Huśtawka w ogrodzie
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
Huśtawka w ogrodzie
Huśtawka na skraju ogrodu jest prosta, wykonana z drewna i podwieszona sznurami na wielkim dębie. W lecie pięknie widać z niej dom i las, w zimie wciąż można się na niej huśtać - po odgarnięciu z siedziska śniegu.
Pułapki: Cave Inimicum (cała posesja) Duna (przed domem), Lepkie Ręce (wejście), Zemsta Płomyka (za drzwiami wejściowymi, na ciężkie słowniki run), Abscondens (ściana w salonie i w kuchni), Nigdziebądź (na cały parter)
intellectual, journalist
little spy
little spy
Ostatnio zmieniony przez Steffen Cattermole dnia 07.04.22 0:21, w całości zmieniany 1 raz
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Tutaj, tutaj! – wybrzmiał głos mistrza zabawy. Był to pan Popkins, sąsiad Isabelli i Steffena. Sędziwy już czarodziej, ale za to z wielką energią. Zawsze zabiegany, zawsze gotowy na zabawę. Tylko on mógł poprowadzić weselne rozrywki. Znakomicie nadawał się do tej roli. Pogodny i zaufany człowiek. Nosił turkusową tiarę z nieco zagniecionym końcem. – Chodźcie wszyscy, dajcie młodym odetchnąć. Ja się wami zaraz zajmę – przemówił nieco żartobliwym tonem i puścił oczko do panny Macmillan. – Zaraz, zaraz. Kto tu jest bez pary? Nic się nie martwić. Zaraz was tu poustawiam. O… tutaj, proszę stanąć tutaj, drogi panie. – Chwycił Herberta za szerokie ramiona i przesunął go sobie do panny Florki. Miał nosa do takich spraw. Doskonale wyczuwał chemię, no nie ma co! Krótko zanotował też, że niektórzy ewidentnie przybyli razem. Zaraz, zaraz… Ile ich tam było? Ogród, nieopodal huśtawki wypełnił się towarzystwem dziesięciu dodatkowych głów. Reszta pewnie już leżała gdzieś po kątach opita tym dziwacznym trunkiem Steffena, o niecnoto! – Pani się skryje przy tym dżentelmenie, o tak, wspaniale, znakomicie – zwrócił się do Prudence i wskazał jej miejsce obok Volansa. – Reszta jak? Gotowi? Zdecydowani? Może jeszcze po kieliszeczku na osłodę, co? Tylko, dobrze wam radzę, nie pijcie tego Toujours Pur przed zabawą, bo wam palma odwali i dopiero wyjdą bałw… no, no. Co ja tam mówiłem? Ach, no tak. Dobra. To tego… macie tutaj, o takie świstki. Losujcie. Panowie, może dajcie paniom, co? Wiecie, takie piękne rączki, to może będzie więcej szczęścia? – zasugerował, otwierając przed zgromadzonymi woreczek z małymi pergaminami w środku. – Wewnątrz znajdują się imiona i nazwiska zaproszonych gości. Każdy z was losuje jedno takie na turę i potem… potem zaraz powiem. Losujcie, dalej. Śmiało, piękna pani – Pan Popkins popatrzył na pannę Maeve i aż potarł swojego soczystego wąsa. – Powinniście ich wszystkich znać. Obiecali mi, że znacie… A jak nie znacie, to macie pecha. No. Także tego. Życzę szczęścia! – zaświergotał, kiedy już każdy zaznajomił się z treścią swojego pergaminu. – A teraz zasady, moi drodzy, zasady… No to musicie ulepić ich ładnie. Bez magii. Tylko wy i wasze dłonie, talenty, zmyślne oko i dobry pomysł. Jak wam wyjdzie ładnie, to będą dodatkowe punkty, ale może ja… może zacznę od początku. No więc tak – Uspokoił swoje rozgorączkowane serce i wziął dwa pokaźne wdechy. Zaprezentował zasady już spokojniej, bez chaosu (zgodnie z rozpiską poniżej). – Znajdźcie sobie wygody kawałek dla siebie, o tak, niech będzie dużo śniegu. Tu są specjalne kupki. I pamiętajcie. Macie lepić tak, by pomóc innym zgadnąć, by ich naprowadzić, ale żeby nie podpowiadać całkowicie! I róbcie to ładnie, bo wszystko będzie oceniane! Ładne kule i żeby żadnemu oka nie zabrakło. No chyba że sam go nie ma… - oznajmił z zakłopotaniem i podrapał się po głowie. Wkrótce jego młody asystent wniósł wieżę ciężkich skrzyń, w których kryły się rozmaite przybory i kolorowe przedmioty. Posłużyć miały gościom jako pomoce i dodatkowe dekoracje. Było tam niemal wszystko, o czym tylko mógł pomyśleć uczestnik zabawy - w granicach rozsądku! Biedaczyna doczłapał się i zrzucił pakunki z akcesoriami pomiędzy zebranymi.– Do dzieła!
Tura kończy się za 72h. 26.09, godz. 14.
Uczestnicy:
Para nr 1: Thalia Wellers i Cillian Moore
Para nr 2: Finley Jones i Castor Sprout
Para nr 3: Maeve Clearwater i Frederick Fox
Para nr 4: Prudence Macmillan i Volans Moore
Para nr 5: Florence Fortescue i Herbert Grey
Wszelkie potrzebne instrukcje:
1. Pary na PW otrzymują jedno imię i nazwisko spośród postaci zaproszonych na ślub. Fabularnie zakładamy, że wylosowaliście je spośród karteczek przyszykowanych przez mistrza zabawy.
2. Zadaniem waszym jest ulepienie ze śniegu bałwana przypominającego podaną osobę przy pomocy wszelkich rekwizytów przyniesionych przez organizatorów. Zakładamy, że są to skrzynki pełne różnych akcesoriów i przedmiotów codziennego użytku. Może się tam znajdować np. miotła czy szalik w kolorach szkoły, marchewka czy błękitne rękawiczki. Proces ten opisujecie w poście, starając się, by bałwany miały elementy charakterystyczne dla danej postaci, by podobizna jak najlepiej odwzorowała ją – nie zdradzamy jednak rozwiązania.
3. W tej rundzie figury będą oceniane w trzech kategoriach, więc jedna postać z pary rzuca 3xk10. Kategorie to: kształt śnieżnych kul, dobranie dekoracji, podobieństwo do prawdziwej postaci. Kości kolejno odpowiadają tym trzem kategoriom. Do rzutów doliczane będą bonusy (od obu osób z pary).
4. Bonusy z biegłości: W przypadku pierwszej noty (kształt kul) dolicza się bonus za poziom biegłości zręczne ręce lub rzeźba-tworzenie (należy zaznaczyć, z której z nich się korzysta). W przypadku drugiej noty (dobór dekoracji) należy doliczyć dowolną (oznaczoną pod postem) biegłość artystyczną lub związaną z rzemiosłem, której użycie w konkursie będzie realne w tej sytuacji, a także objawione w treści posta (wyłącza się rzeźbę i śpiew). W przypadku trzeciej noty (podobieństwo) dolicza się spostrzegawczość. Prosimy zawsze podawać pod postem biegłości, z których korzystacie, i ich poziom.
Liczbowe wartości bonusów prezentują się następująco:
brak biegłości: -1 pkt do wartości wyrzuconej na k10
I poziom biegłości: +0 pkt do wartości wyrzuconej na k10
II poziom biegłości: +1 pkt do wartości wyrzuconej na k10
III poziom biegłości: +2 pkt do wartości wyrzuconej na k10
IV poziom biegłości: +3 pkt do wartości wyrzuconej na k10
Jeżeli po zsumowaniu wartości trzech kości i bonusów postacie uzyskają wartość co najmniej 20 punktów, otrzymują +1 pkt za wykonanie bałwana w tej turze do ogólnej klasyfikacji punktowej.
5. Gdy wszyscy uczestnicy napiszą, pojawi się krótkie podsumowanie lusterka z oznaczeniem wszystkich ulepionych figur. Gracze zapoznają się z kreacjami pozostałych uczestników i wysyłają w ciągu 24h do organizatora swój tajny typ: kto jest kim? Po otrzymaniu wszystkich głosów lusterko podsumuje całą turę (lepienie bałwanów oraz typowanie), wyjawi, kogo przypominają bałwany i kto jak typował, a także przyzna wszystkie punkty. Jeden punkt za odgadnięcie jednej postaci-bałwana i zero punktów za złą odpowiedź.
6. Jeżeli któraś z postaci nie pojawi się w turze, parze przyznaje się trzy minusowe punkty.
7. Za jedną turę można więc zdobyć (jako para) 1 punkt za fantastycznie ulepionego bałwana (przy spełnionym ST opisanym wyżej) oraz 4 punkty za odgadnięcie pozostałych figur.
8. Kolejne tury będą się różniły tematycznie. Zaplanowane są trzy - chyba że będzie potrzebna dogrywka!
9. Zwycięży para, która otrzyma najwięcej punktów. Przewidziane nagrody!
W razie pytań proszę zgłaszać się do Isabelii.
Edit: jeśli otrzymaliście postać, której żadne z was nie zna, to dajcie znać. Wymienimy <3
Tura kończy się za 72h. 26.09, godz. 14.
Ważne informacje
Uczestnicy:
Para nr 1: Thalia Wellers i Cillian Moore
Para nr 2: Finley Jones i Castor Sprout
Para nr 3: Maeve Clearwater i Frederick Fox
Para nr 4: Prudence Macmillan i Volans Moore
Para nr 5: Florence Fortescue i Herbert Grey
Wszelkie potrzebne instrukcje:
1. Pary na PW otrzymują jedno imię i nazwisko spośród postaci zaproszonych na ślub. Fabularnie zakładamy, że wylosowaliście je spośród karteczek przyszykowanych przez mistrza zabawy.
2. Zadaniem waszym jest ulepienie ze śniegu bałwana przypominającego podaną osobę przy pomocy wszelkich rekwizytów przyniesionych przez organizatorów. Zakładamy, że są to skrzynki pełne różnych akcesoriów i przedmiotów codziennego użytku. Może się tam znajdować np. miotła czy szalik w kolorach szkoły, marchewka czy błękitne rękawiczki. Proces ten opisujecie w poście, starając się, by bałwany miały elementy charakterystyczne dla danej postaci, by podobizna jak najlepiej odwzorowała ją – nie zdradzamy jednak rozwiązania.
3. W tej rundzie figury będą oceniane w trzech kategoriach, więc jedna postać z pary rzuca 3xk10. Kategorie to: kształt śnieżnych kul, dobranie dekoracji, podobieństwo do prawdziwej postaci. Kości kolejno odpowiadają tym trzem kategoriom. Do rzutów doliczane będą bonusy (od obu osób z pary).
4. Bonusy z biegłości: W przypadku pierwszej noty (kształt kul) dolicza się bonus za poziom biegłości zręczne ręce lub rzeźba-tworzenie (należy zaznaczyć, z której z nich się korzysta). W przypadku drugiej noty (dobór dekoracji) należy doliczyć dowolną (oznaczoną pod postem) biegłość artystyczną lub związaną z rzemiosłem, której użycie w konkursie będzie realne w tej sytuacji, a także objawione w treści posta (wyłącza się rzeźbę i śpiew). W przypadku trzeciej noty (podobieństwo) dolicza się spostrzegawczość. Prosimy zawsze podawać pod postem biegłości, z których korzystacie, i ich poziom.
Liczbowe wartości bonusów prezentują się następująco:
brak biegłości: -1 pkt do wartości wyrzuconej na k10
I poziom biegłości: +0 pkt do wartości wyrzuconej na k10
II poziom biegłości: +1 pkt do wartości wyrzuconej na k10
III poziom biegłości: +2 pkt do wartości wyrzuconej na k10
IV poziom biegłości: +3 pkt do wartości wyrzuconej na k10
Jeżeli po zsumowaniu wartości trzech kości i bonusów postacie uzyskają wartość co najmniej 20 punktów, otrzymują +1 pkt za wykonanie bałwana w tej turze do ogólnej klasyfikacji punktowej.
5. Gdy wszyscy uczestnicy napiszą, pojawi się krótkie podsumowanie lusterka z oznaczeniem wszystkich ulepionych figur. Gracze zapoznają się z kreacjami pozostałych uczestników i wysyłają w ciągu 24h do organizatora swój tajny typ: kto jest kim? Po otrzymaniu wszystkich głosów lusterko podsumuje całą turę (lepienie bałwanów oraz typowanie), wyjawi, kogo przypominają bałwany i kto jak typował, a także przyzna wszystkie punkty. Jeden punkt za odgadnięcie jednej postaci-bałwana i zero punktów za złą odpowiedź.
6. Jeżeli któraś z postaci nie pojawi się w turze, parze przyznaje się trzy minusowe punkty.
7. Za jedną turę można więc zdobyć (jako para) 1 punkt za fantastycznie ulepionego bałwana (przy spełnionym ST opisanym wyżej) oraz 4 punkty za odgadnięcie pozostałych figur.
8. Kolejne tury będą się różniły tematycznie. Zaplanowane są trzy - chyba że będzie potrzebna dogrywka!
9. Zwycięży para, która otrzyma najwięcej punktów. Przewidziane nagrody!
W razie pytań proszę zgłaszać się do Isabelii.
Edit: jeśli otrzymaliście postać, której żadne z was nie zna, to dajcie znać. Wymienimy <3
I show not your face but your heart's desire
Zabawa..Thalia chyba nie do końca wiedziała, czego będzie się po niej w tym momencie oczekiwać i nie do końca miała to za złe. Po prostu nigdy nie była zapraszana na wesela, mając nadzieję, że w tym momencie nie będzie kompletnie nieudana w zadaniach…przecież…chyba nie mogło to być tak trudne, prawda? Ostrożnie ustawiła się tam, gdzie jej kazano, z podekscytowaniem spoglądając na Cilliana kiedy tylko rozpoczęto rozmowę na ten temat, wcale nie czując działania kamyka, który wzięła ze sobą.
- Hej, Cilly, co się w sumie robi? Znaczy na pewno wyjaśnią nam, na czym polega zabawa, ale w momencie, kiedy tylko potrzeba będzie, ale co się w ogóle robi na weselach? Mogłam o to zapytać jakoś lepiej, ale teraz to już trochę po orłach, ale wiesz, ostatecznie jednak nic z tego nie mogę powiedzieć… - Jak zawsze z jej ust wydobywała się seria słów, zaraz też jednak wylosowała konkretnie kartę…bałwan? Nie mogła sobie przypomnieć, że kiedykolwiek budowała coś takiego…czy to naprawdę było dziwne. Karteczka, którą wylosowała, sprawiła, że uśmiechnęła się na widok zapisanego na niej nazwiska. Pociągnęła Moora za rękaw, pokazując mu, kogo mieli obecnie wylosować – gotowa była Cillianowi o tej postaci opowiedzieć, jeżeli potrzebowałby jakiegoś większego zrozumienia.
- Czekaj, bo ja…pewnie nie do końca się w tym odnajdę, więc wiesz, z góry przepraszam! W sensie, będę dobrze się bawić, bo wiesz, jesteśmy drużyną, ale wiesz, nie sugeruj się zbytnio jakby co! – Wolała od razu uprzedzić, zaraz też sięgając po śnieg, łapiąc go i próbując utoczyć z niego kule na podobieństwo tych działań, co robiły inne osoby. Pewnie czeka ją jeszcze poprawka z tego, co zrobić mieli, całkowicie jednak ufała swojemu towarzyszowi.
- Często to robiłeś? W sensie lepienia bałwanów, nie, że mówię, że musiałeś robić często, ale tak z ciekawości? Raczej do tej zimy to mało śniegów bywało w Wielkiej Brytanii – Moory zawsze wydawały jej się bardziej rodzinne, chyba najbardziej ze wszystkich znanych postaci. Czy teraz miała możliwość jakoś mu dorównać? No oby… Ulepiła trzy kule, różniące się wielkością, tłumacząc jeszcze na ucho Cillianowi wszystkie informacje odnośnie postaci, które ona ze swojej strony mogła przekazać, pomagając mu w każdej działalności - chociaż, jak wspominała wcześniej, wciąż z niej nie było niej doskonałego działacza, dlatego bardziej stała i pomagała, niż realnie cokolwiek robiła. Miała nadzieję, że bałwan nie rozpadnie się tylko przez jej obecność, chociaż było to prawdopodobne.
Moja runa znów nie działa
Bonusy które rzuci Cillian, a przysługują naszej parze to:
I rzut, biegłość zręcznych rąk, Cillian i Thalia mają biegłość na 0
II rzut, biegłość ilustracji (tworzenia), Cillian I, Thalia 0
III rzut, biegłość spostrzegawczości, Cillian II, Thalia 0
- Hej, Cilly, co się w sumie robi? Znaczy na pewno wyjaśnią nam, na czym polega zabawa, ale w momencie, kiedy tylko potrzeba będzie, ale co się w ogóle robi na weselach? Mogłam o to zapytać jakoś lepiej, ale teraz to już trochę po orłach, ale wiesz, ostatecznie jednak nic z tego nie mogę powiedzieć… - Jak zawsze z jej ust wydobywała się seria słów, zaraz też jednak wylosowała konkretnie kartę…bałwan? Nie mogła sobie przypomnieć, że kiedykolwiek budowała coś takiego…czy to naprawdę było dziwne. Karteczka, którą wylosowała, sprawiła, że uśmiechnęła się na widok zapisanego na niej nazwiska. Pociągnęła Moora za rękaw, pokazując mu, kogo mieli obecnie wylosować – gotowa była Cillianowi o tej postaci opowiedzieć, jeżeli potrzebowałby jakiegoś większego zrozumienia.
- Czekaj, bo ja…pewnie nie do końca się w tym odnajdę, więc wiesz, z góry przepraszam! W sensie, będę dobrze się bawić, bo wiesz, jesteśmy drużyną, ale wiesz, nie sugeruj się zbytnio jakby co! – Wolała od razu uprzedzić, zaraz też sięgając po śnieg, łapiąc go i próbując utoczyć z niego kule na podobieństwo tych działań, co robiły inne osoby. Pewnie czeka ją jeszcze poprawka z tego, co zrobić mieli, całkowicie jednak ufała swojemu towarzyszowi.
- Często to robiłeś? W sensie lepienia bałwanów, nie, że mówię, że musiałeś robić często, ale tak z ciekawości? Raczej do tej zimy to mało śniegów bywało w Wielkiej Brytanii – Moory zawsze wydawały jej się bardziej rodzinne, chyba najbardziej ze wszystkich znanych postaci. Czy teraz miała możliwość jakoś mu dorównać? No oby… Ulepiła trzy kule, różniące się wielkością, tłumacząc jeszcze na ucho Cillianowi wszystkie informacje odnośnie postaci, które ona ze swojej strony mogła przekazać, pomagając mu w każdej działalności - chociaż, jak wspominała wcześniej, wciąż z niej nie było niej doskonałego działacza, dlatego bardziej stała i pomagała, niż realnie cokolwiek robiła. Miała nadzieję, że bałwan nie rozpadnie się tylko przez jej obecność, chociaż było to prawdopodobne.
Moja runa znów nie działa
Bonusy które rzuci Cillian, a przysługują naszej parze to:
I rzut, biegłość zręcznych rąk, Cillian i Thalia mają biegłość na 0
II rzut, biegłość ilustracji (tworzenia), Cillian I, Thalia 0
III rzut, biegłość spostrzegawczości, Cillian II, Thalia 0
Thalia Wellers
Zawód : Żeglarz, handlarz, przemytnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
From the top of this lowly hillside
Through the realm of the soulless Fey
I'm makin' my way
And all of us dread the trouble that lies ahead
At the end of this wayward day
I'm makin' my way
OPCM : 13+2
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0+1
TRANSMUTACJA : 5+2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
Nie była pewna, na co się piszą, na czym polegała ta zabawa, ani czy powinni brać w niej udział. Miał na to ochotę? A może wolał odpocząć gdzieś w zaciszu Jamy...? Zanim jednak pozwoliłaby wątpliwości na dobre zagościć w swych myślach, opaść ciężarem na wciąż wyprostowane ramiona, nagle pociągnęła Foxa za rękaw, nie za mocno, ale i na tyle stanowczo, by nie wziął tego za przypadek – wprost w stronę nawołującego czarodzieja o jaskrawej tiarze i sumiastym wąsie. Powiodła wzrokiem po wszystkich, którzy zbierali się w pobliżu; część z gości była jej całkiem obca, innych mogła kojarzyć jeszcze z lat szkolnych, z każdym powitała się tym samym uprzejmym, podszytym napięciem uśmiechem. Nie miała powodu do stresu, to tylko niezobowiązująca rozrywka, lecz nie nawykła do takich sytuacji, do ślubów i wesel. Ani do beztroski, ostatnimi czasy tak egzotycznej, niemalże obcej. Kiedy pan Popkins z przejęciem zaczął zapoznawać ich z regułami nadchodzącego wielkimi krokami wyzwania, odruchowo obejrzała się na towarzysza, w jego osobie szukając wsparcia; posłała mu porozumiewawcze spojrzenie podkreślonych subtelnym makijażem oczu. Naprawdę? Po tym wszystkim, co się ostatnio działo, po zgryzocie i wyrzutach sumienia, po ofiarowywanej w cieniu starej jabłoni czułości, nadszedł czas na wspólne... lepienie bałwana? Było w tym coś abstrakcyjnego, z drugiej jednak strony – może właśnie tego potrzebowali, by zapomnieć o tym, co działo się poza terenem Jamy, o wciąż dyszącym im w karki niebezpieczeństwie, pijanych władzą psach Malfoya.
Zrobiła krok do przodu, w kierunku przemawiającego pana Popkinsa, na komplement reagując nieco szerszym uśmiechem; bezzwłocznie sięgnęła po jeden z oferowanych przez niego świstków, z jego zawartością zapoznając się dopiero wtedy, gdy na powrót znalazła się u boku Foxa. Nie pamiętała, kiedy ostatnio rzeźbiła w śniegu, podejrzewała, że podobnie wyglądało to dla niego – może jednak była to jedna z tych rzeczy, których po prostu się nie zapominało. A kiedy sympatyczny starszy jegomość skończył opisywać wszystkie zasady, zaś jego asystent przytachał ze sobą skrzynie pełne różnorakich akcesoriów, posłusznie odeszli na bok, anektując jedną ze specjalnie usypanych kupek śniegu na własny użytek. – Mam nadzieję, że zabrałeś ze sobą rękawiczki – zagadnęła, unosząc przy tym brew z czymś na kształt rozbawienia; sama skrywała właśnie dłonie za delikatną, czarną skórą, chcąc ochronić je przed szczypaniem i nieuchronnym bólem. Wciąż balansowała na granicy zachowawczego, przyzwoitego dystansu a niewinnej zaczepki. Wsparła się na jego ramieniu, gdy poufale sięgała do lisiego ucha; musiała mu w końcu zdradzić, kogo mieli spróbować przedstawić swym tworem. – Nasz bałwan musi być smukły... I trochę ode mnie niższy – mruknęła, marszcząc przy tym brwi w zamyśleniu, próbując wyłowić z pamięci wszelkie detale, które mogły by im się teraz przydać. Kucnęła, uważając przy tym na materiał sukienki, zaczynając zbierać śnieg na pierwszą z kul. Nie chciała, by ich dzieło wyglądało jak typowy bałwan; próbowała nadać mu kształt, który jak najbardziej przypominałby wylosowanego gościa, a przede wszystkim osobę, nie zaś marchewkowego, kulkowatego stwora. – Co sądzisz? – Podchwyciła wzrok Foxa, pozbywając się rękawiczek; by poradzić sobie z detalami, z zacieraniem granic między kolejnymi modułami śniegu, potrzebowała pełnej kontroli. Nad jego ramieniem spojrzała w stronę pozostałych par, próbując ocenić, czy zostali w tyle, czy może nadążali za resztą. – I tak najważniejsze będą akcesoria... – Tak przynajmniej myślała, z werwą ruszając do miejsca, w którym składowane były rekwizyty. Zabrała ze sobą szalik w czerwono-złote pasy, a także fragment ubioru, który na myśl przywodził fartuch – jednak nie tyle fartuch, który znaleźć można było w każdej kuchni, a taki kojarzący się z zapachem medykamentów i najróżniejszych ziół. Do tego dwa węgielki na oczy; nie tylko po to, by w jakikolwiek sposób je zarysować, ale i dlatego, że osoba, którą starali się odwzorować, miała ciemne, ciepłe spojrzenie. – Coś jeszcze? – dopytała, poprawiając ułożenie fartucha, po czym zaczęła chuchać w dłonie. Może i była to tylko zabawa, lecz nie lubiła przegrywać.
| rzucam za naszą parę:
1. zręczne ręce lub tworzenie rzeźby; obie postaci nie mają żadnej z tych biegłości
2. biegłość artystyczna: Maeve ma malarstwo na poziomie I
3. spostrzegawczość: Maeve i Fox mają spostrzegawczość na poziomie III
Zrobiła krok do przodu, w kierunku przemawiającego pana Popkinsa, na komplement reagując nieco szerszym uśmiechem; bezzwłocznie sięgnęła po jeden z oferowanych przez niego świstków, z jego zawartością zapoznając się dopiero wtedy, gdy na powrót znalazła się u boku Foxa. Nie pamiętała, kiedy ostatnio rzeźbiła w śniegu, podejrzewała, że podobnie wyglądało to dla niego – może jednak była to jedna z tych rzeczy, których po prostu się nie zapominało. A kiedy sympatyczny starszy jegomość skończył opisywać wszystkie zasady, zaś jego asystent przytachał ze sobą skrzynie pełne różnorakich akcesoriów, posłusznie odeszli na bok, anektując jedną ze specjalnie usypanych kupek śniegu na własny użytek. – Mam nadzieję, że zabrałeś ze sobą rękawiczki – zagadnęła, unosząc przy tym brew z czymś na kształt rozbawienia; sama skrywała właśnie dłonie za delikatną, czarną skórą, chcąc ochronić je przed szczypaniem i nieuchronnym bólem. Wciąż balansowała na granicy zachowawczego, przyzwoitego dystansu a niewinnej zaczepki. Wsparła się na jego ramieniu, gdy poufale sięgała do lisiego ucha; musiała mu w końcu zdradzić, kogo mieli spróbować przedstawić swym tworem. – Nasz bałwan musi być smukły... I trochę ode mnie niższy – mruknęła, marszcząc przy tym brwi w zamyśleniu, próbując wyłowić z pamięci wszelkie detale, które mogły by im się teraz przydać. Kucnęła, uważając przy tym na materiał sukienki, zaczynając zbierać śnieg na pierwszą z kul. Nie chciała, by ich dzieło wyglądało jak typowy bałwan; próbowała nadać mu kształt, który jak najbardziej przypominałby wylosowanego gościa, a przede wszystkim osobę, nie zaś marchewkowego, kulkowatego stwora. – Co sądzisz? – Podchwyciła wzrok Foxa, pozbywając się rękawiczek; by poradzić sobie z detalami, z zacieraniem granic między kolejnymi modułami śniegu, potrzebowała pełnej kontroli. Nad jego ramieniem spojrzała w stronę pozostałych par, próbując ocenić, czy zostali w tyle, czy może nadążali za resztą. – I tak najważniejsze będą akcesoria... – Tak przynajmniej myślała, z werwą ruszając do miejsca, w którym składowane były rekwizyty. Zabrała ze sobą szalik w czerwono-złote pasy, a także fragment ubioru, który na myśl przywodził fartuch – jednak nie tyle fartuch, który znaleźć można było w każdej kuchni, a taki kojarzący się z zapachem medykamentów i najróżniejszych ziół. Do tego dwa węgielki na oczy; nie tylko po to, by w jakikolwiek sposób je zarysować, ale i dlatego, że osoba, którą starali się odwzorować, miała ciemne, ciepłe spojrzenie. – Coś jeszcze? – dopytała, poprawiając ułożenie fartucha, po czym zaczęła chuchać w dłonie. Może i była to tylko zabawa, lecz nie lubiła przegrywać.
| rzucam za naszą parę:
1. zręczne ręce lub tworzenie rzeźby; obie postaci nie mają żadnej z tych biegłości
2. biegłość artystyczna: Maeve ma malarstwo na poziomie I
3. spostrzegawczość: Maeve i Fox mają spostrzegawczość na poziomie III
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością
#1 'k10' : 7
--------------------------------
#2 'k10' : 1
--------------------------------
#3 'k10' : 2
#1 'k10' : 7
--------------------------------
#2 'k10' : 1
--------------------------------
#3 'k10' : 2
Cillian przyszedł na miejsce, trzymając w dłoni kieliszek Toujours Pur. Wysłuchał tego, co do powiedzenia miała jego przyjaciółka. Pochylił się nad jej uchem i rozbawionym głosem zapytał:
- Thalia, czy ty też już piłaś? To tylko lepienie bałwana. Jesteś słodka, jak się tak tłumaczysz, jo.
Spojrzał na kartkę i zamyślił się na chwilę. To nie był ktoś, z kim jest blisko, ale wiele o nim słyszał. Kojarzył też charakterystyczną (przynajmniej w jego opinii) twarz. To zrodziło w jego głowie pomysł. Ten bałwan nie mógł być idealnie okrągły; musiał za wszelką cenę mieć strzelistą formę i wyraziste rysy twarzy, ale żadne z nich nie było doświadczonymi rzeźbiarzami. Cillian do tej pory robił tylko standardowe bałwany, o czym wspomniał Thalii przynajmniej dwadzieścia razy, biorąc kolejne łyki wina. Przez cały czas był uchachany, jak uczennica trzeciego roku Hufflepuffu. Nieporadnie zabrudził śnieg kawałkiem węgla, tworząc cienie pod oczami, po czym wcisnął dwa jego kawałki w krzywe oczodoły. Ścisnął górną kulę tak, aby wgnieść dwa dołki, imitujące kości policzkowe, a osuwające się kawałki śniegu z nadpsutej głowy ugniótł w krzywy nos. Usta wykonał z drobnych kamyków, pomiędzy które wcisnął owinięty kawałkiem papieru patyk. Miało to imitować papieroska.
Zauważył entuzjazm, z jakim panna Wellers mówiła o wylosowanej osobie. Nie darował sobie więc wyrzeźbienia mu w nieporadny sposób imponujących mięśni brzucha, wyglądających jak doklejone śnieżki wielkości połówek pomarańczy. Otrzymał za to od niej cios łokciem w bok. Resztka wina wylała się na bałwana, co sprytnie przykrył elegancką narzutą, znalezioną w skrzyni obok.
- Nie krytykuj artysty - powiedział do niej - lepiej tego nie zrobimy. Przynajmniej będzie śmiesznie.
Nonszalancko zakończył stawiać swoje opus magnum, muskając bałwana palcem po jego pokaźnym nosie. Przez dłuższy moment spoglądał na nie, zastanawiając się, czy to już na pewno koniec. Rozejrzał się wokoło i zdał sobie sprawę, że zapomnieli o rękach. Zachowując pokerowy wyraz twarzy, doczepił do całości dwie krzywe gałęzie.
I rzut, biegłość zręcznych rąk lub rzeźby, Cillian i Thalia mają biegłość na 0
II rzut, biegłość ilustracji (tworzenia), Cillian I, Thalia 0
III rzut, biegłość spostrzegawczości, Cillian II, Thalia 0
Przy okazji wypijam wino numer 4.
- Thalia, czy ty też już piłaś? To tylko lepienie bałwana. Jesteś słodka, jak się tak tłumaczysz, jo.
Spojrzał na kartkę i zamyślił się na chwilę. To nie był ktoś, z kim jest blisko, ale wiele o nim słyszał. Kojarzył też charakterystyczną (przynajmniej w jego opinii) twarz. To zrodziło w jego głowie pomysł. Ten bałwan nie mógł być idealnie okrągły; musiał za wszelką cenę mieć strzelistą formę i wyraziste rysy twarzy, ale żadne z nich nie było doświadczonymi rzeźbiarzami. Cillian do tej pory robił tylko standardowe bałwany, o czym wspomniał Thalii przynajmniej dwadzieścia razy, biorąc kolejne łyki wina. Przez cały czas był uchachany, jak uczennica trzeciego roku Hufflepuffu. Nieporadnie zabrudził śnieg kawałkiem węgla, tworząc cienie pod oczami, po czym wcisnął dwa jego kawałki w krzywe oczodoły. Ścisnął górną kulę tak, aby wgnieść dwa dołki, imitujące kości policzkowe, a osuwające się kawałki śniegu z nadpsutej głowy ugniótł w krzywy nos. Usta wykonał z drobnych kamyków, pomiędzy które wcisnął owinięty kawałkiem papieru patyk. Miało to imitować papieroska.
Zauważył entuzjazm, z jakim panna Wellers mówiła o wylosowanej osobie. Nie darował sobie więc wyrzeźbienia mu w nieporadny sposób imponujących mięśni brzucha, wyglądających jak doklejone śnieżki wielkości połówek pomarańczy. Otrzymał za to od niej cios łokciem w bok. Resztka wina wylała się na bałwana, co sprytnie przykrył elegancką narzutą, znalezioną w skrzyni obok.
- Nie krytykuj artysty - powiedział do niej - lepiej tego nie zrobimy. Przynajmniej będzie śmiesznie.
Nonszalancko zakończył stawiać swoje opus magnum, muskając bałwana palcem po jego pokaźnym nosie. Przez dłuższy moment spoglądał na nie, zastanawiając się, czy to już na pewno koniec. Rozejrzał się wokoło i zdał sobie sprawę, że zapomnieli o rękach. Zachowując pokerowy wyraz twarzy, doczepił do całości dwie krzywe gałęzie.
I rzut, biegłość zręcznych rąk lub rzeźby, Cillian i Thalia mają biegłość na 0
II rzut, biegłość ilustracji (tworzenia), Cillian I, Thalia 0
III rzut, biegłość spostrzegawczości, Cillian II, Thalia 0
Przy okazji wypijam wino numer 4.
no beauty shines brighter
than a good heart
than a good heart
Cillian Moore
Zawód : Wygnany powieściopisarz, chwyta się prac dorywczych
Wiek : 27
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Chodźmy nad wodę
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
Na Twoich kolanach zasnę
Wymyślę więcej dobrych wierszy
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cillian Moore' has done the following action : Rzut kością
#1 'k10' : 5
--------------------------------
#2 'k10' : 8
--------------------------------
#3 'k10' : 2
#1 'k10' : 5
--------------------------------
#2 'k10' : 8
--------------------------------
#3 'k10' : 2
Dało się odczuć, że spokój, który towarzyszył ceremonii, był wyłącznie pozorny. Lub być może tylko ja tak czułem; choć Dolina Godryka pozostawała względnie bezpieczna, różdżkę trzymałem blisko siebie, wyostrzając zmysły, sięgając nimi znacznie dalej, niż poza obszar przyjęcia. Jakby coś wisiało w powietrzu, nie pozwalało opuścić gardy. W każdej chwili ceremonię mógł przerwać patronus; w każdej chwili Longbottom mógł wezwać nas w inne miejsce - póki jednak zachowanie pozorów pozwalało na zabawę, chciałem być jej częścią. Z Maeve u boku było to łatwiejsze - nawet jeśli nadal mieliśmy sobie sporo do wyjaśnienia, nawet jeśli nadal nie wszystkie elementy układanki zostały uporządkowane. Nie potrafiłem nawet wskazać, które z nas wyszło z propozycją dołączenia do zabawy w ogrodzie - być może potrzebowaliśmy tego oboje. Porzucić swoje musztry, by chociaż na chwilę posmakować radości, którą roztaczali wokół siebie Steffen i Isabella. Z zaskoczeniem przyjąłem pierwszą część zadania, wymownie spoglądając w kierunku Maeve, gdy pan Popkins tłumaczył reguły. Kiedy chwilę później nachylała się nad moim uchem, złapałem ją w talii, niby przelotnie, jednak od noworocznego przyjęcia w Ostoi czułem się o wiele swobodniej w przekraczaniu bariery dotyku, pozwalając sobie na spoufałość wśród towarzystwa. I choć zostaliśmy osobne zaproszenia, na ślubie pojawiliśmy się razem; nie trzeba było szczególnie bystrego oka, by dało się to zauważyć.
- Myślisz, że niedbałym rady bez? Masz mnie za jakiegoś arystokratę? - Odparłem jej z teatralnym oburzeniem, śląc jednocześnie szelmowski uśmiech. - W tej konkurencji zdaję się na ciebie. - Przyznałem, kiedy na ucho wyznała mi nazwisko osoby, której podobiznę mieliśmy przygotować.
Pomogłem jej z uformowaniem trzonu bałwana, co w zaskakujący sposób wydało mi się relaksacyjną rozrywką. Kiedy jednak przyszło do detali, wiedziałem, że ze swoim artystycznym zacięciem będzie lepszą osobą do tego, by nadać dziełu ostatnie szlify. Kiedy więc pochylała się nad śnieżną figurą, nadając jej bardziej indywidualnych kształtów, ja wolałem lepić kulkę, by następnie trafić celnie w Maeve, tuż przy kołnierzu, tym samym najpewniej zapewniając jej chłodny, śnieżny prysznic. - Jest idealnie. Nie poznałbym, kto jest kim, gdyby obok znalazł się oryginał. - W nerwowym geście rozbawienia na chwilę zatkałem usta, po czym wskazałem na bałwana, rozkładając ręce z zachwytu. Nie byłem pewien, czy bardziej oberwie mi się za śnieżkę, czy za komentarz. - Myślę, że minęłaś się z powołaniem. - Ten chłodny dzień właśnie nabierał nieco pikanterii, i oby Maeve dopisywał równie szampański humor jak i mnie. Nie było w tym krztyny ironii! Ostatecznie oboje wiedzieliśmy, że to tylko bałwan...
- Myślisz, że niedbałym rady bez? Masz mnie za jakiegoś arystokratę? - Odparłem jej z teatralnym oburzeniem, śląc jednocześnie szelmowski uśmiech. - W tej konkurencji zdaję się na ciebie. - Przyznałem, kiedy na ucho wyznała mi nazwisko osoby, której podobiznę mieliśmy przygotować.
Pomogłem jej z uformowaniem trzonu bałwana, co w zaskakujący sposób wydało mi się relaksacyjną rozrywką. Kiedy jednak przyszło do detali, wiedziałem, że ze swoim artystycznym zacięciem będzie lepszą osobą do tego, by nadać dziełu ostatnie szlify. Kiedy więc pochylała się nad śnieżną figurą, nadając jej bardziej indywidualnych kształtów, ja wolałem lepić kulkę, by następnie trafić celnie w Maeve, tuż przy kołnierzu, tym samym najpewniej zapewniając jej chłodny, śnieżny prysznic. - Jest idealnie. Nie poznałbym, kto jest kim, gdyby obok znalazł się oryginał. - W nerwowym geście rozbawienia na chwilę zatkałem usta, po czym wskazałem na bałwana, rozkładając ręce z zachwytu. Nie byłem pewien, czy bardziej oberwie mi się za śnieżkę, czy za komentarz. - Myślę, że minęłaś się z powołaniem. - Ten chłodny dzień właśnie nabierał nieco pikanterii, i oby Maeve dopisywał równie szampański humor jak i mnie. Nie było w tym krztyny ironii! Ostatecznie oboje wiedzieliśmy, że to tylko bałwan...
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Uśmiech wciąż pląsał na linii miękkich warg, kiedy w pewnym momencie pochwycił za jej rękę i poprowadził w nieznane, nawet jeśli enigmatycznym celem okazała się dalsza część ogrodu, a iście ekscytującym momentem spędzonym we dwoje - weselna zabawa w towarzystwie częściowo obcych jej osób. Nie odczuła jednak rozczarowania, splecione ze sobą na krótką chwilę palce wciąż emanowały ciepłem, w umyśle nadal rozbrzmiewał śmiech łagodny, niemal czuły, odpowiadający na jej zaczepny, znaczony nutą rozbawienia komentarz. Nie był on jednak na tyle mocny, by mógł wybić się ponad głos sędziwego Popkinsa, który to miał wyjaśnić im wszelkie reguły oraz zasady i zapewne starał się być miły, krzepiący oraz wyrozumiały, lecz to, co wywołał we wnętrzu blondyneczki o policzkach zroszonych różem, przez pocałunki mrozu wywołanym, to to, iż okazuje się, iż przez całe życie nie była w stanie ulepić porządnego bałwana. Niech to gwiazdy spadną, aż w duchu westchnęła, wyciągając z podstawionego woreczka pergamin z personaliami wybranej inspiracji dla śnieżnego dzieła. Z poważną miną przeczytała imię oraz nazwisko, lekko brwi zmarszczyła, nim pokiwała do siebie głową w sposób wyglądający nader mądrze oraz pewnie, co tylko potwierdzało złożenie karteczki w kosteczkę, nim małą dłoń ułożyła na biodrze, spoglądając na Castora z odwagą zaklętą w popiele spojrzenia.
- Nie mam bladego pojęcia, kto to - oświadczyła, tym samym niwecząc ich niewątpliwy plan na sukces - Ale nie zamierzam się poddawać - dodała, mrużąc oczy, które skierowała w stronę Cilliana skupionego całkowicie na swej towarzyszce. Powinna wrzucić mu lodowate grudki za kołnierz, za to bezczelne ignorowanie jej listu. Podlec - Bo to wojna - oznajmiwszy to, przykucnęła przy kupie śniegu, którą próbowała zbić w coś na kształt kuli. Zatrzymała się, dopiero kiedy gorący oddech blondyna otulił jej ucho, wywołując łaskoczące dreszcze na skórze, a słowa szeptem płynęły, zdradzając więcej informacji o rzekomej niewiadomej. Och, to proste! Miała chęć aż zaklaskać ucieszona, tylko entuzjazm jakoś tak opadł, bo za bardzo nie wierzyła w swoje zdolności artystyczne, nawet pomimo bycia rzekomą artystką. Ale sztuka sztuce nie jest równa, pocieszyła się marnie, uznając, że lepienie bałwana nie mogło być trudniejsze od gotowania. Tam też lepiła, rzeźbiła i generalnie próbowała wrzucić wszystko na raz, wierząc, iż pozostanie to jadalne. I zwykle było. Chociaż trzy kule na sobie postawione nie miały w sobie nic z jedzenia, tak z pewnością będą nawet rozpoznawalne. Mimiką oraz rysami zajmował się Sprout, sama Finley zamierzała skupić się na dodatkach, wymagających jeszcze trochę śniegu, nieco uszkodzenia środkowej kuli w imię poświęcenia. Kształt pod jej rękoma był podłużny, gruby i kiedy chciała lepić końcówkę, usłyszała tylko wciągnięcie głęboko powietrza przez młodzieńca obok, nim zareagował zduszonym Finnie i popsuł częściowo tworzącą się z boku bałwanka gulę. Dziewczę nadąsało się wyraźnie, nim wytłumaczyło sobie podobne zachowanie tym, iż mogła zbyt wiele zdradzić. Dlatego też wzruszyła wąskimi ramionami, nim przeszła do grzebania w rekwizytach. Brązowy szalik z frędzlami wydawał się całkiem sensownym dodatkiem, więc owinęła nim głowę ich śnieżnego dziecka, końcówkę układając tak, by frędzelki imitowały nierówną grzywkę. Następnie przeszła do formowania figurek o pięciu ramionach, tak, jak kiedyś robiła ciasteczka i...i w sumie nie była pewna, co jeszcze od siebie dodać mogła, to Cas znał tę osobę, a nie ona. Przygryzła więc dolną wargę, zastanawiając się, czy jeśli podaruje tworzącej się buzi uśmiech z guzików, to czy będzie on przerażający, czy też rzeczywiście będzie mógł podkreślić pogodę ducha osoby, którą ma imitować?
| nie mam zręcznych rąk, ni umiejętności tworzenia, za to spostrzegawczość mam na I. Losuje za mnie Cas, bo jestem mechaniczną amebą
- Nie mam bladego pojęcia, kto to - oświadczyła, tym samym niwecząc ich niewątpliwy plan na sukces - Ale nie zamierzam się poddawać - dodała, mrużąc oczy, które skierowała w stronę Cilliana skupionego całkowicie na swej towarzyszce. Powinna wrzucić mu lodowate grudki za kołnierz, za to bezczelne ignorowanie jej listu. Podlec - Bo to wojna - oznajmiwszy to, przykucnęła przy kupie śniegu, którą próbowała zbić w coś na kształt kuli. Zatrzymała się, dopiero kiedy gorący oddech blondyna otulił jej ucho, wywołując łaskoczące dreszcze na skórze, a słowa szeptem płynęły, zdradzając więcej informacji o rzekomej niewiadomej. Och, to proste! Miała chęć aż zaklaskać ucieszona, tylko entuzjazm jakoś tak opadł, bo za bardzo nie wierzyła w swoje zdolności artystyczne, nawet pomimo bycia rzekomą artystką. Ale sztuka sztuce nie jest równa, pocieszyła się marnie, uznając, że lepienie bałwana nie mogło być trudniejsze od gotowania. Tam też lepiła, rzeźbiła i generalnie próbowała wrzucić wszystko na raz, wierząc, iż pozostanie to jadalne. I zwykle było. Chociaż trzy kule na sobie postawione nie miały w sobie nic z jedzenia, tak z pewnością będą nawet rozpoznawalne. Mimiką oraz rysami zajmował się Sprout, sama Finley zamierzała skupić się na dodatkach, wymagających jeszcze trochę śniegu, nieco uszkodzenia środkowej kuli w imię poświęcenia. Kształt pod jej rękoma był podłużny, gruby i kiedy chciała lepić końcówkę, usłyszała tylko wciągnięcie głęboko powietrza przez młodzieńca obok, nim zareagował zduszonym Finnie i popsuł częściowo tworzącą się z boku bałwanka gulę. Dziewczę nadąsało się wyraźnie, nim wytłumaczyło sobie podobne zachowanie tym, iż mogła zbyt wiele zdradzić. Dlatego też wzruszyła wąskimi ramionami, nim przeszła do grzebania w rekwizytach. Brązowy szalik z frędzlami wydawał się całkiem sensownym dodatkiem, więc owinęła nim głowę ich śnieżnego dziecka, końcówkę układając tak, by frędzelki imitowały nierówną grzywkę. Następnie przeszła do formowania figurek o pięciu ramionach, tak, jak kiedyś robiła ciasteczka i...i w sumie nie była pewna, co jeszcze od siebie dodać mogła, to Cas znał tę osobę, a nie ona. Przygryzła więc dolną wargę, zastanawiając się, czy jeśli podaruje tworzącej się buzi uśmiech z guzików, to czy będzie on przerażający, czy też rzeczywiście będzie mógł podkreślić pogodę ducha osoby, którą ma imitować?
| nie mam zręcznych rąk, ni umiejętności tworzenia, za to spostrzegawczość mam na I. Losuje za mnie Cas, bo jestem mechaniczną amebą
Jak ja Cię obronię i po czyjej stronie
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Stanąć mam dziś, gdy oczu wrogich sto?
Weselne zabawy stanowiły nieodłączny element świętowania wstąpienie dwójki młodych ludzi w związek małżeński. Castor zawsze przyglądał im się uważnie, choć z boku; nigdy wcześniej bowiem nie czuł się wystarczająco pewnie, by wziąć w nich udział. Dzisiaj jednak miał przy sobie Finnie. Byli razem, och, jakie to piękne słowa, uczucie gorące, które pomimo mroźnego powietrza rozgrzewało wychudzone ciało Sprouta, nie pozwalając mu nawet na cień smutku czy złości. Dzisiejszy dzień był piękny, miał być dokładnie taki, o jakim marzyła Młoda Para. A wszyscy goście, zgodnie postanowili na moment zaczarować rzeczywistość. Zdjąć z ramion państwa Cattermole ciężar smutków i trosk, także tych, które osiadały na wymęczonych twarzach, wciskały się w zmarszczki mimiczne pomimo szczerych chęci do prędkiego zakończenia zbrojnych potyczek.
Chwycił więc dłoń panny Jones, splatając ich palce razem. Szczerze powiedziawszy, nie chciał jej już wypuszczać nigdy. Czy to była właśnie miłość? Czy z jego oczu leją się równie miodne, słodkie spojrzenia, które Steffen śle bezustannie w kierunku Isabelli? Och, gdyby tak było, gdyby mógł spojrzeć na siebie z boku i porównać... Z pewnością byłby zadowolony wszystkimi spostrzeżeniami. Zatrzymali się jednak w grupce pozostałych gości, uważnie słuchających starego pana Popkinsa, któremu Castor — jako długoletni mieszkaniec Doliny Godryka, znający niemalże wszystkich jej mieszkańców — skinął głową na przywitanie, okraszając gest ciepłym uśmiechem. Zadanie było proste, a osoba, która widniała na zwitku pokazanym mu przez Finnie całkiem dobrze znana. Nic więc dziwnego, że grymas zadowolenia zaczepił się na lineaturze twarzy Sprouta całkiem ochoczo i nie zamierzał z niego zejść.
Pomimo oczywistego braku umiejętności artystycznych — co było zaskakujące, biorąc pod uwagę, że sam się w sztuce poniekąd nurzał, szczególnie przy tworzeniu talizmanów — zabrał się do zadania bardzo ochoczo. Poświęcił chwilę, by na ucho szeptać Finnie szczegóły dotyczące osoby, której bałwanią podobiznę powinni stworzyć, choć chyba oboje wiedzieli, że największymi bałwanami w okolicy byli właśnie oni — Finnie i Cassie. Na wojenną deklarację odsunął się o pół kroku od swej wybranki, posyłając jej nieco skonsternowane, trochę zaniepokojone spojrzenie, lecz to zdziwienie trwało ledwie pół sekundy. Prędko przypomniał sobie najpierw o żartu z piecem, rzuconym przed sylwestrowymi przygotowaniami, a potem o ostrzeżeniu ich swata w kontekście specyficznego poczucia humoru Finnie. Objął ją więc ramieniem, a na czole złożył czuły, choć krótki pocałunek.
— Już, już, nie gorączkuj się tak. Zabieramy się do roboty! — klaśnięciem dał znak, że powinni zaczynać. Początkowo to on przybrał pozę, którą — w swoim mniemaniu — wybrał idealnie dla osoby, którą mieli odwzorować. Ale wydawało się, że Finnie szło całkiem dobrze, a przynajmniej tak ocenił swoim niewprawnym i niewrażliwym na artystyczne doznania okiem. No trudno. Będzie, co ma być, ale może osoba przedstawiana w ich komediowym niemalże dziele nie obrazi się na nich śmiertelnie.
Poruszył się wreszcie, gdy bryła przypominała już jakoś bałwana, przesuwając się tak, by mógł dostrzec to, co znajdowało się na jej przodzie. Widząc grudę, którą zajmowała się Finnie, nabrał szybko świszczący oddech i nie mógł powstrzymać się przed reakcją.
Oby nikt tego nie widział.
— Finnie — szepnął zduszony, a na jego policzki wystąpił lekki rumieniec. — To ma być gość, nie ja... — dodał chwilę później, przechodząc jednak od słów do czynów. Jako bardziej zaznajomiony (albo inaczej, jako jedyny zaznajomiony) z gościem, zajął się rysami twarzy, którym poświęcił naprawdę dużo uwagi. Największe kamyki, jakie odnalazł, umieścił w miejscu oczu, a uśmiech wyrzeźbił szeroki, taki od ucha do ucha. A jak wyszło? No to już nie jemu oceniać. Przeskoczył jednakże szybko do skrzynki z rekwizytami, wyciągając z niej marchewkę. Wcisnął ją w wyciągniętą rękę bałwanka, natką do dołu, uznając to przecież za idealny pomysł. Odsunąwszy się od ich dzieła, objął raz jeszcze swą partnerkę, przekrzywiając nieco głowę.
— Jest... No jak zmrużysz oczy, to jest całkiem podobny do oryginału!
| 1 rzut - oboje brak biegłości -1 do k10
2 rzut - oboje brak biegłości -1 do k10
3 rzut - Finley spostrzegawczość I - 0 do k10
Chwycił więc dłoń panny Jones, splatając ich palce razem. Szczerze powiedziawszy, nie chciał jej już wypuszczać nigdy. Czy to była właśnie miłość? Czy z jego oczu leją się równie miodne, słodkie spojrzenia, które Steffen śle bezustannie w kierunku Isabelli? Och, gdyby tak było, gdyby mógł spojrzeć na siebie z boku i porównać... Z pewnością byłby zadowolony wszystkimi spostrzeżeniami. Zatrzymali się jednak w grupce pozostałych gości, uważnie słuchających starego pana Popkinsa, któremu Castor — jako długoletni mieszkaniec Doliny Godryka, znający niemalże wszystkich jej mieszkańców — skinął głową na przywitanie, okraszając gest ciepłym uśmiechem. Zadanie było proste, a osoba, która widniała na zwitku pokazanym mu przez Finnie całkiem dobrze znana. Nic więc dziwnego, że grymas zadowolenia zaczepił się na lineaturze twarzy Sprouta całkiem ochoczo i nie zamierzał z niego zejść.
Pomimo oczywistego braku umiejętności artystycznych — co było zaskakujące, biorąc pod uwagę, że sam się w sztuce poniekąd nurzał, szczególnie przy tworzeniu talizmanów — zabrał się do zadania bardzo ochoczo. Poświęcił chwilę, by na ucho szeptać Finnie szczegóły dotyczące osoby, której bałwanią podobiznę powinni stworzyć, choć chyba oboje wiedzieli, że największymi bałwanami w okolicy byli właśnie oni — Finnie i Cassie. Na wojenną deklarację odsunął się o pół kroku od swej wybranki, posyłając jej nieco skonsternowane, trochę zaniepokojone spojrzenie, lecz to zdziwienie trwało ledwie pół sekundy. Prędko przypomniał sobie najpierw o żartu z piecem, rzuconym przed sylwestrowymi przygotowaniami, a potem o ostrzeżeniu ich swata w kontekście specyficznego poczucia humoru Finnie. Objął ją więc ramieniem, a na czole złożył czuły, choć krótki pocałunek.
— Już, już, nie gorączkuj się tak. Zabieramy się do roboty! — klaśnięciem dał znak, że powinni zaczynać. Początkowo to on przybrał pozę, którą — w swoim mniemaniu — wybrał idealnie dla osoby, którą mieli odwzorować. Ale wydawało się, że Finnie szło całkiem dobrze, a przynajmniej tak ocenił swoim niewprawnym i niewrażliwym na artystyczne doznania okiem. No trudno. Będzie, co ma być, ale może osoba przedstawiana w ich komediowym niemalże dziele nie obrazi się na nich śmiertelnie.
Poruszył się wreszcie, gdy bryła przypominała już jakoś bałwana, przesuwając się tak, by mógł dostrzec to, co znajdowało się na jej przodzie. Widząc grudę, którą zajmowała się Finnie, nabrał szybko świszczący oddech i nie mógł powstrzymać się przed reakcją.
Oby nikt tego nie widział.
— Finnie — szepnął zduszony, a na jego policzki wystąpił lekki rumieniec. — To ma być gość, nie ja... — dodał chwilę później, przechodząc jednak od słów do czynów. Jako bardziej zaznajomiony (albo inaczej, jako jedyny zaznajomiony) z gościem, zajął się rysami twarzy, którym poświęcił naprawdę dużo uwagi. Największe kamyki, jakie odnalazł, umieścił w miejscu oczu, a uśmiech wyrzeźbił szeroki, taki od ucha do ucha. A jak wyszło? No to już nie jemu oceniać. Przeskoczył jednakże szybko do skrzynki z rekwizytami, wyciągając z niej marchewkę. Wcisnął ją w wyciągniętą rękę bałwanka, natką do dołu, uznając to przecież za idealny pomysł. Odsunąwszy się od ich dzieła, objął raz jeszcze swą partnerkę, przekrzywiając nieco głowę.
— Jest... No jak zmrużysz oczy, to jest całkiem podobny do oryginału!
| 1 rzut - oboje brak biegłości -1 do k10
2 rzut - oboje brak biegłości -1 do k10
3 rzut - Finley spostrzegawczość I - 0 do k10
Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami. |
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
❝ Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt. ❞
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak
Zakon Feniksa
The member 'Castor Sprout' has done the following action : Rzut kością
#1 'k10' : 4
--------------------------------
#2 'k10' : 4
--------------------------------
#3 'k10' : 7
#1 'k10' : 4
--------------------------------
#2 'k10' : 4
--------------------------------
#3 'k10' : 7
Nie dało się opisać ulgi, którą Florence odczuła, kiedy dowiedziała się, że ten ślub jednak się odbędzie. Naprawdę liczyła na chwilę wytchnienia, możliwość na to, aby odrobinę się rozerwać, no a poza tym prawdziwym nieszczęściem byłoby obserwowanie jak kolejna para nie może przypieczętować swojego związku w tak magiczny sposób. Nawet, jeśli spokój w Dolinie był pozorny, to ludzie i tak go potrzebowali. Potrzebowali na krótki moment zapomnieć o całym horrorze, który rozgrywał się w kraju. A w jaki inny sposób najlepiej to zrobić, niż poprzez weselną zabawę?
Florence zawsze starała się wziąć udział chociaż w jednej z konkurencji przygotowanych przez parę młodą. Ten raz nie był z resztą wyjątkiem. Z zaciekawieniem więc oczekiwała na moment, gdy prowadzący wyjaśni im, na czym dokładnie miała polegać pierwsza konkurencja. Słyszała, że miało to się odbyć w parach - i chociaż Florence przybyła na samą ceremonię oraz wesele z towarzyszem, nie zapisała się do tej konkurencji razem z Herbertem. Prowadzący, miły i głośny jegomość, chyba jednak wyczuł pismo nosem. Florence lekko parsknęła śmiechem, widząc jego minę, kiedy mężczyzna chwycił Greya i bez większego problemu ustawił go obok jej osoby.
- No to chyba gramy w jedne drużynie - mrugnęła do Herba, zaraz jednak ponownie odwracając się do prowadzącego, aby wysłuchać na czym dokładnie miała polegać zabawa. I... musiała przyznać, że nie będzie to z pewnością łatwa konkurencja! Nie dało się jednak ukryć, że na pewno towarzyszyć będzie temu masa zabawy. Lepienie podobizn innych gości! Bardzo pomysłowe, musiała przyznać. Florence bez skrępowania sięgnęła do woreczka, kiedy podsunięto jej go do wylosowania konkretnej osoby. Widząc nazwisko, lekko zmarszczyła brwi. Z pewnością kryło się w tym lekkie wyzwanie, ale chyba dadzą radę. Nachyliła się do Herberta, aby wyszeptać mu na ucho, kogo będą lepić ze śniegu. Oby tylko dobrze udało im się oddać choć trochę charakter danej osoby!
Złapała mężczyznę za rękę i podeszła do jednej z przygotowanych kupek śniegu. Założyła na ręce rękawiczki i przystąpiła zaraz do dzieła. Nie znała danej osoby aż tak dobrze, miała jednak kilka pomysłów, jak upodobnić bałwana do konkretnej persony. Dobre i to. Na szczęście potrafiła przywołać w pamięci twarz danej osoby, a to już była połowa sukcesu. Nigdy nie była specjalnie dobra w rzeźbieniu, w lodziarni wszystkie ozdoby były wyczarowywane za pomocą różdżki. Dziś jednak musieli się postarać inaczej!
Z akcesoriów zgromadzonych do ozdobienia bałwana sięgnęła po okulary, szary szalik, a także stary but. Przez chwilę zastanawiała się nad elementem z którego mogłaby zrobić oczy i zdecydowała się na parę koralików, turlających się po dnie pudła. Wróciła zaraz do Herberta ze swoimi znaleziskami.
- Musi być odrobinkę wyższy ode mnie. - zauważyła, zaczynając lepić kule. Rozejrzała się ukradkiem jak inni zaczynają swoją pracę. Miło byłoby wygrać, z pewnością, chociaż ważniejsza oczywiście była dobra zabawa!
1. kształt kul - Florka brak biegłości, Herb brak biegłości
2. akcesoria - Florka brak biegłości, Herb brak biegłości(gry na instrumentach/gotowanie i fotografia raczej sie tu nie przydadzą)
3. spostrzegawczość - Florka poziom II, Herbert poziom I
Florence zawsze starała się wziąć udział chociaż w jednej z konkurencji przygotowanych przez parę młodą. Ten raz nie był z resztą wyjątkiem. Z zaciekawieniem więc oczekiwała na moment, gdy prowadzący wyjaśni im, na czym dokładnie miała polegać pierwsza konkurencja. Słyszała, że miało to się odbyć w parach - i chociaż Florence przybyła na samą ceremonię oraz wesele z towarzyszem, nie zapisała się do tej konkurencji razem z Herbertem. Prowadzący, miły i głośny jegomość, chyba jednak wyczuł pismo nosem. Florence lekko parsknęła śmiechem, widząc jego minę, kiedy mężczyzna chwycił Greya i bez większego problemu ustawił go obok jej osoby.
- No to chyba gramy w jedne drużynie - mrugnęła do Herba, zaraz jednak ponownie odwracając się do prowadzącego, aby wysłuchać na czym dokładnie miała polegać zabawa. I... musiała przyznać, że nie będzie to z pewnością łatwa konkurencja! Nie dało się jednak ukryć, że na pewno towarzyszyć będzie temu masa zabawy. Lepienie podobizn innych gości! Bardzo pomysłowe, musiała przyznać. Florence bez skrępowania sięgnęła do woreczka, kiedy podsunięto jej go do wylosowania konkretnej osoby. Widząc nazwisko, lekko zmarszczyła brwi. Z pewnością kryło się w tym lekkie wyzwanie, ale chyba dadzą radę. Nachyliła się do Herberta, aby wyszeptać mu na ucho, kogo będą lepić ze śniegu. Oby tylko dobrze udało im się oddać choć trochę charakter danej osoby!
Złapała mężczyznę za rękę i podeszła do jednej z przygotowanych kupek śniegu. Założyła na ręce rękawiczki i przystąpiła zaraz do dzieła. Nie znała danej osoby aż tak dobrze, miała jednak kilka pomysłów, jak upodobnić bałwana do konkretnej persony. Dobre i to. Na szczęście potrafiła przywołać w pamięci twarz danej osoby, a to już była połowa sukcesu. Nigdy nie była specjalnie dobra w rzeźbieniu, w lodziarni wszystkie ozdoby były wyczarowywane za pomocą różdżki. Dziś jednak musieli się postarać inaczej!
Z akcesoriów zgromadzonych do ozdobienia bałwana sięgnęła po okulary, szary szalik, a także stary but. Przez chwilę zastanawiała się nad elementem z którego mogłaby zrobić oczy i zdecydowała się na parę koralików, turlających się po dnie pudła. Wróciła zaraz do Herberta ze swoimi znaleziskami.
- Musi być odrobinkę wyższy ode mnie. - zauważyła, zaczynając lepić kule. Rozejrzała się ukradkiem jak inni zaczynają swoją pracę. Miło byłoby wygrać, z pewnością, chociaż ważniejsza oczywiście była dobra zabawa!
1. kształt kul - Florka brak biegłości, Herb brak biegłości
2. akcesoria - Florka brak biegłości, Herb brak biegłości
3. spostrzegawczość - Florka poziom II, Herbert poziom I
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
The member 'Florence Fortescue' has done the following action : Rzut kością
#1 'k10' : 4
--------------------------------
#2 'k10' : 2
--------------------------------
#3 'k10' : 7
#1 'k10' : 4
--------------------------------
#2 'k10' : 2
--------------------------------
#3 'k10' : 7
Zaproszenia na ślub się nie spodziewał, ale je otrzymał, a Florence była tak zachwycona możliwością wzięcia udziału, że nie mógł jej odmówić. Zresztą, kiedy ostatni raz brał udział w jakimś ślubie? Chyba Macmillana, czyli wieki temu. Zimowe ceremonie zaś miały w sobie pewien urok i nostalgię, ubierając swoje najlepsze ubranie udał sie do Doliny Godryka aby świętować wraz z parą młodą. Takie wydarzenia w czasie jak ten były im bardzo potrzebne, napełniały serca nadzieją, że oto nadchodzi nowe i nic nie jest jeszcze przesądzone. Wystarczyło odrobinę odwagi i zawziętości, naiwne ale dodawało im sił i chęci do dalszego działania.
Teraz jednak został porwany przez Florence na zewnątrz do śnieżnej zabawy. Ledwo udało mu się odłożyć kieliszek alkoholu na wolne miejsce kiedy został wypchnięty przez czarownicę na zewnątrz.
-Nie wiedziałem, że masz aż tyle siły. - Zauważył szczerze rozbawiony jej entuzjazmem ale jednocześnie będąc z niego zadowolonym. Zaśmiał się w głos kiedy zobaczył, że wylądowali razem w parze, rozłożył bezradnie dłonie bo być może Florka liczyła na kogoś innego, choć raczej szczerze w to wątpił. Raz na jakiś czas mógł być na tyle pewny siebie. Kiedy jego towarzyszka pokazała mu kartkę z imieniem kogo mają ulepić uniósł do góry brwi ale podjąć wyzwanie musieli. Nakładając rękawiczki podążył za kobietą do przygotowanej kupki śniegu. Lepił bałwany będąc dzieckiem i dawno tego nie robił, ale przecież co mogło być trudnego w tym zadaniu? Zaczął toczyć kule, które miały stanowić podstawę i bazę do ich zadania. Postawił Florkę obok potencjalnego bałwana by zmierzyć wysokość, a przy tym uśmiechnął się szeroko. -Będzie wyższy, - Zauważył tonem znawcy i lepił dalej. Starał się nadać śnieżnej rzeźbie choć trochę wygląd człowieka, ale liczył, że to właśnie dodatki dopełnią całości i ułatwia rozpoznanie tego kogo mieli przedstawić. Nie był artystą i zdecydowanie ich dzieło nie będzie najwyższych lotów, ale liczyła się zabawa a odrobina rywalizacji dodawała smaczku całej tej sytuacji. Spojrzał krytycznym okiem na ich wspólne dzieło.
-Chyba można się domyślić kto to…
Teraz jednak został porwany przez Florence na zewnątrz do śnieżnej zabawy. Ledwo udało mu się odłożyć kieliszek alkoholu na wolne miejsce kiedy został wypchnięty przez czarownicę na zewnątrz.
-Nie wiedziałem, że masz aż tyle siły. - Zauważył szczerze rozbawiony jej entuzjazmem ale jednocześnie będąc z niego zadowolonym. Zaśmiał się w głos kiedy zobaczył, że wylądowali razem w parze, rozłożył bezradnie dłonie bo być może Florka liczyła na kogoś innego, choć raczej szczerze w to wątpił. Raz na jakiś czas mógł być na tyle pewny siebie. Kiedy jego towarzyszka pokazała mu kartkę z imieniem kogo mają ulepić uniósł do góry brwi ale podjąć wyzwanie musieli. Nakładając rękawiczki podążył za kobietą do przygotowanej kupki śniegu. Lepił bałwany będąc dzieckiem i dawno tego nie robił, ale przecież co mogło być trudnego w tym zadaniu? Zaczął toczyć kule, które miały stanowić podstawę i bazę do ich zadania. Postawił Florkę obok potencjalnego bałwana by zmierzyć wysokość, a przy tym uśmiechnął się szeroko. -Będzie wyższy, - Zauważył tonem znawcy i lepił dalej. Starał się nadać śnieżnej rzeźbie choć trochę wygląd człowieka, ale liczył, że to właśnie dodatki dopełnią całości i ułatwia rozpoznanie tego kogo mieli przedstawić. Nie był artystą i zdecydowanie ich dzieło nie będzie najwyższych lotów, ale liczyła się zabawa a odrobina rywalizacji dodawała smaczku całej tej sytuacji. Spojrzał krytycznym okiem na ich wspólne dzieło.
-Chyba można się domyślić kto to…
Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Zabawa.. cóż Prudence zamierzała wybawić się dzisiaj na każdy możliwy sposób. Nie miała zamiaru odmawiać sobie czegokolwiek, w końcu nie za często bywała na uroczystościach, jak ta, szczególnie podczas wojny. Znalazła się więc na zewnątrz z innymi osobami, które chciały wziąć udział w przygotowanych atrakcjach.
Została przydzielona do pary mężczyźnie, którego kojarzyła z Sylwestra. Nie znała go zbyt dobrze, jednak zawsze to jakaś znajoma twarz, mogło być gorzej, czyż nie? Uśmiechnęła się do niego, nie pokazując zębów. Pamiętała jeszcze o tym, że ich nie ma. Nie chciała nikogo tutaj straszyć pustym miejscem, w którym powinny znajdować się jedynki.
Wylosowała kartkę.. nawet tu ją prześladował! Przewróciła oczami, po czym rzekła do Volansa. - Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało.- odparła i zamyśliła się na moment. - Nasz bałwan, to prawdziwy bałwan.. wydaje mi się, że wystarczyłoby zrobić zwykłego bałwana i każdy by wiedział kto to jest..- może nie było to aż tak oczywiste, jak się jej wydawało. - Musimy zrobić go całkiem wysokiego..- założyła rękawiczki, aby przygotować się do działania.
Przykucnęła, aby zacząć zbierać śnieg na pierwszą kulę. Szło jej to nawet nieźle. - Musi być postawny, potrzebujemy sporo śniegu..- formowała rzeźbę współpracując z mężczyzną, w nieco innym kształcie niż standardowy bałwan. W końcu była to bardziej rzeźba niż bałwan.
Powoli osoba, którą mięli przedstawić reszcie zaczynała nabierać kształtu. Prudence oddalała się, co chwilę, aby przyjrzeć się z daleka ich dziełu, nie sądziła, że będzie to taka przyjemna zabawa. Udała się do pudełka z akcesoriami, aby wybrać odpowiednie, przeszukała więc bardzo dokładnie jego zawartość. Chyba znalazła wszystko, czego potrzebowała. Wróciła do rzeźby, aby zadbać o szczegóły. Zawiesiła na szyi bałwana szalik Hufflepuffa, w jego dłoni, chociaż dłoń to może zbyt wiele powiedziane.. wstawiła szklankę. W miejscu, które miało być twarzą pozwoliła sobie wsadzić marchewkę, która miała imitować nos oraz węgielki, jako oczy. Oddaliła się jeszcze do tyłu, żeby ostatni raz przyjrzeć się bałwanowi. - Chyba nie poszło nam tak źle! - rzekła z entuzjazmem.
I rzut- 0 bonus ( brak biegłości i biegłość na 1)
II rzut 0 bonus (bo mamy biegłości na 1)
III rzut bonus +2 ( spostrzegawczość na 2 u Volansa i Pru)
I rzut, biegłość zręcznych rąk, Prudence 0, Volans I
II rzut, biegłość malarstwa, Prudence I, Volans I
III rzut, biegłość spostrzegawczości, Prudence II, Volans II
Została przydzielona do pary mężczyźnie, którego kojarzyła z Sylwestra. Nie znała go zbyt dobrze, jednak zawsze to jakaś znajoma twarz, mogło być gorzej, czyż nie? Uśmiechnęła się do niego, nie pokazując zębów. Pamiętała jeszcze o tym, że ich nie ma. Nie chciała nikogo tutaj straszyć pustym miejscem, w którym powinny znajdować się jedynki.
Wylosowała kartkę.. nawet tu ją prześladował! Przewróciła oczami, po czym rzekła do Volansa. - Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało.- odparła i zamyśliła się na moment. - Nasz bałwan, to prawdziwy bałwan.. wydaje mi się, że wystarczyłoby zrobić zwykłego bałwana i każdy by wiedział kto to jest..- może nie było to aż tak oczywiste, jak się jej wydawało. - Musimy zrobić go całkiem wysokiego..- założyła rękawiczki, aby przygotować się do działania.
Przykucnęła, aby zacząć zbierać śnieg na pierwszą kulę. Szło jej to nawet nieźle. - Musi być postawny, potrzebujemy sporo śniegu..- formowała rzeźbę współpracując z mężczyzną, w nieco innym kształcie niż standardowy bałwan. W końcu była to bardziej rzeźba niż bałwan.
Powoli osoba, którą mięli przedstawić reszcie zaczynała nabierać kształtu. Prudence oddalała się, co chwilę, aby przyjrzeć się z daleka ich dziełu, nie sądziła, że będzie to taka przyjemna zabawa. Udała się do pudełka z akcesoriami, aby wybrać odpowiednie, przeszukała więc bardzo dokładnie jego zawartość. Chyba znalazła wszystko, czego potrzebowała. Wróciła do rzeźby, aby zadbać o szczegóły. Zawiesiła na szyi bałwana szalik Hufflepuffa, w jego dłoni, chociaż dłoń to może zbyt wiele powiedziane.. wstawiła szklankę. W miejscu, które miało być twarzą pozwoliła sobie wsadzić marchewkę, która miała imitować nos oraz węgielki, jako oczy. Oddaliła się jeszcze do tyłu, żeby ostatni raz przyjrzeć się bałwanowi. - Chyba nie poszło nam tak źle! - rzekła z entuzjazmem.
I rzut- 0 bonus ( brak biegłości i biegłość na 1)
II rzut 0 bonus (bo mamy biegłości na 1)
III rzut bonus +2 ( spostrzegawczość na 2 u Volansa i Pru)
I rzut, biegłość zręcznych rąk, Prudence 0, Volans I
II rzut, biegłość malarstwa, Prudence I, Volans I
III rzut, biegłość spostrzegawczości, Prudence II, Volans II
I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Ostatnio zmieniony przez Prudence Macmillan dnia 28.09.21 20:06, w całości zmieniany 1 raz
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Huśtawka w ogrodzie
Szybka odpowiedź