Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Derbyshire
Wężowa Przełęcz
Strona 2 z 2 • 1, 2
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wężowa Przełęcz
Otoczona z jednej strony wzgórzami, z drugiej charakterystycznymi dla Derbyshire wrzosowiskami Wężowa Przełęcz była swego czasu najkrótszą drogą łączącą Manchester i Sheffield. Tytuł ten utrzymywała nawet pomimo ogromnej ilości zakrętów spowodowanych koniecznością omijania stromych wzgórz. Poruszanie się po drodze jest zadaniem wymagającym od potencjalnych kierowców odpowiedniego przygotowania. Warunki pogodowe nie wybaczają błędów, co znajduje potwierdzenie w postaci trzech porzuconych w przełęczy mugolskich aut. Obok głównej drogi przeznaczonej do ruchu samochodowego znajduje się także ścieżka rowerowa, a także pieszy szlak prowadzący od miasteczka Glossop do zbiornika Ladybower w Ashopton.
On to samo mógł powiedzieć o podpatrywaniu kuzyna podczas rzucania rozmaitych zaklęć z zakresu transmutacji. Zdecydowanie to mu się przyda. Postanowił, że odezwie się do kuzyna po tym wszystkim. Kilka odbytych pojedynków czarodziejów zdecydowanie im nie zaszkodzi, a wręcz pomoże. To zdecydowanie nie był dobry moment na przechwałki tego typu. Właśnie przez wzgląd na tych ludzi. Nie zamierzał się spierać. Mieli szansę uratować żywych. Martwym mogą tylko zapewnić godny pochówek.
— Jako dorosłemu wystarcza ci patronus czy spełniłeś to marzenie? — Zapytał kuzyna z pewną ciekawością. O więzi Steffena ze szczurami wiedział aż za dobrze i szczerze powiedziawszy, gdy zastał w swoim mieszkaniu kuzyna pod postacią szczura, z miejsca chwyciłby za miotłę. Szczury, choć mądre, budziły w nim te same uczucia, co w reszcie ludzi.
W żaden sposób nie zakwestionował sensu przemawiania do nieprzytomnych mugoli. Widocznie to w jakimś stopniu pomagało kuzynowi. Ten dom należało pozostawić gospodarzom w miarę dobrym stanie, wolnym od śladu krzywd, które ich spotkały i toczonego pojedynku. Nie mówiąc o jego chęci oszczędzenia Aurorze pewnych widoków.
— Reparo! — Wskazał różdżką na rozbitą szybę. Musiało w nią trafić jedno z rzuconych przez pojedynkujących się zaklęć. Magia nie zdołała nawet poruszyć odłamków szkła. — Reparo! — Powtórzył i tym razem szklane drobiny poderwały się z podłogi, scalając się z resztą szyby. Od razu lepiej. Od odoru rozkładających się zwłok zrobiło mu się niedobrze i musiał się przewietrzyć. Dlatego otworzył okno na oścież i stanął przy nim oddychając głęboko rześkim powietrzem.
Starał się uspokoić Aurorę, jednak swoim działaniem najwyraźniej osiągnął efekt odwrotny do zamierzonego. Zareagowała z wyraźnym niepokojem i ze smutkiem, z którym na niego spoglądała. Nic z tego nie rozumiał. Nie wiedział, gdzie tkwi problem. Teraz nie miał jak tego dociekać.
— Nie stanowią już zagrożenia dla kogokolwiek. To musiała być czarna magia — Zapewnił kobietę. Zgodził się z kuzynem, zanim on zajął się pochówkiem mężczyzny. Tym samym został na chwilę sam z Aurorą, która poświęcała się leczeniu rannych mugoli.
— Na pewno. Jesteśmy jedynie trochę zmęczeni, to był długi pojedynek. Odpoczniemy po powrocie do domów — Na ich zmęczenie nie mogła nic poradzić. Nie odnieśli żadnych obrażeń, które mogłaby uleczyć. — Bardziej martwię się o ciebie.
Rzucam na Reparo (ST 45) + 21 OPCM - klik
Rzucam raz jeszcze na Reparo (ST 45) + 21 OPCM - klik
— Jako dorosłemu wystarcza ci patronus czy spełniłeś to marzenie? — Zapytał kuzyna z pewną ciekawością. O więzi Steffena ze szczurami wiedział aż za dobrze i szczerze powiedziawszy, gdy zastał w swoim mieszkaniu kuzyna pod postacią szczura, z miejsca chwyciłby za miotłę. Szczury, choć mądre, budziły w nim te same uczucia, co w reszcie ludzi.
W żaden sposób nie zakwestionował sensu przemawiania do nieprzytomnych mugoli. Widocznie to w jakimś stopniu pomagało kuzynowi. Ten dom należało pozostawić gospodarzom w miarę dobrym stanie, wolnym od śladu krzywd, które ich spotkały i toczonego pojedynku. Nie mówiąc o jego chęci oszczędzenia Aurorze pewnych widoków.
— Reparo! — Wskazał różdżką na rozbitą szybę. Musiało w nią trafić jedno z rzuconych przez pojedynkujących się zaklęć. Magia nie zdołała nawet poruszyć odłamków szkła. — Reparo! — Powtórzył i tym razem szklane drobiny poderwały się z podłogi, scalając się z resztą szyby. Od razu lepiej. Od odoru rozkładających się zwłok zrobiło mu się niedobrze i musiał się przewietrzyć. Dlatego otworzył okno na oścież i stanął przy nim oddychając głęboko rześkim powietrzem.
Starał się uspokoić Aurorę, jednak swoim działaniem najwyraźniej osiągnął efekt odwrotny do zamierzonego. Zareagowała z wyraźnym niepokojem i ze smutkiem, z którym na niego spoglądała. Nic z tego nie rozumiał. Nie wiedział, gdzie tkwi problem. Teraz nie miał jak tego dociekać.
— Nie stanowią już zagrożenia dla kogokolwiek. To musiała być czarna magia — Zapewnił kobietę. Zgodził się z kuzynem, zanim on zajął się pochówkiem mężczyzny. Tym samym został na chwilę sam z Aurorą, która poświęcała się leczeniu rannych mugoli.
— Na pewno. Jesteśmy jedynie trochę zmęczeni, to był długi pojedynek. Odpoczniemy po powrocie do domów — Na ich zmęczenie nie mogła nic poradzić. Nie odnieśli żadnych obrażeń, które mogłaby uleczyć. — Bardziej martwię się o ciebie.
Rzucam na Reparo (ST 45) + 21 OPCM - klik
Rzucam raz jeszcze na Reparo (ST 45) + 21 OPCM - klik
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Stanowili z Volansem zgrany duet. Obydwoje byli biegli z defensywy, umieli się bronić. Ich tarcze były trudne do spenetrowania przez wroga, a to sprawiało, że dalej trzymali się życia. Na dodatek nawzajem uzupełniali swoje umiejętności z innych dziedzin. Steffen świetnie radził sobie z transmutacją, bardzo ją lubił i przykładał się do niej. Volans preferował uroki. Byli dobraną drużyną.
-Patronus mi wystarcza, a szczur - jako zwierzątko domowe. Od wesela mam nawet dwa szczury. Łatwo się nimi opiekować. - uśmiechnął się blado. Szczerze mówiąc, nie widziałby się w roli opiekuna zwierzęcia, z którym nie może się komunikować. Ze swoimi szczurami rozmawiał w postaci ani maga, co czyniło opiekę nad nimi łatwiejszą.
Spojrzał kontrolnie na Aurorę, wyjaśniwszy jej rzeczowo, co tutaj właściwie zaszło. Zachowała zimne nerwy, przynajmniej tak sądził. Wyglądało na to, że zrozumiała to chaotyczne streszczenie i nie miała więcej pytań, od razu ruszywszy do pomocy. Wyglądała na smutną, to fakt, ale zrzucił to na karb męczących zaklęć i szokującej sytuacji. Skoro pomagała w terenie, a Volans polecił jej umiejętności, to pewnie przywykła do ciężkich widoków i warunków... choć czy to widoku śmierci można przywyknąć?
Uważnie, acz nienachalnie, obserwował jak Aurora leczy mugoli. Chciałby móc udzielić pierwszej pomocy w podobnych sytuacjach, powinien się w tym podszkolić. Co, gdyby nikt z uzdrowicieli nie mógł przybyć od razu? Nie mógłby sobie wybaczyć, gdyby jego niewiedza skazała tych ludzi na śmierć.
-Tak, nic nam nie jest. Volans jest świetny z defensywy. - potwierdził z bladym uśmiechem, przy okazji komplementując trochę kuzyna. Widział jak patrzy na Aurorę i chciał mu pomóc, po swojemu. -A im? Co z nimi? Będzie można ich przetransportować do lecznicy, po udzieleniu pierwszej pomocy? - dopytał, zerkając z niepokojem na mugoli. -Volansie, zajęlibyście się tym? Ja... mówiłeś, że tu jest mugolska wioska? Mógłbym znaleźć burmistrza, oddać tych szmalcowników w jego ręce. Pewnie będzie wiedział, jak wymierzyć im sprawiedliwość, a ci ludzie i my... cóż, to świadkowie. - nie znał się na prawie, ale sądził, że zeznania dwóch czarodziejów i dwóch mieszkańców wystarczą burmistrzowi do podjęcia sprawiedliwej decyzji.
-Cito Horribilis. - rzucił na siebie, chcąc przemieszczać się szybciej aby móc dotrzeć do burmistrza i przetransportować szmalcowników. Da radę, transmutacją. Mugole byli z kolei delikatniejsi. -Magicus Extremos. - zwrócił różdżkę na Aurorę, chcąc wspomóc jej czary.
1. Cito na siebie
2. Magicus - Aurora & Volans otrzymają bonus równy połowie sumy k8
-Patronus mi wystarcza, a szczur - jako zwierzątko domowe. Od wesela mam nawet dwa szczury. Łatwo się nimi opiekować. - uśmiechnął się blado. Szczerze mówiąc, nie widziałby się w roli opiekuna zwierzęcia, z którym nie może się komunikować. Ze swoimi szczurami rozmawiał w postaci ani maga, co czyniło opiekę nad nimi łatwiejszą.
Spojrzał kontrolnie na Aurorę, wyjaśniwszy jej rzeczowo, co tutaj właściwie zaszło. Zachowała zimne nerwy, przynajmniej tak sądził. Wyglądało na to, że zrozumiała to chaotyczne streszczenie i nie miała więcej pytań, od razu ruszywszy do pomocy. Wyglądała na smutną, to fakt, ale zrzucił to na karb męczących zaklęć i szokującej sytuacji. Skoro pomagała w terenie, a Volans polecił jej umiejętności, to pewnie przywykła do ciężkich widoków i warunków... choć czy to widoku śmierci można przywyknąć?
Uważnie, acz nienachalnie, obserwował jak Aurora leczy mugoli. Chciałby móc udzielić pierwszej pomocy w podobnych sytuacjach, powinien się w tym podszkolić. Co, gdyby nikt z uzdrowicieli nie mógł przybyć od razu? Nie mógłby sobie wybaczyć, gdyby jego niewiedza skazała tych ludzi na śmierć.
-Tak, nic nam nie jest. Volans jest świetny z defensywy. - potwierdził z bladym uśmiechem, przy okazji komplementując trochę kuzyna. Widział jak patrzy na Aurorę i chciał mu pomóc, po swojemu. -A im? Co z nimi? Będzie można ich przetransportować do lecznicy, po udzieleniu pierwszej pomocy? - dopytał, zerkając z niepokojem na mugoli. -Volansie, zajęlibyście się tym? Ja... mówiłeś, że tu jest mugolska wioska? Mógłbym znaleźć burmistrza, oddać tych szmalcowników w jego ręce. Pewnie będzie wiedział, jak wymierzyć im sprawiedliwość, a ci ludzie i my... cóż, to świadkowie. - nie znał się na prawie, ale sądził, że zeznania dwóch czarodziejów i dwóch mieszkańców wystarczą burmistrzowi do podjęcia sprawiedliwej decyzji.
-Cito Horribilis. - rzucił na siebie, chcąc przemieszczać się szybciej aby móc dotrzeć do burmistrza i przetransportować szmalcowników. Da radę, transmutacją. Mugole byli z kolei delikatniejsi. -Magicus Extremos. - zwrócił różdżkę na Aurorę, chcąc wspomóc jej czary.
1. Cito na siebie
2. Magicus - Aurora & Volans otrzymają bonus równy połowie sumy k8
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 39
--------------------------------
#2 'k100' : 100
--------------------------------
#3 'k8' : 7, 1, 3, 7, 3, 7, 1
#1 'k100' : 39
--------------------------------
#2 'k100' : 100
--------------------------------
#3 'k8' : 7, 1, 3, 7, 3, 7, 1
Steffen zdawał się przejawiać wszelkie znamiona determinacji wiodącej do odniesienia sukcesu. Mimo ciężkiej sytuacji zachowywał sztuczny pozór opanowania, układając myśli w kolejne kroki, które należało podjąć, rzucić kolejne zaklęcia mające stać się elementem pieczętującym sukces. Różdżka wymierzona w samego siebie zadrżała w palcach Steffena krótko, gdy padła pierwsza z inkantacji. Formuła rozeszła się w powietrzu, nie przynosząc oczekiwanego efektu. Ciało pozostało tak samo wolne jak dotychczas. Dopiero przy drugim podejściu, kiedy Cattermole sięgnął po magię obronną, po doskonale znane i szeroko wykorzystywane zaklęcie, intensywny prąd przeszył całe jego ciało. Moc wyzwolonej magii rozeszła się potężną, nieco przytłaczającą dla pozostałych falą. Od razu jednak odczuli przypływ mocy, z której mogli skorzystać i osiągnąć więcej.
Ta sama energia otoczyła Steffena jasnym blaskiem, pulsując lekko w rym bicia serca, po czym wniknęła wewnątrz, także i jego obdarzając wzmocnieniem. Znacznie krótszym niż czarodziej mógłby tego pragnąć, lecz niezwykle skutecznym przy odpowiednim wykorzystaniu. Wystarczyło jedynie sięgnąć po odpowiednie zaklęcie.
Interwencja w związku z wyrzuceniem krytycznego sukcesu.
Steffen, następne zaklęcie, które rzucisz zostanie wzmocnione przez efekt Magicusa.
Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki.
Ta sama energia otoczyła Steffena jasnym blaskiem, pulsując lekko w rym bicia serca, po czym wniknęła wewnątrz, także i jego obdarzając wzmocnieniem. Znacznie krótszym niż czarodziej mógłby tego pragnąć, lecz niezwykle skutecznym przy odpowiednim wykorzystaniu. Wystarczyło jedynie sięgnąć po odpowiednie zaklęcie.
Steffen, następne zaklęcie, które rzucisz zostanie wzmocnione przez efekt Magicusa.
Mistrz Gry nie kontynuuje rozgrywki.
Znieczulony mężczyzna poddał się jej leczeniu bez najmniejszego problemu. Aurora wiedziała, że obecnie są względnie bezpieczni, ale wcale nie wpływało to na odczuwanie przez nich bólu. Była niezmiernie na siebie zła, że kolejny raz nie wyszło jej znieczulenie kobiety.
Wiedziała, że to jej właśnie rozproszenie jest temu winne, a w dodatku Volans zdawał się również to dostrzegać.
- Nie musisz się o mnie martwić. - Powiedziała cicho i próbując wykrzesać z siebie nieco ciepłego uśmiechu. Niestety z marnym skutkiem. Wiedziała, że Volans znał ją już na tyle, żeby nie dać zwieść się jej sztuczkom, ale jednocześnie też nie był to czas i miejsce na rozmowy o jej prywatnych zmartwieniach.
- Ale dziękuję za troskę. Porozmawiamy o tym innym razem. - Zapewniła go. Zgodnie z powszechną opinią i również po prawdzie z przysłowiem — szewc bez butów chodzi. Aurora chciała i umiała leczyć i pomagać innym. Nie umiała jedynie zrobić tego dla siebie. - Ale teraz przyda mi się twoja pomoc. Czy mógłbyś zorganizować trochę ciepłej wody i jakieś czyste ligniny? - Wątpiła, żeby były tu bandaże — z resztą oparzeń nie należało zawiązywać, ale ulżyć w cierpieniu mogły.
Złamanie i obrażenia były tym, czym Aurora postanowiła się zająć u mężczyzny.
- Fractura Texta - Wycelowała najpierw w złamaną rękę, która wskoczyła bezbłędnie na swoje miejsce. - Episkey Maxima - Tym razem ewidentne objawy pobicia. Aurora nie mogła pojąć, jak ludzie mogą sobie tak pozwalać na takie zachowania względem innych żyjących osób. Niestety gniew i smutek znów wzięły nad nią górę i kolejny raz nie udało jej się wykonać zaklęcia uspokajającego. Jeśli nie weźmie się w garść, to jeszcze okaże się, że zamiast pomóc, to zrobi krzywdę. - To nie potrwa już długo. - Zapewniła, rzucając te słowa w eter, zarazem do wszystkich, jak i do nikogo konkretnie. - Wszystko będzie dobrze. - Powiedziała Aurora, chociaż wiedziała, że musi się za moment jeszcze zająć kobietą.
Gdzieś z tyłu głowy kołatało jej się również to, że Volans i Steffen również mogą działać jeszcze pod wpływem emocji i być może będą potrzebować, chociaż lekkiej mikstury uspokajającej — obaj musieli być bardzo dzielni w tej małej wojnie. Nie reagowali w taki sposób na śmierć, jak ona, ale nie ma się co dziwić, ona nie obcowała ze zmarłymi na co dzień i nie zamierzała tego zmieniać.
- I tak, przyda im się lecznica... Ja mogę pomóc doraźnie, ale jeśli okaże się, że mają jakieś ukryte urazy lub dolegliwości, to najlepiej, gdyby znajdowali się pod stałą opieką uzdrowicieleli. - Ona w tym momencie nie mogła zadbać o nich w ten sposób. Na Wrzosowisku był obecnie ciężki czas, co Aurora kolejny raz traktowała bardzo osobiście. Podobnie jak sobie, swojej mamie nie umiała pomóc. - Wymierzyć sprawiedliwość...? - Aurora podniosła spojrzenie najpierw na jednego, a potem na drugiego z mężczyzn. Ściągnęła usta, nie mówiąc jednak nic. Nie chciała mówić głośno o tym, czego się bała — że mężczyzn spotka szybko śmierć bez procesu. - Ale uważaj na siebie... - Poradziła jeszcze Steffanowi. - Jak miał na imię ten trzeci? -Spytała słabym głosem Volansa. Bo pochować kogoś tak bez imienia? To straszne. I nie móc poinformować rodziny, jeśli jakąś miał. Czekanie bywa gorsze nawet od najstraszniejszych wieści.
Tutaj rzuty
Udana Fractura Texta za 100 + 15 (leczenie) + 14,5 (bonus)
Episkey Maxima 63 + 15 (leczenie) + 14,5 (bonus)
Nieudane Paxo Maxima
Wiedziała, że to jej właśnie rozproszenie jest temu winne, a w dodatku Volans zdawał się również to dostrzegać.
- Nie musisz się o mnie martwić. - Powiedziała cicho i próbując wykrzesać z siebie nieco ciepłego uśmiechu. Niestety z marnym skutkiem. Wiedziała, że Volans znał ją już na tyle, żeby nie dać zwieść się jej sztuczkom, ale jednocześnie też nie był to czas i miejsce na rozmowy o jej prywatnych zmartwieniach.
- Ale dziękuję za troskę. Porozmawiamy o tym innym razem. - Zapewniła go. Zgodnie z powszechną opinią i również po prawdzie z przysłowiem — szewc bez butów chodzi. Aurora chciała i umiała leczyć i pomagać innym. Nie umiała jedynie zrobić tego dla siebie. - Ale teraz przyda mi się twoja pomoc. Czy mógłbyś zorganizować trochę ciepłej wody i jakieś czyste ligniny? - Wątpiła, żeby były tu bandaże — z resztą oparzeń nie należało zawiązywać, ale ulżyć w cierpieniu mogły.
Złamanie i obrażenia były tym, czym Aurora postanowiła się zająć u mężczyzny.
- Fractura Texta - Wycelowała najpierw w złamaną rękę, która wskoczyła bezbłędnie na swoje miejsce. - Episkey Maxima - Tym razem ewidentne objawy pobicia. Aurora nie mogła pojąć, jak ludzie mogą sobie tak pozwalać na takie zachowania względem innych żyjących osób. Niestety gniew i smutek znów wzięły nad nią górę i kolejny raz nie udało jej się wykonać zaklęcia uspokajającego. Jeśli nie weźmie się w garść, to jeszcze okaże się, że zamiast pomóc, to zrobi krzywdę. - To nie potrwa już długo. - Zapewniła, rzucając te słowa w eter, zarazem do wszystkich, jak i do nikogo konkretnie. - Wszystko będzie dobrze. - Powiedziała Aurora, chociaż wiedziała, że musi się za moment jeszcze zająć kobietą.
Gdzieś z tyłu głowy kołatało jej się również to, że Volans i Steffen również mogą działać jeszcze pod wpływem emocji i być może będą potrzebować, chociaż lekkiej mikstury uspokajającej — obaj musieli być bardzo dzielni w tej małej wojnie. Nie reagowali w taki sposób na śmierć, jak ona, ale nie ma się co dziwić, ona nie obcowała ze zmarłymi na co dzień i nie zamierzała tego zmieniać.
- I tak, przyda im się lecznica... Ja mogę pomóc doraźnie, ale jeśli okaże się, że mają jakieś ukryte urazy lub dolegliwości, to najlepiej, gdyby znajdowali się pod stałą opieką uzdrowicieleli. - Ona w tym momencie nie mogła zadbać o nich w ten sposób. Na Wrzosowisku był obecnie ciężki czas, co Aurora kolejny raz traktowała bardzo osobiście. Podobnie jak sobie, swojej mamie nie umiała pomóc. - Wymierzyć sprawiedliwość...? - Aurora podniosła spojrzenie najpierw na jednego, a potem na drugiego z mężczyzn. Ściągnęła usta, nie mówiąc jednak nic. Nie chciała mówić głośno o tym, czego się bała — że mężczyzn spotka szybko śmierć bez procesu. - Ale uważaj na siebie... - Poradziła jeszcze Steffanowi. - Jak miał na imię ten trzeci? -Spytała słabym głosem Volansa. Bo pochować kogoś tak bez imienia? To straszne. I nie móc poinformować rodziny, jeśli jakąś miał. Czekanie bywa gorsze nawet od najstraszniejszych wieści.
Tutaj rzuty
Udana Fractura Texta za 100 + 15 (leczenie) + 14,5 (bonus)
Episkey Maxima 63 + 15 (leczenie) + 14,5 (bonus)
Nieudane Paxo Maxima
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zaklęcie Aurory, które miało nastawić kość ofiary, nie tylko zadziałało - a zadziałało zaskakująco, nawet dla samej uzdrowicielki, skutecznie. Cały proces naprawy kości przebiegł szybciej niż zazwyczaj, a co ważniejsze, zupełnie bezboleśnie dla mugola. Do tego magia lecznicza zalśniła na ręce mężczyzny jasną mgiełką, rozlewającą się wzdłuż barku na całe ciało, wibrując, skrząc się i napełniając pacjenta niebywałą energią. Mugol wyprostował się, równie zszokowany, spoglądając oczami pełnymi werwy i wigoru wprost na Aurorę. - Jak...jak to zrobiłaś? - wychrypiał, bowiem bardzo mocne zaklęcie najwidoczniej naprawiło nie tylko kość, ale i całe ciało mugola, sunąc przez organizm niczym zbawienna fala. Sprout czuła moc swego zaklęcia, dostrzegała, jak gwałtownie i nieprzewidywalnie wpłynęło ono na pacjenta, który w mgnieniu oka stał się znacznie silniejszy. Co więcej, znajdująca się blisko mężczyzny czarownica, oprócz satysfakcji z doskonale rzuconego zaklęcia, również została muśnięta niebywałą aurą naprawy, gotowa z większym skupieniem korzystać z magii leczniczej.
Do następnych trzech rzutów na magię leczniczą Aurora otrzymuje bonus +10 do kości.
Interwencja w związku z krytycznym sukcesem Aurory. MG nie kontynuuje rozgrywki.
Interwencja w związku z krytycznym sukcesem Aurory. MG nie kontynuuje rozgrywki.
W obecnej sytuacji czuł się odpowiedzialny za Aurorę. W końcu to on zasugerował poproszenie jej o pomoc w ocaleniu tych niewinnych ludzi. I starał się to robić najlepiej jak potrafił. Okazywane jej wsparcie w jakiś sposób musiało pomóc Aurorze w poradzeniu sobie z tym wszystkim, czego doświadczyła w tym momencie. Do tego ci ludzie naprawdę jej potrzebowali. Bez niej nie przeżyją. Doceniał to, że kuzyn pomagał mu najlepiej jak potrafił.
— Wiesz, że to tak nie działa — Wymruczał w odpowiedzi. Łatwo było coś takiego powiedzieć, o wiele trudniej zrobić w stosunku do każdej bliskiej osoby. Już to dotyczyło Aurory, która nie była w stanie go przekonać w tej kwestii. — Kiedy będziesz gotowa — Dodał ugodowo, choć prawdą było, że wolał by nie trzymała tak długo tego, co ją trapi i mu się zwierzyła.
— Pomogę jak tylko będę w stanie. To żaden problem. Accio czajnik. Accio prześcieradło — Odrzekł. Zdawał sobie sprawę z stosunkowo polowych warunków, jakie tutaj się znajdowały. Nie znał tego domu i też nie chciał go przetrząsać w poszukiwaniu potrzebnych im rzeczy. Zamiast tego wskazywał różdżką w stronę poszczególnych drzwi, licząc na to, że wybrał te właściwe. Poprzednim razem się udało. Teraz również. Z kuchni wyleciał czajnik pełen wody i kolejne prześcieradło, które spoczęło przed Aurorą. Miał wrażenie, że wypowiadając te słowa, Aurora starała się utrzymać stosowne skupienie. Miało to jakiś sens. Każdy inaczej sobie radził z odczuwanym stresem. Dlatego tego w żaden sposób nie negował.
— Przetransportujemy ich do lecznicy w takim razie. Aurora będzie czuwać nad ich stanem w drodze do tego miejsca. Tak, Glossop. Zatem postanowione. Są mocno spętani, nie powinni ci sprawiać problemów. Przekaż mu, gdzie będzie mógł znaleźć tych mugoli — Bez wahania zaakceptował taki podział obowiązków. Ufał Steffenowi i dlatego miał pewność, że ten czarodziej nie zadziała za jego plecami wymierzając tym szmalcownikom sprawiedliwość we własnym zakresie. Na takie działania pozostawał wyczulony od sprawy z olbrzymem, która wpłynęła na jego stosunek do Zakonu Feniksa.
— Osadzić ich w więzieniu. Po wysłuchaniu zeznań świadków, odpowiedni organ może ich skazać na śmierć przez powieszenie — Wytłumaczył Aurorze, zakładając w tym momencie optymistyczny scenariusz – że trwająca wojna nie zmieniła tych ludzi w żądne krwi bestie, że nie zniszczyła takich wartości jak sprawiedliwość. Dla niego ona stanowiła istotny fundament świata, w którym chciał żyć.
— Nie wiemy — Niedane było im poznać imion tych mugoli. Najpewniej nigdy ich nie poznają. Oznakowanie grobu należało już tych ludzi. Ten swoisty przypływ mocy był przytłaczający, jednak on sprawił, że w jakimś stopniu był gotów stoczyć drugą tak wyczerpującą walkę. Gdyby tylko zaistniała taka konieczność. Zamrugał oczyma, słysząc nagle głos jednego z mugoli, który przebudził się niespodziewanie. To był dobry znak.
Rzucam na Accio x2 (ST 35) + 21 OPCM + 14,5 bonusu za Magicusa - klik
— Wiesz, że to tak nie działa — Wymruczał w odpowiedzi. Łatwo było coś takiego powiedzieć, o wiele trudniej zrobić w stosunku do każdej bliskiej osoby. Już to dotyczyło Aurory, która nie była w stanie go przekonać w tej kwestii. — Kiedy będziesz gotowa — Dodał ugodowo, choć prawdą było, że wolał by nie trzymała tak długo tego, co ją trapi i mu się zwierzyła.
— Pomogę jak tylko będę w stanie. To żaden problem. Accio czajnik. Accio prześcieradło — Odrzekł. Zdawał sobie sprawę z stosunkowo polowych warunków, jakie tutaj się znajdowały. Nie znał tego domu i też nie chciał go przetrząsać w poszukiwaniu potrzebnych im rzeczy. Zamiast tego wskazywał różdżką w stronę poszczególnych drzwi, licząc na to, że wybrał te właściwe. Poprzednim razem się udało. Teraz również. Z kuchni wyleciał czajnik pełen wody i kolejne prześcieradło, które spoczęło przed Aurorą. Miał wrażenie, że wypowiadając te słowa, Aurora starała się utrzymać stosowne skupienie. Miało to jakiś sens. Każdy inaczej sobie radził z odczuwanym stresem. Dlatego tego w żaden sposób nie negował.
— Przetransportujemy ich do lecznicy w takim razie. Aurora będzie czuwać nad ich stanem w drodze do tego miejsca. Tak, Glossop. Zatem postanowione. Są mocno spętani, nie powinni ci sprawiać problemów. Przekaż mu, gdzie będzie mógł znaleźć tych mugoli — Bez wahania zaakceptował taki podział obowiązków. Ufał Steffenowi i dlatego miał pewność, że ten czarodziej nie zadziała za jego plecami wymierzając tym szmalcownikom sprawiedliwość we własnym zakresie. Na takie działania pozostawał wyczulony od sprawy z olbrzymem, która wpłynęła na jego stosunek do Zakonu Feniksa.
— Osadzić ich w więzieniu. Po wysłuchaniu zeznań świadków, odpowiedni organ może ich skazać na śmierć przez powieszenie — Wytłumaczył Aurorze, zakładając w tym momencie optymistyczny scenariusz – że trwająca wojna nie zmieniła tych ludzi w żądne krwi bestie, że nie zniszczyła takich wartości jak sprawiedliwość. Dla niego ona stanowiła istotny fundament świata, w którym chciał żyć.
— Nie wiemy — Niedane było im poznać imion tych mugoli. Najpewniej nigdy ich nie poznają. Oznakowanie grobu należało już tych ludzi. Ten swoisty przypływ mocy był przytłaczający, jednak on sprawił, że w jakimś stopniu był gotów stoczyć drugą tak wyczerpującą walkę. Gdyby tylko zaistniała taka konieczność. Zamrugał oczyma, słysząc nagle głos jednego z mugoli, który przebudził się niespodziewanie. To był dobry znak.
Rzucam na Accio x2 (ST 35) + 21 OPCM + 14,5 bonusu za Magicusa - klik
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Poczuł, że zaklęcie Magicusa jest silniejsza niż zwykle - biała magia otoczyła nie tylko Volansa i Aurorę, ale i jego samego, lekko pulsując w rytm bicia jego serca i częściowo powracając do niego samego. Wyprostował się, czując znajomy przypływ sił. Znał to uczucie, Magicusem wspomagali go wielokrotnie inni, ale nie sądził, że zaklęcie może zadziałać na rzucającego.
-Dacie radę przetransportować ich do lecznicy? Ja mógłbym udać się do Glossop, przekazać napastników mugolskim władzom. Nie muszą tu zostać, dzięki transmutacji wezmę jeńców ze sobą. Volansie, zabierz ich różdżki - mugolskim władzom nie będą potrzebne, a może nam się przydadzą. - zaproponował, oddając różdżki kuzynowi. Nie wszyscy Zakonnicy mieli zarejestrowane różdżki, może ktoś mógłby użyć cudzej aby dostać się w patrolowane przez dementory i straże miejsca.
Nigdy nie zostawiłby Aurory samej z takim zadaniem, ale Volans na pewno odpowiednio zajmie się uzdrowicielką i mugolami - a wciąż nieprzytomni szmalcownicy w kącie, choć nieprzytomni i związani, nie wpływali korzystnie ani na skupienie panny Sprout ani na morale mugoli.
Nienachalnie obserwował wysiłki uzdrowicielki, aż - widząc zrośnięta natychmiastowo rękę i prostującego się mężczyznę - mimowolnie rozdziawił usta. Aż do dzisiaj nie interesował się magią leczniczą, ale to... naprawdę robiło wrażenie.
-Jestem Steffen, a to była magia, dobra magia lecznicza. - odpowiedział zdziwionemu mugolowi. -Moja...przyjaciółka jest uzdrowicielką, pomożemy wam. Ci mężczyźni już nikomu nie zagrożą. - obiecał, zwracając się do mężczyzny spokojnie i łagodnie. Wiedział, że ten może wymagać uspokojenia, spróbował więc wykorzystać zaufanie, jakie naturalnie mógł wzbudzać w ludziach dzięki młodzieńczemu wyglądowi i serdecznemu usposobieniu. -Zostawię państwa w dobrych rękach, mój kuzyn pomoże wam się dostać do lecznicy. - dodał, cofając się o krok. Aurora, wzmocniona Magicusem i siłą własnej magii, mogła leczyć parę dalej, a Steffen wyciągnął różdżkę i skierował ją na szmalcowników.
-Bomino. Bombino. - pierwszy od razu zmienił się w żabę, ale przy drugiej próbie magia Magicusa opuściła już Steffena i zaklęcie nie odniosło rezultatu. -Cito. - syknął, kierując różdżkę na siebie. Musiał działać szybciej, jeszcze szybciej - teleportuje się do Glossop, ale musiał zdążyć znaleźć dom burmistrza (sołtysa? Nie znał się na mogolskiej władzy, ale kogoś znajdzie) zanim szmalcownicy się odmienią. Byli nieprzytomni i rozbrojeni, a transmutacja dodatkowo nadwyrężała ludzki organizm, więc nie będą stanowić zagrożenia, ale zaczynał czuć zmęczenie, nie mógł marnować magicznej energii na bardziej wyczerpujące Cito Horribilis ani na zmienianie ich w żaby co krok. -Bombino. - powtórzył i tym razem zaklęcie się udało. Włożył obie żaby do kieszeni i skinął głową zebranym. -Do zobaczenia, dołączę do was w lecznicy. - uśmiechnął się blado. Fakt, że właśnie oddawał tych ludzi na proces i pewną śmierć z rąk mugoli, zdawał się nie robić na nim wrażenia - był świadkiem gorszych rzeczy, szmalcownicy i tak mieli szczęście, że zapewnią im jakiś rodzaj sprawiedliwości. Steffen nie myślał teraz zresztą o kwestiach prawnych, a o tym, że oddanie złoczyńców w ręce ich niedoszłych ofiar będzie piękną ironią.
Teleportował się do Glossop, gdzie - rozpytując mieszkańców i powołując się na znajomości z udzielającymi mugolom pomocy lordami Greengrass - odnalazł lidera lokalnej społeczności. Zdążył przekazać mu żaby, odczekać aż się odmienią i wyjaśnić, co zaszło. Mężczyzna, z którym rozmawiał, znał zaatakowaną rodzinę i zabitego mugola - a gdy zobaczył nieprzytomnych czarodziejów, w jego oczach rozbłysła determinacja i... chyba jakiś rodzaj mściwości? Obiecał zaczekać, aż leczona rodzina powróci, by złożyć zeznania, spisał również słowa Steffena, który był świadkiem całej sytuacji. Dopełniwszy tego obowiązku, Cattermole teleportował się do Doliny - wiedział, że w lecznicy nie będzie już potrzebny, nie umiał pomagać w taki sposób, ale przynajmniej sprawdzi, czy Volans, Aurora i mugole dotarli na miejsce.
/zt Steffen (by nie spowalniać leczenia z powodu nieobecki )
Charles - żywotność 74/80, wyleczone 25 obrażeń tłuczonych, wyleczone 10 obrażeń psychicznych, wyleczone obrażenia po Bucco, wyleczone 14/20 oparzeń
Ellen - żywotność 15/70, oparzenia po zaklęciu Adolebitque (oparzenia, 30) torturowana zaklęciem podduszającym (25 psychicznych)
-Dacie radę przetransportować ich do lecznicy? Ja mógłbym udać się do Glossop, przekazać napastników mugolskim władzom. Nie muszą tu zostać, dzięki transmutacji wezmę jeńców ze sobą. Volansie, zabierz ich różdżki - mugolskim władzom nie będą potrzebne, a może nam się przydadzą. - zaproponował, oddając różdżki kuzynowi. Nie wszyscy Zakonnicy mieli zarejestrowane różdżki, może ktoś mógłby użyć cudzej aby dostać się w patrolowane przez dementory i straże miejsca.
Nigdy nie zostawiłby Aurory samej z takim zadaniem, ale Volans na pewno odpowiednio zajmie się uzdrowicielką i mugolami - a wciąż nieprzytomni szmalcownicy w kącie, choć nieprzytomni i związani, nie wpływali korzystnie ani na skupienie panny Sprout ani na morale mugoli.
Nienachalnie obserwował wysiłki uzdrowicielki, aż - widząc zrośnięta natychmiastowo rękę i prostującego się mężczyznę - mimowolnie rozdziawił usta. Aż do dzisiaj nie interesował się magią leczniczą, ale to... naprawdę robiło wrażenie.
-Jestem Steffen, a to była magia, dobra magia lecznicza. - odpowiedział zdziwionemu mugolowi. -Moja...przyjaciółka jest uzdrowicielką, pomożemy wam. Ci mężczyźni już nikomu nie zagrożą. - obiecał, zwracając się do mężczyzny spokojnie i łagodnie. Wiedział, że ten może wymagać uspokojenia, spróbował więc wykorzystać zaufanie, jakie naturalnie mógł wzbudzać w ludziach dzięki młodzieńczemu wyglądowi i serdecznemu usposobieniu. -Zostawię państwa w dobrych rękach, mój kuzyn pomoże wam się dostać do lecznicy. - dodał, cofając się o krok. Aurora, wzmocniona Magicusem i siłą własnej magii, mogła leczyć parę dalej, a Steffen wyciągnął różdżkę i skierował ją na szmalcowników.
-Bomino. Bombino. - pierwszy od razu zmienił się w żabę, ale przy drugiej próbie magia Magicusa opuściła już Steffena i zaklęcie nie odniosło rezultatu. -Cito. - syknął, kierując różdżkę na siebie. Musiał działać szybciej, jeszcze szybciej - teleportuje się do Glossop, ale musiał zdążyć znaleźć dom burmistrza (sołtysa? Nie znał się na mogolskiej władzy, ale kogoś znajdzie) zanim szmalcownicy się odmienią. Byli nieprzytomni i rozbrojeni, a transmutacja dodatkowo nadwyrężała ludzki organizm, więc nie będą stanowić zagrożenia, ale zaczynał czuć zmęczenie, nie mógł marnować magicznej energii na bardziej wyczerpujące Cito Horribilis ani na zmienianie ich w żaby co krok. -Bombino. - powtórzył i tym razem zaklęcie się udało. Włożył obie żaby do kieszeni i skinął głową zebranym. -Do zobaczenia, dołączę do was w lecznicy. - uśmiechnął się blado. Fakt, że właśnie oddawał tych ludzi na proces i pewną śmierć z rąk mugoli, zdawał się nie robić na nim wrażenia - był świadkiem gorszych rzeczy, szmalcownicy i tak mieli szczęście, że zapewnią im jakiś rodzaj sprawiedliwości. Steffen nie myślał teraz zresztą o kwestiach prawnych, a o tym, że oddanie złoczyńców w ręce ich niedoszłych ofiar będzie piękną ironią.
Teleportował się do Glossop, gdzie - rozpytując mieszkańców i powołując się na znajomości z udzielającymi mugolom pomocy lordami Greengrass - odnalazł lidera lokalnej społeczności. Zdążył przekazać mu żaby, odczekać aż się odmienią i wyjaśnić, co zaszło. Mężczyzna, z którym rozmawiał, znał zaatakowaną rodzinę i zabitego mugola - a gdy zobaczył nieprzytomnych czarodziejów, w jego oczach rozbłysła determinacja i... chyba jakiś rodzaj mściwości? Obiecał zaczekać, aż leczona rodzina powróci, by złożyć zeznania, spisał również słowa Steffena, który był świadkiem całej sytuacji. Dopełniwszy tego obowiązku, Cattermole teleportował się do Doliny - wiedział, że w lecznicy nie będzie już potrzebny, nie umiał pomagać w taki sposób, ale przynajmniej sprawdzi, czy Volans, Aurora i mugole dotarli na miejsce.
/zt Steffen (by nie spowalniać leczenia z powodu nieobecki )
Charles - żywotność 74/80, wyleczone 25 obrażeń tłuczonych, wyleczone 10 obrażeń psychicznych, wyleczone obrażenia po Bucco, wyleczone 14/20 oparzeń
Ellen - żywotność 15/70, oparzenia po zaklęciu Adolebitque (oparzenia, 30) torturowana zaklęciem podduszającym (25 psychicznych)
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Chyba właśnie fakt, że miała do wykonania zadanie, jakoś trzymał ją w pionie. Ryzy, jakie sama sobie narzuciła, sprawiły, że musiała działać według ściśle określonych zachowań, w przeciwnym razie, gotowa była się rozsypać i nie poradzić sobie z zadaniem, jakie jej powierzono. Była potrzebna tym ludziom. Musiała stawić czoła własnym słabościom. Nieoczekiwanym sprzymierzeńcem tutaj okazała się magia jej i Steffena. Czuła, jak potężna magia leczy oboje mugoli. Jak budzą się i zaczynają kojarzyć i rozpoznawać otoczenie. Steffen wszystko im wyjaśnił, oszczędzając tym samym Aurorze niezbyt najpewniej zgrabnego tłumaczenia się z tego, co właśnie robiła.
Gdy Steffen zniknął, Aurora uznała, że może wreszcie wrócić do leczenia. Wiedziała, że w ich kwestii leży bezpieczne przetransportowanie rannych do lecznicy, bo Volans zapewnił o tym Steffena.
- Volansie… - Zwróciła się Aurora łagodnie do przyjaciela. To, co mu teraz zleci, może nie było standardową praktyka medyczną, ale z doświadczenia wiedziała, że samopoczucie znacznie wpływa na poprawę całego procesu leczenia. - Mówisz, że jesteśmy bezpieczni. Czy mógłbyś obmyć, proszę, twarz… Przepraszam, jak masz na imię? - Spytała Aurora mężczyznę. - Charles. A ona ma na imię Ellen. - usłyszała w odpowiedzi. - Twarz Charlesa i pomóż mu przygotować najpotrzebniejsze rzeczy dla niego i Ellen, żeby mogli ruszyć w drogę, jak tylko skończę. - Poprosiła.
Nie mogli najpewniej zabrać nic wielkiego, ale jakieś ciepłe ubranie, najważniejszą pamiątkę. Kto wie, czy kiedykolwiek jeszcze tu wrócą.
Ona natomiast musiała zająć się kobietą imieniem Ellen. Oparzenia były okropnym rodzajem ran. Jednocześnie paliły, bolały i osłabiały, dlatego też Aurora skupiła się na kobiecie.
- Spróbuje teraz poradzić coś na twoje oparzenia. Cauma Sanavi Maxima - Gdy upewniła się, że kobieta ją zrozumiała, Aurora ostrożnie wycelowała w nią różdżkę. Wciąż odczuwała działania poprzednich zaklęć, więc jedyne czego się bała to to, że kobieta nie da rady wytrzymać bólu. Mugole mają wszak inny próg bólu. Ale Ellen była bardzo dzielna. - Świetnie sobie radzisz. - Pochwaliła ją Aurora, żeby zaraz zwrócić się nieco głośniej do Volansa. - Jak wam idzie? My zaraz będziemy gotowe. Przynieście tylko czysty komplet ubrań dla Ellen, jeśli coś znajdziecie. - Nikt nie chciał przecież podróżować w ubraniach przesiąkniętych krwią i z kawałkami tkanki, która pozostała tam po oparzeniach. - Zaraz będzie lepiej. Paxo Maxima. - Dodała jeszcze Aurora, obserwując, jak jej magia przynosi nieco ulgi rannej kobiecie. Za chwilę rzeczywiście będą gotowi do drogi.
Rzuty tu i tu.
Gdy Steffen zniknął, Aurora uznała, że może wreszcie wrócić do leczenia. Wiedziała, że w ich kwestii leży bezpieczne przetransportowanie rannych do lecznicy, bo Volans zapewnił o tym Steffena.
- Volansie… - Zwróciła się Aurora łagodnie do przyjaciela. To, co mu teraz zleci, może nie było standardową praktyka medyczną, ale z doświadczenia wiedziała, że samopoczucie znacznie wpływa na poprawę całego procesu leczenia. - Mówisz, że jesteśmy bezpieczni. Czy mógłbyś obmyć, proszę, twarz… Przepraszam, jak masz na imię? - Spytała Aurora mężczyznę. - Charles. A ona ma na imię Ellen. - usłyszała w odpowiedzi. - Twarz Charlesa i pomóż mu przygotować najpotrzebniejsze rzeczy dla niego i Ellen, żeby mogli ruszyć w drogę, jak tylko skończę. - Poprosiła.
Nie mogli najpewniej zabrać nic wielkiego, ale jakieś ciepłe ubranie, najważniejszą pamiątkę. Kto wie, czy kiedykolwiek jeszcze tu wrócą.
Ona natomiast musiała zająć się kobietą imieniem Ellen. Oparzenia były okropnym rodzajem ran. Jednocześnie paliły, bolały i osłabiały, dlatego też Aurora skupiła się na kobiecie.
- Spróbuje teraz poradzić coś na twoje oparzenia. Cauma Sanavi Maxima - Gdy upewniła się, że kobieta ją zrozumiała, Aurora ostrożnie wycelowała w nią różdżkę. Wciąż odczuwała działania poprzednich zaklęć, więc jedyne czego się bała to to, że kobieta nie da rady wytrzymać bólu. Mugole mają wszak inny próg bólu. Ale Ellen była bardzo dzielna. - Świetnie sobie radzisz. - Pochwaliła ją Aurora, żeby zaraz zwrócić się nieco głośniej do Volansa. - Jak wam idzie? My zaraz będziemy gotowe. Przynieście tylko czysty komplet ubrań dla Ellen, jeśli coś znajdziecie. - Nikt nie chciał przecież podróżować w ubraniach przesiąkniętych krwią i z kawałkami tkanki, która pozostała tam po oparzeniach. - Zaraz będzie lepiej. Paxo Maxima. - Dodała jeszcze Aurora, obserwując, jak jej magia przynosi nieco ulgi rannej kobiecie. Za chwilę rzeczywiście będą gotowi do drogi.
Rzuty tu i tu.
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Przypływ sił po wyczerpującej walce był czymś, czego potrzebował. Choć prawdą było, że czuł się tak jakby potrzebował kilku dni snu. A jeśli nie to przynajmniej kilku dni wolnego, także po to by nie tylko należycie wypocząć, ale też jakoś przetrawić to wszystko, co miało miejsce. Choć to było trudne i choć czuł złość i żal to nie mógł pozwolić, by one przysłoniły wartości, którymi się kierował.
— Damy. Idź i zabierz ich mi przed oczu. Dobrze — Odrzekł poważnie, podchodząc do kuzyna by podchodząc by przyjąć od niego należące do tych szmalcowników różdżki i zatknąć je za pas. Chętnie przekaże je w odpowiednie ręce.
Umiejętności Aurory naprawdę godne podziwu, zresztą jak każdego uzdrowiciela. W czasach wojny zwłaszcza. To również przejaw bohaterstwa. Uzdrowiciele bardzo często spotykali się ze śmiercią, chorobami i toczyli niezwykle trudną walkę o ludzkie życia, czasami ją przegrywając.
— A ja Volans. A to Aurora — Przedstawił siebie i Aurorę, sprawiając tym samym, że przestali być bezimiennymi czarodziejami, których łączy działanie na rzecz słusznej sprawy. Skinął głową, potwierdzając słowa swojego kuzyna. Zadbają o nich, tak jak zadbali o to, by ci szmalcownicy nikomu nie zagrozili. Oni również będą w dobrych rękach, tyle, że mugolskich władz.
— Mogą państwo na nas liczyć — Zapewnił mugoli, starając się posłać im pokrzepiający uśmiech. W innej sytuacji rozbawiłaby go transmutacja czarodzieja w żabę wyraźnie by go rozbawiła. Obserwował uważnie Steffena, który lada moment ich opuści. — Do zobaczenia. Obyś przyniósł dobre wieści — Zwrócił się do kuzyna z równie bladym uśmiechem. Dawniej mogli liczyć na wymiar sprawiedliwości świata czarodziejów, dzisiaj musieli zdać się na ten mugolski. I to mu nie przeszkadzało, jeśli dojdzie do procesu i zostanie tym czarodziejom wymierzona stosowna kara. Pokładał w kuzyna stosowną ufność, że ci mężczyźni trafią w ręce mugolskiego burmistrza lub sołtysa, który ich osądzi. Nie chciał się znowu rozczarować i przechodzić tego samego, czego doświadczył w styczniu. Jego morale wtedy spadły i od tego momentu toczył wewnętrzną wojnę.
Usłyszał znów głos Aurory, zwracającej się do niego z typową dla siebie łagodnością w głosie. Spojrzał na nią. — W chwili obecnej... tak, jesteśmy. Oczywiście — Przystał na to bez wahania. Przerwane na mniejsze kawałki prześcieradło zamoczył w wodzie i za zgodą mężczyzny, obmył wodą jego twarz. Pomógł też wstać Charlesowi i razem udali się przygotować najpotrzebniejsze rzeczy przed wyruszeniem w drogę. Zapewne w leczniczy spędzą kilka dni, więc parę ubrań na zmianę, ręczniki i środki czystości. Trochę prowiantu też nie zawadzi, nie wiadomo jak wygląda zaopatrzenie lecznicy. Woda na pewno będzie im potrzebna. Nawet tak krótka podróż może być dla nich męcząca. Przez to będzie dłużej trwać.
— Mamy prawie wszystko! Dobrze, że powiedziałaś — Zawołał w odpowiedzi, przekazując to Charlesowi, który przygotował dla kobiety czyste ubrania. Zeszli ze wszystkim na dół. Volans przyniósł jedną walizkę.
— Damy. Idź i zabierz ich mi przed oczu. Dobrze — Odrzekł poważnie, podchodząc do kuzyna by podchodząc by przyjąć od niego należące do tych szmalcowników różdżki i zatknąć je za pas. Chętnie przekaże je w odpowiednie ręce.
Umiejętności Aurory naprawdę godne podziwu, zresztą jak każdego uzdrowiciela. W czasach wojny zwłaszcza. To również przejaw bohaterstwa. Uzdrowiciele bardzo często spotykali się ze śmiercią, chorobami i toczyli niezwykle trudną walkę o ludzkie życia, czasami ją przegrywając.
— A ja Volans. A to Aurora — Przedstawił siebie i Aurorę, sprawiając tym samym, że przestali być bezimiennymi czarodziejami, których łączy działanie na rzecz słusznej sprawy. Skinął głową, potwierdzając słowa swojego kuzyna. Zadbają o nich, tak jak zadbali o to, by ci szmalcownicy nikomu nie zagrozili. Oni również będą w dobrych rękach, tyle, że mugolskich władz.
— Mogą państwo na nas liczyć — Zapewnił mugoli, starając się posłać im pokrzepiający uśmiech. W innej sytuacji rozbawiłaby go transmutacja czarodzieja w żabę wyraźnie by go rozbawiła. Obserwował uważnie Steffena, który lada moment ich opuści. — Do zobaczenia. Obyś przyniósł dobre wieści — Zwrócił się do kuzyna z równie bladym uśmiechem. Dawniej mogli liczyć na wymiar sprawiedliwości świata czarodziejów, dzisiaj musieli zdać się na ten mugolski. I to mu nie przeszkadzało, jeśli dojdzie do procesu i zostanie tym czarodziejom wymierzona stosowna kara. Pokładał w kuzyna stosowną ufność, że ci mężczyźni trafią w ręce mugolskiego burmistrza lub sołtysa, który ich osądzi. Nie chciał się znowu rozczarować i przechodzić tego samego, czego doświadczył w styczniu. Jego morale wtedy spadły i od tego momentu toczył wewnętrzną wojnę.
Usłyszał znów głos Aurory, zwracającej się do niego z typową dla siebie łagodnością w głosie. Spojrzał na nią. — W chwili obecnej... tak, jesteśmy. Oczywiście — Przystał na to bez wahania. Przerwane na mniejsze kawałki prześcieradło zamoczył w wodzie i za zgodą mężczyzny, obmył wodą jego twarz. Pomógł też wstać Charlesowi i razem udali się przygotować najpotrzebniejsze rzeczy przed wyruszeniem w drogę. Zapewne w leczniczy spędzą kilka dni, więc parę ubrań na zmianę, ręczniki i środki czystości. Trochę prowiantu też nie zawadzi, nie wiadomo jak wygląda zaopatrzenie lecznicy. Woda na pewno będzie im potrzebna. Nawet tak krótka podróż może być dla nich męcząca. Przez to będzie dłużej trwać.
— Mamy prawie wszystko! Dobrze, że powiedziałaś — Zawołał w odpowiedzi, przekazując to Charlesowi, który przygotował dla kobiety czyste ubrania. Zeszli ze wszystkim na dół. Volans przyniósł jedną walizkę.
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Cieszyła się, że miała wsparcie Volansa. Ogarnianie przez nią samą byłoby o wiele trudniejsze, gdyby nie jego sprawne działania. Musiała sama przed sobą przyznać, że im więcej czasu ze sobą spędzali, tym bezpieczniej czuła się w jego towarzystwie. Nic innego, póki co nie przychodziło jej do głowy rzecz jasna, ale przynajmniej nie musiała ciągle się spinać z byle dźwięku, czy byle ruchu.
Gdy mężczyźni zniknęli, Aurora wróciła do dalszego leczenia. Uznała, że najlepiej będzie, jeśli rzeczywiście przetransportują ich do lecznicy i tam udzielą odpowiedniej pomocy im obojgu. Ona sama nie miała maści, które mogłyby ulżyć jeszcze bardziej w cierpieniu, a zaklęcie nie musiało się przecież udać.
- Immunitaris - Mruknęła Aurora i na szczęście te wspomagające, które wybrała specjalnie dla niej, powinno wystarczyć, żeby móc bez ryzyka udać się w podróż. Aurora nawet nie pomyślała o tym, że i jej by się przydała podobna kuracja. No… może czasem jej przemknęło to przez myśl.
Wciąż czując w sobie moc poprzednich działań, Aurora widziała, jak kobieta na jej oczach odzyskuje siły. Wiadomo — nie był to stan, w którym powinna wspinać się, czy nurkować, ale Aurora mogła obmyć jej twarz i w delikatnych gestach pomóc jej wstać. Po chwili też wrócili mężczyźni z podręczną torbą i ubraniami dla kobiety, żeby jeszcze przed drogą mogła się przebrać. Same luźne, tak jak prosiła, by poparzona tkanka mogła nie dotykać niczego. Przy tych czynnościach Aurora również jej asystowała, upewniając się, że nie opadnie nagle z sił. Na szczęście ten końcowy etap, chociaż z pewnością traumatyczny, przebiegał bez zakłóceń.
- Dasz radę się mnie przytrzymać? - Spytała Aurora kobietę, gdy wyszły z łazienki, gdzie kobieta założyła czyste ubrania. Gdy otrzymała potwierdzenie, zbliżyły się do Volansa, który wraz z mugolem już na nich czekali.
- Jesteśmy gotowe. - Oznajmiła Aurora, stając przy czarodzieju i spoglądając na niego niepewnie. - Ty przytrzymasz Charlesa, a ja Ellen. - Powiedziała, raz jeszcze wzrokiem omiatając pomieszczenie, które dopiero co było świadkiem tragicznych wydarzeń. Ona sama? Niezbyt pewnie wsunęła drobną, drżąca dłoń w tę dłoń Volansa, która akurat pozostawała wolna. Dała tym samym znać, że są gotowe.
Po chwili rozległ się cichy trzask i cała czwórka teleportowała się do lecznicy, gdy mieli zostawić Ellen i Charlesa pod odpowiednią opieką.
Rzut tutaj
Rzut za 99 + 15 (leczenie) + 14,5 z bonusu od Steffa + 10 bonus za kości.
/zt dla Aurory i Volansa
Gdy mężczyźni zniknęli, Aurora wróciła do dalszego leczenia. Uznała, że najlepiej będzie, jeśli rzeczywiście przetransportują ich do lecznicy i tam udzielą odpowiedniej pomocy im obojgu. Ona sama nie miała maści, które mogłyby ulżyć jeszcze bardziej w cierpieniu, a zaklęcie nie musiało się przecież udać.
- Immunitaris - Mruknęła Aurora i na szczęście te wspomagające, które wybrała specjalnie dla niej, powinno wystarczyć, żeby móc bez ryzyka udać się w podróż. Aurora nawet nie pomyślała o tym, że i jej by się przydała podobna kuracja. No… może czasem jej przemknęło to przez myśl.
Wciąż czując w sobie moc poprzednich działań, Aurora widziała, jak kobieta na jej oczach odzyskuje siły. Wiadomo — nie był to stan, w którym powinna wspinać się, czy nurkować, ale Aurora mogła obmyć jej twarz i w delikatnych gestach pomóc jej wstać. Po chwili też wrócili mężczyźni z podręczną torbą i ubraniami dla kobiety, żeby jeszcze przed drogą mogła się przebrać. Same luźne, tak jak prosiła, by poparzona tkanka mogła nie dotykać niczego. Przy tych czynnościach Aurora również jej asystowała, upewniając się, że nie opadnie nagle z sił. Na szczęście ten końcowy etap, chociaż z pewnością traumatyczny, przebiegał bez zakłóceń.
- Dasz radę się mnie przytrzymać? - Spytała Aurora kobietę, gdy wyszły z łazienki, gdzie kobieta założyła czyste ubrania. Gdy otrzymała potwierdzenie, zbliżyły się do Volansa, który wraz z mugolem już na nich czekali.
- Jesteśmy gotowe. - Oznajmiła Aurora, stając przy czarodzieju i spoglądając na niego niepewnie. - Ty przytrzymasz Charlesa, a ja Ellen. - Powiedziała, raz jeszcze wzrokiem omiatając pomieszczenie, które dopiero co było świadkiem tragicznych wydarzeń. Ona sama? Niezbyt pewnie wsunęła drobną, drżąca dłoń w tę dłoń Volansa, która akurat pozostawała wolna. Dała tym samym znać, że są gotowe.
Po chwili rozległ się cichy trzask i cała czwórka teleportowała się do lecznicy, gdy mieli zostawić Ellen i Charlesa pod odpowiednią opieką.
Rzut tutaj
Rzut za 99 + 15 (leczenie) + 14,5 z bonusu od Steffa + 10 bonus za kości.
/zt dla Aurory i Volansa
Aurora Sprout
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
And if you don't like me, as I do you;
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
I understand.
Because who would really choose a daisy,
in a field of roses?
OPCM : 6
UROKI : 0
ALCHEMIA : 19 +3
UZDRAWIANIE : 10 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
|08/09.05.1958
Plecak był zapakowany po brzegi, ale nic nie mógł zostawić przypadkowi. Musiał być przygotowany na każdą ewentualność i zagrożenie życia. Ostatnie wydarzenia zaś uświadomiły mu jak jest ono kruche, łatwe do stracenia. Zwłaszcza, że teraz nie mógł sobie pozwolić na szastanie nim beztrosko. Były osoby oczekujące jego powrotu, osoby którym złożył obietnicę. Złamanie jej nie wchodziło w grę.
Siedząc przy ognisku wpatrywał się w mapę, na której były zaznaczone bunkry z czasów II wojny światowej. Zdążyli odnaleźć już trzy z nich, ale stan nie zachwycał. Istniała obawa, że nakład pracy nie będzie współmierny z tym co ma w nim być. Musieli znaleźć bunkier, w którym wystarczy parę napraw i będzie można oddać go od razu do użytku. W połączeniu z przesyłem informacji drogą radiową powinni stworzyć miejsce, o którym rycerze szybko się nie dowiedzą.
Wędrowanie na granicy z hrabstwem, które wspiera reżim było ryzykowne, ale nie mogli wciąż się bać podejmować działań. Musieli zacząć się pokazywać, drażnić wroga, nawet jeżeli to spowoduje większe naciski na lokalnych mieszkańców. Plan był szczytny, dać im nadzieję, dać im powód do stawiania oporu, dać im narzędzie dzięki któremu dowiedzą się prawdy, dać im możliwość ucieczki. Jeżeli stworzy całe szlaki przerzutowe, odpowiednią ilość świstoklików to wróg nie będzie mógł już siać tak terroru i zostanie mu kraj z popiołu. Kolos na glinianych nogach się rozpadnie, upadnie pod własnym ciężarem i nigdy się już nie podniesie. Wyciągnął suszonego pstrąga oraz dwie butelki czarnego Ale. Zlata zniknęła na chwilę aby upewnić się, że nikt ich nie śledził i wyglądają jak dwójka nomadów bez domu, którzy nie stanowią zagrożenia.
Udawali, że włóczą się, nie posiadają stałego miejsca zamieszkania. Siebie nazywał Fredem, żeby nie zdradzać swojego prawdziwego imienia. Nie golił się od dawna aby broda zakryła choć trochę twarz. Włosy również dłuższe sprawiały, że przestawał przypominać Herberta Greya, a to wystarczyło aby choć trochę zadbać o własne bezpieczeństwo i bliskich.
-Wychodzi na to, że teraz musimy odbić w bok i spróbować sprawdzić kolejne bunkry. - Wskazał na mapę kiedy półgoblinka zjawiła się w zasięgu jego głosu. Otworzył butelkę i podał jej, samemu biorąc solidny łyk ze swojej. -Bezpiecznie?
Gdyby nie atmosfera, świadomość, że wojna wciąż trwa czułby się jak za czasów swoich podróżniczych eskapad.
Plecak był zapakowany po brzegi, ale nic nie mógł zostawić przypadkowi. Musiał być przygotowany na każdą ewentualność i zagrożenie życia. Ostatnie wydarzenia zaś uświadomiły mu jak jest ono kruche, łatwe do stracenia. Zwłaszcza, że teraz nie mógł sobie pozwolić na szastanie nim beztrosko. Były osoby oczekujące jego powrotu, osoby którym złożył obietnicę. Złamanie jej nie wchodziło w grę.
Siedząc przy ognisku wpatrywał się w mapę, na której były zaznaczone bunkry z czasów II wojny światowej. Zdążyli odnaleźć już trzy z nich, ale stan nie zachwycał. Istniała obawa, że nakład pracy nie będzie współmierny z tym co ma w nim być. Musieli znaleźć bunkier, w którym wystarczy parę napraw i będzie można oddać go od razu do użytku. W połączeniu z przesyłem informacji drogą radiową powinni stworzyć miejsce, o którym rycerze szybko się nie dowiedzą.
Wędrowanie na granicy z hrabstwem, które wspiera reżim było ryzykowne, ale nie mogli wciąż się bać podejmować działań. Musieli zacząć się pokazywać, drażnić wroga, nawet jeżeli to spowoduje większe naciski na lokalnych mieszkańców. Plan był szczytny, dać im nadzieję, dać im powód do stawiania oporu, dać im narzędzie dzięki któremu dowiedzą się prawdy, dać im możliwość ucieczki. Jeżeli stworzy całe szlaki przerzutowe, odpowiednią ilość świstoklików to wróg nie będzie mógł już siać tak terroru i zostanie mu kraj z popiołu. Kolos na glinianych nogach się rozpadnie, upadnie pod własnym ciężarem i nigdy się już nie podniesie. Wyciągnął suszonego pstrąga oraz dwie butelki czarnego Ale. Zlata zniknęła na chwilę aby upewnić się, że nikt ich nie śledził i wyglądają jak dwójka nomadów bez domu, którzy nie stanowią zagrożenia.
Udawali, że włóczą się, nie posiadają stałego miejsca zamieszkania. Siebie nazywał Fredem, żeby nie zdradzać swojego prawdziwego imienia. Nie golił się od dawna aby broda zakryła choć trochę twarz. Włosy również dłuższe sprawiały, że przestawał przypominać Herberta Greya, a to wystarczyło aby choć trochę zadbać o własne bezpieczeństwo i bliskich.
-Wychodzi na to, że teraz musimy odbić w bok i spróbować sprawdzić kolejne bunkry. - Wskazał na mapę kiedy półgoblinka zjawiła się w zasięgu jego głosu. Otworzył butelkę i podał jej, samemu biorąc solidny łyk ze swojej. -Bezpiecznie?
Gdyby nie atmosfera, świadomość, że wojna wciąż trwa czułby się jak za czasów swoich podróżniczych eskapad.
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Nie lubię pracować za frajer, ale czasem miewam miękkie serce i zgadzam się na jakieś dziwne wypady, które organizują moi przyjaciele. Nie wnikam, o co w tym chodzi, nie zadaje zbędnych pytań, bo cały czas trzymam się przekonania, że im się wie mniej, tym się lepiej śpi. Wystarczy mi problemów na co dzień. Choroba młodego, pierdolone podatki i jakieś grupy, które zaczęły panoszyć mi się po terenie.
Sytuacja w półświatku nadal jest dynamiczna. Większe ryby są zżerane przez większe, a te - przez jeszcze większe. I tak się życie kręci. Mnie to na szczęście omijają te wszystkie atrakcje, bo siedzę cicho i robię swoję. Nie mieszam się w wielkie rozgrywki. Wolę się przyczaić. Powolutku, krok po kroku robić swoje. Jak pleśń. Jak plaga karaluchów, pluskiew, których nie da się pozbyć nawet przy pomocy najsilniejszych eliksirów i zaklęć.
Wciągnęłam na dupę skórzane spodnie, zapięłam pasek, przykrywając to wszystko brudną kiecką, która robiła mi za strój młodej dzieweczki, po czym wynurzyłam się zza wysokich krzaków. Dookoła było cicho i chyba jak na razie nikt nie próbował nas śledzić.
-Ta, wszystko spokojnie - powiedziałam, sięgając po butelkę, którą Herbert wyciągał w moją stronę i od razu pociągnęłam z niej solidnego łyka. Od wielu godzin łaziliśmy w poszukiwaniu starych, zapiździałych bunkrów, których to Grey potrzebował do celów bliżej nieokreślonych. Może uznał, że zacznie hodować halucynogenne grzyby? Miejscówka by się zgadzała - idealne miejsce na granicy hrabstw. Nic tylko transporty organizować. Nawet w tym niby bogatym Londynie to nawet za mały woreczek daliby mu jakieś chore ilości galeonów.
-Dużo tam tego jeszcze zostało? - spytałam, wskazując spodem butelki na mapę. - Powiem ci szczerze, że czarno to widzę. Wszystko rozjebane, zapleśniałe albo podtopione.
Pokręciłam głową.
-To nawet dałoby radę naprawić. Tylko, no wiesz… Żeby się nie okazało, że zaraz znowu coś wyjebie, bo się nie usunęło przyczyny. - Rozsiadłam się wygodnie na kawałku jakiegoś pnia i wyciągnęłam nogi w stronę ognia - Jak szybko chcesz doprowadzić te bunkry do stanu używalności, stary? Materiały masz w ogóle?
Sytuacja w półświatku nadal jest dynamiczna. Większe ryby są zżerane przez większe, a te - przez jeszcze większe. I tak się życie kręci. Mnie to na szczęście omijają te wszystkie atrakcje, bo siedzę cicho i robię swoję. Nie mieszam się w wielkie rozgrywki. Wolę się przyczaić. Powolutku, krok po kroku robić swoje. Jak pleśń. Jak plaga karaluchów, pluskiew, których nie da się pozbyć nawet przy pomocy najsilniejszych eliksirów i zaklęć.
Wciągnęłam na dupę skórzane spodnie, zapięłam pasek, przykrywając to wszystko brudną kiecką, która robiła mi za strój młodej dzieweczki, po czym wynurzyłam się zza wysokich krzaków. Dookoła było cicho i chyba jak na razie nikt nie próbował nas śledzić.
-Ta, wszystko spokojnie - powiedziałam, sięgając po butelkę, którą Herbert wyciągał w moją stronę i od razu pociągnęłam z niej solidnego łyka. Od wielu godzin łaziliśmy w poszukiwaniu starych, zapiździałych bunkrów, których to Grey potrzebował do celów bliżej nieokreślonych. Może uznał, że zacznie hodować halucynogenne grzyby? Miejscówka by się zgadzała - idealne miejsce na granicy hrabstw. Nic tylko transporty organizować. Nawet w tym niby bogatym Londynie to nawet za mały woreczek daliby mu jakieś chore ilości galeonów.
-Dużo tam tego jeszcze zostało? - spytałam, wskazując spodem butelki na mapę. - Powiem ci szczerze, że czarno to widzę. Wszystko rozjebane, zapleśniałe albo podtopione.
Pokręciłam głową.
-To nawet dałoby radę naprawić. Tylko, no wiesz… Żeby się nie okazało, że zaraz znowu coś wyjebie, bo się nie usunęło przyczyny. - Rozsiadłam się wygodnie na kawałku jakiegoś pnia i wyciągnęłam nogi w stronę ognia - Jak szybko chcesz doprowadzić te bunkry do stanu używalności, stary? Materiały masz w ogóle?
Zlata Raskolnikova
Zawód : Komornik i najemniczka po godzinach
Wiek : 37
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Wisi mi kto wisi na latarni
A kto o nią się opiera
A kto o nią się opiera
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półgoblin
Nieaktywni
The member 'Zlata Raskolnikova' has done the following action : Rzut kością
'Zdarzenia' :
'Zdarzenia' :
Wyprawa nie była prosta. Parę razy musieli szybko zbaczać z drogi, unikać ciekawskich spojrzeń, raz nawet wzbili się na szczyty zdolności aktorskich. Oszukiwali, kłamali, udawali kogoś kim nie są. Nie sądził, że przyjdzie mu to robić, ale Zlata okazała się świetna w te przebieranki. W końcu mogli odpocząć i się zastanowić co dalej. Ostatnie bunkry okazały się porażką. Nawet jeżeli z zewnątrz wydawały się solidne tak w środku okazywały się nie do użytku. Liczył, że uda im się znaleźć coś co będzie mógł wykorzystać. Ustawić tam punkt przerzutowy ze świstoklikami oraz zapasami medycznymi i z radiem. Potarł zarośnięty policzek patrząc na mapę.
-Jeżeli zejdziemy bardziej w bok tym szlakiem istnieje szansa, że w tym lesie znajdziemy jeszcze jeden bunkier, z takich który nie będzie zniszczony. - Wskazał palcem szlak i punk, w którym miał znajdować się bunkier. Operował na starych, wojskowych mapach więc trafiali do nich bezbłędnie. Jedynie stan pozostawiał wiele do życzenia.
Pociągnął solidny łyk z butelki.
-Nie mam. - Uśmiechnął się krzywo, a gorzka nuta przebrzmiała w jego głosie. -Mam zamiar poprosić o wsparcie i pomoc parę zaufanych osób. - Nie mógł powiedzieć jej zbyt wiele. Był Zakonnikiem, ona osobą, którą miała podejrzaną reputację. Ufał jej, ale nie mógł ryzykować życia innych. Swoim mógł, choć i za to by oberwał po uszach co najmniej od trzech osób. Nie mógł zdradzić jaki plan i zamysł mu przyświecał, co chciał w tych bunkrach dokładnie zrobić, że badali nastroje na granicach i chcieli wchodzić głębiej w tereny okupowane przez wroga. Nie wierzył w to, że wszyscy byli szczęśliwi pod rządami uzurpatora. Już miał coś dodać, ale w tym momencie usłyszał warczenie. -Ciiii…. Słyszysz? - Zapytał rozglądając się uważnie na boki. Ziemia zaczęła niespodziewanie drżeć, z każdą minutą coraz mocniej. Miarowo, więc nie mógł być to ruch płyt tektonicznych. Nagle zerwał się silny wiatr niosąc ze sobą odór zgniłych ciał. -Co do cholery? - Zapytał czując, że wszystko dochodzi zza jego pleców, zaś mina Zlaty świadczyła o tym, że powinien jak najszybciej się obejrzeć przez ramię. -Zaraza… - Mruknął pod nosem widząc olbrzyma. Patrzył na dyndające, ludzkie szczątki i częściowo wypite piwo podjechało mu do gardła. Nie mieli z nim szans, ale jeżeli ich zauważy i zacznie gonić to na pewno zwrócą na siebie uwagę. Lub co gorsza, nie wyjdą z tego żywi.
|Idziemy do szafki
-Jeżeli zejdziemy bardziej w bok tym szlakiem istnieje szansa, że w tym lesie znajdziemy jeszcze jeden bunkier, z takich który nie będzie zniszczony. - Wskazał palcem szlak i punk, w którym miał znajdować się bunkier. Operował na starych, wojskowych mapach więc trafiali do nich bezbłędnie. Jedynie stan pozostawiał wiele do życzenia.
Pociągnął solidny łyk z butelki.
-Nie mam. - Uśmiechnął się krzywo, a gorzka nuta przebrzmiała w jego głosie. -Mam zamiar poprosić o wsparcie i pomoc parę zaufanych osób. - Nie mógł powiedzieć jej zbyt wiele. Był Zakonnikiem, ona osobą, którą miała podejrzaną reputację. Ufał jej, ale nie mógł ryzykować życia innych. Swoim mógł, choć i za to by oberwał po uszach co najmniej od trzech osób. Nie mógł zdradzić jaki plan i zamysł mu przyświecał, co chciał w tych bunkrach dokładnie zrobić, że badali nastroje na granicach i chcieli wchodzić głębiej w tereny okupowane przez wroga. Nie wierzył w to, że wszyscy byli szczęśliwi pod rządami uzurpatora. Już miał coś dodać, ale w tym momencie usłyszał warczenie. -Ciiii…. Słyszysz? - Zapytał rozglądając się uważnie na boki. Ziemia zaczęła niespodziewanie drżeć, z każdą minutą coraz mocniej. Miarowo, więc nie mógł być to ruch płyt tektonicznych. Nagle zerwał się silny wiatr niosąc ze sobą odór zgniłych ciał. -Co do cholery? - Zapytał czując, że wszystko dochodzi zza jego pleców, zaś mina Zlaty świadczyła o tym, że powinien jak najszybciej się obejrzeć przez ramię. -Zaraza… - Mruknął pod nosem widząc olbrzyma. Patrzył na dyndające, ludzkie szczątki i częściowo wypite piwo podjechało mu do gardła. Nie mieli z nim szans, ale jeżeli ich zauważy i zacznie gonić to na pewno zwrócą na siebie uwagę. Lub co gorsza, nie wyjdą z tego żywi.
|Idziemy do szafki
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Strona 2 z 2 • 1, 2
Wężowa Przełęcz
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Derbyshire