałby byś poszedł jego śladami — dodał spokojnie, bez presji i nacisku. Młody Black nie miał duszy wojownika, nie nadawał się do tego, by podążyć za nimi i utrzymać narzucone przez nich tempo. Był jednak Blackiem, wychowanym w określonych ideałach przez ludzi, którzy wyznawali te same zasady, co oni. Miał wiedzę, możliwości, ducha badacza pragnącego eksplorować nieznane. Takich ludzi także potrzebowali, nawet jeśli nie w bezpośredniej walce — a na swoim zapleczu.
Szarpnął dłonią, lekkim ruchem zakończył tkanie magii, przekształcanie magicznych wiązek na kształt tego, co robili z anomaliami. Nie miał pojęcia, na ile jego działania mogły być skuteczne, na ile most mógł zostać objęty podobną magią. Sprawdzi to, ale nie teraz i nie przy Rigelu. Wyprostował się i odsunął, obserwując iskrzące na murze drobiny. Magia z zamierzchłych anomalii, która kumulowała się w tym miejscu musiała być scentralizowana, a jej energia przemianowana i przekształcona na określony cel. Był zmęczony, ale musiał zrobić coś jeszcze. To miejsce wymagało odpowiedniego zabezpieczenia. Zerknął w kierunku zamku w Warwick — dopóki twierdza nie zostanie przez nich zdobyta musieli mieć pewność, że to miejsce, ten most nie umożliwi innym ataku na czarodziejów, którzy będą w środku. Magia drzemiąca w tym miejscu powinna być silna, potężna — skumulowana i skoncentrowana na to, by nikt nie mógł przez ten most przejść. Chciał ją wzmocnić — będzie szkodliwa dla czarodziejów, będzie destabilizowała otoczenie, ale dla mugoli stanie się zabójcza, jak kiedyś. Rozejrzał się. Rozkładanie pułapek w okolicy mijało się z celem, jeśli środowisko magiczne tutaj będzie niestabilne, a magia zaburzona, nic nie będzie działało tak, jak powinno. Polegał na chaosie, na energii, zbyt intensywnej, by mogła być opanowana. Schował różdżkę. Czuł ciężar magii tutaj; jej lepkość. Obaj z Rigelem znaleźli się na pułapce z opóźnionym zapłonem.
— Musimy się oddalić. Schowaj różdżkę, nie czaruj w okolicy — każde użycie magii doprowadzi do katastrofy. Pierścień, który miał na palcu ciążył mu okrutnie, parzył go w dłoń. Ukrył wężowe drewno w płaszczu i ruszył w kierunku młodego Blacka, ruchem ręki popędził go, by odeszli. Zaczynała go boleć głowa, nadchodziła potworna migrena. Był wyczerpany — musiał sprawdzić efekt swojej pracy, ale nie teraz i nie przy młodym Blacku. — Wracajmy do Londynu, zjawię się tu za kilka dni by sprawdzić Źrenicą Fudge'a intensywność pola wokół mostu. Masz jeszcze jakieś pytania?
| opóźnienie ze względu na nieobeckę
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Rigel czekał w napięciu na odpowiedź. Chciał wiedzieć, co kierowało Voldemortem - podobno najpotężniejszym czarownikiem obecnych czasów. Gdzieś nadal słyszał gorzkie słowa Primrose, które padły podczas ich ostatniego, skąpanego w alkoholu i otulonego ciężkim opiumowym dymem spotkania.
“Zdaje się, że wielu położy swoje życie na ołtarzu ambicji Czarnego Pana.”
Czy tak miało być?
Kiedy w końcu Mulciber zaczął mówić, próbując nadać rozmowie odpowiedni poważny ton, coś, co może miało uspokoić Blacka, sprawić, by poczuł rosnącą dumę, wywołał w młodym lordzie jedynie falę gorącego gniewu, który postarał się ukryć - jak zawsze to robił.
Jak można zdecydować się na śmierć, kiedy to parę chwil wcześniej planowało się własny ślub? I do tego z osobą, o którą samemu się zabiegało, a nie posłusznie godziło się z decyzją nestorów. Tego Rigel nie potrafił zrozumieć. Coś tu nie pasowało, umykało, kiedy tylko próbował uchwycić tę myśl.
Delikatnie zmarszczył czoło, kiedy właśnie zdał sobie sprawę z jednej rzeczy - co jeśli decyzja Alpharda tak naprawdę nie należała do niego? Zagłębiając się po szkole w tematy mentalnej magii, Rigel siłą rzeczy dotknął również wątków niemagicznego wpływu na umysł. I niejednokrotnie podczas swoich badań spotykał się z przypadkami, że można zmanipulować człowieka w taki sposób, by zaszczepić w nim przekonanie, że to, na co się decyduje, jest właśnie tym, czego pragnie. Wystarczy po prostu poznać kogoś na tyle, by wiedzieć, na co w odpowiedni sposób nacisnąć. Od niedawna zaczął zauważać dopiero, że otoczenie zaczyna robić z nim coś podobnego. To przerażało.
Słowa, że Alphard chciałby, żeby Rigel poszedł jego śladami, wywołał w młodszym czarodzieju uczucie grozy. W kontekście tej rozmowy wybrzmiało to w sposób, jakby wszyscy czekali, aby najmłodszy z synów Polluxa z radością i równie “bohatersko” zginął. W zamian dostanie wystawny pogrzeb i pompatyczną mowę. Czy to jest tego warte? Absolutnie nie. Rigel nie miał zamiaru ginąć. Niestety, to na pewno by go czekało, biorąc pod uwagę to, że na walce nie zna się kompletnie, a Rycerze jeszcze jesienią wyraźnie zasygnalizowali, że ma robić za bojowe wsparcie podczas polowania na podpalacza.
Młodszy lord Black był też pewien, że kolejna śmierć dziecka, zwyczajnie zabiłaby jego matkę, która i tak bardzo ciężko znosiła utratę Alpharda. Myśl, że miałby na rękach krew jedynego członka rodziny, który zawsze go rozumiał i wspierał, była czymś, z czym nigdy by się nie pogodził.
-Trudno jest mi rzec, czego chciałby dla mnie Alphard, biorąc pod uwagę jego ostatnie decyzje…- zaczął powoli. - Jednak jestem pewien, że chciałby, abym robił to, na czym znam się najlepiej.
Rigel Black nie był stworzony do niszczenia i przelewania krwi. W swoim życiu chciał budować, tworzyć i badać, tym samym walcząc w taki sposób o dobro rodu oraz przyszłość kraju. Miał już stanowczo dość, że otoczenie próbuje sprawić, żeby Blackowie byli postrzegani jak krwiożercze, szalone bestie.
Magia miejsca stała się nagle ciężka, niczym powietrze tuż przed burzą. W powietrzu dało się wyczuć jakieś napięcie, niepokój, od którego włosy jeżyły się na karku.
Czy to tak miało być? Czy wszystko przebiegło w należyty sposób?
Czarodziej spojrzał na Niewymownego, który wyraźnie wyglądał na mocno osłabionego. Bez zbędnych komentarzy schował różdżkę do kieszeni płaszcza, chociaż tak bardzo był ciekaw, jak wyglądałaby magiczna reakcja, gdyby teraz spróbował spleść nawet proste zaklęcie...
Ale to było głupie. Głupie i niebezpieczne.
Młodszy czarodziej podszedł bliżej do Mulcibera, dając sygnał, że jeśli ten poczułby się gorzej, Rigel pomoże mu iść.
-Jak długo ta… - zastanowił się, jak dobrać słowa. -atmosfera tutaj się utrzyma? Czy magia jest już ostatecznie ustabilizowana?
|opóźnienie ze względu na nieobecke
“Zdaje się, że wielu położy swoje życie na ołtarzu ambicji Czarnego Pana.”
Czy tak miało być?
Kiedy w końcu Mulciber zaczął mówić, próbując nadać rozmowie odpowiedni poważny ton, coś, co może miało uspokoić Blacka, sprawić, by poczuł rosnącą dumę, wywołał w młodym lordzie jedynie falę gorącego gniewu, który postarał się ukryć - jak zawsze to robił.
Jak można zdecydować się na śmierć, kiedy to parę chwil wcześniej planowało się własny ślub? I do tego z osobą, o którą samemu się zabiegało, a nie posłusznie godziło się z decyzją nestorów. Tego Rigel nie potrafił zrozumieć. Coś tu nie pasowało, umykało, kiedy tylko próbował uchwycić tę myśl.
Delikatnie zmarszczył czoło, kiedy właśnie zdał sobie sprawę z jednej rzeczy - co jeśli decyzja Alpharda tak naprawdę nie należała do niego? Zagłębiając się po szkole w tematy mentalnej magii, Rigel siłą rzeczy dotknął również wątków niemagicznego wpływu na umysł. I niejednokrotnie podczas swoich badań spotykał się z przypadkami, że można zmanipulować człowieka w taki sposób, by zaszczepić w nim przekonanie, że to, na co się decyduje, jest właśnie tym, czego pragnie. Wystarczy po prostu poznać kogoś na tyle, by wiedzieć, na co w odpowiedni sposób nacisnąć. Od niedawna zaczął zauważać dopiero, że otoczenie zaczyna robić z nim coś podobnego. To przerażało.
Słowa, że Alphard chciałby, żeby Rigel poszedł jego śladami, wywołał w młodszym czarodzieju uczucie grozy. W kontekście tej rozmowy wybrzmiało to w sposób, jakby wszyscy czekali, aby najmłodszy z synów Polluxa z radością i równie “bohatersko” zginął. W zamian dostanie wystawny pogrzeb i pompatyczną mowę. Czy to jest tego warte? Absolutnie nie. Rigel nie miał zamiaru ginąć. Niestety, to na pewno by go czekało, biorąc pod uwagę to, że na walce nie zna się kompletnie, a Rycerze jeszcze jesienią wyraźnie zasygnalizowali, że ma robić za bojowe wsparcie podczas polowania na podpalacza.
Młodszy lord Black był też pewien, że kolejna śmierć dziecka, zwyczajnie zabiłaby jego matkę, która i tak bardzo ciężko znosiła utratę Alpharda. Myśl, że miałby na rękach krew jedynego członka rodziny, który zawsze go rozumiał i wspierał, była czymś, z czym nigdy by się nie pogodził.
-Trudno jest mi rzec, czego chciałby dla mnie Alphard, biorąc pod uwagę jego ostatnie decyzje…- zaczął powoli. - Jednak jestem pewien, że chciałby, abym robił to, na czym znam się najlepiej.
Rigel Black nie był stworzony do niszczenia i przelewania krwi. W swoim życiu chciał budować, tworzyć i badać, tym samym walcząc w taki sposób o dobro rodu oraz przyszłość kraju. Miał już stanowczo dość, że otoczenie próbuje sprawić, żeby Blackowie byli postrzegani jak krwiożercze, szalone bestie.
Magia miejsca stała się nagle ciężka, niczym powietrze tuż przed burzą. W powietrzu dało się wyczuć jakieś napięcie, niepokój, od którego włosy jeżyły się na karku.
Czy to tak miało być? Czy wszystko przebiegło w należyty sposób?
Czarodziej spojrzał na Niewymownego, który wyraźnie wyglądał na mocno osłabionego. Bez zbędnych komentarzy schował różdżkę do kieszeni płaszcza, chociaż tak bardzo był ciekaw, jak wyglądałaby magiczna reakcja, gdyby teraz spróbował spleść nawet proste zaklęcie...
Ale to było głupie. Głupie i niebezpieczne.
Młodszy czarodziej podszedł bliżej do Mulcibera, dając sygnał, że jeśli ten poczułby się gorzej, Rigel pomoże mu iść.
-Jak długo ta… - zastanowił się, jak dobrać słowa. -atmosfera tutaj się utrzyma? Czy magia jest już ostatecznie ustabilizowana?
|opóźnienie ze względu na nieobecke
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Rozgoryczenie Rigela wcale go nie dziwiło. Ludziom zdawało się, że ci, którzy zbyt wiele nie czuli nie byli w stanie odpowiednio rozpoznać emocji, ale to nieprawda. Od zawsze go fascynowały. Przyglądał im się, analizował, oceniał. Wszystkie jego młodzieńcze prowokacje wynikały z chęci zgłębienia wiedzy, poznania tego, czego świadomie chciał się wyprzeć. Jako badacz, pragnął stanąć z boku niczym bezstronny obserwator i podjąć każdą możliwą analizę w najbardziej obiektywny sposób. Z emocjami było podobnie. — Emocjonalne zaangażowanie zaburza percepcję — powiedział, choć nie skonkretyzował, czy mówił o tym, co mogło tkwić w młodym stażyście, czy o czymś zupełnie innym — jak choćby eksperymentom, których się obawiał. Milczał przez chwilę, gdy jeszcze oceniał pobieżnie, na wyczucie potencjał tego miejsca. Spojrzał na niego później, kiedy już stopniowo oddalali się od mostu. Katem oka jednak obserwował otoczenie. Czegoś szukał. — To normalne, że ich nie rozumiesz. Jesteś młody, niezaangażowany. Masz w sobie wiele pasji, namiętności. Młodzieńczych idei i pragnień zmienienia świata na swój własny, wyidealizowany sposób — odparł. Rzadko to robił. Nie był moralizatorem, na dobrą sprawę nie obchodziło go to, co uczyni Rigel. Wiedział, że jeśli zażąda od jego ojca zaangażowania syna w określone działania to po prostu go do tego zmusi. Tyle, że młody Black nie nadawał się do walki. Jego potencjał koncentrował się w innym miejscu. — Nie mówię o niczym innym. I właśnie na tym powinieneś się skupić. Słyszałem, że znasz się na alchemii. Zrobisz coś dla mnie.— Nie pytał. Jeśli będzie trzeba, uczyni to w ramach służbowych obowiązków. Rola stażysty już dawno zatarła się z rolą urzędnika na usługach ministerstwa, które ściśle wspierało Rycerzy Walpurgii. Ministerstwo należało do Czarnego Pana. Tylko głupiec myślał, że pozostawało autonomiczną jednostką.
Przetarł oczy, zmierzając drogą w przeciwną stronę od miasta. Kiedy Rigel spytał go o aurę, westchnął, jego twarz wygładziła się, wyzbywając z wszelakich oznak życia. Gdyby nie oznaki zmęczenia, których nie mógł zwalczyć — ciało było tylko ciałem, nie potrafił zatuszować naturalnych objawów — zdawałby się pewnie być sztucznym tworem, nie żywą istotą. Musiał go okłamać, ale nie zawahał się ani przez chwilę. Wiedza, którą posiadał Rigel była istotna dla przyszłości tegom miejsca, zamku. Nie miał do niego krzty zaufania, by zdradzić mu cały sekret. Jednocześnie był świadom, że nie był głupcem.
— Nie jest, przez pewien czas nie będzie. To wszystko trzeba powtórzyć. Okiełznanie tak silnej magii nie jest proste, wymaga sporo czasu i energii. Ale póki magia jest niestabilna lepiej trzymać się od tego miejsca z daleka. — SPojrzał taniego, licząc, że nie musiał go uprzedzać o konsekwencjach. Nie powinien się tu zjawiać sam, nic nie zdziała. Umrze, próbując.
Szli tak przez pewien czas, dopóki nie uznał, że znajdują się dostatecznie daleko, by móc świstoklikiem powrócić w okolice Londynu. Zatrzymał się, wygładzając czarną, czarodziejską szatę na piersi i spojrzał na niego. — Są drzwi, których nigdy nie otworzysz. Jeśli zdecydujesz, że twoja natura jest silniejsza i pragniesz umieć i wiedzieć więcej, wiesz, co zrobić.— Nigdy nie otrzyma takich możliwości i takiej wiedzy, władzy i umiejętności samodzielnie. Czarny Pan mógł mu pomóc. Oni mogli mu pomóc. Podzielić się z nim wszystkim, dać mu odpowiednie narzędzia w ręce. Jedyne co musiał zrobić to otworzyć oczy i wesprzeć ich tym, co potrafił. Cena była żałośnie niska względem możliwości i profitów.
Nie powiedział nic więcej. Nic tu dziś w jego towarzystwie zrobić nie mógł. Pozostanie mu czekać na to, by ktoś znalazł się w rejonie działania anomalii i na własne oczy ujrzeć jej zabójcze możliwości.
| ztx2
Przetarł oczy, zmierzając drogą w przeciwną stronę od miasta. Kiedy Rigel spytał go o aurę, westchnął, jego twarz wygładziła się, wyzbywając z wszelakich oznak życia. Gdyby nie oznaki zmęczenia, których nie mógł zwalczyć — ciało było tylko ciałem, nie potrafił zatuszować naturalnych objawów — zdawałby się pewnie być sztucznym tworem, nie żywą istotą. Musiał go okłamać, ale nie zawahał się ani przez chwilę. Wiedza, którą posiadał Rigel była istotna dla przyszłości tegom miejsca, zamku. Nie miał do niego krzty zaufania, by zdradzić mu cały sekret. Jednocześnie był świadom, że nie był głupcem.
— Nie jest, przez pewien czas nie będzie. To wszystko trzeba powtórzyć. Okiełznanie tak silnej magii nie jest proste, wymaga sporo czasu i energii. Ale póki magia jest niestabilna lepiej trzymać się od tego miejsca z daleka. — SPojrzał taniego, licząc, że nie musiał go uprzedzać o konsekwencjach. Nie powinien się tu zjawiać sam, nic nie zdziała. Umrze, próbując.
Szli tak przez pewien czas, dopóki nie uznał, że znajdują się dostatecznie daleko, by móc świstoklikiem powrócić w okolice Londynu. Zatrzymał się, wygładzając czarną, czarodziejską szatę na piersi i spojrzał na niego. — Są drzwi, których nigdy nie otworzysz. Jeśli zdecydujesz, że twoja natura jest silniejsza i pragniesz umieć i wiedzieć więcej, wiesz, co zrobić.— Nigdy nie otrzyma takich możliwości i takiej wiedzy, władzy i umiejętności samodzielnie. Czarny Pan mógł mu pomóc. Oni mogli mu pomóc. Podzielić się z nim wszystkim, dać mu odpowiednie narzędzia w ręce. Jedyne co musiał zrobić to otworzyć oczy i wesprzeć ich tym, co potrafił. Cena była żałośnie niska względem możliwości i profitów.
Nie powiedział nic więcej. Nic tu dziś w jego towarzystwie zrobić nie mógł. Pozostanie mu czekać na to, by ktoś znalazł się w rejonie działania anomalii i na własne oczy ujrzeć jej zabójcze możliwości.
| ztx2
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Tajemnica mostu nad rzeką Avon została rozwiązana. Skupisko anomalii, nie jednej, lecz kilku — koncentracja magii w tym miejscu uczyniła to miejsce niebezpiecznym. Nie próbował jej całkowicie wyciszyć, ale częściowo okiełznać. Rycerze Walpurgii, którzy wybiorą się w te okolice nie będą musieli korzystać z tego mostu, nie będą go potrzebować. Chaos wywołany anomaliami uwolnionymi ze skrzyni Grindelwalda im sprzyjał, był na rękę, zdestabilizował kraj. Wykorzystali tamten moment, by w całej Anglii wyciszyć ogniska i nauczyć się czerpać siłę z ujarzmienia czarnej magii. Wykorzystując ten sam sposób chciał osiągnąć coś innego — wzmóc działanie anomalii, rozgrzać ją, rozpalić tak, aby stała się blokadą nie do przejścia. Tak, aby stała się magicznym murem przeciwko mugolom i czarodziejom pragnącym dostać się najkrótszą i najszybszą drogą do zamku. Za jakiś czas, gdy przyjdzie dzień panowania w Warwick, stabilizowania sytuacji, odganiania chaosu zjawi się tutaj, by zrobić coś zupełnie odwrotnego.
Dziś miało kwaśny smak nerwowego wyczekiwania i niepewności.
Aportował się spory kawałek od mostu, nie chcąc przypadkiem trafić na obszar działania niestabilnej magii. Drogę przemierzył pieszo, zatrzymując się w sporej odległości od samego mostu. Dziś był tu jedynie w celach badawczych, sprawozdawczych. Zamiast różdżką dłońmi wyciągnął z futerału urządzenie, które dla numerologów stało się nie tylko przydatnym, ale i podstawowym narzędziem w statystyce przepływu magicznych impulsów. Źrenica Fudge'a pod postacią źrenicy przyczepionej do metalowego, alchemiczne wzmożonego drągu i dołączonym do niej samopiszącym piórem miała zliczyć wszystkie mrugnięcia i spisać je w formie umożliwiającej szybkie i łatwe ocenienie intensywności magicznych działań. Drąg wbił się w ziemię głęboko, aktywował źrenicę, upewniając się, że zaczęła działać właściwie; ostrożnie, świadom tego, że w pobliżu znajduje się wzmocnione źródło całkowitego chaosu. Rozpoczął pomiar, w całkowitej cieszy słuchając cichego skrzypienia samopiszącego pióra po długim zwoju pergaminu. Stanął nad nim, by zweryfikować pomiary, analizę mrugnięć, zerknął na zegarek. Nie musiał spędzać tu całej godziny, aby policzyć ilość mrugnięć na godzinę. Kątem oka zerkał na zapiski, zestawiał to z czasem upływającym na zegarku, błyskawicznie w głowie odnajdując odpowiedź. Nieprawdopodobnie wysoka liczba mrugnięć wskazywała na intensywne skupisko magii, ale wiedział, że im podejdzie bliżej tym odczyt będzie większy — znacznie większy od tego, który historycy za rekordowy uznawali w okolicach Stonehenge, czy Pistyll Rhaeadr w Walii.
Zatrzymał działanie źrenicy, by powtórzyć pomiar znacznie bliżej magii. Czuł już działanie anomalii, jej promieniowanie, eskalację. Wyciągnięcie różdżki w tym rejonie było samobójstwem, ale właśnie tego chciał, do tego zmierzał. Chciał osiągnąć potężną tarczę, która umożliwi wrogom dotarcie przez rzekę do zamczyska. Musiał sprawdzić, upewnić się, że nim wyruszą wszystko będzie gotowe, a ich nie spotkają magiczne niespodzianki.
Zgodnie z jego przypuszczeniami, samopiszące pióro ledwie nadążało ze spisywaniem wszystkich mrugnięć. Właściwie był przekonany, reagowało z opóźnieniem. Źrenica mrugała szybciej niż pióro było w stanie to zapisać — ale to wszystko czuł już w powietrzu. Doświadczenie pozwalało mu na powierzchowną ocenę sytuacji. Wiedział, że każdy kto wtargnie tutaj padnie ofiarą magii. Pozostawiając źrenicę na miejscu ruszył powoli w kierunku mostu, rozglądając się dookoła. Był już marzec, przyroda powoli budziła się do życia, ale miał wrażenie, że tutaj, wokół mostu wszystko jest już zieleńsze, intensywniejsze, dziksze i bardziej nieokiełznane. Idąc drogą w kierunku mostu natrafił na ślady zaschniętej, starej krwi. Nie było nigdzie żadnego ciała, ale brunatne plamy musiały wynikać z jednego. Ktoś, prawdopodobnie czarodziej był tu i korzystał z magii; anomalia odpowiedziała na wezwanie, czyniąc mu krzywdę. Nie był pewien, czy to dobrze — ale nikt nie powinien podejrzewać co planowali. Nikt nie mógł przeczuwać, że zamek będzie wkrótce ich celem. tajemnica mostu w Warwick od lat spędzała sen z powiek wielu badaczom, nikogo nie zainteresuje jej nagłe wzmożenie, jeśli ktokolwiek dostrzeże w ogóle tę analogię i zdąży ją zbadać. Przetrwać. Czując powracający ból głowy odszedł od tego miejsca, oddalił się od mostu, stając ponownie przy źrenicy, która rzeczywiście wskazała znacznie większą ilość mrugnięć niż wcześniej. Chaotyczne, nierównomierne przepływy magii były niestabilne i trudne do przewidzenia w skutkach. Był usatysfakcjonowany.
Zabezpieczył źrenice, ukrył wszystko w futerale i odszedł z powrotem. Przeszedł się przez miasto, z zadowoleniem zauważając pustoszejące aleje. Ulice były brudniejsze niż wtedy, gdy był tu po raz ostatni — sklepy wydawały się rozkradzione. Destabilizacja rejonu była widoczna, coraz mocniej. Ale już niedługo.
| zt
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozostałości Mostu, Warwick
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Warwickshire